piątek, 20 maja 2016

Rozdział XXX



Rozdział XXX


„Obserwowałam jak dawna ja znikam,
wszystko co miałam cenne
po prostu nie znaczy już dla mnie wiele,
bo nagle…
Ty pojawiłeś się i zmieniłeś to, jak się czuję.
Nikt nie mógłby kochać Cię bardziej,
Ty pojawiłeś się i zmieniłeś moje życie,
nikt nie mógłby zająć Twojego miejsca…”
Kim Wilde – „You came”


            Bill wpadł do sypialni Toma i z nieukrywaną furią zdarł z niego kołdrę.
            - Co to, do kurwy nędzy, jest?! - wrzeszczał, wymachując mu przed nosem jakąś gazetą. Wyrwany z głębokiego snu, skacowany po wczorajszej imprezie chłopak, ledwie uchylił powieki.
            - Ja pierdolę... Człowieku, dospać nie możesz? Miej litość, jest ósma rano... - jęknął, odwracając się na drugi bok.
            - Wstawaj! - krzyczał znowu brat, bezlitośnie szarpiąc go za ramię. - Co to jest?
            Tom spojrzał nieprzytomnie na fruwającą przed jego oczami gazetę. Nie miał wyboru, musiał teraz zrezygnować z przyjemnej drzemki i skupić swoją uwagę na tym, co rozszalały bliźniak chciał mu pokazać. Usiadł i wyrwał Billowi czasopismo z ręki. Przebiegł wzrokiem po zamieszczonych tam zdjęciach z sobotniej gali i w jednej sekundzie oprzytomniał. Nie przypominał sobie, żeby ktoś ich wtedy fotografował… Poczuł się bardzo nieswojo, wręcz nielojalnie wobec brata, ale przecież to był tylko przyjacielski całus, nic nadto i nie powinien mieć poczucia winy z powodu tego, co się stało. Zachował zimną krew.
            - I po to tu przyleciałeś budzić mnie w środku nocy? - zapytał poirytowany i uśmiechnął się ironicznie. - Babette trzeba było zapytać, wytłumaczyłaby ci, głupi zazdrośniku.
            - Jest rano, a Babette jest w pracy, ale jak wróci to jasne, że zapytam. A teraz kurwa pytam ciebie!
            Bill nie ukrywał złości, lecz pomału zaczęło docierać do niego to, że robiąc Tomowi taką scenę po prostu przesadził. Wiedział, że ten pocałunek nie był z pewnością napiętnowany zdradą, przyjaźnili się, lubili, więc z pewnością był to tylko przyjacielski buziak. Jednak wciąż stał i niecierpliwie wyczekiwał na tłumaczenie brata. Tom tymczasem, najspokojniejszym gestem sięgnął po stojącą nieopodal butelkę wody mineralnej, aby ugasić pragnienie kilkoma potężnymi łykami. W całym mieszkaniu był pokaźny bałagan po wczorajszej imprezie, z której Bill z Babette, spragnieni swojej bliskości, zmyli się stosunkowo wcześnie. Po podłodze walały się puste butelki po różnorakiego rodzaju napojach, wszędzie było pełno popielniczek z niedopałkami i brudnych talerzy z niedojedzonymi resztkami. Nawet automatyczne odświeżacze powietrza nie zdołały zneutralizować unoszącego się w powietrzu fetoru papierosów i wyziewów alkoholowych, śpiących jeszcze tu i ówdzie imprezowiczów.
            - To przez ciebie - odparł Tom, odrywając usta od szyjki butelki. - Gdyby nie to twoje pieprzenie, nie byłoby takich nerwów. Ale spoko, nie musisz się tak denerwować, to było tylko po przyjacielsku.
            - O co ci właściwie chodzi?
            - O ten cholerny wywiad ty dupku! - Tom podniósł głos, teraz on się wkurzył. Nie dość, że Bill swoimi słowami dał wszystkim do zrozumienia co go tak naprawdę łączy z Babette, to jeszcze miał pretensje o jakieś pierdoły. - Jak usłyszałem coś ty powiedział, szlag mnie trafił! Czy ty nie rozumiesz, że najbardziej ucierpi na tym wszystkim ona?
            - A co ciebie to wszystko obchodzi? I co się tak nią przejmujesz? I tak będą gadać, co za różnica.
            - Twoja beztroska i głupota nie zna granic! - Tom rozłożył ręce w geście bezradności. - Jesteś debilu wciąż niepełnoletni, ile razy można ci to powtarzać? Wszystko będzie na nią, bo to ją zaatakują, że cię uwiodła. A zastanawiałeś się co na to powie matka? - Tom wstał i podszedł do brata spoglądając mu w oczy, jakby oczekując odpowiedzi. Przecież zawsze, przez wszystkich to właśnie Bill był uważany za rozsądniejszego i poważniejszego, dlaczego więc w takich sytuacjach postępował tak lekkomyślnie?
            - A co ma powiedzieć? To moja sprawa.
            Tom przez chwilę patrzył na niego bez słowa, uśmiechając się z politowaniem. W końcu odparł:
            - No, nie byłbym taki pewny… - I kładąc się znowu na łóżku, dodał: - A tym zdjęciem to się aż tak bardzo nie przejmuj, bardziej powinien cię obejść artykuł i radzę ci go przeczytać, bo pewnie ją nieźle obsmarowali.
            Bill przebiegł wzrokiem po tekście. Faktycznie, nie był on zbyt przychylny dla Babette. Jak zwykle pismak snuł domysły, co Bill miał na myśli mówiąc, że „też” są bardzo dobrymi przyjaciółmi. Pod zdjęciem na którym całuje Toma, widniał  oczywiście ironicznie brzmiący podpis; „Z którym z bliźniaków łączy ją głębsza przyjaźń?”. Jednak wszystko to nie było aż tak straszne, jak się mogli spodziewać.
            - W sumie nic takiego - powiedział już spokojniejszy, składając gazetę i siadając na łóżku brata. - A ty co? Sam spałeś? - zapytał żartobliwie.
            - Sam, a co? Dziwne? - odparł Tom, który tak naprawdę marzył tylko o tym, żeby bliźniak wreszcie sobie poszedł i dał mu spać.
            - Jasne, że dziwne, ostatnio żyjesz w jakimś celibacie, nie poznaję cię braciszku.
            - Daj mi spokój! 
            - A może ty się zakochałeś w jakiejś, co? - spekulował Bill, przyglądając mu się badawczo.
- Może i się zakochałem, spadaj! - poirytowany pytaniami bliźniaka Tom, wyszarpnął kołdrę na której ten właśnie siedział i przykrył się nią po same uszy, dodając: - Idź stąd wreszcie i daj mi spać!
- Kto to jest? - Nie ustępował Bill.
            - Rany boskie… Nikt, powiedziałem tak, żebyś się odczepił, idź już - jęknął chłopak.
            - No dobra, ale jakbyś chciał pogadać...
            - Nie chcę gadać, chcę spać, zjeżdżaj! - przerwał bratu Tom, przeszywając go wściekłym spojrzeniem.
            - Dobra, dobra… Idę - powiedział Bill oddalając się w stronę drzwi. -Ale pamiętaj, jakbym mógł pomóc to wiesz…
„Ty akurat jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mi pomóc...”, pomyślał, jeszcze bardziej naciągając na siebie kołdrę.

~


            - Ann, jest dla mnie jakaś poczta? - Z uśmiechem zapytała recepcjonistkę Babette.
            - Jest - odpowiedziała dziewczyna oschle, bacznie przyglądając się kobiecie. Jej zachowanie wydało się Babette dziwne. Zawsze taka wesoła i bardzo miła, teraz wydawała się raczej nieprzyjemna.
            - Czy coś się stało? - zapytała niepewnie.
            - A niby co się miało stać? - odpowiedziała Ann opryskliwie. Babette zatkało. Nigdy nie słyszała u niej takiego tonu.
            - A prasę ktoś brał? - spytała jeszcze.
            - Pani Julia wzięła.
            Ton głosu dziewczyny znów był nieuprzejmy. Babette nawet miała ochotę zwrócić jej uwagę, ale dała sobie spokój. Nie zamierzała psuć sobie świetnego humoru  nieprzyjemną rozmową bez większego powodu. Młoda pewnie pokłóciła się ze swoim chłopakiem, więc rozgrzeszyła ją w myślach, kierując kroki w stronę windy.
            - Cześć Babette - usłyszała za sobą znajomy głos.
            - O, cześć Mark - na widok kolegi uśmiechnęła się.
            - Ze mną to się kiedyś nie chciałaś umówić, ale w sumie wcale się teraz nie dziwię - odezwał się mężczyzna, kiedy wjeżdżali już na górę. - Widzę, że małolaty cię kręcą.
            Ostentacyjnie wywróciła oczami. Nie była zdziwiona, że powiedział coś takiego, właściwie nawet spodziewała się takich uwag. Ale mimo to, poczuła lekkie podenerwowanie. Roześmiała się, starając to ukryć. No cóż… Teraz już tylko pozostało jej robić dobrą minę do złej gry i spijać piwo, jakiego nawarzył jej Bill.
            Winda właśnie zatrzymywała się na jej piętrze.
            - Zabawny jesteś Mark, przecież my się tylko przyjaźnimy - odparła, wysiadając.
            - To tak to się teraz nazywa? - usłyszała w odpowiedzi, kiedy już zasuwały się drzwi.
            Przystanęła, starając się uspokoić. To chyba był dopiero początek, jeszcze pewnie nie raz usłyszy z ust swoich kolegów cierpkie impertynencje na ten temat. Pewnie wszyscy ci, którzy mieli chęć ją poderwać, lecz niestety im nie wyszło, będą mieli teraz niezły temat do plotek i drwin. Szła w stronę swojego biura, mijając w korytarzu ludzi. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią nieco inaczej. Dwie znajome z działu informacji, zaczęły na jej widok szeptać sobie coś na ucho i dziwnie się uśmiechać. Nie wytrzymała.
            - Jakieś nowiny? Może i ja się pośmieję? - zagadnęła przechodząc obok.
            - Nie mów, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to z ciebie wszyscy mają ubaw - zadrwiła jedna z nich.
            - Tak? - Babette przystanęła. Chciała ukryć swoje zdenerwowanie, udawać, że nic ją to nie obchodzi, nie była jednak pewna, czy potrafi. - A to ciekawe co ich tak bawi?
- Twój żenujący romans z idolem nastolatek - roześmiała się druga.
Babette miała dość, poczuła obezwładniającą irytację i falę gorąca.
            - Romans? A z którym? - uśmiechnęła się ironicznie, próbując dzielnie stawić czoła zarzutom. - Oświećcie mnie, bo nie przypominam sobie, żebym z którymś miała ten romans.
            - Daj spokój, przecież to nawet widać - rzuciły na odchodne, chichocząc po drodze.
            Poczuła się podle, nie tylko ze względu na kpiny i oskarżenia, ale dlatego, że bezsensownie wszystkiego się wypierała. Zdała sobie sprawę z tego, że postępuje irracjonalnie. Może gdyby Bill w tym wywiadzie nie dał do zrozumienia co ich łączy, jej słowa miałyby sens, ale w tej sytuacji wszyscy domyślali się, że to nie jest jedynie przyjaźń, poza tym właśnie wyparła się własnej miłości, jakby się jej wstydziła.
            Zamyślona i rozdygotana wewnętrznie, weszła do biura szefowej.
            - Cześć, podobno masz dzisiejszą prasę? - zapytała w drzwiach. Julia uniosła na nią oczy znad przeglądanej właśnie gazety:
            - No, nieźle się popisał twój kochaś.
            - Na Boga... Jeszcze i ty? - jęknęła dziewczyna, siadając na wprost biurka szefowej.
            - A co? Już był ktoś przede mną?
            - Małolatki patrzą na mnie tak, jakbym była ich największym wrogiem, znajomi nie szczędzą złośliwych uwag i tylko patrzeć jak koledzy zaczną pytać, czy jest dobry w łóżku...
            - A nie mówiłam?
            - Wiedziałam… - westchnęła Babette, wstając z miejsca. - Po prostu wiedziałam, że to powiesz.
            W życiu człowieka bywają takie chwile, kiedy ma wrażenie, że stoi na cienkiej tafli lodu i jeśli zrobi jakikolwiek krok, ten lód załamie się pod nim, a on sam wpadnie w zimną otchłań. Teraz właśnie tak się czuła i nie była pewna, czy może jeszcze liczyć na wsparcie Julii, jednak przyjaciółka szybko zrozumiała, że swoimi słowami rani ją bardziej, niż ci wszyscy, piętnujący ją ludzie. Wiedziała, jak bardzo w tej chwili potrzebuje jej wsparcia, tymczasem ona zamiast tego, też nie szczędziła jej złośliwych uwag. Wiedziała, że taką decyzją skomplikuje sobie życie, przecież była tego świadoma, mimo to poszła za głosem serca. Podziwiała ją za to, ale czy jednak wystarczy jej tej miłości i siły, aby bez szwanku przez to wszystko przejść?
            - O Boże... Przepraszam... - Julia wstała i podeszła do przyjaciółki, aby ją uściskać. - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało, wiesz, że życzę ci jak najlepiej... Jesteś zdenerwowana...
            Babette poddała się i wtuliła w ramiona przyjaciółki. Nie mogła się gniewać o te słowa, wiedziała, że były one nieopatrznie wypowiedziane. Potrzebowała jej ciepła i bliskości. Przymknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, wzrok bezwiednie zbłądził w stronę leżącej na biurku gazety, rozłożonej na stronie z artykułem i zdjęciami z gali. Właśnie przypomniała sobie, że chciała przejrzeć dzisiejszą prasę. Wyswobodziwszy się z ramion Julii, pochyliła się, przyglądając zdjęciom.
            - Kiedy oni to zrobili? - zdziwiła się, widząc jak na zdjęciu całuje Toma.
            - Właśnie miałam cię zapytać, o co w tym wszystkim chodzi?
Babette tylko uśmiechnęła się. Nieźle… Nie dość, że wypowiedź Billa dała ludziom do myślenia, to jeszcze to zdjęcie… Spojrzała na Julię wzruszając ramionami.
            - O nic, Tom się zdenerwował wypowiedzią Billa, zaczął się przejmować i martwić, chciałam go uspokoić. Mam o nim zupełnie inne zdanie, niż kiedyś... - mówiła, przeglądając pozostałe zdjęcia. - Kiedyś myślałam, że jest nieodpowiedzialny i beztroski, a tymczasem jest poważny i rozsądny. Bardziej przejmuje się konsekwencjami wypowiedzi Billa, niż on sam.
            - To może się przerzucisz na Toma? - zażartowała Julia.
            - Przestań... - uśmiechnęła się Babette. - Tom jest i zawsze będzie tylko przyjacielem.
            - Z tą wypowiedzią Bill faktycznie przesadził; „jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi... też”, no przecież to mówi samo za siebie… - Julia pokręciła głową. - Naprawdę jest beztroski, czy on w ogóle nie myśli o tobie?
            - Nie obwiniaj go… Po prostu się nie zastanowił, a ludzie i tak będą gadać, mam tylko nadzieję, że w końcu im się znudzi.
            Miała taką nadzieję, tak bardzo tego chciała... Już po pierwszym dniu, odkąd właściwie wszyscy zaczęli się domyślać, miała dość. Na każdym kroku spotykała się z niemiłymi docinkami i uszczypliwością. Dzielnie odpierała ataki, ale jak długo to może potrwać i kiedy im się znudzi? Nie znała odpowiedzi na te pytania, pozostawała tylko jedna wielka niewiadoma i nieokreślony czas.
            Wracała do domu z jedną myślą; wtulić się w ciepłe ramiona Billa, jednak jego znowu nie było. Na stoliku w salonie znalazła tę samą gazetę, którą oglądała w pracy, w dodatku rozłożoną na stronie ze zdjęciami. „Cholera… Więc widział...”, pomyślała tylko nerwowo przygryzając wargę. Właściwie nie miała nic na sumieniu, ale to zdjęcie z Tomem... W sumie, mógł się zdenerwować.
            Zamyśliła się przysiadając na kanapie. Kochała go… Kochała do szaleństwa, ale analizując to, co zdarzyło się w ostatnim czasie zdała sobie sprawę z faktu, że od momentu związania się z Billem, tak wiele straciła z dawnego poczucia bezpieczeństwa. Było jej z nim dobrze, była szczęśliwa, ale wciąż miała wrażenie, że on nie dba o nią tak, jakby tego chciała. Rozumiała ciągłe wyjazdy i koncerty, taka była jego profesja, był przecież gwiazdą, ale nie dzwonił do niej już tak często jak na początku i bywały chwile, że zastanawiała się, czy wciąż zależy mu na niej tak, jak na samym początku. Sama przed sobą tłumaczyła go, że przecież teraz jest już jego, że dwa telefony dziennie wystarczą, a w międzyczasie kilka sms’ów. Ale nie chciała tego robić, nie chciała zapewniać samej siebie, że wciąż kocha ją tak samo, to przecież on powinien sprawiać każdym gestem, zachowaniem. Tak często rozmawiali o tym, że niepielęgnowane uczucie więdnie. Nie chciała czuć się jak stara żona, która i tak będzie na niego czekać. Zaczynało brakować jej tych starań, które na początku ich znajomości tak bardzo ją ujęły. Jednak zawsze usprawiedliwiała jego małe niedociągnięcia, była pewna, że z czasem poznają się na tyle dobrze, że będą wiedzieli czego od siebie oczekują.
            Z zamyślenia wyrwał ją zgrzyt klucza w zamku. Z radością podeszła do drzwi.
            - Cześć kotku - Uśmiechnęła się, cmokając go na powitanie w policzek.
            - Cześć - odpowiedział sucho zdejmując buty. „Zdaje się, że czeka mnie scena zazdrości”, pomyślała.
            - Tylko mi nie mów, że jesteś wściekły o to zdjęcie - uprzedziła domniemany fakt.
Spojrzał na nią, wcale nie zdziwiony jej stwierdzeniem.
            - Oczywiście, że jestem - powiedział całkiem poważnie, kierując swe kroki do kuchni. Trochę rozbawiła ją ta sytuacja, ale zachowała całkowitą powagę i oparta o futrynę kuchennych drzwi, śledziła jego ruchy, delikatnie się uśmiechając. Wyjął z lodówki colę i nalewając sobie do szklanki, zerknął na nią ukradkiem. Uśmiechała się nie spuszczając z niego wzroku:
            - Bill, powiedz, że żartujesz - Przechyliła głowę, nadal się uśmiechając i nie ruszając z miejsca, tym samym skutecznie uniemożliwiła mu wyjście z kuchni, tarasując przejście.
- Nie żartuję, mogę przejść? – zapytał z pełną powagą, stając na wprost niej.
            - Nie, dopóki nie przestaniesz się wygłupiać - odpowiedziała już nieco poważniej, wyrażając swoją obawę spojrzeniem.
            Popatrzył na nią przez chwilę, nie próbując z nią pertraktować, ani odsuwać siłą od drzwi, po czym roześmiał się serdecznie, obejmując ją.
            - Dobra, przestaję - powiedział, ciągle się śmiejąc.
            - No wiesz co? - Teraz Babette udawała zdenerwowanie - Ale ty podły jesteś...
            - No co? Nie cieszysz się, że nie jestem obrażony?
            - Nie mam z czego się cieszyć, zresztą ja nie zrobiłam niczego złego - odparła.
            - Jak to? Całowałaś się z facetem, w dodatku z moim bratem, a jakby tego było mało, to wszyscy mogą to zobaczyć w gazecie - roześmiał się, prowadząc ją w objęciach do salonu.
            - To był tylko przyjacielski całus i to w dodatku przez ciebie - pokazała mu język.
            - Myślałby kto, jaki mój braciszek troskliwy, a ty pocieszycielka strapionych - ironizował Bill.
            - A żebyś wiedział, że troskliwy, on się naprawdę o nas martwi - powiedziała Babette już całkiem poważnie, siadając na kanapie i składając gazetę. - Mówiłam, że tak będzie. Czytałeś artykuł?
            - Przecież nic takiego tam nie ma - wzruszył ramionami, uśmiechając się. Był beztroski. Czy na pozór dowcipne uwagi i spekulacje na temat ich osobistego życia, są niczym? Czy on nie rozumie, że dopiero teraz mogą zacząć się prawdziwe ataki na jej prywatność? No tak, on przywykł już do tego, że ciągle gdzieś o nim piszą, jednak zazwyczaj nie są to przykre docinki, a niemal same zachwyty. Na razie to wszystko, co zawarte było w artykule, nie było jeszcze w żaden sposób obraźliwe, ot zwykłe domniemania. Ale co będzie, jeśli po upewnieniu się przez dziennikarzy o tym, co ich łączy, zaczną się zwyczajne, bezczelne ataki? Bała się, czy i wówczas nie będzie to dla niego „niczym takim”. Była na to wszystko przygotowana, ale potrzebowała też jego wsparcia. A jeśli go nie otrzyma?
            - Kochanie... Nie przejmuj się tym aż tak bardzo, przywykną do tego, że jesteśmy razem... - Z zadumy wyrwał ją jego ciepły głos i delikatny dotyk dłoni. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby właśnie wróciła z dalekiej podróży. Głęboki wdech poprzedził jej odpowiedź;
            - W sumie może masz rację... Nie warto się na zapas zadręczać - Uśmiechnęła się, wtulając w jego ramiona. W takich chwilach czuła się cudownie, znikały wszystkie troski, wątpliwości pierzchały, oddychała pełnią szczęścia. Pomyślała nawet, że te wszystkie drwiny, które musiała znosić dzisiaj, były niczym w porównaniu do myśli, że mogłaby utracić te kochane, ciepłe ramiona. Czuła delikatny oddech we włosach, zmysłowy dotyk na ciele. O tak... Tego jej było trzeba, takiego ukojenia i bliskości.
- Kotku…? - odezwał się Bill po chwili.
            - Hmm...? - zamruczała cicho.
            - Przyjaźnisz się z moim bratem...
            - Co w związku z tym? - spojrzała na niego z zaciekawieniem.
            - Miałbym do ciebie prośbę... - uśmiechnął się delikatnie, ale zamilkł przyglądając jej się uważnie.
            - No jaką? - zniecierpliwiła się.
            - No, w sumie nietypową, chciałbym, żebyś coś od niego wyciągnęła, ostatnio jest jakiś dziwny, zupełnie go nie poznaję... - Bill znowu się uśmiechnął, sięgając po szklankę z colą. – Przy najbliższej okazji wypytaj go co jest tego przyczyną.
            Babette wstała, sięgając po pilota, żeby włączyć jakąś muzykę.
            - I myślisz, że mi się zwierzy co go trapi? - roześmiała się. - No na takim etapie to my chyba nie jesteśmy.
            - Mnie kompletnie nie chce nic powiedzieć, byłem u niego dzisiaj rano z tą gazetą... - Bill spojrzał na Babette wzrokiem skarconego szczeniaka.
            - No wiesz co? - oburzyła się dziewczyna - Robiłeś mu z tego powodu wymówki?
            - Trochę się wkurzyłem, jak zobaczyłem to zdjęcie, ale szybko zrozumiałem, że to głupie... Zresztą powiedział to samo co ty, ale wracając do niego, to mam wrażenie, że to coś poważnego... - mówił dalej konspiracyjnym szeptem.
            - Jak to? Co podejrzewasz? Myślisz, że jest chory? - zatrwożyła się Babette.
            - Nie, nie o to mi chodzi - machnął ręką Bill. - A jeśli już, to raczej choroba duszy...
            - Chyba nie powiesz mi, że nasz łamacz niewieścich serc się zakochał? - roześmiała się dziewczyna.
            - Może jeszcze nie, ale mam wrażenie, że jest na dobrej drodze, tylko do głowy nie przychodzi mi, kto to może być? - Podrapał się po głowie. - Widziałaś go może ostatnio, żeby się jakąś bliżej interesował?
            Babette poszperała w swojej pamięci, po czym pokręciła przecząco głową.
            - Nie, nawet nie zauważyłam, żeby się koło jakiejś kręcił...
            - No właśnie! - Bill klepnął dłońmi o kolana. - I to jest w tym wszystkim najdziwniejsze! Proszę cię, wyciągnij coś z niego przy najbliższej okazji, dobrze?
            Wzruszyła ramionami.
            - No dobrze, postaram się, ale nie gwarantuję, czy mi się uda.
            - Tylko... - urwał nagle Bill z zasmuconą miną.
            - Tylko co?
            - Tylko nie wiem kiedy nadarzy się ta okazja, znowu wyjeżdżamy... David nam to dzisiaj obwieścił, wprawdzie wiedzieliśmy o tym wcześniej, ale nie znaliśmy dokładnych terminów.
            - Kiedy nastąpi to „znowu”? - zapytała Babette, wykrzywiając usta.
            - Za tydzień, wracamy dopiero na święta. Kilka zagranicznych koncertów.
            - Przecież zawsze o tym marzyłeś - powiedziała, przytulając się.
            - Wiem, ale trudno jechać bez ciebie - westchnął, obejmując dziewczynę. - Będę tęsknił...
~


            Nie chciała na to patrzeć. Nie chciała, ale patrzyła... Nerwowo przerzucała strony gazet, kupowała wszystkie w których była choćby najmniejsza wzmianka o chłopakach. Z samego rana, codziennie zatrzymywała się przy saloniku prasowym, żeby sprawdzić czy czegoś o nich nie napisali. Po trzech wizytach w tym samym, jechała do innego, bo sprzedawczynie patrzyły na nią dziwnym wzrokiem. Sama zastanawiała się nad tym, czy to nie zakrawa na jakąś obsesję, bo po przeczytaniu interesujących ją artykułów i przejrzeniu zdjęć, otwierała z mocniej bijącym sercem kolejne strony w internecie, byleby tylko znaleźć tam coś, czego nie wyczytała w gazetach. Ale nie było niczego innego, wszędzie to samo, te same zdjęcia fanek wtulonych w jego ramiona, w te same w które ona nie tak dawno wtulała się z miłością... Nie chciała na to patrzeć, ale patrzyła... Wiedziała, że przecież to nic takiego, to było, jest i będzie, przecież to normalne, a jednak... Jednak trochę bolało, bo jego nie było i ta niepewność, czy kiedy wróci, znów wróci do niej...?
            Tęskniła... Bardzo tęskniła. Zdarzało się, że otwierała szafę, gdzie zostawił kilka swoich ubrań i wtulała się w nie, wdychając ten zapach, jego zapach...
            Czasem paraliżował ją paniczny strach, szczególnie kiedy rzadziej telefonował, ale kiedy już rozmawiali wiedziała, że nie ma powodu do obaw. Zdarzało się, że nie dawał znaku życia przez cały dzień, wtedy z bolesnym biciem serca zrywała się w środku nocy, kiedy dzwonił telefon. Z radością słuchała jak opowiadał jej wrażenia całego dnia, jak szeptał, że tęskni i kocha. To wystarczyło. Wierzyła, że nie ma możliwości i czasu na częstsze kontakty.
            Nie pojmowała potęgi swojego uczucia do niego… Nie wiadomo skąd po prostu przyszedł i został, zmienił ją, zmienił jej życie. Wszystko stanęło na głowie, wszystko co do tej pory było ważne nie liczyło się już dla niej, straciło sens... Najważniejszy był on, bo pewnego dnia pojawił się w jej życiu, zamieszkał w jej sercu, przyniósł wielkie szczęście. I bez względu na to jak to wszystko miało się dalej ułożyć, nigdy tego nie będzie żałowała, wiedziała, że już nic nie będzie takie samo. Patrzyła w swoje odbicie w lustrze i nie poznawała samej siebie, jak bardzo się zmieniła, jak z pewnej siebie kobiety sukcesu, przeistoczyła się w bezbronną dziewczynę, uzależnioną od niego i od jego uczucia. Poznała smak nieobliczalnej, wielkiej miłości, szczęścia, bycia kochaną i pożądaną, ale poznała też smak bólu i goryczy niepewności, cierpki smak zazdrości i upokorzenia.
Zbliżały się święta. Prezent gwiazdkowy już dawno kupiła; gruby, srebrny łańcuch z wisiorkiem w kształcie litery „B”. Idealnie się złożyło, bo ich imiona zaczynały się na tę samą literę, i nikt się nie domyśli, że to jej imię ma nosić na szyi. Pierwsza gwiazdka razem, cudowne to było uczucie. Kupiła nową sukienkę, nowe pantofle, to dla niego chciała wyglądać pięknie, tym bardziej po tak długim rozstaniu.
            Miał przyjechać wieczorem. Wiedziała, rozumiała to, że najpierw musi jechać do domu na święta, przecież jego bliscy też na niego czekali i też tęsknili. Ale wiedziała też, że kiedy już do niej wróci, zostanie z nią dłużej. Cieszyła się tą myślą jak małe dziecko.
Po południu poszła do rodziców. Zeszła się niemal cała rodzina. Porozmawiała wreszcie z mamą, opowiedziała jej wszystko, bo wcześniej nie było okazji. Wiedziała, że rodzicielce się to wszystko nie spodoba. Oczywiście głównym argumentem była różnica wieku.
            - Mamo... - westchnęła dziewczyna - Ty też przeciwko mnie?
            Kobieta pogłaskała córkę po głowie.
            - Kochanie, ja tylko nie chcę żebyś cierpiała... On taki młody, zostawi cię w końcu, znajdzie sobie młodszą... Ten Martin mi się podobał, miał klasę, a ten to taki jakiś...
            - Mamo, proszę cię... - jęknęła Babette, zaciskając dłonie na blacie kuchennej szafki.
            - Wiem, że teraz jesteś szczęśliwa, ale będzie coraz ciężej jak się wszyscy dowiedzą. Już mnie ciotka pytała, czy to prawda... Będą plotkować, właściwie to już plotkują.
            - Wiem, że plotkują… Niemal codziennie serwują mi uszczypliwe docinki - powiedziała Babette - Ale ja go kocham, mamo... Nawet nie wiesz jak bardzo.
            Matka przytuliła ją mocno. Dziewczyna odwzajemniła uścisk, potrzebowała tej chwili poczucia bezpieczeństwa w matczynych ramionach.
            - Bardzo się o ciebie martwię...
            - Będzie dobrze mamo, będzie dobrze...
            Wracała do domu z bijącym sercem, spieszyła się, jeszcze musiała zastawić stół i przebrać się. Wreszcie go zobaczy, wreszcie będzie mogła niecierpliwie całować, dotykać, tak bardzo była stęskniona i spragniona jego ust…
            Zbliżała się godzina dwudziesta. Wszystko było dopięte na ostatni guzik; naszykowana kolacja, leżący prezent pod choinką, zapalone na stole świece, a ona podekscytowana i szczęśliwa, poprawiając jeszcze makijaż przeglądała się w lustrze. To będzie ich pierwsza wspólna gwiazdka, tak czekała na tę chwilę... Jeszcze tylko kilkanaście minut i zatonie w jego ramionach.
            Miała wrażenie, że te kilkanaście minut wlecze się niemiłosiernie, a kiedy już minęło, jego nie było. Ale usprawiedliwiała go w myślach, przecież nie mógł być tak idealnie punktualny, może coś zatrzymało go jeszcze w domu…? A może droga jest zbyt śliska i kierowca nie może za szybko jechać? To dobrze, niech aż tak się nie spieszą, byleby tylko dojechał cały i zdrowy, ona poczeka…
            Na spacerach od okna do okna, upłynęła jej godzina, w końcu dwie, a jego wciąż nie było. Czekała z wszechobecnym w niej strachem, owładnięta dreszczem, stawała w oknie, wychodziła na taras, wracała zrezygnowana. Po chwili znów to samo. „Przecież przyjedzie... Na pewno przyjedzie... Tylko trochę się spóźni...”, pocieszała sama siebie, kiedy zbierało jej się na płacz, szczególnie kiedy to jej „trochę” zamieniło się w trzecią godzinę. Telefon milczał jak zaklęty, nie chciała mu przeszkadzać, jednak pokonując samą siebie wybrała w końcu jego numer. Nie odbierał.
            Było już po dwudziestej trzeciej. Siedziała skulona na kanapie, wpatrzona w dopalające się świece. Nie umiała już się pocieszyć, nie tłumiła łez, które właśnie spłynęły po policzkach. Z bólem serca wpatrywała się w biegnące wskazówki zegara. Chciała znów zadzwonić, ale rozmyśliła się łudząc nadzieją, że może właśnie do niej jedzie? Przecież gdyby miał nie przyjechać, zatelefonowałby na pewno...
            Znów minęła kolejna godzina, a ona ciągle wpatrywała się w pustą ulicę. Już przestała wierzyć, że tej nocy go zobaczy, choć bardzo nie chciała tracić tej wiary. Była zdruzgotana, cały gwiazdkowy wieczór przesiedziała sama, oczekując na niego. Nie zadzwonił, nie napisał nawet jednego sms’a, nie dał żadnego znaku życia. „A może coś się stało...?”, myślała z niepokojem, jednak szybko pocieszała się, że przecież złe wiadomości docierają najprędzej.
            Zgasły wypalone świece, wosk spłynął po świeczniku tworząc na obrusie kolorowe zacieki. Zgasła w niej ostatnia iskierka nadziei, że go dziś zobaczy...



9 komentarzy:

  1. Nadciągnęły czarne chmury nad to ich lazurowe niebo...
    W chwili, w której siedziała sama w tak ważny dzień, kiedy nadzieja tliła się w niej przez tyle godzin i nagle zgasła, to było tak smutne... Poruszające. Piękne. I kiedy człowiek bierze do siebie to nieszczęście, gdy ból zawodu wnika w serce, czasem nie sposób nie płakać. Kocham ten Twój sposób opisywania tragizmu sytuacji, tego, że potrafisz człowieka poruszyć słowem i choć nie ma rzeczywistego powodu, chce mu się płakać przez nieszczęście fikcyjnych bohaterów.
    Buzi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeceniasz mnie moja kochana, piszę normalnie, może tylko staram się włożyć w to własne odczucia, kiedy mnie spotkałoby coś takiego. Spędzić samemu Wigilijny wieczór, to jest bardzo przykre... Każdego to może spotkać z różnych powodów.
      Dziękuję, za wszystko ;*

      Usuń
  2. Smutno :( no ale jednak taki minus zakochiwania się w 17-latku... on ma matkę, która jeszcze ma coś do powiedzenia. :/
    Podobało mi się jak Julia stwierdziła, że może Babette się przerzuci na Toma... ja bym się przerzuciła :D on taki kochany i rozsądny <3. Jeden z lepiej wykreowanych Tomów pasujący mi bardzo do oryginału. Bo zazwyczaj to z niego robią bad boya Hahaha xD.
    No i biedny ma złamane serduszko :((( może ja się nim zaopiekuje? Haha... co z tego, że ma tu 17 lat, a ja w przeciwieństwie do głównej bohaterki nie gustuje w młodszych xDD
    Ciesze się, że to dzisiaj dodalas odcinek :D trochę odreagowałam po lalce i może jednak dzisiaj zasne :P
    Buziaki, kochana! :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co najgorsze, jest z tą matką mocno związany, więc jej opinia nie jest bez wpływu na zachowanie chłopaka.
      Przerzucić się na Toma, no w sumie mogłaby i on zapewne nie miałby nic przeciwko temu, ale wiesz, jak to jest kiedy kocha się innego.
      Ciekawe, jak Ci się spało? ;D
      Całuski ;*

      Usuń
    2. Powiem Ci ze spało się ok, ale i tak mi się śniły jakieś twincesty xDD

      Usuń
  3. Czemu mam wrażenie, że coś złego się stanie???
    I to przeczucie, że Babette na samym końcu będzie z Tomem? Tego nie wiem... A pisałam już że to opowiadanie kojarzy mi się z "Ostatnią spowiedzią"? Serio mam wrażenie, że historie są podobne (lecz nie mówię, że identyczne) :D
    Mam nadzieję na.... no właśnie ty wiesz na co mam nadzieję!
    Historia ma się ciągnąć do 100 odcinków, albo i lepiej ;)
    A poza tym sama muszę zabrać się za pisanie swoich opowiadań. Na szczęście matury się już skończyły.
    A opowiadanie jak zawsze genialne!
    Pozdrawiam kochana! Dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia w czym tkwi podobieństwo, bo nie mam czasu zabrać się za OS. Ja to pisałam w 2006 i mam na to świadków, no i istnieje jeszcze forum, na którym publikowałam pierwszą wersję, więc z pewnością nie zdublowałam niczyjego pomysłu. Kiedy rasowałam je, miałam nawet chęć wiele zmienić z sytuacji, jakie wydawały mi się banalne, ale gdybym chciała to zrobić, musiałabym większość fabuły zmienić, a wówczas opowiadanie by niemal zupełnie się zmieniło, więc zostawiłam jak jest, poprawiając jedynie styl.
      No części będzie tyle, ile Ci mówiłam, ale ciąg dalszy też zamieszczę, więc jeszcze tego przed nami sporo.
      Buziaki ;*

      Usuń
  4. Dlaczego ta para ma tak pod górkę? Doskonale wiem, że nie może być idealnie, ale czytając o tym, jak Babette czekała na Billa w tak ważny dzień, a on się nie zjawił zrobiło mi się smutno... Wydaje mi się, że matka bliźniaków jest przyczyną nieobecności Billa. A wracając... Młody nie zrobił awantury o zdjęcie? Byłam przekonana, że zrobi, ale lepiej, że się pomyliłam :D
    Buziaki Beatrice! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele przyczyn tego, że nie mają lekko, a tą, jaka wysuwa się na pierwszy plan jest ta nieszczęsna różnica wieku. Ona nie byłaby tak widoczna, gdyby on był nieco starszy, ale 17-stolatek z kobietą przed 30-stką, to jednak odrobinę zaskakujące.
      O zdjęcie nie zrobił jej aż takiej afery, bo po rozmowie z Tomem emocje opadły, no i... nie ma pojęcia o afekcie brata. Na razie...
      Dziękuję kochana i ściskam ;*

      Usuń