sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział V


 
Rozdział V


„I niech stanie w miejscu czas,
nikt nie patrzy na mnie tak, jak ty…
Niech się kręci cały świat,
zawsze niech już będzie tak, jak dziś.”
Video – „Środa, czwartek”

            Przygotowania do gali szły pełną parą. Była tak zajęta, że nawet dla Martina nie miała zbyt wiele czasu.
            Na tydzień przed występem z trudem i pomocą stylistki wybrała suknię. Była biała, długa, z delikatnymi złoceniami na obrzeżach i odkrytymi plecami. Kiedy przymierzyła ją po raz pierwszy, Kathrin aż pisnęła z podziwu:
           - Super! Wyglądasz jak rzymska bogini, jeszcze tylko Oliver musi Cię odpowiednio uczesać.
           I uczesał ją naprawdę odpowiednio. Część włosów zebrał fantazyjne z tyłu w misterne upięcie, a reszcie czarnych pukli pozwolił delikatnie spłynąć po nagich plecach dziewczyny. Całości dopełniły stylowe kolczyki. Teraz naprawdę wyglądała jakby przybyła z przeszłości, gdzieś ze Starożytnego Rzymu. I nawet – co było rzadkością – podobała się sama sobie. Nie wiedziała jednak, że jej olśniewający wygląd przyćmi tego wieczoru niejedną gwiazdę. Mimo doskonałego samopoczucia i świetnego wyglądu, i tak miała ogromną tremę.
            Cała gala rozpoczęła się występem jednego z zaproszonych gości. Babette czekała za kulisami na swój pierwszy występ. Była bardzo zdenerwowana, przestępowała z nogi na nogę, a czas oczekiwania na wyjście dłużył się niemiłosiernie.
            Podeszła jeszcze raz do dużego lustra, aby zerknąć, czy wszystko w porządku.
            - Ślicznie wyglądasz... – usłyszała gdzieś z boku wypowiedziane dość głośno, pełne zachwytu słowa. Doskonale wiedziała do kogo należy ten głos i nim się odwróciła, uśmiechnęła się.
            - Cześć Bill... Ty nie w garderobie?
            - Przyszedłem, bo chciałem ci powiedzieć, że trzymam kciuki i tym samym jakoś dodać ci otuchy.
            - Dziękuję, nawet nie wiesz jak się boję... To mój pierwszy występ na żywo. – prawie wyszeptała. Drżała. Wyglądała teraz jak bezbronna, mała dziewczynka, a zarazem piękna i ujmująca kobieta.
            - Nie denerwuj się, wystarczy, że zaczniesz, a później już pójdzie gładko. – próbował ją podtrzymać na duchu i dodać odwagi. Miał ochotę ją przytulić, jednak nie chciał jej denerwować, ani spłoszyć. Czuł wciąż lekki dystans i obawę. Dla niego ten czas, kiedy się nie widzieli był niemal nieskończonością. Popatrzyli sobie przez chwilę w oczy. Wyglądała tak ślicznie, w jej błyszczących ustach odbijały się delikatne refleksy świateł.
            Po chwili wahania zdobył się na niewielki krok odwagi i ujął jej dłoń lekko ściskając.
            - Będzie dobrze... - wyszeptał. Stali jeszcze kilka minut i wpatrywali się w siebie. Dziewczyna odetchnęła głęboko, jakby chcąc tym samym wypuścić skumulowany w niej przez tremę strach.
            - Babette! Wchodzimy! – usłyszeli głos Thomasa. Bill uniósł jej dłoń i delikatnie musnął jej wierzch ustami:
            - Powodzenia.
           Dziewczyna spojrzała na niego rozpaczliwym, pełnym obaw wzrokiem i zniknęła w wyjściu prowadzącym na ogromną, oświetloną scenę, gdzie po chwili już w kilku słowach otwierała wielką galę;
            - Witamy państwa na dorocznej gali „Schön”! - rozległy się gromkie brawa.
            - ...gdzie zostaną przyznane nagrody dla postaci świata filmu, telewizji, sportu, nie tylko za ich zewnętrzne piękno. – kontynuował współprowadzący Thomas. Znów brawa i prezenterzy przedstawili się publiczności.
            Po pierwszych słowach, które wypowiedziała, faktycznie trema minęła. Poczuła się swobodnie i odzyskała pewność siebie. Do zapowiedzi zaczęła nawet dodawać coś od siebie, mówiła płynnie i śmiała się dźwięcznie, co niewątpliwie uatrakcyjniało jej występ, czyniąc go bardzo naturalnym i profesjonalnym zarazem.
           - Jesteś świetna. – usłyszała w przelocie od Billa, który po jej zapowiedzi wychodził z chłopakami do swojego numeru. Kolejny raz sprawił, że poczuła się pewniej, a przyjemne ciepło otuliło jej serce.
            Wiedziała już, że ten wieczór będzie do końca udany...
~

            ęłęóNa „After Show Party” jak zawsze było mnóstwo ludzi, mniej lub bardziej znajomych. Babette oczywiście w towarzystwie dumnego jak paw Martina, krążyła w tym tłumie z kieliszkiem szampana w dłoni. Czasem mijała Billa uśmiechając się do niego. Co chwilę, ktoś ją zatrzymywał, rozmawiała z ludźmi z branży, to znów została poproszona do stanowiska reporterów, aby udzielić krótkiego wywiadu mediom. W końcu atmosfera trochę się rozluźniła, zaczęła grać muzyka, goście zaczęli tańczyć i zabawa rozkręciła się na całego.
            Wszyscy siedzieli przy dziewięcioosobowych, okrągłych stolikach. Babette oczywiście z Martinem, Julią, jej obecnym partnerem Svenem i znajomymi z telewizji. Była bardzo szczęśliwa, że wszystko tak wspaniale się udało. Ani razu nie pomyliła się i mimo ogromnego zdenerwowania nie połknęła jej trema. Sączyła po woli szampana i plotkowała wesoło z Julią. Rozglądała się po sali, ale nie mogła nigdzie zauważyć chłopaków. Teraz żałowała, że nie dowiedziała się wcześniej, jakie będą zajmowali miejsca.
             - Zobacz, szybko zobacz! – trąciła ją nagle Julia.
             - Co? – poirytowała się Babette i odstawiła kieliszek na stół, bo niewiele brakowało, aby jego zawartość wylądowała na jej sukience. – Zalejesz mnie, spokojnie.
            - Zobacz tamtego bruneta, ale ciacho... I zobacz z kim on jest. – egzaltowała się przyjaciółka. – Z tą głupią Lauren.
            - Pewnie niejedno jeszcze cię dziś zadziwi. – zaśmiała się dziewczyna.
            Julia spojrzała na nią odrobinę zdziwiona, jakby chciała zapytać co ma na myśli i kogo to stwierdzenie dotyczy, ale Babette tylko pokręciła głową.
            - No nie patrz tak na mnie, bo nie mam nic konkretnego na myśli. – zaśmiała się odwracając w innym kierunku. Naprawdę nie myślała zupełnie o niczym mówiąc to Julii, przecież nie mogła przewidzieć jak potoczą się wydarzenia tego wieczoru. I właśnie wtedy zauważyła siedzącego dwa stoliki dalej Billa z całą resztą. Poczuła, jak przez całe ciało przetacza się dziwny, nieopisany bliżej i nieusprawiedliwiony żadnym konkretnym powodem delikatny dreszcz. Ostatnio czuła właśnie taki jeszcze w średniej szkole, kiedy z daleka widziała obiekt jej uczuciowych zainteresowań. To, jak reagowało na widok tego chłopaka jej ciało, było zaskakujące… Pomogła sobie w tej chwili głębokim oddechem. On sączył colę i bacznie się rozglądał, a kiedy wychwycił jej wzrok uśmiechnął się promiennie i skinął głową. Odwzajemniła uśmiech i uniosła do ust kielich wypełniony alkoholem. Nie traciła wzrokowego kontaktu, a wręcz pragnęła utrzymać go jak najdłużej.
            - Na kogo tak patrzysz? Pewnie obserwujesz jakiegoś przystojniaka, co? – zażartowała Julia.
            - A żebyś wiedziała, że przystojniaka. Choć bardziej odpowiednim byłoby nazwać go pięknym. To on powinien być zwycięzcą tej gali… – uśmiechnęła się znów, wciąż patrząc w jego stronę. On także nie przestawał, właściwie tylko chwilami błądził wzrokiem gdzieś obok, żeby zaraz wrócić do punktu swojego uwielbienia.  Julia podążyła wzrokiem w kierunku, w jakim patrzyła przyjaciółka.
            - Bo pójdziesz siedzieć skazana za pedofilię. – powiedziała już nieco ciszej, naśladując ton głosu koleżanki i cicho się śmiejąc.
            - Kto wie... Może i warto by było...
            Babette zmrużyła oczy sięgając myślami do swoich pragnień, które przez ten czas oczekiwania na galę nie umarły, a wręcz przeciwnie... Stały się jeszcze bardziej intensywne. Wszystko było kwestią czasu, bo przecież czuła, że mu się podoba. Niejednokrotnie dał jej właśnie takie świadectwo swoim zachowaniem, a teraz nie przestawał się w nią wpatrywać.
            - Widzę, że coś się święci, on przecież pożera cię wzrokiem. – Julia dyskretnie zerkała na oboje. – Hej... A może już coś było? – teraz mówiła już bardzo cicho, bo Martin choć zagadany siedział przecież tuż obok Babette.
            - Nie, jeszcze nie...
            - Aha, czyli nie mówisz „nic nie będzie”, natomiast mówisz, że „jeszcze”, więc coś kombinujesz.
           Spojrzały na siebie porozumiewawczo i zaśmiały się głośno. Zajęty rozmową z Thomasem Martin, teraz odwrócił się w stronę pań:
             - A wy dziewczyny, z czego się tak śmiejecie?
            - Tak sobie tu niektórych obgadujemy – wesoło odparła Babette, po czym wdała się w ogólną rozmowę, już nie patrząc w stronę chłopaka, choć wciąż nie przestawała o nim myśleć, wciąż czuła na sobie jego wzrok. Pierwsze takty kolejnej piosenki sprawiły, że przerwała i tym razem spojrzała na Martina. To była ich obojga ulubiona piosenka. 
           - Chodź skarbie, zatańczymy. - poprosił Martin, po czym ruszyli na parkiet.
Wyglądali razem fantastycznie i doskonale zgrywali się w tańcu. Zawsze, gdy tańczyli ze sobą przyciągali ludzkie spojrzenia. Obydwoje mieli fenomenalne wyczucie rytmu. Teraz, na tym parkiecie byli niemal jednością i nie liczyło się nic poza tańcem, istnieli tylko oni. Ich płynne ruchy sprawiały, że kradli na chwilę serca patrzącym. Wirowali, to zatrzymywali się na chwilę, żeby ponownie przywrócić pamięć ciału.
            Bill siedział jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać od nich zazdrosnego spojrzenia. Tak bardzo teraz chciałby być na miejscu tego faceta…
             To wszystko nie umknęło uwadze Toma.
            - Tyle tu fajnych lasek, daj sobie spokój, nie uda ci się.
            - To się jeszcze okaże - zdecydowanym tonem powiedział chłopak. Tom się nie mylił sądząc, że Bill właśnie postawił sobie za cel zdobycie jej. Nosił się już z tym zamiarem jakiś czas, jednak ciągły brak okazji sprawiał, że chwila ewentualnego triumfu oddalała się w czasie. Dziś jeszcze silniej niż wcześniej doskonale zdał sobie sprawę z tego, że nie będzie to łatwe, ale postanowił chociaż spróbować. Podobny dzień, ani okazja przecież nie powtórzą się długo i jeśli dziś nie postara się tego wykorzystać, w najbliższym czasie nie będzie miał możliwości.
            - Proszę, proszę, jaki pewny - roześmiał się brat ironicznie. - Żeby ci się tylko nie udało przypadkiem. – pokręcił z politowaniem głową, po czym zwrócił się do Gustava mówiąc mu coś na ucho. Po chwili już wszyscy lustrowali tańczącą dziewczynę.
            - Marne szanse chłopie, chociaż życzę ci jak najlepiej - uśmiechnął się Georg, który siedział po jego lewej stronie.
            - Zobaczymy. - jeszcze pewniejszym tonem znów odparł Bill.
            Po przetańczeniu kilku kawałków z różnymi partnerami, Babette wróciła do stolika. Spragniona dopiła szampana i najpierw wzrokiem poszukała Martina, który rozmawiał z jakimś gościem przy barze. Było jej gorąco, a na dodatek nigdzie nie mogła dostrzec Billa. To niemożliwe, żeby już wyszedł, przecież impreza trwała zaledwie jakieś dwie godziny. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś wymknąć spod oka Martinowi i chociaż porozmawiać z nim. Jednak teraz nie było go nigdzie w pobliżu.
            - Zaraz wracam- zwróciła się do przyjaciółki i skierowała swe kroki na taras, żeby choć odrobinę ochłonąć.
            Noc byłą niezwykle pogodna, a niebo rozświetlał złocisty księżyc. Spojrzała w gwiazdy i wciągnęła w nozdrza orzeźwiające, nocne powietrze. Lekki, ciepły wietrzyk delikatnie kołysał gałęziami drzew. Stała przy schodach, oparta o barierkę i upajała się czarem nocy, pod osłoną której, dzieje się zwykle wiele pięknych, jak i złych rzeczy. Dla niej dzisiejsza noc miała niezwykłą magię i smak spełnienia marzeń, była bardzo szczęśliwa, zadowolona, chciało jej się krzyczeć z radości. Znów w jej myśli wkradał się czarnowłosy chłopak. Gdyby teraz mógł być gdzieś w pobliżu… Właśnie zdążyła uciec w marzenia, kiedy wraz z cichym szelestem do jej świadomości dotarło, że nie jest tu zupełnie sama. Serce zabiło jej mocniej, jednak nie odwracała się w obawie, że marzenie o jego tu obecności pryśnie jak mydlana bańka.
             Wiedziała, że to nie jest Martin - nie ten zapach i nie ten dotyk, bo teraz właśnie czyjaś delikatna dłoń spoczęła na jej talii. Nie poruszyła się, miała nadzieję, że to będzie...
           - Piękna noc, prawda...? - usłyszała cichy, zmysłowy głos Billa. Nie udawała zaskoczenia i nie odwróciła się, zupełnie jakby właśnie jego tu oczekiwała. Trwała w bezruchu oparta o barierkę czując jego dotyk. Fala dziwnych dreszczy przepłynęła przez jej ciało. Tak bardzo pragnęła, żeby to był on. I był... Tak blisko, tuż za jej plecami... Nie odezwała się, skinęła tylko głową. Ośmielony jej reakcją, a właściwie brakiem odrzucenia chłopak, objął ją delikatnie w pasie i przytulił torsem do jej pleców. Wstrzymała oddech, jakby w obawie, że go spłoszy.
            - Widzisz tam...? - wskazał ręką na niebo -... tam jest pas Drogi Mlecznej, a te trzy jasne gwiazdy, o tam, widzisz...? – kontynuował, a ona w milczeniu skinęła głową. Spojrzała na w górę, czuła jego delikatną rękę na swoim brzuchu.
             Przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz je otworzyła, żeby zobaczyć to, co chciał jej pokazać:
             - ... to jest Trójkąt Letni, a te trzy gwiazdy to Deneb, Altar i Vega... - Teraz obróciła się w jego objęciach przodem do niego i powiedziała z lekkim zdziwieniem w głosie:
             - Coraz bardziej mnie zaskakujesz... Nie wiedziałam, że znasz się na gwiazdach.
             - Znam się na wielu rzeczach, pewnie jeszcze niejednym cię zaskoczę - odpowiedział patrząc jej w oczy z tak bardzo bliska, jak jeszcze nigdy dotąd. Jedną dłonią już obejmował ją i teraz pospiesznie dołączył drugą.
             Z okien i drzwi prowadzących na taras wylewało się nikłe światło, ale doskonale widział w jej błyszczących źrenicach wyraźną aprobatę swoich czynów i mógł odetchnąć z ulgą, bo jednak wciąż obawiał się odtrącenia.
             - Więc mnie zaskocz... – odpowiedziała szeptem.
            Teraz zobaczył w tych źrenicach nieodgadniony błysk, jakby wyraźną zachętę. Opuścił spojrzenie na jej rozchylone wargi, a wtedy niczym ciepły, letni deszcz spłynęła na niego fala przyjemnego podniecenia. Doskonale wiedział, że jeśli nie odważy się teraz, to pod gruzami lęku pogrzebie wszystkie swoje marzenia. Pochylił się więc i delikatnie wciąż nie chcąc jej spłoszyć, z lekką obawą, musnął gorącymi ustami jej warg. Kiedy się cofnął, miał wrażenie, że na więcej się nie zdobędzie, a wówczas stało się coś zupełnie niespodziewanego.
            - Myślałam, że masz więcej odwagi... – cichym głosem ośmieliła go. I choć sama drżała z obawy, że ktoś ich może przyłapać pomyślała dokładnie tak samo jak on: „Teraz… Niech to się stanie teraz…”
            Nie musiała już nic mówić. Dotknął dłońmi jej obnażonych pleców i przycisnął ją do siebie. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, zwiewnie, aby po chwili przerodzić ten lekki dotyk warg w bardziej zdecydowany. Zatonął w jej ustach, jakby szukał tam ukojenia. Ukojenia bólu pragnienia, tak skrzętnie skrywanego od kilku tygodni. Całował ją namiętnie i z pasją. Splatali swe języki tak, jakby to miała być pierwsza i ostatnia pieszczota w ich życiu, coraz mocniej i głębiej, spragnieni swej bliskości, niemal stopieni ze sobą. Ich oddechy stały się głośne. Jego dłonie błądziły po jej nagich plecach, przyprawiając ją o dreszcze rozkoszy, a ona delikatnie obejmowała jego szyję. Zawładnęła nimi magia chwili, na którą obydwoje wyczekiwali z utęsknieniem i nie chcieli, żeby się skończyła. Jednak czy to mogłoby trwać w nieskończoność…?
             Trzeźwość umysłu dziewczyny wzięła górę, kiedy z trudem zakończyła pocałunek. 
             - Muszę wracać... - wyszeptała z bólem w głosie i znów popatrzyła mu w oczy. Wyswobodziła się zwinnie z jego objęć i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, już jej nie było. Szybkim krokiem doszła do łazienki i zamknąwszy za sobą drzwi, oparła się o zimną, wyłożoną kafelkami ścianę.
            „O Boże, Boże...” - wyszeptała sama do siebie. W lustrze widziała swoje odbicie, zamglone spojrzenie i to, jak pod wpływem przyspieszonego oddechu falują jej piersi. Delikatnie, samymi opuszkami palców, dotknęła swoich ust i osunęła się po ścianie. Kucnęła czując, że uda jej drżą, jakby nagle miała stracić władzę w nogach. Niejeden mężczyzna przecież pieścił jej usta swoimi wargami, ale jeszcze nigdy nie doświadczyła tego co teraz. Wciąż czuła ten słodki, wręcz narkotyczny posmak, wciąż niemal sparaliżowana była tą czułą pieszczotą  i dotykiem kolczyka, jaki tkwił w jego języku. I choć było to trudne, wiedziała, że musi się jednak jakoś pozbierać i opuścić toaletę.
            Wstała, ochlapała czoło zimną wodą i wytarła usta z których jego wargi zmazały szminkę, a jakie były teraz wyjątkowo intensywnego koloru malin. Złapała kilka głębokich, uspokajających oddechów i wyszła.
           Wracając do stolika, nawet nie odważyła się zerknąć w stronę chłopaków. Nie wiedziała dlaczego, ale zawładnęła nią jakaś ogólna panika, miała obawy, że jakimś nieopatrznym, bliżej nieokreślonym gestem zdradzi się przed Martinem. Nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze pewna siebie, perfekcyjnie opanowana, gotowa na każde kłamstwo jeśli będzie trzeba, a teraz? Teraz drżały jej uda i dłonie. Usiadła i wychyliła świeżo napełniony kieliszek szampana.
            Goście przy stolikach przemieszali się co nieco. Julia ze Svenem, wywijała na parkiecie jakiś dziki taniec, a do ich stolika wrócił Martin z Davidem.
            - Gdzie byłaś kochanie? - cmoknął ją czule w policzek.
            - Trochę się przewietrzyłam. - odparła Babette i w tej chwili napotkała wzrok Billa, który delikatnie się uśmiechał. Bała się, że za chwilę się zarumieni, chociaż tak bardzo starała się panować nad sobą. Wciąż nie mogła okiełznać uczucia, jakie właśnie ją ogarnęło. Odrobina strachu przemieszana z podnieceniem i pragnieniem, aby móc kiedyś znów zakosztować tych warg…
             Podczas gdy Martin z Davidem wesoło rozprawiali, ona beznamiętnie zawiesiła wzrok na tańczących parach, błądząc myślami, rozpamiętując to wszystko, co miało miejsce kilkadziesiąt minut temu.
             - Prawda, Babette? - wyrwał ją z zadumy głos Martina.
             - Co mówiłeś? - spytała rozkojarzona.
             - Właśnie opowiadałem Davidowi, jak przedwczoraj zdenerwował cię Karl.
             - A, tak... Ale nie wracajmy już do tego. - uśmiechnęła się dziewczyna.
             - Karl jest dziwny, ma swoje humory, ale fachowiec z niego świetny. - usprawiedliwiał reżysera David - Mogę zawołać tutaj moich chłopaków? Bo widzę, że wasze towarzystwo się rozproszyło. - zapytał po chwili.
             - Tak, jasne... - wyraził zgodę Martin.
             Babette zamarła. I co teraz? Jak ma zachować zimną krew, kiedy on będzie znów tak blisko, może na wprost, a może nawet tuż obok? Musiała wziąć się w garść. Dotychczas to z jej powodu ktoś wpadał w taką panikę, a teraz spotkało to samo właśnie ją, i to przez tego dzieciaka. Ale za to jakiego nieziemsko słodkiego dzieciaka…
             Po chwili wszyscy już siedzieli przy jednym stoliku. Do całego towarzystwa dołączyła jeszcze Julia ze Svenem, która cały czas obserwowała przyjaciółkę. Dziewczyna siedziała w milczeniu i nerwowo składała serwetkę. Po jej zachowaniu, Julia zorientowała się, że coś się musiało wydarzyć.
             - Co jest?
             - Nie teraz… - odpowiedziała szybko, cicho, ale dobitnie przez zaciśnięte zęby Babette. Przecież nie mogła teraz zrelacjonować wszystkiego co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Powoli wracał jej spokój i pewność siebie, przecież musiała się w końcu opamiętać i choć euforia w jej wnętrzu uporczywie dawała o sobie znać, to wiedziała, że da sobie radę. Nie mogła jednak się powstrzymać i co jakiś czas zerkała na Billa, ten jednak, teraz prawie wcale na nią nie patrzył, zachowując pewne, właściwe pozory. W dodatku siedział prawie na wprost Martina, więc siłą rzeczy musiał udawać niezainteresowanego. Odetchnęła z ulgą, bo nie będąc pod jego ciągłym obstrzałem, mogła zachowywać się nieco swobodniej. Julia ciągle zerkała to na nią, to na niego, zastanawiając się co się stało i kiedy, bo ich zachowanie wskazywało na to, że niewątpliwie musiało do czegoś dojść.
             Rozmowa toczyła się swobodnie na różne tematy. Babette zupełnie się rozluźniła.
            - Martin, to o której masz ten samolot? - zapytała nagle Julia.
            - Niestety, już niedługo, posiedzę jeszcze może z godzinę, bo po drodze muszę zabrać walizkę z domu. Gdyby nie ta gala, poleciałbym wieczorem i już byłbym na miejscu.
            Bill wyostrzonym wzrokiem spojrzał na Babette. Jego oczy były błyszczące i radosne, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć, ale uśmiechnął się tylko pod nosem. Przeszył ją dreszcz i spuściła wzrok. Ich gesty nie umknęły uwadze bystrej Julii.
            - A gdzie ty lecisz? - spytał David.
            - Na te targi do Paryża, ale jakoś wyjątkowo mi się nie chce - odparł Martin, spoglądając na Babette, która teraz sięgnęła po swoją lampkę szampana.
            - Na szczęście to tylko cztery dni - wtrąciła przymilnie.
            - Albo, aż cztery dni... - przytulił ją.
            Zmienili temat, zaczęli żartować i śmiać się, nawet opowiadali sobie dowcipy. Julia znów poszła tańczyć za swoim facetem, a chłopcy się gdzieś rozproszyli. Przy stoliku zostali tylko: Martin prowadzący z pasją dialog z Davidem, Babette i Bill...


~

            Nagle chłopak wstał i podszedł do Martina. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, kiedy usłyszała:
            - Czy mogę zatańczyć z Babette?
            Martin uśmiechnął się i odparł:
            - Oczywiście, jeśli tylko zechce. - teraz podszedł do Babette, wyciągnął rękę i w nieco innej formie ponowił pytanie:
            - Czy można prosić?
            - Tak, ale to się już właściwie kończy. – zauważyła mając na myśli utwór, który praktycznie dobiegał końca. Ta cala sytuacja zaczynała ją przerastać. Może gdyby nie było tu Martina, zachowywałaby się w pełni swobodnie, jednak w jego obecności tak bardzo bała się, że wszystko to co działo się teraz w jej umyśle wyjdzie w jakiś sposób na jaw, że zdradzi się choćby gestem, jak bardzo ten chłopak oczarował ją.
            - Zaczniemy następny... Od samego początku. – uśmiechnął się czarująco i obejmując lekko jej dłoń, poprowadził partnerkę na parkiet.
            Salę znów wypełniły dźwięki kolejnej piosenki, tym razem bardzo spokojnej. Prawa dłoń chłopaka ponownie spoczęła na jej obnażonych plecach, tym razem całkiem otwarcie i legalnie objął ją lekko do siebie przyciskając, a dłonie po przeciwległej stronie ich ciał zostały ze sobą splecione w delikatnym uścisku. Ona objęła go za szyję, dotykając jego czarnych kosmyków. Rozpoczęli taniec, wolno i subtelnie kołysząc się w rytmie, płynęli przez ocean pięknej muzyki, wydobywającej się z głośników, bezustannie patrząc sobie w oczy. Nie zamienili nawet jednego słowa, bo nie potrzebowali słów, byli tylko oni i ta piosenka o samotnym dniu, chociaż dla nich ani ten dzień, ani wieczór samotny nie był. Teraz liczyła się tylko ta chwila, bliskość ciał i splecione dłonie. Zapatrzeni w siebie, wmieszani w tłum tańczących.
            Zdawać by się mogło, że zapomnieli o całym otaczającym ich świecie, który teraz w ogóle dla nich nie istniał. Nie trzeba było wytrawnego obserwatora, aby stwierdzić, że jakaś niesamowita siła mocno ich do siebie przyciąga, jakby właśnie dla siebie byli stworzeni. Zmysłowymi spojrzeniami błądzili po swoich twarzach zatrzymując je na ustach partnera, aby po chwili znów patrzeć wprost w błyszczące źrenice. On delikatnie drżał, dając tym samym świadectwo temu, jak ta kobieta mocno działa na niego. Podniecała ją reakcja jego ciała, czuła, że gubi rozsądek wraz z każdą minutą tego tańca. Jednak Bill zachował go jeszcze odrobinę i poprowadził ją na drugą stronę parkietu tak, aby inne tańczące pary zasłoniły im widok Martina, chociaż ten, zajęty rozmową z Davidem, wcale na nich nie patrzył. Zapomnieli o całym otaczającym ich świecie i zagubili gdzieś poczucie czasu. Zupełnie nie mieli pojęcia, że tańczą już długo, kolejny muzyczny utwór.
            Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. Pochylił odrobinę głowę, aby mogli zetknąć się policzkami. Na swojej szyi poczuła jego gorący oddech. Przymknęła na chwilę oczy wdychając jego zapach. Wszystkie jej zmysły należały teraz do niego, gdyby tylko szepnął słowo, gdyby wziął ją za rękę i poprowadził, poszłaby za nim nie bacząc na to, jakie by były tego konsekwencje. Traciła rozsądek, poczucie czasu, zdolność racjonalnego myślenia… Przy nim gubiła siebie, zaczynając po woli gubić też serce. Ale on przecież nie mógł o tym wiedzieć... Na szczęście.
            Julia obserwowała wszystko z barowego stołka. Wiedziała, że robi się niebezpiecznie. Rzuciła okiem w stronę Martina, który zaczął nerwowo rozglądać się po sali, gdy tymczasem oni tańczyli już czwarty kawałek. Cóż było robić? Musiała pospieszyć na ratunek swojej cholernie nierozsądnej przyjaciółce. Wmieszała się wolno w tłum tańczących, jednocześnie starając się, aby Martin nie zauważył jej. W innym wypadku śledząc ją wzrokiem mógłby zobaczyć to, czego wiedzieć nie powinien. Podeszła do nich i chwyciła Babette za rękę. Dziewczyna spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby właśnie przybyła z odległej krainy, jakby ktoś wyrwał ją nagle z innej rzeczywistości.
            - Mogę cię na chwilę prosić? To ważne. - powiedziała dobitnie i stanowczo Julia, po czym pociągnęła zupełnie rozkojarzoną dziewczynę za sobą.
            - Przepraszam... - Babette rzuciła Billowi tęskne spojrzenie i odeszła z przyjaciółką. Nieco osłupiały pozostał na środku sali, jednak szybko stamtąd zniknął.
            - Oszalałaś?! – Julia zwróciła się do niej z wyrzutem i jakby pretensją w głosie. - Co się z tobą do cholery dzieje?!
            - O co ci chodzi? Przecież tylko tańczyłam. – odparła odrobinę nieprzytomnie.
            - Tańczyłaś... Ale jak tańczyłaś? Wiesz jak to wyglądało? Jakbyście mieli zamiar za chwilę uprawiać seks na tym parkiecie. - Julia popatrzyła dziewczynie w oczy – Ty naprawdę zwariowałaś… Chcesz mieć kłopoty przez tego dzieciaka?
            Podeszły do baru i usiadły, Babette zamówiła dwa drinki. Przez chwilę milczała, starając się ochłonąć.
            - Coś mnie do niego ciągnie… - powiedziała po chwili cicho, obejmując szczupłymi palcami szklankę z kolorowym drinkiem. Julia pochyliła się i cichym, konspiracyjnym tonem odparła:
            - To jeszcze dzieciak, jeśli pozwolisz sobie z nim na cokolwiek, to może się źle skończyć. Nie możesz mieć pewności, że ta sprawa się nie wyda. Gołym okiem widać, jak na siebie lecicie, jesteś starsza więc nie wolno ci do tego dopuścić. Z tego mogą być same kłopoty…
            - Za późno… - szepnęła Babette, spoglądając na przyjaciółkę i dodała bez ogródek: - Całowałam się z nim.
            - Co?! Kiedy? Na litość Boską… A Martin? – Julia załamała dłonie.
            - Co Martin? Przecież on o niczym nie wie.
            - Nie chodzi mi o to, czy wie, ale wiele ryzykujesz.
            - Opanuj się Julia, to tylko przygoda.
            Kobieta wychyliła jednym łykiem prawie połowę trunku i oparła głowę na dłoni: - Tak czułam, wiedziałam, że coś się szykuje... Już przy stoliku to wiedziałam. – biadoliła. - Daj sobie spokój, bo jak się Martin dowie...
            - I niby kto mu o tym ma powiedzieć? Bill? On też nie potrzebuje skandalu.
            - Więc masz zamiar mieć z nim jakiś romans? – Julia uniosła do góry jedną brew.
            - Nie wiem, czas pokaże, nie mam pojęcia co będzie. Dziś mogę ci tylko powiedzieć, że jeszcze nikt nie działał na mnie tak intensywnie…
            Babette odwróciła głowę patrząc przyjaciółce w oczy, a jej spojrzenie zdradzało, że nie zamierza z niego zrezygnować i kobieta doskonale wiedziała, że nie wybije jej tego z głowy. Poza tym wszystko wskazywało na to, że oboje tego chcą.
            - No, a jak on... No wiesz... - zaczęła Julia już zupełnie innym tonem tajemniczo się uśmiechając.
            - Jak całuje? Chcesz wiedzieć? - spytała wprost Babette od razu odpowiadając. – Cudownie… Prawie straciłam kontrolę.
            Tymczasem zniecierpliwiony jej nieobecnością Martin, ruszył na poszukiwanie. Omiótł wzrokiem salę i prędko znalazł ją przy barze, gdzie kończyła już trzeciego drinka. Nadmiar wrażeń tego wieczoru i zmieszany alkohol sprawiły, że była lekko wstawiona.
            – Będziemy się zbierać kochanie – powiedział, obejmując ją. Skinęła głową i dopiła resztę ze szklanki. Było jej nawet na rękę, żeby już wyjść, bo nigdy nie wiadomo co mogłoby się jeszcze wydarzyć tej nocy, gdyby tu jeszcze została. Doskonale wiedziała, że i ona i on, szukaliby ze sobą kontaktu, dlatego lepiej było nie kusić losu. Jednak martwiło ją teraz jedno… Kiedy znów będzie mogła go zobaczyć?
            Bill usiadł z drugiej strony baru, sączył koktajl i przyglądał się tańczącym.
            - No co tam? Braciszek jakiś smutny. – zauważył siadający obok Tom. – Whisky z lodem. – zwrócił się do barmana.
            - Nie pij tyle, bo znowu będą kłopoty - zwrócił mu uwagę brat.
            - Wyluzuj, wiem ile mogę, zrzędzisz jakbyś był moją starą żoną. – zaśmiał się
chłopak. - A jak tam twoja piękna pani? Nadal masz co do niej jakieś plany? Jak nie, to może ja bym spróbował?
            - Idiota. – skwitował Bill, ale Tom nie zareagował na jego słowa, tylko zaczął go trącać w bok. - Ej! Zobacz, dlaczego oni już wychodzą?
            Babette i Martin żegnali się właśnie, zbierając się do wyjścia. Dziewczyna rozglądała się niecierpliwie, jakby kogoś szukała.
            - Zasłoń mnie. – powiedział Bill, próbując schować się za bratem.
            - A po co? Powinieneś iść i się raczej pożegnać.
            - Zasłoń mnie i siedź! Nie będę się z nikim żegnał. – obstawał przy swoim chłopak.
            - Jak ty nie chcesz to może ja pójdę – podchmielony już lekko Tom, chciał wstać z barowego stołka, ale Bill go przytrzymał:
            - Siedź mówię! – niemal mu rozkazał.
            - Ja to cię nie ogarniam człowieku, najpierw do niej zarywasz, a teraz się nawet pożegnać nie chcesz? - burzył się brat. – Jesteś wściekły, bo cię totalnie olała, zgadłem?
            - Nic nie zgadłeś, wręcz przeciwnie… – pewnym tonem odparł Bill i zawadiacko się uśmiechnął. Sączył powoli swój koktajl i patrzył teraz triumfująco na Toma, który zrobił wielkie oczy.
            - Coś było? – zapytał niepewnie poprawiając na głowie czapkę, a po chwili, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi dodał pewniej: - Blefujesz.
            Ale Bill nadal nic nie mówił, tylko tajemniczo się uśmiechał. W końcu się odezwał:
            - Będę miał do ciebie sprawę, tylko musisz mi obiecać, że David się nie dowie...
                                                           ~


            - Nie gniewasz się, że cię nie odprowadzę? - zapytała cicho Babette, kiedy Martin odwoził ją taksówką do domu.
            - Nie skarbie, przecież wiem, że jesteś zmęczona. Nie ma sensu, żebyś jeszcze jechała ze mną na lotnisko w środku nocy. - odparł, kiedy podjechali pod jej dom, po czym zwrócił się do kierowcy - Proszę tu na mnie zaczekać, za chwilę wrócę.
            Odprowadził ją pod same drzwi.
            - Gdyby nie dzisiejsza impreza, inaczej bym się z tobą pożegnał... - wyszeptał czule.
            - To tylko cztery dni - uśmiechnęła się. Pożegnała go gorącym pocałunkiem, choć tak naprawdę jej myśli były w zupełnie innym miejscu. Zastanawiała się gdzie mógł być Bill, kiedy wychodzili z imprezy i żałowała, że nie ma możliwości się z nim pożegnać.
            Za progiem swojego domu pospiesznie zrzuciła buty ze zmęczonych i obolałych stóp, wyjrzała przez okno za odjeżdżającą taksówką. Nie była śpiąca. Alkohol jeszcze szumiał jej w głowie. Teraz marzyła tylko o letnim prysznicu, chociaż właśnie w tej chwili przyłapała się na tym, że marzy jeszcze o czymś innym…
            Bill… Kiedy znów będzie mogła go zobaczyć? Wprawdzie była w posiadaniu numeru jego telefonu, ale czy powinna do niego dzwonić? Wciąż myślała o jego dłoniach na jej skórze, o pocałunku i tańcu. Delikatny dreszcz obezwładniał ją przez te wspomnienia. Podeszła do odtwarzacza i odnalazła płytę, na której była piosenka przy dźwiękach której zatańczyli dziś pierwszy raz. Zważywszy, że jest środek nocy, włączyła muzykę cicho, aby nie przeszkadzać sąsiadom. Wyszła na taras, gdzie delikatny podmuch wiatru rozwiał jej nie upięte kosmyki włosów. 
Zwróciła oczy ku niebu, gdzie świeciły setki gwiazd i uśmiechnęła się do siebie: "Zaraz, zaraz, jak się te gwiazdy nazywały…?" -  zadała sobie w myślach pytanie, ale niestety nie zapamiętała żadnej nazwy. Westchnęła cicho przeżywając we wspomnieniach na nowo te wszystkie chwile.
Zastanawiała się teraz, czy w ogóle będzie mogła zasnąć. Zwykle, kiedy Martin gdzieś wyjeżdżał od razu zaczynała za nim tęsknić, lecz teraz wcale o nim nie myślała. W jej głowie na dobre rozgościł się czarnowłosy anioł i wcale nie zamierzała go stamtąd wypędzać. W myślach przeżywała na nowo każde wydarzenie tego wieczoru, chronologicznie i po kolei układała wszystko, analizowała co byłoby, gdyby… A z każdym wspomnieniem jego bliskości odczuwała coraz większe podniecenie i znów zapragnęła posmakować jego ust, skosztować tego delikatnego dotyku. Miała wrażenie, że zaczyna wariować, nie mogła i tak naprawdę też wcale nie chciała pozbyć się żadnej z tych myśli. Zaczynała snuć erotyczne fantazje ze sobą i z nim w roli głównej, a to coraz mocniej ją podniecało.
            Wyszła z tarasu i zdejmując po drodze suknię, skierowała swe kroki w stronę łazienki. Weszła pod prysznic rozkoszując się każdą kropelką wody obmywającej jej ciało, poczuła błogość i ulgę. Wycisnęła na dłonie odrobinę żelu. Nie chciała używać gąbki, nie dziś, kiedy jej własne dłonie mogły pobudzić do życia kolejne wyobrażenia tego w jaki sposób mogłyby dotykać ją te jego, z właściwą sobie delikatnością i czułością…
            Całkowicie poddała się tym doznaniom. Podczas, gdy woda sączyła się cichym strumieniem, jej szum zakłócił dźwięk, który dobiegł z przedpokoju. Babette nie była pewna czy coś słyszała, czy to była jej wyobraźnia, jednak mimowolnie zakręciła wodę i nasłuchiwała. Nie myliła się, teraz usłyszała wyraźne pukanie do drzwi. Szybko wyżęła z nadmiaru wody włosy i narzuciła szlafrok na mokre ciało, podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Nie wierzyła własnym oczom, gdy znów rozległo się pukanie. W tym momencie wykonała obrót ciała o sto osiemdziesiąt stopni i przylegając plecami do drzwi przymknęła na chwilę oczy, chwytając w płuca potężny haust powietrza.
Miała nieodparte wrażenie, że brakuje jej tchu, a serce w piersi zabiło jej gwałtownie, szybko i niemal boleśnie podchodząc do gardła. Zdawać by się mogło, że jej marzenie samo zapukało do jej drzwi, jak więc by mogła ich nie otworzyć..?
            Otworzyła. Za progiem stał Bill nonszalancko opierając się jedną dłonią o futrynę.
- Nie powiedzieliśmy sobie dobranoc... – szepnął. 


14 komentarzy:

  1. UWIELBIAM TEN ROZDZIAŁ <3 Pierwsze zbliżenie, pierwszy dotyk, pierwszy pocałunek, pierwszy taniec. Wszystko tak pierwsze, tak delikatne i tak nieśmiałe. Ach, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak... Ten kolejny rozdział. Powinien być na Gwiazdkę, ale nie wiem czy wypada ;)

      Usuń
  2. Miałam byc wczoraj, ale jestem dziś. Wczoraj miałam jakieś problemy z Internetem.
    No więc tak. Za mało pocałunków, za mało tańca z Billem, Za mało wszystkiego!
    Martina można wyrzucić bo jest tu zbędny, szczęście mu, że pojechał tam gdzie musiał. Niech nie wraca :D
    I szczęście, że Bill się wrócił, bo nie darowałabym sobie nie wykorzystania takiej okazji ;D
    A co do reszty...
    To jej brak więc chce następny rozdział :D

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to przecież początki, więc nie można było tak od razu więcej. Mogę obiecać, że w kolejnym odcinku Martina nie będzie ;)

      Usuń
  3. O boziu boziu boziuuu to takie piekne ,ze chcialoby sie wiecej i wiecej ! <3.

    Coz...Martin pojechall. Oni sami. Co to bedzie,co to bedzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhu... Co to będzie :D Raczej nie trudno zgadnąć, zostali sami... ;)

      Usuń
  4. Gdyby istniał taki facet jak Bill, oddałabym mu serce. Toż to chodzący ideał, uwielbiam jego postać, charakter, sposób bycia. Twoja wyobraźnia wyprodukowała kochanka idealnego, nawet, jeżeli ma drobne skazy.
    No cóż, po raz kolejny powtórzę się, że kocham wszystko, co tworzysz. Kocham Twoje pióro.

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciii... Tu jest jeszcze chłopcem, a na dodatek jeszcze nikt nie wie co z niego wyrośnie ;)

      Usuń
  5. O rety, sama nie wiem, co powiedzieć.
    Hm, ogólnie podeszłam do tego opowiadania trochę sceptycznie, ponieważ obiło mi się o uszy, że kiedyś już krążyło w sieci, a to wersja ulepszona. Różne myśli błąkały mi się po głowie ^^
    W każdym razie, kurczę, zazwyczaj nie znoszę Billa - serio, nie cierpię go - a tutaj jest taki nieśmiały i uroczy, że wyjątkowo przypadł mi do gustu. Ciekawy pomysł - nigdy nie spotkałam się z wersją ona starsza, on młodszy, a przyznam, że to kusząca myśl ^^ okej, do rzeczy. Bardzo mi się podoba ich relacja; od razu wiadomo było, że zaiskrzyło, trochę atmosfera zakazanego owocu, pożądanie wisi w powietrzu... mhm, ciekawie.
    Wpadnę na szóstkę, powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, opowiadanie dawno temu było publikowane na forum, nie na blogu. Wówczas zaczynałam pisać i co tu dużo kryć, mój język pisarski był słaby. Przez te lata napisałam jeszcze trochę i trochę się rozwinęłam co oczywiście nie znaczy, że piszę jakoś świetnie, ale staram się pisać lepiej. Fabuły prawie nie zmieniłam, może poza kilkoma sytuacjami jakie po latach okazały się dla mnie banalne.
      Cieszę się, że jesteś tu i miło mi czytać te słowa, w takim razie zapraszam na szóstkę już niebawem ;*

      Usuń
  6. Ojej, nawet nie wiesz, jak przyjemnie się to czyta! Ta lektura to bardzo przyjemne oderwanie się od rzeczywistości.
    Nie powiem, że wszystko jest tutaj idealne. Bohaterowie zachowują się jak z jakiegoś filmu romantycznego. Jak na mój gust jest zbyt słodko, ale myślę, że Martin ubarwi życie tej dwójce.
    Ściskam mocno i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, widzę, że mam nową czytelniczkę i niezmiernie mi miło. Nie spodziewałam się wpadając tutaj, aby dodać nową część, na którą serdecznie zapraszam. A słodycz fakt... każdemu może się znudzić, jednak to oczywiste, że nie będzie im zawsze tak słodko, a życie dorzuci odrobinę piołunu.;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Liczyłam, że to wszystko będzie się odbywać tak jakoś... wolniej? Ale właściwie po co odkładać to, co nieuniknione? Oczarowana jestem! Byłam gdzieś tam z nimi myślami i śledziłam oczami wyobraźni początek czegoś cudownego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od samego początku założyłam, że to co się między nimi wydarzy, będzie czystym szaleństwem pod każdym względem... Do końca.

      Usuń