wtorek, 15 sierpnia 2017

Część 3. „Definicja miłości”



Część 3. „Definicja miłości”


            Idąc obok brata, Tom cały czas zastanawiał się, gdzie już spotkał Hoffmanna, i chociaż tamten nie powiedział nic w stylu „my się już znamy”, czy „już się spotkaliśmy”, był pewny, że gdzieś już widział tę twarz.
            - Cholera. - mruknął, ostentacyjnie  drapiąc się po głowie.
            - Tak cię to gryzie? - roześmiał się Bill, zwracając się po chwili do barmana. - Dwa Krombachery.
            - Bo sobie przypomnieć nie mogę...
            Czarnowłosy wziął w dłonie dwa kufle z piwem i zapytał brata:
            - Idziemy na taras?
            - Pewnie, że na taras, tam się ciągle jakieś laski kręcą - rozpromienił się, niemal natychmiast zapominając, nad czym przed chwilą się tak usilnie zastanawiał.
            Wyszli na zewnątrz, gdzie przy stolikach pod parasolami siedziało kilka osób. Do południa nigdy nie było tu tłoczno, bo przy takiej pogodzie, przeważnie większość gości była na plaży, ale pod wieczór naprawdę trudno było o wolny stolik.
            Zajęli miejsca przy samej balustradzie, skąd rozpościerał się widok na wydmy i przesmyk między nimi, prowadzący wprost nad morze. Z głośnika umocowanego na ścianie sączyła się niezbyt głośna muzyka.
            - Rany... - jęknął Tom. - Co za kawałki wy tutaj puszczacie?
            - Coś się nie podoba? Letnie przeboje, starsze, nowsze, ale klimat musi być zachowany - stwierdził stanowczo Bill, upijając łyk piwa.
            Tom tylko wzruszył ramionami i obrzucił badawczym wzrokiem okolicę.
            - Coś mało lasek.
            - O tej porze? Na plażę sobie idź, do wyboru do koloru, w dodatku wszystkie półnagie - śmiał się Bill.
            - Jutro pójdziemy, a ty z nami.
            - Tak szczerze, to mam dość, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
            - Skoro mam tu spać aż dwie noce, przydałoby się przynajmniej jedną jakoś odmiennie spędzić - Tom znacząco spojrzał na bliźniaka, ale kiedy po chwili kątem oka zauważył przechodzącą tuż obok zgrabną blondynkę, niemal natychmiast zmienił pole widzenia, nucąc sobie pod nosem piosenkę, która właśnie płynęła z głośnika, jednak zrobił to na tyle głośno, aby dziewczyna dokładnie usłyszała, że to właśnie on śpiewa. Odwróciła się, a gdy ich spojrzenia się spotkały, posłała mu promienny uśmiech, nieznacznie się rumieniąc.
            Bill widząc tę sytuację, wsparł czoło na rękach, które były oparte o stolik. Jego bezgłośny śmiech objawił się tylko drżeniem całego ciała, a kiedy już się uspokoił, zwrócił się do podrywacza:
            - A mówiłeś, że lecą same beznadziejne kawałki.
            - No bo lecą, ale ten akurat się do czegoś przydał - Roześmiany Tom rozparł się wygodnie na krześle, popijając piwo.
            - A skąd ty w ogóle ten tekst znałeś, co?
            - Nieważne - Tom chciał już zmienić drażliwy temat, ale Bill usilnie to drążył:
            - Przyznaj się, to był jakiś twój przebój, co? Wiem! Z tych wakacji, co cię Bianca kantem puściła - zanosił się już ze śmiechu.
            - Akurat nie z tych - Bliźniak pokręcił głową.
            - To pewnie wtedy, co romansowałeś z Elli.
            - Daj sobie spokój, co? Ale ty upierdliwy jesteś - Tom też się śmiał, ale najwyraźniej chciał pogadać o czymś innym niż swoich miłosnych podbojach sprzed kilku lat. - Lepiej powiedz, jak tam u ciebie z tymi sprawami?
            - Chcesz koniecznie zmienić temat - Bill wciąż nie mógł opanować śmiechu, a brat pomimo wszystko wciąż mu wtórował.
            - Dość tego, bo zamiast pogadać, to się pośmiejemy.
            Czarnowłosy otarł spływającą po policzku łzę.
            - Dawno się tak nie ubawiłem - wydusił z siebie. W końcu obydwaj się uspokoili, ale ich twarze wciąż zdobiły promienne uśmiechy. Zdawać by się mogło, że taka dawka radości wystarczy im na cały, przyjemnie rozpoczęty dzień.
            - No, to jak tam u ciebie? - zagadnął znowu Tom.
            - W zasadzie nijak, bez zmian.
            - Przecież wiem, że na stałe nie masz nikogo, ale przyjeżdża tu tyle towaru, że chyba czasem udaje ci się coś kolnąć? - Z lubieżnym uśmieszkiem trącił brata łokciem, który zmienił pozycję na nieco wygodniejszą, bardziej opierając się w wiklinowym fotelu. Nieco spoważniał i patrząc wprost na swojego rozmówcę, odparł:
            - Gdybym chciał, nie byłoby problemu, ale mnie to nie kręci.
            - Jak to możliwe, że jesteśmy aż tak różni, co?
            Bill uśmiechnął się pod nosem i jakby w zmyśleniu przesuwał opuszkiem palca po rzeźbieniach kufla. To fakt, byli zupełnie inni; jeden szukał wrażeń i przygody na jedną noc, drugi - stabilizacji, spokoju i miłości. Oprócz tej różnicy była jeszcze jedna - nie szukał nikogo na siłę tylko dlatego, że doskwierała mu samotność. Już nie raz los okrutnie z niego zadrwił, dając i odbierając kogoś, kogo zdawać by się mogło, że pokochał. Teraz jednak miał wrażenie, że za każdym razem to nie było to, czego szukał. Może zaledwie jakieś zauroczenie, ale na pewno nie wielka miłość, o której marzył. Zbyt szybko udało mu się zapomnieć, znaleźć jakieś pocieszenie. Gdyby pokochał prawdziwie, nie potrafiłby ukoić bólu. Tego był absolutnie pewien.
            - Ja nie chcę półśrodków - odpowiedział w końcu. - Nie chcę jakiegoś chwilowego romansu, który skończy się wraz z latem. Już nigdy nie dam się oszukać.
            - Masz na myśli Ann? - zapytał Tom.
            - Nie, mam na myśli złośliwość losu, bo zauroczyłem się w kimś na jeden sezon, byłem na tyle głupi, że dałem się omamić.
            - O! To mamy coś nowego, czyżbyś doszedł do wniosku, że to jednak nie była miłość?
            - Ani z jej, ani z mojej strony - odparł Bill, podnosząc do ust kufel z napojem. - Wiem, że gdybym kochał prawdziwie, nigdy bym o niej nie zapomniał, a jej już dawno tu nie ma. - To mówiąc, położył dłoń na sercu. - Zresztą od początku to nie było to, nie czułem tego tak, jak powinienem, sam się tylko oszukiwałem.
            - Może teraz tak mówisz, bo masz do niej wciąż żal, że odeszła.
            - Nie Tom, nie mam żalu, ja po prostu wiem, że to nie było to - westchnął. - Teraz już to wiem... Następnym razem będę ostrożniejszy, już nigdy nie zakocham się w kimś nieodpowiednim.
            Brat roześmiał się głośno.
            - Ale tak się nie da! Nie powstrzymasz miłości rozsądkiem! Miłość jest jak śmierć, przychodzi nieproszona, w najmniej odpowiednim momencie.
            - A ty skąd wiesz takie rzeczy? Zakochałeś się, czy co? - zdziwił się Bill.
            - Nie, jeszcze nie. I w przeciwieństwie do ciebie wcale tego nie szukam, ale wiem, jak to było z innymi.
            - Może i masz rację, ale przynajmniej spróbuję. A z Ann to była pomyłka i wiem, że po części oszukałem samego siebie. Z tęsknoty za miłością, po prostu ją sobie wmówiłem.
            - Oj, przestań... - westchnął Tom. - Było, minęło, zresztą skąd możesz to wiedzieć? Może naprawdę się zakochałeś, ale niedostatecznie mocno?
            - Wiem, bo nie czułem tego, co powinienem, a przynajmniej tak, jak sobie to wyobrażam. Dlatego następnym razem bez tego nawet nie będę próbował.
            Bill wychylił resztkę piwa i popatrzył przed siebie, przymrużając oczy. Jak dobrze by było móc zasnąć i obudzić się u boku ukochanej osoby, czuć przy sobie jej bliskość i ciepło, popatrzeć z miłością w te cudowne niebieskie, zielone, a może brązowe oczy... Dlaczego nie potrafił znaleźć tej jedynej? Przecież podobał się kobietom, wiedział to, czuł te spojrzenia na każdym kroku, ale nie lubił być nachalnie podrywany, więc często stronił od przygodnych znajomości. Zbytnio narzucająca mu się dziewczyna nie miała u niego najmniejszych szans.
            - A skąd będziesz wiedział, że to właśnie ta prawdziwa, i jedyna miłość? - Swoim pytaniem Tom przerwał jego rozmyślania.
            - Będę to wiedział, bo będę to czuł.
            - Ale jak? - Bliźniak nie dawał za wygraną.
            - Tak po prostu... Bo to właśnie jej obecność sprawi, że moje serce otuli przyjemne ciepło, a kiedy jej przy mnie nie będzie, nic nie wypełni tej pustki; gdy to poczuję, będę wiedział, że nadchodzi miłość. Nieważne, czy będzie piękną blondynką, czy szatynką, może być tak naprawdę zupełnie niezauważalna dla wszystkich, wystarczy tylko, że ja ją zauważę, dla mnie będzie wtedy najpiękniejsza. Przy niej będę chciał krzyczeć ze szczęścia, jej obecność doda mi sił, a kiedy wyjdzie do sklepu po bułki, będę umierał z tęsknoty. Będzie moją najskrytszą fantazją, sprawi, że nawet nie będę chciał spojrzeć na inną kobietę, a jej zwyczajny dotyk rozpali we mnie ogień pożądania - wtedy już będę wiedział, że naprawdę kocham.
            Tom patrzył na niego z rozchylonymi ustami i pewnym niedowierzaniem, ale skoro jego brat tak mówił, musiał być naprawdę spragniony tej miłości, zawsze był wrażliwy i delikatny w uczuciach.
            - O rany... - jęknął. - Gadasz jak jakiś poeta.
            - W końcu piszę piosenki, nie? - uśmiechnął się Bill, ale brat tylko potrząsnął głową.
            - Czy ty zawsze musisz wszystko odczuwać tak głęboko? I po co ci to? Chcesz znowu cierpieć?
            - Nie chcę cierpieć, chcę kochać, a to jest różnica.
            - Wiesz, że życzę ci szczęścia, i obyś znalazł tę swoją drugą połówkę.
            - Ja wciąż na nią czekam i już nikt nie oszuka mojego serca, jak zrobiła to Ann. - Bill uśmiechnął się delikatnie, a Tom westchnął. On naprawdę wierzył w tę swoją miłość i te wszystkie inne, romantyczne pierdoły. Czy kiedyś mu się uda? Życzył mu tego z całego serca, bo chociaż ich drogi nieco się rozeszły, to przecież był jego bliźniakiem i zawsze bardzo go kochał.
            - Tu jesteście! - usłyszeli radosny okrzyk Georga, który stanął u wyjścia z restauracji, a za nim dwaj pozostali członkowie zespołu.
            - To sobie pogadaliśmy - wymamrotał Bill, nie bardzo z tego zadowolony. Tak rzadko ostatnio widywał się z Tomem, a teraz nawet nie mogli spokojnie porozmawiać. Żałował, że nie zamknęli się w jego apartamencie. Tam przynajmniej nikt by im nie odebrał chwil, jakie mogli mieć tylko dla siebie, bo wiedział, że na wspólny wieczór sam na sam z bratem raczej nie może liczyć. Nawet pomimo tak długiej rozłąki, Tom zapewne wybierze jakiś wypad z chłopakami do klubu, w wiadomym celu.
            - Wymiatamy do centrum? - zapytał Georg, zwracając się do Toma.
            - No w sumie można by przed obiadem gdzieś skoczyć - odparł chłopak, patrząc pytającym wzrokiem na Billa. - Walisz z nami?
            - Hmmm... Nie wiem, musiałbym zobaczyć, jak się mają sprawy w hotelu.
            - To luknij i spadamy, tobie też się należy trochę rozrywki - roześmiał się Tom.
            Bill tylko kiwnął głową i wstał, kierując się w stronę wejścia do restauracji.
            - I weź kluczyki od audicy! - krzyknął za nim brat.
            Na te słowa uśmiechnął się tylko i już prawie wchodząc, odwrócił głowę i rzucił krótkie:
            - Zaraz wracam.
            Sam nie wiedział, czy ma ochotę na wypad do miasta, ale chyba przeważył fakt, w jakim towarzystwie. Lubił przebywać z chłopakami. Wszyscy jeszcze byli przecież tacy młodzi, w dodatku kiedy byli razem, przypominały mu się najpiękniejsze chwile jego życia. Z nimi kochał nawet nocne eskapady po klubach, choć tak rzadko mogli bywać tam razem.
            Zrobił szybki obchód, zajrzał do kuchni, wysłuchując zapewnień Krisa, że wszystko jest w porządku, a obiad będzie na czas. Zadzwonił też do Marka, uprzedzając o swojej nieobecności i prosząc o baczenie na wszystko. Kiedy wychodził, zatrzymał się przy recepcji, gdzie zwrócił się do Nadii:
            - Jakiś czas mnie nie będzie, wychodzę z chłopakami, więc tylko komórka, gdyby coś.
            Skinęła głową. Puścił więc dziewczynie oczko i wyszedł, nie zauważając nawet jej smutnego wzroku.
            Albo naprawdę nie widział jej tęsknych spojrzeń, albo po prostu nie chciał ich widzieć. Może tak wolał, bo nie chciał psuć ich dobrych relacji. Przecież oprócz przyjaźni, nie mógł dać jej niczego więcej. Gdyby to właśnie ona była adresatką tych wszystkich odczuć, o których opowiadał Tomowi, już dawno by to wiedział.
            Niestety, nie była.
            - Masz? - zapytał zniecierpliwiony Tom, który zawsze lubił poszpanować sobie w czarnym kabriolecie, kiedy przyjeżdżał do brata, chociaż sam przecież też miał wspaniałe auto.  Niemal natychmiast Bill rzucił mu kluczyki, a wtedy, ten zwinnie przeskoczył murek, który dzielił go od chodnika prowadzącego do garażu.
            - Zaraz po was podjadę! - krzyknął, skręcając za hotel.
            I faktycznie, po niedługiej chwili czarne audi z opuszczonym dachem zatrzymało się przed głównym wejściem, wzbijając swoim gwałtownym hamowaniem tuman kurzu z naniesionego na podjazd piasku. Zza kierownicy uśmiechał się zawadiacko młody mężczyzna w czapeczce z daszkiem.
            - No! Chłopaki! Dawajcie! - krzyknął do reszty, która wciąż tkwiła na tarasie restauracji.
Ruszyli ochoczo w jego stronę, śmiejąc się i dowcipkując.
            - Może byśmy naszym aniołom stróżom powiedzieli, żeby pojechali za nami? - nieśmiało zaproponował Olivier.
            - Mało ci tych nianiek? - żachnął się Gustav, sadowiąc swoje pośladki na tylnym siedzeniu.
            - Racja, ciągle za nami łażą, a ja chcę wreszcie trochę swobody - poparł kumpla Georg.
            - Nie no... Ja tylko tak... - Przygaszony ripostą kolegów wokalista próbował się tłumaczyć, ale przerwał mu Tom:
            - Walić ochronę! - roześmiał się. - Dzisiaj sami sobie poradzimy z namolnymi fankami! W końcu jest nas pięciu!
            Porozumiewawczo zerknął na siedzącego tuż obok brata i upewniwszy się, że wszyscy już są na swoich miejscach, z radosnym okrzykiem gwałtownie ruszył z miejsca.
            Odjeżdżające auto z piątką uradowanych chłopaków odprowadzało spojrzenie zielonych oczu, pełnych tęsknoty za utraconą swobodą. 

4 komentarze:

  1. Oczu, pełnych tęsknoty za utracona swobodą... ciekawe... to tej Nadii? Czy kogoś innego? :P
    W ogóle te słowa Billa o milosci... piękne,l. Ta kobieta, której będzie dane być jego wybranka, z pewnością będzie najszczęśliwsza kobieta na ziemi :)
    To opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta :D tak przyjemnie, ze bym mogła je czytać i czytać i czytać... wiec czekam już niecierpliwie na następny rozdział :* a zaraz biorę się za twc... bo już je raz przeczytałam co prawda, ale nie skomentowalam, wiec "muszę" przeczytać drugi raz, żeby sobie przypomnieć ^^
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gapa ze mnie, nie odpowiedziałam, a dodałam nową część.
      Dziękuję kochana, że jesteś, chociaż tyle z opóźnieniem ;*

      Usuń
  2. Ostatnio nie komentowałam, bo miałam mało czasu, ale muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Każde zakończenie rozdziału to pewna niewiadoma,która intryguje i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Postać Billa jako właściciela hotelu też jest fajna, napewno jest to coś nowego i nie jest to oklepany motyw. Bardzo podobał mi się fragment jak Bill mówił o miłości, coś pięknego !
    jak zwykle, podziwiam i czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam i buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że jesteś i czytasz, choć nie powiem, że komentarz nie jest mile widziany, więc bardzo dziękuję, że chcesz się wypowiadać, to dla mnie ważne ;*

      Usuń