Część
8.
„Widzę Twoją twarz,
wciąż brakuje mi słów,
gdyby cofnąć czas, naprawić każdy zły ruch…
I nie ważne, że powiem jak bardzo mi żal
ciepła Twoich rąk,
Twych ust...
Tak bardzo mi brak..."
gdyby cofnąć czas, naprawić każdy zły ruch…
I nie ważne, że powiem jak bardzo mi żal
ciepła Twoich rąk,
Twych ust...
Tak bardzo mi brak..."
Kasia Kowalska – „Widzę
Twoją twarz”
Bill
zachowywał się tak, jakby przywdział jakąś maskę obojętności i nawet przed
swoim bratem nie chciał jej zdjąć. Ani drgnął, nadal udając skupionego na
swojej pracy, choć w jego sercu szalała teraz burza. Chciał, bardzo chciał
wiedzieć wszystko, znać nawet najmniejszy szczegół dotyczący jej. Oszukiwał sam
siebie, że nic go to nie obchodzi, znów desperacko próbując zagłuszyć ból i zapomnieć
przez te kilka dni, dzielących ich od nieszczęsnej soboty.
Na
próżno.
-
Nie chcę - odparł z udawaną obojętnością w głosie. - Jej pewnie też nic nie
obchodzi co się ze mną działo przez te lata – Choć znów w jego wnętrzu wulkan
wyrzucał gorącą lawę, on imponująco grał beznamiętność.
Tom
doskonale zdawał sobie sprawę, że mówi tak, bo jest zraniony. Tyle lat na nią
czekał, miał nadzieję, że gdy wróci to właśnie ona będzie dążyć do spotkania, przynajmniej
po to, żeby porozmawiać i wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć mu. Przecież nie miała
pojęcia, że przed laty poznał jeden z powodów ich rozstania, choć nie mógł
wiedzieć jakie inne jeszcze ją do tego skłoniły, ale przypuszczał, że skoro
wówczas wciąż go kochała, to kolejnym było jego beznadziejne, szczeniackie
zachowanie. Jednak pomijając motywy, jakie nią kierowały, niepodważalnym był
fakt, że to ona go zostawiła. Uciekła, nadal
go kochając, jak sama twierdziła w liście. Tylko, że teraz może po prostu wcale
nie chciała go widzieć, bo już dawno nie płonęło w niej to uczucie, a wtedy, po
wyjeździe zdołała szybko zapomnieć, podczas kiedy on umierał z żalu i bólu
przez te wszystkie lata?
-
Pytała o ciebie... – powiedział ostrożnie Tom wpatrując się w brata i choć ten
nadal nie okazał odrobiny zainteresowania, dobrze widział jak nieznacznie
drgnęły mu zaciśnięte szczęki, dlatego też ośmielony, kontynuował; - Szkoda, że
nie widziałeś wyrazu jej twarzy, kiedy wpadła Patrizia, ale nie od razu, a
dopiero wówczas, kiedy Mark zapytał dlaczego nie przyszła z tobą.
Po
raz pierwszy od jego przybycia, Bill podniósł na niego swój wzrok. Tom
dostrzegł w nim niepewność, tęsknotę, i jakąś szczególną melancholię. Choć od
dawna nic nie mówił o miłości do niej, doskonale wiedział, że nigdy nie
przestał jej kochać.
Oparł
łokcie o blat biurka i zasłonił dłońmi twarz. Chociaż nie wierzył w Boga,
westchnął teraz do niego, jakby szukał pomocy:
-
Boże... Po co ona tu wróciła...? Ja oszaleję...
Tom
przyjrzał się bratu z uwagą. Wyobrażał sobie, co musiał czuć od kilkunastu dni.
Całe jego dotychczasowe, w miarę poukładane życie legło w gruzach, a po spokoju
pozostały zgliszcza. Chciał mu pomóc, ale czas jaki upłynął od jego rozstania z
Babette, na pewno nie był sprzymierzeńcem dla obojga. Tyle przez nią
wycierpiał, tyle złego się wydarzyło, miał jej za złe, że tak postąpiła.
Właśnie wtedy wyleczył się zupełnie z tego zadurzenia, a nawet wydawało mu się,
że ją za to wszystko znienawidził. To przez nią mieli tyle problemów z Billem,
to z jej powodu załamał się wówczas. Ale to rozstanie nie niosło ze sobą tylko
samego zła, były też i dobre strony; jeszcze nigdy spod jego palców nie wyszło
tyle pięknych tekstów, przepełnionych bólem i goryczą. To właśnie w tamtym
czasie wydali najlepszą płytę, która szybko pokryła się platyną, a zespół
zdobył niezliczoną ilość nagród.
Bill
odsunął dłonie od oczu. Tom nadal nie spuszczał z niego wzroku. W końcu
powiedział:
-
Wróciła dla ciebie, ona cię nadal kocha...
Widział,
jak na jego twarzy drga niemal każdy mięsień.
-
A ty skąd wiesz? - Spojrzał na niego po chwili, ironicznie się uśmiechając. -
Powiedziała ci to?
- Nie, widziałem to w jej oczach kiedy o tobie
mówiła...
Bill
roześmiał się głośno, jednak był to śmiech zabarwiony nutą goryczy.
-
Tak... - odezwał się po chwili, rzucając na biurko długopis. - Tak bardzo mnie
kocha, że nie chciała mnie widzieć... Zresztą, gdzie była przez te wszystkie
lata, kiedy ja tu zdychałem? Teraz wróciła? Teraz? Kiedy jakoś się wreszcie
pozbierałem?! To nie ona siedziała przy mnie dwa dni w szpitalu, kiedy prawie
zapiłem się na śmierć! - krzyknął w końcu.
Tkwiło
to w jego sercu jak drzazga, jej słowa, że jeszcze nie jest gotowa na to
spotkanie... Nie potrafił się z tym uporać, ani w żaden sposób wytłumaczyć
samemu sobie tych słów. Skoro wciąż coś do niego czuła, dlaczego zwlekała ze
spotkaniem? Przecież to ona uciekła i ona wróciła, czy nie należały mu się
choćby jakieś słowa wyjaśnienia? Trzymał się tego resztką sił, jak jakiegoś
koła ratunkowego. Bał się sam siebie, bał się, że nie wytrzyma i do niej
pójdzie. Przecież niczego innego nie pragnął...
-
Nie chcę jej bronić, wiesz, że zawsze ją winiłem za to wszystko, ale ona się
boi, wie, że jesteś z Patrizią i nie wie nic poza tym...
-
Była u ciebie z tym dupkiem? - zapytał nagle Bill.
-
Masz na myśli tego Martina co z nim wyjechała?
Bill
potwierdził pytanie Toma skinieniem głowy.
-
Nie, on nie żyje, zginął w jakimś wypadku motocyklowym na początku roku.
Bill
patrzył na brata bez słowa. To co usłyszał, zwyczajnie go zaskoczyło i sprawę
jej powrotu stawiało teraz w zupełnie innym świetle. Znów poczuł
wszechogarniającą wściekłość i ogromny zawód.
-
To dlatego wróciła... Gdyby nie to, że została tam sama, jej noga by tu nie
postała i ty jeszcze mi mówisz, że ona wciąż mnie kocha? - powiedział cicho.
Tom patrzył na niego z wyczekiwaniem. Bał się, że za chwilę z jego ust wypłynie
lawina złorzeczeń, jednak Bill po dłuższej chwili, rzucił tylko: - Cóż za
ironia losu! Teraz ona jest sama, a ja kogoś mam... I tak już pozostanie -
dodał i uśmiechając się jakby z satysfakcją, sięgnął po papierosy leżące na
biurku, częstując brata. - Chcesz?
-
Daj, zapalę - odparł Tom, sięgając po używkę. Nastała chwila ciszy, a w
powietrzu unosiły się białe smugi papierosowego dymu.
-
Wróciła tylko z córką - dokończył swoją wypowiedź Tom. Bill spojrzał na niego
nagle, jak rażony piorunem.
-
Z córką? - powtórzył jak echo.
-
No z córką, ma córkę.
-
No to chyba już wszystko wiem...
-
Co wiesz? - zdziwił się Tom, jednak Bill nie odpowiedział na pytanie brata,
tylko sam zadał mu kolejne.
-
Ile ta córka ma lat?
-
Chyba piętnaście, coś koło tego. Mówiła, ale nie pamiętam dokładnie.
-
Do jakiej chodzi szkoły? - znów zapytał Bill.
-
Nie wiem, co ty tak z tą córką? - poirytował się Tom.
-
Jaki ten świat jest mały... - westchnął nagle bliźniak - Ona jest chyba
dziewczyną Maxa. Właściwie to raczej na pewno…
-
Co? – Brat wytrzeszczył oczy.
-
Była tu, widziałem ją, jest taka do niej podobna, w dodatku mówiła, że ma w
domu taki sam kominek. Tom, to nie może być zbieg okoliczności... - Bill nagle
wstał i przeczesując palcami czarną czuprynę podszedł do okna. - Jestem pewien,
że to była ona...
-
Ale jak to?
-
Nie wiem Tom, znowu jakaś cholerna ironia losu, Max się z nią spotyka od
jakiegoś czasu, chodzą do tej samej szkoły. Mówiła, że w sierpniu wróciła ze
Stanów, jeszcze raz powtarzam; to nie może być zbieg okoliczności, za wielkie
podobieństwo, zbieżność faktów - zaakcentował ostatnie słowa i znów usiadł,
rozmyślając nad tym wszystkim, zapatrzony w okno i jakby zupełnie nieobecny.
-
Ale numer… - skwitował Tom, zaciągając się papierosowym dymem.
-
I jak ja mam tam teraz iść...? - powiedział Bill po chwili. - O niczym innym
nie myślę, a jednak mam obawy...
Zdezorientowany
brat spojrzał na niego ze zdziwieniem. W jednej chwili zmienił temat, a on
zupełnie nie pojmował o czym mówi.
-
Gdzie? - zapytał, marszcząc czoło.
-
Przecież niedługo jest to cholerne siedemdziesięciolecie wytwórni... Jeśli
będzie chciała mnie spotkać, doskonale wie, że tam będę.
-
No, ona też tam prawdopodobnie będzie. Przynajmniej jak pytałem, to
potwierdziła.
-
Właśnie...
-
Ale czego ty się właściwie boisz? - zdziwił się Tom.
Bill
przez chwilę w milczeniu popatrzył bratu w oczy. Cała przeszłość, niczym
przyspieszone kadry filmu przebiegła mu przed oczami, gala, za galą, wszystkie
dobre i złe zdarzenia. Odwrócił na chwilę spojrzenie, aby ponownie wbić je w
oczy bliźniaka, po czym cicho odparł;
-
Teraz mogę się bać już tylko siebie...
~
-
Przyniosłam ci to zaproszenie. Idziesz sama czy z kimś? - zapytała Julia z
tajemniczą miną, wchodząc do gabinetu Babette.
Przyjaciółka
spojrzała na nią z ironicznym uśmiechem. Wiedziała, kogo ma na myśli, ale
wiedziała też, że Julia żartuje. Choć minęły już trzy miesiące od jej powrotu,
ona wciąż nie spotkała go ani razu.
-
Nie wygłupiaj się, dobrze? Z kim niby miałabym iść?
-
Myślałam, że może masz jakąś osobę towarzyszącą, a może ci kogoś naraić? -
skrzywiła się, jakby w obawie, że zaraz dostanie po głowie.
-
Daj spokój Julia, jeśli mnie przygarniecie to pójdę z wami, nie chcę żadnych
przydupasów - powiedziała Babette stanowczo. Przyjaciółka wciąż przyglądała jej
się wnikliwie.
-
Wiesz, że możesz go tam spotkać?
-
Wiem, i wiem też od Toma, że raczej na pewno tam będzie, no i co z tego? -
zapytała niby od niechcenia, jakby okłamywała samą siebie, że to nic nie
znaczy. Jednak Julia wiedziała, że o niczym innym nie marzyła od powrotu. –
Kiedyś w końcu ta chwila będzie musiała nieuchronnie nadejść, nie mam zamiaru
się przed nim ukrywać, ani też go unikać.
-
Ale on może być z nią.
-
Przecież już ją widziałam, wiem, że może być z nią, raczej na pewno będzie z
nią - odparła Babette z bólem serca. - Nic na to nie poradzę. Jest młodsza,
piękna, wyleczyłam się ze złudzeń tamtego wieczoru...
Zapatrzyła
się przed siebie, przerywając na chwilę układanie dokumentów. W tamtą noc, po
powrocie do domu długo płakała. Jak do tamtego wieczoru miała jeszcze namiastkę
nadziei i marzeń, tak wówczas pogrzebała je w jednej chwili. To wszystko
sprawiało ogromny ból. Wyrzucała sobie, że była głupia jeśli na cokolwiek
liczyła, ale przecież kochała, wciąż kochała, nie umiała wyrzucić z serca tej
miłości, dlatego ciągle marzyła o tym spotkaniu. Do tamtego wieczoru, przy życiu
trzymała ją wiara, że on nie zapomniał, że może jeszcze jest dla nich jakaś
szansa… I choć tak naprawdę nie myślała o realnym powrocie, jednak wierzyła
uparcie, że kiedyś nastąpi ta chwila. To przecież dla niego przez tyle lat tak bardzo
o siebie dbała, dla niego zachowała nienaganną figurę katując się na siłowni,
to o nim myśląc, wcierała w swoje ciało co wieczór drogie balsamy. Tyle razy
leżąc wieczorem w łóżku, wyobrażała sobie to spotkanie. Z myślą o nim zasypiała
i z myślą o nim budziła się. Nawet wtedy, kiedy żył Martin, miała nadzieję, wręcz
wierzyła, że to kiedyś się stanie. Nie potrafiła wyobrazić sobie nigdy tego
miejsca, ale zawsze widziała w marzeniach jego twarz i te oczy, to namiętne
spojrzenie przeznaczone niegdyś tylko dla niej. Teraz te oczy patrzyły z
podziwem pewnie na tamtą kobietę...
Westchnęła
cicho.
-
Skąd możesz to wiedzieć? A jeśli on wciąż do ciebie coś czuje? - zapytała po chwili
Julia. - Ta płyta po waszym rozstaniu, była taka piękna, te piosenki pełne bólu
i goryczy... Kupiłam ją i słuchałam, mając was przed oczami...
-
Przestań, proszę... - szepnęła Babette, patrząc na nią wzrokiem pełnym smutku.
- Mam tę płytę, znam na pamięć każdą piosenkę... Wtedy może jeszcze kochał, ale
teraz? Nie łudźmy się, który mężczyzna kochałby kogoś z kim nie jest, przez ponad
szesnaście lat? To tylko kobiety są takie...
Bolało
i to bardzo, ale jeżeli był teraz szczęśliwy z tamtą kobietą, nie pragnęła go dla
siebie. Ważny był tylko on i liczyła się tylko jego idylla. Tyle wycierpiał po
ich rozłące, zasługiwał teraz na wszystko co najlepsze. Jeśli kocha tamtą,
przecież nie odbierze go siłą i nie jest w stanie zrobić nic, tym bardziej
jeżeli stanowią rodzinę. Nie, dokąd w ogóle zmierzają jej myśli...? Przecież to
on musiałby tego chcieć. Może pamięta, ale czy nadal coś czuje...?
Wracała
do domu piechotą, nie myśląc o niczym innym. O ile w Stanach potrafiła
minimalizować tęsknotę, to od powrotu tutaj wszystko napierało na nią ze
zdwojoną siłą i nie umiała już myśleć jedynie o innych, codziennych,
przyziemnych sprawach. W jej głowie i w każdej myśli gościł on. Chciała iść na
to przyjęcie, na którym pewnie znów zbierze się snobistyczna śmietanka
show-biznesu, chociaż nienawidziła takich imprez, to teraz pragnęła tam być, choćby
tylko po to, aby go spotkać. Zachowała w pamięci jego obraz sprzed lat, choć
potem też widywała w internecie jego zdjęcia, jednak w ostatnim czasie w ogóle
zaprzestała ich oglądania. Teraz, kiedy wróciła, też nie szukała aktualnych.
Niejednokrotnie podczas rozmowy, Lucienne chciała jej pokazać jedno z tych,
jakie miała w telefonie, ale Babette odmawiała, usilnie się przed tym broniąc. Jeśli
miałaby go teraz zobaczyć, bardzo chciała móc oglądać go na żywo, nie na
fotografii.
Miała czasem nadzieję, że spotka go przypadkiem,
gdzieś w telewizyjnym holu, marzyła nawet, że może sam pojawi się w jej biurze,
ale niestety, nic takiego się nie wydarzyło. A przecież wiedział, musiał
wiedzieć od Toma, gdzie może ją znaleźć. Widocznie on nie pragnął tego
spotkania. Może już o niej nie myślał w ten sposób, może nigdy nie wybaczył jej
tej ucieczki, a może po prostu był zbyt dumny, by do niej przyjść?
Świeży
śnieg właśnie przysypał szarość jesiennych ulic Berlina. Jego małe gwiazdki
błyszczały i mieniły się w świetle latarni, które przed godziną właśnie się
zapaliły. Może i dobrze się złożyło, że to dzisiaj jej samochód nie odpalił,
mogła teraz delektować się tą pierwszą oznaką zimy, a spacer dobrze jej zrobił.
Do
domu dotarła w zupełnie dobrym humorze.
-
Cześć mama - Powitał ją szczebiotliwy głos Amy. Już wiedziała, że córka miała
dobry dzień.
-
Cześć skarbie, widzę, że ty cała w skowronkach - uśmiechnęła się.
-
No jak zwykle ostatnio. Byłam z Maxem na spacerze, dzisiaj taki piękny dzień -
odparła dziewczyna radośnie.
-
A jak w szkole?
-
Dobrze, ale nie było dzisiaj ocen. Mama... - zaczęła Amy niepewnie.
Babette
rozebrawszy się, weszła do salonu, który teraz był też jej sypialnią i usiadła
na kanapie.
-
Zaraz pogadamy kochanie, tylko zrób mi proszę kawę... - poprosiła córkę.
-
Jasne - dziewczyna ochoczo wkroczyła do kuchni, z zamiarem zaparzenia kawy, o
którą poprosiła ją mama.
Babette
wiedziała, że Amy będzie miała do niej jakąś prośbę. Pomyślała teraz, że może
właśnie dzisiaj uda się wolno wprowadzić córkę w jej tajemnicę, może to jest
właśnie ten dobry dzień? Nie miała oczywiście zamiaru od razu powiedzieć jej o
wszystkim, wiedziała, że to zbyt delikatna sprawa, chciała to zrobić małymi
kroczkami, stopniowo.
Amy
postawiła przed nią filiżankę z pachnącą używką, siadając obok mamy.
-
Teraz skarbie cię słucham - Babette z uwagą popatrzyła na córkę.
-
Bo wiesz, niedługo są Mikołajki i chciałabym coś kupić Maxowi, rozumiesz... -
zaczęła Amy nieśmiało.
-
I pewnie chcesz więcej pieniędzy?
-
No nie przeczę, że by się nie przydały, ale mi chodzi o coś innego...
Babette
spojrzała na córkę podejrzliwym wzrokiem.
-
No nie patrz tak - roześmiała się Amy - Chciałam się tylko poradzić co mam mu
kupić.
-
Jego rodzice są bogaci, tak? - spytała Babette.
-
No tak, właściwie ma wszystko, dlatego mam problem.
-
To kup mu jakiś drobiazg, coś od serca, żeby mógł nosić przy sobie, żeby
kojarzył mu się z tobą. Nosi coś na szyi?
-
Nosi srebrne łańcuszki.
-
To może jakiś wisiorek mu kup? Może bransoletkę, albo jakiś talizman, tylko
żeby nie był zbyt duży. No nie wiem sama, nie znam jego stylu, ale myślę, że
sobie jakoś poradzisz - uśmiechnęła się Babette i przytuliła córkę. - A teraz
ja potrzebuję twojej rady - dodała po chwili.
- Coś się stało? - Amy spojrzała na mamę z
niepokojem.
- Nie, nic takiego, w sobotę idę na przyjęcie.
- O, to mam wolną chatę! - zaklaskała w dłonie
Amy.
-
No, no... - Pogroziła jej palcem rodzicielka. - Tylko mi tu grzecznie.
-
Mama... - westchnęła oburzona - Myślałam o tym, żeby Agnes mogła u mnie
nocować, o niczym innym - roześmiała się dziewczyna.
-
A, to chyba że tak - zgodziła się Babette - A wracając do tego przyjęcia, to
może doradziłabyś mi w czym mam pójść?
Dziewczyna
spojrzała na nią z tajemniczym uśmiechem.
-
Znaczy się, będzie ktoś wyjątkowy?
-
Będzie, a przynajmniej powinien być - odparła szczerze Babette. W tej właśnie chwili
zamierzała wyjawić córce część prawdy, jaką skrywała przed nią do tej pory. -
To jest ktoś, kogo kiedyś bardzo kochałam... - zawahała się - Dla kogo tak
naprawdę chciałam tu wrócić, i myślę, że nadal go kocham...
Amy
zamarła, patrząc na matkę ze zdziwieniem. Nie ukrywała, że to co od niej
usłyszała, jest w pewnym sensie szokiem, chociaż od dawna domyślała się, że
chęć jej powrotu do Niemiec nie jest spowodowana ani tęsknotą za ojczystym
krajem, ani też za dziadkami, jak wcześniej utrzymywała. Dziewczyna czuła, że
jest to związane z jej przeszłością i z kimś, kto w tej przeszłości był dla
niej kimś bardzo ważnym. Ale zaraz, zaraz… Co ona przed chwilą powiedziała?
Nadal tego kogoś kocha? Z tego wniosek, że nigdy nie kochała jej ojca?! Nie
zamierzała tego teraz przemilczeć.
-
Ale jak to? To znaczy, że nigdy nie kochałaś taty? - zapytała wprost
dziewczyna, w jej tonie głosu była nuta przykrości. Amy była zdziwiona, nie
miała o tym wszystkim pojęcia Nie była już dzieckiem i doskonale wyczuwała, że
pomiędzy jej rodzicami nie ma tej szalonej miłości i jawnej namiętności, ale
wydawało jej się, że mimo to kochali się, dla niej tych dwoje najbliższych osób
było ideałami.
-
Kochałam, oczywiście, że kochałam, ale bardziej jak przyjaciela, czy brata.
Choć bardzo chciałam, nigdy nie udało mi się go pokochać taką miłością, jakiej on
oczekiwał… - odparła Babette, starając się jak najdelikatniej przygotować córkę
na kolejne wiadomości.
-
Wiedział o tym?
-
Z pewnością wiedział, chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy… - westchnęła. - I
to w tym wszystkim najbardziej mnie bolało. Przepraszam, jeśli się na mnie
zawiodłaś, ale musiałam ci to wyznać - powiedziała, chwytając córkę za ręce.
Amy patrzyła na matkę ze współczuciem. Tyle lat była z człowiekiem, którego
darzyła tylko przyjaźnią i miała wrażenie, że zrobiła to tylko dla niej, po to,
aby jej dzieciństwo było najlepsze. Na pewno miała spokojne i bezpieczne życie,
ale przecież kochając wciąż kogoś innego, nie mogła być w pełni szczęśliwa...
-
Kocham cię mamo, wierzę, że jeszcze będziesz szczęśliwa - powiedziała Amy
cicho, przytulając się do rodzicielki, która pocałowała ją w czoło. Przez
chwilę trwały tak w milczeniu, każda z nich błądziła we własnych myślach, które
dotyczyły tego samego mężczyzny, albo też chłopca, któremu Babette oddała wiele
lat temu swoje serce i nigdy go nie odzyskała. I właśnie w tej chwili Amy
przypomniała sobie o małym, czerwonym pudełeczku, gdzie kobieta przechowywała
swoje skarby z przeszłości. To zdjęcie chłopaka, które widziała dawno temu…
Tak, to z pewnością musiała być ta jej miłość. Nie mogła pominąć tego milczeniem,
skoro matka wyjawiła jej swoją tajemnicę, postanowiła ją i to zapytać, a
jednocześnie przyznać się do swojego ówczesnego uczynku.
Odsunęła
się teraz delikatnie, tak, aby mogła jej spojrzeć w oczy.
-
Mogę cię o coś zapytać?
-
Oczywiście skarbie – uśmiechnęła się ciepło Babette.
-
Czy to zdjęcie chłopaka, które masz w tym czerwonym pudełeczku… - zaczęła Amy
nieśmiało. – Czy… czy to jest on?
-
Wiedziałam, że ciekawość zmusi cię, aby tam kiedyś zajrzeć – roześmiała się
matka, marszcząc czoło i usilnie nad czymś rozmyślając. – Tylko zastanawiam
się, kiedy ty to zrobiłaś? Przecież jest zamknięte.
-
Przepraszam, wiem, że nie powinnam, w końcu to twoje osobiste sprawy… – Amy
popatrzyła na mamę z miną skarconej dziewczynki, chociaż z tonu głosu
rodzicielki, można było wywnioskować, że nie ma jej tego za złe. – Zajrzałam
dawno, jak jeszcze byłyśmy w Stanach, kiedyś zostawiłaś je otwarte na łóżku.
Babette
pokiwała tylko głową i z nostalgią w spojrzeniu uśmiechnęła się, odpowiadając
cicho.
-
Tak to on... Jeśli chcesz, mogę ci pokazać wszystko co tam jest.
-
Jasne, że chcę! – Amy zabłyszczały oczy, pełna radości, aż podskoczyła na
kanapie. Pamiętała jak przez mgłę tę fotografię, ale na pewno nie na tyle aby
rozpoznać uwiecznionego na niej człowieka.
Matkę
rozbawił entuzjazm córki, wstała i podeszła do komody, aby wyjąć przedmiot
pełen tajemnic. Lecz jak na złość, niemal w tej samej chwili rozdzwoniła się
komórka dziewczyny.
-
To Max – powiedziała uradowana, spoglądając na wyświetlacz. – Odbiorę i zaraz
jestem – Uśmiechnęła się, znikając za drzwiami swojego pokoju. Kiedy po chwili
wróciła, Babette siedziała, czekając na nią z pudełkiem, w którym zaklęte były
te wszystkie, najpiękniejsze chwile. Wszystko to trzymała teraz w swoich
dłoniach, wyraźnie rozczulona, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Odkąd tu
wróciły nie zaglądała do niego, nie chcąc budzić w sobie uśpionego demona
tęsknoty, który już i tak nie dawał jej spokoju.
-
Mogę wyjść? – zapytała Amy z udawanym żalem. – Max czeka na mnie pod domem,
znowu chce mnie wyciągnąć na spacer…
-
No idź, skoro czeka, pogadamy innym razem. – westchnęła kobieta, która rozumiała,
że dla jej córki teraz o wiele ważniejszy jest stojący na ulicy przystojniak,
niż przykurzone wspomnienia matki.
-
Dzięki mama, a o kreacji porozmawiamy wieczorem.
Czerwone
pudełko znów wróciło na swoje miejsce w komodzie.
~
Od
kilku minut stała przed lustrem, gładząc idealnie przylegający do jej ciała,
materiał czerwonej sukni.
-
Jesteście pewne, że ta będzie lepsza? - Babette skrzywiła się nieco, patrząc na
dziewczęta.
-
Oczywiście, mamo! - Niemal krzyknęła Amy. - W tej wyglądasz młodziej.
Babette
westchnęła głośno i spojrzała na Agnes, jakby szukając w jej minie
potwierdzenia.
-
Naprawdę wygląda pani świetnie - powiedziała dziewczyna z przekonaniem w
głosie. - Ślicznie pani w tej czerwieni.
Amy
poprawiła jeszcze zawieszony na delikatnym łańcuszku wisiorek, który właśnie
przekręcił się na szyi mamy. Odeszła kilka kroków, aby móc krytycznym okiem
przyjrzeć jej się z dalszej odległości, po czym znowu podeszła, wyciągając
zwinnym ruchem kilka kosmyków z misternego upięcia na głowie Babette i okręciła
je na palcu, utrwalając lakierem do włosów, który podała jej Agnes.
Znowu
odeszła i patrząc na matkę z podziwem, powiedziała z dumą;
-
Jesteś piękna mamo... Wszyscy faceci padną na twój widok.
Babette
roześmiała się, puszczając córce oczko.
-
Wystarczy mi jeden.
Obydwie
wiedziały, co ma na myśli. Przez te dwa dni, dzielące je od rozmowy, aż do
obecnej chwili, nie wróciły już do tego tematu. Nie było odpowiedniego momentu,
ani też nastroju, jednak Babette wiedziała, że w końcu kiedyś ten czas
nadejdzie.
Teraz
jednak, najważniejszy był ten wieczór. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego,
jak bardzo może on zaważyć na jej dalszym życiu.
Ostatnie
poprawki makijażu, ostatnie spojrzenie w lustro. Była gotowa i jak zapewniały
ją dziewczyny, wyglądała pięknie.
-
Dziękuję wam, co ja bym bez was zrobiła? - zwróciła się do nich z uśmiechem.
Amy chwyciła ją za ręce i uścisnęła mocno.
-
Powodzenia mamo...
Niemal
w tej samej chwili zagrała melodyjka w komórce Babette, co oznaczało, że
taksówka, którą przyjechali po nią Julia i Sven, już czeka. Przypomniała sobie
teraz pewien wieczór sprzed lat. Podobno historia lubi się powtarzać...
Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, bo mimo upływu czasu doskonale pamiętała tę
noc. Teraz nie było nawet cienia szansy, na choćby podobny bieg wydarzeń. Dziś
po prostu nie chciała jechać tam sama, zresztą nawet nie byłoby to w dobrym
tonie.
Bała
się. Całą radość, jaką jeszcze wczoraj czerpała z nadziei, że prawdopodobnie
wreszcie go zobaczy zabijał strach i to było jedyne uczucie jakie towarzyszyło
jej w drodze na przyjęcie. Nie wiedziała ile czasu dzieli ją od tego momentu,
nie wiedziała jak to się stanie i nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić,
możliwe było, że on w przeciwieństwie do niej, nawet teraz o tym nie myśli, a
jego spojrzenie nie będzie szukać jej w tłumie, ale głowę Babette nieustannie
wypełniał i zaprzątał widok chłopca sprzed lat, chociaż teraz był już zapewne
bardzo przystojnym mężczyzną…
Za
kilkanaście minut, a może za kilkadziesiąt, znowu go zobaczy. Zresztą nieważne
za ile, przecież czekała na to całą wieczność, czym więc teraz był ten krótki
czas dzielący ją od tego spotkania? Czuła suchość w gardle i duszące emocje.
Niemal słyszała bicie swojego serca. I te dziesiątki bombardujących jej umysł
pytań… Jaka będzie jego reakcja na to spotkanie? Co powie? Czy będzie miły, czy
raczej oschły? A może nawet nie zaszczyci jej swoim spojrzeniem?
Przez
tyle lat układała w głowie scenariusz tej chwili najpiękniej jak potrafiła, a
teraz żadnego z nich nie umiała sobie nawet przypomnieć. Omotana obawami czuła
jak drżą jej dłonie. Powinna była jednak wziąć coś na uspokojenie, przecież nie
może zachować się jak rozhisteryzowana panna na widok swojego idola, nie może
nikomu pozwolić poznać po sobie, jak bardzo jest roztrzęsiona i stremowana, a
już najbardziej jemu. Tak bardzo czekała na ten wieczór… Jednak co będzie wówczas,
jeśli on się tam nie pojawi? Ta myśl sparaliżowała ją strachem niemal
doszczętnie…
Wreszcie
dojechali na miejsce. Drzwi taksówki otworzył jej elegancko ubrany mężczyzna z
obsługi. Wysiadła i zatrzymała się, czekając aż zrobią to samo Julia i Sven. Czuła
jak cała kostnieje, nie wiedziała jednak, czy powodem tego jest tylko zimowa
aura i padający śnieg, czy ogarniająca ją, wszechobecna w każdej komórce jej
ciała, panika.
Tuż
za nimi podjechała następna taksówka; „A
jeśli za chwilę z tego auta wysiądzie on ze swoją kobietą?”, pomyślała z
przestrachem. Teraz zesztywniała na dobre, nie czuła nóg, nie mogąc zrobić ani
jednego kroku w swoich eleganckich szpilkach.
-
Chodźmy - usłyszała ponaglający głos Julii, która ruszyła w kierunku wejścia.
Nie mogła, nie potrafiła się poruszyć,
sparaliżowana strachem, stała jeszcze dobrą chwilę, ściskając w dłoniach małą,
wieczorową torebkę.
-
Babette! - zawołała ją Julia, spod samych drzwi lokalu. Ruszyła wolno z miejsca
w jakim jeszcze przez chwilę stała bez ruchu, sparaliżowana obawą. Czuła jak
pulsują jej skronie, jak łomocze jej serce, jak drżą uda. Byleby tylko tam
wejść, może wówczas nieco się uspokoi. Lecz jak ma to uczynić, kiedy na każdym
kroku będzie wypatrywała jego…?
Zdejmując
płaszcz w szatni, dyskretnie rozglądała się wokoło. Spostrzegła kilka znajomych osób z dawnych lat, których jeszcze
po powrocie nie widziała. Ogarnęła ją głęboka nostalgia za utraconym… I znów ta
świadomość, że minęło tyle czasu, a ona już nie ma niespełna trzydziestu lat.
Jej
sylwetka odbijała się w tafli wielkiego, wiszącego w hallu lustra. Zawsze tak
krytyczna w stosunku do siebie dziś doskonale wiedziała, że wygląda świetnie,
ale miała także świadomość, że przybyłych jej przez ten czas lat nie jest w
stanie wymazać nic…
Na sali bankietowej było dość tłoczno.
-
Ciekawe ilu zaprosili gości? - rzuciła w kierunku Julii.
-
Jak widać, całe mnóstwo - odparła przyjaciółka. - Pewnie spotkasz wielu starych
znajomych - dodała, porozumiewawczo się uśmiechając.
-
Julia... - dobitnie wypowiedziała jej imię Babette – Ja i tak już ledwo żyję, a
ty jeszcze musisz drwić?
-
Ależ ja wcale nie drwię, to przecież prawda.
-
Zapraszam państwa do stolika, jaki macie państwo numer? - odezwał się kelner,
który właśnie podszedł do nich, jako nowo przybyłych gości z zamiarem wskazania
im ich miejsc.
-
Dwadzieścia siedem - odparł Sven.
-
Bardzo proszę za mną.
Ruszyli
posłusznie za mężczyzną. Przy ich stole siedziało już kilka znajomych osób z
telewizji i właściwie tylko ich miejsca były wolne. Przywitali się ze
wszystkimi.
Najpierw podano gorące danie, a punktualnie o
dwudziestej pierwszej wygłosił przemowę z podziękowaniami sam prezes i
wzniesiono toast szampanem. Potem wystąpiły gościnnie trzy, związane z
wytwórnią zespoły. Przez cały ten czas Babette dyskretnie sięgała spojrzeniem
najdalej jak tylko mogła, jednak sala bankietowa miała kształt równoramiennego krzyża, a rozstawione
na wszystkich czterech stronach stoliki i jednocześnie dzielący ich ogromny,
taneczny parkiet, gdzie odbywała się cała część oficjalna, niezmiernie
utrudniały tę obserwację, poza tym pewne miejsca były wręcz niedostępne dla jej
spojrzenia. W chwili, kiedy rozbrzmiała taneczna muzyka i większość ludzi
ruszyło na parkiet mogła dostrzec jedynie tańczące w pobliżu jej stolika pary i
obserwacja czegokolwiek poza tym, była wręcz niemożliwa. Zastanawiała się, czy
on w ogóle tu jest, ale pewne było to, że zajmuje stolik w towarzystwie swojego
brata, a jego także nigdzie nie zobaczyła. Z pewnością mieli swoje miejsca
gdzieś w odleglejszej części sali.
-
Zatańczysz? - zapytał siedzący obok Jurgen, kolega z działu programów
sportowych.
-
Jasne - zgodziła się ochoczo nawet nie z samej chęci tańca z kolega, ale
wiedziała, że z tej pozycji będzie mogła dostrzec o wiele więcej, jednak jej
marzenie wciąż pozostawało niespełnione.
Po
skończonym tańcu, podeszła ze swoim partnerem do rozmawiających nieopodal
przyjaciół. Starała się być spokojna i z pewnością w tej chwili w sukurs
przyszedł jej alkohol. Stała z nimi sącząc szampana, którego kolejną lampkę
podał jej Jurgen, jednak dyskretnie wciąż wędrowała wzrokiem po sali, w nadziei
napotkania upragnionego spojrzenia. Na samą myśl o tym, jej ciało znów oplatał
swoimi niewidzialnymi dłońmi strach, a jednocześnie słodkie podniecenie, które
umiejscowiło się upojnym mrowieniem gdzieś w okolicy podbrzusza.
A
jeśli już go zobaczy, jak ma się zachować? Czy ma do niego podejść, porozmawiać…?
Co za bzdura! Niby jak ma to zrobić i co wówczas miałaby powiedzieć? Po tylu
latach, po tym co mu zrobiła swoją ucieczką ot tak po prostu, podejść i
zapytać: „Cześć Bill, kopę lat! Jak leci?”. Ironicznie uśmiechnęła się sama do
siebie. Ta myśl była chora, identycznie bzdurna jak wszystkie inne, już nieco
bardziej racjonalne wyobrażenia tej chwili...
-
Coś nasza amerykanka zamyślona dzisiaj... - Próbował zagadać Jurgen.
-
Nie, dlaczego? - Uśmiechnęła się na odczepne. Z całego towarzystwa tylko Julia
wiedziała co tak naprawdę dolega przyjaciółce, dlatego też wyręczając ją
odrobinę, dość szybko dodała;
-
Po prostu dawno nie była w Niemczech na tego typu imprezie.
-
I jakie wnioski? - pociągnął temat mężczyzna.
Trudno
jej było teraz składnie polemizować na ten temat, tym bardziej, że z nerwów
szybko zasychało jej w ustach i co chwilę musiała nawilżać je kolejnym łykiem
szampana. Pomyślała, że jeśli tak dalej pójdzie, z pewnością upije się
błyskawicznie, bo przecież przez cały ten dzień prawie nic nie jadła, nie mogąc
niczego przełknąć. Mimo to musiała jakoś się zachować, nie mogła przecież stać
tu jak słup soli i tylko się rozglądać jak jakaś zdesperowana kobieta.
-
Niewiele się zmieniło, ten sam snobizm. Zawsze mnie to drażniło - odparła z
ironią w głosie. - Niektórzy tacy sztywni, tyle lat mnie tu nie było, a wcale
się nie zmienili, weźmy na przykład Dagmar Wagner. Jak była pusta tak jest, na
dodatek jak widać, wciąż lubi kolor różowy.
Wszyscy
zaśmiali się na tę uwagę, a Babette znów zbłądziła wzrokiem po sali. Tym razem jednak
oddaliła od siebie tęsknotę i rozglądała się poszukując spojrzeniem innych
starych znajomych. Zadziwiające było to, jak bardzo zachowanie niektórych po
tylu latach się nie zmieniło. Obserwowała ludzi z uśmiechem na twarzy, niekiedy
wymieniając swoje uwagi na ich temat z Julią, a chwilami wręcz z premedytacją
co poniektórych obgadując. Strach na tę chwilę opuścił ją, czuła się już
bardziej swobodnie i naturalnie, śmiejąc się i żartując. I kiedy właśnie
chciała wygłosić kolejne, przemyślane zdanie, wtedy wraz z uśmiechem, wciąż
jeszcze niewypowiedziane słowa zastygły na jej ustach jak krople wody, które
nagły powiew mroźnego wiatru zamienił w kryształki lodu, po czym w kilka sekund
zepchnął całe jej ciało w lodową rozpadlinę. Miała wrażenie, że uchodzi z niej
życie…
Stała,
nie czując nóg, myślała, nie rozumiejąc znaczenia żadnej myśli, wokół panował
gwar wdzierający się w zmysł jej słuchu wysokimi decybelami, lecz ona zdawała
się nie słyszeć niczego… Ogarnęło ją odrętwienie, świat zawęził się i skurczył
tak, jak gdyby za chwilę miał przestać istnieć, a serce nagle przyspieszyło
bijąc głośno, donośnie, jakby ten dźwięk miał zaraz wypełnić salę, niczym
płynąca z głośników muzyka.
Wśród
gwarnego tłumu gości w wieczorowych kreacjach, niemal na wprost, dostrzegła to
jedyne, czekoladowe spojrzenie oczu, które widziała każdej nocy, o którym
marzyła i które nawiedzało jej sny przez wszystkie te lata... Jedno z jej
wszystkich marzeń właśnie się spełniło.
Po
ponad szesnastu latach spojrzenia Babette Chardin i Billa Kaulitz, spotkały się
ponownie...
Definitywnie jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów, sytuacji, choć tę, która podbiła moje serce znasz dokładnie. Nie będę mówiła o tym tutaj, bo nie chcę zdradzać fabuły, za co mogłabyś mnie zabić ;))
OdpowiedzUsuńBiedna Babette tak się denerwowała przed tym balem, że wręcz czułam w żyłach jej strach. W sumie to normalne... Nawet, kiedy spotykasz się z kimś kogo nie widziałaś dwa dni, ale kochasz go i tęsknisz szalenie, człowiek boi się i kostnieje, sztywnieje ze strachu mimo, że podskórnie przecież wyczekiwał tego spotkania.
Nie dziwię się także Billowi, że jest tak chłodny wobec jej powrotu... W końcu, kiedy jego rana nie zdążyła się zabliźnić i wciąż pamięta jak bardzo bolał jej brak, w dodatku pełen jest męskiej dumy i ego, nie chce wykonywać pierwszego kroku. A może jednak miłość okaże się silniejsza niż wszystkie te drobnostki...?
Kocham <3!
To mój drugi ulubiony rozdział, jest jeszcze ten w kawiarni i ten o którym mówisz między innymi, ale to jeszcze trochę czasu do tych wydarzeń, jeszcze kilka części.
UsuńTen czas rozłąki, to niczym przepaść między nimi, więc nie ma się co dziwić, że oboje, choć bardzo tego pragną to nie wiedzą, jak mają się zachować.
Dzięki, że wróciłaś ;*
Dlaczego w tym momencie musiałaś skończył ?! noooo nie, ja chce już kolejną część !
OdpowiedzUsuńCudowne!! <3
Nawet nie wiesz, jak ja kocham kończyć w takich momentach, choć sama wówczas złoszczę sie, kiedy czytam coś, co właśnie kończy się podobnie.
UsuńDzięki! :*
Kocham Ale i nienawidzę! Jak można przerwać w takim momencie? Nie jestem zadowolona z tego. Wnoszę wniosek o szybkie dodanie następnego rozdziału 😁
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Attention TH
Kocham i nienawidzę... Cóż za sprzeczne odczucia kierują Tobą Paulino xD
UsuńDoczekasz się kolejnego, doczekasz!
Dzięki! :*
Jest jedna rzecz, której nie znoszę -za szybko kończę czytać. :/ Czy publikujesz krótsze odcinki, czy ja po prostu tak mocno wciągnęłam się w tę historię? Zdecydowanie to drugie... :> Wiem, ze musisz trzymać nas w napięciu, ale mimo wszystko...Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Zachodzę w głowę, jak przebiegnie to wyczekiwane spotkanie. Co będzie, kiedy minie pierwszy szok? Rozumiem Babette, z jednej strony była podekscytowana myślą, że zobaczy Billa, a z drugiej śmiertelnie obawiała się jego reakcji. Nic dziwnego, w końcu dobrze poznała wybuchowy temperament Kaulitza. On choć zraniony i pełen żalu, wciąż przecież kocha szalenie... Czekam niecierpliwie na tę konfrontację.
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana! ❤
Ten odcinek akurat był akurat chyba najdłuższy ze wszystkich, dotychczasowych w RTR.
UsuńCo do naszych bohaterów, chyba oboje boją się konfrontacji, mimo, że przecież tego pragną, zbyt wiele czasu minęło. Na szczęście, już w następnej części te pierwsze lody zostaną przełamane, tyle mogę zdradzić.
Dziękuję! :*
Haaa... I od następnego odcinka możesz być spokojna bo prawie nic nie pamiętam już xD tylko najważniejsze rzeczy xD.
OdpowiedzUsuńHmm... ja wiedziałam że tak skończysz to zaskoczona nie jestem ale mój facet apeluje żeby następny odcinek się pojawił szybciej "bo on już chce" XDD (nie wierzę w to Haha xD).
W ogóle świetnie opisałaś jej uczucia w momencie kiedy ich spojrzenia się spotkały. Mistrzostwo świata.
No to teraz czekam na moją wyczekiwaną 9!
Buziaczki :**
Coś tam na pewno pamiętasz, ale to lepiej, że niewiele, będzie Ci się lepiej czytało mam nadzieję. To miłe, że Twój facet się tak niecierpliwi, to drugi, o którym wiem, że czyta moje romansidło. Pozdrawiam!
UsuńDzięki kochana! ;*
Aaaaa czy ty chcesz człowieka przyprawić o palpitacje serca, o zawał lub co innego?? W takim momencie aaaaaa pisz szybciutko bo inaczej bedziesz mieć biednego człowieka na sumieniu :P
OdpowiedzUsuńNie! Absolutnie nie chcę mieć nikogo na sumieniu, ale kończąc w ten sposób, mam nadzieję, że czekacie z większą niecierpliwością!
UsuńDziękuję! ;*
Moja Ty inspiracjo! Zgodnie z tym co zapowiadałam, stworzyłam coś swojego. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę i konstruktywnie ocenisz moje wypociny :)
OdpowiedzUsuńhttp://temperedbyyourlove.blogspot.com/
A co do Twojego opowiadania.. Dziewczyno sprawiasz, że mi dech w piersiach zapiera. Chciałabym kiedyś osiągnąć taki poziom lekkiego pióra :)
Żyję od odcinka do odcinka! :)
Pozdrawiam!
Połaskotałaś ciepło moje ego, to naprawdę przyjemne uczucie być czyjąś inspiracją. Trening czyni mistrza kochana, pisz, pisz. Cieszę się, że czekasz na części z taką niecierpliwością, to dobrze, że wstawiam je co tydzień i nie trzeba za długo czekać.
UsuńOczywiście zerknę na Twoją twórczość.
Dziękuję ;*
Błagam błagam kolejny rozdział!!! To niemoralne zostawiać opowieść w takiej chwili ! Cudowna jak zawsze...
OdpowiedzUsuńOj tam... Od razu, że niemoralne... Już niedługo, odrobina cierpliwości i będzie.
UsuńPozdrawiam ;*