czwartek, 3 listopada 2016

Część 14.



Część 14.

„Napisz to na niebie,
że wszystko co mieliśmy, przepadło.
Powiedz im, że byłem szczęśliwy,
a teraz moje serce jest złamane.
Wszystkie moje blizny są otwarte…
Powiedz im o tym, o czym myślałem, że jest
niemożliwe, niemożliwe!”
James Artur – „Impossible”


            Amy niecierpliwie przerzucała swoje ubrania. Miała wieczorem iść z Maxem do klubu, a kompletnie nie wiedziała w co ma się ubrać.
            - W tym już byłam na dwóch imprezach, to kiepskie, to do dupy... Nie! - mówiła sama do siebie, w końcu ze złością trzaskając drzwiami szafy w swoim pokoju.
            Max ją kochał i choćby nawet założyła jutowy worek, dla niego i tak byłaby najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Wiedziała o tym, ale musiała wyglądać wspaniale; dla niego i dla samej siebie. Chciała też podobać się jego kolegom, ale to tylko tak dla swojej własnej satysfakcji, no i żeby Max był dumny, że ma taką dziewczynę.
            No tak, ale w co tu się odstrzelić skoro w szafie prawie same sportowe ciuchy z wyjątkiem tych, w których już wszyscy ją widzieli? Mama! Z pewnością u niej znajdzie się jakaś wystrzałowa bluzka na wieczór. Nigdy wcześniej nie uciekała się do szperania w szafie rodzicielki i pożyczania jej ciuchów, bo w Stanach biegała tylko po dyskotekach, więc wystarczyły te, w które wyposażona była jej osobista garderoba. Czasem pożyczała jakieś bardziej codzienne ubrania, o czym mama dobrze wiedziała, ale nie mogła przecież wziąć tak bez pytania rzeczy, których mama nie nosiła na co dzień, co prawda Babette miała być niedługo w domu, ale musiała jeszcze przecież coś wybrać, dobrać jakieś dodatki i odpowiednie buty.
            Sięgnęła po telefon wybierając połączenie do matki.
            - Co tam kochanie? - usłyszała po chwili jej głos.
            - Dzwonię z pytaniem, a właściwie z prośbą - zaczęła Amy.
            - No słucham - roześmiała się Babette. - Domyślam się o co chodzi.
            - O nie, nic z tych rzeczy, kasę mam - dumnie odparła dziewczyna.
            - Tym razem to coś nowego skoro nie prosisz o kasę, zaskoczyłaś mnie poważnie.
            Jakby gdzieś w tle Amy usłyszała cichy śmiech i z całą pewnością mogła stwierdzić, że to nie śmiała się jakaś inna kobieta. W dodatku w głosie mamy wyczuła jakąś pewną nienaturalność, dziwne spięcie zupełnie jakby się starała wypaść przy kimś w tej rozmowie jak najlepiej.
            - Gdzie jesteś? - zapytała wprost.
            - A gdzie mam być? Jeszcze w pracy, ale już niedługo będę w domu. No mów w końcu o co chodzi? - ponagliła córkę Babette.
            - Idę z Maxem do klubu, no i chciałam zapytać, czy mogę pożyczyć coś z twojej szafy?
            - Oczywiście, że możesz, zresztą ja niedługo będę w domu to ci pomogę. Na którą się umówiłaś?
            - Na dziewiętnastą - odparła Amy, zadowolona, że tak gładko jej poszło.
            - No to spokojnie, mamy dużo czasu, ja za jakąś godzinkę będę, to na razie kochanie.
            Amy szybko odłożyła telefon i nie czekając ani minuty dłużej, otworzyła szafę matki. Sukienki zupełnie odpadały, jedne były dla niej zbyt eleganckie, a inne po prostu codzienne. Na spodnie nie zwróciła zupełnie uwagi, byłyby na nią zdecydowanie za duże, poza tym wybrała już je ze swoich i brakowało jej tylko jakiejś fajnej góry. Utkwiła wzrok w komodzie, gdzie Babette trzymała bluzki. Pomyślała, że na pewno tam znajdzie coś odpowiedniego. Po pieczołowitym przekopaniu pierwszej półki okazało się, że nie znalazła nic dla siebie, natomiast z drugiej wybrała trzy, dość ciekawe według niej. Po selekcji, którą była przymiarka, pozostawiła czarną z szyfonowymi wstawkami, dwie odrzucone natomiast, starannie złożyła kładąc na swoim miejscu w komodzie. Kiedy już zamykała drzwiczki zatrzymała spojrzenie na czerwonym, sekretnym pudełku Babette. Troszkę zrobiło jej się przykro, że zawsze kiedy mama chciała z nią pogadać, ciągle się dokądś spieszyła. Dzisiaj pewnie nie da już rady, ale może jutro? Jutro przecież jest sobota, obydwie będą miały dużo czasu dla siebie, na pewno uda się porozmawiać w spokoju, nadrobić zaległości. Wiedziała, że nie ma za wiele czasu, jednak to tajemnicze pudełko ogromnie ją kusiło. Miała straszną ochotę otworzyć je choćby po to, żeby zobaczyć twarz mężczyzny o którym ostatnio wspomniała matka i którego całe życie kochała. Musiał być przecież kimś wyjątkowym, skoro na zawsze zagościł w jej sercu. Sięgnęła na półkę, a już po chwili trzymała w rękach owiany tajemnicą przedmiot. Jeśli wciąż jest zamknięte trudno, odłoży na miejsce i cierpliwie poczeka na chwilę, kiedy mama zechce pokazać jej jego zawartość. Jednak pudełko było otwarte. Chwyciła za wieczko i delikatnie uniosła w górę.

~

            Babette włożyła telefon do torebki. Przez chwilę znów pomyślała, że powinna powiedzieć mu o Amy, ale dziś z pewnością tego nie zrobi. Przede wszystkim to nie było właściwe miejsce na takie zwierzenia, ani nie było na to czasu.
            Mimo tak wielu obaw, obiecała sobie jednak, że jak tylko nadarzy się odpowiednia okazja, zaprosi go do domu i o wszystkim mu powie, bez względu na konsekwencje. Chciała też w końcu wyznać to Amy, jednak wciąż czekała na ten dobry moment. Ostatnio córka była tak zabiegana, że nawet nie miały czasu dla siebie. Dzisiaj znowu Amy pójdzie do klubu, a ją czeka kolejny samotny wieczór.
            - Rozmawiałaś ostatnio z Lucienne? - zapytał Bill. Nie był pewien, czy szwagierka już zaprosiła ją na świąteczne przyjęcie, więc chciał to z niej jakoś wyciągnąć okrężną drogą.
            - Tak, dzisiaj do mnie dzwoniła - odparła Babette, wygodnie opierając się w fotelu, zastanawiając się do czego zmierza. On tymczasem namyślał się, czy może zapytać ją o to wprost, bo wyglądało na to, że być może jeszcze nie została zaproszona, lub też nawet nie przyszło jej do głowy, aby mu o tym powiedzieć, albo co najgorsze odmówiła.
            - No i co...? - zapytał niepewnie, wciąż nie wyjawiając sedna, jednocześnie jakby obawiając się jaką otrzyma odpowiedź. Chociaż miał tam iść z Patrizią i wiedział, że nie może być nawet mowy o chwilach jakiejś bliskości, to jednak bardzo chciał żeby przyszła. Będzie mógł na nią patrzeć, bezkarnie sycić się jej widokiem, katować się myślą, że na razie nie może z nią być... Chyba ostatnio stał się masochistą...
            - Co; no i co? - roześmiała się, kompletnie nie wiedząc o co też może mu chodzić.
            - Chciałbym wiedzieć, czy przyjdziesz w święta, o ile już cię zaprosiła? - zapytał zupełnie poważnie, wpatrując się w nią z nadzieją.
            - Tak, zaprosiła mnie, ale wciąż się zastanawiam… - Spuściła wzrok usilnie wpatrując się w jakiś leżący nieopodal dokument.
            - Myślę, że nie ma nad czym… To przecież świąteczne przyjęcie i jeśli nie masz innych planów…
            - A nie uważasz, że może być trochę niezręcznie? – przerwała mu wpół zdania. - Ty przecież będziesz z Patrizią.
            - Niestety tak – odparł szczerze.
            - Więc właśnie… Nie wiem, czy powinnam. Zdaję sobie sprawę, że ona wie kim jestem i co nas łączyło. Kiedy zobaczyła mnie u Toma po raz pierwszy, od razu mnie rozpoznała.
            - Nie zmienię mojej przeszłości, a gdybym mógł to zrobić, z pewnością nie byłbym teraz z nią. – Jego szczerość sprawiała, że kolejny raz odkąd tu się pojawił, serce zabiło jej mocniej. Doskonale wiedziała co miał na myśli i nie były to już jedynie jej pobożne życzenia. Od kiedy po raz pierwszy się zobaczyli, on dawał jej to do zrozumienia każdym gestem.
            - Ale jesteś z nią Bill i już przez sam fakt, że wróciłam musi być jej bardzo trudno.
            - To jest trochę skomplikowane, ale kiedyś ci wszystko wyjaśnię.
            Babette westchnęła ciężko.
            - Bill, tu naprawdę nie ma co wyjaśniać, to zrozumiałe. Jest twoją kobietą i z nią będziesz na tym przyjęciu.
            - Niestety muszę. Po prostu nie mam na razie wyjścia...
            - Na razie? - zapytała z lekkim uśmiechem, unosząc brew.
            - Poukładam to wszystko, ale póki co musi tak być. Potrzebuję tylko odrobiny czasu, choć nie chciałbym go już więcej marnować - odparł stanowczo.
            Ale co on do cholery chce układać? Przecież mają dziecko”, pomyślała. Znów rozsądek zepchnął namiętność i miłość na drugi plan. Przynajmniej teraz musi być roztropna…
            - Bill, w jakie układanki ty chcesz się bawić, przecież jesteście rodziną, macie dziecko, to chłopiec, czy dziewczynka?
            - Chłopiec, ale to nie jest tak jak myślisz - próbował jej wszystko wytłumaczyć. – Posłuchaj…
            Co tu w ogóle się działo...? Ledwie się spotkali, a on… Czyżby chciał ich zostawić? Chciała być z nim, pragnęła tego z całych sił, ale nie takim kosztem. Nie mogła budować własnego szczęścia na nieszczęściu dwojga, nic niewinnych istot.
            Wstała nagle od biurka, biorąc torebkę.
            - Nawet nie chcę tego słuchać - Podniosła do góry rękę, jakby tym gestem chciała dać mu do zrozumienia, żeby nie mówił na ten temat nic więcej. - Idę już do domu - dodała, zdejmując z wieszaka swoje wierzchnie okrycie.
            Wstał z fotela i podążył za nią, przytrzymując jej płaszcz i pomagając w założeniu.
            - Wiem, że to wszystko jest skomplikowane… - Próbował pociągnąć temat.
            - Bill… - Spojrzała mu wymownie w oczy. - Ani słowa już o tym.
            Skapitulował i tym razem odpuścił. I tak nie było sensu jej czegokolwiek tłumaczyć, nawet nie pozwoliła mu dojść do słowa, choć zapewne miała nieco zniekształcony obraz tego, co wiedziała o jego związku.
            - Dobrze, ale powiedz mi chociaż… Przyjdziesz? Proszę… - Niepewnie ponowił pytanie, zakładając kurtkę.
            - Przyjdę, chociaż to będzie dla mnie bardzo trudne - odparła, otwierając drzwi. - Ja już idę Katrin, ty też się zbieraj. Do widzenia, miłego weekendu - zwróciła się do sekretarki. Bill również się pożegnał;
            - Do widzenia.
            - Do widzenia państwu - odpowiedziała grzecznie sekretarka.
            W windzie były dwie osoby, więc nie zamienili nawet słowa. Dopiero kiedy wyszli z budynku, Bill się odezwał;
            - Odprowadzę cię na parking.
            - Raczej na autobus, niestety dzisiaj mój grat nie odpalił.
            - Więc chodź, odwiozę cię, nie będziesz przecież jechać autobusem. Zapraszam - wskazał ręką kierunek, w którym mieli się udać do jego auta. Idąc tak obok niego zastanawiała się czym teraz jeździ, przypominając sobie, że zawsze podobały mu się duże, luksusowe samochody. Kiedy ich drogi rozeszły się, nie miał jeszcze nawet prawa jazdy. W wyobraźni zobaczyła go w dużym, eleganckim wozie, z wysokim zawieszeniem, takim, jakie zawsze przykuwały jego uwagę i nie pomyliła się. Kiedy zamigały światła odblokowania alarmu w jednym z nowszych modeli, pięknego i lśniącego, czarnego BMW, wcale się nie zdziwiła. Szarmancko otworzył jej drzwi od strony pasażera, a kiedy usiadła na wspaniałym, obitym jasną skórą fotelu, dostrzegła też wytworne i nowoczesne wnętrze auta. W porównaniu do tego cacka, jej dziesięcioletni Ford wydał się strasznym rupieciem, ale po powrocie do Niemiec, musiała szybko i niedrogo coś kupić.
            - Dobrze się składa, bo będę w domu wcześniej, Amy szykuje się do klubu ze swoim chłopakiem - powiedziała kiedy ruszyli.
            - Musi być piękna i pewnie jest podobna do ciebie - odparł Bill skupiony na prowadzeniu auta, nie ujawniając faktu, że już ją widział.
            - Tak, jest podobna do mnie, ale oczy ma po ojcu.
            Sama nie rozumiała dlaczego to powiedziała i w tej chwili poczuła się podle. Przecież on nadal o niczym nie wiedział, pomyśli pewnie, że mówi o Martinie. Znów wróciło to okropne poczucie winy i strach, jak ma mu to powiedzieć? Może zaryzykowałaby teraz, gdyby tak bardzo nie spieszyła się do domu, obiecała Amy, że niebawem się zjawi. Ale jeśli będzie myślała takimi kategoriami, to nigdy nie będzie odpowiedniej chwili na to zwierzenie, a dobrze wiedziała, że im dłużej będzie zwlekać, tym większy będzie miał do niej żal, o ile w ogóle jej to wybaczy.
            - Masz może jej zdjęcie? – zapytał, zatrzymując się na kolejnych światłach.
            - Miałam w telefonie, niestety ostatnio tak mi się zawiesił, że wylądował w serwisie i wszystkie zdjęcia straciłam.
            - Szkoda… Chciałbym ją zobaczyć.
            - Pewnie jeszcze będzie okazja, do Toma na pewno ze mną nie będzie chciała pójść, ale zdążysz ją poznać. – To zabrzmiało dla niego, jak jakaś obietnica kolejnych spotkań. On nie miał zamiaru odpuścić, ale i ona mimo wyrzutów sumienia jakie miała względem jego kobiety, też tego chciała. Teraz pomyślała, że w końcu musi poznać córkę z jej prawdziwym ojcem, tylko najpierw będzie trzeba wyjawić obojgu tę tajemnicę, a to jawiło się przed nią niczym mur nie do przeskoczenia. Wiedziała, że nie może zbyt długo z tym zwlekać, bo teraz czas zdecydowanie działał na jej niekorzyść. Właściwie powinna zrobić to jak najszybciej.
            Bill zatrzymał się pod jej domem.
            - Dziękuję, nie mówię wesołych świąt, bo przecież złożymy sobie życzenia w drugi ich dzień - uśmiechnęła się Babette.
            - I tak do ciebie wcześniej zadzwonię… Wyjeżdżamy wszyscy na święta do rodziców, wracamy właśnie w drugi dzień rano.
            - W takim razie życzę miłych chwil z rodziną. – Właściwie odwrócił się w jej stronę niemal od razu, kiedy tylko auto stanęło, ale teraz jakby bardziej się do niej pochylił, opierając łokciem o kierownicę i przez kilka minut przyglądał jej się w milczeniu.
        Zastanowiła się, dlaczego wciąż będąc z nim sam na sam w chwilach takich jak ta, czuje niemal paraliżujące ją skrępowanie…? Jakby dopiero zaczynała go poznawać, jakby spotkali się kilka dni temu będąc dla siebie zupełnie obcymi osobami, które z każdą chwilą stawały się sobie coraz bliższe i których więź scalała na nowo niewidzialna, magnetyczna siła.
            - Wiesz, że te najmilsze chwile spędziłbym z tobą... - powiedział cicho, odgarniając wciąż niesfornie opadający kosmyk z jej twarzy. Znów robiło się cholernie niebezpiecznie, chyba jeszcze bardziej niż wcześniej, kiedy byli w biurze. Wiedziała, że teraz już nie wybawi jej dzwoniący telefon i rozpływała się, kiedy tak patrzył tym swoim najpiękniejszym spojrzeniem. Właśnie takie chwile sprawiały, że umierała z tęsknoty za jego dotykiem, pod lawiną dreszczy. Bała się ich, a jednocześnie pragnęła. Wiedziała jednak, że to właśnie ona musi się wykazać rozsądkiem, choć tak bardzo kocha.
            - Do zobaczenia Bill - powiedziała, a wówczas nie pozostało mu nic więcej, jak wysiąść i otworzyć jej drzwi.
            - Do zobaczenia... - odpowiedział zrezygnowany, odprowadzając ją spojrzeniem do samej klatki.

~

            Na samym wierzchu leżała biała koperta ze zdjęciami. Amy poczuła dziwny dreszcz emocji, kiedy ją wyjmowała. Zerknęła na resztę przedmiotów; jakieś wycinki z gazet, zasuszone pąki kwiatów, stare zaproszenia. To przejrzy później, najpierw zdjęcia. Wsunęła rękę do koperty, chwytając za pierwszą fotografię jaka się w niej znajdowała, pospiesznie ją wyjmując.
            Uwieczniony na niej obraz uśmiechniętego, czarnowłosego chłopaka, siedzącego na skałach na tle morza i lazurowego nieba sprawił, że niemal zamarła.
            - O cholera... - jęknęła.
            Przez chwilę miała wrażenie, że krew zastygła jej w żyłach. Nie było wątpliwości, że znała tego człowieka i widziała go na własne oczy. Przecież to był Bill, opiekun i menager Maxa. Na zdjęciu był jeszcze bardzo młody, ale tak naprawdę niewiele się zmienił, może teraz miał inaczej ułożone włosy, ale tak samo czarne, dłuższe, więc rozpoznała go bez trudu. Przypomniała sobie, że wtedy w Waszyngtonie, właśnie to zdjęcie zobaczyła. Widocznie zawsze były w takiej kolejności. Szkoda, że w pamięci tak bardzo rozmył jej się ten obraz, może wówczas na próbie od razu przypomniałaby sobie skąd go zna. Wyjęła resztę zdjęć i zaczęła je przeglądać. Szczęśliwa mama w jego objęciach, obydwoje młodzi i pewnie zakochani, na niektórych zdjęciach razem, na innych osobno. Marsylia... Tak, poznała od razu to miejsce, kilkakrotnie była tam na wakacjach. Jacy oni musieli być wtedy szczęśliwi... Ale zaraz... Przecież on musiał być od mamy dużo młodszy, tak… Nawet na zdjęciu widać, wtedy był jeszcze chłopcem. To na pewno była jedna z tych przeszkód, przez którą nie mogli być razem, no i w dodatku był gwiazdą... Amy westchnęła. Jej odkrycie sprawiło, że zupełnie zapomniała o całym świecie.
            Wstała i podeszła do stojaka z płytami. Bez trudu znalazła to, czego szukała. Wyjęła krążek z okładki i włożyła do odtwarzacza. Po chwili z głośników popłynęły dźwięki muzyki i jego śpiew. Sięgnęła po resztę zawartości pudełka. Zasuszone kwiaty pewnie były od niego. Delikatnie wyjęła je, nie chciała uszkodzić skarbów mamy. To były przecież jej najdroższe i najcudowniejsze wspomnienia. Zaczęła czytać nagłówki pożółkłych wycinków z gazet: „Czy to jest miłość Billa Kaulitza?”, „Tak się bawi wokalista Tokio Hotel”, przeglądała zdjęcia zrobione zapewne znienacka, bądź z ukrycia. Na jednym Babette całowała się z chłopakiem, którego też miała okazję poznać przez Maxa, spotkali go kiedyś w centrum. Teraz już był dorosłym mężczyzną, a Max powiedział, że to brat Billa. Pod zdjęciem był podpis, który sprawił, że ze zdziwienia otworzyła buzię: „Zęłęó którym z bliźniaków łączy ją większa przyjaźń?”. Więc to był bliźniak Billa? No tak, przyjrzała się zdjęciom na których byli obok siebie. Mimo zupełnie innego stylu, twarze mieli niemal identyczne.
            Czuła się dziwnie, jak jakiś intruz ingerujący w czyjąś przeszłość. Zrobiło jej się przykro z powodu ojca. To straszne, że matka go nigdy nie kochała. Starała się ją zrozumieć, jednak i tak w jej sercu, właśnie z tego powodu była mała zadra. Miała żal do losu, że nie była dzieckiem zrodzonym z wielkiej miłości, nie wiedziała jednak, jak bardzo się myliła…
            Siedząc tak po turecku na dywanie obok komody, wśród tych wszystkich pamiątek, nawet nie usłyszała szczęku przekręcanego w zamku klucza. Kiedy się zorientowała, że przyszła mama, było już za późno żeby wszystko pochować.
            - Czemu tego słuchasz? - zapytała Babette, jakby z lekkim niepokojem, odrobinę zdziwiona, stając w drzwiach salonu. Zamarła, zatrzymując spojrzenie na drogich pamiątkach.
            Amy podniosła na nią zatrwożone spojrzenie.
            - Przepraszam... - wydusiła z siebie skruszona.
            Babette przesunęła wzrokiem po rozłożonych na dywanie przedmiotach. Wzruszenie ścisnęło jej serce i zrzucając płaszcz, oraz buty, bez słowa usiadła przy córce, biorąc do ręki kolejne zdjęcia. Na jej twarzy malowała się nostalgia, jakiś nieokreślony żal za przeszłością.
            - Nic nie szkodzi... Przecież i tak miałam ci je pokazać - powiedziała cicho. Amy miała wrażenie, że matka ma w oczach łzy, co skrzętnie starała się przed nią ukryć.
            - Opowiesz mi o tym? - zapytała delikatnie.
            Babette skinęła tylko głową, zaczynając swoją opowieść.
            - Poznałam go tuż przed programem jaki miałam z nimi zrobić, do dziś pamiętam chwile, kiedy przyszli po raz pierwszy do studia. Miał wtedy zaledwie siedemnaście lat... - westchnęła.
            - Tylko? - zdziwiła się Amy.
            - Niestety tylko... - uśmiechnęła się Babette z nostalgią. - Wiedziałam, że to szaleństwo, jednak było w nim coś takiego, co nie pozwalało mi o nim zapomnieć. Kiedy patrzył na mnie rozpływałam się, pociągał mnie, fascynował. Jednak nie dopuszczałam wtedy myśli, że mogłoby połączyć mnie z nim coś głębszego, pomyślałam sobie, że może jakiś niewinny flirt, albo mały romans w zupełności wystarczy…
            - Chciałaś się z nim po prostu przespać?
            - Amy! – zgromiła córkę Babette.
            - No co? – dziewczyna ze śmiechem wzruszyła ramionami. Zawsze rozmawiały dość szczerze i swobodnie na tego typu tematy, ale matka nie lubiła, kiedy wyrażała się o tym tak obcesowo.
            - Chyba wtedy nawet o tym nie myślałam, on był taki młody, ale nie powiem, gdzieś w podświadomości snułam takie wizje, choć ich z początku nie dopuszczałam, ale stało się... Byłam wtedy z Martinem...
            - Mamo... Zdradzałaś ojca? - zapytała Amy ze zgrozą w głosie.
            - Skoro już mówię wszystko, to powiem i to; tak zdradzałam go, przykro mi to mówić, ale nie kochałam go, nie była to prawdziwa miłość. Nie powiem, że był mi zupełnie obojętny, ale byłam z nim z wygody i głównie dla kariery w telewizji. Może gdybym nie poznała Billa, nie zaangażowała się, wszystko potoczyłoby się inaczej… Przepraszam... - Babette spojrzała na Amy. Widziała, że dziewczyna słuchała tego wstrząśnięta. Przeraziła się, że skoro już to wywiera na niej aż takie wrażenie to co będzie, kiedy powie jej o tym, że jej biologicznym ojcem jest Bill? W swojej opowieści, jakby podświadomie nie używała słowa „ojciec”, jakoś teraz nie potrafiła tak mówić o Martinie.
            - Mów dalej mamo… - powiedziała po chwili Amy, starając się okazać zrozumienie.
            - Dostałam propozycję konferansjerki na gali, gdzie zespół Tokio Hotel występował jako jeden z zaproszonych gości. Tej samej nocy Martin miał lecieć do Stanów, ale uwierz mi, nie miałam co do tej nocy żadnych planów, wszystko wyszło bardzo spontanicznie, sama się tego nie spodziewałam. Na party po występach tańczyliśmy, nigdy nie zapomnę co wówczas czułam; to była magia, pożądanie... Tak bardzo go pragnęłam, każda cząstka mojego ciała pożądała tego chłopaka... Kiedy wyszłam na taras, za chwilę się tam za mną zjawił, ulegliśmy chwili, pocałował mnie... Uciekłam do łazienki, bojąc się samej siebie... – Babette na chwilę przerwała, czując narastające w niej wzruszenie. Nagle wszystko to stanęło jej przed oczami, jakby działo się wczoraj.
            - Co było potem? – ponagliła ją Amy, która słuchała z wypiekami na twarzy, zastanawiając się, kiedy będzie odpowiednia chwila, żeby powiedzieć matce, że zna jej miłość.
            - Potem Martin odwiózł mnie do domu, a sam pojechał na lotnisko. Był środek nocy, ale mi wcale nie chciało się spać. Ciągle byłam pod wrażeniem tego wieczoru, myślałam tylko o nim... Wzięłam orzeźwiający prysznic i właśnie wychodziłam z łazienki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi...
            Babette westchnęła ciężko i spojrzała na Amy. Dziewczyna siedziała jak zahipnotyzowana, w końcu przemówiła:
            - To był on, prawda...?
            - Tak, to był on... - odpowiedziała matka, łamiącym się ze wzruszenia głosem. Piękne to były wspomnienia, jednak ich odświeżanie sprawiało jej teraz niemały ból. Dziś, chyba jak nigdy przedtem bała się, że już nigdy nie doświadczy czegoś tak niesamowitego. - Oszaleliśmy wtedy... Jesteś już na tyle dorosła, że pewnie wiesz co potem się stało, dokładnie w tym miejscu, przed kominkiem leżała taka biała skóra… - Babette znów urwała, szczędząc swej opowieści intymnych szczegółów, które nie były nawet potrzebne, bo dziewczyna doskonale wiedziała co stało się potem. Jednak w tej właśnie chwili, jak misterne puzzle, wszystkie wydarzenia zaczęły układać się w jej głowie. Teraz jak żywy stanął przed Amy obraz Billa i słowa dotyczące kominka w jego domu; „Ten jest szczególny...”. Teraz już doskonale wiedziała dlaczego... Dla niego to wszystko też nie było tylko przeszłością. Serce zabiło jej mocniej, ale wciąż nie powiedziała matce o niczym.
            - A potem…? Co było potem? – dopytywała, kiedy Babette znów zamilkła.
            - Został ze mną cały dzień i kolejną noc... Nigdy nie czułam tego co wtedy, przestraszyłam się Amy...
- Ty już wtedy się zakochałaś... - westchnęła dziewczyna, opierając brodę o swoje kolana.
            - Broniłam się przed tym, ale myślę, że to już zaczęło się rodzić we mnie. Dlatego chciałam to skończyć, zostawiłam mu na stole kartkę, że nie zapomnę tych chwil, ale żeby więcej nie dzwonił. Chciałam, żeby zrozumiał, że to koniec. Wyjechałam z Martinem na urlop, myślałam, że zapomnę - nie umiałam. Na domiar złego po powrocie spotkaliśmy się na lotnisku. Kiedy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że to jego tak naprawdę chcę...
            - A on? Nie dzwonił? Nie próbował się skontaktować?
            - Nie, nie próbował, poczuł się odrzucony, jak niepotrzebna zabawka... Ale wykorzystał okazję na kolejnym przyjęciu. Wtedy znów wszystko się zaczęło. Kiedy Martin znowu poleciał do Stanów, wyjechaliśmy razem na kilka dni do Marsylii...
            - To stamtąd te zdjęcia, poznałam... - przerwała jej Amy.
            - I te zasuszone pąki też stamtąd. To były cudowne dni... Właśnie tam powiedziałam mu, że go kocham, a następnego dnia obudziłam się obsypana kwiatami...
            - Jejku... To takie romantyczne... - westchnęła Amy. Słuchała opowieści matki, jak jakiejś bajki. To wszystko wydawało jej się takie piękne, a zarazem niewiarygodne.
            - Tak, wtedy żyliśmy przez kilka dni w naszej mydlanej bańce, ale nie zawsze było tak romantycznie, on był zazdrosny o Martina, chciał żebym od niego odeszła. Ja się bałam opinii ludzi, tej różnicy wieku, która wtedy była przepaścią. Zobacz te artykuły... - powiedziała Babette, sięgając po wycinki.
            - Już je przeglądałam, faktycznie nie było wam łatwo...
            - Było cholernie trudno, może gdyby on nie był osobą medialną, nikt by się nami nawet nie zainteresował.
            - I co było dalej? Przecież w końcu nie rozstałaś się z ojcem… - Amy wlepiła w matkę zaciekawione spojrzenie, a ona zamarła. Może jednak przy końcu tej opowieści wystarczy jej odwagi, aby powiedzieć córce całą prawdę?
            - Rozstałam się, ale to też było bardzo skomplikowane. Kiedy zdecydowałam się powiedzieć o wszystkim Martinowi, nie zdążyłam, bo on przypadkiem znalazł dyskietkę z tymi zdjęciami - Babette wskazała ręką na rozłożone na podłodze fotografie - Rozstaliśmy się w gniewie, dopiero po jakimś czasie zaczęliśmy normalnie rozmawiać i zostaliśmy przyjaciółmi, chociaż Martin zawsze mnie kochał. Byłam z Billem tylko rok, ale to był najcudowniejszy rok w moim życiu...
            Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, teraz nawet przypominała sobie takie szczegóły, których do tej pory nie umiała wydobyć z zakamarków umysłu.
            - Nie bardzo rozumiem… Skoro tak bardzo się kochaliście, właściwie dlaczego rozstaliście się? - spytała Amy.
            - On był dużo młodszy, chciał się bawić, chciał żyć po swojemu, a ja pragnęłam jakiejś stabilizacji. Potem wkroczyła jego matka, właściwie nakazała mi dać mu spokój. Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że ten związek nie ma przyszłości...
            - Kochałaś go i tak po prostu odpuściłaś? - zdziwiła się Amy.
            - Nie miałam siły walczyć, po prostu już nie umiałam. Wraz z upływającym czasem miałam wrażenie, że on przestaje mnie kochać… Bałam się, że w końcu i tak odejdzie. Rozstając się z nim powiedziałam mu, że nigdy go nie kochałam, że był dla mnie tylko zabawką. Nie chciał w to uwierzyć, ale odszedł. Był dumny. Myślał, że się namyślę i wrócę do niego, ale nie zrobiłam tego. Chciałam dać mu wolność, właśnie wtedy nadarzyła się okazja, żeby spalić za sobą wszystkie mosty… Wyjechałam z Martinem do Stanów.
            - Uciekłaś tak bez słowa?
            - Napisałam do niego list, który dałam jego bratu. Niby chciałam uciec, ale tak naprawdę miałam nadzieję, że zdąży na lotnisko, że mnie zatrzyma... Zaprzeczałam sama sobie... Uciekałam, a jednocześnie pragnęłam całym sercem, żeby zdążył... Nie było go jednak, a ja przez te wszystkie lata myślałam, że po prostu nie przyszedł... Ostatnio dowiedziałam się, że nie zdążył.
            Babette poczuła znów ten znajomy uścisk w gardle, wzruszenie odbierało jej zdolność artykułowania dźwięków, a wzbierające pod powiekami łzy zapiekły. Spuściła głowę.
            - To straszne mamo, ale zarazem takie piękne... - westchnęła Amy. - Gdy się z nim spotkałaś wtedy w niedzielę powiedział ci to, prawda?
            Matka skinęła głową. Nie widziała w tym niczego pięknego, przez wszystkie minione lata, te wspomnienia były jedynie źródłem nieustannego bólu czworga ludzi. Do tego teraz dochodziła jeszcze sprawa nie wyjawionego ojcostwa, przez co znów ucierpi Bill, a na dodatek i Amy.
            - Powiedział i wiele sobie wyjaśniliśmy, ale czasu się nie cofnie. - odparła, opanowując emocje. - Nie możemy być razem i pewnie nigdy nie będziemy, on ma rodzinę, ale wiem, że nie jestem mu obojętna, nie zapomniał i wciąż coś do mnie czuje. To musi mi wystarczyć.
            Przez chwilę matka i córka patrzyły sobie w oczy. W głowie każdej z nich kłębiły się myśli o wciąż skrywanych tajemnicach. Z pewnością na ich wyjawienie nadeszła odpowiednia pora, ale jedna z nich wciąż bardzo się bała.
            - Mamo... - zaczęła Amy nieśmiało. Babette przyglądała jej się uważnie, jednak nie bez pewnej obawy. Co też teraz córka pragnie jej zakomunikować z tą zatrwożoną miną? Dziewczyna wzięła do ręki zdjęcie Billa i przenosząc wzrok z niego na Babette, w końcu powiedziała;
            - Mamo, ja go znam...
            - Kogo? Billa? - zapytała matka z nieudawanym zdziwieniem.
            - Tak, on jest opiekunem i menagerem Maxa.
            - Naprawdę...? - Babette czuła jak pulsują jej skronie. Oto dowiedziała się właśnie, że jej córka zupełnie przypadkiem poznała swojego biologicznego ojca. Jak ma teraz jej wyznać prawdę? To co usłyszała od Amy całkowicie ją zaskoczyło, niemal sparaliżowało. Zupełnie nie wiedziała co ma teraz powiedzieć.
            - Tak, poznałam go wtedy na próbie u Maxa - Uśmiechnęła się Amy nieśmiało. 
            Babette wciąż nie mogła pozbyć się uczucia jakiejś bliżej nieokreślonej paniki, znowu miała wyrzuty sumienia, że choć zamierzała to nie zdołała wyjawić dziewczynie całej prawdy i prawdopodobnie dziś, nie będzie w stanie tego zrobić, nie po tym czego właśnie się dowiedziała...
            - To niesamowite, jaki ten świat jest mały... - wydusiła tylko. Była zmieszana, nie mogła pozbierać myśli. Teraz jej największa tajemnica ciążyła na jej sumieniu jak nigdy dotąd. Tak bardzo chciała już to powiedzieć, wyznać wreszcie, oczyścić się bez względu na wszystko. Tylko jak miała to zrobić? A Bill dzisiaj o nią pytał... Nawet nie wie, że ją widział, poznał, że jest dziewczyną chłopaka z jego zespołu...
            Amy zauważyła, że mama nagle stała się jakaś przybita i wciąż czymś się wewnętrznie gryzie. Czyżby aż tak ją wyprowadziła z równowagi wiadomość, że córka poznała jej miłość?
            - Uważam, że naprawdę świetny facet z niego mamo - powiedziała Amy, chcąc rozładować wyczuwalne napięcie. Babette spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem.
            - Co chcesz przez to powiedzieć?
            - Po prostu równy z niego gość, chociaż ja nie znam go za dobrze, rozmawiałam z nim tylko dwa razy, ale Max ma o nim najlepsze zdanie.
            Matka uśmiechnęła się tylko, jednak Amy wydawało się, że wciąż myślami błądzi gdzieś bardzo daleko.
            - Mam jakieś dziwne wrażenie… Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - zapytała ją po chwili.
            - Nie, nie, już dość zwierzeń jak na jeden wieczór, poza tym już wszystko ci powiedziałam - roześmiała się Babette.
            - Na pewno? Nie ma już żadnych tajemnic? - Przymrużyła oczy Amy.
            - Na pewno.
            Babette z bólem serca przytuliła córkę. Była naprawdę świetna okazja, ale w obliczu tego co wyznała jej Amy, wszystko prysło. Nie potrafiła powiedzieć jej o wszystkim właśnie teraz, nie miała na to sił. Znowu trzeba będzie czekać na odpowiedni moment.
            - A czy ty przypadkiem nie miałaś gdzieś iść? - zapytała zerkając na zegar.
            - O rany, już wpół do siódmej! - Dziewczyna wpadła w panikę i zaczęła pospiesznie zbierać porozrzucane po podłodze zdjęcia.
            - Zostaw, ja to schowam, ty się lepiej szykuj, bo za chwilę będziesz spóźniona.
            Wspomnienia znów spoczęły uśpione w czerwonym pudełku, ale jakże cudowna była nadzieja, że pewnego dnia się przebudzą, by znów powrócić...


20 komentarzy:

  1. O mamuniu... Siedzę jak głupia z telefonem w ręku i cieszę pyszczek do ekranu. Beatrice jesteś zarówno cudowna, jak i podła. Przerwać w takim momencie opowieść o Billu? Wstydź się, bo kolejny tydzień będę się zastanawiać, kiedy w końcu Amy i Bill dowiedzą się o wszystkim. Świąteczna impreza zapowiada się bardzo interesująco.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
    Buziaki, Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taka ja okropna, wiem xD Ale tak naprawdę, Babette skończyła opowiadać historię swojej miłości. Może nie zawahałaby się powiedzieć jej o tym, że to właśnie Bill jest biologicznym ojcem Amy, gdyby nie dowiedziała się, że Amy od jakiegoś czasu go zna, to zupełnie zbiło ją z tropu i to ciągłe odwlekanie będzie miało swoje konsekwencje.
      Ale oboje dowiedzą się już niebawem, choć nie wszystko pójdzie tak, jakby się chciało. Impreza świąteczna tuż, tuż... Od następnej części wszystko zacznie nabierać tempa.
      Całusy i dziękuję ;*

      Usuń
  2. Kocham! Tylko szkoda że nie powiedziała jej od razu.

    Czekam na kolejny odcinek ❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie powiedziała, cała, nasza Babette, ale w końcu to się stanie, przecież musi.
      Buziaki ;*

      Usuń
  3. Zaraz powiesz, że nie można tak wszystkiego od razu i, że wszystko się wyjaśni w swoim czasie, wiem... Ale... Te niedomówienia doprowadzają mnie do szału! :D Czyż nie piękniej byłoby, gdyby Bill od razu sprostował kwestię dotyczącą Maxa, albo Babette wyznała prawdę Amy? Cóż, znowu pozostaje wpatrywanie kolejnego czwartku na horyzoncie. (: Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, że nie powiem tak! Może i byłoby lepiej, a może nie... Bill jest ostrożny, on chce poukładać wszystko jak najlepiej, nie chciałby ranić, chociaż doskonale wie, że tak się nie da. I wszyscy wiemy, kto poniósłby największe straty, ale od następnej części zacznie brać sprawy w dłonie.
      Babette, no cóż, popełnia błąd za błędem, i nie obejdzie się bez konsekwencji z powodu jej uporczywego milczenia.
      Pozdrawiam i ściskam :*

      Usuń
  4. nawalila po calej lini zamiast od razu powiedziec to teraz bedziemy czekac wiecznie na to zeby powiedziala to.. Ale i tak odcinek super :) nie moge sie doczekac az w koncu Bill bedzie szczesliwy z Babett :) mam nadzieje ze tak bedzie :) czekam na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no nawaliła, będzie tego żałować, bo z każdym dniem będzie coraz ciężej wszystko wyjaśnić, tym bardziej przez zaprzeczenie córce, że nie ma więcej tajemnic. Od następnej części wszystko ruszy w tę stronę, w jaką wszyscy chyba chcą.
      Buziaki ;*

      Usuń
  5. Jestem i ja, skleroza nad sklerozami, menda nad mendami, głupia pała i inne z tych jakże wyszukanych epitetów, którymi raczysz mnie (niemal) każdego wieczora. Ale dobra, zasłużyłam, nawet na to, czego pozwolę sobie tutaj nie zacytować, bo jeszcze naprawdę wzięłabyś i wepchnęła mi to tam, gdzie światło dzienne nie zdoła dotrzeć. xD
    Amy to taki szperacz trochę, ale w sumie, skoro matka dobrze się ubiera, to co dziewczyna będzie się krępować. Niech bierze. Ale z drugiej strony Bill, widząc Amy na oczy, też powinien się skapować, że wcale nie ma oczu po Martinie, no chyba, że po prostu się nie przyglądał, albo jest bucem. Co do tego drugiego, to raczej jakichś szczególnie wielkich wątpliwości bym nie miała. :P
    Przy odcinku nie miałam zbyt wiele roboty, trochę literówek i problemów z interpunkcją, ale poza tym, poradziłaś sobie bezbłędnie. Choć nie ma tu patosu ani wzniosłych interakcji między bohaterami, definitywnie podobało mi się to i pochłonęłam (prawie) jednym tchem. Przynajmniej za drugim podejściem. xD
    Wiesz także, że mało kogo siła wyższa obdarowuje kunsztem pisarskim na Twoim poziomie i jestem wdzięczna, że to opowiadanie kiedykolwiek stanęło na mojej drodze, bo właśnie dzięki Tobie, nie komuś innemu, zaszłam dziś tak wysoko z własnymi umiejętnościami. Potrafisz być inspiracją i mam nadzieję, że kiedyś, ktoś, poczuje się równie dotknięty "Return to Remember" i jak ja, postanowi być równie dobrym pisarzem jak Ty.
    Buziaczkuję Cię, pałko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak miło, że jednak sobie przypomniałaś, aby odezwać się pod swoim niegdyś ulubionym opowiadaniem i ja naprawdę nie wiem co Ci odpowiedzieć, przecież pamiętasz jak będzie dalej, może nie tak dokładnie, ale jednak.
      Nie będę tu się rozwodzić nad Twoim słodzeniem, odniosę się do treści; Amy jest bardzo podobna do Babette, może dlatego umknął mu tak niewiele znaczący fakt, jak ciemne oczy dziewczyny, poza tym... przecież to facet, który zwraca tak bardzo uwagę na takie drobiazgi? xD
      Dziękuję kochana i całuję ;*

      Usuń
  6. Babette to sama sobie pokomplikowala to wszystko. I komplikuje dalej. I krzywdzi tym nie tylko siebie, a przede wszystkim Billa i Amy. Powinna im to powiedzieć od razu. Bo im dłużej to ukrywa tym później ciężej jej się będzie zebrać żeby wyznać prawdę. Ehhh..
    No cóż... akurat te sytuacje z dowiadywaniem się to pamiętam :/
    A ten Bill jest taki super... taki gentlemen... no prawie ideal :P (gdyby nie policzkował kobiet xD).
    I w ogóle to przepraszam ze tak późno, ale znów urządzam "poczytaj mi mamo" i wczoraj nadrabialismy poprzedni rozdział i dzisiaj dopiero czytałam ten.
    Jak zwykle czekam niecierpliwie na następny. Na pewno tak samo obfitują w emocje jak i ten.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nic nie wyjdzie tak, jakby Babette tego chciała, ale czasem tak właśnie w życiu bywa, szczególnie kiedy się zwleka z wyznaniem prawdy.
      No, a ja myślałam, że już nie czytasz ;) I nic nie szkodzi, że dopiero teraz, najważniejsze, że zawsze jesteś i, że mogę na Ciebie liczyć.
      Ściskam i całuję ;*

      Usuń
    2. Jak bym tak mogła? :O Czytam czytam... tylko miałam obsuwę xDD

      Usuń
  7. Nadrobiłam w końcu <3 Ja wiem, że to wszystko jest dla Babette trudne, ale powinna od razu powiedzieć Billowi o dziecku. Odebrała mu w końcu szesnaście lat z życia córki, nie widzial, jak Amy dorasta, jak się zmienia, tego czasu nie da się nadrobić. Z każdym kolejnym dniem wyznanie prawdy jest coraz trudniejsze i w jakimś stopniu ta tajemnica przytłacza Babette.
    Wspaniale jest móc czytać o tym, ze Kaulitz wciąż zabiega o swoją jedyną miłość, to uczuciowe napięcie miedzy głównymi bohaterami jest zawsze wyczuwalne w Twoich tekstach. O to chodzi. W towarzystwie Babette, Bill odżywa, ona takze przy nim rozkwita. Niech tak zostanie, co? :D
    Odniosę się jeszcze do poprzedniego rozdziału... Nie spodziewałam się, ze Bill, romantyk z natury i mężczyzna z zasadami, podniesie rękę na kobietę. Patrizia swoimi slowami wyprowadziła go z równowagi, a jego reakcja tylko utwierdziła ją w przekonaniu, ze to Babette zajmowała i zajmuje najważniejsze miejsce w sercu Billa. Mimo tych wszystkich negatywnych komentarzy nie powinien jej uderzyć...
    Mam nadzieję, że nie bedę miala wiecej takich przerw z tym opowiadaniem. Do zobaczenia pod następnym rozdziałem! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinna, ale nie powiedziała, ani Billowi, ani Amy, popełnia błąd, który będzie ją kosztował... I z pewnością nie będzie łatwo, cokolwiek się nie stanie, mimo uczucia.
      Bill, no cóż... Mimo całych pokładów romantyzmu, bywa też wybuchowy i porywczy. Jak zawsze szanował Patrizię, tak teraz jest dla niego niczym kamień u szyi, ale jeszcze pokaże tę dobrą twarz. No i w sumie jakoś bardzo jej nie nawtykał, to był tylko policzek ;>
      Ja także mam nadzieję, że już do końca będziesz i znajdziesz chwilę na skreślenie choć kilku słów, bo Twoje komentarze są balsamem dla mojej duszy, tak bardzo cenne.
      Ściskam i całuję ;*

      Usuń
    2. To się nie zmienilo - wybuchowy temperament Billa i ta porywczość. Niby nie nawtykal, ale ten policzek mogl zranic bardziej niz gorzkie slowa. Zresztą to kobieta, ponadto wspierala go w najhorszych momentach, Bill sie troszkę zapedzil...
      To bardzo, bardzo milo, ze moja opinia jest dla Ciebie wazna. Z przyjemnością zostanę tu do końca, buziaki :-*

      Usuń
  8. Nie potrafię znaleźć żadnych słów krytyki bo trafiasz w sam środek idealnej opowieści. Obiecuję będę pierwsza która przyjdzie kupić Twoja książkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością można by się do czegoś przyczepić w moim opowiadaniu, ale Twoje słowa są bardzo krzepiące dla mnie, choć nie wiem, czy to kiedyś się ziści.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam ;*

      Usuń
  9. Kurde. Przypadkowo trafiłam na to opowiadanie, po tylu latach miło było sobie przypomnieć jak to się czytało i pisało takie historie o Tokio Hotel. Przeczytałam od deski do deski i muszę przyznać, że jest to najlepsze i zarazem najgorsze opowiadanie o TH jakie w życiu przeczytałam. Jako niepoprawna romantyczka (i osoba, która podkochiwała się w Billu te 10 lat temu) wyłam jak bóbr przy ostatnim rozdziale MI. Co to miało być? Takie zakończenie?? Czułam pełną solidarność z Billem, moje serce też się rozpadło na milion kawałków. Jak już zaczęłam czytać RTR to znowu nie mogę się otrząsnąć. Czemu oni tracą czas i nie mogą znowu być razem? Czemu Babette postępuje tak jak postępuje? Jak mogła w ogóle tak uciec, nie powiedzieć Billowi o Amy i jeszcze teraz zgrywać taką cnotkę za każdym razem, kiedy Bill chce się do niej zbliżyć? No kurde! Teraz tak myśli o żonie Billa, a jakoś o Martina się tak nie martwiła jak doprawiała mu rogi! Albo te jej teksty, że musi być rozsądna. Ona już w swoim życiu się popisała rozsądkiem, niech teraz może ktoś inny przejmie pałeczkę. Bożeeee, pokochałam to opowiadanie i nie mogę tego znieść, że nie ma jeszcze dalszego ciągu, aczkolwiek jestem mega oburzona i zła, że mogli zmarnować taki kawał życia. No kuźwa! To nie jest 2, 3 albo 4 lata tylko 16!! Nie mogę tego przeżyć, nakręciłam się jak nie wiem co! :) Chyba tak jak Bill jestem masochistką, bo zamiast usunąć Twój blog z zakładek, zapomnieć i przeczytać sobie coś innego z happy endem, to będę tu wchodzić codziennie, czekać na każdą nową część jak na zbawienie i do samego końca będę żyć z nadzieją, że jednak będzie ten happy end i będą razem aż do śmierci. Dziękuję Ci, Beatrice, z całego serca za wszystkie emocje, które przeżyłam czytając Twoje niezwykłe opowiadanie, jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najmilsza rzecz, po tak długim okresie publikacji jeszcze zdobywać czytelniczki, aż się uśmiechnęłam radośnie na tak długi komentarz.
      Podsumowując Twoją opinię mogę śmiało powiedzieć, że prawdopodobnie wzbudzam skrajne emocje, ale to chyba dobrze, bo nie wieje nudą;)
      Chyba najbardziej ze wszystkich moich bohaterów zdenerwowała Cię Babette, cóż ja mogę powiedzieć... Trudno ją zrozumieć, popełniła wiele błędów, na których czegoś się nauczyła, a jednak wciąż je popełnia błędnie przekonując samą siebie, ze postępuje dobrze. Czy wreszcie odważy się wszystko wyjaśnić, powiedzieć zainteresowanym o skrywanej tajemnicy, czy będzie zupełnie inaczej? Wszystko w końcu się okaże, ale nie zakładaj od razu, że jeśli pierwsza część nie skończyła się szczęśliwie, ta druga także właśnie tak się nie skończy, jednak droga do tego szczęścia, nie zawsze bywa usłana różami, niekiedy trzeba przejść przez ciernie.
      To ja serdecznie dziękuję za tak cudowny komentarz, który sprawił mi wiele radości, pozdrawiam Cię i ściskam :*

      Usuń