sobota, 7 maja 2016

Rozdział XXVIII



Rozdział XXVIII


„W głowie ciaśniej układam każdą myśl, zagłuszę dziś.
Zapomnij mi.
Rozwijam taśmy naszych dni, krótki film.
Zapomnij mi.
Nie zawsze było tak, jak chcesz.
Nie było Ci lżej, nie pamiętaj tego mi…
Dawno mnie nie ma, nie ma…
Nie zabiorę cię do snu,
nie ratuj mnie…”
Sarsa – „Zapomnij mi”

            Nie wróciła do domu na noc spędzając ją z Billem w hotelu, bez komórki i bez jakiegokolwiek kontaktu ze światem, nikogo nawet nie powiadomiła o tym, gdzie jest. Nie dbała też o to, co pomyśli Martin. Zamierzała jak najszybciej zakończyć ten związek, choćby dziś, przerwać tę farsę, która teraz była tylko udręką i kłamstwem.
            Tuż przed pracą podjechała na chwilę do domu, aby wziąć prysznic i się przebrać. Sięgając do szafki po czystą bieliznę jej wzrok zatrzymał się na leżących na podłodze fragmentach roztrzaskanej komórki. Pozbierała je zastanawiając się, czy uda się złożyć telefon w jedną całość i czy będzie działać, jednak wyświetlacz był zupełnie popękany. Wrzuciła je więc do małej reklamówki, a kartę schowała do torebki. No cóż, wyglądało na to, że teraz będzie musiała kupić nowy telefon.
            Postanowiła, że w pracy zobaczy się z Martinem i zaprosi go na wieczór, aby spokojnie wszystko załatwić. Miała nadzieję, że właśnie tak przebiegnie rozmowa, bo Martin zawsze był zrównoważony, nawet w tych bardzo stresujących sytuacjach. Jednak mimo to bała się tego momentu, przecież nigdy od niego nie odchodziła i nie miała pojęcia jak zareaguje, a miała zamiar również zrugać go za te bzdury, które opowiadał Davidowi. Chciała wreszcie mieć już to wszystko za sobą i cieszyć się swoim szczęściem z Billem.
            Po załatwieniu najpilniejszych, porannych spraw w biurze, poszła do Julii. Zapukała do drzwi jej gabinetu, a usłyszawszy zaproszenie, uchyliła je i wsunęła głowę, uśmiechając się.
            - Cześć.
            - No witaj, kochana! Jak tam żyjesz? Chciałam się wczoraj z tobą spotkać, ale przecież dodzwonienie się do ciebie graniczy niemal z cudem – zaśmiała się szefowa nadstawiając się w oczekiwaniu na przyjacielskiego buziaka od Babette.
            - Ach, wczoraj… To był w ogóle sądny dzień – westchnęła przyjaciółka, rozsiadając się w fotelu.
- No, co się stało? Opowiadaj, czyżby wreszcie coś się w twoim życiu zmieniło?
            - Jeszcze nie, ale dzisiaj na pewno się zmieni – odpowiedziała dziewczyna stanowczym tonem.
            - Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz? Wiesz, w końcu Martin to pewniak...
            - Jestem pewna już od jakiegoś czasu, a w tej chwili jak niczego w życiu. A Martin… Żebyś ty wiedziała, co on narobił! – Julia spojrzała na nią w oczekiwaniu, a Babette streściła przyjaciółce przebieg całej imprezy i tego, co się działo później.
            - Tak czułam, że się domyśli, w końcu nie jest głupi... Wiesz, nic ci nie mówiłam, ale kiedy się ukazał ten pierwszy artykuł w gazecie, on był u mnie... – wyznała szefowa.
            - Naprawdę? – zdziwiła się Babette. – Czemu nic mi nie powiedziałaś?
            - Bo jego podejrzenia były tak głupie, że aż śmieszne – Julia machnęła ręką i zaśmiała się.
            - A kogo podejrzewał?
            - Davida!
            Na dźwięk tego imienia, już obydwie śmiały się serdecznie.
- Ale wiesz, podziwiam go. Tyle się domyśla, a wciąż milczy... On musi cię bardzo kochać – powiedziała, już zupełnie poważnie przyjaciółka. Babette popatrzyła na nią smutnym wzrokiem.
            - Wiem, najgorsza jest świadomość, że go krzywdzę i tak długo okłamuję. Żal mi go, pomimo wszystko jest dobrym człowiekiem, zniósł tyle upokorzeń... Ale ja już go nie kocham. Nie mogę być z nim z litości, bo skrzywdzę nas troje, a ja chcę wreszcie być szczęśliwa z Billem, o ile to w ogóle jest możliwe… - Czy było, miał pokazać czas. Dziś postanowiła zakończyć jeden z rozdziałów w swoim życiu i otworzyć zupełnie nowy, u boku chłopca, którego szczerze pokochała, który wniósł w jej życie tak wiele i pokazał inne oblicze miłości; szalonej, młodzieńczej i tak bardzo zaborczej…
            Obawiała się dzisiejszego wieczoru i tej rozmowy, bała się reakcji Martina. Nie chciała go krzywdzić, ale to było nieuniknione, bo przecież ją kochał. Będzie starała się powiedzieć mu wszystko najdelikatniej, choć to nie zniweluje jego bólu, doskonale wiedziała, że i tak mu go sprawi, ale o wiele gorsze było kłamstwo w które brnęła z każdym dniem.
            Wciąż nie wybrała się do gabinetu Martina mając nadzieję, ze sam do niej przyjdzie, ale było już po piętnastej, a on nawet nie zajrzał do jej biura, zupełnie tak, jakby coś przeczuwał, jakby się czegoś obawiał. To niemożliwe, żeby nie dzwonił i nie zastanawiał się czemu nie odbiera telefonu. W innych okolicznościach byłby już tutaj z wymówkami, ale nie dziś, nie teraz...
            Siedziała błądząc myślami w zupełnie innym wymiarze niż praca, układając w głowie pierwsze słowa tej rozmowy chociaż wiedziała, że na pewno wszystko i tak zupełnie inaczej się potoczy. Za oknem jesienna szaruga dawała o sobie znać. Ciągle padający deszcz tworzył przy współudziale wiatru szerokie potoki płynące wzdłuż ulic. Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi.
            - Proszę – odezwała się po chwili.
            - Cześć – usłyszała znajomy, niepewny głos, a do pokoju wszedł Martin. Fala gorąca w jednej chwili obezwładniła jej ciało i poczuła się dziwnie. Jakiś bliżej nieokreślony strach nie dawał jej spokoju, paraliżował od stóp po czubek głowy.
            - Słuchaj... – odezwał się, jakby zastanawiając się, co ma dalej mówić. – Nie wiem jak ci to powiedzieć...
            Spojrzała na niego zdezorientowana. Co takiego chce jej powiedzieć? Czyżby zamierzał przyznać się do tej intrygi, którą jako pewnik sprzedał Davidowi? Czy może za chwilę wypali wprost, że od dawna o wszystkim wie? Ale z tym, chyba nie krygowałby się aż tak, jak robił to teraz.
            - Po prostu, mów – Była przygotowana na wszystko, ale nie ukrywała zdziwienia. Nie podszedł do niej, nie pocałował na powitanie, nie zapytał, gdzie była poprzedniego dnia. Nie robił też wymówek o brak kontaktu, zachowywał się chłodno i z dystansem. Wszedł tak po prostu, jak do zwykłej znajomej.
            - Chodzi o to, że kiedy byłaś na koncertach, mój laptop się zepsuł i pracowałem dwa dni na twoim komputerze...
            Zdziwiła się, czemu się jej z tego teraz tłumaczy, właśnie teraz.
            - No i co z tego? Przecież miałeś klucze, mogłeś tam nawet spać.
            - Tak, ja wiem, ale chyba wtedy zostawiłem u ciebie małą pamięć z danymi, szukałem wczoraj w domu, ale nigdzie jej nie mam i...
            - Całkiem możliwe, nie miałam kiedy porządnie się nawet rozejrzeć, więc nie wiem, przyjedziesz wieczorem to poszukamy – przerwała mu.
            - Jest problem, ona mi potrzebna jest teraz, mam jeszcze twoje zapasowe klucze, pojechałbym i poszukał.
            - W porządku, ale wieczorem musimy się spotkać i porozmawiać. – powiedziała zdecydowanym tonem. Patrzył na nią przez chwilę, ale nie odzywał się. Była pewna, że coś przeczuwa, mówiło to jego spojrzenie.
            - Dobrze... – odpowiedział cicho.

~

            Jechała do domu bardzo wolno, ulewa tak się wzmogła, że wycieraczki samochodu nie nadążały ściągać wody. Warunki na drodze były fatalne. Nawet tych kilku kroków jakie miała z parkingu do domu, nie przemierzyła suchą stopą. Ulicami płynęły istne potoki i zanim dobiegła do swojej klatki była już cała przemoczona, bo parasol zdołał tylko w nieznacznym stopniu ochronić jej głowę.
            Otwierając drzwi do mieszkania zauważyła, że w salonie świeci się światło. Pierwszą jej myślą było to, że zapewne nie zgasiła go, kiedy była tu rano, lecz za chwilę przypomniało jej się, że wcale go nie zapalała. Zdjęła przemoczony płaszcz i buty, a wtedy przypomniała sobie, że pewnie nie zgasił go Martin, który szukał swojej zguby. Znów na jego wspomnienie, poczuła uścisk w żołądku.
            Oby jak najszybciej mieć to już za sobą...”, pomyślała, kierując w zadumie swe kroki do salonu. Jakiś niepokój dusił ją od wewnątrz, coś, co paraliżowało ciało. Miała nieodparte wrażenie, że nie jest w mieszkaniu sama, choć cisza aż dźwięczała w uszach i nie miała nawet powodu przypuszczać, że ktoś tu jest. A jednak intuicja nie zmyliła jej i aż wzdrygnęła się na widok, jaki na nią czekał w salonie. Oparty o komodę, z założonymi na piersi rękami, stał Martin.
            - O Boże, ale mnie przestraszyłeś! - powiedziała gniewnie. - Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś wrócić do firmy.
            - Owszem, miałem, ale czekam na ciebie - odpowiedział oschle, dziwnym, zdławionym głosem. - Przecież chciałaś ze mną rozmawiać.
            Wyczuła, że jest mocno zdenerwowany, chociaż bardzo starał się to ukryć i nawet udawało mu się mówić spokojnie.
            - Myślałam, że później przyjedziesz - odparła, kładąc torebkę na kanapie i badawczo mu się przyglądając. Nie odezwał się, stał nadal w tej samej pozycji i nie spuszczał z niej wzroku. Wiedziała, że coś się stało, że coś jest nie tak. Jego spojrzenie było wściekłe, piorunujące i przeszywało ją niemal na wskroś. Patrzył tak, jakby chciał ją zahipnotyzować, albo unieruchomić, nadal nic nie mówiąc. Nie miała pojęcia o co może mu chodzić, choć teraz wszystko łączyła z osobą Billa. Może jakoś dowiedział się? Wprawdzie nie tak chciała to rozegrać, ale teraz było jej już wszystko jedno, chciała to mieć jak najszybciej za sobą.
            - Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytała, nie wytrzymując napięcia.
            - A patrzę, tak po prostu przyglądam ci się i... - zaczął z pozoru spokojnie, idąc wolno w jej stronę opuścił ręce, w jednej dłoni coś trzymał, ale nie dostrzegła co to. Przerwał wpół zdania, aby stojąc tuż przy niej dokończyć: - I zastanawiam się... Jak długo mnie oszukiwałaś?! – Pytanie wykrzyczał jej prosto w twarz. Struchlała stojąc nieruchomo. Nie potrafiła się nawet poruszyć sparaliżowana jego słowami. Ogarnęło ją przerażenie, jego wzrok niemal palił, a usta wykrzywił grymas wściekłości. Tak długo układała sobie mowę, a teraz nie mogła wydusić z siebie nawet słowa. Chwycił ją jedną dłonią za rękę i szarpnął mocno.
            - No ile?! Jak długo robiłaś ze mnie rogacza i idiotę?! Odpowiedz! Miej choć odrobinę odwagi i powiedz mi to w oczy! - Jego żal, ból i wściekłość, wylewały się z jego ust wraz z każdym słowem. Nagle podniósł do góry rękę w której coś błysnęło. Z przerażenia przymknęła oczy, niepewna tego, co za chwilę się wydarzy. Przed oczami momentalnie przeleciały niczym spadające kartki, obrazy z ostatnich dni jej życia.
            - Proszę! Tu jest wszystko! Nawet nie zadałaś sobie trudu, żeby to schować! – Znów usłyszała jego podniesiony głos, pełen wyrzutu i pretensji.
            Uchyliła lekko powieki, serce waliło jej ze strachu jak oszalałe. Myślała, że chce ją uderzyć, albo Bóg raczy wiedzieć co jeszcze zrobić, gdy tymczasem on trzymał w ręku błyszczącą płytę z napisem „Marsylia”. Już wiedziała w jak prozaiczny sposób właśnie dowiedział się o wszystkim… Zobaczył zdjęcia. Oglądała je wczoraj, kiedy jeszcze nie wiedziała co się dzieje z Billem i zapomniała wyjąć ten nośnik danych z napędu komputera. Nie potrzebował niczego więcej, nie żądał od niej żadnych wyjaśnień, chciał wiedzieć tylko jedno… Jak długo to trwało? Czy przez ten czas odkąd przyjechał po zostawioną przez siebie rzecz, cały czas wbijał sobie w serce sztylet wpatrując się w te wszystkie obrazy na ekranie monitora? Co musiał czuć, katując się nimi tyle godzin...? Teraz już wiedział, już wszystko wiedział, był po prostu pewien i nie potrzebował żadnego potwierdzenia na jej zdradę... Poczuła się zażenowana, zawstydzona, nie chciała, żeby tak to wyszło. Przecież to było ponad dwa miesiące temu, miała mu o tym nie mówić, nie chciała ranić go jeszcze bardziej, określając długość trwania tego romansu, wiedziała, że będzie się czuł z tym jeszcze gorzej. Uporczywie milczała spuszczając wzrok.
            - Domyślałem się, przypuszczałem, że coś między wami się kroi, ale myślałem, że to zaledwie zalążek, początek... – ciągnął już nieco ciszej. Uwolnił silny uścisk z jej ręki i podszedł do okna, opierając rozpalone czoło o zimną szybę, a Babette nadal nie potrafiła wydusić z siebie słowa stojąc bezradnie na środku pokoju. Zapomniała o wszystkim, co miała mu powiedzieć.
            - Powiedz, ile to już trwa? – zapytał ponownie, już zupełnie spokojnie.
            - Prawie cztery miesiące... – odparła uciekając spojrzeniem.
- Co?! – znowu krzyknął, podchodząc do niej. – Cztery miesiące?! – powtórzył jak echo, łapiąc się z rozpaczy za głowę. – Dobry Boże…
Babette odetchnęła głęboko, jakby chciała dodać sobie tym odwagi. Czuła się podle, ale mimo to postanowiła powiedzieć mu wreszcie o tym co czuje i co zamierza, tak, jak to zaplanowała.
            - Martin... – odezwała się niepewnie. – Ja go kocham i chcę z nim być...
            Kiedy usłyszał te słowa, drgnął. Tego się nie spodziewał. Myślał raczej, że skoro tyle czasu utrzymywała to w tajemnicy, to nie miała zamiaru od niego odejść. Miał nadzieję, że będzie go przepraszać, prosić o przebaczenie, że wygra z tym szczeniakiem odbierając mu ją na dobre. Takiego obrotu sprawy nie przewidział i nawet się tego nie spodziewał. Gdyby tylko chciała wybaczyłby jej wszystko, ale ona nie chciała…
            Był zdruzgotany, ten siedemnastoletni gówniarz, odebrał mu ukochaną w mistrzowskim stylu, pokonał go jednym ciosem, a on sam leżał teraz powalony na łopatki. Nie pojmował, jak to się stało i dlaczego? Przecież nie zaniedbywał jej, kochał, był dla niej dobry... No właśnie, może za dobry?
            Czuł, jak z każdą chwilą rośnie w nim furia, której nie może i nie potrafi powstrzymać.
            - Kochasz go?! – znów krzyknął. – Jak możesz go kochać?! Babette! Jak to możliwe?! Przecież to gówniarz, co on może ci dać?
            - Po prostu kocham go i nie istotne jest co może mi dać, kocham go, tak trudno to zrozumieć?! – Teraz ona nie wytrzymała, podnosząc głos. Popatrzył na nią wzrokiem pełnym obłędu, załzawionymi oczami. W takim stanie widziała go po raz pierwszy.
            - Boże, dlaczego mi to robisz?! – Miotał się w rozpaczy. – Przecież ja cię kocham, dlaczego mnie ranisz?!
            - Nie chciałam cię zranić, nie chciałam, żebyś się dowiedział, że tyle to trwa... Wiem, że to podłe, ale mimo to chciałam oszczędzić ci bólu. Nie mogę dłużej z tobą być, nie kocham cię.
            - Zdradzałaś mnie tyle czasu, teraz mnie zostawiasz i mówisz, że nie chcesz mnie ranić?! Przecież cały czas to robiłaś, robisz!
            Wciąż wpatrywał się w nią spojrzeniem pełnym cierpienia, jakby oczekując wyjaśnień, usprawiedliwienia. Ale ona milczała, bo co mogła mieć na swoją obronę? Zakochała się, była winna, bo mogła zakończyć to wcześniej. Nie chciała być przyczyną jego cierpienia, jednak wiedziała też, że kiedykolwiek by się nie dowiedział, było to nieuniknione. A Martin wciąż wyrzucał z siebie żal w postaci słów:
            - Co zrobiłem nie tak, w którym momencie popełniłem błąd?! – „Niechże on już to skończy, niech przestanie mówić…”, myślała uporczywie. Nie ponosił za to winy, był doskonałym facetem, czułym i kochającym, takiego mężczyzny pragnęłaby niejedna kobieta, ale ona nie… Ona wolała chłopca, niepewność z nim, niż pewność z Martinem. Potrząsnęła głową.
            - To nie była twoja wina.
            - Nie będziesz z nim szczęśliwa, przekonasz się... Właśnie o tym chciałaś ze mną dzisiaj rozmawiać, tak?
            - Tak, właśnie o tym – odpowiedziała z całą stanowczością.
            - Nie! Nie wierzę! – krzyknął znowu, odchodząc kilka kroków. – Myślałem, że to błahostka, jakiś kolejny twój kaprys... Chciałem to zabić, zanim się narodzi. Nie zdążyłem...
- Właśnie... – Przypomniała sobie to, co jeszcze miała mu do powiedzenia. – Nie potrzebna była ta cała szopka ze ślubem, postąpiłeś podle, specjalnie to powiedziałeś, żeby usłyszał. Chciałeś nas rozdzielić, niestety nie udało się. A jak teraz wyglądasz przed Davidem? – roześmiała się ironicznie. Już nie zamierzała zaciskać zębów, żeby więcej go nie ranić. Miała już dość, chciała, żeby wreszcie sobie poszedł.
            - Chciałem cię zatrzymać, uratować coś, co już dawno było nie do uratowania... – odpowiedział ze łzami w oczach.
            - Masz rację... Już dawno – przytaknęła mu odwracając się na pięcie. Chciała już to zakończyć i mieć za sobą, jednak on znów chwycił ją mocno za nadgarstek i głosem pełnym żalu, przez zaciśnięte z gniewu zęby, wysyczał, jakby zaczynając wszystko od nowa:
            - Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś?!
            - Puść, to boli – jęknęła. Puścił odpychając ją od siebie.
            - Jesteś żałosna, wiesz? – powiedział z nutą ironii, mrużąc oczy. – Ale będziesz miała to, co chcesz, będziesz miała to swoje szczęście z małolatem, pismacy was zniszczą, a ludzie nie dadzą wam żyć. Powodzenia! Już dziś ci mówię, że to się nie uda, choćby z tego powodu, że jesteś dla niego za stara! – wykrzyczał. – Nie trzeba będzie czekać długo… Znajdzie młodszą, zdradzi cię i rzuci.
            - Wynoś się! – usłyszał w odpowiedzi. To zabolało… Trafił teraz w jej czuły punkt, w jej bolączkę i największy dylemat. Zupełnie jakby wyczytał w jej myślach największe obawy i wątpliwości.
- Proszę bardzo! - roześmiał się szyderczo. Rzucił jej zapasowy komplet kluczy na stolik, kierując się w kierunku drzwi, ale będąc tuż przy nich jeszcze się wrócił i znów stanął w wejściu do salonu. Spojrzał na nią po raz ostatni tego dnia, wzrokiem pełnym żalu, i pożegnał dość osobliwym życzeniem:
            - Życzę wam wszystkiego najgorszego! – Swoje spektakularne wyjście Martin zaakcentował głośnym trzaśnięciem drzwiami, a potem nastała głucha cisza.
            Jeszcze chwilę stała bez ruchu na środku salonu, czując jak obezwładnia ją paraliżujący, zimny dreszcz, a skumulowane w niej nerwy objawiły się silnym bólem żołądka. Przysiadła na kanapie i rozpłakała się. Cała się trzęsła, nie potrafiąc opanować drżenia ciała. Potrzebowała dłuższej chwili, aby odrobinę się uspokoić, to było niezależne od niej. Nie płakała z żalu, nie rozpaczała po stracie Martina, po prostu ta cała nagła, niezaplanowana sytuacja wyprowadziła ją z równowagi.
            Nie tak miało to wszystko wyglądać, nie taki miała plan, ale życie pisze nam zazwyczaj zupełnie inne scenariusze, nie takie jakich my byśmy chcieli…
            I stało się to, czego chciał Bill, czego chciała ona i nie było odwrotu, zamknęła za sobą kolejny rozdział życia. Pomimo stresu i nerwów była szczęśliwa, czuła, że teraz może być już tylko dobrze. Powoli opuszczały ją nagromadzone emocje i brakowało jej teraz tylko Billa. Jak podzielić się z nim tą wiadomością nie posiadając telefonu? Nie zdążyła dziś kupić nowego, a stary w częściach spoczywał w małej reklamówce na komodzie. Chyba nie będzie innego wyjścia, zamówi taksówkę i pojedzie do niego do hotelu.
            Usłyszała dzwonek do drzwi i była niemal pewna, że to Martin wrócił się. Aż ją zemdliło na samą myśl. Może po prostu czegoś zapomniał, a może chciał obdarować ją jeszcze jakimś „specjalnym życzeniem”. Po drodze ocierała w pośpiechu łzy, aby nie zobaczył jej chwili słabości, ale gdy otworzyła drzwi na jej twarzy zagościł promienny uśmiech.
            - Bill, jak dobrze, że jesteś - westchnęła zarzucając mu ręce na szyję. - Skąd wiedziałeś?
- Mat mnie przywiózł, bo stęskniłem się cholernie od wczoraj… - szepnął tuląc ją w ramionach. – Ale widziałem jego samochód, więc siedziałem i czekałem, aż wyjdzie. – Wciągnęła go do mieszkania, tuż za progiem wpijając się desperacko w jego usta.
- Już po wszystkim… Jestem tylko twoja, choć już dawno byłam…
- Tyle czekałem na ten moment…
            Wtuliła się w niego, szczęśliwa jak nigdy dotąd.
            - Zostaniesz ze mną? - zapytała cicho.
            - Na zawsze...

~


            Kolejny poranek w jej życiu, cudowny i pierwszy, kiedy czuła całą sobą przynależność jemu. Obudziła się z radością, patrząc jak miarowo oddycha jej miłość. Nie chciała go budzić, spał tak spokojnie, jednak nie mogła się powstrzymać, aby go nie dotknąć, zupełnie tak, jakby chciała się upewnić, czy to nie jest sen. Delikatnie, samymi opuszkami palców pogładziła go po twarzy. Mruknął cicho i przekręcił się na drugi bok, ściągając przy tym z siebie nakrycie i odsłaniając nagie plecy. Uwielbiała ten widok, zawsze ją kusił i podniecał. Teraz też nie mogła się oprzeć, przylgnęła do niego swoim nagim, rozgrzanym ciałem, zanurzając twarz w jego włosach. Mogłaby tak trwać wiecznie, czuła błogość i szczęście. „Żeby jeszcze tylko nie trzeba było wstawać do pracy...”, pomyślała z żalem. W dodatku będzie musiała widywać tam Martina. Nie musiała mieć z nim bezpośredniego kontaktu, jej przełożoną była Julia, ale wiedziała, że niestety przypadkowych spotkań na korytarzu uniknąć się nie da.
            Natrętne myśli odpędził dotyk jego delikatnej dłoni, który poczuła na swoim pośladku, kiedy sięgnął nią w tył.
            - Cudownie obudzić się przy tobie... – wyszeptał cicho, odwracając się do niej przodem. - W dodatku ze świadomością, że jesteś tylko moja...
            Uśmiechnęła się, składając na jego wargach delikatny pocałunek.
            - Kochanie… Od dnia, kiedy przyjechałeś tu po gali, byłam tylko twoja…
            - Wiesz, że nie o to mi chodzi.
            - Wiem kotku, wiem… - odparła czule wpatrując się w niego. - Masz takie piękne oczy... – powiedziała, wnikając spojrzeniem w ich głębię. On też zatonął w jej źrenicach, aby po chwili delektować się smakiem jej ust, który tak uwielbiał. Nie zważając na nieubłaganie upływające minuty, oddawała się z rozkoszą pieszczocie jego warg i delikatnych dłoni. Spojrzała jednak na wiszący na ścianie zegar.
            - Bill, nie mogę... Muszę iść do pracy – wydusiła z siebie, pomiędzy kolejnymi westchnieniami.
            - Nic się nie stanie, jak spóźnisz się trochę – odparł cicho, odrywając się na chwilę od całowania jej piersi. Roześmiała się spoglądając z ochotą na jego poczynania. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie sprawiał jej tyle rozkoszy swoim dotykiem, był tak delikatny, a zarazem stanowczy. Im więcej jej dawał, tym więcej chciała brać, była nienasycona i niezaspokojona. Mogłaby wciąż się z nim kochać, jego pieszczoty były źródłem ogromnej przyjemności i niezapomnianych doznań.
            Przerwał i położył się na plecach, patrząc na nią namiętnym spojrzeniem.
            - Kochaj mnie... - wyszeptał cicho, wplatając zmysłowo palce w jej włosy i przyciągając ją do siebie. Wiedziała czego oczekuje, zawsze podkreślał, jak uwielbia patrzeć na to, gdy wolno nasuwa się na niego nie przerywając wzrokowego kontaktu. Pochłaniał spojrzeniem idealny obraz swojej kobiety, gdy płynnie się na nim poruszała, wtedy tak delikatnie falowały jej piersi. Uwielbiał, kiedy na jego oczach oblizywała opuszki palców, aby potem zmysłowo dotykać jego wrażliwej skóry. Podniecał go widok jej długich, splątanych włosów, opadających na twarz i ramiona w trakcie największej ekstazy. Ale najbardziej lubił, kiedy mimowolnie rozchylała usta głośno wyrażając obezwładniającą ją rozkosz. I właśnie teraz zbliżał się ten moment całkowitego zatracenia. Zaplótł mocno swoje dłonie na biodrach dziewczyny i uniósł się do góry, aby jeszcze lepiej czuć jej głębię. Objęli swoje rozedrgane ciała, przytulając się do siebie z całej siły, zupełnie tak, jakby chcieli stopić się w jedność, żeby już nikt nigdy nie mógł ich rozdzielić. Oddalając się od rzeczywistości, sięgali szczytu ekstazy i zatracali się w magii spełnienia, starając się przedłużyć tę chwilę i móc jak najdłużej delektować się nią, nigdy nie nasyceni do końca, zawsze spragnieni bliskości. I kiedy orgazm naznaczył ich ciała pulsującym spełnieniem, kolejny raz świadomość oddzieliła się od fizyczności. Trwali tak wtuleni jeszcze dłuższą chwilę, gładząc dłońmi wilgotną skórę, uspokajając subtelnym dotykiem.
            - Zostań ze mną dzisiaj, zadzwoń i poproś o wolne... – powiedział Bill, obrzucając ją błagalnym spojrzeniem.
            - Nie mogę... – szepnęła z żalem. – Bardzo bym chciała, ale nie mogę… Jutro mam program, a jeszcze nie wszystko przygotowane.
            Bill opadł bezradnie na poduszkę.
            - Szkoda – odparł zawiedziony.
            - Ale postaram się urwać jak najwcześniej – obiecała cmokając go w policzek - A teraz idę pod prysznic!
            - Idę z tobą! - krzyknął ochoczo, kiedy już wychodziła z sypialni.
- O nie! - przystanęła w drzwiach. - Wtedy pewnie zajechałabym do pracy na dwunastą - roześmiała się.
            - No dobra, teraz ci odpuszczę, ale wieczorem nie wymigasz się - komentował głośno, kiedy już wyszła.
            Ciepła woda spływała niewielkim strumieniem po jej rozgrzanym fizyczną miłością ciele, a ona uśmiechała się do siebie. Miała jego, miała miłość i radość życia. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie taka szczęśliwa. Chciałaby zatrzymać czas, mieć takie chwile na co dzień i nie musieć karmić się wspomnieniami. I wiedziała, że teraz, kiedy tylko Bill nie wyjedzie gdzieś w trasę, właśnie tak będzie. Znów zaznała największego szczęścia, pomimo wszystkich obaw, które teraz nie miały żadnego znaczenia, było tak pięknie, a ona była chyba teraz najszczęśliwszą osobą na świecie. Przyszłość jawiła się w jej wyobraźni jako ta świetlana i piękna, i nawet nie spodziewała się, że wkrótce coś przyćmi tę radość...

9 komentarzy:

  1. Myślałam, że Martin ją zgwałci w tym rozdziale, żeby zrobić jej po złości, w końcu zraniony mężczyzna zachowuje się gorzej, niż zranione zwierzę, ale wyszedł z tej sytuacji z twarzą. Szkoda tylko, że Babette była tak lekkomyślna, żeby zostawiać płytę na wierzchu, bądź wiedząc o tym fakcie, wpuszczać do swojego mieszkania Martina pod jej nieobecność. Niemniej jednak sprawy potoczyły się pomyślnie i nasza dwójka zakochańców może zażywać ożywiającej kąpieli w objęciach swojej miłości. Niech się cieszą póki mogą.
    I co tu jeszcze dodać..? Odcinek tragiczny, ale wspaniały, jak zawsze oddajesz tragizm sytuacji wręcz idealnie. Kocham to czytać.
    Buziaki, solenizantko ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martin ma klasę, tu i tak zachował się tragicznie jak na niego, bo on to ostoja spokoju, no ale okoliczność, sama rozumiesz...
      Oglądała zdjęcia, kiedy zniknął Bill, była roztrzęsiona i całkiem zapomniała, że zostawiła ją w napędzie komputera. Zdarza się najlepszym.
      Dziękuję kochana :* Za wszystko.

      Usuń
  2. W końcu Babette rozstała się z Martinem. Tak długo czekałam na ten moment, zresztą pewnie nie tylko ja :D Co prawda, nie tak to sobie nasza bohaterka wyobrażała, ale życie pisze własne scenariusze i często zmusza do korekty planów... Najważniejsze, że ten związek się zakończył i Babette może układać sobie życie z Billem. Właśnie o takich radosnych momentach pisałam ostatnio. Niech ich szczęście trwa niezmącone jak najdłużej. :))

    Korzystam z okazji i chciałabym Ci życzyć wszystkiego najlepszego! :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech ich szczęście trwa jak najdłużej - dobrze powiedziane, zawsze życzy sie tego lubianym bohaterom, ale czy tak będzie? Czas i akcja pokażą, czy Bill doceni tę sielankę i czy długo w niej wytrwa, a znając jego młodzieńczy zapał i szalony charakterek...
      Bardzo serdecznie dziękuję ;*

      Usuń
  3. Ale dzisiaj ten odcinek był dla mnie ciężki... myślałam, że rozstanie będzie straszne, ale opis zbliżenia jak nigdy był dla mnie do czytania jeszcze gorszy... no wiesz dlaczego... a mimo wszystko było tak pięknie.. w końcu razem, tylko dla siebie... zazdroszczę im takiej miłości... burzliwej, nieprzewidywalnej, ale chociaż seks mają dobry.. xD (chyba nawet bardzo, czego tez im zazdroszczę. xD).
    Dobra... ja nie przynudzam... jeszcze raz Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń... i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My już sobie pogadałyśmy o tym wszystkim, prawda? Mam nadzieję, że wszystko zostało tylko mglistym, niemiłym wspomnieniem.
      Ja nie wiem, czy na tym etapie jest im czego zazdrościć moja kochana, zważywszy, że obie już znamy finał, ale przyznaj, jak się tego nie wie, czyta sie zupełnie inaczej.
      Dziękuję kochana :*

      Usuń
    2. No ja właśnie staram się czasem odciąć od tego co wiem :P
      Póki co zostało wspomnieniem, ale B&B i tak czegoś nadal zazdroszczę xDD

      Usuń
  4. Hej. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego 😊
    A co do rozdziału to genialny. W sumie jak zawsze. Martin w końcu się wyniósł. Ale jestem ciekawa co szykujesz na kolejny odcinek.
    Życzę weny, spełnienia marzeń tak przy okazji 😉
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że tu nie da się po prostu żyć sielankowo, nie z charakterkiem młodego Billa, który tak naprawdę sam nie wie czego chce, czego oczekuje.

    Dziękuję serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń