środa, 12 października 2016

Część 11.



Część 11.


„Potem będę tak, tak bardzo niecierpliwy, aż
zetrzesz z moich ust najmniejsze ślady dnia.
To na naszej drodze rozstąpi się morze,
będę wierzyć, że pokonam ból, pokonam lęk,
nim będziemy sami łukiem ciał rozgrzanych
narysuję je, ich każdy mały cień...
Są ludzie są serca, jeden żar…
Są myśli namiętne, w twoich ja...
Andrzej Piaseczny – „Niecierpliwi”



            Otworzyła oczy, spoglądając na wiszący na ścianie zegar.
            - Prawie piętnasta...? - jęknęła kręcąc z niedowierzaniem głową, że spała aż tyle godzin. W mieszkaniu panowała wręcz uciążliwa cisza.  Jej skronie pulsowały teraz tępym bólem, tak, jakby właśnie tam przeniosło się jej serce. Pomyślała, że to pewnie przez ten nieszczęsny zastrzyk spała tak długo i paskudnie się teraz czuła. Z trudem zwlekła się z łóżka zastanawiając, gdzie może być Amy. W przedpokoju spostrzegła pozostawioną na szafce kartkę napisaną ręką córki: „Jestem u babci na obiedzie. Przepraszam, ale nie miałam sumienia Cię obudzić, a posiłek przyniosę.”
            No tak, miały być o czternastej u jej rodziców… Przespała tę godzinę, jak i pierwszą połowę dnia, a wczoraj...? Wszystkie jej myśli wróciły do wydarzeń sprzed kilkunastu godzin, powodując szybsze bicie serca i otulające je ciepło. Wreszcie mogła go zobaczyć… W te oczy mogłaby patrzeć wiecznie i właśnie w tej chwili poczuła ogromny żal, że sama pozbawiła się tego widoku na tyle długich lat. Miłość wciąż tliła się w niej, wybuchała jasnym płomieniem już na samo jego wspomnienie, ale wczoraj ogniste języki tego uczucia pochłonęły doszczętnie ją całą. Wciąż kochała go tak bardzo, tak boleśnie, do utraty tchu…  
            Poczuła wściekłość, nienawidziła swojego ciała, które w takiej chwili musiało spłatać jej figla! Miała taką wspaniałą okazję, mogło się coś zacząć, mógł to być najcudowniejszy wieczór od jej powrotu do Niemiec. Banalnym omdleniem - z własnej głupoty - zaprzepaściła wszystko, pokpiła sprawę. Jednak doskonale pamiętała jego słowa, całe wypowiedziane zdanie, to, które wlało w jej serce nadzieję i przegoniło wszelkie obawy, zgasiło złowrogie wątpliwości. Wiedziała już, że nadal ma swoje miejsce w jego sercu. W tej chwili wcale nie myślała o jego kobiecie i była cholerną egoistką, jak nigdy wcześniej. Może właśnie tej cechy zabrakło w niej, kiedy stąd uciekała…?
            Była szczęśliwa, bo po raz pierwszy od wielu miesięcy, a nawet lat, posmakowała tego cudownego uczucia. W jej życie znów wkraczało coś pięknego; dreszcz emocji jak przed pierwszą randką, trzepoczące skrzydełka w jej wnętrzu, miłość promieniująca ciepłem wprost z jej serca.
            Uśmiechała się sama do siebie, kiedy parzyła sobie kawę. Wróciła po chwili z nią do łóżka, stawiając na stoliku tuż obok. Włączyła telewizor i znów się kładąc, postanowiła poleniuchować już cały dzień. Pomimo ogromu szczęścia, fizycznie wciąż nie czuła się najlepiej, nadal była osłabiona. Miała zamiar coś pooglądać, ale stan umysłu nie pozwalał jej się na niczym skupić, przełączyła więc na jakiś kanał muzyczny.
            Przymknęła oczy, kolejny raz analizując niedawne wydarzenia. Ciągle wydawało jej się to wszystko tylko pięknym snem, który tak wyraziście zapamiętała. Na samo wspomnienie jego bliskości przechodził przez jej ciało przyjemny dreszcz. Jego dotyk, ciepły oddech rozbudził na nowo ukryte w niej kobiece pragnienia. Objęła mocno poduszkę i przytuliła ją; znów rozmarzyła się. Chyba nie zapomniała jak się kochać...? Czy to w ogóle można zapomnieć? Uśmiechnęła się sama do siebie. Już na samą myśl o tym podniecenie objawiało się eksplozją w jej podbrzuszu. Przymknęła oczy, wspominając najcudowniejsze spędzone z nim chwile. Sama się dziwiła, jak wyraźny ich obraz ma wciąż w pamięci. Westchnęła. Tak bardzo chciałaby znów poczuć jego dłonie na swoim rozgrzanym ciele, smak jego słodkich ust. Było im wtedy tak dobrze... Tak wspaniale… Cudowne chwile wspomnień...
            Czy będzie jej kiedyś dane znów to wszystko przeżyć...?

~

            - Bill... - jęknęła Patrizia stając w drzwiach sypialni. - Dlaczego nie jesteś jeszcze gotów? Przecież już jest szesnasta, a to kawałek drogi...
            - Nie jadę - powiedział, wciąż leżąc w łóżku. - Wytłumacz mnie jakoś, powiedz, że mam kaca po wczorajszym, albo nie wiem, wymyśl coś.
            - To może zadzwonię i odwołam.
            - Nie, jedź, nie przejmuj się mną, dawno nie widziałaś się z Ann, na pewno spędzisz miłe popołudnie - starał się ją przekonać.
            - Wolałabym, żebyś pojechał ze mną, w dodatku nie ma dzisiaj obiadu, bo skoro mieliśmy wyjść, dałam gosposi wolne.
            - Nie jestem głodny, zresztą mam ochotę przeleżeć całe popołudnie w łóżku. Chociaż raz porządnie wypocznę, a jak będę chciał coś zjeść zamówię pizzę - uśmiechnął się ciepło, jak gdyby chciał ją udobruchać i przekonać, żeby zostawiła go samego. W głębi duszy naprawdę marzył o spokoju i choćby nawet miał głodować przez dalszą część dnia, pragnął zostać sam. Przez chwilę poczuł się jak pies spuszczony z łańcucha, bo jeśli Patrizii nie będzie w domu...
            Już na samą myśl o tym zaczynał rozważać coś, co zdawało mu się w pierwszej chwili jakąś absurdalną imaginacją, ale im doskonalej dopracowywał szczegóły tego co zrodziło się w jego głowie, tym bardziej wydawało mu się wszystko prawdopodobne w realizacji. Ale czy przypadkiem nie chce tym wszystkim bardziej przyspieszyć, wydawałoby się, i tak nieuniknionego biegu wydarzeń? Chciał i to nawet bardzo, bo wystarczająco długo już na to czekał. Był niecierpliwy, bo wiedział, że gdy nic nie zrobi, znowu upłynie niepotrzebnie stracony czas, który niekoniecznie musi taki być. Miał czekać na kolejną imprezę, gdzie będzie mógł ją spotkać? Przecież to mogło się zdarzyć za kilka miesięcy. Nie miał tyle czasu, zresztą nie chciał nawet go mieć, już nie… Nie chciał marnować ani jednego dnia. Życie upływało, liczyła się każda minuta.
            - No dobrze - ufnie odpowiedziała Patrizia. - Zawołam Maxa i pojedziemy sami. Oczywiście on szybko zje i pewnie zaraz poleci do tej swojej Amy, ale cóż, taka już rola matki dorastającego syna - roześmiała się i delikatnie cmoknęła Billa w policzek.
            Wtulił się w poduszkę i westchnął kiedy wyszła. Gdyby wiedziała czyją córką jest Amy... W sumie on sam nie był tego pewien, ale wszystko wskazywało na to, że takie są fakty. Może gdyby ją zobaczyła, spostrzegłaby niewątpliwe podobieństwo, ale jak do tej pory nie miała okazji. Kiedy Amy tu była, Patrizii akurat nie było w domu, więc znała ją tylko z opowiadań Maxa, które w dodatku były bardzo powierzchowne, jak to w przypadku chłopców bywało.
            Po dłuższym czasie, tuż przed wyjściem kobieta znów zajrzała do sypialni, ale pewnie stwierdziła, że Bill śpi, bo leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami, więc zamiast pożegnania, usłyszał tylko stukot jej obcasów na schodach, a wkrótce potem odgłos zamykanych na dole drzwi. Szybko wstał i podszedł do okna, dyskretnie uchylając roletę palcem. Musiał się tylko upewnić.
            Pojechali.
            Z każdą upływającą minutą czuł coraz większą obawę. Wszechobecny w nim strach skutecznie odwlekał w czasie to, co właściwie już było postanowione.
            Pokonać lęk, albo przynajmniej go oswoić... Nie było czasu na obawy, ani na żadne wątpliwości, potrzebował tego spotkania, teraz, dziś…
            Drżącą dłonią sięgnął po leżący na szafce telefon i wybrał połączenie do brata.
            - No co tam? Wyspany? - usłyszał w słuchawce wesoły głos Toma.
            - Daj mi jej numer - rzekł krótko, bez zbędnego wstępu.
            - Ocho! - roześmiał się bliźniak. - Jaki niecierpliwy, proszę, proszę. A jeszcze kilka dni temu nawet nie chciałeś o niej słuchać.
            - Nie mam ochoty na żarty, dyktuj - Bill nawet nie chciał zagłębiać się w ten temat. Znał Toma, wiedział, że jeśli go podejmie, ten zaraz zacznie ironizować. Siedział jak na szpilkach z włączoną w telefonie opcją „głośnomówiący”. Już nawet zapisał jej imię, teraz czekał tylko na wklepanie tych kilku, jakże ważnych cyfr.
            - No dobra, ale oczekuję dogłębnej relacji.
            Tom w końcu dał za wygraną bratu, bo wiedział, że on już i tak dostatecznie się denerwuje. Niemal natychmiast te kilka bardzo ważnych cyfr, zostało właśnie zapisanych w telefonie Billa...
~

            - Tylko proszę, nie za późno - upomniała córkę Babette.
            - Około dwudziestej drugiej będę - zapewniła ją Amy. - No i oczywiście mam telefon.
            - No, pamiętaj, że jutro szkoła.
            - Jasne.
            - A tak swoją drogą, to mogłabyś wreszcie przyprowadzić tego Maxa do domu, nawet nie wiem z kim zadaje się moja córka - stwierdziła Babette.
            - Przyjdzie na moje urodziny to go zobaczysz - uśmiechnęła się Amy - Już tutaj był, ale ciebie akurat w domu nie było.
            - Nieźle, mieliście wolną chatę - Babette podejrzliwie spojrzała na Amy.
            - No nie patrz tak, jakby coś było powiedziałabym ci. Na razie oprócz kilku pocałunków nic się nie wydarzyło.
            - Wiesz, że masz dopiero niecałe szesnaście lat. Szkoła i tak dalej, zresztą nie chcę ci moralizować, tym bardziej, że pierwszy raz masz za sobą i żałujesz, że zrobiłaś to z Dustinem, dlatego teraz się zastanów dwadzieścia razy, żebyś nie musiała znowu żałować - wyrecytowała jednym tchem Babette. Dziewczyna przewróciła oczami.
            - Obiecuję, że się zastanowię, ale Max to nie Dustin, przekonasz się jak go poznasz.
            Amy podeszła do mamy przytulając się.
            - Mam nadzieję, że to wartościowy chłopak - Uśmiechnęła się ciepło Babette. - No dobrze, idź już bo się spóźnisz.
            - No to pa.
            - Pa.
            Wyszła, a po chwili słychać było tylko dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
            Babette westchnęła cicho, znów została sama.
            Gdyby dziewczyna była w domu, pewnie teraz zdawałaby jej szczegółową relację z wczorajszej imprezy, bo nawet nie miały okazji porządnie pogadać, a tak chętnie podzieliłaby się z córką swoim szczęściem. Wczoraj Amy była trochę wystraszona tym nagłym przyjazdem Babette, poza tym w domu była jeszcze Agnes, więc nie rozmawiały na temat przebiegu imprezy. Dziewczyna zapytała tylko, czy go spotkała, na co matka przytaknęła, a widząc jej pomimo wszystko radosną twarz, nie pytała o więcej. Dzisiaj natomiast, ledwie przyszła z obiadu od dziadków, niemal natychmiast zaczęła się szykować na randkę.
            Babette czuła lekki żal, że Amy nawet nie wspomniała o tym, chociaż z drugiej strony rozumiała, że wróciła od babci dość późno i sama się spieszyła. Nie wiedziała jednak, że mama miała wielką ochotę z kimś się podzielić swoim, wciąż jeszcze małym, szczęściem.
            Za oknem zrobiło się już zupełnie ciemno.
            Zima. Kochała tę porę roku, bo pamiętała piękną, pierwszą i zarazem ostatnią zimę spędzoną z Billem. Jakże byli wtedy szczęśliwi... Wszystkie cienie złych wspomnień, opromieniły teraz te najcudowniejsze, ich było przecież więcej. W sumie tak naprawdę pamiętała tylko te dobre chwile, a z perspektywy czasu oceniała jego wybryki niezbyt surowo. Był przecież taki młody i tak naprawę nie zrobił niczego złego... Może ona wówczas nazbyt dramatyzowała?
            Wstała, aby zaciągnąć roletę i odnieść do kuchni pustą filiżankę. Kiedy znów wracała do pokoju, spostrzegła niedbale zawieszoną na wieszaku w przedpokoju jej suknię. Zdjęła ją i stwierdziła, że z tym zaciekiem po szampanie teraz nadaje się tylko do prania. Uśmiechnęła się, wspominając całe zdarzenie. Wkładała ją właśnie do kosza z brudną bielizną, kiedy usłyszała dźwięk telefonu dochodzący z torebki, którą miała ze sobą na wczorajszej imprezie. Pospiesznie wyjęła go patrząc na wyświetlacz i uśmiechnęła się.
            - Cześć przyjaciółko - odebrała połączenie.
            - No jak tam nasza księżniczka? - roześmiała się Julia. - Omdlewać jej się zachciało, cholera jasna! Dobrze się czujesz?
            - Już w porządku, spałam do popołudnia po tym zastrzyku, kiedy się obudziłam byłam jeszcze trochę skołowana, ale teraz już jest dobrze - odparła Babette z uśmiechem.
            - Kto to słyszał nic nie jeść od rana, anemia, niskie ciśnienie, chcesz się wykończyć? - zganiła ją kobieta.
            - Wiem, ale nie mogłam nic przełknąć... Na samą myśl o tej imprezie jedzenie mi w buzi rosło. Wszystko się skumulowało.
            - Czy ty wiesz, że on cię na rękach z sali wyniósł? – wypaliła nagle Julia.
            Na te słowa Babette zamarła, dziwne, dławiące uczucie rozczulenia sprawiło, że poczuła ogromny uścisk w gardle. Od tej pamiętnej dla niej, najpiękniejszej chwili na parkiecie nie pamiętała kompletnie niczego, a pełna świadomość wróciła jej dopiero kiedy leżała na kanapie w holu.
            - Naprawdę...? - spytała cicho, z trudem tłumiąc w sobie emocje.
            - Tak, żałuj, że nie widziałaś jaki był zmartwiony, a niedługo po tym jak Sven odwiózł cię do domu, też wyszedł.
            - A ta jego Patrizia? Co ona na to, nie wiesz?
            - Nie wiem, w ogóle jej później nie widziałam. Acha i masz pozdrowienia od Lucienne, dzwoniła do mnie niedawno, pytała jak się czujesz, bo nie chciała cię nękać telefonem, nie wiedziała, czy śpisz jeszcze. Obiecałam oddzwonić do niej.
            - To ją pozdrów i powiedz, że już wszystko w porządku i jeszcze, że sama do niej wieczorem zadzwonię. Dziękuję wam dziewczyny, za to że się mną zajęłyście.
- A tam, nie ma za co. My to drobiazg, jemu podziękuj… - roześmiała się Julia.
            - Podziękuję, jeśli tylko będę miała okazję - odpowiedziała Babette, nadal niemal wstrząśnięta tym, o czym opowiedziała jej Julia.
            - No to odpoczywaj, pogadamy jutro w pracy, pa.
            - Do jutra, pa.
            Babette rozłączyła się, będąc nadal pod wrażeniem słów jakie usłyszała od Julii. Pamiętała tylko, że był obok kiedy leżała na tej kanapie odzyskując świadomość, ale nie wiedziała o tym, że zaniósł ją tam na rękach. Czuła, jak napływają jej do oczu łzy. Była wzruszona, a jednocześnie tak bardzo szczęśliwa. Wiele by dała, żeby móc teraz być przy nim, chociaż tylko się przytulić i podziękować, znów spojrzeć w oczy. Na samą myśl o tym, w jednej chwili poczuła przebiegające przez ciało przyjemne dreszcze i wielką radość, że dzieje się w jej życiu znowu coś, co pozwala jej to wszystko na nowo przeżywać.
            „A może tak poprosić od Lucienne numer do niego, zadzwonić i podziękować?”, pomyślała przez chwilę, ale szybko zaniechała tego pomysłu. Przecież może być w domu, lub gdziekolwiek z tą swoją Patrizią, postawi go wówczas w trudnej, wręcz niezręcznej sytuacji. Nie, lepiej będzie jeśli poczeka i zrobi to przy jakiejś innej okazji. Tylko kiedy się ona nadarzy…?
            Uczucie szczęścia, zaczynała teraz wypierać obawa, a jej chwilowy egoizm nieco stracił na sile. Wiedziała, że pomimo tego co on prawdopodobnie do niej czuje, wciąż jest w związku. Tak, bardzo chciałaby z nim znów być, a jednocześnie nie chciała, aby tamta kobieta cierpiała przez nią. Miała świadomość, że na cudzym nieszczęściu, nie zbuduje szczęścia. Słabe to były podwaliny.
            Z zadumy nad tym wszystkim wyrwał ją kolejny dźwięk dzwonka jej telefonu. Jako pierwsza osoba, która mogłaby do niej telefonować, przyszła jej na myśl Lucienne. Pewnie Julia z nią rozmawiała i teraz dzwoni.
            Leniwie sięgnęła po leżący na stoliku telefon, ale to co zobaczyła na wyświetlaczu nieco ją zdziwiło. Zamiast imienia „Lucienne”, zobaczyła jakiś nieznany numer. Na rodzącą się właśnie w jej głowie nadzieję, ciało natychmiast zareagowało palącym dreszczem, nim jednak odebrała połączenie zdążyła się odrobinę uspokoić skarcona swoją własną myślą, że to by było zbyt piękne, aby było prawdziwe.
            Lekko drżącą dłonią sięgnęła po uporczywie dzwoniący telefon i odbierając połączenie, odezwała się dość pewnym głosem.
            - Słucham.
            - Dzień dobry, albo dobry wieczór. To ja... Bill... - powiedział tak cicho, że ledwie usłyszała. Przez dłuższą chwilę tłem dla ich oddechów była cisza. Nie wierzyła, że znów słyszy ten głos, choć tym razem w słuchawce swojego telefonu.
            - Bill...? - powtórzyła jak echo, drżącym już teraz głosem. – Dobry wieczór…
            - Tak, ja... ja muszę, to znaczy chciałbym się dowiedzieć jak się czujesz...? - wydusił z siebie z ledwością. Wszystko co mówił nie przychodziło mu łatwo, miał tremę jak nastolatek przed pierwszą, telefoniczną rozmową z ukochaną dziewczyną.
            Słowa zastygły jej w gardle. Choć bardzo chciała, nie potrafiła w tej chwili z siebie wydusić ani jednego słowa. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę, znów słyszała ten cudowny głos, mówił tylko do niej, w dodatku wcale nie obojętnym tonem. Miała nawet wrażenie, że denerwuje się, jest spięty i każde wypowiedziane słowo przyszło mu z ogromnym trudem. Istotnie, właśnie tak było.
            - Babette, jesteś tam? - zapytał po chwili łagodnie.
            - Jestem, tylko... - odparła znów cicho, urywając wpół zdania. Emocje znów wzięły nad nią górę.
            - Tylko...? - powtórzył po niej ostatnie słowo, akcentując pytanie.
            Z oczu popłynęły jej łzy szczęścia. A jednak zadzwonił... Nie potrafiła opanować wzruszenia.
            - Tylko nie mogę uwierzyć w to, że dzwonisz... – dodała uśmiechając się w końcu przez te kryształowe krople spływające po jej policzkach. Wiedział, że płacze, poznał to po tonie jej głosu. Poczuł w sercu niewysłowioną błogość i ciepło. Wiedział, że jego telefon sprawił jej radość i z pewnością ją rozczulił. Może wręcz na to czekała, a może  nawet o tym marzyła...? Tyle chciał jej powiedzieć, o wszystkich uczuciach, o tęsknocie, lecz wiedział, że nie może, nie powinien, nie teraz, a przede wszystkim nie w ten sposób, nie przez telefon…
            - Mówisz, jakby to było coś niewiarygodnego… - zaśmiał się cicho, starając jakoś rozładować napięcie.
            - Jeszcze do wczoraj niewiarygodne było to, że kiedykolwiek cię zobaczę…  
            - Odkąd dowiedziałem się, że jesteś, dla mnie było oczywiste, że w końcu to nastąpi… Wczoraj wystraszyłem się, kiedy zemdlałaś, mam nadzieję, że to nie było nic poważnego? - zapytał.
            - Nie, nic wielkiego... – odparła wzdychając i starając się opanować. Usiadła na kanapie, nadal nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
            - Na pewno wszystko w porządku?
            - Tak, już w porządku. Mam po prostu niskie ciśnienie i anemię, ale to nic takiego, da się z tym żyć - uśmiechnęła się. - Dostałam zastrzyk na wzmocnienie, już jest dobrze.
            - Ale jak się dziś czujesz? Wypoczęłaś chociaż? – pytał z nieukrywaną troską w głosie.
            - To niewiarygodne, ale spałam do piętnastej, jestem wyspana i już wszystko jest okej… - W jej głosie czuł niemal namacalne szczęście.
            - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, ale... Chociaż nie - zamilkł na chwilę, jakby bał się dokończyć zamierzone zdanie, uzmysławiając sobie swoją lekkomyślność.
            - Co chciałeś powiedzieć? Proszę cię… dokończ.
            - Właściwie to już nic, przepraszam, jestem bezmyślny. Ty na pewno jesteś jeszcze bardzo słaba, a mi przychodzą głupie pomysły do głowy - tłumaczył się w taki sposób, jakby właśnie oczekiwał od niej, aby to wszystko z niego wyciągnęła.
            - Chcę wiedzieć co to za pomysł i pozwól mi ocenić, czy jest głupi. A ja już się czuję zupełnie dobrze.
            Pierwsza euforia szczęścia minęła i teraz Babette była już właściwie opanowana, jednak wciąż odczuwała lekki dreszczyk emocji i podniecenia.
            - Bo chciałem... Chciałem zapytać, czy mogłabyś się dzisiaj ze mną spotkać, porozmawiać, ale jeśli nie czujesz się jeszcze za dobrze, żeby wyjść z domu, przełożymy to na inny termin.
            Drugą część swojej propozycji wyrecytował z właściwą sobie szybkością, jakby obawą, że jeśli nie powie tego szybko, to nie zdobędzie się na wypowiedzenie tych słów.
            Babette aż zabrakło tchu z wrażenia i nawet nie chciała udawać, że nie zależy jej tak bardzo na tym, jak zapewne zrobiłaby kilkanaście lat temu. Teraz grała w otwarte karty, nie było już czasu na grę pozorów, zbyt wiele straciła lat z daleka od niego. Chciała, żeby wiedział co ona czuje.
            - Powiedz tylko gdzie i o której - odparła wprost, szybko i zdecydowanie, czując jak rośnie w niej radość i szczęście. Miała ochotę teraz krzyczeć; „Tak! Tak! Tak!” i skakać w euforycznym szaleństwie.
            Aż tak radosnej, szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi w ogóle nie spodziewał się.  Miał nadzieję, że się zgodzi, ale nie myślał, że zrobi to tak otwarcie. Jej słowa sprawiły, że  znów jego serce zabiło szybciej.
            - Blisko twojego mieszkania, w nieśmiertelnej „Rose”, może być o dwudziestej? – Uśmiechnął się sam do siebie, wciąż mając w pamięci chwile, kiedy po spacerze wpadali tam na kawę. Kawiarnia wciąż istniała, dość dobrze prosperując.
            - Jasne, będę - odparła pospiesznie. Gdyby powiedział, że za dziesięć minut, też pewnie by się zgodziła pełna radości i nadziei.
            - Świetnie, będę czekał - W jego głosie wyczuła te same uczucia. - To do zobaczenia.
            - Do zobaczenia - odpowiedziała cicho patrząc na zegarek.
            Co za szaleństwo…? Chyba postradała zmysły, umówiła się z nim właśnie, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach, a co na to jego kobieta...? Tak naprawdę w tej chwili konsekwencje tego spotkania nie miały dla niej w ogóle znaczenia, a jeśli już, to niech będą właśnie takie, o jakich marzyła. I co z tego, że kogoś miał? Były takie chwile jak ta, że jej egoizm brał górę, za bardzo go chciała znów w swoim życiu, aby przejmować się jakąś obcą, nic dla niej nie znaczącą kobietą, poza tym to tylko zwykłe spotkanie po latach, potrzeba rozmowy i wyjaśnienia sobie błędów z przeszłości, jednak wiedziała, że jeśli i on wciąż coś do niej czuje na tyle, aby wybaczyć, przyszłość może być taka piękna… Czuła jego przychylność w każdym wypowiedzianym słowie, w każdym zdaniu i intonacji wyrazów, znała go trochę, przez te wszystkie lata aż tak bardzo nie zmienił się. Wciąż w pamięci miała każdą jego reakcję. Teraz był starszy, stateczniejszy, poważny… Stał się przystojnym, młodym mężczyzną, którego widok zapierał dech w piersiach, a spojrzenie odbierało zdrowy rozsądek. Zadrżała na wspomnienie minionej nocy…
            Za dwie godziny znów go zobaczy. Właśnie jej serce oszalało.
            - Dopiero za dwie godziny...? - jęknęła.

         

19 komentarzy:

  1. Ja już chce kolejny!! Jestem też ciekawa kiedy dowie się ze Amy to jego córka?
    Daj jak najszybciej! ❤
    Pozdrawiam Attentionth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowie się, oczywiście, że się dowie, ale nie zdradzę w jakich okolicznościach i kiedy, bo nie byłoby ciekawie dla Ciebie, a także dla innych, którzy by przeczytali moją odpowiedź. Odcinek oczywiście będzie jak zawsze;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Tydzień to dla mnie jak te 16 lat!
      -,-
      Chcę jak najszybciej! :) :*
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Dopiero za tydzień? ;( Wiem co ona czuje, ale my musimy czekać dłużej! ;D Też jestem bardzo ciekawa w jakich okolicznościach Bill dowie się o tym, że jest ojcem i czy będzie jeszcze coś z szanowną matką Kaulitzów ;D
    No i spootkanie, o Boziu, spotkanie!
    Czekam, ściskam i weeeny, życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień, to wbrew pozorom wcale nie tak dużo, a ona czekała ponad 16 lat, on także ;) Oczywiście, że Bill się dowie, przecież musi, jeszcze trochę i wszystko się wyjaśni.
      Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Tom się pojawił tylko przez moment a i tak mogę śmiało stwierdzić że wymiótł Haha xD. On jest genialny... daj mi go... chce go takiego!!! :D ❤
    A Bill wziął sprawy w swoje ręce... no przyznam mu... trochę dojrzał od czasów MI. xD
    Za to Ty byś nie była sobą gdybyś nie skończyła w takim momencie :P teraz to już naprawdę nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Buziaczki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nadszedł taki dzień, kiedy już nic a nic nie pamiętasz z dalszej akcji, brawo, przynajmniej czytasz z większą ciekawością. Bill dojrzał, zdecydowanie więcej, niż trochę i wkrótce się o tym przekonasz.
      Pozdrawiam i całuję :*

      Usuń
  4. Jak się cieszę, że Bill zrobił krok do przodu i zadzwonił do Babette. W tej krotkiej rozmowie zawarta zostala swoista mieszanka emocji: niepewność, troska, podekscytowanie... Doskonale ukazujesz uczucia bohaterów, uwielbiam to w Twoich tekstach.
    Tak naprawdę dopiero poznajemy, jak młodszy Kaulitz się zmienil i wydoroslal, ale po cichu przyznam, że jego postać skradla moje serce... :) Jest taki dojrzaly, na pewno rozstanie z Babette i cierpienie z tym związane wpłynęło na jego postawę. Mam nadzieję, że nie zmieni się na gorsze. :D
    Czekam na następny odcinek!
    Buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, wydoroślał i z pewnością jeszcze nie raz jego zachowanie ujmie Cię za serce, choć nie powiem, ze jest idealny, także popełni niejeden błąd, ale takie jest życie. Jednak okaże swoją dojrzałość w obliczu wyzwania.
      Dziękuję i ściskam ;*

      Usuń
  5. Dawno nie czytałam nic związanego z TH, bo jakoś chyba się już zestarzałam i wyrosłam z tego, ale kiedy wczoraj trafiłam na to opowiadanie wróciły czasy liceum. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej historii. Bohaterowie cudownie nakreśleni i rozwinięci w sposób, który pozwala wczuć się w ich przeżycia. Pierwsza część zakończyła się bez happy endu, ale kolejne części w zupełności to rekompensują. Nie mogę się doczekać kontynuacji i życzę wytrwałości w pisaniu i weny. Pozdrawiam, Ola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło czytać takie komentarze, to taki balsam dla duszy. Opowiadanie powstało w czasach ich świetności, czyli w 2006, teraz je jedynie poprawiłam, i odświeżyłam.
      Serdecznie dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Najwyraźniej jesteśmy w podobnym wieku, bo również doskonale pamiętam lata ich świetności. Kiedy zaczynali byłam w ostatniej klasie gimnazjum i byłam ogarnięta tokiomanią :-D. Już od dawna nie czytałam nic w tej tematyce, bo sądziłam, że jestem na to stanowczo za stara. Ostatnio jednak naszło mnie na wspomnienia muzyczne i jakoś tak się potoczyło,że wpadłam na Twojego bloga. Mam nadzieję,że szybko doczekam się kolejnych części. Pozdrawiam i życzę weny :-)

      Usuń
    3. Nie można być za starym na ff xDDDD

      Usuń
    4. Racja, nie można być za starym na ff, przecież to historie, opowiadania jak każde inne i wystarczy zmienić imiona głównych bohaterów, a zawsze można zrobić z tego rzecz o zupełnie anonimowych osobach.

      Usuń
    5. Co racja to racja. Chyba wrócę do poszukiwania takich perełek jak to opowiadanie. Nie wiem czemu, ale zawsze bardziej ciągnęło mnie do historii o Tomie, ale najwyraźniej gusta się zmieniają. Uwielbiam Twojego Billa i mam nadzieję, że ich spotkanie będzie... hmm owocne? :D

      Usuń
    6. Mam jeszcze w zanadrzu dwa opowiadania, które będę tu publikować, kiedy to się skończy, jedno jest o Tomie, a drugie też o Billu, także zapraszam serdecznie :*

      Usuń
    7. No to podsyciłaś moją ciekawość. Będę tu bardzo częstym gościem.

      Usuń
  6. Ja chce juz ich spotkanie!!! ❤️❤️❤️ Odcinek mega :) juz sie nie mogę doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze kilka dni i doczekasz się z pewnością ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń