środa, 26 kwietnia 2017

Część 6.



Część 6.


            Doprowadzała go do szaleństwa, już nie poznawał sam siebie. Te wahania nastroju i szybka ich przemiana zadziwiały go. Jeszcze przed chwilą był gotów stąd wyjść, przysięgał sobie, że nie pozwoli zrobić z siebie idioty jej kolejną manipulacją. Tymczasem znów stał, zupełnie udobruchany, wpatrując się w jej słodki uśmiech i niebiańskie oczy. Dłonie Leilani gładziły teraz jego kark, a usta były coraz bliżej. Nie zważali na to, że w korytarzu przy toaletach wciąż kręcili się jacyś ludzie, oni oprócz siebie nie widzieli nic, zresztą i na nich nikt nie zwracał szczególnej uwagi, bo tuląca się do siebie para to był tutaj normalny widok.
            Nachylił głowę i delikatnie musnął jej wargi, po czym znów spojrzał w te oczy. Czuł, że znów się zatraca. Żadnej innej kobiecie, nigdy nie pozwolił na to, co wyprawiała z nim ta niebieskooka blondynka. Wystarczyło tylko jedno jej spojrzenie, kilka czułych słów, ledwie muśnięcie dłoni, a gotów był zrobić wszystko co mu rozkaże.
            - Chcę cię teraz. Do hotelu pojedziemy potem, a ja chcę już, natychmiast… - wydyszała mu wprost do ucha. To było dla niego jak wezwanie, jej podniecający ton głosu znów przyprawił go o dreszcze. Całym ciałem przycisnął ją do ściany i pocałował mocno, namiętnie.
            Znów nic się nie liczyło, żadne zasady, kanony, teraz prowadziło go pożądanie obraną przez siebie drogą, wprost do celu. Jej dłonie chciwie wkradły się pod jego koszulkę. Jęknął. Pragnął jej coraz bardziej, on też chciał ją mieć tu i teraz, a potem już nie będą się musieli spieszyć. Rozejrzał się i zastanowił nad jakimś w miarę bezpiecznym miejscem, gdzie bez problemu mogliby uprawiać seks, szybko i bez ceregieli. Do głowy przyszło mu teraz tylko jedno, to które było najbliżej. Pociągnął ją za rękę w stronę znajomej toalety, tej samej z której uciekła mu dwa tygodnie temu. Krew w ich żyłach, pobudzona adrenaliną zamieniała się teraz w rwące potoki. Pospiesznie zamknęli się w środku, dopadając do siebie jak zgłodniałe zwierzęta.
            Dłonie Toma natychmiast powędrowały na jej piersi, lecz cienki materiał bluzki był dla nich przeszkodą. Szybkim ruchem zsunął jej ramiączka, wydobywając spod okrycia wypukłości, które zaczął dotykać i pieścić, a już po chwili przyssał się do nich jak spragnione niemowlę. Leilani zrzuciła mu z głowy czapkę, której daszek teraz najwyraźniej zaczął jej przeszkadzać. Chciała zająć się jego spodniami, ale pozycja chłopaka, który oddawał się zabawie jej biustem, najwyraźniej uniemożliwiała to. Nie mogła dosięgnąć nawet paska. Poirytowana i zniecierpliwiona, odepchnęła na chwilę zdezorientowanego, aby przyciągnąć go z powrotem. Teraz już bez problemów mogła popracować nad rozpięciem klamry i sięgnąć po swoją zabawkę. Tom z rozanieloną miną przyglądał się biernie jej poczynaniom, a kiedy poczuł na sobie delikatne dłonie, z jego gardła wydobyło się przeciągłe:
            - Aaaaah…
            Teraz już taka pieszczota mu nie wystarczyła, chciał więcej, bez długiej gry wstępnej, bez niepotrzebnych ceregieli, chciał już być w niej. Nie było potrzeby wszystkiego przedłużać. Podelektuje się nią potem, w hotelu, teraz chciał ją po prostu, zwyczajnie zerżnąć, dać upust pożądaniu, jakie kipiało w nim niczym lawa w gotowym do erupcji wulkanie.
            Bez najmniejszego trudu podciągnął do góry jej krótką spódnicę. Jego oczom ukazały się jak zawsze u niej seksowne pończochy i bardzo skąpe majtki. Od razu wsunął pod nie dłoń, zatapiając swoje palce w jej wnętrzu i poruszając nimi rytmicznie. Teraz ona wzdychała namiętnie przymrużając oczy, lecz wciąż nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Ich dłonie wzajemnie pieściły swoje ciała, gdy po chwili Tom sięgnął do kieszeni, z której wyjął mały czarny, kwadracik i rozerwawszy go zębami, podał Leilani:
            - Załóż… - jęknął.
            Na widok prezerwatywy skrzywiła się nieco, ale zrobiła co chciał. Wszystkie jego dotychczasowe partnerki robiły to dłońmi, podczas gdy ona chwyciła w usta końcówkę i przykucnęła, nasuwając zabezpieczenie. Z każdym ruchem jej warg, różowa gumka była coraz dalej. Patrzył na jej wprawne ruchy z rozchylonymi z podniecenia ustami, które oblizywał co chwilę. Najwyraźniej przeszkadzająca mu w tym koszulka, po chwili zaznajomiła się z posadzką na podłodze.
            Leilani robiła to wyjątkowo, delikatnie, a jednocześnie stanowczo. Widać miała w tym wprawę, musiał to być jej kolejny raz, jednak teraz bynajmniej wcale mu to nie przeszkadzało. W końcu przecież nie była jego dziewczyną.
            Bardziej z niecierpliwości, niż z chęci pomocy pomógł jej się podnieść i niemal błyskawicznie odwrócił ją tyłem do siebie, skłaniając do oparcia o umywalkę. Przed sobą miała lustro, w którym widziała swój obnażony biust, swoją i jego twarz, na której malowało się podniecenie. Popatrzył na ich odbicia, ale tylko przez chwilę, bo zaraz swoją uwagę skupił na jej wypiętych pośladkach, które właśnie pozbywał skąpego, i jedynego okrycia. Pogładził je dłońmi i chwytając ją w końcu za biodra, spełnił swoje największe pragnienie. Powoli, ale z łatwością, bez najmniejszego oporu posiadł ją, czując jak obejmuje go przyjemnie jej wewnętrzne ciepło. Na to doznanie, obydwoje wydali z siebie odgłos rozkoszy, jaka właśnie nimi zawładnęła.
            Lustrzane odbicie jej namiętnego wyrazu twarzy sprawiało, że podniecenie sięgało zenitu, a falujące pod wpływem jego ruchów i kuszące obfitością piersi, aż prosiły, żeby chwycić je w dłonie. Ten widok nie musiał już dłużej zachęcać, natychmiast z jej bioder, przeniósł swój dotyk na ten atrybut kobiecości, nie żałując swoich pieszczot.
            Po raz pierwszy widziała jego gładki, opalony i wspaniale umięśniony tors, i choć był tylko odbiciem w lustrze, była pewna, że jeszcze nie raz będzie mogła go dotykać i pieścić, może nawet za jakąś godzinę w hotelu? Tymczasem widziała jego podniecony wyraz twarzy i wpatrujące się w jej odbicie, cudowne oczy. Tak długo marzyła o tej chwili, tak wiele ją te marzenia kosztowały, ale teraz spełniały się. Był w niej, czuła jego wielkość i ciepło, dawał jej niewysłowioną rozkosz swoimi płynnymi, zdecydowanymi ruchami.
            - Mocniej... - wydyszała czując, że jest już blisko i pochyliła głowę. Niemal natychmiast spełnił jej żądanie, a po chwili jego gorące usta pieściły jej ramiona i kark. Jednak chciała jeszcze pełniejszego doznania, więc szybko dodała: - Dotykaj mnie...
            Natychmiast przeniósł dłoń w miejsce gdzie jego dotyk najsilniej mógł pogłębić jej przyjemność. Widział jak mocniej zaciska ręce na umywalce, a swoje wnętrze na nim. Miał wrażenie, że dłużej nie wytrzyma, a przecież nie chciał pozostawić jej niespełnionej, choćby nawet potem w hotelu, miałby jej zrobić dobrze kilka razy. Ten pierwszy raz był ważny, o ile nie najważniejszy, cholernie zależało mu, żeby nie wyjść na jakiegoś dupka, musiał się powstrzymać i choć na chwilę rozproszyć.
            Jej oddech był coraz szybszy, coraz pełniejszy i coraz bardziej słyszalny. Podniecała go tym swoim dyszeniem jeszcze bardziej, wiedział, że jest już blisko i nie mylił się, bo po chwili odpłynęła w swojej rozkoszy i oznajmiając jej nadejście rozkosznym jękiem, nagle wyprostowała się, odrzucając głowę do tyłu, wprost na jego ramię. Pulsowała każda część jej ciała, czuł to też pod palcami, które wciąż drażniły jej wrażliwe miejsce. Obnażona stygła wolno w jego objęciach podczas, gdy on dopiero zrywał się do lotu w swoją ekstazę, która nadeszła po chwili.
            Jego cichy pomruk i coraz wolniejsze ruchy oznajmiły jej, że właśnie się spełnił. Jeszcze tylko westchnął namiętnie i delikatnie pocałował jej szyję, masując przy tym nabrzmiałe piersi dziewczyny. Poczuł wielką ulgę i taką błogość. Teraz najchętniej wtuliłby się w miękką poduszkę, ale na to musiał poczekać.
            W klubie spędzili jeszcze dwie godziny. Trochę potańczyli, trochę posiedzieli przy zarezerwowanym przez Toma stoliku, w końcu stwierdzili zgodnie, że pora już opuścić ten lokal.

***

            - Heidi, ty chyba zwariowałaś, jest pierwsza w nocy! - oburzyła się Agnes.
            - No i co? Przecież tam jest czynne do rana, no nie wygłupiajcie się, która jest za? - zapytała rozbawiona alkoholem dziewczyna. - Byłam tam w zeszłym tygodniu, mówię wam, jest świetnie!
            - W sumie możemy iść, potańczymy przynajmniej. Mogłam być na otwarciu, ale nie poszłam - poparła koleżankę Katrin.
            - Głupia jesteś, że nie poszłaś! - filozoficznie stwierdziła Dagmar.
            - Tom przynajmniej miał wolną rękę - puściła jej oczko Heidi.
            - Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - roześmiała się Katrin. - To co? Idziemy?
            - Jasne! - odkrzyknęły teraz wszystkie zgodnym chórem, a Heidi sięgnęła po telefon zamawiając taksówkę.
            Zwykle, przeważnie w ten sposób kończyły się ich babskie wieczorki, tyle, że tym razem pomyślały o tym nieco później, ale i tak solidarność wzięła górę.       
            Katrin nigdy nie mówiła o takim finale ich spotkań Tomowi, bała się, że najzwyczajniej w świecie może być zazdrosny i nie będzie chciał jej puścić. Chociaż zawsze bardzo podobały jej się te ich nocne eskapady do różnych klubów, jednak i tak potem trawiły ją wyrzuty sumienia, choć nie robiła przecież niczego złego i była bardzo mu wierna.
            Po niespełna dwudziestu minutach ich taksówka zatrzymała się pod „Kosmosem”. Zadowolone i podniecone wizją zabawy, wysiadły z auta, pozostawiając w nim jeszcze przez chwilę Heidi, która płaciła kierowcy. Pod lokalem kręciło się trochę osób. Widać to było normalne, że jeszcze o tej porze ktoś tu przychodził, ale byli też i tacy, którzy już wychodzili. Jednym słowem ciągły ruch.
            - Możemy iść - usłyszały głos koleżanki, która właśnie uregulowała rachunek za taksówkę.
            Właśnie ruszały z miejsca, kiedy uwagę Katrin przykuła jakby znajoma postać mężczyzny, który właśnie zbliżał się do postoju taksówek po drugiej stronie ulicy. Przystanęła, przyglądając się uważniej owemu osobnikowi i teraz z całą pewnością stwierdziła, że to jest Tom. W pierwszej chwili mocniej zabiło jej serce, bo jedyną myślą jaka zrodziła się w jej głowie było to, że przecież nie może jej tu zobaczyć, lecz kiedy mało zwarta grupa ludzi wśród których szedł rozeszła się w swoje strony spostrzegła, że Tomowi towarzyszy długonoga blondynka w krótkiej spódnicy i białej, futrzanej kurtce.
            Razem zmierzali do jednej z taksówek, a gdy już do niej dotarli Tom szarmancko otworzył jej drzwi. Z początku pomyślała, że może to tylko jakaś znajoma, którą odprowadza, ale kiedy po chwili wsiadł razem z nią, poczuła falę gorąca. Przypomniała sobie swoje własne słowa sprzed kilkunastu minut; „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Niestety, jej oczy zobaczyły zbyt wiele, chociaż wciąż tliła się w niej jakaś złudna nadzieja.
            Taksówka odjechała, a ona stała tam jeszcze odprowadzając auto wzrokiem, kiedy usłyszała głos Heidi. Dziewczyny właśnie wchodziły do lokalu i najwyraźniej tego wszystkiego nie zauważyły, zajęte wzajemną rozmową.   
            Pospiesznie doszła do przyjaciółek, jednak wewnętrznie rozbita i wstrząśnięta tym co widziała, wyglądała na przygaszoną.
            - Coś się stało? - zapytała Heidi, która zauważyła dziwny wyraz jej twarzy.
            - Nie, nic... - potrząsnęła głową Katrin. - Wydawało mi się, że zobaczyłam kogoś znajomego, ale to nie był on.
            - No to chodźmy, znajdziemy sobie jakąś miejscówkę przy barze.
            Już nie słyszała beztroskich rozmów przyjaciółek i była pewna, że nie zabawi się dzisiaj szampańsko. Czuła suchość w gardle i trzęsły jej się ręce. Tak bardzo chciałaby się upewnić, że tylko odwiózł znajomą, tak bardzo chciałaby w to uwierzyć...
            Był tylko jeden sposób, który właściwie nie był niczym pewnym i tego trzymać się nie powinna, ale chciała pomimo wszystko spróbować.
            - Zaraz do was dojdę - zwróciła się do Heidi i wyjmując z torebki telefon, oddaliła się w nieco spokojniejsze miejsce przy szatni. Wybrała połączenie, choć tak bardzo bała się usłyszeć te słowa, to jednak je usłyszała: „Abonent jest poza zasięgiem, lub ma wyłączony telefon”.

***

            Dochodziła czwarta nad ranem. Był zmęczony, ale nie senny. Już dawno nie przeżył tylu orgazmów w ciągu zaledwie trzech godzin, już nawet nie licząc tego w klubie. Kochali się praktycznie non-stop, dając ciału tylko kilkunastominutowe wytchnienie. Sam się sobie dziwił jak był w stanie to zrobić, ale przecież był młody, zdrowy i naprawdę spragniony takiego erotycznego maratonu. Katrin nigdy nie dała mu takiego pola do popisu, ona zaledwie po dwóch razach już była senna i niechętna, gdy tymczasem Leilani wciąż nienasycona.
            Teraz odpoczywał po kolejnym spełnieniu i paląc papierosa, podziwiał jej nagie ciało w całej okazałości, bo bez najmniejszego zażenowania, przeparadowała przed nim wracając spod prysznica.
            - Szkoda, że nie poszedłeś ze mną. - powiedziała, wycierając mokre włosy.
            - Pójdę, następnym razem - uśmiechnął się, przeciągając dłonią po jej wilgotnym ciele. Uniósł się na łokciu i delikatnie musnął ustami jej ramię, zlizując z nich krople wody. - Jesteś podniecająco wilgotna, jak się domyślam wszędzie - wymamrotał. Znów czuł tę dziką żądzę, wystarczyło zaledwie pół godziny, a on kolejny raz jej zapragnął. Bał się swoich odczuć jak nigdy, przecież obiecywał sobie, że ta dzisiejsza noc będzie tą ostatnią, a tymczasem już wiedział, że to postanowienie jest niemal niemożliwe do spełnienia. Było mu z nią tak nieziemsko dobrze, że już nawet nie myślał o seksie ze swoją dziewczyną, który wydal mu się teraz mdły i nijaki, właściwie tak samo dobrze robił sobie zazwyczaj dłonią.
            Leilani nachyliła się nad nim, ocierając swoimi sterczącymi sutkami o tors mężczyzny. Opadł na poduszkę, bezwolnie się jej poddając. Po omacku wyszukał na nocnym stoliku popielniczkę, szybko gasząc trzymany w ręku papieros. Teraz oczekiwał doznań od znacznie lepszej używki, którą było jej ponętne ciało.   
            Jeszcze nie zdążył wypuścić całego dymu nagromadzonego w płucach po ostatnim zaciągnięciu się papierosem, kiedy przylgnęła do jego ust swoimi wargami, a oderwawszy się od nich po chwili, wyszeptała:
            - Lubię smak papierosa w twoich ustach...
            „To zupełnie odwrotnie jak Katrin, ona od zawsze walczy, żebym rzucił palenie”, pomyślał, poddając się pieszczotom jej ust, które błądziły teraz po jego szyi, schodząc coraz niżej. Gładził dłońmi jej mokre plecy, czuł na sobie wilgoć jej ciała, i ciepło miejsca, które dzisiaj obdarowało go ogromną przyjemnością, a teraz rozkosznie ocierało się o jego udo. Znowu jego podniecenie urosło do maksimum. Właśnie miał zamiar gwałtownie odwrócić ją na plecy, kiedy przypomniał sobie o najważniejszym.
            - Muszę zejść na dół - jęknął.
            Leilani zajęta całowaniem jego brzucha, podniosła głowę, ze zdziwieniem patrząc mu w oczy.
            - Nie mam już gumek. - dodał, widząc jej pytający wzrok, jednak ona ani drgnęła i wcale nie miała zamiaru z niego zejść.
            - Nie ufasz mi Tom - zmrużyła oczy, patrząc na niego podejrzliwie. - Jeśli myślisz, że pieprzę się z kim popadnie, to się mylisz. - wycedziła oschle, siadając obok.
            - Tego nie powiedziałem, ale przecież my prawie się nie znamy, nic o sobie nie wiemy. - odpowiedział z lekką obawą.
            Leilani wstała, bez słowa i sięgnęła po paczkę papierosów, wyjmując i odpalając jednego. Tom uniósł się na łokciach, obserwując ją bacznie.
            - Co jednak nie przeszkodziło ci mnie kilka razy zerżnąć - odparła ostro. - To raczej ja powinnam się obawiać, że możesz mieć hiv'a, skoro pieprzysz każdą, chętną panienkę - roześmiała się drwiąco.
            Zaskoczyła go jej szczera, choć nieco wulgarna odpowiedź. Chociaż przez ostatni rok był tylko z Katrin, mogła sobie przecież tak pomyśleć. Wystarczyło, że na nią poleciał jak jakiś niewyżyty samiec. Ale z drugiej strony, przecież ona faktycznie mogła sypiać z wieloma, wystarczyło tylko zastanowić się nad jej doświadczeniem w sztuce kochania, żeby wysnuć taki pogląd.
            Stała przy oknie tyłem do niego, paląc papierosa wpatrywała się w migające światła Hamburga. Leżał jeszcze chwilę w bezruchu, po czym stwierdził, że mogła się poczuć urażona i należałoby ją jakoś udobruchać. Wstał i podszedł do niej, obejmując od tyłu, przytulił się do jej chłodnego ciała.
            - Nie jestem dziwką Tom, poza tym ryzykuję tak samo jak ty, ale ufam, że jesteś zdrowy - powiedziała cicho, z nutą żalu. Wychylił się nieco zaglądając jej w oczy i stwierdził, że są pełne łez.
            - Przepraszam... - wyszeptał cicho, całując pospiesznie jej policzek i szyję. - Wiem, że nie jesteś i udowodnię ci, że wcale tak nie myślę. - mruknął i odwracając ją przodem do siebie, zatonął w jej ustach, obdarowując głębokim, pełnym pasji pocałunkiem. Wyjął z jej ręki papieros i położył go w popielniczce. Zarzuciła mu dłonie na szyję i poddając się pieszczotom jego warg, oplotła jedną nogą udo mężczyzny, opierając się o zimny parapet jaki miała za plecami. Ten zachęcający gest sprawił, że znów zapragnął w nią wejść. Wsunął dłonie pod pośladki dziewczyny i posadził ją na zimnym, kamiennym podokienniku. Wolnym, zmysłowym ruchem rozszerzyła uda, delikatnie przyciągając go do siebie. Już po chwili czuła na swoim wrażliwym miejscu, ciepło ocierającej się o nie jego męskości. Dreszcz pożądania przetoczył się przez jej ciało, odrzucając ręce do tyłu, oparła je o parapet, i wyginając ciało w łuk uwydatniła jędrne piersi. Niemal natychmiast dopadł do nich swoimi dłońmi i ustami, pieszcząc mocno, chwilami boleśnie.
            - Zerżnij mnie... Wejdź we mnie... Teraz... - wyjęczała wprost do jego ucha. Tylko na to czekał, wiedział, że dłużej nie wytrzyma tego powierzchownego dotyku.
            Wsuwał się w nią wolno, wpatrując się w jej twarz, w jej reakcje. Wciąż trwała z rękami opartymi o parapet, z odchyloną do tyłu głową, rozchylonymi ustami i na wpół przymkniętymi powiekami.
            Westchnęła głośno, a on uśmiechnął się tylko, zadowolony z jej reakcji i natychmiast skierował swój wzrok w dół. Objął dłońmi jej uda i rozchylił jeszcze szerzej. Uwielbiał obserwować, jak wolno zanurza się w kobiecie, a następnie wraca z tego swoistego raju. Sycił swój wzrok tym widokiem, napawał się słodką przyjemnością fizycznej bliskości.
            Ciało Leilani drżało, nie wiedział tylko czy z zimna, czy z podniecenia, jednak przezornie chwycił jej pośladki i wciąż będąc z nią złączonym, uniósł lekko w górę, przenosząc na łóżko. Mocno objęła go za szyję, przylegając do jego torsu chłodnymi piersiami.
            - Rozgrzeję cię... - szeptał czując, że po prostu zmarzła przy tym oknie. Kładąc ją na plecy otulił szczelnie swoim męskim ciałem, kontynuując to co zaczął kilka minut wcześniej. Teraz jego ruchy stały się szybsze, mocniejsze. Poczuł jak obejmuje go udami, jak mocno przyciska je do jego pośladków, wzdychając namiętnie. Już po chwili niespodziewanie szybko jej ciało drgnęło w objęciach rozkoszy, jaką właśnie przeżywała. Kolejny raz krzyknęła głośno, przeżywając ogarniającą ją przyjemność. Taka reakcja dziewczyny zawsze była dla niego dodatkowym bodźcem, uwielbiał mieć świadomość jak jest jej z nim dobrze. Katrin zazwyczaj przeżywała to bezgłośnie, niekiedy tylko pojękując cichutko, co nie sprawiało mu aż takiej przyjemności, jak głośne krzyki szczytującej Leilani.
            Czuł, że jego upojenie jest już bardzo blisko, ale nie wiedział jak ma to zrobić bez zabezpieczenia. Nie chciał jednak zakłócać dogasającej w niej ekstazy niepotrzebnymi pytaniami, postanowił więc sam zadecydować. Po kilku minutach ciepły, fizyczny dowód jego spełnienia obficie zalał jej brzuch. Niemal w ostatniej chwili Leilani zorientowała się co zamierza, więc nieco pomogła mu dłonią. Jęknął cicho, opadając na jej już rozgrzane ciało, jeszcze przez dłuższą chwilę uspokajając oddech.
            - Nie ma to jak do środka - wymamrotał. Dziewczyna roześmiała się cicho.
            - Nie musiałeś, jestem na prochach.
            Podniósł głowę i spojrzał na nią z wyrzutem:
            - Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć? Zepsułem sobie całą przyjemność...
            - Mówiłam, że nie musisz się niczego obawiać.
            - Ajjj... - jęknął tylko. - A mogło być jeszcze lepiej.
            Leżeli dłuższą chwilę wtuleni w siebie. Tom błądził myślami gdzieś daleko, wyrzuty sumienia brutalnie wdzierały się w tę piękną rzeczywistość. Z Leilani było mu tak dobrze... Gdyby mógł połączyć jej umiejętności erotycznie i zmysłowość z dobrocią, i kobiecym wdziękiem Katrin, śmiało mógłby stwierdzić, że ma idealną dziewczynę. Czuł, że ich erotyczna sielanka dobiega końca, tak jak dobiegała końca ta szalona noc. Dawno się tak długo nie kochał, ale nie potrafił stwierdzić, czy został zaspokojony na dłużej. Miał świadomość, że jeśli tylko odpocznie kilkanaście minut, znów będzie gotów na kolejne uniesienia. Owszem czuł zmęczenie i lekką senność, ale podniecenie za nic w świecie nie chciało go opuścić. Nawet teraz, kiedy zaledwie przed kilkoma minutami zawładnął jego ciałem kolejny orgazm, czuł pod wpływem jej dotyku znów narastające pożądanie.
            Bał się końca tej nocy, bał się, że kiedy się rozstaną nie będzie umiał sobie z tym poradzić. Czy znowu ma się kochać z Katrin, wyobrażając sobie tę zmysłową blondynkę, która teraz miarowo oddychała u jego boku?
            - Tom... - wyszeptała dziewczyna.
            - Hmm...? - odezwał się, nie otwierając oczu.
            - Wyjedź ze mną na kilka dni.
            Zamarł na dźwięk tych słów. Czy przypadkiem się nie przesłyszał? Jak ma jej uzmysłowić, że to co proponuje jest niedorzeczne?
            - Mamy domek w górach, wyjedźmy tam na tydzień, albo chociaż weekend, przecież masz wolne. - Leilani podniosła się na łokciu. Otworzył oczy bacznie się jej przyglądając. Fakt, jej pomysł był szalony, ale czy niewykonalny...? Podniósł rękę i oparł ją na czole.
            - No nie wiem... - wymamrotał tylko ledwie dosłyszalnie, lecz dziewczyna nie widząc jakiegoś konkretnego sprzeciwu, zaczęła znów nalegać.
            - Proszę... Będziemy tylko my. Rodzice są zapracowani, więc na pewno tam teraz nie pojadą.
            - Puszczą tam ciebie samą z nieznajomym facetem? - zapytał, ciągle postrzegając ją jako dziewczynę z domu z zasadami.
            - Powiem, że jadę z przyjaciółką, zresztą tym się nie przejmuj, jakoś sobie poradzę.
            Tak... Ona sobie na pewno poradzi. Gdyby jego problemem byli tylko rodzice, zapewnie też nie miałby większego kłopotu, ale co powie Katrin, jak przekona Billa? To były przeszkody niemal nie do pokonania, ale jej propozycja wydawała się tak bardzo kusząca. Domek w górach, oni, tylko we dwoje, wizja seksu dwadzieścia cztery godziny na dobę... I to jakiego seksu!
            Westchnął tylko, wciąż rozpatrując ważne kwestie swojego wyboru.
            - Muszę tylko poukładać kilka spraw. - westchnął.
            Leilani wstała, wyjmując z torebki komórkę.
            - Podaj mi swój numer, zadzwonię jutro do ciebie.
            Tom popatrzył na nią z zaciekawieniem. Miał wrażenie, że jest jakaś inna, że z uległej i delikatnej Leilani, znów zamieniła się w pewną siebie, drapieżną kotkę. Wyrecytował cyferki, które dziewczyna zapisała pospiesznie w telefonie. Zastanawiał się czy dobrze robi podając jej swój numer, przecież równie dobrze mógł wziąć od niej. Jednak teraz już było za późno na rozważania.
            Schowała telefon i już po chwili zniknęła za drzwiami łazienki, zbierając po drodze swoje ubrania. Po kilku minutach wyszła stamtąd w niemal kompletnej garderobie
            - Co ty robisz? - zdziwił się Tom
            - Wybacz, ale teraz muszę już zmykać - uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Niedługo mogą się obudzić moi rodzice.
            - Ale jeszcze nawet nie ma piątej... - jęknął, siadając. Podeszła do niego i przysiadła na łóżku.
            - Zadzwonię... - wyszeptała, patrząc mu w oczy. Przyciągnął ją do siebie mocno wpijając się w jej usta. Po raz ostatni tej nocy pozwolili swoim językom na szaleńczy taniec, po raz ostatni oddawali się głębokiej namiętności pożegnalnego pocałunku. Tom wiedział, że będzie tęsknił za jej ciałem, kiedy tylko zamknie za sobą drzwi hotelowego pokoju. Jednak teraz przynajmniej był pewien, że ta tęsknota nie będzie długa.


środa, 19 kwietnia 2017

Część 5.




Część 5.

            Przez dłuższą chwilę Katrin opowiadała o czymś z radością, a on nawet nie wiedział co jest tematem jej monologu. Odsunął pusty już talerzyk i sięgnął po szklankę wypełnioną po brzegi sokiem, jednak nie unosił jej do ust. Jego oczy zdawały się nie wyrażać niczego, wpatrzone w jeden punkt, którym była porcelanowa cukiernica, a myśli uciekały na tę niemal nieprzejezdną ulicę.
            Dlaczego jechał właśnie tamtędy, czemu musiał ją spotkać, zobaczyć? Miał pretensje do losu i właściwie do całego świata, bo teraz Leilani znów bezkarnie zagościła w jego głowie, a on nie potrafił jej stamtąd wyrzucić. 
            Nie umiał poprowadzić swoich myśli inną drogą, to przypadkowe spotkanie i wspomnienie jej uśmiechniętej twarzy zupełnie je zdominowało. Gdy tylko na chwilę przymknął oczy, widział jej usta wypowiadające te dwa słowa: „Do jutra…”. Do jutra? Nie będzie żadnego jutra, nie pójdzie tam, chociaż teraz nie pragnął niczego tak bardzo, jak tego spotkania.
            Gdyby mógł znów ją zobaczyć, dotykać, całować… Przecież obiecała więcej niż ostatnio, tej soboty miała mu wszystko wynagrodzić. Tak bardzo chciał dokładnie poznać każdą tajemnicę jej ciała, wciąż myślał tylko o tym, jak mogłoby być z nią wspaniale. Przecież mógł ją wreszcie mieć, dzieliło go od tego tak niewiele, zaledwie jedna doba, głupie kilkadziesiąt godzin, więc miał tak po prostu wszystkiego zaniechać, o wszystkim zapomnieć?
            A jednak nie mógł tam iść; nie mógł, nie powinien, i chociaż tak wielka pokusa wabiła ze wszystkich sił, miał przynajmniej dwa powody. Przede wszystkim co powiedziałby Katrin, jak wytłumaczyłby samotne wyjście w sobotni wieczór? Oczywiście, zawsze mógł coś wymyślić, tylko w kim miałby szukać poparcia? Bill na pewno by mu nie pomógł. W tym przypadku nigdy nie zapewniłby mu alibi. Cieszył się, że brat wreszcie ustatkował się przy boku kochającej dziewczyny i skończył z jednorazowymi przygodami, a innych nawet nie śmiałby o coś takiego poprosić.
            Jednak oprócz problemu z wolnym wieczorem, było coś jeszcze. Teraz, myśląc o tym wszystkim coraz intensywniej, stwierdził, że boi się sam siebie. Ta dziewczyna fascynowała go, przyciągała jak magnes. Znów wystarczyło tylko jej jedno spojrzenie i kolejny raz zawładnęła nim całym. Bał się, że jeśli jutro znów się z nią spotka, nie będzie umiał tego przerwać, ani o tym zapomnieć. Skosztuje więcej, zasmakuje tej rozkoszy i jeśli okaże się ona najlepszą w jego życiu, co wtedy z Kathrin?
            - Tom, nie słuchasz mnie... - Dziewczyna pomachała mu przed oczami serwetką.
            - Słucham, oczywiście, że słucham - odparł z nutą zaskoczenia w głosie.
            - Akurat... - uśmiechnęła się. - To o czym mówiłam?
            Westchnął, przecierając twarz dłońmi.
            - Przepraszam, zamyśliłem się i jestem dzisiaj wyjątkowo zmęczony.
            Katrin wstała ze swojego miejsca, podeszła do niego i siadając mu na kolanach, delikatnie pogładziła go po głowie.
            - Mój biedaku... Na szczęście wreszcie odpoczniesz, to nawet dobrze się składa, bo będziesz mógł jutro położyć się wcześniej i porządnie wyspać.
            Z potoku jej słów wyłowił jedno, tak ważne, tak istotne dla niego; jutro! Niemal natychmiast się ożywił, unosząc do ust szklankę z sokiem i po zaczerpnięciu porządnego łyka, zapytał:
            - Co masz na myśli?
            - Bo jutro... No nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - wymamrotała Katrin.
            - Najlepiej wprost - odparł Tom, przyglądając jej się podejrzliwie.
            - Boję się, że będzie ci przykro, bo mieliśmy w planach spędzić ten wieczór razem, ale dziewczyny robią babską imprezę u Heidi, no i wiesz...
            - I chcesz tam iść sama, tak?
            - Mhm… - pokiwała głową, patrząc na niego proszącym wzrokiem.
            - I z tym się tak czaiłaś?
            - No tak, bo myślałam, że nie będziesz chciał mnie tam puścić.
            - No chyba żartujesz - uśmiechnął się Tom. - Czy ja cię kiedykolwiek ograniczałem?
            - Jesteś kochany!
            Dziewczyna mocno przytuliła się do niego. Myślała, że będzie miał jej za złe takie wyjście i pozostawienie go samego w sobotni wieczór, tymczasem on bez mrugnięcia okiem na wszystko się zgodził, był taki wyrozumiały i dobry. Nie mogła wiedzieć, że niemal w tej samej chwili, kiedy wtulała się w niego z wdzięcznością, w jego głowie nieśmiało rodził się szalony plan. Tego by się nigdy nie spodziewał. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? Najważniejsza przeciwność nagle zniknęła, a wszystkie inne obawy zaczęła pochłaniać ekscytacja, która z każdą chwilą była coraz większa. Jeszcze kilkanaście minut temu obiecywał sobie, że za nic tam nie pójdzie, a teraz wystarczyła zaledwie chwila, a on niemal natychmiast pozbył się wszystkich wątpliwości.
            Kiedy wcześniej stawiał nieśmiałe i pełne obawy kroki na skraju swoich wyobrażeń, teraz pewnie i z radością zapuścił się w ich gęstwinę, dając upust najwymyślniejszym fantazjom, niecierpliwie licząc wolno upływające godziny, dzielące go od następnego dnia. Ze słów Katrin i oglądanego właśnie filmu, niewiele docierało do jego pochłoniętego zupełnie czymś innym umysłu. Teraz chciał tylko zasnąć i obudzić się jutrzejszego popołudnia. Chwilami jednak jego fantastyczne marzenia, jak błyskawica niebo, rozrywały wciąż w nim tkwiące wyrzuty sumienia. Wiedział jak bardzo krzywdzi osobę którą kocha, nawet zastanawiał się nad możliwymi tego konsekwencjami, lecz już po kilku minutach wątpliwości pierzchały, a w ich miejsce rodziła się pewność, że przecież nigdy się o tym nie dowie.
            To tylko jeszcze jedno spotkanie, jedna rozkosz więcej, bo przecież nie odebrał w całości swojej nagrody, nie popróbował do końca tego zakazanego owocu. Jeszcze tylko raz, ostatni raz, i nigdy więcej tego nie zrobi…
            Płynące napisy na ekranie telewizora oznaczały koniec filmu, z którego i tak niewiele pamiętał, może zaledwie jakąś niezbyt udaną scenę łóżkową, która tylko pobudziła jego wyobraźnię.
            - Pamiętasz chociaż o czym był ten film? - roześmiała się Katrin, patrząc na jego niewyraźną minę.
            - Nie za bardzo - odpowiedział, zrzucając odpowiedzialność na zmęczenie. - Jestem padnięty.
            - W takim razie pora do łóżka - Dziewczyna porozumiewawczo puściła mu oczko.
            - Pójdę pod prysznic.
            Wstając z kanapy delikatnie cmoknął ją w policzek, a wychodząc z pokoju spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Jakiś głos w jego wnętrzu jęknął boleśnie. Była dopiero dwudziesta druga siedemnaście...
            Rozebrał się, pozostawiając niedbale rozrzucone na podłodze łazienki ubrania. Wszedł do kabiny prysznica i nie odkręcając wody, oparł rozpalone czoło o zimną ścianę. Nie pojmował co się z nim dzieje i dlaczego dopuścił do tego, żeby na samą myśl o jutrzejszym spotkaniu zawładnęły nim takie emocje. Czy ten dzisiejszy stan, zawdzięczał jego monogamicznym od dłuższego czasu życiu? A może miał rację, że boi się samego siebie?
            Jeden ruch ręką sprawił, że jego ciało natychmiast zrosiła chłodna woda, a jej drobne krople łącząc się w rwące potoki, spływały w dół, aby dokonać żywota w wąskim przesmyku odpływu. Stał bez ruchu oparty dłońmi o ścianę, wystawiwszy twarz na ożywcze działanie cieczy, która zdołała ochłodzić tylko ciało, bo umysł nadal w gorączce pozwalał płonąć wszystkim zmysłom.
            Ten jeden, ostatni raz i będzie stanowczy... Właściwie był już pewien, że kiedy zdobędzie jej ciało i dostanie to czego chce, zapomni o niej równie szybko, jak szybko wkradła się w jego myśli. Tak bywało kiedyś, taki właśnie miał plan i wiarę, że uda mu się go zrealizować.
            Przestawił pokrętło kranu na ciepłą wodę, rozprowadzając na swoim ciele żel, który po chwili przeistoczył się w pianę, po czym pospiesznie ją spłukał. Postanowił już nie myśleć, nie dręczyć siebie imaginacjami, ani Katrin swoim nastrojem, teraz chciał tylko zasnąć.
            Gdy wyszedł, dziewczyna właśnie ściągała z łóżka kolorową narzutę. Na jego widok uśmiechnęła się promiennie i biorąc swoją jedwabną koszulkę, skierowała kroki w stronę łazienki, poprzedzając wyjście z pokoju słowami:
            - Niedługo wrócę.
            Wcale nie chciał, żeby niedługo wracała. Pospiesznie wsunął się pod kołdrę i zamykając oczy prosił o zbawienny sen, który niestety nie miał szybko nadejść. Przed oczami wciąż miał obraz, jakiego nie chciał zapamiętać, a jednak pamiętał doskonale, z każdym jego szczegółem. Te oczy koloru nieba, te włosy jak piasek pustyni, podniecający uśmiech na malinowych, błyszczących ustach, jej gesty i zmysłowy głos; wspomnienia przyprawiające o szybsze bicie serca.
            Usłyszał kroki swojej dziewczyny. Zanim nadeszła, ułożył się wygodnie wyrównując oddech i pozorując głęboki sen. Bodajby miały zdrętwieć mu wszystkie kończyny, przysiągł sobie, że się nie poruszy. Nie chciał zawieść Katrin odmową, a instynktownie czuł, że dzisiaj nie dałby jej pełni szczęścia, bo myślą i tak byłby z inną.
            Ostrożnie położyła się i nachylając nad nim, szepnęła mu do ucha:
            - Tom...
Nie poruszył się, tak jak sobie obiecał. Oddychał tym samym, spokojnym rytmem.  
            Uwierzyła, że śpi, i nie próbowała go budzić, tłumacząc sobie jego nagłe zaśnięcie zmęczeniem po całym, pracowitym dniu. Pocałowała tylko jego policzek i położyła się, przytulając do ramienia swojego mężczyzny.
            Podczas, gdy ona już od dłuższego czasu poznawała swoje senne marzenia, on wciąż tkwił w bezlitosnej, dręczącej bezsennością rzeczywistości, z szeroko otwartymi oczami wpatrzonymi w ciemność.

***

            Znowu tu był, stał przed tymi drzwiami, gdzie zgromadzona grupa osób oczekiwała na wejście do klubu. On też jak idiota przyjechał grubo przed czasem, nie mogąc już znieść faktu, że tak wolno płyną godziny. Wszystko układało się po jego myśli, właśnie niedawno odwiózł Katrin do Heidi i na szczęście nie odwołał wcześniej rezerwacji. Teraz mógł oczekiwać tylko dobrej zabawy w wyjątkowym towarzystwie. Był nadzwyczaj spokojny, wiedział, że przyjdzie i chociaż właśnie minęła godzina od jego tu przybycia, nawet przez chwilę nie stracił nadziei, że ją spotka. Chwile oczekiwania rekompensował sobie szklaneczką dobrego trunku i wyobrażeniami tego, co nastąpi dzisiejszej nocy. Przezornie zarezerwował pokój w hotelu, bo do swojego mieszkania przecież zaprosić jej nie mógł. Nie chodziło nawet o fakt, że mieszkał z Billem, w końcu miał przecież swój pokój. Wszystko rozbijało się o akceptację tego typu przygody ze strony brata, w dodatku kilka godzin temu okłamał go, że idzie z Katrin, ale nawet nie o to wszystko chodziło. W swoim mieszkaniu nie czułby się w pełni swobodnie, wiedząc, że w sąsiednim pokoju śpi jego brat.
            Właśnie mijała dwudziesta druga, a on wciąż samotnie spędzał czas, cierpliwie czekając. Jednak jego cierpliwość powoli traciła na swojej mocy, a spokój i pewność oddawały swoje miejsca irytacji i utracie wiary. Ale przecież do cholery nie przypominałaby mu o spotkaniu jeszcze wczoraj, gdyby miała nie przyjść. Czuł, że ta laska najzwyczajniej w świecie zaczyna sobie z nim pogrywać, że wystawia go na jakąś pieprzoną próbę, tylko właściwie dlaczego? Ostatnio też tak długo musiał na nią czekać, tylko że ostatnio nie byli umówieni, przyszedł właściwie w ciemno, licząc, że ją tu spotka i tak też się stało. Dziś miała się zjawić, umówili się, obiecała do jasnej cholery, więc czemu jeszcze jej tutaj nie ma?
            Usilnie poszukiwał w pamięci faktu, czy określiła jakąś konkretną godzinę i nie przypominał sobie tego. Więc ile jeszcze będzie musiał tu tkwić? Z każdą upływającą minutą, był coraz bardziej zniecierpliwiony. Po kolejnej szklaneczce zaczynało szumieć mu w głowie nie tylko z nadmiaru alkoholu, ale też z coraz bardziej potęgującego się w nim uczucia zawodu i wściekłości. Mimowolnie zakołysał zawartością szklanki.
            - Dopiję to i spadam. Jej wybór, więcej mnie nie zobaczy - powiedział sam do siebie z wściekłością, choć w to wszystko nie wierzył. Sączył wolno resztki, jakie zostały mu z zamówionego drinka, świadomie przedłużając tę chwilę kiedy opuści lokal. Wciąż miał nadzieję, że ona jednak się zjawi. Przechylając po raz ostatni szklaneczkę odruchowo spojrzał na zegar wiszący nad dolnym parkietem. Właśnie dochodziła dwudziesta trzecia...
            - Dość tej szopki - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Rzucił na stolik banknot pokrywający wszystkie koszty związane ze spędzonym tu czasem i skierował się w stronę schodów prowadzących do wyjścia. Był wściekły sam na siebie i taki żałosny w tej swojej wściekłości, idiotycznym rozczarowaniu. Znów musiał obejść się smakiem, ale tym razem poprzysiągł sobie, że już ostatni raz pozwolił tak z siebie zadrwić.
            Pospiesznie dotarł do schodów i nie rozglądając się, parł przed siebie nie zważając na nikogo, potrącał mijane osoby. Właśnie pokonywał ostatnie stopnie, kiedy poczuł na swoim ręku silny uchwyt czyjejś dłoni. Zatrzymał się, ale nie odwrócił od razu. Pierwsza myśl jaka pojawiła się w jego głowie, że to Leilani, jednak wzburzenie jakie wciąż władało jego ciałem nie pozwoliło mu nawet w nią uwierzyć. Dopiero głos jaki usłyszał przekonał go o słuszności wyobrażenia.
            - Tom!
            Wyglądało na to, że za nim szła, że chciała go dogonić, i wciąż trzymała go za nadgarstek stojąc dwa stopnie wyżej. Dopiero po chwili wyswobodził się z jej uścisku. Przez moment zawładnęła nim radość, jednak zaraz do głosu doszła męska, urażona duma.
            - Wybacz, ale nie mam już czasu - powiedział oschle, patrząc w jej oczy. Był zdecydowany na wyjście nawet teraz, kiedy wreszcie ją spotkał. Miara złości i zawodu po prostu się przebrała.
            - Przecież się umówiliśmy - powiedziała z uśmiechem, który jednak pod wpływem jego poważnego spojrzenia zaczął zanikać. W jej oczach pojawiła się nutka obawy. - Tom... Nie mogłam przyjść wcześniej, zrozum, moi starzy nie lubią jak wychodzę wieczorem. Zawsze muszę czekać aż zasną, niech myślą, że mają grzeczną córkę, a zresztą nie umawialiśmy się na godzinę.
            Patrzył na nią dłuższą chwilę bez słowa. Może powinien jej uwierzyć? Co tam te godziny oczekiwania, przecież w końcu przyszła, do diabła z jego ambicją! Ona tu jest i to najważniejsze!
- Dzisiaj jestem tu tylko z tobą i tylko dla ciebie... - kontynuowała Leilani, wpatrując się w niego takim wzrokiem, pod wpływem którego wszystkie wątpliwości topniały, jednak wciąż stał nieruchomo, nic nie mówiąc. Objął spojrzeniem całą jej sylwetkę zaczynając od długich, stalowo-szarych kozaków na wysokiej szpilce, po czym sunąc coraz wyżej, lekko uśmiechnął się na widok zupełnie krótkiej spódniczki jaką miała na sobie i cudownie opinającej jej wydatne piersi, srebrzystej bluzki na cienkich ramiączkach. Wciąż na niego patrząc, zeszła stopień niżej stając tak blisko, że poczuł ciepło jej ciała. Przez dłuższą chwilę bez słowa tonął w bezkresnym oceanie, jakim teraz był ten urzekający błękit jej oczu. Magia tego spojrzenia całkowicie oderwała go od otaczającej rzeczywistości, czuł jak zatraca się bez pamięci, jak kolejny raz hipnotyzuje go, aby zawładnąć jego wolą. Już nie czuł nawet odrobiny złości, wszystko zatonęło w tych oczach razem z jego rozsądkiem, o ile wcześniej jeszcze go posiadał.
            Jej dłoń, która jeszcze przed chwilą przytrzymywała jego nadgarstek, przesuwała się teraz delikatnie po jego przedramieniu, docierając pod rękaw koszulki i zatrzymała się na tuż nad łokciem. Błyszczące usta kusiły swoją wilgocią i bliskością. Miał wrażenie, że za moment nie bacząc na to co się wokół dzieje, wpije się w nie do utraty tchu, jednak westchnął tylko głęboko, powstrzymując się przed tym resztką sił.
            - Zaprosisz mnie na drinka? - Leilani uśmiechnęła się zalotnie. Jej głos przywrócił go do rzeczywistości.
            - Jasne - odparł i obejmując ją w talii, ukazał w szerokim uśmiechu białe zęby. - Chodźmy do baru - wskazał ręką kierunek.
            Ruszyła przodem, a on tuż za nią. Szybko chwycił ją za rękę, jakby w obawie, że znowu mu gdzieś zniknie. Napotykając po drodze tłoczne miejsce, zatrzymała się na chwilę, wtedy on przylgnął swoim ciałem do jej pleców, wtulając twarz we włosy. Tak pięknie pachniały… Na samą myśl, że tej nocy będzie tylko jego, serce zareagowało przyspieszonym rytmem. Wyrzucał sobie teraz, że nie poczekał na nią w umówionym miejscu, przecież tak mało brakowało, a mógłby jej nie spotkać, stracić te piękne chwile, które malowały się przed nim jak najcudowniejszy obraz. Na szczęście nie zmarnował swojej szansy.
            Zajęli wolne miejsca przy barze zamawiając drinki. Każde jej spojrzenie, każdy gest i ruch budził w nim coraz większe pożądanie. Znał wiele dziewczyn, jeszcze piękniejszych od niej, być może nawet zgrabniejszych, ale żadna z nich nie działała na niego w ten sposób. W tworzeniu Leilani chyba maczał palce sam diabeł, bo kusiła go swym czarem jak żadna inna. Nie wiedział, czy mógłby się w niej zakochać, ale kochać się z nią chciałby nawet do końca świata.
            Zanim tu przyszedł, poprzysiągł sobie, że będzie to ostatni raz, ale teraz wcale nie był tego taki pewien. Kiedy na nią patrzył i z nią rozmawiał, myślał tylko o niej, fantazjował o kolejnych wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. Ta dziewczyna absorbowała go tak bardzo, że nawet przez najkrótszą chwilę nie pomyślał o Katrin. Nie wyobrażał sobie, że to ich spotkanie ma być ostatnim.    
            Właśnie spędzili przy barze już ponad pół godziny. W tym czasie wolno sączyli drinki, delektując się swoim widokiem.
            Starał się tego nie robić, jednak nie mógł się powstrzymać, jego wzrok wciąż wędrował w miejsce, gdzie jej długie nogi zakrywała krótka spódnica.

            - Tęskniłeś za nimi..? – zapytała w końcu, przymrużając oczy. Przysunął do niej swoją twarz i niemal przeliterował:



            - Bardzo...
            - No to śmiało - odpowiedziała mu wprost do ucha i odsunąwszy się nieco, obserwowała jego reakcję. Wolnym ruchem opuścił dłoń wprost na kolano dziewczyny i swobodnie zaczął przesuwać nią w górę uda, masując je po drodze opuszkami palców. Nie spuszczali z siebie wzroku.  
            Tom dotarł w swojej wędrówce do zakończenia spódnicy, wówczas Leilani zatrzymała go.
            - Miała być nagroda - powiedział z nutką niepewności. Miał nadzieję, że nie zapomniała o swojej obietnicy.
            - Wiem, pamiętam... - odparła przeciągle.
            Znów przysunął się do niej i obejmując w talii, zbliżył twarz do jej szyi, którą delikatnie musnął, a potem szepnął:
            - To chodźmy stąd... Mam pokój w „Imperialu”
            Spojrzała zdziwiona nieco jego pewnością siebie, co natychmiast zauważył.
            - O co chodzi? - zapytał z obawą.
            - Ja dopiero przyszłam i na razie nigdzie się nie wybieram - odparła stanowczo.
            Czuł, jak krew w nim zawrzała. Nie tego chciał, nie przyszedł tu po to, żeby siedzieć z nią przy barze i ślinić się na widok jej ciała. To tak miała wyglądać jej nagroda? Miało nią być zwykłe spotkanie, czy dotknięcie jej nogi?
            Znów czuł to samo, od euforii po upokorzenie, rozgoryczenie i wściekłość. Niezłą mieszankę nastrojów zafundowała mu ta laleczka. Przeszył ją piorunującym wzrokiem, podczas, gdy ona uśmiechała się tylko prowokująco, czym jeszcze bardziej zaczęła go irytować. Pospiesznie przechylił swoją szklaneczkę. Miał już tego wszystkiego dość, siebie, jej, tego lokalu i tej muzyki, ale chyba najbardziej swojej głupoty.
            Koniec! Jego noga więcej tu nie postanie!
            Sięgnął do kieszeni i wyjąwszy z niej banknot, rzucił go na blat baru, a w stronę Leilani tylko wymowne spojrzenie.
            Już drugi raz tego wieczoru pożałował, że w ogóle tutaj przyszedł. Wstał i bez słowa skierował swe kroki w stronę toalet. Kątem oka spostrzegł, że została przy barze, jakby w ogóle nie zwracając na niego uwagi. „No i dobrze... W końcu się od tego wszystkiego uwolnię”, pomyślał. I chciał tego, i nie chciał. Szedł tu z nadzieją na dobrą zabawę, na gorący seks z tą ponętną blondynką, gdy tymczasem ona zachowała się jak dziecko. Nie rozumiał, nie pojmował o co tak naprawdę jej chodziło. Po jasną cholerę się z nim umawiała? Przecież wiedziała czego on oczekuje. Gwałtownie otworzył drzwi toalety i równie mocno nimi trzasnął. Wychodzący właśnie mężczyzna spojrzał na niego z politowaniem.
            - Chyba dzisiaj nie powalczysz mały - zwrócił się do swojego organu, który właśnie spełniał się fizjologicznie, a po chwili, już zapinając spodnie dodał: - Spierdalamy stąd.
            Właściwie mógł jeszcze spróbować, może w końcu coś z tego wszystkiego by wyszło, ale nie lubił się narzucać, miał swój honor i nie chciał go zszargać dla jakiejś lali, która sama nie wiedziała czego chce. Tak naprawdę takich jak ona mógł mieć zawsze na pęczki.
            Wyszedł na korytarz, który tonął w półmroku, kiedy poczuł, jak czyjeś delikatne dłonie zakrywają mu oczy. Nawet przez chwilę nie miał wątpliwości czyje one mogą być, dodatkowo tę pewność potwierdzał zapach dobrze mu znanych perfum. Nutka nadziei zakradła się do jego umysłu, choć nagromadzona złość nie pozwoliła jej dojść do głosu. Gwałtownie odtrącił jej dłonie.
            - Tom, ja żartowałam - powiedziała, śmiejąc się. Tego już było za wiele! Urządzała więc sobie jakieś głupie kpiny?
            - Ale ja nie żartowałem, wychodzę - odparł stanowczo, poważnym tonem, zdecydowanie ruszając przed siebie. Zabiegła mu drogę, więc znów musiał się zatrzymać.
            - Możesz mnie przepuścić? - zapytał oschle, starając się na nią nie patrzeć. Zarzuciła mu ręce na szyję, nie protestował, ale stał zupełnie bierny.
            - Daj spokój... - powiedziała już poważniejszym tonem. - Miałam na myśli tylko, że najpierw chciałabym się trochę pobawić, potańczyć, a potem pójdziemy dokąd zechcesz.
            Zalotnie spoglądała mu w oczy. Nie wytrzymał, odwzajemniając spojrzenie. Patrząc na nią nie potrafił się dłużej złościć. Sam się dziwił, dlaczego pod wpływem jej słów, jej spojrzenia wszystko mu mija jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
            Znów topniał, nawet jeszcze szybciej niż ostatnio. Dłonie niemal samoistnie zacisnęły się na jej talii.
            - W co ty właściwie pogrywasz, co? Rozpalasz mnie i studzisz, myślisz, że ja jestem jakimś pieprzonym kominkiem? - zapytał z pretensją. Roześmiała się i odparła zmysłowym tonem:
            - Chodź... Rozpalę cię tak, że nie pożałujesz, a w nagrodę nie pozwolę ci ostygnąć do rana...