piątek, 13 maja 2016

Rozdział XXIX



Rozdział XXIX


„Już wiem,
kiedy tylko spojrzę.
W Twych oczach jest to
wszystko czego szukam.
Wszechświat którego my
częścią jesteśmy dziś
 i w morzach ulotnych dni…
Wyspa to ja i Ty.”
Sylwia Grzeszczak – „Kiedy tylko spojrzę”



            Ukradkiem i niemal na palcach przemykała przez korytarz. Zdawała sobie sprawę z tego, że półtorej godziny spóźnienia to, delikatnie mówiąc, lekka przesada. Miała nadzieję, że nikt w tym czasie niczego nie potrzebował i jej nie szukał. Wpadła do pokoju nieco zdyszana, pospiesznie zdjęła płaszcz i od razu zaczęła przeglądać pozostawione na jej biurku papiery.
            Promieniała szczęściem, uśmiechała się sama do siebie i dziś nawet paskudna, jesienna szaruga wydawała się jej piękną pogodą. Właśnie nuciła sobie pod nosem jedną z ulubionych piosenek, kiedy drzwi do jej pokoju zaczęły się wolno otwierać. Uniosła głowę znad biurka i ujrzała w nich Julię, która miała niewyraźną minę.
            - Wiem, przepraszam, spóźniłam się – Uprzedzając jej uwagę, próbowała się tłumaczyć Babette, wstając i pochodząc do przyjaciółki. - Ale wybacz mi szefowo i nie psuj mojego dobrego nastroju, jestem taka szczęśliwa! - To mówiąc, objęła Julię i ucałowała w policzek.
            Jednak przyjaciółka nie wykazała najmniejszego zainteresowania tym, co do niej mówi.
            - Obawiam się, że jednak będę musiała zepsuć twój dobry nastrój - powiedziała poważnym tonem. Babette spojrzała na nią trochę zaskoczona. Czyżby aż tak zdenerwowało szefową jej spóźnienie? Julia zachowywała się dziwnie, zazwyczaj chciała  wiedzieć co u niej i zawsze cieszyła się jej szczęściem, dziś było zupełnie inaczej. Zdawała się w ogóle tego nie dostrzegać, pochłonięta całkowicie czymś innym i wyglądało na to, że owo spóźnienie nie jest ani głównym, ani tym bardziej jedynym powodem dziwnego i oschłego zachowania kobiety, o ile w jakiejkolwiek mierze w ogóle nim było. Jednak nadal nie wyjawiła o co tak naprawdę jej chodzi, a Babette nawet niczego się nie domyślała.
            - Przecież nie spóźniam się notorycznie, a poza tym przeprosiłam - odparła z żalem w głosie.
            - Nie chodzi mi o twoje spóźnienie, Martin miał wczoraj wypadek – Julia popatrzyła na nią ze smutkiem.
            W jednej chwili cała nagromadzona w niej radość, prysła jak bańka mydlana. Czuła, jakby krew odpływała jej z głowy gdzieś w dolne partie ciała, a przenikliwy chłód opanował ją w kilka sekund. Na twarzy wymalowało się przerażenie, a serce rozpoczęło boleśnie, strachliwie tłuc się w piersi. Miała wrażenie, że za chwilę upadnie, dlatego też kurczowo chwyciła za oparcie biurowego fotela. Bała się cokolwiek powiedzieć, a już najbardziej zapytać o to, co teraz uporczywie wwiercało się w jej podświadomość. A jeśli on… Panika odciskała znamię na jej sumieniu. Nie zadała tego istotnego pytania, z jej ust wypłynęło zupełnie inne.
            - Jak to…? Wypadek?
            - Wiesz jaka była wczoraj pogoda… - Doskonale wiedziała, pamiętała tę ulewę, kiedy suchą stopą nie dotarła do domu, w którym czekał na nią Martin. - Stracił na rondzie panowanie nad kierownicą, wpadł w poślizg i wylądował na słupie. Chciałam dać ci znać już wcześniej, ale chyba jeszcze nie masz telefonu – odpowiedziała Julia, jednak to co najbardziej ją trapiło nadal pozostawało jedną, wielką niewiadomą.
            Bezwładnie osunęła się na krzesło, którego oparcia kurczowo się trzymała.
            - Czy on żyje...? – zapytała w końcu zdławionym głosem, musiała, choć tak bardzo się bała usłyszeć odpowiedź i nim Julia zdążyła cokolwiek powiedzieć, po prostu rozpłakała się jak dziecko, obwiniając o tę całą tragedię. - Boże, to przeze mnie... - Ukryła twarz w dłoniach.
            - Spokojnie, żyje - Julia, widząc jej ogromne zdenerwowanie położyła dłoń na jej ramieniu, delikatnie i uspokajająco gładząc. - Ma kilka złamanych żeber i niewielkie obrażenia. Miał dużo szczęścia, bo uderzył prawą stroną samochodu, inaczej pewnie byłoby o wiele gorzej…
            Słowa Julii były pocieszające, ale nie pomogły w niczym załamanej dziewczynie. Płakała teraz czując ogromne zdenerwowanie, pomimo tego, że nic poważnego się nie stało. Jednak mogło się stać i to przez nią, wiedziała to, miała pełnię świadomości, że zdenerwowany wsiadł za kierownicę. Pogoda z pewnością nie była mu sprzymierzeńcem, jednak to stan psychiczny do jakiego go doprowadziła, był główną przyczyną tej tragedii. Martin był świetnym kierowcą, niejednokrotnie wychodził z różnych opresji obronną ręką, dlatego była pewna, że to przez to, co zdarzyło się w jej mieszkaniu, a winę ponosi ona sama. To nie był dobry dzień, ani odpowiednie miejsce na to wszystko, jednak gdyby nawet nie chciała zakończyć tego wczoraj, zdecydował za nią los. Dlatego teraz powtarzała ciągle przez łzy:
            - To wszystko przeze mnie...
            Przyjaciółka przykucnęła przy niej, obejmując.
            - Niby dlaczego przez ciebie? Nie mów tak, to był po prostu wypadek, była okropna pogoda, a on jechał za szybko...
            Babette potrząsnęła głową, wierzchem dłoni ocierając sączące się z oczu krople żalu. Tusz spływający wraz ze łzami utworzył na jej policzkach ciemne zacieki.
- Rozstaliśmy się wczoraj, był załamany i wściekły, dlatego szybko jechał.
            - Jednak powiedziałaś mu…
            - Nawet nie musiałam… Pojechał do mnie, bo zostawił pamięć z danymi, kiedy mnie nie było, pojechał jej szukać, a znalazł płytę ze zdjęciami z Marsylii. Kiedy wróciłam do domu, czekał na mnie... - powiedziała Babette. - To nie tak miało być, chciałam oszczędzić mu wiedzy na ten temat, wiedziałam, że mimo wszystko go zranię, ale przez to poczuł się jeszcze gorzej…
            - Nigdy nie jest tak, jak byśmy chcieli… No cóż, stało się – westchnęła przyjaciółka. – Myślę, że powinnaś wziąć dziś wolne. Powiem Ivonne, żeby zajęła się programem, ty i tak nie jesteś w stanie się dziś na niczym skupić.
            Babette faktycznie w tej chwili nie była w stanie myśleć nawet o Billu. Dlaczego ciągle spotyka ją coś takiego? Czemu nie jest dane jej zaznać pełni szczęścia? Ktoś kiedyś powiedział jej, że nie zbuduje się go na cudzym nieszczęściu, ale czy chciała unieszczęśliwić Martina? Zostając z nim, sama unieszczęśliwiłaby siebie… Kto normalny z wyboru zostałby masochistą, mając w perspektywie przeżycie czegoś pięknego z osobą, którą kocha? Niewiele było ludzi gotowych na takie poświęcenie, bo i po co?
            - Julia, w którym on jest szpitalu? – zapytała po chwili unosząc na nią swoje rozżalone spojrzenie.
            - Jest w szpitalu w ęłęóMarzahn…
            - Pojadę do niego – Wstała sięgając po torebkę, z której wyciągnęła paczkę chusteczek i kosmetyczkę. Wytarła policzki, nos, ale nie poprawiała makijażu, teraz było jej zupełnie obojętne jak wygląda.  
            - Zaczekaj, uspokój się trochę, jesteś cała roztrzęsiona. Nie możesz jechać w takim stanie, bo jeszcze ty się na jakimś słupie rozwalisz - zatrzymywała ją Julia.
            - Nie martw się o mnie. Nic się nie stanie, będę jechać ostrożnie - obiecywała Babette, zakładając płaszcz.
            Jednak wcale nie jechała ani wolno, ani tym bardziej ostrożnie. Teraz zachowywała się bardzo egoistycznie, nie myśląc wcale, jak czułby się Bill, gdyby dla odmiany jej coś się przydarzyło. A przecież doskonale wiedziała co wówczas by przeżył, bo kilkanaście minut temu drżała ze strachu o Martina, choć nie znaczył już od dawna dla niej tyle, ile w tej chwili znaczył Bill i ile znaczyła dla niego ona. Nie myślała teraz o tym spiesząc się do tego, którego już nie chciała w swoim życiu, ale teraz bardzo potrzebowała jego wybaczenia… Potrzebowała tego, aby żyć dalej bez ciężaru na sumieniu, aby mogła zbudować swoje krystalicznie czyste szczęście.
            Potrzebowała spokoju, potrzebowała ciepła i miłości… Bo czy jest w stanie jeszcze znieść kolejne łzy, ból i gorycz...? Co jeszcze może stać się w jej życiu, aby wreszcie było takie, jakiego pragnęła...? Nie chciała już więcej dokonywać żadnych wyborów, potrzebowała tylko jasnych dni u boku Billa, jego bezwarunkowego uczucia.
            Tak często w chwilach zwątpienia zastanawiała się jakby było, gdyby nie spotkała na swojej drodze Billa… Tak bardzo chciała pracować w wiadomościach, zawsze mówiła o tym Martinowi, ale on pragnął dla niej czegoś lepszego, czegoś bardziej rozrywkowego, to przecież on dał jej ten program, który jednocześnie pośrednio stał się przyczyną jego nieszczęścia. Gdyby się to nie zdarzyło, żyłaby zupełnie inaczej. Jednak nie żałowała niczego, spotkała swoją wielką miłość, zaznała pełnej gamy smaku życia, od słodkiego po gorzki i na odwrót… Wielkiej namiętności i zazdrości. Mogła tylko analizować wszystko od nowa, nie mając żadnego wpływu na dokonane wydarzenia. Przepełniał ją jedynie żal, że tak musiało się to skończyć.
            Bez trudu odnalazła salę w której leżał Martin. Stanęła w drzwiach i zawahała się czy wejść. Nie widział jej. Leżał z twarzą zwróconą w kierunku okna, gdzie siedziała jego siostra. Babette zrobiła kilka kroków w przód i zatrzymała się, jednak Klara zauważyła ją, informując go o tym. Nawet się nie odwrócił, jedyne lekko pokręcił głową. Wiedziała co to oznacza, dlatego nie śmiała podejść. Stojąc wciąż w tym samym miejscu, czekała na jakiś znak wpatrzona w siedzącą przy łóżku, już jej byłego mężczyzny, kobietę. Ta tymczasem wstała i podeszła do niej, zwracając się słowami:
            - Przykro mi, ale on nie chce cię widzieć.
            Babette westchnęła tylko kiwając głową.
            - Rozumiem... - odparła cicho. - Powiesz mi chociaż, jak on się czuje?
            - Miał dużo szczęścia, ma tylko połamane żebra, jest trochę poobijany. Kiedy będą już wszystkie wyniki pewnie go wypiszą, o ile nie ujawnią się jakieś obrażenia wewnętrzne, ale lekarz jest dobrej myśli. Wiem, że się rozstaliście...
            - Tak, jechał właśnie ode mnie... To moja wina – odparła Babette. Nadal miała ogromne wyrzuty sumienia. Siostra Martina nie wiedziała prawdopodobnie nic ponad to, że się rozstali, on z pewnością nie powiedział jej, że go zdradzała i oszukiwała, a przynajmniej jej słowa pełne wyrozumiałości na to nie wskazywały.
            - Nie wiń się, to nie była twoja wina. W końcu ludzie się czasem rozstają... Szkoda, że tak się stało, polubiłam cię i myślałam, że będę miała fajną bratową - uśmiechnęła się Klara.
            Babette zupełnie nie wiedziała co ma odpowiedzieć, czuła się z tym wszystkim okropnie i wiedziała, że długo nie będzie mogła uporać się z uciążliwymi myślami. Trochę kiepsko zaczynała swój nowy etap w życiu, jej szczęście zostało przyćmione niefortunnym zdarzeniem, którego tak po prostu nie będzie w stanie wyrzucić z pamięci.
            - Powiedz mu, że bardzo mi przykro, że tak się stało, że tak się skończyło i, że proszę, aby mi wybaczył… - zwróciła się do kobiety, która tylko skinęła głową. 
            Wracała już nieco uspokojona, chociaż nadal przygnębiona tym, co się stało. Marzyła tylko o chwili, gdy znajdzie ukojenie w ramionach Billa, lecz to musiało jeszcze trochę zaczekać. Po drodze kupiła nowy telefon, a gdy wróciła do studio, swoje kroki skierowała do gabinetu Julii.
            - Jestem - odezwała się w drzwiach.
            - No, i jak? - przyjaciółka wstała z fotela, aby do niej podejść.
            - Jest tak jak mówiłaś, ma połamane żebra i niewielkie stłuczenia. Nic groźnego.
            - A jak się czuje?
            - Podobno nieźle - odparła Babette.
            Julia spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
            - Jak to; „podobno”?
            - Nie chciał ze mną rozmawiać, zresztą nawet mu się nie dziwię, ale była u niego Klara, od niej się wszystkiego dowiedziałam.
            Babette podeszła do okna, zawieszając bezwiednie swój wzrok na sąsiednich budynkach.
            - Wiesz, cholernie mi przykro, że tak się to wszystko skończyło... - mówiła ze łzami w oczach. - Nie kocham go już, a jednak nie znienawidziłam, co czasem się zdarza po rozstaniu, zresztą nie miałabym za co... No, chyba, że za ten wybryk ze ślubem, ale ja zraniłam go o wiele bardziej... Tylko, gdy tak dzisiaj popatrzyłam na niego w tym szpitalu, poczułam coś dziwnego. Dopiero teraz, kiedy powiedział, że nie chce mnie widzieć, zrozumiałam, że on już nie należy do mnie... To dziwne, ale dopiero teraz to do mnie dotarło.
            - Nie żałujesz? - zapytała po chwili Julia.
            - Wiesz jak to jest, nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie dała nam szansy. Zostając z Martinem, ani on, ani ja, nikt z nas nie byłby szczęśliwy, a Martin jeszcze znajdzie kogoś, kto będzie go wart, bo ja z pewnością nigdy nie byłam. Mam mnóstwo wątpliwości jak się ułoży mój związek z Billem, ale kocham go i chcę spróbować pomimo wszystkich przeciwności...
            Westchnęła cicho. Znów naszły ją przeróżne, czarne myśli i zaczęła się bać, że przecież może im się nie udać. W dodatku wciąż wracało wspomnienie wypadku Martina. Przez to wszystko ten pierwszy dzień z Billem, który powinien być najszczęśliwszym dniem w jej życiu, stracił nieco ze swego uroku. Czuła, że to co się zdarzyło, będzie nad nią wisiało jak fatum.
            - Wiesz, podziwiam cię - przerwała milczenie Julia. - Ja chyba nie odważyłabym się tak postąpić.
            - Nawet gdybyś była zakochana? - zapytała Babette.
            - Chyba nawet wtedy... - odparła przyjaciółka, aby po chwili dodać: - Oczywiście będąc w takiej sytuacji jak twoja. Ty się nie boisz?
            - Ależ oczywiście, że się boję, nie wiem jak zareagują inni na ten związek, chociaż na razie nie mamy zamiaru się ujawniać.
            - Jak to? - zdziwiła się Julia. - Nie macie zamiaru się razem pokazywać?
            - Nie, tego nie powiedziałam, będziemy się razem pokazywać, ale jako dobrzy przyjaciele.
            - Chyba żartujesz! I sądzisz, że ludzie to kupią? - Kobieta roześmiała się.
            - Pewnie nie, ale do końca nie będą pewni co tak naprawdę nas łączy. Wiem, że będą spekulacje i domysły, ale na razie nie mamy wyjścia. Bill oczywiście był trochę temu przeciwny, wiesz, jest młody i chciałby swoje szczęście ogłosić całemu światu, ale wytłumaczyłam mu, że na razie tak będzie lepiej.
            Julia ze zdumieniem kręciła głową.
            - Kiedyś ci mówiłam, że czarno to widzę, pamiętasz? Po waszej pierwszej nocy. Już wtedy widziałam, że cię trafiło i, że tak prędko się to nie skończy, ale nigdy nie przypuszczałabym, że dojdzie aż do takich sytuacji...
            - Ja też się nie spodziewałam, że aż tak się zaangażuję - uśmiechnęła się Babette.
            - Boję się o ciebie... - powiedziała z troską w głosie przyjaciółka. - Trudno mi to mówić, ale wątpię czy wam się uda, chociaż z całego serca ci tego życzę.
            Babette też się bała i chyba w całym swoim życiu nie bała się bardziej niż teraz, miała ciągłe wątpliwości i nawet cała jej wielka miłość nie była w stanie ich rozproszyć, ale chciała zaryzykować, bo nie wyobrażała sobie życia bez niego. Mimo wszystkich przeciwności, zdrowego rozsądku, który szeptał gdzieś złowrogo to samo co przed chwilą powiedziała najbliższa przyjaciółka. Nie dodawała jej otuchy, ale była po prostu szczera do bólu i mówiła wprost to, co czuła. Babette nie miała jej tego za złe, wiedziała, że zawsze może liczyć na jej prawdomówność, chociaż w tej sytuacji wolałaby usłyszeć z jej ust chociaż niewielkie pocieszenie.
            Słowa Julii zabrzmiały jak jakiś wyrok i przez najbliższe kilka godzin dźwięczały w jej głowie. Momentami ona sama przestawała wierzyć, że związek z Billem ma jakieś szanse, jednak tuż przed wyjściem do domu, znowu poczuła namiastkę porannego szczęścia. Wiedziała, że tam będzie czekał na nią on. Kiedy rozmawiali przez telefon, nie wspominała mu o wypadku Martina, nie chciała go denerwować. Pomyślała, że powie mu o tym po powrocie.
            Wracała do domu z nadzieją, że wtuli się za chwilę w jego ramiona i wyrzuci z siebie wszystkie lęki, a on ją pocieszy i przegoni troski.
            Kiedy otworzyła drzwi do swojego mieszkania, uderzyła w nią cisza i ciemność. Zapaliła światło i rozebrała się. Zdziwiła się, że go nie ma. Przecież miał na nią czekać, tak bardzo potrzebowała teraz jego bliskości. Poczuła smutek i rozgoryczenie, jednak zaczęła usprawiedliwiać go w myślach, że pewnie pojechał do hotelu, może nie chciał tu siedzieć cały dzień sam. Tylko dlaczego nic jej nie powiedział? Mógł przecież zadzwonić do pracy. Było jej coraz bardziej przykro. Chciała właśnie w tej chwili czuć jego bliskość, słyszeć jego głos, tak bardzo go potrzebowała...
            Niech chociaż zaśpiewa...”, pomyślała, wkładając do odtwarzacza płytę. Tęskniła. Odruchowo sięgnęła po telefon, żeby zapytać gdzie jest i kiedy wróci. Powstrzymała się jednak, nie chciała okazać swojej słabości. Wytrzyma i pewnie zanim zaparzy sobie kawę, on już tu będzie. Znów poczuje te ciepłe ramiona, usłyszy ten głos nie tylko z głośników. Gdy już wróci, będzie mówił tylko do niej...
            Pocieszona własnymi myślami, skierowała swe kroki do kuchni, jednak już w drzwiach zatrzymała się. To co zobaczyła sprawiło, że przez chwilę nie mogła się poruszyć. Jej serce przyspieszyło, a ciało sparaliżował strach.
            Na stole, stała oparta o cukiernicę złożona kartka na której widniało jej imię. Dokładnie pamiętała jak pewnego letniego dnia zostawiła dla niego taką samą kartkę, tylko czy z podobną informacją? Wtedy pozbawiła go wszelkich złudzeń, czy to możliwe, że teraz chciał jej się w ten sam sposób odwdzięczyć?
            Nie wierzyła swoim przypuszczeniom, jednak i tak zamarła. Już nie słyszała żadnego dźwięku i nie widziała nic, poza tym białym kwadratem z jej imieniem widniejącym na jego wierzchu. Jaką wiadomość zawiera ten skrawek papieru? Czy to możliwe, żeby to, co się dopiero zaczęło już miało się skończyć?
            Drżącą ręką sięgnęła po kartkę, na której wielkimi, pięknie wykaligrafowanymi, czerwonymi literami napisane było: „Kocham Cię”. Obawa, która jeszcze przed chwilą narastała w jej umyśle, przerodziła się w radość.
            Wzdrygnęła się z zaskoczenia, gdy nagle poczuła, jak obejmują ją od tyłu upragnione, ciepłe ramiona, a zmysłowy głos powtórzył zapisane słowa wprost do jej ucha.
            - Boże, Bill… Nawet nie wiesz, jak mnie przestraszyłeś... - powiedziała z lekkim wyrzutem, jednak mimo to rozpierało ją szczęście. Był tu, czekał na nią, nigdzie nie wyszedł…
            - Kotku… Przepraszam, chciałem ci zrobić lepszą niespodziankę, niż ty mi zrobiłaś pewnego letniego poranka - uśmiechnął się, skłaniając ją do odwrócenia się przodem do niego. Kiedy już to zrobiła, przytulił ją mocno.
            - To nie był dobry pomysł, miałam dzisiaj tyle stresów, a tu jeszcze to... Ale i tak bardzo cię kocham – Objęła dłońmi jego policzki, wpatrując się w oczy. - Gdzie byłeś?
            - Przepraszam, nie miałem pojęcia… To był mój niewinny żart, przyznaję, chciałem odrobinę podnieść ci adrenalinę, aby szybko złagodzić to wyznaniem… - usprawiedliwiał się, widząc jej smutną twarz. - Schowałem się w sypialni i czekałem na ciebie, cały czas tu byłem - uśmiechnął się nieśmiało.
            Popatrzyła na niego przez chwilę. Dopiero teraz dotarło do niej, że pomimo całej swojej emocjonalnej dojrzałości, wciąż jest małym, skorym do zabawy chłopcem, którego przecież kocha.
            - Mówiłaś, że miałaś stresujący dzień. Coś się stało? - zapytał z obawą w głosie.
            - Martin miał wypadek - powiedziała wprost.
            Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
            - Jak to? Jaki wypadek?
            - Wczoraj, zaraz po tym kiedy ode mnie wyszedł - mówiła Babette.
- No tak, strasznie lało… - Bill patrzył na nią wyczekująco.
            - No i właśnie, kiedy wracał do domu wpadł w poślizg i rozwalił się na słupie. Na szczęście, ma tylko połamane żebra i niewielkie obrażenia - To mówiąc podeszła do szafki. - Muszę zrobić sobie kawę, głowa mi pęka od nadmiaru wrażeń...
            Bill podszedł do niej bez słowa i wyjął jej z ręki pudełeczko, które już otwierała.
            - Zostaw, usiądź sobie, albo lepiej się połóż, ja ci zrobię - powiedział z troską w głosie. - Całe szczęście, że to tylko tak się skończyło... - dodał po chwili. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, jakie miałaby wyrzuty sumienia wówczas, kiedy stałoby mu się coś poważniejszego, albo co gorsze, gdyby zginął. Taka tragedia z pewnością położyłaby się cieniem na ich związku.
            Babette usiadła przy stole, opierając ciężką głowę na ręku.
            - Niby tak, ale ja i tak mam wyrzuty sumienia... – A dopiero co właśnie o tym myślał. Nie stało się nic groźnego, a ona i tak je miała. Nie chciał myśleć nawet co by było w innym wypadku.
            - Daj spokój, przecież to nie twoja wina... Jeśli już, to raczej moja, bo wszystko opóźniło się o dwa dni. Zamiast na przyjęciu porozmawiać z tobą i wszystko wyjaśnić, uciekłem jak ostatni dupek, pewnie nie doszłoby do żadnego wypadku, bo wracałby taksówką - Przykucnął przy niej, zaglądając w oczy. - Przestań się wreszcie o wszystko obwiniać...
            - Wiem, że to nie jest moja wina, to przypadek, ta pogoda i jego nieostrożność, ale mimo wszystko mi to ciąży... Byłam dziś u niego w szpitalu, nie chciał ze mną rozmawiać.
            Na te słowa, zmienił się jego wyraz twarzy. Wstał, aby zalać wrzątkiem nasypaną do filiżanki kawę. Rozumiał jej ludzki odruch odwiedzenia go w szpitalu, ale i tak poczuł jakąś dziwną zazdrość. Zauważyła to.
            - Bill, chyba nie masz mi tego za złe? - zapytała cicho, z wyraźną obawą w głosie.
            - Chodźmy do salonu - odpowiedział, biorąc do ręki filiżankę. - Jasne, że nie... Przecież to rozumiem – odparł.
            Odetchnęła wychodząc z kuchni. Postawił naczynie z naparem na stoliku i usiadł na kanapie, zachęcając ją gestem, żeby zrobiła to samo. Po chwili leżała wygodnie z głową na jego kolanach, które posłużyły jako poduszka.
            - Mam nadzieję, że teraz już tylko będzie dobrze, że nic złego się nie wydarzy... - westchnęła cicho. - Ostatnie tygodnie wiele mnie kosztowały...
            Wpatrywał się w nią z uwielbieniem, przeczesując delikatnie palcami jej włosy. Wreszcie nie musiał się nią dzielić. On też miał nadzieję, że wszystko to, co złe mają już za sobą, że teraz czeka ich tylko szczęście. Każdego dnia, będzie miał ten obraz tylko dla siebie, nawet kiedy jej przy nim nie będzie, zawsze będzie miał ją w sercu. Teraz był już pewien, że jest pierwszą, prawdziwą miłością jego życia. I choć był jeszcze bardzo młody, miał nadzieję, że ostatnią.
            - Muszę ci coś powiedzieć - odezwał się, po dłuższej chwili milczenia. Spojrzała na niego niepewnie, jakby w obawie, czy ta nowina będzie dobra. Po ostatnich wydarzeniach, miała już dość wrażeń, chciała w spokoju cieszyć się tą chwilą bliskości z ukochanym.
            - Kupujemy z Tomem apartament w Berlinie. Stwierdziliśmy, że i tak większość czasu spędzamy tutaj, więc po co mamy mieszkać w hotelu? - kontynuował. Odetchnęła z ulgą. Skoro to tylko taka wiadomość, to może dalej delektować się swoim szczęściem.
            - To chyba dobrze, że będziecie mieli swoje mieszkanie. Hotel, choć bardzo ekskluzywny, będzie zawsze tylko hotelem - uśmiechnęła się.
            - Nawet mając swoje mieszkanie, ja wolałbym pomieszkiwać u ciebie - Popatrzył na nią niepewnie, pospiesznie dodając: - Jeśli oczywiście się zgodzisz...
            - Kiedy tylko zechcesz, ale ja jestem prawie cały dzień w pracy, jednak jak sądzę w tym czasie byłbyś u siebie, lub coś załatwiał, tak?
            - W ciągu dnia, też bywam zajęty, a jeśli nie będziemy mieli nic do roboty, będę u siebie, z Tomem.
            Babette uśmiechnęła się tylko, po czym wstała z kanapy, sięgając po coś co leżało na dnie szuflady w komodzie, a co wczoraj sama tam schowała.
            - Proszę - zwróciła się do chłopaka, podając mu komplet zapasowych kluczy. Wyciągnął po nie szybko rękę, jakby w obawie, że się rozmyśli, a na jego twarzy zagościł szeroki, radosny uśmiech. Przytrzymując przez chwilę jej dłoń, złożył na niej  pocałunek.
- Dziękuję... - powiedział cicho, głosem pełnym wzruszenia.

~


            Po kilku dniach wyjechał, aby wrócić po tygodniu. Potem podobny scenariusz, ciągłe koncerty w różnych miastach. Życie gwiazdy, jaką niewątpliwie był, zaplanowane było na kilka miesięcy w przód. Tęsknili, ale niczym była ta tęsknota w porównaniu do wcześniej przeżywanych rozterek? Teraz byli pewni, że za kilka dni znowu wpadną sobie w ramiona.
            Tym razem jednak ten wspólny czas mieli spędzić nieco inaczej.
            Kolejna wielka gala, kolejna nagroda do odebrania. Po raz pierwszy mieli pokazać się tam jako para, utrzymując jednak, że są tylko bardzo dobrymi przyjaciółmi.
            Babette była tylko gościem, a czuła się jak przed wielkim, premierowym występem. Wiedziała, że obydwoje będą musieli wykazać się nie lada kunsztem aktorskim, żeby niewtajemniczeni uwierzyli w całe to przedstawienie. Jak utrzymać na wodzy swoje uczucia, aby nieopatrznie nie zdradzić się spojrzeniem, albo gestem? Czy taki scenariusz może być prawdopodobny? Czuła podświadomie, że to się jednak nie uda i miała rację.
            Już podczas występu, Bill patrzył prawie tylko w jej kierunku. Chwilami z tego powodu czuła się nieswojo, bo siedzące wokół niej osoby, zerkały na nią ukradkiem, jednak nie na tyle ostrożnie, aby nie była w stanie tego nie zauważyć. Trochę się obawiała pierwszych reakcji na ich związek, bo była niemal pewna, że ludzie nie uwierzą w ich wymyśloną przyjaźń. Nikt nie rzuca takich tęsknych spojrzeń przyjaciółce. Pomimo to rozpierało ją wielkie szczęście i ogromna duma. Kiedy śpiewał tylko dla niej, świat wokół przestawał istnieć. Jak na fali magicznych dźwięków jej miłość unosiła się w radosnej euforii, będącej efektem ich ciągłego wzrokowego kontaktu.
            Po koncercie nawet nie zaczęła go jeszcze szukać, kiedy poczuła na swojej dłoni ciepły dotyk. Mimowolnie uśmiechnęła się, ale rozsądek podpowiedział jej to, co po chwili wyszeptała mu do ucha:
            - Bill, daj spokój, nie za rękę...
            - Właśnie, że za rękę – odparł stanowczo. - Mam gdzieś to co pomyślą inni, kocham cię i nie będę tego krył.
            I w taki oto sposób wszystko zaczęło się toczyć zupełnie inaczej, niż oboje zamierzali. Bill od zawsze był małym egoistą, ale teraz zaczynał zamieniać się w ogromną, egoistyczną bestię. Przeraziła się. Czuła już wcześniej, że to wszystko nie wypali. „Żeby chociaż nie przesadzał z eksponowaniem swojej zażyłości”, pomyślała.
            - Ale ja się boję... - powiedziała cicho, rozglądając się niepewnie.
            - Będzie dobrze - uśmiechnął się, sięgając po dwa kieliszki z szampanem z tacy młodej kelnerki. - Proszę, wypijmy za nas - zwrócił się do Babette, podając jej jeden z nich. Nie miała odwagi już nawet się rozglądać, podświadomie czuła, że większość oczu jest zwrócone na nich.
            - No to... Za nas... – wyszeptała  zanurzając usta w trunku, a spojrzenie w jego źrenicach. - Tylko proszę cię, nie mów chociaż w żadnym wywiadzie o tym, co nas łączy... - poprosiła błagalnym tonem, opróżniając kieliszek do dna. - Obiecaj, tak bardzo się boję...
            - Dobrze, to mogę ci obiecać, nie potwierdzę niczyich przypuszczeń - uspokoił ją, widząc paniczny strach malujący się w jej oczach. - Tylko, że to nic nie zmieni, bo i tak się domyślą.
            - Ale może z braku pewności, chociaż nikt nie będzie mnie oskarżał, że cię uwiodłam.
            Pobożne to były życzenia, bo z kręcącego się wokół towarzystwa, wciąż spoglądały na nich ukradkiem ciekawskie pary oczu. Na szczęście ogólny gwar i grająca muzyka uniemożliwiły podsłuchanie tematu rozmowy tej dwójki. Nie przypuszczali stojąc tam w tłumie, zajęci sobą, że staną się główną, plotkarską atrakcją tego wieczoru.
            - Tu jesteście - usłyszeli za sobą głos Toma. - Chodź Babette, poszalejemy trochę!
            Dziewczyna zaśmiała się. Kto jak kto, ale Tom zawsze umiał rozładować jej napięcie.
            - No dobrze, tylko nie przesadzaj z wygłupami, tu nie bankiet po koncercie - zauważyła wspominając ich niedawne, wspólne harce na parkiecie, które bardziej niż sam taniec, przypominały jego parodię. Tym razem zachowali się spokojnie, jednak Babette nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ciągle ktoś na nich spogląda. Nie wiedziała, czy to, że wyłapuje wciąż na sobie czyjś wzrok jest czystym przypadkiem, czy celową lustracją. Jednak teraz była z Tomem, nie musiała niczego ukrywać, ani tym bardziej pilnować się. Oni naprawdę byli przyjaciółmi, więc zachowywała się naturalnie i swobodnie. Jak zwykle serdecznie się śmiali, przytulali, a czasem nawet obdarowywali całusem w policzek. I choć żarty Toma wydawały jej często się nazbyt śmiałe, to jednak nigdy nie przekraczał pewnej granicy , dlatego też nie zwracała mu uwagi. Niekiedy łapała się na tym, że ta jego poufałość sprawia jej po prostu przyjemność. Kochała go jak brata, chociaż widziała w nim też pociągającego chłopaka.
            Wraz z upływającym czasem przestała zamartwiać się reakcją ludzi na to, z kim tu jest. Rozmawiała z wieloma osobami i nikt nawet o tym nie wspomniał. Czuła wielką ulgę, spodziewając się raczej jakichś niestosownych uwag, czy pytań. Pomyślała nawet, że niepotrzebnie martwiła się na zapas, przecież w tym świecie, nikogo tak naprawdę nie powinny szokować takie sytuacje. Tym samym uśpiła swoją czujność, pozwalając Billowi na czułe objęcia, ciche szepty do ucha i splecione dłonie.
            Być może to właśnie sprawiło, że nieuchronnie nadchodziła chwila pierwszej konfrontacji z niechcianą, okrutną rzeczywistością. Była właśnie w łazience, żeby odświeżyć się nieco po szaleństwach na parkiecie, kiedy weszła Ivonne.
            - Widzę, że świetnie się bawisz - uśmiechnęła się z przekąsem, patrząc w lustro.
            Babette wyczuła w jej głosie nutkę ironii. Nigdy nie darzyły się zbytnią sympatią, ale postanowiła, że nie da się sprowokować.
            - Nie narzekam - uśmiechnęła się triumfalnie.
            - To kasa, czy młodzieńcza świeżość w łóżku? Tylko, który właściwie cię kręci? - zadrwiła, po czym przerwała na moment swój wywód, jakby zastanawiając się. - Bo obydwaj cię tak obściskują, że już się w tym pogubiłam.
            - A może to obydwaj mnie kręcą? - odgryzła się Babette. - Trójkąty są w modzie! - rzuciła lekko wychodząc z łazienki i zaśmiała się, tym samym sprawiając wrażenie, że ta uszczypliwość nic a nic jej nie obeszła. Jednak tuż za drzwiami zupełnie zrzedła jej mina, bo tym co powiedziała Ivonne, trochę się mimo wszystko zdenerwowała. Znała ją ze złośliwych docinków, każdemu potrafiła dopiec i tak naprawdę wcale nie powinna się tym przejąć, a jednak ukłuło ją to dość mocno. Przygaszona i nieco smutniejsza, wróciła do chłopaków. Bill od razu zauważył tę zmianę nastroju.
            - Coś się stało? - zapytał. Przywołała natychmiast uśmiech na swojej twarzy. Nie chciała mu mówić o takich rzeczach, pewnie zaraz by się zdenerwował. Uważała, że to wyłącznie jej sprawa.
            - Nie - Przywołując na usta uśmiech pokręciła przecząco głową, a jej długie kolczyki zakołysały rytmicznie. - Nogi mnie bolą od tych tańców, możemy usiąść?
            - Jasne - Pociągnął ją za rękę w stronę ich stolika.
            Dopiero teraz zaczęła zauważać te wszystkie wnikliwe spojrzenia, te oczy pełne zazdrości, złośliwe chrząknięcia, a nawet poszturchiwania w bok. Bill na te wszystkie sytuacje był ślepy. Chciała dyskretnie zwrócić na to jego uwagę, choćby dlatego, żeby był ostrożniejszy w publicznym okazywaniu uczuć, lecz nie wiedziała, czy już nie jest na to za późno. Sama przed chwilą doświadczyła z tego powodu nieprzyjemności, a łowiąc spojrzeniem zachowania wszystkich wokoło, była pewna, że to zaledwie namiastka tego, co ją czeka. Była przekonana, że dopiero teraz zacznie się piekło. Przede wszystkim dla niej, bo to ona będzie tą winną, a on tym nieszczęśnikiem uwiedzionym przez dużo starszą kobietę. Bill był beztroski i pewny, że ta burza wokół nich będzie delikatna i nie potrwa długo, ale wcale się na to nie zanosiło. Widząc kolejne pary oczu wlepionych w nich, kolejne usta szepczące z ucha do ucha o tej sensacji, już chciała to wskazać chłopakowi, jednak nim zdołała cokolwiek powiedzieć, podszedł do nich dziennikarz z mikrofonem, zagadując oczywiście Billa. Miała ochotę odejść dalej, uniknąć jakiejkolwiek rozmowy dla ich wspólnego dobra, ale chłopak trzymał ją kurczowo za rękę i nie pozwalał się wyswobodzić. Widziała, jak wiele osób w tej chwili się im przygląda. Usilnie starała się zachować luźno, spokojnie i nie okazać ani krztyny zdenerwowania, które dławiło ją bardziej, niż trema na scenie podczas zapowiadania. Ale teraz miała przed sobą o wiele poważniejszy występ, stała na scenie własnego życia, pod obstrzałem mniej życzliwej publiczności i wiedziała, że żadnych oklasków i aplauzu nie będzie, a to, co może teraz ją spotkać to prawdopodobnie jedynie gwizdy… 
            Pytania jakie zadawał reporter na szczęście dotyczyły tylko zdobytej przez chłopaków kolejnej nagrody i przebiegu ich kariery. Babette zaczęła właśnie oddychać z ulgą, ale właśnie wtedy dziennikarz spojrzał na uścisk ich dłoni i spytał, zwracając się do Billa:
            - A teraz pytanie natury osobistej, które jak przypuszczam zainteresuje wszystkie twoje fanki... Czy ty jesteś nadal wolny, bo jak widzę Babette jest twoją osobą towarzyszącą na tej imprezie, ale czy tylko?
            Fala gorąca sparaliżowała jej ciało. No tak, wreszcie padło to pytanie. Prędzej czy później, można się było w końcu tego spodziewać, ale Bill był spokojny i tylko roześmiał się serdecznie nie dając sprowokować. Odpowiedział na pozór wymijająco:
            - Wiedziałem, że padnie to pytanie - Po czym objął Babette swoim ramieniem i popatrzył na nią ciepło. - Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, bardzo dobrymi... - Ostatnie dwa słowa powtórzył ze znaczącym naciskiem, po czym dodał: - Też...
            Dziennikarz uśmiechnął się, puszczając im oczko i dziękując zakończył ten krótki wywiad.
            - Oszalałeś? - powiedziała zdenerwowana, najciszej jak mogła. - Cholera, przecież właśnie wszystko mu powiedziałeś...
            - Spokojnie, kochanie - uśmiechnął się chłopak, całując ją w czoło. - Nie denerwuj się.
            - Łatwo ci powiedzieć, zobaczysz co jutro się będzie działo w gazetach...
            - Popiszą i przestaną, nie przejmuj się tym - uśmiechał się.
            - Jasne, w ogóle nie mam się czym przejmować, uwiodłam nieletniego, sypiam z nim... Nie no, w ogóle nie mam się czym przejmować, jutro dowiedzą się o tym moi rodzice, twoja matka i w ogóle wszyscy znajomi. Czy nadal twierdzisz, że nie ma się czym przejmować? – wypowiedziała zdławionym, drwiącym głosem i spojrzała mu w oczy. Była zdenerwowana jego beztroską. Tak go prosiła, żeby się uważał na słowa... Oczywiście nie powiedział niczego wprost, ale co za różnica? Zrobił to w taki sposób, że wszyscy z pewnością domyślili się co ich łączy. Tymi słowami zmiotła uśmiech z jego ust, a nawet wprawiła w chwilowe zamyślenie, a jej zdenerwowanie udzieliło mu się.
            - Cholera, nie pomyślałem o matce...
            Spojrzała na niego badawczo. A jednak... Bał się matki. W końcu nie powinna się temu dziwić, była dla niego przecież bardzo ważna. Babette uśmiechnęła się pod nosem. „A jeszcze tak niedawno chciał mnie przedstawić...”, pomyślała.
            - Boisz się jej reakcji, prawda? - zapytała.
            - Nie, to nie tak... Wolałbym po prostu, żeby się ode mnie dowiedziała, a nie z telewizji, czy gazety.
            - Jakkolwiek się dowie, wątpię, czy będzie z tego zadowolona.
            - Przesadzasz, skarbie - uśmiechnął się. - Może z początku nie będzie skakać z radości, ale przyzwyczai się. W końcu najważniejsze jest moje szczęście.
            Objął ją w pasie i poprowadził do stolika. Teraz miała jeszcze więcej wątpliwości niż kiedykolwiek. Znał swoją matkę i skoro tak powiedział, nie wróżyło to niczego dobrego. Na pewno tymi słowami chciał ją po prostu uspokoić. Czuła, że nad ich szczęściem zaczynają wisieć czarne chmury, choć dopiero co zaczynali wić swoje gniazdko we dwoje, jednak to wszystko nie miało dobrego początku…
            Nim zdążyli znaleźć się w miejscu do jakiego zmierzali, David zatrzymał Billa. Jakiś ważny producent chciał z nimi porozmawiać, więc podeszli do jego stolika. Babette usiadła obok Toma i spojrzała na niego uśmiechając się lekko. Starała się jakoś zatuszować swoje zdenerwowanie, ale on także miał dziwną minę, był jakiś spięty i nieobecny.
            - Halo, jest pan tutaj? – zażartowała i pochyliła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Uciekł wzrokiem w milczeniu.
            - Tom, co się dzieje? - zapytała już nieco poważniejszym tonem.
            - A co ma się dziać? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
            - No przestań, przecież widzę, że coś się stało... - drążyła.
            - Mam głupiego brata i tyle... - Odwrócił głowę i zapatrzył się przed siebie. - Ale tylko głupi ma takie szczęście... - dodał już zupełnie cicho, chcąc wstać, ale Babette przytrzymała go za rękaw bluzy.
            - Zaczekaj - powiedziała stanowczo. - Nigdzie nie pójdziesz, dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
            Znów spojrzał na nią tym swoim dziwnym, tajemniczym i głębokim wzrokiem. Coraz częściej udawało jej się dostrzec wyjątkowy sposób w jaki na nią patrzył, to dogłębnie przeszywające spojrzenie, wnikliwe i natarczywe, często przepełnione troską, a niekiedy zasnute mgłą namiętności. W jednej chwili potrafił rozpalić w nim pożądliwe płomienie sypiące skry, aby szybko ugasić ten ogień spokojną chłodną falą sięgającą po brzeg świadomości, czyją jest kobietą… Takie chwile sprawiły, że coraz wnikliwiej obserwowała go i coraz bardziej zastanawiała się o czym wówczas myśli.
            - Dlaczego on to powiedział? Po co? - zapytał, jakby miał do niej pretensje o słowa wypowiedziane przez Billa i żądał natychmiastowej odpowiedzi.
            - Chodzi ci o ten wywiad? - upewniła się, a on tylko przytaknął skinieniem głowy. - Nie wiem, mi też się to nie podoba…
            Tom był lekko wstawiony, błyszczały mu oczy, kiedy patrzył na nią odrobinę mętnym wzrokiem, wyrażającym ogromną troskę.
            - Boję się o ciebie... - powiedział cicho, lekko pochylając się nad nią. - Bo ten egoista myśli tylko o sobie...
            - Spokojnie… Dam radę, jestem już dużą dziewczynką - Babette uśmiechnęła się ciepło. Miała ochotę go teraz przytulić, ale tylko wyciągnęła dłoń i pogładziła go po policzku.
           - Przecież oni cię zniszczą, wykończą psychicznie… I nawet nie pomyślał o tych wszystkich psychofankach… - Nie dawał za wygraną głośno myśląc.
            Rozczulał ją… On naprawdę tak bardzo o nią dbał i zdawać by się mogło, że bardziej się martwił, niż sam Bill. Był taki dobry i tak bardzo się o nią troszczył. Czuła jego ogromną sympatię, a i ona bardzo go polubiła. „Prawdziwy przyjaciel”, pomyślała z czułością.
            - Kochany jesteś Tom, ale nie martw się tak bardzo…
            Chciała mu to wszystko jakoś wynagrodzić. Przysunęła się bliżej i niemal w tej samej chwili, kiedy złożyła na jego ustach delikatny, przyjacielski całus, błysnął flesz aparatu...


9 komentarzy:

  1. I właśnie teraz Bill znów pokazał to jakim jest dzieciakiem... ehhh... teraz jeszcze Simone i psychofanki... -.-
    Pisałam juz, ze uwielbiam Twojego Toma, prawda? Tak jak ostatnio to na niego lubie patrzeć tak tutaj go bardziej lubie. Niby tylko 10 minut starszy, a o ile bardziej rozsądny.
    Babette liczy, że Martin jeszcze kogoś sobie znajdzie... no znajdzie znajdzie... ehh...
    Chce jeszcze... :(
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że jesteś, bo gdyby nie Ty to nie miałabym żadnego komentarza, a tak serio, jakbym miała pisać to teraz, nie wiem, czy by powstało, dobrze, że już skończone, bo motywacji żadnej, tyle wejść, a nikt po sobie nie zostawia śladu, ale do rzeczy...
    Tak, nie tylko Ty uwielbiasz tego mojego Toma, ja sama go wolę od tej lekkomyślności młodszego, który... sam nie wie czego chce, o czym prawdopodobnie będzie w kolejnym, albo i w następnym odcinku.
    Dziękuję, że jesteś moja najwierniejsza :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi się miło zrobiło :D. Ja to zawsze coś musze napisać. Szczególnie jak mnie Bill wkurzy :P
      Ale masz jeszcze jeden komentarz :D
      Pod twincest em byś pewnie miała dużo więcej bo one zawsze są w centrum zainteresowania :P

      Usuń
    2. Będzie i twincest (już zaczęty) o ile będę miała motywację ;D

      Usuń
    3. Ja tam zawsze będę namawiać. :D jakiś czas temu pokochałam twincest i w połączeniu z twoim sposobem pisania... to musi być bomba!!! :D

      Usuń
  3. Przyjacielski całus w usta? Nie... Już miało być dobrze, Babette miała budować z Billem udany związek, a teraz przez jego egoizm problemy się tylko nawarstwią... I jeszcze to zdjęcie... Ech... Trzymam kciuki za naszą kochaną parę,by podołali.
    Wybacz, że dopiero teraz się tutaj pojawiam, ale miałam trochę więcej roboty na uczelni i przed chwilą na spokojnie mogłam oddać się lekturze odcinka, który oczywiście był świetny. :*
    Czekam na ciąg dalszy.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana moja, Ty jesteś jedną z trzech moich ulubionych czytelniczek, bo zawsze zostawisz tu opinię, więc wszystko jest Ci wybaczone :*
      Bill jest małym egoistą i raczej się nie zmieni - przynajmniej w tym tomie, bo jak wiesz, albo i nie wiesz, jest też sequel tegoż opowiadania, wg. mnie lepszy, ale z czasem ocenisz sama, mam nadzieję, że nie opuścisz mnie.
      Dziękuję, bardzo dziękuję! I życzę pomyślnego zaliczania sesji :*

      Usuń
    2. Zrobiło mi się bardzo miło po przeczytaniu takich pięknych słów :* Wspominałaś o seqelu, czekam i będę czytać <3
      Dziękuję kochana! :* mam nadzieję, że się uda wszystko pozdawać. :)

      Usuń
  4. Ja.... to tyle mnie ominęło kiedy nie miałam neta, żę aż szok... teraz czas to nadrobić. Lecę czytać :D

    OdpowiedzUsuń