Rozdział XXII
„Patrzysz
na wylot, wprost przez moje serce
przełamujesz moje bariery mocą swojej miłości,
nigdy nie poznałam miłości tak, jak poznałam ją z tobą…
Czy pozostanie mi jakieś wspomnienie, takie, którego mogę się trzymać?”
przełamujesz moje bariery mocą swojej miłości,
nigdy nie poznałam miłości tak, jak poznałam ją z tobą…
Czy pozostanie mi jakieś wspomnienie, takie, którego mogę się trzymać?”
Whitney Houston – „I have
nothing”
- O nie moja pani! Teraz nie wymigasz
się! – usłyszała za plecami głos Toma, który chwycił ją za rękę, kiedy miała
wsiadać do autokaru. - Już po koncercie, nie musisz nic ustalać ani omawiać,
jedziesz z nami – mówił stanowczo i uśmiechając się przy tym uroczo, ciągnął ją
w stronę ich samochodu.
- A czemu ci tak na tym zależy? –
roześmiała się nie protestując i podążając posłusznie za nim. Pierwszy kontakt
wzrokowy z Billem miała już za sobą, teraz ciekawa była jego miny na jej widok,
zakładając oczywiście, że brat go nie powiadomił o swoich zamiarach.
- Obiecałaś mi rozmowę.
- Ja? – zdziwiła się. – Ależ ja ci
nic nie obiecywałam!
- Nie? – spojrzał na nią szeroko
otwartymi oczami. – To pewnie inna mi obiecywała – stwierdził z głupawym,
aczkolwiek ujmującym uśmieszkiem.
- Całkiem możliwe - Babette
roześmiała się głośno, rozbawiona jego słowami. Był naprawdę sympatyczny, miał
w sobie jakiś nieodparty urok i czarujący uśmiech, prawie identyczny jak Bill.
W sumie czyż mogła się dziwić jego powodzeniu u płci przeciwnej…?
- Tego to nie przewidziałem… – Na
chwilę stanął jak wryty, kiedy zobaczył przed samochodem niemałą gromadkę
żądnych autografów fanek, które oblepiały teraz pozostałą trójkę chłopaków.
Kilka dziewcząt na ich widok odkleiło się od grupy podbiegając do idących w tym
kierunku Babette i Toma, a po chwili już wyciągały ręce z kartkami.
Niektóre obrzuciły Babette niepewnym,
czasem wręcz wściekłym spojrzeniem tym bardziej, że Tom prowadził ją za rękę.
Cała ta sytuacja wydawała jej się komiczna. Pospiesznie wyswobodziła się z jego
uścisku i chciała stanąć gdzieś dalej, ale ten jej na to nie pozwolił,
zagarniając ją ramieniem. Na dodatek kompletnie ignorując dziewczyny.
- Nie, nie! Nie puszczę cię, jeszcze
gdzieś uciekniesz – zwrócił się do niej.
- Daj spokój, nie ucieknę, no rozdaj
im te kilka autografów, bo mnie tu pobiją – szepnęła mu ze śmiechem do ucha
będąc zupełnie nieświadomą, że całej tej dziwacznej sytuacji przygląda się
ukradkiem podpisując kartki Bill. Był zupełnie zdezorientowany i oczywiście
zły. „Co ten idiota znowu wykombinował?”,
zastanawiał się. Rozbawiony Tom zdawał się w ogóle nie zwracać na pozostałych
uwagi, rozdawał autografy jakby od niechcenia cały czas rozmawiając z Babette i
do niej się uśmiechając.
„W
co ten dupek pogrywa? Mógłby podpisać cyrograf samemu diabłu, a ręczę, że nawet
by nie zauważył… Chyba go dziś zapierdolę”, myślał Bill z wściekłością.
Drażniła go ta zażyłość z jaką brat traktował Babette, jakby znali się całe
wieki i byli świetnymi przyjaciółmi. Coraz bardziej zaczęły mu się trząść
dłonie, jednak dzielnie rozdawał autografy udając, że nie zwraca na nich uwagi.
- Dobra dziewczyny, na dziś
wystarczy! – niemal krzyknął Tom, co spotkało się z jękiem zawodu
zgromadzonych. Skinął na ochroniarza, który natychmiast przystąpił do akcji robiąc
im miejsce, aby swobodnie mogli dojść do samochodu. Mijając Billa posłał mu
spojrzenie pełne triumfu, zupełnie jakby chciał powiedzieć „Patrz dupku i się ucz!”, na które Bill odpowiedział mu czymś w
stylu; „I tak cię wykastruję”.
Zanim podpisał ostatnią kartkę, „nielojalny”
bliźniak z jego kobietą już siedzieli w samochodzie zaśmiewając się
prawdopodobnie z tego o czym dowcipniś opowiadał.
- Gustavowi to
aż pałeczka z wrażenia wyleciała! – właśnie kontynuował swój wywód, kiedy do
samochodu wsiadła pozostała trójka. Bill, wściekły jak gradowa chmura usiadł
obok brata, którego teraz - gdyby nie więzy krwi - zapewne udusiłby gołymi
rękoma. Chłopaki, nawet nie słysząc historii od początku, już doskonale
wiedzieli o czym opowiada Tom.
- Dobrze, że chociaż rytmu nie
pomylił – roześmiał się Georg. Wszyscy świetnie się bawili oprócz Billa, który
siedział ze wzrokiem wlepionym w jakąś wiadomość w swoim telefonie udając, że nie
interesuje go nic wokoło. Zacisnął zęby, odliczając w myślach do dziesięciu.
Opowieść Toma sączyła się nieustannie, jakby nie miała końca, przerywana
jedynie salwami śmiechu.
- A ona dopiero po kilku dobrych
minutach zorientowała się, że opadła jej bluzka, bo Bill tak się w nią wgapiał,
aż pomylił tekst! – kontynuował ze śmiechem. Tego już było za wiele…
- Chyba cię pojebało! Sam się do niej
śliniłeś jak zobaczyłeś jej cycki! – wściekle rzucił wspominany.
- Akurat! – odpierał atak Tom, który
się świetnie bawił kosztem brata. – To ty zamiast drugiej zwrotki zacząłeś
śpiewać znowu pierwszą! Dla mnie taki widok to normalka, zresztą małe miała – skwitował
tonem „rzeczoznawcy” i machnął ręką, rozpierając się w samochodowym fotelu.
Cała reszta, łącznie z Babette i z
Davidem znów śmiała się głośno, bardziej ze sposobu w jaki opowiadał to
wszystko Tom, niż z treści wspominanych wydarzeń. W tej właśnie chwili Babette
stwierdziła, że starszy bliźniak ma w sobie niewątpliwie uwodzicielskie cechy.
Nawet w chwili, kiedy nikogo nie podrywał i zachowywał się bardzo luźno,
emanował jakimś niezaprzeczalnym urokiem i wzbudzał bezapelacyjną sympatię.
Dzięki temu zaczęła zmieniać o nim zdanie i nawet go polubiła. Wciąż jednak
zastanawiało ją to, o czym tak usilnie chciał rozmawiać. Nadal nie było
sposobności, aby mogli zamienić choć kilka zdań w cztery oczy.
Pod hotelem czekała na nich kolejna grupa
nieco rozhisteryzowanych fanek, które nie zważając na późną porę uderzyły we
wspólny pisk, kiedy tylko chłopcy podjechali. Tom widząc znów tłum spragnionych
autografów dziewcząt, wysiadł z samochodu i niewiele myśląc ruszył przed
siebie.
- Ja nic już dzisiaj nie podpisuję!
Jestem głodny! Jestem bardzo głodny i mogę zaraz kogoś ugryźć! Na przykład w
wyciągniętą rękę! – powtarzając te słowa, szedł za śmiejącą się Babette. Jednak
jego natura nie pozwoliła mu przejść zupełnie obojętnie obok tej grupki, więc skusił
się i podpisał kilka kartek co ładniejszym dziewczynom.
W hotelowej restauracji zobaczyli
suto zastawiony szwedzki stół, który już był oblegany przez ekipę radia,
koncertujące gwiazdy, obsługę imprez oraz zaproszonych gości. Grała muzyka, a
pusty jak na razie parkiet czekał na chętnych do tańca. Tom ani na chwilę nie
odstępował Babette, przez co nie dawał Billowi szansy porozmawiania z nią, w
dodatku nawet nie reagował na jego znaki.
- Zapierdolę mu, jak słowo… Wyraźnie
robi mi na złość. – wysyczał przez zęby Bill ukradkiem wodząc spojrzeniem za tą
parą. Georg, zajadający ze swojego talerzyka pokaźną porcję sałatki tylko się
roześmiał.
- Daj spokój, przecież ci jej nie
odbije. Jeszcze zdążycie porozmawiać.
- A tak mu się marzyło dziewczyny od
Nadine wyrywać, to się dopieprzył… Przez niego czuję się jak małe dziecko,
które widzi na wystawie zabawkę, a nie może jej mieć.
- Daj spokój, a właśnie, co do
dziewczyn… - podłapał temat towarzysz. – Widzisz tę czarną? Jest niezła i cały
czas tutaj zerka.
- Jak zerka, to startuj. -
odpowiedział mu beznamiętnym głosem Bill.
- To idę! – Georg rozochocił się na
dobre i ruszył w stronę rzeczonej dziewczyny.
Choć przy barze i wokół było pełno
ludzi, Bill pozostał przez chwilę sam z uporczywymi i dręczącymi go myślami. W
tym momencie mógłby przysiąc, że nienawidzi Toma, był pełen tak sprzecznych
emocji, które niemal wrzały w jego wnętrzu, że z chęcią wyładowałby je na
czymkolwiek, choćby na niewinnej szklance z drinkiem, jaką właśnie trzymał w
dłoni. Jednak resztki zdrowego rozsądku jakie jeszcze miał, nakazywały mu
trzymać fason. Kątem oka, starając się o jak najlepszy kamuflaż, obserwował
oboje. Nawet nie musiał jakoś szczególnie się kryć, bo bardzo dobrze się bawili
i nawet nie zwracali na niego uwagi. Tom na krok nie odstępował Babette, która
najwyraźniej była z tego zadowolona. Przez chwilę pomyślał, żeby właśnie teraz po
prostu podejść i poprosić o chwilę rozmowy, lecz obawiał się trochę jej reakcji
oraz tego, że inni mogliby coś zauważyć. Musiał wykazać się cierpliwością i
jednak poczekać na dogodną sytuację. Nie chciał prowokować plotek, choćby ze
względu na nią.
- Pani chciała cię poznać – wyrwał go
z zadumy głos Georga, który stał tuż obok wraz z zalotnie uśmiechającą się brunetką,
która właśnie wyciągnęła do niego rękę.
- Cześć, jestem Dagmar.
- Bill – odpowiedział beznamiętnym,
obojętnym tonem, po czym uścisnął dziewczynie dłoń. Wszystkim czego teraz
pragnął, to była możliwość rozmowy z Babette, a nie zawieranie nowych
znajomości.
- Miło mi, zawsze chciałam cię
poznać...
Nie chciał być niegrzeczny, bo tej
chwili najchętniej wywróciłby ostentacyjnie oczami. Laska nie powiedziała
niczego, o czym by nie wiedział.
- Tańczysz w formacji Nadine? –
zapytał, siląc się na wymuszony uśmiech.
- Tak, od dwóch lat – odpowiedziała dziewczyna.
Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Była dość ładna, o ile tak zakochany facet jak
on mógł w ogóle obiektywnie to ocenić. Dla niego przecież i tak liczyła się
tylko jedna kobieta. Praktycznie nic nie mówiąc zaczął słuchać opowieści
dziewczyny o jej początkach w jednym z najlepszych tanecznych zespołów, jednak i
tak to wszystko o czym mówiła Dagmar, nie pozostawało na długo w jego pamięci.
- Napijesz się czegoś? – przerwał
jej, a kiedy się ochoczo zgodziła, usiedli razem przy barze zamawiając drinki. Dagmar
była sympatyczna i gadatliwa, on sam nie musiał zbytnio się wysilać i zdawać by
się mogło, że do szczęścia wystarczyło jej tylko jego milczące towarzystwo.
Dziewczyny nie zrażało nawet to, kiedy nerwowo błądził spojrzeniem po sali w
poszukiwaniu kogoś. Jednak od dobrych kilkunastu minut nigdzie nie mógł ich
wypatrzyć, ani Babette, ani Toma po prostu nie było w zasięgu jego wzroku.
Zupełnie jakby rozpłynęli się, a przecież dopiero co siedzieli w towarzystwie
Davida rozmawiając wesoło.
Uczucie strachu sparaliżowało teraz
jego ciało. Jeszcze raz dokładnie się rozejrzał, wypatrując ich przez dłuższą
chwilę. Na sali nie było żadnych zakamarków, czy nisz, które pozwoliłyby im się
ukryć, dlatego też niemożliwością było, żeby nie mógł ich dostrzec, a na
parkiecie też tańczyła zaledwie garstka ludzi. Wyglądało na to, że
najzwyczajniej po prostu stąd wyszli, ale jak to możliwe, że tego nie zauważył?
Jego towarzyszka, która wcześniej z
zadziwiającą cierpliwością znosiła jego ignorancję, tego już nie wytrzymała.
- Bill, czy ty mnie słuchasz? –
zapytała nieśmiało.
- Tak! Nie… To znaczy… Przepraszam
cię, ale muszę odnaleźć brata – odparł nieskładnie, po czym wstał i ruszył na
poszukiwania. Obszedł salę dwa razy uważnie się rozglądając, jednak po jego niepoprawnym
bracie i ukochanej kobiecie nie było tu ani śladu. Postanowił zapytać Davida, w
końcu to z nim siedział ostatnio, może mówił mu dokąd idzie?
- Gdzie jest Tom? – rzucił
pospiesznie, pochylając się nad siedzącym na kanapie menagerem, ale ten tylko
wzruszył ramionami i pokręcił przecząco głową. Coraz czarniejsze wizje zaczęły
bombardować jego umysł. Już nawet zaczął wyobrażać sobie wszystko co najgorsze,
jednak zganił się szybko za tak idiotyczne domysły. Przecież jego brat –
jakkolwiek był pieprzonym dupkiem – do
cholery nie zrobiłby mu tego najgorszego świństwa…
- Nie widziałeś Toma? – zapytał
napotkanego Gustava.
- No kręcił się tu gdzieś z tą twoją,
ale nie wiem gdzie są – odpowiedział chłopak i wrócił do rozmowy ze znajomymi.
Zdenerwowany i bezradny stanął na
środku sali, zupełnie nie wiedząc gdzie mogliby być. Wyrzucał sobie, że nie
podszedł do niej od razu i nie zainicjował rozmowy. W końcu wyszedł, żeby
zapalić w hallu i na spokojnie zastanowić się, gdzie mógłby ich poszukać i
teraz naprawdę jedynym miejscem jakie właśnie przyszło mu do głowy, to był
hotelowy pokój jej, lub Toma… Na samą myśl o tym, przeszył go lodowaty dreszcz.
Już chciał dogasić na wpół wypalonego papierosa, ale wciąż się wahał. W końcu
jednak zgasił go i skierował swoje kroki w stronę windy. Może jednak lepiej tam
nie iść i niczego nie wiedzieć, uwierzyć potem w każdą bajeczkę jaką mu
opowiedzą..?
Zatrzymał się w chwili słabości i
wahania, zacisnął dłoń w pięść. "Nie…
Nie zrobiliby mi tego!", pomyślał z całą stanowczością ruszając we
wcześniej obranym kierunku.
~
Babette otulona ciepłym swetrem wolno
stąpała po pustej o tej porze ulicy. Chłodny wiatr targał niecierpliwie dół jej
sukienki i włosy. Przez cały ten czas miała wrażenie, że rozmawiają o
wszystkim, tylko nie o tym, o czym Tom miał ochotę z nią pogadać. W końcu nie
wytrzymała, pytając wprost;
- To o czym tak usilnie chciałeś ze
mną porozmawiać, że aż wyciągnąłeś mnie na spacer? - zapytała idącego obok niej
w milczeniu Toma. Kilka metrów za nimi snuł się smętnie ochroniarz, który gdyby
nie to, że dobrze mu płacili, w takich właśnie chwilach miał pewnie chęć rzucić
tę robotę.
- Miałem też ochotę trochę się
przewietrzyć, poza tym tam by się nie dało spokojnie pogadać - odparł poważnym
i spokojnym głosem, zasuwając bluzę i narzucając kaptur. - A chciałem
porozmawiać o... No, przecież wiesz...
- O Billu, tak? - zajrzała mu w oczy.
- Czy coś się stało?
- Właściwie nie, ale chciałem żebyś
coś wiedziała... – westchnął i zawahał się, jakby w myśli ważył słowa. - Te
ostatnie dwa tygodnie, wycisnęły z niego całą radość życia... On bardzo cię
kocha.
- A myślisz, że ja jego nie? -
zatrzymała się na chwilę. - Myślisz, że się nim bawię tak?
- Teraz już nie... - odpowiedział
cicho i łagodnie.
- Doskonale wiem, że tak myślałeś
Tom, wyczuwałam twoją niechęć do mojej osoby, dlatego zdziwiłam się, kiedy
zapraszałeś mnie do waszego samochodu.
- Tak, owszem… Nie będę zaprzeczał,
nie miałem dobrego zdania, może nie tyle o tobie, ale o tym wszystkim co was
łączy. I nadal nie podoba mi się to, że jesteście jakby… w trójkącie, jednak po
waszym powrocie z Marsylii był taki szczęśliwy, a ja cieszyłem się jego
szczęściem, nabrałem też przekonania do ciebie, ale ostatnio...
- Ostatnio jest sam sobie winny. -
przerwała mu w pół zdania stanowczym, zdecydowanym tonem. – Nie mam zamiaru ci
się tłumaczyć, doskonale wiem, że nie jestem fair ani wobec Billa, ani wobec
Martina, ale potrzebuję trochę czasu, żeby te swoje osobiste sprawy poukładać,
tłumaczyłam mu. Wiesz ile ja ryzykowałam, żeby tego wieczoru do niego wyjść? A
on mnie tak po prostu odtrącił, na dodatek zarzucając mi zdradę. – wyrecytowała
jednym tchem, jakby w obawie, że Tom zechce jej przerwać.
- Wiem, wszystko mi opowiedział, ale
potem tego żałował...
- Tak bardzo, że nawet nie mógł
zadzwonić? To żal mu nie pozwolił, czy jego głupia męska duma?
- Najpierw był wściekły, zawzięty,
ale z każdym kolejnym dniem nachodziły go już zupełnie inne uczucia, potem
żałował i po prostu bał się.
- Bał się? Czego? Przyznać do błędu?
A teraz? Nawet się do mnie nie odezwał! - powiedziała głosem pełnym wyrzutu.
- Zauważ, że nie za bardzo miał jak,
nie miał okazji przeze mnie, to ja mu cały czas celowo utrudniam... - Tom
tajemniczo się uśmiechnął.
- Jak to mu utrudniasz? - zapytała
Babette unosząc do góry brew i zatrzymując się na chwilę, jednak nim chłopak zdążył
się odezwać, dodała: - Tom, daj spokój… Gdyby tylko chciał…
- Muszę ci się do czegoś przyznać -
zaczął niepewnie, patrząc na jej reakcję. - To ja go kiedyś namawiałem, żeby
się tobą nie dzielił, żeby wyegzekwował od ciebie odejście od twojego faceta i
mówiłem, że jeśli szczerze go kochasz, to bez wahania to zrobisz. Jednak sugerowałem tylko szczerą rozmowę, a nie jakieś
fochy, czy głupie wyskoki jak ten ostatni... To co zrobił, było po prostu
kretyńskie, dlatego chciałem, żeby jeszcze trochę się pomęczył, z pewnością mu
to nie zaszkodzi.
- Dlaczego go do tego namawiałeś? –
Babette stanęła teraz na wprost Toma i obejmując się rękoma uporczywie
wpatrywała się w niego, oczekując odpowiedzi.
- To chyba logiczne, nie? Dziwiłem
się, że godzi się na taki układ, ja bym nie chciał, żeby kogoś kogo kocham
obmacywał inny facet. - wyrecytował jednym tchem, jakby obawiał się, ze
zabraknie mu odwagi, żeby dokończyć.
- A zdajesz sobie sprawę z tego, że
nasza sytuacja jest wyjątkowo trudna? Ja mu to w Marsylii wytłumaczyłam. Nie
kocham Martina, ale nie mogę na razie od niego odejść. Wiem, na pewno myślisz,
że jestem wyrachowaną, zimną suką, nie? - znów spojrzała mu w oczy.
- Nie, nie myślę tak, chociaż…
Wcześniej nie miałem o tobie zbyt dobrego zdania. Teraz poniekąd cię rozumiem,
Bill mi opowiadał, musicie zaczekać, no i wasz romans, związek… Jak zwał tak
zwał, jeszcze nie może się wydać, bo jest gówniarzem. Jednak nie musicie tego
rozgłaszać, dlatego według mnie to i tak nie jest w porządku ani wobec niego, ani
wobec tego drugiego. Ale i tak cię polubiłem. – uśmiechnął się szeroko. Babette
tylko westchnęła, ucinając niewygodny temat.
- Wiem. Ja też cię polubiłam…
- Chcę, żebyś wiedziała, że kibicuję
wam. Mam nadzieję, że poukładasz swoje sprawy jak najszybciej i, że będziecie
razem. Wracajmy już, bo jak znam życie, to on tam się miota w rozpaczy i gotów
nas posądzić o coś bardzo niecnego - zażartował na koniec chłopak.
~
Poszukiwania ich w pokojach
zakończyły się fiaskiem i choć znów zaczynał snuć najczarniejsze scenariusze,
to jednak nie wierzył, że byliby zdolni zamknąć się w którymś i nie otworzyć mu drzwi, kiedy pukał i pytał,
czy tam są. Zrezygnowany zjechał windą na dół i jeszcze raz przeszedł po sali w
której odbywał się bankiet w nadziei, że być może już tam wrócili. Jednak tu
przez ten czas także ich nie było, jak zdążył podpytać Georga. Nie wiedział co
ma ze sobą począć, gdzie się podziać… Rozżalenie zaczynało właśnie przechodzić
w fazę rozpaczy, był kompletnie bezradny tym bardziej, że Tom miał wyłączoną
komórkę, a do niej nie chciał dzwonić. Wyszedł na zewnątrz, wypalił kolejnego
papierosa i wrócił na hol. Oparł plecy o jeden z filarów i osunął się na
podłogę, siadając. Każda minuta jaka upływała wraz z ruchem wskazówek zegarka
na jego nadgarstku zdawała się trwać wieczność, a ta bez skrupułów strącała go
w otchłań szaleństwa. Z całej niemocy jaka go teraz dopadła objął ramionami
własne kolana i wsparł na nich czoło z trudem powstrzymując się od płaczu. Nie
chciał tego robić, nie chciał, żeby znów widziała jego własną słabość, jeśli
nadejdzie. O ile w ogóle nadejdzie… Teraz zaczynał w to wątpić, choć pragnął z
całego serca wreszcie ją zobaczyć, móc porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Przez
te dni bez niej doświadczył bólu tęsknoty, która wypaliła wielką dziurę w jego
sercu i umyśle, a teraz dodatkowo do tego wszystkiego przyczyniał się jego
brat…
Usłyszał dźwięk otwierających się
drzwi i jakieś szmery, czyjeś kroki, kiedy leniwie i bez przekonania podniósł
udręczoną czarnymi myślami głowę i zobaczył najpierw ją, a po chwili własnego
brata. Natychmiast gorączkowo się poderwał i ruszył w ich kierunku. O ile
wcześniej miał jakieś plany co do tego jak ma się zachować i co powiedzieć,
kiedy już spotka się z nią twarzą w twarz, teraz głucho wydusił z siebie
jedynie krótkie pytanie;
- Gdzie byliście...?
Zatrzymali się na wprost siebie, w jego oczach
malował się ból i strach, a Tom, widząc jego stan kompletnego rozbicia i
bezradność, pospieszył z odpowiedzią:
- Byliśmy na spacerze, chcieliśmy
porozmawiać w spokoju.
Bill bezceremonialnie przeszył go przenikliwym,
pełnym obłędu wzrokiem, którego Tom się przestraszył, jednak nie odezwał się.
Samo spojrzenie wyrażało wiele.
- To ja was zostawiam - powiedział
szybko i okrążając brata, zniknął w korytarzu prowadzącym do hotelowej
restauracji. Babette, wpatrzona w jego pełne przerażenia źrenice, zrobiła kilka
kroków do przodu. W tej jednej chwili cały świat przestał istnieć, liczył się
tylko ten moment i te ukochane oczy wpatrzone w nią z lękiem i niemym błaganiem
o przebaczenie. Teraz był taki bezbronny, przytłoczony swoimi obawami. Stał na
wprost i patrzył, obawiając się zrobić choćby kolejny krok. Jakaż niepewność
musiała go spalać, kiedy zniknęła z jego bratem, co musiał wtedy czuć...? Tom
go znał, wiedział, że będzie zrozpaczony przez tę ich nieobecność. Nie mylił
się.
W końcu odważył się i zrobił kilka
kroków naprzód. Była na wyciągnięcie dłoni, stała tuż, tuż… Wpatrywała się w
niego wzrokiem który był pełen miłości i czułości, więc czegóż miałby się teraz
obawiać…?
W jednej chwili wyciągnął ramiona
którymi natychmiast ją otoczył i mocno przytulił. Od razu poczuł jak jej
szczupłe palce wczepiły się w koszulkę na plecach, a twarz natychmiast wtuliła
w jego tors. Miała w oczach łzy szczęścia, a jakaś niewidzialna dłoń euforii
ściskała teraz jej gardło. Nie była w stanie nic powiedzieć, po prostu trwała w
tym uścisku słysząc bicie ukochanego serca. Poczuła ciepło, za którym tak
bardzo tęskniła, którego pragnęła ponad wszystko. Przez dłuższą chwilę stali
złączeni uściskiem swoich rąk i niewidzialną klamrą takiej miłości, jaką
niewielu ludzi jest w stanie siebie obdarzyć. Spojrzeli sobie znów w oczy, a
wtedy on dotknął jej twarzy z delikatnością odczuwaną gdzieś na dnie serca.
- Przepraszam... – wyszeptał całując
ją łagodnie w policzek. - Za wszystko... - musnął ustami drugi. - Wybacz... – pozostawił
wilgotny ślad na czole - Tak tęskniłem... – dotknął ustami jej ust i jeszcze
raz spojrzał w jej ciemne źrenice. Nie odpowiadała, ale jej wzrok był pełen
wybaczenia. Zadrżał i wciągając do płuc potężną dawkę powietrza, pocałował ją
mocno i zachłannie. Nie pozostała mu dłużna, z rozkoszą zatapiając wargi w
słodyczy jego namiętnego i nasyconego tęsknotą pocałunku. Z niewielkiej iskry,
którą wykrzesało spojrzenie, zrodził się w nich płomień pożądania trawiący
teraz bez opamiętania ich zmysły. W ciałach wybuchł wielki pożar potrzeby fizycznej
bliskości ukochanej osoby. Zapragnęli być tylko we dwoje, nacieszyć się sobą po
tak długiej rozłące.
- Chodźmy stąd... - powiedział cicho
i pociągnął ją za sobą w stronę windy, która już po chwili wiozła ich do wspólnego
nieba. Nie chciał tracić ani sekundy, już za dużo czasu zmarnował na głupie
fochy i gniewy. Ten czas wydawał mu się zupełnie stracony i choć żałował, nie
mógł go cofnąć. Dziś miał wpływ na przyszłość i wiedział jedno… Już nigdy
więcej nie postąpi tak głupio. Pragnął mieć ją przy sobie, tak blisko jak teraz
na zawsze…
Z pasją całował każdy odsłonięty
milimetr jej ciała podczas, gdy ona pijana szczęściem ulegała bezwolnie
pieszczocie jego gorących ust. Wystarczyło tylko kilka metrów korytarza
przemierzonych biegiem, drżały jej dłonie, kiedy otwierała drzwi do swojego
pokoju. Chyba jeszcze nigdy aż tak bardzo go nie pragnęła, jak w tej chwili.
Tuż za wejściem, przyparł ją do ściany znów upajając się smakiem jej karminowych
ust. Niewielki obrazek strącony siłą miłosnej euforii, spadł ze ściany, a
szkiełko rozbiło się na kilkanaście małych kawałeczków. Paleni żądzą, zrywali z
wielką ekspresją materiał odzieży okrywający ich spragnione ciała.
- Kocham cię... – zaniechał na chwilę
pocałunku i wyszeptał z trudem, uśmiechając się delikatnie i ciężko dysząc.
- Kocham cię... – wyznała wzajemność,
jaką czuła całym sercem.
Pociągnął ją na śnieżnobiałą pościel
hotelowego łóżka. Po drodze zachłannie całowała pozbawione koszulki ramiona, a
jej usta siały spustoszenie w jego umyśle. Spieszyli się do siebie, chcieli
mieć siebie szybko, natychmiast, znów być ze sobą, nie tylko w marzeniach i
snach, ale na jawie utożsamić się z tą chwilą. Tak dawno nie sycili się swoimi
ciałami. I choć chcieliby delektować się samą tylko bliskością, tak trudno było
im poskromić pragnienie…
Dłonie bez opamiętania i po omacku
przypominały sobie dotyk ukochanej skóry, podczas gdy wargi zadawały kolejną
przyjemność.
Z trudem łapała oddech, gdy jego usta
błądziły po jej plecach, a palce dawały pieszczotę wnikając w nią głęboko. Znów
był tylko dla niej, swoim ciałem i wszystkimi zmysłami, a ona dla niego, z
całym sercem przepełnionym wielką miłością, której płomień wciąż rósł, podsycany
ogniem namiętności. Zaciskała dłonie na wchłaniającej żar miłości białej
pościeli w niemocy, bo one przecież pragnęły dotyku jego ciała. Dlatego też po
chwili już górowała, aby zaraz zawładnąć całym nim.
Czując
na swojej nagiej skórze jej dotyk starał się uspokoić oddech i niemal bolesne
bicie serca, chociaż przecież to było takie trudne. Jak można zwolnić bieg
sercu, które z miłości omal nie wyrwie się do niej? Dłoń ułożyła się na jej
plecach, pieszcząc łagodnie, kiedy zetknęła ich czoła. Wiedział, że chce coś
powiedzieć i choć miał ogromną ochotę znów zasmakować tych ust, pragnął
wysłuchać jej, więc powstrzymał realizację tego pragnienia. Zamglony wzrok
wyostrzył się na chwilę, aby mógł przytomnie zakodować wszystko co chciała mu wyjawić.
-
Wiesz dlaczego wybaczanie ci przychodzi mi z taką łatwością..? – zapytała
cicho, odrobinę oddalając od jego twarzy swoją. Potrząsnął głową i lekko
uśmiechnął się, wsłuchując w jej słowa, choć doskonale znał tego powód. – Bo
cię kocham… Kocham tak mocno, jak nigdy nie kochałam…
Nie
mógł wymarzyć sobie piękniejszych słów… Te, tak dla niego ważne, najważniejsze,
wypływały teraz z głębi jej stęsknionego serca. Chłonął je, bo wypowiadała je
ona, kobieta którą tak mocno pokochał, a kiedy zamilkła ponownie jej usta
osiadły na jego wargach w czułym pocałunku spełniając jego marzenie. Czyżby
teraz czytała mu w myślach..?
Drobne,
lekkie, ale naładowane masą czułości muśnięcia wnikały w jego usta, żeby po
chwili znów się od nich oderwać i dopowiedzieć coś jeszcze, jak bardzo tęskniła
i jak cierpiała z powodu tej rozłąki. Chwila pełna magii i pożądania sprawiła,
że powiedziała więcej niż chciała, a potem oddawała mu siebie,
wodząc po nim językiem coraz niżej, do upragnionego celu. Jęknął cicho kiedy
poczuł tam jej gorące i mokre usta. Natychmiast wprawiła je w ruch, obejmując
go jednocześnie dłonią. Uniósł głowę przymykając nieznacznie oczy z rozkoszy,
ale obserwując jej poczynania i upajając się tym niesamowitym widokiem.
Podniecenie aż bolało, miłość paliła żywym ogniem, a namiętność dodatkowo rozniecała
ten ogień. Wiedział, że dłużej nie jest w stanie wytrzymać, a tak marzył o tym,
by być w niej. Ona znów bez trudu odgadła jego najskrytsze pragnienie i
przekręcając się na plecy ułożyła ciało w poprzek łóżka. Jej długie włosy
spłynęły kaskadą na podłogę.
- Pragnę cię w sobie... – usłyszał
nie potrzebując już nic więcej.
Tonął w jej spojrzeniu, gdy czując
jak zatapia się delikatnie w jej gorącym wnętrzu traciła zmysły. Znów wypełniał
ją całym ciepłem, kochał całym sobą obserwując każdą jej reakcję. Unosił się w
swoich doznaniach, to znów opadał w dół tej erotycznej ekstazy, czując zapach i
żar miłości odpływał w cudzie istnienia. Zrozumiał, że dla takich chwil warto
żyć i kochać, bo miłość była podstawą spełnienia, bez niej nigdy nie poczułby
takiej rozkoszy jak teraz z nią. Splecione dłonie, złączone usta… Odlatywali w
swoim upojeniu, zespoleni w jedną, spójną całość. Namiętne odgłosy wypełniły
pomieszczenie, a po chwili dwa nieruchomo leżące ciała kontrastowały z bielą
pościeli hotelowego łóżka. Oddech i drżenie uspokajały się wolno, kiedy Bill
odezwał się układając głowę na jej piersiach i gładząc nagą skórę brzucha.
- Boję się siebie... Boję się swojej
miłości…
- Dlaczego? - zapytała cicho z nutą lekkiej
niepewności w głosie.
- Nie potrafię się czasem
kontrolować... Ten mój ostatni wyskok...
- Nie wracajmy do tego, proszę... -
Babette pogładziła go po twarzy, skłaniając go jednocześnie do spojrzenia jej w
oczy. - Teraz już będzie dobrze, mamy tyle czasu tylko dla siebie...
- Nawet nie
wiesz jak ja czekałem na tę trasę, jak na żadną inną...
- Ja też... - uśmiechnęła się lekko,
a on pocałował ją czule.
- Ale Tomowi i tak się oberwie -
przypomniało mu się nagle.
- Daj spokój, a za co?
- Skutecznie cię ode mnie izolował
cały wieczór. A właściwie to gdzie wy naprawdę byliście? - zapytał w końcu.
- Naprawdę na spacerze, chciał
pogadać, a w sali było głośno...
- Może jeszcze o mnie?
- Oczywiście, że o tobie, a o kim by
innym? - roześmiała się Babette.
- Mówiłem mu, żeby się nie wpieprzał,
że ja sobie sam poradzę, ale nie! Zawsze musi na swoim postanowić! - wypalił
wzdychając.
- On bardzo cię kocha i naprawdę
chciał dobrze... - Babette starała bronić Toma, chociaż wiedziała, że szczera
rozmowa między braćmi jest nieunikniona.
- Wiem... Ale dziś przesadził. Doskonale
wiem, że to było celowe, robił mi tym wszystkim na złość - powiedział już nieco
spokojniej, a po chwili dodał. - Wiesz jak się bałem...?
- Czego? - zapytała, chociaż domyślała
się, jaki może być motyw jego obaw.
- Wiem, że nie zrobilibyście mi tego,
ale te czarne myśli… Nawet po pokojach was szukałem.
- Skarbie... - powiedziała z
czułością - No co ty?
- Przepraszam - wyszeptał i wtulił
się w nią chłonąc jej zapach.
- Teraz to już nawet z Martinem nie
potrafię pójść do łóżka... – powiedziała cicho, lecz szybko zrozumiała, ze
jednak niefortunnie sformułowała to zdanie. Bill spojrzał na nią dziwnym
wzrokiem, wyrażającym po trosze zdumienie, a po trosze zazdrość.
- Dlaczego powiedziałaś „nawet”? To
co? On jest dla ciebie taki ważny? – zapytał, wpatrując się w nią natarczywie.
- Kotku, proszę cię, nie dorabiaj
własnej ideologii, wiesz, że nie to miałam na myśli... – próbowała go uspokoić.
– Ty jesteś najważniejszy – dodała, pochylając się nad nim.
Teraz nie potrafiłby wszcząć o te
kilka słów jakiejś awantury, zbyt wiele kosztowała go już tamta. Uśmiechnął
się, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Był zazdrosny, był cholernie
zazdrosny… Od początku wiedział, że trudno mu będzie żyć z myślą, że ona jest z
tamtym, ale nie wiedział, że aż tak trudno... I to najbardziej go bolało, i
chciał zminimalizować ten czas oczekiwania na to, że w jej życiu będzie tylko
on.
- Szaleję z zazdrości. – powiedział,
kiedy już ich usta rozłączyły się.
- Nie masz powodu, bo kocham tylko
ciebie – odpowiedziała cicho, obrysowując opuszką palca kontur jego warg.
- To odejdź od
niego – zażądał. Jego głos był poważny i stanowczy, ale spokojny. Nie chciał
się kłócić, pragnął od niej tylko jakiejś deklaracji terminu, wiedział, że
słowo „kiedyś”, może oznaczać bardzo długo...
Babette
westchnęła głośno i usiadła.
- Czy każda nasza rozmowa, musi się
tym kończyć? – zapytała lekko poddenerwowana. – Daj mi trochę czasu, tylko tyle
od ciebie chcę i już cię o to prosiłam.
Milczał wpatrując się w jeden punkt.
I co on najlepszego robi…? Dopiero ją przepraszał, a znów wszystko psuł. A tak
niedawno obiecywał sobie, że już nie będzie od niej niczego żądał, żeby tylko
była z nim, zgodzi się na wszystko… Łatwo było obiecywać to sobie samemu w
wielkiej tęsknocie i pragnieniu jej bliskości, jednak przy niej wracała
uporczywa myśl o rywalu, który mógł być z nią na co dzień.
Nie potrafił teraz na ten temat
milczeć, to było silniejsze od niego.
- Więc ci dałem, minął prawie
miesiąc...
- Czy ty przypadkiem nie przesadzasz?
– zirytowała się. Czego on od niej teraz żądał? – Przecież ci tłumaczyłam
wszystko, zdaje się, że nawet twój brat zrozumiał, a ty nie potrafisz.
- Jego to nie
dotyczy bezpośrednio, gdyby był na moim miejscu, z pewnością by z tym walczył.
Poza tym, co? Tak szybko zmienił zdanie? A dopiero co wpajał mi, żebym się tobą
nie dzielił.
- Proszę cię, nie psujmy tego
wyjazdu, przecież wiesz, że jestem tylko twoja... Obiecuję. Skończę to w
odpowiednim czasie, ale nie wywieraj na mnie presji… – patrzyła na niego z
nadzieją. Już nie wiedziała jak ma z nim rozmawiać, chciała tylko, żeby ją
zrozumiał, żeby dał jej nieco więcej czasu niż miesiąc… Rozumiał na chwilę, a
potem znów do tego wracał. Wiedziała, że tak będzie dopóki nie rozstanie się z
Martinem. To było pewne, że on nie odpuści…
Usiadł i
przyglądał jej się w milczeniu.
- Dobrze – odparł po chwili i
przytulił ją mocno. Odczuła wielką ulgę z nadzieją, że choć przez
najbliższy czas nie będzie naciskał i drążył. Nie wiedziała, jak bardzo się
myli...