piątek, 19 sierpnia 2016

Część 3.



Część 3.



„Kolejny raz czułem w oczach piach i jedno wielkie zmęczenie.
Telefon dzwonił, a ja stałem w drzwiach tego mojego więzienia.
Kolejny raz chciałem stamtąd wyjść, zmyć z siebie całe to błoto.
Inaczej całkiem chciałem żyć, do końca być tylko z tobą.”
De Mono – „Kolejny dzień”




            Odruchowo przymknęła oczy i zacisnęła dłoń na klamce. Czuła jak mocno serce łomoce w jej piersi; radośnie, a jednocześnie z przestrachem. Nabrała w płuca powietrza, którego przed chwilą jej zabrakło i wolno odwróciła się.
            - Tom…? – zapytała z niedowierzaniem, jakby mężczyzna stojący przed nią był jedynie wytworem jej wyobraźni. Przez chwilę popatrzyli na siebie w milczeniu, skonsternowani, jakby zupełnie nie wiedząc jak mają się zachować, po czym ze śmiechem wpadli sobie w objęcia.
            - Nie wierzę, to naprawdę ty? – zapytał Tom z nieukrywaną euforią, kiedy już ją wyściskał. Odsunął się na długość ramion, przyglądając starej przyjaciółce bardzo dokładnie, jakby nie wierzył, że to prawdziwa ona, z krwi i kości. – Co ty tutaj robisz?
            - Pracuję, wróciłam… - odparła Babette. Wciąż nie opadły jeszcze emocje, jakich autorką była czekająca w jej gabinecie, pani Kaulitz, a już gromadziły się kolejne, za sprawą jej… szwagra? Kuzyna, a może faceta?
            - To niesamowite... – mówił, wciąż przyglądając jej się z podziwem. - Wcale się nie zmieniłaś, tyle lat...
            - Tak, tak… Może pominąwszy wszystkie zmarszczki. Za to ty się zmieniłeś, oczywiście na lepsze, zmężniałeś... - westchnęła cicho, jednak wciąż radośnie. Sama nie mogła uwierzyć, że go widzi. Wzruszenie ścisnęło ją za serce i bała się, że za chwilę  się tutaj rozpłacze, już miała w oczach łzy. – Gdzie są twoje złote dredy...? – Musnęła dłonią jego naturalne, związane w kucyk brązowe włosy.
            - To już daleka przeszłość – zaśmiał się Tom. Znów patrzyły na nią te oczy, których wyrazu nie zapomniała przez tyle lat. Identyczne, choć nie te same... Nie mogła ukryć wzruszenia.
            - Kiedy wróciłaś? Jak to się stało? A myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę… Musimy koniecznie się spotkać i pogadać - mówił radośnie Tom. On też czuł ogromne wzruszenie i radość, ale teraz właściwie w jego myśl wkradła się tylko jedna; co na to Bill? Jak zareaguje, kiedy przekaże mu taką nowinę?
            - Wróciłam na stałe ponad miesiąc temu, Julia załatwiła mi tu pracę, ale... O Boże… - jęknęła nagle wpół słowa, przypominając sobie dokąd właściwie szła i kto czeka na nią w biurze. - Przepraszam cię, ale muszę natychmiast biec po podpis na kontrakcie!
            - Pewnie w twoim biurze czeka teraz Lucienne…? - zapytał nagle Tom, dodając po chwili z uśmiechem: - To znaczy moja żona.
            Widział, jak oczy Babette stają się coraz większe i okrąglejsze.
            - Twoja żona...? - powtórzyła ze zdziwieniem, jak echo.
            - Moja najdroższa żona! Od pięciu lat - przytaknął śmiejąc się, co sprawiło, że Babette też serdecznie się roześmiała. W jednej chwili całe napięcie zupełnie ją opuściło.
            - Boże, a ja myślałam... – urwała w pół zdania, gasząc na swojej twarzy uśmiech, co sprawiło, że Tom również spoważniał.
            - On nie uwierzy, jak mu powiem, że jesteś... - westchnął tylko patrząc na nią niczym na przybyłą z zaświatów zjawę, jakby była jedynie obrazem z jego snu.
            - Pójdę po ten podpis, bo twoja żona straci cierpliwość – Ożywiając się, Babette pospiesznie zmieniła drażliwy temat rozmowy. - A ty wejdź do gabinetu, ja zaraz wrócę, porozmawiamy jeszcze.
            Szła przez korytarz uśmiechając się do siebie. „Żona Toma... Hmmm... Kto by pomyślał...?”. Sama nie wiedziała dlaczego, ale odetchnęła z ulgą. Może tę ulgę sprawił fakt, że Tom był zakochany i szczęśliwy? Przecież tak bardzo się o niego martwiła... A może odczuła ją zupełnie z innego, tylko sobie wiadomego powodu?
            - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Tom ma żonę? - zapytała już w drzwiach gabinetu Julii. Kobieta podniosła na nią znad biurka swój zdezorientowany wzrok.
            - Jaki Tom? Jaką żonę? - zapytała po chwili.
            - No ta cała Lucienne, właścicielka agencji, to żona Toma Kaulitza. - wyrecytowała jednym tchem, podsuwając szefowej do podpisu przyniesiony kontrakt. Julia dopiero teraz pojęła o co Babette chodzi.
            - Tak? Nie wiedziałam nawet, że to ona. Nie wnikałam jak nazywa się właścicielka, a o ślubie Toma coś tam pisali, ale ja akurat zapomniałam o tym na śmierć. Może jakbyś o niego spytała to bym ci powiedziała, ale ty zawsze pytałaś tylko o jednego Kaulitza.
            Babette spojrzała na nią z wyrzutem, już nie chciała wracać do przeszłości. Jeśli miała to robić, chciała pominąć te ponad szesnaście lat bólu i tęsknoty.
            - No dobra, podpisuj szybko, bo oni czekają.
            - Chwila... - odparła ze stoickim spokojem Julia, przebiegając wzrokiem po zapisanych stronach kontraktu, po czym złożyła swój cenny podpis i z uśmiechem podała dokumenty podwładnej.
            Babette wracała do swojego gabinetu radosna, nie mogła uwierzyć, że po tylu latach spotkała znów Toma, na dodatek w takich okolicznościach, biorąc jego żonę za partnerkę Billa. Widziała, że jest szczęśliwy, zresztą jak miałby nie być, mając u boku tak czarującą kobietę, jaką niewątpliwie była Lucienne? Teraz, kiedy już Tom wie o jej powrocie...
            To, o czym właśnie pomyślała, zaczęło niepokojąco bombardować jej umysł. Główną rolę grała teraz nadzieja… On się dowie, przecież z pewnością Tom powiadomi o tym Billa, w końcu sam jej to oznajmił, a ona…? Nawet nie spytała co u niego! Ale tak bardzo się bała usłyszeć, że jest szczęśliwy… Tak… Nie powinna mieć żadnej, chorej nadziei, nawet tej najmniejszej. Niestety, ta nieustępliwie wdzierała się w każdy, nawet najdalszy zakamarek jej głowy, nie zamierzając nawet na chwilę przestać zaprzątać jej myśli.
            - Jestem! - uśmiechnęła się wchodząc z powrotem do swojego biura, gdzie cierpliwie czekali na nią Lucienne i Tom.
            - Tak myślałam, że to pani, ale głupio mi było zapytać, tyle o pani słyszałam… - odezwała się Lucienne. – Sekretarka zapisała mi w kalendarzu jedynie pani nazwisko, a ono niewiele mi mówiło. Skojarzyłam panią ze zdjęcia, no i ma pani takie niespotykane imię, którego nie da się zapomnieć, czułam, że to nie może być zbieg okoliczności.
            Babette przez chwilę zastanowiła się, gdzie ta dziewczyna mogła widzieć jej zdjęcie, ale nie spytała o to, roześmiała się tylko i przymrużywszy oczy spojrzała na Toma.
            - No, ciekawa jestem coś ty takiego o mnie naopowiadał?
            - Same dobre rzeczy - usprawiedliwiał się ze śmiechem, podnosząc do góry ręce.
            - Mogę potwierdzić - broniła męża, Lucienne. - Wyrażał się o pani w samych superlatywach.
- No, no, czasem piekły mnie policzki, a teraz już wiem, kto mnie tu tak obgadywał – zaśmiała się, po czym dodała: - Umawiając się z przedstawicielką agencji, nigdy by mi nie przyszło do głowy, że spotka mnie taka niespodzianka, a tu proszę… Jednak nie ukrywam, że kiedy usłyszałam to nazwisko byłam w ciężkim szoku… Czemu na folderze jest nazwisko Kramer?
- Bo moja żona jest tak ambitna i powiedziała, że nie chce otwierać sobie drzwi znanym nazwiskiem, dlatego wszędzie widnieje to przybrane, rozumiesz – mruknął Tom, na co blondynka zgromiła go.
- A oczywiście, wszyscy by mi to wytykali, że moja agencja właśnie dlatego jest popularna i świetnie prosperuje, a tak to mało kto wie, czyją jestem żoną.
- No proszę, widzisz jaka? – zwrócił się do Babette, Tom.
- I ma całkowitą rację, a także świadomość, ze sukces zawdzięcza jedynie sobie. – Z uśmiechem na ustach, stanęła po stronie Lucienne.
- Dziękuję, że mnie pani popiera.
            - Bo my kobiety musimy być ze sobą solidarne, a tak w ogóle, to mówmy sobie po imieniu, będziemy ze sobą współpracować, w dodatku jesteś żoną Toma - zaproponowała Babette.
            - Jasne, to ja w takim razie zapraszam na uroczysty bruderszaft do nas, prawda Tom? - Lucienne zwróciła się do męża.
            - Koniecznie! - podchwycił. – Musimy pogadać, w końcu mamy szesnaście lat do nadrobienia! Może w następną sobotę o osiemnastej? Pasuje ci?
            - Jasne, że pasuje, a co ja mogę mieć do roboty? - roześmiała się Babette. - Wiesz co? Dam ci moją wizytówkę z telefonem, gdyby coś wam wypadło, przecież różnie bywa.
            Wymienili się więc wizytówkami z adresami i telefonami, porozmawiali jeszcze chwilę o swoim zawodowym życiu, choć nie sposób było nadrobić tego minionego czasu w ciągu kilkunastu minut. Poruszyli kilka tematów, jednak żadne z nich, ani słowem nie wspomniało o Billu. Babette wciąż bała się zapytać, choć miała ogromną ochotę dowiedzieć się czegokolwiek, czy jest szczęśliwy i jak mu się wiedzie. Niemal przez całą rozmowę, nie myślała o niczym innym. Może gdyby mogła porozmawiać z Tomem w cztery oczy odważyłaby się, jednak pytając o niego w towarzystwie Lucienne, czułaby się niezręcznie. Tom też wykazał się dużym taktem, nie wspominając ani słowem o bracie, tym samym nie chcąc wprawiać jej w zakłopotanie. 
            Jednak w chwili, kiedy już wychodzili, ponawiając swoje zaproszenie na sobotę, Babette po prostu musiała o coś zapytać i to coś związane było z osobą Billa.
            - Czy w sobotę, u was, będzie ktoś jeszcze...?
            Tom porozumiewawczo spojrzał na żonę. Oboje doskonale wiedzieli o kogo pyta.
            - Nie zapraszaliśmy jeszcze nikogo, chyba, że...
            - Nie! - wypaliła Babette, przerywając Tomowi w pół słowa. - Nie wiem, czy już jestem gotowa na to spotkanie... - dodała.
            Tak naprawdę już dawno była gotowa, jedyne czego się obawiała, to konfrontacji z jego partnerką. Nie miała pojęcia, czy mógłby przyjść sam, czy z tą kobietą, wszystko zależało od tego, jak układa mu się w tym związku, a tego nie wiedziała. Ryzyko było zbyt duże, nie chciała spaść z hukiem z obłoków na których właśnie się unosiła. Może los zetknie ich ze sobą w całkiem innych okolicznościach, sam na sam…?
            - Rozumiem - odpowiedział łagodnie, po czym przytulił ją do siebie.
            Nabierała pewności, że on jednak zachował ją w pamięci, co wyraźnie dał jej do zrozumienia Tom, ale wciąż zagadką było to, w jaki sposób się tam ulokowała? Czy myśli o niej z nienawiścią, niechęcią za tę ucieczkę sprzed lat, za te kłamstwa jakie sączyła niczym jad? Czy jednak mimo ran jakie mu zadała, jego myśli o niej są ciepłe, osnute pajęczyną nostalgii i odrobiny uczucia?
            Tak bardzo chciałaby zapytać o to Toma. Przecież on wiedział, musiał wiedzieć… Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, ale nie odważyłaby się nawet kiedy Tom przyszedłby tu dziś sam. Wciąż wolała nie wiedzieć i karmić się głupią nadzieją, że jakaś jej cząstka nadal mieszka w jego sercu.
            - Cieszę się, że cię wreszcie poznałam - Teraz Lucienne uścisnęła Babette.
            - Ja też bardzo się cieszę, do zobaczenia w takim razie w sobotę.
            Poczuła ogromną ulgę, że panią Kaulitz okazała się żona Toma, ciężko byłoby jej w tej sytuacji współpracować z tą drugą.
            Tom, objął swoją kobietę ramieniem, po czym wyszli.
            - To niesamowite... - westchnął już na korytarzu, całkiem rozemocjonowany i  kręcąc głową sięgnął do kieszeni, z której wyjął telefon.
            - Tom, daj spokój... Nie w ten sposób... - próbowała powstrzymać go Lucienne, kiedy już nacisnął klawisz „zadzwoń”. Doskonale wiedziała, kogo mu tak spieszno powiadomić o spotkaniu ze starą znajomą, ale nie uważała, że to jest dobry pomysł.
            - Spokojnie kocha... - zwrócił się do niej mąż, jednak urwał w połowie słowa, ponieważ usłyszał w słuchawce znajomy głos brata. - Jesteś w domu? A za ile będziesz? No dobra, to wpadnę do ciebie! Nie no, nic się nie stało. Chociaż właściwie to się stało. Oj, dobra, powiem ci jak przyjadę, to nie jest rozmowa na telefon. Na razie!
            Lucienne słyszała dialog tylko jednej ze stron, ale i tak doskonale wiedziała o co chodzi.
            - Myślę, że nie powinieneś... Po co burzyć jego spokój, przecież jest szczęśliwy? - powiedziała z wyrzutem.
            Tom westchnął tylko. Tak naprawdę jego żona poznała go w momencie, kiedy Bill wciąż nie był w najlepszej formie, dlatego jego obecny spokój ducha wydawał jej się krainą wiecznej szczęśliwości.
            - Szczęśliwy? – Popatrzył na kobietę kręcąc głową. - Ty jeszcze nie widziałaś go szczęśliwego.
            Doskonale wiedziała o czym mówi jej mąż, przecież znała tę historię z jego opowieści. Bill natomiast nigdy nie wracał w rozmowie do tamtych chwil sprzed szesnastu lat, nigdy nie cofał się aż tak daleko, zupełnie jakby ten czas ogarnęła w jego umyśle jakaś ciężka amnezja. Ale ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wspomnienia zza tej granicy są dla niego zbyt bolesne, bo od Toma wiedziała, że to wszystko wciąż żyje w nim, jest ukryte głęboko, i tkwi tam jak cierń, jak ostrze noża.
            - Ale może lepiej pozostawić to losowi, niech się sami jakoś spotkają. Jeśli mu powiesz, będzie mu trudno żyć z taką wiedzą.
            - Kochanie, jeśli on się dowie, że ja wiedziałem o jej przyjeździe, że spotkałem ją i nie powiedziałem mu o tym, nigdy mi tego nie wybaczy - odparł krótko. W końcu był jego bliźniakiem, znał go od chwili, kiedy to pierwszy oddech wypełnił ich płuca, i ta szczególna więź zawsze nieomylnie podpowiadała, jak na wiele spraw mógłby zareagować ten drugi.  
~

            Zmęczenie od kilku dni dawało mu się we znaki. Marzył tylko o tym, żeby wreszcie znaleźć się w domu i porządnie wyspać. Tymczasem godziny szczytu uniemożliwiały mu wcześniejsze dotarcie do swojej oazy spokoju.
            - Cholerne korki... - klął pod nosem, próbując przebić się przez centrum. Żałował teraz, że nie pojechał inną, może bardziej okrężną drogą, ale jednak skracając czas dotarcia do domu. Przez centrum było bliżej, ale w tych godzinach na pewno nie szybciej, dlatego tkwił teraz w swoim samochodzie, bo jakiś dupek od dłuższego czasu nie potrafił włączyć się do ruchu na rondzie. Poirytowany, w końcu nie wytrzymał i otworzywszy szybę, wychylił się racząc niemrawego kierowcę przed nim, niewyszukanymi epitetami.
            - Kto ci frajerze dał to prawo jazdy?! Pieprzony palant! Naucz się jeździć kutasie!
            Był wściekły, teraz głównie z powodu zatoru na drodze, ale bywały dni, kiedy najzwyczajniej miał już wszystkiego dość. Myślał, że po zakończeniu kariery wreszcie będzie odpoczywał, zero stresu, zero ciężkiej pracy. Niestety, mylił się. Dopiero teraz zaczął doceniać poczciwego Davida, to, jak w swoim czasie ciężko dla nich pracował. Zawsze myślał, że praca menagera to przysłowiowa kaszka z mleczkiem. Tymczasem wszystko spoczywało na jego głowie, a chłopcy tylko mieli za zadanie dobrze wystąpić lub udzielić rozsądnego wywiadu. To fakt, miał na głowie jeszcze sprawy wytwórni, ostatnio bardziej niż kiedykolwiek był przemęczony, ale nie potrafiłby nic nie robić. W takich jak ta chwilach marzył o urlopie, a kiedy już go miał, zaledwie po tygodniu chciał wracać do pracy.
            Dziś wyjątkowo intensywnie marzył o łóżku, tym bardziej, że wszystko udało mu się załatwić nieco wcześniej i miał do dyspozycji całe popołudnie, aby porządnie odpocząć, jednak jak zwykle znów ktoś pokrzyżował mu plany. Tym razem jak na złość jego własny brat za chwilę miał zwalić mu się na głowę z jakimiś sensacjami. Pomyślał właśnie, że jeśli to jakieś pierdoły bez znaczenia, to porządnie go opieprzy, choć jego pełen entuzjazmu głos w słuchawce telefonu, zwiastował jakąś kosmiczną nowinę. Nieważne… Co by to nie było, spławi go jak najszybciej, bo dziś nie miał ochoty nawet na jego towarzystwo.
            W radio właśnie leciało coś dynamicznego, więc dodał nieco więcej głośności przyciskiem na kierownicy i wystukując rytm palcami, kiwał głową w takt muzyki. Tleniona laleczka siedząca w aucie, które oczekiwało na włączenie się do ruchu na sąsiednim pasie, przyglądała mu się z uśmiechem jakiś czas. Od niechcenia puścił jej oczko i też się uśmiechnął. Miał to już chyba we krwi, aby odwzajemniać uśmiechy kobiet. Jeden z wielu nawyków, jakie pozostały mu po wielkiej karierze. A może ona też była kiedyś jego fanką? Kto wie...?
            W końcu z pomocą jakichś nadprzyrodzonych sił dotarł do domu. Z bramy posesji właśnie wyjeżdżała Patrizia. Zatrzymując swoje auto obok jego, uśmiechnęła się promiennie i opuściwszy szybę powitała ukochanego.
            - Cześć kotku, ja tylko na chwilkę do mamy jadę, będę za jakąś godzinkę.
            - Nie spiesz się, zaraz przyjedzie do mnie Tom, ma jakąś ważną sprawę, a poza tym jestem cholernie zrąbany, położę się jak pójdzie - odparł, po czym wjechał do garażu, zamykając pilotem bramę.
            W domu nie było nikogo. Przebrał się w dres, przygotował sobie drinka, włączył swoją ulubioną muzykę, po czym zasiadł na kanapie, rozpalając uprzednio ogień w kominku. Chodź była dopiero wczesna jesień, dni stały się wyjątkowo zimne i dżdżyste.
            O tak... tego mu było trzeba, spokój domowych pieleszy, ciepło bijące od paleniska, które zostało zaprojektowane na wzór tamtego, będącego jego doskonałym pierwowzorem.
            Kominek jaki chciał mieć w swoim domu, był nieco stylowy i zupełnie nie pasował do nowoczesnego wnętrza. Jednak Bill uparł się właśnie na taki, pieczołowicie odgrzebywał w pamięci każdy jego detal, kiedy usilnie starał się urzeczywistnić jego wygląd rysującemu projekt architektowi. Teraz, siadając przy nim, niekiedy odświeżał w pamięci najpiękniejsze chwile, jakie przeżywał będąc w pobliżu ciepła jego wzorca. Patrizii ten kominek w ogóle się nie podobał, podsuwała mu pod nos dziesiątki projektów z innymi, ale Bill się uwziął, nie chciał żadnego innego i tylko Tom wiedział czemu.
            Westchnął cicho, kiedy gonitwa myśli natrafiła na pewne wspomnienie właśnie podobnego, jesiennego dnia z tamtych lat. Pociągnął potężny łyk rozgrzewającego napoju, a kojące ciepło rozpłynęło się po wycieńczonym ciele. Właśnie w tej chwili usłyszał dzwonek domofonu. Niechętnie podniósł się z miękkiej kanapy i wyjrzał przez kuchenne okno. Przy furtce stał Tom, był bez samochodu, co niewątpliwie zdziwiło Billa, bo z reguły raczej nie poruszał się bez niego. To, że przyjechał taksówką, oznaczało tylko dwie opcje: albo wóz mu się popsuł, albo chce opić tę rewelację, z jaką tu się pofatygował, innej możliwości po prostu nie było. Jednym naciśnięciem guzika otworzył furtkę, aby po chwili wpuścić brata do mieszkania.
            - A drink dla mnie? - zapytał już od progu Tom, widząc w dłoni Billa już do połowy opróżnioną szklaneczkę.
            - Wiedziałem… - odpowiedział krótko gospodarz domu i skierował posłusznie kroki w stronę barku. Po chwili trunek dla gościa był gotowy, a Bill znów mógł wygodnie rozsiąść się na swojej miękkiej kanapie. Tom rozejrzał się za odpowiednim dla siebie siedziskiem i stwierdził, że najlepszy będzie stojący tuż obok kominka, bujany fotel. Przez chwilę poczuł się jak starszy pan, ale siedział na wprost Billa, a bardzo chciał widzieć jakie wywrze na nim wrażenie wiadomość, którą właśnie mu przyniósł. Sam trochę obawiał się jego reakcji na tę nowinę, bo nie miał pojęcia, czy ucieszy się, czy wpadnie we wściekłość. Bill bywał niekiedy nieobliczalny w wyrażaniu swych emocji, ale Tom doskonale wiedział, że to z pewnością mocno nim wstrząśnie i znacząco wpłynie na stan jego ducha. W pozytywny, czy negatywny sposób, o tym miał się wkrótce przekonać.
            - No co takiego się stało, że nie dajesz mi odpocząć, hm? - zapytał Bill beznamiętnym głosem.
            - A trzymasz się dobrze kanapy? – odparł tajemniczo bliźniak.
            - Daj spokój... – Młody mężczyzna pokręcił z politowaniem głową. - Skończyły się czasy, kiedy cokolwiek mnie szokowało, więc daruj sobie te ceregiele i wal śmiało.
            Tom jednak nie był do końca pewien, czy jego brat jest świadomy własnych słów. Doskonale wiedział, że ta nowina z pewnością zwali go z nóg, oparł łokcie na kolanach i wbił w Billa swoje przenikliwe spojrzenie.
            - Ona wróciła... - powiedział cicho, ale dobitnie, popijając po chwili drinka.  
            Wystarczyły dwa słowa wypowiedziane przez Toma i nagle stało się… To były te słowa, które sprawiły, że jego życie nagle zaczęło toczyć się po drugiej stronie linii, cienkiej linii, która dzieliła je na pół. Nigdy nie wątpił, że kiedyś tę linię przekroczy, lecz nie miał pojęcia kiedy to się stanie, bo z każdym dniem odsuwało się to w czasie. Było niczym meta którą nieustannie gonił, a która jak ruchomy cel była wciąż przed nim, nawet kiedy szybko biegł. Choć przez te wszystkie lata permanentnie wierzył, że kiedyś, niespodziewanie i nagle ją przekroczy, znajdzie się za nią, po drugiej stronie, po tej, w którą jeszcze kilka minut temu patrzył ze smutkiem. A teraz, w jednej chwili stanął tam, po upragnionej drugiej stronie, cały on, z każdym wspomnieniem i marzeniem, z każdym nawiedzającym go snem. Przecież właśnie tego pragnął przez cały ten czas… kiedy jedyne co posiadał to jej zdjęcie, spoczywające w szufladzie nocnej szafki, niczym święta relikwia.
            W jednej chwili z apatycznego i smętnego, wzrok Billa przemienił się w wyostrzony i bystry. Na ciele poczuł falę gorąca, naprzemiennie z obezwładniającym, lodowatym dreszczem. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio zawładnęło nim takie uczucie i sam nie wiedział, czy było ono przyjemne. Jednak nadmiar adrenaliny jaki właśnie wytworzył się w jego ciele, wraz z krwią i odrobiną alkoholu krążył beztrosko w pulsujących żyłach, w jednej chwili pobudził go do życia. Wyprostował się natychmiast i nie spuszczając z Toma wzroku, odrobinę zająknąwszy się, wydusił:
            - C-Co...?
            Miał wrażenie, że trzymana szklanka za chwilę wysunie mu się z dłoni. Zacisnął więc na niej mocniej swoje smukłe palce wpatrując się niemo w bliźniaka.
            - Wróciła na stałe, znów pracuje w telewizji, dzisiaj ją tam spotkałem - odpowiedział Tom.
            Bill podniósł do ust szklaneczkę i za jednym zamachem wychylił jej zawartość. Poczuł w żołądku dziwny dreszcz, pomieszany z rozchodzącym się w jego wnętrzu palącym ciepłem alkoholu. Podszedł do barku i wypełnił ją na nowo tym samym mocnym trunkiem, tym razem nie dodał już ani lodu, ani wody, po czym wypił zawartość tak samo jak poprzednio i tylko lekko się skrzywił, ocierając kroplę z kącika ust wierzchem dłoni.
            Odstawił puste naczynie na stolik, wstał i podszedł do kominka, poruszając w nim pogrzebaczem palące się, rozżarzone szczapy. Gorąco buchnęło mu w twarz, chociaż teraz raczej potrzebowałby wiadra zimnej wody. Na pozór był spokojny, ale tylko na pozór, bo wewnątrz wszystko w nim wrzało; euforia, że wreszcie ją zobaczy mieszała się z ogromną wściekłością i żalem. Czuł, że tego co mu zrobiła, nie zdoła jej wybaczyć, nigdy. Jednak tak naprawdę… miłość, choć uśpiona, wciąż tliła się w jego sercu. Wiedział, że wystarczy jedno jej spojrzenie, a jej ogień na nowo rozpali się w nim ze zdwojoną siłą, i ten żywioł pochłonie wszystko, co mógł jeszcze nazywać zdrowym rozsądkiem. I choć przecież tak naprawdę nic się nie wydarzyło, nie zobaczył jej, nie spotkał, nie stanął z nią twarzą w twarz, to już dawno nie przeżywał takich rozterek jak teraz. Wystarczyły tylko dwa, krótkie słowa wypowiedziane przez Toma -  jedna wiadomość, a tak wiele znacząca - aby zasiać niepokój w jego sercu.
            Odpalił papierosa, nasycając swoje płuca potężną dawką szarawego dymu. Bał się i jego brat dobrze o tym wiedział. W uciążliwej ciszy jaka teraz nastała, słychać było tylko trzask palącego się w kominku drewna.
            - Czemu nic nie mówisz? - zapytał w końcu cicho Tom, sącząc po woli swojego drinka, lecz Bill nadal się nie odzywał. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął, ciskając pogrzebaczem o palenisko.
            - Kurwa! A co chcesz do cholery usłyszeć?! Przyłazisz tu z taką wiadomością i co?! Może mam ci się w podziękowaniu rzucić na szyję, albo powiedzieć, że nic mnie to nie obchodzi?! No wybieraj!
            Tom zbladł. Nie spodziewał się takiej reakcji i już dawno nie widział brata w takim stanie. Ostatnio żył spokojnie, były chwile, że wydarł się na próbie swoich chłopaków, a czasem poniosło go w wytwórni, jednak nigdy w domu i nie w ten sposób, ale też nigdy wcześniej nie dostał takiej wiadomości.
            - Lucienne mi odradzała, żeby ci o tym powiedzieć, ale stwierdziłem, że miałbyś do mnie żal, gdybyś się później dowiedział.
            Bill nie odpowiedział, podszedł do Toma, bez słowa wyciągnął mu z ręki opróżnioną właśnie szklaneczkę, po czym wziął swoją i nalał do nich czystej whisky, tym razem dodając tylko lodu. Brat posłusznie odebrał od niego swoją porcję mocnego napoju, nie odzywając się ani słowem.
            - Wróciła z nim? - zapytał po dłuższej chwili, zdławionym głosem. Tom nie wiedział co ma odpowiedzieć, nie miał o tym pojęcia i nie miał zamiaru niczego zmyślać. Widział jak bardzo wiadomość o jej powrocie nim wstrząsnęła.
            - Nie wiem, nie pytałem - odparł krótko, jednak Bill już był spokojny, jakby oswoił się z tą myślą i jej obecnością w Berlinie. Teraz zaczął zasypywać Toma kolejnymi pytaniami, chciał wiedzieć wszystko, znać każdy szczegół tego spotkania.
            - Jak teraz wygląda? Zmieniła się?
            - Szczerze? Prawie nic, wygląda pięknie, ma taką samą figurę, takie same czarne, długie włosy, może tylko przybyło jej kilka zmarszczek. Kocham moją Lucienne, ale uwierz mi… Na jej widok… Zresztą co ja ci będę mówił. - uśmiechnął się Tom.
            Miał rację, nie musiał mu opowiadać niczego, Bill doskonale wiedział, jak sam by się poczuł, gdyby tak po prostu, znienacka, któregoś dnia ją spotkał. Te włosy… Te piękne, długie pukle jej ciemnych włosów... Pamiętał doskonale, jak bawił się nimi, jak opadały na jego twarz w chwilach miłosnych uniesień... Jak przeczesywał je grzebieniem swoich palców. Kochał te włosy, jak wszystko w niej, ale to właśnie one nadawały jej subtelnej kobiecości. Taką ją zapamiętał, taka przychodziła do niego w snach… Zdarzało się, że niejednokrotnie w centrum handlowym bądź na ulicy, biegł za kobietą o podobnych włosach, myśląc wówczas, że ona wróciła. Tak wiele pojedynczych cech w innych kobietach przypominało mu ją, ale żadna z nich nawet w małej części nią nie była...
            Z rozrzewnieniem zapatrzył się w ogień kominka, uśmiechając do wspomnień.
            - A o mnie... - powiedział nagle niepewnie, nie odwracając się do Toma. - A o mnie... pytała...?
            - Nie… Tak naprawdę, to rozmawialiśmy krótko, poszedłem tam po Lucienne, bo potem miałem ją zabrać na obiad i czekałem w sekretariacie. W pewnym momencie wyszła po podpis na dokumentach i wtedy ją zobaczyłem, ale nie było za wiele czasu na rozmowę. Miałem wrażenie, że chce o ciebie zapytać, ale chyba trochę się krępowała przy Lucienne.
            Tom zastanowił się teraz, czy powiedzieć mu o planach, jakie miał na sobotę, ale zdecydował, że jednak nie powie mu nic. Bill czasem potrafił zachować się dziwnie, jeszcze gotów wpaść z jakąś awanturą, a tego by nie chciał. W końcu obiecał Babette, że jego tam nie będzie. Może faktycznie nie była jeszcze gotowa na to spotkanie? Stwierdził, że lepiej będzie, jak spotkają się gdzieś w cztery oczy, na neutralnym gruncie.
            Rozmawiali jeszcze trochę o jej powrocie, pomagając sobie w zrozumieniu pewnych kwestii sporą dawką alkoholu. Kiedy wróciła Patrizia, już obydwaj mieli zdrowo w czubie.
            Z zamiaru Billa o wcześniejszym położeniu się do łóżka niewiele wyszło. Zmożony odpowiednią porcją whisky, przysnął co prawda trochę na kanapie, ale wkrótce się obudził.
            Emocje tego popołudnia skutecznie nie pozwalały mu zmrużyć oka. Podczas, kiedy Patrizia pogrążona w głębokim śnie miarowo oddychała, on leżał z rękami pod głową, wpatrzony w sufit. Czasem przymykał oczy, aby przywołać z najodleglejszego zakątka pamięci jak z jakiegoś sejfu, drogocenne wspomnienia. W takich chwilach miał wrażenie, że każde z nich ma tam swoją półkę, swoje miejsce, gdzie -  po użyciu w potrzebie serca -  wraca znów, pieczołowicie złożone w kostkę.
            Zamiast snu w jego głowie zaczynały rodzić się dziwne wyobrażenia. Jeśli już ją spotka, to w jakich okolicznościach to może się stać i gdzie? Jak się zachowa ona, a jak postąpi on…? Z każdą chwilą coraz bardziej stawał się gotów wszystko jej wybaczyć, jakby nic się nie stało, byleby tylko móc bezkarnie wracać do wspomnień…
            Wstał i w ciemnościach snując się po domu jak duch, zapalił papierosa. Pomyślał jakby wyglądało jego, ich życie, gdyby przetrwali wszystkie burze? Może teraz, zamiast krótkowłosej blondynki, leżałaby w tym łóżku jego czarnowłosa miłość...?
            Jednego przez te wszystkie lata był pewien; on nigdy nie zrobiłby jej tego, co ona zrobiła jemu, nie zostawiłby jej z tak błahego powodu, jakim było żądanie jego matki. On walczyłby o nią do końca, a ona zwyczajnie uciekła, stchórzyła, w dodatku wyjechała z tamtym...
            Kiedy w luźnej rozmowie, po kilku latach czyn jego matki wyszedł na jaw, powiedział wtedy tylko jedno zdanie. Tylko jedno. „Nie chcę cię znać i nigdy nie wybaczę ci tego, że zniszczyłaś mi życie”, po czym mimo jej próśb, szlochu i przeprosin, wyszedł z domu tak, jak stał, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Prawie pięć lat nie rozmawiał z nią. Tom do niej jeździł, przywożąc błagalne prośby o wybaczenie. On nie potrafił, obwiniał ją o swoje nieszczęścia, chociaż tak naprawdę, wina nie leżała tylko po jej stronie. Pojechał do niej dopiero wówczas, kiedy poważnie zachorowała. Wtedy to właśnie nastąpiło prawdziwe pojednanie.
            Stanął u drzwi tarasu i otworzył je szeroko, wdychając zimne, nocne, jesienne powietrze. Znów był na kolejnym, ostrym zakręcie swojego życia. Czy będzie umiał łagodnie go pokonać, tak żeby nie spaść w przepaść...?



10 komentarzy:

  1. Haha... nie wierzę, że nie ma jeszcze komentarzy... wszyscy chyba w szoku xD. A to Ci "niespodzianka"... mój Tommy <3
    W ogóle to na tych rozterkach Billa mi się w oku zakreciła łza. On tak kocha Babette... wiadomo, że ma żal, ale pomimo tego widać jak bardzo ją kocha. :) Biedna Pati... :<
    To ja się nie rozgaduję, żeby nic tu nie zdradzić. Ale czekam bardzo (bardzo bardzo bardzo) niecierpliwie na następny rozdział. :>
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wcześnie było na komentarze, poza tym chyba serio w szoku, bo mało jest :D Ale przecież to byłoby dziwne, jakby się tak szybko spotkali i jeśli ktoś wierzy, że po dwóch częściach bym ich skonfrontowała, to mnie nie zna xD Trochę banalnie by było, nieprawdaż?
      Całuję i ściskam :*

      Usuń
  2. Wyjątkowo mam problem z zebraniem myśli.:P Babette wpadła na Toma w biurze... Ich spotkanie było przepełnione radością, nic dziwnego- szesnaście lat rozłąki to szmat czasu.
    Co do reakcji Billa na relacje przyniesione przez brata - zupełnie mu się nie dziwię. Wszystko w nim wrzało, mimo to starał się zachować spokój, chociaż w pewnym momencie myślałam, że zacznie rozbijać szklanki o podłogę... :P
    To piękne, że pomimo upływu tylu lat, on wciąż ogromnie kocha Babette. Niecierpliwie czekam właśnie na to spotkanie naszych bohaterów. :)
    Na zakończenie dodam, że z każdym odcinkiem uwielbiam RTR coraz bardziej, nie wiem kiedy dotarłam do końca części... Chcę jeszcze, chcę więcej!
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wybacz mi ten wyjątkowo mało składny komentarz xd ;*

      Usuń
    2. Komentarz wcale nie jest mało składny, zawsze bardzo podobają mi się Twoje komentarze.
      Nie byłoby się co dziwić Billowi, gdyby nagle zaczął tłuc szkło, w końcu czekał tyle lat na taką wieść, wprawdzie sprawiła mu ona radość, ale także przewróciła jego życie do góry nogami, o czym się wkrótce przekonasz.
      Cieszę się, że się nie zawiodłaś, mówiłam, że jest lepsze od MI ;)
      Całuję mocno! ;*

      Usuń
  3. Tom? Jaka sobie robisz? No ale dobra wybaczam. W końcu Bill Też się dowiedzial. A poza tym to opowiadanie tak wciąga że czytając je w pracy i mało nie zapomniałam że pracuje w sklepie... cholernie cciezko było się od niego oderwać, ale jak już to zrobiłam to przypadło na 3 godziny 😁
    Ja chce jak najszybciej nowy rozdział!!!
    Pozdrawiam Attention TH☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba nie myślałaś, że tak szybko ich ze sobą skonfrontuję, to wszystko byłoby za łatwe i zbyt banalne. To dobrze, że nie możesz się oderwać, bo przecież właśnie o to mi chodzi. Nowy rozdział jak zawsze, soon xD
      Buziaki :*

      Usuń
  4. Lubię tą rozmowę Toma z Babette, choć z chęcią poczytałabym więcej o tym, co myśli Tom. W końcu był w niej kiedyś zabójczo zakochany, nie? Cierpiał przez nią, oddychał nią... Jednak taki zbieg okoliczności sprawił, że spotkali się znowu i jestem ciekawa jak wypadnie to ich spotkanie (wiesz, luki w pamięci, w końcu czytałam RTR niemal dekadę temu, później jeszcze kilka razy wracałam, ale wciąż te wersje mogą się różnić).
    I Bill... Musiała go ta wiadomość nieźle zszokować, w sumie, co się dziwić? Skoro nigdy nie przestał jej kochać... Mimo żalu, mimo bólu, mimo wszystkich złych wspomnień, na pewno tęsknił za nią i zrobiłby wszystko, by rzucić co trzyma w rękach i pobiec do niej. Powstrzymywała go chyba tylko ta cholerna, męska duma...
    A poza tym, to mistrzostwo. Majstersztyk. Ale Ty o tym wiesz, mówiłam tyle razy, więc co będę się powtarzać...?

    Buziaki, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy tak zabójczo był zakochany, to chyba raczej nie, nie pamiętasz już co będzie mówił potem, ale to może i lepiej, przynajmniej odnajdziesz w tym jakąś świeżość. Aż tak się nie różni, bo nie zmieniałam faktów, a jedynie poprawiałam stylistykę i wydźwięk, może nieco emocji dodałam tu i ówdzie.
      I tak, masz rację, jedyne co powstrzymuje Billa to męska duma, uważa, że to ona, jako uciekinierka powinna nawiązać kontakt.
      Całuję mocno ;*

      Usuń