sobota, 26 marca 2016

Rozdział XXII



Rozdział    XXII





„Patrzysz na wylot, wprost przez moje serce
przełamujesz moje bariery mocą swojej miłości,
nigdy nie poznałam miłości tak, jak poznałam ją z tobą…
Czy pozostanie mi jakieś wspomnienie, takie, którego mogę się trzymać?”
Whitney Houston – „I have nothing”



            - O nie moja pani! Teraz nie wymigasz się! – usłyszała za plecami głos Toma, który chwycił ją za rękę, kiedy miała wsiadać do autokaru. - Już po koncercie, nie musisz nic ustalać ani omawiać, jedziesz z nami – mówił stanowczo i uśmiechając się przy tym uroczo, ciągnął ją w stronę ich samochodu.
            - A czemu ci tak na tym zależy? – roześmiała się nie protestując i podążając posłusznie za nim. Pierwszy kontakt wzrokowy z Billem miała już za sobą, teraz ciekawa była jego miny na jej widok, zakładając oczywiście, że brat go nie powiadomił o swoich zamiarach.
            - Obiecałaś mi rozmowę.
            - Ja? – zdziwiła się. – Ależ ja ci nic nie obiecywałam!
            - Nie? – spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. – To pewnie inna mi obiecywała – stwierdził z głupawym, aczkolwiek ujmującym uśmieszkiem.
            - Całkiem możliwe - Babette roześmiała się głośno, rozbawiona jego słowami. Był naprawdę sympatyczny, miał w sobie jakiś nieodparty urok i czarujący uśmiech, prawie identyczny jak Bill. W sumie czyż mogła się dziwić jego powodzeniu u płci przeciwnej…?
            - Tego to nie przewidziałem… – Na chwilę stanął jak wryty, kiedy zobaczył przed samochodem niemałą gromadkę żądnych autografów fanek, które oblepiały teraz pozostałą trójkę chłopaków. Kilka dziewcząt na ich widok odkleiło się od grupy podbiegając do idących w tym kierunku Babette i Toma, a po chwili już wyciągały ręce z kartkami.
            Niektóre obrzuciły Babette niepewnym, czasem wręcz wściekłym spojrzeniem tym bardziej, że Tom prowadził ją za rękę. Cała ta sytuacja wydawała jej się komiczna. Pospiesznie wyswobodziła się z jego uścisku i chciała stanąć gdzieś dalej, ale ten jej na to nie pozwolił, zagarniając ją ramieniem. Na dodatek kompletnie ignorując dziewczyny.
            - Nie, nie! Nie puszczę cię, jeszcze gdzieś uciekniesz – zwrócił się do niej.
            - Daj spokój, nie ucieknę, no rozdaj im te kilka autografów, bo mnie tu pobiją – szepnęła mu ze śmiechem do ucha będąc zupełnie nieświadomą, że całej tej dziwacznej sytuacji przygląda się ukradkiem podpisując kartki Bill. Był zupełnie zdezorientowany i oczywiście zły. „Co ten idiota znowu wykombinował?”, zastanawiał się. Rozbawiony Tom zdawał się w ogóle nie zwracać na pozostałych uwagi, rozdawał autografy jakby od niechcenia cały czas rozmawiając z Babette i do niej się uśmiechając.
            „W co ten dupek pogrywa? Mógłby podpisać cyrograf samemu diabłu, a ręczę, że nawet by nie zauważył… Chyba go dziś zapierdolę”, myślał Bill z wściekłością. Drażniła go ta zażyłość z jaką brat traktował Babette, jakby znali się całe wieki i byli świetnymi przyjaciółmi. Coraz bardziej zaczęły mu się trząść dłonie, jednak dzielnie rozdawał autografy udając, że nie zwraca na nich uwagi.
            - Dobra dziewczyny, na dziś wystarczy! – niemal krzyknął Tom, co spotkało się z jękiem zawodu zgromadzonych. Skinął na ochroniarza, który natychmiast przystąpił do akcji robiąc im miejsce, aby swobodnie mogli dojść do samochodu. Mijając Billa posłał mu spojrzenie pełne triumfu, zupełnie jakby chciał powiedzieć „Patrz dupku i się ucz!”, na które Bill odpowiedział mu czymś w stylu; „I tak cię wykastruję”.
            Zanim podpisał ostatnią kartkę, „nielojalny” bliźniak z jego kobietą już siedzieli w samochodzie zaśmiewając się prawdopodobnie z tego o czym dowcipniś opowiadał.
- Gustavowi to aż pałeczka z wrażenia wyleciała! – właśnie kontynuował swój wywód, kiedy do samochodu wsiadła pozostała trójka. Bill, wściekły jak gradowa chmura usiadł obok brata, którego teraz - gdyby nie więzy krwi - zapewne udusiłby gołymi rękoma. Chłopaki, nawet nie słysząc historii od początku, już doskonale wiedzieli o czym opowiada Tom.
            - Dobrze, że chociaż rytmu nie pomylił – roześmiał się Georg. Wszyscy świetnie się bawili oprócz Billa, który siedział ze wzrokiem wlepionym w jakąś wiadomość w swoim telefonie udając, że nie interesuje go nic wokoło. Zacisnął zęby, odliczając w myślach do dziesięciu. Opowieść Toma sączyła się nieustannie, jakby nie miała końca, przerywana jedynie salwami śmiechu.
            - A ona dopiero po kilku dobrych minutach zorientowała się, że opadła jej bluzka, bo Bill tak się w nią wgapiał, aż pomylił tekst! – kontynuował ze śmiechem. Tego już było za wiele…  
            - Chyba cię pojebało! Sam się do niej śliniłeś jak zobaczyłeś jej cycki! – wściekle rzucił wspominany.
            - Akurat! – odpierał atak Tom, który się świetnie bawił kosztem brata. – To ty zamiast drugiej zwrotki zacząłeś śpiewać znowu pierwszą! Dla mnie taki widok to normalka, zresztą małe miała – skwitował tonem „rzeczoznawcy” i machnął ręką, rozpierając się w samochodowym fotelu.
            Cała reszta, łącznie z Babette i z Davidem znów śmiała się głośno, bardziej ze sposobu w jaki opowiadał to wszystko Tom, niż z treści wspominanych wydarzeń. W tej właśnie chwili Babette stwierdziła, że starszy bliźniak ma w sobie niewątpliwie uwodzicielskie cechy. Nawet w chwili, kiedy nikogo nie podrywał i zachowywał się bardzo luźno, emanował jakimś niezaprzeczalnym urokiem i wzbudzał bezapelacyjną sympatię. Dzięki temu zaczęła zmieniać o nim zdanie i nawet go polubiła. Wciąż jednak zastanawiało ją to, o czym tak usilnie chciał rozmawiać. Nadal nie było sposobności, aby mogli zamienić choć kilka zdań w cztery oczy.
             Pod hotelem czekała na nich kolejna grupa nieco rozhisteryzowanych fanek, które nie zważając na późną porę uderzyły we wspólny pisk, kiedy tylko chłopcy podjechali. Tom widząc znów tłum spragnionych autografów dziewcząt, wysiadł z samochodu i niewiele myśląc ruszył przed siebie.
            - Ja nic już dzisiaj nie podpisuję! Jestem głodny! Jestem bardzo głodny i mogę zaraz kogoś ugryźć! Na przykład w wyciągniętą rękę! – powtarzając te słowa, szedł za śmiejącą się Babette. Jednak jego natura nie pozwoliła mu przejść zupełnie obojętnie obok tej grupki, więc skusił się i podpisał kilka kartek co ładniejszym dziewczynom.
            W hotelowej restauracji zobaczyli suto zastawiony szwedzki stół, który już był oblegany przez ekipę radia, koncertujące gwiazdy, obsługę imprez oraz zaproszonych gości. Grała muzyka, a pusty jak na razie parkiet czekał na chętnych do tańca. Tom ani na chwilę nie odstępował Babette, przez co nie dawał Billowi szansy porozmawiania z nią, w dodatku nawet nie reagował na jego znaki.
            - Zapierdolę mu, jak słowo… Wyraźnie robi mi na złość. – wysyczał przez zęby Bill ukradkiem wodząc spojrzeniem za tą parą. Georg, zajadający ze swojego talerzyka pokaźną porcję sałatki tylko się roześmiał.
            - Daj spokój, przecież ci jej nie odbije. Jeszcze zdążycie porozmawiać.
            - A tak mu się marzyło dziewczyny od Nadine wyrywać, to się dopieprzył… Przez niego czuję się jak małe dziecko, które widzi na wystawie zabawkę, a nie może jej mieć.
            - Daj spokój, a właśnie, co do dziewczyn… - podłapał temat towarzysz. – Widzisz tę czarną? Jest niezła i cały czas tutaj zerka.
            - Jak zerka, to startuj. - odpowiedział mu beznamiętnym głosem Bill.
            - To idę! – Georg rozochocił się na dobre i ruszył w stronę rzeczonej dziewczyny.
            Choć przy barze i wokół było pełno ludzi, Bill pozostał przez chwilę sam z uporczywymi i dręczącymi go myślami. W tym momencie mógłby przysiąc, że nienawidzi Toma, był pełen tak sprzecznych emocji, które niemal wrzały w jego wnętrzu, że z chęcią wyładowałby je na czymkolwiek, choćby na niewinnej szklance z drinkiem, jaką właśnie trzymał w dłoni. Jednak resztki zdrowego rozsądku jakie jeszcze miał, nakazywały mu trzymać fason. Kątem oka, starając się o jak najlepszy kamuflaż, obserwował oboje. Nawet nie musiał jakoś szczególnie się kryć, bo bardzo dobrze się bawili i nawet nie zwracali na niego uwagi. Tom na krok nie odstępował Babette, która najwyraźniej była z tego zadowolona. Przez chwilę pomyślał, żeby właśnie teraz po prostu podejść i poprosić o chwilę rozmowy, lecz obawiał się trochę jej reakcji oraz tego, że inni mogliby coś zauważyć. Musiał wykazać się cierpliwością i jednak poczekać na dogodną sytuację. Nie chciał prowokować plotek, choćby ze względu na nią.
            - Pani chciała cię poznać – wyrwał go z zadumy głos Georga, który stał tuż obok wraz z zalotnie uśmiechającą się brunetką, która właśnie wyciągnęła do niego rękę.
            - Cześć, jestem Dagmar.
            - Bill – odpowiedział beznamiętnym, obojętnym tonem, po czym uścisnął dziewczynie dłoń. Wszystkim czego teraz pragnął, to była możliwość rozmowy z Babette, a nie zawieranie nowych znajomości.
            - Miło mi, zawsze chciałam cię poznać...
            Nie chciał być niegrzeczny, bo tej chwili najchętniej wywróciłby ostentacyjnie oczami. Laska nie powiedziała niczego, o czym by nie wiedział.
            - Tańczysz w formacji Nadine? – zapytał, siląc się na wymuszony uśmiech.
            - Tak, od dwóch lat – odpowiedziała dziewczyna. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Była dość ładna, o ile tak zakochany facet jak on mógł w ogóle obiektywnie to ocenić. Dla niego przecież i tak liczyła się tylko jedna kobieta. Praktycznie nic nie mówiąc zaczął słuchać opowieści dziewczyny o jej początkach w jednym z najlepszych tanecznych zespołów, jednak i tak to wszystko o czym mówiła Dagmar, nie pozostawało na długo w jego pamięci.
            - Napijesz się czegoś? – przerwał jej, a kiedy się ochoczo zgodziła, usiedli razem przy barze zamawiając drinki. Dagmar była sympatyczna i gadatliwa, on sam nie musiał zbytnio się wysilać i zdawać by się mogło, że do szczęścia wystarczyło jej tylko jego milczące towarzystwo. Dziewczyny nie zrażało nawet to, kiedy nerwowo błądził spojrzeniem po sali w poszukiwaniu kogoś. Jednak od dobrych kilkunastu minut nigdzie nie mógł ich wypatrzyć, ani Babette, ani Toma po prostu nie było w zasięgu jego wzroku. Zupełnie jakby rozpłynęli się, a przecież dopiero co siedzieli w towarzystwie Davida rozmawiając wesoło.
            Uczucie strachu sparaliżowało teraz jego ciało. Jeszcze raz dokładnie się rozejrzał, wypatrując ich przez dłuższą chwilę. Na sali nie było żadnych zakamarków, czy nisz, które pozwoliłyby im się ukryć, dlatego też niemożliwością było, żeby nie mógł ich dostrzec, a na parkiecie też tańczyła zaledwie garstka ludzi. Wyglądało na to, że najzwyczajniej po prostu stąd wyszli, ale jak to możliwe, że tego nie zauważył?
            Jego towarzyszka, która wcześniej z zadziwiającą cierpliwością znosiła jego ignorancję, tego już nie wytrzymała.
            - Bill, czy ty mnie słuchasz? – zapytała nieśmiało.
            - Tak! Nie… To znaczy… Przepraszam cię, ale muszę odnaleźć brata – odparł nieskładnie, po czym wstał i ruszył na poszukiwania. Obszedł salę dwa razy uważnie się rozglądając, jednak po jego niepoprawnym bracie i ukochanej kobiecie nie było tu ani śladu. Postanowił zapytać Davida, w końcu to z nim siedział ostatnio, może mówił mu dokąd idzie?
            - Gdzie jest Tom? – rzucił pospiesznie, pochylając się nad siedzącym na kanapie menagerem, ale ten tylko wzruszył ramionami i pokręcił przecząco głową. Coraz czarniejsze wizje zaczęły bombardować jego umysł. Już nawet zaczął wyobrażać sobie wszystko co najgorsze, jednak zganił się szybko za tak idiotyczne domysły. Przecież jego brat – jakkolwiek był pieprzonym dupkiem –  do cholery nie zrobiłby mu tego najgorszego świństwa…
            - Nie widziałeś Toma? – zapytał napotkanego Gustava.
            - No kręcił się tu gdzieś z tą twoją, ale nie wiem gdzie są – odpowiedział chłopak i wrócił do rozmowy ze znajomymi.
            Zdenerwowany i bezradny stanął na środku sali, zupełnie nie wiedząc gdzie mogliby być. Wyrzucał sobie, że nie podszedł do niej od razu i nie zainicjował rozmowy. W końcu wyszedł, żeby zapalić w hallu i na spokojnie zastanowić się, gdzie mógłby ich poszukać i teraz naprawdę jedynym miejscem jakie właśnie przyszło mu do głowy, to był hotelowy pokój jej, lub Toma… Na samą myśl o tym, przeszył go lodowaty dreszcz. Już chciał dogasić na wpół wypalonego papierosa, ale wciąż się wahał. W końcu jednak zgasił go i skierował swoje kroki w stronę windy. Może jednak lepiej tam nie iść i niczego nie wiedzieć, uwierzyć potem w każdą bajeczkę jaką mu opowiedzą..?
            Zatrzymał się w chwili słabości i wahania, zacisnął dłoń w pięść. "Nie… Nie zrobiliby mi tego!", pomyślał z całą stanowczością ruszając we wcześniej obranym kierunku.
~

            Babette otulona ciepłym swetrem wolno stąpała po pustej o tej porze ulicy. Chłodny wiatr targał niecierpliwie dół jej sukienki i włosy. Przez cały ten czas miała wrażenie, że rozmawiają o wszystkim, tylko nie o tym, o czym Tom miał ochotę z nią pogadać. W końcu nie wytrzymała, pytając wprost;
            - To o czym tak usilnie chciałeś ze mną porozmawiać, że aż wyciągnąłeś mnie na spacer? - zapytała idącego obok niej w milczeniu Toma. Kilka metrów za nimi snuł się smętnie ochroniarz, który gdyby nie to, że dobrze mu płacili, w takich właśnie chwilach miał pewnie chęć rzucić tę robotę.
            - Miałem też ochotę trochę się przewietrzyć, poza tym tam by się nie dało spokojnie pogadać - odparł poważnym i spokojnym głosem, zasuwając bluzę i narzucając kaptur. - A chciałem porozmawiać o... No, przecież wiesz...
            - O Billu, tak? - zajrzała mu w oczy. - Czy coś się stało?
            - Właściwie nie, ale chciałem żebyś coś wiedziała... – westchnął i zawahał się, jakby w myśli ważył słowa. - Te ostatnie dwa tygodnie, wycisnęły z niego całą radość życia... On bardzo cię kocha.
            - A myślisz, że ja jego nie? - zatrzymała się na chwilę. - Myślisz, że się nim bawię tak?
            - Teraz już nie... - odpowiedział cicho i łagodnie.
            - Doskonale wiem, że tak myślałeś Tom, wyczuwałam twoją niechęć do mojej osoby, dlatego zdziwiłam się, kiedy zapraszałeś mnie do waszego samochodu.
            - Tak, owszem… Nie będę zaprzeczał, nie miałem dobrego zdania, może nie tyle o tobie, ale o tym wszystkim co was łączy. I nadal nie podoba mi się to, że jesteście jakby… w trójkącie, jednak po waszym powrocie z Marsylii był taki szczęśliwy, a ja cieszyłem się jego szczęściem, nabrałem też przekonania do ciebie, ale ostatnio...
            - Ostatnio jest sam sobie winny. - przerwała mu w pół zdania stanowczym, zdecydowanym tonem. – Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć, doskonale wiem, że nie jestem fair ani wobec Billa, ani wobec Martina, ale potrzebuję trochę czasu, żeby te swoje osobiste sprawy poukładać, tłumaczyłam mu. Wiesz ile ja ryzykowałam, żeby tego wieczoru do niego wyjść? A on mnie tak po prostu odtrącił, na dodatek zarzucając mi zdradę. – wyrecytowała jednym tchem, jakby w obawie, że Tom zechce jej przerwać.
            - Wiem, wszystko mi opowiedział, ale potem tego żałował...
            - Tak bardzo, że nawet nie mógł zadzwonić? To żal mu nie pozwolił, czy jego głupia męska duma?
            - Najpierw był wściekły, zawzięty, ale z każdym kolejnym dniem nachodziły go już zupełnie inne uczucia, potem żałował i po prostu bał się.
            - Bał się? Czego? Przyznać do błędu? A teraz? Nawet się do mnie nie odezwał! - powiedziała głosem pełnym wyrzutu.
            - Zauważ, że nie za bardzo miał jak, nie miał okazji przeze mnie, to ja mu cały czas celowo utrudniam... - Tom tajemniczo się uśmiechnął.
            - Jak to mu utrudniasz? - zapytała Babette unosząc do góry brew i zatrzymując się na chwilę, jednak nim chłopak zdążył się odezwać, dodała: - Tom, daj spokój… Gdyby tylko chciał…
            - Muszę ci się do czegoś przyznać - zaczął niepewnie, patrząc na jej reakcję. - To ja go kiedyś namawiałem, żeby się tobą nie dzielił, żeby wyegzekwował od ciebie odejście od twojego faceta i mówiłem, że jeśli szczerze go kochasz, to bez wahania to zrobisz. Jednak  sugerowałem tylko szczerą rozmowę, a nie jakieś fochy, czy głupie wyskoki jak ten ostatni... To co zrobił, było po prostu kretyńskie, dlatego chciałem, żeby jeszcze trochę się pomęczył, z pewnością mu to nie zaszkodzi.
            - Dlaczego go do tego namawiałeś? – Babette stanęła teraz na wprost Toma i obejmując się rękoma uporczywie wpatrywała się w niego, oczekując odpowiedzi.
            - To chyba logiczne, nie? Dziwiłem się, że godzi się na taki układ, ja bym nie chciał, żeby kogoś kogo kocham obmacywał inny facet. - wyrecytował jednym tchem, jakby obawiał się, ze zabraknie mu odwagi, żeby dokończyć.
            - A zdajesz sobie sprawę z tego, że nasza sytuacja jest wyjątkowo trudna? Ja mu to w Marsylii wytłumaczyłam. Nie kocham Martina, ale nie mogę na razie od niego odejść. Wiem, na pewno myślisz, że jestem wyrachowaną, zimną suką, nie? - znów spojrzała mu w oczy.
            - Nie, nie myślę tak, chociaż… Wcześniej nie miałem o tobie zbyt dobrego zdania. Teraz poniekąd cię rozumiem, Bill mi opowiadał, musicie zaczekać, no i wasz romans, związek… Jak zwał tak zwał, jeszcze nie może się wydać, bo jest gówniarzem. Jednak nie musicie tego rozgłaszać, dlatego według mnie to i tak nie jest w porządku ani wobec niego, ani wobec tego drugiego. Ale i tak cię polubiłem. – uśmiechnął się szeroko. Babette tylko westchnęła, ucinając niewygodny temat.
            - Wiem. Ja też cię polubiłam…
            - Chcę, żebyś wiedziała, że kibicuję wam. Mam nadzieję, że poukładasz swoje sprawy jak najszybciej i, że będziecie razem. Wracajmy już, bo jak znam życie, to on tam się miota w rozpaczy i gotów nas posądzić o coś bardzo niecnego - zażartował na koniec chłopak.

~


            Poszukiwania ich w pokojach zakończyły się fiaskiem i choć znów zaczynał snuć najczarniejsze scenariusze, to jednak nie wierzył, że byliby zdolni zamknąć się w którymś  i nie otworzyć mu drzwi, kiedy pukał i pytał, czy tam są. Zrezygnowany zjechał windą na dół i jeszcze raz przeszedł po sali w której odbywał się bankiet w nadziei, że być może już tam wrócili. Jednak tu przez ten czas także ich nie było, jak zdążył podpytać Georga. Nie wiedział co ma ze sobą począć, gdzie się podziać… Rozżalenie zaczynało właśnie przechodzić w fazę rozpaczy, był kompletnie bezradny tym bardziej, że Tom miał wyłączoną komórkę, a do niej nie chciał dzwonić. Wyszedł na zewnątrz, wypalił kolejnego papierosa i wrócił na hol. Oparł plecy o jeden z filarów i osunął się na podłogę, siadając. Każda minuta jaka upływała wraz z ruchem wskazówek zegarka na jego nadgarstku zdawała się trwać wieczność, a ta bez skrupułów strącała go w otchłań szaleństwa. Z całej niemocy jaka go teraz dopadła objął ramionami własne kolana i wsparł na nich czoło z trudem powstrzymując się od płaczu. Nie chciał tego robić, nie chciał, żeby znów widziała jego własną słabość, jeśli nadejdzie. O ile w ogóle nadejdzie… Teraz zaczynał w to wątpić, choć pragnął z całego serca wreszcie ją zobaczyć, móc porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Przez te dni bez niej doświadczył bólu tęsknoty, która wypaliła wielką dziurę w jego sercu i umyśle, a teraz dodatkowo do tego wszystkiego przyczyniał się jego brat…
            Usłyszał dźwięk otwierających się drzwi i jakieś szmery, czyjeś kroki, kiedy leniwie i bez przekonania podniósł udręczoną czarnymi myślami głowę i zobaczył najpierw ją, a po chwili własnego brata. Natychmiast gorączkowo się poderwał i ruszył w ich kierunku. O ile wcześniej miał jakieś plany co do tego jak ma się zachować i co powiedzieć, kiedy już spotka się z nią twarzą w twarz, teraz głucho wydusił z siebie jedynie krótkie pytanie;
            - Gdzie byliście...?
             Zatrzymali się na wprost siebie, w jego oczach malował się ból i strach, a Tom, widząc jego stan kompletnego rozbicia i bezradność, pospieszył z odpowiedzią:
            - Byliśmy na spacerze, chcieliśmy porozmawiać w spokoju.
            Bill bezceremonialnie przeszył go przenikliwym, pełnym obłędu wzrokiem, którego Tom się przestraszył, jednak nie odezwał się. Samo spojrzenie wyrażało wiele.
            - To ja was zostawiam - powiedział szybko i okrążając brata, zniknął w korytarzu prowadzącym do hotelowej restauracji. Babette, wpatrzona w jego pełne przerażenia źrenice, zrobiła kilka kroków do przodu. W tej jednej chwili cały świat przestał istnieć, liczył się tylko ten moment i te ukochane oczy wpatrzone w nią z lękiem i niemym błaganiem o przebaczenie. Teraz był taki bezbronny, przytłoczony swoimi obawami. Stał na wprost i patrzył, obawiając się zrobić choćby kolejny krok. Jakaż niepewność musiała go spalać, kiedy zniknęła z jego bratem, co musiał wtedy czuć...? Tom go znał, wiedział, że będzie zrozpaczony przez tę ich nieobecność. Nie mylił się.
            W końcu odważył się i zrobił kilka kroków naprzód. Była na wyciągnięcie dłoni, stała tuż, tuż… Wpatrywała się w niego wzrokiem który był pełen miłości i czułości, więc czegóż miałby się teraz obawiać…?
            W jednej chwili wyciągnął ramiona którymi natychmiast ją otoczył i mocno przytulił. Od razu poczuł jak jej szczupłe palce wczepiły się w koszulkę na plecach, a twarz natychmiast wtuliła w jego tors. Miała w oczach łzy szczęścia, a jakaś niewidzialna dłoń euforii ściskała teraz jej gardło. Nie była w stanie nic powiedzieć, po prostu trwała w tym uścisku słysząc bicie ukochanego serca. Poczuła ciepło, za którym tak bardzo tęskniła, którego pragnęła ponad wszystko. Przez dłuższą chwilę stali złączeni uściskiem swoich rąk i niewidzialną klamrą takiej miłości, jaką niewielu ludzi jest w stanie siebie obdarzyć. Spojrzeli sobie znów w oczy, a wtedy on dotknął jej twarzy z delikatnością odczuwaną gdzieś na dnie serca.
            - Przepraszam... – wyszeptał całując ją łagodnie w policzek. - Za wszystko... - musnął ustami drugi. - Wybacz... – pozostawił wilgotny ślad na czole - Tak tęskniłem... – dotknął ustami jej ust i jeszcze raz spojrzał w jej ciemne źrenice. Nie odpowiadała, ale jej wzrok był pełen wybaczenia. Zadrżał i wciągając do płuc potężną dawkę powietrza, pocałował ją mocno i zachłannie. Nie pozostała mu dłużna, z rozkoszą zatapiając wargi w słodyczy jego namiętnego i nasyconego tęsknotą pocałunku. Z niewielkiej iskry, którą wykrzesało spojrzenie, zrodził się w nich płomień pożądania trawiący teraz bez opamiętania ich zmysły. W ciałach wybuchł wielki pożar potrzeby fizycznej bliskości ukochanej osoby. Zapragnęli być tylko we dwoje, nacieszyć się sobą po tak długiej rozłące.
            - Chodźmy stąd... - powiedział cicho i pociągnął ją za sobą w stronę windy, która już po chwili wiozła ich do wspólnego nieba. Nie chciał tracić ani sekundy, już za dużo czasu zmarnował na głupie fochy i gniewy. Ten czas wydawał mu się zupełnie stracony i choć żałował, nie mógł go cofnąć. Dziś miał wpływ na przyszłość i wiedział jedno… Już nigdy więcej nie postąpi tak głupio. Pragnął mieć ją przy sobie, tak blisko jak teraz na zawsze…
            Z pasją całował każdy odsłonięty milimetr jej ciała podczas, gdy ona pijana szczęściem ulegała bezwolnie pieszczocie jego gorących ust. Wystarczyło tylko kilka metrów korytarza przemierzonych biegiem, drżały jej dłonie, kiedy otwierała drzwi do swojego pokoju. Chyba jeszcze nigdy aż tak bardzo go nie pragnęła, jak w tej chwili. Tuż za wejściem, przyparł ją do ściany znów upajając się smakiem jej karminowych ust. Niewielki obrazek strącony siłą miłosnej euforii, spadł ze ściany, a szkiełko rozbiło się na kilkanaście małych kawałeczków. Paleni żądzą, zrywali z wielką ekspresją materiał odzieży okrywający ich spragnione ciała.
            - Kocham cię... – zaniechał na chwilę pocałunku i wyszeptał z trudem, uśmiechając się delikatnie i ciężko dysząc.
            - Kocham cię... – wyznała wzajemność, jaką czuła całym sercem.
            Pociągnął ją na śnieżnobiałą pościel hotelowego łóżka. Po drodze zachłannie całowała pozbawione koszulki ramiona, a jej usta siały spustoszenie w jego umyśle. Spieszyli się do siebie, chcieli mieć siebie szybko, natychmiast, znów być ze sobą, nie tylko w marzeniach i snach, ale na jawie utożsamić się z tą chwilą. Tak dawno nie sycili się swoimi ciałami. I choć chcieliby delektować się samą tylko bliskością, tak trudno było im poskromić pragnienie…
            Dłonie bez opamiętania i po omacku przypominały sobie dotyk ukochanej skóry, podczas gdy wargi zadawały kolejną przyjemność.
            Z trudem łapała oddech, gdy jego usta błądziły po jej plecach, a palce dawały pieszczotę wnikając w nią głęboko. Znów był tylko dla niej, swoim ciałem i wszystkimi zmysłami, a ona dla niego, z całym sercem przepełnionym wielką miłością, której płomień wciąż rósł, podsycany ogniem namiętności. Zaciskała dłonie na wchłaniającej żar miłości białej pościeli w niemocy, bo one przecież pragnęły dotyku jego ciała. Dlatego też po chwili już górowała, aby zaraz zawładnąć całym nim.
            Czując na swojej nagiej skórze jej dotyk starał się uspokoić oddech i niemal bolesne bicie serca, chociaż przecież to było takie trudne. Jak można zwolnić bieg sercu, które z miłości omal nie wyrwie się do niej? Dłoń ułożyła się na jej plecach, pieszcząc łagodnie, kiedy zetknęła ich czoła. Wiedział, że chce coś powiedzieć i choć miał ogromną ochotę znów zasmakować tych ust, pragnął wysłuchać jej, więc powstrzymał realizację tego pragnienia. Zamglony wzrok wyostrzył się na chwilę, aby mógł przytomnie zakodować wszystko co chciała mu wyjawić.
            - Wiesz dlaczego wybaczanie ci przychodzi mi z taką łatwością..? – zapytała cicho, odrobinę oddalając od jego twarzy swoją. Potrząsnął głową i lekko uśmiechnął się, wsłuchując w jej słowa, choć doskonale znał tego powód. – Bo cię kocham… Kocham tak mocno, jak nigdy nie kochałam…
            Nie mógł wymarzyć sobie piękniejszych słów… Te, tak dla niego ważne, najważniejsze, wypływały teraz z głębi jej stęsknionego serca. Chłonął je, bo wypowiadała je ona, kobieta którą tak mocno pokochał, a kiedy zamilkła ponownie jej usta osiadły na jego wargach w czułym pocałunku spełniając jego marzenie. Czyżby teraz czytała mu w myślach..?
            Drobne, lekkie, ale naładowane masą czułości muśnięcia wnikały w jego usta, żeby po chwili znów się od nich oderwać i dopowiedzieć coś jeszcze, jak bardzo tęskniła i jak cierpiała z powodu tej rozłąki. Chwila pełna magii i pożądania sprawiła, że powiedziała więcej niż chciała, a potem oddawała mu siebie, wodząc po nim językiem coraz niżej, do upragnionego celu. Jęknął cicho kiedy poczuł tam jej gorące i mokre usta. Natychmiast wprawiła je w ruch, obejmując go jednocześnie dłonią. Uniósł głowę przymykając nieznacznie oczy z rozkoszy, ale obserwując jej poczynania i upajając się tym niesamowitym widokiem. Podniecenie aż bolało, miłość paliła żywym ogniem, a namiętność dodatkowo rozniecała ten ogień. Wiedział, że dłużej nie jest w stanie wytrzymać, a tak marzył o tym, by być w niej. Ona znów bez trudu odgadła jego najskrytsze pragnienie i przekręcając się na plecy ułożyła ciało w poprzek łóżka. Jej długie włosy spłynęły kaskadą na podłogę.
            - Pragnę cię w sobie... – usłyszał nie potrzebując już nic więcej.
            Tonął w jej spojrzeniu, gdy czując jak zatapia się delikatnie w jej gorącym wnętrzu traciła zmysły. Znów wypełniał ją całym ciepłem, kochał całym sobą obserwując każdą jej reakcję. Unosił się w swoich doznaniach, to znów opadał w dół tej erotycznej ekstazy, czując zapach i żar miłości odpływał w cudzie istnienia. Zrozumiał, że dla takich chwil warto żyć i kochać, bo miłość była podstawą spełnienia, bez niej nigdy nie poczułby takiej rozkoszy jak teraz z nią. Splecione dłonie, złączone usta… Odlatywali w swoim upojeniu, zespoleni w jedną, spójną całość. Namiętne odgłosy wypełniły pomieszczenie, a po chwili dwa nieruchomo leżące ciała kontrastowały z bielą pościeli hotelowego łóżka. Oddech i drżenie uspokajały się wolno, kiedy Bill odezwał się układając głowę na jej piersiach i gładząc nagą skórę brzucha.
            - Boję się siebie... Boję się swojej miłości…
            - Dlaczego? - zapytała cicho z nutą lekkiej niepewności w głosie.
            - Nie potrafię się czasem kontrolować... Ten mój ostatni wyskok...
            - Nie wracajmy do tego, proszę... - Babette pogładziła go po twarzy, skłaniając go jednocześnie do spojrzenia jej w oczy. - Teraz już będzie dobrze, mamy tyle czasu tylko dla siebie...
- Nawet nie wiesz jak ja czekałem na tę trasę, jak na żadną inną...
            - Ja też... - uśmiechnęła się lekko, a on pocałował ją czule.
            - Ale Tomowi i tak się oberwie - przypomniało mu się nagle.
            - Daj spokój, a za co?
            - Skutecznie cię ode mnie izolował cały wieczór. A właściwie to gdzie wy naprawdę byliście? - zapytał w końcu.
            - Naprawdę na spacerze, chciał pogadać, a w sali było głośno...
            - Może jeszcze o mnie?
            - Oczywiście, że o tobie, a o kim by innym? - roześmiała się Babette.
            - Mówiłem mu, żeby się nie wpieprzał, że ja sobie sam poradzę, ale nie! Zawsze musi na swoim postanowić! - wypalił wzdychając.
            - On bardzo cię kocha i naprawdę chciał dobrze... - Babette starała bronić Toma, chociaż wiedziała, że szczera rozmowa między braćmi jest nieunikniona.
            - Wiem... Ale dziś przesadził. Doskonale wiem, że to było celowe, robił mi tym wszystkim na złość - powiedział już nieco spokojniej, a po chwili dodał. - Wiesz jak się bałem...?
            - Czego? - zapytała, chociaż domyślała się, jaki może być motyw jego obaw.
            - Wiem, że nie zrobilibyście mi tego, ale te czarne myśli… Nawet po pokojach was szukałem.
            - Skarbie... - powiedziała z czułością - No co ty?
            - Przepraszam - wyszeptał i wtulił się w nią chłonąc jej zapach.
            - Teraz to już nawet z Martinem nie potrafię pójść do łóżka... – powiedziała cicho, lecz szybko zrozumiała, ze jednak niefortunnie sformułowała to zdanie. Bill spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, wyrażającym po trosze zdumienie, a po trosze zazdrość.
            - Dlaczego powiedziałaś „nawet”? To co? On jest dla ciebie taki ważny? – zapytał, wpatrując się w nią natarczywie.
            - Kotku, proszę cię, nie dorabiaj własnej ideologii, wiesz, że nie to miałam na myśli... – próbowała go uspokoić. – Ty jesteś najważniejszy – dodała, pochylając się nad nim.
            Teraz nie potrafiłby wszcząć o te kilka słów jakiejś awantury, zbyt wiele kosztowała go już tamta. Uśmiechnął się, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Był zazdrosny, był cholernie zazdrosny… Od początku wiedział, że trudno mu będzie żyć z myślą, że ona jest z tamtym, ale nie wiedział, że aż tak trudno... I to najbardziej go bolało, i chciał zminimalizować ten czas oczekiwania na to, że w jej życiu będzie tylko on.
            - Szaleję z zazdrości. – powiedział, kiedy już ich usta rozłączyły się.
            - Nie masz powodu, bo kocham tylko ciebie – odpowiedziała cicho, obrysowując opuszką palca kontur jego warg.
- To odejdź od niego – zażądał. Jego głos był poważny i stanowczy, ale spokojny. Nie chciał się kłócić, pragnął od niej tylko jakiejś deklaracji terminu, wiedział, że słowo „kiedyś”, może oznaczać bardzo długo...
Babette westchnęła głośno i usiadła.
            - Czy każda nasza rozmowa, musi się tym kończyć? – zapytała lekko poddenerwowana. – Daj mi trochę czasu, tylko tyle od ciebie chcę i już cię o to prosiłam.
            Milczał wpatrując się w jeden punkt. I co on najlepszego robi…? Dopiero ją przepraszał, a znów wszystko psuł. A tak niedawno obiecywał sobie, że już nie będzie od niej niczego żądał, żeby tylko była z nim, zgodzi się na wszystko… Łatwo było obiecywać to sobie samemu w wielkiej tęsknocie i pragnieniu jej bliskości, jednak przy niej wracała uporczywa myśl o rywalu, który mógł być z nią na co dzień.
            Nie potrafił teraz na ten temat milczeć, to było silniejsze od niego.
            - Więc ci dałem, minął prawie miesiąc...
            - Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? – zirytowała się. Czego on od niej teraz żądał? – Przecież ci tłumaczyłam wszystko, zdaje się, że nawet twój brat zrozumiał, a ty nie potrafisz.
- Jego to nie dotyczy bezpośrednio, gdyby był na moim miejscu, z pewnością by z tym walczył. Poza tym, co? Tak szybko zmienił zdanie? A dopiero co wpajał mi, żebym się tobą nie dzielił.
            - Proszę cię, nie psujmy tego wyjazdu, przecież wiesz, że jestem tylko twoja... Obiecuję. Skończę to w odpowiednim czasie, ale nie wywieraj na mnie presji… – patrzyła na niego z nadzieją. Już nie wiedziała jak ma z nim rozmawiać, chciała tylko, żeby ją zrozumiał, żeby dał jej nieco więcej czasu niż miesiąc… Rozumiał na chwilę, a potem znów do tego wracał. Wiedziała, że tak będzie dopóki nie rozstanie się z Martinem. To było pewne, że on nie odpuści…
Usiadł i przyglądał jej się w milczeniu.
            - Dobrze – odparł po chwili i przytulił ją mocno. Odczuła wielką ulgę z nadzieją, że choć przez najbliższy czas nie będzie naciskał i drążył. Nie wiedziała, jak bardzo się myli...