Część 11.
„Potem
będę tak, tak bardzo niecierpliwy, aż
zetrzesz z
moich ust najmniejsze ślady dnia.
To na naszej drodze rozstąpi się morze,
będę wierzyć, że pokonam ból, pokonam lęk,
nim będziemy sami łukiem ciał rozgrzanych
narysuję je, ich każdy mały cień...
będę wierzyć, że pokonam ból, pokonam lęk,
nim będziemy sami łukiem ciał rozgrzanych
narysuję je, ich każdy mały cień...
Są ludzie są serca, jeden żar…
Są myśli namiętne, w twoich ja...”
Są myśli namiętne, w twoich ja...”
Andrzej Piaseczny – „Niecierpliwi”
Otworzyła
oczy, spoglądając na wiszący na ścianie zegar.
-
Prawie piętnasta...? - jęknęła kręcąc z niedowierzaniem głową, że spała aż tyle
godzin. W mieszkaniu panowała wręcz uciążliwa cisza. Jej skronie pulsowały teraz tępym bólem, tak,
jakby właśnie tam przeniosło się jej serce. Pomyślała,
że to pewnie przez ten nieszczęsny zastrzyk spała tak długo i paskudnie się
teraz czuła. Z trudem zwlekła się z łóżka zastanawiając, gdzie może być Amy. W
przedpokoju spostrzegła pozostawioną na szafce kartkę napisaną ręką córki: „Jestem
u babci na obiedzie. Przepraszam, ale nie miałam sumienia Cię obudzić, a posiłek
przyniosę.”
No
tak, miały być o czternastej u jej rodziców… Przespała tę godzinę, jak i
pierwszą połowę dnia, a wczoraj...? Wszystkie jej myśli wróciły do wydarzeń
sprzed kilkunastu godzin, powodując szybsze bicie serca i otulające je ciepło.
Wreszcie mogła go zobaczyć… W te oczy mogłaby patrzeć wiecznie i właśnie w tej
chwili poczuła ogromny żal, że sama pozbawiła się tego widoku na tyle długich
lat. Miłość wciąż tliła się w niej, wybuchała jasnym płomieniem już na samo
jego wspomnienie, ale wczoraj ogniste języki tego uczucia pochłonęły
doszczętnie ją całą. Wciąż kochała go tak bardzo, tak boleśnie, do utraty tchu…
Poczuła
wściekłość, nienawidziła swojego ciała, które w takiej chwili musiało spłatać
jej figla! Miała taką wspaniałą okazję, mogło się coś zacząć, mógł to być
najcudowniejszy wieczór od jej powrotu do Niemiec. Banalnym omdleniem - z
własnej głupoty - zaprzepaściła wszystko, pokpiła sprawę. Jednak doskonale
pamiętała jego słowa, całe wypowiedziane zdanie, to, które wlało w jej serce
nadzieję i przegoniło wszelkie obawy,
zgasiło złowrogie wątpliwości. Wiedziała już, że nadal ma swoje miejsce w jego
sercu. W tej chwili wcale nie myślała o jego kobiecie i była cholerną egoistką,
jak nigdy wcześniej. Może właśnie tej cechy zabrakło w niej, kiedy stąd
uciekała…?
Była
szczęśliwa, bo po raz pierwszy od wielu miesięcy, a nawet lat, posmakowała tego
cudownego uczucia. W jej życie znów wkraczało coś pięknego; dreszcz emocji jak
przed pierwszą randką, trzepoczące skrzydełka w jej wnętrzu, miłość
promieniująca ciepłem wprost z jej serca.
Uśmiechała
się sama do siebie, kiedy parzyła sobie kawę. Wróciła po chwili z nią do łóżka,
stawiając na stoliku tuż obok. Włączyła telewizor i znów się kładąc,
postanowiła poleniuchować już cały dzień. Pomimo ogromu szczęścia, fizycznie wciąż
nie czuła się najlepiej, nadal była osłabiona. Miała zamiar coś pooglądać, ale
stan umysłu nie pozwalał jej się na niczym skupić, przełączyła więc na jakiś
kanał muzyczny.
Przymknęła
oczy, kolejny raz analizując niedawne wydarzenia. Ciągle wydawało jej się to
wszystko tylko pięknym snem, który tak wyraziście zapamiętała. Na samo
wspomnienie jego bliskości przechodził przez jej ciało przyjemny dreszcz. Jego
dotyk, ciepły oddech rozbudził na nowo ukryte w niej kobiece pragnienia. Objęła
mocno poduszkę i przytuliła ją; znów rozmarzyła się. Chyba nie zapomniała jak
się kochać...? Czy to w ogóle można zapomnieć? Uśmiechnęła się sama do siebie.
Już na samą myśl o tym podniecenie objawiało się eksplozją w jej podbrzuszu.
Przymknęła oczy, wspominając najcudowniejsze spędzone z nim chwile. Sama się
dziwiła, jak wyraźny ich obraz ma wciąż w pamięci. Westchnęła. Tak bardzo
chciałaby znów poczuć jego dłonie na swoim rozgrzanym ciele, smak jego słodkich
ust. Było im wtedy tak dobrze... Tak wspaniale… Cudowne chwile wspomnień...
Czy
będzie jej kiedyś dane znów to wszystko przeżyć...?
~
-
Bill... - jęknęła Patrizia stając w drzwiach sypialni. - Dlaczego nie jesteś
jeszcze gotów? Przecież już jest szesnasta, a to kawałek drogi...
-
Nie jadę - powiedział, wciąż leżąc w łóżku. - Wytłumacz mnie jakoś, powiedz, że
mam kaca po wczorajszym, albo nie wiem, wymyśl coś.
-
To może zadzwonię i odwołam.
-
Nie, jedź, nie przejmuj się mną, dawno nie widziałaś się z Ann, na pewno
spędzisz miłe popołudnie - starał się ją przekonać.
-
Wolałabym, żebyś pojechał ze mną, w dodatku nie ma dzisiaj obiadu, bo skoro
mieliśmy wyjść, dałam gosposi wolne.
-
Nie jestem głodny, zresztą mam ochotę przeleżeć całe popołudnie w łóżku. Chociaż
raz porządnie wypocznę, a jak będę chciał coś zjeść zamówię pizzę - uśmiechnął
się ciepło, jak gdyby chciał ją udobruchać i przekonać, żeby zostawiła go
samego. W głębi duszy naprawdę marzył o spokoju i choćby nawet miał głodować
przez dalszą część dnia, pragnął zostać sam. Przez chwilę poczuł się jak pies
spuszczony z łańcucha, bo jeśli Patrizii nie będzie w domu...
Już
na samą myśl o tym zaczynał rozważać coś, co zdawało mu się w pierwszej chwili
jakąś absurdalną imaginacją, ale im doskonalej dopracowywał szczegóły tego co
zrodziło się w jego głowie, tym bardziej wydawało mu się wszystko prawdopodobne
w realizacji. Ale czy przypadkiem nie chce tym wszystkim bardziej przyspieszyć,
wydawałoby się, i tak nieuniknionego biegu wydarzeń? Chciał i to nawet bardzo,
bo wystarczająco długo już na to czekał. Był niecierpliwy, bo wiedział, że gdy
nic nie zrobi, znowu upłynie niepotrzebnie stracony czas, który niekoniecznie
musi taki być. Miał czekać na kolejną imprezę, gdzie będzie mógł ją spotkać?
Przecież to mogło się zdarzyć za kilka miesięcy. Nie miał tyle czasu, zresztą
nie chciał nawet go mieć, już nie… Nie chciał marnować ani jednego dnia. Życie
upływało, liczyła się każda minuta.
-
No dobrze - ufnie odpowiedziała Patrizia. - Zawołam Maxa i pojedziemy sami.
Oczywiście on szybko zje i pewnie zaraz poleci do tej swojej Amy, ale cóż, taka
już rola matki dorastającego syna - roześmiała się i delikatnie cmoknęła Billa
w policzek.
Wtulił
się w poduszkę i westchnął kiedy wyszła. Gdyby wiedziała czyją córką jest
Amy... W sumie on sam nie był tego pewien, ale wszystko wskazywało na to, że
takie są fakty. Może gdyby ją zobaczyła, spostrzegłaby niewątpliwe
podobieństwo, ale jak do tej pory nie miała okazji. Kiedy Amy tu była, Patrizii
akurat nie było w domu, więc znała ją tylko z opowiadań Maxa, które w dodatku
były bardzo powierzchowne, jak to w przypadku chłopców bywało.
Po
dłuższym czasie, tuż przed wyjściem kobieta znów zajrzała do sypialni, ale
pewnie stwierdziła, że Bill śpi, bo leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami, więc
zamiast pożegnania, usłyszał tylko stukot jej obcasów na schodach, a wkrótce
potem odgłos zamykanych na dole drzwi. Szybko wstał i podszedł do okna,
dyskretnie uchylając roletę palcem. Musiał się tylko upewnić.
Pojechali.
Z
każdą upływającą minutą czuł coraz większą obawę. Wszechobecny w nim strach
skutecznie odwlekał w czasie to, co właściwie już było postanowione.
Pokonać
lęk, albo przynajmniej go oswoić... Nie było czasu na obawy, ani na żadne
wątpliwości, potrzebował tego spotkania, teraz, dziś…
Drżącą
dłonią sięgnął po leżący na szafce telefon i wybrał połączenie do brata.
-
No co tam? Wyspany? - usłyszał w słuchawce wesoły głos Toma.
-
Daj mi jej numer - rzekł krótko, bez zbędnego wstępu.
-
Ocho! - roześmiał się bliźniak. - Jaki niecierpliwy, proszę, proszę. A jeszcze
kilka dni temu nawet nie chciałeś o niej słuchać.
-
Nie mam ochoty na żarty, dyktuj - Bill nawet nie chciał zagłębiać się w ten
temat. Znał Toma, wiedział, że jeśli go podejmie, ten zaraz zacznie ironizować.
Siedział jak na szpilkach z włączoną w telefonie opcją „głośnomówiący”. Już
nawet zapisał jej imię, teraz czekał tylko na wklepanie tych kilku, jakże
ważnych cyfr.
-
No dobra, ale oczekuję dogłębnej relacji.
Tom
w końcu dał za wygraną bratu, bo wiedział, że on już i tak dostatecznie się
denerwuje. Niemal natychmiast te kilka bardzo ważnych cyfr, zostało właśnie
zapisanych w telefonie Billa...
~
-
Tylko proszę, nie za późno - upomniała córkę Babette.
-
Około dwudziestej drugiej będę - zapewniła ją Amy. - No i oczywiście mam
telefon.
-
No, pamiętaj, że jutro szkoła.
-
Jasne.
-
A tak swoją drogą, to mogłabyś wreszcie przyprowadzić tego Maxa do domu, nawet
nie wiem z kim zadaje się moja córka - stwierdziła Babette.
-
Przyjdzie na moje urodziny to go zobaczysz - uśmiechnęła się Amy - Już tutaj
był, ale ciebie akurat w domu nie było.
-
Nieźle, mieliście wolną chatę - Babette podejrzliwie spojrzała na Amy.
-
No nie patrz tak, jakby coś było powiedziałabym ci. Na razie oprócz kilku pocałunków
nic się nie wydarzyło.
-
Wiesz, że masz dopiero niecałe szesnaście lat. Szkoła i tak dalej, zresztą nie
chcę ci moralizować, tym bardziej, że pierwszy raz masz za sobą i żałujesz, że
zrobiłaś to z Dustinem, dlatego teraz się zastanów dwadzieścia razy, żebyś nie
musiała znowu żałować - wyrecytowała jednym tchem Babette. Dziewczyna
przewróciła oczami.
-
Obiecuję, że się zastanowię, ale Max to nie Dustin, przekonasz się jak go
poznasz.
Amy
podeszła do mamy przytulając się.
-
Mam nadzieję, że to wartościowy chłopak - Uśmiechnęła się ciepło Babette. - No
dobrze, idź już bo się spóźnisz.
-
No to pa.
-
Pa.
Wyszła,
a po chwili słychać było tylko dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
Babette
westchnęła cicho, znów została sama.
Gdyby
dziewczyna była w domu, pewnie teraz zdawałaby jej szczegółową relację z
wczorajszej imprezy, bo nawet nie miały okazji porządnie pogadać, a tak chętnie
podzieliłaby się z córką swoim szczęściem. Wczoraj Amy była trochę wystraszona
tym nagłym przyjazdem Babette, poza tym w domu była jeszcze Agnes, więc nie
rozmawiały na temat przebiegu imprezy. Dziewczyna zapytała tylko, czy go
spotkała, na co matka przytaknęła, a widząc jej pomimo wszystko radosną twarz,
nie pytała o więcej. Dzisiaj natomiast, ledwie przyszła z obiadu od dziadków,
niemal natychmiast zaczęła się szykować na randkę.
Babette
czuła lekki żal, że Amy nawet nie wspomniała o tym, chociaż z drugiej strony rozumiała,
że wróciła od babci dość późno i sama się spieszyła. Nie wiedziała jednak, że
mama miała wielką ochotę z kimś się podzielić swoim, wciąż jeszcze małym, szczęściem.
Za
oknem zrobiło się już zupełnie ciemno.
Zima.
Kochała tę porę roku, bo pamiętała piękną, pierwszą i zarazem ostatnią zimę
spędzoną z Billem. Jakże byli wtedy szczęśliwi... Wszystkie cienie złych
wspomnień, opromieniły teraz te najcudowniejsze, ich było przecież więcej. W
sumie tak naprawdę pamiętała tylko te dobre chwile, a z perspektywy czasu
oceniała jego wybryki niezbyt surowo. Był przecież taki młody i tak naprawę nie
zrobił niczego złego... Może ona wówczas nazbyt dramatyzowała?
Wstała,
aby zaciągnąć roletę i odnieść do kuchni pustą filiżankę. Kiedy znów wracała do
pokoju, spostrzegła niedbale zawieszoną na wieszaku w przedpokoju jej suknię.
Zdjęła ją i stwierdziła, że z tym zaciekiem po szampanie teraz nadaje się tylko
do prania. Uśmiechnęła się, wspominając całe zdarzenie. Wkładała ją właśnie do
kosza z brudną bielizną, kiedy usłyszała dźwięk telefonu dochodzący z torebki,
którą miała ze sobą na wczorajszej imprezie. Pospiesznie wyjęła go patrząc na
wyświetlacz i uśmiechnęła się.
-
Cześć przyjaciółko - odebrała połączenie.
-
No jak tam nasza księżniczka? - roześmiała się Julia. - Omdlewać jej się
zachciało, cholera jasna! Dobrze się czujesz?
-
Już w porządku, spałam do popołudnia po tym zastrzyku, kiedy się obudziłam
byłam jeszcze trochę skołowana, ale teraz już jest dobrze - odparła Babette z
uśmiechem.
-
Kto to słyszał nic nie jeść od rana, anemia, niskie ciśnienie, chcesz się
wykończyć? - zganiła ją kobieta.
-
Wiem, ale nie mogłam nic przełknąć... Na samą myśl o tej imprezie jedzenie mi w
buzi rosło. Wszystko się skumulowało.
-
Czy ty wiesz, że on cię na rękach z sali wyniósł? – wypaliła nagle Julia.
Na
te słowa Babette zamarła, dziwne, dławiące uczucie rozczulenia sprawiło, że
poczuła ogromny uścisk w gardle. Od tej pamiętnej dla niej, najpiękniejszej
chwili na parkiecie nie pamiętała kompletnie niczego, a pełna świadomość
wróciła jej dopiero kiedy leżała na kanapie w holu.
-
Naprawdę...? - spytała cicho, z trudem tłumiąc w sobie emocje.
-
Tak, żałuj, że nie widziałaś jaki był zmartwiony, a niedługo po tym jak Sven
odwiózł cię do domu, też wyszedł.
-
A ta jego Patrizia? Co ona na to, nie wiesz?
-
Nie wiem, w ogóle jej później nie widziałam. Acha i masz pozdrowienia od
Lucienne, dzwoniła do mnie niedawno, pytała jak się czujesz, bo nie chciała cię
nękać telefonem, nie wiedziała, czy śpisz jeszcze. Obiecałam oddzwonić do niej.
-
To ją pozdrów i powiedz, że już wszystko w porządku i jeszcze, że sama do niej
wieczorem zadzwonię. Dziękuję wam dziewczyny, za to że się mną zajęłyście.
- A tam, nie ma za co. My to drobiazg, jemu
podziękuj… - roześmiała się Julia.
-
Podziękuję, jeśli tylko będę miała okazję - odpowiedziała Babette, nadal niemal
wstrząśnięta tym, o czym opowiedziała jej Julia.
-
No to odpoczywaj, pogadamy jutro w pracy, pa.
-
Do jutra, pa.
Babette
rozłączyła się, będąc nadal pod wrażeniem słów jakie usłyszała od Julii. Pamiętała
tylko, że był obok kiedy leżała na tej kanapie odzyskując świadomość, ale nie
wiedziała o tym, że zaniósł ją tam na rękach. Czuła, jak napływają jej do oczu
łzy. Była wzruszona, a jednocześnie tak bardzo szczęśliwa. Wiele by dała, żeby
móc teraz być przy nim, chociaż tylko się przytulić i podziękować, znów
spojrzeć w oczy. Na samą myśl o tym, w jednej chwili poczuła przebiegające
przez ciało przyjemne dreszcze i wielką radość, że dzieje się w jej życiu znowu
coś, co pozwala jej to wszystko na nowo przeżywać.
„A może tak poprosić od Lucienne numer do
niego, zadzwonić i podziękować?”, pomyślała przez chwilę, ale szybko
zaniechała tego pomysłu. Przecież może być w domu, lub gdziekolwiek z tą swoją
Patrizią, postawi go wówczas w trudnej, wręcz niezręcznej sytuacji. Nie, lepiej
będzie jeśli poczeka i zrobi to przy jakiejś innej okazji. Tylko kiedy się ona
nadarzy…?
Uczucie
szczęścia, zaczynała teraz wypierać obawa, a jej chwilowy egoizm nieco stracił
na sile. Wiedziała, że pomimo tego co on prawdopodobnie do niej czuje, wciąż
jest w związku. Tak, bardzo chciałaby z nim znów być, a jednocześnie nie
chciała, aby tamta kobieta cierpiała przez nią. Miała świadomość, że na cudzym
nieszczęściu, nie zbuduje szczęścia. Słabe to były podwaliny.
Z
zadumy nad tym wszystkim wyrwał ją kolejny dźwięk dzwonka jej telefonu. Jako
pierwsza osoba, która mogłaby do niej telefonować, przyszła jej na myśl
Lucienne. Pewnie Julia z nią rozmawiała i teraz dzwoni.
Leniwie
sięgnęła po leżący na stoliku telefon, ale to co zobaczyła na wyświetlaczu
nieco ją zdziwiło. Zamiast imienia „Lucienne”, zobaczyła jakiś nieznany numer.
Na rodzącą się właśnie w jej głowie nadzieję, ciało natychmiast zareagowało
palącym dreszczem, nim jednak odebrała połączenie zdążyła się odrobinę uspokoić
skarcona swoją własną myślą, że to by było zbyt piękne, aby było prawdziwe.
Lekko
drżącą dłonią sięgnęła po uporczywie dzwoniący telefon i odbierając połączenie,
odezwała się dość pewnym głosem.
-
Słucham.
-
Dzień dobry, albo dobry wieczór. To ja... Bill... - powiedział tak cicho, że
ledwie usłyszała. Przez dłuższą chwilę tłem dla ich oddechów była cisza. Nie
wierzyła, że znów słyszy ten głos, choć tym razem w słuchawce swojego telefonu.
-
Bill...? - powtórzyła jak echo, drżącym już teraz głosem. – Dobry wieczór…
-
Tak, ja... ja muszę, to znaczy chciałbym się dowiedzieć jak się czujesz...? -
wydusił z siebie z ledwością. Wszystko co mówił nie przychodziło mu łatwo, miał
tremę jak nastolatek przed pierwszą, telefoniczną rozmową z ukochaną
dziewczyną.
Słowa
zastygły jej w gardle. Choć bardzo chciała, nie potrafiła w tej chwili z siebie
wydusić ani jednego słowa. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę, znów
słyszała ten cudowny głos, mówił tylko do niej, w dodatku wcale nie obojętnym
tonem. Miała nawet wrażenie, że denerwuje się, jest spięty i każde
wypowiedziane słowo przyszło mu z ogromnym trudem. Istotnie, właśnie tak było.
-
Babette, jesteś tam? - zapytał po chwili łagodnie.
-
Jestem, tylko... - odparła znów cicho, urywając wpół zdania. Emocje znów wzięły
nad nią górę.
-
Tylko...? - powtórzył po niej ostatnie słowo, akcentując pytanie.
Z
oczu popłynęły jej łzy szczęścia. A jednak zadzwonił... Nie potrafiła opanować
wzruszenia.
-
Tylko nie mogę uwierzyć w to, że dzwonisz... – dodała uśmiechając się w końcu
przez te kryształowe krople spływające po jej policzkach. Wiedział, że płacze,
poznał to po tonie jej głosu. Poczuł w sercu niewysłowioną błogość i ciepło. Wiedział,
że jego telefon sprawił jej radość i z pewnością ją rozczulił. Może wręcz na to
czekała, a może nawet o tym marzyła...?
Tyle chciał jej powiedzieć, o wszystkich uczuciach, o tęsknocie, lecz wiedział,
że nie może, nie powinien, nie teraz, a przede wszystkim nie w ten sposób, nie
przez telefon…
-
Mówisz, jakby to było coś niewiarygodnego… - zaśmiał się cicho, starając jakoś
rozładować napięcie.
-
Jeszcze do wczoraj niewiarygodne było to, że kiedykolwiek cię zobaczę…
- Odkąd dowiedziałem się, że jesteś,
dla mnie było oczywiste, że w końcu to nastąpi… Wczoraj wystraszyłem się, kiedy
zemdlałaś, mam nadzieję, że to nie było nic poważnego? - zapytał.
-
Nie, nic wielkiego... – odparła wzdychając i starając się opanować. Usiadła na
kanapie, nadal nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
-
Na pewno wszystko w porządku?
-
Tak, już w porządku. Mam po prostu niskie ciśnienie i anemię, ale to nic
takiego, da się z tym żyć - uśmiechnęła się. - Dostałam zastrzyk na
wzmocnienie, już jest dobrze.
-
Ale jak się dziś czujesz? Wypoczęłaś chociaż? – pytał z nieukrywaną troską w
głosie.
-
To niewiarygodne, ale spałam do piętnastej, jestem wyspana i już wszystko jest
okej… - W jej głosie czuł niemal namacalne szczęście.
-
Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, ale... Chociaż nie - zamilkł na chwilę,
jakby bał się dokończyć zamierzone zdanie, uzmysławiając sobie swoją
lekkomyślność.
-
Co chciałeś powiedzieć? Proszę cię… dokończ.
-
Właściwie to już nic, przepraszam, jestem bezmyślny. Ty na pewno jesteś jeszcze
bardzo słaba, a mi przychodzą głupie pomysły do głowy - tłumaczył się w taki
sposób, jakby właśnie oczekiwał od niej, aby to wszystko z niego wyciągnęła.
-
Chcę wiedzieć co to za pomysł i pozwól mi ocenić, czy jest głupi. A ja już się
czuję zupełnie dobrze.
Pierwsza
euforia szczęścia minęła i teraz Babette była już właściwie opanowana, jednak
wciąż odczuwała lekki dreszczyk emocji i podniecenia.
-
Bo chciałem... Chciałem zapytać, czy mogłabyś się dzisiaj ze mną spotkać, porozmawiać,
ale jeśli nie czujesz się jeszcze za dobrze, żeby wyjść z domu, przełożymy to
na inny termin.
Drugą
część swojej propozycji wyrecytował z właściwą sobie szybkością, jakby obawą,
że jeśli nie powie tego szybko, to nie zdobędzie się na wypowiedzenie tych
słów.
Babette
aż zabrakło tchu z wrażenia i nawet nie chciała udawać, że nie zależy jej tak
bardzo na tym, jak zapewne zrobiłaby kilkanaście lat temu. Teraz grała w
otwarte karty, nie było już czasu na grę pozorów, zbyt wiele straciła lat z
daleka od niego. Chciała, żeby wiedział co ona czuje.
-
Powiedz tylko gdzie i o której - odparła wprost, szybko i zdecydowanie, czując
jak rośnie w niej radość i szczęście. Miała ochotę teraz krzyczeć; „Tak! Tak!
Tak!” i skakać w euforycznym szaleństwie.
Aż
tak radosnej, szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi w ogóle nie spodziewał się. Miał nadzieję, że się zgodzi, ale nie myślał,
że zrobi to tak otwarcie. Jej słowa sprawiły, że znów jego serce zabiło szybciej.
-
Blisko twojego mieszkania, w nieśmiertelnej „Rose”, może być o dwudziestej? –
Uśmiechnął się sam do siebie, wciąż mając w pamięci chwile, kiedy po spacerze
wpadali tam na kawę. Kawiarnia wciąż istniała, dość dobrze prosperując.
-
Jasne, będę - odparła pospiesznie. Gdyby powiedział, że za dziesięć minut, też
pewnie by się zgodziła pełna radości i nadziei.
-
Świetnie, będę czekał - W jego głosie wyczuła te same uczucia. - To do
zobaczenia.
-
Do zobaczenia - odpowiedziała cicho patrząc na zegarek.
Co
za szaleństwo…? Chyba postradała zmysły, umówiła się z nim właśnie, zupełnie
nie myśląc o konsekwencjach, a co na to jego kobieta...? Tak naprawdę w tej
chwili konsekwencje tego spotkania nie miały dla niej w ogóle znaczenia, a
jeśli już, to niech będą właśnie takie, o jakich marzyła. I co z tego, że kogoś
miał? Były takie chwile jak ta, że jej egoizm brał górę, za bardzo go chciała
znów w swoim życiu, aby przejmować się jakąś obcą, nic dla niej nie znaczącą
kobietą, poza tym to tylko zwykłe spotkanie po latach, potrzeba rozmowy i
wyjaśnienia sobie błędów z przeszłości, jednak wiedziała, że jeśli i on wciąż
coś do niej czuje na tyle, aby wybaczyć, przyszłość może być taka piękna… Czuła
jego przychylność w każdym wypowiedzianym słowie, w każdym zdaniu i intonacji wyrazów,
znała go trochę, przez te wszystkie lata aż tak bardzo nie zmienił się. Wciąż w
pamięci miała każdą jego reakcję. Teraz był starszy, stateczniejszy, poważny…
Stał się przystojnym, młodym mężczyzną, którego widok zapierał dech w
piersiach, a spojrzenie odbierało zdrowy rozsądek. Zadrżała na wspomnienie
minionej nocy…
Za
dwie godziny znów go zobaczy. Właśnie jej serce oszalało.
-
Dopiero za dwie godziny...? - jęknęła.
Ja już chce kolejny!! Jestem też ciekawa kiedy dowie się ze Amy to jego córka?
OdpowiedzUsuńDaj jak najszybciej! ❤
Pozdrawiam Attentionth
Dowie się, oczywiście, że się dowie, ale nie zdradzę w jakich okolicznościach i kiedy, bo nie byłoby ciekawie dla Ciebie, a także dla innych, którzy by przeczytali moją odpowiedź. Odcinek oczywiście będzie jak zawsze;)
UsuńPozdrawiam ;*
Tydzień to dla mnie jak te 16 lat!
Usuń-,-
Chcę jak najszybciej! :) :*
Pozdrawiam :D
Dopiero za tydzień? ;( Wiem co ona czuje, ale my musimy czekać dłużej! ;D Też jestem bardzo ciekawa w jakich okolicznościach Bill dowie się o tym, że jest ojcem i czy będzie jeszcze coś z szanowną matką Kaulitzów ;D
OdpowiedzUsuńNo i spootkanie, o Boziu, spotkanie!
Czekam, ściskam i weeeny, życzę dużo weny!
Tydzień, to wbrew pozorom wcale nie tak dużo, a ona czekała ponad 16 lat, on także ;) Oczywiście, że Bill się dowie, przecież musi, jeszcze trochę i wszystko się wyjaśni.
UsuńDziękuję i pozdrawiam :*
Tom się pojawił tylko przez moment a i tak mogę śmiało stwierdzić że wymiótł Haha xD. On jest genialny... daj mi go... chce go takiego!!! :D ❤
OdpowiedzUsuńA Bill wziął sprawy w swoje ręce... no przyznam mu... trochę dojrzał od czasów MI. xD
Za to Ty byś nie była sobą gdybyś nie skończyła w takim momencie :P teraz to już naprawdę nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Buziaczki :***
I nadszedł taki dzień, kiedy już nic a nic nie pamiętasz z dalszej akcji, brawo, przynajmniej czytasz z większą ciekawością. Bill dojrzał, zdecydowanie więcej, niż trochę i wkrótce się o tym przekonasz.
UsuńPozdrawiam i całuję :*
Jak się cieszę, że Bill zrobił krok do przodu i zadzwonił do Babette. W tej krotkiej rozmowie zawarta zostala swoista mieszanka emocji: niepewność, troska, podekscytowanie... Doskonale ukazujesz uczucia bohaterów, uwielbiam to w Twoich tekstach.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę dopiero poznajemy, jak młodszy Kaulitz się zmienil i wydoroslal, ale po cichu przyznam, że jego postać skradla moje serce... :) Jest taki dojrzaly, na pewno rozstanie z Babette i cierpienie z tym związane wpłynęło na jego postawę. Mam nadzieję, że nie zmieni się na gorsze. :D
Czekam na następny odcinek!
Buziaki! <3
Oj tak, wydoroślał i z pewnością jeszcze nie raz jego zachowanie ujmie Cię za serce, choć nie powiem, ze jest idealny, także popełni niejeden błąd, ale takie jest życie. Jednak okaże swoją dojrzałość w obliczu wyzwania.
UsuńDziękuję i ściskam ;*
Dawno nie czytałam nic związanego z TH, bo jakoś chyba się już zestarzałam i wyrosłam z tego, ale kiedy wczoraj trafiłam na to opowiadanie wróciły czasy liceum. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej historii. Bohaterowie cudownie nakreśleni i rozwinięci w sposób, który pozwala wczuć się w ich przeżycia. Pierwsza część zakończyła się bez happy endu, ale kolejne części w zupełności to rekompensują. Nie mogę się doczekać kontynuacji i życzę wytrwałości w pisaniu i weny. Pozdrawiam, Ola.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło czytać takie komentarze, to taki balsam dla duszy. Opowiadanie powstało w czasach ich świetności, czyli w 2006, teraz je jedynie poprawiłam, i odświeżyłam.
UsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam ;*
Najwyraźniej jesteśmy w podobnym wieku, bo również doskonale pamiętam lata ich świetności. Kiedy zaczynali byłam w ostatniej klasie gimnazjum i byłam ogarnięta tokiomanią :-D. Już od dawna nie czytałam nic w tej tematyce, bo sądziłam, że jestem na to stanowczo za stara. Ostatnio jednak naszło mnie na wspomnienia muzyczne i jakoś tak się potoczyło,że wpadłam na Twojego bloga. Mam nadzieję,że szybko doczekam się kolejnych części. Pozdrawiam i życzę weny :-)
UsuńNie można być za starym na ff xDDDD
UsuńRacja, nie można być za starym na ff, przecież to historie, opowiadania jak każde inne i wystarczy zmienić imiona głównych bohaterów, a zawsze można zrobić z tego rzecz o zupełnie anonimowych osobach.
UsuńCo racja to racja. Chyba wrócę do poszukiwania takich perełek jak to opowiadanie. Nie wiem czemu, ale zawsze bardziej ciągnęło mnie do historii o Tomie, ale najwyraźniej gusta się zmieniają. Uwielbiam Twojego Billa i mam nadzieję, że ich spotkanie będzie... hmm owocne? :D
UsuńMam jeszcze w zanadrzu dwa opowiadania, które będę tu publikować, kiedy to się skończy, jedno jest o Tomie, a drugie też o Billu, także zapraszam serdecznie :*
UsuńNo to podsyciłaś moją ciekawość. Będę tu bardzo częstym gościem.
UsuńJa chce juz ich spotkanie!!! ❤️❤️❤️ Odcinek mega :) juz sie nie mogę doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka dni i doczekasz się z pewnością ;)
UsuńPozdrawiam ;*