piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział VI

        Rozdział VI


Myśli zachłanne wyrwane z Twych ust…
Głucha namiętność rozdarta na pół…
W rozgrzanych dłoniach i w czułych słów takt,
Ja tobą niesiona, ofiara i kat…”
Edyta Górniak  – „ Teraz – Tu”


Gdyby zachowała odrobinę zdrowego rozsądku, powinna pożegnać go, grzecznie dać mu do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany o tej porze. Jednak teraz nie było w niej ani grama rozwagi, zastąpiło ją szaleństwo zmysłów i pożar ciała. Oczywiście była zaskoczona jego tu obecnością, jego determinacja zaimponowała jej – przecież musiał wyłowić z rozmowy przy stole, że Martin ma w nocy wylot, że tylko odwiezie ją do domu i kiedy ona przy wyjściu tak usilnie poszukiwała go wzrokiem nie mogąc odnaleźć, on doskonale wiedział, że wychodzi, przecież nie przybyłby tu zaledwie w pół godziny po jej zniknięciu.
            Otworzyła drzwi szeroko i chwyciwszy go za koszulkę, niemal wciągnęła do mieszkania.
            - Teraz, to raczej powiemy sobie dzień dobry... – odpowiedziała równie cicho i zamknąwszy drzwi ponownie oparła się o nie plecami.
Czuła, jak pod wpływem jego palącego spojrzenia roztapia się, a jej nogi robią się wiotkie. Wyciągnęła dłoń, którą położyła na jego karku przyciągając do siebie bliżej. Patrzył na nią zachłannie, pożądliwie wiedząc, że nie odepchnie go. Ułożył lekko miękkość wnętrza swoich obu dłoni na jej policzkach, gładząc kciukami kąciki ust, tych ust których już posmakował, a których znów tak bardzo pragnął... Nawet nie zaprotestowała, pożądanie rozszalało się w jej wnętrzu na dobre, pochłaniając jak dzikie tsunami każdy fragment jej ciała, jaki jeszcze z rozsądku odrobinę się buntował. Pożerała przez chwilę spojrzeniem jego pełne, rozchylone wargi tak bardzo gotowe, aby znów w nich zatonąć. Tak… Chce rozkoszować się ich smakiem, tu i teraz, a potem...? Potem chce go całego, tylko dla siebie, na przekór światu.
            Jak szalona, pchana dziką żądzą i namiętnością wpiła się w jego usta zaborczo, całując zapamiętale. Języki splątały się ze sobą, a jej dłonie poczęły dotykać chciwie młodego ciała pod koszulką. Spragnieni i głodni swoich ust i siebie, oddychali płytko, głośno tak, jakby za chwilę ktoś miał im odciąć dopływ tlenu.
 - Pragnę cię... - wyszeptał czule przerywając kolejny pocałunek. - Pragnę, jak jeszcze nigdy nikogo...
 Zadrżała słysząc te słowa wypowiadane przez niego z taką pewnością i determinacją. Pragnął jej nie od dziś, teraz już była tego pewna. Lecz to właśnie dziś spełni swoje i zarazem jej marzenia.
            Ani na moment nie pozwalając sobie zaburzyć jednostajnej linii spojrzeń powstrzymał na chwilę dzikość swojego pożądania i delikatnie zsunął szlafrok z jej wilgotnych, nagich ramion. Pochylił się pragnąc zasmakować więcej i wtedy poczuła na szyi jego gorące usta. Przymknęła oczy delektując się tą pieszczotą, pławiąc we własnym pragnieniu tego, czego właśnie doznawała. Stawał się coraz śmielszy wędrując dotykiem zachłannych, młodych dłoni na jej piersi. Błyskawicznie ściągnęła z niego koszulkę i ponownie zawładnęła jego ustami, oddając mu tym samym swoje. Odpięła mu pasek zsuwając ze szczupłych bioder spodnie.
            - Chodź... – szepnęła, chwytając go za dłoń poprowadziła za sobą do salonu.
Jego spojrzenie automatycznie zatrzymało się na białym futrze rozłożonym przed kominkiem i wtedy przypomniał sobie swoje własne, wówczas niedorzeczne i zdawać by się mogło, że niemożliwe do spełnienia marzenie. I choć ona kierowała się bardziej w stronę kanapy, pochwycił ją w ramiona powstrzymując. Nie protestowała, a wówczas całkowicie przejmując inicjatywę delikatnie ułożył ją na tej bieli pod kominkiem.
            Zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej ciała i nim poczynił jakikolwiek, kolejny gest po prostu patrzył… Patrzył bez słów z ogromną niewiarą, jakby to był tylko piękny sen. Wyciągnęła dłoń dotykając opuszkami palców jego ust. Wydawała się być teraz zanurzona w głębi swoich myśli i pragnień, a on po prostu żałował, że nie potrafi ich odczytać, że zbyt mało w nim empatii by przed oczami zawirowała mu każda zgłoska składająca się na najmniejszą z nich. Miał nadzieję, że przychylną jemu... Jeszcze chwilę patrzył w jej oczy, na poruszające się bezgłośnie usta, na kontur jej ramion i szyi, kiedy znów coś w nim krzyknęło, że przecież tak desperacko jej pragnie... Oddychał nią, była tak blisko.
            Uniósł się pozwalając dłoniom rozwiązać pasek u jej szlafroka. Czuł jak bardzo mu one drżą, kiedy sam przed sobą odkrywał jej cielesne tajemnice. I oto miał przed oczami jej obnażone, piękne ciało. Głośno przełknął ślinę na ten widok, a potem patrzył przez chwilę na jej piękno w świetle niewielkiej lampki palącej się w salonie. Uśmiechnęła się lekko i przyciągnęła go do siebie:
            - Jestem cała twoja... - te słowa wzmogły w nim narastające z każdą chwilą pożądanie. Już nie patrzył, nie karmił zmysłów jedynie widokiem. Jego usta przylgnęły do jej piersi i zaczął zachłannie je całować, podczas gdy ona pozbyła go ostatniej części garderoby.
            Smakował jej skóry pierwszy raz w życiu i wiedział, że ten smak zapamięta na długo. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie działała na niego tak intensywnie jak ta oto piękna kobieta, która właśnie oddawała mu skrawek, po skrawku swoje ciało, tak idealne dla niego. Zachłannie czerpał pełnymi garściami ten dar, wyznaczając czułą ścieżkę fizycznej miłości. Wsłuchiwał się w jej ciche jęki i westchnienia, sam nie potrafiąc i nawet nie chcąc być całkowicie bezgłośnym. Wtórował jej, dając upust swoim emocjom. Niemal doszczętnie oszalała będąc zaledwie w połowie drogi do rozkoszy, kiedy miękkie usta chłopaka odnalazły swój cel między jej rozchylonymi udami. Niekontrolowanie szarpnęła go za włosy i szeroko otwierając oczy jęknęła głośno, po czym znów je przymknęła, odbierając należną jej przyjemność. Wciąż jeszcze nie dotarła do szczytu ekstazy, a już tak mocno i głęboko przeżywała każdą pieszczotę. Dreszcz pokrywał jej skórę jak poranna rosa soczystą trawę, a on nie szczędził jej czułego dotyku ani gorących pocałunków tam, gdzie jej najgorętsza, cielesna tajemnica zapragnęła już stać się odkrytą.
            Chwyciła dłońmi jego przedramiona, starając się skłonić, aby wrócił ustami do jej ust. Popatrzył jej w oczy delikatnie zdziwiony. Nie znał jej, nie wiedział czego może oczekiwać od niego, zupełnie nie znał jej pragnień. Jednak chciał, tak usilnie chciał poznać każde z nich, gdy tymczasem ona zachłannie pocałowała go i wyszeptała nieprzytomnie wprost w jego miękko rozchylone wargi;
            - Chcę cię w sobie… Kochaj mnie - wtedy zadrżał mocniej z podniecenia, a może odrobinę ze strachu? Przecież tak mocno jej pragnie, ale czy podoła…?
            Odnalazł dłońmi jej dłonie splatając ze sobą ich palce i ponownie zagarniając dla siebie te usta, które przecież należały do innego. To nic… Teraz to on jest w ich posiadaniu, to on za moment posiądzie tą, która jeszcze kilka godzin temu była tylko jego marzeniem. I na tę chwilę musiał wyrzucić z głowy jej znienawidzonego partnera.
            Delikatnie wniknął w nią, czując błogość i słodki dreszcz, jaki zawładnął z nieopisaną siłą jego ciałem. Wargi oderwały się od siebie, wydając cichy odgłos świadczący o ich obopólnym szaleństwie. Łącząc swoje spojrzenia zatapiali się w sobie, tonąc w grzechu zdrady, ale czy w tej chwili o jakiej oboje wcześniej jedynie śnili, warto było choć na moment zaprzątać tym myśli? Dla nich ważne było to, co tu i teraz, nie było nic ponad to, a żadne konsekwencje ich czynu niestraszne. A jutro mogłoby nie nadejść wcale…
            Z każdym pchnięciem czuł, że balansuje na krawędzi, że jeszcze tylko kilka ruchów i zacznie bezwolnie spadać w otchłań rozkoszy. I choć tak bardzo starał się zadbać w tym wszystkim również i o nią, to ona sama wcale nie pomagała mu w tym. Jej umiejętna manipulacja kobiecym wnętrzem, biodrami sprawiała, że jego cel oddalał się coraz bardziej, a on sam szybko przybliżał do własnego spełnienia. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie każde marzenie może się ziścić, że życie to nie piękny, romantyczny film, a z niego raczej kiepski i niedoświadczony kochanek.
            Z głuchym jękiem wysunął się z jej wnętrza, a jego ciałem wstrząsnęło kilka spazmów.
            Babette na moment wstrzymała oddech i już wiedziała co się stało. Lekko się uśmiechnęła sama do siebie, bo głowa Billa spoczywała właśnie na jej brzuchu, na którym mogła poczuć jego przyśpieszony, gorący oddech. Pogładziła go delikatnie po włosach i policzku, wówczas zawstydzony chłopak usiadł tyłem do niej.
            - Przepraszam… - mruknął zdławionym z zażenowania głosem. Uniosła się i teraz objęła go, przytulając do pleców.
            - Skarbie, przecież nic się nie stało... – powiedziała łagodnie, przechylając głowę i całując go delikatnie w policzek. Wciąż nie poruszał się, zupełnie nie wiedział co ma teraz zrobić. I było mu po prostu wstyd. Całe jego wyobrażenie o tym akcie posypało się jak nieprawidłowo zbudowany mur, albo domek z kart.
            - Nie musiałeś uciekać, zabezpieczam się – powiedziała cicho - A teraz idź do łazienki.
            „Proza życia...”, pomyślała, śmiejąc się w duchu sama do siebie, kiedy zniknął za drzwiami do przedpokoju. Teraz wydał jej się taki bezbronny w tej swojej cudownej nieporadności.
            Gdy dotarł do łazienki, włożył rękę pod kran i patrzył jak woda spłukuje przezroczystobiałą substancję z jego dłoni. Był wściekły na siebie, że nie potrafił się powstrzymać i przedłużyć aktu, choć tak niewiele brakowało.
            „Falstart, cholera, dlaczego akurat teraz, dlaczego z nią?”  - myślał wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – „Za mocno chciałem, napaliłem się jak głupi szczeniak... Szczeniak? Przecież ja jestem szczeniakiem”.  Wciąż patrząc na siebie drwiąco się uśmiechnął. Makijaż kompletnie mu się rozmazał, więc postanowił go zmyć. I co teraz? Co dalej? A jeśli każe zebrać mu rzeczy i po prostu się wynieść?
            Jego ubrania wciąż ozdabiały podłogę w przedpokoju, jednak nie zamierzał ich po drodze pozbierać i całkowicie się poddać.
            Babette leżała na brzuchu, przymknęła oczy i wsłuchiwała się w sączącą się cicho melodię. Jego bezradność rozbroiła ją zupełnie, myślała o nim z jeszcze większą sympatią. Niespełniona ale szczęśliwa, myślami była przy tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie przestała go pragnąć i czekała na niego znów chcąc poczuć go blisko. Usłyszała, że wraca, ale nadal leżała z przymkniętymi oczami. Poczuła jego gorące usta na swoich łydkach, raz na jednej, raz na drugiej, przesuwały się w górę zostawiając wilgotne ślady. Żadnego innego dotyku, tylko wargi i dłonie, namiętnie pieszczące jej ciało… Westchnienie było aprobatą i zarazem pochwałą jego delikatnych pieszczot, które znów obezwładniały ją, jak kilkanaście minut temu.
            Układał ścieżkę z drobnych pocałunków wiodąc ustami poprzez udo, znacząc każdy fragment skóry na pośladkach miękkimi opuszkami palców, które mimo swej delikatności zachłannie zakradły się między uda kobiety. W jednej chwili jej podniecający jęk przeciął cichą muzykę, jaka dobiegała z głośników. Poczuła jak wkrada się w nią nagle i pieści jej wnętrze szczupłymi palcami. Mimowolnie zacisnęła dłonie na białym futrze, na którym spoczywały ich ciała.
            Znów ogarnęło go pragnienie tak silne, jak niemoc. Czuł swoje własne, delikatne drżenie obsypując jej plecy i kark niezliczoną ilością czułych muśnięć. Rozpalał ją do granic możliwości, a płomień jaki rozniecali w sobie wzajemnie, mogło ugasić jedynie spełnienie.
            - Wejdź we mnie... - wydyszała ciężko. Natychmiast spełnił jej prośbę. Instynktownie czuł, że teraz już nie spali się jak pierwszym razem, kiedy tak cholernie mocno jej pragnął. I nie znaczyło to, że teraz pragnie jej mniej. Znów dosięgnął jej dłoni i zacisnął w objęciach swoich, wypełnił ją sobą na nowo, pieszcząc wargami płatek jej ucha. Słyszała jego przyspieszony oddech, sama ledwie kontrolując każdy swój odruch. Płonąc z podniecenia odbierała każde drgnienie jego ciała, odczuwając i jednocześnie okazując wszystko bardzo intensywnie. Jeszcze nie krzyczała, ale czuła, że tak niewiele dzieli ją od tego.
            To czyste szaleństwo i ta przyjemność która mąciła jej umysł… Pragnęła tego raju już, teraz... Przekroczyła jego bramę nie mogąc długo powrócić do rzeczywistości. I nie chciała wracać wcale, chociaż wiedząc, że ponownie znajdzie się w jego ramionach, była w stanie porzucić ten stan dogłębnej nirwany jaki nią teraz zawładnął.
            Wciąż czuła go w sobie, zalewała ją niezmącona, błoga przyjemność ostatniej fazy spełnienia. Całował czule jej prawy policzek, a wreszcie dosięgnął ust, aby lekko pieścić je wargami.
            Oddechy uspokajały się. Leżał na niej jeszcze chwilę, bez ruchu, wtulony w jej długie włosy, rozmarzony i szczęśliwy. Delikatnie odsunęła go kładąc się na wznak i patrząc mu w oczy. Idealnie przyległ do niej swoim torsem, a ona szczelnie oplotła go ramionami, aby kreślić na plecach zawiłe wzory. To ich tworzyło tej nocy. Znów nie było między rozpalonymi przyjemnością ciałami nawet milimetra rozłąki, a nawet jeśli by była, to tę minimalną odległość wypełniałoby wzajemne przyciąganie. Pozwoliła znów mu się całować i przymknęła na chwilę oczy. Przyjemność malowała pod powiekami najpiękniejsze obrazy.
            Dlaczego nigdy nie czuła tak wielkiej namiętności będąc z Martinem? Dlaczego to właśnie ten chłopak, choć wciąż tak bardzo nieporadny doskonale wiedział, jak wydobyć z niej taki ogrom namiętności i taki żar? Czegoś takiego nie zaznała nigdy wcześniej…
            Uchyliła powieki, kiedy rozłączyli swoje usta. Popatrzyła mu w oczy, a jego tajemnicze, pożądliwe spojrzenie sprawiło, że całe jej wnętrze zadrżało na nowo. Dziwne, nieopisane wzruszenie chwyciło ją za gardło.
- To było cudowne… - szepnęła cicho, czując jak pod powiekami wzbierają łzy. Nie potrafiła kontrolować żadnej ze swoich emocji pozwalając im płynąć. Sama nie rozumiała tego, co się z nią w tej chwili dzieje.
            On także nie do końca rozumiał swoich odczuć, ale teraz chociaż był jeszcze chłopcem, rozpierała go męska duma. Był pewien, że było jej z nim cholernie dobrze, mimo tego niefortunnego początku. Ponadto zaczynał zdawać sobie sprawę, że rodzi się w nim jakieś uczucie do tej kobiety. I chociaż nie mógł przecież nazywać go miłością, to wiedział, że mocno się nią zauroczył. Chciał jej właśnie o tym powiedzieć, ale zamknęła mu usta kolejnym, namiętnym pocałunkiem. Oderwał się od niej po chwili, wiedział, że właśnie teraz jest dobry moment na takie wyznanie.
            - Ja… - zaczął cicho, przerywając, by zaraz powtórzyć; - Ja chyba…
            - Ciiii... – zakryła mu usta dłonią. – Nic nie mów, proszę... – tym samym nakazując milczenie znów go pocałowała. Nie chciała, żeby w przypływie podniecenia padły niepotrzebne słowa, których być może obydwoje będą żałowali. Dla niej liczyło się tylko tu i teraz, tylko ta chwila. To wszystko nie miało żadnej przyszłości, dlatego tak bardzo wrastała sercem w teraźniejszość, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nikt nie odbierze jej przeżytych z nim pięknych chwil. One zostaną w jej wspomnieniach na zawsze.
            Popchnęła go lekko, a kiedy plecy chłopaka zetknęły się z miękkim futrem, ułożyła głowę na jego barku, mocno wtulając w jego bok. Dłuższą chwilę leżeli w całkowitym milczeniu wsłuchując się w mowę swoich ciał i własne oddechy, a kiedy zapragnęła go na nowo zawładnęła młodym ciałem bez reszty, pieszcząc ustami jego tors, ssąc i delikatnie przygryzając jego sutki.
            To zawsze jawiło się w jego snach jak granica niemożliwa do przekroczenia, a teraz leżał tu, pod nią i drżał w oczekiwaniu na najmniejszą pieszczotę i kolejną, największą rozkosz, jakiej można doznać przy współudziale drugiego człowieka, wymarzonej i wyśnionej kobiety, którą choć na te kilka godzin mógł określić mianem „jego”.
            Wszystko działo się tak po woli, a zarazem zbyt szybko... Za szybko, aby móc uchwycić to pamięcią, która i tak potem zarejestruje jedynie strzępki, na dodatek bardzo zamglone rozkoszą. Jej dotyk, pocałunki były dla niego jednymi z najlepszych doznań, jakie kiedykolwiek mógł przeżyć.
            Niemal paraliżujący dreszcz przeszył młodego mężczyznę, kiedy poczuł, jak objęła gorącymi ustami tę część jego jestestwa, która przed chwilą dała jej tyle rozkoszy. Obdarowywała go pieszczotą swojego języka i wilgotnych warg najlepiej jak potrafiła, podczas gdy on zaciskał dłonie na jej długich włosach. Tak bardzo pragnął dosięgnąć jej cudownego ciała, jednak każda jego część była zbyt daleko. Nie mógł przecież zaburzyć tego, co sprawiało że rodziło się w nim czyste szaleństwo spełnienia. Jednak czy właśnie w ten sposób pragnął poczuć to na nowo...? Z pewnością nie, dlatego uniósł się odrobinę i schrypłym głosem wymamrotał:
            - Nie tak… Chcę znów być w Tobie…
            Usiadł obejmując ją mocno ramionami, kiedy jej pośladki zetknęły się z jego udami. Uniosła się na chwilę, aby nasunąć się na niego z cichym westchnieniem, zakleszczyła na jego biodrach swoje uda. Poruszała się na nim delikatnie, z jej rozchylonych ust wydobywał się szybki oddech. Pieścił ustami jej piersi, a dłońmi pośladki. Był pełen młodzieńczej energii i to ją w nim urzekało. W każdą pieszczotę wkładał ogromne staranie, całego siebie. Teraz z nim, było jej cudownie po raz drugi, przeżyła to oddychając ciężko, ale nie wydając z siebie żadnego dźwięku. W podzięce obsypywała jego twarz namiętnymi pocałunkami. Wiedziała, że czekał na nią, że teraz już potrafił się powstrzymać i robi to dla niej. Tak wiele jeszcze chciała go nauczyć… Wreszcie, jak wielka fala przyszło jego spełnienie, o wiele głębsze i silniejsze niż za pierwszym razem, kiedy uciekł w popłochu. Czuł się tak, jakby tracił wszystkie zmysły, jakby oderwał się od ziemi i szybował w przestworzach wprost do raju. Dla niego to właśnie był raj… Raj zaklęty w tej pięknej kobiecie, która teraz, przez te kilka godzin była niemal jego własnością. Przytuliła się do niego i poruszała jeszcze chwilę tak, aby mógł jak najdłużej przeżywać swoją ekstazę. Była szczęśliwa, że mogła dać mu całą siebie, szczęśliwa, że tak bardzo jej pragnął. To wszystko było jak piękny sen, z którego bała i wcale nie chciała się obudzić.
 
           Teraz położyli się wtuleni w siebie. Niczym poranna rosa na wiosennej trawie, drobne krople potu błyszczały na nagich ciałach kochanków. Oświetlały je pierwsze promienie wschodzącego słońca, które zakradły się nieśmiało przez otwarte drzwi na taras. Znów zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, ale jakże już inny od poprzednich… 
                                                             


  ~
          
            Obudził go zapach świeżej kawy. Otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest, ale zaraz jak migawki wróciły wspomnienia sprzed kilku godzin. „Jak dobrze, że to nie był sen..." pomyślał z ulgą. „A jednak marzenia się spełniają...", uśmiechnął się do siebie. Leżał na podłodze, na miękkiej, owczej skórze przykryty męskim, granatowym szlafrokiem frotte. Miał ochotę wstać, żeby już móc ją znów zobaczyć, ale trochę zabrakło mu odwagi. Jednak w świetle dnia wszystko mogło mieć zupełnie inne barwy i kształty niż w nocy, kiedy alkohol szumiał im w głowach. Przymknął jeszcze na chwilę oczy i wdychał aromatyczny zapach.
            - Kawa, śpiochu... - usłyszał nad sobą ciepły głos dziewczyny. Otworzył oczy. Stała w tym samym białym szlafroku, który niedawno z niej zdejmował, uśmiechnięta i chyba tak samo jak on szczęśliwa. Jej włosy były spięte w luźnego koka, ale kilka kosmyków wciąż było wilgotnych i jak się mógł domyślić, była już pewnie po prysznicu. Wstał i z lekką niechęcią założył na siebie to, czym był przykryty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto ten szlafrok wcześniej nosił, jednak innego wyjścia nie miał. Nie będzie przecież paradował z gołym tyłkiem. Gdy stanęli twarzą w twarz znów wróciło lekkie zmieszanie, choć przecież tak niedawno przeżył z nią upojne, intymne chwile. Ale blask dnia sprawiał, że silniej władał nim rozsądek wsparty trzeźwością umysłu, niż nocne chwile słabości i namiętności podsycane lekkim, alkoholowym upojeniem. Jednak wciąż tu był, z nią i niczego nie żałował, wręcz przeciwnie. Był dumny, szczęśliwy i pełen obaw, że kiedy wypije zaparzoną przez nią kawę, będzie musiał ubrać się i wracać do hotelu. W zasadzie przecież powinien… Jego wyciszona komórka wciąż spoczywała na dnie kieszeni spodni, które teraz nie wiadomo gdzie mogły być. Już wyobrażał sobie ile będzie miał nieodebranych połączeń od Davida, od Toma. Szybko jednak pogubił te myśli i zachęcony jej gestem, kiedy zarzuciła mu na szyję przedramiona objął ją i lekko pocałował.
            - Dzień dobry - powiedział cicho, patrząc na nią z uwielbieniem i podziwem.
            - Mam nadzieję, że wyspałeś się choć trochę.
            - Było odrobinę… Twardo, ale nie narzekam - uśmiechnął się na krótką chwilę, po czym spoważniał, nie przestając się wpatrywać w brąz jej oczu. – Nie wiedziałem… Ja… Ja nie spodziewałem się, że można tak…
            - Uprawiać seks? – przerwała mu. Potrząsnął lekko głową, dopowiadając przerwaną myśl:
            - Nie wiedziałem, że można to przeżyć w taki sposób…
            Nie był pewien, czy do końca zrozumiała co ma na myśli, jednak w tej chwili wiedział, że wszelkie jego poprzednie zbliżenia były niczym w porównaniu z tym, czego doznał z nią.
            - Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz - odpowiedziała cichym zmysłowym tonem, który mógł poczytać za obietnicę. Pociągnęła go za rękę i poprowadziła do kuchni. Usiedli przy małym stoliku przy oknie na wprost siebie. Delektowali się brązowym naparem patrząc w swoje oczy tegoż samego koloru, które promieniały teraz spełnieniem i szczęściem. Babette przyłapała się na tym, że od momentu rozstania praktycznie wcale nie myślała o Martinie. Może raz przemknął gdzieś w jej myślach z cichym upomnieniem grzechu jaki popełniała, a o jakim pojęcia nie mógł mieć. Teraz odrobinę silniej zakradł się do jej umysłu. Odwróciła głowę przerywając wzrokowy kontakt, nie chcąc zdradzić powodu nagłego, lekkiego zasmucenia. Bezwiednie zawiesiła spojrzenie na budynku po drugiej stronie ulicy. „Zdradziłam go…”, zarzuciła sobie w duchu.
            Bill przez chwilę zachłannie pochłaniał ją spojrzeniem, korzystając z chwili, że na niego nie patrzy. O czym mogła myśleć? Na jej twarzy ktoś nagle wymalował grubym pędzlem smutek i na pewno to nie on był autorem tego portretu. Czyżby dręczyły ją wyrzuty sumienia?
            - Kochasz go? - spytał nagle, bez cienia skrępowania.
            - A co to za pytanie? - zdziwiła ją bezpośredniość chłopaka i to pytanie… Było bardzo nie na miejscu. Dlatego też ton jej głosu nie był przyjemny. Już nie była tą samą Babette sprzed kilku chwil. Jej uczucia były tylko jej tajemnicą i nie lubiła, gdy ktoś się wdzierał na ten teren bez pozwolenia.
            - Przepraszam... - zmieszał się chłopak doskonale rozumiejąc, że popełnił gafę. - Uznajmy, że tego pytania nie było.
            Znów wydała mu się niedostępna, jakby dopiero ją poznał.
            - Bo nie było i nigdy więcej go nie zadawaj. - stanowczym i poważnym tonem odpowiedziała dziewczyna. Poczuł się nieswojo, nie spodziewał się tego po tak upojnej nocy. Może jego pytanie było zbyt śmiałe, ale nie rozumiał jej nagłej zmiany nastroju, szczególnie po tym co się między nimi wydarzyło. Nie rościł sobie przecież żadnych praw, niczego nie obiecywał sobie, a wręcz zdawał sprawę z tego, że będzie to tylko jedna noc, być może kilka. Jednak jej oschłość, wręcz wrogość zabolała go. Wydawało mu się, że ma prawo wiedzieć co kierowało nią, kiedy zdobyła się na to z nim szaleństwo. Nie wierzył, że ktoś kto kocha dopuszcza się zdrady, bo jeśli tak to po prostu jest cynicznym, wyrachowanym draniem. Nie wierzył, że może to być jej prawdziwe oblicze. To oczywiste, że nie spodziewał się od niej wyznania miłości, aż takim naiwniakiem nie był. Ale tak bardzo chciał usłyszeć, że nie kocha Martina, że jest z nim może z rozsądku? A może dla kariery? Tym razem jego marzenie nie spełniło się.
            Przełknął gorycz chwili popijając ją resztką już ledwie ciepłej kawy, wciąż wpatrując się w nią znad filiżanki. Nie wiedział, czy ma jeszcze zostać, czy może jednak lepiej będzie, jeśli już sobie pójdzie. W całej swej młodzieńczej dumie poczuł się trochę urażony, postanowił więc, że wróci do hotelu.
            - Chyba już pójdę - wydusił stłumionym głosem, odstawiając filiżankę i wstając. Spojrzała na niego swymi ciemnymi oczami w których malowało się zdziwienie:
            - Musisz? - znów jej głos nabrał znajomego tonu, tego który słyszał nad ranem i który brzmiał o wiele lepiej, niż ten niedawny.
            - Właściwie nie... Myślałem jednak, że tego chcesz - odpowiedział cicho, lecz zdecydowanie. Wstała i podeszła bliżej. Dotknęła delikatnie jego twarzy, patrząc mu z czułością w oczy.
            - Jak lepiej mnie poznasz, będziesz wiedział czego tak naprawdę chcę. – szepnęła kładąc spojrzenie na jego usta. Wciąż dotykała subtelnie jego policzków, jak niewidoma badała opuszkami palców każdy fragment jego twarzy, pragnąc zapamiętać to odczucie na długo.
            Kilkakrotnie powtórzył jej słowa w pamięci – przecież one były świadectwem, że nie chce go jedynie na tę chwilę, że chce go w swoim życiu zatrzymać na dłużej, pozwolić mu się lepiej poznać, a może wręcz czytać jej w myślach? Kim miałby być? Jaką rolę spełniać…? Te pytania już pozostawił sobie na później, znów nie umiejąc się powstrzymać delikatnie chwycił jej dłonie. Z wolna, nigdzie się nie spiesząc – wszak jej życzeniem było, aby jeszcze tu został – począł pieścić ustami każdy opuszek palca, subtelnie, namiętnie układając na każdym z osobna wilgotne wargi. Ukradkiem starał się złowić każdą jej najdrobniejszą reakcję na tak wysublimowaną pieszczotę. I każda z nich coraz bardziej zaczynała mu się podobać...   
Odbierając swoją przyjemność, delektując się nią zamarła w bezruchu, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. Może właśnie teraz tego pragnęła dla nich obojga...? Celebrując każdą pieszczotę swoich warg, pokrywał drobnymi pocałunkami wnętrze delikatnej dłoni. Gdyby nie fakt, że jego usta były teraz tak bardzo zajęte, wyszeptałby jej każdą czułą myśl.
            Skąd ten delikatny, bezbronny chłopiec mógł wiedzieć w jaki sposób dotrzeć do najdalszych zakamarków jej duszy, wciąż jeszcze przez nikogo nie odkrytych? Zrobiło jej się żal, że tak na niego naskoczyła, jednak nie chciała dawać mu żadnej nadziei na uczucie, czy jakiś związek. Wprawdzie nawet nie wiedziała, czy czegoś takiego by od niej oczekiwał, jednak asekuracja była w tym temacie wskazana. Nie było szans na to, żeby między nimi mogło zrodzić się coś głębszego, poważniejszego. Owszem, pozwoliła sobie na to szaleństwo, może pozwoli mu nawet zostać jej kochankiem, wszak był taki pociągający… Ale nie może nigdy pozwolić na nic ponadto.
            Delikatnie pocałowała go w szyję, raz, potem drugi, aby po chwili obsypać go gradem namiętnych pocałunków. Objął wciąż delikatnymi, lecz już męskimi dłońmi jej pośladki, po czym uniósł ją w górę sadzając na kuchennej szafce.
            Szlafrok wciąż był jedynym okryciem ich nagości, dlatego tak łatwo było im ulec kolejnej pokusie. Przecież już zdążyła zatęsknić za dotykiem jego młodych dłoni na jej ciele,  kiedy te zapamiętale zakradły się pod cienki materiał. Jej skóra była tak miękka... Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nigdy dotąd nie dotykał równie cudownej, delikatnej i gładkiej. Pozwalając mu biec po niej rozedrganymi palcami, tym samym doprowadzała go do szaleństwa. Sama także nie szczędząc mu swojego dotyku pieściła każdy fragment skóry młodego kochanka. Okrycia dawno opadły na kuchenną posadzkę, a oni tym razem już w świetle dnia mogli podziwiać swoją nagość. Wpatrywali się w siebie między kolejnymi pocałunkami, aż zapragnęła znów poczuć go w sobie, na co on od dawna był gotów. Zakradł się między uda doświadczonej kochanki znacząc jej istnienie pulsującą przyjemnością, jaka szybko zamroczyła zdolność racjonalnego myślenia. Oddawali się sobie na nowo, czując wciąż wzmagający się głód tego drugiego ciała. Przecież to nie przestępstwo, to tylko ochota, pragnienie fizycznej bliskości... oboje przecież tego pragnęli. Przyjmowała go w sobie z cichym jękiem przyjemności i falą dreszczy, która obmywała jej ciało niczym fala na wzburzonym morzu. Delikatnie i powoli objęła jego biodra udami, tym samym czując go idealnie, głęboko w sobie kiedy wnikał w nią do końca. To nic, że brakowało im tchu przez bicie serca, które nie miało już siły przyspieszyć... To nic, że świat w tej chwili nie istniał, znowu... Chyba nikt jeszcze nie działał na nią w ten sposób, nie podniecał tak mocno i nie doprowadzał do takiego szaleństwa. Nie przerwali nawet kiedy gdzieś w przedpokoju rozdzwoniła się komórka dziewczyny, nie wytrąciło ich to z równowagi. Teraz, po raz pierwszy osiągnęli harmonię spełnienia, pozwalając sobie przeciąć ciszę głośnym jękiem, aby znów umilknąć i wtulić się w swoje spełnione ciała. Trwali tak przez dłuższą chwilę, obdarowując się po raz kolejny gorącym pocałunkiem.
            - Zostań ze mną do jutra rana… - wyszeptała, stykając swoje czoło z jego i z bardzo bliska patrząc mu w oczy. Była niedziela i tego dnia oboje nie mieli żadnych zobowiązań, mogli o te kilkanaście godzin przedłużyć te spędzone ze sobą chwile szczęścia. – Możesz? – dodała, kiedy nie odpowiadał.
            - Jeśli tylko tego chcesz, zostanę… Ale teraz pozwolisz, że pójdę pod prysznic. – uśmiechnął się.
            Na kilkanaście minut pożegnał ją czułym muśnięciem warg i zniknął za drzwiami łazienki. Wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcił wodę i stanął pod natryskiem. Oparł dłonie o ścianę pokrytą kafelkami i zupełnie poddał przyjemności, jaką na tę chwilę sprawiła mu opadająca z góry woda. Potrzebował chwili dla siebie, aby pozbierać myśli po tak intensywnych doznaniach, jakich jeszcze nigdy w życiu nie smakował. Jeszcze nie przeżył takiego maratonu uniesień, a zgadzając się zostać tu z nią do jutra zanosiło się, że to na pewno jeszcze nie koniec. Czuł rozpierające szczęście, przemieszane z dumą. Wchłaniał zapach spełnionych marzeń i na tę chwilę nic więcej nie było mu trzeba. Jednak w jego uczuciowym wnętrzu było jeszcze coś… coś, co zaczęło się tak rozrastać, rozpierać, coś dziwnego, co chwytało go za gardło i czasem zapierało w piersiach dech. To coś sprawiało, że szybciej biło mu serce… Trochę się tego bał, ale wiedział, że musi stawić temu czoło, jednak znając siebie wiedział, że będzie chciał więcej i więcej… Nigdy nie zadowalał się odrobiną, w żadnej sferze swojego młodego życia, zawsze pragnął czerpać pełnymi garściami. Jednak dziś chciał żyć chwilą, brać z jej dłoni to, czym chciała go obdarować i obiecał sobie, że nie będzie za bardzo wybiegał myślami w przyszłość.



sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział V


 
Rozdział V


„I niech stanie w miejscu czas,
nikt nie patrzy na mnie tak, jak ty…
Niech się kręci cały świat,
zawsze niech już będzie tak, jak dziś.”
Video – „Środa, czwartek”

            Przygotowania do gali szły pełną parą. Była tak zajęta, że nawet dla Martina nie miała zbyt wiele czasu.
            Na tydzień przed występem z trudem i pomocą stylistki wybrała suknię. Była biała, długa, z delikatnymi złoceniami na obrzeżach i odkrytymi plecami. Kiedy przymierzyła ją po raz pierwszy, Kathrin aż pisnęła z podziwu:
           - Super! Wyglądasz jak rzymska bogini, jeszcze tylko Oliver musi Cię odpowiednio uczesać.
           I uczesał ją naprawdę odpowiednio. Część włosów zebrał fantazyjne z tyłu w misterne upięcie, a reszcie czarnych pukli pozwolił delikatnie spłynąć po nagich plecach dziewczyny. Całości dopełniły stylowe kolczyki. Teraz naprawdę wyglądała jakby przybyła z przeszłości, gdzieś ze Starożytnego Rzymu. I nawet – co było rzadkością – podobała się sama sobie. Nie wiedziała jednak, że jej olśniewający wygląd przyćmi tego wieczoru niejedną gwiazdę. Mimo doskonałego samopoczucia i świetnego wyglądu, i tak miała ogromną tremę.
            Cała gala rozpoczęła się występem jednego z zaproszonych gości. Babette czekała za kulisami na swój pierwszy występ. Była bardzo zdenerwowana, przestępowała z nogi na nogę, a czas oczekiwania na wyjście dłużył się niemiłosiernie.
            Podeszła jeszcze raz do dużego lustra, aby zerknąć, czy wszystko w porządku.
            - Ślicznie wyglądasz... – usłyszała gdzieś z boku wypowiedziane dość głośno, pełne zachwytu słowa. Doskonale wiedziała do kogo należy ten głos i nim się odwróciła, uśmiechnęła się.
            - Cześć Bill... Ty nie w garderobie?
            - Przyszedłem, bo chciałem ci powiedzieć, że trzymam kciuki i tym samym jakoś dodać ci otuchy.
            - Dziękuję, nawet nie wiesz jak się boję... To mój pierwszy występ na żywo. – prawie wyszeptała. Drżała. Wyglądała teraz jak bezbronna, mała dziewczynka, a zarazem piękna i ujmująca kobieta.
            - Nie denerwuj się, wystarczy, że zaczniesz, a później już pójdzie gładko. – próbował ją podtrzymać na duchu i dodać odwagi. Miał ochotę ją przytulić, jednak nie chciał jej denerwować, ani spłoszyć. Czuł wciąż lekki dystans i obawę. Dla niego ten czas, kiedy się nie widzieli był niemal nieskończonością. Popatrzyli sobie przez chwilę w oczy. Wyglądała tak ślicznie, w jej błyszczących ustach odbijały się delikatne refleksy świateł.
            Po chwili wahania zdobył się na niewielki krok odwagi i ujął jej dłoń lekko ściskając.
            - Będzie dobrze... - wyszeptał. Stali jeszcze kilka minut i wpatrywali się w siebie. Dziewczyna odetchnęła głęboko, jakby chcąc tym samym wypuścić skumulowany w niej przez tremę strach.
            - Babette! Wchodzimy! – usłyszeli głos Thomasa. Bill uniósł jej dłoń i delikatnie musnął jej wierzch ustami:
            - Powodzenia.
           Dziewczyna spojrzała na niego rozpaczliwym, pełnym obaw wzrokiem i zniknęła w wyjściu prowadzącym na ogromną, oświetloną scenę, gdzie po chwili już w kilku słowach otwierała wielką galę;
            - Witamy państwa na dorocznej gali „Schön”! - rozległy się gromkie brawa.
            - ...gdzie zostaną przyznane nagrody dla postaci świata filmu, telewizji, sportu, nie tylko za ich zewnętrzne piękno. – kontynuował współprowadzący Thomas. Znów brawa i prezenterzy przedstawili się publiczności.
            Po pierwszych słowach, które wypowiedziała, faktycznie trema minęła. Poczuła się swobodnie i odzyskała pewność siebie. Do zapowiedzi zaczęła nawet dodawać coś od siebie, mówiła płynnie i śmiała się dźwięcznie, co niewątpliwie uatrakcyjniało jej występ, czyniąc go bardzo naturalnym i profesjonalnym zarazem.
           - Jesteś świetna. – usłyszała w przelocie od Billa, który po jej zapowiedzi wychodził z chłopakami do swojego numeru. Kolejny raz sprawił, że poczuła się pewniej, a przyjemne ciepło otuliło jej serce.
            Wiedziała już, że ten wieczór będzie do końca udany...
~

            ęłęóNa „After Show Party” jak zawsze było mnóstwo ludzi, mniej lub bardziej znajomych. Babette oczywiście w towarzystwie dumnego jak paw Martina, krążyła w tym tłumie z kieliszkiem szampana w dłoni. Czasem mijała Billa uśmiechając się do niego. Co chwilę, ktoś ją zatrzymywał, rozmawiała z ludźmi z branży, to znów została poproszona do stanowiska reporterów, aby udzielić krótkiego wywiadu mediom. W końcu atmosfera trochę się rozluźniła, zaczęła grać muzyka, goście zaczęli tańczyć i zabawa rozkręciła się na całego.
            Wszyscy siedzieli przy dziewięcioosobowych, okrągłych stolikach. Babette oczywiście z Martinem, Julią, jej obecnym partnerem Svenem i znajomymi z telewizji. Była bardzo szczęśliwa, że wszystko tak wspaniale się udało. Ani razu nie pomyliła się i mimo ogromnego zdenerwowania nie połknęła jej trema. Sączyła po woli szampana i plotkowała wesoło z Julią. Rozglądała się po sali, ale nie mogła nigdzie zauważyć chłopaków. Teraz żałowała, że nie dowiedziała się wcześniej, jakie będą zajmowali miejsca.
             - Zobacz, szybko zobacz! – trąciła ją nagle Julia.
             - Co? – poirytowała się Babette i odstawiła kieliszek na stół, bo niewiele brakowało, aby jego zawartość wylądowała na jej sukience. – Zalejesz mnie, spokojnie.
            - Zobacz tamtego bruneta, ale ciacho... I zobacz z kim on jest. – egzaltowała się przyjaciółka. – Z tą głupią Lauren.
            - Pewnie niejedno jeszcze cię dziś zadziwi. – zaśmiała się dziewczyna.
            Julia spojrzała na nią odrobinę zdziwiona, jakby chciała zapytać co ma na myśli i kogo to stwierdzenie dotyczy, ale Babette tylko pokręciła głową.
            - No nie patrz tak na mnie, bo nie mam nic konkretnego na myśli. – zaśmiała się odwracając w innym kierunku. Naprawdę nie myślała zupełnie o niczym mówiąc to Julii, przecież nie mogła przewidzieć jak potoczą się wydarzenia tego wieczoru. I właśnie wtedy zauważyła siedzącego dwa stoliki dalej Billa z całą resztą. Poczuła, jak przez całe ciało przetacza się dziwny, nieopisany bliżej i nieusprawiedliwiony żadnym konkretnym powodem delikatny dreszcz. Ostatnio czuła właśnie taki jeszcze w średniej szkole, kiedy z daleka widziała obiekt jej uczuciowych zainteresowań. To, jak reagowało na widok tego chłopaka jej ciało, było zaskakujące… Pomogła sobie w tej chwili głębokim oddechem. On sączył colę i bacznie się rozglądał, a kiedy wychwycił jej wzrok uśmiechnął się promiennie i skinął głową. Odwzajemniła uśmiech i uniosła do ust kielich wypełniony alkoholem. Nie traciła wzrokowego kontaktu, a wręcz pragnęła utrzymać go jak najdłużej.
            - Na kogo tak patrzysz? Pewnie obserwujesz jakiegoś przystojniaka, co? – zażartowała Julia.
            - A żebyś wiedziała, że przystojniaka. Choć bardziej odpowiednim byłoby nazwać go pięknym. To on powinien być zwycięzcą tej gali… – uśmiechnęła się znów, wciąż patrząc w jego stronę. On także nie przestawał, właściwie tylko chwilami błądził wzrokiem gdzieś obok, żeby zaraz wrócić do punktu swojego uwielbienia.  Julia podążyła wzrokiem w kierunku, w jakim patrzyła przyjaciółka.
            - Bo pójdziesz siedzieć skazana za pedofilię. – powiedziała już nieco ciszej, naśladując ton głosu koleżanki i cicho się śmiejąc.
            - Kto wie... Może i warto by było...
            Babette zmrużyła oczy sięgając myślami do swoich pragnień, które przez ten czas oczekiwania na galę nie umarły, a wręcz przeciwnie... Stały się jeszcze bardziej intensywne. Wszystko było kwestią czasu, bo przecież czuła, że mu się podoba. Niejednokrotnie dał jej właśnie takie świadectwo swoim zachowaniem, a teraz nie przestawał się w nią wpatrywać.
            - Widzę, że coś się święci, on przecież pożera cię wzrokiem. – Julia dyskretnie zerkała na oboje. – Hej... A może już coś było? – teraz mówiła już bardzo cicho, bo Martin choć zagadany siedział przecież tuż obok Babette.
            - Nie, jeszcze nie...
            - Aha, czyli nie mówisz „nic nie będzie”, natomiast mówisz, że „jeszcze”, więc coś kombinujesz.
           Spojrzały na siebie porozumiewawczo i zaśmiały się głośno. Zajęty rozmową z Thomasem Martin, teraz odwrócił się w stronę pań:
             - A wy dziewczyny, z czego się tak śmiejecie?
            - Tak sobie tu niektórych obgadujemy – wesoło odparła Babette, po czym wdała się w ogólną rozmowę, już nie patrząc w stronę chłopaka, choć wciąż nie przestawała o nim myśleć, wciąż czuła na sobie jego wzrok. Pierwsze takty kolejnej piosenki sprawiły, że przerwała i tym razem spojrzała na Martina. To była ich obojga ulubiona piosenka. 
           - Chodź skarbie, zatańczymy. - poprosił Martin, po czym ruszyli na parkiet.
Wyglądali razem fantastycznie i doskonale zgrywali się w tańcu. Zawsze, gdy tańczyli ze sobą przyciągali ludzkie spojrzenia. Obydwoje mieli fenomenalne wyczucie rytmu. Teraz, na tym parkiecie byli niemal jednością i nie liczyło się nic poza tańcem, istnieli tylko oni. Ich płynne ruchy sprawiały, że kradli na chwilę serca patrzącym. Wirowali, to zatrzymywali się na chwilę, żeby ponownie przywrócić pamięć ciału.
            Bill siedział jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać od nich zazdrosnego spojrzenia. Tak bardzo teraz chciałby być na miejscu tego faceta…
             To wszystko nie umknęło uwadze Toma.
            - Tyle tu fajnych lasek, daj sobie spokój, nie uda ci się.
            - To się jeszcze okaże - zdecydowanym tonem powiedział chłopak. Tom się nie mylił sądząc, że Bill właśnie postawił sobie za cel zdobycie jej. Nosił się już z tym zamiarem jakiś czas, jednak ciągły brak okazji sprawiał, że chwila ewentualnego triumfu oddalała się w czasie. Dziś jeszcze silniej niż wcześniej doskonale zdał sobie sprawę z tego, że nie będzie to łatwe, ale postanowił chociaż spróbować. Podobny dzień, ani okazja przecież nie powtórzą się długo i jeśli dziś nie postara się tego wykorzystać, w najbliższym czasie nie będzie miał możliwości.
            - Proszę, proszę, jaki pewny - roześmiał się brat ironicznie. - Żeby ci się tylko nie udało przypadkiem. – pokręcił z politowaniem głową, po czym zwrócił się do Gustava mówiąc mu coś na ucho. Po chwili już wszyscy lustrowali tańczącą dziewczynę.
            - Marne szanse chłopie, chociaż życzę ci jak najlepiej - uśmiechnął się Georg, który siedział po jego lewej stronie.
            - Zobaczymy. - jeszcze pewniejszym tonem znów odparł Bill.
            Po przetańczeniu kilku kawałków z różnymi partnerami, Babette wróciła do stolika. Spragniona dopiła szampana i najpierw wzrokiem poszukała Martina, który rozmawiał z jakimś gościem przy barze. Było jej gorąco, a na dodatek nigdzie nie mogła dostrzec Billa. To niemożliwe, żeby już wyszedł, przecież impreza trwała zaledwie jakieś dwie godziny. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś wymknąć spod oka Martinowi i chociaż porozmawiać z nim. Jednak teraz nie było go nigdzie w pobliżu.
            - Zaraz wracam- zwróciła się do przyjaciółki i skierowała swe kroki na taras, żeby choć odrobinę ochłonąć.
            Noc byłą niezwykle pogodna, a niebo rozświetlał złocisty księżyc. Spojrzała w gwiazdy i wciągnęła w nozdrza orzeźwiające, nocne powietrze. Lekki, ciepły wietrzyk delikatnie kołysał gałęziami drzew. Stała przy schodach, oparta o barierkę i upajała się czarem nocy, pod osłoną której, dzieje się zwykle wiele pięknych, jak i złych rzeczy. Dla niej dzisiejsza noc miała niezwykłą magię i smak spełnienia marzeń, była bardzo szczęśliwa, zadowolona, chciało jej się krzyczeć z radości. Znów w jej myśli wkradał się czarnowłosy chłopak. Gdyby teraz mógł być gdzieś w pobliżu… Właśnie zdążyła uciec w marzenia, kiedy wraz z cichym szelestem do jej świadomości dotarło, że nie jest tu zupełnie sama. Serce zabiło jej mocniej, jednak nie odwracała się w obawie, że marzenie o jego tu obecności pryśnie jak mydlana bańka.
             Wiedziała, że to nie jest Martin - nie ten zapach i nie ten dotyk, bo teraz właśnie czyjaś delikatna dłoń spoczęła na jej talii. Nie poruszyła się, miała nadzieję, że to będzie...
           - Piękna noc, prawda...? - usłyszała cichy, zmysłowy głos Billa. Nie udawała zaskoczenia i nie odwróciła się, zupełnie jakby właśnie jego tu oczekiwała. Trwała w bezruchu oparta o barierkę czując jego dotyk. Fala dziwnych dreszczy przepłynęła przez jej ciało. Tak bardzo pragnęła, żeby to był on. I był... Tak blisko, tuż za jej plecami... Nie odezwała się, skinęła tylko głową. Ośmielony jej reakcją, a właściwie brakiem odrzucenia chłopak, objął ją delikatnie w pasie i przytulił torsem do jej pleców. Wstrzymała oddech, jakby w obawie, że go spłoszy.
            - Widzisz tam...? - wskazał ręką na niebo -... tam jest pas Drogi Mlecznej, a te trzy jasne gwiazdy, o tam, widzisz...? – kontynuował, a ona w milczeniu skinęła głową. Spojrzała na w górę, czuła jego delikatną rękę na swoim brzuchu.
             Przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz je otworzyła, żeby zobaczyć to, co chciał jej pokazać:
             - ... to jest Trójkąt Letni, a te trzy gwiazdy to Deneb, Altar i Vega... - Teraz obróciła się w jego objęciach przodem do niego i powiedziała z lekkim zdziwieniem w głosie:
             - Coraz bardziej mnie zaskakujesz... Nie wiedziałam, że znasz się na gwiazdach.
             - Znam się na wielu rzeczach, pewnie jeszcze niejednym cię zaskoczę - odpowiedział patrząc jej w oczy z tak bardzo bliska, jak jeszcze nigdy dotąd. Jedną dłonią już obejmował ją i teraz pospiesznie dołączył drugą.
             Z okien i drzwi prowadzących na taras wylewało się nikłe światło, ale doskonale widział w jej błyszczących źrenicach wyraźną aprobatę swoich czynów i mógł odetchnąć z ulgą, bo jednak wciąż obawiał się odtrącenia.
             - Więc mnie zaskocz... – odpowiedziała szeptem.
            Teraz zobaczył w tych źrenicach nieodgadniony błysk, jakby wyraźną zachętę. Opuścił spojrzenie na jej rozchylone wargi, a wtedy niczym ciepły, letni deszcz spłynęła na niego fala przyjemnego podniecenia. Doskonale wiedział, że jeśli nie odważy się teraz, to pod gruzami lęku pogrzebie wszystkie swoje marzenia. Pochylił się więc i delikatnie wciąż nie chcąc jej spłoszyć, z lekką obawą, musnął gorącymi ustami jej warg. Kiedy się cofnął, miał wrażenie, że na więcej się nie zdobędzie, a wówczas stało się coś zupełnie niespodziewanego.
            - Myślałam, że masz więcej odwagi... – cichym głosem ośmieliła go. I choć sama drżała z obawy, że ktoś ich może przyłapać pomyślała dokładnie tak samo jak on: „Teraz… Niech to się stanie teraz…”
            Nie musiała już nic mówić. Dotknął dłońmi jej obnażonych pleców i przycisnął ją do siebie. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, zwiewnie, aby po chwili przerodzić ten lekki dotyk warg w bardziej zdecydowany. Zatonął w jej ustach, jakby szukał tam ukojenia. Ukojenia bólu pragnienia, tak skrzętnie skrywanego od kilku tygodni. Całował ją namiętnie i z pasją. Splatali swe języki tak, jakby to miała być pierwsza i ostatnia pieszczota w ich życiu, coraz mocniej i głębiej, spragnieni swej bliskości, niemal stopieni ze sobą. Ich oddechy stały się głośne. Jego dłonie błądziły po jej nagich plecach, przyprawiając ją o dreszcze rozkoszy, a ona delikatnie obejmowała jego szyję. Zawładnęła nimi magia chwili, na którą obydwoje wyczekiwali z utęsknieniem i nie chcieli, żeby się skończyła. Jednak czy to mogłoby trwać w nieskończoność…?
             Trzeźwość umysłu dziewczyny wzięła górę, kiedy z trudem zakończyła pocałunek. 
             - Muszę wracać... - wyszeptała z bólem w głosie i znów popatrzyła mu w oczy. Wyswobodziła się zwinnie z jego objęć i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, już jej nie było. Szybkim krokiem doszła do łazienki i zamknąwszy za sobą drzwi, oparła się o zimną, wyłożoną kafelkami ścianę.
            „O Boże, Boże...” - wyszeptała sama do siebie. W lustrze widziała swoje odbicie, zamglone spojrzenie i to, jak pod wpływem przyspieszonego oddechu falują jej piersi. Delikatnie, samymi opuszkami palców, dotknęła swoich ust i osunęła się po ścianie. Kucnęła czując, że uda jej drżą, jakby nagle miała stracić władzę w nogach. Niejeden mężczyzna przecież pieścił jej usta swoimi wargami, ale jeszcze nigdy nie doświadczyła tego co teraz. Wciąż czuła ten słodki, wręcz narkotyczny posmak, wciąż niemal sparaliżowana była tą czułą pieszczotą  i dotykiem kolczyka, jaki tkwił w jego języku. I choć było to trudne, wiedziała, że musi się jednak jakoś pozbierać i opuścić toaletę.
            Wstała, ochlapała czoło zimną wodą i wytarła usta z których jego wargi zmazały szminkę, a jakie były teraz wyjątkowo intensywnego koloru malin. Złapała kilka głębokich, uspokajających oddechów i wyszła.
           Wracając do stolika, nawet nie odważyła się zerknąć w stronę chłopaków. Nie wiedziała dlaczego, ale zawładnęła nią jakaś ogólna panika, miała obawy, że jakimś nieopatrznym, bliżej nieokreślonym gestem zdradzi się przed Martinem. Nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze pewna siebie, perfekcyjnie opanowana, gotowa na każde kłamstwo jeśli będzie trzeba, a teraz? Teraz drżały jej uda i dłonie. Usiadła i wychyliła świeżo napełniony kieliszek szampana.
            Goście przy stolikach przemieszali się co nieco. Julia ze Svenem, wywijała na parkiecie jakiś dziki taniec, a do ich stolika wrócił Martin z Davidem.
            - Gdzie byłaś kochanie? - cmoknął ją czule w policzek.
            - Trochę się przewietrzyłam. - odparła Babette i w tej chwili napotkała wzrok Billa, który delikatnie się uśmiechał. Bała się, że za chwilę się zarumieni, chociaż tak bardzo starała się panować nad sobą. Wciąż nie mogła okiełznać uczucia, jakie właśnie ją ogarnęło. Odrobina strachu przemieszana z podnieceniem i pragnieniem, aby móc kiedyś znów zakosztować tych warg…
             Podczas gdy Martin z Davidem wesoło rozprawiali, ona beznamiętnie zawiesiła wzrok na tańczących parach, błądząc myślami, rozpamiętując to wszystko, co miało miejsce kilkadziesiąt minut temu.
             - Prawda, Babette? - wyrwał ją z zadumy głos Martina.
             - Co mówiłeś? - spytała rozkojarzona.
             - Właśnie opowiadałem Davidowi, jak przedwczoraj zdenerwował cię Karl.
             - A, tak... Ale nie wracajmy już do tego. - uśmiechnęła się dziewczyna.
             - Karl jest dziwny, ma swoje humory, ale fachowiec z niego świetny. - usprawiedliwiał reżysera David - Mogę zawołać tutaj moich chłopaków? Bo widzę, że wasze towarzystwo się rozproszyło. - zapytał po chwili.
             - Tak, jasne... - wyraził zgodę Martin.
             Babette zamarła. I co teraz? Jak ma zachować zimną krew, kiedy on będzie znów tak blisko, może na wprost, a może nawet tuż obok? Musiała wziąć się w garść. Dotychczas to z jej powodu ktoś wpadał w taką panikę, a teraz spotkało to samo właśnie ją, i to przez tego dzieciaka. Ale za to jakiego nieziemsko słodkiego dzieciaka…
             Po chwili wszyscy już siedzieli przy jednym stoliku. Do całego towarzystwa dołączyła jeszcze Julia ze Svenem, która cały czas obserwowała przyjaciółkę. Dziewczyna siedziała w milczeniu i nerwowo składała serwetkę. Po jej zachowaniu, Julia zorientowała się, że coś się musiało wydarzyć.
             - Co jest?
             - Nie teraz… - odpowiedziała szybko, cicho, ale dobitnie przez zaciśnięte zęby Babette. Przecież nie mogła teraz zrelacjonować wszystkiego co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Powoli wracał jej spokój i pewność siebie, przecież musiała się w końcu opamiętać i choć euforia w jej wnętrzu uporczywie dawała o sobie znać, to wiedziała, że da sobie radę. Nie mogła jednak się powstrzymać i co jakiś czas zerkała na Billa, ten jednak, teraz prawie wcale na nią nie patrzył, zachowując pewne, właściwe pozory. W dodatku siedział prawie na wprost Martina, więc siłą rzeczy musiał udawać niezainteresowanego. Odetchnęła z ulgą, bo nie będąc pod jego ciągłym obstrzałem, mogła zachowywać się nieco swobodniej. Julia ciągle zerkała to na nią, to na niego, zastanawiając się co się stało i kiedy, bo ich zachowanie wskazywało na to, że niewątpliwie musiało do czegoś dojść.
             Rozmowa toczyła się swobodnie na różne tematy. Babette zupełnie się rozluźniła.
            - Martin, to o której masz ten samolot? - zapytała nagle Julia.
            - Niestety, już niedługo, posiedzę jeszcze może z godzinę, bo po drodze muszę zabrać walizkę z domu. Gdyby nie ta gala, poleciałbym wieczorem i już byłbym na miejscu.
            Bill wyostrzonym wzrokiem spojrzał na Babette. Jego oczy były błyszczące i radosne, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć, ale uśmiechnął się tylko pod nosem. Przeszył ją dreszcz i spuściła wzrok. Ich gesty nie umknęły uwadze bystrej Julii.
            - A gdzie ty lecisz? - spytał David.
            - Na te targi do Paryża, ale jakoś wyjątkowo mi się nie chce - odparł Martin, spoglądając na Babette, która teraz sięgnęła po swoją lampkę szampana.
            - Na szczęście to tylko cztery dni - wtrąciła przymilnie.
            - Albo, aż cztery dni... - przytulił ją.
            Zmienili temat, zaczęli żartować i śmiać się, nawet opowiadali sobie dowcipy. Julia znów poszła tańczyć za swoim facetem, a chłopcy się gdzieś rozproszyli. Przy stoliku zostali tylko: Martin prowadzący z pasją dialog z Davidem, Babette i Bill...


~

            Nagle chłopak wstał i podszedł do Martina. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, kiedy usłyszała:
            - Czy mogę zatańczyć z Babette?
            Martin uśmiechnął się i odparł:
            - Oczywiście, jeśli tylko zechce. - teraz podszedł do Babette, wyciągnął rękę i w nieco innej formie ponowił pytanie:
            - Czy można prosić?
            - Tak, ale to się już właściwie kończy. – zauważyła mając na myśli utwór, który praktycznie dobiegał końca. Ta cala sytuacja zaczynała ją przerastać. Może gdyby nie było tu Martina, zachowywałaby się w pełni swobodnie, jednak w jego obecności tak bardzo bała się, że wszystko to co działo się teraz w jej umyśle wyjdzie w jakiś sposób na jaw, że zdradzi się choćby gestem, jak bardzo ten chłopak oczarował ją.
            - Zaczniemy następny... Od samego początku. – uśmiechnął się czarująco i obejmując lekko jej dłoń, poprowadził partnerkę na parkiet.
            Salę znów wypełniły dźwięki kolejnej piosenki, tym razem bardzo spokojnej. Prawa dłoń chłopaka ponownie spoczęła na jej obnażonych plecach, tym razem całkiem otwarcie i legalnie objął ją lekko do siebie przyciskając, a dłonie po przeciwległej stronie ich ciał zostały ze sobą splecione w delikatnym uścisku. Ona objęła go za szyję, dotykając jego czarnych kosmyków. Rozpoczęli taniec, wolno i subtelnie kołysząc się w rytmie, płynęli przez ocean pięknej muzyki, wydobywającej się z głośników, bezustannie patrząc sobie w oczy. Nie zamienili nawet jednego słowa, bo nie potrzebowali słów, byli tylko oni i ta piosenka o samotnym dniu, chociaż dla nich ani ten dzień, ani wieczór samotny nie był. Teraz liczyła się tylko ta chwila, bliskość ciał i splecione dłonie. Zapatrzeni w siebie, wmieszani w tłum tańczących.
            Zdawać by się mogło, że zapomnieli o całym otaczającym ich świecie, który teraz w ogóle dla nich nie istniał. Nie trzeba było wytrawnego obserwatora, aby stwierdzić, że jakaś niesamowita siła mocno ich do siebie przyciąga, jakby właśnie dla siebie byli stworzeni. Zmysłowymi spojrzeniami błądzili po swoich twarzach zatrzymując je na ustach partnera, aby po chwili znów patrzeć wprost w błyszczące źrenice. On delikatnie drżał, dając tym samym świadectwo temu, jak ta kobieta mocno działa na niego. Podniecała ją reakcja jego ciała, czuła, że gubi rozsądek wraz z każdą minutą tego tańca. Jednak Bill zachował go jeszcze odrobinę i poprowadził ją na drugą stronę parkietu tak, aby inne tańczące pary zasłoniły im widok Martina, chociaż ten, zajęty rozmową z Davidem, wcale na nich nie patrzył. Zapomnieli o całym otaczającym ich świecie i zagubili gdzieś poczucie czasu. Zupełnie nie mieli pojęcia, że tańczą już długo, kolejny muzyczny utwór.
            Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. Pochylił odrobinę głowę, aby mogli zetknąć się policzkami. Na swojej szyi poczuła jego gorący oddech. Przymknęła na chwilę oczy wdychając jego zapach. Wszystkie jej zmysły należały teraz do niego, gdyby tylko szepnął słowo, gdyby wziął ją za rękę i poprowadził, poszłaby za nim nie bacząc na to, jakie by były tego konsekwencje. Traciła rozsądek, poczucie czasu, zdolność racjonalnego myślenia… Przy nim gubiła siebie, zaczynając po woli gubić też serce. Ale on przecież nie mógł o tym wiedzieć... Na szczęście.
            Julia obserwowała wszystko z barowego stołka. Wiedziała, że robi się niebezpiecznie. Rzuciła okiem w stronę Martina, który zaczął nerwowo rozglądać się po sali, gdy tymczasem oni tańczyli już czwarty kawałek. Cóż było robić? Musiała pospieszyć na ratunek swojej cholernie nierozsądnej przyjaciółce. Wmieszała się wolno w tłum tańczących, jednocześnie starając się, aby Martin nie zauważył jej. W innym wypadku śledząc ją wzrokiem mógłby zobaczyć to, czego wiedzieć nie powinien. Podeszła do nich i chwyciła Babette za rękę. Dziewczyna spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby właśnie przybyła z odległej krainy, jakby ktoś wyrwał ją nagle z innej rzeczywistości.
            - Mogę cię na chwilę prosić? To ważne. - powiedziała dobitnie i stanowczo Julia, po czym pociągnęła zupełnie rozkojarzoną dziewczynę za sobą.
            - Przepraszam... - Babette rzuciła Billowi tęskne spojrzenie i odeszła z przyjaciółką. Nieco osłupiały pozostał na środku sali, jednak szybko stamtąd zniknął.
            - Oszalałaś?! – Julia zwróciła się do niej z wyrzutem i jakby pretensją w głosie. - Co się z tobą do cholery dzieje?!
            - O co ci chodzi? Przecież tylko tańczyłam. – odparła odrobinę nieprzytomnie.
            - Tańczyłaś... Ale jak tańczyłaś? Wiesz jak to wyglądało? Jakbyście mieli zamiar za chwilę uprawiać seks na tym parkiecie. - Julia popatrzyła dziewczynie w oczy – Ty naprawdę zwariowałaś… Chcesz mieć kłopoty przez tego dzieciaka?
            Podeszły do baru i usiadły, Babette zamówiła dwa drinki. Przez chwilę milczała, starając się ochłonąć.
            - Coś mnie do niego ciągnie… - powiedziała po chwili cicho, obejmując szczupłymi palcami szklankę z kolorowym drinkiem. Julia pochyliła się i cichym, konspiracyjnym tonem odparła:
            - To jeszcze dzieciak, jeśli pozwolisz sobie z nim na cokolwiek, to może się źle skończyć. Nie możesz mieć pewności, że ta sprawa się nie wyda. Gołym okiem widać, jak na siebie lecicie, jesteś starsza więc nie wolno ci do tego dopuścić. Z tego mogą być same kłopoty…
            - Za późno… - szepnęła Babette, spoglądając na przyjaciółkę i dodała bez ogródek: - Całowałam się z nim.
            - Co?! Kiedy? Na litość Boską… A Martin? – Julia załamała dłonie.
            - Co Martin? Przecież on o niczym nie wie.
            - Nie chodzi mi o to, czy wie, ale wiele ryzykujesz.
            - Opanuj się Julia, to tylko przygoda.
            Kobieta wychyliła jednym łykiem prawie połowę trunku i oparła głowę na dłoni: - Tak czułam, wiedziałam, że coś się szykuje... Już przy stoliku to wiedziałam. – biadoliła. - Daj sobie spokój, bo jak się Martin dowie...
            - I niby kto mu o tym ma powiedzieć? Bill? On też nie potrzebuje skandalu.
            - Więc masz zamiar mieć z nim jakiś romans? – Julia uniosła do góry jedną brew.
            - Nie wiem, czas pokaże, nie mam pojęcia co będzie. Dziś mogę ci tylko powiedzieć, że jeszcze nikt nie działał na mnie tak intensywnie…
            Babette odwróciła głowę patrząc przyjaciółce w oczy, a jej spojrzenie zdradzało, że nie zamierza z niego zrezygnować i kobieta doskonale wiedziała, że nie wybije jej tego z głowy. Poza tym wszystko wskazywało na to, że oboje tego chcą.
            - No, a jak on... No wiesz... - zaczęła Julia już zupełnie innym tonem tajemniczo się uśmiechając.
            - Jak całuje? Chcesz wiedzieć? - spytała wprost Babette od razu odpowiadając. – Cudownie… Prawie straciłam kontrolę.
            Tymczasem zniecierpliwiony jej nieobecnością Martin, ruszył na poszukiwanie. Omiótł wzrokiem salę i prędko znalazł ją przy barze, gdzie kończyła już trzeciego drinka. Nadmiar wrażeń tego wieczoru i zmieszany alkohol sprawiły, że była lekko wstawiona.
            – Będziemy się zbierać kochanie – powiedział, obejmując ją. Skinęła głową i dopiła resztę ze szklanki. Było jej nawet na rękę, żeby już wyjść, bo nigdy nie wiadomo co mogłoby się jeszcze wydarzyć tej nocy, gdyby tu jeszcze została. Doskonale wiedziała, że i ona i on, szukaliby ze sobą kontaktu, dlatego lepiej było nie kusić losu. Jednak martwiło ją teraz jedno… Kiedy znów będzie mogła go zobaczyć?
            Bill usiadł z drugiej strony baru, sączył koktajl i przyglądał się tańczącym.
            - No co tam? Braciszek jakiś smutny. – zauważył siadający obok Tom. – Whisky z lodem. – zwrócił się do barmana.
            - Nie pij tyle, bo znowu będą kłopoty - zwrócił mu uwagę brat.
            - Wyluzuj, wiem ile mogę, zrzędzisz jakbyś był moją starą żoną. – zaśmiał się
chłopak. - A jak tam twoja piękna pani? Nadal masz co do niej jakieś plany? Jak nie, to może ja bym spróbował?
            - Idiota. – skwitował Bill, ale Tom nie zareagował na jego słowa, tylko zaczął go trącać w bok. - Ej! Zobacz, dlaczego oni już wychodzą?
            Babette i Martin żegnali się właśnie, zbierając się do wyjścia. Dziewczyna rozglądała się niecierpliwie, jakby kogoś szukała.
            - Zasłoń mnie. – powiedział Bill, próbując schować się za bratem.
            - A po co? Powinieneś iść i się raczej pożegnać.
            - Zasłoń mnie i siedź! Nie będę się z nikim żegnał. – obstawał przy swoim chłopak.
            - Jak ty nie chcesz to może ja pójdę – podchmielony już lekko Tom, chciał wstać z barowego stołka, ale Bill go przytrzymał:
            - Siedź mówię! – niemal mu rozkazał.
            - Ja to cię nie ogarniam człowieku, najpierw do niej zarywasz, a teraz się nawet pożegnać nie chcesz? - burzył się brat. – Jesteś wściekły, bo cię totalnie olała, zgadłem?
            - Nic nie zgadłeś, wręcz przeciwnie… – pewnym tonem odparł Bill i zawadiacko się uśmiechnął. Sączył powoli swój koktajl i patrzył teraz triumfująco na Toma, który zrobił wielkie oczy.
            - Coś było? – zapytał niepewnie poprawiając na głowie czapkę, a po chwili, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi dodał pewniej: - Blefujesz.
            Ale Bill nadal nic nie mówił, tylko tajemniczo się uśmiechał. W końcu się odezwał:
            - Będę miał do ciebie sprawę, tylko musisz mi obiecać, że David się nie dowie...
                                                           ~


            - Nie gniewasz się, że cię nie odprowadzę? - zapytała cicho Babette, kiedy Martin odwoził ją taksówką do domu.
            - Nie skarbie, przecież wiem, że jesteś zmęczona. Nie ma sensu, żebyś jeszcze jechała ze mną na lotnisko w środku nocy. - odparł, kiedy podjechali pod jej dom, po czym zwrócił się do kierowcy - Proszę tu na mnie zaczekać, za chwilę wrócę.
            Odprowadził ją pod same drzwi.
            - Gdyby nie dzisiejsza impreza, inaczej bym się z tobą pożegnał... - wyszeptał czule.
            - To tylko cztery dni - uśmiechnęła się. Pożegnała go gorącym pocałunkiem, choć tak naprawdę jej myśli były w zupełnie innym miejscu. Zastanawiała się gdzie mógł być Bill, kiedy wychodzili z imprezy i żałowała, że nie ma możliwości się z nim pożegnać.
            Za progiem swojego domu pospiesznie zrzuciła buty ze zmęczonych i obolałych stóp, wyjrzała przez okno za odjeżdżającą taksówką. Nie była śpiąca. Alkohol jeszcze szumiał jej w głowie. Teraz marzyła tylko o letnim prysznicu, chociaż właśnie w tej chwili przyłapała się na tym, że marzy jeszcze o czymś innym…
            Bill… Kiedy znów będzie mogła go zobaczyć? Wprawdzie była w posiadaniu numeru jego telefonu, ale czy powinna do niego dzwonić? Wciąż myślała o jego dłoniach na jej skórze, o pocałunku i tańcu. Delikatny dreszcz obezwładniał ją przez te wspomnienia. Podeszła do odtwarzacza i odnalazła płytę, na której była piosenka przy dźwiękach której zatańczyli dziś pierwszy raz. Zważywszy, że jest środek nocy, włączyła muzykę cicho, aby nie przeszkadzać sąsiadom. Wyszła na taras, gdzie delikatny podmuch wiatru rozwiał jej nie upięte kosmyki włosów. 
Zwróciła oczy ku niebu, gdzie świeciły setki gwiazd i uśmiechnęła się do siebie: "Zaraz, zaraz, jak się te gwiazdy nazywały…?" -  zadała sobie w myślach pytanie, ale niestety nie zapamiętała żadnej nazwy. Westchnęła cicho przeżywając we wspomnieniach na nowo te wszystkie chwile.
Zastanawiała się teraz, czy w ogóle będzie mogła zasnąć. Zwykle, kiedy Martin gdzieś wyjeżdżał od razu zaczynała za nim tęsknić, lecz teraz wcale o nim nie myślała. W jej głowie na dobre rozgościł się czarnowłosy anioł i wcale nie zamierzała go stamtąd wypędzać. W myślach przeżywała na nowo każde wydarzenie tego wieczoru, chronologicznie i po kolei układała wszystko, analizowała co byłoby, gdyby… A z każdym wspomnieniem jego bliskości odczuwała coraz większe podniecenie i znów zapragnęła posmakować jego ust, skosztować tego delikatnego dotyku. Miała wrażenie, że zaczyna wariować, nie mogła i tak naprawdę też wcale nie chciała pozbyć się żadnej z tych myśli. Zaczynała snuć erotyczne fantazje ze sobą i z nim w roli głównej, a to coraz mocniej ją podniecało.
            Wyszła z tarasu i zdejmując po drodze suknię, skierowała swe kroki w stronę łazienki. Weszła pod prysznic rozkoszując się każdą kropelką wody obmywającej jej ciało, poczuła błogość i ulgę. Wycisnęła na dłonie odrobinę żelu. Nie chciała używać gąbki, nie dziś, kiedy jej własne dłonie mogły pobudzić do życia kolejne wyobrażenia tego w jaki sposób mogłyby dotykać ją te jego, z właściwą sobie delikatnością i czułością…
            Całkowicie poddała się tym doznaniom. Podczas, gdy woda sączyła się cichym strumieniem, jej szum zakłócił dźwięk, który dobiegł z przedpokoju. Babette nie była pewna czy coś słyszała, czy to była jej wyobraźnia, jednak mimowolnie zakręciła wodę i nasłuchiwała. Nie myliła się, teraz usłyszała wyraźne pukanie do drzwi. Szybko wyżęła z nadmiaru wody włosy i narzuciła szlafrok na mokre ciało, podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Nie wierzyła własnym oczom, gdy znów rozległo się pukanie. W tym momencie wykonała obrót ciała o sto osiemdziesiąt stopni i przylegając plecami do drzwi przymknęła na chwilę oczy, chwytając w płuca potężny haust powietrza.
Miała nieodparte wrażenie, że brakuje jej tchu, a serce w piersi zabiło jej gwałtownie, szybko i niemal boleśnie podchodząc do gardła. Zdawać by się mogło, że jej marzenie samo zapukało do jej drzwi, jak więc by mogła ich nie otworzyć..?
            Otworzyła. Za progiem stał Bill nonszalancko opierając się jedną dłonią o futrynę.
- Nie powiedzieliśmy sobie dobranoc... – szepnął.