środa, 9 grudnia 2015

Rozdział III



                      Rozdział III


                           Nie, czasem nie wiem czego chcę…
Szukam wciąż miłości,
Bez niej błądzę jak we mgle.”
Bajm – „Wiosna w Paryżu”


ęłęóBabette i Julia siedziały w ulubionej knajpce „Rose” i były już po kilku drinkach. Dwóch nieznajomych  facetów chciało się do nich dosiąść, ale nie miały dziś ochoty na żadne męskie towarzystwo. Dziewczyna wyciszyła komórkę, bo była pewna, że będzie dzwonił Martin. Była ciekawa ile będzie miała od niego połączeń i nawet zaczęły z Julią obstawiać typy co do ilości. W swoim towarzystwie miały zawsze doskonały humor. Tego dnia dodatkowo Babette marzyła o świętym spokoju i chciała zupełnie się rozluźnić w towarzystwie przyjaciółki.
- Na pewno będę miała co najmniej z pięćdziesiąt nieodebranych połączeń. – żartowała.
- Obstawiam jakieś sześćdziesiąt…  Ale i tak uważam, że jesteś okrutna. Tak katować biednego zazdrośnika…  - spoważniała Julia.
- Żaden facet nie będzie dyktował mi co mam robić, a już tym bardziej jak mam się ubierać. - stanowczo podkreśliła Babette.
- Ale on tak cię kocha...
- Ja też go kocham, ale ta jego chorobliwa zazdrość jest czasem nie do zniesienia. - żaliła się.
Opowiedziała Julii tę całą sytuację, lecz oczywiście nie wplotła w nią wątku swoich intencji. Chociaż miała do przyjaciółki zaufanie, nie przyznała się, że kilka jej posunięć z dzisiejszego dnia było świadomie przemyślanych. Czego się bała? Drwin, żartów, posądzenia o chęć uwiedzenia nastolatka? Nie miała najmniejszego pojęcia, ale wiedziała jedno – dziś sama obawiała się własnych myśli, więc wolała się tym z nikim nie dzielić. Nawet z Julią.
- No a jak tam chłopaki?  Spodobali ci się na żywo? – wypaliła nagle kobieta z błyskiem w oku. Tego pytania Babette się nie spodziewała, a wręcz miała nadzieję, że Julia nie nawiąże do tego tematu. Teraz, kiedy przyjaciółka o tym wspomniała, musiała odpowiedzieć.
-  Są nawet mili, tylko ten w dredach mnie trochę denerwuje.
-  A czemu? Wygląda na sympatycznego. – zaśmiała się Julia.
            - Jest jakiś taki bezczelny i pewny siebie jak cholera. Z jednej strony się nie dziwię, tej sztuki nauczyły go dziewczyny, przecież szaleją za nimi, a chłopakom w takim wieku szybko odbija. Ale wiesz co? Załatwiłam go pytaniem o tych dwudziestu zaliczonych dziewczynach i trochę się wkurzył. – na te słowa obie wybuchły serdecznym śmiechem.
             - Mnie się podoba ten Georg, chociaż jest młody, ale niezłe kiedyś będzie z niego ciacho, bo reszta to jeszcze takie chłopaczki. - kontynuowała szefowa – A tobie któryś wpadł w oko?
            - Julia, o czym my w ogóle rozmawiamy?!  – śmiejąc się, prawie krzyknęła Babette. – Ty chyba postradałaś zmysły! Przecież to dzieciaki, chcesz, żebyśmy zostały posądzone o pedofilię?
            Uśmiały się do łez, kontynuując ten temat.
            Ani słowem, ani spojrzeniem Babette nie chciała się zdradzić, że wciąż jej myśli zaprzątał czarnowłosy chłopak o anielskiej twarzy. Czuła się winna myśląc o nim. Winna, jakby popełniała jakiś śmiertelny grzech, choć przecież nic złego nie zrobiła. Może nie miałaby takich wyrzutów sumienia za same myśli, gdyby nie zdawała sobie sprawy jak bardzo są one intensywne i jak często wspomnienie o tym chłopcu wraca.
            Po udanym wieczorze z przyjaciółką, Babette chciała jechać do siebie, ale bała się, że będzie tam na nią czekał Martin. Co prawda, nie miał kluczy do jej mieszkania, ale bywały takie sytuacje, że czekał na nią przed domem. Chciała dziś tego uniknąć, całej ten konfrontacji z nim i jego wyrzutów. Potrzebowała spokoju i postanowiła przenocować u Julii. Wiedziała, że za chwilę najprawdopodobniej upewni się w swoich domysłach, ponieważ taksówka w drodze do mieszkania przyjaciółki musiała przejechać tuż pod domem Babette  Nie myliła się, chociaż było już po północy, Martin był tam i siedział w swoim samochodzie.
             Zatriumfowała w myślach. Czasem uwielbiała zadawać mu ból, ale nie ten fizyczny. Kaleczyła raczej jego duszę, znęcała się nad nim, kochała patrzeć jak cierpi. Jej zachowanie prowadzące do takich sytuacji, sprawiało jej niesamowitą przyjemność. Czasem prowokowała do granic możliwości, potem rozkoszowała się swoim zwycięstwem. Teraz znów poczuła, że jest górą. Ten Martin, mężczyzna, który mógł mieć niejedną, kochał tylko ją i przez nią teraz cierpiał.  Nie wiedziała tylko czemu to ubóstwia i dlaczego tak ją to podnieca..? Czy kochając prawdziwie czerpie się satysfakcję z tego typu sytuacji..?
             Była godzina druga w nocy. Julia już dawno wydawała z siebie dźwięki błogości sennej, ale Babette nie mogła zasnąć. Może alkohol, a może wrażenia z dzisiejszego dnia nie pozwalały jej utulić się do snu. Pomyślała o Martinie czekającym pod jej domem i uśmiechnęła się sama do siebie zastanawiając; ile też razy mógł dzwonić i kiedy w końcu odpuścił czekanie na nią, wracając do domu? Przypomniała sobie, że wciąż ma wyciszoną komórkę. Sięgnęła po telefon, żeby wszystko sprawdzić.
             Na wyświetlaczu pokazała się niezliczona ilość połączeń, oczywiście niemal wszystkie od Martina, jedno od reżysera, dwa od innych znajomych i... jeden SMS, który zaintrygował ją, bo nie miała pojęcia, czyj to może być numer. Należało jak najszybciej odczytać pełną wiadomość, a ta brzmiała: „Przepraszam, że niepokoję, ale jeśli miałabyś chwilkę czasu, żeby się ze mną jutro spotkać, to byłbym wielce zobowiązany. Mam wątpliwości co do kilku pytań. Zależy mi na jutrzejszym dniu, bo pojutrze wracamy na trasę koncertową i przyjedziemy dopiero na nagranie programu. Będę w Twoim biurze o piętnastej jeśli to możliwe. Pozdrawiam. Bill K”.
            Wpatrywała się jeszcze przez chwilę w ekran komórki nie wierząc w to co widzi, ale właśnie ten sms najbardziej ją ucieszył. Położyła się, a plątanina myśli zapukała do jej szarych komórek i już wiedziała, że teraz z pewnością długo nie zaśnie. Jakież to wątpliwości mógł mieć ten chłopak..? „Pytania są przecież w porządku, to tylko pretekst...” – kołatało jej w głowie. Zamknęła powieki pod którymi wymalował się obraz tej jasnej, anielskiej twarzy o brązowych oczach.

              ~



             Czas przy porannej kawie upłynął im w miłej atmosferze i z tego wszystkiego trochę spóźniły się do pracy. Na sekretariacie Ann oznajmiła Babette:
            - Pan Martin Bauer pytał, czy już pani przyszła. – dziewczyna przewracając oczami spojrzała na przyjaciółkę.
            - A nie mówiłam, że tak będzie? – sapnęła tylko.
            Kiedy otworzyła drzwi do swojego studyjnego pokoju, ujrzała na stoliku bukiet żółtych róż, których zapach unosił się wokoło. Uśmiechnęła się sama do siebie. Właściwie już nie była zła na Martina. Nawet przez moment zrobiło jej się go żal: „Kochany zazdrośnik...” – pomyślała z czułością. Ledwie zaczęła przeglądać dokumenty, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Nie zdążyła nawet powiedzieć „proszę”, a już jej oczom ukazał się Martin. Wszedł i bez słowa usiadł na fotelu. Przez chwilę trwał w milczeniu. Miał nadzieję, że Babette coś powie, ale ona była jak zawsze nieugięta. W końcu przerwał niezręczną ciszę.
            - Nie masz mi nic do powiedzenia?
            - Nie… - wycedziła przeciągle – To nie ja wyszłam stąd wczoraj, trzaskając drzwiami. - mówiła to, nie odrywając się od pracy.
            - Nie wróciłaś na noc do domu - zauważył z wyrzutem. – Gdzie byłaś?
            - Powiem ci, chociaż uważam, że nie muszę ci się tłumaczyć. Nocowałam u Julii, chciałam odpocząć od tej twojej chorobliwej zazdrości, która niszczy naszą miłość, jest mi przykro, że nie masz do mnie zaufania.
            Wstał pospiesznie z fotela, aby uchwycić jej rękę, którą ucałował.
            - Przepraszam skarbie... Ja po prostu cię kocham, tak bardzo kocham... Wybacz mi ten wybuch zazdrości.
             Przytulił ją mocno. Nie odezwała się nawet jednym słowem. Znów miała nad nim władzę, tę władzę którą tak uwielbiała się rozkoszować. Czasem myślała, że to jest chore, ale była od tego niemal uzależniona, a niekiedy wręcz prowokowała takie sytuacje, aby znów ją poczuć, posmakować tej słodyczy, słodyczy triumfu nad facetem. Tak często zastanawiała się, czy umiałaby z tego zrezygnować?
             Pod wpływem jego dotyku tajała jak ogromna bryła lodu, czuła jak z jej serca spływa złość nagromadzona od wczoraj, a jej miejsce wypełnia znów miłość i czułość. Tymczasem Martin delikatnie całował ją po szyi. Nie protestowała, przymknęła na chwilę oczy. Poddała się słodkim pieszczotom jego ust, które spływały na nią jak delikatny, namiętny deszcz rozkoszy. Uwielbiała to… Był subtelny, a jednocześnie stanowczy. Dojrzały mężczyzna, wiedział czego ona pragnie, czego od niego oczekuje, znał każdy milimetr jej ciała, każdy czuły punkt. Obdarowała go gorącym pocałunkiem i pewnie pozwoliliby sobie na więcej, gdyby nie rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna z niechęcią odsunął się.
             - Proszę! – odezwała się Babette. Zza drzwi ukazała się głowa szefowej.
             - Nie przeszkadzam?
             - Nie... wejdź.
             - Cześć Martin – zwróciła się do mężczyzny Julia.
             Powitał ją z uśmiechem na ustach. Wnioskując z tonu jego głosu, Julia mogła zorientować się, że między partnerami jest już dobrze.
             - Chciałam odebrać te scenariusze, jeśli oczywiście już je przejrzałaś – zwróciła się do Babette.
             - Tak, jasne. – odparła dziewczyna.
             - To ja nie przeszkadzam. - rzucił Martin i wyszedł zadowolony.
             - Co, już zgoda...? - uśmiechnęła się przyjaciółka.
             - Nie umiem zbyt długo się na niego dąsać, sama wiesz. Jak zwykle w tym związku, ten sam scenariusz. - odparła dziewczyna wzdychając.
             - Nie mów, że tego nie lubisz...
             - Lubię, jednak wciąż czegoś mi brakuje, może czuję się zbyt pewnie, zbyt bezpiecznie? Gdyby tak nie odezwał się chociaż dwa dni, może stałabym się bardziej pokorna, może nie igrałabym tak z jego uczuciami, może czegoś by mnie to nauczyło.
             - Ale przecież go kochasz...
             - Chyba kocham… - odparła, a Julia spojrzała na nią wymownie. – No nie patrz tak, kocham. Ale czasem chciałabym, żeby w naszym związku pojawiła się odrobina adrenaliny, chciałabym chociaż przez chwilę się bać, że mnie zdradzi, że odejdzie... Ta pewność, że jest tylko mój, czasem mnie nudzi.
              - Tylko tak mówisz, ale pomyśl sobie jak poczułabyś się, gdybyś miała go o co podejrzewać? – spytała Julia.
              - Nie wiem, nie umiem sobie tego wyobrazić, ale może bardziej bym go kochała czując jakąś niepewność? Bardziej bym się starała? Chyba, moja droga Julio moje uczucie, cokolwiek to jest słabnie, albo...
              - Jest ktoś? – w oczach przyjaciółki pojawiły się iskierki ciekawości.
             - Nie, nie ma - zaśmiała się dziewczyna. – Jednak czasem mam wrażenie, że to nie jest jednak miłość, że może to tylko zauroczenie, przywiązanie, wygoda i poczucie bezpieczeństwa... Może właśnie mylę to uczucie z tą prawdziwą miłością?
             Przez chwilę obie zastanawiały się głośno jak to jest, kiedy ma się tę pewność, że to właśnie to prawdziwie czyste uczucie zagościło w sercu, a kiedy szefowa wyszła, Babette zabrała się wreszcie do pracy. Jednak jej myśli od rana zaprzątało coś, co nieustannie wracało. Chociaż starała się skupić nad czymś innym, po chwili jednak o czymkolwiek by nie pomyślała sprowadzało się to i tak do treści SMS-a od Billa. To z kolei wyzwalało w niej jakiś dziwny dreszcz emocji, dziwny aczkolwiek bardzo przyjemny. Nagle doznała olśnienia: "Cholera! Przecież ja mam o piętnastej audycję w radio! Co robić? Może przełożyć spotkanie na jutro? Nie… Wspominał, że jutro wyjeżdża.” – zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Przystanęła, emocje na chwilę opadły. Może to jedynie pretekst, a może naprawdę ma jakieś wątpliwości? Przecież nie może mu odmówić, nie powinna i… I nie chce. Jednak musi być w radio. Może zostawi mu informację w sekretariacie? Nie... Nie będzie bezduszną świnią, nie dla niego... Był taki miły.
            Pomyślała przez chwilę i... wymyśliła. Mogła napisać mu SMS-a, ale wybrała zupełnie inną drogę.
            Kiedy wychodziła z pracy podała Ann zaklejoną kopertę, na której napisała jego imię.
            - O piętnastej byłam umówiona z Billem Kaulitzem, ale zapomniałam, że mam audycję w radio, przekaż mu wiadomość ode mnie. - powiedziała do dziewczyny, po czym pospiesznie wyszła.
            Ann obracała kopertę w ręku. Zżerała ją ciekawość, co też prezenterka może mieć mu do przekazania, jednak przecież nie mogła tam zajrzeć, a zresztą... To na pewno jakieś służbowe sprawy, jednak ucieszył ją niezmiernie fakt, że on tu przyjdzie, a ona będzie musiała mu tę kopertę przekazać i tym samym będzie mieć sposobność zamienienia z nim kilku słów. Zawsze widziała chłopaków tylko przelotnie, nigdy z żadnym nie rozmawiając, chociaż pracując w telewizji i tak była w lepszej sytuacji niż inne dziewczyny. Nawet sama zdobyła ich autografy.
            Bill przyszedł dziesięć minut przed czasem.
            - Cześć, jestem umówiony na piętnastą z Babette Chardin – rzucił do Ann z uprzejmym uśmiechem, pod wpływem którego, dziewczyna całkowicie straciła władzę w nogach.
             - Tak, ale pani Babette nie ma. – celowo odpowiedziała bez żadnych wyjaśnień, aby móc przedłużyć konwersację. Chłopak stał przez chwilę bez słowa zdziwiony, a może zaskoczony? „Tom miał rację, jednak zbłaźniłem się doszczętnie. Na co ja liczyłem? Pewnie nawet nie odczytała SMS-a”. - wyrzucał sobie w myślach, lecz mimo zawodu, jaki odczuł, zachował zimną krew i chłodno, z odrobiną pretensji w głosie, zwrócił się do recepcjonistki:
            - Jak to? Przecież byliśmy umówieni.
            Dopiero wtedy Ann dodała:
            - Zostawiła dla ciebie wiadomość - po czym podała zdenerwowanemu chłopakowi kopertę. Z pewną obawą wziął ją od dziewczyny, nie mając pojęcia jaką wiadomość zawiera i rzucając krótkie: - Dzięki! - oddalił się.
            Doszedł do wyjścia, ale nie rozerwał koperty. Bał się, tylko właściwie czego? I tak już był pewien, że jego idiotyczny, szczeniacki plan wziął w łeb. Nie spotka się z nią przed wyjazdem, nie spotka się pewnie przed programem i mrzonki o jakimś byciu z nią sam na sam, będzie musiał pogrzebać pod lawiną niespełnionych marzeń. Więc cóż mogło być w tej kopercie? Jakieś wymuszone z grzeczności przeprosiny? A może po prostu w kilku zawoalowanych słowach wyśmieje go wykręcając się, że nie miała czasu, tym samym przekonując o tym, aby nie zawracał jej głowy? Mógł się tego spodziewać, przecież nawet nie odpowiedziała na jego SMS-a. Drżały mu dłonie, kiedy trzymając tę kopertę patrzył na nią, zginał ją, to znów rozginał, ale nie otwierał. Podszedł do ochroniarza z którym przyjechał, a który teraz spokojnie palił papierosa, gdy ten widząc go zapytał zdziwiony:
             - To już?
             - Już – odpowiedział mu półprzytomnie ze zdenerwowania, sam się dziwiąc, że w ogóle go zrozumiał.
             Doszli do samochodu bez problemów, bo nikt się go tu nie spodziewał o tej porze, z resztą jak zwykle miał ciemne okulary. Wsiadł i zamknął za sobą drzwi auta, ale nadal nie otwierał koperty. Dopiero kiedy ruszyli, zdecydował się na ten krok. Drżącymi dłońmi wyjął z niej zapisaną karteczkę, na której widniało:
„Przepraszam, nie mogliśmy się spotkać, bo o piętnastej miałam audycję w radio, ale jeśli to dla ciebie nadal ważne, będę czekała u mnie w domu o dziewiętnastej. Adres masz na wizytówce. Do zobaczenia. Babette”.
             Ścisnął mocno kartkę, a następnie przyłożył ją do ust. Czuł napływającą falę szczęścia. Miał ochotę krzyknąć z radości i dawno nie czuł się tak dobrze. Nawet po udanym koncercie nie był w takiej euforii jak teraz. I zadziwiająca była przyczyna tego samopoczucia; wyłudzone spotkanie z prezenterką, która zauroczyła go z ekranu telewizora. Co mógł poczuć do tej starszej od siebie kobiety? Nie znał tego uczucia, ale wiedział jedno, na pewno nie zakochał się choćby platonicznie. Może tylko się zauroczył, może pożądał jej w swoich chłopięcych marzeniach, bo - sam to przed sobą przyznawał – niesamowicie go pociągała. A może kierowała nim chęć zdobycia jej, udowodnienia sobie i Tomowi, że nie jest jednak słaby? Myśli, tysiące myśli i ta radość rozpierająca go od wewnątrz, jak balsam dla duszy… Uśmiechał się sam do siebie, kiedy nagle ogarnęła go panika: „Ale pytania! Co z pytaniami?! Przecież są w porządku!”.
             Wpadł do pokoju hotelowego jak oparzony pospiesznie przeszukując stertę gazet na stoliku:
             - Tom! – wydarł się na brata, którego nie było w zasięgu jego wzroku.
             - Czego się tak drzesz? Pali się, czy co? – zdziwiony chłopak wyszedł z łazienki z zarzuconym na ramiona ręcznikiem.
             - Gdzie są pytania?!
             - Jakie pytania...? - spokojny jeszcze Tom podrapał się po głowie, nieprzytomnie patrząc na bliźniaka.
             - Pytania do programu! – znów wrzeszczał rozrzucając papiery Bill – Niech to szlag!
             - Po co ci, do cholery, te pytania?
             - Są! – ucieszył się chłopak, gdy wśród sterty różnych papierowych śmieci wreszcie je odnalazł.
             - Tam leżą moje - Tom wskazał na szafkę przy łóżku zupełnie nie wiedząc o co chodzi, na co Bill spojrzał na niego wzrokiem pełnym wyrzutu. – Ale po co ci one? - dopytywał się niczego nie świadomy, gdy tymczasem uśmiechnięty brat już siedząc na łóżku czytał je z zapałem. Nagle podniósł na niego spojrzenie  pełne radości:
             - Jestem o dziewiętnastej umówiony z Babette u niej w domu – oznajmił tonem triumfatora. - Tylko muszę jeszcze wymyślić co mi się w tych pytaniach nie podoba....
             - Jak to umówiony? Jakim cudem? – uniósł brwi w geście zdziwienia Tom i zaraz podchwycił. - Powiedz, że ja nie chcę tego pytania o łóżku i laskach.
             - Nie chodzi o pytania do ciebie, ale do mnie, ośle! - huknął Bill. Nastała chwila ciszy.
             - Chcesz ją tylko przelecieć? - zapytał cicho Tom, patrząc na rozpromienionego brata. - Bo chyba się jakoś głupio i platonicznie nie zakochałeś?
            Popatrzyli sobie przez moment w oczy. Bill był myślami zupełnie gdzie indziej, na pewno nie tu, nie w tym hotelowym pokoju. Jednak gdziekolwiek przed chwilą był, wrócił zaraz stamtąd jak zza światów, odpowiadając już całkiem przytomnie:
            - Jesteś idiotą, Tom.

12 komentarzy:

  1. No nie,czemu urywasz w takim momencie ?! Zdecydowanie za krotko ! Hallo,ja sie domagam wiecej !

    Mam wrazenie,ze Bebette wcale nie kocha Martina. Jest z nim,jak sama powiedziala,z poczucia bezpieczenstwa. Taki zapas, jakby cos sie kiedys stalo. Ale z drugiej strony zachowanie Martia mnie denerwuje. Taka chorobliwa zazdrosc jest straszna. Nie wiem jak to potoczy sie dalej ale koles mnie wkurza. Laska nie odbiera telefonu a on siedzi cala noc pod jej domem,no prosze .

    Mlody Bill,jakie to urocze :) ehhh jestem diabelnie ciekawa co sie wydarzy o tej 19 i czasem pan zazdrosnik nie wkroczy do jej domu .

    Czekam na kolejny,DLUGI rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze staram się zakończyć część w momencie, kiedy czytelnik - mam nadzieję - chciałby więcej. Po co? Żeby wrócił tu ciekawy co się wydarzy. Części są takie same, jakie kiedyś wstawiałam na forum, czasem krótsze, a czasem dłuższe. Martin po prostu ją kocha, a prawdziwa miłość jest gotowa na wszelkie poświęcenia, o czym się przekonasz w dalszych częściach :D

      Usuń
  2. Gdyby Tom wiedział co się zdarzy... Gdyby tylko wiedział. :D
    A tak naprawdę wiesz, że to moje ukochane opowiadanie i nigdy nie będę nim znudzona. Piszesz cudownie, pięknie i ciekawie, a Twoja idea miłości porusza we mnie coś, co mnie powinno istnieć.

    PS
    Opieprz mnie za to, że znowu się lenię z betą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A mówiłaś, że wolisz RTR ;) No cóż, od początku zakładałam, że obydwa opowiadania będą miały właśnie na celu ukazać tę miłość. Betuj, bo już mi niewiele zostało z tych sprawdzonych części.

      Usuń
  3. No nie... Dlaczego przerwałaś w takim momencie?
    Nie można było poczekać tak z jakieś dziesięć rozdziałów? :D
    Jestem bardzo ciekawa co się wydarzy o dziewiętnastej w jej mieszkaniu. Normalnie aż cała chodzę. :D
    Koniecznie musisz dodać szybko kolejny rozdział. I to jeszcze w tym tygodniu. Nie wiem czy wytrzymam dłużej.
    Liczę na kolejny rozdział >dość długi< I chcę w nim dużo Billa, a mało Martina, jest zbyt zazdrosny, co mnie wkurza. Bebette najwidoczniej nie zależy na nim. Więc warto go wyrzucić i zastąpić go Billem :D
    Czyż to nie genialne rozwiązanie?

    Czekam na kolejną część w trybie natychmiastowym :D
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerwałam w takim momencie, żebyś wróciła ciekawa. I obiecuję, że będą trudniejsze do wytrzymania momenty. Części niestety są już podzielone i nie mogę tego zmieniać, ale rozdziały będą różnej długości. W tym tygodniu? Muszę moją betę pogonić ;) I obiecuję, że będzie mniej Martina ;*

      Usuń
  4. Julia jest chyba jakimś prorokiem :D Przepowiedziała, że z Georga będzie kiedyś niezłe ciacho. I co? I co? Hahaha :D Wystarczy teraz tylko na niego spojrzeć.
    Cóż, to że Babette lubiła krzywdzić duszę Martina, że przyjemność sprawiało jej patrzenie, jak cierpi - świadczy samo o sobie. Nie darzyła go miłością. Może było jakieś uczucie na początku, ale to z pewnością nie była miłość. Adrenalina w związku też jest potrzebna, jednak w odpowiednich dawkach. Co za dużo, to nie zdrowo. Ale być w relacji, gdzie nic się nie dzieje, gdzie zawsze możesz przewidzieć kolejny ruch partnera, możesz odgadnąć jego kolejne słowa - nie, to też nie jest dobre. Dlatego w życiu ważne jest, by odnaleźć tę właściwą osobę. Z którą nie będzie ani nudno, ani też bez zbędnych rewelacji. Czy Babette odnajdzie kogoś takiego w Billu? Ciekawe ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo powiedziała moja "beta", że Julia przewidziała, że Geoś będzie niezłym przystojniakiem za parę lat. A Babette... ni cóż, ona sama doskonale czuje, że to bardziej "interes" niż miłość. Lubię Twoje komentarze, są takie, jakbyś nie miała pojęcia co dalej ;* ;)

      Usuń
  5. Babette to jędza – to była moja pierwsza myśl, jak przeczytałam o tym, jak się „znęca” nad Martinem. To okrutne być z kimś, komu na Tobie zależy i czerpać satysfakcję z tego, że wbija mu się szpilę w serducho. Wiem, że zazdrosny i że to może być przytłaczające, że ogranicza, ale mimo wszystko trochę mi szkoda faceta. Nic na to nie poradzę xD Inaczej sobie wyobrażam zachowanie dwojga kochających się ludzi ^^ Bo ona go CHYBA kocha – ale CHYBA nie oznacza NA PEWNO, prawda? Tylko w takim razie dlaczego z nim jest? :O Brak adrenaliny, wrażeń... Ona mu tego dostarcza :D Nie czuje się bezpiecznie, ale jest jej wygodnie tak, jak jest... Ech, te kobiety, nie wiedzą, czego chcą xD
    A Bill... Bill jest uroczy, kiedy coś idzie po jego myśli, hehe ^^ Swoją drogą nie miałam przyjemności czytać opowiadania, w którym Bill zainteresował się starszą od siebie kobietą... To intrygujące i żałowałabym, gdybym teraz sobie odpuściła i nie zobaczyła, na co go stać, by ją zdobyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... Bywają i takie kobiety. Martin będzie taką ofiarą w tym trójkącie, zresztą przekonasz się, kiedy już dobrniesz do ostatnich części. Zazwyczaj tacy dobrzy ludzie dostają po tyłku niestety. A dlaczego Babette z nim jest? Jak wiele kobiet z czystego wyrachowania i chęci jakiegoś zysku, w przypadku Babette lepszego stanowiska.
      Mam nadzieję, że nie odpuścisz ;*

      Usuń