piątek, 20 stycznia 2017

Część 25.



Część 25.


„Od tamtej chwili inna ja.
Patrząc na siebie, siebie mi żal,
jak bardzo mocno dano mi
odczuć, że nic nie znaczę...”
Kasia Kowalska – „Straciłam swój rozsądek”



            Nie wierzył w to. To nie była ta sama kobieta. Czy to możliwe, żeby tak nagle zmieniła swoje postępowanie? Kiedyś gotowa wybaczyć mu nawet zdradę, a teraz sama odeszła tak nagle, po prostu zwracając mu wolność...
            Minęły już dwie godziny, odkąd odjechała, a on wciąż nie mógł dojść do siebie. Na telefon od Babette jeszcze nie czekał, bo skoro nie wrócił Max, wiedział, że Amy też nie ma, więc nic się nie wydarzyło.
            Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, to wszystko działo się tak szybko, w dodatku każda przeszkoda o jakiej myślał, jakby samoistnie usuwała mu się z drogi. Czy to było możliwe, że z każdym problemem pójdzie równie gładko? Jemu właściwie się udało, nawet nie kiwnął palcem, a pozostał wolnym człowiekiem. Teraz do pełni szczęścia brakowało tylko akceptacji go jako ojca przez Amy. Miał małą, cichą nadzieję, że będzie dobrze, ale bardzo się bał. Czy dziewczyna w ogóle to zrozumie?
            Pogrążony w rozmyślaniach, rozpalał właśnie ogień w kominku, kiedy usłyszał jak otwierają się drzwi.
            - Wróciłem! - Usłyszał wesoły głos Maxa, z którego wywnioskował, że on o niczym jeszcze nie wie. Czyżby Patrizia zostawiła tę powinność jemu? No cóż, skoro nie powiedziała chłopakowi o wydarzeniach dzisiejszego popołudnia, będzie musiał sam go o tym poinformować.
            - Cześć! – krzyknął szczęśliwy, stając u wejścia do salonu.
            - No cześć - przywitał się Bill.
            - Nie dziwisz się, że już jestem?
            - Wiem, że miałeś wrócić wczoraj, ale wiem też, że kolega się pomylił.
            - Wiesz? A skąd? - zdziwił się Max.
            - Wiele się wydarzyło przez te dwa dni... - odparł Bill, wzdychając ciężko, po czym dodał: - Siadaj, musimy pogadać... Matka do ciebie nie dzwoniła?
            - Nie... Coś się stało? - zapytał chłopak trochę zatrwożonym głosem, siadając na kanapie. Nie spuszczał wzroku z Billa, jakby z wyrazu jego twarzy jak najprędzej chciał wyczytać bieg minionych wydarzeń.
            - Stało się, stało... - odparł poważnym tonem pytany, odpalając papierosa i siadając obok niego. - Odeszła ode mnie.
            - Co?! - Niemal krzyknął Max.
- Odeszła, ale tylko uprzedziła mnie w tym. Gdyby ona tego nie zrobiła, ja bym odszedł. Przepraszam cię, że tak się stało...
Chłopak siedział nieco zszokowany, spodziewał się, że to może nastąpić, ale nigdy tego, że jego matka wreszcie oprzytomnieje i zrobi to, co już dawno powinna zrobić. Bez pytania wziął paczkę papierosów, która leżała na stoliku, wyciągnął z niej jednego, po czym go odpalił.
            - Ty palisz? - zdziwił się Bill.
            - Nie... właściwie, nie palę... - odparł Max. - Tylko czasem, z nerwów...
            - Myślałem, że do ciebie dzwoniła... Głupio, że ja musiałem ci o tym powiedzieć...
            - To niesamowite, że się na to zdobyła, trudno mi w to uwierzyć... - Blondyn nadal był bardzo zaskoczony. - Co właściwie się stało, że to zrobiła? - zapytał.
            - Po prostu chyba doprowadziłem ją do ostateczności... - westchnął Bill. - Tuż po północy wyszedłem z balu i pojechałem do Babette, wróciłem od niej jakieś trzy godziny temu... Patrizia była już spakowana, czekała na mnie, żeby mi powiedzieć, że odchodzi...
            - Już teraz rozumiem... – Max pokiwał głową.
            - Masz prawo mnie znienawidzić, ale znasz tę historię... Ja już tak dłużej nie mogłem, wszyscy się tylko męczyliśmy. - Bill przesunął dłońmi po twarzy, do linii włosów, wzdychając przy tym ciężko. - Szanowałem twoją matkę, ale całe życie kocham Babette...
            - Przecież wiem, nie mam do ciebie żalu... Przeczuwałem, że tak to się skończy...
            - Oczywiście możesz tu nadal mieszkać, jeśli chcesz, a jeśli nie, to kupię ci mieszkanie, albo pójdziesz do mamy, jak wolisz. Wybór należy do ciebie, ja nie chcę do niczego cię nakłaniać.
            - Sam nie wiem - odparł zaskoczony chłopak. Zupełnie nie pomyślał o kwestii mieszkania.
            - Ale pamiętaj, weź pod uwagę to, że jak chcesz możesz nadal tu mieszkać - powtórzył Bill. Max wiedział, że nie mówi tego z przyzwoitości, ale szczerze.
            - Pomyślę nad tym... to się stało tak nagle... Zaskoczyliście mnie.
            - Rozumiem - odparł Bill. - Przepraszam...
            - Daj spokój Bill, nie musisz mnie przepraszać, przecież to nie miało sensu i wiedziałem, że jest jedynie kwestią czasu. - Wyrozumiale stwierdził Max, jakby na pocieszenie klepiąc Billa po ramieniu, a po chwili dodał: - Niepotrzebnie Amy tak się martwiła o mamę, skoro ona tak miło spędziła tę noc...
            - Owszem, bardzo miło – Czarnowłosy poweselał , lecz tylko na chwilę, bo znów wróciła myśl o trudnej rozmowie matki z córką.
            Może właśnie w tej chwili, ważyły się losy ich wspólnej przyszłości...?

~

            Choć w pokoju ogień wesoło trzaskał w kominku i było bardzo ciepło, Babette stała w oknie, obejmując się rękoma jakby odczuwała chłód. Nie był to jednak chłód fizyczny, a raczej strach, przebiegający pod postacią dreszczy po jej skulonym ciele.
Nieuchronnie, wielkimi krokami zbliżała się chwila prawdy, a wraz ze zgrzytem klucza w zamku, przestąpiła próg tego mieszkania. Babette czuła jak krew odpływa jej ze wszystkich części ciała, nie była pewna czy zdoła dojść o własnych siłach do drzwi, aby powitać córkę. Jednak jakimś cudem udało jej się to.
            - Cześć kochanie - powiedziała siląc się na uśmiech, kiedy przestąpiła próg przedpokoju.
            - Cześć mamuś - odpowiedziała dziewczyna radośnie, mocno ją obejmując.
            - Pomimo tej przykrej niespodzianki, mam nadzieję, że sylwester się udał? - zapytała Babette, starając się nie okazywać trawiących ją emocji i strachu.
            - Było super - odpowiedziała wesoło dziewczyna i wstawiając torbę do swojego pokoju, dodała: - Później ją rozpakuję, teraz bym coś zjadła.
            - To chodź, coś ci przygotuję - uśmiechnęła się mama.
            - Umyję tylko ręce! - krzyknęła Amy już z łazienki, a kiedy po krótkiej toalecie weszła do kuchni, od razu dostrzegła na szafce podwójny zestaw nieumytych naczyń. Z dwuznacznym uśmiechem stwierdziła;
            - Jak widzę miałaś gościa i trochę się ten gość zasiedział...
            Choć w tonie głosu córki nie było ani żalu, ani pretensji, jednak na dźwięk tych słów Babette zadrżała z obawy. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć i kiedy zacząć tę rozmowę. Póki co zapytała;
            - Na co masz ochotę? Może być spaghetti?
            - Znaczy, że zamówiliście sobie spaghetti - roześmiała się Amy. - Jasne, może być.
            Babette w milczeniu wstawiła miseczkę z potrawą do mikrofali. Amy cały czas ją obserwowała i wydała jej się jakaś dziwna, spięta. Jeżeli się wydarzyło to o czym myślała, to czemu mama nie wygląda na szczęśliwą? Postanowiła spytać o to wprost.
            - Mamo, coś poszło nie tak? Jakaś nieobecna jesteś...
            - Nie, wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłam - odparła Babette, siląc się na uśmiech. Gdyby nie ta okrutna tajemnica, jaką właśnie miała wyjawić córce, na pewno promieniałaby szczęściem, a tak strach przed jej reakcją skutecznie przyćmił radość.
            - Ale to on był, prawda?
            - Był...
            - Oj mamo... - jęknęła Amy. - Powiedz wreszcie coś więcej, będziecie razem?
            - Będziemy, chyba będziemy... - uśmiechnęła się w końcu Babette.
            - Ale jak to; chyba? - zapytała z nutką zawodu w głosie córka. Kuchenka mikrofalowa dała znak, że potrawa właśnie się podgrzała, więc dziewczyna zgrabnie zeskoczyła z szafki na której przysiadła, aby ją wyjąć.
            - Najpierw kilka spraw musi się ułożyć...
            - Ale co się musi ułożyć? - niecierpliwiła się dziewczyna. - Przecież on na pewno odejdzie od matki Maxa.
            - Nie chodzi tylko o to, zjedz w spokoju to porozmawiamy - westchnęła Babette. - Najpierw powiedz jak tam u ciebie?
            - A jak może być u mnie? Wspaniale było! - roześmiała się Amy, wkładając do ust pokaźną porcję potrawy.
            - Stało się to o czym myślę? - zapytała z pewnym onieśmieleniem mama.
            - Skąd mam wiedzieć o czym myślisz? - dowcipnie odpowiedziała pytaniem, na pytanie dziewczyna.
            - Amy… - nieco ostrzejszym, ale żartobliwym tonem zaczęła rodzicielka. - Dobrze wiesz o co pytam...
            - To, o co pytasz, stało się pierwszy raz po moich urodzinach - Niewinnie uśmiechnęła się córka, zalotnie mrugając powiekami, a po chwili widząc minę matki zaśmiała się głośno.
            - No wiesz... okropna jesteś... - oburzyła się na dobre Babette - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
            - Bo nie było kiedy - Jak gdyby nigdy nic odpowiedziała Amy. - Wtedy wróciłaś jakaś struta, a ja nie chciałam zawracać ci głowy, zresztą nie było bardzo czasu, pakowałam się przecież na wyjazd.
            - Mam rozumieć, że na tym wyjeździe też coś było? Zabezpieczyliście się chociaż?
            - Pewnie, że było, spokojnie... Wiem, kiedy można i potrafię się zabezpieczyć...
            - A co ty taka obeznana jesteś? Już niejedna wiedziała, a teraz popycha wózek - zdenerwowała się lekkomyślnością córki.
            - Mamo, spokojnie, właśnie przed godziną dostałam okres - uśmiechnęła się Amy, odstawiając pustą miseczkę.
            Babette jakby odetchnęła z ulgą, tylko tego jeszcze by teraz brakowało.
            - Mam nadzieję, że następnym razem wykażesz się większym rozsądkiem, w twoim wieku nigdy nic nie wiadomo - pouczyła córkę. - A ten Max też mógłby pomyśleć, w końcu jest starszy.
            - Pomyślał, pomyślał... Tylko nie było sensu. No ale dobra, chyba chciałaś o czymś pogadać, a tymczasem prawisz mi morały.
            - Morały? - Babette tym razem się jeszcze bardziej poirytowała. - Ja po prostu nie chcę żebyś jakąś przedwczesną ciążą sobie życie zmarnowała.
            Nie dość, że dręczyła ją rozmowa jaką za chwilę powinny przeprowadzić, to teraz jeszcze doszła sprawa fizycznej miłości Amy z Maxem. Wiedziała, że to może się stać na tym wyjeździe, ale szalona karuzela wydarzeń dwóch ostatnich dni, skutecznie odsunęła tę myśl na dalszy plan. Teraz wyznanie córki wyprowadziło ją z równowagi, a przecież właśnie w tej chwili był wymagany bezapelacyjny spokój.
            - Mamo... - jęknęła Amy, teatralnie przewracając oczami. - Nie denerwuj się tak. Obiecuję, że to się nie powtórzy i będę ostrożna.
            Wyjęła z lodówki colę i nalewając sobie do szklanki, zwróciła się do Babette:
            - Tobie też nalać?
            Kobieta potrząsnęła głową, wstając od stołu:
            - Nie... dzięki, chodźmy do pokoju.
            Po chwili już obydwie siedziały wygodnie na kanapie, a Amy zobaczywszy stojące na nocnym stoliku zdjęcie Billa mimowolnie uśmiechnęła się.
            - Posłuchaj Amy... Muszę ci coś powiedzieć... - Babette spojrzała córce w oczy i składając ręce jak do modlitwy, uniosła je do poziomu ust. Słyszała bicie swojego serca i czuła jak pod wpływem jego szybkich uderzeń, unosi się rytmicznie jej bluzka.
            - Byle nie na temat niechcianej ciąży - żachnęła się dziewczyna, która miała już dość wykładu matki.
            - Na pewno nie twojej... - odparła podekscytowana kobieta. Teraz przestraszyła się, że przez swoje zdenerwowanie, nie będzie potrafiła jej wszystkiego spokojnie przekazać. Amy ze zdziwieniem spojrzała na matkę:
            - A czyjej?
            - Mojej...
            Babette widziała, jak oczy dziewczyny nabierają coraz okrąglejszego kształtu. W końcu wydusiła z siebie:
            - Mamo... no co ty, jesteś w ciąży?
            Kobieta uśmiechnęła się, ale przecież mogła się spodziewać, że córka odbierze to właśnie w taki sposób.
            - Nie jestem, byłam raz, ponad szesnaście lat temu...
            Amy zrozumiała, że tym razem chodzi o nią.
            - To ja jestem z wpadki? - Nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nigdy matka jej o tym nie mówiła, właściwie teraz przypomniała sobie, że wcale nie rozmawiały o jej poczęciu. Nie zastanawiała się nawet nad tym, miała szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców, po co jej była ta wiedza?
            - Tak - odparła krótko Babette.
            - Nie chciałaś mnie? - zapytała cicho dziewczyna, jakby obawiając się odpowiedzi.
            - Chciałam, bardzo chciałam... - odparła Babette, ujmując w swoje ciepłe objęcia chłodne dłonie córki, która jakby odetchnęła z ulgą. - Jakbym mogła cię nie chcieć, skoro jesteś owocem miłości mojego życia? - dodała Babette, a w swoich słowach delikatnie zawarła całe sedno sprawy. Teraz, ze strachem i w oczekiwaniu wpatrywała się w jej oczy.
Ale Amy chyba nie od razu zrozumiała sens tych słów, bo uśmiechnęła się delikatnie, co wlało w serce Babette cichą nadzieję. Po chwili zastanowienia jednak, uśmiech na jej twarzy zupełnie znikł.
            - Coś mi tu nie gra... - powiedziała po chwili, wpatrując się w matkę spod przymrużonych powiek. - Przecież mówiłaś niedawno, że nie kochałaś mojego ojca...
            - Mówiłam, że nie kochałam Martina...
            Nastała grobowa cisza. Babette nadal ściskała ręce córki, a ta siedziała bez ruchu wpatrując się w matkę. Znaczenie tych słów, wolno zaczęło drążyć jej umysł, budząc znikomy lęk, który powoli przeradzał się w niedowierzanie, ostatecznie paraliżując każdą komórkę jej ciała przerażeniem.
            - Chcesz mi powiedzieć, że... - zaczęła Amy nieustannie mrużąc oczy, ale nie skończyła bo niewypowiedziane zdanie ugrzęzło jej w gardle, a może po prostu nie chciało przez nie przejść...? Już była pewna, co może za chwilę usłyszeć z ust matki, tylko czy tego chciała...?
            - To nie Martin jest twoim biologicznym ojcem, tylko Bill... - powiedziała Babette, ale była tak sparaliżowana nerwami i strachem o jej reakcję, że nie słyszała sama siebie, widziała tylko ogromne zdziwienie, połączone z niedowierzaniem, jakie malowało się na twarzy Amy. Dziewczyna po chwili wyszarpnęła dłonie z jej uścisku, machinalnie pocierając je o kolana i roześmiała się wymuszonym, dziwnym śmiechem, mającym zatuszować jej lęk.
            - Mamo, nie rób sobie żartów - powiedziała błagalnym tonem, zupełnie tak, jakby chciała usłyszeć, że to jakaś farsa.
            - Amy, ja nie żartuję, przepraszam, że mówię ci o tym dopiero teraz, ale ja ci wszystko wytłumaczę... - próbowała jakoś zacząć wszystkie wyjaśnienia Babette, lecz gdy zobaczyła jak uśmiech na twarzy córki blednie, poczuła dreszcz.
            - Mamo... proszę cię... powiedz, że to nieprawda...
            - Posłuchaj mnie córeczko, wszystko ci wyjaśnię... Kiedy wyjeżdżałam z Martinem do Stanów już byłam w ciąży, nie mogłam być z Billem, zresztą wiesz jak z nami było, tę historię już ci opowiedziałam...
            Dziewczyna patrzyła na nią, z niedowierzaniem kręcąc głową. Czy to jakiś cholerny koszmar? Czy to możliwe, żeby jej własna matka przez tyle lat ją oszukiwała? Miała nieprzytomny wzrok, nadal nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. Wydawało jej się, że gra w jakiejś taniej telenoweli. W końcu poderwała się z kanapy krzycząc:
            - Nie musisz do cholery kłamać! Przecież ja akceptuję ten związek, mamo! W co ty pogrywasz!?
            Chciała, żeby matka potwierdziła jej słowa. Teraz, to chyba było jej największe pragnienie. Niech powie, że to żart! Że jakoś chciała ją sprawdzić! Niech powie cokolwiek, tylko na Boga, niech nie potwierdza tego jako prawdy...
            Złapała się za twarz zakrywając usta dłońmi, znad których patrzyły na Babette przerażone oczy córki. Podeszła do niej, chciała ją objąć, lecz dziewczyna odsunęła się szybko. Już wiedziała, że to nie będzie łatwa rozmowa, o ile Amy w ogóle pozwoli jej cokolwiek wyjaśnić.
            - Zrozum mnie, błagam... - prosiła Babette ze łzami w oczach. - Ja nie wiedziałam kiedy mam ci o tym powiedzieć... Nigdy nie było odpowiedniej chwili...
            Dziewczyna milczała, wpatrując się w matkę z niedowierzaniem. W jej głowie kołatało się tysiąc myśli, setki niewyjaśnionych sytuacji, dziesiątki nie zadanych pytań, ale przede wszystkim ogromny żal do najbliższej w życiu osoby, która oszukiwała ją przez tyle lat. Nigdy nie spodziewała się, że tak bardzo się kiedyś na niej zawiedzie. Jeśli to, co mówiła było prawdą, dlaczego przez tyle lat nie zdołała jej o tym powiedzieć? Przecież były ze sobą tak blisko, to niemożliwe, żeby nie nadarzyła się nigdy odpowiednia okazja!
            Uporczywie broniła się przed tą niechcianą prawdą, chciała wyrzucić to co usłyszała ze swojego umysłu. Przecież to niemożliwe, że jej ojcem jest ten facet!
            - Ja ci nie wierzę, kłamiesz... - wycedziła przez zęby. - Gdyby to była prawda, już dawno byś mi o tym powiedziała... Gdybyś chciała, znalazłabyś okazję…
            - Amy, ja tak bardzo się bałam... Wybacz mi córeczko, że tak długo z tym zwlekałam... - próbowała tłumaczyć Babette, która teraz zupełnie się pogubiła. W zderzeniu z reakcją dziewczyny nie wiedziała co ma powiedzieć, jak usprawiedliwić siebie i wszystko wytłumaczyć tak, żeby dziewczynę uspokoić i przebłagać. Właściwie powinna była się tego spodziewać. Na co liczyła? Że córka z radością przyjmie wiadomość o odzyskanym ojcu?
            Tymczasem nastolatka zrobiła kilka kroków w stronę okna, jedną rękę przenosząc na czoło. Wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć. Odwróciła się w kierunku matki i pełnym pretensji głosem spytała, niemal krzycząc:
            - A dlaczego właśnie teraz mi to mówisz, co?! Tak po prostu, przy okazji pojednania z nim? Bo on ci kazał, prawda? Czy może oboje sobie to wymyśliliście?
            - Nie... to nie tak, posłuchaj mnie...
            - Nie chcę cię słuchać, rozumiesz?! Nie chcę! - przerwała matce w pół słowa, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Babette podeszła do niej próbując ją objąć, ale dziewczyna tylko odtrąciła jej ręce, sprawnie wymijając. Usiadła na kanapie i oparła czoło na dłoniach. Łzy same ciekły jej po policzkach, a u kresu swojej wędrówki bezwolnie opadały na kolana wsiąkając w materiał spodni. Była zdruzgotana i w tej chwili naprawdę czuła, że nie chce jej się żyć. Matka jednak nie poddawała się.
            - Jesteś już prawie dorosła, zrozum mnie, przynajmniej się postaraj! W jaki sposób miałam ci to powiedzieć, gdy byłaś młodsza? Miałam ci burzyć szczęśliwe dzieciństwo? W dodatku nawet nie wiedziałam, czy kiedykolwiek poznasz swojego prawdziwego ojca. Nie mogłam ci o tym powiedzieć też ze względu na Martina, on cię wychowywał, kochał jak własną córkę, ja po prostu nie potrafiłam, poza tym to by było w stosunku do niego nie fair.
            - Tylko mi nie mów, że on też nie wiedział... - syknęła Amy.
            - Wiedział...
            Słysząc z ust matki potwierdzenie, zdenerwowała się jeszcze bardziej:
            - Wiedział i kochał mnie jak córkę, widzisz? - zaśmiała się drwiąco przez łzy, dodając: - Prawdziwym ojcem jest ten, który wychowuje, a nie ten co zrobił! Tamten frajer miał tylko przyjemność!
            - Amy, nie mów tak!
            - A dlaczego?! Przecież to święta prawda! Moim ojcem jest Martin Bauer, rozumiesz?! To jego nazwisko noszę! - wykrzyczała prosto w twarz Babette, która wiedziała już, że rozmowa potoczyła się zupełnie innym torem niż planowała. Wiedziała też, że nie zdoła jej tak łatwo przekonać.
            - To nie jest twój ojciec, nigdy nim nie był!
            - Zawsze nim był, rozumiesz?! Zawsze! Był i będzie! - Dziewczyna była nieustępliwa. W obliczu niemocy, Babette użyła złych argumentów:
            - Nie raz nazwał cię cudzym bękartem! - Wraz z wypowiedzeniem tych słów, zrozumiała, że tym razem przesadziła. Nie chciała tego powiedzieć, ale nerwy zrobiły swoje, nerwy i ta pieprzona niemoc. Nie potrafiła spokojnie z nią rozmawiać, a tak sobie obiecywała, że nie da się sprowokować… Zaważyły złe słowa, wycelowane wprost w niewinnego Billa.
            Amy spojrzała na nią wzrokiem pełnym nienawiści. Babette jeszcze nigdy nie widziała u niej takiego gniewu w oczach. Miała wrażenie, że jej tęczówki jeszcze bardziej pociemniały.
            - Jesteś podła, wiesz...? - wycedziła z wściekłością. - Myślisz, że dam się na to nabrać i powiem do tego palanta „tato”? Twoje niedoczekanie!
            - Amy! - krzyknęła Babette. Była przerażona jej słowami, jeszcze nigdy nie mówiła do niej w ten sposób. Teraz dziękowała w myślach sama sobie, że nie zgodziła się, żeby w tej rozmowie uczestniczył Bill. Przynajmniej tego nie słyszy...
            - No co? - Spojrzała na nią hardo. - Może i mnie zrobił, ale nigdy nie będzie moim ojcem, rozumiesz?! Nigdy! Ja już miałam ojca, który został na cmentarzu w Waszyngtonie!
            Babette zawirowało wszystko przed oczami, nie wierzyła w to co usłyszała, a co najważniejsze w najgorszych snach nigdy by się tego nie spodziewała. Jej własna córka stała teraz przed nią jak najgorszy wróg, nawet nie chcąc jej wysłuchać. Wykrzykiwała swoje racje. Okrutne, ale prawdziwie. Bo tak naprawdę kim dla niej był Bill? Byłym, facetem matki, którego ponoć tak bardzo kochała? Był jakimś cholernym mitem, którego zdjęcia matka przechowywała jak jakieś relikwie w pudełku, a teraz w kilka minut stał się jej biologicznym ojcem?
            Stały teraz na wprost siebie zapłakane, pogrążone w rozpaczy, choć każda z innego powodu.
            - Co wy zrobiliście z mojego życia...? Jak ty mogłaś mi to zrobić...? - jęknęła dziewczyna, spoglądając z żalem na matkę. Siadając na kanapie, bezwładnie zwiesiła głowę między ramionami. Babette nieśmiało przysiadła tuż obok, jakby obawiając się kolejnego odtrącenia. Delikatnie dotknęła ręki Amy. Łzy ściekały jej po policzkach, kiedy patrzyła na ból córki. Nie wiedziała co ma teraz powiedzieć, bo cóż mogła mieć na swoje usprawiedliwienie?
            - Wybacz mi córeczko... - wyszeptała tylko. W tej chwili nie potrafiła wykrztusić z siebie nic więcej. Dziewczyna błyskawicznie wstała i z furią wykrzyczała najstraszniejsze słowa, jakie córka może powiedzieć matce:
            - Nigdy ci nie wybaczę! Nigdy! Nienawidzę ciebie i jego! - Wraz z ostatnią wypowiedzianą sylabą, chwyciła zdjęcie Billa, które stało na stoliku, i z całej siły cisnęła nim w kominek. Szklana szybka osadzona w ramce rozbiła się na drobne kawałki.
Babette zamarła. Z przerażeniem w oczach, ale bez słowa wpatrywała się w swoje dziecko.
            To, co się teraz działo, przerosło jej najbardziej pesymistyczne wyobrażenia. Nigdy by się nie spodziewała, że Amy zareaguje na to wszystko, aż tak gwałtownie. Każde jej słowo zabijało ją, sprawiało ogromny ból. W jej mniemaniu było niesprawiedliwe i krzywdzące. Przecież nie zrobiła nic złego, zataiła prawdę tylko dla jej dobra. Dlaczego ona nie potrafiła tego zrozumieć? Była zrozpaczona i załamana, wszystko poszło nie tak, źle i beznadziejnie... Nie tak jakby chciała, nie tak jak się spodziewała... Nie myślała o euforii ze strony nastolatki, ale nie przypuszczała, że ta rozmowa będzie takim koszmarem. Czyżby w ogóle nie znała swojej córki?
            Amy wpadła do swojego pokoju z hukiem zamykając drzwi. Ze złością zrzuciła z biurka fotografię matki, tym razem jednak ramka ocalała, uderzając kantem o miękki dywan. Ta kobieta uśmiechająca się do niej ze zdjęcia, jeszcze godzinę temu była dla niej najbliższą osobą, której mogła powierzyć wszystkie swoje sekrety, która była dla niej zawsze oparciem. Ufała jej bezgranicznie całe swoje życie, kochała ją jak nikogo na świecie. A ona... ?
            Poczuła się zdradzona, ale ta zdrada bolała wyjątkowo, a każda o niej myśl wyciskała z oczu kolejną porcję gorzkich łez. Dlaczego tak ją okłamała? Nie chciała ranić ojca? Przecież do cholery go nie kochała... Ojca... Jak to słowo teraz dziwnie brzmiało...
Poczuła dziwny dreszcz i ból, jakby ktoś rozrywał jej serce. „Okłamali mnie... oszukali...”, w głowie dźwięczały jej wciąż te same słowa. Płakała głośno.
            Do drzwi zapukała matka.
            - Amy... proszę cię, otwórz..
            - Daj mi spokój! - krzyknęła zapłakana dziewczyna. - Chcę być teraz sama, rozumiesz?
            Odpowiedziała jej cisza. Za matową szybą drzwi zobaczyła oddalający się cień matki. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała już słuchać jej beznadziejnych wyjaśnień. Dla niej to wszystko było tragedią, czymś co sprawiało niewyobrażalny ból. W dodatku fakt, że jej własna matka okłamywała ją przez tyle lat... Gdyby powiedziała jej to wcześniej, jeszcze w Stanach, na pewno też byłoby jej trudno, ale może wówczas by to inaczej przyjęła i zrozumiała. Teraz miała nieodparte wrażenie, że matka zrobiła to nie dla niej, a dla niego... Właściwie już była pewna, że gdyby się nie spotkali, nigdy by się o tym nie dowiedziała... Więc on był dla niej ważniejszy? Kogo kochała bardziej; ją, czy jego?
Rozgoryczenie rosło. Wstała z podłogi na której siedziała, spoglądając na nierozpakowaną torbę. „Nie zostanę tu ani minuty dłużej...”, przekonała samą siebie, wybierając numer radio-taxi.


11 komentarzy:

  1. O kurde... Pierwsze moje słowa gdy przeczytałam. Tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Z jednej strony cieszę się, że Patrizia wyjechała ale jak mogła zostawić syna? Nie informując go o niczym!?? Rozmowa Babette z Amy Hmm... Rozumiem gniew i nienawiść dziewczyny. I wiem, że przez emocje człowiek robi głupoty które później może żałować. Dziewczyna ochłonie i wszystko będzie dobrze :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Buziaki :* Caroline

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie Max jest już dorosły i sam pewne zdecyduje, gdzie chce zamieszkać, a matka załamana zapewne nie pomyślała w tamtej chwili o tym fakcie.
      Trudno się dziwić reakcji dziewczyny, w sumie mało prawdopodobne, aby ktoś przyjął coś takiego ze stoickim spokojem.
      Pozdrawiam i ściskam ;*

      Usuń
  2. OMG. Co sie porobiło. Tyle soe napisałam ale wszystko mi znikło xd
    Więc.... nie za dobrze poszła jej ta rozmowa. Amy ma prawo być zła. Sama nie wiem jak bym sie zachowała na jej miejscu. Ale pewnie nie miałabym nic przeciwko aby moim ojcem był sam Bill Kaulitz xd.
    Zastanawia mnie tylko jedno. Dokąd pojedzie Amy bo chyba nie do Maxa, bo tam Bill. A poza tym zamiast trochę ochłonąć to robi wszystko w nerwach.
    Moge się założyć że z czasem wszystko wróci do normy. Ale to z czasem xd.
    Już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka. Jestem ciekawa czym tym razem nas zaskoczysz.
    Pozdrawiam serdecznie attention TH. ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie liczyła na całkowitą aprobatę i to, że Amy przyjmie tę wiadomość z całkowitym spokojem, ale pewnie też nie spodziewała się aż tak nieprzyjemnej reakcji. Nie miała kiedy ochłonąć, wszystko było nagłe i spontaniczne, ale przyjdzie też czas na przemyślenia.
      Pozdrawiam i ściskam ;*

      Usuń
  3. Dobra... to ja już chyba wiem ci będzie... ale nic nie pisze. Ja się Amy wcale nie dziwie... znając mnie to pewnie bym zareagowała podobnie :/. A ona to impulsywne zachowanie to chyba odziedziczyła po ojcu z młodości xD. i w sumie to nie mogę napisać nic więcej bo mam ochotę rzucić spojlerem a wiem ze zginę za to marnie xD.
    W każdym bądź razie znów tyle emocji... aż kipi <3
    Za to Max jak zwykle rozważnie i mądrze podszedł do tematu... Taki chłopak to skarb. Amy ma wielkie szczęście :D
    No... to do następnego! :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdą częścią pewnie coś się przypomina i mniej mgliście widzisz ciąg dalszy, aż do końca, do którego przecież nieuchronnie się zbliżamy. Nie, nie, spojlerem nie rzucaj xD
      A tacy chłopcy jak Max w ogóle się zdarzają w rzeczywistości? Może, miejmy nadzieję ;D
      Całuję i ściskam ;*

      Usuń
    2. Chyba się zdarzają :P Czasem to są nawet mają zbyt dobre serca :P Chociaż pewnie nawet Max ma jakieś wady :P

      Usuń
  4. Wow ostra rozmowa ale nie ma co sie Amy dziwić tyle lat myślała ze Martin jest jej ojcem... przypuszczam ze do Maxa pojedzie... tyle emocji w tym odcinku... czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdy zareagowałby na taką wiadomość nieco spontanicznie i raczej nikt nie przyjąłby tego ze spokojem. Przyjdzie jednak i czas na spokojniejsze przemyślenia.
      Pozdrawiam i ściskam ;*

      Usuń
  5. Wzięłam się za nadrabianie odcinków.
    Hmm... mam mieszane uczucia. Z jednej strony potrafię zrozumieć Amy, chyba nikt nie wie, jak zachowałby się w takiej sytuacji. Żałuję tylko, że nie zdążyła się dowiedzieć, że Bill również nie miał o tym wszystkim pojęcia. Może to by ją jakoś do niego zbliżyło? I zmniejszyło tą złość.
    Z drugiej strony zachowała się trochę dziecinnie. Z tą furią, planowaniem ucieczki. Niby robi z siebie taką dorosłą, związek, wyjazdy z chłopakiem, seks itp. a tu takie akcje;) Powinna ochłonąć i dać Babette szansę na wytłumaczenie wszystkiego.

    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapominajmy, ze Amy, mimo tego, że jednak jest już młodą kobietą, to jednak ma tylko 16 lat, hormony buzują. Z jednej strony czuje się dorosła, a drugiej dziecinna impulsywność daje o sobie znać, szczególnie w obliczu takich wiadomości. Zresztą... czy niejeden dorosły nie zachowałby się w podobny sposób. Wszystko jest kwestią charakteru.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń