środa, 21 września 2016

Część 8.



Część 8.

„Widzę Twoją twarz, wciąż brakuje mi słów,
gdyby cofnąć czas, naprawić każdy zły ruch…
I nie ważne, że powiem jak bardzo mi żal
ciepła Twoich rąk,
Twych ust...
Tak bardzo mi brak..."
Kasia Kowalska – „Widzę Twoją twarz”

            Bill zachowywał się tak, jakby przywdział jakąś maskę obojętności i nawet przed swoim bratem nie chciał jej zdjąć. Ani drgnął, nadal udając skupionego na swojej pracy, choć w jego sercu szalała teraz burza. Chciał, bardzo chciał wiedzieć wszystko, znać nawet najmniejszy szczegół dotyczący jej. Oszukiwał sam siebie, że nic go to nie obchodzi, znów desperacko próbując zagłuszyć ból i zapomnieć przez te kilka dni, dzielących ich od nieszczęsnej soboty.
            Na próżno.
            - Nie chcę - odparł z udawaną obojętnością w głosie. - Jej pewnie też nic nie obchodzi co się ze mną działo przez te lata – Choć znów w jego wnętrzu wulkan wyrzucał gorącą lawę, on imponująco grał beznamiętność.
            Tom doskonale zdawał sobie sprawę, że mówi tak, bo jest zraniony. Tyle lat na nią czekał, miał nadzieję, że gdy wróci to właśnie ona będzie dążyć do spotkania, przynajmniej po to, żeby porozmawiać i wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć mu. Przecież nie miała pojęcia, że przed laty poznał jeden z powodów ich rozstania, choć nie mógł wiedzieć jakie inne jeszcze ją do tego skłoniły, ale przypuszczał, że skoro wówczas wciąż go kochała, to kolejnym było jego beznadziejne, szczeniackie zachowanie. Jednak pomijając motywy, jakie nią kierowały, niepodważalnym był fakt, że to ona go zostawiła. Uciekła, nadal go kochając, jak sama twierdziła w liście. Tylko, że teraz może po prostu wcale nie chciała go widzieć, bo już dawno nie płonęło w niej to uczucie, a wtedy, po wyjeździe zdołała szybko zapomnieć, podczas kiedy on umierał z żalu i bólu przez te wszystkie lata?
            - Pytała o ciebie... – powiedział ostrożnie Tom wpatrując się w brata i choć ten nadal nie okazał odrobiny zainteresowania, dobrze widział jak nieznacznie drgnęły mu zaciśnięte szczęki, dlatego też ośmielony, kontynuował; - Szkoda, że nie widziałeś wyrazu jej twarzy, kiedy wpadła Patrizia, ale nie od razu, a dopiero wówczas, kiedy Mark zapytał dlaczego nie przyszła z tobą.
            Po raz pierwszy od jego przybycia, Bill podniósł na niego swój wzrok. Tom dostrzegł w nim niepewność, tęsknotę, i jakąś szczególną melancholię. Choć od dawna nic nie mówił o miłości do niej, doskonale wiedział, że nigdy nie przestał jej kochać.
            Oparł łokcie o blat biurka i zasłonił dłońmi twarz. Chociaż nie wierzył w Boga, westchnął teraz do niego, jakby szukał pomocy:
            - Boże... Po co ona tu wróciła...? Ja oszaleję...
            Tom przyjrzał się bratu z uwagą. Wyobrażał sobie, co musiał czuć od kilkunastu dni. Całe jego dotychczasowe, w miarę poukładane życie legło w gruzach, a po spokoju pozostały zgliszcza. Chciał mu pomóc, ale czas jaki upłynął od jego rozstania z Babette, na pewno nie był sprzymierzeńcem dla obojga. Tyle przez nią wycierpiał, tyle złego się wydarzyło, miał jej za złe, że tak postąpiła. Właśnie wtedy wyleczył się zupełnie z tego zadurzenia, a nawet wydawało mu się, że ją za to wszystko znienawidził. To przez nią mieli tyle problemów z Billem, to z jej powodu załamał się wówczas. Ale to rozstanie nie niosło ze sobą tylko samego zła, były też i dobre strony; jeszcze nigdy spod jego palców nie wyszło tyle pięknych tekstów, przepełnionych bólem i goryczą. To właśnie w tamtym czasie wydali najlepszą płytę, która szybko pokryła się platyną, a zespół zdobył niezliczoną ilość nagród.
            Bill odsunął dłonie od oczu. Tom nadal nie spuszczał z niego wzroku. W końcu powiedział:
            - Wróciła dla ciebie, ona cię nadal kocha...
            Widział, jak na jego twarzy drga niemal każdy mięsień.
            - A ty skąd wiesz? - Spojrzał na niego po chwili, ironicznie się uśmiechając. - Powiedziała ci to?
- Nie, widziałem to w jej oczach kiedy o tobie mówiła...
            Bill roześmiał się głośno, jednak był to śmiech zabarwiony nutą goryczy.
            - Tak... - odezwał się po chwili, rzucając na biurko długopis. - Tak bardzo mnie kocha, że nie chciała mnie widzieć... Zresztą, gdzie była przez te wszystkie lata, kiedy ja tu zdychałem? Teraz wróciła? Teraz? Kiedy jakoś się wreszcie pozbierałem?! To nie ona siedziała przy mnie dwa dni w szpitalu, kiedy prawie zapiłem się na śmierć! - krzyknął w końcu.
            Tkwiło to w jego sercu jak drzazga, jej słowa, że jeszcze nie jest gotowa na to spotkanie... Nie potrafił się z tym uporać, ani w żaden sposób wytłumaczyć samemu sobie tych słów. Skoro wciąż coś do niego czuła, dlaczego zwlekała ze spotkaniem? Przecież to ona uciekła i ona wróciła, czy nie należały mu się choćby jakieś słowa wyjaśnienia? Trzymał się tego resztką sił, jak jakiegoś koła ratunkowego. Bał się sam siebie, bał się, że nie wytrzyma i do niej pójdzie. Przecież niczego innego nie pragnął...
            - Nie chcę jej bronić, wiesz, że zawsze ją winiłem za to wszystko, ale ona się boi, wie, że jesteś z Patrizią i nie wie nic poza tym...
            - Była u ciebie z tym dupkiem? - zapytał nagle Bill.
            - Masz na myśli tego Martina co z nim wyjechała?
            Bill potwierdził pytanie Toma skinieniem głowy.
            - Nie, on nie żyje, zginął w jakimś wypadku motocyklowym na początku roku.
            Bill patrzył na brata bez słowa. To co usłyszał, zwyczajnie go zaskoczyło i sprawę jej powrotu stawiało teraz w zupełnie innym świetle. Znów poczuł wszechogarniającą wściekłość i ogromny zawód.
            - To dlatego wróciła... Gdyby nie to, że została tam sama, jej noga by tu nie postała i ty jeszcze mi mówisz, że ona wciąż mnie kocha? - powiedział cicho. Tom patrzył na niego z wyczekiwaniem. Bał się, że za chwilę z jego ust wypłynie lawina złorzeczeń, jednak Bill po dłuższej chwili, rzucił tylko: - Cóż za ironia losu! Teraz ona jest sama, a ja kogoś mam... I tak już pozostanie - dodał i uśmiechając się jakby z satysfakcją, sięgnął po papierosy leżące na biurku, częstując brata. - Chcesz?
            - Daj, zapalę - odparł Tom, sięgając po używkę. Nastała chwila ciszy, a w powietrzu unosiły się białe smugi papierosowego dymu.
            - Wróciła tylko z córką - dokończył swoją wypowiedź Tom. Bill spojrzał na niego nagle, jak rażony piorunem.
            - Z córką? - powtórzył jak echo.
            - No z córką, ma córkę.
            - No to chyba już wszystko wiem...
            - Co wiesz? - zdziwił się Tom, jednak Bill nie odpowiedział na pytanie brata, tylko sam zadał mu kolejne.
            - Ile ta córka ma lat?
            - Chyba piętnaście, coś koło tego. Mówiła, ale nie pamiętam dokładnie.
            - Do jakiej chodzi szkoły? - znów zapytał Bill.
            - Nie wiem, co ty tak z tą córką? - poirytował się Tom.
            - Jaki ten świat jest mały... - westchnął nagle bliźniak - Ona jest chyba dziewczyną Maxa. Właściwie to raczej na pewno…
            - Co? – Brat wytrzeszczył oczy.
            - Była tu, widziałem ją, jest taka do niej podobna, w dodatku mówiła, że ma w domu taki sam kominek. Tom, to nie może być zbieg okoliczności... - Bill nagle wstał i przeczesując palcami czarną czuprynę podszedł do okna. - Jestem pewien, że to była ona...
            - Ale jak to?
            - Nie wiem Tom, znowu jakaś cholerna ironia losu, Max się z nią spotyka od jakiegoś czasu, chodzą do tej samej szkoły. Mówiła, że w sierpniu wróciła ze Stanów, jeszcze raz powtarzam; to nie może być zbieg okoliczności, za wielkie podobieństwo, zbieżność faktów - zaakcentował ostatnie słowa i znów usiadł, rozmyślając nad tym wszystkim, zapatrzony w okno i jakby zupełnie nieobecny.
            - Ale numer… - skwitował Tom, zaciągając się papierosowym dymem.
            - I jak ja mam tam teraz iść...? - powiedział Bill po chwili. - O niczym innym nie myślę, a jednak mam obawy...
            Zdezorientowany brat spojrzał na niego ze zdziwieniem. W jednej chwili zmienił temat, a on zupełnie nie pojmował o czym mówi.
            - Gdzie? - zapytał, marszcząc czoło.
            - Przecież niedługo jest to cholerne siedemdziesięciolecie wytwórni... Jeśli będzie chciała mnie spotkać, doskonale wie, że tam będę.
            - No, ona też tam prawdopodobnie będzie. Przynajmniej jak pytałem, to potwierdziła.
            - Właśnie...
            - Ale czego ty się właściwie boisz? - zdziwił się Tom.
            Bill przez chwilę w milczeniu popatrzył bratu w oczy. Cała przeszłość, niczym przyspieszone kadry filmu przebiegła mu przed oczami, gala, za galą, wszystkie dobre i złe zdarzenia. Odwrócił na chwilę spojrzenie, aby ponownie wbić je w oczy bliźniaka, po czym cicho odparł;
            - Teraz mogę się bać już tylko siebie...

~

            - Przyniosłam ci to zaproszenie. Idziesz sama czy z kimś? - zapytała Julia z tajemniczą miną, wchodząc do gabinetu Babette.
            Przyjaciółka spojrzała na nią z ironicznym uśmiechem. Wiedziała, kogo ma na myśli, ale wiedziała też, że Julia żartuje. Choć minęły już trzy miesiące od jej powrotu, ona wciąż nie spotkała go ani razu.
            - Nie wygłupiaj się, dobrze? Z kim niby miałabym iść?
            - Myślałam, że może masz jakąś osobę towarzyszącą, a może ci kogoś naraić? - skrzywiła się, jakby w obawie, że zaraz dostanie po głowie.
            - Daj spokój Julia, jeśli mnie przygarniecie to pójdę z wami, nie chcę żadnych przydupasów - powiedziała Babette stanowczo. Przyjaciółka wciąż przyglądała jej się wnikliwie.
            - Wiesz, że możesz go tam spotkać?
            - Wiem, i wiem też od Toma, że raczej na pewno tam będzie, no i co z tego? - zapytała niby od niechcenia, jakby okłamywała samą siebie, że to nic nie znaczy. Jednak Julia wiedziała, że o niczym innym nie marzyła od powrotu. – Kiedyś w końcu ta chwila będzie musiała nieuchronnie nadejść, nie mam zamiaru się przed nim ukrywać, ani też go unikać.
            - Ale on może być z nią.
            - Przecież już ją widziałam, wiem, że może być z nią, raczej na pewno będzie z nią - odparła Babette z bólem serca. - Nic na to nie poradzę. Jest młodsza, piękna, wyleczyłam się ze złudzeń tamtego wieczoru...
            Zapatrzyła się przed siebie, przerywając na chwilę układanie dokumentów. W tamtą noc, po powrocie do domu długo płakała. Jak do tamtego wieczoru miała jeszcze namiastkę nadziei i marzeń, tak wówczas pogrzebała je w jednej chwili. To wszystko sprawiało ogromny ból. Wyrzucała sobie, że była głupia jeśli na cokolwiek liczyła, ale przecież kochała, wciąż kochała, nie umiała wyrzucić z serca tej miłości, dlatego ciągle marzyła o tym spotkaniu. Do tamtego wieczoru, przy życiu trzymała ją wiara, że on nie zapomniał, że może jeszcze jest dla nich jakaś szansa… I choć tak naprawdę nie myślała o realnym powrocie, jednak wierzyła uparcie, że kiedyś nastąpi ta chwila. To przecież dla niego przez tyle lat tak bardzo o siebie dbała, dla niego zachowała nienaganną figurę katując się na siłowni, to o nim myśląc, wcierała w swoje ciało co wieczór drogie balsamy. Tyle razy leżąc wieczorem w łóżku, wyobrażała sobie to spotkanie. Z myślą o nim zasypiała i z myślą o nim budziła się. Nawet wtedy, kiedy żył Martin, miała nadzieję, wręcz wierzyła, że to kiedyś się stanie. Nie potrafiła wyobrazić sobie nigdy tego miejsca, ale zawsze widziała w marzeniach jego twarz i te oczy, to namiętne spojrzenie przeznaczone niegdyś tylko dla niej. Teraz te oczy patrzyły z podziwem pewnie na tamtą kobietę...
            Westchnęła cicho.
            - Skąd możesz to wiedzieć? A jeśli on wciąż do ciebie coś czuje? - zapytała po chwili Julia. - Ta płyta po waszym rozstaniu, była taka piękna, te piosenki pełne bólu i goryczy... Kupiłam ją i słuchałam, mając was przed oczami...
            - Przestań, proszę... - szepnęła Babette, patrząc na nią wzrokiem pełnym smutku. - Mam tę płytę, znam na pamięć każdą piosenkę... Wtedy może jeszcze kochał, ale teraz? Nie łudźmy się, który mężczyzna kochałby kogoś z kim nie jest, przez ponad szesnaście lat? To tylko kobiety są takie...
            Bolało i to bardzo, ale jeżeli był teraz szczęśliwy z tamtą kobietą, nie pragnęła go dla siebie. Ważny był tylko on i liczyła się tylko jego idylla. Tyle wycierpiał po ich rozłące, zasługiwał teraz na wszystko co najlepsze. Jeśli kocha tamtą, przecież nie odbierze go siłą i nie jest w stanie zrobić nic, tym bardziej jeżeli stanowią rodzinę. Nie, dokąd w ogóle zmierzają jej myśli...? Przecież to on musiałby tego chcieć. Może pamięta, ale czy nadal coś czuje...?
            Wracała do domu piechotą, nie myśląc o niczym innym. O ile w Stanach potrafiła minimalizować tęsknotę, to od powrotu tutaj wszystko napierało na nią ze zdwojoną siłą i nie umiała już myśleć jedynie o innych, codziennych, przyziemnych sprawach. W jej głowie i w każdej myśli gościł on. Chciała iść na to przyjęcie, na którym pewnie znów zbierze się snobistyczna śmietanka show-biznesu, chociaż nienawidziła takich imprez, to teraz pragnęła tam być, choćby tylko po to, aby go spotkać. Zachowała w pamięci jego obraz sprzed lat, choć potem też widywała w internecie jego zdjęcia, jednak w ostatnim czasie w ogóle zaprzestała ich oglądania. Teraz, kiedy wróciła, też nie szukała aktualnych. Niejednokrotnie podczas rozmowy, Lucienne chciała jej pokazać jedno z tych, jakie miała w telefonie, ale Babette odmawiała, usilnie się przed tym broniąc. Jeśli miałaby go teraz zobaczyć, bardzo chciała móc oglądać go na żywo, nie na fotografii.                     
Miała czasem nadzieję, że spotka go przypadkiem, gdzieś w telewizyjnym holu, marzyła nawet, że może sam pojawi się w jej biurze, ale niestety, nic takiego się nie wydarzyło. A przecież wiedział, musiał wiedzieć od Toma, gdzie może ją znaleźć. Widocznie on nie pragnął tego spotkania. Może już o niej nie myślał w ten sposób, może nigdy nie wybaczył jej tej ucieczki, a może po prostu był zbyt dumny, by do niej przyjść?
            Świeży śnieg właśnie przysypał szarość jesiennych ulic Berlina. Jego małe gwiazdki błyszczały i mieniły się w świetle latarni, które przed godziną właśnie się zapaliły. Może i dobrze się złożyło, że to dzisiaj jej samochód nie odpalił, mogła teraz delektować się tą pierwszą oznaką zimy, a spacer dobrze jej zrobił.
            Do domu dotarła w zupełnie dobrym humorze.
            - Cześć mama - Powitał ją szczebiotliwy głos Amy. Już wiedziała, że córka miała dobry dzień.
            - Cześć skarbie, widzę, że ty cała w skowronkach - uśmiechnęła się.
            - No jak zwykle ostatnio. Byłam z Maxem na spacerze, dzisiaj taki piękny dzień - odparła dziewczyna radośnie.
            - A jak w szkole?
            - Dobrze, ale nie było dzisiaj ocen. Mama... - zaczęła Amy niepewnie.
            Babette rozebrawszy się, weszła do salonu, który teraz był też jej sypialnią i usiadła na kanapie.
            - Zaraz pogadamy kochanie, tylko zrób mi proszę kawę... - poprosiła córkę.
            - Jasne - dziewczyna ochoczo wkroczyła do kuchni, z zamiarem zaparzenia kawy, o którą poprosiła ją mama.
            Babette wiedziała, że Amy będzie miała do niej jakąś prośbę. Pomyślała teraz, że może właśnie dzisiaj uda się wolno wprowadzić córkę w jej tajemnicę, może to jest właśnie ten dobry dzień? Nie miała oczywiście zamiaru od razu powiedzieć jej o wszystkim, wiedziała, że to zbyt delikatna sprawa, chciała to zrobić małymi kroczkami, stopniowo.
            Amy postawiła przed nią filiżankę z pachnącą używką, siadając obok mamy.
            - Teraz skarbie cię słucham - Babette z uwagą popatrzyła na córkę.
            - Bo wiesz, niedługo są Mikołajki i chciałabym coś kupić Maxowi, rozumiesz... - zaczęła Amy nieśmiało.
            - I pewnie chcesz więcej pieniędzy?
            - No nie przeczę, że by się nie przydały, ale mi chodzi o coś innego...
            Babette spojrzała na córkę podejrzliwym wzrokiem.
            - No nie patrz tak - roześmiała się Amy - Chciałam się tylko poradzić co mam mu kupić.
            - Jego rodzice są bogaci, tak? - spytała Babette.
            - No tak, właściwie ma wszystko, dlatego mam problem.
            - To kup mu jakiś drobiazg, coś od serca, żeby mógł nosić przy sobie, żeby kojarzył mu się z tobą. Nosi coś na szyi?
            - Nosi srebrne łańcuszki.
            - To może jakiś wisiorek mu kup? Może bransoletkę, albo jakiś talizman, tylko żeby nie był zbyt duży. No nie wiem sama, nie znam jego stylu, ale myślę, że sobie jakoś poradzisz - uśmiechnęła się Babette i przytuliła córkę. - A teraz ja potrzebuję twojej rady - dodała po chwili.
- Coś się stało? - Amy spojrzała na mamę z niepokojem.
- Nie, nic takiego, w sobotę idę na przyjęcie.
- O, to mam wolną chatę! - zaklaskała w dłonie Amy.
            - No, no... - Pogroziła jej palcem rodzicielka. - Tylko mi tu grzecznie.
            - Mama... - westchnęła oburzona - Myślałam o tym, żeby Agnes mogła u mnie nocować, o niczym innym - roześmiała się dziewczyna.
            - A, to chyba że tak - zgodziła się Babette - A wracając do tego przyjęcia, to może doradziłabyś mi w czym mam pójść?
            Dziewczyna spojrzała na nią z tajemniczym uśmiechem.
            - Znaczy się, będzie ktoś wyjątkowy?
            - Będzie, a przynajmniej powinien być - odparła szczerze Babette. W tej właśnie chwili zamierzała wyjawić córce część prawdy, jaką skrywała przed nią do tej pory. - To jest ktoś, kogo kiedyś bardzo kochałam... - zawahała się - Dla kogo tak naprawdę chciałam tu wrócić, i myślę, że nadal go kocham...
            Amy zamarła, patrząc na matkę ze zdziwieniem. Nie ukrywała, że to co od niej usłyszała, jest w pewnym sensie szokiem, chociaż od dawna domyślała się, że chęć jej powrotu do Niemiec nie jest spowodowana ani tęsknotą za ojczystym krajem, ani też za dziadkami, jak wcześniej utrzymywała. Dziewczyna czuła, że jest to związane z jej przeszłością i z kimś, kto w tej przeszłości był dla niej kimś bardzo ważnym. Ale zaraz, zaraz… Co ona przed chwilą powiedziała? Nadal tego kogoś kocha? Z tego wniosek, że nigdy nie kochała jej ojca?! Nie zamierzała tego teraz przemilczeć.
            - Ale jak to? To znaczy, że nigdy nie kochałaś taty? - zapytała wprost dziewczyna, w jej tonie głosu była nuta przykrości. Amy była zdziwiona, nie miała o tym wszystkim pojęcia Nie była już dzieckiem i doskonale wyczuwała, że pomiędzy jej rodzicami nie ma tej szalonej miłości i jawnej namiętności, ale wydawało jej się, że mimo to kochali się, dla niej tych dwoje najbliższych osób było ideałami.
            - Kochałam, oczywiście, że kochałam, ale bardziej jak przyjaciela, czy brata. Choć bardzo chciałam, nigdy nie udało mi się go pokochać taką miłością, jakiej on oczekiwał… - odparła Babette, starając się jak najdelikatniej przygotować córkę na kolejne wiadomości.
            - Wiedział o tym?
            - Z pewnością wiedział, chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy… - westchnęła. - I to w tym wszystkim najbardziej mnie bolało. Przepraszam, jeśli się na mnie zawiodłaś, ale musiałam ci to wyznać - powiedziała, chwytając córkę za ręce. Amy patrzyła na matkę ze współczuciem. Tyle lat była z człowiekiem, którego darzyła tylko przyjaźnią i miała wrażenie, że zrobiła to tylko dla niej, po to, aby jej dzieciństwo było najlepsze. Na pewno miała spokojne i bezpieczne życie, ale przecież kochając wciąż kogoś innego, nie mogła być w pełni szczęśliwa...
            - Kocham cię mamo, wierzę, że jeszcze będziesz szczęśliwa - powiedziała Amy cicho, przytulając się do rodzicielki, która pocałowała ją w czoło. Przez chwilę trwały tak w milczeniu, każda z nich błądziła we własnych myślach, które dotyczyły tego samego mężczyzny, albo też chłopca, któremu Babette oddała wiele lat temu swoje serce i nigdy go nie odzyskała. I właśnie w tej chwili Amy przypomniała sobie o małym, czerwonym pudełeczku, gdzie kobieta przechowywała swoje skarby z przeszłości. To zdjęcie chłopaka, które widziała dawno temu… Tak, to z pewnością musiała być ta jej miłość. Nie mogła pominąć tego milczeniem, skoro matka wyjawiła jej swoją tajemnicę, postanowiła ją i to zapytać, a jednocześnie przyznać się do swojego ówczesnego uczynku.
            Odsunęła się teraz delikatnie, tak, aby mogła jej spojrzeć w oczy.
            - Mogę cię o coś zapytać?
            - Oczywiście skarbie – uśmiechnęła się ciepło Babette.
            - Czy to zdjęcie chłopaka, które masz w tym czerwonym pudełeczku… - zaczęła Amy nieśmiało. – Czy… czy to jest on?
            - Wiedziałam, że ciekawość zmusi cię, aby tam kiedyś zajrzeć – roześmiała się matka, marszcząc czoło i usilnie nad czymś rozmyślając. – Tylko zastanawiam się, kiedy ty to zrobiłaś? Przecież jest zamknięte.
            - Przepraszam, wiem, że nie powinnam, w końcu to twoje osobiste sprawy… – Amy popatrzyła na mamę z miną skarconej dziewczynki, chociaż z tonu głosu rodzicielki, można było wywnioskować, że nie ma jej tego za złe. – Zajrzałam dawno, jak jeszcze byłyśmy w Stanach, kiedyś zostawiłaś je otwarte na łóżku.
            Babette pokiwała tylko głową i z nostalgią w spojrzeniu uśmiechnęła się, odpowiadając cicho.
            - Tak to on... Jeśli chcesz, mogę ci pokazać wszystko co tam jest.
            - Jasne, że chcę! – Amy zabłyszczały oczy, pełna radości, aż podskoczyła na kanapie. Pamiętała jak przez mgłę tę fotografię, ale na pewno nie na tyle aby rozpoznać uwiecznionego na niej człowieka.
            Matkę rozbawił entuzjazm córki, wstała i podeszła do komody, aby wyjąć przedmiot pełen tajemnic. Lecz jak na złość, niemal w tej samej chwili rozdzwoniła się komórka dziewczyny.
            - To Max – powiedziała uradowana, spoglądając na wyświetlacz. – Odbiorę i zaraz jestem – Uśmiechnęła się, znikając za drzwiami swojego pokoju. Kiedy po chwili wróciła, Babette siedziała, czekając na nią z pudełkiem, w którym zaklęte były te wszystkie, najpiękniejsze chwile. Wszystko to trzymała teraz w swoich dłoniach, wyraźnie rozczulona, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Odkąd tu wróciły nie zaglądała do niego, nie chcąc budzić w sobie uśpionego demona tęsknoty, który już i tak nie dawał jej spokoju.
            - Mogę wyjść? – zapytała Amy z udawanym żalem. – Max czeka na mnie pod domem, znowu chce mnie wyciągnąć na spacer…
            - No idź, skoro czeka, pogadamy innym razem. – westchnęła kobieta, która rozumiała, że dla jej córki teraz o wiele ważniejszy jest stojący na ulicy przystojniak, niż przykurzone wspomnienia matki.
            - Dzięki mama, a o kreacji porozmawiamy wieczorem.
            Czerwone pudełko znów wróciło na swoje miejsce w komodzie.

~

            Od kilku minut stała przed lustrem, gładząc idealnie przylegający do jej ciała, materiał czerwonej sukni.
            - Jesteście pewne, że ta będzie lepsza? - Babette skrzywiła się nieco, patrząc na dziewczęta.
            - Oczywiście, mamo! - Niemal krzyknęła Amy. - W tej wyglądasz młodziej.
            Babette westchnęła głośno i spojrzała na Agnes, jakby szukając w jej minie potwierdzenia.
            - Naprawdę wygląda pani świetnie - powiedziała dziewczyna z przekonaniem w głosie. - Ślicznie pani w tej czerwieni.
            Amy poprawiła jeszcze zawieszony na delikatnym łańcuszku wisiorek, który właśnie przekręcił się na szyi mamy. Odeszła kilka kroków, aby móc krytycznym okiem przyjrzeć jej się z dalszej odległości, po czym znowu podeszła, wyciągając zwinnym ruchem kilka kosmyków z misternego upięcia na głowie Babette i okręciła je na palcu, utrwalając lakierem do włosów, który podała jej Agnes.
            Znowu odeszła i patrząc na matkę z podziwem, powiedziała z dumą;
            - Jesteś piękna mamo... Wszyscy faceci padną na twój widok.
            Babette roześmiała się, puszczając córce oczko.
            - Wystarczy mi jeden.
            Obydwie wiedziały, co ma na myśli. Przez te dwa dni, dzielące je od rozmowy, aż do obecnej chwili, nie wróciły już do tego tematu. Nie było odpowiedniego momentu, ani też nastroju, jednak Babette wiedziała, że w końcu kiedyś ten czas nadejdzie.
            Teraz jednak, najważniejszy był ten wieczór. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak bardzo może on zaważyć na jej dalszym życiu.
            Ostatnie poprawki makijażu, ostatnie spojrzenie w lustro. Była gotowa i jak zapewniały ją dziewczyny, wyglądała pięknie.
            - Dziękuję wam, co ja bym bez was zrobiła? - zwróciła się do nich z uśmiechem. Amy chwyciła ją za ręce i uścisnęła mocno.
            - Powodzenia mamo...
            Niemal w tej samej chwili zagrała melodyjka w komórce Babette, co oznaczało, że taksówka, którą przyjechali po nią Julia i Sven, już czeka. Przypomniała sobie teraz pewien wieczór sprzed lat. Podobno historia lubi się powtarzać... Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, bo mimo upływu czasu doskonale pamiętała tę noc. Teraz nie było nawet cienia szansy, na choćby podobny bieg wydarzeń. Dziś po prostu nie chciała jechać tam sama, zresztą nawet nie byłoby to w dobrym tonie.
            Bała się. Całą radość, jaką jeszcze wczoraj czerpała z nadziei, że prawdopodobnie wreszcie go zobaczy zabijał strach i to było jedyne uczucie jakie towarzyszyło jej w drodze na przyjęcie. Nie wiedziała ile czasu dzieli ją od tego momentu, nie wiedziała jak to się stanie i nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić, możliwe było, że on w przeciwieństwie do niej, nawet teraz o tym nie myśli, a jego spojrzenie nie będzie szukać jej w tłumie, ale głowę Babette nieustannie wypełniał i zaprzątał widok chłopca sprzed lat, chociaż teraz był już zapewne bardzo przystojnym mężczyzną…
            Za kilkanaście minut, a może za kilkadziesiąt, znowu go zobaczy. Zresztą nieważne za ile, przecież czekała na to całą wieczność, czym więc teraz był ten krótki czas dzielący ją od tego spotkania? Czuła suchość w gardle i duszące emocje. Niemal słyszała bicie swojego serca. I te dziesiątki bombardujących jej umysł pytań… Jaka będzie jego reakcja na to spotkanie? Co powie? Czy będzie miły, czy raczej oschły? A może nawet nie zaszczyci jej swoim spojrzeniem?
            Przez tyle lat układała w głowie scenariusz tej chwili najpiękniej jak potrafiła, a teraz żadnego z nich nie umiała sobie nawet przypomnieć. Omotana obawami czuła jak drżą jej dłonie. Powinna była jednak wziąć coś na uspokojenie, przecież nie może zachować się jak rozhisteryzowana panna na widok swojego idola, nie może nikomu pozwolić poznać po sobie, jak bardzo jest roztrzęsiona i stremowana, a już najbardziej jemu. Tak bardzo czekała na ten wieczór… Jednak co będzie wówczas, jeśli on się tam nie pojawi? Ta myśl sparaliżowała ją strachem niemal doszczętnie…
            Wreszcie dojechali na miejsce. Drzwi taksówki otworzył jej elegancko ubrany mężczyzna z obsługi. Wysiadła i zatrzymała się, czekając aż zrobią to samo Julia i Sven. Czuła jak cała kostnieje, nie wiedziała jednak, czy powodem tego jest tylko zimowa aura i padający śnieg, czy ogarniająca ją, wszechobecna w każdej komórce jej ciała, panika.
            Tuż za nimi podjechała następna taksówka; „A jeśli za chwilę z tego auta wysiądzie on ze swoją kobietą?”, pomyślała z przestrachem. Teraz zesztywniała na dobre, nie czuła nóg, nie mogąc zrobić ani jednego kroku w swoich eleganckich szpilkach.
            - Chodźmy - usłyszała ponaglający głos Julii, która ruszyła w kierunku wejścia.
Nie mogła, nie potrafiła się poruszyć, sparaliżowana strachem, stała jeszcze dobrą chwilę, ściskając w dłoniach małą, wieczorową torebkę.
            - Babette! - zawołała ją Julia, spod samych drzwi lokalu. Ruszyła wolno z miejsca w jakim jeszcze przez chwilę stała bez ruchu, sparaliżowana obawą. Czuła jak pulsują jej skronie, jak łomocze jej serce, jak drżą uda. Byleby tylko tam wejść, może wówczas nieco się uspokoi. Lecz jak ma to uczynić, kiedy na każdym kroku będzie wypatrywała jego…?
            Zdejmując płaszcz w szatni, dyskretnie rozglądała się wokoło. Spostrzegła kilka  znajomych osób z dawnych lat, których jeszcze po powrocie nie widziała. Ogarnęła ją głęboka nostalgia za utraconym… I znów ta świadomość, że minęło tyle czasu, a ona już nie ma niespełna trzydziestu lat.
            Jej sylwetka odbijała się w tafli wielkiego, wiszącego w hallu lustra. Zawsze tak krytyczna w stosunku do siebie dziś doskonale wiedziała, że wygląda świetnie, ale miała także świadomość, że przybyłych jej przez ten czas lat nie jest w stanie wymazać nic…
            Na sali bankietowej było dość tłoczno.
            - Ciekawe ilu zaprosili gości? - rzuciła w kierunku Julii.
            - Jak widać, całe mnóstwo - odparła przyjaciółka. - Pewnie spotkasz wielu starych znajomych - dodała, porozumiewawczo się uśmiechając.
            - Julia... - dobitnie wypowiedziała jej imię Babette – Ja i tak już ledwo żyję, a ty jeszcze musisz drwić?
            - Ależ ja wcale nie drwię, to przecież prawda.
            - Zapraszam państwa do stolika, jaki macie państwo numer? - odezwał się kelner, który właśnie podszedł do nich, jako nowo przybyłych gości z zamiarem wskazania im ich miejsc.
            - Dwadzieścia siedem - odparł Sven.
            - Bardzo proszę za mną.
            Ruszyli posłusznie za mężczyzną. Przy ich stole siedziało już kilka znajomych osób z telewizji i właściwie tylko ich miejsca były wolne. Przywitali się ze wszystkimi.
Najpierw podano gorące danie, a punktualnie o dwudziestej pierwszej wygłosił przemowę z podziękowaniami sam prezes i wzniesiono toast szampanem. Potem wystąpiły gościnnie trzy, związane z wytwórnią zespoły. Przez cały ten czas Babette dyskretnie sięgała spojrzeniem najdalej jak tylko mogła, jednak sala bankietowa miała  kształt równoramiennego krzyża, a rozstawione na wszystkich czterech stronach stoliki i jednocześnie dzielący ich ogromny, taneczny parkiet, gdzie odbywała się cała część oficjalna, niezmiernie utrudniały tę obserwację, poza tym pewne miejsca były wręcz niedostępne dla jej spojrzenia. W chwili, kiedy rozbrzmiała taneczna muzyka i większość ludzi ruszyło na parkiet mogła dostrzec jedynie tańczące w pobliżu jej stolika pary i obserwacja czegokolwiek poza tym, była wręcz niemożliwa. Zastanawiała się, czy on w ogóle tu jest, ale pewne było to, że zajmuje stolik w towarzystwie swojego brata, a jego także nigdzie nie zobaczyła. Z pewnością mieli swoje miejsca gdzieś w odleglejszej części sali.
            - Zatańczysz? - zapytał siedzący obok Jurgen, kolega z działu programów sportowych.
            - Jasne - zgodziła się ochoczo nawet nie z samej chęci tańca z kolega, ale wiedziała, że z tej pozycji będzie mogła dostrzec o wiele więcej, jednak jej marzenie wciąż pozostawało niespełnione.
            Po skończonym tańcu, podeszła ze swoim partnerem do rozmawiających nieopodal przyjaciół. Starała się być spokojna i z pewnością w tej chwili w sukurs przyszedł jej alkohol. Stała z nimi sącząc szampana, którego kolejną lampkę podał jej Jurgen, jednak dyskretnie wciąż wędrowała wzrokiem po sali, w nadziei napotkania upragnionego spojrzenia. Na samą myśl o tym, jej ciało znów oplatał swoimi niewidzialnymi dłońmi strach, a jednocześnie słodkie podniecenie, które umiejscowiło się upojnym mrowieniem gdzieś w okolicy podbrzusza.
            A jeśli już go zobaczy, jak ma się zachować? Czy ma do niego podejść, porozmawiać…? Co za bzdura! Niby jak ma to zrobić i co wówczas miałaby powiedzieć? Po tylu latach, po tym co mu zrobiła swoją ucieczką ot tak po prostu, podejść i zapytać: „Cześć Bill, kopę lat! Jak leci?”. Ironicznie uśmiechnęła się sama do siebie. Ta myśl była chora, identycznie bzdurna jak wszystkie inne, już nieco bardziej racjonalne wyobrażenia tej chwili...
            - Coś nasza amerykanka zamyślona dzisiaj... - Próbował zagadać Jurgen.
            - Nie, dlaczego? - Uśmiechnęła się na odczepne. Z całego towarzystwa tylko Julia wiedziała co tak naprawdę dolega przyjaciółce, dlatego też wyręczając ją odrobinę, dość szybko dodała;
            - Po prostu dawno nie była w Niemczech na tego typu imprezie.
            - I jakie wnioski? - pociągnął temat mężczyzna.
            Trudno jej było teraz składnie polemizować na ten temat, tym bardziej, że z nerwów szybko zasychało jej w ustach i co chwilę musiała nawilżać je kolejnym łykiem szampana. Pomyślała, że jeśli tak dalej pójdzie, z pewnością upije się błyskawicznie, bo przecież przez cały ten dzień prawie nic nie jadła, nie mogąc niczego przełknąć. Mimo to musiała jakoś się zachować, nie mogła przecież stać tu jak słup soli i tylko się rozglądać jak jakaś zdesperowana kobieta.
            - Niewiele się zmieniło, ten sam snobizm. Zawsze mnie to drażniło - odparła z ironią w głosie. - Niektórzy tacy sztywni, tyle lat mnie tu nie było, a wcale się nie zmienili, weźmy na przykład Dagmar Wagner. Jak była pusta tak jest, na dodatek jak widać, wciąż lubi kolor różowy.
            Wszyscy zaśmiali się na tę uwagę, a Babette znów zbłądziła wzrokiem po sali. Tym razem jednak oddaliła od siebie tęsknotę i rozglądała się poszukując spojrzeniem innych starych znajomych. Zadziwiające było to, jak bardzo zachowanie niektórych po tylu latach się nie zmieniło. Obserwowała ludzi z uśmiechem na twarzy, niekiedy wymieniając swoje uwagi na ich temat z Julią, a chwilami wręcz z premedytacją co poniektórych obgadując. Strach na tę chwilę opuścił ją, czuła się już bardziej swobodnie i naturalnie, śmiejąc się i żartując. I kiedy właśnie chciała wygłosić kolejne, przemyślane zdanie, wtedy wraz z uśmiechem, wciąż jeszcze niewypowiedziane słowa zastygły na jej ustach jak krople wody, które nagły powiew mroźnego wiatru zamienił w kryształki lodu, po czym w kilka sekund zepchnął całe jej ciało w lodową rozpadlinę. Miała wrażenie, że uchodzi z niej życie…
            Stała, nie czując nóg, myślała, nie rozumiejąc znaczenia żadnej myśli, wokół panował gwar wdzierający się w zmysł jej słuchu wysokimi decybelami, lecz ona zdawała się nie słyszeć niczego… Ogarnęło ją odrętwienie, świat zawęził się i skurczył tak, jak gdyby za chwilę miał przestać istnieć, a serce nagle przyspieszyło bijąc głośno, donośnie, jakby ten dźwięk miał zaraz wypełnić salę, niczym płynąca z głośników muzyka.
 Wśród gwarnego tłumu gości w wieczorowych kreacjach, niemal na wprost, dostrzegła to jedyne, czekoladowe spojrzenie oczu, które widziała każdej nocy, o którym marzyła i które nawiedzało jej sny przez wszystkie te lata... Jedno z jej wszystkich marzeń właśnie się spełniło.
            Po ponad szesnastu latach spojrzenia Babette Chardin i Billa Kaulitz, spotkały się ponownie...


16 komentarzy:

  1. Definitywnie jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów, sytuacji, choć tę, która podbiła moje serce znasz dokładnie. Nie będę mówiła o tym tutaj, bo nie chcę zdradzać fabuły, za co mogłabyś mnie zabić ;))
    Biedna Babette tak się denerwowała przed tym balem, że wręcz czułam w żyłach jej strach. W sumie to normalne... Nawet, kiedy spotykasz się z kimś kogo nie widziałaś dwa dni, ale kochasz go i tęsknisz szalenie, człowiek boi się i kostnieje, sztywnieje ze strachu mimo, że podskórnie przecież wyczekiwał tego spotkania.
    Nie dziwię się także Billowi, że jest tak chłodny wobec jej powrotu... W końcu, kiedy jego rana nie zdążyła się zabliźnić i wciąż pamięta jak bardzo bolał jej brak, w dodatku pełen jest męskiej dumy i ego, nie chce wykonywać pierwszego kroku. A może jednak miłość okaże się silniejsza niż wszystkie te drobnostki...?
    Kocham <3!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój drugi ulubiony rozdział, jest jeszcze ten w kawiarni i ten o którym mówisz między innymi, ale to jeszcze trochę czasu do tych wydarzeń, jeszcze kilka części.
      Ten czas rozłąki, to niczym przepaść między nimi, więc nie ma się co dziwić, że oboje, choć bardzo tego pragną to nie wiedzą, jak mają się zachować.
      Dzięki, że wróciłaś ;*

      Usuń
  2. Dlaczego w tym momencie musiałaś skończył ?! noooo nie, ja chce już kolejną część !
    Cudowne!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak ja kocham kończyć w takich momentach, choć sama wówczas złoszczę sie, kiedy czytam coś, co właśnie kończy się podobnie.
      Dzięki! :*

      Usuń
  3. Kocham Ale i nienawidzę! Jak można przerwać w takim momencie? Nie jestem zadowolona z tego. Wnoszę wniosek o szybkie dodanie następnego rozdziału 😁
    Pozdrawiam Attention TH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham i nienawidzę... Cóż za sprzeczne odczucia kierują Tobą Paulino xD
      Doczekasz się kolejnego, doczekasz!
      Dzięki! :*

      Usuń
  4. Jest jedna rzecz, której nie znoszę -za szybko kończę czytać. :/ Czy publikujesz krótsze odcinki, czy ja po prostu tak mocno wciągnęłam się w tę historię? Zdecydowanie to drugie... :> Wiem, ze musisz trzymać nas w napięciu, ale mimo wszystko...Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Zachodzę w głowę, jak przebiegnie to wyczekiwane spotkanie. Co będzie, kiedy minie pierwszy szok? Rozumiem Babette, z jednej strony była podekscytowana myślą, że zobaczy Billa, a z drugiej śmiertelnie obawiała się jego reakcji. Nic dziwnego, w końcu dobrze poznała wybuchowy temperament Kaulitza. On choć zraniony i pełen żalu, wciąż przecież kocha szalenie... Czekam niecierpliwie na tę konfrontację.
    Buziaki kochana! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten odcinek akurat był akurat chyba najdłuższy ze wszystkich, dotychczasowych w RTR.
      Co do naszych bohaterów, chyba oboje boją się konfrontacji, mimo, że przecież tego pragną, zbyt wiele czasu minęło. Na szczęście, już w następnej części te pierwsze lody zostaną przełamane, tyle mogę zdradzić.
      Dziękuję! :*

      Usuń
  5. Haaa... I od następnego odcinka możesz być spokojna bo prawie nic nie pamiętam już xD tylko najważniejsze rzeczy xD.
    Hmm... ja wiedziałam że tak skończysz to zaskoczona nie jestem ale mój facet apeluje żeby następny odcinek się pojawił szybciej "bo on już chce" XDD (nie wierzę w to Haha xD).
    W ogóle świetnie opisałaś jej uczucia w momencie kiedy ich spojrzenia się spotkały. Mistrzostwo świata.
    No to teraz czekam na moją wyczekiwaną 9!
    Buziaczki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam na pewno pamiętasz, ale to lepiej, że niewiele, będzie Ci się lepiej czytało mam nadzieję. To miłe, że Twój facet się tak niecierpliwi, to drugi, o którym wiem, że czyta moje romansidło. Pozdrawiam!
      Dzięki kochana! ;*

      Usuń
  6. Aaaaa czy ty chcesz człowieka przyprawić o palpitacje serca, o zawał lub co innego?? W takim momencie aaaaaa pisz szybciutko bo inaczej bedziesz mieć biednego człowieka na sumieniu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! Absolutnie nie chcę mieć nikogo na sumieniu, ale kończąc w ten sposób, mam nadzieję, że czekacie z większą niecierpliwością!
      Dziękuję! ;*

      Usuń
  7. Moja Ty inspiracjo! Zgodnie z tym co zapowiadałam, stworzyłam coś swojego. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę i konstruktywnie ocenisz moje wypociny :)
    http://temperedbyyourlove.blogspot.com/

    A co do Twojego opowiadania.. Dziewczyno sprawiasz, że mi dech w piersiach zapiera. Chciałabym kiedyś osiągnąć taki poziom lekkiego pióra :)
    Żyję od odcinka do odcinka! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połaskotałaś ciepło moje ego, to naprawdę przyjemne uczucie być czyjąś inspiracją. Trening czyni mistrza kochana, pisz, pisz. Cieszę się, że czekasz na części z taką niecierpliwością, to dobrze, że wstawiam je co tydzień i nie trzeba za długo czekać.
      Oczywiście zerknę na Twoją twórczość.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  8. Błagam błagam kolejny rozdział!!! To niemoralne zostawiać opowieść w takiej chwili ! Cudowna jak zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam... Od razu, że niemoralne... Już niedługo, odrobina cierpliwości i będzie.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń