piątek, 27 listopada 2015

Rozdział I

           Dziękuję Paulinie za całą pomoc i zaangażowanie w powstanie tego bloga, za grafikę oraz poprawianie niezauważonych przeze mnie błędów, a także za wsparcie i za to, że po prostu jest.


"MY IMMORTAL"




           „Wielka miłość nie wybiera, przychodzi nieoczekiwanie i znikąd. Spotyka cię nagle i wiesz, że właśnie na nią czekałeś całe życie. Żyjesz nią, oddychasz nią... Możesz wytrzymać bez niej najwyżej kilka godzin, potem zaczynasz tracić rozsądek. Pragniesz jej mimo obawy o nieuchronny ból, rozczarowanie i mękę rozłąki. Chcesz pławić się w tym gorącym uczuciu, które porywa, wypełnia każdą myśl, trzepoce gdzieś w środku, unosi i strąca w przepaść”.




Rozdział I




"U Twoich bram zawsze twarda jak skała.
Czekałam wciąż na cud, 
nie umierałam z miłości, lecz grałam
 wchłaniając Twój ogień bez słów"
   Bajm - "Ogień i lód"

 Siedziała tyłem do drzwi zaczytana w scenariuszu programu, który miała właśnie poprowadzić. Błądząc wzrokiem po kolejnych jego kartkach czuła, jak rodzą się w niej sprzeczne odczucia. Radość i zawód, nadzieja i obawa, a wszystko to niczym wybuchowa mieszanka wirowało w jej umyśle. Była najmłodsza w ekipie i pracowała najkrócej. Wiedziała, że nie powinna, że nie może odmówić, bo nie będzie mogła liczyć na nic lepszego i nawet on nie będzie w stanie jej tego zapewnić. I choć już dziś jej twarz była kojarzona z ekranu telewizora, to wszystko wciąż nie było dla niej szczytem marzeń. Miała ogromną nadzieję, że wkrótce stanie u progu swojej wielkiej, dziennikarskiej kariery. Może czasem jej marzenia stawały się zbyt śmiałe, jednak przecież one nic nie kosztowały, a marzyć wolno każdemu. Zamyśliła się, a po chwili już całkowicie zaniechawszy czytania zapatrzyła się w ogromny biurowiec za oknem, na dobre pogrążając się w wizji siebie, prowadzącej wieczorne wiadomości. Zatopiona tak dłuższy czas w swoich marzeniach nawet nie usłyszała, że otwierają się drzwi do jej biura, tylko nagle poczuła, jak czyjeś dłonie zakrywają jej oczy. Drgnęła.
   - Nie chciałem cię przestraszyć kochanie...  – usłyszała za sobą ciepły głos Martina, który wychyliwszy się zza jej pleców, cmoknął ją lekko w policzek.
   - Ale to zrobiłeś, niestety. - odparła oschle, wyrwana nagle ze słodkiego bujania w obłokach.   
   - Co się dzieje?  – zapytał z troską w głosie, siadając obok kobiety. –  Jesteś zła?          
    Wzruszyła ramionami i nie odpowiadając nic, na powrót zatopiła się w lekturze dokumentu, już w pełni świadoma tego co czyta. Martin objął ją wzrokiem pełnym uczucia. Byli ze sobą od pół roku. On – szef Działu Programów Rozrywkowych i ona – prezenterka z krótkim stażem. Już pierwszego dnia wpadła mu w oko. Była pełna energii i nowych pomysłów, niezwykle kobieca, czarująca i dla niego po prostu piękna. Urzekał go każdy jej ruch, gest i uśmiech, a na domiar pełni jej zalet postrzeganych przez Martina, miała bardzo długie, ciemne włosy, jakie u kobiet uwielbiał. Jak wielu mężczyzn, tak wiele gustów i nie dla każdego Babette była tak zjawiskowa, ale on..? Zakochał się w niej... Szalenie i niemal młodzieńczo, zważywszy na jego średni wiek. A ona..?
      Wszystkim mówiła, że tak, że kocha go… Chociaż chwilami nie była tego pewna, nie wiedziała czy to jest właśnie ta prawdziwa i wyczekiwana miłość. Wcześniej kochała tylko raz, w szkole średniej i było to raczej młodzieńcze uczucie. Nawet potem, na studiach nikt nie skradł jej serca i zawsze śmiała się, że z jej szczęściem z pewnością kiedyś zakocha się w nieodpowiednim człowieku. A Martin był bardzo odpowiedni, więc to nie mogła być ta właściwa, prawdziwa miłość, na którą czekała. Dziś miała pewność tylko co do  jednego – było jej z nim dobrze, a może po prostu bezpiecznie i wygodnie...? Wprawdzie plotkowano, że jest z nim dla kariery, ale nie dbała o opinie innych, chociaż nie była typem kobiety idącej po trupach do zwycięstwa. Nigdy nie zrobiłaby nikomu krzywdy w dążeniu do celu. Na tę chwilę po prostu dbała o swoje dobro, przy ich obopólnej korzyści.
       - Mam dla ciebie niespodziankę - przerwał milczenie Martin. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, ale nie odezwała się.
       - Nie jesteś ciekawa? - zapytał.
       - Jestem... - odrzekła, jakby od niechcenia odkładając scenariusz na stolik, po czym rozciągnęła się na fotelu zalotnie patrząc Martinowi w oczy. Wiedziała, jak na niego działa i wykorzystywała to bez skrupułów. Uśmiechnął się z miną triumfatora. Uwielbiał robić coś dla niej, starać się o każdy jej uśmiech, wdzięczność, jaką zapewne teraz będzie mu winna.
        - Dostałaś nowy program więc zostaw to, to już nie twoja działka, teraz zajmie się tym Claudia.
       Serce zabiło jej mocniej, wkradła się w nie ogromna nadzieja, że będzie to coś na miarę jej marzeń, coś na co tak bardzo liczyła, ale była zbyt dumna, żeby to okazać, czy o cokolwiek zapytać. Czekała, aż sam jej to powie.Po chwili kontynuował: 
       - Będziesz prowadzić młodzieżowy program muzyczny. - mężczyzna znów uśmiechnął się zadowolony.
       - Który? – nie wytrzymując napięcia, w końcu spytała.
       - „Twój idol” – ciągnął dalej Martin – Jesteś młoda, piękna i zdolna... Będziesz tam świetnie pasowała.
      Przemknęło jej przez myśl, że tę pierwszą młodość ma już daleko za sobą, ale po chwili pomyślała już zupełnie o czymś innym: - Przecież ten program prowadzi Ivonne... - popatrzyła na mężczyznę z zaciekawieniem. 
       - Ivonne przeszła do popołudniowych wiadomości – usłyszała w odpowiedzi.
      "No proszę... Więc to innym spełniają się moje marzenia..." - nie wypowiadając swoich myśli na głos, odwróciła głowę. Koleżanka będzie rozkwitać na antenie wiadomości, a ona ma prowadzić jakiś idiotyczny program dla nastolatków... Przez moment na jej twarzy wymalowało się niezadowolenie, ale nie zamanifestowała tego przed swoim partnerem. Wiedziała, jak bardzo się starał, aby znaleźć jej coś lepszego, widocznie na tę chwilę lepiej nie było można. Chociaż gdyby miał świadomość przyszłości, z pewnością postarałby się bardziej. Jednak nikt nie mógł jej przewidzieć. Cóż.. mimo wszystko i tak lepsze było to, niż ta publicystyka, którą oglądają sami starcy.
       - Będzie jakaś nagroda…? - zapytał jeszcze nieśmiało.
       -  W nagrodę możesz zaprosić mnie na kolację. – zaśmiała się Babette zalotnie, gubiąc już wszystkie nieprzyjemne myśli.
       -  Ze śniadaniem? - puścił jej oczko Martin.
       -  To już skarbie, zależy tylko od tego jak się postarasz... - odparła składając na jego policzku delikatny pocałunek.
~
            
               Szło jej świetnie. Miała za sobą już pięć programów. Forma audycji była przyjemna, lekka, a ona była zadowolona i podobała się wszystkim w nowej roli. Spotykała nowych ludzi, poznawała ich i można powiedzieć, że chyba spełniała się w roli takiej prezenterki, jednak wciąż jej ambicje były wyższe. Dzięki temu programowi, złapała dodatkową fuchę w radio. Miała teraz nieco mniej czasu, ale za to zarabiała lepiej i stać ją było na więcej. Tego dnia, przeglądała w swoim studyjnym biurze notatki dotyczące następnego programu, którego gościem miał być Dieter Bohlen. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze podobał jej się ten facet, no i był nie byle kim na niemieckim rynku muzycznym. Pracowała pilnie, to jasne, że chciała wypaść jak najlepiej szczególnie przed takim gościem. Właśnie zastanawiała się nad pytaniami, dotyczącymi programu, kiedy z wielkim impetem wpadła do biura jej bezpośrednia szefowa Julia:
            - Mam dla ciebie wiadomość, kto będzie kolejnym gościem w twoim programie! – krzyknęła już od samych drzwi. Babette podniosła na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu.
            - Cześć Julia. - uśmiechnęła się nie tylko do szefowej, ale także do swojej przyjaciółki w tej samej osobie. Z Julią zaprzyjaźniła się już dawno, praktycznie od razu kiedy tylko zaczęła pracować w tym dziale, a od niedawna kobieta została jej szefową. Zawsze świetnie się ze sobą dogadywały, Julia była jedynie o trzy lata starsza. Często nawet po pracy - chociaż tu przebywały niekiedy do późna - spędzały wspólnie czas chodząc na zakupy, czy umawiając się na wieczorny jogging. Julia była na etapie „poszukiwań zdobyczy" – tak nazywała polowanie na faceta. Chociaż dopiero co się rozwiodła, przysięgając sobie wówczas; „nigdy więcej...”, to jednak matka natura usilnie domagała się samca w jej życiu.
            - Skoro jesteś taka podniecona to pewnie sam Ricky Martin. – zażartowała, bo wiedziała że właśnie on, piekielnie podobał się przyjaciółce i nawet nie istotne było, że gwiazdor nie gustuje w kobietach. Jej samej na tę chwilę też przemknęło przez myśl kilku ciekawych facetów z branży.
            - Eee tam... - mruknęła już spokojniejszym tonem, pogroziła Babette figlarnie palcem i dodała:  – Chciałoby się... - po czym obie zaśmiały się.
            - A tak swoją drogą, to chciałabym kiedyś gościć kogoś z tej wyższej półki.
            - Kto wie, może kiedyś... - uśmiechnęła się ciepło Julia.
            - No dobra, koniec marzeń, zejdź na ziemię i powiedz wreszcie z kim ten następny program?
            - Tokio Hotel – szybko, na jednym wdechu i jakby w obawie wyrzuciła z siebie nazwę zespołu Julia, patrząc na reakcję Babette. Ta tymczasem spojrzała na szefową z wyrzutem:
            - No nie... Znowu te dzieciaki? Przecież oni byli niedawno u Ivonne i, o ile się nie mylę to nie nagrali nic nowego... - dziewczyna zrobiła niezadowoloną minę.
            - No tak, ale uwielbiają ich tłumy i domagają się programów z nimi – skwitowała Julia.
            - Tłumy, tłumy... Jakie tam tłumy? Rozwrzeszczane siksy i tyle... - burczała Babette – W dodatku niewiele o nich wiem, żeby się przygotować, będę musiała coś obejrzeć, poczytać... Nie można by tego odłożyć jak nagrają jakąś nową płytę?...
            - Nie ma takiego wykonawcy, o którym wie się wszystko. Przed każdym programem dokształcasz się w tej sferze. Poza tym kochana, zanim nagrają jakąś nową płytę to jeszcze ze trzy razy zrobisz z nimi program. A ja umówiłam cię z nimi na jutro na piętnastą... - dodała cicho Julia i odsunęła się na bezpieczną odległość.
            - Na jutro? Oszalałaś? I pewnie jeszcze wcisnęłaś ich na jakiś krótki termin, bo ktoś wypadł. - popatrzyła na Julię podejrzliwie, a ta tylko zagryzła dolną wargę.
            - Nie... proszę Cię... - Babette pokręciła głową. - Nie chcesz mi powiedzieć, że Bohlen nie przyjdzie...
            Szefowa skinęła głową bez słowa. Wiedziała, że to dla prowadzącej ogromny zawód, tak bardzo chciała zrobić program z tym facetem.
            - Cholera... Prawie wszystko mam gotowe.. - skrzywiła się bezsilnie, ale po chwili znów dopadła ją wściekłość. - To jest jakaś narodowa obsesja! Wszyscy pogłupieli, czy co? Jakaś banda siedemnastolatków, no nie... - Babette bez sił opadła na obrotowe krzesełko. 
            - To naprawdę nie zależy od nas, musiał gdzieś nagle wyjechać, ale nie martw się, twoje przygotowania nie pójdą na marne, przełożyłam mu termin na późniejszy. Zaraz przyślę do ciebie Ann z materiałami do poczytania o chłopakach, a na poczcie masz ode mnie wiadomość z linkami do informacji w sieci.
            Julia pomachała podwładnej koniuszkami palców i szybko zniknęła, zamykając za sobą drzwi. Babette tylko ciężko westchnęła. Nie było rady, będzie musiała zmierzyć się z problemem... To cholerna siła wyższa. Zamyśliła się, z czego wyrwało ją pukanie do drzwi:
            - Proszę – rzuciła w stronę drzwi. Do pokoju weszła mała, chuda blondynka, taszcząc pokaźne pudło.
            - Przyniosłam te materiały od pani Julii – zakomunikowała. Babette zrobiła wielkie oczy.
            - Aż tyle tego?
            - Tak! – entuzjastycznie krzyknęła Ann – Gazety piszą prawie tylko o nich! Ostatnio kupiłam Bravo i...
            - Dobra , dzięki – przerwała jej szybko dziennikarka, chcąc uniknąć wysłuchiwania paplaniny Ann,  która - jak się domyśliła - też musiała być ich rozentuzjazmowaną fanką. Dziewczyna pokornie wycofała się i zamknęła za sobą drzwi. Babette zaczęła przerzucać pisma w pudle. Były różne, począwszy od Bravo, a skończywszy na Der Spiegel i wszędzie oni... W kolorowych pisemkach dla małolatów, prawie zawsze na pierwszej stronie. Była na bieżąco z prasą, bo tego wymagał jej zawód, ale nigdy nie przywiązywała większej wagi do okładek, po prostu zawsze wczytywała się w artykuły i to takie, które aktualnie ją interesowały. W pudle była też ich płyta. Przeglądanie tych wszystkich rzeczy bezceremonialnie kradło jej czas, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. Kiedy zerknęła na zegarek, była już za dwadzieścia czwarta.
            - O cholera... – jęknęła. O czwartej powinna być w radio. Miała naprawdę mało czasu. Pospiesznie spakowała dokumenty do teczki i spojrzała na pudło. ”Nie ma rady, trzeba to potraktować jako pracę domową, bo na jutrzejsze spotkanie muszę mieć gotowe pytania...” – pomyślała. Zamknęła i zawinęła je pod pachę, zgarnęła teczkę z dokumentami i pomknęła do windy. Wybiegła z niej w popłochu, z impetem i nawet nie zauważyła Martina, który stał w holu. W drzwiach wyjściowych wpadła na jakiegoś chłopaka. Potrąciła go, a na dodatek wieko pudełka spadło i część gazet wysypała się na podłogę.
            - Bardzo panią przepraszam – rzekł z pokorą poszkodowany i poniekąd sprawca wypadku, po czym schylił się do zbierania pism. – Pomogę.
            - Właściwie to ja powinnam przeprosić, to moja wina, tak się spieszę... – jęknęła zrezygnowana kobieta nie patrząc na pomocnika. - Dziękuję - dodała po chwili. Kiedy się nachylała, końcówki jej długich włosów ocierały się o posadzkę. Bluzka dziewczyny nieco wzniosła się, odsłaniając delikatny tatuaż na lędźwiach, co nie umknęło uwadze chłopaka. Całemu zdarzeniu przyglądał się daleka Martin, który wciąż stał tam gdzie wcześniej. Nieznajomy młodzieniec podniósł pudło i zapytał, patrząc na kobietę, podczas gdy ona nerwowo zerknęła na zegarek:
            - To gdzie zanieść?
            - Nie dziękuję, sama wezmę – zaoponowała Babette. Spieszyła się, już dawno byłaby w drodze, gdyby ten chłopak nie przeszkodził jej. Na dodatek teraz ją wstrzymywał, usilnie ofiarując pomoc.
            - Nie ma mowy! Pomogę! - był nieugięty.
            - No to proszę tylko do samochodu – wiedziała, że najwyraźniej się uparł i zgodziła się w końcu spojrzawszy na chłopaka. Miał ciemne okulary i czarne włosy do ramion. Mimo, że ta przeciwsłoneczna ochrona oczu przesłaniała mu pół twarzy, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że już go gdzieś widziała, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, ani dłużej mu się przyglądać. Ruszyła więc pospiesznie przodem.
           W milczeniu doszli na parking. Otworzyła bagażnik, a chłopak wstawił pudło i lekko się uśmiechnął:
            - To… Do zobaczenia...
            - Do widzenia – odpowiedziała oschle i trochę zdziwiona rzuciła na niego kątem oka. Zamykając bagażnik, spojrzała na leżące na wierzchu pudła jedno z pism. Teraz już wiedziała skąd zna tego osobnika... Obejrzała się za odchodzącym i ku jej zdziwieniu, on też się odwrócił. Pospiesznie wsiadła do samochodu i uświadamiając sobie, że już jest spóźniona z piskiem opon ruszyła z parkingu.
~
          
                      Chłodny prysznic doprowadził ją do tak zwanego „stanu używalności”. Zaparzyła zieloną herbatę, usadowiła się wygodnie na kanapie i włączyła płytę, którą dostała do przesłuchania. Właściwie znała z niej tylko kilka utworów, więc trzeba było poznać cały, niewielki dorobek młodocianego zespołu.
         Musiała przyznać, że niektóre kawałki nawet jej się podobały, chociaż ostatnio trudno było się od tych właśnie kilku uwolnić, bo słychać je było prawie wszędzie, a już w szczególności w jej radio. „Trzeba się za to wziąć...” – pomyślała i sięgnęła po pierwsze pismo z pudła, po czym zagłębiła się w lekturze: ”... jest niepoprawnym kobieciarzem, flirtuje kiedy może i gdzie może, twierdzi, że uprawiał seks z dwudziestoma dziewczynami...” – przeczytała i poirytowana pomyślała; „Co za niewyżyty gówniarz... Albo zmyśla, albo to jakiś medialny image... Już ja bym ci ułożyła, kilka konkretnych pytań, ciekawe czy byś błysnął wiedzą... Szkoda tylko, że na wizji nie pójdą” - zaśmiała się cicho, wyobrażając sobie zażenowanie chłopaka w takiej sytuacji. Pokręciła głową i zaczęła czytać dalej:  ”... jest typem romantyka, stawia na stały, długotrwały związek – można powiedzieć, że czeka na tą jedną, jedyną...” - „Przynajmniej ten jakiś normalny...” – ciągnęła dalej monolog swoich myśli, który przerwał jej dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała, aby je otworzyć.
            - Cześć skarbie – W progu stał uśmiechnięty Martin. Zachęcającym gestem zaprosiła go do środka.
            Chciała lekko cmoknąć go w policzek, ale on namiętnie pocałował ją w usta. Kiedy już oderwała się od niego, stwierdziła:
            - Mieliśmy się dziś nie spotykać, muszę się przygotować do pracy. Czas mnie nagli.
            - Ale ja się tak bardzo stęskniłem... – wyszeptał i przytulił ją mocno, po czym wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Podążyła za nim, przewracając tylko oczami. – Widzieliśmy się w pracy.
            - Czego ty słuchasz, co ty czytasz? – zapytał zdziwiony i śmiejąc się, przerzucił kilka kolorowych pism, jakie wciąż leżały na kanapie.
            - Muszę. Będę miała z nimi program, a jutro mam spotkanie i poza tym, że szaleje za nimi połowa populacji niemieckich panienek, to niewiele o nich wiem... – odparła.
            - No nie przesadzaj, przecież jednego z nich już znasz... – stwierdził z nutką ironii w głosie.   Spojrzała na niego zdziwiona: - Co ty mówisz? Niby którego i skąd? Chyba ten upał źle na ciebie działa - zaśmiała się, zupełnie nie kojarząc z jego stwierdzeniem sytuacji z popołudnia.
            - Widziałem cię dziś z tym czarnym, przy wyjściu... I widziałem jak na ciebie patrzył.
            Teraz roześmiała się w głos, kojarząc o czym mówi Martin:
            - Martin… Jesteś stuknięty… Masz na myśli ten wypadek z gazetami w drzwiach? Naprawdę, nie wiem co mogłeś widzieć w jego spojrzeniu, skoro miał ciemne okulary. Poza tym... Przecież to dzieciak i tylko mi pomógł... Ohydny zazdrośnik... - wyszeptała już na końcu, siadając mu na kolanach. Teraz ją rozbawił, choć tak często drażniła ją niemal obsesyjna zazdrość Martina. Zawsze był tam gdzie nie powinien, na dodatek doszukiwał się we wszystkim podtekstu. Nie raz wyrzucała mu brak zaufania, wówczas on tłumaczył się ogromem miłości, dokładnie jak teraz.           
            - Kocham cię... Nienawidzę każdego, który na ciebie patrzy… - mruknął i wtulił się w nią, a ona objęła go ramionami. Urzekała ją w nim umiejętność okazywania uczuć i bezwzględna czułość. Nie wstydził się ich w publicznych miejscach i mimo swojej zawodowej pozycji, czasem zachowywał się jak nastolatek. - A wiesz, że ich menager to mój kumpel ze studiów? – dodał po chwili wracając do tematu i unosząc na nią swoje spojrzenie.
            - Znam go, nie miałam tylko pojęcia, że z nim studiowałeś. - odparła.
             - A skąd...? - znów wyczuła w jego głosie nutkę zazdrości.
            - Z branży, głuptasie - cmoknęła go w nos i wyszła z salonu. Po chwili usłyszała jego nawoływanie:
            - Mogę dostać coś do picia?
            - Soku czy czegoś mocniejszego? – zapytała już z kuchni.
            - No wiesz, przyjechałem samochodem, ale gdybym mógł zostać...
            Pokręciła tylko z uśmiechem głową. Cały Martin... Nie odpowiadając na pytanie, wzięła z szafki dwa kieliszki, a z lodówki szampana, po czym weszła do pokoju. Oczy Martina zabłyszczały, bo wiedział co to oznacza. Mógł zostać… Po chwili wyszeptał, patrząc na nią wzrokiem uwielbienia: - Wiesz, że cię kocham...
            - Dopiero mi to mówiłeś - zauważyła roztropnie. Otworzył butelkę i nalał zimnego alkoholu do kieliszków, po czym podał jeden Babette. Pierwszy kieliszek wypili jak spragnione dzieci, w milczeniu. Pijąc drugi, Martin nie spuszczał z dziewczyny oka. Siedziała na kanapie po turecku, miała na sobie bardzo krótkie, wyszarpane jeansowe spodenki, które nosiła po domu i biały top, uwydatniający jej atrybut kobiecości. Rzadko nosiła stanik, a w domu nigdy.
            - Oszalałbym gdybym cię stracił... – jęknął głosem pełnym pożądania, odstawiając kieliszek. Ona zrobiła to samo i siadając okrakiem na jego kolanach wyznała:
            - Nigdy mnie nie stracisz...
            Wiedziała, że nie powinna tego mówić. Takie obietnice były zupełnie bezpodstawne, tym bardziej, że nie była do końca pewna tego co czuje do mężczyzny chociaż czasem naprawdę miała wrażenie, że go kocha. Ale czy miłość to nie pasja, nie uniesienie? Nie fajerwerki? Czy właśnie to nie powinno jej towarzyszyć? Przy nim nie było takich szaleństw, a raczej spokojna stabilizacja i pewność. I chociaż tak bardzo jej potrzebna, to jednak niewystarczająca...
            Przez moment patrzyli sobie w oczy, jego dłonie dotykały ją przez materiał odzienia. Lubiła to...
            - Nie umiałbym bez ciebie żyć... - wyszeptał, a ona pomyślała o tym co stanie się kiedyś, kiedy jednak okaże się, że nie dotrzyma słowa, że będzie musiał spędzić życie bez niej..? Zamknęła oczy starając się nie myśleć w ten sposób. Przecież miała fantastycznego mężczyznę, z idealną dla niej pozycją zawodową, kochającego i wspierającego ją, pomagającego w każdej chwili, a jednak… te niemałe zalety wciąż były niewystarczające, aby poddać się myśli, że spędzi z nim całe życie. Pochylił się obsypując odkryte ramiona Babette delikatnymi muśnięciami. Przecież podniecał ją... To nie jest oznaka tego, że kocha? Głowa dziewczyny była pełna niezrozumiałych dla niej myśli, jakie już wcześniej gościły w jej umyśle podczas takich sytuacji, jednak nie będąc tak intensywnymi. Westchnęła starając się je odpędzić. Wplotła delikatne palce w jego włosy, a z rozchylonych namiętnie ust wymykał się przyśpieszony oddech. Pozbywali się ubrań wolno, mieli przecież cały wieczór i noc. Wydawało mu się, że za każdym razem coraz bardziej jej pragnie, że narastającemu pożądaniu nie ma końca. Z każdą chwilą pieszczota stawała się coraz śmielsza, aż stali się jednością. Jego kobieta, tylko jego… Jednak najbardziej należała do niego właśnie w takich chwilach, wtedy czuł ją całym sobą. W zwykłych, codziennych sytuacjach wciąż tak bardzo niedostępna, aż czasem miał wrażenie, że wcale jej nie zna. Dziś znów posiadał ją, czuł jej miłość i oddanie. Przyjemność odbierała im oddech, aby po chwili znów mogli chwytać go zachłannie. Wydawali z siebie głośne pojękiwania, zaraz zamykając sobie usta gorącymi pocałunkami. Biodra Babette unosiły się i opadały. Jej długie włosy spływały kaskadą na jędrne piersi, wiedziała, że wkrótce ogarnie ich najwspanialsza z fizycznych przyjemności, do której przecież razem dążyli. Kilka minut, jakie dzieliło ich od zachłyśnięcia się najwspanialszą ekstazą, jaką człowiek może przeżyć dzięki drugiemu człowiekowi minęło niepostrzeżenie. Bezwładnie osunęli się układając rozedrgane rozkoszą ciała na kanapie.
            - Nie oddam cię nikomu... – wyszeptał Martin, składając czułe muśnięcia na jej nagim ciele. Długie włosy Babette zsunęły się niedbale na podłogę, na którą spadły podczas miłosnych uniesień kolorowe czasopisma. Z okładki jednego z nich, patrzyły na nią brązowe oczy chłopaka, który dziś pomagał je pozbierać, gdy były tak samo rozrzucone na posadzce siedziby jej firmy. To jego spojrzenie z okładki było tak przenikliwe, że poczuła się dziwnie. Przyjrzała mu się uważnie i przewróciła stronę.