Wyszła, nie
odpowiadając mu jednoznacznie na zadane pytanie, ale słowa: „no przecież muszę
jakoś zarabiać”, świadczyły tylko o jednym. A więc była dziwką, zwykłą kurwą,
która puszcza się za kasę. W dodatku jakąś cholerną wariatką.
Jak on mógł się w coś takiego wplątać, dlaczego niczego nie zauważył wcześniej? To stąd znała te wszystkie sztuczki, to dlatego miała tyle gadżetów i takie umiejętności. A on był skończonym idiotą, kretynem do Bóg wie jakiej potęgi, ślepym dziwkarzem, który myśli tylko jakby tu sobie dogodzić. Zaślepiony swoją chucią, niczego nie widział, albo... nie chciał zobaczyć!
Obrzucał się w myślach najgorszymi epitetami, bo w tej chwili właśnie takie miał o sobie zdanie. Przez swoją chorą, dziką żądzę zmarnuje sobie karierę, straci najwspanialszą i najlepszą kobietę na świecie, o ile już jej nie stracił, jak i wszystkiego innego. Leżał tu teraz uwięziony swoim brakiem rozsądku i ostrożności. Miał wszystko, ale teraz nie ma już nic. Powinien był posłuchać Billa, który był od niego mądrzejszy. Powinien był, ale jak miał to zrobić, kiedy jego szare komórki wypełniał wówczas nadmiar spermy?
Spodobała mu się jej bezpruderyjność, chęć spełnienia wszystkich jego zachcianek, ciągła gotowość na seks. Dlaczego wcześniej się nad tym nie zastanowił? Przecież teraz, patrząc z perspektywy czasu, to wszystko mogło świadczyć tylko o jednym. Wiedział już, że pojechała do swojego klienta, nie ważne do którego, zdaje się, że do tego jak mu tam? Misia?
Więc to oni byli zaszyfrowani pod dziwnymi nazwami kontaktów w jej telefonie... Dlaczego był tak głupi, żeby się tego nie domyśleć? Sypiał ze zwykłą dziwką, w dodatku w pewnym momencie pomyślał nawet, żeby dla niej zostawić Katrin. Poczuł ukłucie gdzieś w okolicach serca. Czy ona jeszcze kiedykolwiek będzie chciała na niego spojrzeć? Czy będzie w stanie mu wybaczyć?
Jak on mógł się w coś takiego wplątać, dlaczego niczego nie zauważył wcześniej? To stąd znała te wszystkie sztuczki, to dlatego miała tyle gadżetów i takie umiejętności. A on był skończonym idiotą, kretynem do Bóg wie jakiej potęgi, ślepym dziwkarzem, który myśli tylko jakby tu sobie dogodzić. Zaślepiony swoją chucią, niczego nie widział, albo... nie chciał zobaczyć!
Obrzucał się w myślach najgorszymi epitetami, bo w tej chwili właśnie takie miał o sobie zdanie. Przez swoją chorą, dziką żądzę zmarnuje sobie karierę, straci najwspanialszą i najlepszą kobietę na świecie, o ile już jej nie stracił, jak i wszystkiego innego. Leżał tu teraz uwięziony swoim brakiem rozsądku i ostrożności. Miał wszystko, ale teraz nie ma już nic. Powinien był posłuchać Billa, który był od niego mądrzejszy. Powinien był, ale jak miał to zrobić, kiedy jego szare komórki wypełniał wówczas nadmiar spermy?
Spodobała mu się jej bezpruderyjność, chęć spełnienia wszystkich jego zachcianek, ciągła gotowość na seks. Dlaczego wcześniej się nad tym nie zastanowił? Przecież teraz, patrząc z perspektywy czasu, to wszystko mogło świadczyć tylko o jednym. Wiedział już, że pojechała do swojego klienta, nie ważne do którego, zdaje się, że do tego jak mu tam? Misia?
Więc to oni byli zaszyfrowani pod dziwnymi nazwami kontaktów w jej telefonie... Dlaczego był tak głupi, żeby się tego nie domyśleć? Sypiał ze zwykłą dziwką, w dodatku w pewnym momencie pomyślał nawet, żeby dla niej zostawić Katrin. Poczuł ukłucie gdzieś w okolicach serca. Czy ona jeszcze kiedykolwiek będzie chciała na niego spojrzeć? Czy będzie w stanie mu wybaczyć?
W
jego głowie roiły się teraz niedorzeczne pytania. Właściwie w obliczu tego co
się działo, powinien sobie zadać tylko jedno; czy on w ogóle ją jeszcze
zobaczy...?
Na samą myśl o takim scenariuszu, po jego plecach przebiegł paraliżujący dreszcz. Miał wrażenie, że włosy stanęły mu dęba, a całe jego ciało pokryła gęsia skórka. Nie... nie podda się, musi znaleźć jakiś sposób, żeby się stąd wydostać, inaczej ta psychopatka będzie więzić w nieskończoność. Nagle ponownie olśniła go myśl o jej rodzicach. Przecież oni kiedyś tu przyjadą, co wówczas z nim zrobi? Przecież nie uwięzi go w swoim różowym pokoju.
Myśl o tych ludziach dodała mu otuchy, a jednocześnie dała powód do zastanowienia nad profesją Leilani. Czy oni nie wiedzą co wyrabia ich córka? Przecież zawsze mówiła, że musi ich słuchać, że trudno jej wyjść z domu o późnej porze. Z drugiej strony, dlaczego właściwie to robi? Przecież oni są bogaci!
Znowu nic z tego nie rozumiał. Nie umiał poskładać do kupy swoich myśli, bo nic nie pasowało do tej układanki. Kiedy tylko próbował logicznie połączyć fakty, wszystko się ze sobą kłóciło i nie miało najmniejszego sensu.
Nie patrzył na zegarek, ale miał wrażenie, że czas płynie wolniej niż zwykle. Zazwyczaj było tak, że kiedy robił coś przyjemnego, godziny niepostrzeżenie zamieniały się w minuty, lecz teraz sytuacja była całkowicie odwrotna; każda minuta stawała się godziną. Miał wrażenie, że oszaleje, nie wytrzyma tu, prędzej, czy później zwariuje, jeśli się jakoś nie uwolni.
Pogrążony w swoich myślach, nawet nie usłyszał, kiedy wróciła Leilani. Stanęła w progu i po prostu spytała:
- Potrzebujesz czegoś?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem i bez namysłu odparł:
- Uwolnij mnie, błagam... Przyrzekam, że nikomu o tym nie powiem, tylko mnie stąd wypuść...
- Pierwsze co byś zrobił, to nasłał tu gliny.
- Jeśli mnie teraz wypuścisz, to przysięgam, że tego nie zrobię.
- Tom... - powiedziała, siadając na fotelu nieopodal. - Nie mogę ci wierzyć, bo cały czas kłamiesz.
- Teraz nie kłamię, a ty nie masz wyjścia, bo i tak zaczną mnie w końcu szukać, a jak już znajdą, to ciebie wsadzą do pierdla!
- Tak, jasne... - pokiwała z politowaniem głową. - Najpierw muszą cię znaleźć, a to nie będzie takie proste. - Puściła mu oczko i roześmiała się dodając: - To było bardzo lekkomyślne z twojej strony Tom, jechać w ciemno z ledwie znajomą dziewczyną... Myślałam, że masz trochę więcej rozumu.
Śmiała się coraz głośniej, wyraźnie rozbawiona tym stwierdzeniem. Szarpnął się z wściekłością na łóżku, gdyby teraz ją dorwał, to udusiłby gołymi rękami. Kolejny raz robiła z niego idiotę, tym razem zupełnie otwarcie, śmiała się z jego łatwowierności, kpiła z niego w żywe oczy. Znów przypomniał sobie coś, o czym jej jeszcze nie wspomniał.
- A co będzie, jeśli przyjadą tu twoi rodzice? Przecież kiedyś to nastąpi do cholery!?
- Rodzice? Jacy znowu rodzice? Przecież ja nie mam żadnych rodziców. - Kolejna salwa śmiechu przerwała jej wypowiedź.
- Jak to nie masz? Przecież mówiłaś... Więc czyj jest ten dom?
- Teraz już mój, skarbie. - puściła mu oczko i wyszła z pokoju.
- Podła żmija! Kłamczucha! - krzyknął za nią. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Był bliski płaczu i właściwie z trudem się powstrzymywał. Ta sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Może lepiej by było, gdyby o nic jej nie pytał, przynajmniej żyłby nadzieją, a teraz? Całkiem prawdopodobne stawało się to, że zdechnie tu jak pies, nigdy go nie znajdą, a ona z tym Klausem zakopie go gdzieś na terenie tej ogromnej posesji...
Ukrył twarz w poduszce, bo nadal wstydził się swoich łez i teraz miał za złe rodzicom, którzy wpajali mu, że facet nie powinien się mazać. A jeśli już nic innego mu nie pozostało?
Nagle poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu.
- Tom... Przecież ja cię kocham, będzie nam tu dobrze.
Czy aby się nie przesłyszał? Ona naprawdę jest ostatnią idiotką, skoro wierzy, że po tym wszystkim będą żyli długo i szczęśliwie, zresztą niby jak?
Momentalnie się poderwał i chwycił ją za rękę, przyciągając do siebie:
- Wariatka! Jesteś chora, wiesz!? Powinnaś się leczyć!
- Miłość nazywasz chorobą? Jeśli tak, to ty też jesteś chory, bo wciąż kochasz tę swoją głupiutką Katrin.
- Nie wspominaj nawet jej imienia - syknął, mocno ściskając ją za nadgarstek.
- Puść, to boli! Puść, bo zacznę krzyczeć i zaraz wpadnie tu Klaus.
Odepchnął ją z wściekłością.
- I kto tu jest wariatem? Popadasz w jakiś obłęd.
Na samą myśl o takim scenariuszu, po jego plecach przebiegł paraliżujący dreszcz. Miał wrażenie, że włosy stanęły mu dęba, a całe jego ciało pokryła gęsia skórka. Nie... nie podda się, musi znaleźć jakiś sposób, żeby się stąd wydostać, inaczej ta psychopatka będzie więzić w nieskończoność. Nagle ponownie olśniła go myśl o jej rodzicach. Przecież oni kiedyś tu przyjadą, co wówczas z nim zrobi? Przecież nie uwięzi go w swoim różowym pokoju.
Myśl o tych ludziach dodała mu otuchy, a jednocześnie dała powód do zastanowienia nad profesją Leilani. Czy oni nie wiedzą co wyrabia ich córka? Przecież zawsze mówiła, że musi ich słuchać, że trudno jej wyjść z domu o późnej porze. Z drugiej strony, dlaczego właściwie to robi? Przecież oni są bogaci!
Znowu nic z tego nie rozumiał. Nie umiał poskładać do kupy swoich myśli, bo nic nie pasowało do tej układanki. Kiedy tylko próbował logicznie połączyć fakty, wszystko się ze sobą kłóciło i nie miało najmniejszego sensu.
Nie patrzył na zegarek, ale miał wrażenie, że czas płynie wolniej niż zwykle. Zazwyczaj było tak, że kiedy robił coś przyjemnego, godziny niepostrzeżenie zamieniały się w minuty, lecz teraz sytuacja była całkowicie odwrotna; każda minuta stawała się godziną. Miał wrażenie, że oszaleje, nie wytrzyma tu, prędzej, czy później zwariuje, jeśli się jakoś nie uwolni.
Pogrążony w swoich myślach, nawet nie usłyszał, kiedy wróciła Leilani. Stanęła w progu i po prostu spytała:
- Potrzebujesz czegoś?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem i bez namysłu odparł:
- Uwolnij mnie, błagam... Przyrzekam, że nikomu o tym nie powiem, tylko mnie stąd wypuść...
- Pierwsze co byś zrobił, to nasłał tu gliny.
- Jeśli mnie teraz wypuścisz, to przysięgam, że tego nie zrobię.
- Tom... - powiedziała, siadając na fotelu nieopodal. - Nie mogę ci wierzyć, bo cały czas kłamiesz.
- Teraz nie kłamię, a ty nie masz wyjścia, bo i tak zaczną mnie w końcu szukać, a jak już znajdą, to ciebie wsadzą do pierdla!
- Tak, jasne... - pokiwała z politowaniem głową. - Najpierw muszą cię znaleźć, a to nie będzie takie proste. - Puściła mu oczko i roześmiała się dodając: - To było bardzo lekkomyślne z twojej strony Tom, jechać w ciemno z ledwie znajomą dziewczyną... Myślałam, że masz trochę więcej rozumu.
Śmiała się coraz głośniej, wyraźnie rozbawiona tym stwierdzeniem. Szarpnął się z wściekłością na łóżku, gdyby teraz ją dorwał, to udusiłby gołymi rękami. Kolejny raz robiła z niego idiotę, tym razem zupełnie otwarcie, śmiała się z jego łatwowierności, kpiła z niego w żywe oczy. Znów przypomniał sobie coś, o czym jej jeszcze nie wspomniał.
- A co będzie, jeśli przyjadą tu twoi rodzice? Przecież kiedyś to nastąpi do cholery!?
- Rodzice? Jacy znowu rodzice? Przecież ja nie mam żadnych rodziców. - Kolejna salwa śmiechu przerwała jej wypowiedź.
- Jak to nie masz? Przecież mówiłaś... Więc czyj jest ten dom?
- Teraz już mój, skarbie. - puściła mu oczko i wyszła z pokoju.
- Podła żmija! Kłamczucha! - krzyknął za nią. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Był bliski płaczu i właściwie z trudem się powstrzymywał. Ta sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Może lepiej by było, gdyby o nic jej nie pytał, przynajmniej żyłby nadzieją, a teraz? Całkiem prawdopodobne stawało się to, że zdechnie tu jak pies, nigdy go nie znajdą, a ona z tym Klausem zakopie go gdzieś na terenie tej ogromnej posesji...
Ukrył twarz w poduszce, bo nadal wstydził się swoich łez i teraz miał za złe rodzicom, którzy wpajali mu, że facet nie powinien się mazać. A jeśli już nic innego mu nie pozostało?
Nagle poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu.
- Tom... Przecież ja cię kocham, będzie nam tu dobrze.
Czy aby się nie przesłyszał? Ona naprawdę jest ostatnią idiotką, skoro wierzy, że po tym wszystkim będą żyli długo i szczęśliwie, zresztą niby jak?
Momentalnie się poderwał i chwycił ją za rękę, przyciągając do siebie:
- Wariatka! Jesteś chora, wiesz!? Powinnaś się leczyć!
- Miłość nazywasz chorobą? Jeśli tak, to ty też jesteś chory, bo wciąż kochasz tę swoją głupiutką Katrin.
- Nie wspominaj nawet jej imienia - syknął, mocno ściskając ją za nadgarstek.
- Puść, to boli! Puść, bo zacznę krzyczeć i zaraz wpadnie tu Klaus.
Odepchnął ją z wściekłością.
- I kto tu jest wariatem? Popadasz w jakiś obłęd.
-
Ja? - roześmiał się. - To nie ja wklejałem w pornosy swoje głowy, nie ja
wypisywałem niestworzone historie w pamiętniku!
Spojrzała
na niego zaskoczonym, a zarazem wściekłym wzrokiem:
-
Byłeś w pokoju - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-
Niestety, ty cholerna psychopatko!
Popatrzyła
na niego z wyrzutem, ale nie odezwała się nawet słowem, tylko wyszła.
Znów opadł na poduszkę. No i dobrze, że jej powiedział, niech będzie świadoma, że wie, jaką jest wariatką. Po chwili jednak nie był już pewien, czy zrobił dobrze, ale nie miał sił nawet na logiczne myślenie. Jedyne o czym jeszcze w ogóle myślał, to jak stąd uciec? Tylko jakim cudem miał się stąd wydostać skoro nawet on sam nie wiedział gdzie jest?
Znów opadł na poduszkę. No i dobrze, że jej powiedział, niech będzie świadoma, że wie, jaką jest wariatką. Po chwili jednak nie był już pewien, czy zrobił dobrze, ale nie miał sił nawet na logiczne myślenie. Jedyne o czym jeszcze w ogóle myślał, to jak stąd uciec? Tylko jakim cudem miał się stąd wydostać skoro nawet on sam nie wiedział gdzie jest?
Był
załamany, zrozpaczony... Miał wrażenie, że jego życie właśnie dobiega kresu. A
Bill? Przecież on tam umiera z niepokoju! Może już zawiadomił policję? Na pewno
go szukają... Szukają i znajdą, jego brat tak łatwo nie odpuści. Słyszał kiedyś
w telewizji, jak brat szukał zaginionej siostry przez cztery lata i w końcu ją
znalazł. Też była więziona przez jakiegoś psychopatę. Cztery lata... Te dwa
słowa odbijały się echem w jego głowie. Czy to mogłoby tyle trwać? Przecież
zaledwie minęły dwa dni, a on już wariował... Nie wytrzyma tu dłużej, musi coś
zrobić.
- Leilani! - krzyknął przeraźliwie. - Błagam! Wypuść mnie stąd! Zrobię wszystko co zechcesz! Tylko mnie wypuść! - krzyczał. Miał wrażenie, że jest bliski obłędu. Już było mu wszystko jedno, że żebrząc ją o wolność gubi gdzieś swoją męską dumę i godność. Było mu zupełnie obojętne jakim sposobem się stąd wydostanie, wiedział tylko jedno; oszaleje, jeśli się nie uwolni.
- Przecież ja mam zobowiązania, zespół, kontrakty, koncerty... - wymieniał wszystko po kolei mając świadomość, że mówi sam do siebie, bo wzywana wciąż nie nadchodziła. - Bill nie wie co się ze mną dzieje, menager mnie zabije jak wrócę... Jeśli w ogóle wrócę.
- Może kiedyś razem wrócimy, jeśli będziesz rozsądny - usłyszał. Stała w drzwiach i nawet nie zauważył kiedy się tam pojawiła.
- Przecież możemy już wrócić, nawet zaraz. - powiedział, wyciągając do niej rękę.
- O nie... - pokręciła głową. - Teraz to byś mi uciekł.
- A skąd będziesz wiedziała, kiedy będę gotów z tobą wrócić, żebym ci nie uciekł? - zapytał zdziwiony. Czasem mówiła bardzo rozsądnie, a niekiedy zupełnie od rzeczy, tak jak na przykład teraz.
- Moja intuicja. - uniosła dumnie głowę.
Roześmiał się tylko i z politowaniem pokręcił głową:
- Twoją intuicję możesz sobie wsadzić w dupę, gdybyś ją na prawdę miała, nie robiłabyś takich głupstw.
Spojrzała na niego gniewnie, jednak się nie odezwała. Zaplotła tylko ręce na wysokości piersi, czekając co ma jej do powiedzenia.
- No nie patrz tak, jesteś głupia, jesteś po prostu najzwyklejszą idiotką, głupszą niż te wszystkie łatwe panienki z klubu - prychnął. Wiedział, że tymi słowami zamyka sobie być może drogę do wolności, ale musiał to z siebie wyrzucić, chciał wzbudzić w niej poczucie winy i uzmysłowić błąd jaki popełniła. Jeśli ona to zrozumie, będzie miał przynajmniej taką satysfakcję.
- Gdybyś była mądra, już byłbym twój, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem.
- Akurat... - przymrużyła oczy, ale jej mina wyrażała niepewność i teraz miał wrażenie, że jest górą.
- Tak i możesz to uznać za swoją porażkę. A tak niewiele brakowało. - westchnął i ostentacyjnie przeciągnął dłonią po swojej klatce piersiowej. Lei nadal stała w tej samej pozycji, przyglądając mu się uważnie.
- Wszystko zostawiłem dla ciebie, nawet dla ciebie rozstałem się z Katrin - skłamał, ale wiedział, że to najbardziej na nią zadziała. Poruszyła się nerwowo, po czym zrobiła kilka kroków i przysiadła na fotelu.
- Kłamiesz! Wcale się z nią nie rozstałeś - powiedziała pewnym tonem.
- Oczywiście, że się rozstałem, tuż przed wyjazdem, w niedzielę.
Widział, jak silnie ją to poruszyło, jak przygryzła wargę i jak bardzo była tym zdumiona, choć wciąż nie do końca mu wierzyła.
- Już zaczynałem darzyć cię czymś więcej, oprócz pożądania zaczynałem czuć coś jeszcze, właśnie stawałaś się dla mnie ważna Lei... - Popatrzył na nią i już widział, że trafił w czuły punkt. - I właśnie wtedy wszystko zepsułaś.
- Kłamiesz! - wykrzyknęła, ale jej głos się załamał. - Gdybyś się dowiedział, że jestem dziwką, nie chciał byś na mnie spojrzeć.
- Gdybym cię pokochał, wszystko bym ci wybaczył - kontynuował Tom i sprawiało mu to satysfakcję. - A właściwie jak to się stało? - zapytał w końcu. Przy okazji tego pytania miał nadzieję ją jakoś skruszyć, a być może doprowadzić w rezultacie do uwolnienia.
Westchnęła ciężko i podeszła do okna.
- Kocham cię od dawna. Wiem, że to głupie zakochać się w idolu z plakatu, ale najpierw to było niewinne zauroczenie, platoniczna miłość, dopiero potem przerodziło się w coś więcej. Kiedy żyli rodzice, miałam wejściówki na każdą galę, byłam na każdym koncercie. Nie raz byłam na backstage'u, ale pewnie nawet wcale mnie nie pamiętasz.
Nie pamiętał, miała rację. Albo była dużo młodsza, albo po prostu nie zwrócił na nią uwagi. Nie odpowiedział jednak, słuchając jej opowieści.
- Cztery lata temu, kiedy zginęli w wypadku moi rodzice, skończyły się wszystkie moje przywileje.
- Przykro mi... - wtrącił Tom. Teraz, pomimo swojego położenia, naprawdę zrobiło mu się jej żal. W sumie może nie powinien się jej dziwić, że jest jaka jest, w końcu swoje w życiu przeszła.
Nie zwróciła jednak uwagi na jego słowa, tylko mówiła dalej:
- Od tamtej chwili mogłam cię zobaczyć tylko w telewizji, no i czasem na koncercie, ale ja tak nie chciałam, rozumiesz?! - krzyknęła nagle, odwracając się do niego. W oczach miała łzy. - Chciałam być z tobą, obok ciebie i wiedziałam, że muszę to zrobić, cena ani środki nie grały roli! Pewnego dnia zadzwoniłam do znajomego ojca, wiedziałam, że zawsze mu się podobałam, widziałam jak na mnie patrzył... Miałam wtedy szesnaście lat.
Przerwała na chwilę, a Tom patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Już się domyślał dalszego ciągu tej opowieści. Chyba już nie chciał o tym słuchać.
- Nie musisz o tym mówić - wtrącił.
- Chcę o tym mówić, rozumiesz? Chcę! - Znowu krzyknęła, ale dalej już mówiła spokojnie: - Myślałam, że dziewictwo zatrzymam dla ciebie, ale gdybym to zrobiła, nigdy bym cię nie spotkała. Za to, że straciłam z nim cnotę, dostałam kupę kasy i wejściówki na co tylko chciałam. Rodzice zostawili mi majątek, ale gdybym zaczęła wydawać te pieniądze, przy mojej życiowej stopie, już dawno by ich nie było. A potem stwierdziłam, że to jest łatwy i szybki zarobek. Hans załatwił mi bogatych klientów, a potem obstukałam sobie resztę sama. Kilku mieszka tutaj, w pobliżu. Jak tylko przyjeżdżam, zawsze wpada niezły grosz. Żebyś ty wiedział, jakie obleśne baby mają właściciele okolicznych pensjonatów - roześmiała się nagle.
Spuścił wzrok. Niewątpliwie tragedia jaką przeżyła, musiała wpłynąć na jej psychikę, w dodatku ta jej chora obsesja na jego punkcie... Ale to, co robiła... Otrząsnął się z obrzydzeniem.
Przykucnęła koło niego, delikatnie dotykając jego ramienia:
- Kocham cię, Tom. - wyszeptała.
Spojrzał na nią. Wydawała mu się taka delikatna i czuła, znów postanowił zagrać na jej uczuciach:
- To mnie wypuść.
- Właśnie dlatego nie mogę cię wypuścić - odparła stanowczo i natychmiast się podniosła, jakby w obawie, że znów ją chwyci.
- Kurwa! Wypuść mnie! - krzyknął zdesperowany. Jego sposoby zawiodły, może nie był zbyt dobrym psychologiem, a może po prostu tylko nie potrafił postępować z psychopatycznymi osobowościami?
Leilani wycofała się na bezpieczną odległość i tylko pokręciła głową.
- Zdechnę tu, rozumiesz? - Tom znowu krzyknął. - Zabijesz mnie! Właśnie tego chcesz?!
- Spokojnie, nic ci nie będzie, jeśli oczywiście będziesz grzeczny - uśmiechnęła się tajemniczo. Zdawać by się mogło, że odzyskała chwilowo utraconą pewność siebie.
- A jeśli nie będę grzeczny?
- To zawołam Klausa, on zaraz sprawi, że złagodniejesz.
Tom z wściekłością przymrużył oczy.
- A co on z tego ma? Jemu też dajesz?
- Czasem, przecież muszę jakoś zapłacić za wszystko, a kasa mu niepotrzebna - odparła, a widząc przerażoną minę Toma skierowała swe kroki w stronę drzwi. - Zrobię coś do jedzenia, a jeśli chcesz to dam ci też coś na sen.
Nie odezwał się. Chyba już wolał ją o nic nie pytać. To, że sypiała z bogatymi facetami, jeszcze był jakoś w stanie zrozumieć; oni przynajmniej byli czyści, pachnący, zadbani i prawdopodobnie przystojni, ale ten? Nie dość że jakiś przygłupi to jeszcze obleśny! Zrobiło mu się niedobrze już na samo wspomnienie jego paskudnej twarzy tkwiącej w oknie i jak na ironię losu, zachciało mu się do toalety. Cholera...
- Leilani! - krzyknął przeraźliwie. - Błagam! Wypuść mnie stąd! Zrobię wszystko co zechcesz! Tylko mnie wypuść! - krzyczał. Miał wrażenie, że jest bliski obłędu. Już było mu wszystko jedno, że żebrząc ją o wolność gubi gdzieś swoją męską dumę i godność. Było mu zupełnie obojętne jakim sposobem się stąd wydostanie, wiedział tylko jedno; oszaleje, jeśli się nie uwolni.
- Przecież ja mam zobowiązania, zespół, kontrakty, koncerty... - wymieniał wszystko po kolei mając świadomość, że mówi sam do siebie, bo wzywana wciąż nie nadchodziła. - Bill nie wie co się ze mną dzieje, menager mnie zabije jak wrócę... Jeśli w ogóle wrócę.
- Może kiedyś razem wrócimy, jeśli będziesz rozsądny - usłyszał. Stała w drzwiach i nawet nie zauważył kiedy się tam pojawiła.
- Przecież możemy już wrócić, nawet zaraz. - powiedział, wyciągając do niej rękę.
- O nie... - pokręciła głową. - Teraz to byś mi uciekł.
- A skąd będziesz wiedziała, kiedy będę gotów z tobą wrócić, żebym ci nie uciekł? - zapytał zdziwiony. Czasem mówiła bardzo rozsądnie, a niekiedy zupełnie od rzeczy, tak jak na przykład teraz.
- Moja intuicja. - uniosła dumnie głowę.
Roześmiał się tylko i z politowaniem pokręcił głową:
- Twoją intuicję możesz sobie wsadzić w dupę, gdybyś ją na prawdę miała, nie robiłabyś takich głupstw.
Spojrzała na niego gniewnie, jednak się nie odezwała. Zaplotła tylko ręce na wysokości piersi, czekając co ma jej do powiedzenia.
- No nie patrz tak, jesteś głupia, jesteś po prostu najzwyklejszą idiotką, głupszą niż te wszystkie łatwe panienki z klubu - prychnął. Wiedział, że tymi słowami zamyka sobie być może drogę do wolności, ale musiał to z siebie wyrzucić, chciał wzbudzić w niej poczucie winy i uzmysłowić błąd jaki popełniła. Jeśli ona to zrozumie, będzie miał przynajmniej taką satysfakcję.
- Gdybyś była mądra, już byłbym twój, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem.
- Akurat... - przymrużyła oczy, ale jej mina wyrażała niepewność i teraz miał wrażenie, że jest górą.
- Tak i możesz to uznać za swoją porażkę. A tak niewiele brakowało. - westchnął i ostentacyjnie przeciągnął dłonią po swojej klatce piersiowej. Lei nadal stała w tej samej pozycji, przyglądając mu się uważnie.
- Wszystko zostawiłem dla ciebie, nawet dla ciebie rozstałem się z Katrin - skłamał, ale wiedział, że to najbardziej na nią zadziała. Poruszyła się nerwowo, po czym zrobiła kilka kroków i przysiadła na fotelu.
- Kłamiesz! Wcale się z nią nie rozstałeś - powiedziała pewnym tonem.
- Oczywiście, że się rozstałem, tuż przed wyjazdem, w niedzielę.
Widział, jak silnie ją to poruszyło, jak przygryzła wargę i jak bardzo była tym zdumiona, choć wciąż nie do końca mu wierzyła.
- Już zaczynałem darzyć cię czymś więcej, oprócz pożądania zaczynałem czuć coś jeszcze, właśnie stawałaś się dla mnie ważna Lei... - Popatrzył na nią i już widział, że trafił w czuły punkt. - I właśnie wtedy wszystko zepsułaś.
- Kłamiesz! - wykrzyknęła, ale jej głos się załamał. - Gdybyś się dowiedział, że jestem dziwką, nie chciał byś na mnie spojrzeć.
- Gdybym cię pokochał, wszystko bym ci wybaczył - kontynuował Tom i sprawiało mu to satysfakcję. - A właściwie jak to się stało? - zapytał w końcu. Przy okazji tego pytania miał nadzieję ją jakoś skruszyć, a być może doprowadzić w rezultacie do uwolnienia.
Westchnęła ciężko i podeszła do okna.
- Kocham cię od dawna. Wiem, że to głupie zakochać się w idolu z plakatu, ale najpierw to było niewinne zauroczenie, platoniczna miłość, dopiero potem przerodziło się w coś więcej. Kiedy żyli rodzice, miałam wejściówki na każdą galę, byłam na każdym koncercie. Nie raz byłam na backstage'u, ale pewnie nawet wcale mnie nie pamiętasz.
Nie pamiętał, miała rację. Albo była dużo młodsza, albo po prostu nie zwrócił na nią uwagi. Nie odpowiedział jednak, słuchając jej opowieści.
- Cztery lata temu, kiedy zginęli w wypadku moi rodzice, skończyły się wszystkie moje przywileje.
- Przykro mi... - wtrącił Tom. Teraz, pomimo swojego położenia, naprawdę zrobiło mu się jej żal. W sumie może nie powinien się jej dziwić, że jest jaka jest, w końcu swoje w życiu przeszła.
Nie zwróciła jednak uwagi na jego słowa, tylko mówiła dalej:
- Od tamtej chwili mogłam cię zobaczyć tylko w telewizji, no i czasem na koncercie, ale ja tak nie chciałam, rozumiesz?! - krzyknęła nagle, odwracając się do niego. W oczach miała łzy. - Chciałam być z tobą, obok ciebie i wiedziałam, że muszę to zrobić, cena ani środki nie grały roli! Pewnego dnia zadzwoniłam do znajomego ojca, wiedziałam, że zawsze mu się podobałam, widziałam jak na mnie patrzył... Miałam wtedy szesnaście lat.
Przerwała na chwilę, a Tom patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Już się domyślał dalszego ciągu tej opowieści. Chyba już nie chciał o tym słuchać.
- Nie musisz o tym mówić - wtrącił.
- Chcę o tym mówić, rozumiesz? Chcę! - Znowu krzyknęła, ale dalej już mówiła spokojnie: - Myślałam, że dziewictwo zatrzymam dla ciebie, ale gdybym to zrobiła, nigdy bym cię nie spotkała. Za to, że straciłam z nim cnotę, dostałam kupę kasy i wejściówki na co tylko chciałam. Rodzice zostawili mi majątek, ale gdybym zaczęła wydawać te pieniądze, przy mojej życiowej stopie, już dawno by ich nie było. A potem stwierdziłam, że to jest łatwy i szybki zarobek. Hans załatwił mi bogatych klientów, a potem obstukałam sobie resztę sama. Kilku mieszka tutaj, w pobliżu. Jak tylko przyjeżdżam, zawsze wpada niezły grosz. Żebyś ty wiedział, jakie obleśne baby mają właściciele okolicznych pensjonatów - roześmiała się nagle.
Spuścił wzrok. Niewątpliwie tragedia jaką przeżyła, musiała wpłynąć na jej psychikę, w dodatku ta jej chora obsesja na jego punkcie... Ale to, co robiła... Otrząsnął się z obrzydzeniem.
Przykucnęła koło niego, delikatnie dotykając jego ramienia:
- Kocham cię, Tom. - wyszeptała.
Spojrzał na nią. Wydawała mu się taka delikatna i czuła, znów postanowił zagrać na jej uczuciach:
- To mnie wypuść.
- Właśnie dlatego nie mogę cię wypuścić - odparła stanowczo i natychmiast się podniosła, jakby w obawie, że znów ją chwyci.
- Kurwa! Wypuść mnie! - krzyknął zdesperowany. Jego sposoby zawiodły, może nie był zbyt dobrym psychologiem, a może po prostu tylko nie potrafił postępować z psychopatycznymi osobowościami?
Leilani wycofała się na bezpieczną odległość i tylko pokręciła głową.
- Zdechnę tu, rozumiesz? - Tom znowu krzyknął. - Zabijesz mnie! Właśnie tego chcesz?!
- Spokojnie, nic ci nie będzie, jeśli oczywiście będziesz grzeczny - uśmiechnęła się tajemniczo. Zdawać by się mogło, że odzyskała chwilowo utraconą pewność siebie.
- A jeśli nie będę grzeczny?
- To zawołam Klausa, on zaraz sprawi, że złagodniejesz.
Tom z wściekłością przymrużył oczy.
- A co on z tego ma? Jemu też dajesz?
- Czasem, przecież muszę jakoś zapłacić za wszystko, a kasa mu niepotrzebna - odparła, a widząc przerażoną minę Toma skierowała swe kroki w stronę drzwi. - Zrobię coś do jedzenia, a jeśli chcesz to dam ci też coś na sen.
Nie odezwał się. Chyba już wolał ją o nic nie pytać. To, że sypiała z bogatymi facetami, jeszcze był jakoś w stanie zrozumieć; oni przynajmniej byli czyści, pachnący, zadbani i prawdopodobnie przystojni, ale ten? Nie dość że jakiś przygłupi to jeszcze obleśny! Zrobiło mu się niedobrze już na samo wspomnienie jego paskudnej twarzy tkwiącej w oknie i jak na ironię losu, zachciało mu się do toalety. Cholera...
Tym
razem nie da rady załatwić tego w kubek. W dodatku nawet nie miał takowego w
zasięgu ręki. O rany... Chyba znowu będzie musiał się tam udać w tym niemiłym
towarzystwie.
Powstrzymywał się ile się dało, ale gdy Leilani przyniosła mu kolację, zagadnął:
- Muszę do kibla, no i chcę też wziąć prysznic, bo się w końcu zaśmierdzę.
- No dobrze, zaraz zawołam Klausa - odparła i wyszła.
Nie miał ochoty patrzeć na tego typa, ale nie miał wyjścia. Wcześniej obiecywał sobie, że najzwyczajniej narobi na podłogę, ale to byłby zdecydowanie niecywilizowany postępek z jego strony. Chociaż wcale nie było mu do śmiechu, na samo wyobrażenie tego, roześmiał się sam do siebie. Kiedy nadeszła Leilani z Klausem, uśmiech wciąż jeszcze bawił na jego twarzy.
- Coś cię rozbawiło? - spytała, rozpinając kajdanki.
- Owszem, moje wyobrażenie, gdybyście nie zdążyli - spojrzał na nią wymownie, ale chyba nie zrozumiała co miał na myśli. Barczysty Klaus chwycił go za nadgarstki i popchnął przed sobą.
- Ostrożnie - zganiła go Lei.
Tom wciąż rozbawiony swoją wizją, szedł posłusznie jak baranek prowadzony na rzeź. Kiedy już otworzył drzwi toalety, krzyknął w stronę kuchni, gdzie udała się Leilani:
- Tylko niech on mi da chwilę spokojnie posiedzieć w tej świątyni dumania, bo tego wszystkiego nie załatwię w pięć sekund!
Kiedy tylko usiadł na sedesie, natychmiast opuścił go dobry humor. Teraz znowu zaczęły nawiedzać go bardziej pesymistyczne myśli i po raz kolejny zastanowił się, czy nie ma tu nic, co pozwoliłoby mu się uwolnić i nagle jego wzrok zatrzymał się na maleńkim, ale jakże ważnym w jego położeniu przedmiocie. Na półce pod lustrem znajdującej się nad umywalką leżała najzwyklejsza, damska spinka do włosów. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy pomyślał, że to maleństwo, pozostawione tam pewnie nieopatrznie przez Leilani, może najzwyczajniej w świecie po prostu go uratować!
Niemal natychmiast chwycił przedmiot i zaczepił go sobie o nitkę, na wewnętrznej stronie bokserek.
- Nikt cię tu nie znajdzie, maleńka... - szepnął sobie pod nosem.
Powstrzymywał się ile się dało, ale gdy Leilani przyniosła mu kolację, zagadnął:
- Muszę do kibla, no i chcę też wziąć prysznic, bo się w końcu zaśmierdzę.
- No dobrze, zaraz zawołam Klausa - odparła i wyszła.
Nie miał ochoty patrzeć na tego typa, ale nie miał wyjścia. Wcześniej obiecywał sobie, że najzwyczajniej narobi na podłogę, ale to byłby zdecydowanie niecywilizowany postępek z jego strony. Chociaż wcale nie było mu do śmiechu, na samo wyobrażenie tego, roześmiał się sam do siebie. Kiedy nadeszła Leilani z Klausem, uśmiech wciąż jeszcze bawił na jego twarzy.
- Coś cię rozbawiło? - spytała, rozpinając kajdanki.
- Owszem, moje wyobrażenie, gdybyście nie zdążyli - spojrzał na nią wymownie, ale chyba nie zrozumiała co miał na myśli. Barczysty Klaus chwycił go za nadgarstki i popchnął przed sobą.
- Ostrożnie - zganiła go Lei.
Tom wciąż rozbawiony swoją wizją, szedł posłusznie jak baranek prowadzony na rzeź. Kiedy już otworzył drzwi toalety, krzyknął w stronę kuchni, gdzie udała się Leilani:
- Tylko niech on mi da chwilę spokojnie posiedzieć w tej świątyni dumania, bo tego wszystkiego nie załatwię w pięć sekund!
Kiedy tylko usiadł na sedesie, natychmiast opuścił go dobry humor. Teraz znowu zaczęły nawiedzać go bardziej pesymistyczne myśli i po raz kolejny zastanowił się, czy nie ma tu nic, co pozwoliłoby mu się uwolnić i nagle jego wzrok zatrzymał się na maleńkim, ale jakże ważnym w jego położeniu przedmiocie. Na półce pod lustrem znajdującej się nad umywalką leżała najzwyklejsza, damska spinka do włosów. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy pomyślał, że to maleństwo, pozostawione tam pewnie nieopatrznie przez Leilani, może najzwyczajniej w świecie po prostu go uratować!
Niemal natychmiast chwycił przedmiot i zaczepił go sobie o nitkę, na wewnętrznej stronie bokserek.
- Nikt cię tu nie znajdzie, maleńka... - szepnął sobie pod nosem.