niedziela, 7 sierpnia 2016

Część 1.



„RETURN TO REMEMBER” 
KONTYNUACJA „MY IMMORTAL”



Część 1.


Za nami wiele kłamstw
czas mi świadkiem, Bóg go dał,
jestem silny…
Czekałem twoich ust,
umierałem już nie raz,
dziś spokojniej.
Czemu pamięć dalej ma Twój smak,
zapach wciąż ten sam..?
Czemu na rozstaju naszych warg
ocean pragnień..?”
IRA feat. Patrycja Markowska – „Ocean”



            Zardzewiała furtka stanowiąca boczne wejście na stary cmentarz, zaskrzypiała przeraźliwie poruszona przez smukłą dłoń młodej brunetki. W drugim ręku trzymała na poziomie talii, niewielki bukiet kolorowych kwiatków.
            - Muszę dobrze zapamiętać drogę, bo potem ja będę tu przychodzić… – powiedziała ze smutkiem podążająca obok niej blondynka. Ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła koleżankę;
            - Kochana jesteś…
            Ciepły, letni wieczór, zachwycał purpurą zachodzącego słońca, a delikatny wiatr tańczył w ich długich włosach. Tu wszystko było takie piękne, takie znajome i po prostu swoje, więc dlaczego ma to zostawić? Nie chciała stąd wyjeżdżać, ani zamieszkać gdzie indziej, tu było jej miejsce, znajomi i przyjaciele… Gdyby była pełnoletnia z pewnością nie ruszyłaby się nigdzie. Kochała to miasto, tę okolicę, te drzewa, a nawet to niebo, w które teraz spoglądała. Czemu właśnie teraz ma to wszystko zostawić i jechać do obcego kraju?
W podświadomości usłyszała karcący głos matki; „Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić. Tam są twoje korzenie i twój dom”.
            Dom? Cóż za bzdura… Jaki znowu dom? Nie mogła nazywać domem miejsca, gdzie spędzała niewielką część wakacji, albo leciała tylko na święta. To tu był jej dom, przyjaciele, znajomi i, przede wszystkim, grób jej ojca... Nie potrafiła uporać się z myślą, jak matka mogła tak po prostu o tym zdecydować, zupełnie nie licząc się z jej zdaniem, a na dodatek tak po prostu zostawić w tej ziemi człowieka, którego kochała i który kochał ją.
            Szły w milczeniu wąską cmentarną ścieżką, zmierzając do nowszej części nekropolii. Po policzkach ciemnowłosej dziewczyny spłynęło kilka łez, których nie potrafiła powstrzymać, gdy zatrzymały się u celu swojej drogi. Położywszy na grobie mały bukiecik, postała chwilę w milczeniu, po czym uklękła płacząc.
            Wiedziała, że jest tu ostatni raz, nie miała pojęcia, kiedy i czy w ogóle tu wróci, dlatego nie potrafiła poskromić swoich emocji.
            - Żegnaj tatusiu… - wyszeptała przez łzy, a potem klęczała dłuższy czas już w milczeniu, wspierając złożone jak do modlitwy dłonie na nagrobnej płycie. W końcu jej towarzyszka pochyliła się i objąwszy ją, powiedziała łagodnie:
            - Chodź Amy, zaczyna się ściemniać…
            Dziewczyna wstała i otarła łzy, po czym objęta troskliwym ramieniem przyjaciółki, ruszyła razem z nią do wyjścia, oglądając się za siebie jeszcze kilkakrotnie.
            Było już niemal zupełnie ciemno, kiedy dotarły do domu. Myśl, że pozostało jej zaledwie kilka chwil do momentu, kiedy na zawsze pożegna się z tym miejscem zagościła nieprzyjemnym bólem, gdzieś głęboko w sercu. Dlaczego los obchodził się z nią w tak okrutny sposób...? Ze smutkiem w spojrzeniu zwróciła się do przyjaciółki, całując ją w policzek.
            - Cieszę się, że zgodziłaś się dzisiaj u mnie nocować - W odpowiedzi, dziewczyna ufnie się do niej przytuliła, odpowiadając pytaniem:
            - Jakbym mogła nie poświęcić ci tej ostatniej nocy?
            - Nie wiem co ja bez ciebie tam zrobię. – westchnęła Amy, otwierając drzwi domu.
            - No nareszcie! – Usłyszała w oddali głos matki. – Czy ty nigdy nie zrozumiesz, że ja się martwię? – dodała rodzicielka.
Amy spojrzawszy wymownie na Sharon, wywróciła tylko oczami i jęknęła cicho:
            - Ta przesadna troska matki kiedyś mnie wykończy, ona nic nie robi, tylko się o mnie martwi…
            Przyjaciółka zachichotała cicho, kiedy zza ściany wyjrzała głowa kobiety.
            - Amy, wszystko słyszałam… – powiedziała karcącym tonem, lecz z lekkim uśmiechem na ustach, który oznajmiał, że nie potrafiłaby się gniewać na córkę. - Chodźcie do kuchni, zrobiłam wam kolację.
            - Już idziemy, tylko umyjemy ręce – odparła dziewczyna, całując mamę w policzek.
            - Tylko nie siedźcie zbyt długo, bo trzeba wstać wcześnie – powiedziała nieco głośniej, będąc w kuchni, Babette.
            - Nawet oka nie zmrużę, mając do dyspozycji ostatnią noc ze swoją najlepszą przyjaciółką – szepnęła Amy wprost do ucha blondynki, po czym obie zaśmiały się serdecznie wychodząc z łazienki i zajmując miejsca przy barku w kuchni. Babette postawiła przed nimi przygotowany posiłek i dwie szklanki soku.
            - Byłam u taty – powiedziała po chwili milczenia Amy, obserwując z ukosa matkę. Stojąca przy kuchni kobieta wzdrygnęła się. Dziewczyna nie mogła zobaczyć wyrazu jej twarzy, bo w tej chwili stała do nich tyłem i żałowała, że nie zadała tego pytania matce, stojąc z nią twarzą w twarz. - A ty byłaś? – zapytała, nie czekając na wyznanie rodzicielki.
            - Byłam – odparła kobieta bez żadnych emocji w głosie.
            - Kiedy?
            - Wczoraj.
            Amy już miała ochotę powiedzieć coś, co na pewno by jej się nie spodobało, ale w ten ostatni wieczór postanowiła ugryźć się w język i nie komentować już decyzji, ani zachowania matki. Była niemal pewna, że wcale nie była na cmentarzu, nie widziała tam żadnych śladów jej bytności, a wiedziała przecież, że nigdy nie poszłaby tam z pustymi rękoma.
            Jej rodzice nie byli małżeństwem, ale to nie miało teraz dla niej żadnego znaczenia, choć gdy była młodsza najbardziej doskwierał jej brak ich ślubnych fotografii, jakie widywała u koleżanek w domach, oprawione w ramki, zazwyczaj stały gdzieś w dobrze widocznym miejscu. Dziś we wspomnieniu, relację matki z ojcem mogła śmiało nazwać nienaganną, poprawną i pełną szacunku, choć nigdy nie widziała między tymi najbliższymi dla niej ludźmi żadnej czułości, bliskości, ani miłości fizycznej, to jednak nie wątpiła w to, że kochają się duchowo, a przynajmniej tak postrzegała ich związek. Osobne sypialnie mogły jednak świadczyć o tym, że w łóżku nigdy między nimi nie było tego ognia, o jakim zawsze czytała w książkach, czy słyszała z opowiadań swoich koleżanek. Przy niej nawet nigdy nie pocałowali się tak, jak powinien całować się mężczyzna z kobietą. Jednak to wszystko było czymś zupełnie bez znaczenia, bo najważniejsze, że dla niej byli cudownymi, pełnymi dobroci i ciepła, najukochańszymi rodzicami.
            Zamoczyła usta w ostatniej porcji soku i zwróciła się do Sharon.
            - Spadamy na górę.
            Najpierw wzięły prysznic i przebrawszy się w piżamy, wskoczyły do łóżka, opierając o ścianę całą stertę poduszek.
            - Ta noc jest nasza – uśmiechnęła się Amy.
            Sharon posmutniała. Dopiero teraz dotarło do niej, że to są ich ostatnie, wspólne chwile. Popatrzyła na przyjaciółkę ze łzami w oczach.
            - Kocham cię i na samą myśl, że nie zobaczę cię przez dłuższy czas, chce mi się płakać…
            - A co ja mam powiedzieć? Ty zostajesz wśród swoich, ja jadę do obcych… - westchnęła Amy.
            - Przecież masz tam rodzinę, dziadków…
            - Rodzinę, której prawie nie znam, a z dziadkami i tak widywałam się kilka razy w roku, rozmawialiśmy często…
            - Amy… Serce mi pęka, uwierz, ty z pewnością sobie poradzisz, ale twoja mama tutaj, bez twojego taty na pewno nie byłaby szczęśliwa, przecież nie ma tu żadnej rodziny, zaledwie kilkoro znajomych. – Dla Sharon to rozstanie też było trudne, ale starała się jakoś pomóc przyjaciółce, doskonale wiedziała, że jest jej ciężko.
- Ja wiem Sharon… Ja wiem… Wszystko rozumiem, ale czuję, że to nie jest jedyny powód. Ona nigdy nie lubiła zmian, a od śmierci ojca o niczym innym nie potrafiła myśleć, jak o powrocie do Niemiec. To zdumiewające, jak umiała to wszystko szybko załatwić. Zawsze liczyła na ojca, nigdy o niczym nie potrafiła sama zadecydować...
            - A może nie chciała? - przerwała jej przyjaciółka.
            - Nie wiem, może... Miałam ją za taką niezaradną, a tu proszę. W przeciągu trzech miesięcy załatwiła wszystko. Zaraz po pogrzebie dzwoniła do ciotki, słyszałam, jak pytała, czy wymówiła ludziom, którzy wynajmowali jej dawne mieszkanie. Potem znalazła kupca na dom. Nawet nie wiesz w jakiej była euforii, kiedy ciotka zadzwoniła z wiadomością, że ma dla niej robotę. Wiesz, ja myślę, że ona chciała wyjechać jeszcze jak żył ojciec i wydaje mi się, że kiedyś się o to kłócili, ale kiedy weszłam do domu od razu zamilkli. Czuję, że ukrywa przede mną jakąś tajemnicę. W sypialni, w szafce, ma takie małe, czerwone pudełeczko, czasem do niego zagląda, przeważnie kiedy jest sama. Jak ją na tym przyłapałam i zapytałam co tam jest, to powiedziała, że dokumenty, których oczywiście mi nie pokazała. Kiedy upierałam się, żeby zobaczyć, po dłuższym tłumaczeniu, że tam nie ma nic ważnego dla mnie, w końcu się wściekła. To pudełko jest zamknięte na klucz, ale kiedyś rozmawiała przez telefon, a ja zauważyłam, że ono leży otwarte na jej łóżku. Nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam, na wierzchu było zdjęcie jakiegoś chłopaka, ale nic więcej nie udało mi się zobaczyć, bo usłyszałam, że wraca. Mam wrażenie, że to jest związane z jej przeszłością, z czymś, co się wydarzyło w Niemczech i, że to dlatego chce tam wrócić. Niechcący podsłuchałam jej tajemniczą rozmowę z ciotką, to wszystko jest dla mnie jakieś dziwne...
            - Może miała tam kiedyś kogoś, kogo kochała, może nie mogła być z tym kimś, albo coś ich rodzieliło? W sumie ja się jej nie dziwię, że chce wrócić, przyjechała tu z twoim ojcem, zostawiając tam wszystko, rodzinę, przyjaciół, tu nie ma nikogo oprócz kilku znajomych, no i ciebie, nic jej tu nie trzyma Amy… – powtórzyła niemal wszystko o czym mówiła wcześniej, Sharon.
            - Ale ja mam tu wszystko, dom, przyjaciół, ja się tutaj urodziłam, a nie tam - odpowiedziała dziewczyna ze łzami w oczach. - Czy ja się już dla niej w ogóle nie liczę?
            - Myślę, że jesteś niesprawiedliwa - odparła Sharon - Jesteś jeszcze młoda, przyzwyczaisz się, znajdziesz nowych przyjaciół, a może miłość...?
            Dziewczyny spojrzały po sobie porozumiewawczo i w jednej chwili smutek Amy prysł. Roześmiały się wesoło.
            - O nie, mam już dość miłości! Po Dustinie mam już w ogóle dość facetów - stwierdziła filozoficznie, takim tonem, jakby przerzuciła ich co najmniej dwa tuziny.
            - Chociaż tyle dobrego, że nie musisz zostawić tu chłopaka, pomyśl jak wówczas byłoby ci ciężko.
            - Wtedy byłaby wojna, totalny armagedon, ale na szczęście nie jestem zakochana - westchnęła dziewczyna.
            - Będzie dobrze, chociaż mówię to z ciężkim sercem, bo będziesz tak daleko...
Amy znów uściskała przyjaciółkę.
            - Najbardziej będzie mi ciebie brakowało.
            - Obiecuję, że przyjadę do ciebie, jeśli mnie oczywiście zaprosisz - uśmiechnęła się Sharon.
            - Już cię zapraszam, ty wstrętna małpo!
            Amy poczochrała koleżance jasną czuprynę, śmiejąc się przy tym wesoło. Oczywiście przegadały całą noc, już nie analizując tego co będzie, skupiły się na wspomnieniach i wspólnie przeżytych przygodach. Szkoda było tych ostatnich chwil z przyjaciółką przeznaczyć na sen. Stwierdziła, że wyśpi się w samolocie, a o Sharon nie musiała się martwić, bo były przecież wakacje.
            Kiedy rano Babette zajrzała do pokoju, żeby obudzić dziewczyny, od razu zorientowała się, że nie zmrużyły oka. Miały podkrążone oczy i ziewały niemiłosiernie, ale były bardzo szczęśliwe, że właśnie w ten sposób spędziły tę ostatnią, wspólną noc.
            Po śniadaniu wszystkie sprawdziły jeszcze poszczególne pomieszczenia, czy nic nie zostało. Miały zabrać niewiele bagaży, ponieważ większość rzeczy Babette powysyłała do Niemiec sukcesywnie już wcześniej.
            Prawie całą godzinę, jaka pozostała do przyjazdu taksówki Babette przesiedziała na balkonie swojej sypialni, spoglądając na ogród. To tu zawsze wspominała najpiękniejsze chwile z przeszłości, tu tęskniła i płakała, tu marzyła o powrocie, a teraz to marzenie stawało się rzeczywistością. Jej myśli wypełniał tylko on, czarnowłosy chłopak z przeszłości. Minęło tyle czasu, a ona nie potrafiła o nim zapomnieć. Kiedy pochłaniały ją kłopoty codzienności, troska o Amy, jakieś drobne problemy wychowawcze, choroby, wówczas nie oddawała się tamtym wspomnieniom, jednak bywały dni, kiedy on tak po prostu, bezkarnie, nawiedzał jej myśli, z roześmianą twarzą, szczęśliwy, piękny i młody… Takim go zapamiętała, choć z upływem czasu oboje się nieco zmienili, ona postarzała, a on spoważniał. Od chwili rozwiązania zespołu coraz rzadziej widywała jego zdjęcia na różnych portalach, jednak nie było w nim aż tak wielkiej, wizualnej zmiany, żeby nie zdołała go rozpoznać. W międzyczasie zmieniał kilkakrotnie fryzurę, kolor włosów, przybyło mu kilka tatuaży i kolczyków, ale ostatnio znów miał czarne, półdługie włosy.
            Argument, że wraca tam dla rodziców, rodziny był jedynie oficjalnym pretekstem, bo tak naprawdę wracała tam dla niego. Nie liczyła na nic, a już najmniej na to, że może coś, kiedyś znów ich połączy. Jedyne czego pragnęła, to spotkania z nim i jego wybaczenia. Wiedziała od Julii, jak bardzo cierpiał po tym rozstaniu, jak omal się nie stoczył, choć to było tak dawno. Potem przestała o niego pytać. Od kilku dobrych lat był związany z jakąś kobietą, o tym dowiedziała się przypadkiem, z jakiejś wzmianki o kolejnej gali i jej gościach – miał tam pojawić się ze swoją wieloletnią partnerką. Te ostatnie dwa słowa uderzyły w nią szczególnie mocno… Zawsze powtarzał jej, że jest stały w uczuciach i teraz potwierdzał to tym związkiem. Gdyby nie poddała się, możliwe, że dziś ona stałaby u jego boku na kolejnych galach, a życie nie byłoby aż tak skomplikowane…
            Teraz był dla niej wręcz nieosiągalny, zapewne kochał tamtą kobietę i dawno o niej zapomniał. Mimo to wyszeptała słowa, które skierowała daleko, za ocean.
            - Cokolwiek czujesz i do kogokolwiek, wracam do ciebie, słyszysz..? I nigdy nie przestanę cię kochać…
            Nie wiedziała co ją tam czeka, miała zapewnioną tylko pracę i swoje dawne mieszkanie, jednak pomimo wielu wątpliwości już dawno nie czuła takiej euforii…
~

            Znów szedł ulicą pełną ludzi, w gwarze codziennego ruchu, w zgiełku przejeżdżających aut, mijał niezliczoną ilość ludzkich twarzy, tak różnych, starych i młodych, brzydkich i pięknych, wśród których szukał usilnie jej, jak zdesperowany szaleniec łowił wzrokiem choćby najmniejsze podobieństwo. I znów to samo… Odnalazł, była tuż, tuż, na wyciągnięcie rąk, a kiedy tylko je unosił znikała, rozpływała się wśród tłumu, więc biegł za nią, zdyszany, z trudem łapiąc oddech, z mocno, boleśnie bijącym sercem, i gdy już ją doganiał, kiedy zdołał znów spojrzeć jej w oczy, przypomnieć sobie to jedyne spojrzenie i najpiękniejszy uśmiech, ponownie rozmywała się jak zjawa, przezroczysta materia, wytwór jego złamanej wyobraźni. Przeistaczała się w niebyt, aby kolejny raz zniknąć zupełnie.
            Szeroko otworzył oczy i łowiąc nimi ciemność, próbował odnaleźć jakiekolwiek  potwierdzenie, że to kolejny z tych jego powtarzających się co jakiś czas, sennych koszmarów. Natrafił spojrzeniem na czerwone cyfry elektronicznego zegarka, wskazującego godzinę trzecią, trzydzieści dwie. Słyszał bicie własnego serca, które łomotało się w klatce jego żeber, zakłócając dudnieniem niemal świszczącą w sypialni ciszę. Z każdą minutą uspokajał szybki z przestrachu oddech i wracał do stanu błogości, jaki zawładnął jego ciałem tuż przed zaśnięciem. Gdyby tylko potrafił, gdyby umiał wyeliminować te koszmary, które tak często rywalizowały i wygrywały z pięknymi, sennymi marzeniami, jakie także miewał, a po których budził się z uśmiechem na ustach… Ale nie potrafił.
            Westchnął cicho, choć w tej pustce dźwięków zasłyszał to jako krzyk. Wciąż drżał nie mogąc szybko zapomnieć o nawiedzającej go nieustannie zjawie z przeszłości. Czy zdoła kiedykolwiek to zrobić...? Odwrócił się na bok, czując bliskość i ciepło innego ciała. Wtulił się w miękką i ciepłą skórę pleców śpiącej kobiety i zamknął oczy, mocno zaciskając powieki. Jedyne o czym teraz marzył, to na powrót zasnąć i śnić już inny sen, taki w którym zazna pełni szczęścia.
            Tej nocy jeszcze intensywniej czuł obecność nie tej, która leżała tuż obok, na wyciągnięcie ręki, a tamtej, która zadała mu największy ból, jaki można zadać kochającemu mężczyźnie, jakiej nie widział wiele lat, ale której twarz malowała mu się pod powiekami niczym idealny obraz, jakby patrzył na nią zaledwie wczoraj...

~


            Stała u drzwi swojego mieszkania, zapominając o tym, że nie jest zupełnie sama. Demony przeszłości pochwyciły ją w swoje szpony i poczuła, jak wszystko to zamyka ją w pętli czasu. Wydarzenia tamtych dni stanęły jej przed oczami, jakby zdarzyły się zaledwie wczoraj. Nie mogła nawet drgnąć, poruszyć się, zupełnie nie radząc sobie z tym wszystkim, i nie panując nad własnym ciałem. Poczuła suchość w gardle i zdawać by się mogło, że niewypowiedziane słowa uwięzły tam na zawsze. Delikatnie przesunęła dłonią po klamce, a elektryzujące mrowienie przebiegło pod opuszkami palców. Widok drzwi jej starego mieszkania przywołał jeszcze więcej wspomnień, niż mogła się spodziewać. To one, zarówno jak i wnętrza kryjące się tuż za nimi, były świadkiem przeżytych najpiękniejszych w życiu chwil; od samego początku, aż po ich kres.
            Poczuła w gardle uścisk wzruszenia i zobaczyła naglące spojrzenie Amy.
            - No, otwieraj mamo - odezwała się w końcu zniecierpliwiona dziewczyna. - Przecież nie będziemy stały na korytarzu.
            Dla niej były to tylko zwykłe drzwi, Babette wciąż pamiętała chwilę i ten kłujący ból serca, kiedy zamykała je po raz ostatni.  
            W końcu przekręciła klucz w zamku i obydwie przestąpiły przez próg. Ich kroki odbijały się głośnym echem pośród pustych ścian, dość mocno zaniedbanego i nadgryzionego zębem czasu mieszkania.
            Amy z przerażeniem oceniła jego stan.
            - W porównaniu z naszym domem w Stanach, to jakaś obskurna melina... - wydęła z dezaprobatą usta.
            - Spokojnie kochanie… - Objęła ją ramieniem matka. - Jutro wchodzi ekipa remontowa, zobaczysz jak potem będzie świeżo i pięknie.
            To małe mieszkanie odbiegało nie tylko gabarytami, ale także i komfortem od domu, w jakim mieszkały w Waszyngtonie, jednak w niczym nie mogło się z nim równać pod względem sentymentalnym. W tych dwóch pokojach zaklęta była jakaś magia, a aura wspomnień osnuwała każdy kąt.
Babette była pełna entuzjazmu, rozpierała ją jakaś wewnętrzna radość i nie zważając na smutną minę córki, pociągnęła ją za sobą do pomieszczenia w którym kiedyś była jej sypialnia.
            - A tu będzie twój pokój. – Wzruszenie złamało jej cichy głos.
            - Jak ty mogłaś mieszkać w takim małym mieszkaniu? - zdziwiła się dziewczyna. - Tylko dwa pokoje?
            - Wystarczyło, żeby przeżyć w nim najpiękniejsze chwile... - westchnęła matka, odwracając na chwilę głowę, tym samym próbując stłumić łzy, które usilnie chciały wydostać się spod jej powiek. Ale Amy zupełnie tego nie zauważyła, tylko z szelmowskim uśmieszkiem, stwierdziła:
            - Nie zdziwię się, jak powiesz, że z moim ojcem.
            - Z twoim ojcem... - potwierdziła Babette patrząc za okno, na drugą stronę ulicy w miejsce, gdzie zwykł był stać w oczekiwaniu na nią, kiedy jeszcze musieli wszystko ukryć przed Martinem i całym światem.
            Teraz mogła chociaż raz nie skłamać nieświadomej niczego córce, choć ona i tak nie rozumiała znaczenia tych słów mając na myśli tego, którego uważała za swojego ojca. Dopóki żył Martin, nie było potrzeby mieszać jej w głowie, tym bardziej kiedy była dzieckiem. Gdyby jego śmierć diametralnie nie zmieniła ich życia, być może nigdy nawet nie pomyślałaby o wyjawieniu dziewczynie prawdy. Chociaż im więcej czasu upływało, tym bardziej męczyła ją skrywana tajemnica. Coraz częściej myślała o powrocie, coraz intensywniej, nawet wówczas, kiedy jeszcze żył Martin. Od chwili, gdy zdecydowała się na ten krok, zastanawiała się, kiedy będzie ten odpowiedni moment, żeby wyjawić córce to, co od lat nosi w sercu, zrzucić z siebie ten ogromny ciężar. Zawsze w takich chwilach myślała o tym, jak dziewczyna przyjmie taką wiadomość, mogącą zaważyć na całym jej dotychczasowym i przyszłym życiu. Nie obawiała się, że dowie się tego od jakiejś postronnej osoby, bo przecież oprócz jej rodziców, Julii i Svena nie wiedział o tym nikt. O nich mogła być spokojna. Od jakiegoś czasu tysiące razy wyobrażała sobie ten moment na setki różnych sposobów, lecz jakoś do tej pory nie potrafiła się na to zdecydować. Były chwile, kiedy rozważała, że to nie ma najmniejszego sensu, bo po co burzyć dotychczasowe szczęście Amy? Poza tym wtedy istniało wielkie prawdopodobieństwo, że dziewczyna zechce poznać biologicznego ojca, a wówczas musiałaby powiedzieć o tym również Billowi, a tego już w ogóle nie potrafiła sobie wyobrazić po tylu latach ukrywania przed nim prawdy. Wiedziała jednak, że kiedyś prawdopodobnie i tak będzie musiała to zrobić.
            Teraz właśnie stanęła w obliczu takiej możliwości. Wróciły do Berlina, Martina już nie było w ich życiu, a Amy nie będzie już żyć oddalona o tysiące kilometrów od tego prawdziwego ojca. Powinna się w końcu dowiedzieć, Bill nadal tu mieszkał, ale minęło tyle czasu...
            Przymknęła na chwilę oczy. Pod powiekami kształtował jej się znów znajomy obraz przywołany z krainy wspomnień. Jej salon z tamtych dni; kanapa, mały stolik, skóra pod kominkiem, komoda i...
            - Wiesz mamo, ten kominek jest świetny - Brutalnie wyrwał ją ze wspomnień, głos Amy. - Taki stylowy, stary i piękny, naprawdę bardzo mi się podoba, bo w Waszyngtonie był zbyt nowoczesny.
            Babette uśmiechnęła się do córki, obejmując ją.
            - Moja kochana dziewczynka z artystyczną duszą.
            Amy przytuliła się do mamy.
            - Jeszcze tylko dwa tygodnie... Chciałabym tu zamieszkać, zanim pójdę do szkoły.
            - Zamieszkamy, nie martw się kochanie, popędzę ekipę remontową. Zanim pójdziesz do szkoły, będziesz już miała swój pokój, obiecuję.
            Były momenty, kiedy dopadało ją zwątpienie i niepewność, chociażby takie jak ten. Wspierała i pocieszała się wówczas myślą, że przecież będzie dobrze, bo inaczej być nie może... Zdecydowała się na powrót mimo wszystko, nie licząc na nic, pragnęła tylko znów tu być, blisko niego. Będzie dzielna, nie ucieknie już przed niczym, nigdy więcej. Przecież wróciła do domu. Wróciła do przeszłości i do najpiękniejszych wspomnień.
            Czyż mogło być inaczej…?


10 komentarzy:

  1. Przypomniało mi się jak znudzona przeglądałam stare forum, kiedy wszystkie twincesty już wyczytałam i powiedziałam sobie: a może wezmę się za jakieś, może mi się spodoba... Obstawiałam kilka, nie pamiętam już jakich, ale wpadłam na RTR. I się zakochałam. Nie miałam pojęcia, że to druga część, więc jakie moje szczęście było, kiedy odkryłam MI!
    Co tu dużo mówić, to dopiero początek - jednak piękny, a Babette musiała być pogrążona w głębokiej rozpaczy przez wszystkie te lata, że odżyła dopiero w obliczu tragedii; bo jakby nie patrzeć, ta tragedia zwróciła jej wolność i pozwoliła wrócić tam, gdzie zostawiła serce.
    W ogóle to kocham jak mam już komentować odcinek, a tu nagle okazuje się, że mam zalogowanego Twojego maila i trochę tak przypał xD

    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyślałaś, że może weźmiesz się za jakieś opowiadanie hetero, no i się wzięłaś za moje, i zaczęłaś od tyłu, a potem wróciłaś do MI.
      Babette już wcześniej chciała wrócić, nie wiem czy pamiętasz, ale będzie to powiedziane potem, niemal pod koniec w pewnej scenie, nie zdradzę w jakiej, co by nie spoilerować samej siebie.
      Buziaczki :*

      Usuń
  2. Jak się cieszę, że tak szybko wróciłaś do nas z kontynuacją! Co prawda, nie zostało powiedziane, ile lat ma Amy, ale wnioskuję miedzy innymi po wzmiance o zawodzie miłosnym, że jest już nastolatką. Myślałam, że Babette wróci do Berlina znacznie szybciej. I do tego śmierć Martina... Tego w ogóle się nie spodziewałam!
    Najpiękniejszy z całego odcinka byl fragment odnoszący się bezpośrednio do Billa- ta scena w sypialni ukazująca niezabliźnione rany. Piękne.
    Jestem z Tobą i już wyczekuję następnego rozdziału!
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie tylko Ciebie zaskoczyłam tym przeskokiem czasu. Wszystko jest przemyślane, po prostu pewne rzeczy nie mogłyby się wydarzyć, gdyby wróciła wcześniej, a obiecuję, będzie się działo, i mam nadzieję, że nie zawiedziesz się.
      Całuski :*

      Usuń
  3. Ja! po prostu kocham! Jak pierwszą część!
    Zastanawia mnie ile lat minęło od tego wszystkiego....
    Młoda już chodzi do szkoły....
    Jestem równiez ciekawa jak będzie wyglądać ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie.
    Już się nie moge doczekać kolejnych rozdziałów.
    Czekam z niecierpliwością!


    Pozdrawiam ATH :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat mogę Ci zdradzić, minęło ponad 16 lat, ale tak było trzeba, uwierz. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się poprowadzoną przeze mnie akcją. Będzie się trochę działo, może nawet więcej, jak trochę.
      Buziaki:*

      Usuń
  4. Tak bardzo się cieszę :D. RTR... w końcu... po tylu latach mam okazję poznać je na nowo :).
    Teraz jak to czytam to... ona postąpiła nie w porządku. W stosunku do Billa i w stosunku do Amy. Może to i było najlepsze wyjście z sytuacji... wtedy... No ale tak już się stało, nic nie zmienimy.
    Tutaj też wyrażę smutek z powodu śmierci Martina, którego postać zawsze lubiłam. To był naprawdę porządny facet. Ale gdyby nie jego śmierć to pewnie Babette nigdy by się nie zdecydowała na powrót.
    Teraz czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. I czekam na mojego Toma <3
    Do następnego.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że postąpiła egoistyczne i źle, skrzywdziła oboje, ale zapewne chciała jak najlepiej, najpierw w ogóle nie dopuszczała tego, że wróci, a potem zaczęła coraz silniej tęsknić.
      Chciała wrócić i będzie o tym powiedziane, w dalszych częściach.
      Tom będzie, nawet czasem dość zabawny, nie wiem czy pamiętasz ;)
      Całuję i ściskam :*

      Usuń
  5. Szczerze? Nie sądziłam, że ominiesz tyle lat w swoim opowiadaniu. Myslalam, że może wróci do Billa albo chociaż powie mu o dziecku po tych 3 latach. A jednak zaskoczenie. Cieszę się, że nie przerwałaś tego opowiadania;) czekam na następny odc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie jesteś rozczarowana, mogę obiecać, że nie zawiedziesz się, bo mimo upływu lat nie zabraknie emocji. Uwierz, tak było trzeba, gdyby nie ten czas pewne sytuacje, nie mogłyby mieć miejsca.
      Buziaki :*

      Usuń