sobota, 24 czerwca 2017

Część 14.

Część 14. 



            Wyszła, nie odpowiadając mu jednoznacznie na zadane pytanie, ale słowa: „no przecież muszę jakoś zarabiać”, świadczyły tylko o jednym. A więc była dziwką, zwykłą kurwą, która puszcza się za kasę. W dodatku jakąś cholerną wariatką.
            Jak on mógł się w coś takiego wplątać, dlaczego niczego nie zauważył wcześniej? To stąd znała te wszystkie sztuczki, to dlatego miała tyle gadżetów i takie umiejętności. A on był skończonym idiotą, kretynem do Bóg wie jakiej potęgi, ślepym dziwkarzem, który myśli tylko jakby tu sobie dogodzić. Zaślepiony swoją chucią, niczego nie widział, albo... nie chciał zobaczyć!
            Obrzucał się w myślach najgorszymi epitetami, bo w tej chwili właśnie takie miał o sobie zdanie. Przez swoją chorą, dziką żądzę zmarnuje sobie karierę, straci najwspanialszą i najlepszą kobietę na świecie, o ile już jej nie stracił, jak i wszystkiego innego. Leżał tu teraz uwięziony swoim brakiem rozsądku i ostrożności. Miał wszystko, ale teraz nie ma już nic. Powinien był posłuchać Billa, który był od niego mądrzejszy. Powinien był, ale jak miał to zrobić, kiedy jego szare komórki wypełniał wówczas nadmiar spermy?
            Spodobała mu się jej bezpruderyjność, chęć spełnienia wszystkich jego zachcianek, ciągła gotowość na seks. Dlaczego wcześniej się nad tym nie zastanowił? Przecież teraz, patrząc z perspektywy czasu, to wszystko mogło świadczyć tylko o jednym. Wiedział już, że pojechała do swojego klienta, nie ważne do którego, zdaje się, że do tego jak mu tam? Misia?
            Więc to oni byli zaszyfrowani pod dziwnymi nazwami kontaktów w jej telefonie... Dlaczego był tak głupi, żeby się tego nie domyśleć? Sypiał ze zwykłą dziwką, w dodatku w pewnym momencie pomyślał nawet, żeby dla niej zostawić Katrin. Poczuł ukłucie gdzieś w okolicach serca. Czy ona jeszcze kiedykolwiek będzie chciała na niego spojrzeć? Czy będzie w stanie mu wybaczyć?
            W jego głowie roiły się teraz niedorzeczne pytania. Właściwie w obliczu tego co się działo, powinien sobie zadać tylko jedno; czy on w ogóle ją jeszcze zobaczy...?
            Na samą myśl o takim scenariuszu, po jego plecach przebiegł paraliżujący dreszcz. Miał wrażenie, że włosy stanęły mu dęba, a całe jego ciało pokryła gęsia skórka. Nie... nie podda się, musi znaleźć jakiś sposób, żeby się stąd wydostać, inaczej ta psychopatka będzie więzić w nieskończoność. Nagle ponownie olśniła go myśl o jej rodzicach. Przecież oni kiedyś tu przyjadą, co wówczas z nim zrobi? Przecież nie uwięzi go w swoim różowym pokoju.
            Myśl o tych ludziach dodała mu otuchy, a jednocześnie dała powód do zastanowienia nad profesją Leilani. Czy oni nie wiedzą co wyrabia ich córka? Przecież zawsze mówiła, że musi ich słuchać, że trudno jej wyjść z domu o późnej porze. Z drugiej strony, dlaczego właściwie to robi? Przecież oni są bogaci!
            Znowu nic z tego nie rozumiał. Nie umiał poskładać do kupy swoich myśli, bo nic nie pasowało do tej układanki. Kiedy tylko próbował logicznie połączyć fakty, wszystko się ze sobą kłóciło i nie miało najmniejszego sensu.
            Nie patrzył na zegarek, ale miał wrażenie, że czas płynie wolniej niż zwykle. Zazwyczaj było tak, że kiedy robił coś przyjemnego, godziny niepostrzeżenie zamieniały się w minuty, lecz teraz sytuacja była całkowicie odwrotna; każda minuta stawała się godziną. Miał wrażenie, że oszaleje, nie wytrzyma tu, prędzej, czy później zwariuje, jeśli się jakoś nie uwolni.
            Pogrążony w swoich myślach, nawet nie usłyszał, kiedy wróciła Leilani. Stanęła w progu i po prostu spytała:
            - Potrzebujesz czegoś?
            Spojrzał na nią ze zdziwieniem i bez namysłu odparł:
            - Uwolnij mnie, błagam... Przyrzekam, że nikomu o tym nie powiem, tylko mnie stąd wypuść...
            - Pierwsze co byś zrobił, to nasłał tu gliny.
            - Jeśli mnie teraz wypuścisz, to przysięgam, że tego nie zrobię.
            - Tom... - powiedziała, siadając na fotelu nieopodal. - Nie mogę ci wierzyć, bo cały czas kłamiesz.
            - Teraz nie kłamię, a ty nie masz wyjścia, bo i tak zaczną mnie w końcu szukać, a jak już znajdą, to ciebie wsadzą do pierdla!
            - Tak, jasne... - pokiwała z politowaniem głową. - Najpierw muszą cię znaleźć, a to nie będzie takie proste. - Puściła mu oczko i roześmiała się dodając: - To było bardzo lekkomyślne z twojej strony Tom, jechać w ciemno z ledwie znajomą dziewczyną... Myślałam, że masz trochę więcej rozumu.
            Śmiała się coraz głośniej, wyraźnie rozbawiona tym stwierdzeniem. Szarpnął się z wściekłością na łóżku, gdyby teraz ją dorwał, to udusiłby gołymi rękami. Kolejny raz robiła z niego idiotę, tym razem zupełnie otwarcie, śmiała się z jego łatwowierności, kpiła z niego w żywe oczy. Znów przypomniał sobie coś, o czym jej jeszcze nie wspomniał.
            - A co będzie, jeśli przyjadą tu twoi rodzice? Przecież kiedyś to nastąpi do cholery!?
            - Rodzice? Jacy znowu rodzice? Przecież ja nie mam żadnych rodziców. -  Kolejna salwa śmiechu przerwała jej wypowiedź.
            - Jak to nie masz? Przecież mówiłaś... Więc czyj jest ten dom?
            - Teraz już mój, skarbie. - puściła mu oczko i wyszła z pokoju.
            - Podła żmija! Kłamczucha! - krzyknął za nią. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Był bliski płaczu i właściwie z trudem się powstrzymywał. Ta sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Może lepiej by było, gdyby o nic jej nie pytał, przynajmniej żyłby nadzieją, a teraz? Całkiem prawdopodobne stawało się to, że zdechnie tu jak pies, nigdy go nie znajdą, a ona z tym Klausem zakopie go gdzieś na terenie tej ogromnej posesji...
            Ukrył twarz w poduszce, bo nadal wstydził się swoich łez i teraz miał za złe rodzicom, którzy wpajali mu, że facet nie powinien się mazać. A jeśli już nic innego mu nie pozostało?
            Nagle poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu.
            - Tom... Przecież ja cię kocham, będzie nam tu dobrze.
            Czy aby się nie przesłyszał? Ona naprawdę jest ostatnią idiotką, skoro wierzy, że po tym wszystkim będą żyli długo i szczęśliwie, zresztą niby jak?
            Momentalnie się poderwał i chwycił ją za rękę, przyciągając do siebie:
            - Wariatka! Jesteś chora, wiesz!? Powinnaś się leczyć!
            - Miłość nazywasz chorobą? Jeśli tak, to ty też jesteś chory, bo wciąż kochasz tę swoją głupiutką Katrin.
            - Nie wspominaj nawet jej imienia - syknął, mocno ściskając ją za nadgarstek.
            - Puść, to boli! Puść, bo zacznę krzyczeć i zaraz wpadnie tu Klaus.
            Odepchnął ją z wściekłością.
            - I kto tu jest wariatem? Popadasz w jakiś obłęd.
            - Ja? - roześmiał się. - To nie ja wklejałem w pornosy swoje głowy, nie ja wypisywałem niestworzone historie w pamiętniku!
            Spojrzała na niego zaskoczonym, a zarazem wściekłym wzrokiem:
            - Byłeś w pokoju - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
            - Niestety, ty cholerna psychopatko!
            Popatrzyła na niego z wyrzutem, ale nie odezwała się nawet słowem, tylko wyszła.
            Znów opadł na poduszkę. No i dobrze, że jej powiedział, niech będzie świadoma, że wie, jaką jest wariatką. ęłęóPo chwili jednak nie był już pewien, czy zrobił dobrze, ale nie miał sił nawet na logiczne myślenie. Jedyne o czym jeszcze w ogóle myślał, to jak stąd uciec? Tylko jakim cudem miał się stąd wydostać skoro nawet on sam nie wiedział gdzie jest?
            Był załamany, zrozpaczony... Miał wrażenie, że jego życie właśnie dobiega kresu. A Bill? Przecież on tam umiera z niepokoju! Może już zawiadomił policję? Na pewno go szukają... Szukają i znajdą, jego brat tak łatwo nie odpuści. Słyszał kiedyś w telewizji, jak brat szukał zaginionej siostry przez cztery lata i w końcu ją znalazł. Też była więziona przez jakiegoś psychopatę. Cztery lata... Te dwa słowa odbijały się echem w jego głowie. Czy to mogłoby tyle trwać? Przecież zaledwie minęły dwa dni, a on już wariował... Nie wytrzyma tu dłużej, musi coś zrobić.
            - Leilani! - krzyknął przeraźliwie. - Błagam! Wypuść mnie stąd! Zrobię wszystko co zechcesz! Tylko mnie wypuść! - krzyczał. Miał wrażenie, że jest bliski obłędu. Już było mu wszystko jedno, że żebrząc ją o wolność gubi gdzieś swoją męską dumę i godność. Było mu zupełnie obojętne jakim sposobem się stąd wydostanie, wiedział tylko jedno; oszaleje, jeśli się nie uwolni.
            - Przecież ja mam zobowiązania, zespół, kontrakty, koncerty... - wymieniał wszystko po kolei mając świadomość, że mówi sam do siebie, bo wzywana wciąż nie nadchodziła. - Bill nie wie co się ze mną dzieje, menager mnie zabije jak wrócę... Jeśli w ogóle wrócę.
            - Może kiedyś razem wrócimy, jeśli będziesz rozsądny - usłyszał. Stała w drzwiach i nawet nie zauważył kiedy się tam pojawiła.
            - Przecież możemy już wrócić, nawet zaraz. - powiedział, wyciągając do niej rękę.
            - O nie... - pokręciła głową. - Teraz to byś mi uciekł.
            - A skąd będziesz wiedziała, kiedy będę gotów z tobą wrócić, żebym ci nie uciekł? - zapytał zdziwiony. Czasem mówiła bardzo rozsądnie, a niekiedy zupełnie od rzeczy, tak jak na przykład teraz.
            - Moja intuicja. - uniosła dumnie głowę.
            Roześmiał się tylko i z politowaniem pokręcił głową:
            - Twoją intuicję możesz sobie wsadzić w dupę, gdybyś ją na prawdę miała, nie robiłabyś takich głupstw.
            Spojrzała na niego gniewnie, jednak się nie odezwała. Zaplotła tylko ręce na wysokości piersi, czekając co ma jej do powiedzenia.
            - No nie patrz tak, jesteś głupia, jesteś po prostu najzwyklejszą idiotką, głupszą niż te wszystkie łatwe panienki z klubu - prychnął. Wiedział, że tymi słowami zamyka sobie być może drogę do wolności, ale musiał to z siebie wyrzucić, chciał wzbudzić w niej poczucie winy i uzmysłowić błąd jaki popełniła. Jeśli ona to zrozumie, będzie miał przynajmniej taką satysfakcję.
            - Gdybyś była mądra, już byłbym twój, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem.
            - Akurat... - przymrużyła oczy, ale jej mina wyrażała niepewność i teraz miał wrażenie, że jest górą.
            - Tak i możesz to uznać za swoją porażkę. A tak niewiele brakowało. - westchnął i ostentacyjnie przeciągnął dłonią po swojej klatce piersiowej. Lei nadal stała w tej samej pozycji, przyglądając mu się uważnie.
            - Wszystko zostawiłem dla ciebie, nawet dla ciebie rozstałem się z Katrin - skłamał, ale wiedział, że to najbardziej na nią zadziała. Poruszyła się nerwowo, po czym zrobiła kilka kroków i przysiadła na fotelu.
            - Kłamiesz! Wcale się z nią nie rozstałeś - powiedziała pewnym tonem.
            - Oczywiście, że się rozstałem, tuż przed wyjazdem, w niedzielę.
            Widział, jak silnie ją to poruszyło, jak przygryzła wargę i jak bardzo była tym zdumiona, choć wciąż nie do końca mu wierzyła.
            - Już zaczynałem darzyć cię czymś więcej, oprócz pożądania zaczynałem czuć coś jeszcze, właśnie stawałaś się dla mnie ważna Lei... - Popatrzył na nią i już widział, że trafił w czuły punkt. - I właśnie wtedy wszystko zepsułaś.
            - Kłamiesz! - wykrzyknęła, ale jej głos się załamał. - Gdybyś się dowiedział, że jestem dziwką, nie chciał byś na mnie spojrzeć.
            - Gdybym cię pokochał, wszystko bym ci wybaczył - kontynuował Tom i  sprawiało mu to satysfakcję. - A właściwie jak to się stało? - zapytał w końcu. Przy okazji tego pytania miał nadzieję ją jakoś skruszyć, a być może doprowadzić w rezultacie do uwolnienia.
            Westchnęła ciężko i podeszła do okna.
            - Kocham cię od dawna. Wiem, że to głupie zakochać się w idolu z plakatu, ale najpierw to było niewinne zauroczenie, platoniczna miłość, dopiero potem przerodziło się w coś więcej. Kiedy żyli rodzice, miałam wejściówki na każdą galę, byłam na każdym koncercie. Nie raz byłam na backstage'u, ale pewnie nawet wcale mnie nie pamiętasz.
            Nie pamiętał, miała rację. Albo była dużo młodsza, albo po prostu nie zwrócił na nią uwagi. Nie odpowiedział jednak, słuchając jej opowieści.
            - Cztery lata temu, kiedy zginęli w wypadku moi rodzice, skończyły się wszystkie moje przywileje.
            - Przykro mi... - wtrącił Tom. Teraz, pomimo swojego położenia, naprawdę zrobiło mu się jej żal. W sumie może nie powinien się jej dziwić, że jest jaka jest, w końcu swoje w życiu przeszła.
            Nie zwróciła jednak uwagi na jego słowa, tylko mówiła dalej:
            - Od tamtej chwili mogłam cię zobaczyć tylko w telewizji, no i czasem na koncercie, ale ja tak nie chciałam, rozumiesz?! - krzyknęła nagle, odwracając się do niego. W oczach miała łzy. - Chciałam być z tobą, obok ciebie i wiedziałam, że muszę to zrobić, cena ani środki nie grały roli! Pewnego dnia zadzwoniłam do znajomego ojca, wiedziałam, że zawsze mu się podobałam, widziałam jak na mnie patrzył... Miałam wtedy szesnaście lat.
            Przerwała na chwilę, a Tom patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Już się domyślał dalszego ciągu tej opowieści. Chyba już nie chciał o tym słuchać.
            - Nie musisz o tym mówić - wtrącił.
            - Chcę o tym mówić, rozumiesz? Chcę! - Znowu krzyknęła, ale dalej już mówiła spokojnie: - Myślałam, że dziewictwo zatrzymam dla ciebie, ale gdybym to zrobiła, nigdy bym cię nie spotkała. Za to, że straciłam z nim cnotę, dostałam kupę kasy i wejściówki na co tylko chciałam. Rodzice zostawili mi majątek, ale gdybym zaczęła wydawać te pieniądze, przy mojej życiowej stopie, już dawno by ich nie było. A potem stwierdziłam, że to jest łatwy i szybki zarobek. Hans załatwił mi bogatych klientów, a potem obstukałam sobie resztę sama. Kilku mieszka tutaj, w pobliżu. Jak tylko przyjeżdżam, zawsze wpada niezły grosz. Żebyś ty wiedział, jakie obleśne baby mają właściciele okolicznych pensjonatów - roześmiała się nagle.
            Spuścił wzrok. Niewątpliwie tragedia jaką przeżyła, musiała wpłynąć na jej psychikę, w dodatku ta jej chora obsesja na jego punkcie... Ale to, co robiła... Otrząsnął się z obrzydzeniem.
            Przykucnęła koło niego, delikatnie dotykając jego ramienia:
            - Kocham cię, Tom. - wyszeptała.
            Spojrzał na nią. Wydawała mu się taka delikatna i czuła, znów postanowił zagrać na jej uczuciach:
            - To mnie wypuść.
            - Właśnie dlatego nie mogę cię wypuścić - odparła stanowczo i natychmiast się podniosła, jakby w obawie, że znów ją chwyci.
            - Kurwa! Wypuść mnie! - krzyknął zdesperowany. Jego sposoby zawiodły, może nie był zbyt dobrym psychologiem, a może po prostu tylko nie potrafił postępować z psychopatycznymi osobowościami?
            Leilani wycofała się na bezpieczną odległość i tylko pokręciła głową.
            - Zdechnę tu, rozumiesz? - Tom znowu krzyknął. - Zabijesz mnie! Właśnie tego chcesz?!
            - Spokojnie, nic ci nie będzie, jeśli oczywiście będziesz grzeczny - uśmiechnęła się tajemniczo. Zdawać by się mogło, że odzyskała chwilowo utraconą pewność siebie.
            - A jeśli nie będę grzeczny?
            - To zawołam Klausa, on zaraz sprawi, że złagodniejesz.
            Tom z wściekłością przymrużył oczy.
            - A co on z tego ma? Jemu też dajesz?
            - Czasem, przecież muszę jakoś zapłacić za wszystko, a kasa mu niepotrzebna - odparła, a widząc przerażoną minę Toma skierowała swe kroki w stronę drzwi. - Zrobię coś do jedzenia, a jeśli chcesz to dam ci też coś na sen.
            Nie odezwał się. Chyba już wolał ją o nic nie pytać. To, że sypiała z bogatymi facetami, jeszcze był jakoś w stanie zrozumieć; oni przynajmniej byli czyści, pachnący, zadbani i prawdopodobnie przystojni, ale ten? Nie dość że jakiś przygłupi to jeszcze obleśny! Zrobiło mu się niedobrze już na samo wspomnienie jego paskudnej twarzy tkwiącej w oknie i jak na ironię losu, zachciało mu się do toalety. Cholera...  
            Tym razem nie da rady załatwić tego w kubek. W dodatku nawet nie miał takowego w zasięgu ręki. O rany... Chyba znowu będzie musiał się tam udać w tym niemiłym towarzystwie.
            Powstrzymywał się ile się dało, ale gdy Leilani przyniosła mu kolację, zagadnął:
            - Muszę do kibla, no i chcę też wziąć prysznic, bo się w końcu zaśmierdzę.
            - No dobrze, zaraz zawołam Klausa - odparła i wyszła.
            Nie miał ochoty patrzeć na tego typa, ale nie miał wyjścia. Wcześniej obiecywał sobie, że najzwyczajniej narobi na podłogę, ale to byłby zdecydowanie niecywilizowany postępek z jego strony. Chociaż wcale nie było mu do śmiechu, na samo wyobrażenie tego, roześmiał się sam do siebie. Kiedy nadeszła Leilani z Klausem, uśmiech wciąż jeszcze bawił na jego twarzy.
            - Coś cię rozbawiło? - spytała, rozpinając kajdanki.
            - Owszem, moje wyobrażenie, gdybyście nie zdążyli - spojrzał na nią wymownie, ale chyba nie zrozumiała co miał na myśli. Barczysty Klaus chwycił go za nadgarstki i popchnął przed sobą.
            - Ostrożnie - zganiła go Lei.
            Tom wciąż rozbawiony swoją wizją, szedł posłusznie jak baranek prowadzony na rzeź. Kiedy już otworzył drzwi toalety, krzyknął w stronę kuchni, gdzie udała się Leilani:
            - Tylko niech on mi da chwilę spokojnie posiedzieć w tej świątyni dumania, bo tego wszystkiego nie załatwię w pięć sekund!
            Kiedy tylko usiadł na sedesie, natychmiast opuścił go dobry humor. Teraz znowu zaczęły nawiedzać go bardziej pesymistyczne myśli i po raz kolejny zastanowił się, czy nie ma tu nic, co pozwoliłoby mu się uwolnić i nagle jego wzrok zatrzymał się na maleńkim, ale jakże ważnym w jego położeniu przedmiocie. Na półce pod lustrem znajdującej się nad umywalką leżała najzwyklejsza, damska spinka do włosów. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy pomyślał, że to maleństwo, pozostawione tam pewnie nieopatrznie przez Leilani, może najzwyczajniej w świecie po prostu go uratować!
            Niemal natychmiast chwycił przedmiot i zaczepił go sobie o nitkę, na wewnętrznej stronie bokserek.
            - Nikt cię tu nie znajdzie, maleńka... - szepnął sobie pod nosem.

sobota, 17 czerwca 2017

Część 13.



ęłęó

Część 13.         


            Kręci się. Wszystko wokół wiruje, jak na jakiejś pieprzonej karuzeli. Właściwie to gdzie on teraz jest? Jeszcze przed chwilą pochylała się nad nim uśmiechnięta Katrin, teraz coś do niego mówi Bill. No tak, przecież go pyta jaka jest teraz pora roku, bo jest mu tak strasznie zimno... A ta cudna blondynka, to kto? Tak delikatnie go całuje i szepcze, że już na wieki będą razem... Zaraz, zaraz, ale co z Katrin? Ona tak bez słowa sprzeciwu się temu wszystkiemu przygląda? I nawet nie jest zazdrosna?
Nagle wszyscy się śmieją, a świat znów wiruje mu przed oczami. Śmiech staje się demoniczny i obłąkańczy. Znajome twarze znikają, a do niego wyciągają się jakieś dziwne, ręce, mają szpony, cofa się w popłochu, chce uciekać, ale nie może. Krzyczy, woła o pomoc, coś trzyma go za nadgarstek, nie widzi tego, ale czuje jak metalowa obręcz wbija mu się w skórę. To boli! Znów przeraźliwie krzyczy i otwiera oczy...
           
Wciąż czuł, jak bardzo kręci mu się w głowie, ale nad sobą zobaczył znajome, drewniane belki. To sufit, który już widział, więc to był tylko sen, a on był bezpieczny, w znajomym miejscu, tylko gdzie...? Leżał spokojnie, bez ruchu, próbując przywołać jakiekolwiek obrazy ze swojej pamięci, cokolwiek sobie przypomnieć. Zawroty głowy wolno ustępowały. Ufff... Jak dobrze mieć świadomość, że to tylko jakieś omamy...
            Rozszalałe serce wreszcie się uspokoiło, a oddech wrócił do normy. W zamian za to, poczuł znów ten znajomy ból głowy. Westchnął głęboko. To był naprawdę jakiś koszmar, dawno nie śniło mu się nic bardziej przerażającego. Sen był tak realistyczny, że do tej pory czuł ból prawego nadgarstka. Chciał podnieść rękę, żeby drugą móc go sobie rozmasować, gdy stwierdził, że coś naprawdę go trzyma, uniemożliwiając mu ten manewr. Poderwał się natychmiast, ale prawa ręka nadal pozostawała unieruchomiona. Spojrzał w tamtą stronę i z przestrachem stwierdził, że jest przypięty kajdankami do rurki stanowiącej część stelaża łóżka, na którym leżał materac.    
            Mruknął tylko, nie widząc w tym niczego dziwnego. Nieźle się musieli wczoraj zabawiać, skoro Leilani zapomniała go odpiąć, no i pewnie sporo wypili. To dziwne, ale miał wrażenie, że film urwał mu się już po pierwszym drinku, kompletnie niczego nie pamiętał.
            - Lei! - krzyknął. - Chcę do łazienki, a ty zapomniałaś mnie odpiąć!
            Wyczekiwał jakiejś reakcji, nasłuchiwał jakiegokolwiek szmeru, ale nie słyszał nic, a odpowiedziała mu głucha cisza.
            - No chodź tu! To nie jest zabawne, bo się w końcu zleję w łóżko!
            O ile wcześniej był rozbawiony tą sytuacją, teraz ton jego głosu stał się już nieco zaniepokojony. Minęło dobre kilka minut, a z głębi mieszkania nie wydobywał się żaden dźwięk. A jeśli znowu wyjechała i wróci za jakieś dwie godziny? Gotów naprawdę się tu zsikać.
            - Leilani! - Jego wołanie zabrzmiało teraz już całkiem dramatycznie. Był pewny, że po prostu jej nie było. Znowu gdzieś sobie pojechała. Ale zaraz! Przecież mieli dzisiaj wracać, zgodziła się na to, że go odwiezie z powrotem do Hamburga, więc gdzie do jasnej cholery się teraz podziewa? To wszystko naprawdę przestało już go bawić. Zrobiła mu jakiś żart, czy co? Jakiś cholerny psikus? A może naprawdę zapomniała, że jest przypięty do tego pieprzonego łóżka?
            Z trwogą spojrzał na zegarek. Była druga dwanaście po południu. Miał już tego wszystkiego dość, chciał wracać do domu, a tej cholernej dziwki wciąż nie było. Zerknął na szafkę w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mu w uwolnieniu się. Kiedyś widział na filmach, że otwierali kajdanki jakimiś drucikami. Może coś tu gdzieś leży podobnego?
            Tak, jasne... Za dużo kryminałów i sensacji się naoglądał. Nawet jeśli coś znajdzie to akurat sobie poradzi, oczywiście. W dodatku operując lewą ręką... Był coraz bardziej wściekły, kiedy usłyszał dźwięk nadjeżdżającego pojazdu.
            - Nareszcie... - mruknął do siebie, pewny swojego uwolnienia, jak niczego na świecie. Już po chwili usłyszał stukot jej obcasów w pokoju z kominkiem, aż wreszcie stanęła w drzwiach.
            - Cześć skarbie - powitała go z uśmiechem, jak gdyby nigdy nic. - Długo już nie śpisz?
            - No nareszcie! - Niemal wrzasnął. - Gdzie do cholery znowu byłaś?
            - No jak to gdzie? Muszę zarabiać na nasze utrzymanie, ty teraz nie za bardzo masz jak - uśmiechnęła się. Popatrzył na nią ze zdziwieniem.
            - Co ty bredzisz? Odepnij mnie wreszcie, bo zaraz się zleję!
            - Nic z tego mój kochany - pokiwała mu palcem. - Najwyżej mogę ci nocnik przynieść, bo Klaus poszedł po drzewo.
            - Co ty gadasz? Po co mi Klaus? - zmarszczył brwi.
            - Nie odepnę cię, bo mi uciekniesz - roześmiała się. - Od dzisiaj będziesz chodził siusiu z Klausem.
            Popatrzył na nią zaskoczony, zdziwiony, nie wierząc w to co słyszy. Usiadł na łóżku.
            - Lei, nie wygłupiaj się, ja muszę do toalety, to wcale nie jest śmieszne - zaczął poważnie. - Poza tym powinniśmy niedługo wyjechać, chyba nie chcesz jechać po nocy?
            - Ale gdzie ja mam jechać? - zdziwiła się. – Ja się nigdzie nie wybieram. - Wciąż krążyła od pokoju do wejścia, to powiesiła kurtkę, to znów zdjęła buty. Zachowywała się tak normalnie, jak zwykle, ale nawet nie zbliżyła się do Toma.
            - No jak to nigdzie? Mieliśmy dzisiaj wracać do Hamburga! - krzyknął w końcu. - Ja mam jutro dodatkowy koncert!
            Dopiero teraz przystanęła na chwilę i spojrzała na niego z politowaniem, kiwając głową. Zbliżyła się do łóżka i usiadła na jego brzegu. Wzięła z fotela jego bokserki i zaczęła mu je nakładać.
            - Poradzę sobie! - wyszarpnął je lewą ręką, naciągając wyżej. - Kurwa! Rozepnij mnie wreszcie! - krzyknął już porządnie wściekły. Znów pokręciła głową.
            - Nie ma żadnego koncertu Tom. - Uśmiechnęła się z politowaniem. - A ty nigdzie nie pojedziesz... Nie wolno okłamywać Leilani.
            - Nie kłamię! - wysyczał przez zęby. - Ja muszę wracać, rozumiesz? Przecież ci mówiłem, że dzwonił Bill, bo jest ten cholerny koncert!
            Wolną ręką mocno chwycił ją za ramię. Spojrzała mu w oczy. W jej wzroku było coś dziwnego, jakaś beztroska, radość, iskra triumfu, i… jakby obłęd?
            - Może mi powiesz, jakim cudem się dodzwonił, co? - Teraz jej spojrzenie wyrażało wściekłość. - Twoja komórka od dwóch dni jest rozładowana, a ty nawet nie masz jak jej naładować. - prychnęła. - Okłamałeś mnie Tom!
            Zamarł. Teraz już rozumiał dlaczego jego telefon padł i gdzie podziała się ładowarka, ale wciąż temu wszystkiemu nie dowierzał. To tylko sen, zły sen, a on zaraz się obudzi... Nie! To rzeczywistość, jakaś chora i bezlitosna, on tu jest z tą... z tą wariatką. Do cholery! To nie może być prawda!
            Szarpnął się, nie zważając na to, że znów zabolał go nadgarstek uwięzionej ręki. Leilani odsunęła się, ale zdążył ją złapać za przedramię.
            - Otwórz te pieprzone kajdanki! - krzyknął wściekle.
            - Zapomnij... - odpowiedziała z triumfem.
            - Otwórz, bo nie ręczę za siebie - spojrzał jej w oczy i mocno ścisnął jej rękę, aż syknęła.
            - Puść - powiedziała spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. - Tylko krzyknę, a w drzwiach stanie Klaus.
            Odepchnął ją i zrezygnowany opadł na poduszkę. Poczuł lodowaty dreszcz, więc naciągnął na siebie kołdrę. Już wiedział, że ona nie żartuje, że ta obsesyjnie chora kobieta wcale nie ma zamiaru go uwolnić. Strach pomieszany z żalem chwycił go za gardło, chciało mu się płakać, ale nie miał zamiaru odkrywać przed nią swoich słabości. To wszystko zakrawało na coś nierealnego... Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach! Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę, to po prostu nie było możliwe.
            - Co będziesz z tego miała, jeśli będziesz mnie tu przetrzymywać? - zmienił ton głosu na łagodny. Wiedział, że musi próbować różnymi sposobami, jeśli będzie trzeba nawet wyzna jej miłość, byle się stąd wydostać.
            - Jak to co? Ciebie - roześmiała się. - Chciałeś mnie zostawić, a ja nigdy na to nie pozwolę. Za długo na ciebie czekałam, Tom...
            - Ale ja nie miałem zamiaru cię zostawić, ja tylko muszę wracać, przecież możemy być razem... - próbował ją jakoś przekonać.
            - Nie musisz wracać, tylko chcesz, a to różnica. - odparła. Siedziała na fotelu nieopodal, bacznie mu się przyglądając. Chwyciła paczkę papierosów i odpaliła jednego.
            - No dobra, Bill nie dzwonił, ale ja sam sobie przypomniałem o tym koncercie...
            - Ciągle mnie oszukujesz, Tom. - Leilani pokręciła głową.
            - Wypuść mnie... Przecież możemy być razem. - powtórzył błagalnym tonem.
            - Akurat... - warknęła. - Kłamiesz, jak zawsze zresztą.
            - Czego chcesz? Kasy? Powiedz ile?! - Tom znów się szarpnął.
            Roześmiała się serdecznie.
            - A na co mi twoja kasa? Mam wystarczająco swojej, ja chcę ciebie, Tom...
            - Przecież mnie miałaś... masz. - poprawił się.
            - Miałam twoje ciało. Tylko twoje ciało... - odparła dobitnie.
            Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo wyszła z pokoju. O co jej do cholery chodziło?
            Po chwili zza drzwi dobiegło do jego uszu pytanie:
            - Nadal chcesz do toalety?
            - Chcę! Dlatego otwórz te pieprzone kajdanki! - wydarł się w stronę otwartych drzwi. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Leżał ze wzrokiem wbitym w sufit, był przerażony, chociaż wciąż miał nadzieję, że robi mu jakiś głupi kawał, który tylko troszkę przeciąga w czasie, a nawet jeśli nie, to może zaraz się opamięta, myśląc o konsekwencjach. A może on sam próbuje wmówić sobie taką mistyfikację?
            Usłyszał trzaśnięcie zewnętrznych drzwi.
            - Leilani! - krzyknął z całych sił.
            Wyszła...? Nie, to niemożliwe! Już sam nie wiedział co ma myśleć, jak się zachować. W głowie miał jeden, wielki mętlik i oczywiście strach, towarzyszący nie tylko jego myślom, ale wypełniający teraz każdą komórkę jego ciała, które drżało z niepewności i obawy. Znów usłyszał trzaśnięcie drzwi i kroki w sąsiednim pokoju, ale tym razem nie były to tylko kroki Leilani. Uniósł niepewnie głowę i zamarł. W drzwiach stał Klaus, który przyglądał mu się z dziwnym uśmieszkiem. Tom odruchowo pociągnął na siebie kołdrę, przykrywając się po samą szyję. Już po chwili  tuż za ogromnym intruzem stanęła Leilani, wyminęła go i podeszła do Toma. Coś trzymała w ręku, coś błyszczącego i zupełnie małego. Kluczyk!
            No nareszcie otworzy te cholerne kajdanki i skończy się ta głupia zabawa. Tylko skoro chce go uwolnić, po co przyprowadziła tu tego typa, który teraz już stał tuż obok?
            Niemal w tej samej chwili, kiedy obolała ręka Toma odzyskała wolność, druga popadła w niewolę, jaką był silny uchwyt wielkiego osiłka. Tom tylko jęknął. O co tu chodzi? Co oni chcą zrobić?
            Sparaliżowany strachem, spojrzał tylko pytająco na dziewczynę, która się uśmiechnęła:
            - Przecież chciałeś do toalety.
Nagle zrozumiał co tu jest grane. Będzie go uwalniać tylko w obecności tego draba, żeby nie mógł jej uciec. Nie... To jakaś paranoja... Poczuł wzbierającą złość, która odsunęła gdzieś na bok strach, który jeszcze przed chwilą tak strasznie go sparaliżował. Nie da się przecież tu więzić! Ma swoje życie, ma zespół, nie pozwoli, aby jakaś psychopatka mu je zniszczyła!
            Wstąpiła w niego jakaś furia. Z całej siły szarpnął rękę, którą trzymał Klaus, a drugą próbował zadać mu cios, jednak powiedzenie „mierz siły na zamiary” wydałoby się w tej chwili jak najbardziej na miejscu. Nie dość, że nie zdołał wyrwać ręki, to jeszcze wymierzony w intruza cios, został przez niego jednym chwytem udaremniony. Tom tylko jęknął z bólu, kiedy jego obydwie ręce zostały wykręcone do tyłu.
            - Czy ja nie mówiłam, że masz być grzeczny? - skwitowała to Leilani, uśmiechając się triumfalnie. - Klaus zrobi dla mnie wszystko. - dodała, po czym spojrzała na swojego wspólnika: - Prawda Klaus?
            Tom nie mógł zobaczyć, jak olbrzym skinieniem głowy potwierdził to, co mówiła dziewczyna, obnażając w uśmiechu żółte zęby. Zresztą nawet by nie chciał na to patrzeć. Czuł się poniżony i beznadziejnie słaby. Teraz już wiedział, że nie ma z nim szans, nie zamierzał się jednak tak łatwo poddać. Jeśli nie siłą, to może uda mu się sposobem. W dodatku miał nadzieję, że Bill zacznie w końcu go szukać. Przecież miał namiar na telefon Leilani, byle tylko wiedział co robić!
            Klaus zaprowadził Toma do toalety, gdzie wszedł sam. Załatwiając swoją potrzebę, rozglądał się dookoła. Wiedział, że tu nie ma okna, zresztą jakby miał uciec, w samych bokserkach na kilkustopniowy mróz? Szukał raczej czegoś, co pozwoliłoby mu pod ich nieobecność otworzyć kajdanki, lecz na wierzchu nic takiego nie zauważył. Nie miał zbyt wiele czasu, bo zapewne zaraz się o niego upomną, i się nie mylił. Ledwie zajrzał do szafki, a już otworzyły się drzwi, zza których wyłoniła się potężna łapa, i chwyciwszy go za ramię, skłoniła do wyjścia.
            - Teraz druga ręka, bo muszę dać mu coś do jedzenia! - krzyknęła z kuchni Leilani.
            Doprowadziwszy go z powrotem do łóżka, znienawidzony drab mocno go na nie pchnął, po czym dla odmiany przykuł mu do rurki po drugiej stronie, lewą rękę.
Tom bezsilnie opadł na poduszki. Teraz chciał tylko, żeby ten obleśny typ wyszedł z pokoju. Miał ochotę po prostu się rozpłakać, z bezsilności, z wściekłości, ze strachu, a wreszcie z tęsknoty... Za bratem, za Katrin, za Gustavem, a nawet za Georgiem, któremu ciągle dokuczał. Naciągnął kołdrę na głowę i przycisnął do oczu, które teraz mocno zaszczypały, pod wpływem zbierających się pod powiekami łez. W głowie kłębiło mu się tylko jedno pytanie; co teraz będzie...?


***


            Nawet nie pamiętał jak i kiedy zasnął. Wiedział tylko jedno; wczorajszego wieczoru był zdruzgotany i wykończony psychicznie. Leilani nie spała z nim. Po tym, jak podała mu kolację, poszła na górę. Może się bała, że we śnie gotów ją udusić?
Nie rozumiał jej postępowania, w ogóle już jej nie rozumiał. Dlaczego tak usilnie chciała go zatrzymać, w dodatku za taką cenę? Przecież nic jej nie powiedział o swoim odkryciu, nie wiedziała też jakie ma zamiary. Żałował teraz, że skłamał o tym koncercie, w końcu mógł się domyślić z tym telefonem. Gdyby powiedział, że musi wracać, bo sobie o czymś przypomniał, ale wciąż chce z nią być, i że to niczego w ich relacjach nie zmieni, może wówczas postąpiłaby inaczej. Zresztą kto wie...?
            Ale co będzie miała z tego, że uwięziła go? Przecież teraz już nie będą ze sobą sypiać, a on, zamiast seksownej kochanki, będzie w niej widział tylko sprawczynię jego niewoli. Znów poczuł potrzebę skorzystania z toalety, ale na samo wspomnienie wczorajszych do niej wypraw, zrobiło mu się niedobrze. Zerknął na stojący nieopodal kubek. Już wolał skorzystać z jego pomocy, niż z pomocy tego... W myśli obdarzył Klausa niewybrednym epitetem, nie wypowiadając go.
            Wypełniony po brzegi kubek postawił na podłodze i odetchnął z ulgą. „Niech sobie teraz ta dziwka to sprząta”, pomyślał, patrząc w zamknięte drzwi.
            Dzisiaj miał nieco lepszy humor, a przynajmniej nie był tak zrezygnowany jak wczoraj wieczorem. Wszystko to wydawało mu się nonsensem. W końcu musi go kiedyś wypuścić, nie może go tu więzić w nieskończoność. Przecież mogą tu przyjechać jej rodzice... No właśnie! Dlaczego od razu o tym nie pomyślał! Teraz jego serce podskoczyło z radości, kiedy tylko ona tu przyjdzie natychmiast jej wszystko wygarnie. Ciekawe, jaką będzie miała minę?
            - Dzień dobry - powitała go uśmiechem Leilani, która właśnie weszła do pokoju.
            - Żaden dobry - burknął. - I posprzątaj sobie to - wskazał kiwnięciem głowy na kubek.
            - Dlaczego mnie nie zawołałeś? - zapytała, zdziwiona.
            - Jesteś pojebana, wiesz? - Przymrużył oczy z wściekłością. - Niby po to, żeby ten bydlak zaprowadził mnie do kibla? Następnym razem naleję na podłogę, nie wspominając o czymś innym - warknął, ale po chwili roześmiał się ironicznie, bo w wyobraźni stanęła mu taka sytuacja.
            Dziewczyna bez słowa wyniosła kubek, ale po chwili wróciła.
            - Długo będziesz mnie tak więzić? - zapytał, chociaż nie spodziewał się jakiejkolwiek, rozsądnej odpowiedzi. W zanadrzu miał pytanie o przyjazd jej rodziców, jednak póki co nie wspominał o tym.
            - Aż złagodniejesz - odparła krótko.
            - Co masz przez to na myśli?
            - To, że w końcu mnie pokochasz...
            Już chciał parsknąć śmiechem, że jej niedoczekanie, że nigdy, zwyzywać ją od najgorszych idiotek, ale ugryzł się w język. Jeśli chce, żeby go uwolniła, z pewnością nie tędy droga. Szukając w tej wymianie zdań jakiejkolwiek szansy dla siebie, wpadł na pewien pomysł.
            - A jeśli ja się już w tobie zakochałem, tylko nie dałaś mi szansy, żeby cię o tym przekonać? - popatrzył jej w oczy, usilnie starając się zmienić wyraz twarzy.   
            Przez chwilę przyglądała mu się bez słowa, co dawało chłopakowi nadzieję, że może się uda, może nabierze ją na piękne słowa, gdy nagle syknęła wściekle:
            - Uważasz mnie za idiotkę Tom? Może jestem trochę szalona, ale nie naiwna.
            - Nie uważam cię za naiwną... – zaczął, nie wspominając o jej pierwszym epitecie.
            - Zamknij się! - przerwała mu wpół słowa i wyszła z pokoju. Już niczego nie rozumiał i nie wiedział jak ma z nią rozmawiać. Czasem jej zachowanie cechował niedobór szarych komórek, a niekiedy zaskakiwała inteligencją i sprytem. Teraz raczej logiczne było, że nie zdoła przekonać jej do wymyślonego przed chwilą kłamstwa.
            Wróciła z naszykowanym śniadaniem, które postawiła na stoliku obok łóżka.
            - Nie będę nic jadł - warknął, odwracając głowę.
            - No jak chcesz, ale głodny już zupełnie na nic nie będziesz miał siły - puściła mu oczko.
            Westchnął z politowaniem, bo jeśli miała nadzieję, że w ogóle będzie jeszcze miał na nią ochotę, to faktycznie można by ją uznać za wariatkę.
            Podniosła leżącą na fotelu torebkę.
            - Ja będę za jakieś dwie godzinki, a tobie życzę smacznego. No i Klaus przeniósł tu telewizor, żeby ci się nie nudziło. Piloty masz na stoliku obok. - Wskazała ręką, na stojącą w rogu szafkę z całym sprzętem. Musiał mocno spać, kiedy to wszystko się działo, a po przebudzeniu nawet nie zauważył, że coś się zmieniło.
            - A ty dokąd? - zapytał.
            - Do pracy - odpowiedziała, co było dla niego kompletnie niezrozumiałe, ale zanim zadał kolejne pytanie, w jej torebce rozdzwoniła się komórka, którą pospiesznie wyjęła, odbierając połączenie:
            - Misiaczku, po co te nerwy? Przecież już jadę.
            Nie wiedział kto dzwoni, nie wiedział po co, ale chociaż raz pomyślał zupełnie trzeźwo. To mogła być dla niego jedyna szansa na uwolnienie!
            - Ratunku! Pomocy! - krzyknął przeraźliwie. - Ludzie, ratujcie, ta wariatka mnie uwięziła!
            Leilani jeszcze coś mówiła do słuchawki, śmiejąc się. Przez swój głośny krzyk niczego nie słyszał, ale gdy zamilkł, do jego uszu dobiegło tylko jedno, wypowiedziane przez nią zdanie:
            - To klient tak krzyczy, uwielbia sado-maso.