Część
25.
„Od tamtej
chwili inna ja.
Patrząc na siebie, siebie mi żal,
jak bardzo mocno dano mi
odczuć, że nic nie znaczę...”
Kasia Kowalska – „Straciłam swój rozsądek”
Patrząc na siebie, siebie mi żal,
jak bardzo mocno dano mi
odczuć, że nic nie znaczę...”
Kasia Kowalska – „Straciłam swój rozsądek”
Nie
wierzył w to. To nie była ta sama kobieta. Czy to możliwe, żeby tak nagle
zmieniła swoje postępowanie? Kiedyś gotowa wybaczyć mu nawet zdradę, a teraz
sama odeszła tak nagle, po prostu zwracając mu wolność...
Minęły
już dwie godziny, odkąd odjechała, a on wciąż nie mógł dojść do siebie. Na
telefon od Babette jeszcze nie czekał, bo skoro nie wrócił Max, wiedział, że
Amy też nie ma, więc nic się nie wydarzyło.
Nie
potrafił znaleźć sobie miejsca, to wszystko działo się tak szybko, w dodatku każda
przeszkoda o jakiej myślał, jakby samoistnie usuwała mu się z drogi. Czy to
było możliwe, że z każdym problemem pójdzie równie gładko? Jemu właściwie się
udało, nawet nie kiwnął palcem, a pozostał wolnym człowiekiem. Teraz do pełni
szczęścia brakowało tylko akceptacji go jako ojca przez Amy. Miał małą, cichą
nadzieję, że będzie dobrze, ale bardzo się bał. Czy dziewczyna w ogóle to
zrozumie?
Pogrążony
w rozmyślaniach, rozpalał właśnie ogień w kominku, kiedy usłyszał jak otwierają
się drzwi.
-
Wróciłem! - Usłyszał wesoły głos Maxa, z którego wywnioskował, że on o niczym
jeszcze nie wie. Czyżby Patrizia zostawiła tę powinność jemu? No cóż, skoro nie
powiedziała chłopakowi o wydarzeniach dzisiejszego popołudnia, będzie musiał
sam go o tym poinformować.
-
Cześć! – krzyknął szczęśliwy, stając u wejścia do salonu.
-
No cześć - przywitał się Bill.
-
Nie dziwisz się, że już jestem?
-
Wiem, że miałeś wrócić wczoraj, ale wiem też, że kolega się pomylił.
-
Wiesz? A skąd? - zdziwił się Max.
-
Wiele się wydarzyło przez te dwa dni... - odparł Bill, wzdychając ciężko, po
czym dodał: - Siadaj, musimy pogadać... Matka do ciebie nie dzwoniła?
-
Nie... Coś się stało? - zapytał chłopak trochę zatrwożonym głosem, siadając na
kanapie. Nie spuszczał wzroku z Billa, jakby z wyrazu jego twarzy jak
najprędzej chciał wyczytać bieg minionych wydarzeń.
-
Stało się, stało... - odparł poważnym tonem pytany, odpalając papierosa i
siadając obok niego. - Odeszła ode mnie.
-
Co?! - Niemal krzyknął Max.
- Odeszła, ale tylko uprzedziła mnie w tym. Gdyby
ona tego nie zrobiła, ja bym odszedł. Przepraszam cię, że tak się stało...
Chłopak siedział nieco zszokowany, spodziewał się,
że to może nastąpić, ale nigdy tego, że jego matka wreszcie oprzytomnieje i
zrobi to, co już dawno powinna zrobić. Bez pytania wziął paczkę papierosów,
która leżała na stoliku, wyciągnął z niej jednego, po czym go odpalił.
-
Ty palisz? - zdziwił się Bill.
-
Nie... właściwie, nie palę... - odparł Max. - Tylko czasem, z nerwów...
-
Myślałem, że do ciebie dzwoniła... Głupio, że ja musiałem ci o tym
powiedzieć...
-
To niesamowite, że się na to zdobyła, trudno mi w to uwierzyć... - Blondyn
nadal był bardzo zaskoczony. - Co właściwie się stało, że to zrobiła? -
zapytał.
-
Po prostu chyba doprowadziłem ją do ostateczności... - westchnął Bill. - Tuż po
północy wyszedłem z balu i pojechałem do Babette, wróciłem od niej jakieś trzy
godziny temu... Patrizia była już spakowana, czekała na mnie, żeby mi
powiedzieć, że odchodzi...
-
Już teraz rozumiem... – Max pokiwał głową.
-
Masz prawo mnie znienawidzić, ale znasz tę historię... Ja już tak dłużej nie
mogłem, wszyscy się tylko męczyliśmy. - Bill przesunął dłońmi po twarzy, do
linii włosów, wzdychając przy tym ciężko. - Szanowałem twoją matkę, ale całe
życie kocham Babette...
-
Przecież wiem, nie mam do ciebie żalu... Przeczuwałem, że tak to się skończy...
-
Oczywiście możesz tu nadal mieszkać, jeśli chcesz, a jeśli nie, to kupię ci
mieszkanie, albo pójdziesz do mamy, jak wolisz. Wybór należy do ciebie, ja nie
chcę do niczego cię nakłaniać.
-
Sam nie wiem - odparł zaskoczony chłopak. Zupełnie nie pomyślał o kwestii
mieszkania.
-
Ale pamiętaj, weź pod uwagę to, że jak chcesz możesz nadal tu mieszkać - powtórzył
Bill. Max wiedział, że nie mówi tego z przyzwoitości, ale szczerze.
-
Pomyślę nad tym... to się stało tak nagle... Zaskoczyliście mnie.
-
Rozumiem - odparł Bill. - Przepraszam...
-
Daj spokój Bill, nie musisz mnie przepraszać, przecież to nie miało sensu i
wiedziałem, że jest jedynie kwestią czasu. - Wyrozumiale stwierdził Max, jakby
na pocieszenie klepiąc Billa po ramieniu, a po chwili dodał: - Niepotrzebnie
Amy tak się martwiła o mamę, skoro ona tak miło spędziła tę noc...
-
Owszem, bardzo miło – Czarnowłosy poweselał , lecz tylko na chwilę, bo znów
wróciła myśl o trudnej rozmowie matki z córką.
Może
właśnie w tej chwili, ważyły się losy ich wspólnej przyszłości...?
~
Choć
w pokoju ogień wesoło trzaskał w kominku i było bardzo ciepło, Babette stała w
oknie, obejmując się rękoma jakby odczuwała chłód. Nie był to jednak chłód
fizyczny, a raczej strach, przebiegający pod postacią dreszczy po jej skulonym
ciele.
Nieuchronnie,
wielkimi krokami zbliżała się chwila prawdy, a wraz ze zgrzytem klucza w zamku,
przestąpiła próg tego mieszkania. Babette czuła jak krew odpływa jej ze
wszystkich części ciała, nie była pewna czy zdoła dojść o własnych siłach do
drzwi, aby powitać córkę. Jednak jakimś cudem udało jej się to.
-
Cześć kochanie - powiedziała siląc się na uśmiech, kiedy przestąpiła próg
przedpokoju.
-
Cześć mamuś - odpowiedziała dziewczyna radośnie, mocno ją obejmując.
-
Pomimo tej przykrej niespodzianki, mam nadzieję, że sylwester się udał? -
zapytała Babette, starając się nie okazywać trawiących ją emocji i strachu.
-
Było super - odpowiedziała wesoło dziewczyna i wstawiając torbę do swojego
pokoju, dodała: - Później ją rozpakuję, teraz bym coś zjadła.
-
To chodź, coś ci przygotuję - uśmiechnęła się mama.
-
Umyję tylko ręce! - krzyknęła Amy już z łazienki, a kiedy po krótkiej toalecie
weszła do kuchni, od razu dostrzegła na szafce podwójny zestaw nieumytych
naczyń. Z dwuznacznym uśmiechem stwierdziła;
-
Jak widzę miałaś gościa i trochę się ten gość zasiedział...
Choć
w tonie głosu córki nie było ani żalu, ani pretensji, jednak na dźwięk tych
słów Babette zadrżała z obawy. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć i kiedy zacząć
tę rozmowę. Póki co zapytała;
-
Na co masz ochotę? Może być spaghetti?
-
Znaczy, że zamówiliście sobie spaghetti - roześmiała się Amy. - Jasne, może
być.
Babette
w milczeniu wstawiła miseczkę z potrawą do mikrofali. Amy cały czas ją
obserwowała i wydała jej się jakaś dziwna, spięta. Jeżeli się wydarzyło to o
czym myślała, to czemu mama nie wygląda na szczęśliwą? Postanowiła spytać o to
wprost.
-
Mamo, coś poszło nie tak? Jakaś nieobecna jesteś...
-
Nie, wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłam - odparła Babette, siląc się
na uśmiech. Gdyby nie ta okrutna tajemnica, jaką właśnie miała wyjawić córce,
na pewno promieniałaby szczęściem, a tak strach przed jej reakcją skutecznie
przyćmił radość.
-
Ale to on był, prawda?
-
Był...
-
Oj mamo... - jęknęła Amy. - Powiedz wreszcie coś więcej, będziecie razem?
-
Będziemy, chyba będziemy... - uśmiechnęła się w końcu Babette.
-
Ale jak to; chyba? - zapytała z nutką zawodu w głosie córka. Kuchenka
mikrofalowa dała znak, że potrawa właśnie się podgrzała, więc dziewczyna
zgrabnie zeskoczyła z szafki na której przysiadła, aby ją wyjąć.
-
Najpierw kilka spraw musi się ułożyć...
-
Ale co się musi ułożyć? - niecierpliwiła się dziewczyna. - Przecież on na pewno
odejdzie od matki Maxa.
-
Nie chodzi tylko o to, zjedz w spokoju to porozmawiamy - westchnęła Babette. - Najpierw
powiedz jak tam u ciebie?
-
A jak może być u mnie? Wspaniale było! - roześmiała się Amy, wkładając do ust
pokaźną porcję potrawy.
-
Stało się to o czym myślę? - zapytała z pewnym onieśmieleniem mama.
-
Skąd mam wiedzieć o czym myślisz? - dowcipnie odpowiedziała pytaniem, na
pytanie dziewczyna.
-
Amy… - nieco ostrzejszym, ale żartobliwym tonem zaczęła rodzicielka. - Dobrze
wiesz o co pytam...
-
To, o co pytasz, stało się pierwszy raz po moich urodzinach - Niewinnie
uśmiechnęła się córka, zalotnie mrugając powiekami, a po chwili widząc minę
matki zaśmiała się głośno.
-
No wiesz... okropna jesteś... - oburzyła się na dobre Babette - Dlaczego mi nic
nie powiedziałaś?
-
Bo nie było kiedy - Jak gdyby nigdy nic odpowiedziała Amy. - Wtedy wróciłaś
jakaś struta, a ja nie chciałam zawracać ci głowy, zresztą nie było bardzo
czasu, pakowałam się przecież na wyjazd.
-
Mam rozumieć, że na tym wyjeździe też coś było? Zabezpieczyliście się chociaż?
-
Pewnie, że było, spokojnie... Wiem, kiedy można i potrafię się zabezpieczyć...
-
A co ty taka obeznana jesteś? Już niejedna wiedziała, a teraz popycha wózek -
zdenerwowała się lekkomyślnością córki.
-
Mamo, spokojnie, właśnie przed godziną dostałam okres - uśmiechnęła się Amy,
odstawiając pustą miseczkę.
Babette
jakby odetchnęła z ulgą, tylko tego jeszcze by teraz brakowało.
-
Mam nadzieję, że następnym razem wykażesz się większym rozsądkiem, w twoim
wieku nigdy nic nie wiadomo - pouczyła córkę. - A ten Max też mógłby pomyśleć,
w końcu jest starszy.
-
Pomyślał, pomyślał... Tylko nie było sensu. No ale dobra, chyba chciałaś o
czymś pogadać, a tymczasem prawisz mi morały.
-
Morały? - Babette tym razem się jeszcze bardziej poirytowała. - Ja po prostu
nie chcę żebyś jakąś przedwczesną ciążą sobie życie zmarnowała.
Nie
dość, że dręczyła ją rozmowa jaką za chwilę powinny przeprowadzić, to teraz
jeszcze doszła sprawa fizycznej miłości Amy z Maxem. Wiedziała, że to może się
stać na tym wyjeździe, ale szalona karuzela wydarzeń dwóch ostatnich dni,
skutecznie odsunęła tę myśl na dalszy plan. Teraz wyznanie córki wyprowadziło
ją z równowagi, a przecież właśnie w tej chwili był wymagany bezapelacyjny
spokój.
-
Mamo... - jęknęła Amy, teatralnie przewracając oczami. - Nie denerwuj się tak.
Obiecuję, że to się nie powtórzy i będę ostrożna.
Wyjęła
z lodówki colę i nalewając sobie do szklanki, zwróciła się do Babette:
-
Tobie też nalać?
Kobieta
potrząsnęła głową, wstając od stołu:
-
Nie... dzięki, chodźmy do pokoju.
Po
chwili już obydwie siedziały wygodnie na kanapie, a Amy zobaczywszy stojące na
nocnym stoliku zdjęcie Billa mimowolnie uśmiechnęła się.
-
Posłuchaj Amy... Muszę ci coś powiedzieć... - Babette spojrzała córce w oczy i
składając ręce jak do modlitwy, uniosła je do poziomu ust. Słyszała bicie
swojego serca i czuła jak pod wpływem jego szybkich uderzeń, unosi się
rytmicznie jej bluzka.
-
Byle nie na temat niechcianej ciąży - żachnęła się dziewczyna, która miała już
dość wykładu matki.
-
Na pewno nie twojej... - odparła podekscytowana kobieta. Teraz przestraszyła
się, że przez swoje zdenerwowanie, nie będzie potrafiła jej wszystkiego
spokojnie przekazać. Amy ze zdziwieniem spojrzała na matkę:
-
A czyjej?
-
Mojej...
Babette
widziała, jak oczy dziewczyny nabierają coraz okrąglejszego kształtu. W końcu
wydusiła z siebie:
-
Mamo... no co ty, jesteś w ciąży?
Kobieta
uśmiechnęła się, ale przecież mogła się spodziewać, że córka odbierze to
właśnie w taki sposób.
-
Nie jestem, byłam raz, ponad szesnaście lat temu...
Amy
zrozumiała, że tym razem chodzi o nią.
-
To ja jestem z wpadki? - Nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nigdy matka jej o tym
nie mówiła, właściwie teraz przypomniała sobie, że wcale nie rozmawiały o jej
poczęciu. Nie zastanawiała się nawet nad tym, miała szczęśliwe dzieciństwo,
kochających rodziców, po co jej była ta wiedza?
-
Tak - odparła krótko Babette.
-
Nie chciałaś mnie? - zapytała cicho dziewczyna, jakby obawiając się odpowiedzi.
-
Chciałam, bardzo chciałam... - odparła Babette, ujmując w swoje ciepłe objęcia
chłodne dłonie córki, która jakby odetchnęła z ulgą. - Jakbym mogła cię nie
chcieć, skoro jesteś owocem miłości mojego życia? - dodała Babette, a w swoich
słowach delikatnie zawarła całe sedno sprawy. Teraz, ze strachem i w
oczekiwaniu wpatrywała się w jej oczy.
Ale
Amy chyba nie od razu zrozumiała sens tych słów, bo uśmiechnęła się delikatnie,
co wlało w serce Babette cichą nadzieję. Po chwili zastanowienia jednak,
uśmiech na jej twarzy zupełnie znikł.
-
Coś mi tu nie gra... - powiedziała po chwili, wpatrując się w matkę spod
przymrużonych powiek. - Przecież mówiłaś niedawno, że nie kochałaś mojego
ojca...
-
Mówiłam, że nie kochałam Martina...
Nastała
grobowa cisza. Babette nadal ściskała ręce córki, a ta siedziała bez ruchu
wpatrując się w matkę. Znaczenie tych słów, wolno zaczęło drążyć jej umysł,
budząc znikomy lęk, który powoli
przeradzał się w niedowierzanie, ostatecznie paraliżując każdą komórkę jej
ciała przerażeniem.
-
Chcesz mi powiedzieć, że... - zaczęła Amy nieustannie mrużąc oczy, ale nie
skończyła bo niewypowiedziane zdanie ugrzęzło jej w gardle, a może po prostu
nie chciało przez nie przejść...? Już była pewna, co może za chwilę usłyszeć z
ust matki, tylko czy tego chciała...?
-
To nie Martin jest twoim biologicznym ojcem, tylko Bill... - powiedziała
Babette, ale była tak sparaliżowana nerwami i strachem o jej reakcję, że nie
słyszała sama siebie, widziała tylko ogromne zdziwienie, połączone z
niedowierzaniem, jakie malowało się na twarzy Amy. Dziewczyna po chwili
wyszarpnęła dłonie z jej uścisku, machinalnie pocierając je o kolana i roześmiała
się wymuszonym, dziwnym śmiechem, mającym zatuszować jej lęk.
-
Mamo, nie rób sobie żartów - powiedziała błagalnym tonem, zupełnie tak, jakby
chciała usłyszeć, że to jakaś farsa.
-
Amy, ja nie żartuję, przepraszam, że mówię ci o tym dopiero teraz, ale ja ci
wszystko wytłumaczę... - próbowała jakoś zacząć wszystkie wyjaśnienia Babette,
lecz gdy zobaczyła jak uśmiech na twarzy córki blednie, poczuła dreszcz.
-
Mamo... proszę cię... powiedz, że to nieprawda...
-
Posłuchaj mnie córeczko, wszystko ci wyjaśnię... Kiedy wyjeżdżałam z Martinem
do Stanów już byłam w ciąży, nie mogłam być z Billem, zresztą wiesz jak z nami
było, tę historię już ci opowiedziałam...
Dziewczyna
patrzyła na nią, z niedowierzaniem kręcąc głową. Czy to jakiś cholerny koszmar?
Czy to możliwe, żeby jej własna matka przez tyle lat ją oszukiwała? Miała
nieprzytomny wzrok, nadal nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. Wydawało jej
się, że gra w jakiejś taniej telenoweli. W końcu poderwała się z kanapy
krzycząc:
-
Nie musisz do cholery kłamać! Przecież ja akceptuję ten związek, mamo! W co ty
pogrywasz!?
Chciała,
żeby matka potwierdziła jej słowa. Teraz, to chyba było jej największe pragnienie.
Niech powie, że to żart! Że jakoś chciała ją sprawdzić! Niech powie cokolwiek,
tylko na Boga, niech nie potwierdza tego jako prawdy...
Złapała
się za twarz zakrywając usta dłońmi, znad których patrzyły na Babette
przerażone oczy córki. Podeszła do niej, chciała ją objąć, lecz dziewczyna
odsunęła się szybko. Już wiedziała, że to nie będzie łatwa rozmowa, o ile Amy w
ogóle pozwoli jej cokolwiek wyjaśnić.
-
Zrozum mnie, błagam... - prosiła Babette ze łzami w oczach. - Ja nie wiedziałam
kiedy mam ci o tym powiedzieć... Nigdy nie było odpowiedniej chwili...
Dziewczyna
milczała, wpatrując się w matkę z niedowierzaniem. W jej głowie kołatało się
tysiąc myśli, setki niewyjaśnionych sytuacji, dziesiątki nie zadanych pytań,
ale przede wszystkim ogromny żal do najbliższej w życiu osoby, która oszukiwała
ją przez tyle lat. Nigdy nie spodziewała się, że tak bardzo się kiedyś na niej
zawiedzie. Jeśli to, co mówiła było prawdą, dlaczego przez tyle lat nie zdołała
jej o tym powiedzieć? Przecież były ze sobą tak blisko, to niemożliwe, żeby nie
nadarzyła się nigdy odpowiednia okazja!
Uporczywie
broniła się przed tą niechcianą prawdą, chciała wyrzucić to co usłyszała ze
swojego umysłu. Przecież to niemożliwe, że jej ojcem jest ten facet!
-
Ja ci nie wierzę, kłamiesz... - wycedziła przez zęby. - Gdyby to była prawda,
już dawno byś mi o tym powiedziała... Gdybyś chciała, znalazłabyś okazję…
-
Amy, ja tak bardzo się bałam... Wybacz mi córeczko, że tak długo z tym
zwlekałam... - próbowała tłumaczyć Babette, która teraz zupełnie się pogubiła.
W zderzeniu z reakcją dziewczyny nie wiedziała co ma powiedzieć, jak
usprawiedliwić siebie i wszystko wytłumaczyć tak, żeby dziewczynę uspokoić i
przebłagać. Właściwie powinna była się tego spodziewać. Na co liczyła? Że córka
z radością przyjmie wiadomość o odzyskanym ojcu?
Tymczasem
nastolatka zrobiła kilka kroków w stronę okna, jedną rękę przenosząc na czoło.
Wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć. Odwróciła się w kierunku matki i pełnym
pretensji głosem spytała, niemal krzycząc:
-
A dlaczego właśnie teraz mi to mówisz, co?! Tak po prostu, przy okazji
pojednania z nim? Bo on ci kazał, prawda? Czy może oboje sobie to
wymyśliliście?
-
Nie... to nie tak, posłuchaj mnie...
-
Nie chcę cię słuchać, rozumiesz?! Nie chcę! - przerwała matce w pół słowa,
ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Babette podeszła do niej próbując ją
objąć, ale dziewczyna tylko odtrąciła jej ręce, sprawnie wymijając. Usiadła na
kanapie i oparła czoło na dłoniach. Łzy same ciekły jej po policzkach, a u
kresu swojej wędrówki bezwolnie opadały na kolana wsiąkając w materiał spodni.
Była zdruzgotana i w tej chwili naprawdę czuła, że nie chce jej się żyć. Matka
jednak nie poddawała się.
-
Jesteś już prawie dorosła, zrozum mnie, przynajmniej się postaraj! W jaki
sposób miałam ci to powiedzieć, gdy byłaś młodsza? Miałam ci burzyć szczęśliwe
dzieciństwo? W dodatku nawet nie wiedziałam, czy kiedykolwiek poznasz swojego
prawdziwego ojca. Nie mogłam ci o tym powiedzieć też ze względu na Martina, on
cię wychowywał, kochał jak własną córkę, ja po prostu nie potrafiłam, poza tym
to by było w stosunku do niego nie fair.
-
Tylko mi nie mów, że on też nie wiedział... - syknęła Amy.
-
Wiedział...
Słysząc
z ust matki potwierdzenie, zdenerwowała się jeszcze bardziej:
-
Wiedział i kochał mnie jak córkę, widzisz? - zaśmiała się drwiąco przez łzy,
dodając: - Prawdziwym ojcem jest ten, który wychowuje, a nie ten co zrobił!
Tamten frajer miał tylko przyjemność!
-
Amy, nie mów tak!
-
A dlaczego?! Przecież to święta prawda! Moim ojcem jest Martin Bauer,
rozumiesz?! To jego nazwisko noszę! - wykrzyczała prosto w twarz Babette, która
wiedziała już, że rozmowa potoczyła się zupełnie innym torem niż planowała.
Wiedziała też, że nie zdoła jej tak łatwo przekonać.
-
To nie jest twój ojciec, nigdy nim nie był!
-
Zawsze nim był, rozumiesz?! Zawsze! Był i będzie! - Dziewczyna była
nieustępliwa. W obliczu niemocy, Babette użyła złych argumentów:
-
Nie raz nazwał cię cudzym bękartem! - Wraz z wypowiedzeniem tych słów,
zrozumiała, że tym razem przesadziła. Nie chciała tego powiedzieć, ale nerwy
zrobiły swoje, nerwy i ta pieprzona niemoc. Nie potrafiła spokojnie z nią
rozmawiać, a tak sobie obiecywała, że nie da się sprowokować… Zaważyły złe słowa,
wycelowane wprost w niewinnego Billa.
Amy
spojrzała na nią wzrokiem pełnym nienawiści. Babette jeszcze nigdy nie widziała
u niej takiego gniewu w oczach. Miała wrażenie, że jej tęczówki jeszcze
bardziej pociemniały.
-
Jesteś podła, wiesz...? - wycedziła z wściekłością. - Myślisz, że dam się na to
nabrać i powiem do tego palanta „tato”? Twoje niedoczekanie!
-
Amy! - krzyknęła Babette. Była przerażona jej słowami, jeszcze nigdy nie mówiła
do niej w ten sposób. Teraz dziękowała w myślach sama sobie, że nie zgodziła
się, żeby w tej rozmowie uczestniczył Bill. Przynajmniej tego nie słyszy...
-
No co? - Spojrzała na nią hardo. - Może i mnie zrobił, ale nigdy nie będzie
moim ojcem, rozumiesz?! Nigdy! Ja już miałam ojca, który został na cmentarzu w
Waszyngtonie!
Babette
zawirowało wszystko przed oczami, nie wierzyła w to co usłyszała, a co
najważniejsze w najgorszych snach nigdy by się tego nie spodziewała. Jej własna
córka stała teraz przed nią jak najgorszy wróg, nawet nie chcąc jej wysłuchać.
Wykrzykiwała swoje racje. Okrutne, ale prawdziwie. Bo tak naprawdę kim dla niej
był Bill? Byłym, facetem matki, którego ponoć tak bardzo kochała? Był jakimś
cholernym mitem, którego zdjęcia matka przechowywała jak jakieś relikwie w
pudełku, a teraz w kilka minut stał się jej biologicznym ojcem?
Stały
teraz na wprost siebie zapłakane, pogrążone w rozpaczy, choć każda z innego
powodu.
-
Co wy zrobiliście z mojego życia...? Jak ty mogłaś mi to zrobić...? - jęknęła
dziewczyna, spoglądając z żalem na matkę. Siadając na kanapie, bezwładnie
zwiesiła głowę między ramionami. Babette nieśmiało przysiadła tuż obok, jakby
obawiając się kolejnego odtrącenia. Delikatnie dotknęła ręki Amy. Łzy ściekały
jej po policzkach, kiedy patrzyła na ból córki. Nie wiedziała co ma teraz
powiedzieć, bo cóż mogła mieć na swoje usprawiedliwienie?
-
Wybacz mi córeczko... - wyszeptała tylko. W tej chwili nie potrafiła wykrztusić
z siebie nic więcej. Dziewczyna błyskawicznie wstała i z furią wykrzyczała
najstraszniejsze słowa, jakie córka może powiedzieć matce:
-
Nigdy ci nie wybaczę! Nigdy! Nienawidzę ciebie i jego! - Wraz z ostatnią
wypowiedzianą sylabą, chwyciła zdjęcie Billa, które stało na stoliku, i z całej
siły cisnęła nim w kominek. Szklana szybka osadzona w ramce rozbiła się na drobne
kawałki.
Babette
zamarła. Z przerażeniem w oczach, ale bez słowa wpatrywała się w swoje dziecko.
To,
co się teraz działo, przerosło jej najbardziej pesymistyczne wyobrażenia. Nigdy
by się nie spodziewała, że Amy zareaguje na to wszystko, aż tak gwałtownie.
Każde jej słowo zabijało ją, sprawiało ogromny ból. W jej mniemaniu było
niesprawiedliwe i krzywdzące. Przecież nie zrobiła nic złego, zataiła prawdę
tylko dla jej dobra. Dlaczego ona nie potrafiła tego zrozumieć? Była
zrozpaczona i załamana, wszystko poszło nie tak, źle i beznadziejnie... Nie tak
jakby chciała, nie tak jak się spodziewała... Nie myślała o euforii ze strony
nastolatki, ale nie przypuszczała, że ta rozmowa będzie takim koszmarem. Czyżby
w ogóle nie znała swojej córki?
Amy
wpadła do swojego pokoju z hukiem zamykając drzwi. Ze złością zrzuciła z biurka
fotografię matki, tym razem jednak ramka ocalała, uderzając kantem o miękki
dywan. Ta kobieta uśmiechająca się do niej ze zdjęcia, jeszcze godzinę temu
była dla niej najbliższą osobą, której mogła powierzyć wszystkie swoje sekrety,
która była dla niej zawsze oparciem. Ufała jej bezgranicznie całe swoje życie,
kochała ją jak nikogo na świecie. A ona... ?
Poczuła
się zdradzona, ale ta zdrada bolała wyjątkowo, a każda o niej myśl wyciskała z
oczu kolejną porcję gorzkich łez. Dlaczego tak ją okłamała? Nie chciała ranić
ojca? Przecież do cholery go nie kochała... Ojca... Jak to słowo teraz dziwnie
brzmiało...
Poczuła
dziwny dreszcz i ból, jakby ktoś rozrywał jej serce. „Okłamali mnie... oszukali...”, w głowie dźwięczały jej wciąż te
same słowa. Płakała głośno.
Do
drzwi zapukała matka.
-
Amy... proszę cię, otwórz..
-
Daj mi spokój! - krzyknęła zapłakana dziewczyna. - Chcę być teraz sama,
rozumiesz?
Odpowiedziała
jej cisza. Za matową szybą drzwi zobaczyła oddalający się cień matki.
Odetchnęła z ulgą. Nie chciała już słuchać jej beznadziejnych wyjaśnień. Dla
niej to wszystko było tragedią, czymś co sprawiało niewyobrażalny ból. W
dodatku fakt, że jej własna matka okłamywała ją przez tyle lat... Gdyby
powiedziała jej to wcześniej, jeszcze w Stanach, na pewno też byłoby jej
trudno, ale może wówczas by to inaczej przyjęła i zrozumiała. Teraz miała
nieodparte wrażenie, że matka zrobiła to nie dla niej, a dla niego... Właściwie
już była pewna, że gdyby się nie spotkali, nigdy by się o tym nie
dowiedziała... Więc on był dla niej ważniejszy? Kogo kochała bardziej; ją, czy
jego?
Rozgoryczenie
rosło. Wstała z podłogi na której siedziała, spoglądając na nierozpakowaną
torbę. „Nie zostanę tu ani minuty
dłużej...”, przekonała samą siebie, wybierając numer radio-taxi.
O kurde... Pierwsze moje słowa gdy przeczytałam. Tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Z jednej strony cieszę się, że Patrizia wyjechała ale jak mogła zostawić syna? Nie informując go o niczym!?? Rozmowa Babette z Amy Hmm... Rozumiem gniew i nienawiść dziewczyny. I wiem, że przez emocje człowiek robi głupoty które później może żałować. Dziewczyna ochłonie i wszystko będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
Buziaki :* Caroline
W sumie Max jest już dorosły i sam pewne zdecyduje, gdzie chce zamieszkać, a matka załamana zapewne nie pomyślała w tamtej chwili o tym fakcie.
UsuńTrudno się dziwić reakcji dziewczyny, w sumie mało prawdopodobne, aby ktoś przyjął coś takiego ze stoickim spokojem.
Pozdrawiam i ściskam ;*
OMG. Co sie porobiło. Tyle soe napisałam ale wszystko mi znikło xd
OdpowiedzUsuńWięc.... nie za dobrze poszła jej ta rozmowa. Amy ma prawo być zła. Sama nie wiem jak bym sie zachowała na jej miejscu. Ale pewnie nie miałabym nic przeciwko aby moim ojcem był sam Bill Kaulitz xd.
Zastanawia mnie tylko jedno. Dokąd pojedzie Amy bo chyba nie do Maxa, bo tam Bill. A poza tym zamiast trochę ochłonąć to robi wszystko w nerwach.
Moge się założyć że z czasem wszystko wróci do normy. Ale to z czasem xd.
Już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka. Jestem ciekawa czym tym razem nas zaskoczysz.
Pozdrawiam serdecznie attention TH. ☺
Raczej nie liczyła na całkowitą aprobatę i to, że Amy przyjmie tę wiadomość z całkowitym spokojem, ale pewnie też nie spodziewała się aż tak nieprzyjemnej reakcji. Nie miała kiedy ochłonąć, wszystko było nagłe i spontaniczne, ale przyjdzie też czas na przemyślenia.
UsuńPozdrawiam i ściskam ;*
Dobra... to ja już chyba wiem ci będzie... ale nic nie pisze. Ja się Amy wcale nie dziwie... znając mnie to pewnie bym zareagowała podobnie :/. A ona to impulsywne zachowanie to chyba odziedziczyła po ojcu z młodości xD. i w sumie to nie mogę napisać nic więcej bo mam ochotę rzucić spojlerem a wiem ze zginę za to marnie xD.
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie znów tyle emocji... aż kipi <3
Za to Max jak zwykle rozważnie i mądrze podszedł do tematu... Taki chłopak to skarb. Amy ma wielkie szczęście :D
No... to do następnego! :D
Buziaki ;*
Z każdą częścią pewnie coś się przypomina i mniej mgliście widzisz ciąg dalszy, aż do końca, do którego przecież nieuchronnie się zbliżamy. Nie, nie, spojlerem nie rzucaj xD
UsuńA tacy chłopcy jak Max w ogóle się zdarzają w rzeczywistości? Może, miejmy nadzieję ;D
Całuję i ściskam ;*
Chyba się zdarzają :P Czasem to są nawet mają zbyt dobre serca :P Chociaż pewnie nawet Max ma jakieś wady :P
UsuńWow ostra rozmowa ale nie ma co sie Amy dziwić tyle lat myślała ze Martin jest jej ojcem... przypuszczam ze do Maxa pojedzie... tyle emocji w tym odcinku... czekam na next :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy zareagowałby na taką wiadomość nieco spontanicznie i raczej nikt nie przyjąłby tego ze spokojem. Przyjdzie jednak i czas na spokojniejsze przemyślenia.
UsuńPozdrawiam i ściskam ;*
Wzięłam się za nadrabianie odcinków.
OdpowiedzUsuńHmm... mam mieszane uczucia. Z jednej strony potrafię zrozumieć Amy, chyba nikt nie wie, jak zachowałby się w takiej sytuacji. Żałuję tylko, że nie zdążyła się dowiedzieć, że Bill również nie miał o tym wszystkim pojęcia. Może to by ją jakoś do niego zbliżyło? I zmniejszyło tą złość.
Z drugiej strony zachowała się trochę dziecinnie. Z tą furią, planowaniem ucieczki. Niby robi z siebie taką dorosłą, związek, wyjazdy z chłopakiem, seks itp. a tu takie akcje;) Powinna ochłonąć i dać Babette szansę na wytłumaczenie wszystkiego.
K
Nie zapominajmy, ze Amy, mimo tego, że jednak jest już młodą kobietą, to jednak ma tylko 16 lat, hormony buzują. Z jednej strony czuje się dorosła, a drugiej dziecinna impulsywność daje o sobie znać, szczególnie w obliczu takich wiadomości. Zresztą... czy niejeden dorosły nie zachowałby się w podobny sposób. Wszystko jest kwestią charakteru.
UsuńPozdrawiam ;*