piątek, 27 maja 2016

Rozdział XXXI



Rozdział XXXI


„Nie umiem odwrócić się od tego, w co wierzę,
nie umiem tego zniszczyć, ani oszukać
o nie, o nie, o nie..
Zdaję sobie sprawę z piękna wszystkiego, co widzę...
Nie potrafię przy tym trwać, ale Ty nie możesz przestać.
Wiem, że jesteś silny,
wiem, że jesteś potrzebny.
Wiem, że jesteś silny,
mój piękny...”
Reamonn – „Strong”


            Była trzecia w nocy, kiedy samochód wjechał do Berlina. Bill obracał nerwowo w dłoniach małe pudełeczko z prezentem dla swojej Babette. Żałował, że właśnie w tym dniu postanowił powiedzieć o wszystkim matce, to właśnie przez to był teraz zdenerwowany i spóźniony. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Nie liczył na to, że będzie tym wszystkim zachwycona, ale miał nadzieję na cień zrozumienia i jakieś chociaż niewielkie wsparcie. Tymczasem po jego informacji rozpętała burzę, a potem  roztrząsała to wszystko przy świątecznym stole, nie szczędząc złośliwych uwag na temat jego kobiety, co w rezultacie było powodem kłótni. Nie pomogło nawet poparcie Toma, matka stanowczo obstawała przy swoim. Cała rozmowa przeciągała się w nieskończoność, w końcu Bill stwierdził, że pojedzie rano. Był zdenerwowany i nie chciał pokazać się u niej w takim stanie, nie chciał też dzwonić zupełnie nie wiedząc, co miałby jej powiedzieć i jak się usprawiedliwić. Długo się nad tym wszystkim zastanawiał, wahał, jednak Tom wytłumaczył mu, że przecież ona pewnie umiera z niepewności i rozpaczy i, że liczy się każda godzina.
            Jechał więc do niej w środku nocy. Emocje po kłótni nie opuściły go jeszcze i przyćmiły całą radość z tego spotkania. Tak tęsknił i tak czekał na ten dzień, nie przypuszczał, że los zgotuje mu taką niemiłą niespodziankę. Ale cieszył się, że posłuchał brata. Może Tom miał rację, że liczy się każda godzina? Przecież ona nie wiedziała nawet co się z nim dzieje…
            Wysiadał z samochodu spoglądając w jej okna. W salonie spostrzegł nikły blask światła, który dawały lampki choinki. Może ona naprawdę nie śpi i wciąż na niego czeka? Poczuł uścisk w żołądku i ruszył przed siebie. Tylko co jej powie, jak się wytłumaczy z tego spóźnienia? Było mu przykro, że tak spędzili swoją pierwszą gwiazdkę. Wszystko przez jego głupotę... Gdyby się jeszcze trochę wstrzymał z wyznaniem matce prawdy, gdyby powiedział, że ta kobieta z gali to tylko przelotna znajomość... Ale nie mógł i nie chciał kłamać, chciał wyznać wszystko szczerze, chciał powiedzieć jak bardzo jest szczęśliwy... Na swoje nieszczęście ta, która najlepiej powinna go zrozumieć, nie rozumiała go wcale…
            Otworzył drzwi najdelikatniej i najciszej jak mógł. W mieszkaniu panowała błoga cisza. Na palcach wszedł do salonu. Nie zauważył w nim Babette, natomiast jego uwagę przykuł pięknie ubrany i zastawiony stół z nietkniętą kolacją, a na nim zupełnie wypalone świece z zastygłym na obrusie woskiem. Poczuł nieopisany smutek, który chwycił go mocno za gardło, kiedy jego wzrok spoczął na ślicznie zapakowanym pudełeczku leżącym pod choinką. Co musiała czuć, czekając na niego samotnie w ten wyjątkowy wieczór?
            Zrobił kilka kroków w tamtą stronę, żeby położyć również swój prezent, a wtedy zauważył na stojącej tyłem do drzwi kanapie, śpiącą dziewczynę.
            Przyklęknął. Wyglądała tak niewinnie, na policzkach miała zaschnięte ślady zmieszanych z tuszem łez. Jeszcze większy żal ścisnął jego serce, to przez niego płakała, to znowu on wszystko zepsuł… Jak jej to wynagrodzi? Czy w ogóle będzie umiał? Nie miał  pojęcia, przecież swoją nieobecnością w ten wieczór sprawił jej pewnie masę bólu, ale wiedział jedno - postara się z całej siły i z całego serca. Najważniejsze, że znowu jest z nią, przecież tak tęsknił...
            Delikatnie zaczął rozwiązywać troczki u nowej, pięknej sukienki jaką miała na sobie. Najpierw lekko uchyliła powieki, aby po chwili otworzyć szeroko oczy z niedowierzaniem.
            - Przepraszam skarbie... – wyszeptał z żalem w głosie.
            - Bill, to naprawdę ty...? - zapytała cicho, delikatnie dotykając jego twarzy.
            - Ja... - Uśmiechnął się z czułością - Wszystko ci wyjaśnię, wybacz mi to spóźnienie... Tak bardzo cię kocham... - Objął ją mocno i przytulił. Usiadła, oplatając go swoimi ramionami, ale po chwili znów lekko dotykała jego policzków, czoła, ust, jakby nie wierząc, że znowu z nią jest.
            - Tak tęskniłam... - Uśmiechała się, przez łzy radości. Nie chciała słuchać jego tłumaczeń, wierzyła, że to co go zatrzymało, było naprawdę ważne. Ale teraz najważniejsze było to, że znowu są ze sobą, że do niej wrócił z całą swoją miłością.
            - Naprawdę przepraszam, ale w domu... - Nie skończył, bo położyła mu dłoń na ustach.
            - Nic nie mów, nie teraz, później, jutro... Teraz kochaj... - mówiła, całując niemal każde miejsce na jego twarzy. Zdjął pospiesznie kurtkę, którą jeszcze na sobie miał, przenosząc dłonie na jej nagie ramiona, aby zsunąć z nich sukienkę. Usta obdarowywały ciała deszczem pocałunków, a dłonie uwalniały je z niewoli ubrań. Przyszło upragnione ukojenie dla zbolałego serca, wyczekiwana rozkosz dla stęsknionego ciała.
            - Kocham cię, kocham... Jesteś moja, tylko moja... - powtarzał nieustannie. Tak tego pragnął i znów to miał, jej gorące i namiętne usta, delikatne dłonie na swoim ciele. Czasem nawet chciał o niej zapomnieć choć na chwilę, tęsknota tak niemożliwie paliła... Niekiedy pragnął zobaczyć ją w jakiejś czekającej pod hotelem fance, szukał chociaż podobnej, żeby uśmierzyć ból rozstania, przejść przez chwilowe zapomnienie... Nie potrafił. Wolał żeby bolało, nie umiał wyobrazić sobie jej w jakiejś dziewczynie.
            Skończyło się cierpienie rozstania, teraz był tu z nią, opleciony jej ciepłym dotykiem. Był jej, a ona była jego. Całował, pieścił, posiadał. Tańczyła pod nim jak wytrawna tancerka, znów oddawała mu się z rozkoszą, a on patrzył na nią, jak na cudowną boginię, idealną - bo jego. Świadomie rozniecali pożar zmysłów, podniecając się wzajemnie widokiem swoich nagich ciał. Patrzyli na siebie, obserwowali swoje reakcje, uwielbiali to... Ona wiedziała, że nigdy z nikim, nie będzie jej tak cudownie jak z nim i miała ogromną nadzieję, że ich rozstania będą tylko chwilowe i takie z przymusu, że on nigdy nie zostawi jej, bo tego, że ona nie zostawi jego była w tej chwili tak pewna, jak niczego innego na świecie...
            - Jesteś... Nareszcie jesteś, ze mną i we mnie... - wyszeptała mu do ucha, wzbudzając w nim jeszcze większe podniecenie. Pożądał jej słów, jak jej samej. Westchnął cicho i wsunął swoje dłonie pod ciepłe pośladki swojej kobiety. Kochał mocniej, bardziej, więcej... Chciała wieczności w swoim spełnieniu, zaklętej w tym delikatnym chłopcu, który znów obdarzał ją tą przyjemnością.
            Drgnęła, odrzucając głowę do tyłu. Ciche „kocham cię...”, poprzedziło kolejny dreszcz ekstazy. Gładziła czułymi dłońmi wilgotne plecy chłopaka, uspokojona i spełniona, ale czekająca na niego, wpatrująca się w jego namiętne spojrzenie. Tak bardzo kochała te oczy, które teraz wyrażały wszystkie uczucia, jakimi ją obdarował. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, gwałtowniejsze, oddech coraz płytszy. Wydał z siebie zdławiony okrzyk, wyraz przeżywanej właśnie rozkoszy, kiedy opadł na jej ciało.
            - Kocham... - wypowiedział już na koniec, drażniąc ciepłym oddechem fragment jej szyi. - Tak bardzo tęskniłem.
            - Ja też - odparła z uśmiechem, wplątując palce w jego włosy.
            - Wybacz mi to spóźnienie – zaczął ponownie, unosząc głowę i patrząc jej w oczy - Jest mi przykro, że tyle czekałaś.
            - Ale teraz wynagrodziłeś wszystko, bo już jesteś znowu tylko mój... - Przytuliła go mocno, oplatając na nim swoje uda. Przylgnął do niej całym ciałem.
            - Cudownie mi z tobą, wiesz? - Znów na nią spojrzał, jakby chcąc się upewnić, czy jest tego świadoma. I była, teraz już tak, choć jeszcze tak niedawno szalała w niej niepewność. Lecz w jego oczach dostrzegła jakiś dziwny niepokój. Wiedziała, że jest on skutkiem tego, o czym usilnie chciał jej powiedzieć tuż po przyjeździe. Stało się coś, przez co się tak bardzo spóźnił i czuła, że to „coś” wydarzyło się w jego domu. Nie pytała jednak, nie chciała już dziś mieć żadnych przykrych niespodzianek, a podświadomie czuła, że nie będzie to żadna dobra wiadomość...

~


            Przez te kilka wspólnie spędzonych dni przed sylwestrem, ciągle jej myśli zaprzątało to, o czym powiedział Bill. Wiedziała, jak gorzkie słowa musiały paść z ust jego matki, chociaż on przekazał jej to bardzo delikatnie, zapewniając żarliwie, że z czasem w końcu pogodzi się z jego wyborem. W sumie nie dziwiła się, sama pewnie będąc na jej miejscu, nie ucieszyłaby się ze związku swego młodego syna z dużo starszą od niego kobietą.
            Niepokoiła ją też zbliżająca się sylwestrowa noc. Tak bardzo chciała, żeby spędzili ją tylko we dwoje, a jeszcze lepiej wyjechali gdzieś z daleka od tego całego zgiełku, ale Bill uparł się na szaloną imprezę w ich apartamencie. Nie była tym zachwycona, ale rozumiała go, był przecież jeszcze taki młody i uwielbiał takie atrakcje. Najbardziej jednak denerwował ją fakt, że znowu będzie mnóstwo wyluzowanych panienek, gotowych w każdej chwili wskoczyć chłopakom do łóżek.
Już na ostatniej imprezie przed wyjazdem, nie podobało jej się zachowanie kilku względem Billa, a i on nie był tak do końca obojętny na ich wdzięki, choć zapewniał ją, że one w ogóle go nie interesują. Pozwalał im się kokietować, a co więcej, najwidoczniej podobało mu się to. Właśnie dlatego tak bardzo przeżywała ten ich ostatni wyjazd, bo najzwyczajniej w świecie, przestawała być go pewna. Wiedziała ile czyha na nich pokus i nie wierzyła tak do końca, że będzie potrafił się im oprzeć. Była pewna, że ją kocha, ale ona przecież już należała do niego, nie musiał więc zabiegać o jej względy. Niekiedy miała wrażenie, że jest mniej czuły, albo po prostu z tej niepewności doszukiwała się jakichś dowodów na to, że jego miłość wygasa w nadziei, że ich nie znajdzie. Cholerna zazdrość wypalała piętno na jej sercu, o każde spojrzenie, choćby gest, jednak nie okazywała mu tego. W dodatku nie czuła się dobrze na tych domówkach, była o wiele starsza niż wszyscy inni. Nie mówiła jednak o tym Billowi, chciała, żeby za wszelką cenę był szczęśliwy i nie chciała go ograniczać swoimi obawami. Chociaż znała całe, stałe towarzystwo, z kilkoma dziewczynami nawet sympatycznie jej się rozmawiało, jednak wciąż czuła na sobie spojrzenia pełne zawiści i zazdrości.
            Teraz też nie było inaczej. Chwilami te ironiczne uśmiechy doprowadzały ją do szału, sprawiały, że od razu wyobrażała sobie ich ukryty podtekst. „A może spał z nią, dlatego teraz patrzy na mnie z takim politowaniem?”, myślała po raz kolejny.
            Bill zajęty wszystkimi gośćmi, nie poświęcał jej tak wiele czasu jak zwykle. Owszem, tańczyli, podchodził do niej i raczej nie mogła narzekać, że wykazuje brak zainteresowania. Mimo to, jednak, czuła ogromny niedosyt. To wszystko nie było takie, jakby tego chciała, a wiadomo czego chciała. Chciała mieć go tylko dla siebie, spędzić tę noc z dala od wszystkich, tylko z nim… Ale on potrzebował towarzystwa, lubił być nieustannie w kręgu zainteresowania, dlatego pełnym zazdrości spojrzeniem przeszywała go, kiedy tańczył z kolejną panną. Chętnie poszukałaby zrozumienia u Toma, ale on był właśnie zajęty flirtowaniem z jakąś wpatrzoną w niego z uwielbieniem, dziewczyną. Poza tym jego zachowanie było tego wieczoru też bardzo dziwne. Miała nawet wrażenie, że Tom celowo jej unika. Zastanawiała się, czy to wszystko nie jest skutkiem tego nieszczęsnego zdjęcia w gazecie, bo od tamtego czasu nie mieli nawet porządnej okazji ze sobą zamienić słowa. A może po prostu Bill mu coś nagadał tego dnia?
            Postanowiła za wszelką cenę z nim porozmawiać. Sącząc powoli drinka i patrząc na swojego przyjaciela, Babette zastanawiała się właśnie, kiedy może nadarzyć się taka okazja, bo Tom znów flirtował wsparty dłońmi o ścianę, pod którą stojąc, zalotnie wpatrywała się w niego rudowłosa piękność. Była bardzo ciekawa jakich argumentów używa, lecz stała zbyt daleko aby podsłuchać ich rozmowę.
            Babette uśmiechnęła się sama do siebie. Wyglądał podniecająco robiąc takie maślane oczy i słodkie miny i gdyby nie to, że bardzo kochała swojego mężczyznę pomyślała teraz, że pewnie sama by mu uległa.
            - Kogo tak obserwujesz? - zapytał Bill, siadając obok niej na kanapie.
            - No jak to kogo? - odparła, wskazując skinieniem głowy swój obiekt zainteresowania - Naprawdę jest w tym dobry...
            - Powiedziałbym, że jest w tym mistrzem - roześmiał się brat.
            - No widzisz, wszystko z nim w porządku, a tak się ostatnio martwiłeś.
            - Rozmawiałaś z nim? - zapytał Bill. Babette pokręciła przecząco głową.
            - A skąd, oprócz powitania nie zamieniłam z nim ani jednego słowa, w ogóle mam wrażenie, że mnie unika.
            - Nie, no coś ty... Nie sądzę, żeby cię unikał, po prostu jest zbyt zajęty, żeby tracić czas na luźne gadki z przyjaciółką - roześmiał się Bill. - Zobacz, jest w swoim żywiole.
            - Możliwe, ale zawsze tak dużo rozmawialiśmy na imprezach... Czy ty mu ostatnio czegoś nie nagadałeś? - zapytała w końcu Babette.
            - A niby czego? Tylko go o to zdjęcie opieprzyłem, ale w sumie nic poza tym - Bill spojrzał na nią zaskoczony. - No chyba nie myślisz, że nie pozwoliłem mu się do ciebie zbliżać?
            - A już myślałam, że jesteś o mnie taki zazdrosny... - westchnęła żartobliwie. Spojrzał na nią czułym wzrokiem;
            - Bo jestem, ale na szczęście skarbie nie dajesz mi już powodów do zazdrości - przytulił ją mocno. „Czego niestety nie mogę powiedzieć o tobie”, pomyślała, chociaż tak naprawdę nie miała tych powodów zbyt wiele. Jakiś taniec, czy uśmiech, nic wielkiego,  jednak to wszystko i tak bolało. Wiedziała, że wyolbrzymia, że przecież nie zamknie go w klatce, nie odizoluje od reszty świata, powinna się cieszyć tym co jej ofiarował, miała jego miłość, czuła ją, a jednak tak bardzo się bała... Popatrzyła na niego i obejmując czule za szyję znów posmakowała delikatnie jego warg. Ta subtelność tylko sprowokowała go do pogłębienia pocałunku i już po chwili pochłaniał jej słodycz, przedłużając namiętną pieszczotę. Osunęli się po oparciu kanapy do pozycji leżącej, nie zwracając na nikogo uwagi. Zresztą oni też prawie nikogo teraz nie obchodzili. Każdy zajęty był flirtowaniem, tańcem lub piciem.
            Prawie każdy, bo właśnie w tej chwili, jedna osoba wpatrywała się w nich swoim smutnym wzrokiem.
            - Bill! - Chłopak poczuł mocne szarpnięcie za koszulkę, jednak nie zareagował. - Bill, chodź, przyjechali z tej firmy z fajerwerkami, trzeba zejść i pokazać im miejsce gdzie mogą się rozłożyć. - Nie dawał za wygraną Gustav.
            Bill spojrzał na niego z wyrzutem, przerywając swoją przyjemność.
            - Za grosz nie masz wyczucia chwili, Gusti - jęknął, siadając. - Na razie kochanie, muszę zejść na dół z tym namolnym facetem. – Babette uśmiechnęła się. - Jasne, idź - powiedziała, cmokając go w policzek.
            - A właściwie gdzie jest Tom? Nie mogłeś jego zawołać? - oburzył się.
            - Nie wiem gdzie jest, nie mogę go znaleźć - odparł Gustav. Bill niechętnie wstał.
- Zawsze, kiedy potrzebny to go nie ma, założę się, że jest z jakąś w sypialni - burknął, ruszając za Gustavem.
            Babette rozejrzała się po salonie poszukując wzrokiem Toma jednak nigdzie nie mogła go dostrzec, ale większość dziewcząt z którymi wcześniej flirtował, wciąż tutaj była. Czy zatem zaszył się gdzieś sam? Bill poszedł na dół i pewnie jakiś czas będzie zajęty, pomyślała, że właśnie teraz jest dobry moment, żeby z nim porozmawiać. Tylko gdzie on mógł być? Postanowiła więc go odszukać.

~

            Tom stał wsparty łokciami o barierkę tarasu. Czuł na swoim rozgrzanym alkoholem ciele, orzeźwiający, chłodny powiew wiatru. Jak na tę porę roku, było wyjątkowo ciepło i można by rzec, że zamiast zimowej, aura była iście wiosenna. Potrzebował chwili spokoju i samotności, to był dla niego wyjątkowo trudny wieczór. Kiedy już myślał, że wszystko ma pod kontrolą i nad tym panuje, wystarczyło jedno jej spojrzenie, aby to, co tak misternie budował od miesiąca rozpadło się w jednej chwili. Był zagubiony i załamany, czuł, że nie potrafi sobie poradzić sam ze sobą. Pragnął czegoś, co było dla niego nieosiągalne i zakazane. Im bardziej się przed tym bronił, z tym większą atakowało siłą.
            Dlatego tak bardzo jej unikał, bał się, że w pewnym momencie po prostu nie da rady... Bronił się przed samym sobą bardzo długo, wierzył, że nabierze odporności, że poradzi sobie z tym atakującym go wirusem. Miał nadzieję, że gdy nie będzie jej przez dłuższy czas widywał, na pewno da sobie jakoś radę, ale teraz z całym przekonaniem stwierdził, że nie było to możliwe. Kiedy nie widzieli się tyle czasu, najzwyczajniej za nią tęsknił i marzył o tej chwili, kiedy ją znowu zobaczy i będzie mógł zamienić choć słowo, w dodatku był przecież jej przyjacielem, a tego nie chciał zmieniać.
            Tej wyjątkowej nocy ze zdwojoną siłą chciał zapomnieć, wdając się w coraz to nowe flirty, topiąc pamięć w alkoholu. Może także dlatego, że coraz bardziej odczuwał swoją bezsilność. Jednak nie mógł, nie potrafił, jego wzrok ciągle biegł w poszukiwaniu jej spojrzenia. Jeszcze nigdy nie czuł tego tak intensywnie jak dzisiaj. Przed oczami miał wciąż ich pocałunek... Czy odczuwał zwyczajną zazdrość? Zastanawiał się teraz, dlaczego sobie na to pozwolił, dlaczego nie potrafił zdusić tego w zalążku, jak w ogóle mógł do tego dopuścić? On, zawsze taki zimny i cwany... Jak i kiedy to się stało? Nie potrafił sam sobie odpowiedzieć na to pytanie, a to wszystko męczyło… Męczyło tak bardzo, dusiło, ściskało za serce, ciągnęło na dno niczym bagno…
            Bezradnie zwiesił głowę między ramionami, patrząc w dół. Czy jest dla niego jeszcze jakaś szansa, żeby to wszystko odwrócić, powstrzymać?
            Zatopiony we własnych rozważaniach, zagłuszanych przez muzykę dobiegającą z salonu, nie był w stanie usłyszeć za sobą cichych kroków.
            Wzdrygnął się, kiedy poczuł oplatające go od tyłu, delikatne i ciepłe dłonie. W pierwszej chwili pomyślał, że to pewnie jedna z podrywanych wcześniej lasek, kiedy usłyszał ten głos:
            - Bo nam tutaj zamarzniesz...
            Poczuł jak kurczy mu się żołądek, a po chwili tonie w fali gorąca. Znał to uczucie. Dokładnie to samo, które czuł w szkole, kiedy po raz pierwszy się zakochał. Ale na Boga! Przecież teraz się nie zakochał, nie mógł! Był twardy. Tylko w takim razie co u licha czuł? Czym był ten dreszcz na sam dźwięk jej głosu? I właściwie co wyprawiał teraz jego żołądek?
            Tak bardzo się bał, nie chciał, żeby domyśliła się czegokolwiek. Zebrał w sobie całą siłę jaką jeszcze posiadał i odwrócił się do niej.
            - Spokojnie, ja tylko trzeźwieję – mruknął z uśmiechem. Spojrzała mu w oczy.
            - Nie wyglądasz na zalanego.
            - Ale już mi niewiele brakuje, a nie chciałbym nie doczekać północy - roześmiał się, poprawiając czapkę. - A gdzie Bill? - zapytał.
            - Poszedł, bo przywieźli fajerwerki. Nie mogli znaleźć ciebie, tak się tu zaszyłeś.
            - No to idę, może potrzebują pomocy - powiedział pospiesznie i już chciał odejść, kiedy chwyciła go za rękę.
            - Tom, zaczekaj – Popatrzyła na niego proszącym wzrokiem. Był jakiś inny, nieswój, zupełnie nie przypominał tego wesołego Toma, jakiego poznała podczas koncertów i którego tak bardzo polubiła. Wiedziała, że coś jest nie tak. Pomyślała nawet, że może czymś go uraziła. Teraz była odpowiednia chwila, żeby się wszystkiego dowiedzieć. - Poradzą sobie, spokojnie...Właściwie, to chciałam z tobą porozmawiać - powiedziała po chwili, bacznie mu się przyglądając. Znów jego wzrok był dziwny. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
            - Tom, dlaczego mnie unikasz? - zapytała Babette, z nieukrywanym żalem. Spojrzał na nią zdziwiony.
            - Ja? - odpowiedział pytaniem, na pytanie. - Nie unikam cię, dlaczego tak sądzisz?
            - Tak mi się dzisiaj wydaje, chociaż nie… Mam pewność. Czy to wszystko przez to zdjęcie w gazecie? A może Bill ci coś nagadał?
            Stała tak blisko i patrzyła mu w oczy, w dodatku była taka smutna. Kolejny powiew wiatru rozwiał jej włosy. Skuliła się z zimna, objęła rękami i wyglądała tak pięknie. Niczym, w porównaniu z nią, była uroda tych wszystkich młodych dziewcząt czekających na choćby jeden jego gest w salonie. Co ona w sobie miała, że tak się zatracił?
            - Teraz to ty zamarzniesz - Uśmiechnął się. Tak bardzo chciał ją ogrzać swoim ciałem, przytulić chociaż na chwilę... Kiedyś to było takie normalne, takie spontaniczne, przecież tak bardzo się lubili, ale to było kiedyś...
            - Nic mi nie będzie, w moich żyłach krąży potężna dawka Martini - odparła wesoło. Milczał. Widziała, że nagle znów posmutniał, o ile jego wcześniejsza wesołość nie była udawana.
            - Tom... - powiedziała cicho i podeszła jeszcze bliżej, przyglądając mu się badawczo. - Co się dzieje? Naprawdę zaczynam się niepokoić o ciebie.
            - Naprawdę nie musisz, wszystko jest w porządku, bo niby co ma się dziać? - odpowiedział zdawkowo.
            - Co ja takiego zrobiłam, że nawet nie chcesz ze mną porozmawiać? - zapytała z żalem.
            Stał zapatrzony gdzieś poza horyzont wielkiego miasta. Tak, to ona była przyczyną jego dziwnego zachowania. Tak bardzo chciałby to wszystko z siebie wyrzucić. Wykrzyczeć, jak bardzo mu z tym źle! Potrafiłby to zrobić w innych okolicznościach, ale teraz po prostu nie mógł, choćby ze względu na Billa... A może po prostu jej wszystko wyznać? Niech wie, niech ją męczy ta myśl, że jest przez nią nieszczęśliwy... Ale właściwie dlaczego? Przecież ona nie jest niczemu winna, nie zrobiła nic złego... To nie jej wina, sam zatracił się w tym beznadziejnym, zakazanym dla niego zauroczeniu.
            - Tom, czy ty mnie słuchasz? - zapytała znów z nutą żalu w głosie, co sprawiło, że wrócił z krainy swoich rozterek do rzeczywistości.
            - Słucham, tylko nie wiem co mam ci powiedzieć... - odparł cicho, znów opierając się o barierkę tarasu.
            - Więc to prawda... To moja wina - upierała się. Odwrócił się i spojrzał na nią przez chwilę, aby znów uciec wzrokiem gdzieś daleko.
            - To nie jest twoja wina, ani niczyja - odpowiedział w końcu z całą stanowczością. - To tylko ja jestem ostatnim idiotą, bo pragnę czegoś, co nigdy nie będzie moje...
            - Więc to kobieta... - stwierdziła cicho Babette.
            - Tak, to kobieta, nieosiągalna kobieta. Przynajmniej dla mnie. - Odwrócił się patrząc jej prosto w oczy. Przez chwilę nie spuszczali z siebie wzroku, a oczy Toma były pełne żalu i bólu. Znów tak dziwnie na nią patrzył, chciała go przytulić i jakoś pocieszyć, ale powiedziała tylko, uśmiechając się:
            - Przecież nie ma rzeczy niemożliwych...
            - Są Babette, są... - szepnął odwracając głowę. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka, gładząc go delikatnie. Widziała, że przymknął oczy, zaciągając się potężną dawką powietrza i bardziej przylgnął do jej dłoni. Nie cofnęła jej, a wtedy on gwałtownie i mocno przytulił ją do siebie. Poczuła błogie ciepło i bicie jego serca. Milczała, bo nie wiedziała co powiedzieć. Zdawała sobie sprawę z tego, jak jest mu ciężko. Tak bardzo teraz było jej go żal... Czy to możliwe, że Tom zakochał się bez wzajemności?
            - A wydawałoby się, że tobie się to nie może przytrafić... - szepnęła w końcu, wtulona w niego. - Tak bardzo chciałabym cię pocieszyć, jakoś ci pomóc, ale na to chyba nie ma lekarstwa...
            - Poradzę sobie, będzie dobrze... Sam się muszę z tym uporać, jestem silny - uśmiechnął się. Jeszcze chciała coś powiedzieć, ale usłyszała głos Billa, który właśnie wpadł do apartamentu.
            - Dobra! Ludzie! Zbliża się północ, szampany w dłonie i wszyscy na dół!
            - Trzeba iść - westchnął Tom, obejmując ją ramieniem. - Za chwilę znowu będziemy o rok starsi - roześmiał się.
            - No, ty akurat nie masz się czym martwić, ale ja? - odparła z udawanym smutkiem.
            - Daj spokój - powiedział już zupełnie wesoło, kiedy weszli do salonu.
            - No chodźcie, szybko! Zakładać kurtki, bo wychodzimy! - Pomachał do nich Bill.
            Wystrzały fajerwerków i otwieranego przez męską część gości szampana, oznaczały, że właśnie wybiła północ. Wszyscy spontanicznie zaczęli składać sobie życzenia.
- Za wszystkie sylwestry już razem... - wyszeptał Bill, przytulając swoją kobietę.  - I życzę ci, żebyś była ze mną szczęśliwa...
            - A ja tobie życzę, żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia... - powiedziała, patrząc mu w oczy. Pocałowali się. Nie zważając na innych, delektowali się tą pieszczotą przez dłuższy czas, kiedy Bill poczuł lekkie klepanie po plecach.
            - A co to? Wyłączność jakaś, czy co? - usłyszeli wesoły głos Toma.
            - Pewnie, że wyłączność - roześmiał się Bill. - Ale życzenia możesz złożyć.
Tom objął ich ramionami.
            - No to złożę wam wspólne życzenia, bo w sumie życzę wam tego samego, żebyście się zawsze tak kochali i byli szczęśliwi - powiedział.
            - A ja ci życzę braciszku, żebyś ty też się tak zakochał - powiedział Bill. Słysząc te słowa Babette i Tom spojrzeli na siebie i posmutnieli.
            - Powiedziałem coś nie tak? - zdziwił się Bill, kiedy zobaczył ich dziwne miny.
            - Nie, spokojnie! - roześmiał się Tom. Nie chciał, żeby Bill się czegokolwiek domyślił. Wiedział, że zaraz by zaczął wypytywać. Trochę się dziwnie z tym czuł, bo nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, ale tego powiedzieć mu przecież nie mógł.
            - Teraz ja - powiedziała Babette do Toma, kiedy Bill nieco się oddalił. - Ja ci życzę z całego serca, żeby ona cię pokochała.
            - Dziękuję, ale to niemożliwe... - Tom uśmiechnął się cierpko, kręcąc głową.
            - Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest możliwe.
            - To akurat naprawdę nie jest możliwe, bo ona kocha kogoś innego - wypalił wprost.
            - Przepraszam... – Poczuła się teraz głupio. - Ale pomimo to, właśnie tego ci życzę. Jedna miłość czasem się kończy, a zaczyna druga, nigdy nic nie wiadomo - dodała.
            - Dziękuję - Przytulił ją Tom nie chcąc już zagłębiać się w dyskusję na ten temat. - I mam do ciebie prośbę...
            - Tak?
            - Nie mów nic Billowi, będzie mnie wypytywał, a ja nie chcę o tym rozmawiać...
            - Jasne, nie ma sprawy, a powiesz mi kto to? - zapytała nieśmiało. Popatrzył na nią, uśmiechając się.
            - Może kiedyś...