niedziela, 19 listopada 2017

Część 13. „Pasja tworzenia”



Część 13. „Pasja tworzenia”


            Pomimo mile spędzonych, upojnych chwil w ramionach męża, nie była ukojona. Kiedy Franz już smacznie chrapał, ona wciąż nie mogła zasnąć. W jej głowie kłębiły się niespokojne myśli podczas, gdy wzrok wędrował po ciemnych konturach hotelowych mebli, zatrzymując się na powiewającej w otwartych drzwiach tarasu firance. Na ciemnym niebie pobłyskiwały złote gwiazdy, a w oddali szumiało pobudzone nocnym wiatrem morze. Gdy tylko opuszczała powieki, natychmiast wracały obrazy wczorajszego popołudnia. Jednak nie dzieci grały główne role w tym na nowo odtwarzanym w jej umyśle filmie. One były tam zaledwie epizodycznie i nie potrafiła tego zmienić, bo kiedy tylko zamykała oczy, widziała roześmianą twarz młodego mężczyzny, troskliwe spojrzenie i sposób, w jaki na nią patrzył, gdy płakała w samochodzie. Był taki dobry i czuły, prawie jej nie znał, a okazał tyle ciepła, zamartwiał się, wyrzucając sobie, że jest sprawcą jej przygnębienia. Gdyby Franz przyjechał trochę później, może doświadczyłaby tego wszystkiego ponownie?
            Pod wpływem tych wydarzeń poczuła się nagle bezwartościowym pasożytem, nie żoną, a utrzymanką, i nie ważne było to, że mąż właściwie nie pozwolił jej pracować, tłumacząc, że on zarobi z powodzeniem na ich oboje. Też chciała coś z siebie dać, chociaż w małym stopniu dorównać Billowi. I nie chodziło tu o pieniądze, bo to były pieniądze Franza, którymi - mimo jego przyzwolenia - dysponować nie chciała. Była pełna podziwu za to, co robił, i nawet zazdrość, że może być pomocny, podczas gdy ona czuła się teraz taka pusta i bezużyteczna. On niósł pomoc finansową, bo prawdopodobnie tylko taką mógł zaoferować, a ona? Co mogłaby dać z siebie, jak pomóc w zupełnie inny sposób?
            Przez dobre kilkanaście minut jej myśli skupione były tylko na jednym, gdy nagle przypomniała sobie słowa oprowadzającej ją po domu dziecka dyrektorce: „Meble też niedawno zakupiliśmy, tylko przydałoby się pomalować te pokoje. Pan Bill mówił, że poszuka jakiegoś dekoratora.”. W tym właśnie momencie spłynęła na nią nagła radość, która w mroku nocy wymalowała na jej twarzy promienny uśmiech. Przecież odkąd skończyła studia, nie miała okazji robić tego, co tak bardzo lubiła. Popracowała zaledwie dwa miesiące na stażu, gdy Franz wyprosił jej rezygnację, argumentując to stwierdzeniem, że przecież może rysować wyłącznie dla przyjemności, bo za pieniądze nie musi. Zamiast się nudzić, kiedy on znowu stąd wyjedzie, z radością zrobi te wszystkie projekty dla Billa! Że też wcześniej na to nie wpadła!
            Mijała kolejna godzina bezsennej nocy, lecz teraz nie mogła zasnąć z wrażenia. Miała już serdecznie dość ciągłego przewracania się z boku na bok, toteż wstała i wyszła na taras. Noc była bardzo ciepła. Oprócz szumu morza słyszała rytm muzyki, która najprawdopodobniej rozbrzmiewała w klubie, w podziemiach hotelu. Mimowolnie spojrzała do góry. Ciemność w oknach apartamentu powyżej, świadczyła prawdopodobnie o tym, że ten, który go zamieszkuje, po prostu śpi, albo zwyczajnie go nie ma. Wątpiła w to jednak, bo po poprzedniej zarwanej nocy pewnie na nic innego nie miałby ochoty. Żałowała, że nie dane było im się ponownie spotkać.
            Wróciła do swojej sypialni, ponownie układając się obok męża, lecz sen wciąż nie nadchodził. Dlatego też wkrótce z tego zrezygnowała i kolejny wschód słońca powitała na tarasie swojego apartamentu. Podziwiając to fascynujące zjawisko, otulona lekkim kocem, wdychała rześkie powietrze kolejnego, letniego poranka. Tam też śpiącą zastał ją Franz, kiedy zbudził się około dziesiątej. Przykucnął tuż obok, delikatnie gładząc żonę po policzku.
            - Tylko mi nie mów, kochanie, że spędziłaś tu całą noc... - Uśmiechnął się, kiedy otworzyła oczy.
            - Nie... Nie całą. - odpowiedziała cicho, przeciągając się. - Która godzina?
            - Już po dziesiątej, zaraz przyniosą nam śniadanie. Jeśli chcesz, połóż się jeszcze, pewnie się nie wyspałaś.
            - O nie, lecę pod prysznic, szkoda dnia i czasu na sen! - W jednej chwili odrzuciła koc i popędziła do łazienki.
            Franz tylko pokręcił głową. Tak bardzo ją kochał i... tak bardzo się bał. Przez chwilę zastanowił się, czy ta próba nie będzie przypadkiem pokusą? A może by wszystko odwołać, ze wszystkiego zrezygnować? Po co realizować plan, przez który nie sypia, kiedy tylko stąd wyjedzie?
            Jego rozważania przerwało pukanie do drzwi. Ich śniadanie właśnie było gotowe. Na tacy stała upojnie pachnąca, świeżo zaparzona kawa, chrupiące rogaliki i wszelkie inne śniadaniowe dodatki. Kiedy tylko kelner zniknął, Hoffmann uchylił drzwi od łazienki:
            - Pospiesz się, kochanie, śniadanko czeka - ponaglił wesoło żonę, która właśnie sięgała po ręcznik.
            - Już wychodzę, gdybyś mi posmarował rogalika miodem, byłabym ci wdzięczna - zaszczebiotała, uśmiechając się przymilnie.
            Kiedy już kompletnie i letnio ubrana zjawiła się przy stole, mąż nie mógł oderwać od niej wzroku.
            - Nie widziałem cię w tej sukience - zauważył. - Ale prześlicznie wyglądasz... -  Lekko ścisnął jej dłoń, kiedy już usiadła.
            - Nie mogłeś widzieć, bo kupiłam ją sobie tutaj, w miasteczku, następnego dnia po twoim wyjeździe - odparła, sięgając po filiżankę z kawą, a Franz wciąż przypatrywał jej się z podziwem.
            Jego piękna żona... Rzadko zakładała sukienkę, przeważnie widywał ją w dżinsach, jakiejś koszulce, lub dresie. Dlatego teraz wciąż był nienasycony jej widokiem, bo w tej śnieżnobiałej, cieniutkiej szatce wyglądała cudownie, wręcz podniecająco. Sukienka odsłaniała cały dekolt, a doszyty do cienkich ramiączek kawałek zwiewnego materiału opadał lekko na ramiona. Całość mocno dopasowana od biustu do bioder, znakomicie uwydatniała - jak zdążył zauważyć, zanim usiadła - jej kształtne pośladki. Dopiero od ud aż do nierównego dołu za kolanami sukienka coraz bardziej się poszerzała.
            - Jesteś taka piękna, a wczorajszy wieczór był cudowny... - wyszeptał, a zdziwiona tymi słowami Karen zamarła z na wpół odgryzionym kęsem rogalika w ustach. Kiedy go w końcu przełknęła, odezwała się:
            - A w ciebie co wstąpiło tak z rana?
            Jednak mąż zdawał się nie słyszeć tego żartobliwie zadanego pytania, bo po chwili zupełnie poważnie dodał:
            - Kocham cię, wiesz...? - Po czym ponownie ujął jej dłoń, składając na niej delikatny pocałunek.
            - Wiem... - uśmiechnęła się czule Karen. - Ja ciebie też.
            Kochała go na swój sposób, chociaż ta miłość nie była głównym powodem, dla którego wyszła za niego za mąż. Kochała go jak ojca, jak opiekuna i obrońcę, czasem nawet jak kochanka... Kochała go miłością rozsądną, lecz nie noszącą w sobie nawet odrobiny fascynacji i zauroczenia, niemniej jednak nie mogła odmówić mu osobistego uroku, jaki niewątpliwie posiadał. Choć w wieku dojrzałym, był jednak bardzo przystojnym mężczyzną, z lekko szpakowatą czupryną. Uczucie, jakie do niego żywiła, wystarczyło jej w zupełności, gdyż nigdy nie wierzyła w jakąś szaloną miłość, taką, która nie pozwala zasnąć, powoduje, że żołądek odmawia posłuszeństwa, a na widok tego jedynego, nogi robią się jak z waty. Nigdy nie była w ten sposób zakochana, nigdy tego wszystkiego nie czuła. Śmiechem reagowała na wiadomość o zasłyszanych samobójczych próbach z powodu jej nieodwzajemnienia i na same słowa, że nie można bez kogoś żyć. To wszystko wydawało jej się zupełnie nieprawdopodobną bajeczką, rodem z jakiejś mydlanej opery.
            - Co chciałabyś, kochanie, dzisiaj robić? Bo ja muszę oddać się pewnym przyjemnościom - powiedział Franz tuż po śniadaniu. Karen spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie wiedząc, co przez to rozumie.
            - No nie patrz tak - roześmiał się. - Muszę po prostu pozdradzać cię trochę z moim laptopem, kilka maili, parę ważnych spraw do załatwienia, no wiesz.
            - Nie no, w porządku - Wzruszyła ramionami. - To nawet dobrze się składa, mam chwilowy przesyt plaży. Zresztą i tak miałam zamiar dziś porysować - uśmiechnęła się promiennie, całkowicie zadowolona z takiego obrotu sytuacji.
            Nie zdradziła mężowi swoich zamierzeń i była wręcz pewna, że nie musi. Nigdy nie oglądał jej prac, chyba że sama mu jakieś pokazywała, toteż nie obawiała się, że coś odkryje przypadkiem, a zresztą gdyby nawet - i tak nie domyśli się, po co i komu robi te projekty. Jeśli wyznałaby mu prawdę, znów musiałaby wysłuchać kazania o tym, że przyjechała tutaj, aby wypocząć. On nie rozumiał, że właśnie to, co teraz chciała robić, było dla niej wypoczynkiem, przyjemnością i radością z faktu, że na coś się przyda, a nikt już nie będzie jej postrzegał jako pustej lali, która wyszła za mąż tylko dla pieniędzy...
            Pospiesznie wyjęła z szafy teczkę z brystolem, ołówki różnej grubości, pastele, kredki wodne i zwykłe. Miała ze sobą niemal cały swój warsztat, ale już z farbami dała sobie spokój. Zresztą jadąc tu nawet nie była pewna, że to, co ma, w ogóle się przyda. Dawno nie rysowała, nie miała ani ochoty, ani weny. Tu liczyła na jakąś inspirację naturą, gdy tymczasem zainspirowało ją coś zupełnie innego. A może ktoś?
            W ciągu trzech dni powstało dwadzieścia sześć projektów kolorowych ścian pokoi. Jak przez miesiąc nie miała w ręku ołówka, zupełnie nie odczuwając potrzeby tworzenia, tak teraz bez opamiętania przelewała swoje pomysły na papier. Nie pozbawiała jednak męża tych chwil, które chciał spędzić tylko z nią, dlatego rysowała, kiedy Franz brał prysznic, kiedy zszedł do restauracji na drinka, a kiedy zasypiał, cicho wymykała się z łóżka, aby zasiąść przy stole i znów puścić wodze swojej twórczej fantazji.
            Tak upłynęły kolejne trzy dni, podczas których niewiele wychodziła, ograniczając swój kontakt z naturą do porannego joggingu tuż po wschodzie słońca i zaledwie dwóch spacerów z mężem, przy jego zachodzie. No i było jeszcze wyjście do klubu w miasteczku, gdzie właściwie zaciągnął ją Franz, tłumacząc, że przyda jej się taka rozrywka między ludźmi, a do życia nie wystarczy tylko obcowanie z przyrodą. Wtedy to właśnie, jedyny raz w tym czasie spędzanym z mężem, spotkała Billa.
            Dopiero co wysiedli z windy, kierując się ku wyjściu, gdy wyłonił się z restauracji w towarzystwie młodego, dość przystojnego mężczyzny. Może nawet by ich nie zauważył, ale skutecznie przyczynił się do tego Franz, który z daleka machając do niego ręką, powitał go okrzykiem:
            - Bill, jak się masz?!
            - A witam miłego gościa i jego wspaniałą żonę! - zagadnął, podchodząc. Podał Franzowi rękę i uśmiechnął się do Karen, obrzucając ją powłóczystym spojrzeniem. - Wybaczcie, przyjechał do mnie w odwiedziny przyjaciel i obydwaj jesteśmy na lekkim rauszu - roześmiał się, puszczając oczko. To tłumaczyło jego dość śmiałe zachowanie.
            - Dobry wieczór - skłonił się brunet, stojący tuż obok.
            - To jest Matt - przedstawił go Bill i dodał: - A to moi najlepsi goście; Karen i Franz - po czym nastąpił uścisk dłoni nowopoznanych osób.
            - Piękną masz żonę, Franz - wypalił właśnie przedstawiony mężczyzna.
            - Wiem o tym, ale dziękuję - Kurtuazyjnie odparł Hoffmann.
            Karen tylko przewróciła oczami i uśmiechając się pod nosem, szybko obrzuciła oceniającym spojrzeniem Matta, po czym przeniosła je i zatrzymała dłużej na Billu. Wówczas stwierdziła, że niezaprzeczalnie też jest jego obiektem zainteresowania. Opuszczone przed chwilą powieki obserwatora unosiły się, a wzrok wolno wspinał się na coraz wyższe partie jej ciała, zatrzymując dopiero wówczas, kiedy napotkał spojrzenie dziewczyny. Trwali tak kilka chwil, zupełnie nie potrafiąc odgadnąć swoich intencji i myśli, jednak obydwojgiem zawładnęła jakaś zdumiewająca, ciepła błogość i niewątpliwie czerpali z tego kontaktu przyjemność. W ten sposób chyba jeszcze nigdy na nią nie patrzył i chyba nigdy aż tak widocznie nie absorbował go jej wygląd. Czy możliwe było, aby ten nieodczuwalny fizycznie, dłuższy dotyk spojrzeniem, mógł oznaczać to, że naprawdę wyglądała pięknie? Czy w tej sukience, w której tak bardzo podobała się mężowi, mogła spodobać się także i jemu?
            Dopiero teraz odczuła, jak miłe dla niej było już samo tego wyobrażenie.
            - Pewnie gdzieś się wybieracie - zagadnął Bill.
            - No tak, do klubu w miasteczku - odparł Franz. - Przez dwa dni właściwie nie wychodziliśmy z pokoju, pora więc trochę wyjść do ludzi.
            Mężczyźni tylko się uśmiechnęli, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, ku niezadowoleniu Karen. Wiedziała, że mąż powiedział to celowo, ażeby zrozumieli wszystko jednoznacznie. I jak jej się wydawało, tak właśnie zostało to wszystko pojęte.
            - Oczywiście - wtrąciła się nagle, z triumfalnym uśmiechem patrząc na męża. - Franz całe dnie i wieczory spędzał z nosem w laptopie, więc należy mu się trochę rozrywki.
            Już w trakcie wypowiadania ostatnich słów rozbrzmiał gromki śmiech, co zupełnie zbiło z tropu Hoffmanna. Zmieszany, spojrzał na Karen i żeby nie wyjść na ostatniego durnia, zażartował:
            - Już nawet pomarzyć nie wolno.
            Rozstali się w wesołych nastrojach, kolejny raz wymieniając subtelne spojrzenia. Tego wieczoru jeszcze kilkakrotnie Franz wypominał swojej żonie tę jej uszczypliwą szczerość, na co ona tylko reagowała śmiechem i w końcu stwierdzeniem: - Nie kreuj mnie z łaski swojej na jakąś seksoholiczkę, dobrze?
            Faktycznie, nie była nią. Właściwie traktowała seks jako pewnego rodzaju małżeńską powinność. Lubiła pieszczoty, czuły, delikatny dotyk, ale zwieńczenie tego wszystkiego stosunkiem, nie było dla niej czymś nadzwyczajnym i ważnym, chociaż przyznawała, że dość przyjemnym. Nigdy rozpaczliwie nie pragnęła, nigdy gorąco nie pożądała. Nie czuła żaru ciała, nie kochała się opętańczo. Wszystkie jej odczucia w tej sferze były spokojnie ciepłe, właściwie nawet letnie, bez szaleństwa i bolesnej żądzy.
            „Nie czujesz prawdziwego pożądania, bo nie kochasz prawdziwie”, powiedziała jej kiedyś Aimee, przyjaciółka od czasów liceum. Może miała rację? A może tylko doświadczenie, bo dla odmiany, ona prawdziwie zakochiwała się co kilka miesięcy. Ten stan przyjaciółki, Karen potrafiła wyczuć na kilometr, a także wszelkie symptomy tak zwanego polowania na upatrzoną zdobycz. Wystarczyło, że tylko spojrzała jej w oczy, a już wiedziała, że dany osobnik jest na celowniku dziewczyny. Nie myliła się nigdy.
            Pani Hoffmann zastanawiała się często, czy naprawdę jest aż tak zimną kobietą, czy może naprawdę nie potrafi kochać prawdziwie? Prawdziwie - to znaczy jak? Na zawsze, do śmierci? Przecież taka miłość po prostu nie istnieje...
            W poniedziałkowy poranek kolejny raz pożegnała męża długim pocałunkiem i ze spokojem przyznała sama przed sobą, że odczuła z tego powodu małą radość i ulgę, które to uczucia wywoływały w niej samej wyrzuty sumienia. Powinna tęsknić od chwili, kiedy tylko jego samochód zniknął za bramą, tymczasem znów poczuła wolność i swobodę. Obracając się z gracją, lekko wbiegła po schodach i witając wesołym „cześć” dyżurującą Nadię, podeszła do windy, naciskając guzik przywołujący dźwig. Jednak tutaj zastanowiła się przez chwilę i zawróciła w kierunku recepcji.
            - Nadia... - zwróciła się do dziewczyny.
            - Tak? - uśmiechnęła się blondynka.
            - Czy widziałaś może dzisiaj Billa? - zapytała niepewnie. Na te słowa recepcjonistka serdecznie się roześmiała.
            - Chyba żartujesz, przecież jest dopiero ósma! W dodatku przyjechał do niego przyjaciel, więc pewnie balowali do późna - odparła. - A coś się stało?
            Spojrzenie Nadii było nieodgadnione, kryjące w sobie nutę podejrzliwości. Karen zrozumiała, że swoje pytanie zadała nieodpowiedniej osobie i natychmiast postarała się to jakoś sprostować:
            - Nie, w sumie nic takiego, ale Franz prosił, abym mu coś przekazała, bo nie mieli okazji do pogadania. Chciałam po prostu to mieć za sobą - uśmiechnęła się. - No, ale to może poczekać.
            W związku z okolicznościami to musiało poczekać, chociaż nie było żadną wiadomością od jej męża. Nie mogła się doczekać, aż pokaże mu wreszcie te projekty, jak na to zareaguje, czy w ogóle mu się spodobają? Żegnając męża, miała nadzieję, że zrobi to zaraz, może spotka go w restauracji przy śniadaniu? A może w hallu, w windzie, na schodach? Zresztą nieważne gdzie, ale tak bardzo chciała, żeby już mógł je zobaczyć! Cholera! Dlaczego nic nigdy nie układa się po jej myśli?!
            Wróciła do pokoju zawiedziona i troszkę zła. To, czego pragnęła natychmiast, mogło odwlec się nawet o kilka dni. Bill miał gościa, a ona chciała porozmawiać z nim w cztery oczy, bez niepotrzebnych świadków.
            Dzień zapowiadał się wyjątkowo upalnie, lecz nie miała ochoty na plażę, w ogóle na nic nie miała ochoty, no, może poza jednym.
            Zasiadła przy stole, włączając laptopa, i spędziła przy nim ponad trzy godziny, potem znów rysowała. Po obiedzie, który zamówiła do pokoju, już nawet nie miała pomysłu na spędzenie dalszej części dnia. Upał dawał się we znaki, ale nie chciała zamykać okien i drzwi tarasu, żeby włączyć klimatyzację. Wolała słyszeć odgłosy wakacyjnego dnia za oknem, niż tylko znienawidzoną ciszę. Zdjęła ubranie i w samej bieliźnie położyła się na chłodnej pościeli, stwierdzając, że w takie dni satyna jest zbawieniem dla udręczonego gorącem ciała. W końcu, pogrążona w rozmyślaniach, zasnęła.

***

            To był wspaniały weekend. Dzięki niemu zapomniał o udręce samotności, jaką niewątpliwie wciąż odczuwał, pomimo iż wciąż otaczało go tylu ludzi. Oczekiwanie na prawdziwą miłość było dla niego coraz bardziej uciążliwe. Wciąż w nią wierzył, jednak pomału zaczynał wątpić, cały czas mając na uwadze ewentualny związek z Nadią. Jednak decyzję o tym odłożył do końca sezonu, wyrzucając sobie, jakim to jest cynicznym dupkiem. Nic to nie zmieniło, bo i tak postanowił głęboko ukryć swoje myśli i spokojnie poczekać.
            Matt skutecznie wypełnił mu swoją obecnością niemal każdą wolną chwilę weekendu. Troszeczkę żałował, że przyjaciel już odjechał, jednak stwierdził też, że w tym czasie prawie w ogóle nie uczestniczył w życiu hotelu, zatem teraz wszystko wnikliwie skontrolował. Dopiero po tym fakcie już zupełnie spokojnie mógł zająć się papierkową robotą. Nie chciał natomiast siedzieć samotnie w mieszkaniu, więc zabrał teczkę z dokumentami, a w ostatniej chwili chwycił nawet z szafki przy drzwiach paczkę papierosów i ruszył w kierunku windy. Po niedługim czasie znalazł się na tarasie restauracji, przy swoim ulubionym stoliku, skąd miał doskonały widok na główne wejście, a także taras swojego apartamentu. Zresztą nie tylko swojego...
            Kiedy zamówił kawę i rozłożył przed sobą rachunki i faktury, nieopatrznie zerknął w tamtą stronę, zastanawiając się, co też może się dziać z państwem Hoffmann? I w tej właśnie chwili uśmiechnął się sam do siebie. Jeszcze tydzień temu nigdy by nie przypuszczał, że tak ciepło pomyśli o tej parze tymczasowych sąsiadów. Chociaż przecież nie pomyślał tak o obydwojgu. Od przypadkowego spotkania w hallu w sobotni wieczór minęły dwa dni. W tym czasie w ogóle nie widział Karen, pamiętał tylko, jak ślicznie wyglądała w tej białej sukience, a także swoją śmiałość w kontakcie wzrokowym. Znów trochę przesadził z alkoholem, co nawet dla nieznajomych ludzi było oczywiste i widoczne, więc ona też musiała to zauważyć. Po kilku głębszych łykach człowiek jest nie tylko bardziej śmiały, ale też i szczery, postępuje w sposób, w jaki nigdy nie postępowałby w chwili całkowitej trzeźwości. Ale ona zapewne nie miała za sobą kilku godzin spędzonych za barem, a również przyglądała mu się z nie mniejszą śmiałością.
            Podniósł spojrzenie znad papierów odrobinę do góry, gdzie znajdował się jej apartament.
Zadośćuczynienie… Ciekawe, czy jeszcze będzie miała ochotę na spędzenie w jego towarzystwie choć odrobiny czasu, tym bardziej, że jego pomysł ze wspólnym odwiedzeniem domu dziecka był chyba niezbyt rozsądny. Miała wypoczywać jak w niebie, gdy tymczasem on zaprowadził ją do samego piekła. Może przestraszona, że znowu będzie chciał spędzić ten czas w jakiś dziwny sposób, nie miała już ochoty się z nim spotkać, nawet jeśli obiecał miłe zadośćuczynienie?
            Tak właśnie myślał, kiedy opuszczając wzrok na stolik pokryty dokumentami, spostrzegł, że z naprzeciwka zmierza ku niemu nikt inny jak ta, która była tematem jego wcześniejszych rozważań. Ten widok niezmiernie go ucieszył, więc powitał przybyłą promiennym uśmiechem:
            - Cześć.
            Karen stanęła przed nim jak uczennica wezwana nagle do tablicy.
            - Cześć - odpowiedziała. Była trochę spięta i zachowywała się inaczej, jakby z większym dystansem. W dłoniach kurczowo ściskała papierową teczkę i nawet nie zapytała, czy może usiąść. Wiedział, że coś jest nie tak, ale nie pytał o nic. Zagadnął tylko, nie gasząc uśmiechu:
            - Czyżbyś miała ochotę na obiecane zadośćuczynienie?
            - To też, ale najpierw mam do ciebie sprawę - odparła bardzo poważnie, co trochę go przestraszyło i nawet przemknęło mu przez myśl, że być może chodzi o jej męża.
            - Proszę, siadaj - zaproponował, odsuwając krzesełko. Posłusznie przycupnęła na jego krawędzi, kładąc teczkę na kolanach, lecz nie wypuszczając jej z dłoni. Odruchowo oblizała suche usta, co Bill natychmiast zauważył.
            - Napijesz się czegoś?
            - Może soku - odrzekła nieśmiało. Skinął na kelnera, który natychmiast podszedł i przyjął zamówienie.
            - A teraz mów, o co chodzi - ponownie się uśmiechnął, skupiając na niej całą swoją uwagę.
            - Jak byliśmy w tym domu dziecka... - zaczęła, ale natychmiast jej przerwał:
            - Karen... Ja naprawdę bardzo przepraszam, że cię tam zabrałem. Wiem, jak bardzo to przeżywasz.
            - Nie o to chodzi, Bill - Tym razem to ona mu przerwała. - Cieszę się, że mnie tam zabrałeś, chociaż faktycznie bardzo to na mnie wpłynęło.
            - No właśnie, to było niepotrzebne.
            - Potrzebne i nie przerywaj mi więcej, bo nigdy tego z siebie nie wyduszę - uśmiechnęła się.
            Kelner przyniósł i postawił przed nią sok. Podziękowała i niemal natychmiast zamoczyła w nim usta.
            - Dobrze, zamieniam się w słuch - odparł Bill.
            - Kiedy tam byliśmy i pani dyrektor oprowadzała mnie po salach, powiedziała, że szukasz dekoratora wnętrz, żeby zrobić remont i pomalować ściany - Popatrzyła na niego niepewnie, a on, nie chcąc jej przerywać tak jak prosiła, tylko skinął głową. Wolno otworzyła teczkę i wyjmując z niej jakieś kartki, mówiła dalej. - Ja jestem dekoratorem wnętrz, wprawdzie nieczynnym zawodowo, ale pomyślałam, że chętnie też coś zrobię dla tych dzieci. Proszę, oto projekty ścian pokoi.
            Położyła przed nim plik rysunków, a on tylko popatrzył na nią z niemałym zdziwieniem, aby po chwili przenieść wzrok na jej prace. Na jego twarzy malowało się ogromne zaskoczenie, czegoś takiego na pewno się nie spodziewał.
            - Jeśli nie są zbyt dobre, mogę zrobić inne, nowe - powiedziała cicho, jakby z obawą, wpatrując się w jego twarz. Zerknął na nią zaledwie przez moment, powracając do obserwacji malowideł. Po dłuższej chwili znów spojrzał na nią, milczącą, wpatrującą się w oczekiwaniu w jego oczy, a ona miała wrażenie, że ta chwila trwa wieki. 


7 komentarzy:

  1. Podziwiam Twój kunszt pisarski. Tak pięknie oddajesz uczucia, piszesz w taki sposób, że po tekście dosłownie się płynie. Wszystko tak idealnie ze sobą współgra. Czytając w poprzednim odcinku o wizycie w domu dziecka, miałam wrażenie, że tam jestem.

    Zadałabym standardowe pytanie - dlaczego kończysz w takim momencie? Jednak znam odpowiedź, więc przejdę do dalszej części wypowiedzi. Moja intuicja mówi mi, że między Karen, a Billem zrodzi się coś fajnego. Ta ich wymiana spojrzeń, kiedy przypadkiem się spotkali, daje do myślenia. Może to właśnie przy nim obudzi się w kobiecie jakieś... opętanie? Wyuzdanie wręcz? :D

    Ciekawi mnie, jak pociągniesz losy bohaterów, ciekawi mnie, jak będzie wyglądać dalsza relacja Karen z Franz'em i czy słusznie zakładam, że Bill namiesza w ich życiu?

    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc "poprzednim odcinku" miałam na myśli odcinek 11 oczywiście. xD

      Usuń
    2. Dobrze wiesz już, że sama lubię zakończenia odcinków w dość nieoczekiwanym momencie, ale lubię, kiedy czytelnik pozostaje z niezaspokojoną ciekawością co do dalszego ciągu.
      Z tym namieszaniem w życiu nie będzie to takie proste, tam każdy coś namiesza, ale okaże się to w dalszych częściach.
      Dziękuję serdecznie za komentarz i ciepłe słowa ;* Ściskam mocno!

      Usuń
  2. No coś się ewidentnie zaczyna między nimi dziać. :D a to fajnie... bo może Karen w końcu będzie miała okazje poczuć co to ta prawdziwa, romantyczna miłość. Z drugiej strony to... ja nie wiem, ze ona tak potrafi... bez... xD To znaczy ja sobie zwyczajnie nie potrafię tego wyobrazić... ehhh...
    Miło tez z jej strony, ze zabrała się za te projekty. ;) Praca nad tym remontem może jeszcze bardziej ich do siebie zbliży. :D
    Kochana, ja dzisiaj krótko. Czekam na następny i wysyłam buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam nie jest powiedziane, że ona cokolwiek robi bez uczucia. To uczucie jest, ona kocha swojego męża, ale jest to miłość spokojna, bez fajerwerków i uniesień, bardziej przyjacielska, ale jest.
      Krótko, czy długo, ważne, że jest opinia, serdecznie dziękuję i ślę buziaki ;*

      Usuń
  3. Hey! Przeczytałam wszystkie odcinki 🙂
    Świetny pomysł na opowiadanie miałaś. Lekko się czyta.
    Idzie wyczuć że piszesz z serduszkiem 🙂.
    Co do wszystkich wydarzeń, jednak sądzę że Nadia bardziej jest odpowiednią kandydatką dla Billa niż Karen
    Nadia jest miła,sympatyczna, boji się wyznać mu swoje uczucia z jakiegoś powodu.. Karen jest z jednej strony trochę podejrzana jakby miała dwie maski.
    Ogólnie super czekam na kolejny odcinek. Życzę weny 🙂
    Pozdrawiam serdecznie 😊
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tu trafiłaś, mam więc kolejną czytelniczkę. Mówią, że dobry pomysł na opowiadanie jest najważniejszy i już nawet pisarskie umiejętności nie są ważne. Nie wiem, czy moje jest takie dobre, mam nadzieję, że zainteresowałam.
      Jak to się dalej potoczy i czy komuś uda się wkraść w łaski Billa, sama zobaczysz.
      Serdecznie dziękuję za komentarz, pozdrawiam i ściskam;*

      Usuń