wtorek, 1 sierpnia 2017

Część 1. „Pogoda na szczęście”



„HEARTBREAK HOTEL”


Część 1. „Pogoda na szczęście”

            Wzburzone fale uderzały z całą siłą o brzeg, zabierając z niego to wszystko, co naniosły w czasie sztormu. Pogoda nadal się nie wyklarowała i pomimo połowy czerwca, wciąż nie zanosiło się na upalne lato. Wręcz przeciwnie; ciągle padało, minimum co dwa tygodnie był sztorm, a temperatura nie dochodziła nawet do dwudziestu stopni.
            Mimo wietrznego i dość chłodnego dnia, młody mężczyzna siedział otulony kocem na tarasie swojego niewielkiego hotelu. Gdyby go kupił na przykład na Lazurowym Wybrzeżu, nie musiałby się martwić o brak słońca, tam pogoda nie byłaby najmniejszym problemem, a on miałby ciągle komplet gości. Jednak zimny Bałtyk to nie było to samo, co morze Śródziemne, więc nie miał innego wyjścia, jak poddać się pogodowej opatrzności. Wzniósł oczy ku niebu, próbując ocenić sytuację. Ołowiane chmury wciąż kłębiły się nad jego głową, ale nie zanosiło się póki co na ulewę. No i całe szczęście, bo nienawidził, kiedy padało. Deszcz kojarzył mu się ze smutkiem i łzami, a teraz, kiedy zawartość jego kieszeni zależała głównie od pogody, nienawiść do kapiących z nieba kropli była szczególnie silna.
            Za dwa tygodnie zacznie się pełnia sezonu, a o letniej, upalnej pogodzie można sobie tylko pomarzyć. Niewiarygodne, jak łatwo matka natura mogła uszczuplić jego dochody, jednak wciąż był dobrej myśli, bo jak na razie nikt z jego gości o dość zasobnym portfelu nie odwoływał rezerwacji.
            Westchnął ciężko i wyswobodziwszy się z ciepłego koca, wstał z leżaka. Niemal natychmiast jego szczupłe ciało owiał nieprzyjemny i chłodny wiatr. Objął się rękami i pospiesznie wszedł do pokoju. Pomyślał, że właściwie najwyższa pora zainteresować się życiem hotelu, zważywszy na fakt, że była już godzina jedenasta, a on jeszcze nawet nie wystawił nosa ze swojego mieszkania, jak zwykł był nazywać niewielką kuchnię, sypialnię z łazienką i duży salon - typowy schemat apartamentu, jaki wynajmował gościom.
            Wyszedł na szeroki i pusty korytarz, po czym zszedł schodami do równie opustoszałej recepcji za ladą której sympatyczna recepcjonistka zdawała się prosić uśmiechem o choćby jednego gościa.
            - Dzień dobry, szefie, jak się spało? - przywitała go, jak zawsze radośnie.
            - Cześć Nadia - odwzajemnił powitanie. - Przecież wiesz, że pogoda spędza mi sen z powiek - dodał z nieudawanym smutkiem.
            - Oj, ja myślę, że nie będzie tak źle - spojrzała przez okno na szare niebo. - Jeszcze się wyklaruje, zobaczysz. Poza tym, zawsze możesz liczyć na swoje byłe fanki.
            - Grunt to optymizm, co nie? - roześmiał się. - A jakie masz dla mnie dzisiaj wieści? Jeszcze nikt nie odwołał rezerwacji? - zapytał z obawą o odpowiedź, jaką może usłyszeć.
            - Nie, mam raczej dobre wiadomości - odparła wesoło, siadając przy komputerze. - Hoffmann, oczywiście, apartament północny na drugim piętrze, jak zawsze latem.
            - No nie... Znowu będę musiał patrzeć na jego roznegliżowane panienki. - przewrócił oczami.
            - Nie byłabym tego taka pewna. Wczoraj potwierdził przybycie, w dodatku przedłużając rezerwację do końca sierpnia i... - zamrugała szybko powiekami, celowo nie dokończając swojej wypowiedzi.
            - Mówże, kobieto... - jęknął. - Wykończysz mnie kiedyś tymi swoimi niedomówieniami.
            - Nie uwierzysz, naprawdę sensacja! - klasnęła w dłonie, mając najwyraźniej wielką radość z faktu, że może mu przekazać taką informację. - Potwierdzając rezerwację, powiedział, że przyjeżdża z żoną!
            - Nie wierzę! - cmoknął Bill. Nadia już chciała wymówić swoje sakramentalne: „A nie mówiłam?”, ale się powstrzymała, śmiejąc się tylko radośnie. - Czyżby ten dziwkarz się ustatkował?
            - Wygląda na to, że tak. Wiesz, jest już po czterdziestce, czas najwyższy.
            - Myślałem, że on się nigdy nie ożeni. - pokręcił głową ciemnowłosy mężczyzna. – Współczuję tej kobiecie, kimkolwiek jest. Z takim charakterem trudno będzie mu być wiernym.
            - A myślisz, że w ogóle będzie próbował? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała Nadia. - Bardzo w to wątpię.
            - Ja chyba też. - przyznał jej rację Bill, z sukcesem naśladując sposób mówienia dziewczyny, po czym obydwoje się roześmiali. Bardzo lubił tę kobietę i jej rosyjski akcent. Była dobrym i lojalnym pracownikiem, nigdy nie żałował, że wyciągnął do niej pomocną dłoń. Pamiętał, jakby to było wczoraj, kiedy pewnego upalnego dnia zaczepiła go na ulicy oferując swoje usługi. Mówiła dość dobrze po niemiecku, ale jej akcent od razu zdradził, skąd tu przyjechała. Jej duże, niebieskie oczy wpatrywały się w niego z obawą, a zarazem nadzieją. Wiedział, że potrzebuje pieniędzy, a to był najłatwiejszy sposób zdobycia ich, póki nie znajdzie normalnego zajęcia. Zwabiła ją tu pewnie perspektywa lepszego życia, zarobku, ale kiedy okazało się, że nie może znaleźć pracy, a na dodatek skończyły się jakieś przywiezione ze sobą na początek oszczędności, jak mu potem wyznała - nie widziała innej możliwości.  
            Najzwyczajniej zrobiło mu się żal tej drobnej blondynki, a że właśnie była pełnia sezonu, stwierdził, że przyda mu się ktoś do pomocy. I w ten oto sposób Nadia zaczęła pracę pokojówki. Po kilku tygodniach Bill doszedł do wniosku, że jej znajomość rosyjskiego bardzo przydałaby się w recepcji, bo z jego pracowników nikt nie znał tego języka. Jako recepcjonistka, młoda Rosjanka została jego najlepszą i najbardziej zaufaną pracownicą.
            - Poza tym bez żadnych innych sensacji? - zapytał, kiedy się nieco uspokoili.
            - Można powiedzieć, że bez. Państwo Hainrich, Weber i Meier też będą na pewno, a gdy się zrobi pogoda, to tylko patrzeć, jak się zjadą ci, którzy tylko na to czekają. No i byłe fanki.
            - Obyś miała rację. - westchnął w końcu Bill, lecz po chwili dotarły do niego ostatnie słowa dziewczyny: - Co ty tak z tymi fankami?
            - No bo zawsze można na nie liczyć.
            - Nie zawsze, one też wolą tu przyjeżdżać, kiedy jest pogoda. Daj mi prasę i pójdę coś wreszcie zjeść - roześmiał się.
            Włożył pod pachę gazety i odprowadzany czułym wzrokiem Nadii, oddalił się w stronę restauracji.

***

            Z każdym kolejnym dniem pogoda stawała się lepsza. Słońce coraz śmielej przedzierało się przez chmury, a podnoszący się wciąż do góry słupek rtęci w termometrze napawał optymizmem. Ostatnie dni czerwca już zachęcały swoim ciepłem do plażowania i kąpieli. Chociaż woda w Bałtyku wciąż przyprawiała o zimne dreszcze, chętnych nie brakowało.
            Pierwszy dzień lipca obudził go mocnymi promieniami słońca i bezchmurnym, błękitnym niebem. Dla wielu ludzi właśnie zaczynały się wakacje, pora słodkiego lenistwa i wypoczynku, dopiero teraz niektórzy mogli wyspać się do woli, bez przymusu porannego wstawania; dla niego był to czas intensywnej i wytężonej pracy, ciągłego doglądania wszystkiego, biegania po urzędach oraz spędzania godzin nad kontrolą rachunków i zamówień.
            Jednak nauczony przykrym doświadczeniem ubiegłych lat, w tym roku postanowił, kosztem zatrudnienia dodatkowego pracownika, dać sobie trochę więcej swobody.
            Mark, młody i zdolny absolwent hotelarstwa, od początku czerwca uczył się praktycznego zarządzania hotelem i był już bardzo dobrze przygotowany do pełni sezonu. Bill, oczywiście nie zamierzał tak zupełnie odciąć się od pracy, poza tym nie chciał całkowicie powierzyć dorobku swojego życia obcym ludziom, dlatego postanowił osobiście wszystko nadzorować. Cieszył się, że tego lata nie będzie musiał się zrywać skoro świt, bo Mark wszystkiego dopilnuje. Zawsze lubił długo spać i kto wie, czy to nie było jedynym powodem zaopatrzenia się w pomoc. Dziś jednak postanowił wstać wcześnie, to był w końcu pierwszy dzień sezonu, który miał mu przynieść duże zyski, taką przynajmniej miał nadzieję. Leżał jeszcze jakiś czas w łóżku, wdychając rześkie, poranne powietrze, które poruszając leciutko firanką, wpadało do sypialni przez otwarte drzwi tarasu. Widok cudownego błękitu na niebie za oknem, zapowiadał piękny dzień, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Wstał i wolno stąpając po białym, puszystym dywanie, ruszył w kierunku otwartych drzwi, przeciągając się i ziewając po drodze. Kiedy już stanął u progu wyjścia na taras, całą siłą swoich płuc zaczerpnął łyk porannej bryzy, rozpierając dłońmi futrynę.
            - Mój świat... - szepnął do siebie, z lubością przyglądając się spokojnemu morzu. Kiedyś nigdy by nie pomyślał, że żyjąc w ten sposób, będzie szczęśliwy. Wówczas słowo szczęście oznaczało dla niego możliwość biegania po scenie, śpiewu, tłumu fanów i ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Tymczasem mijał już trzeci rok, jak prawie zupełnie nie zmieniał miejsca swojego pobytu, bo jakąż zmianą było odwiedzenie rodziców dwa razy do roku? Swoje mieszkanie traktował jak azyl. Po tej ciągłej tułaczce z zespołem po różnych hotelach świata, w końcu przyszło mu zamieszkać w jednym z nich, tylko że tym razem był to jego hotel. Nigdy wcześniej nie podejrzewałby, że pokocha takie życie i ten swój świat, nawet pomimo samotności, która mu czasem doskwierała.
            Razem z ubiegłym latem odeszła Ann. Od jakiegoś czasu przeczuwał, że tak właśnie może się stać, ale i tak spadło to na niego jak grom z nieba. Żywiołowej dziewczynie nie pasowało takie życie, z daleka od normalnego świata i wszelakich rozrywek. Tylko latem promieniała szczęściem i radością, a kiedy nadchodziła zima sam Bill przestawał jej wystarczać, nie potrafiła się cieszyć z jego bliskości, dusiła się w ścianach opustoszałego hotelu.   
            Starał się wówczas wypełnić jej każdą chwilę sobą i przeróżnymi przyjemnościami, zrobić wszystko, byle tylko zatrzymać ją przy sobie. Nie udało mu się. Minęło sporo czasu, zanim zrozumiał, że to jednak z żadnej strony nie była prawdziwa miłość, a jedynie zauroczenie. A może po prostu chciał ją zatrzymać tylko dlatego, że bał się samotności?
            Jednak zanim upłynął zbawienny, leczący zranione serce czas, przez wiele dni był cieniem człowieka. Wszyscy widzieli, jak bardzo cierpiał, i wówczas pocieszyć umiała go tylko Nadia. Nikt tak jak ona nie potrafił do niego dotrzeć, z nikim innym nawet nie chciał rozmawiać i dzięki niej stanął znowu na nogi.
            Wielu pracowników hotelu snuło domysły, że miejsce Ann wkrótce zajmie urocza Rosjanka, a ich związek to tylko kwestia czasu. Jednak on wciąż traktował dziewczynę wyłącznie jak dobrą przyjaciółkę, jak kogoś, komu można powierzyć wszystkie swoje tajemnice, a ona? No cóż, sekretu serca tej kobiety nie znał nikt, chociaż z jej oczu można było czasem wyczytać, że uczucie, jakim darzy przystojnego szefa, jest czymś więcej, niż tylko przyjaźnią.
            Pomimo wczesnej pory, słońce już dość mocno grzało. Chłopak zrobił kilka kroków w stronę barierki i oparłszy się o nią, wystawił twarz ku jego zbawiennym promieniom, a po chwili spojrzał w dół. Tarasy poniżej wciąż były puste, ale cieszyła go myśl, że wkrótce będą służyły jego gościom, a on znowu będzie mógł czasem podejrzeć ich sielankę, bowiem w apartamentach północnych były one ułożone kaskadowo.
            Pokoje, które znajdowały się tuż pod nim, czekały na tego dupka Hoffmanna i jego nową żonę, piętro niżej - na szacownych państwa Meier. Tych ludzi znał odkąd kupił ten hotel, bo przyjeżdżali też do poprzedniego właściciela. Hoffmanna nie lubił, chociaż był częstym gościem. Irytował go fakt, że niemal za każdym razem przyjeżdżał z inną panną i zawsze zastanawiało go, czy on nigdy się nie ustatkuje. Jednak teraz miał wrażenie, że skoro przyjeżdża z żoną, to wiele musiało się zmienić w jego życiu i z powodzeniem będzie mógł skreślić tego pana z listy znienawidzonych klientów. Nie cierpiał takich cwaniaków, zawsze myśleli, że są pępkiem świata tylko dlatego, że mają kasę. Bill był przekonany, że ta jego żona pewnie wcale nie była lepsza od wszystkich przywożonych tu wcześniej kobiet - kolejna mocno farbowana blondynka, z tipsami jak autostrada do Berlina. Pocieszająca jednak w tym wszystkim była myśl, że przynajmniej nie była to - delikatnie mówiąc - kolejna dama do towarzystwa.
            Wziął orzeźwiający prysznic, po czym zszedł na śniadanie, zaglądając po drodze do recepcji. Był nieco zdziwiony, że z nocnej zmiany jeszcze nie zeszła Melanie, ale fakt - ostatnio nie zdarzało mu się wstawać o tak wczesnej porze, żeby widzieć tę samą recepcjonistkę wieczorem i rano.
            Wszyscy wiedzieli, że rytuałem dla niego było czytanie gazet przy śniadaniu, więc kiedy tylko dziewczyna zobaczyła zbliżającego się szefa, ukłoniła się grzecznie i podała nierozpakowany jeszcze rulon porannej prasy.
            - Na razie spokój, co? – zagadnął pogodnie Bill.
            - Tak, jeszcze wcześnie - odwzajemniła uśmiech. - Ale dzisiaj zjeżdża większość gości, więc Nadia i Monique będą tu miały po południu niezłe piekło.
            - Dobrze, że pogoda się wyklarowała, jak tak dalej pójdzie, ten sezon będzie należał do tych udanych - odparł i oddalił się na śniadanie.
            W restauracji miał swój stolik i ulubione zestawy, które były ponumerowane specjalnie dla niego, więc zawsze rzucał tylko cyferkę, a sam szef kuchni po krótkiej chwili stał przy stoliku z jego porcją
            - Hmmm... - zastanowił się przez chwilę. - Może być dzisiaj dwójka - rzucił do kelnera.
Po kilkunastu minutach stała przed nim smakowita jajecznica, chrupiący rogalik i pachnąca kawa.
            - Dzisiaj będzie ciężki dzień - stwierdził, zestawiający z tacy jego śniadanie Kris, który był tu już szefem kuchni jeszcze za rządów poprzedniego właściciela. Kiedy Bill kupował hotel, nie zamierzał zmieniać pracowników, dlatego kto chciał, ten pozostał, i w ten oto sposób miał już na początku swojej hotelarskiej kariery skompletowaną porządną ekipę.
            - Uwielbiam takie ciężkie dni - roześmiał się. - Szkoda, że sezon nad Bałtykiem jest taki krótki.
            - Wszystkie prognozy zapowiadają upały, a kto wie, może nawet będzie taki cały lipiec.
            - Tak - Bill odruchowo spojrzał w okno. - Piękny poranek, ani jednej chmurki, trzeba być dobrej myśli, że nam się ta pogoda nie schrzani.
            - No, ja się będę o to modlił - odparł poważnie Kris. - W końcu przydałaby się jakaś premia.
            - Jeśli tylko będą odpowiednie zyski, możecie na nią liczyć - puścił mu oczko szef.
            - Wiem, szefie, nawet gdy było słabiej, zawsze ją dostawaliśmy. A teraz wracam do kuchni, bo trzeba się brać za obiad.
            Kris oddalił się z uśmiechem na twarzy, a Bill zabrał się do konsumpcji swojego śniadania, pieczołowicie rozkładając gazetę na wolnej przestrzeni stolika.
            - Nie czytaj przy jedzeniu, bo nie wiesz, co czytasz i nie wiesz, co jesz - usłyszał nagle za swoimi plecami znajomy głos, na dźwięk którego natychmiast się odwrócił. 


8 komentarzy:

  1. Ale bym się wybrała do takiego Billowego hotelu :D Pewnie byłoby drogo na maxa, ale by się opłaciło z pewnością bardziej niż pakiet. hahaha...
    Powiem Ci szczerze, że ja tego opowiadania prawie w ogóle nie pamiętam. Wiem, że je czytałam, ale nie do końca pamiętam o co chodziło. Teraz po tym wstępie mi się nieco przypomniało... ta recepcjonistka, Rosjanka i w ogóle. Wydaje mi się, że kojarzę też kto pojawił się pod koniec xD Ale no... to są tylko takie przebłyski. Także spojlerów z mojej strony się nie obawiaj. :P
    No i... tak idealnie takie opowiadanie na lato. :D Aż bym się wybrała z chęcią nad morze ^^
    Buziaki kochana :* Czekam już na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chwała Ci, że nie pamiętasz, może przyjemniej będzie Ci się czytało. No hotelu to on raczej mieć nie będzie, już prędzej dom mody ;)
      Buziaki :*

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie sie zaczyna :) ten głos to albo Tom lub ta Ann :D czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie patrzeć, to ktoś z bliskich mu osób zawitał do hotelu.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  3. Tom zbyt banalny. to Gus albo Geo. cieszę się, że to Bill właśnie jest tu główną postacią, bez urazy dla reszty, jest moim zdaniem najciekawszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz trochę racji, w jakiejś części. Ale w jakiej nie zdradzę. Mam nadzieję, że będziesz zaglądać w takim razie na kolejne części.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  4. Jaka niespodzianka z tym hotelem.To zdecydowanie coś innego. Zapowiada się ciekawie i jak zwykle końcówka trzyma w napięciu.
    Czekam na kolejną część, pozdrawiam i przesyłam buziaki<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to opowiadanie jest w innym tonie jak poprzednie, bardziej zbliżone do tych dwóch pierwszych.
      Dziękuję i zapraszam na kolejne części ;*

      Usuń