„HEARTBREAK HOTEL”
Część 1. „Pogoda na szczęście”
Wzburzone
fale uderzały z całą siłą o brzeg, zabierając z niego to wszystko, co naniosły
w czasie sztormu. Pogoda nadal się nie wyklarowała i pomimo połowy czerwca,
wciąż nie zanosiło się na upalne lato. Wręcz przeciwnie; ciągle padało, minimum
co dwa tygodnie był sztorm, a temperatura nie dochodziła nawet do dwudziestu
stopni.
Mimo
wietrznego i dość chłodnego dnia, młody mężczyzna siedział otulony kocem na
tarasie swojego niewielkiego hotelu. Gdyby go kupił na przykład na Lazurowym
Wybrzeżu, nie musiałby się martwić o brak słońca, tam pogoda nie byłaby
najmniejszym problemem, a on miałby ciągle komplet gości. Jednak zimny Bałtyk
to nie było to samo, co morze Śródziemne, więc nie miał innego wyjścia, jak
poddać się pogodowej opatrzności. Wzniósł oczy ku niebu, próbując ocenić
sytuację. Ołowiane chmury wciąż kłębiły się nad jego głową, ale nie zanosiło
się póki co na ulewę. No i całe szczęście, bo nienawidził, kiedy padało. Deszcz
kojarzył mu się ze smutkiem i łzami, a teraz, kiedy zawartość jego kieszeni zależała
głównie od pogody, nienawiść do kapiących z nieba kropli była szczególnie silna.
Za
dwa tygodnie zacznie się pełnia sezonu, a o letniej, upalnej pogodzie można
sobie tylko pomarzyć. Niewiarygodne, jak łatwo matka natura mogła uszczuplić
jego dochody, jednak wciąż był dobrej myśli, bo jak na razie nikt z jego gości
o dość zasobnym portfelu nie odwoływał rezerwacji.
Westchnął
ciężko i wyswobodziwszy się z ciepłego koca, wstał z leżaka. Niemal natychmiast
jego szczupłe ciało owiał nieprzyjemny i chłodny wiatr. Objął się rękami i
pospiesznie wszedł do pokoju. Pomyślał, że właściwie najwyższa pora
zainteresować się życiem hotelu, zważywszy na fakt, że była już godzina
jedenasta, a on jeszcze nawet nie wystawił nosa ze swojego mieszkania, jak
zwykł był nazywać niewielką kuchnię, sypialnię z łazienką i duży salon - typowy
schemat apartamentu, jaki wynajmował gościom.
Wyszedł
na szeroki i pusty korytarz, po czym zszedł schodami do równie opustoszałej
recepcji za ladą której sympatyczna recepcjonistka zdawała się prosić uśmiechem
o choćby jednego gościa.
-
Dzień dobry, szefie, jak się spało? - przywitała go, jak zawsze radośnie.
-
Cześć Nadia - odwzajemnił powitanie. - Przecież wiesz, że pogoda spędza mi sen
z powiek - dodał z nieudawanym smutkiem.
-
Oj, ja myślę, że nie będzie tak źle - spojrzała przez okno na szare niebo. -
Jeszcze się wyklaruje, zobaczysz. Poza tym, zawsze możesz liczyć na swoje byłe
fanki.
-
Grunt to optymizm, co nie? - roześmiał się. - A jakie masz dla mnie dzisiaj
wieści? Jeszcze nikt nie odwołał rezerwacji? - zapytał z obawą o odpowiedź,
jaką może usłyszeć.
-
Nie, mam raczej dobre wiadomości - odparła wesoło, siadając przy komputerze. -
Hoffmann, oczywiście, apartament północny na drugim piętrze, jak zawsze latem.
-
No nie... Znowu będę musiał patrzeć na jego roznegliżowane panienki. -
przewrócił oczami.
-
Nie byłabym tego taka pewna. Wczoraj potwierdził przybycie, w dodatku
przedłużając rezerwację do końca sierpnia i... - zamrugała szybko powiekami,
celowo nie dokończając swojej wypowiedzi.
-
Mówże, kobieto... - jęknął. - Wykończysz mnie kiedyś tymi swoimi
niedomówieniami.
-
Nie uwierzysz, naprawdę sensacja! - klasnęła w dłonie, mając najwyraźniej
wielką radość z faktu, że może mu przekazać taką informację. - Potwierdzając
rezerwację, powiedział, że przyjeżdża z żoną!
-
Nie wierzę! - cmoknął Bill. Nadia już chciała wymówić swoje sakramentalne: „A nie mówiłam?”, ale się powstrzymała,
śmiejąc się tylko radośnie. - Czyżby ten dziwkarz się ustatkował?
-
Wygląda na to, że tak. Wiesz, jest już po czterdziestce, czas najwyższy.
-
Myślałem, że on się nigdy nie ożeni. - pokręcił głową ciemnowłosy mężczyzna. – Współczuję
tej kobiecie, kimkolwiek jest. Z takim charakterem trudno będzie mu być wiernym.
-
A myślisz, że w ogóle będzie próbował? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała
Nadia. - Bardzo w to wątpię.
-
Ja chyba też. - przyznał jej rację Bill, z sukcesem naśladując sposób mówienia
dziewczyny, po czym obydwoje się roześmiali. Bardzo lubił tę kobietę i jej
rosyjski akcent. Była dobrym i lojalnym pracownikiem, nigdy nie żałował, że wyciągnął
do niej pomocną dłoń. Pamiętał, jakby to było wczoraj, kiedy pewnego upalnego
dnia zaczepiła go na ulicy oferując swoje usługi. Mówiła dość dobrze po
niemiecku, ale jej akcent od razu zdradził, skąd tu przyjechała. Jej duże,
niebieskie oczy wpatrywały się w niego z obawą, a zarazem nadzieją. Wiedział,
że potrzebuje pieniędzy, a to był najłatwiejszy sposób zdobycia ich, póki nie
znajdzie normalnego zajęcia. Zwabiła ją tu pewnie perspektywa lepszego życia,
zarobku, ale kiedy okazało się, że nie może znaleźć pracy, a na dodatek
skończyły się jakieś przywiezione ze sobą na początek oszczędności, jak mu
potem wyznała - nie widziała innej możliwości.
Najzwyczajniej
zrobiło mu się żal tej drobnej blondynki, a że właśnie była pełnia sezonu,
stwierdził, że przyda mu się ktoś do pomocy. I w ten oto sposób Nadia zaczęła
pracę pokojówki. Po kilku tygodniach Bill doszedł do wniosku, że jej znajomość
rosyjskiego bardzo przydałaby się w recepcji, bo z jego pracowników nikt nie
znał tego języka. Jako recepcjonistka, młoda Rosjanka została jego najlepszą i
najbardziej zaufaną pracownicą.
-
Poza tym bez żadnych innych sensacji? - zapytał, kiedy się nieco uspokoili.
-
Można powiedzieć, że bez. Państwo Hainrich, Weber i Meier też będą na pewno, a
gdy się zrobi pogoda, to tylko patrzeć, jak się zjadą ci, którzy tylko na to
czekają. No i byłe fanki.
-
Obyś miała rację. - westchnął w końcu Bill, lecz po chwili dotarły do niego
ostatnie słowa dziewczyny: - Co ty tak z tymi fankami?
-
No bo zawsze można na nie liczyć.
-
Nie zawsze, one też wolą tu przyjeżdżać, kiedy jest pogoda. Daj mi prasę i
pójdę coś wreszcie zjeść - roześmiał się.
Włożył
pod pachę gazety i odprowadzany czułym wzrokiem Nadii, oddalił się w stronę restauracji.
***
Z
każdym kolejnym dniem pogoda stawała się lepsza. Słońce coraz śmielej
przedzierało się przez chmury, a podnoszący się wciąż do góry słupek rtęci w
termometrze napawał optymizmem. Ostatnie dni czerwca już zachęcały swoim
ciepłem do plażowania i kąpieli. Chociaż woda w Bałtyku wciąż przyprawiała o
zimne dreszcze, chętnych nie brakowało.
Pierwszy
dzień lipca obudził go mocnymi promieniami słońca i bezchmurnym, błękitnym
niebem. Dla wielu ludzi właśnie zaczynały się wakacje, pora słodkiego lenistwa
i wypoczynku, dopiero teraz niektórzy mogli wyspać się do woli, bez przymusu
porannego wstawania; dla niego był to czas intensywnej i wytężonej pracy,
ciągłego doglądania wszystkiego, biegania po urzędach oraz spędzania godzin nad
kontrolą rachunków i zamówień.
Jednak
nauczony przykrym doświadczeniem ubiegłych lat, w tym roku postanowił, kosztem
zatrudnienia dodatkowego pracownika, dać sobie trochę więcej swobody.
Mark,
młody i zdolny absolwent hotelarstwa, od początku czerwca uczył się
praktycznego zarządzania hotelem i był już bardzo dobrze przygotowany do pełni
sezonu. Bill, oczywiście nie zamierzał tak zupełnie odciąć się od pracy, poza
tym nie chciał całkowicie powierzyć dorobku swojego życia obcym ludziom,
dlatego postanowił osobiście wszystko nadzorować. Cieszył się, że tego lata nie
będzie musiał się zrywać skoro świt, bo Mark wszystkiego dopilnuje. Zawsze
lubił długo spać i kto wie, czy to nie było jedynym powodem zaopatrzenia się w
pomoc. Dziś jednak postanowił wstać wcześnie, to był w końcu pierwszy dzień sezonu,
który miał mu przynieść duże zyski, taką przynajmniej miał nadzieję. Leżał
jeszcze jakiś czas w łóżku, wdychając rześkie, poranne powietrze, które
poruszając leciutko firanką, wpadało do sypialni przez otwarte drzwi tarasu.
Widok cudownego błękitu na niebie za oknem, zapowiadał piękny dzień, co
wywołało uśmiech na jego twarzy. Wstał i wolno stąpając po białym, puszystym
dywanie, ruszył w kierunku otwartych drzwi, przeciągając się i ziewając po
drodze. Kiedy już stanął u progu wyjścia na taras, całą siłą swoich płuc
zaczerpnął łyk porannej bryzy, rozpierając dłońmi futrynę.
-
Mój świat... - szepnął do siebie, z lubością przyglądając się spokojnemu morzu.
Kiedyś nigdy by nie pomyślał, że żyjąc w ten sposób, będzie szczęśliwy. Wówczas
słowo szczęście oznaczało dla niego możliwość biegania po scenie, śpiewu, tłumu
fanów i ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Tymczasem mijał już
trzeci rok, jak prawie zupełnie nie zmieniał miejsca swojego pobytu, bo jakąż
zmianą było odwiedzenie rodziców dwa razy do roku? Swoje mieszkanie traktował
jak azyl. Po tej ciągłej tułaczce z zespołem po różnych hotelach świata, w
końcu przyszło mu zamieszkać w jednym z nich, tylko że tym razem był to jego
hotel. Nigdy wcześniej nie podejrzewałby, że pokocha takie życie i ten swój
świat, nawet pomimo samotności, która mu czasem doskwierała.
Razem
z ubiegłym latem odeszła Ann. Od jakiegoś czasu przeczuwał, że tak właśnie może
się stać, ale i tak spadło to na niego jak grom z nieba. Żywiołowej dziewczynie
nie pasowało takie życie, z daleka od normalnego świata i wszelakich rozrywek.
Tylko latem promieniała szczęściem i radością, a kiedy nadchodziła zima sam
Bill przestawał jej wystarczać, nie potrafiła się cieszyć z jego bliskości,
dusiła się w ścianach opustoszałego hotelu.
Starał
się wówczas wypełnić jej każdą chwilę sobą i przeróżnymi przyjemnościami,
zrobić wszystko, byle tylko zatrzymać ją przy sobie. Nie udało mu się. Minęło
sporo czasu, zanim zrozumiał, że to jednak z żadnej strony nie była prawdziwa
miłość, a jedynie zauroczenie. A może po prostu chciał ją zatrzymać tylko
dlatego, że bał się samotności?
Jednak
zanim upłynął zbawienny, leczący zranione serce czas, przez wiele dni był
cieniem człowieka. Wszyscy widzieli, jak bardzo cierpiał, i wówczas pocieszyć
umiała go tylko Nadia. Nikt tak jak ona nie potrafił do niego dotrzeć, z nikim
innym nawet nie chciał rozmawiać i dzięki niej stanął znowu na nogi.
Wielu
pracowników hotelu snuło domysły, że miejsce Ann wkrótce zajmie urocza
Rosjanka, a ich związek to tylko kwestia czasu. Jednak on wciąż traktował
dziewczynę wyłącznie jak dobrą przyjaciółkę, jak kogoś, komu można powierzyć wszystkie
swoje tajemnice, a ona? No cóż, sekretu serca tej kobiety nie znał nikt,
chociaż z jej oczu można było czasem wyczytać, że uczucie, jakim darzy przystojnego
szefa, jest czymś więcej, niż tylko przyjaźnią.
Pomimo
wczesnej pory, słońce już dość mocno grzało. Chłopak zrobił kilka kroków w
stronę barierki i oparłszy się o nią, wystawił twarz ku jego zbawiennym
promieniom, a po chwili spojrzał w dół. Tarasy poniżej wciąż były puste, ale
cieszyła go myśl, że wkrótce będą służyły jego gościom, a on znowu będzie mógł
czasem podejrzeć ich sielankę, bowiem w apartamentach północnych były one ułożone
kaskadowo.
Pokoje,
które znajdowały się tuż pod nim, czekały na tego dupka Hoffmanna i jego nową
żonę, piętro niżej - na szacownych państwa Meier. Tych ludzi znał odkąd kupił
ten hotel, bo przyjeżdżali też do poprzedniego właściciela. Hoffmanna nie
lubił, chociaż był częstym gościem. Irytował go fakt, że niemal za każdym razem
przyjeżdżał z inną panną i zawsze zastanawiało go, czy on nigdy się nie
ustatkuje. Jednak teraz miał wrażenie, że skoro przyjeżdża z żoną, to wiele
musiało się zmienić w jego życiu i z powodzeniem będzie mógł skreślić tego pana
z listy znienawidzonych klientów. Nie cierpiał takich cwaniaków, zawsze
myśleli, że są pępkiem świata tylko dlatego, że mają kasę. Bill był przekonany,
że ta jego żona pewnie wcale nie była lepsza od wszystkich przywożonych tu
wcześniej kobiet - kolejna mocno farbowana blondynka, z tipsami jak autostrada
do Berlina. Pocieszająca jednak w tym wszystkim była myśl, że przynajmniej nie
była to - delikatnie mówiąc - kolejna dama do towarzystwa.
Wziął
orzeźwiający prysznic, po czym zszedł na śniadanie, zaglądając po drodze do
recepcji. Był nieco zdziwiony, że z nocnej zmiany jeszcze nie zeszła Melanie,
ale fakt - ostatnio nie zdarzało mu się wstawać o tak wczesnej porze, żeby
widzieć tę samą recepcjonistkę wieczorem i rano.
Wszyscy
wiedzieli, że rytuałem dla niego było czytanie gazet przy śniadaniu, więc kiedy
tylko dziewczyna zobaczyła zbliżającego się szefa, ukłoniła się grzecznie i
podała nierozpakowany jeszcze rulon porannej prasy.
-
Na razie spokój, co? – zagadnął pogodnie Bill.
-
Tak, jeszcze wcześnie - odwzajemniła uśmiech. - Ale dzisiaj zjeżdża większość
gości, więc Nadia i Monique będą tu miały po południu niezłe piekło.
-
Dobrze, że pogoda się wyklarowała, jak tak dalej pójdzie, ten sezon będzie
należał do tych udanych - odparł i oddalił się na śniadanie.
W
restauracji miał swój stolik i ulubione zestawy, które były ponumerowane
specjalnie dla niego, więc zawsze rzucał tylko cyferkę, a sam szef kuchni po
krótkiej chwili stał przy stoliku z jego porcją
-
Hmmm... - zastanowił się przez chwilę. - Może być dzisiaj dwójka - rzucił do
kelnera.
Po kilkunastu
minutach stała przed nim smakowita jajecznica, chrupiący rogalik i pachnąca
kawa.
-
Dzisiaj będzie ciężki dzień - stwierdził, zestawiający z tacy jego śniadanie
Kris, który był tu już szefem kuchni jeszcze za rządów poprzedniego
właściciela. Kiedy Bill kupował hotel, nie zamierzał zmieniać pracowników,
dlatego kto chciał, ten pozostał, i w ten oto sposób miał już na początku
swojej hotelarskiej kariery skompletowaną porządną ekipę.
-
Uwielbiam takie ciężkie dni - roześmiał się. - Szkoda, że sezon nad Bałtykiem
jest taki krótki.
-
Wszystkie prognozy zapowiadają upały, a kto wie, może nawet będzie taki cały
lipiec.
-
Tak - Bill odruchowo spojrzał w okno. - Piękny poranek, ani jednej chmurki,
trzeba być dobrej myśli, że nam się ta pogoda nie schrzani.
-
No, ja się będę o to modlił - odparł poważnie Kris. - W końcu przydałaby się
jakaś premia.
-
Jeśli tylko będą odpowiednie zyski, możecie na nią liczyć - puścił mu oczko
szef.
-
Wiem, szefie, nawet gdy było słabiej, zawsze ją dostawaliśmy. A teraz wracam do
kuchni, bo trzeba się brać za obiad.
Kris
oddalił się z uśmiechem na twarzy, a Bill zabrał się do konsumpcji swojego
śniadania, pieczołowicie rozkładając gazetę na wolnej przestrzeni stolika.
-
Nie czytaj przy jedzeniu, bo nie wiesz, co czytasz i nie wiesz, co jesz -
usłyszał nagle za swoimi plecami znajomy głos, na dźwięk którego natychmiast
się odwrócił.
Ale bym się wybrała do takiego Billowego hotelu :D Pewnie byłoby drogo na maxa, ale by się opłaciło z pewnością bardziej niż pakiet. hahaha...
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że ja tego opowiadania prawie w ogóle nie pamiętam. Wiem, że je czytałam, ale nie do końca pamiętam o co chodziło. Teraz po tym wstępie mi się nieco przypomniało... ta recepcjonistka, Rosjanka i w ogóle. Wydaje mi się, że kojarzę też kto pojawił się pod koniec xD Ale no... to są tylko takie przebłyski. Także spojlerów z mojej strony się nie obawiaj. :P
No i... tak idealnie takie opowiadanie na lato. :D Aż bym się wybrała z chęcią nad morze ^^
Buziaki kochana :* Czekam już na następny rozdział :D
I chwała Ci, że nie pamiętasz, może przyjemniej będzie Ci się czytało. No hotelu to on raczej mieć nie będzie, już prędzej dom mody ;)
UsuńBuziaki :*
Bardzo ciekawie sie zaczyna :) ten głos to albo Tom lub ta Ann :D czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć, to ktoś z bliskich mu osób zawitał do hotelu.
UsuńDziękuję ;*
Tom zbyt banalny. to Gus albo Geo. cieszę się, że to Bill właśnie jest tu główną postacią, bez urazy dla reszty, jest moim zdaniem najciekawszy ;)
OdpowiedzUsuńMasz trochę racji, w jakiejś części. Ale w jakiej nie zdradzę. Mam nadzieję, że będziesz zaglądać w takim razie na kolejne części.
UsuńDziękuję ;*
Jaka niespodzianka z tym hotelem.To zdecydowanie coś innego. Zapowiada się ciekawie i jak zwykle końcówka trzyma w napięciu.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część, pozdrawiam i przesyłam buziaki<3
Tak, to opowiadanie jest w innym tonie jak poprzednie, bardziej zbliżone do tych dwóch pierwszych.
UsuńDziękuję i zapraszam na kolejne części ;*