Część 3. „Definicja miłości”
Idąc
obok brata, Tom cały czas zastanawiał się, gdzie już spotkał Hoffmanna, i
chociaż tamten nie powiedział nic w stylu „my się już znamy”, czy „już się
spotkaliśmy”, był pewny, że gdzieś już widział tę twarz.
-
Cholera. - mruknął, ostentacyjnie
drapiąc się po głowie.
-
Tak cię to gryzie? - roześmiał się Bill, zwracając się po chwili do barmana. -
Dwa Krombachery.
-
Bo sobie przypomnieć nie mogę...
Czarnowłosy
wziął w dłonie dwa kufle z piwem i zapytał brata:
-
Idziemy na taras?
-
Pewnie, że na taras, tam się ciągle jakieś laski kręcą - rozpromienił się,
niemal natychmiast zapominając, nad czym przed chwilą się tak usilnie
zastanawiał.
Wyszli
na zewnątrz, gdzie przy stolikach pod parasolami siedziało kilka osób. Do
południa nigdy nie było tu tłoczno, bo przy takiej pogodzie, przeważnie
większość gości była na plaży, ale pod wieczór naprawdę trudno było o wolny
stolik.
Zajęli
miejsca przy samej balustradzie, skąd rozpościerał się widok na wydmy i
przesmyk między nimi, prowadzący wprost nad morze. Z głośnika umocowanego na
ścianie sączyła się niezbyt głośna muzyka.
-
Rany... - jęknął Tom. - Co za kawałki wy tutaj puszczacie?
-
Coś się nie podoba? Letnie przeboje, starsze, nowsze, ale klimat musi być
zachowany - stwierdził stanowczo Bill, upijając łyk piwa.
Tom
tylko wzruszył ramionami i obrzucił badawczym wzrokiem okolicę.
-
Coś mało lasek.
-
O tej porze? Na plażę sobie idź, do wyboru do koloru, w dodatku wszystkie
półnagie - śmiał się Bill.
-
Jutro pójdziemy, a ty z nami.
-
Tak szczerze, to mam dość, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
-
Skoro mam tu spać aż dwie noce, przydałoby się przynajmniej jedną jakoś
odmiennie spędzić - Tom znacząco spojrzał na bliźniaka, ale kiedy po chwili
kątem oka zauważył przechodzącą tuż obok zgrabną blondynkę, niemal natychmiast
zmienił pole widzenia, nucąc sobie pod nosem piosenkę, która właśnie płynęła z
głośnika, jednak zrobił to na tyle głośno, aby dziewczyna dokładnie usłyszała,
że to właśnie on śpiewa. Odwróciła się, a gdy ich spojrzenia się spotkały,
posłała mu promienny uśmiech, nieznacznie się rumieniąc.
Bill
widząc tę sytuację, wsparł czoło na rękach, które były oparte o stolik. Jego
bezgłośny śmiech objawił się tylko drżeniem całego ciała, a kiedy już się
uspokoił, zwrócił się do podrywacza:
-
A mówiłeś, że lecą same beznadziejne kawałki.
-
No bo lecą, ale ten akurat się do czegoś przydał - Roześmiany Tom rozparł się
wygodnie na krześle, popijając piwo.
-
A skąd ty w ogóle ten tekst znałeś, co?
-
Nieważne - Tom chciał już zmienić drażliwy temat, ale Bill usilnie to drążył:
-
Przyznaj się, to był jakiś twój przebój, co? Wiem! Z tych wakacji, co cię
Bianca kantem puściła - zanosił się już ze śmiechu.
-
Akurat nie z tych - Bliźniak pokręcił głową.
-
To pewnie wtedy, co romansowałeś z Elli.
-
Daj sobie spokój, co? Ale ty upierdliwy jesteś - Tom też się śmiał, ale
najwyraźniej chciał pogadać o czymś innym niż swoich miłosnych podbojach sprzed
kilku lat. - Lepiej powiedz, jak tam u ciebie z tymi sprawami?
-
Chcesz koniecznie zmienić temat - Bill wciąż nie mógł opanować śmiechu, a brat
pomimo wszystko wciąż mu wtórował.
-
Dość tego, bo zamiast pogadać, to się pośmiejemy.
Czarnowłosy
otarł spływającą po policzku łzę.
-
Dawno się tak nie ubawiłem - wydusił z siebie. W końcu obydwaj się uspokoili,
ale ich twarze wciąż zdobiły promienne uśmiechy. Zdawać by się mogło, że taka
dawka radości wystarczy im na cały, przyjemnie rozpoczęty dzień.
-
No, to jak tam u ciebie? - zagadnął znowu Tom.
-
W zasadzie nijak, bez zmian.
-
Przecież wiem, że na stałe nie masz nikogo, ale przyjeżdża tu tyle towaru, że
chyba czasem udaje ci się coś kolnąć? - Z lubieżnym uśmieszkiem trącił brata
łokciem, który zmienił pozycję na nieco wygodniejszą, bardziej opierając się w
wiklinowym fotelu. Nieco spoważniał i patrząc wprost na swojego rozmówcę,
odparł:
-
Gdybym chciał, nie byłoby problemu, ale mnie to nie kręci.
-
Jak to możliwe, że jesteśmy aż tak różni, co?
Bill
uśmiechnął się pod nosem i jakby w zmyśleniu przesuwał opuszkiem palca po
rzeźbieniach kufla. To fakt, byli zupełnie inni; jeden szukał wrażeń i przygody
na jedną noc, drugi - stabilizacji, spokoju i miłości. Oprócz tej różnicy była
jeszcze jedna - nie szukał nikogo na siłę tylko dlatego, że doskwierała mu
samotność. Już nie raz los okrutnie z niego zadrwił, dając i odbierając kogoś,
kogo zdawać by się mogło, że pokochał. Teraz jednak miał wrażenie, że za każdym
razem to nie było to, czego szukał. Może zaledwie jakieś zauroczenie, ale na
pewno nie wielka miłość, o której marzył. Zbyt szybko udało mu się zapomnieć,
znaleźć jakieś pocieszenie. Gdyby pokochał prawdziwie, nie potrafiłby ukoić
bólu. Tego był absolutnie pewien.
-
Ja nie chcę półśrodków - odpowiedział w końcu. - Nie chcę jakiegoś chwilowego
romansu, który skończy się wraz z latem. Już nigdy nie dam się oszukać.
-
Masz na myśli Ann? - zapytał Tom.
-
Nie, mam na myśli złośliwość losu, bo zauroczyłem się w kimś na jeden sezon,
byłem na tyle głupi, że dałem się omamić.
-
O! To mamy coś nowego, czyżbyś doszedł do wniosku, że to jednak nie była
miłość?
-
Ani z jej, ani z mojej strony - odparł Bill, podnosząc do ust kufel z napojem.
- Wiem, że gdybym kochał prawdziwie, nigdy bym o niej nie zapomniał, a jej już
dawno tu nie ma. - To mówiąc, położył dłoń na sercu. - Zresztą od początku to
nie było to, nie czułem tego tak, jak powinienem, sam się tylko oszukiwałem.
-
Może teraz tak mówisz, bo masz do niej wciąż żal, że odeszła.
-
Nie Tom, nie mam żalu, ja po prostu wiem, że to nie było to - westchnął. -
Teraz już to wiem... Następnym razem będę ostrożniejszy, już nigdy nie zakocham
się w kimś nieodpowiednim.
Brat
roześmiał się głośno.
-
Ale tak się nie da! Nie powstrzymasz miłości rozsądkiem! Miłość jest jak
śmierć, przychodzi nieproszona, w najmniej odpowiednim momencie.
-
A ty skąd wiesz takie rzeczy? Zakochałeś się, czy co? - zdziwił się Bill.
-
Nie, jeszcze nie. I w przeciwieństwie do ciebie wcale tego nie szukam, ale
wiem, jak to było z innymi.
-
Może i masz rację, ale przynajmniej spróbuję. A z Ann to była pomyłka i wiem,
że po części oszukałem samego siebie. Z tęsknoty za miłością, po prostu ją
sobie wmówiłem.
-
Oj, przestań... - westchnął Tom. - Było, minęło, zresztą skąd możesz to
wiedzieć? Może naprawdę się zakochałeś, ale niedostatecznie mocno?
-
Wiem, bo nie czułem tego, co powinienem, a przynajmniej tak, jak sobie to wyobrażam.
Dlatego następnym razem bez tego nawet nie będę próbował.
Bill
wychylił resztkę piwa i popatrzył przed siebie, przymrużając oczy. Jak dobrze
by było móc zasnąć i obudzić się u boku ukochanej osoby, czuć przy sobie jej
bliskość i ciepło, popatrzeć z miłością w te cudowne niebieskie, zielone, a
może brązowe oczy... Dlaczego nie potrafił znaleźć tej jedynej? Przecież
podobał się kobietom, wiedział to, czuł te spojrzenia na każdym kroku, ale nie
lubił być nachalnie podrywany, więc często stronił od przygodnych znajomości.
Zbytnio narzucająca mu się dziewczyna nie miała u niego najmniejszych szans.
-
A skąd będziesz wiedział, że to właśnie ta prawdziwa, i jedyna miłość? - Swoim
pytaniem Tom przerwał jego rozmyślania.
-
Będę to wiedział, bo będę to czuł.
-
Ale jak? - Bliźniak nie dawał za wygraną.
-
Tak po prostu... Bo to właśnie jej obecność sprawi, że moje serce otuli
przyjemne ciepło, a kiedy jej przy mnie nie będzie, nic nie wypełni tej pustki;
gdy to poczuję, będę wiedział, że nadchodzi miłość. Nieważne, czy będzie piękną
blondynką, czy szatynką, może być tak naprawdę zupełnie niezauważalna dla
wszystkich, wystarczy tylko, że ja ją zauważę, dla mnie będzie wtedy
najpiękniejsza. Przy niej będę chciał krzyczeć ze szczęścia, jej obecność doda
mi sił, a kiedy wyjdzie do sklepu po bułki, będę umierał z tęsknoty. Będzie
moją najskrytszą fantazją, sprawi, że nawet nie będę chciał spojrzeć na inną
kobietę, a jej zwyczajny dotyk rozpali we mnie ogień pożądania - wtedy już będę
wiedział, że naprawdę kocham.
Tom
patrzył na niego z rozchylonymi ustami i pewnym niedowierzaniem, ale skoro jego
brat tak mówił, musiał być naprawdę spragniony tej miłości, zawsze był wrażliwy
i delikatny w uczuciach.
-
O rany... - jęknął. - Gadasz jak jakiś poeta.
-
W końcu piszę piosenki, nie? - uśmiechnął się Bill, ale brat tylko potrząsnął
głową.
-
Czy ty zawsze musisz wszystko odczuwać tak głęboko? I po co ci to? Chcesz znowu
cierpieć?
-
Nie chcę cierpieć, chcę kochać, a to jest różnica.
-
Wiesz, że życzę ci szczęścia, i obyś znalazł tę swoją drugą połówkę.
-
Ja wciąż na nią czekam i już nikt nie oszuka mojego serca, jak zrobiła to Ann.
- Bill uśmiechnął się delikatnie, a Tom westchnął. On naprawdę wierzył w tę
swoją miłość i te wszystkie inne, romantyczne pierdoły. Czy kiedyś mu się uda?
Życzył mu tego z całego serca, bo chociaż ich drogi nieco się rozeszły, to
przecież był jego bliźniakiem i zawsze bardzo go kochał.
-
Tu jesteście! - usłyszeli radosny okrzyk Georga, który stanął u wyjścia z
restauracji, a za nim dwaj pozostali członkowie zespołu.
-
To sobie pogadaliśmy - wymamrotał Bill, nie bardzo z tego zadowolony. Tak
rzadko ostatnio widywał się z Tomem, a teraz nawet nie mogli spokojnie
porozmawiać. Żałował, że nie zamknęli się w jego apartamencie. Tam przynajmniej
nikt by im nie odebrał chwil, jakie mogli mieć tylko dla siebie, bo wiedział,
że na wspólny wieczór sam na sam z bratem raczej nie może liczyć. Nawet pomimo
tak długiej rozłąki, Tom zapewne wybierze jakiś wypad z chłopakami do klubu, w
wiadomym celu.
-
Wymiatamy do centrum? - zapytał Georg, zwracając się do Toma.
-
No w sumie można by przed obiadem gdzieś skoczyć - odparł chłopak, patrząc
pytającym wzrokiem na Billa. - Walisz z nami?
-
Hmmm... Nie wiem, musiałbym zobaczyć, jak się mają sprawy w hotelu.
-
To luknij i spadamy, tobie też się należy trochę rozrywki - roześmiał się Tom.
Bill
tylko kiwnął głową i wstał, kierując się w stronę wejścia do restauracji.
-
I weź kluczyki od audicy! - krzyknął za nim brat.
Na
te słowa uśmiechnął się tylko i już prawie wchodząc, odwrócił głowę i rzucił
krótkie:
-
Zaraz wracam.
Sam
nie wiedział, czy ma ochotę na wypad do miasta, ale chyba przeważył fakt, w
jakim towarzystwie. Lubił przebywać z chłopakami. Wszyscy jeszcze byli przecież
tacy młodzi, w dodatku kiedy byli razem, przypominały mu się najpiękniejsze
chwile jego życia. Z nimi kochał nawet nocne eskapady po klubach, choć tak
rzadko mogli bywać tam razem.
Zrobił
szybki obchód, zajrzał do kuchni, wysłuchując zapewnień Krisa, że wszystko jest
w porządku, a obiad będzie na czas. Zadzwonił też do Marka, uprzedzając o
swojej nieobecności i prosząc o baczenie na wszystko. Kiedy wychodził,
zatrzymał się przy recepcji, gdzie zwrócił się do Nadii:
-
Jakiś czas mnie nie będzie, wychodzę z chłopakami, więc tylko komórka, gdyby
coś.
Skinęła
głową. Puścił więc dziewczynie oczko i wyszedł, nie zauważając nawet jej
smutnego wzroku.
Albo
naprawdę nie widział jej tęsknych spojrzeń, albo po prostu nie chciał ich
widzieć. Może tak wolał, bo nie chciał psuć ich dobrych relacji. Przecież
oprócz przyjaźni, nie mógł dać jej niczego więcej. Gdyby to właśnie ona była
adresatką tych wszystkich odczuć, o których opowiadał Tomowi, już dawno by to
wiedział.
Niestety,
nie była.
-
Masz? - zapytał zniecierpliwiony Tom, który zawsze lubił poszpanować sobie w
czarnym kabriolecie, kiedy przyjeżdżał do brata, chociaż sam przecież też miał
wspaniałe auto. Niemal natychmiast Bill
rzucił mu kluczyki, a wtedy, ten zwinnie przeskoczył murek, który dzielił go od
chodnika prowadzącego do garażu.
-
Zaraz po was podjadę! - krzyknął, skręcając za hotel.
I
faktycznie, po niedługiej chwili czarne audi z opuszczonym dachem zatrzymało
się przed głównym wejściem, wzbijając swoim gwałtownym hamowaniem tuman kurzu z
naniesionego na podjazd piasku. Zza kierownicy uśmiechał się zawadiacko młody
mężczyzna w czapeczce z daszkiem.
-
No! Chłopaki! Dawajcie! - krzyknął do reszty, która wciąż tkwiła na tarasie
restauracji.
Ruszyli ochoczo w
jego stronę, śmiejąc się i dowcipkując.
-
Może byśmy naszym aniołom stróżom powiedzieli, żeby pojechali za nami? -
nieśmiało zaproponował Olivier.
-
Mało ci tych nianiek? - żachnął się Gustav, sadowiąc swoje pośladki na tylnym
siedzeniu.
-
Racja, ciągle za nami łażą, a ja chcę wreszcie trochę swobody - poparł kumpla
Georg.
-
Nie no... Ja tylko tak... - Przygaszony ripostą kolegów wokalista próbował się
tłumaczyć, ale przerwał mu Tom:
-
Walić ochronę! - roześmiał się. - Dzisiaj sami sobie poradzimy z namolnymi
fankami! W końcu jest nas pięciu!
Porozumiewawczo
zerknął na siedzącego tuż obok brata i upewniwszy się, że wszyscy już są na
swoich miejscach, z radosnym okrzykiem gwałtownie ruszył z miejsca.
Odjeżdżające
auto z piątką uradowanych chłopaków odprowadzało spojrzenie zielonych oczu,
pełnych tęsknoty za utraconą swobodą.
Oczu, pełnych tęsknoty za utracona swobodą... ciekawe... to tej Nadii? Czy kogoś innego? :P
OdpowiedzUsuńW ogóle te słowa Billa o milosci... piękne,l. Ta kobieta, której będzie dane być jego wybranka, z pewnością będzie najszczęśliwsza kobieta na ziemi :)
To opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta :D tak przyjemnie, ze bym mogła je czytać i czytać i czytać... wiec czekam już niecierpliwie na następny rozdział :* a zaraz biorę się za twc... bo już je raz przeczytałam co prawda, ale nie skomentowalam, wiec "muszę" przeczytać drugi raz, żeby sobie przypomnieć ^^
Buziaczki :*
Gapa ze mnie, nie odpowiedziałam, a dodałam nową część.
UsuńDziękuję kochana, że jesteś, chociaż tyle z opóźnieniem ;*
Ostatnio nie komentowałam, bo miałam mało czasu, ale muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Każde zakończenie rozdziału to pewna niewiadoma,która intryguje i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Postać Billa jako właściciela hotelu też jest fajna, napewno jest to coś nowego i nie jest to oklepany motyw. Bardzo podobał mi się fragment jak Bill mówił o miłości, coś pięknego !
OdpowiedzUsuńjak zwykle, podziwiam i czekam na kolejną część.
Pozdrawiam i buziaki :***
Najważniejsze, że jesteś i czytasz, choć nie powiem, że komentarz nie jest mile widziany, więc bardzo dziękuję, że chcesz się wypowiadać, to dla mnie ważne ;*
Usuń