środa, 19 października 2016

Część 12.



Część 12.


Mów - chcę tego bardziej niż Ty sam,
miłość mocniejsza jest od skał.
Obiecaj mi lawinę uniesienia…
Mów - chcę być przy Tobie blisko tak
wiem, że tych słów nie zmieni czas,
dopóki jest, dopóki jest nadzieja...
 Bajm - „Ta sama chwila”






            ęłęóCzasCC Czas do spotkania wydał jej się wiecznością. Właściwie ubrała się od razu, zakładając dżinsy i czarny golf. Nie robiła mocnego makijażu, postawiła na naturalność,  przysypując twarz pudrem, aby zmatowić cerę i pociągając rzęsy tuszem. Ktoś kiedyś powiedział jej, że delikatny makijaż bardzo ją odmładza, ale pomijając już ten szczegół i tak wyglądała o wiele młodziej, niż świadczyła o tym jej metryka. Przez te wszystkie lata bardzo o siebie dbała, wciąż miała szczupłą, nienaganną figurę, zachowała długie, układające się w naturalne fale włosy, a poza tym ogromną rolę w wyglądzie odgrywał także jej styl ubierania. O jej wciąż młodzieżowym guście świadczył choćby fakt, że Amy ciągle podbierała jej jakieś bluzki i zawsze żałowała, że nie może dobrać się do spodni, które były na nią za duże, bo wciąż jeszcze brakowało jej takich kobiecych kształtów, jakie miała mama.
            Teraz, trwając tak w oczekiwaniu na odpowiednią godzinę, siedziała niecierpliwie patrząc na zegarek. Chętnie przestawiłaby te wskazówki, gdyby to tylko coś pomogło.
            Do kawiarni miała zaledwie dziesięć minut drogi wolnym krokiem, ale i tak wyszła z domu dwadzieścia minut wcześniej. Pogoda była piękna, jakby wyjęta z bajki. Świeży, śnieżny puch wolno przysypywał zdawać by się mogło, drzemiące ulice. O tej porze dnia, szczególnie w niedzielę, ruch był bardzo niewielki, chociaż dzisiejsza aura aż prosiła się o spacer.
            Babette szła bardzo wolno, zerkając na zegarek. Dlaczego w takich chwilach każda minuta wlecze się tak niemiłosiernie, jakby w czasomierzu za chwilę miały wysiąść baterie?
            Z każdym krokiem czuła coraz większy uścisk w żołądku, emocje wciskały jej się niemal do gardła, tak bardzo się bała. Wiedziała, że ta pierwsza, szczera rozmowa będzie najtrudniejsza. Spodziewała się, że może mieć do niej ogromny żal za te utracone lata. Czy ma od razu powiedzieć mu o Amy, czy może zaczekać z tym do jakiejś kolejnej okazji? Niesamowicie obawiała się jego reakcji, doskonale wiedziała, że fakt, iż zataiła to przed nim i tyle lat utrzymywała w tajemnicy, będzie dla niego niemałym ciosem. W końcu minął ogrom czasu, a to co się przez ten czas wydarzyło, było po prostu stracone, całe dzieciństwo Amy z daleka od niego, chwile nie do odzyskania…
            Stanęła przed drzwiami lokalu, zachłannie łapiąc powietrze, jak ryba wodę, wzięła kilka głębokich oddechów. Zsunęła z głowy kaptur z zamiarem wejścia, lecz stała jeszcze na zewnątrz dłuższą chwilę. Trawiła ją obawa przed tym co za chwilę nastąpi, była spięta, wręcz spanikowana. Bała się tej rozmowy, a jednocześnie pragnęła jej w tej chwili jak niczego na świecie. Już nie mogła się doczekać kiedy każdym jej zmysłem zawładnie jego cudowny, ciepły głos, gdy będzie mówił tylko do niej i patrzył tylko na nią.
            Zebrała w sobie całą odwagę i przekroczyła próg kawiarni. Zdjęła kurtkę podając ją szatniarce i spojrzała w lustro. Śnieżynki które opadły z zimowego nieba tuż przed wejściem wprost na jej włosy, zamieniały się właśnie w kropelki wody. Przeczesała je pospiesznie palcami i patrząc w swoje oczy, które odbijały się w szklanej tafli westchnęła;
            - No Babette, trzymaj się… - Jakby chcąc sobie dodać tymi słowami otuchy.
            Kilka wolnych kroków w kierunku wejścia na salę, a z każdym kolejnym jej serce biło coraz mocniej; z miłości, z tęsknoty, z obawy...
            Zatrzymała się u progu, wolno przesuwając wzrokiem po obecnych tam osobach, gdy kątem oka spostrzegła idącą w jej kierunku postać. Ruszyła z uśmiechem w jego stronę, zatrzymując się tuż przed nim, mniej więcej w połowie drogi do stolika. Spojrzał na nią radośnie, przytulając po przyjacielsku i całując w policzek.
            - Witaj... - powiedział cicho, wskazując dłonią kierunek.
            - Cześć… - odpowiedziała z trudnością. Była spięta, czuła jak drży każda jej cząsteczka ciała. Nie wiedziała tylko, ze szczęścia, czy ze strachu.
            Usiadła, kładąc na krześle obok torbę. Czuła na sobie jego spojrzenie i niesamowitą suchość w ustach. W końcu odważyła się popatrzeć mu w oczy. Miała wrażenie, że nieco się speszył umykając wzrokiem na swoje dłonie, lecz po chwili wrócił, patrząc jakby odważniej i zachłanniej, omiatając powłóczystym spojrzeniem całą jej twarz. Jego oczy błyszczały i nawet wydawało jej się, że z każdą chwilą coraz bardziej, jakby zaszły łzami, jakby dziękowały, że mogą się sycić jej widokiem.
            - Śnieg rozpuścił ci się na włosach... - wydobyło się z jego ust podczas, gdy dłoń powędrowała na spotkanie z wilgocią jej czarnych kosmyków. Ten delikatny dotyk sprawił, że błogie, przyjemne ciepło rozpłynęło się w jej wnętrzu. Powieki wolno okryły brązowe tęczówki, aby w tym samym tempie podnieść się i znów pozwolić im patrzeć na tę twarz. Tak bardzo chciałaby otrzeć policzkiem o miękką skórę jego dłoni, jednak nie odważyła się. Tylko z jej niedomkniętych ust wydobyło się ciche westchnienie.
            - Trochę sypie, a ja zdjęłam kaptur przed wejściem - odpowiedziała po chwili, przeczesując kosmyki palcami.
            - Co zamawiamy? - zapytał.
            - Ja kawę poproszę - uśmiechnęła się.
            - Kawę? - zapytał zdziwiony - O tej porze? A w ogóle wolno ci pić kawę? - zmarszczył brwi.
            Jego troska rozbroiła ją i roześmiała się.
            - Oczywiście, że wolno. Mam niskie ciśnienie, a nie wysokie.
            Także się zaśmiał, ukazując rząd idealnie równych zębów i skinął na kelnerkę, zamawiając dwie kawy. Dopiero teraz zauważyła, że po jego nierównym zgryzie pozostało tylko wspomnienie, w ciągu tych lat poddał się jego korekcie i teraz miał piękne, proste, białe zęby. Zastanowiła się co jeszcze prócz tego w sobie zmienił, tak bardzo chciałaby zobaczyć każdy tatuaż, jaki skrywał pod warstwą ubrań…
            - Może jeszcze coś sobie życzysz? - zwrócił się do niej pytaniem, kiedy przyszła kelnerka.
            - Nie, dziękuję, wystarczy kawa - odpowiedziała, patrząc na kobietę z uśmiechem.
            - Więc dwie kawy - potwierdził zamówienie, zwracając się znowu do Babette - Ale na pewno możesz?
            - Na pewno - uspokoiła go z uśmiechem i już nieco wyluzowana, postanowiła jakoś rozpocząć właściwą rozmowę, nie tylko jakoś wszystko mu wytłumaczyć, ale także dowiedzieć się coś o nim. - No to mów, czym się teraz zajmujesz? Lucienne opowiadała, że zostałeś menagerem, to jedyne twoje zajęcie?
            - Niezupełnie. Mam udziały w wytwórni, jestem w zarządzie – odpowiedział zdawkowo, nie chwaląc się stanowiskiem. – A co do kapel to tak, mam pod opieką dwa zespoły, jeden początkujący, a drugi całkiem znany, nazywa się "Der Himmel", słyszałaś może?
            - Jasne! - ożywiła się - Są prawie tak popularni, jak kiedyś Tokio Hotel.
            - O nie, przesadziłaś! - żachnął się - My byliśmy o wiele bardziej popularni!
            - Chyba to ty przesadzasz, wy mieliście publiczność składającą się niemal tylko z piszczących fanek, a ich lubią także i chłopcy.
            - My później też mieliśmy fanów... - powiedział gubiąc gdzieś chwilową wesołość. - Tego już nie wiedziałaś...
            Wyprostował się nieco, zawieszając wzrok gdzieś na odległym punkcie lokalu. Czuła, że prędzej czy później zejdą na temat przeszłości, chociaż zdawać by się mogło, że obydwoje bali się tego jak ognia. Tym razem z opresji wybawiła ich kelnerka, która właśnie przyniosła kawę. Bill znowu się uśmiechał, opowiadając jak ciężka i niewdzięczna jest robota menagera, ona o trudnym powrocie do pracy w telewizji. Wyglądali razem jak dobrzy znajomi, którzy nie widzieli się dłuższy czas i teraz wymieniają się życiowymi doświadczeniami, spostrzeżeniami. Czas nieubłagalnie upływał, ale żadne z nich nawet słowem nie wspomniało o przeszłości, choć obydwoje tak bardzo chcieli wyjaśnić sobie wszystko, wyjawić to, o czym myśleli i marzyli przez te wszystkie, minione dni, w końcu odkryć prawdę o tych spędzonych osobno latach, których wydarzenia były dla drugiej osoby wielką niewiadomą. Jednak tak trudno było w końcu zagłębić się w tę otchłań, a kiedy już wkraczali na ten grząski teren, natychmiast się wycofywali. Jednak z tym też było już coraz gorzej. Niemal przy każdym temacie, przeszłość samoistnie wdzierała się w ich myśli, wpadała słowami w wypowiedzi.
            Wydawać by się mogło, że rozmawiali bardzo spontanicznie, lecz każde z nich bardzo uważało na słowa. Coraz częściej jednak wszystko sprowadzało się do okrytej tajemnicą przeszłości, aż w końcu stało się; od słowa do słowa wkroczyli w nią nie mogąc i już nie chcąc się wycofać. Przy tematyce image'u scenicznego zespołów, stwierdzenie Babette sprawiło, że ich rozmowa od tej chwili popłynęła tylko w jednym kierunku.
            - Nie malujesz się już… Kiedyś nie wyszedłbyś tak na ulicę. - uśmiechnęła się delikatnie.
            W tamtym momencie diametralnie zmienił się wyraz jego twarzy, posmutniał i spoważniał. Znowu spojrzał na nią inaczej, nie jak na znajomą, czy przyjaciółkę. Teraz patrzył jak na cudowne zjawisko, od zawsze wpisane w jego marzenia.
            - Kiedyś byłem szczęśliwy... - szepnął, patrząc prosto w jej oczy.
            Wszystko w jednej chwili uległo zmianie, już nie czuła się swobodnie i beztrosko, kolejny raz gorąca fala wezbranego morza uczuć zalała jej ciało, jednak śmiało podjęła temat. Tylko w ten sposób mogła w końcu spełnić swoje marzenia. Unikając szczerej rozmowy o przeszłości tylko beznadziejnie odwlekali to, co i tak musiało w końcu nadejść.
            - A teraz...? - zapytała, wtedy on uśmiechnął się tak jak kiedyś, tylko dla niej, uśmiechem który obezwładnił ją doszczętnie.
            - Teraz jestem, wczoraj wieczorem też byłem...
            - A wcześniej? - drążyła, jednak znów poczuła strach jakby w obawie przed nieprzychylną dla niej odpowiedzią, ale chciała wiedzieć, po prostu musiała... – Opowiedz mi wszystko, proszę… Nie oszczędzaj mnie, nie zasłużyłam na to.
            Uśmiech zgasł na jego twarzy, a oczy posmutniały. Widziała w nich ból i cierpienie, ale czuła też iskrzące drobiny pomiędzy ich spojrzeniami, bała się i drżała, i sama nie wiedziała dlaczego właśnie w takiej chwili, z taką zapalczywością wpatruje się w niego, zsuwając spojrzenie na miękkie, jędrne usta. Nigdy nie zapomniała ich smaku…
Oparł łokcie na stoliku, przybliżając do niej swoją twarz. Zastygła w bezruchu i swoim pragnieniu, ale on zamarł utrzymując przyzwoity dystans, i zaczął mówić;
            - Kiedy wyjechałaś, umierałem… Każdego dnia, w każdej godzinie… Czas zabijał mnie minuta po minucie. Byłem głupim szczeniakiem, odwalałem, moje wyskoki były beznadziejne, raniłem cię, ale mimo wszystko cholernie kochałem. Kiedy mnie zostawiłaś ująłem się dumą, byłem pewien, że w końcu wrócisz, ale kiedy już ciebie nie było… Dopiero wtedy zrozumiałem, że pokochałem jak szaleniec i, że właśnie dlatego, mogę nigdy nie zaznać ukojenia w tym bólu rozłąki…  
            Drgnęła, jakby odczuwając ból o którym mówił gdzieś w swoim wnętrzu. W oczach poczuła szczypiącą oznakę wzbierających pod powiekami łez.
            „Kochałem... powiedział: kochałem...”. Te słowa wypływające z jego ust, osadzone w czasie przeszłym, były dla niej jak wyrok, jakby ostrzem przeszył na wskroś jej serce, ale teraz był to także jego ból, który chciała od niego zabrać. Te słowa wypowiadane w tak wyjątkowy sposób, to zamglone spojrzenie… Czyż jego zachowanie nie świadczyło o tym, że jakaś iskra wciąż tli się w jego sercu? Skoro nigdy nie zaznał szczęścia, co wyraźnie dał jej do zrozumienia, to chyba wciąż nie była mu obojętna…
            - Kochałeś... - wyszeptała cicho, ale on w odpowiedzi wbił tylko wzrok w filiżankę, z upitą do połowy kawą. Gdyby wiedziała co działo się z nim od chwili, kiedy dowiedział się o jej powrocie, gdyby mogła choć przez moment odczuć tę euforię, poprzez którą wzlatywał w przestworza, i wątpliwości, jakie strącały go na dno piekieł… Tak bardzo chciałby jej o wszystkim opowiedzieć, ale nie dziś, nie teraz… I choć nie chciał ze wszystkim zbyt długo czekać, teraz na to było zdecydowanie za wcześnie…
            - Tak naprawdę w dniu odlotu pękło mi serce… - zaczęła mówić Babette, uporczywie się w niego wpatrując. Wiedziała, że to jest najlepszy moment, żeby opowiedzieć o tym, jak mimo swojej decyzji bardzo to przeżyła, jak cierpiała. - Pękło ponad szesnaście lat temu i nigdy się nie zrosło.
            W tej chwili podniósł na nią swoje smutne oczy.
            - Bill, ja wiem, że źle zrobiłam, zwątpiłam, uciekłam, poddałam się… Zamiast walczyć o ciebie przestraszyłam się, byłam słaba, przytłoczyły mnie wszystkie trudności… Spróbuj mnie zrozumieć, ja po prostu się bałam... - Jej głos był coraz cichszy.
            - Czego się bałaś, Babette, no czego…? Głupiego gadania ludzi, mojej matki? - zapytał z wyrzutem. Spojrzała na niego zdziwiona. „A więc dowiedział się, w końcu i tak się dowiedział, tylko od kogo…?”, pomyślała, pytając po chwili:
            - Dowiedziałeś się… Skąd?
            - Od matki, wygadała się niechcący po jakimś czasie, a kiedy ją przyparłem do muru opowiedziała mi o wszystkim. Powiedziałem wówczas, że zniszczyła mi życie i nigdy jej nie wybaczę… I kto wie, co by było, gdyby się potem nie rozchorowała… Tom do niej jeździł, przywożąc błagania. Miała straszne wyrzuty sumienia, chociaż pewnie to nie tylko przez nią się to wszystko stało...
            - Ale wybaczyłeś jej? - zapytała Babette niepewnie.
            - W końcu jej wybaczyłem... - powiedział, znów uciekając spojrzeniem gdzieś daleko. - Po pięciu latach... - dodał po chwili.
            Teraz, chyba po raz pierwszy od lat poważnie zastanowiła się co by było, gdyby mu od razu o wszystkim powiedziała szczerze, może jednak byłoby lepiej, może wszystko ułożyłoby się inaczej, a on miał szansę od razu to z matką wyjaśnić…? Tego wiedzieć nie mogła, ale była zszokowana tym, czego właśnie dowiedziała się od Billa. Jakiż musiał mieć do matki żal, że nie rozmawiał z nią aż tyle lat? Dopiero teraz do niej dotarło, jak wiele złego zrobiła wszystkim swoją ucieczką.
            - Boże... To wszystko przeze mnie...
            - Przestań się teraz obwiniać - powiedział ostrzejszym tonem. - Wszyscy jesteśmy po trochu winni; ja, bo nie potrafiłem okazać ci jak bardzo cię kocham, jak mi zależy, moja matka, bo nie powinna się wtrącać, i ty, bo zwątpiłaś, zamiast o wszystkim mi powiedzieć, po prostu uciekłaś...
            Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu. Babette czuła, że już dłużej nie jest w stanie powstrzymać zbierających się pod powiekami łez. A więc ta przeszkoda, ta kłoda w postaci jego matki, którą wówczas uznała za największą i nie do pokonania, tak naprawdę była niewielka...? Gdyby się wówczas nie poddała, ale stało się... Gdyby mogła cofnąć czas... Chociaż, nie mogła przewidzieć, jak potoczyłyby się wówczas ich losy.
            Dwie, gorące łzy uwolniły się spod powiek i spłynęły po jej policzkach, a w ślad za nimi podążyło jego smutne spojrzenie. Zbliżył się do niej i delikatnie otarł je opuszkami palców. W tej chwili miał tylko jedno marzenie; móc je scałować z tej najdroższej twarzy. Z trudem powstrzymał się.
            - Nie płacz, proszę... - szepnął czule. - To już przeszłość, która nie wróci. Nie mamy już na nią wpływu…
            Zapłakane, najdroższe oczy utkwiły w nim błagalne spojrzenie.
            - Bill, czy ty... - Chciała o coś zapytać, ale głos ugrzązł jej w gardle. Nie ponaglał jej, czekał, aż będzie gotowa, żeby to powiedzieć. Wpatrywał się w nią z troską. - Czy ty możesz mi to wszystko wybaczyć...? - dokończyła niepewnie swoje pytanie.
            - Już dawno ci wybaczyłem - odparł, z całą stanowczością - Tylko...
            Znów ich spojrzenia spotkały się. A jednak miał jakieś wątpliwości... Czekała ze ściśniętym sercem, aż dokończy. Wiedziała, że to co chce powiedzieć, musi być dla niego piekielnie trudne, inaczej nie zastanawiałby się i nie analizował tego w myślach.
            - Tylko jednego nie mogę znieść... – kontynuował, jednak ponownie przerywając na chwilę. - Dlaczego wyjechałaś z nim? Dlaczego właśnie z nim…? – zapytał cicho, lecz z naciskiem. Zacisnął usta, czekając na jej wytłumaczenie. Chciał to wiedzieć, chciał od niej wyjaśnień, to było dla niego ważne. Zdawała sobie z tego sprawę nie tylko obserwując w tej chwili jego reakcje, jak widocznie drgała mu szczęka i jak zaciskał dłonie na filiżance. To musiało być wówczas dla niego najgorszą wiadomością, jak musiał cierpieć, kiedy ta wiadomość dotarła do niego? Nie miała pojęcia kto go o tym powiadomił, ale przecież mógł każdy, oboje z Martinem nie robili z tego tajemnicy.
            Po raz kolejny tego wieczoru coś ścisnęło ją za gardło, a wzruszenie odebrało mowę, ale musiała i chciała mu to wszystko wyjaśnić, przysiąc, że tak naprawdę nigdy nie kochała Martina, że był dla niej ucieczką, pomocą, i jedynie przyjacielem...
            - Stał się moją ucieczką. Wykorzystałam go… Perfidnie wykorzystałam to, że miał lecieć do Stanów. Wtedy czułam całą sobą, że muszę uciec, a nie chciałam, nie mogłam po prostu wyjechać do innego miasta, bo wiedziałam, że jeśli tutaj zostanę, okażę słabość i być może znów namieszam w twoim życiu, zepsuję relacje z rodziną, wpłynę na twoją karierę… Nie chciałam tego, obiecałam sobie, że dam ci spokój, poza tym zostając tu zawsze i wszędzie widziałabym twoją twarz, i tak naprawdę nigdy bym nie mogła o tobie zapomnieć...
            - A tam… zapomniałaś? – Wpatrywał się w nią uporczywie, kiedy spuściła wzrok odpowiadając najszczerzej, jak potrafiła;
            - Nigdy…
            - Uciekłaś, miałaś swoje powody, ale dlaczego..? Babette, dlaczego chciałaś o mnie zapomnieć? Przecież mnie kochałaś! - zapytał z wyrzutem.
            - Myślałam, że tak będzie mi łatwiej, że przejdę przez to mniej boleśnie… Wtedy wydawało mi się, że pomimo miłości jaką siebie darzyliśmy, nasz związek nie ma przyszłości. Ta różnica wieku, sprzeciw twojej matki... Poza tym twoje zachowanie… Straciłam przy tobie pewność siebie, jaką miałam przy innych, myślałam, że przestaję być dla ciebie ważna, że twoja miłość słabnie… Kiedy odeszłam, wiedziałam, że tutaj będę tylko cierpiała, ale nie przewidziałam tego, że tam cierpiałam jeszcze gorzej. Ta niepewność co się z tobą dzieje i to... - zamilkła nagle, spuszczając wzrok, lecz po chwili znów podniosła swoje oczy kończąc, jakby z większą odwagą. - ... że nigdy nie przestałam cię kochać.
            Serce podskoczyło mu w piersi, pobudzone nagłym szczęściem jakie przyniosły jej słowa. Czyżby przez te wszystkie lata kochała tylko jego? Jakie fatum do cholery skazało ich na to długie cierpienie? A teraz wróciła i co? Znowu to cholerne, poukładane życie staje się przeszkodą do wspólnego szczęścia…
            - Martin był dla mnie tylko przyjacielem, nigdy nie zdołałam go pokochać taką miłością, jak ciebie… - ciągnęła dalej. - Kochałam go jak brata, jak dobroczyńcę, ale nigdy jak kochanka, bo nigdy nie był moją miłością...
            Wreszcie to powiedziała, chciała żeby wiedział, bez względu na to czy jeszcze ją kocha, czy tylko w jego sercu pozostał pewien rodzaj sentymentu. Wiedziała, że teraz zrobiła w zasadzie wszystko, żeby uświadomić mu dlaczego tak naprawdę wróciła.
            Popatrzył na nią przymrużając oczy. Nie widziała malującej się na jego twarzy radości, bo jeśli nadal nie była mu obojętna, powinien być przecież szczęśliwy. Wyraźnie coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Po chwili milczenia, w końcu odezwał się z wyrzutem;
            - Skoro go nie kochałaś, to dlaczego wróciłaś dopiero teraz? Ze względu na dziecko?
            Wzdrygnęła się. Czuła, że to pytanie padnie, spodziewała się go, ale nie spodziewała się tego dodatku. Tak naprawdę odpowiedź była tylko jedna; Martin był ojcem dla jego córki, co więc miała mu teraz odpowiedzieć? O ile wcześniej zastanawiała się, czy już dziś nie powiedzieć mu o Amy, tak teraz wiedziała, że to nie jest dobra chwila. Nie mogła mu przecież wyjawić od razu wszystkiego, zdecydowanie  zbyt wiele to by było emocji jak na jeden wieczór.
            - Pomógł mi bezinteresownie, byłam mu bardzo zobowiązana, wdzięczna, nie mogłam tak po prostu go zostawić...
            Bill tylko ironicznie uśmiechnął się pod nosem i pomyślał teraz, że z tej wdzięczności aż zrobiła sobie z nim dziecko, ale nie wypowiedział tego na głos.
            - Gdyby on żył, nie wróciłabyś prawda? - drążył.
            - Wróciłabym, uwierz mi, wróciłabym… Oprócz miłości do ciebie, miałam jeszcze jeden bardzo ważny powód, aby wrócić, też związany z tobą. Ale o tym dowiesz się w swoim czasie. Nie mogłam tam już dłużej zostać, ja tam od pierwszych dni umierałam...
Mówiła mu prawdę, bo o ile na początku obiecała sobie, że za tę dobroć nigdy nie zostawi Martina, to już po kilku latach zaczęła rozważać taką możliwość, a kiedy Amy skończyła dziesięć zaczęła pomału się o to starać.
            Zdawać by się mogło, że teraz nie słyszał dokładnie tego o czym powiedziała, pochłonięty myślami pełnymi żalu. Nie pytał o nic, tylko znowu zaatakował ją lawiną wyrzutów.
            - Babette! Do jasnej cholery! Zrobiłaś to na własne życzenie! Najpierw zabiłaś mnie słowami, że nigdy mnie nie kochałaś, a potem... Potem zabijałaś po woli siebie, będąc z nim...
            - Wiem, zmarnowałam tyle lat... - westchnęła.
            - Gdybym cię wówczas zatrzymał...
            Spojrzała na niego baczniej, odpowiadając z nutą pretensji.
            - Ale nie zatrzymałeś… A miałam taką nadzieję.
            - Byłem tam… Spóźniłem się kilka, może kilkanaście minut, nie zdążyłem... - powiedział cicho, patrząc na nią z żalem. – Serce mi pękło, kiedy wiedziałem, że już nic nie mogę zrobić…
            - Byłeś tam?! Naprawdę byłeś na lotnisku? - Niemal krzyknęła, znów czując wzbierające pod powiekami łzy. - A ja tak czekałam, miałam nadzieję do ostatniej chwili...
            I znów, kolejna łza spłynęła po jej policzku. Gdyby wówczas zdążył, gdyby zdążył...
            - Gdybym zdążył, zostałabyś...? - wyszeptał.
            Odpowiedziała skinieniem głowy. Kolejny raz palące spojrzenia spotkały się w połowie drogi do wspomnień. Dlaczego los był dla nich taki okrutny, dlaczego nie pomógł im wówczas, wysyłając jedną, małą iskierkę szczęścia? Przecież zabrakło tak niewiele...
            - Nawet nie wiesz, jaki byłem zdruzgotany... - rozpoczął trudną drogę przez swoje, najbardziej bolesne wspomnienia. - Najpierw byłem załamany i zrozpaczony, potem wściekły, nawet byłem u twojej przyjaciółki, chciałem od niej adres, kontakt, ale nie chciała mi dać, kazała uszanować twój wybór. Nawet chciałem lecieć za ocean praktycznie w ciemno. Potem miałem nadzieję, że wrócisz, że to nie potrwa długo, aż pewnego dnia przypadkiem usłyszałem, że wyjechałaś z nim. Kiedyś David powiedział o tym Tomowi, nie chcieli, żebym wiedział, ale nie udało im się, bo podsłuchałem całą rozmowę. Oszalałem wtedy. Chciałem umrzeć, nie miałem zamiaru popełnić samobójstwa, na to byłem zbyt wielkim tchórzem, ale tak bardzo chciałem umrzeć, że robiłem wszystko, aby tak się stało… W sumie przy życiu trzymał mnie tylko Tom i zespół, ale i tak niewiele brakowało, żebym się stoczył. Były panienki, imprezy, lejący się strumieniami alkohol, czasem coś mocniejszego... - westchnął ciężko, kiedy o tym mówił, ona słuchała z przerażeniem w oczach, choć po części o pewnych faktach wiedziała. Nie przerywała mu. - Miałem satysfakcję, że cię zdradzam, nieziemską satysfakcję... - roześmiał się z bólem. - Żałowałem tylko, że o tym nie wiesz... Wtedy pragnąłem tylko jednego, żebyś też cierpiała, żebyś była nieszczęśliwa...
            - Ja cierpiałam i byłam nieszczęśliwa, tęskniłam... - przerwała mu nagle.
            - Nie bardziej ode mnie!
            - A skąd możesz wiedzieć? To, że ja odeszłam, nie oznacza, że przestałam cię kochać, zrobiłam tak, bo uważałam, że to rozsądne i dla ciebie najlepsze. Uciekłam, zeszłam ci z oczu, ale umierałam każdego dnia, w dodatku miałam... - Zamilkła nagle, opanowując się. Tak niewiele zabrakło, żeby w ferworze tej trudnej rozmowy powiedziała mu o Amy. Chyba wówczas byłoby jeszcze ciężej. Spojrzał na nią z uwagą, jakby czekając na dalszy ciąg. - Zresztą nieważne. Było, minęło. - powiedziała, uciekając wzrokiem.
            - Co masz na myśli?
            - Nic - odpowiedziała stanowczo.
            - Zaczęłaś to skończ. – Jego nieustępliwość sprawiła, że musiała coś wymyślić naprędce, wiedziała, że nie odpuści.
            - Miałam depresję.
            Zamilkli oboje wpatrując się w prawie już puste filiżanki, w końcu Babette zapytała;
            - A Patrizia? Długo z nią jesteś?
            - Poznałem ją jakieś dwa lata po twoim wyjeździe. Pomogła mi, może nie byłoby mnie dzisiaj tutaj, gdyby nie ona... Była zdesperowana, swoim uporem wyrwała mnie z objęć alkoholu i narkotyków. Właściwie dzięki niej zacząłem znów normalnie funkcjonować - kontynuował swoją opowieść. - Wiele jej zawdzięczam...
            - Rozumiem... - odpowiedziała cicho Babette, delikatnie kiwając głową.
            Maczając usta w resztce kawy zastanawiała się właśnie, co chciał jej przez to powiedzieć. Miała nieodpartą chęć w jakiś sposób wyciągnąć z niego, czy ją kocha, ale chyba wolała tego nie wiedzieć i karmić się nadzieją, poza tym najzwyczajniej brakowało jej odwagi, aby zapytać. Jednak czuła narastającą w sobie wściekłość, zazdrościła tej kobiecie, że tyle lat spędziła u jego boku. Przecież musiał ją darzyć jakimś uczuciem, nie wierzyła, że był z nią tyle lat tylko z wdzięczności…
            Znowu chciało jej się płakać, tym razem z bezsilności. Czuła, że jej się przygląda, wbiła wzrok w puste dno filiżanki, nie chcąc okazać jak bardzo jego wyznanie ją zabolało. Więc nie ma szans na to, by znowu mogli być razem, skoro wiele jej zawdzięcza, tworzą rodzinę, nie zostawi jej... Ale cóż znowu! Przecież nie chce, żeby przez nią cierpiała inna kobieta! Co więc teraz błąka się po jej zrozpaczonym umyśle? Jak szybko w obliczu tej rozmowy zmieniły się jej pragnienia… Dotychczas marzyła tylko o tym, żeby móc z nim chociaż porozmawiać i wszystko wyjaśnić, więc spełniło się, a teraz co? Chciałaby go mieć na własność? Tak po prostu…?
            Coś usilnie wciąż zaciskało na jej szyi pętlę, nie mogła wyzbyć się ogromnego żalu, jaki trawił ją od kilkunastu minut. Wiedziała, że nie ma prawa, jednak mieszanka zazdrości z niemocą w tej chwili nie pozwalała jej spojrzeć mu w oczy.
            Bill patrzył jak zmaga się z własnymi emocjami, czuł, że to uderzyło w nią  najmocniej. Z jednej strony triumfował, ale przecież kochał ją tak bardzo i nie chciał, nie mógł pozwolić, żeby teraz cierpiała. Złożona obietnica nie pozwalała mu na zbyt wiele, lecz może chociaż będzie w stanie ukoić jej ból…?
            Nachylił głowę, by spojrzeć jej w oczy.
            - Babette... - szepnął prowokując ją, aby podniosła na niego swój wzrok, a kiedy to zrobiła dodał - Nie kocham jej...
            Nie zobaczył w jej oczach radości, nadal były pełne bólu i cierpienia. A jednak jest z tą Patrizią z czystej lojalności... Przecież z tego samego powodu ona była z Martinem i kto jak kto, ale on powinien to zrozumieć.
            Wpatrywał się w jej oczy, tak bardzo chciał powiedzieć, że kocha ją jak szaleniec, że teraz, kiedy znów tu jest, obudziła tę uśpioną w nim miłość. Wiedział jednak, że nie powinien, lepiej zostawić to jako niepewność, czułe wyznania tylko wszystkim skomplikują życie, tak jak nieopatrzna obietnica skomplikowała je jemu.
            Delikatnie, z namaszczeniem dotknął jej włosów, wolno przybliżając je do swojej twarzy. Pojedyncze kosmyki wysunęły się z jego dłoni, przesuwając pomiędzy palcami, aby znów spocząć na jej ramieniu. Patrzył na swoje poczynania z wyraźnym uwielbieniem. Magia tej chwili zawładnęła jej zmysłami. Westchnęła cicho przymykając oczy. Czuła, że wciąż kocha, chociaż niczego takiego jej nie wyznał, ale każdy gest, krzyk spojrzenia i mowa ciała utwierdzały ją w tym przekonaniu. Obudził w sobie to uczucie na nowo, a ona tak bardzo chciałaby teraz, aby było tak mocne jak przed laty, a może nawet silniejsze...?
            Na zegarze wiszącym na przeciwległej ścianie dobiegała właśnie dwudziesta druga.
            - Muszę już iść, Amy zaraz wróci z randki - powiedziała niepewnie, ponosząc się.
            „Amy...”, powtórzył w myślach, teraz już raczej nie miał żadnych wątpliwości, że dziewczyna Maxa jest jej córką. Tylko, czy Babette wiedziała kim jest jej chłopak? Pewnie nie, ale nie widział potrzeby, żeby ją teraz o tym informować.
            Również wstał, zostawiając na stoliku banknot i podążył za nią do szatni.
            - Odprowadzę cię, mogę? - zapytał, przytrzymując jej okrycie. - Albo odwiozę.
            - Możemy się przejść - uśmiechnęła się, kierując w stronę drzwi podczas, gdy on ruszył za nią, zakładając po drodze kurtkę.
            Szli wolno, obok siebie, nic dłuższą chwilę nie mówiąc. Zmrożony śnieg skrzypiał im pod stopami, a jego błyszczące gwiazdki opadały na ich czarne włosy, aby po chwili zginąć, zamieniając się w maleńkie krople wody. Ulice świeciły dziesiątkami kolorowych, bożonarodzeniowych neonów.
            Po chwili Bill przerwał to wiszące między nimi ciszą, niemal namacalne napięcie.
            - Masz jakieś plany na sylwestra?
            Zdziwiło ją trochę to pytanie; po co chce to wiedzieć, przecież i tak pewnie pójdzie z tą swoją blondynką? Miała nawet ochotę odpowiedzieć mu podobnym tonie, ale powstrzymała się.
            - Nie, nie mam. Pewnie spędzę go przy kominku, przed telewizorem - odparła jakby z żalem.
            Przy kominku.... W jego głowie zrodziło się wspomnienie. Nadal w jej mieszkaniu był ten detal do ogrzewania wnętrza, którego doskonałą replikę stworzył w swoim domu, a który przywodził na myśl najpiękniejsze, choć bolesne wspomnienia… Ich pierwszy raz i wiele cudownych chwil spędzonych w otoczeniu jego ciepła… Tak wiele by dał, aby mógł spędzić go w tamtym miejscu razem z nią... Nie chciał iść na żaden kolejny bal z Patrizią, pragnął tylko ciepła i bliskości, chciał jej w swoich ramionach...
            Nim zdążył odpowiedzieć, ich oczom ukazała się kamienica, w której mieszkała. Bill stanął nieruchomo i popatrzył przez chwilę w górę. Babette zastanowiła się, co tam wysoko mogło przykuć jego uwagę? W końcu odezwał się;
            - Setki razy przejeżdżałem tędy, nawet kiedy nie było mi po drodze. Patrzyłem w te okna, ale tam nie było już ciebie... - westchnął i znów utkwił swój wzrok w jej twarzy. - Cholernie bolało...
            Wciąż kochał, wiedziała to... Te wszystkie słowa boleśnie opisujące wspomnienia, czyż to nie świadczyło o jego miłości? O niewysłowionym cierpieniu, kiedy wyjechała? Radość, a jednocześnie smutek zagościły w jej sercu. Czuł to samo co ona, ale był taki młody, nie radził sobie z tym i niewiele brakowało, a straciłaby go bezpowrotnie…
            Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, na te delikatnie poruszające się usta, kiedy mówił, chciała wtulić się w niego, poczuć znów ten smak... Wiedziała jednak, że musi odejść, zanim nie zdoła zapanować nad swoimi emocjami.
            - Dobranoc Bill, dziękuję - powiedziała zdławionym głosem i odwróciła się szybko odchodząc.
 W pierwszej chwili był zdezorientowany. Wiedział, że to nie jest ich pierwsze i ostatnie spotkanie, ale tak bardzo nie chciał się z nią jeszcze rozstawać… Jeszcze moment, musi zatrzymać ją chociaż na chwilę, choćby po to, aby ziścić sen, jedno marzenie, które pielęgnował od lat, żywiąc nadzieję na jego spełnienie. Zanim więc zdążyła zniknąć za drzwiami, krzyknął:
            - Babette! Zaczekaj! - Podbiegł do niej, przytrzymując za rękę tuż przed samą klatką. - Nie możesz tak po prostu teraz odejść, czekałem na to całe wieki... - dodał już zupełnie cicho. Mimo, że na zewnątrz nie było wielkiego mrozu, i chociaż jej serce płonęło, poczuła się teraz jak wielki sopel lodu, stała lekko drżąc pod wpływem jego spojrzenia. Przygarniając ją do siebie ramionami, objął jej chłodny policzek i niespiesznie potarł go kciukiem, a ciepło emanujące z jego dłoni przeniknęło przez skórę, rozgrzewając całe jej wnętrze i trawiąc płomieniami pragnienia. Tyle lat wyobrażała sobie tę chwilę na milion sposobów, a teraz nadeszła… Był tu, czuły dotyk jego dłoni miękko osiadał na jej twarzy, paraliżowała ją jego bliskość i czuła jego ciepły oddech na swoich wargach.
 Popatrzył jej prosto w oczy, głęboko, przenikliwie, spojrzeniem, które wyrażało tak wiele, które łączyło w sobie pragnienie, troskę i pełnię namiętności. W zmysły wdzierał się zapach ukochanego mężczyzny, a ciepły oddech uchodzący parą z jego ust jaki czuła na swoich intensywniej niż chwilę temu, mógł zwiastować jedno. Cały świat przestał istnieć, otaczała ich tylko cisza, w którą wtuleni oddychali tym samym zimowym powietrzem i właśnie wtedy, delikatnie i czule położył swoje wargi na jej, już nieco rozchylonych, łącząc wreszcie gorące i spragnione usta w wyśnionym pocałunku. Odpłynęli niczym rozbitkowie na tratwie swojego szaleństwa, którą za chwilę zatopi wzburzone morze okrutnej rzeczywistości. Oszaleli poddając się temu świadomie, z wytęsknieniem, czując ciepło i ukojenie, swoją bliskość, której pragnęli wszystkimi zmysłami pobudzonymi znów do życia. W jednej sekundzie wróciła im pamięć, choć tak naprawdę nigdy nie zapomnieli, pieczołowicie pielęgnując w sobie każde wspomnienie o ukochanym, najdroższym dotyku, czułej pieszczocie.
            W zaledwie kilka minut obdarowali się nieziemskim szczęściem, dlatego z trudem i bólem serca, lecz w pełni świadomie, zdecydowali, aby ich usta znów objął chłód zimowego wieczoru.
            - Dobranoc... - wyszeptał Bill, zwracając jej wolność wypuścił ze swoich objęć, wolno się cofając. Pokonując samego siebie, nagle i szybko odwrócił się, po czym odszedł pospiesznie, nawet nie oglądając się, zupełnie tak, jakby nie był pewny tego co może za chwilę nastąpić, w obawie przed własnymi poczynaniami nie mającymi niczego wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.
Śnieżne gwiazdki wirowały w powietrzu, mieniąc się w świetle ulicznych latarni tysiącem barw. Babette stała wciąż w tym samym miejscu oszołomiona, czując wszechogarniającą ją falę podniecenia, błogie ciepło i słodki posmak jego warg na swoich. Podążając tęsknym wzrokiem za oddalającą się sylwetką, bezwiednie uniosła do góry dłoń i przesunęła opuszkami palców po wilgotnych ustach, a po chwili chowając już zziębnięte dłonie do kieszeni, lekko przygryzła wargę, jakby nie mogąc uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę...



11 komentarzy:

  1. Czyżby wszystko szło ku dobremu?!
    Mogła mu od razu powiedzieć o Amy. Choć i tak już przecież wie że to jej córka. Mogła dodać tak sympatycznym głosem. "Amy zaraz wróci, no wiesz ta Amy twoja córka "
    Ciekawe co by zrobił...
    Ahh chce już kolejny!
    Ja jak zawsze niecierpliwa 😂
    Już odliczam dni, attentionth.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo by było wrażeń, jak na jeden wieczór, choć zwlekanie z poinformowaniem go o tym, nie niesie za sobą niczego dobrego, tym bardziej, że Amy też jest nieświadoma, a czas nie jest sprzymierzeńcem.
      Niecierpliwa, ja wiem, ale nie mogę dawać tak szybko, buziaki ;*

      Usuń
  2. Och...


    Pierwsza myśl jaka pojawia się po przeczytaniu tego odcinka to właśnie "OCH". Cudnie, bajecznie, magicznie. I jeszcze ta sceneria...
    Z jednej strony szkoda, że nie powiedziała mu o córce, ale z drugiej to dobrze, bo wtedy akcja mogłaby pogalopować zbyt szybko. Pięknie opisane emocje pierwszej poważniej rozmowy po tylu latach rozłąki.
    Nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Pozdrawiam, Ola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała powiedzieć mu tak od razu, ale kto wie, czy nie byłoby lepiej, zważywszy na mające nastąpić zdarzenia..?
      Bardzo dziękuję za tyle ciepłych słów, staram się przedstawiać sytuacje jak najbardziej emocjonalnie.
      Buziaki ;*

      Usuń
  3. Boże... ja płakałam... tak strasznie płakałam czytając to. Tyle emocji tak pięknie opisanych... Zwyczajnie rozłożyłaś mnie tym rozdziałem na łopatki. Nie wiem co wiecej mam napisać... chyba tylko to, że wróciła mi wiata w Billa. Tak się ciesze, ze jednak się nie zaćpał czy coś.
    I ten pocałunek... jak Ty to robisz, że niby zwykły opis a panuje w nim taka magia, że łzy wzruszenia dosłownie leją mi się z oczu...?
    Coś czuje, ze jednak nie ostatni raz płacze podczas czytania RTR... :>
    Dziękuję...
    Do zobaczenia pod następnym rozdziałem
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, nie spodziewałam się, że na kimś to wywrze aż takie wrażenie, nawet mimo, iż jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Jeśli płaczesz też z powodu takich pełnych szczęścia i pozytywnych wydarzeń, to bliżej końca z pewnością będzie coś, co Cię podobnie wzruszy.
      Buziaczki ;*

      Usuń
  4. Hm .. nie pochwalam tego, że Babette nie wyjawiła Billowi, że ten posiada córkę. Według mnie powinien dowiedzieć się o tym jak najszybciej - w końcu ta informacja mega dużo zmieni, jestem przekonana.
    I uważam, że Babette skłamała mówiąc, że gdyby Martin wciąż żył to i tak by wróciła xd.
    Bardzo się cieszę, że Bill jest wdzięczny pannie P. bo uratowała go od narkotyków i alkoholu ale bezsensownie jest ciągnąć związek na siłę, gdy tak naprawdę mężczyzna wie, ze nie kocha tej kobiety.
    I w końcu ... pierwszy pocałunek! ( a jednak nie pierwszy) A już z pewnością nie ostatni ...

    Kochana, podsyciłaś moją ochotę na więcej! Pisz, pisz!

    Pozdrawiam, KBill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie pochwalam, bo tak naprawdę już dawno powinna mu to powiedzieć, to karygodne taić taką prawdę, a ona nie dość że robi to przed biologicznym ojcem, to jeszcze przed córką. I chyba nikt nie wierzy, że oboje przyjmą tę wiadomość ze stoickim spokojem.
      Bill był z Patrizią, bo... był, z wdzięczności, z przyzwyczajenia, po prostu był. Nie szukał przez lata nikogo innego, bo nie potrafiłby już nikogo pokochać, swoje serce oddał dawno temu innej, a jeśli tej innej nie było u jego boku, zadowalał się tym co ma, bez euforii. Ale teraz, kiedy wróciła jego miłość... No i wszystko, pomału rozwikła się wkrótce.
      Dziękuję i buziaki ;*

      Usuń
  5. Tyle czekałam na ten moment i wreszcie sie doczekałam ! 😄😄😍 Oby wszystko szlo w dobrym kierunku :) czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chyba wszyscy czytali na jakąś chwilę bliskości między naszymi bohaterami.
      Dziękuję i zapraszam wkrótce ;*

      Usuń