niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział IV




Rozdział IV



„Na krótką chwilę zatrzymany czas,
nic nie jest ważne, tylko Ty i ja.
Nie wiem kim jesteś, lecz wiem czego chcę,
będziesz moim początkiem, przebudzeniem i snem.”
Bracia – „Za szkłem”


 

              Była osiemnasta pięćdziesiąt pięć. Perfekcyjnie punktualny stał pod jej drzwiami, ale wciąż nie zdecydował się, aby nacisnąć dzwonek. Lekko stremowany, odrobinę przestraszony - w końcu nigdy nie miał ochoty zdobywać starszej i doświadczonej kobiety, bo właśnie kilkanaście minut temu, jadąc tu przyznał się do tego sam przed sobą. Jeszcze przez chwilę wahał się, a kiedy już nacisnął dzwonek usłyszał ciche kroki na schodach, jednak nie odwracał się. Niewiele obchodziło go, kto mógł po nich wchodzić. Teraz ważne dla niego było tylko to, kto za chwilę mu otworzy drzwi.
             - Cześć, długo czekasz? – usłyszał znajomy głos za swoimi plecami.
             - Nie, właściwie dopiero przyszedłem i właśnie nacisnąłem dzwonek, cześć... – odpowiedział, lekko zaskoczony.
             Babette uśmiechnęła się delikatnie, wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła drzwi.
             - Zapraszam tam, do salonu - zwróciła się do gościa wskazując mu odpowiednie drzwi, kiedy już znaleźli się w przedpokoju. – Przepraszam, ale przed chwilą biegałam, wezmę tylko szybki prysznic, dobrze? To nie potrwa długo, rozgość się, bardzo proszę – mówiła do niego, przemykając od salonu do łazienki, od łazienki do sypialni, od sypialni do kuchni. Znów wpadła do pokoju, do którego zaprosiła gościa i włączyła muzykę.
             - No nie stój tak, siadaj – roześmiała się serdecznie, widząc jego lekkie skrępowanie. – Napijesz się czegoś?
             - Jeśli można, to poproszę colę, albo mineralną - ośmielił się. W mgnieniu oka znalazła się w kuchni. Przyniosła mu napój w dużej szklance, na wierzchu którego tańczyły wesoło kostki lodu i postawiła na stoliku. Włosy miała związane w kucyk, kilka pasemek przykleiło się do mokrego policzka, a stróżka potu spływała po skroni. Zsunął łakomie wzrok nieco niżej; wilgotna koszulka oblepiła jej piersi, a na dekolcie błyszczały drobne kropelki. Przymknął na chwilę oczy, starając się odegnać odrobinę nieprzyzwoite wyobrażenia.
           - Naprawdę, to tylko chwila. Zaraz wracam – znów ukazała rząd równych, białych zębów i zniknęła w łazience. Słyszał tylko szum prysznica, ale w młodzieńczej głowie znów zrodziły się grzeszne marzenia. Była dla niego piękna, niemal idealna… I wciąż tak bardzo nieosiągalna. Pomyśleć, ze teraz stała tam, pod tym prysznicem całkiem naga…
           Rozmarzył się, a młode ciało na krótki moment sparaliżowała fala przyjemnych dreszczy. Po chwili jednak otrząsnął się z tego, jak z letargu i rozejrzał dokoła. Salon był duży, ale mebli nie było w nim wiele. Dwie kanapy ustawione pod kątem prostym, mały stolik. Pod ścianą komoda, na niej telewizor i sprzęt grający, cztery głośniki w kątach salonu. Drzwi okienne w których powiewała firanka, otwarte były na pokaźny taras. Na ścianie na wprost było coś, co przykuło jego uwagę - duży, stary kominek, u podnóża którego leżało białe, puszyste futro. Przymknął oczy... Przełknął ślinę i poczuł suchość w ustach, kiedy pod jego powiekami znów zaczęło rodzić się wyobrażenie… Ona i on, tu pod kominkiem, w którym złote płomienie pochłaniają szczapy drewna… Chyba oszalał marząc o czymś takim i natychmiast sam za to zganił się w myślach. Sięgnął po szklankę napoju, zwilżając usta i zawiesił wzrok na kostkach lodu. Teraz przydałoby mu się ich o wiele więcej, aby ugasić szaleństwo, jakie zaczynało płonąć w jego głowie.
             Tymczasem Babette świeża i pachnąca, pospiesznie wyszła z łazienki.
            - Nudziłeś się? – zapytała radośnie.
- Właściwie nie… Przyglądałem się czterem ścianom. – zaśmiał się.
            Znów zobaczył jej piękne nogi, tym razem w całej okazałości. Była w tym, w czym zwykle chodzi po domu, w krótkich… Bardzo krótkich, wystrzępionych spodenkach. Przez chwilę zastanowił się, czy założyła je specjalnie? Nie… To niemożliwe, na pewno nawet by jej to nie przyszło do głowy.
- Tylko sobie przyniosę coś do picia i już jestem do twojej dyspozycji - odwróciła się i pospiesznie poszła  do kuchni.
            „Do twojej dyspozycji...” – powtórzył tylko w myślach jak echo, cicho wzdychając. Dlaczego właśnie ona tak na niego działała? Przecież widział mnóstwo pięknych, zgrabnych kobiet, ale ona miała w sobie coś takiego… Sam nie potrafił tego określić, może jakiś szczególny, kobiecy wdzięk?
            Wróciła i usiadła na drugiej kanapie.
            - No to słucham – zwróciła się do Billa z uśmiechem. – Co ci tam nie pasuje?
            - Właściwie mi to pasuje wszystko i nie mam zastrzeżeń. Przyszedłem w sprawie Toma... – odpowiedział niepewnie. Wcześniej, jeszcze w hotelu zastanawiał się nad tym, jakie mógłby mieć zastrzeżenia i nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Perfidnie wykorzystał prośbę Toma, wcale mu o tym nie mówiąc.
            „Wiedziałam...” – pomyślała – „Czułam, że to tylko pretekst... A może tak bardzo martwi się bratem, że przyszedł i robi za jego adwokata?”.
            - Ooo! Proszę, proszę... Jaki dobry brat... - zaśmiała się. – Chyba się domyślam o które pytanie chodzi - wbiła w niego swoje przenikliwe spojrzenie, wciąż się uśmiechając.
            - Raczej nie trudno się domyślić... To jego czuły punkt.
            - No, ale przecież on sam to powiedział, teraz zbiera tego żniwo. - kontynuowała
rozbawiona dziewczyna. 
            - Fakt… Kiedyś to powiedział, a teraz tego żałuje, bo przylgnęło do niego jak jakaś etykietka.
            - A to nie prawda...? – Babette wpatrywała się w jego źrenice.
            - Trochę prawdy w tym jest. – uśmiechnął się tajemniczo.
            - A ile to jest, to… trochę? - celowo zaakcentowała słowo „trochę”, wstała z kanapy i podeszła do komody, żeby zmienić płytę. Zlustrował znów jej nogi, zatrzymując wzrok na pośladkach, których zaokrąglenia, były widoczne spod bardzo krótkich nogawek. Nagle wstał i podszedł do niej, odpowiadając w międzyczasie:
            - No, to „trochę” to będzie jakaś jedna czwarta.
            - Uuu… To też nieźle – cmoknęła. - W tym wieku...
            - Mogę? – zapytał przyglądając się pokaźnej kolekcji płyt, a kiedy skinęła głową, zaczął je przeglądać. Babette przysiadła na komodzie zaglądając mu w oczy.
            - A… Ty? Jeżeli to nie jest zbyt osobiste pytanie...
            Dopiero teraz odważył się na nią spojrzeć. Była tak blisko... Zdecydowanie za blisko. Na dodatek wciąż go onieśmielała, może już odrobinę mniej, jednak wciąż tak bardzo, jak żadna inna kobieta.
             - Ja czekam na tę jedyną - odpowiedział cicho, prawie szeptem zaciskając dłonie na trzymanej właśnie  płycie. Nie do końca szczerze, bo przecież miewał kontakty z dziewczynami, wprawdzie nie wykorzystywał nigdy swojej popularności do wyrywania panienek do łóżka, ale nie był wzorem cnoty. Zawsze dość pewny siebie w kontaktach z płcią przeciwną, teraz wciąż czuł się odrobinę speszony, a ta jej bliskość wcale mu nie pomagała, a wręcz przeciwnie… Mimo to jednak wpatrywał się w nią. Jeszcze z takiej odległości nie widział jej ust, były kuszące i błyszczały wilgocią. Poczuł znów falę gorąca, lecz dziewczyna dostrzegając jego lekkie zmieszanie zeskoczyła z komody i usiadła znów na kanapie.
            - Obawiam się, że możesz się nie doczekać – zaśmiała się – Nie, żebym nie wierzyła w prawdziwą miłość, ale ty pewnie czekasz na ideał, a ideały nie istnieją.
            - Nie… Ja nie szukam ideału, tylko właśnie prawdziwej miłości. Jeśli pokocham prawdziwie, przymknę oko na ewentualne wady.  – odparł rezolutnie, dalej przeglądając płyty. – Lubisz muzykę poważną? – zapytał, trzymając właśnie w dłoni jakąś płytę z klasyką.
            - Bardzo lubię - odparła, sącząc zimne piwo. Pokręcił ze zdumieniem głową. Coraz bardziej go zaskakiwała.
            - O… Naszą płytkę też masz.
            - Mam, ale nie łudź się, nie kupiłam jej. Dostałam, żeby przygotować się do programu. – zaśmiała się.
            - Szczere… - skrzywił się chłopak, trochę zawiedziony jej odpowiedzią. - A czego słuchasz, oczywiście z muzyki rozrywkowej? - zapytał.
            - Staram się słuchać wszystkiego, to mi potrzebne w pracy, jednak najbardziej lubię tych wykonawców, których płyty kupiłam, są tam praktycznie wszystkie. – odparła.
             - A naszą muzykę lubisz? – zapytał po chwili z obawą w głosie.
             - Podobają mi się niestety tylko dwa kawałki – uśmiechnęła się.
             - Tak? A można wiedzieć które?
            Odkładając płyty na swoje miejsce podszedł do kanapy i usiadł obok niej. Już nie czuł się zmieszany, ani zażenowany, pewność siebie wróciła co sprawiało, że chciał być blisko niej.
            Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Wymieniła tytuły piosenek, jakie najbardziej przypadły jej do gustu, a kiedy chłopak ze śmiechem poprosił, aby uzasadniła swój wybór, zaczęła mu wnikliwie tłumaczyć dlaczego właśnie te, a nie inne utwory. Słuchał jej bardzo uważnie, uśmiechając się, kiedy pochwaliła brzmienie jego, jeszcze bardzo młodego głosu, bo kiedy nagrywali płytę nie miał jeszcze szesnastu lat. Zaczęli nawet dyskutować na temat muzyki i wymieniać swoje poglądy. Babette założyła rękę na oparcie kanapy i kończąc swój wywód, badawczo przyglądała się Billowi, który zamyślił się na chwilę zawieszając wzrok gdzieś w oddali. Nagle spojrzał na nią, a w jego oczach spostrzegła dziwny, nieodgadniony błysk. Te oczy, o których wczoraj tak dużo myślała i które urzekły ją… Znów miała dla siebie to spojrzenie bursztynowych tęczówek... Na dodatek znów byli tak blisko siebie, jak wcześniej przy komodzie, znów patrzył na jej usta, wilgotne i zmysłowe, a teraz nawet czuł zapach piwa, które przed chwilą sączyła. Coś przyciągało ich do siebie od pierwszych chwil, przyciągało jak magnes. W głowie dziewczyny rodziły się dziwne pragnienia, kiedy tym razem jej spojrzenie zatrzymało się na pięknie wykrojonych wargach chłopaka, pełnych i kształtnych. Przez chwilę pomyślała, że pewnie całuje wspaniale i gdyby tak mogła skosztować tych warg…
            Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał magię chwili. Dziewczyna zerwała się z kanapy i rzuciła krótkie:
            - Przepraszam! – po czym już otwierała drzwi w których zobaczyła Martina. Była odrobinę zaskoczona i trochę zawiedziona, że on już przyszedł. Wprawdzie umówili się na wieczór, ale w towarzystwie Billa czas jej tak szybko upłynął, i nie miała pojęcia, że jest już prawie dwudziesta pierwsza.
            - Cześć kochanie – przywitał ją.
            - Cześć... – odpowiedziała i zamilkła, bo mężczyzna zajął jej usta pocałunkiem.
            Bill siedział w salonie i był bardzo zdezorientowany, tym bardziej, że nie wiedział co dzieje się w przedpokoju. Słyszał głos tego jej faceta, który przyszedł wtedy, gdy mieli spotkanie w sprawie programu i czuł, że sytuacja stała się odrobinę niezręczna. Gdyby mógł, chętnie wyskoczyłby teraz przez okno. Czuł się okropnie. Znowu naszły go dziwne myśli i wątpliwości. Po co w ogóle tu przyszedł i na co liczył?  
            - Mam gościa... – szepnęła Babette w taki sposób, żeby chłopak tego nie słyszał. Martin zrobił zdziwioną minę i bez zbędnych pytań wszedł do salonu. Na jego widok Bill zerwał się z kanapy. Był zły, ale musiał jakoś zatuszować to, jak też uczucie zawodu. Chcąc nie chcąc, podali sobie ręce.
             - Dzień dobry – przywitali się grzecznie, aczkolwiek bez większego entuzjazmu.
             - A co to, jakaś prywatna konferencja prasowa? – zapytał Martin z przekąsem.
             - Bill miał kilka pytań w związku z programem. – wyjaśniła Babette, zanim chłopak otworzył usta.
             - Tak, ale już wszystko jest jasne i właśnie miałem zamiar już iść - odezwał się w końcu ruszając w kierunku drzwi. – Do widzenia.
             Babette nie zatrzymywała go, chociaż gdyby nawet, to pewnie i tak by nie został. Co miał tu do roboty, kiedy właśnie przyplątał się ten jej cały Martin?
             Kładąc dłoń na klamce spojrzał na dziewczynę i za wszelką cenę nie chcąc okazać jak mocno wyprowadziła go z równowagi wizyta tego faceta, uśmiechnął się do niej.
            - Cześć. Dziękuję za wszystko…
            - Cześć. - pożegnała go cicho dodając: – To do środy... I nie ma za co.
             Zamknąwszy za nim drzwi skierowała swe kroki do salonu, spodziewając się wiadomego. Martin siedział z nietęgą miną, chociaż paliło go wewnątrz, starał się nie okazywać zazdrości. Jednak nie mógł się powstrzymać od komentarza:
            - Co to za dziwne zwyczaje? Co to za jakieś nagłe spotkanie? I musisz przyjmować tego gnojka w domu? W dodatku w tym stroju? – potoczyła się lawina pytań.
            - Wszystkich przyjmuję w tym stroju, musiałam go tu poprosić, bo umówiliśmy się o piętnastej w studio, a ja zapomniałam, że mam audycję, znowu zaczynasz? - zdenerwowała się. – Więc gdzie twoim zdaniem miałam się z nim spotkać? W kawiarni? Przecież nie mogłam się spotkać w miejscu publicznym, dopiero by gazety miały używkę z niego, ze mnie, a przy okazji z ciebie! – nie wytrzymała już, podnosząc głos. Wyszła do łazienki, aby dać mężczyźnie chwilę do namysłu. Miała nadzieję, że przemyśli to co powiedział, a jeśli nie, to po prostu każe mu sobie iść. Miała już dość tych wiecznych scen zazdrości. Oparła dłonie na umywalce, przez chwilę wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Miała zaróżowione policzki i z pewnością nie była to zasługa wizyty Martina. Kiedy wróciła, usłyszała tylko:
             - Masz rację, nie miałem nic złego na myśli, przepraszam... – wymamrotał skruszony.  Patrzyła na niego dłuższą chwilę nie odpowiadając.

~

           
            Bill po wyjściu z jej mieszkania przez chwilę stał zdezorientowany na klatce schodowej. Jadąc tu miał nadzieję, że to było jej celowe zagranie i teraz zdał sobie sprawę, jak głupie było jego myślenie. Przecież na pewno była umówiona z tym swoim facetem, którego zdążył już niemal znienawidzić. To jego pogardliwe spojrzenie, kiedy wszedł… Właściwie czego oczekiwał po tej wizycie? Ona nie myślała o nim w ten sam sposób. Dla niej był tylko jakimś chłopakiem z którym musi nagrać program. Nie była nastolatką, z pewnością interesowali ją tacy mężczyźni jak ten jej fagas…
            Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił po ochroniarza. Kiedy już dojechał do hotelu, okazało się, że nie ma żadnego z chłopaków. I dobrze… Przynajmniej na spokojnie pójdzie spać, bez dociekliwych pytań Toma, jakich teraz z pewnością chciał uniknąć. Zresztą przecież nie miał mu o czym opowiadać. Mógł coś zamówić z hotelowej restauracji, ale nawet nie był głodny. Wziął prysznic, wyjął laptopa, przejrzał zawartość kilku stron i maile. Ciągle jednak myślał o niej i nie były to przyjemne myśli. Gdyby jakoś mógł wyrzucić ją z głowy, dać sobie spokój… Tylko jak miał to zrobić, kiedy wspomnienia dzisiejszego dnia wciąż wracały? Ta jego uporczywa chęć kontaktu z nią, a wręcz zdobycia jawiła mu się teraz jak coś nieosiągalnego i absurdalnego.
            Odłożył laptop i wskoczył do łóżka. Na nic zdały się próby zaprzestania myśli o niej, bo chyba rozgościła się w jego głowie na dobre. Skoro nie umiał poradzić sobie z tym problemem, znów zaczął intensywnie marzyć, aż zasnął.
            Gdzieś w środku nocy obudziło go poszturchiwanie i donośny głos brata.
            - Bill, wstawaj, słyszysz? Obudź się! – otworzył nieprzytomnie oczy i zobaczył jak się nad nim pastwi.
            - Co chcesz? – jęknął – Daj spać...
            - Wstawaj do cholery, opowiadaj jak tam było?
            - Daj mi spokój, to może poczekać do rana – powiedział nieco głośniej Bill , przewracając się na drugi bok.
            - Nie do rana, gadaj teraz, bo zeżre mnie ciekawość – Tom nie dawał spokoju, szarpiąc go dalej. Rozbudzony już chłopak wiedział, że nie da tak łatwo za wygraną.
            - Akurat nie ma żadnego powodu, aby zżarła cię ciekawość. Nic się nie stało, jeśli o to ci chodzi. Po prostu rozmawialiśmy. 
            - Myślałem że jak cię zaprosiła do siebie, to ma na ciebie ochotę. - skrzywił się chłopak, na co Bill pokręcił głową. Czasem miał wrażenie, że Tom myśli tylko pewną dolną partią ciała.
            - Ty erotomanie tylko o jednym.
            Zaśmiali się.
            - I tak wiem, że nic z tego nie będzie… Dla niej jestem tylko gnojkiem z jakiegoś tam zespołu. – usiadł na łóżku kontynuując. – I co z tego, że tak cholernie mnie fascynuje? Jest taka zmysłowa… To jak mówi, jak patrzy, w jaki sposób się porusza i ma takie zgrabne nogi… - westchnął. Kiedy o tym mówił błyszczały mu oczy, a głos miał ton uwielbienia.  
W końcu wstał i podszedł do okna. Patrzył na migające światła wielkiego miasta, a gdzieś tam daleko była ona... Może właśnie teraz namiętnie kochała się ze swoim facetem? Ta myśl spowodowała, że dziwny skurcz ściskał właśnie teraz jego całe uczuciowe wnętrze. Czyżby to była zazdrość? Przecież nie miał do niej żadnych praw, nawet dobrze jej nie znał, przecież się nie zakochał...
Wszystko to było dla niego bardzo bolesne i niezrozumiałe. I cholernie popieprzone… Po raz pierwszy w życiu czegoś tak bardzo chciał i zdawać by się mogło, że to coś jest bardziej nieosiągalne niż mógł sobie wyobrazić. Jeszcze nigdy nie czuł się tak okropnie…
            - Chyba cię nieźle wzięło… - mruknął Tom, a Bill kontynuował:
            - A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że kiedy najlepiej nam się rozmawiało, przyszedł ten jej... - przerwał na chwilę, po czym wycedził przez zęby z wściekłością - ...ten jej Martin.
            - Co? – roześmiał się Tom. – Ty to masz fart, nie ma co!
            - Śmieszne, faktycznie, jest się z czego pośmiać... – ironicznie zauważył Bill nadal stojąc przy oknie. Obrazy dzisiejszego wieczoru wróciły jak migawki filmowe, nie mógł wymazać z pamięci jej uśmiechniętej twarzy. Nadal nurtowało go kilka pytań.
            Czy ona zrobiła to specjalnie? Czy celowo dała mu tylko niespełna dwie godziny umawiając się ze swoim facetem? Czy taka kobieta jak ona, w ogóle mogłaby ulec takiemu gnojkowi, jak on?
            Teraz tylko te myśli błądziły po jego i tak zdezorientowanym umyśle. Nie wiedział co czuł, nie zakochał się to pewne. Ale w jakiś dziwny sposób zafascynowała go. Czyżby to było tylko pożądanie...?

~

            ęłęóChociaż program był zawsze o siedemnastej, cała zabawa zaczynała się już o jedenastej. W każdą środę była ta sama karuzela.
            Próba dźwięku, próba występu, długie oczekiwanie, znów dźwięk i tak w kółko. Około czternastej szybki lunch. Potem kolejna próba, charakteryzacja. Babette zawsze porównywała to do szaleńczej przejażdżki na rollercoasterze, na którym spędza się mnóstwo czasu wjeżdżając w górę, ciesząc na tę wielką atrakcję, podczas gdy potem sam zjazd jest taki krótki, i trwa zaledwie chwilę. Tak samo było też z programem, który zawsze trwał tylko pół godziny. Chłopcy mieli się stawić u wizażysty około godziny szesnastej i ta godzina właśnie wybiła.
              Babette popędziła jeszcze do studia ze scenopisem w ręku. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale lubiła to sprawdzić jeszcze raz.
              - Karl! – zawołała. – Bardzo cię proszę, rzuć jeszcze raz okiem na plan emisji. Nie chciałabym żeby znowu wpadła reklama, nie tu gdzie trzeba.
              Była już przebrana i gotowa. Postanowiła zajrzeć do charakteryzatorni. Było to najjaśniejsze pomieszczenie w całej telewizji, posiadające cztery wspaniałe stanowiska, na których charakteryzatorzy czynili cuda.
- Cześć – uśmiechnęła się, wchodząc do środka. – Widzę, że nasi goście już są.
Wszyscy odpowiedzieli jej niemal jednoczesnym „cześć” i lekko unieśli się z miejsc.
            - Oliver! – zwróciła się do jednego z wizażystów. – Zrób panów na bóstwa, a szczególnie tego... – delikatnie dotknęła palcem Billa i puściła mu oczko, patrząc na jego odbicie w lustrze. - ...bo chyba potrzebuje kilku poprawek.
            Nachyliła się zza jego ramienia i przyjrzała się jego makijażowi, zalotnie zaglądając mu w oczy. Reszta zaśmiała się cicho, ale Billowi wcale nie było do śmiechu. Ani drgnął. Był po prostu zły, dopatrując się w jej żartach drwin. I jeszcze to spojrzenie Toma…
            Program przebiegł praktycznie bez żadnych wpadek. Zdarzało się , że czasem wychodziło coś zupełnie innego niż przewidział producent, szczególnie gdy zadawała pytania publiczność. Tak też było i tym razem, ale w gruncie rzeczy i tak wszystko zostało sprowadzone do jednego. Z początku publiczność prawie zawsze ma tremę, ze względu na obecność kamer, ale wystarczy, że odważy się jedna osoba i wszystko idzie jak z płatka. Jak można było się tego spodziewać, Tomowi nie udało się uniknąć kłopotliwego pytania, które w końcu zostało usunięte ze scenopisu, bo i tak zadała je ciekawska fanka. Wszystkich to bardzo ubawiło, kiedy zdenerwowany chłopak zaczął się motać w odpowiedziach, i nawet naburmuszony po akcji w charakteryzatorni Bill się rozweselił.
             Kiedy wyłączono już kamery, a chłopcy rozdali autografy dziewczynom z widowni, Babette podeszła do Billa:
             - Dziękuję za współpracę, wypadło bardzo dobrze, a z tym makijażem żartowałam. - uśmiechnęła się i podała mu rękę. Wiedziała, że poczuł się lekko dotknięty. Te słowa sprawiły, że cała złość jaką jeszcze przed chwilą czuł, odpłynęła.
            - Nie ma sprawy - odpowiedział - Jestem przyzwyczajony, że nie każdemu podoba się mój image.
            - Chciałeś powiedzieć, nie każdej starej babie...? – zażartowała, unosząc do góry brew.
            - Tego na pewno bym nie powiedział. Ty nie jesteś żadną starą babą. – odpowiedział zupełnie poważnie. Znów wróciła ta cholerna chęć zbliżenia się do niej… Jakiegokolwiek, choćby miała to być tylko zwykła rozmowa. Pragnął wykorzystać każdą chwilę. I nie miał najmniejszego pojęcia, że nie tylko on o tym myślał.
             Babette spojrzała na niego uważnie, a w końcu zapytała:
            - Kto po was przyjedzie i kiedy?
            - David powinien, myślę, że za jakieś pół godziny.
            - To cię porywam – szepnęła mu do ucha. Na krótką chwilę zamarł z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. Ona, widząc to dodała, całkowicie przejmując inicjatywę: – Powiem chłopakom, że będziesz u mnie w pokoju.
            Ani drgnął, gdy tymczasem Babette podeszła do Georga coś mu mówiąc. Jak się domyślił tłumaczyła gdzie go zabiera, bo kumpel spojrzał na niego wymownie i puścił mu oczko, kiedy już wracała w jego stronę.
            - Idziemy. – zabrzmiało prawie jak rozkaz z tych pięknych ust. Po kilku minutach już byli w jej studyjnym pokoju.
            - Napijesz się soku? – zapytała i nawet nie czekając na odpowiedź rozlała napój do szklanek. – Strasznie zaschło mi w ustach, tyle się nagadałam. – ciągnęła wesoło podając mu szklankę. – No i co będziecie teraz robić? Jakie są plany na najbliższy czas?
            - Teraz? Krótki odpoczynek, aż do występu na gali „Schön” – odpowiedział, obejmując smukłymi palcami naczynie z napojem i unosząc ją do ust.
            - A, no tak, to już za trzy tygodnie. - westchnęła.
            - Słyszałem, że będziesz ją prowadzić razem z Thomasem Rennerem.
            - Na razie to tylko pogłoski, jeszcze nic oficjalnie nie wiadomo... Myślę, że niebawem to się rozstrzygnie, może nawet dziś, bo właśnie trwa zebranie. – usiadła na fotelu obok – Tak czy inaczej na pewno tam będę. I ty też. 
            Doskonale wiedziała, że dla chłopców zaplanowano tam występ. Patrzyła na niego z lekkim, tajemniczym uśmiechem. Nie miał pojęcia co mogła myśleć i czemu tak zaakcentowała fakt, że on też tam będzie. Ponownie umoczył usta w napoju błądząc wzrokiem i wyłapując jej spojrzenie. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, nawet wtedy, kiedy odstawili napoje na stolik. Miał wrażenie, że to jakaś próba sił, bo nie spuszczała z niego wzroku. Jednak nie ugiął się, ani nie speszył. To ona uciekła spojrzeniem dolewając sobie soku. On miał jeszcze pół szklanki. Zapytała go skąd wie o tych pogłoskach, jakoby to właśnie ona miała prowadzić galę, a gdy jej odpowiadał wcale nie słuchała go uważnie. Znów zakołatały jej w głowie niedorzeczne myśli. Dlaczego tak cholernie pociągający jest ten chłopak i dlaczego do diabła, musi być taki młody…? Gdyby nie ta jedenastoletnia wiekowa przepaść, już od pierwszych chwil ich znajomości starałaby się go zdobyć. Chociaż… chyba i tak już wcześniej nieopatrznie to robiła.
            Teraz przyznała sama przed sobą, jak bardzo jej się podoba. Kokietowała go uśmiechem i spojrzeniem, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinna. Tylko, że to było silniejsze od niej.
            Wątpliwości wciąż targały jej umysłem, ale pomimo wszystko w jego obecności czuła, jakby zamieniała się w drobiny materii natrętnie przyciąganej przez magnes. Ponownie przyjrzała mu się zachłannie korzystając z okazji, że właśnie zainteresował go jakiś leżący na stole prospekt. To spojrzenie pełne magii i ognia… Te usta delikatnie rozchylone, ich kształt i lekko różowa barwa. Jakże muszą wybornie smakować…
            W tej jednej chwili przestała dbać o kanony, zapragnęła aby ten chłopak był jej, bez względu na wszystko. Choćby na jedną, jedyną noc. Przecież się nie zakocha… I choć marzy o tej wielkiej, prawdziwej miłości to nie zakocha się w takiej kobiecie jak ona, o wiele starszej, o to raczej będzie spokojna. Czytała gdzieś kiedyś, ze tacy chłopcy chętnie sypiają ze starszymi kobietami, aby nabyć seksualnego doświadczenia, a ona z taką przyjemnością nauczyłaby go tak wiele. Chociaż… Jest przecież taki wrażliwy… A co, jeśli złamałaby mu serce? 
             Tę burzę myśli przerwał jakiś odgłos na korytarzu. Niemal w tym samym momencie drzwi do pokoju otworzyły się z impetem i ujrzeli w nich Martina z Davidem. Nawet nie zapukali, a przez to dziewczyna poczuła się jak przyłapana na gorącym uczynku.
            - O, tutaj jesteś. - uśmiechnął się tajemniczo David.
            - Zachciało nam się pić, a do bufetu było dalej – szybko skwitowała Babette, widząc zmieszanie chłopaka.
            Martin miał niewyraźną minę i patrzył na nią badawczo, ale gdy tylko się do niego uśmiechnęła od razu się rozpromienił.
            - Przychodzę z niespodzianką. – zakomunikował wszystkim. – Masz tę galę moja piękna gwiazdo, jest twoja! – ogłosił jako pewnik właśnie to, o czym przed chwilą rozmawiała z Billem.
            Oczy dziewczyny zaszkliły się i z radości rzuciła mu się na szyję. Uniósł ją lekko do góry i zakręcił wokoło.
            Teraz i pozostali mogli pogratulować jej debiutu na wielkiej estradzie i uściskać ją. Dla Billa był to pierwszy, bliższy z nią kontakt. Do tej pory jedynym jakiego mógł doznać to uścisk jej dłoni. Teraz gratulując, bezkarnie miał ją przytulić na oczach jej faceta. Kiedy już to zrobił, korzystając z okazji, że Martin właśnie zagadał się z jego menagerem, szepnął jej cicho do ucha;
            - Gratuluję…
            I właśnie tu i teraz obiecał sobie, że zrobi wszystko, wykorzysta każdą chwilę, aby się do niej zbliżyć, cokolwiek miało to oznaczać.


10 komentarzy:

  1. Ach! Uwielbiam ich, uwielbiam! W końcu przyznali się sami przed sobą, że coś jednak jest na rzeczy. Oczywiście, Babette jeszcze nie wie, że ta chęć zabawy Billem skończy się czymś więcej. Oj, będzie dużo, dużo więcej! I już nie mogę się doczekać :D
    Pisałaś, że lubisz moje komentarze. Tak, jak pisałam na samym początku - cieszę się, że znów mogę przeżywać tę historię. Te parę lat temu po prostu ją pochłonęłam, teraz mogę na spokojnie zagłębić się w tekst, dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałam z pospiechu. Podoba mi się także to, że tym razem mogę komentować każdą z części, mogę wyrazić swoje zdanie i - co bardzo mnie cieszy - mam tutaj kontakt z Tobą, jako autorem. Nigdy nawet o tym nie pomyślałam, sądząc, że koniec MI, to także Twój koniec w świecie FFTH. A jednak, mile mnie zaskoczyłaś tym powrotem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kochana, nie wiem czy czytałaś także sequel "Return to remember", był też na forum. Według mnie, jest o niebo lepszy, no i także będę go tu wklejać jako kontynuację MI. Prócz tych, mam jeszcze kolejne dwa opowiadania do publikacji. No i piąte w pisaniu, ale na razie leży odłogiem. Jak wnioskuję z Twojego komentarza przeczytałaś MI dopiero po jego zakończeniu, byłaś o tyle w dobrej sytuacji, że nie musiałaś czekać na kolejne części. No i... wiem na co czekasz z taką niecierpliwością, a to wydaje mi się, że też będzie lepiej ubrane w słowa ^^ Dziękuję za komentarze i pozdrawiam buziakiem ;*

      Usuń
    2. Niestety, nie dotarłam do RTR :( Nie mam pojęcia, jak to się stało. Chyba dlatego, że nie śledziłam tego forum jakoś uważniej. Ale skoro będzie tutaj, to mogę sobie wybaczyć to przewinienie :D I tym bardziej będę z niecierpliwością wypatrywać końca, choć dla mnie ta historia mogłaby się nigdy nie kończyć. <3
      Mam nadzieję, że w końcu pokażesz światu swoje pozostałe dzieci ;) Jestem okropnie ciekawa innych Twoich opowiadań. :*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję! <3 Odcinek naprawdę genialny i znów nie mogę się doczekać następnego!

    Jestem tak zakochana w tym opowiadaniu, że mogłabym go czytać codziennie. No i oczywiście nie mogę się doczekać tej gali. Cieszę się, że to właśnie Babette ma ją prowadzić. No i Bill ma na niej być :D
    Już się nie mogę doczekać razy dwa :D
    Chcę jak najszybciej kolejny odcinek :D Ale tym razem nie wyznaczam żadnego terminu. To wyszło całkiem przez przypadek. Przyrzekam:D
    Ale to miło, że chciałaś dotrzymać terminu :D
    Już nic nie piszę bo tylko ciągle się powtarzam :D
    Kocham, kocham, kocham :D

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc powiem Ci, że jeszcze wiele odcinków przed Tobą, no i potem sequel. Dużo perypetii bohaterów i emocji. Cieszę się, że jesteś ;*

      Usuń
  4. Widać już pierwsze decyzje z obu stron. On tego chce i ona też, więc nie powinno być większych problemów, co? Tylko czemu wydaje mi się, że to wcale nie będzie takie proste? ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakaś niewidzialna siła przyciąga ich do siebie, ale pewnie już wiesz, co z tego wynikło, bo zdążyłaś zagłębić się w kolejne części.

      Usuń