piątek, 27 stycznia 2017

Część 26.



Część 26.

„Nic nie trzeba robić dla zasady,
i nie wszystko musi mieć swój sens.
Niech uczucie teraz cię prowadzi,
każda chwila najważniejszą jest.”
De Mono – „Żyj tylko chwilą


            Taksówka miała być za pięć minut. Niemal bezszelestnie uchyliła drzwi swojego pokoju, sięgając po zimowe botki, które tak niedawno zdjęła. Jedyne co teraz musi zrobić, to jak najszybciej wymknąć się z domu. Jeśli matka zorientuje się co zamierza, będzie próbowała ją zatrzymać. Nie chciała kolejnej awantury, a wiedziała, że bez tego by się nie obyło. Wzięła wszystkie pieniądze jakie miała w domu, oraz kartę do swojego konta, na które co miesiąc wpływało jej stypendium i renta po ojcu. Wiedziała, że na jakiś czas jej wystarczy, a potem... Nie myślała teraz o przyszłości, w obliczu tego co usłyszała nie potrafiła. W tej chwili w ogóle nie wiązała jej z matką. Może kiedyś jej to wszystko wybaczy, może kiedyś, ale z pewnością nie teraz...
            Najciszej jak mogła wyszła na przedpokój, pospiesznie zakładając kurtkę. Babette, której zmysły wyczulone były teraz jak nigdy przedtem, usłyszała podejrzany szmer. Jednak Amy była szybsza, bo kiedy tylko kobieta pojawiła się w drzwiach, dziewczyna już wymykała się na klatkę schodową.
            - Amy! - krzyknęła za nią z przerażeniem. Trzaśnięcie drzwi uświadomiło jej, że stało się coś najgorszego, coś, czego na pewno się nie spodziewała. Co zrobi, jeśli przez własną głupotę ją straci?
            Ubierała się niedbale, najszybciej jak mogła. Właściwie założyła tylko buty i narzuciła na siebie płaszcz. Chyba nawet za Billem nie zbiegała tak szybko po schodach jak teraz, jednak na niewiele się to zdało, bo gdy znalazła się na ulicy zobaczyła tylko odjeżdżającą taksówkę. Rozpłakała się z bezradności jak małe dziecko. Zaczęła teraz się bać, że naprawdę ją straciła i, że już nigdy nie odzyska jej zaufania.
            Oby odzyskała ją w ogóle...
            Wróciła do mieszkania, niedbale zrzucając z siebie płaszcz. Pospiesznie sięgnęła po telefon i wybrała połączenie. Kolejny raz pochwycił ją w swoje objęcia ogromny strach. Jak teraz mu o tym wszystkim powiedzieć?
            Nie czekała długo na to, żeby usłyszeć jego głos.
            - Słucham cię skarbie - odezwał się Bill.
            Spleciony z nerwów gruby powróz zacisnął się na jej szyi, dławiły ją łzy, nie wiedziała co ma mu powiedzieć i jak ma to zrobić. Nie chciała kolejny raz sprawiać mu bólu.
            - Kochanie, jesteś tam? - zapytał łagodnie, ale z nutą zaniepokojenia.
            - Jestem, ale nie wiem co mam ci powiedzieć... - wydusiła wreszcie przez łzy.
            - Nie wyszło, prawda? - Bardziej stwierdził, niż zapytał, bo cóż innego mogły oznaczać jej słowa?
            - To był jakiś koszmar... Bill, ona uciekła... ja nie wiem co mam teraz zrobić...
            Po chwili uspokojenia, znów się rozpłakała. Nie potrafiła opanować żalu i emocji, przecież to było jej dziecko, jej ukochana córka... Gdzie teraz może być?
            - Zaraz u ciebie będę - odparł.

~

            Płynące nieustannie z jej oczu łzy, rozmywały zmieniający się za oknem taksówki, obraz ulic Berlina. Nie wiedziała dokąd ma jechać. Najpierw na myśl przyszedł jej Max, jednak szybko zmieniła zdanie, bo tam przecież mieszkał Bill, a on był w tej chwili chyba ostatnią osobą jaką chciała widzieć. Ojciec... jaki z niego ojciec, skoro nawet nie chciał jej poznać przez tyle lat? A może to właśnie matka zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów? Nie, przecież oni przez ten czas się nie widzieli... Właściwie teraz, kiedy już nieco ochłonęła po pierwszym szoku, nie potrafiła tego wszystkiego poukładać w jakąś logiczną całość. Nie pasował do siebie żaden element tej całej życiowej układanki. Zastanawiała się teraz, kto tak naprawdę wiedział czyją jest córką?
            Postanowiła jechać do Agnes, ale pod wpływem burzy myśli, zdecydowała, że najpierw pojedzie do babci. Szybko poinformowała kierowcę o zmianie planów, a że byli akurat w pobliżu, po kilkunastu minutach już stała u drzwi mieszkania swoich dziadków.
            - Amy? A co ty tu robisz o tej porze? - zdziwiła się starsza kobieta, która właśnie jej otworzyła, a gdy zobaczyła zapuchniętą od płaczu twarz wnuczki, dodała zdenerwowana: - Coś się stało?
            Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, tylko pospiesznie przekroczyła próg mieszkania.
            - No chodź kochanie, porozmawiamy - powiedziała jeszcze, pomagając jej zdjąć kurtkę.
            - Babciu, powiedz mi tylko prawdę, czy ty też o tym wiedziałaś? - zapytała Amy.
            - O czym? - zdziwiła zdezorientowana kobieta, prowadząc dziewczynę do kuchni. - Siadaj, bo w pokoju dziadek jakiś mecz ogląda, to nie porozmawiamy spokojnie. Napijesz się soku?
            - Nie, dzięki... - wnuczka pokręciła głową. - Odpowiesz mi?
            - Ale o co chodzi?
            - Chcę wiedzieć, czy ty też wiedziałaś kto jest moim biologicznym ojcem? - ponowiła już dosadnie swoje pytanie.
            Kobieta pobladła. Już teraz rozumiała z jakim problemem przyjechała do niej Amy.
            - A jednak ci powiedziała... - westchnęła tylko.
            - Boże... więc ty też wiedziałaś? - jęknęła dziewczyna, opierając się łokciami o stół i kładąc głowę na dłoniach. - Więc wszyscy wiedzieli tylko nie ja, tak? - dodała z wyrzutem.
            - Kochanie, uspokój się, to nie jest rzecz o której się mówi ot tak sobie, nie wiem kto jeszcze wiedział, ja wiedziałam, bo przecież twoja matka jest moją córką - zaczęła spokojne tłumaczenie babcia. - Pokłóciłyście się, prawda?
            Amy wzruszyła tylko ramionami. To co się wydarzyło przed godziną w jej mieszkaniu, właściwie spokojnie można by było nazwać karczemną awanturą, a nie zwykłą kłótnią.
            - Wiem co możesz teraz czuć, na pewno masz do mamy żal, ale jej też było z tym bardzo ciężko żyć, nie raz rozważała to kiedy ma ci o tym powiedzieć, i to nie było wcale proste - tłumaczyła babcia nie czekając na odpowiedź dziewczyny.
            - Właściwie wolałabym, żeby ojciec żył, bo nigdy bym się o tym nie dowiedziała... - jęknęła nastolatka.
            - No nie wiem, mama od jakiegoś czasu planowała powrót. Może nawet o tym nie wiesz, ale nie układało jej się z Martinem, w końcu ile lat można żyć bez miłości... - westchnęła kobieta i uśmiechając się delikatnie, kontynuowała swój monolog. - Pamiętam jaka była szczęśliwa, jak błyszczały jej oczy kiedy była z tym Billem... Oni chyba naprawdę bardzo się wtedy kochali, zresztą o ile się nie mylę ta miłość przetrwała do dzisiaj. Wiem, że ta wiadomość bardzo tobą wstrząsnęła, ale wybacz jej, bo chciała jak najlepiej, miałaś przecież szczęśliwe dzieciństwo nie chciała ci tego psuć taką wiadomością. Zresztą co byś z tego zrozumiała mając dziesięć lat?
            - Mogła mi powiedzieć po śmierci ojca...
            - Oj Amy, jesteś taka głupiutka... Miała cię wtedy dobić? Pomyśl, miałaś wystarczający stres...
            Dziewczyna słuchała w skupieniu, chłonąc każde słowo mądrej kobiety. Teraz już patrzyła na to trochę inaczej, a przede wszystkim spokojniej, chociaż wiedziała, że to jeszcze nie wszystkie elementy skomplikowanych puzzli. Do pełnego zrozumienia brakowało jej jeszcze bardzo wiele. Jednak żadne słowa pocieszenia nie potrafiły ukoić jej żalu, czuła się okropnie...
            - Ale ona mnie okłamała babciu... - powiedziała cicho. - Okłamała mnie już tutaj, w Berlinie, kiedy opowiadała mi przed świętami o ich związku, powiedziała, że to już wszystkie tajemnice jakie taiła. Dla pewności, zapytałam ją, czy na pewno - potwierdziła. Przecież mogła mi to wtedy powiedzieć, dlaczego tego nie zrobiła?
            - Nie wiem córciu, może się bała? - odpowiedziała kobieta spokojnie, gładząc wnuczkę po głowie. - Wybacz jej i wracaj do domu...
            Dziewczyna tylko potrząsnęła głową.
            - Nie, nie mogę jej wybaczyć i na pewno nie wrócę do domu.
            - Amy, nie bądź zawzięta, przecież ona się teraz zamartwia, a masz chociaż telefon?
            - Mam, ale wyłączyłam.
            - Córciu, nie bądź okrutna - westchnęła babcia.
            - Idę... - powiedziała dziewczyna wstając.
            - Ale dokąd?! - przeraziła się kobieta. - Nie ma mowy! Nigdzie cię nie puszczę!
            - Nie zatrzymasz mnie babciu - powiedziała stanowczo Amy. - U ciebie na pewno nie zostanę, bo mnie tu znajdzie, a ja nie chcę jej widzieć...
            - Przecież możesz zostać, jeśli potrzebujesz jakiejś kilkudniowej izolacji, ona z pewnością zrozumie, Amy… Dokąd chcesz pójść?
            - Nie, ona nie zrozumie. Przyjdzie tu przekonywać mnie, a ja nie chcę, dam sobie radę. - Już nachyliła się po swoją torbę stojącą przy drzwiach, ale zawahała się, zwracając się znów do babci: - Wiesz... powiedziałam jej wiele przykrych słów... Powiedziałam, że jej nienawidzę, a to nieprawda. Jak się z nią zobaczysz, to powiedz, że ją kocham, ale nie mogę jej wybaczyć...
            - Amy, ale właściwie dokąd idziesz?! - krzyknęła za nią zrozpaczona kobieta. - Ona się zdenerwuje, że cię nie zatrzymałam!
            - Nie martw się babciu, poradzę sobie, nie jestem już dzieckiem – Dziewczyna cofnęła się jeszcze, aby ucałować babkę, po czym pospiesznie zbiegła po schodach.  Włączyła na chwilę komórkę, aby znów przywołać radio-taxi.

~

            Bill wolno jechał ulicami Berlina rozglądając się bacznie. Miał nadzieję, że może po drodze zobaczy gdzieś idącą Amy. Było mu przykro, że tak się stało. Może gdyby tam był nigdy nie dopuściłby do tego? Babette na pewno podeszła do wszystkiego zbyt emocjonalnie. Eh kobiety... Nigdy nie potrafią niczego porządnie załatwić...
            Nie miał pojęcia jak to wszystko przebiegło i nie potrafił sobie wyobrazić tej rozmowy, jednak miał przeczucie, że musiało być gorąco, skoro dziewczyna uciekła. Miał nadzieję, że wszystko się jakoś poukłada, a tymczasem wyglądało na to, że nie będzie miał nawet szansy, aby pokazać jakim mógłby być ojcem. Od chwili, kiedy się dowiedział, że ma córkę, jego serce przepełniała ogromna miłość do tej, właściwie nieznajomej dziewczyny. Maxa w zasadzie kochał jak syna, ale biologiczne ojcostwo to było zupełnie coś innego. Miał nieodparte wrażenie, że całe życie czekał na takie spełnienie. Jego córka, której matką była miłość całego życia... Czyż można oczekiwać od losu czegoś piękniejszego? Teraz miał nadzieję, że szybko uda mu się nadrobić stracone lata. Niestety, jego marzenia umarły tak szybko jak się narodziły.
            Chciał wiedzieć co na jego temat powiedziała Amy, chciał znać prawdę, choćby to miało boleć najbardziej na świecie.
            Z trwogą zapukał do drzwi. Otworzyła mu zapłakana Babette i natychmiast tonąc w jego ramionach, rozpłakała się jeszcze bardziej.
            - Ciii... - Starał się ją uspokoić, przytulając mocno i gładząc delikatnie po głowie.
            - Nie przeżyję tego, jeśli jej się coś stanie... - szlochała. – Co ja najlepszego narobiłam?
            - Próbowałaś do niej dzwonić? Można by ją jakoś zlokalizować.
            - Wyłączyła telefon...
            - Chodź, usiądźmy, coś wymyślimy... - Bill poprowadził ją w kierunku kanapy.
            - Ja już nie wiem co mam robić... Może pojedźmy jej poszukać? - zwróciła ku niemu swoje błagalne spojrzenie.
            - Co tylko chcesz... Trzeba zacząć od jej koleżanek, znajomych, pewnie kontaktowała się z nimi. - Pogładził ją po twarzy, ocierając łzy. - Ale może weź coś na uspokojenie? Jesteś cała roztrzęsiona...
            - Niedawno brałam... - odparła cicho.
            Kiedy na nią patrzył, żal ściskał go za serce. Widział jak bardzo cierpi. Wstał, żeby podać jej chusteczki, kiedy zobaczył pod kominkiem szczątki ramki, rozbitą szybkę i jego leżące na podłodze zdjęcie. Zamarł w bezruchu. A więc aż tak... Było gorzej niż się tego spodziewał... Tylko dlaczego? Przecież on o niczym nie wiedział, niczemu nie był winien…
            Przykucnął, dotykając opuszkami palców tych marnych kawałków wspomnień. Ogromna niemoc i rozgoryczenie rozgościły się na dobre w jego umyśle.
            - Nienawidzi mnie, prawda...? - wyszeptał, podnosząc głowę. Żal jaki wyrażało teraz jego spojrzenie sprawił, że na ten widok Babette ukryła twarz w dłoniach. Po chwili jednak spojrzała na niego mówiąc:
            - Mnie też nienawidzi...
            Ponownie usiadł obok niej, obejmując ją mocno.
            - To wszystko moja wina... Gdybym wcześniej jej o tym powiedziała... - jęknęła Babette i niemal w tej samej chwili rozdzwoniła się jej komórka. Sięgnęła po nią błyskawicznie, patrząc na wyświetlacz, a zaraz potem na Billa.
            - To moja mama, może Amy u niej jest - powiedziała i odebrała połączenie.
            Bill czekał niecierpliwie na efekt tej rozmowy. Z tego co mówiła do matki Babette, już wiedział, że Amy tam była, tylko gdzie może być teraz...?
            - I co? - zapytał niecierpliwie, kiedy Babette przestała rozmawiać.
            - Ona tam była, ale nie chciała zostać. Mama próbowała ją zatrzymać, ale nie udało jej się to... Przecież nie mogła tego zrobić na siłę, nie wiadomo dokąd poszła... Nie chciała nic powiedzieć, powiedziała, że sobie poradzi.
            - Ubieraj się, jedziemy jej szukać! - Niemal rozkazał Bill.
            Babette spojrzała na niego wciąż załzawionymi oczami, w których teraz zrodziła się iskierka nadziei.
            - Powiedziała też, że mnie kocha...

~


            - Jesteś w domu sama? - mówiła Amy do słuchawki swojego telefonu stojąc przed kamienicą w centrum Berlina i patrząc w rozświetlone okna na pierwszym piętrze.
            - Nie, są rodzice, a co chcesz? - zapytała zdziwiona Agnes.
            - To zejdź, jestem na dole, musimy pogadać!
            - Ale po co mam schodzić, jest paskudna pogoda, nie możesz wejść na górę? - upierała się dziewczyna, ale Amy była nieustępliwa:
            - Nie chcę wchodzić, bo nie mogę się spotkać z twoimi rodzicami. Zejdź do jasnej cholery, to ci wszystko opowiem, no!
            - No dobra... - Niechętnie jęknęła Agnes, która nic z tej konspiracji nie rozumiała, ale po kilku minutach już była na dole, jednak kiedy nie zobaczyła Amy, zaczęła bojaźliwie się rozglądać.
            - Tu jestem pasztecie! - Usłyszała głos, dochodzący zza drzewa.
            - Matko, a co to za kamuflaż, co jest grane? - Zmarszczyła brwi podchodząc do przyjaciółki.
            - Uciekłam z domu - wypaliła Amy.
- Zwariowałaś?! - Agnes nie ukrywała zdziwienia i oburzenia. - Chyba ci kompletnie odbiło! Masz taką zajebistą matkę, a ty sobie uskuteczniasz ucieczki?
            - Jak ci powiem co oni mi zrobili, to mnie zrozumiesz - odparła gniewnie Amy. - Matka zafundowała mi nowego tatuśka.
            Agnes wzruszyła ramionami, nic nie rozumiejąc.
            - No przecież sama mówiłaś, że cieszyłabyś się, gdyby ułożyła sobie życie z tym Billem, więc o co ci chodzi? A może to nie on?
            - Nie w tym sensie, nic nie rozumiesz...
            - No to powiedz w końcu o co ci chodzi.
            - Chodzi mi o to, że moim biologicznym ojcem jest właśnie ten Bill, rozumiesz? - Amy spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem, a kiedy zobaczyła jej zdziwioną minę, dodała: - Dopiero teraz mi o tym powiedziała, po szesnastu latach!
            - O cholera...
            Amy zamilkła, a Agnes z wrażenia tylko jej się przyglądała z rozchyloną buzią.
            - A ja nie chcę innego ojca, ja chcę Martina... - powiedziała w końcu po dłuższej chwili łamiącym się głosem brunetka. Znów pod jej powiekami zaczęły się zbierać łzy.
            - Zaraz, zaraz... - odezwała się po dłuższym namyśle przyjaciółka. - To znaczy, że twoim prawdziwym ojcem nie jest ten co umarł w Stanach, tylko ten Bill, tak?
            - Dziwne, że załapałaś - westchnęła Amy z przekąsem, przewracając oczami.
            - Przestań, chcę tylko na spokojnie wszystko przemyśleć - zgromiła ją rudowłosa. - Kurczę, faktycznie cię załatwili...
            - Załatwiła, rozumiesz? Moja matka mnie tak załatwiła! Najpierw myślałam, że sobie to wymyśliła na okoliczność zejścia się z tym Billem, to było tak nieprawdopodobne, ale babcia to potwierdziła, rozumiesz?
            - Ale dlaczego nie powiedziała ci o tym wcześniej?
            - A ja wiem?! Idź do niej i spytaj! Twierdziła, że nigdy nie było odpowiedniej chwili, a ja wiem, że była gdyby tylko chciała to by znalazła odpowiedni moment! Ale ja wiem dlaczego właśnie teraz. To pewnie on jej kazał mi teraz powiedzieć, chce mieć odchowaną, grzeczną córeczkę, tylko gdzie był przez te wszystkie lata?! - wyrecytowała Amy jednym tchem.
            - No ale przecież ty byłaś z matką w Stanach, więc nie miał jak cię widywać?
            - Gówno prawda! Jakby chciał, to by przyjechał, ja też przyjeżdżałam tutaj, do babci, ale on miał mnie w dupie, rozumiesz?! - wykrzyczała. - A teraz zżyna kochającego tatuśka!
            - Czego się drzesz? - zgromiła ją przyjaciółka i już ciszej dodała. - Lepiej się uspokój i sobie to wszystko poukładaj, bo nerwy i złość to źli doradcy. Założę się, że nawet nie dałaś matce niczego wytłumaczyć.
            - Wystarczyło mi to, co powiedziała.
            - Powinnaś z nią porozmawiać spokojnie, pozwolić wszystko wyjaśnić, a nie uciekać. Ile ty masz lat? Jesteś prawie dorosła, a takie cyrki odstawiasz.
            - Łatwo ci mówić, bo to nie ciebie tak załatwili. Nie chcę z nimi rozmawiać - Amy była uparta. - Nie wrócę do domu, a już na pewno nie teraz. Potrzebuję twojej pomocy - popatrzyła na przyjaciółkę z nadzieją.
            - Mam cię przenocować, czy jak? - zapytała Agnes.
            - Głupia jesteś - podsumowała ją Amy. - Uważasz, że moja matka tu nie przyjedzie?
            Agnes tylko wzruszyła ramionami.
            - No to co mam zrobić?
- Jest w domu Klaus?
            - Jest, a co?
            - Musi wynająć dla mnie pokój w hotelu, na swoje nazwisko, mówiłaś, że ma w jednym jakąś koleżankę. Ja jestem niepełnoletnia, a poza tym nawet jakbym sama wynajęła, to szybko mnie znajdą. Idź i go poproś, dobra?
            - No i dokąd tak pociągniesz? - spytała Agnes. - A szkoła?
            - Jakoś sobie poradzę, no idź!

~

            Od ponad trzech godzin Babette i Bill krążyli ulicami Berlina w poszukiwaniu Amy, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Mogła być przecież wszędzie. Wszystkich przyjaciół i znajomych dziewczyny już odwiedzili, jednak albo nikt nic nie wiedział, albo skutecznie ukrywali ten fakt. Potem przyszła kolej na dworce. Razem chodzili od peronu do peronu w poszukiwaniu córki, napotykając podejrzanych typów, czy zwykłych narkomanów. Objechali też nocne kluby i inne czynne lokale, jednak nigdzie nikt nie widział dziewczyny ze zdjęcia, jakie pokazywali. W międzyczasie Bill kilkakrotnie telefonował do Maxa, czy przypadkiem Amy nie nawiązała z nim jakiegoś kontaktu. Chłopak też był podenerwowany, nie mogąc się do niej dodzwonić i nie wiedząc co się z nią dzieje.
            Zmęczeni i zrozpaczeni wrócili w końcu w połowie nocy do mieszkania Babette.
            - Połóż się, prześpij, ja będę czuwał... - Próbował ją nakłonić do odpoczynku Bill.  
            Pokręciła tylko głową;
            - Nie... Ja i tak nie zasnę...
            - Musisz się przespać, musisz mieć jutro siły - przekonywał. - Właściwie powinniśmy pojechać do mnie, przynajmniej wzięłabyś ciepłą kąpiel, a tu nawet nie ma wanny... - jęknął zrezygnowanym tonem.
            - Wezmę ciepły prysznic - spojrzała na niego, delikatnie się uśmiechając. Była wzruszona jego troską. - Zrobisz mi gorącej herbaty?
            - Oczywiście - kiwnął głową, a Babette skierowała swoje kroki do łazienki.
            Czuł się okropnie, miał wrażenie, że on też ponosi za to co się stało odpowiedzialność. Jego winą było jego ojcostwo. Nie wiedział co tak naprawdę powiedziała Amy, bo Babette niczego nie chciała mu wyjawić, jednak instynktownie wyczuwał, że były to same najgorsze słowa. Teraz trawiła go obawa, czy kiedyś Amy da mu szansę bycia ojcem? Przecież tak bardzo o tym marzył, a tymczasem nie było na to cienia nadziei, w dodatku wyglądało na to, że dziewczyna straciła też zaufanie do własnej matki.
            Gorąca herbata parowała już na stoliku w pokoju, a rozścielana kanapa kusiła swoją miękkością, kiedy Babette wyszła z łazienki.
            - Brałaś coś na uspokojenie? - zapytał Bill, kiedy zobaczył ją w drzwiach pokoju.
            - Przed chwilą... - odpowiedziała, przysiadając obok. Przytulił ją mocno, a ona odwzajemniła uścisk. Potrzebowała go teraz, jego ciepła i pomocy, jego troski, i tych kilku pocieszających słów jakie właśnie wypowiadał;
            - Wszystko będzie dobrze... Zobaczysz, ona to przemyśli i wróci do ciebie...
            Westchnęła jeszcze bardziej się w niego wtulając.
            - Tak bardzo bym chciała, żeby wróciła do nas...

~

            Jednoosobowy pokój w tanim hoteliku na przedmieściu. To jej teraz w zupełności wystarczyło. Rozejrzała się wokół, zajrzała do łazienki. Marzyła o ciepłym prysznicu i o łóżku. Była zmęczona i wyczerpana, a dodatkowo ten stan pogłębiały przeżyte tego wieczoru emocje.
            - Dziękuję Klaus - Z wdzięcznością uścisnęła ręce starszego brata koleżanki.
            - Nie ma sprawy, jak będziesz chciała się stąd wynieść to dzwoń - uśmiechnął się chłopak. - Zaczekam na dole - zwrócił się do swojej siostry.
            - Dobrze, ja za chwilkę zejdę - odparła Agnes.
            Kiedy chłopak wyszedł, spojrzała na przyjaciółkę, która zatrzymała się właśnie na wprost lustra.
            - Już teraz rozumiem... - powiedziała cicho, jakby sama do siebie.
            - Co rozumiesz? - zdziwiła się rudowłosa.
            - Wiesz… - powiedziała Amy przyglądając się swojemu odbiciu. - Bardzo kochałam ojca, matka zawsze powtarzała mi, że mam jego oczy, a ja nigdy nie widziałam żadnego podobieństwa, inny kształt i w dodatku ojciec miał niebieskie… Teraz już wiem, co miała na myśli... Boże... Jak ona mogła mnie tak oszukać...?
            Dziewczyna znowu zaniosła się płaczem. Agnes podeszła, przytulając ją mocno.
            - Jestem pewna, że wszystko się ułoży, że na spokojnie matka ci wszystko wytłumaczy, a ty w końcu zrozumiesz... Masz przecież jeszcze Maxa, zobaczysz, wszystko będzie dobrze... - pocieszała ją, a po chwili zastanowienia dodała: - No właśnie, a Max?
            - Co Max?
            - No czy on wie, co się stało?
            - Nie dzwoniłam do niego... - odpowiedziała Amy po chwili i ocierając łzy, wyswobodziła się z objęć przyjaciółki.
            - Masz wyłączony telefon, może dzwonił, może się martwi?
            Amy wyjęła komórkę z kieszeni kurtki. Pewnie próbował się do niej dodzwonić, przecież przed snem zawsze dzwonił... W sumie teraz było już naprawdę późno, ale może jeszcze nie śpi, może naprawdę się martwi? Pewnie matka zadzwoniła do tego Billa i o wszystkim mu opowiedziała. A może on powiedział Maxowi...?
            Zastanawiała się dłuższą chwilę, przysiadając na hotelowym łóżku.
            - To ja już pójdę, Klaus na mnie czeka, pewnie się denerwuje - powiedziała Agnes, ale Amy nadal siedziała bez ruchu, jakby nie słysząc tego co mówi. Jej myśli były teraz zupełnie gdzie indziej.
            - Amy, ja idę - powtórzyła stojąca już przy drzwiach dziewczyna.
            - Co? - zwróciła na nią swoje nieprzytomne oczy, wciąż siedząca na łóżku Amy.
            - No przecież mówię, że już idę, jakby coś to dzwoń.
            - A, tak... Jeszcze raz dzięki za wszystko...
            Podeszła do wychodzącej przyjaciółki, obejmując ją. Jednak wciąż była rozkojarzona, zupełnie jakby na nowo wszystko rozpamiętywała. Agnes już o nic nie pytała, stwierdziła po prostu, że kiedy Amy się wyśpi, rano zupełnie inaczej na wszystko spojrzy.
            Dziewczyna przekręciła klucz w zamku hotelowego pokoju, wciąż usiłując ze strzępów wspomnień poskładać wszystko w jedną całość. Z poszczególnych migawek jakie miała w pamięci, pochodzących zaledwie sprzed kilkunastu, bądź kilkudziesięciu godzin, nasuwały jej się pewne skojarzenia. Kiedy tylko Agnes wspomniała o Maxie, niemal natychmiastowo połączyła go z osobą Billa, zastanawiając się, czy chłopak już o wszystkim wie. Teraz jej umysł nieustannie nawiedzało pytanie; od kiedy wie...? Gdy zaczęła analizować pobyt w górach, doszła do dość zaskakującego wniosku. Jeszcze nigdy tak bardzo Max nie reklamował Billa jako ojca, jak podczas dni spędzonych właśnie tam. Owszem, wspominał niekiedy, że jest dla niego dobry jak prawdziwy, biologiczny tata, ale żeby aż tak? Czy to był zwykły zbieg okoliczności? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby jego osobę tak promować w jej oczach?
            Im więcej starała się sobie przypomnieć, tym bardziej upewniała się w swoich domysłach. Oczywiście, że wiedział, musiał to wiedzieć! Może dowiedział się tuż przed wyjazdem, co jednak nie zmieniało faktu, że zataił to przed nią.
            Z jednej strony rozumiała go, jeśli faktycznie wiedział o wszystkim, nie chciał pewnie w to ingerować, uważając, że to nie on powinien jej to przekazać, ale przecież ją kochał! Do cholery, co za męska solidarność! Pewnie obiecał temu Billowi, że nic nie powie!
            Wstrętna, męska, szowinistyczna świnia! Pewnie będzie prosił o wybaczenie, a jakże... Nie ma mowy, nie tak prędko!
            Teraz jej złość skupiała się na płci przeciwnej. Już nawet nie myślała o matce, wyżywając się wyłącznie na facetach, dwóch facetach... Bo jakoś dziwnie często wkradał się w jej myśli również Bill. Przede wszystkim miała mu za złe to, że nie chciał jej poznać, zobaczyć, porozmawiać... Zastanawiała się teraz jak to możliwe? Czy można być aż takim okropnym człowiekiem? Nie wyglądał na takiego, kiedy go poznała, właściwie wydał jej się bardzo miły. No cóż, pozory... Pewnie wtedy nie miał nawet pojęcia, że stoi przed nim biologiczna córka.
            Westchnęła ciężko. Te fakty jednak zupełnie do siebie nie pasowały, kłóciły się ze wszystkim o czym pomyślała. Skoro dla Maxa był takim dobrym ojcem, dlaczego dla niej nie chciał taki być? Ba... dla niej nie chciał być żadnym, ani dobrym, ani złym... Rozumiała odległość, przecież nie mógł zbyt często jej widywać, ale żeby nie chcieć zobaczyć jej choć raz? Wiedziała, że przecież jeszcze ze swoim zespołem byli w Stanach, nawet Max mówił, że próbowali zdobyć tamtejszy rynek. Czemu więc nie chciał nawiązać kontaktu, zobaczyć własnego dziecka?
            Nie potrafiła poradzić sobie z własnymi myślami, skupione wokół jednego, towarzyszyły jej wszędzie; pod prysznicem, w toalecie, w końcu w łóżku... Kiedy już się położyła poczuła ogromny głód i tylko on pozwolił jej na chwilę oderwać się od dręczących rozmyślań. Właśnie przypomniała sobie, że od chwili gdy tuż po przyjeździe zjadła miseczkę spaghetti, nie miała nic w ustach. „Mam nadzieję, że tu dają śniadanie...”, pomyślała, chociaż przez moment odrywając się od przytłaczających problemów. Jednak ta chwila była bardzo krótka, bo właśnie zaczęła się zastanawiać, co teraz może robić jej matka. Nawet miała jakąś okrutną satysfakcję, że nie wie, gdzie teraz podziewa się jej córka.
            - Niech ma nauczkę, za te wszystkie lata... – mruknęła pod nosem, ale zaraz ogarnął ją jakiś dziwny żal i współczucie dla niej. „Pewnie się teraz martwi, stoi w oknie, albo płacze...”, pomyślała zaraz i poczuła nieprzyjemne pieczenie pod powiekami. Wtuliła twarz w poduszkę tłumiąc łzy.
            Nie, musi być twarda! Nie wolno teraz okazać swojej słabości, nawet przed samą sobą.
            Zacisnęła zęby i kolejny raz pomyślała o Billu. Ojciec... Hmm... Nawet niezły, jeszcze młody, przystojny... W dodatku bardzo miły i dobry. Przecież nie tak dawno pokazując jego zdjęcie Agnes, powiedziała, że gdyby nie dwie przeszkody jakimi był Max i jej matka, może zakręciłaby się koło niego, nie bacząc na taką różnicę wieku. Teraz na samą myśl o tym dostała dreszczy, przecież do cholery pomyślała tak o własnym ojcu!
            Nie, jakkolwiek by o nim nie myślała, to nie zmieniało faktu, że jej po prostu nie chciał! Ale zaraz, zaraz... Nie wzięła pod uwagę jeszcze jednej opcji... A może on po prostu nawet nie miał pojęcia o jej istnieniu? Przecież, gdyby miał tę świadomość, z pewnością wiedziałby jak wygląda i zupełnie inaczej zareagowałby, kiedy po raz pierwszy się spotkali. A może jednak był tego świadom, ale nigdy nie chciał jej widzieć?
            Kolejny, wielki mętlik w głowie, kolejna nieprzespana godzina, przekręcanie się w hotelowym łóżku z boku na bok. Chciała po prostu znać całą prawdę, teraz, już! Zacisnęła powieki, błagając o sen. Musi się wyspać przed tą rozmową, po prostu musi!
            To była jedyna możliwość, aby się wszystkiego dowiedzieć...