środa, 28 września 2016

Część 9.




Część 9.

ęłęóZatańcz ze mną jeszcze raz,
otul twarzą moją twarz.
Co z nami będzie? Za oknem świt...
Tak nam dobrze mogło być...”
Edyta Bartosiewicz – „Ostatni”


            Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, jedno jedyne po tylu latach. Ich oczy płonęły żywym ogniem, którego żar już po chwili objął całe ich ciała, spalała je miłość i namiętność, błyszczały blaskiem tłumionego od lat uczucia i bezlitosnej, rozrywającej tęsknoty. To spojrzenie znów przywołało najpiękniejsze wspomnienia, ten widok wyrwał z najdalszych zakamarków umysłu skrywane tam przez tyle lat wszystkie dotychczasowe marzenia i pragnienia, jakie teraz wartkim nurtem upojnych westchnień płynęły w tym samym kierunku, spotykając się wpół drogi.
            Tak więc była tu… Ona, jego bogini, jego miłość… Wokół nie widział nic, wszystko było zamglone i szare, poczuł się tak, jakby to co go otacza przestało nagle istnieć, nie było zgiełku, ani tłumu, a na wprost stała jedna postać w jasnej poświacie. I widział tylko ją, jedyną, jakby była jakąś zjawą, duchem przeszłości…  Niespełnioną, umarłą dawno nadzieją i tęsknotą, która teraz niespodziewanie powstała z martwych. Pociemniało mu w oczach, a nagła niemoc ogarnęła całe jego ciało, słabość odebrała zdolność słyszenia i czuł, że za chwilę upadnie. Pętla nagłych emocji zaciśnięta mocno na szyi nie pozwalała złapać tchu i miał wrażenie, że zaraz się udusi. Usłyszał dochodzący jak zza światów, szczebiotliwy głos Patrizii;
            - Prawda, Bill?
            Spojrzał na nią nieprzytomnie, miał w oczach jakiś obłęd, pobladł nagle zamroczony tą chwilą.
            - Nie słuchasz mnie... - powiedziała, a widząc jego dziwny stan i bladość twarzy, dodała z przerażeniem: - O Boże... Co się stało? Źle się czujesz?
            - Usiądźmy, dobrze? - odpowiedział cicho chwytając ją za dłoń w obawie, że za chwilę straci przytomność.
Odeszli w kierunku stolika, a wtedy odwrócił się w tamtą stronę rozpaczliwie poszukując jej wzrokiem. Jednak Babette już w tym miejscu nie było. W tej właśnie chwili pomyślał, że to jego utęskniony umysł wysyła mu takie przywidzenia i zgubne sygnały, zupełnie jak we wszystkich nocnych koszmarach, kiedy to biegł za nią chcąc choćby tylko dotknąć. Odgarnął dłonią włosy z czoła, na którym błyszczały kropelki potu. Patrizia natychmiast wytarła je wyjętą z torebki chusteczką.
            - Już lepiej? - zapytała troskliwie, podając mu wypełnioną szklankę. - Napij się wody.
            Tym razem on wciąż będąc w letargu posłusznie spełnił jej polecenie.
            - Jeśli źle się czujesz, to może pojedziemy do domu? - zapytała, kiedy właśnie pił. Na dźwięk tych słów, zakrztusił się przełykanym płynem. Siedzący tuż obok Tom, poklepał go solidnie w plecy.
            - Jezu! Chłopie, co się z tobą dzieje?
            Odkaszlnął jeszcze kilka razy, po czym odparł:
            - Już w porządku.
            - Na pewno? - zapytała znów Patrizia, sięgając po dzbanek i dolewając mu wody.
            - Nie chce wody, zamów mi lepiej podwójne whiskey z lodem.
            Kobieta popatrzyła na niego z niemałym zdziwieniem, jakby tym samym chciała zaprotestować, ale nie miała odwagi się odezwać.
            - Nie patrz tak, tylko zamów mi tego drinka, proszę. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo. – I nie panikuj, bo nic do cholery mi nie jest!
            Doskonale widząc, że już zaczynał się złościć, bez słowa, posłusznie rozejrzała się wokół, jednak nigdzie w pobliżu nie było kelnera, więc chcąc nie chcąc kobieta musiała oddalić się od stołu. Bill nadal siedział blady.
            - Co jest grane? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - roześmiał się Tom.
            - Bo zobaczyłem - odpowiedział, zwracając swoje spojrzenie w stronę brata.
            - Przecież ci mówiłem, że tu będzie, więc nie rozumiem, co cię tak zszokowało?
            - Nic, tylko... - zamilkł wpół słowa.
            - Tylko co? - zapytał niecierpliwie Tom, przysuwając do niego swoje krzesło.
            Bill oparł czoło na dłoniach i wlepił wzrok w obrus.
            - Jestem taki słaby, beznadziejny... Nie dam rady. Wiedziałem, że tak będzie... - jęknął.
            - To przestań się tu męczyć, tylko ją znajdź i porozmawiaj, no idź dopóki nie ma Patrizii - powiedział stanowczo Tom.
            Bill wyprostował się nagle i spojrzał na brata. I co miałby jej teraz powiedzieć, tu, wśród tylu ludzi? O co zapytać po tylu latach? To wszystko było po prostu beznadziejne i chociaż sam nie wierzył w swoje słowa, odparł zdecydowanym tonem:
            - Nie będę jej szukał, nigdzie nie idę, muszę wziąć się w garść.
            - Jesteś dupkiem, jeszcze większym niż wtedy - odparł Tom, po czym wstał i rzuciwszy bratu pogardliwe spojrzenie, poprosił do tańca uparcie o czymś rozprawiającą z siedzącą obok koleżanką, Lucienne.
            Bill tylko westchnął odprowadzając ich na parkiet smutnym wzrokiem. Łatwo mu było mówić… To nie jego zostawiła przed laty, to nie on umierał przez wszystkie kolejne. Jednak miał świadomość, że to jedyna okazja, że długo może się nie powtórzyć, ale wciąż nie wiedział, w jaki sposób ma to wszystko rozegrać. Najlepiej dla niego by było, gdyby to ona zainicjowała tę rozmowę, lecz nie miał pojęcia, że w tej samej chwili i ona walczy z podobnymi myślami.
            - Proszę - powiedziała Patrizia, stawiając przed nim obiecanego drinka, którego przyniosła właśnie z baru. - Jak się czujesz? - zapytała troskliwie, siadając i ujmując jego chłodną dłoń.
            - Dobrze, już wszystko w porządku - uśmiechnął się czule gładząc ją po policzku. - Kochana jesteś.
            Nie chciał, aby czegokolwiek się domyśliła, choć doskonale wiedziała, że ona miała tu być i z pewnością bardzo się tego obawiała. Jeszcze wczoraj pytała go, czy już się z nią spotkał, więc miała świadomość, że to pierwsze po latach spotkanie może mieć miejsce właśnie dziś.
            Wiedział, że musi z nią w końcu stanąć twarzą w twarz, zamienić choćby kilka słów. Czuł, że to ponad jego siły, a jednak trzeba będzie zachować pozory. Nie powinna dostrzec, bądź domyślić się, że jeszcze coś do niej czuje. Najpierw chciał dowiedzieć się, czy wciąż jest dla niej ważny, czy fakt, że tu wróciła miał z nim coś wspólnego, chociaż nie miał pojęcia jak uda mu się taką wiedzę posiąść. Ale za nic na świecie, nie powinien pierwszy obnażyć się ze swoimi uczuciami.
            Zmiął i zacisnął mocno w dłoni serwetkę. Był sam na siebie wściekły. Przecież obiecał Patrizii, że nie odejdzie, tymczasem jedno jej spojrzenie wszystko zamieniało w wątpliwości. Przecież doskonale wiedział, że gdyby tylko chciała na powrót oddałby w jej dłonie całe swoje życie.
            Czy więc nie za nadto się pospieszył z taką deklaracją? Może trzeba było z obietnicami poczekać choćby do tego wieczoru?
            Wciąż nie ruszał się od stolika, całą jego uwagę pochłaniała tylko ona i był zupełnie obojętny na to, co właśnie opowiadała mu Patrizia. Każdą swoją myślą uciekał w marzenia pełne pragnień, byleby tylko być blisko niej, wszystko jedno jak, byle znowu sycić oczy jej widokiem, karmić każdy zmysł, choćby nawet miało to boleć najbardziej na świecie, choćby po raz kolejny miał zadawać sobie świadomie cierpienie, to i tak jedynym czego w tej chwili chciał, to być blisko niej.
            Gdzieś u jego boku płynął potok niezrozumiałych słów z ust jego kobiety, a on myślał jedynie o tym, jak ma ziścić swoje własne marzenia w których główną rolę grała inna…
            - Zatańczymy? - rzucił Patrizii swoją perfidną propozycję. Nie kierowała nim przecież ani chęć tańca, ani pragnienie bliskości swojej kobiety. Owszem, on chciał być blisko, ale innej. Zrodziła się w nim teraz dla odmiany potrzeba zemsty. Chciał napotkać jej spojrzenie, wypatrzeć ją gdzieś w tłumie, a potem na jej oczach wtulić się w Patrizię, udając zakochanego i szczęśliwego. Jak mawiają, zemsta jest przecież rozkoszą bogów, ale czy idąc właśnie tą drogą sam nie zamknie sobie bram do niebios szczęścia…?
            Z każdą upływającą sekundą zmieniał tok myślenia. W jednej chwili pragnął wzbudzić w niej zazdrość, chciał zadać jej ból, niechże myśli jak wiele straciła! O ile w ogóle pozostała w niej jeszcze choć namiastka sentymentu do jego osoby, ale znów zaraz miał przemożną ochotę rzucić wszystko i zapewnić ją, że dawno wybaczył tę ucieczkę i pragnie należeć tylko do niej. Te myśli bolały, zabijały, przynosiły na przemian radość i satysfakcję, uczucie szczęścia, lub gorycz tęsknoty.
            Tańcząc jednak starał się trzymać fason, usilnie wypatrywał jej w tłumie, aczkolwiek robił to niesamowicie dyskretnie, rozmawiając w międzyczasie ze swoją kobietą. I sam się sobie dziwił, że jeszcze jest w stanie zrozumieć co ona do niego mówi.
            Niespodziewanie i nagle ciało Patrizii bardziej do niego przylgnęło, a usta trącając płatek jego ucha szeptały jakieś rozkosznie brzmiące wyznania, to znów pieszcząc delikatnie jego policzek. I chociaż on sam jeszcze niczego nie spostrzegł, mogło to oznaczać tylko jedno; Babette była blisko i Patrizia z pewnością ją dostrzegła. Nawet, gdyby obie nie skonfrontowały się tamtego dnia, i tak z pewnością by ją poznała, bo najważniejsza kobieta w jego życiu przez te wszystkie lata nie zmieniła się prawie wcale.
            Kolejny raz tego wieczoru zawładnęło nim chwilowe odrętwienie, a ciało znów objął gorący dreszcz. Jedyne czego teraz pragnął, to spotkać ją wzrokiem na dłużej, zatrzymać spojrzenie na jej twarzy, jej ustach, ciele… Z niecierpliwością rozejrzał się, zmieniając położenie w tańcu. Zdumiony zorientował się, że ta której szukał, była tuż obok, niemal na wyciągnięcie ręki. Gdyby tylko chciał, mógłby dotknąć jej czarnych włosów upiętych luźno na głowie, lub choćby opuszkami palców musnąć pojedyncze kosmyki opadające na ramiona…
            Na samą myśl o tym zadrżał i niemal w tej samej chwili zobaczył jej twarz.
Popatrzyła mu w oczy i delikatnie, jakby z lekką nieśmiałością uśmiechnęła się, tak zwyczajnie, po prostu uniosła kąciki swoich karminowych ust, niemal takiego samego koloru jak jej suknia. Miał wrażenie, że jego ciało niczym zbita tafla lustra rozpada się na małe kawałki. Już nie słyszał ani jednego słowa wypływającego z ust Patrizii.
            Wszystko to trwało zaledwie ułamek sekundy, gdy znów zniknęła z mu z oczu w tłumie tańczących.

~

            Od chwili kiedy ich spojrzenia spotkały się, nie mogła się pozbierać. Żałowała, że z przestrachem uciekła do stolika, chociaż tak bardzo chciała choć przez chwilę z nim porozmawiać. Umierała z niepewności, czy on też tego chciał, ale to spojrzenie... W ten sposób nie patrzy ktoś, kto zapomniał. Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy, podobno tylko one nie kłamią i można z nich wyczytać całą prawdę o tym, co się kryje na dnie serca. A ona tak bardzo chciała odnaleźć w nich choć namiastkę tęsknoty i może, odrobinę uczucia...? Kiedy znów zobaczyła te oczy w tańcu, uwierzyła, że to może być prawda, lecz tak szybko zniknął jej w tłumie. Tańczył z tamtą kobietą, z jego kobietą, wtulony w nią i pewnie kochający, przecież nie powinna mieć żadnych złudzeń... Jednak instynktownie czuła, że nie zapomniał o tym co ich kiedyś łączyło. Od Toma dowiedziała się, że wówczas bardzo cierpiał, ale był bardzo powściągliwy w swoich wyznaniach. Nie chciał o tym rozmawiać, stwierdził, że jeśli Bill będzie miał życzenie, to kiedyś sam jej o tym wszystkim powie. Oby taka chwila nadeszła...
            - Nasza Babette znów nieobecna duchem - uśmiechnął się Oliver, podając jej kolejną lampkę szampana, kiedy stała rozmawiając ze znajomymi w przerwie od tańców.
            - Dziękuję - odpowiedziała, biorąc do ręki kieliszek. - Po prostu obserwuję wszystkich, dawno nie byłam na takiej imprezie.
            - No tu nie, ale w Ameryce pewnie tak - odezwała się stojąca nieopodal, Laura.
            - Owszem, zdarzało się, ale tam zawsze wszystko było takie obce, nie mogłam się przyzwyczaić, a tu wciąż te same co przed laty twarze.
            - Tylko nieco starsze - skwitowała Julia i wszyscy się roześmiali.
            Niemal w tej samej chwili, Babette poczuła szturchnięcie. Nie było ono silne, ale wystarczyło, żeby prawie cała zawartość kieliszka jaki trzymała w dłoni, znalazła się częściowo na jej sukni, a częściowo w dekolcie.
            - Ojej, bardzo panią przepraszam - odezwał się winowajca.
            - Świetnie, najwyżej będzie plama - strzepując dłonią pozostałości alkoholu, Babette burknęła na nieszczęśnika, który właśnie przekopywał z marnym skutkiem swoje kieszenie w poszukiwaniu kawałka materiału, zwanego chusteczką.
            Ktoś inny był szybszy, ktoś, kogo najmniej w tej przykrej sytuacji mogłaby się spodziewać. Zza jej pleców wyłoniła się dłoń podająca jej śnieżnobiałą chusteczkę z wyhaftowanym monogramem kompozycji dwóch dobrze znanych jej liter i usłyszała ten głos. Znajomy, choć bardziej męski niż kiedyś.
            - Proszę.
            Zamarła w bezruchu. Drżącą ręką sięgnęła po oferowaną pomoc, podnosząc swój wzrok na nie-tajemniczego już wybawcę. Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów dzieliło ją od tego spojrzenia, od jego cudownych ust i czarnych, półdługich włosów. Wyglądał jeszcze lepiej niż kiedyś, teraz był męski i przystojny. Przez chwilę wpatrywała się w niego jak w cudowne zjawisko, trzymając w ręku zaoferowaną chusteczkę. Grupka przyjaciół wśród których stała, zniknęła nagle gdzieś w tłumie i choć wokół było dość tłoczno, wydawało jej się że są zupełnie sami. Miała wrażenie, że nie jest w stanie wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. W końcu sama nie wiedziała, jakim cudem wydobyło się z jej gardła standardowe:
            - Dziękuję.
            Dłonie jej się trzęsły, kiedy próbowała zetrzeć zacieki powstałe na sukni. On wciąż stał obok, uporczywie jej się przyglądając.
            - Będzie plama - wydusiła w końcu.
            - Nieważne i tak ślicznie wyglądasz - powiedział cicho, nie spuszczając z niej wzroku, a po chwili dodał: - Jak zawsze...
            Czuła przepływające przez jej ciało na przemian fale gorąca i zimna. Chciała powiedzieć coś sensownego, mądrego, przecież to było to upragnione pierwsze spotkanie, którego scenariusz układała w marzeniach niemal każdego wieczoru z taką perfekcją. Miało być przecież takie idealne, ona miała go olśnić, a tymczasem stała przed nim oblana szampanem, w dodatku wycierając się jego chusteczką. To wszystko wydało jej się takie banalne i żenujące - pieprzona ironia losu...
            - Zniszczyłam ci tylko chusteczkę - powiedziała, nadal usilnie trąc prawie już suche miejsce.
            - Nie ma o czym mówić… - uśmiechnął się.
            Był spięty i trochę zły sam na siebie. Miał przecież nie okazać, że nadal jest dla niego tą jedyną, kiedy już z pierwszych jego słów mogła wyczytać, że wciąż robi na nim wielkie wrażenie.
            Nie wiedział jak dalej poprowadzić tę konwersację. Tyle czekał na tę chwilę, a teraz czuł się jak nastolatek, który po raz pierwszy umówił się z dziewczyną i nie wie co ma jej powiedzieć. Po chwili krępującej ciszy, jaka nastała między nimi, udało mu się jednak pozbyć towarzyszącego na początku oszołomienia.
            - Przestałem już wierzyć, że kiedyś wrócisz... - odezwał się, nie odrywając od niej spojrzenia. Tak, był zauroczony... Tom miał rację, była dojrzała, ale sam nie wierzył w to, ze można się tak niewiele zmienić. Przybyło jej zaledwie kilka zmarszczek, a jej doskonała niegdyś figura, nic nie straciła na swojej świetności. Wiedział, że tego nie zrobi, a jednak miał ogromną ochotę ją przytulić. Całe jego uczuciowe wnętrze domagało się tego, tak długo czekał na tę chwilę, gdy tymczasem ona zdawała się być bardziej zajętą swoją suknią, niż nim samym. Tak to widział, chociaż dostrzegał też jej zdenerwowanie, drżenie dłoni i niepewność. Jednak trochę ją znał. Pomimo upływu tylu lat, doskonale pamiętał jej reakcje, wiedział, kiedy była speszona, zażenowana... Teraz zdawała się właśnie taką być.
            Nie mylił się. Była wręcz przerażona. Miała wrażenie, że jej emocje za chwilę całkiem wcisną jej żołądek do gardła. Nie wiedziała, kompletnie nie wiedziała co on czuje, wydawał się taki wyluzowany, spokojny, chociaż te jego słowa... Czyżby tak dobrze grał? Przecież do cholery kiedyś to ona była świetną aktorką, dlaczego zapodziała gdzieś zdolność tej gry? Dlaczego boi się po prostu spojrzeć mu w oczy? Czy nie chciałaby wyczytać z nich całego archiwum jego pamięci?
            Tak bardzo pragnęła się upewnić, że nigdy o niej nie zapomniał. Przestała w końcu skupiać swoją uwagę na ledwo już widocznej plamie i podniosła na niego swój wzrok.
            - Chyba tylko ja w to wierzyłam... - uśmiechnęła się ze smutkiem.
            Nikt nie wiedział, jak bardzo teraz pragnął wykrzyczeć, że przecież też wierzył! Wierzył jak nikt inny i właściwie tylko na to czekał przez te wszystkie lata. Przecież przez ten długi czas, właśnie to było jego największym marzeniem. Mimowolnie zacisnął usta, uciekając spojrzeniem w kierunku gdzie zostawił Patrizię. W jego głowie szalała burza myśli, tak wiele chciałby jej powiedzieć, a jednocześnie wiedział, że nie powinien, że nie wolno mu obnażyć swoich uczuć. Pomimo iskier miłości, w jego sercu wciąż było wiele żalu za to, co mu zrobiła. Co więc powinien jej odpowiedzieć? Bezskutecznie szukał w swoim umyśle, odpowiednich, niezobowiązujących słów, kiedy kątem oka spostrzegł rozglądającą się Patrizię. Teraz mógł powiedzieć tylko jedno, co też zrobił.
            - Przepraszam, moja kobieta mnie szuka.
            Nie czekając na jej reakcję, odwrócił się i po prostu odszedł.
            Babette z żalem, powiodła za nim swoim spojrzeniem. Gdyby wiedziała, że jego serce wciąż należy do niej, a to co przed chwilą zrobił właśnie wypala w nim wielką ranę...
            - Kiedyś to ja byłam twoją kobietą... - szepnęła sama do siebie.
            „A jednak... To przelotne spojrzenie, które wydawało mi się jakimś znakiem, nie znaczyło zupełnie nic. Owszem, pamięta, ale nic już nie czuje...”, pomyślała, stojąc pośród tłumu na samym środku sali, trzymając w jednym ręku pusty kieliszek po wylanym szampanie, w drugim ofiarowaną chusteczkę, na którą właśnie spojrzała. Miała ochotę wypłakać się teraz jak mała dziewczynka, przecież tak naprawdę gdzieś wewnątrz nią była. Jej naiwność, była niemal równa naiwności dziecka. „I co ja sobie wyobrażałam...?”, pomyślała, rozglądając się. Poczuła się okropnie. Nie liczyła na to, że wpadną sobie w ramiona, ale na pewno nie spodziewała się takiej obojętności. Miała nadzieję, że uda im się porozmawiać chociaż przez chwilę, gdy tymczasem on pognał do tej pięknej blondynki.
            W swoich rozmyślaniach doszła do stolika, aby przy nim usiąść. W pewnym sensie poczuła ulgę, że nikogo przy nim nie było. Nie chciała teraz z nikim rozmawiać, a była przekonana, że kiedy tylko pojawi się na horyzoncie Julia, nie odpuści. Było jej przykro, że nie będzie mogła się niczym radosnym podzielić.
            Znów utkwiła wzrok w kawałku białej tkaniny. Jego chusteczka... Jeszcze kilkanaście minut temu miał ją przy sobie... Ten zapach, jego i jego oszałamiających perfum… Przymknęła oczy. Gdyby tylko dał jej do zrozumienia, że jeszcze coś dla niego znaczy. Nie wierzyła, że wciąż kocha, choć marzyła o tym nocami. Wsparła głowę na dłoniach, w których wciąż trzymała tę chusteczkę, pachnącą nim i wspomnieniami. Do jej uszu docierały słowa miłosnych wyznań, które jakiś tekściarz przerobił niegdyś na słowa piosenki. Teraz irytowały ją tylko, choć skomponowana do nich melodia, była bardzo piękna.
            Przebiegła wzrokiem po tańczących wokół parach. Widziała tulących się do siebie zakochanych, szacowne i wiekowe pary, zwykłych, rozbawionych tańcem przyjaciół. Może gdzieś, wśród tego tłumu tańczy on z tą swoją kobietą? Czy kiedy ich zobaczy, zniesie ten widok? Wiedziała jedno; przeszłości nie zmieni, ale może mieć wpływ na przyszłość.
            Był tylko jeden mały problem; nie można przecież nikomu nakazać kochać...

~

            - Proszę cię, zrób to dla mnie! - Bill niemal rozkazującym tonem, powiedział wprost do ucha Lucienne. Zdziwiona kobieta spojrzała na niego.
            - Ale jak ja mam to zrobić? Co mam jej powiedzieć?
            - No nie wiem, wymyśl coś, jesteś kobietą do cholery! - mówił, coraz bardziej poirytowany.
            - A ile to może potrwać? - spytała.
            Zacisnął dłonie na szklance, wzniósł oczy ku górze i westchnął ciężko.
            - Potrzebuję trochę czasu, muszę z nią porozmawiać, rozumiesz? - syknął.
            - To się z nią umów. Cholera, Bill, nie chcę być w to zamieszana, Patrizia potem do mnie będzie miała pretensje.
            Lucienne trochę się zdenerwowała. Zupełnie nie była przygotowana na to, że Bill będzie od niej żądał takiej pomocy. Jak miała teraz zająć czymś Patrizię na tyle długo, żeby on mógł swobodnie porozmawiać z Babette? To było przecież niewykonalne, niemal od początku imprezy Patrizia nie odstępowała go na krok.
            - Co wy tam macie za tajemnice? - Zmarszczył brwi Tom, który od jakiegoś czasu obserwował dziwne zachowanie brata i swojej żony.
            - Lucienne źle się czuje - wypalił niespodziewanie Bill.
            Dziewczyna zamarła, a Tom natychmiast zerwał się od stołu i przykucnął tuż obok niej.
            - Kochanie, co się dzieje?
            - Nic Tom, usiądź - próbowała go uspokoić. - Po prostu tu jest duszno i trochę mi słabo.
            - To może wyjdziesz na chwilę? W hollu jest o wiele chłodniej - odezwała się Patrizia. Nie spodziewali się nawet, że to właśnie ona podsunie ten pomysł.
            - Pójdę z tobą - znów wyrwał się Tom, który nagle poczuł kopnięcie w kostkę. Spojrzał na Billa i już miał coś powiedzieć, kiedy ten mrugnął do niego porozumiewawczo.
            - Nie, nie, ja muszę najpierw do toalety, Patrizia, pójdziesz ze mną? - wykorzystała sytuację Lucienne.
            - Oczywiście, że pójdę - zgodziła się bez chwili namysłu, niczego nie podejrzewająca kobieta, a kiedy już obydwie się oddaliły, Tom zwrócił się do brata.
            - Co tu jest grane?
            - Tępy jesteś, wiesz? Jakbyś nie był moim bliźniakiem, pomyślałbym, że jesteś z innego ojca - odpowiedział mu Bill, wstając od stołu. - Jakby wróciły, to nie wiesz gdzie jestem - dodał, odchodząc w pośpiechu.
            - I tak nie wiem gdzie, mogę się tylko domyślać z kim… - powiedział Tom sam do siebie, uśmiechając się pod nosem.
~

            Całe towarzystwo jakie zlokalizowane było przy jej stoliku gdzieś przepadło. Już dłuższą chwilę siedziała sama, sącząc przyniesionego przez kelnera drinka. Było nawet kilku chętnych, którzy chcieli z nią zatańczyć, lecz odmawiała z uporem. Spojrzała na zegarek, była pierwsza. „Nic tu po mnie… Dopiję tylko drinka i wyjdę po angielsku” , pomyślała. Wydawało jej się, że od konfrontacji na parkiecie minęła cała wieczność. Właściwie chciała już być w domu i nie narażać się na śmieszność, ani żadne upokorzenia z jego strony. Było pewnie… Nie szukał jej, bo gdyby szukał to z pewnością by odnalazł, to przecież nie było wcale takie trudne. Nie ruszała się z miejsca, siedziała w nadziei, że przyjdzie. Znów się pomyliła i nie liczyła już na cud.
            Przesunęła opuszką palca po gładkiej, wilgotnej powierzchni szklanki. Jeszcze chwila, tylko dopije drinka...
            - Zatańczysz...?
            Zadrżała. Tembr jego głosu na nowo przywołał wspomnienia, ale teraz był jeszcze piękniejszy, aksamitny i zdawał się być głosem anioła. Ciepły dotyk męskiej, lecz delikatnej dłoni, jaki poczuła na nadgarstku, rozbudził wszystkie uśpione zmysły, a złe myśli rozpierzchły się w jednej sekundzie. A jednak wrócił...
            Podniosła na niego wzrok, napotykając to spojrzenie. Przez chwilę wydawało jej się, że było takie samo jak przed laty. Tak bardzo chciała w tych oczach znów zobaczyć miłość i uwielbienie. Wstała wolno, nie przerywając ani na chwilę wzrokowego kontaktu.
            Prowadził ją za rękę. Gdyby tylko zechciał, poszłaby teraz za nim wszędzie, zupełnie tak samo jak przed laty wstąpiłaby nawet na dno piekieł, gdyby ją tylko tam powiódł... Wiedziała jednak, że idą tylko na parkiet. Tylko, czy aż...?
            Znów nie mogła uspokoić szaleństwa i euforii w swoim sercu. Czuła ciepło jego dłoni, którą trzymał jej rękę w mocnym uścisku, bała się swojej reakcji, kiedy już obejmie ją na parkiecie, na który droga zdawała się trwać wieczność.
            Zatrzymał się. Poczuła w talii jego dotyk, a po chwili rozkołysał ją delikatnie w tańcu, wciąż patrząc jej w oczy. Tak bardzo chciała pokonać w sobie strach, coś powiedzieć, choćby to, jak bardzo tęskniła za nim przez te wszystkie lata, bez względu na to jaka będzie jego reakcja. Jeśli jego serce stanowi dla niej bryłę lodu, zrobi wszystko, aby rozkruszyć tę zamarzniętą powłokę, rozgrzeje je dla siebie swoją czułością i oddaniem, przypomni mu wszystkie najcudowniejsze chwile, jakie ze sobą przeżyli. Jeżeli cierpiał, wynagrodzi mu ten ból. W końcu to ona zwątpiła, zamiast walczyć o swoją miłość, przecież wiedziała jak bardzo ją kocha.
            Tysiące słów cisnęło jej się teraz na usta, tylko od czego zacząć?
            Tańczyli niemal tak samo jak przed laty, bez słowa patrząc sobie w oczy. Już obydwoje wiedzieli, że to co czują, dalekie jest od obojętności i braku jakichkolwiek uczuć. Przecież tak dobrze znali swoje reakcje. Przecież tak naprawdę przez wiele lat człowiek nie potrafi się zmienić.
            Przytulił ją bardziej. Teraz nie mogli już patrzeć sobie w oczy, ale za to doskonale czuli swoją bliskość i ciepło ciał. Zawładnęła nią kojąca błogość, kiedy jego obydwie dłonie powędrowały na jej plecy. Ona położyła mu swoje na ramionach. Opadające na nie długie kosmyki czarnych włosów, połaskotały ją przyjemnie.
            Jedynym jej pragnieniem było teraz wpleść w nie swoje palce, ale nie śmiała. Czuła jego gorący oddech we włosach i ze szczęścia chciało jej się płakać...
            Niech ta chwila się nigdy nie kończy, tak dawno już tego nie czuła. Mrowienie idące falą wzdłuż jej ciała było dowodem na to, że nie zapomniała co oznacza słowo pożądanie. Do tego, aby znów poczuć taką euforię, brakowało jej tylko ukochanego mężczyzny. Przymknęła na moment oczy. Cały świat wirował, kiedy znów je otworzyła.
            Nie chciała czekać ani chwili dłużej, bez względu na to jak on zareaguje.  
            - Bill... - wyszeptała mu do ucha.
            - Tak? - odpowiedział pytaniem, najczulej jak potrafił.
            - Ja nie zapomniałam...
            A jednak zrobiła ten krok i nie żałowała tego. Była pewna, że będzie wiedział, co chciała dać mu tym jednym zdaniem do zrozumienia. Wystarczyło tylko jedno jego przychylne słowo, a była gotowa mu wyznać jak bardzo tęskniła, jak wielką miłością wciąż go darzy.
            Jeszcze mocniej przytulił ją do siebie, a ciepło bijące od jego ciała sprawiło, że poczuła się tak, jakby traciła kontakt z rzeczywistością. Znów zakręciło jej się w głowie, kiedy jego usta dzieliły zaledwie milimetry od jej policzka.
            - Ja też nie zapomniałem... Każdej chwili dnia i nocy, to wszystko ciągle jest we mnie... - odpowiedział ciepłym, zmysłowym głosem, delikatnie podrażniając wilgotnymi wargami jej skroń.
            Z trudem powstrzymała zbierające się pod powiekami łzy szczęścia, tak bardzo chciała je przymknąć, lecz bała się, że jeśli to zrobi, wypłyną. Miała wrażenie, że to cudowny sen w którym właśnie spełnia się jej najskrytsze, najpiękniejsze marzenie, pielęgnowane uporczywie tak długo. Przez te wszystkie lata był jej ekstazą, najcudowniejszą fantazją, tylko myśl o nim pozwalała jej normalnie egzystować. Teraz jak filmowe klatki, zaczęły jej się przesuwać przed oczami obrazy wspomnień, cudownych, przeżytych z nim chwil.
            I wtedy właśnie nagle poczuła się tak, jakby traciła panowanie nad swoim ciałem. Fajerwerki w głowie i błyskawice tuż nad nią zastąpiła ciemność, a po chwili już nawet nie docierał do niej żaden dźwięk. Poczuła się tak, jakby odlatywała gdzieś w przestworza...