Część
23.
„Dla ciebie mój
szept, gdy budzi się dzień,
dla ciebie to
szczęście, zatrzymaj je więc…
Przez moment
chcę mieć cię tylko dla siebie
i tak zaraz
świat zapyta o ciebie.
Zamknij oczy i
pomyśl, że jesteśmy sami tu,
Nic nie liczy
się…”
Patrycja Markowska – „Dla Ciebie”
To
zdumiewające, że po całonocnej ulewie niebo przybrało odcień błękitu.
Gdzieniegdzie tylko pokryte było strzępami chmur, a wpadające przez okno
promienie słońca, nie pozwalały na dłuższy sen.
Babette
obudziła się, ale nie otwierała oczu, próbując przywołać obrazy, które przed
zaśnięciem zapadły głęboko w jej pamięć. Po woli przeniosła rękę na miejsce tuż
obok, ale ono było puste. Drgnęła, wolno uchylając powieki. Choć była
przykryta, jeszcze bardziej naciągnęła na siebie kołdrę, czując zimny dreszcz.
Przecież to nie mógł być sen...
Nie
mógł i nie był, bo z kuchni dobiegały ciche dźwięki muzyki, sączącej się z
radiowego głośnika. Odetchnęła z ulgą przymykając powieki, a szczęście niemal w
tej samej chwili znów wypełniło każdą jej komórkę. Zaraz też miejsce na kanapie
obok niej, zapadło się pod ciężarem jego ciała.
-
Dzień dobry skarbie... - Usłyszała cudownie znajomy, ciepły głos i otworzyła
oczy, a już po chwili poczuła upragniony dotyk miękkich warg na swoich ustach.
-
Cześć... Dlaczego już wstałeś? - zapytała z nieukrywanym żalem.
-
Szkoda czasu na sen, wolałem popatrzeć na ciebie - odparł z uśmiechem, dodając:
- Zaczekaj chwilkę, zaraz wrócę.
Powiodła
spojrzeniem za jego piękną sylwetką, kiedy się oddalał. Tym razem był w
bokserkach, ale i tak to w niczym nie przeszkodziło budzącemu się w niej
pożądaniu. Wrócił z tacą pełną śniadaniowych pyszności, stawiając na stoliku
tuż obok.
-
Ojej... - westchnęła podciągając się na rękach. - Rozpieszczasz mnie...
-
Proszę bardzo, co sobie pani życzy? - Wskazał ręką na wypełnioną po brzegi
tacę. - Tosty, szynka, ser, miód, kawa, sok... Zrobiłbym coś bardziej
oryginalnego, ale nie za wiele w tej twojej lodówce.
-
Nie ma Amy, więc nie robiłam zakupów, a nie spodziewałam się gościa -
uśmiechnęła się. - Za chwilę wracam.
Wstając
cmoknęła go w policzek i podążyła do łazienki.
-
Tylko szybciutko, bo wszystko wystygnie! - krzyknął za nią radośnie.
Wzięła
naprawdę błyskawiczny prysznic, bo po niespełna dziesięciu minutach wróciła
świeża i pachnąca, odziana w krótką, czerwoną, satynową koszulkę. Aromat
rozlanej do filiżanek kawy, unosił się w powietrzu mieszając ze szczęściem.
-
No to na co masz ochotę? - zapytał Bill.
-
Może być tost z serem, no i oczywiście kawa - Uśmiechnęła się, rozsiadając po
turecku na środku kanapy.
-
Jak długo mogę tu zostać? – zapytał wprost, podając jej właśnie przygotowaną
kanapkę.
Babette
spojrzała na niego podejrzliwie, uśmiechając się tajemniczo.
-
Nie bój się, nie zostawię ci kartki na kuchennym stole.
Roześmiał
się.
-
Mam nadzieję... - powiedział cicho, cmokając ją w policzek. - Do jutra? -
ponowił pytanie.
-
Możesz i do pojutra - odparła, wypełniając usta kolejnym kęsem.
-
Przecież jutro idziesz do pracy, a wieczorem wraca Amy... Ale zaraz, zaraz...
powiedziałaś, że wrócą pojutrze?
-
Kiedy tak mówiłam? - zdziwiła się.
-
No, jak tu przyszedłem.
-
Chyba miałam na myśli jutro, wprawdzie było po północy, ale jakoś podświadomie
traktowałam to jeszcze jako dzień. Wracają jutro, na pewno - Babette spojrzała
na kalendarz, chcąc się upewnić czy się nie myli. - Mówiła, że drugiego, więc
jutro.
-
To mamy jeszcze pół dnia i całą noc... - powiedział, składając delikatne
pocałunki na jej kolanie. - I gwarantuję, że dzisiaj nie pozwolę ci zasnąć...
-
Przepraszam, to wszystko przez te emocje... - Próbowała się usprawiedliwić. -
Ale oczywiście nie mam nic przeciwko temu, tylko zjedz coś, bo nie będziesz
miał siły... - odparła, czując coraz śmielsze pieszczoty na swoich udach.
-
Ja już jadłem, a o moje siły bądź spokojna - roześmiał się, puszczając jej
oczko. - Dobrze, wypijemy w spokoju kawę.
Zamilkli
na chwilę, delektując się smakiem naparu. Bill jednak nie spuszczał z niej wzroku
i miał teraz wrażenie, że myśli Babette szybują gdzieś daleko. Niewątpliwie
tematem do zadumy mogła być kwestia jego ojcostwa, może układała sobie teraz
plan, jak o tym wszystkim ma powiedzieć Amy? Chciał znać wszystkie jej myśli,
wszystkie problemy i troski, bo wtedy mógłby pomóc jej je rozwiązać.
-
O czym myślisz kochanie? - zapytał.
-
O niczym szczególnym... - powiedziała cicho, spuszczając wzrok. Uścisnął jej
rękę, zaglądając w oczy.
-
Kocham cię i chcę wiedzieć, jeśli masz jakiś problem. Obiecajmy sobie, że już
nie będziemy mieć przed sobą żadnych tajemnic, tajemnice tylko dzielą.
-
Obiecuję... - odparła i wyciągając nogi, położyła głowę na oparciu kanapy. -
Nie mam problemu, no może za wyjątkiem rozmowy z Amy, ale tego nie przyspieszę.
-
A jednak widzę, że coś cię dręczy... - przybliżył się, delikatnie pocierając
kciukiem o jej policzek. Serce w niej zadrżało pod wpływem tego dotyku i swoich
dziwnych myśli. Owszem dręczyło ją wiele pytań, które tak bardzo chciałaby mu
zadać, a jednocześnie usłyszeć na nie szczere i satysfakcjonujące ją
odpowiedzi. Nie śmiała, ale po chwili namysłu kobieca ciekawość i jakaś dziwna
chęć dowartościowania zwyciężyła. Popatrzyła mu w oczy, ale jeszcze przez
chwilę się wahała.
-
Chcesz o coś spytać? - Bill jakby czytał w jej myślach.
-
Mam ochotę... ale nie wiem, czy powinnam...
-
Pytaj, śmiało, przecież wiesz, że o wszystkim ci opowiem - Uśmiechnął się
ciepło, jakby chcąc dodać jej otuchy.
-
Gdzie byłeś wczoraj i właściwie skąd do mnie przyjechałeś?
Westchnął,
bo właściwie prędzej, czy później, spodziewał się tego pytania. Miał nadzieję,
że nie zrani jej tym, o czym zamierzał jej teraz opowiedzieć, ale chciał być po
prostu szczery.
-
Poszedłem na bal... z Patrizią... - Popatrzył na reakcję Babette, nic nie
mówiła, ale wiedział, że to nie jest dla niej łatwe, jednak postanowił wyrzucić
z siebie wszystko. - Obiecałem sobie, że to będzie mój pożegnalny prezent dla
niej, ale jak widzisz nie wytrzymałem nawet do rana... - Uśmiechnął się gorzko.
-
I co ona na to? Tak po prostu pozwoliła ci z niego wyjść? - zapytała Babette
cicho.
-
Właściwie nie wiem, bo nie powiedziałem jej nic ostatecznego, tylko tyle, że
muszę iść... Jednak myślę, że doskonale wiedziała dokąd...
Na
te słowa lekko drgnęła i poczuła bolesne ukłucie w sercu. „A więc nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji...”, na samą myśl o
tym, gorąca fala przetoczyła się przez jej ciało.
-
Ale ja odszedłem i przysięgam ci, że jak tylko wrócę do domu wszystko załatwię,
ja już nie mogę z nią być, nawet tylko mieszkanie pod jednym dachem było
ostatnio nie do zniesienia... Kocham i zawsze kochałem tylko ciebie... I chcę
być wreszcie z tobą. - wyszeptał i siadając bliżej niej, chwycił jej dłonie.
Uniósł do ust, delikatnie całując.
Spuściła
głowę. Wciąż miała wyrzuty sumienia z powodu tej kobiety. Był z nią tyle lat, a
ona wróciła i tak po prostu jej go odebrała, jednak teraz za nic w świecie już
nie zrezygnowałaby z niego. Zastanowiła się właśnie, jak przez te wszystkie
lata mogło wyglądać ich wspólne życie? Wiedziała od Lucienne, że to właśnie jej
osoba ciążyła nad ich związkiem jak jakieś fatum. Jednak Bill nie był świadom
jej wiedzy.
-
Ona o mnie wiedziała, prawda? - Raczej stwierdziła, niż zapytała.
-
Wiedziała... - odparł spokojnie. - Ja od samego początku nie ukrywałem, że moje
serce jest zajęte. Kiedy wyznała, że chce ze mną być, powiedziałem wprost, że
nie wiem, czy będę mógł kiedykolwiek ją pokochać... Wiesz co mi wtedy
odpowiedziała...? - Babette spojrzała na niego, ale nie zadała pytania, choć
miała wrażenie, że właśnie tego oczekiwał. Objęła tylko rękoma kolana,
słuchając. - ... że wystarczy, jeśli tylko będę... Więc byłem z nią ciałem, a
sercem tysiące kilometrów stąd...
-
Czułam, że wie, nawet wiedziała jak wyglądam... Nie byłam dla niej jakąś tam
anonimową kobietą...
-
Poznałaś to po niej wtedy u Toma, prawda?
-
Tak... Do dziś pamiętam to spojrzenie... - westchnęła Babette. - Ono wyrażało
wtedy przede wszystkim strach... Bill, myśmy się nawet jeszcze nie spotkali,
nie wiedziałeś, że tam jestem, i chyba nawet jeszcze nie wiedziałeś, że
wróciłam, a ona już się bała... - Spojrzała mu wymownie w oczy.
-
Ja wiedziałem - odparł wprost.
-
Wiedziałeś, że jestem u Toma? - zdziwiła się.
-
Nie, że tam jesteś dowiedziałem się dopiero od Patrizii. Wiedziałem o tym, że
wróciłaś. Tom powiedział mi tego samego dnia, kiedy po raz pierwszy się
spotkaliście... Nigdy tego nie zapomnę... - dodał i kładąc się obok Babette,
objął ją ramieniem, kontynuując swoją opowieść. - Myślałem wtedy, że
oszaleję... Dlaczego od razu nie chciałaś się ze mną spotkać? - zapytał jakby z
wyrzutem.
-
Po prostu się bałam twojej reakcji... - odpowiedziała, wtulając się w jego
tors.- Wiedziałam, że kogoś masz... Bałam się, że nie będziesz już nawet chciał
na mnie spojrzeć, czasem myślałam, że może mnie nienawidzisz?
-
Głuptas... - Uśmiechnął się delikatnie, wtulając twarz w jej włosy, aby po
chwili przesunąć po całej ich długości dłonią. - Ja tyle lat szukałem cię na
ulicach, w tłumie... Marzyłem, że kiedyś cię spotkam, że wrócisz... Biegłem za
kobietami o podobnych włosach, żeby tylko się upewnić czy to przypadkiem nie
ty...
Zwróciła
ku niemu swoje szczęśliwe spojrzenie. Gdyby wiedziała... gdyby mogła to
wiedzieć te kilka lat temu...
-
Bill... - powiedziała cicho, znów patrząc mu w oczy.
-
Tak skarbie...
-
Ja już dawno chciałam wrócić...
-
To czemu tego nie zrobiłaś?
-
Kiedy Amy skończyła trzy lata, właśnie wtedy po raz pierwszy o tym pomyślałam,
ale zanim ta myśl zdążyła we mnie dojrzeć dowiedziałam się, że związałeś się z
kimś na stałe. Wiedziałam, że nie mam prawa, ale poczułam wtedy piekielną
zazdrość i wściekłość, że tak prędko o mnie zapomniałeś... - wyznała Babette.
-
Nie zapomniałem i tak naprawdę to bardziej ona się ze mną związała, niż ja z
nią... A ja... Byłem wtedy taki okropny... - westchnął, ale szybko zmienił
temat, nie chcąc już wracać do tego jak cierpiał po tym kiedy wyjechała. -
Wiesz, właściwie nurtuje mnie tylko jedno; dlaczego wróciłaś właśnie po jego śmierci,
skoro myślałaś o powrocie tak dawno temu?
-
Tak naprawdę, to bardzo chciałam wrócić, ale się bałam. Pierwszy raz
wspomniałam o tym Martinowi, kiedy Amy miała osiem lat. On zawsze był spokojny,
ale wtedy przestraszyłam się jego wybuchu. Pamiętam jak wówczas powiedział, że
miał nadzieję, że o tobie zapomniałam, ale jak widać się mylił i że teraz już
wie, dlaczego tak rzadko z nim sypiam i jestem taka zimna... Wtedy chyba na
dobre do niego dotarło, że nigdy nie zastąpi ciebie w moim sercu, zabiłam jego nadzieję...
Potem coraz częściej z nim o tym rozmawiałam. Nie reagował już takimi napadami
złości, ale zawsze potem długo się do mnie nie odzywał. Wahałam się, rozważałam
wszelkie za i przeciw, w końcu powiedziałam mu, że bez względu na wszystko ja
wracam, a on zrobi co będzie chciał. To było tuż po Bożym Narodzeniu, ale on
wciąż miał nadzieję, że się rozmyślę. Trzeciego stycznia...
-
Aż tak dokładnie pamiętasz tę datę? - przerwał jej zdziwiony Bill, bo jeszcze
nie wiedział co wówczas się wydarzyło.
-
Tak... pamiętam, bo wiem, że to przeze mnie... - powiedziała, gwałtownie
odwracając się do niego plecami. Zrozumiał co właśnie wtedy się stało i już
więcej o nic nie pytał, mocno się do niej przytulając. Jednak ona chciała to z
siebie wyrzucić, więc mówiła dalej;
-
Amy nocowała u swojej przyjaciółki Sharon, a ja stwierdziłam, ze to jest dobry
moment, żeby oznajmić mu swoją decyzję. Pamiętam jak szalał z rozpaczy,
najpierw błagał, żebym go nie zostawiała, że żyje tylko dla mnie. Zirytowało
mnie to jego skamlenie, był wtedy taki żałosny... Miałam nadzieję, że przyjmie
to z dumą, ale on płakał. Byłam zła, że próbuje mnie w ten sposób zatrzymać i
wtedy powiedziałam mu wprost, że ja przez te wszystkie lata żyłam tylko dla tej
chwili... Wtedy się wściekł na dobre. Po raz pierwszy nazwał mnie dziwką,
wrzeszczał, że; „tylko on potrafił zrobić ci dobrze”, no i rozpętało się
piekło. Wtedy wykrzyczał mi, że nie po to przez tyle lat wychowywał mojego
bachora, żebym mogła tak po prostu odejść. Nie wytrzymałam i uderzyłam go w
twarz, wyrzucając z siebie kilka bolesnych słów pod jego adresem... - Bill
wiedział, że przekazanie mu tej historii sprawia jej wielką trudność, jednak
nie przerywał, bo czuł, że chce mu o tym powiedzieć. - Wtedy wybiegł z domu.
Był pasjonatem motocykli, miał dwa. Usłyszałam tylko ryk silnika, kiedy
wyjeżdżał z bramy. Jeszcze nie ochłonęłam po kłótni, kiedy dotarły złe
wiadomości... To się stało tak blisko...
Zamilkła.
Domyślał się co wtedy czuła, bo każdy człowiek czułby się w takiej sytuacji
winny.
-
To było przeznaczenie... - powiedział tylko. Potrząsnęła głową.
-
Nie wiem co to było Bill... Wiem tylko jedno; to ja go zabiłam... I chociaż
ekspertyza wykazała, że wpadł w poślizg, że nie było to samobójstwo, tylko
nieszczęśliwy wypadek, to jednak wiem, że to tylko moja wina... Po prostu
jechał zbyt szybko, pod wpływem silnych emocji…
-
Nie obwiniaj się i nie myśl o tym - starał się ją pocieszyć.
-
Amy do dziś nie wie jak to się stało...
-
I dobrze, nie musi wiedzieć. Było, minęło, teraz powinna się dowiedzieć o czymś
innym.
Babette
westchnęła tylko. Znów powróciły troski i myśl o niepoukładanych sprawach.
Tak... wiedziała, że jak tylko Amy wróci, będzie musiała z nią od razu
porozmawiać. Już dłużej odkładać tego nie może.
-
Dowie się... Obiecuję - odparła i znów odwróciła się w jego stronę. Objęła go
mocno, wtulając w jego ciało. Leżeli przez dłuższą chwilę w milczeniu, ciesząc
się swoją bliskością. Niespokojne myśli i dręczące problemy, znów zaczęły wolno
odpływać w nieznane.
-
Tam w Stanach, miałam czasem dziwne sny... - odezwała się po dłuższej chwili
Babette.
-
Koszmary? - uśmiechnął się Bill.
-
No... - przytaknęła z nutką rozbawienia. - Można to tak nazwać...
-
A jakie? - zapytał.
-
Śniło mi się, że wróciłam, że cię spotkałam a ty nie chciałeś mnie znać...
Budziłam się w środku nocy, z bijącym sercem, a potem długo nie mogłam
zasnąć... Tak bardzo się wtedy bałam...
Uniósł
się na łokciu i pochylił nad jej twarzą. Przez chwilę przyglądał jej się z
uwielbieniem, gładząc po policzkach, czole. Obrysowując palcem kontur ust,
omiatał wzrokiem jej całą twarz.
-
A ja często śniłem, że gonię za tobą w tłumie, widzę cię na ulicy, ale ty
uciekasz gdzieś, a gdy w końcu doganiam cię, okazuje się, że wcale cię nie ma…
I wiesz co..? – popatrzył jej prosto w oczy. – Tak bardzo się wtedy bałem, że
nie wrócisz, że cię nie zobaczę i już nigdy nie przeżyję takich chwil... -
wyszeptał w końcu, kładąc na jej ustach dotykiem warg, swoje najskrytsze tajemnice.
Pieszczotą pragnął odegnać złe wspomnienia, które znów podstępem zakradły się
do jej umysłu.
Zadrżeli,
oplatając się ramionami i zatapiając w pierwszym, popołudniowym pocałunku.
Wciąż nienasyceni i spragnieni, dotykali zachłannie swoich ciał, uciekając od
rzeczywistości w krainę najpiękniejszych doznań. Nie odrywając od jej twarzy
swoich ust, zaczął delikatnie masować przez śliski materiał koszulki nabrzmiałe
pragnieniem piersi. Pod wpływem tego dotyku sutki natychmiast stwardniały. Nie
mógł pozwolić, aby zbyt długo czekały na jego pieszczoty, więc pochylił się
lekko podrażniając je zębami przez wciąż chroniącą je tkaninę, prowadząc dłoń
coraz niżej wzdłuż jej ciała. Nie dalej jak kilka godzin temu oddawali sobie
dusze i serca, a teraz mieli wrażenie jakby nie kochali się całe wieki, chociaż
doskonale pamiętali ten cudowny smak rozkoszy. Zanim kolejny dzień życia
popchnie ich w wir normalności, znów chcieli go poczuć, aby nie musieć już sięgać
do wspomnień.
Ciało
Babette, pomimo jej wszelkich kompleksów, wciąż piękne i zadbane, było dla
niego źródłem cudownych uniesień. Znów była jego, oddana bez pamięci, a on czerpał
wszystkimi zmysłami z tej kolebki rozkoszy, odbierał swoją nagrodę za stracone
lata.
W
kilka sekund czerwona koszulka znalazła się na dywanie, a jej los podzieliły
także dwie, nieco intymniejsze części okrycia obojga kochanków, którzy właśnie
ubierali swoje ciała w pocałunki. W każdym dotyku, muśnięciu warg, w przelotnym
spojrzeniu i najdelikatniejszej pieszczocie była ogromna, niezniszczalna i
niezwykła miłość. Już wiedzieli, byli pewni, że nic nie zdoła ich
rozdzielić, a wszelkie trudności i przeciwności losu pokonają razem. Właśnie
tego nauczyło ich długie i bolesne rozstanie, ten ogrom dni bez ukochanej osoby
i bezlitosna tęsknota, wypalająca z każdą sekundą głęboką ranę w sercu, bo tak
naprawdę czas wcale nie leczył ran, on sprawiał tylko, że mniej bolały. Teraz
wierzyli, że te rany się wkrótce zagoją, a niezastąpionym lekarstwem będzie
zawsze ta bliskość, która rozpalała ich zmysły, doprowadzając do słodkiego
szaleństwa.
-
Kocham cię... - Tym razem pierwsza wyszeptała Babette.
Pociągnął
ją na siebie, drażniąc jej ucho gorącym oddechem i zmysłowym głosem;
-
Pragnę cię... Chyba jeszcze bardziej niż wtedy... - Zaśmiali się cicho pomiędzy
kolejnymi westchnieniami zdradzającymi coraz większe podniecenie.
Poznawali
na nowo swoje ciała, przypominali sobie z pasją każdy ich zakątek, jak cudowny
ląd już dawno odkryty, ale zapomniany. Wiedzieli, jak bardzo od tych chwil ich
życie ulegnie zmianie, i chociaż nie padły jeszcze z ich ust żadne deklaracje o
wspólnej przyszłości, oczywiste było to, że los ponownie ich połączył. W
gorących sercach zakiełkowała nadzieja, że na zawsze.
Z
głębokich zakamarków pamięci, wracały wspomnienia upojnych chwil sprzed wielu
lat. Nie potrafili się przed tym bronić i podświadomie je przywoływali, chociaż
przecież teraz uczestniczyli w tym swoimi ciałami.
Babette
delikatnie masowała jego brzuch, przy współudziale zmysłowych ruchów bioder.
Nie tracili wzrokowego kontaktu, sycąc się wzajemnie tym widokiem. Pamiętała jak
uwielbiał patrzeć, kiedy się na nim porusza, najpierw wolno i delikatnie, potem
coraz szybciej, raz po raz się nad nim pochylając, aby skraść namiętny
pocałunek. Kochał ten dreszcz, kiedy łaskotały go jej włosy, kiedy delikatnie
muskały jego twarz jej usta. W swoich upodobaniach nie zmienił się nic, a nic.
Kiedy
zbliżał się cel ich zmysłowej podróży, wówczas unosił się siadając, i zamykając
ją w klatce swoich kochających ramion, nie pozwalał ani na chwilę przerwać tego
ekstatycznego tańca. Rozchylone w rozkoszy usta swojej miłości, zamykał
porywczym, pełnym namiętności pocałunkiem, a po chwili on sam już nie umiał
opanować swoich emocji. Dzisiejszy akt miał ten sam scenariusz, zupełnie jakby
chcieli cofnąć się we wspomnienia, przeżywając wszystko na nowo.
Opadli
spełnieni i nasyceni, jakby bez życia na chłodną pościel. W podzięce okrywali
swoje twarze delikatnymi pocałunkami, zamykając kolejne piękne chwile w swojej
pamięci.
Po
woli ich przyspieszone oddechy wracały do naturalnego tempa, a kiedy już się
zupełnie uspokoiły, Bill wyrecytował jednym tchem:
-
Chcę być z tobą, chcę żebyś ze mną zamieszkała... Nie chcę marnować już ani
jednej godziny ze swojego życia... Wreszcie chcę być szczęśliwy, chcę się przy
tobie budzić, zasypiać, a kiedy wyjadę - tęsknić...
Na
dźwięk tych słów Babette przymknęła oczy. Zaraz po wyznaniu miłości, były one
dla niej najpiękniejszym jakie kiedykolwiek usłyszała z jego ust. Ze wzruszenia
nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Popatrzył na nią, jakby w wyrazie jej
twarzy szukał jakiejś aprobaty dla tego co powiedział.
-
A ty...? Czy ty też tego chcesz? - zapytał w końcu, nie mogąc się doczekać
odpowiedzi. Skinęła głową i obejmując go mocno za szyję wydusiła z siebie;
-
Chcę... bardzo chcę...
Te
godziny spędzone z nim sprawiły, że poczucie winy względem jego życiowej
partnerki całkowicie w niej umarło i w tej chwili już w ogóle o niej nie
myślała.
Po
kolejnej porcji delikatnych pieszczot nadeszła pora na wspomnienia. Wyrzucali
sobie swoje błędy, usprawiedliwiając się wzajemnie, bo tak naprawdę trudno było
obarczyć kogokolwiek winą za ich rozstanie. Gdyby wówczas to się nie stało,
proza życia mogła rozdzielić ich w późniejszym czasie, i być może nie byliby do
tej pory szczęśliwą parą, chociaż oni sami głęboko w to wierzyli uważając lata
spędzone z daleka od siebie za stracone. Na razie nie wracali w rozmowie do
tego czasu. Jeszcze nie czuli takiej potrzeby, ale wiedzieli, że kiedyś jednak
trzeba będzie i o tym porozmawiać.
Zamówili
sobie obiad, który zjedli z apetytem po kolejnych miłosnych uniesieniach.
Zdawać by się mogło, że wieczór spędzą podobnie, tylko we dwoje, w swoim
wyśnionym świecie, kiedy nagle rozdzwoniła się komórka Babette.
-
To Amy - Uśmiechnęła się, spoglądając na wyświetlacz. No tak, przecież od
wczoraj w ogóle ze sobą nie rozmawiały. Z rana Amy wysłała tylko sms-a, że
wszystko u niej w porządku po sylwestrowej nocy i, że właśnie kładą się spać.
- No cześć kochanie, jak tam?
Wyspałaś się? - odebrała połączenie.
-
Cześć mama - powitała ją córka, ale ton jej głosu wydał się Babette jakiś
smutny.
-
Masz jakiś dziwny głos, coś się stało? - zapytała wprost matka.
-
Właśnie dzwonię, bo chciałam ci powiedzieć, że wracamy.
-
Jak to wracacie? - zdziwiła się, a zarazem zaniepokoiła Babette, w końcu nie
wiedziała, za jaki czas będą na miejscu. Spojrzała na Billa wzrokiem pełnym
żalu i zawodu.
-
Tak, wracamy. Musimy wracać, bo nasz kolega jest największym dupkiem pod
słońcem, wszystko spieprzył! - Niemal wykrzyczała do słuchawki zdenerwowana Amy.
-
Ale właściwie co się stało? Za ile będziecie?
-
Wyobraź sobie, że dzisiaj wracamy ze spaceru weseli, po świetnej bitwie na
śnieżki, cali mokrzy, a pani z recepcji pyta o której opuścimy pokoje, bo od
dwóch godzin powinno nas już tu nie być! A my w ciężkim szoku; no jak to?!
Przecież mieliśmy rezerwację do jutra, a pani na to, że do dzisiaj! Okazało
się, że ten dupek Peter pochrzanił daty, zamiast zamówić pokoje do drugiego,
zamówił do pierwszego! - wyrecytowała jednym tchem dziewczyna, dodając już
nieco spokojniej; - Już jesteśmy niedaleko, za jakąś godzinę będziemy na
miejscu...
-
Acha, no ale co? Nie można było przedłużyć?
-
Nie, bo zarezerwowano nasze miejsca, za godzinę mieli przyjechać kolejni
goście. Nie było rady, musieliśmy się szybko pakować. Dobrze, że mamy swój
transport, bo nie wiem jak byśmy stamtąd wrócili...
-
No trudno, stało się, przecież na pewno chłopak nie chciał, wyobrażam sobie jak
na niego napadliście - Roześmiała się Babette.
-
No jasne, wszyscy! Nawet Christine, jego dziewczyna się na niego tak wkurzyła!
- W końcu Amy też się rozweseliła, a po chwili spytała: - Mamo... a jak u
ciebie?
-
Przyjedziesz, to porozmawiamy - skwitowała Babette.
-
Czyli coś się wydarzyło? - zapytała podekscytowana dziewczyna.
-
Będziemy miały dużo czasu na rozmowę - odparła wymijająco Babette, bo przecież
przy Billu ani nie chciała, ani nie mogła nic powiedzieć.
-
Jejku, już się cieszę! - pisnęła dziewczyna - To ja niedługo będę, pa!
-
Pa kochanie i jedźcie ostrożnie - Troskliwym tonem zakończyła rozmowę mama.
Bill słyszał tylko słowa Babette, jednak doskonale zrozumiał, że wkrótce będzie
jednak musiał się wynieść z tego przytulnego gniazdka. Był trochę zawiedziony,
bo właściwie był pewien, że i tę noc spędzi z ukochaną.
-
To za ile tu będą? - zapytał, nie kryjąc rozczarowania.
-
Za jakąś godzinę - odparła Babette ze smutnym grymasem na twarzy. Jej też był
nie w smak ten wcześniejszy powrót córki. Nie dość, że jej plany na kolejną,
upojną noc legły w gruzach, to dobijała ją świadomość, że jeszcze dzisiaj
będzie musiała wyznać Amy całą prawdę. W obliczu wydarzeń ostatniej nocy i tego
co obiecała Billowi, po prostu chciała to załatwić jak najszybciej.
-
Boję się... - powiedziała po chwili, kuląc się i obejmując rękami kolana.
-
Spokojnie, będzie dobrze... – Bill pogładził ją po policzku, mocno przytulając.
- Może chcesz, żebyśmy jej razem o tym powiedzieli? - zapytał. Babette tylko
potrząsnęła głową.
-
Nie... To nie jest dobry pomysł... Lepiej będzie jak zrobię to sama, póki co ona
przecież prawie wcale cię nie zna...
-
No tak, masz rację... Ale gdybyś czegokolwiek potrzebowała, będę pod
telefonem...
-
Dziękuję... - odparła.
Teraz
jak nigdy dotąd potrzebowała jego wsparcia, chociaż nawet w takiej chwili miało
być ono tylko duchowe, jednak sama świadomość, że może na niego liczyć, była
dla niej bardzo ważna. Miała nadzieję, że dziewczyna wszystko zrozumie, jednak
bardzo obawiała się jej reakcji i swoją obawą podzieliła się także z Billem.
-
Chciałabym, żeby to przyjęła spokojnie... Tak bardzo boję się jej reakcji... -
westchnęła ciężko.
-
No cóż, niedługo się przekonasz jaka będzie. Nie znam jej, nie mam pojęcia jak
to odbierze, ale musisz się przygotować, że z pewnością łatwo nie będzie… -
odparł Bill, któremu trudno było powiedzieć w tej chwili coś sensownego. Pomimo
iż Amy była jego córką, to przecież wcale jej nie znał, nawet nie potrafił
wyobrazić sobie, jaka na taką wieść może być reakcja dziewczyny. Teraz mógł
tylko biernie czekać na bieg wydarzeń i na telefon od Babette.
-
To ja już pójdę, godzina to niewiele, a nie chciałbym się minąć z Amy na
schodach, mogłoby być trochę niezręcznie. - Uśmiechnął się, próbując rozładować
narastające napięcie, ale kąciki ust Babette nawet nie drgnęły. Doskonale
wiedział, że kiedy ze smutkiem patrzyła jak się ubierał, jej myśli skupione
były zupełnie na czymś innym.
-
Mam nadzieję, że mnie też się uda coś w tym czasie załatwić, oczywiście pod
warunkiem, że już wróciła do domu - powiedział z przekąsem, bo miał wrażenie,
że o swoim odejściu będzie zmuszony powiedzieć Patrizii dosadnie. Znając ją
miał pełną świadomość, że być może incydent na balu po prostu będzie chciała
puścić w niepamięć, albo zachować się jak wspaniałomyślna, wybaczająca zdradę
partnerka.
Na
samą myśl o tej kobiecie Babette wzdrygnęła się. Jakby wszystkiego było mało,
dochodził jeszcze jeden fakt obarczający jej sumienie. W końcu gdyby nie ona,
ta kobieta choć nie kochana i tak byłaby szczęśliwa mogąc wciąż z nim być.
Jednak teraz przestała się tym przejmować i gdyby nie wspomnienie Billa, nawet
już by o niej nie myślała.
Objęła
go w pasie, wtulając głowę w jego ramiona.
-
Czuję się jednak podle, że zabieram jej ciebie... – powiedziała to bardziej z
przyzwoitości, niż z faktycznej troski o tamtą.
-
Nie zabierasz, ona po prostu mnie nigdy nie miała - odparł spokojnie Bill,
składając delikatny pocałunek w jej włosach, nie wypuszczając z ciasnego azylu
swoich ramion. Po chwili jednak lekko chwycił ją pod brodę, skłaniając do
spojrzenia mu prosto w oczy.
-
Pamiętaj, to ciebie zawsze kochałem, nie ją, z myślą o twoim powrocie i z
nadzieją, że kiedyś będziemy razem zaczynałem każdy kolejny dzień, więc teraz,
kiedy znów jesteś moja, nie liczy się już nic... - Po tych słowach złożył na
jej ustach kolejny, długi pocałunek, tym razem na pożegnanie.
-
Kocham cię... - odwzajemniła jego wyznanie, kiedy namiętny dotyk języków
dobiegł końca.
-
No to znikam - powiedział, podchodząc do drzwi, a otwierając je dodał: - I
czekam na telefon, na każdą wiadomość...
Babette
skinęła tylko głową, z trudem powstrzymując łzy. Nie chciała, żeby cokolwiek
zauważył, to mogłoby znowu go zatrzymać. Kiedy już wyszedł, bezsilnie oparła
się o ścianę, pozwalając im swobodnie wypłynąć.
-
Boże... Spraw, żebym to już miała za sobą... - westchnęła.
No nieee! Następny proszę, jak najszybciej! Ten był po 1 zdecydowanie za krótki, a po drugie to zwlekasz z tym powiedzeniem Amy prawdy prawie tak samo jak Babette :P. Biedna dziewczyna jeszcze tydzień ma żyć w nieświadomości? Nie katuj jej tak! :P
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to jak zwykle pięknie ubrane w słowa emocje... ale to już u Ciebie standard :D.
Buziaki! I oby do szybkiego następnego!!! :*
Ja nic nie zwlekam, jak tylko Amy wróci, dowie się wszystkiego od matki, przecież obiecała to Billowi i sobie także. I jaki tydzień? Przecież dowie się w ten sam dzień, za godzinę mają być w domu, dlatego Bill musiał brać nogi za pas ;)
UsuńDziękuję kochana, buziaczki ;*
Ale nam każesz czekać tydzień aż to się wydarzy :P
UsuńAlbo i dwa... Choć u nich to jeden dzień xD
UsuńCała Ty. Nie mogę się już doczekać kiedy dodasz następny rozdział. Ten 24 będzie chyba tr oche ciężki dla nich obu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że czas szybko zleci do następnego tygodnia.
Pozdrawiam serdecznie attentionth.
Myślę, że ten kolejny rozdział, wcale nie będzie taki straszny ;) Zresztą sama się przekonasz.
UsuńCzas szybko leci, nim się obejrzysz, będzie koniec historii ;)
Dziękuję ;*
Trafiłam na tego bloga już dawno, ale za pierwszym razem jakoś nie spodobała mi się ta historia i cały ten pomysł na romans dorosłej kobiety z nastolatkiem (być może dlatego, że kiedy teraz zespół sam jest już dorosły to nie lubię czytać opowiadań z Billem-nastolatkiem), więc szybko straciłam chęci na czytanie.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu trafiłam gdzieś na RTR i pomyślałam o, super, coś nowego, będę czytać. Oczywiście na samym początku załapałam, że na tym blogu jest coś jeszcze i dotarło do mnie, że to druga część. Nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam dwa odcinki RTR, jeszcze zanim wzięłam się za MI... ale kiedy to zrobiłam to od razu się zakochałam!!! Nie wiem, czy wtedy nie byłam w nastroju, czy co, ale do cholery, jak ja mogłam zostawić takie opowiadanie?! Ja jestem typową romantyczką, mogłabym czytać takie miłosne historie całymi dniami, płakać na smutnych zakończeniach, a później jeszcze kolejny tydzień myśleć, co z nimi? Jak to mogło się tak skończyć?
Za Billem w MI nie przepadałam. Owszem, kochał i to mocno, ale jednak był gówniarzem i nie raz miałam ochotę walnąć go w łeb, żeby się ogarnąć. No ale to pragnienie, ten 'sekret', jakim był na początku związek jego i Babette.. Byłam bardzo rozczarowana zakończeniem (chociaż oczywiście już wiedziałam, że i tak ona wróci do Niemiec). Żałowałam, że nie mam tyle czasu, żeby pochłonąć to w jeden dzień, wykorzystałam więc świąteczną przerwę.
W RTR Bill jest właśnie taki, jaki powinien być. Zakochany, męski, dojrzały, namiętny, honorowy... Nie ma już tego żenującego zachowania w stylu 'nie chciałem się tak upić, ale tak wyszło'. Strasznie im kibicuję, niech on wreszcie zostawi tą Patrizię (nie rozumiem tylko Babette, która tak to przeżywa, ale jakoś nie miała problemów z zostawieniem Martina), niech tylko Amy dobrze to wszystko przyjmie i niech żyją długo i szczęśliwie! Zasługują na to. Mam tylko nadzieję, że w następnym odcinku nic im nie stanie na drodze do szczęścia.
Trochę się rozpisałam, ale po prostu musiałam to wszystko napisać!
Odliczam dni do następnego odcinka.
K.
Jak ja lubię takie długie komentarze… Niestety, nie za bardzo chce się ludziom takie pisać, dlatego też bardzo dziękuję za chęci, że zechciałaś wyrazić swoją opinię. Niezmiernie się cieszę, że jednak wróciłaś i postanowiłaś zagłębić się w tej historii, nie zniechęcając się poznać ją jednak. To dobrze, że nie żałujesz tego i, że przypadła Ci ona do gustu. Ja także mam duszę romantyka, dlatego piszę właśnie takie historie, chociaż stworzyłam także i thriller erotyczny, jaki nie ma nic wspólnego z miłością. Gdyby MI nie skończyło się w taki sposób, a szczęśliwie, RTR nie miałoby prawa bytu, choć przyznam, że wymyślając taki koniec, nie miałam nawet zamiaru pisać sequela, ale namówiły mnie do tego moje ówczesne czytelniczki, a że pomysł jakimś cudem się narodził, więc napisałam, i cieszę się z tego, bo według mnie RTR jest po prostu lepsze, a Bill dojrzalszy i mądrzejszy. Ten z MI był naprawdę nie do zniesienia…
UsuńCieszę się, że się skusiłaś na przeczytanie, że jesteś i, że jak mam nadzieję, czasem wyrazisz swoją opinię w komentarzu. Dziękuję ;*