Rozdział
XXIX
„Już
wiem,
kiedy
tylko spojrzę.
W Twych oczach jest to
W Twych oczach jest to
wszystko
czego szukam.
Wszechświat którego my
częścią jesteśmy dziś
Wszechświat którego my
częścią jesteśmy dziś
i w morzach ulotnych dni…
Wyspa to ja i Ty.”
Wyspa to ja i Ty.”
Sylwia Grzeszczak – „Kiedy tylko spojrzę”
Ukradkiem i niemal na palcach
przemykała przez korytarz. Zdawała sobie sprawę z tego, że półtorej godziny
spóźnienia to, delikatnie mówiąc, lekka przesada. Miała nadzieję, że nikt w tym
czasie niczego nie potrzebował i jej nie szukał. Wpadła do pokoju nieco
zdyszana, pospiesznie zdjęła płaszcz i od razu zaczęła przeglądać pozostawione
na jej biurku papiery.
Promieniała szczęściem, uśmiechała
się sama do siebie i dziś nawet paskudna, jesienna szaruga wydawała się jej
piękną pogodą. Właśnie nuciła sobie pod nosem jedną z ulubionych piosenek,
kiedy drzwi do jej pokoju zaczęły się wolno otwierać. Uniosła głowę znad biurka
i ujrzała w nich Julię, która miała niewyraźną minę.
- Wiem, przepraszam, spóźniłam się – Uprzedzając
jej uwagę, próbowała się tłumaczyć Babette, wstając i pochodząc do przyjaciółki.
- Ale wybacz mi szefowo i nie psuj mojego dobrego nastroju, jestem taka
szczęśliwa! - To mówiąc, objęła Julię i ucałowała w policzek.
Jednak przyjaciółka nie wykazała
najmniejszego zainteresowania tym, co do niej mówi.
- Obawiam się, że jednak będę musiała
zepsuć twój dobry nastrój - powiedziała poważnym tonem. Babette spojrzała na
nią trochę zaskoczona. Czyżby aż tak zdenerwowało szefową jej spóźnienie? Julia
zachowywała się dziwnie, zazwyczaj chciała
wiedzieć co u niej i zawsze cieszyła się jej szczęściem, dziś było
zupełnie inaczej. Zdawała się w ogóle tego nie dostrzegać, pochłonięta
całkowicie czymś innym i wyglądało na to, że owo spóźnienie nie jest ani
głównym, ani tym bardziej jedynym powodem dziwnego i oschłego zachowania
kobiety, o ile w jakiejkolwiek mierze w ogóle nim było. Jednak nadal nie
wyjawiła o co tak naprawdę jej chodzi, a Babette nawet niczego się nie
domyślała.
- Przecież nie spóźniam się
notorycznie, a poza tym przeprosiłam - odparła z żalem w głosie.
- Nie chodzi mi o twoje spóźnienie,
Martin miał wczoraj wypadek – Julia popatrzyła na nią ze smutkiem.
W jednej chwili cała nagromadzona w
niej radość, prysła jak bańka mydlana. Czuła, jakby krew odpływała jej z głowy
gdzieś w dolne partie ciała, a przenikliwy chłód opanował ją w kilka sekund. Na
twarzy wymalowało się przerażenie, a serce rozpoczęło boleśnie, strachliwie
tłuc się w piersi. Miała wrażenie, że za chwilę upadnie, dlatego też kurczowo
chwyciła za oparcie biurowego fotela. Bała się cokolwiek powiedzieć, a już
najbardziej zapytać o to, co teraz uporczywie wwiercało się w jej
podświadomość. A jeśli on… Panika odciskała znamię na jej sumieniu. Nie zadała
tego istotnego pytania, z jej ust wypłynęło zupełnie inne.
- Jak to…? Wypadek?
- Wiesz jaka była wczoraj pogoda… -
Doskonale wiedziała, pamiętała tę ulewę, kiedy suchą stopą nie dotarła do domu,
w którym czekał na nią Martin. - Stracił na rondzie panowanie nad kierownicą,
wpadł w poślizg i wylądował na słupie. Chciałam dać ci znać już wcześniej, ale
chyba jeszcze nie masz telefonu – odpowiedziała Julia, jednak to co najbardziej
ją trapiło nadal pozostawało jedną, wielką niewiadomą.
Bezwładnie osunęła się na krzesło,
którego oparcia kurczowo się trzymała.
- Czy on żyje...? – zapytała w końcu
zdławionym głosem, musiała, choć tak bardzo się bała usłyszeć odpowiedź i nim
Julia zdążyła cokolwiek powiedzieć, po prostu rozpłakała się jak dziecko,
obwiniając o tę całą tragedię. - Boże, to przeze mnie... - Ukryła twarz w
dłoniach.
- Spokojnie, żyje - Julia, widząc jej
ogromne zdenerwowanie położyła dłoń na jej ramieniu, delikatnie i uspokajająco
gładząc. - Ma kilka złamanych żeber i niewielkie obrażenia. Miał dużo
szczęścia, bo uderzył prawą stroną samochodu, inaczej pewnie byłoby o wiele gorzej…
Słowa Julii były pocieszające, ale
nie pomogły w niczym załamanej dziewczynie. Płakała teraz czując ogromne
zdenerwowanie, pomimo tego, że nic poważnego się nie stało. Jednak mogło się
stać i to przez nią, wiedziała to, miała pełnię świadomości, że zdenerwowany
wsiadł za kierownicę. Pogoda z pewnością nie była mu sprzymierzeńcem, jednak to
stan psychiczny do jakiego go doprowadziła, był główną przyczyną tej tragedii.
Martin był świetnym kierowcą, niejednokrotnie wychodził z różnych opresji
obronną ręką, dlatego była pewna, że to przez to, co zdarzyło się w jej
mieszkaniu, a winę ponosi ona sama. To nie był dobry dzień, ani odpowiednie
miejsce na to wszystko, jednak gdyby nawet nie chciała zakończyć tego wczoraj, zdecydował
za nią los. Dlatego teraz powtarzała ciągle przez łzy:
- To wszystko przeze mnie...
Przyjaciółka przykucnęła przy niej,
obejmując.
- Niby dlaczego przez ciebie? Nie mów
tak, to był po prostu wypadek, była okropna pogoda, a on jechał za szybko...
Babette potrząsnęła głową, wierzchem
dłoni ocierając sączące się z oczu krople żalu. Tusz spływający wraz ze łzami
utworzył na jej policzkach ciemne zacieki.
- Rozstaliśmy
się wczoraj, był załamany i wściekły, dlatego szybko jechał.
- Jednak powiedziałaś mu…
- Nawet nie musiałam… Pojechał do
mnie, bo zostawił pamięć z danymi, kiedy mnie nie było, pojechał jej szukać, a znalazł
płytę ze zdjęciami z Marsylii. Kiedy wróciłam do domu, czekał na mnie... -
powiedziała Babette. - To nie tak miało być, chciałam oszczędzić mu wiedzy na
ten temat, wiedziałam, że mimo wszystko go zranię, ale przez to poczuł się
jeszcze gorzej…
- Nigdy nie jest tak, jak byśmy
chcieli… No cóż, stało się – westchnęła przyjaciółka. – Myślę, że powinnaś wziąć
dziś wolne. Powiem Ivonne, żeby zajęła się programem, ty i tak nie jesteś w
stanie się dziś na niczym skupić.
Babette faktycznie w tej chwili nie
była w stanie myśleć nawet o Billu. Dlaczego ciągle spotyka ją coś takiego?
Czemu nie jest dane jej zaznać pełni szczęścia? Ktoś kiedyś powiedział jej, że
nie zbuduje się go na cudzym nieszczęściu, ale czy chciała unieszczęśliwić
Martina? Zostając z nim, sama unieszczęśliwiłaby siebie… Kto normalny z wyboru
zostałby masochistą, mając w perspektywie przeżycie czegoś pięknego z osobą,
którą kocha? Niewiele było ludzi gotowych na takie poświęcenie, bo i po co?
- Julia, w którym on jest szpitalu? –
zapytała po chwili unosząc na nią swoje rozżalone spojrzenie.
- Jest w szpitalu w Marzahn…
- Pojadę do niego – Wstała sięgając
po torebkę, z której wyciągnęła paczkę chusteczek i kosmetyczkę. Wytarła
policzki, nos, ale nie poprawiała makijażu, teraz było jej zupełnie obojętne
jak wygląda.
- Zaczekaj, uspokój się trochę,
jesteś cała roztrzęsiona. Nie możesz jechać w takim stanie, bo jeszcze ty się
na jakimś słupie rozwalisz - zatrzymywała ją Julia.
- Nie martw się o mnie. Nic się nie
stanie, będę jechać ostrożnie - obiecywała Babette, zakładając płaszcz.
Jednak wcale nie jechała ani wolno,
ani tym bardziej ostrożnie. Teraz zachowywała się bardzo egoistycznie, nie
myśląc wcale, jak czułby się Bill, gdyby dla odmiany jej coś się przydarzyło. A
przecież doskonale wiedziała co wówczas by przeżył, bo kilkanaście minut temu
drżała ze strachu o Martina, choć nie znaczył już od dawna dla niej tyle, ile w
tej chwili znaczył Bill i ile znaczyła dla niego ona. Nie myślała teraz o tym spiesząc
się do tego, którego już nie chciała w swoim życiu, ale teraz bardzo
potrzebowała jego wybaczenia… Potrzebowała tego, aby żyć dalej bez ciężaru na
sumieniu, aby mogła zbudować swoje krystalicznie czyste szczęście.
Potrzebowała spokoju, potrzebowała
ciepła i miłości… Bo czy jest w stanie jeszcze znieść kolejne łzy, ból i gorycz...?
Co jeszcze może stać się w jej życiu, aby wreszcie było takie, jakiego pragnęła...?
Nie chciała już więcej dokonywać żadnych wyborów, potrzebowała tylko jasnych
dni u boku Billa, jego bezwarunkowego uczucia.
Tak często w chwilach zwątpienia
zastanawiała się jakby było, gdyby nie spotkała na swojej drodze Billa… Tak
bardzo chciała pracować w wiadomościach, zawsze mówiła o tym Martinowi, ale on pragnął
dla niej czegoś lepszego, czegoś bardziej rozrywkowego, to przecież on dał jej
ten program, który jednocześnie pośrednio stał się przyczyną jego nieszczęścia.
Gdyby się to nie zdarzyło, żyłaby zupełnie inaczej. Jednak nie żałowała niczego,
spotkała swoją wielką miłość, zaznała pełnej gamy smaku życia, od słodkiego po
gorzki i na odwrót… Wielkiej namiętności i zazdrości. Mogła tylko analizować
wszystko od nowa, nie mając żadnego wpływu na dokonane wydarzenia. Przepełniał
ją jedynie żal, że tak musiało się to skończyć.
Bez trudu odnalazła salę w której
leżał Martin. Stanęła w drzwiach i zawahała się czy wejść. Nie widział jej.
Leżał z twarzą zwróconą w kierunku okna, gdzie siedziała jego siostra. Babette
zrobiła kilka kroków w przód i zatrzymała się, jednak Klara zauważyła ją,
informując go o tym. Nawet się nie odwrócił, jedyne lekko pokręcił głową.
Wiedziała co to oznacza, dlatego nie śmiała podejść. Stojąc wciąż w tym samym
miejscu, czekała na jakiś znak wpatrzona w siedzącą przy łóżku, już jej byłego
mężczyzny, kobietę. Ta tymczasem wstała i podeszła do niej, zwracając się
słowami:
- Przykro mi, ale on nie chce cię
widzieć.
Babette westchnęła tylko kiwając
głową.
- Rozumiem... - odparła cicho. -
Powiesz mi chociaż, jak on się czuje?
- Miał dużo szczęścia, ma tylko
połamane żebra, jest trochę poobijany. Kiedy będą już wszystkie wyniki pewnie
go wypiszą, o ile nie ujawnią się jakieś obrażenia wewnętrzne, ale lekarz jest
dobrej myśli. Wiem, że się rozstaliście...
- Tak, jechał właśnie ode mnie... To
moja wina – odparła Babette. Nadal miała ogromne wyrzuty sumienia. Siostra
Martina nie wiedziała prawdopodobnie nic ponad to, że się rozstali, on z
pewnością nie powiedział jej, że go zdradzała i oszukiwała, a przynajmniej jej
słowa pełne wyrozumiałości na to nie wskazywały.
- Nie wiń się, to nie była twoja
wina. W końcu ludzie się czasem rozstają... Szkoda, że tak się stało, polubiłam
cię i myślałam, że będę miała fajną bratową - uśmiechnęła się Klara.
Babette zupełnie nie wiedziała co ma
odpowiedzieć, czuła się z tym wszystkim okropnie i wiedziała, że długo nie
będzie mogła uporać się z uciążliwymi myślami. Trochę kiepsko zaczynała swój
nowy etap w życiu, jej szczęście zostało przyćmione niefortunnym zdarzeniem,
którego tak po prostu nie będzie w stanie wyrzucić z pamięci.
- Powiedz mu, że bardzo mi przykro,
że tak się stało, że tak się skończyło i, że proszę, aby mi wybaczył… -
zwróciła się do kobiety, która tylko skinęła głową.
Wracała już nieco uspokojona, chociaż
nadal przygnębiona tym, co się stało. Marzyła tylko o chwili, gdy znajdzie
ukojenie w ramionach Billa, lecz to musiało jeszcze trochę zaczekać. Po drodze
kupiła nowy telefon, a gdy wróciła do studio, swoje kroki skierowała do
gabinetu Julii.
- Jestem - odezwała się w drzwiach.
- No, i jak? - przyjaciółka wstała z
fotela, aby do niej podejść.
- Jest tak jak mówiłaś, ma połamane
żebra i niewielkie stłuczenia. Nic groźnego.
- A jak się czuje?
- Podobno nieźle - odparła Babette.
Julia spojrzała na nią pytającym
wzrokiem.
- Jak to; „podobno”?
- Nie chciał ze mną rozmawiać,
zresztą nawet mu się nie dziwię, ale była u niego Klara, od niej się
wszystkiego dowiedziałam.
Babette podeszła do okna, zawieszając
bezwiednie swój wzrok na sąsiednich budynkach.
- Wiesz, cholernie mi przykro, że tak
się to wszystko skończyło... - mówiła ze łzami w oczach. - Nie kocham go już, a
jednak nie znienawidziłam, co czasem się zdarza po rozstaniu, zresztą nie
miałabym za co... No, chyba, że za ten wybryk ze ślubem, ale ja zraniłam go o
wiele bardziej... Tylko, gdy tak dzisiaj popatrzyłam na niego w tym szpitalu,
poczułam coś dziwnego. Dopiero teraz, kiedy powiedział, że nie chce mnie
widzieć, zrozumiałam, że on już nie należy do mnie... To dziwne, ale dopiero
teraz to do mnie dotarło.
- Nie żałujesz? - zapytała po chwili
Julia.
- Wiesz jak to jest, nie wybaczyłabym
sobie, gdybym nie dała nam szansy. Zostając z Martinem, ani on, ani ja, nikt z
nas nie byłby szczęśliwy, a Martin jeszcze znajdzie kogoś, kto będzie go wart,
bo ja z pewnością nigdy nie byłam. Mam mnóstwo wątpliwości jak się ułoży mój
związek z Billem, ale kocham go i chcę spróbować pomimo wszystkich
przeciwności...
Westchnęła cicho. Znów naszły ją przeróżne,
czarne myśli i zaczęła się bać, że przecież może im się nie udać. W dodatku
wciąż wracało wspomnienie wypadku Martina. Przez to wszystko ten pierwszy dzień
z Billem, który powinien być najszczęśliwszym dniem w jej życiu, stracił nieco ze
swego uroku. Czuła, że to co się zdarzyło, będzie nad nią wisiało jak fatum.
- Wiesz, podziwiam cię - przerwała
milczenie Julia. - Ja chyba nie odważyłabym się tak postąpić.
- Nawet gdybyś była zakochana? -
zapytała Babette.
- Chyba nawet wtedy... - odparła
przyjaciółka, aby po chwili dodać: - Oczywiście będąc w takiej sytuacji jak
twoja. Ty się nie boisz?
- Ależ oczywiście, że się boję, nie
wiem jak zareagują inni na ten związek, chociaż na razie nie mamy zamiaru się
ujawniać.
- Jak to? - zdziwiła się Julia. - Nie
macie zamiaru się razem pokazywać?
- Nie, tego nie powiedziałam,
będziemy się razem pokazywać, ale jako dobrzy przyjaciele.
- Chyba żartujesz! I sądzisz, że
ludzie to kupią? - Kobieta roześmiała się.
- Pewnie nie, ale do końca nie będą
pewni co tak naprawdę nas łączy. Wiem, że będą spekulacje i domysły, ale na
razie nie mamy wyjścia. Bill oczywiście był trochę temu przeciwny, wiesz, jest
młody i chciałby swoje szczęście ogłosić całemu światu, ale wytłumaczyłam mu,
że na razie tak będzie lepiej.
Julia ze zdumieniem kręciła głową.
- Kiedyś ci mówiłam, że czarno to
widzę, pamiętasz? Po waszej pierwszej nocy. Już wtedy widziałam, że cię trafiło
i, że tak prędko się to nie skończy, ale nigdy nie przypuszczałabym, że dojdzie
aż do takich sytuacji...
- Ja też się nie spodziewałam, że aż
tak się zaangażuję - uśmiechnęła się Babette.
- Boję się o ciebie... - powiedziała
z troską w głosie przyjaciółka. - Trudno mi to mówić, ale wątpię czy wam się
uda, chociaż z całego serca ci tego życzę.
Babette też się bała i chyba w całym
swoim życiu nie bała się bardziej niż teraz, miała ciągłe wątpliwości i nawet
cała jej wielka miłość nie była w stanie ich rozproszyć, ale chciała
zaryzykować, bo nie wyobrażała sobie życia bez niego. Mimo wszystkich
przeciwności, zdrowego rozsądku, który szeptał gdzieś złowrogo to samo co przed
chwilą powiedziała najbliższa przyjaciółka. Nie dodawała jej otuchy, ale była
po prostu szczera do bólu i mówiła wprost to, co czuła. Babette nie miała jej
tego za złe, wiedziała, że zawsze może liczyć na jej prawdomówność, chociaż w
tej sytuacji wolałaby usłyszeć z jej ust chociaż niewielkie pocieszenie.
Słowa Julii zabrzmiały jak jakiś
wyrok i przez najbliższe kilka godzin dźwięczały w jej głowie. Momentami ona
sama przestawała wierzyć, że związek z Billem ma jakieś szanse, jednak tuż
przed wyjściem do domu, znowu poczuła namiastkę porannego szczęścia. Wiedziała,
że tam będzie czekał na nią on. Kiedy rozmawiali przez telefon, nie wspominała
mu o wypadku Martina, nie chciała go denerwować. Pomyślała, że powie mu o tym
po powrocie.
Wracała do domu z nadzieją, że wtuli
się za chwilę w jego ramiona i wyrzuci z siebie wszystkie lęki, a on ją
pocieszy i przegoni troski.
Kiedy otworzyła drzwi do swojego
mieszkania, uderzyła w nią cisza i ciemność. Zapaliła światło i rozebrała się.
Zdziwiła się, że go nie ma. Przecież miał na nią czekać, tak bardzo
potrzebowała teraz jego bliskości. Poczuła smutek i rozgoryczenie, jednak zaczęła
usprawiedliwiać go w myślach, że pewnie pojechał do hotelu, może nie chciał tu
siedzieć cały dzień sam. Tylko dlaczego nic jej nie powiedział? Mógł przecież
zadzwonić do pracy. Było jej coraz bardziej przykro. Chciała właśnie w tej
chwili czuć jego bliskość, słyszeć jego głos, tak bardzo go potrzebowała...
„Niech
chociaż zaśpiewa...”, pomyślała, wkładając do odtwarzacza płytę. Tęskniła.
Odruchowo sięgnęła po telefon, żeby zapytać gdzie jest i kiedy wróci.
Powstrzymała się jednak, nie chciała okazać swojej słabości. Wytrzyma i pewnie
zanim zaparzy sobie kawę, on już tu będzie. Znów poczuje te ciepłe ramiona,
usłyszy ten głos nie tylko z głośników. Gdy już wróci, będzie mówił tylko do
niej...
Pocieszona własnymi myślami,
skierowała swe kroki do kuchni, jednak już w drzwiach zatrzymała się. To co
zobaczyła sprawiło, że przez chwilę nie mogła się poruszyć. Jej serce
przyspieszyło, a ciało sparaliżował strach.
Na stole, stała oparta o cukiernicę
złożona kartka na której widniało jej imię. Dokładnie pamiętała jak pewnego
letniego dnia zostawiła dla niego taką samą kartkę, tylko czy z podobną
informacją? Wtedy pozbawiła go wszelkich złudzeń, czy to możliwe, że teraz
chciał jej się w ten sam sposób odwdzięczyć?
Nie wierzyła swoim przypuszczeniom,
jednak i tak zamarła. Już nie słyszała żadnego dźwięku i nie widziała nic, poza
tym białym kwadratem z jej imieniem widniejącym na jego wierzchu. Jaką
wiadomość zawiera ten skrawek papieru? Czy to możliwe, żeby to, co się dopiero
zaczęło już miało się skończyć?
Drżącą ręką sięgnęła po kartkę, na
której wielkimi, pięknie wykaligrafowanymi, czerwonymi literami napisane było:
„Kocham Cię”. Obawa, która jeszcze przed chwilą narastała w jej umyśle,
przerodziła się w radość.
Wzdrygnęła się z zaskoczenia, gdy
nagle poczuła, jak obejmują ją od tyłu upragnione, ciepłe ramiona, a zmysłowy
głos powtórzył zapisane słowa wprost do jej ucha.
- Boże, Bill… Nawet nie wiesz, jak
mnie przestraszyłeś... - powiedziała z lekkim wyrzutem, jednak mimo to
rozpierało ją szczęście. Był tu, czekał na nią, nigdzie nie wyszedł…
- Kotku… Przepraszam, chciałem ci
zrobić lepszą niespodziankę, niż ty mi zrobiłaś pewnego letniego poranka -
uśmiechnął się, skłaniając ją do odwrócenia się przodem do niego. Kiedy już to
zrobiła, przytulił ją mocno.
- To nie był dobry pomysł, miałam
dzisiaj tyle stresów, a tu jeszcze to... Ale i tak bardzo cię kocham – Objęła
dłońmi jego policzki, wpatrując się w oczy. - Gdzie byłeś?
- Przepraszam, nie miałem pojęcia… To
był mój niewinny żart, przyznaję, chciałem odrobinę podnieść ci adrenalinę, aby
szybko złagodzić to wyznaniem… - usprawiedliwiał się, widząc jej smutną twarz.
- Schowałem się w sypialni i czekałem na ciebie, cały czas tu byłem -
uśmiechnął się nieśmiało.
Popatrzyła na niego przez chwilę.
Dopiero teraz dotarło do niej, że pomimo całej swojej emocjonalnej dojrzałości,
wciąż jest małym, skorym do zabawy chłopcem, którego przecież kocha.
- Mówiłaś, że miałaś stresujący
dzień. Coś się stało? - zapytał z obawą w głosie.
- Martin miał wypadek - powiedziała
wprost.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Jak to? Jaki wypadek?
- Wczoraj, zaraz po tym kiedy ode
mnie wyszedł - mówiła Babette.
- No tak, strasznie lało… - Bill patrzył na nią
wyczekująco.
- No i właśnie, kiedy wracał do domu
wpadł w poślizg i rozwalił się na słupie. Na szczęście, ma tylko połamane żebra
i niewielkie obrażenia - To mówiąc podeszła do szafki. - Muszę zrobić sobie kawę,
głowa mi pęka od nadmiaru wrażeń...
Bill podszedł do niej bez słowa i
wyjął jej z ręki pudełeczko, które już otwierała.
- Zostaw, usiądź sobie, albo lepiej
się połóż, ja ci zrobię - powiedział z troską w głosie. - Całe szczęście, że to
tylko tak się skończyło... - dodał po chwili. Zdawał sobie doskonale sprawę z
tego, jakie miałaby wyrzuty sumienia wówczas, kiedy stałoby mu się coś
poważniejszego, albo co gorsze, gdyby zginął. Taka tragedia z pewnością
położyłaby się cieniem na ich związku.
Babette usiadła przy stole, opierając
ciężką głowę na ręku.
- Niby tak, ale ja i tak mam wyrzuty
sumienia... – A dopiero co właśnie o tym myślał. Nie stało się nic groźnego, a
ona i tak je miała. Nie chciał myśleć nawet co by było w innym wypadku.
- Daj spokój, przecież to nie twoja
wina... Jeśli już, to raczej moja, bo wszystko opóźniło się o dwa dni. Zamiast
na przyjęciu porozmawiać z tobą i wszystko wyjaśnić, uciekłem jak ostatni
dupek, pewnie nie doszłoby do żadnego wypadku, bo wracałby taksówką - Przykucnął
przy niej, zaglądając w oczy. - Przestań się wreszcie o wszystko obwiniać...
- Wiem, że to nie jest moja wina, to
przypadek, ta pogoda i jego nieostrożność, ale mimo wszystko mi to ciąży...
Byłam dziś u niego w szpitalu, nie chciał ze mną rozmawiać.
Na te słowa, zmienił się jego wyraz
twarzy. Wstał, aby zalać wrzątkiem nasypaną do filiżanki kawę. Rozumiał jej
ludzki odruch odwiedzenia go w szpitalu, ale i tak poczuł jakąś dziwną
zazdrość. Zauważyła to.
- Bill, chyba nie masz mi tego za
złe? - zapytała cicho, z wyraźną obawą w głosie.
- Chodźmy do salonu - odpowiedział,
biorąc do ręki filiżankę. - Jasne, że nie... Przecież to rozumiem – odparł.
Odetchnęła wychodząc z kuchni.
Postawił naczynie z naparem na stoliku i usiadł na kanapie, zachęcając ją
gestem, żeby zrobiła to samo. Po chwili leżała wygodnie z głową na jego
kolanach, które posłużyły jako poduszka.
- Mam nadzieję, że teraz już tylko
będzie dobrze, że nic złego się nie wydarzy... - westchnęła cicho. - Ostatnie
tygodnie wiele mnie kosztowały...
Wpatrywał się w nią z uwielbieniem,
przeczesując delikatnie palcami jej włosy. Wreszcie nie musiał się nią dzielić.
On też miał nadzieję, że wszystko to, co złe mają już za sobą, że teraz czeka
ich tylko szczęście. Każdego dnia, będzie miał ten obraz tylko dla siebie,
nawet kiedy jej przy nim nie będzie, zawsze będzie miał ją w sercu. Teraz był
już pewien, że jest pierwszą, prawdziwą miłością jego życia. I choć był jeszcze
bardzo młody, miał nadzieję, że ostatnią.
- Muszę ci coś powiedzieć - odezwał
się, po dłuższej chwili milczenia. Spojrzała na niego niepewnie, jakby w obawie,
czy ta nowina będzie dobra. Po ostatnich wydarzeniach, miała już dość wrażeń,
chciała w spokoju cieszyć się tą chwilą bliskości z ukochanym.
- Kupujemy z Tomem apartament w
Berlinie. Stwierdziliśmy, że i tak większość czasu spędzamy tutaj, więc po co
mamy mieszkać w hotelu? - kontynuował. Odetchnęła z ulgą. Skoro to tylko taka
wiadomość, to może dalej delektować się swoim szczęściem.
- To chyba dobrze, że będziecie mieli
swoje mieszkanie. Hotel, choć bardzo ekskluzywny, będzie zawsze tylko hotelem -
uśmiechnęła się.
- Nawet mając swoje mieszkanie, ja
wolałbym pomieszkiwać u ciebie - Popatrzył na nią niepewnie, pospiesznie
dodając: - Jeśli oczywiście się zgodzisz...
- Kiedy tylko zechcesz, ale ja jestem
prawie cały dzień w pracy, jednak jak sądzę w tym czasie byłbyś u siebie, lub
coś załatwiał, tak?
- W ciągu dnia, też bywam zajęty, a
jeśli nie będziemy mieli nic do roboty, będę u siebie, z Tomem.
Babette uśmiechnęła się tylko, po
czym wstała z kanapy, sięgając po coś co leżało na dnie szuflady w komodzie, a
co wczoraj sama tam schowała.
- Proszę - zwróciła się do chłopaka,
podając mu komplet zapasowych kluczy. Wyciągnął po nie szybko rękę, jakby w
obawie, że się rozmyśli, a na jego twarzy zagościł szeroki, radosny uśmiech. Przytrzymując
przez chwilę jej dłoń, złożył na niej pocałunek.
- Dziękuję... - powiedział cicho, głosem pełnym
wzruszenia.
~
Po kilku dniach wyjechał, aby wrócić
po tygodniu. Potem podobny scenariusz, ciągłe koncerty w różnych miastach.
Życie gwiazdy, jaką niewątpliwie był, zaplanowane było na kilka miesięcy w
przód. Tęsknili, ale niczym była ta tęsknota w porównaniu do wcześniej
przeżywanych rozterek? Teraz byli pewni, że za kilka dni znowu wpadną sobie w
ramiona.
Tym razem jednak ten wspólny czas
mieli spędzić nieco inaczej.
Kolejna wielka gala, kolejna nagroda
do odebrania. Po raz pierwszy mieli pokazać się tam jako para, utrzymując
jednak, że są tylko bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Babette była tylko gościem, a czuła
się jak przed wielkim, premierowym występem. Wiedziała, że obydwoje będą
musieli wykazać się nie lada kunsztem aktorskim, żeby niewtajemniczeni
uwierzyli w całe to przedstawienie. Jak utrzymać na wodzy swoje uczucia, aby
nieopatrznie nie zdradzić się spojrzeniem, albo gestem? Czy taki scenariusz
może być prawdopodobny? Czuła podświadomie, że to się jednak nie uda i miała
rację.
Już podczas występu, Bill patrzył
prawie tylko w jej kierunku. Chwilami z tego powodu czuła się nieswojo, bo
siedzące wokół niej osoby, zerkały na nią ukradkiem, jednak nie na tyle
ostrożnie, aby nie była w stanie tego nie zauważyć. Trochę się obawiała
pierwszych reakcji na ich związek, bo była niemal pewna, że ludzie nie uwierzą
w ich wymyśloną przyjaźń. Nikt nie rzuca takich tęsknych spojrzeń przyjaciółce.
Pomimo to rozpierało ją wielkie szczęście i ogromna duma. Kiedy śpiewał tylko
dla niej, świat wokół przestawał istnieć. Jak na fali magicznych dźwięków jej
miłość unosiła się w radosnej euforii, będącej efektem ich ciągłego wzrokowego
kontaktu.
Po koncercie nawet nie zaczęła go
jeszcze szukać, kiedy poczuła na swojej dłoni ciepły dotyk. Mimowolnie
uśmiechnęła się, ale rozsądek podpowiedział jej to, co po chwili wyszeptała mu do
ucha:
- Bill, daj spokój, nie za rękę...
- Właśnie, że za rękę – odparł
stanowczo. - Mam gdzieś to co pomyślą inni, kocham cię i nie będę tego krył.
I w taki oto sposób wszystko zaczęło
się toczyć zupełnie inaczej, niż oboje zamierzali. Bill od zawsze był małym
egoistą, ale teraz zaczynał zamieniać się w ogromną, egoistyczną bestię. Przeraziła
się. Czuła już wcześniej, że to wszystko nie wypali. „Żeby chociaż nie przesadzał z eksponowaniem swojej zażyłości”,
pomyślała.
- Ale ja się boję... - powiedziała
cicho, rozglądając się niepewnie.
- Będzie dobrze - uśmiechnął się,
sięgając po dwa kieliszki z szampanem z tacy młodej kelnerki. - Proszę, wypijmy
za nas - zwrócił się do Babette, podając jej jeden z nich. Nie miała odwagi już
nawet się rozglądać, podświadomie czuła, że większość oczu jest zwrócone na
nich.
- No to... Za nas... – wyszeptała zanurzając usta w trunku, a spojrzenie w jego źrenicach.
- Tylko proszę cię, nie mów chociaż w żadnym wywiadzie o tym, co nas łączy... -
poprosiła błagalnym tonem, opróżniając kieliszek do
dna. - Obiecaj, tak bardzo się boję...
- Dobrze, to mogę ci obiecać, nie
potwierdzę niczyich przypuszczeń - uspokoił ją, widząc paniczny strach malujący
się w jej oczach. - Tylko, że to nic nie zmieni, bo i tak się domyślą.
- Ale może z braku pewności, chociaż nikt
nie będzie mnie oskarżał, że cię uwiodłam.
Pobożne to były życzenia, bo z
kręcącego się wokół towarzystwa, wciąż spoglądały na nich ukradkiem ciekawskie
pary oczu. Na szczęście ogólny gwar i grająca muzyka uniemożliwiły podsłuchanie
tematu rozmowy tej dwójki. Nie przypuszczali stojąc tam w tłumie, zajęci sobą,
że staną się główną, plotkarską atrakcją tego wieczoru.
- Tu jesteście - usłyszeli za sobą
głos Toma. - Chodź Babette, poszalejemy trochę!
Dziewczyna zaśmiała się. Kto jak kto,
ale Tom zawsze umiał rozładować jej napięcie.
- No dobrze, tylko nie przesadzaj z
wygłupami, tu nie bankiet po koncercie - zauważyła wspominając ich niedawne,
wspólne harce na parkiecie, które bardziej niż sam taniec, przypominały jego
parodię. Tym razem zachowali się spokojnie, jednak Babette nie mogła oprzeć się
wrażeniu, że ciągle ktoś na nich spogląda. Nie wiedziała, czy to, że wyłapuje
wciąż na sobie czyjś wzrok jest czystym przypadkiem, czy celową lustracją.
Jednak teraz była z Tomem, nie musiała niczego ukrywać, ani tym bardziej
pilnować się. Oni naprawdę byli przyjaciółmi, więc zachowywała się naturalnie i
swobodnie. Jak zwykle serdecznie się śmiali, przytulali, a czasem nawet
obdarowywali całusem w policzek. I choć żarty Toma wydawały jej często się nazbyt
śmiałe, to jednak nigdy nie przekraczał pewnej granicy , dlatego też nie
zwracała mu uwagi. Niekiedy łapała się na tym, że ta jego poufałość sprawia jej
po prostu przyjemność. Kochała go jak brata, chociaż widziała w nim też
pociągającego chłopaka.
Wraz z upływającym czasem przestała
zamartwiać się reakcją ludzi na to, z kim tu jest. Rozmawiała z wieloma osobami
i nikt nawet o tym nie wspomniał. Czuła wielką ulgę, spodziewając się raczej
jakichś niestosownych uwag, czy pytań. Pomyślała nawet, że niepotrzebnie
martwiła się na zapas, przecież w tym świecie, nikogo tak naprawdę nie powinny
szokować takie sytuacje. Tym samym uśpiła swoją czujność, pozwalając Billowi na
czułe objęcia, ciche szepty do ucha i splecione dłonie.
Być może to właśnie sprawiło, że
nieuchronnie nadchodziła chwila pierwszej konfrontacji z niechcianą, okrutną
rzeczywistością. Była właśnie w łazience, żeby odświeżyć się nieco po
szaleństwach na parkiecie, kiedy weszła Ivonne.
- Widzę, że świetnie się bawisz -
uśmiechnęła się z przekąsem, patrząc w lustro.
Babette wyczuła w jej głosie nutkę
ironii. Nigdy nie darzyły się zbytnią sympatią, ale postanowiła, że nie da się
sprowokować.
- Nie narzekam - uśmiechnęła się
triumfalnie.
- To kasa, czy młodzieńcza świeżość w
łóżku? Tylko, który właściwie cię kręci? - zadrwiła, po czym przerwała na
moment swój wywód, jakby zastanawiając się. - Bo obydwaj cię tak obściskują, że
już się w tym pogubiłam.
- A może to obydwaj mnie kręcą? -
odgryzła się Babette. - Trójkąty są w modzie! - rzuciła lekko wychodząc z
łazienki i zaśmiała się, tym samym sprawiając wrażenie, że ta uszczypliwość nic
a nic jej nie obeszła. Jednak tuż za drzwiami zupełnie zrzedła jej mina, bo tym
co powiedziała Ivonne, trochę się mimo wszystko zdenerwowała. Znała ją ze
złośliwych docinków, każdemu potrafiła dopiec i tak naprawdę wcale nie powinna
się tym przejąć, a jednak ukłuło ją to dość mocno. Przygaszona i nieco
smutniejsza, wróciła do chłopaków. Bill od razu zauważył tę zmianę nastroju.
- Coś się stało? - zapytał.
Przywołała natychmiast uśmiech na swojej twarzy. Nie chciała mu mówić o takich
rzeczach, pewnie zaraz by się zdenerwował. Uważała, że to wyłącznie jej sprawa.
- Nie - Przywołując na usta uśmiech pokręciła
przecząco głową, a jej długie kolczyki zakołysały rytmicznie. - Nogi mnie bolą
od tych tańców, możemy usiąść?
- Jasne - Pociągnął ją za rękę w
stronę ich stolika.
Dopiero teraz zaczęła zauważać te
wszystkie wnikliwe spojrzenia, te oczy pełne zazdrości, złośliwe chrząknięcia,
a nawet poszturchiwania w bok. Bill na te wszystkie sytuacje był ślepy. Chciała
dyskretnie zwrócić na to jego uwagę, choćby dlatego, żeby był ostrożniejszy w
publicznym okazywaniu uczuć, lecz nie wiedziała, czy już nie jest na to za
późno. Sama przed chwilą doświadczyła z tego powodu nieprzyjemności, a łowiąc
spojrzeniem zachowania wszystkich wokoło, była pewna, że to zaledwie namiastka
tego, co ją czeka. Była przekonana, że dopiero teraz zacznie się piekło. Przede wszystkim dla niej, bo to ona będzie tą
winną, a on tym nieszczęśnikiem uwiedzionym przez dużo starszą kobietę. Bill
był beztroski i pewny, że ta burza wokół nich będzie delikatna i nie potrwa
długo, ale wcale się na to nie zanosiło. Widząc kolejne pary oczu wlepionych w
nich, kolejne usta szepczące z ucha do ucha o tej sensacji, już chciała to
wskazać chłopakowi, jednak nim zdołała cokolwiek powiedzieć, podszedł do nich
dziennikarz z mikrofonem, zagadując oczywiście Billa. Miała ochotę odejść dalej,
uniknąć jakiejkolwiek rozmowy dla ich wspólnego dobra, ale chłopak trzymał ją
kurczowo za rękę i nie pozwalał się wyswobodzić. Widziała, jak wiele osób w tej
chwili się im przygląda. Usilnie starała się zachować luźno, spokojnie i nie
okazać ani krztyny zdenerwowania, które dławiło ją bardziej, niż trema na
scenie podczas zapowiadania. Ale teraz miała przed sobą o wiele poważniejszy
występ, stała na scenie własnego życia, pod obstrzałem mniej życzliwej
publiczności i wiedziała, że żadnych oklasków i aplauzu nie będzie, a to, co
może teraz ją spotkać to prawdopodobnie jedynie gwizdy…
Pytania jakie zadawał reporter na
szczęście dotyczyły tylko zdobytej przez chłopaków kolejnej nagrody i przebiegu
ich kariery. Babette zaczęła właśnie oddychać z ulgą, ale właśnie wtedy
dziennikarz spojrzał na uścisk ich dłoni i spytał, zwracając się do Billa:
- A teraz pytanie natury osobistej,
które jak przypuszczam zainteresuje wszystkie twoje fanki... Czy ty jesteś
nadal wolny, bo jak widzę Babette jest twoją osobą towarzyszącą na tej
imprezie, ale czy tylko?
Fala gorąca sparaliżowała jej ciało.
No tak, wreszcie padło to pytanie. Prędzej czy później, można się było w końcu
tego spodziewać, ale Bill był spokojny i tylko roześmiał się serdecznie nie
dając sprowokować. Odpowiedział na pozór wymijająco:
- Wiedziałem, że padnie to pytanie -
Po czym objął Babette swoim ramieniem i popatrzył na nią ciepło. - Jesteśmy
bardzo dobrymi przyjaciółmi, bardzo dobrymi... - Ostatnie dwa słowa powtórzył
ze znaczącym naciskiem, po czym dodał: - Też...
Dziennikarz uśmiechnął się,
puszczając im oczko i dziękując zakończył ten krótki wywiad.
- Oszalałeś? - powiedziała
zdenerwowana, najciszej jak mogła. - Cholera, przecież właśnie wszystko mu
powiedziałeś...
- Spokojnie, kochanie - uśmiechnął
się chłopak, całując ją w czoło. - Nie denerwuj się.
- Łatwo ci powiedzieć, zobaczysz co
jutro się będzie działo w gazetach...
- Popiszą i przestaną, nie przejmuj
się tym - uśmiechał się.
- Jasne, w ogóle nie mam się czym
przejmować, uwiodłam nieletniego, sypiam z nim... Nie no, w ogóle nie mam się
czym przejmować, jutro dowiedzą się o tym moi rodzice, twoja matka i w ogóle
wszyscy znajomi. Czy nadal twierdzisz, że nie ma się czym przejmować? –
wypowiedziała zdławionym, drwiącym głosem i spojrzała mu w oczy. Była
zdenerwowana jego beztroską. Tak go prosiła, żeby się uważał na słowa...
Oczywiście nie powiedział niczego wprost, ale co za różnica? Zrobił to w taki
sposób, że wszyscy z pewnością domyślili się co ich łączy. Tymi słowami zmiotła
uśmiech z jego ust, a nawet wprawiła w chwilowe zamyślenie, a jej zdenerwowanie
udzieliło mu się.
- Cholera, nie pomyślałem o matce...
Spojrzała na niego badawczo. A
jednak... Bał się matki. W końcu nie powinna się temu dziwić, była dla niego
przecież bardzo ważna. Babette uśmiechnęła się pod nosem. „A jeszcze tak niedawno chciał mnie przedstawić...”, pomyślała.
- Boisz się jej reakcji, prawda? -
zapytała.
- Nie, to nie tak... Wolałbym po
prostu, żeby się ode mnie dowiedziała, a nie z telewizji, czy gazety.
- Jakkolwiek się dowie, wątpię, czy
będzie z tego zadowolona.
- Przesadzasz, skarbie - uśmiechnął
się. - Może z początku nie będzie skakać z radości, ale przyzwyczai się. W
końcu najważniejsze jest moje szczęście.
Objął ją w pasie i poprowadził do
stolika. Teraz miała jeszcze więcej wątpliwości niż kiedykolwiek. Znał swoją
matkę i skoro tak powiedział, nie wróżyło to niczego dobrego. Na pewno tymi
słowami chciał ją po prostu uspokoić. Czuła, że nad ich szczęściem zaczynają
wisieć czarne chmury, choć dopiero co zaczynali wić swoje gniazdko we dwoje,
jednak to wszystko nie miało dobrego początku…
Nim zdążyli znaleźć się w miejscu do
jakiego zmierzali, David zatrzymał Billa. Jakiś ważny producent chciał z nimi
porozmawiać, więc podeszli do jego stolika. Babette usiadła obok Toma i
spojrzała na niego uśmiechając się lekko. Starała się jakoś zatuszować swoje
zdenerwowanie, ale on także miał dziwną minę, był jakiś spięty i nieobecny.
- Halo, jest pan tutaj? – zażartowała
i pochyliła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Uciekł wzrokiem w milczeniu.
- Tom, co się dzieje? - zapytała już
nieco poważniejszym tonem.
- A co ma się dziać? - odpowiedział
pytaniem na pytanie.
- No przestań, przecież widzę, że coś
się stało... - drążyła.
- Mam głupiego brata i tyle... - Odwrócił
głowę i zapatrzył się przed siebie. - Ale tylko głupi ma takie szczęście... -
dodał już zupełnie cicho, chcąc wstać, ale Babette przytrzymała go za rękaw
bluzy.
- Zaczekaj - powiedziała stanowczo. -
Nigdzie nie pójdziesz, dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
Znów spojrzał na nią tym swoim
dziwnym, tajemniczym i głębokim wzrokiem. Coraz częściej udawało jej się
dostrzec wyjątkowy sposób w jaki na nią patrzył, to dogłębnie przeszywające
spojrzenie, wnikliwe i natarczywe, często przepełnione troską, a niekiedy
zasnute mgłą namiętności. W jednej chwili potrafił rozpalić w nim pożądliwe
płomienie sypiące skry, aby szybko ugasić ten ogień spokojną chłodną falą
sięgającą po brzeg świadomości, czyją jest kobietą… Takie chwile sprawiły, że
coraz wnikliwiej obserwowała go i coraz bardziej zastanawiała się o czym
wówczas myśli.
- Dlaczego on to powiedział? Po co? -
zapytał, jakby miał do niej pretensje o słowa wypowiedziane przez Billa i żądał
natychmiastowej odpowiedzi.
- Chodzi ci o ten wywiad? - upewniła
się, a on tylko przytaknął skinieniem głowy. - Nie wiem, mi też się to nie
podoba…
Tom był lekko wstawiony, błyszczały
mu oczy, kiedy patrzył na nią odrobinę mętnym wzrokiem, wyrażającym ogromną
troskę.
- Boję się o ciebie... - powiedział
cicho, lekko pochylając się nad nią. - Bo ten egoista myśli tylko o sobie...
- Spokojnie… Dam radę, jestem już
dużą dziewczynką - Babette uśmiechnęła się ciepło. Miała ochotę go teraz
przytulić, ale tylko wyciągnęła dłoń i pogładziła go po policzku.
-
Przecież oni cię zniszczą, wykończą psychicznie… I nawet nie pomyślał o tych
wszystkich psychofankach… - Nie dawał za wygraną głośno myśląc.
Rozczulał ją… On naprawdę tak bardzo
o nią dbał i zdawać by się mogło, że bardziej się martwił, niż sam Bill. Był
taki dobry i tak bardzo się o nią troszczył. Czuła jego ogromną sympatię, a i
ona bardzo go polubiła. „Prawdziwy
przyjaciel”, pomyślała z czułością.
- Kochany jesteś Tom, ale nie martw
się tak bardzo…
Chciała mu to wszystko jakoś wynagrodzić.
Przysunęła się bliżej i niemal w tej samej chwili, kiedy złożyła na jego ustach
delikatny, przyjacielski całus, błysnął flesz aparatu...
I właśnie teraz Bill znów pokazał to jakim jest dzieciakiem... ehhh... teraz jeszcze Simone i psychofanki... -.-
OdpowiedzUsuńPisałam juz, ze uwielbiam Twojego Toma, prawda? Tak jak ostatnio to na niego lubie patrzeć tak tutaj go bardziej lubie. Niby tylko 10 minut starszy, a o ile bardziej rozsądny.
Babette liczy, że Martin jeszcze kogoś sobie znajdzie... no znajdzie znajdzie... ehh...
Chce jeszcze... :(
Buziaki :*
Dobrze, że jesteś, bo gdyby nie Ty to nie miałabym żadnego komentarza, a tak serio, jakbym miała pisać to teraz, nie wiem, czy by powstało, dobrze, że już skończone, bo motywacji żadnej, tyle wejść, a nikt po sobie nie zostawia śladu, ale do rzeczy...
OdpowiedzUsuńTak, nie tylko Ty uwielbiasz tego mojego Toma, ja sama go wolę od tej lekkomyślności młodszego, który... sam nie wie czego chce, o czym prawdopodobnie będzie w kolejnym, albo i w następnym odcinku.
Dziękuję, że jesteś moja najwierniejsza :*
Jak mi się miło zrobiło :D. Ja to zawsze coś musze napisać. Szczególnie jak mnie Bill wkurzy :P
UsuńAle masz jeszcze jeden komentarz :D
Pod twincest em byś pewnie miała dużo więcej bo one zawsze są w centrum zainteresowania :P
Będzie i twincest (już zaczęty) o ile będę miała motywację ;D
UsuńJa tam zawsze będę namawiać. :D jakiś czas temu pokochałam twincest i w połączeniu z twoim sposobem pisania... to musi być bomba!!! :D
UsuńPrzyjacielski całus w usta? Nie... Już miało być dobrze, Babette miała budować z Billem udany związek, a teraz przez jego egoizm problemy się tylko nawarstwią... I jeszcze to zdjęcie... Ech... Trzymam kciuki za naszą kochaną parę,by podołali.
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz się tutaj pojawiam, ale miałam trochę więcej roboty na uczelni i przed chwilą na spokojnie mogłam oddać się lekturze odcinka, który oczywiście był świetny. :*
Czekam na ciąg dalszy.
Buziaki :*
Kochana moja, Ty jesteś jedną z trzech moich ulubionych czytelniczek, bo zawsze zostawisz tu opinię, więc wszystko jest Ci wybaczone :*
UsuńBill jest małym egoistą i raczej się nie zmieni - przynajmniej w tym tomie, bo jak wiesz, albo i nie wiesz, jest też sequel tegoż opowiadania, wg. mnie lepszy, ale z czasem ocenisz sama, mam nadzieję, że nie opuścisz mnie.
Dziękuję, bardzo dziękuję! I życzę pomyślnego zaliczania sesji :*
Zrobiło mi się bardzo miło po przeczytaniu takich pięknych słów :* Wspominałaś o seqelu, czekam i będę czytać <3
UsuńDziękuję kochana! :* mam nadzieję, że się uda wszystko pozdawać. :)
Ja.... to tyle mnie ominęło kiedy nie miałam neta, żę aż szok... teraz czas to nadrobić. Lecę czytać :D
OdpowiedzUsuń