Część
26.
„Nic nie trzeba
robić dla zasady,
i nie wszystko musi mieć swój sens.
Niech uczucie teraz cię prowadzi,
każda chwila najważniejszą jest.”
i nie wszystko musi mieć swój sens.
Niech uczucie teraz cię prowadzi,
każda chwila najważniejszą jest.”
De Mono – „Żyj tylko chwilą”
Taksówka
miała być za pięć minut. Niemal bezszelestnie uchyliła drzwi swojego pokoju,
sięgając po zimowe botki, które tak niedawno zdjęła. Jedyne co teraz musi
zrobić, to jak najszybciej wymknąć się z domu. Jeśli matka zorientuje się co
zamierza, będzie próbowała ją zatrzymać. Nie chciała kolejnej awantury, a
wiedziała, że bez tego by się nie obyło. Wzięła wszystkie pieniądze jakie miała
w domu, oraz kartę do swojego konta, na które co miesiąc wpływało jej
stypendium i renta po ojcu. Wiedziała, że na jakiś czas jej wystarczy, a
potem... Nie myślała teraz o przyszłości, w obliczu tego co usłyszała nie
potrafiła. W tej chwili w ogóle nie wiązała jej z matką. Może kiedyś jej to
wszystko wybaczy, może kiedyś, ale z pewnością nie teraz...
Najciszej
jak mogła wyszła na przedpokój, pospiesznie zakładając kurtkę. Babette, której
zmysły wyczulone były teraz jak nigdy przedtem, usłyszała podejrzany szmer. Jednak
Amy była szybsza, bo kiedy tylko kobieta pojawiła się w drzwiach, dziewczyna
już wymykała się na klatkę schodową.
-
Amy! - krzyknęła za nią z przerażeniem. Trzaśnięcie drzwi uświadomiło jej, że
stało się coś najgorszego, coś, czego na pewno się nie spodziewała. Co zrobi,
jeśli przez własną głupotę ją straci?
Ubierała
się niedbale, najszybciej jak mogła. Właściwie założyła tylko buty i narzuciła
na siebie płaszcz. Chyba nawet za Billem nie zbiegała tak szybko po schodach
jak teraz, jednak na niewiele się to zdało, bo gdy znalazła się na ulicy
zobaczyła tylko odjeżdżającą taksówkę. Rozpłakała się z bezradności jak małe
dziecko. Zaczęła teraz się bać, że naprawdę ją straciła i, że już nigdy nie
odzyska jej zaufania.
Oby
odzyskała ją w ogóle...
Wróciła
do mieszkania, niedbale zrzucając z siebie płaszcz. Pospiesznie sięgnęła po
telefon i wybrała połączenie. Kolejny raz pochwycił ją w swoje objęcia ogromny
strach. Jak teraz mu o tym wszystkim powiedzieć?
Nie
czekała długo na to, żeby usłyszeć jego głos.
-
Słucham cię skarbie - odezwał się Bill.
Spleciony
z nerwów gruby powróz zacisnął się na jej szyi, dławiły ją łzy, nie wiedziała
co ma mu powiedzieć i jak ma to zrobić. Nie chciała kolejny raz sprawiać mu
bólu.
-
Kochanie, jesteś tam? - zapytał łagodnie, ale z nutą zaniepokojenia.
-
Jestem, ale nie wiem co mam ci powiedzieć... - wydusiła wreszcie przez łzy.
-
Nie wyszło, prawda? - Bardziej stwierdził, niż zapytał, bo cóż innego mogły
oznaczać jej słowa?
-
To był jakiś koszmar... Bill, ona uciekła... ja nie wiem co mam teraz zrobić...
Po
chwili uspokojenia, znów się rozpłakała. Nie potrafiła opanować żalu i emocji,
przecież to było jej dziecko, jej ukochana córka... Gdzie teraz może być?
-
Zaraz u ciebie będę - odparł.
~
Płynące
nieustannie z jej oczu łzy, rozmywały zmieniający się za oknem taksówki, obraz
ulic Berlina. Nie wiedziała dokąd ma jechać. Najpierw na myśl przyszedł jej
Max, jednak szybko zmieniła zdanie, bo tam przecież mieszkał Bill, a on był w
tej chwili chyba ostatnią osobą jaką chciała widzieć. Ojciec... jaki z niego
ojciec, skoro nawet nie chciał jej poznać przez tyle lat? A może to właśnie matka
zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów? Nie, przecież oni przez ten czas się nie
widzieli... Właściwie teraz, kiedy już nieco ochłonęła po pierwszym szoku, nie
potrafiła tego wszystkiego poukładać w jakąś logiczną całość. Nie pasował do
siebie żaden element tej całej życiowej układanki. Zastanawiała się teraz, kto
tak naprawdę wiedział czyją jest córką?
Postanowiła
jechać do Agnes, ale pod wpływem burzy myśli, zdecydowała, że najpierw pojedzie
do babci. Szybko poinformowała kierowcę o zmianie planów, a że byli akurat w pobliżu,
po kilkunastu minutach już stała u drzwi mieszkania swoich dziadków.
-
Amy? A co ty tu robisz o tej porze? - zdziwiła się starsza kobieta, która
właśnie jej otworzyła, a gdy zobaczyła zapuchniętą od płaczu twarz wnuczki,
dodała zdenerwowana: - Coś się stało?
Dziewczyna
jednak nie odpowiedziała, tylko pospiesznie przekroczyła próg mieszkania.
-
No chodź kochanie, porozmawiamy - powiedziała jeszcze, pomagając jej zdjąć
kurtkę.
-
Babciu, powiedz mi tylko prawdę, czy ty też o tym wiedziałaś? - zapytała Amy.
-
O czym? - zdziwiła zdezorientowana kobieta, prowadząc dziewczynę do kuchni. -
Siadaj, bo w pokoju dziadek jakiś mecz ogląda, to nie porozmawiamy spokojnie.
Napijesz się soku?
-
Nie, dzięki... - wnuczka pokręciła głową. - Odpowiesz mi?
-
Ale o co chodzi?
-
Chcę wiedzieć, czy ty też wiedziałaś kto jest moim biologicznym ojcem? -
ponowiła już dosadnie swoje pytanie.
Kobieta
pobladła. Już teraz rozumiała z jakim problemem przyjechała do niej Amy.
-
A jednak ci powiedziała... - westchnęła tylko.
-
Boże... więc ty też wiedziałaś? - jęknęła dziewczyna, opierając się łokciami o
stół i kładąc głowę na dłoniach. - Więc wszyscy wiedzieli tylko nie ja, tak? -
dodała z wyrzutem.
-
Kochanie, uspokój się, to nie jest rzecz o której się mówi ot tak sobie, nie
wiem kto jeszcze wiedział, ja wiedziałam, bo przecież twoja matka jest moją
córką - zaczęła spokojne tłumaczenie babcia. - Pokłóciłyście się, prawda?
Amy
wzruszyła tylko ramionami. To co się wydarzyło przed godziną w jej mieszkaniu,
właściwie spokojnie można by było nazwać karczemną awanturą, a nie zwykłą
kłótnią.
-
Wiem co możesz teraz czuć, na pewno masz do mamy żal, ale jej też było z tym
bardzo ciężko żyć, nie raz rozważała to kiedy ma ci o tym powiedzieć, i to nie
było wcale proste - tłumaczyła babcia nie czekając na odpowiedź dziewczyny.
-
Właściwie wolałabym, żeby ojciec żył, bo nigdy bym się o tym nie dowiedziała...
- jęknęła nastolatka.
-
No nie wiem, mama od jakiegoś czasu planowała powrót. Może nawet o tym nie
wiesz, ale nie układało jej się z Martinem, w końcu ile lat można żyć bez
miłości... - westchnęła kobieta i uśmiechając się delikatnie, kontynuowała swój
monolog. - Pamiętam jaka była szczęśliwa, jak błyszczały jej oczy kiedy była z
tym Billem... Oni chyba naprawdę bardzo się wtedy kochali, zresztą o ile się
nie mylę ta miłość przetrwała do dzisiaj. Wiem, że ta wiadomość bardzo tobą
wstrząsnęła, ale wybacz jej, bo chciała jak najlepiej, miałaś przecież
szczęśliwe dzieciństwo nie chciała ci tego psuć taką wiadomością. Zresztą co
byś z tego zrozumiała mając dziesięć lat?
-
Mogła mi powiedzieć po śmierci ojca...
-
Oj Amy, jesteś taka głupiutka... Miała cię wtedy dobić? Pomyśl, miałaś
wystarczający stres...
Dziewczyna
słuchała w skupieniu, chłonąc każde słowo mądrej kobiety. Teraz już patrzyła na
to trochę inaczej, a przede wszystkim spokojniej, chociaż wiedziała, że to
jeszcze nie wszystkie elementy skomplikowanych puzzli. Do pełnego zrozumienia
brakowało jej jeszcze bardzo wiele. Jednak żadne słowa pocieszenia nie
potrafiły ukoić jej żalu, czuła się okropnie...
-
Ale ona mnie okłamała babciu... - powiedziała cicho. - Okłamała mnie już tutaj,
w Berlinie, kiedy opowiadała mi przed świętami o ich związku, powiedziała, że
to już wszystkie tajemnice jakie taiła. Dla pewności, zapytałam ją, czy na
pewno - potwierdziła. Przecież mogła mi to wtedy powiedzieć, dlaczego tego nie
zrobiła?
-
Nie wiem córciu, może się bała? - odpowiedziała kobieta spokojnie, gładząc
wnuczkę po głowie. - Wybacz jej i wracaj do domu...
Dziewczyna
tylko potrząsnęła głową.
-
Nie, nie mogę jej wybaczyć i na pewno nie wrócę do domu.
-
Amy, nie bądź zawzięta, przecież ona się teraz zamartwia, a masz chociaż
telefon?
-
Mam, ale wyłączyłam.
-
Córciu, nie bądź okrutna - westchnęła babcia.
-
Idę... - powiedziała dziewczyna wstając.
-
Ale dokąd?! - przeraziła się kobieta. - Nie ma mowy! Nigdzie cię nie puszczę!
-
Nie zatrzymasz mnie babciu - powiedziała stanowczo Amy. - U ciebie na pewno nie
zostanę, bo mnie tu znajdzie, a ja nie chcę jej widzieć...
-
Przecież możesz zostać, jeśli potrzebujesz jakiejś kilkudniowej izolacji, ona z
pewnością zrozumie, Amy… Dokąd chcesz pójść?
-
Nie, ona nie zrozumie. Przyjdzie tu przekonywać mnie, a ja nie chcę, dam sobie
radę. - Już nachyliła się po swoją torbę stojącą przy drzwiach, ale zawahała
się, zwracając się znów do babci: - Wiesz... powiedziałam jej wiele przykrych
słów... Powiedziałam, że jej nienawidzę, a to nieprawda. Jak się z nią
zobaczysz, to powiedz, że ją kocham, ale nie mogę jej wybaczyć...
-
Amy, ale właściwie dokąd idziesz?! - krzyknęła za nią zrozpaczona kobieta. -
Ona się zdenerwuje, że cię nie zatrzymałam!
-
Nie martw się babciu, poradzę sobie, nie jestem już dzieckiem – Dziewczyna cofnęła
się jeszcze, aby ucałować babkę, po czym pospiesznie zbiegła po schodach. Włączyła na chwilę komórkę, aby znów przywołać
radio-taxi.
~
Bill
wolno jechał ulicami Berlina rozglądając się bacznie. Miał nadzieję, że może po
drodze zobaczy gdzieś idącą Amy. Było mu przykro, że tak się stało. Może gdyby
tam był nigdy nie dopuściłby do tego? Babette na pewno podeszła do wszystkiego
zbyt emocjonalnie. Eh kobiety... Nigdy nie potrafią niczego porządnie
załatwić...
Nie
miał pojęcia jak to wszystko przebiegło i nie potrafił sobie wyobrazić tej
rozmowy, jednak miał przeczucie, że musiało być gorąco, skoro dziewczyna
uciekła. Miał nadzieję, że wszystko się jakoś poukłada, a tymczasem wyglądało
na to, że nie będzie miał nawet szansy, aby pokazać jakim mógłby być ojcem. Od
chwili, kiedy się dowiedział, że ma córkę, jego serce przepełniała ogromna
miłość do tej, właściwie nieznajomej dziewczyny. Maxa w zasadzie kochał jak
syna, ale biologiczne ojcostwo to było zupełnie coś innego. Miał nieodparte
wrażenie, że całe życie czekał na takie spełnienie. Jego córka, której matką
była miłość całego życia... Czyż można oczekiwać od losu czegoś piękniejszego?
Teraz miał nadzieję, że szybko uda mu się nadrobić stracone lata. Niestety,
jego marzenia umarły tak szybko jak się narodziły.
Chciał
wiedzieć co na jego temat powiedziała Amy, chciał znać prawdę, choćby to miało
boleć najbardziej na świecie.
Z
trwogą zapukał do drzwi. Otworzyła mu zapłakana Babette i natychmiast tonąc w
jego ramionach, rozpłakała się jeszcze bardziej.
-
Ciii... - Starał się ją uspokoić, przytulając mocno i gładząc delikatnie po
głowie.
-
Nie przeżyję tego, jeśli jej się coś stanie... - szlochała. – Co ja najlepszego
narobiłam?
-
Próbowałaś do niej dzwonić? Można by ją jakoś zlokalizować.
-
Wyłączyła telefon...
-
Chodź, usiądźmy, coś wymyślimy... - Bill poprowadził ją w kierunku kanapy.
-
Ja już nie wiem co mam robić... Może pojedźmy jej poszukać? - zwróciła ku niemu
swoje błagalne spojrzenie.
-
Co tylko chcesz... Trzeba zacząć od jej koleżanek, znajomych, pewnie
kontaktowała się z nimi. - Pogładził ją po twarzy, ocierając łzy. - Ale może
weź coś na uspokojenie? Jesteś cała roztrzęsiona...
-
Niedawno brałam... - odparła cicho.
Kiedy
na nią patrzył, żal ściskał go za serce. Widział jak bardzo cierpi. Wstał, żeby
podać jej chusteczki, kiedy zobaczył pod kominkiem szczątki ramki, rozbitą
szybkę i jego leżące na podłodze zdjęcie. Zamarł w bezruchu. A więc aż tak...
Było gorzej niż się tego spodziewał... Tylko dlaczego? Przecież on o niczym nie
wiedział, niczemu nie był winien…
Przykucnął,
dotykając opuszkami palców tych marnych kawałków wspomnień. Ogromna niemoc i
rozgoryczenie rozgościły się na dobre w jego umyśle.
-
Nienawidzi mnie, prawda...? - wyszeptał, podnosząc głowę. Żal jaki wyrażało teraz
jego spojrzenie sprawił, że na ten widok Babette ukryła twarz w dłoniach. Po
chwili jednak spojrzała na niego mówiąc:
-
Mnie też nienawidzi...
Ponownie
usiadł obok niej, obejmując ją mocno.
-
To wszystko moja wina... Gdybym wcześniej jej o tym powiedziała... - jęknęła
Babette i niemal w tej samej chwili rozdzwoniła się jej komórka. Sięgnęła po
nią błyskawicznie, patrząc na wyświetlacz, a zaraz potem na Billa.
-
To moja mama, może Amy u niej jest - powiedziała i odebrała połączenie.
Bill
czekał niecierpliwie na efekt tej rozmowy. Z tego co mówiła do matki Babette,
już wiedział, że Amy tam była, tylko gdzie może być teraz...?
-
I co? - zapytał niecierpliwie, kiedy Babette przestała rozmawiać.
-
Ona tam była, ale nie chciała zostać. Mama próbowała ją zatrzymać, ale nie
udało jej się to... Przecież nie mogła tego zrobić na siłę, nie wiadomo dokąd
poszła... Nie chciała nic powiedzieć, powiedziała, że sobie poradzi.
-
Ubieraj się, jedziemy jej szukać! - Niemal rozkazał Bill.
Babette
spojrzała na niego wciąż załzawionymi oczami, w których teraz zrodziła się
iskierka nadziei.
-
Powiedziała też, że mnie kocha...
~
-
Jesteś w domu sama? - mówiła Amy do słuchawki swojego telefonu stojąc przed
kamienicą w centrum Berlina i patrząc w rozświetlone okna na pierwszym piętrze.
-
Nie, są rodzice, a co chcesz? - zapytała zdziwiona Agnes.
-
To zejdź, jestem na dole, musimy pogadać!
-
Ale po co mam schodzić, jest paskudna pogoda, nie możesz wejść na górę? -
upierała się dziewczyna, ale Amy była nieustępliwa:
-
Nie chcę wchodzić, bo nie mogę się spotkać z twoimi rodzicami. Zejdź do jasnej
cholery, to ci wszystko opowiem, no!
-
No dobra... - Niechętnie jęknęła Agnes, która nic z tej konspiracji nie
rozumiała, ale po kilku minutach już była na dole, jednak kiedy nie zobaczyła
Amy, zaczęła bojaźliwie się rozglądać.
-
Tu jestem pasztecie! - Usłyszała głos, dochodzący zza drzewa.
-
Matko, a co to za kamuflaż, co jest grane? - Zmarszczyła brwi podchodząc do
przyjaciółki.
-
Uciekłam z domu - wypaliła Amy.
- Zwariowałaś?! - Agnes nie ukrywała zdziwienia i
oburzenia. - Chyba ci kompletnie odbiło! Masz taką zajebistą matkę, a ty sobie
uskuteczniasz ucieczki?
-
Jak ci powiem co oni mi zrobili, to mnie zrozumiesz - odparła gniewnie Amy. -
Matka zafundowała mi nowego tatuśka.
Agnes
wzruszyła ramionami, nic nie rozumiejąc.
-
No przecież sama mówiłaś, że cieszyłabyś się, gdyby ułożyła sobie życie z tym
Billem, więc o co ci chodzi? A może to nie on?
-
Nie w tym sensie, nic nie rozumiesz...
-
No to powiedz w końcu o co ci chodzi.
-
Chodzi mi o to, że moim biologicznym ojcem jest właśnie ten Bill, rozumiesz? -
Amy spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem, a kiedy zobaczyła jej zdziwioną minę,
dodała: - Dopiero teraz mi o tym powiedziała, po szesnastu latach!
-
O cholera...
Amy
zamilkła, a Agnes z wrażenia tylko jej się przyglądała z rozchyloną buzią.
-
A ja nie chcę innego ojca, ja chcę Martina... - powiedziała w końcu po dłuższej
chwili łamiącym się głosem brunetka. Znów pod jej powiekami zaczęły się zbierać
łzy.
-
Zaraz, zaraz... - odezwała się po dłuższym namyśle przyjaciółka. - To znaczy,
że twoim prawdziwym ojcem nie jest ten co umarł w Stanach, tylko ten Bill, tak?
-
Dziwne, że załapałaś - westchnęła Amy z przekąsem, przewracając oczami.
-
Przestań, chcę tylko na spokojnie wszystko przemyśleć - zgromiła ją rudowłosa.
- Kurczę, faktycznie cię załatwili...
-
Załatwiła, rozumiesz? Moja matka mnie tak załatwiła! Najpierw myślałam, że
sobie to wymyśliła na okoliczność zejścia się z tym Billem, to było tak
nieprawdopodobne, ale babcia to potwierdziła, rozumiesz?
-
Ale dlaczego nie powiedziała ci o tym wcześniej?
-
A ja wiem?! Idź do niej i spytaj! Twierdziła, że nigdy nie było odpowiedniej
chwili, a ja wiem, że była gdyby tylko chciała to by znalazła odpowiedni
moment! Ale ja wiem dlaczego właśnie teraz. To pewnie on jej kazał mi teraz
powiedzieć, chce mieć odchowaną, grzeczną córeczkę, tylko gdzie był przez te
wszystkie lata?! - wyrecytowała Amy jednym tchem.
-
No ale przecież ty byłaś z matką w Stanach, więc nie miał jak cię widywać?
-
Gówno prawda! Jakby chciał, to by przyjechał, ja też przyjeżdżałam tutaj, do
babci, ale on miał mnie w dupie, rozumiesz?! - wykrzyczała. - A teraz zżyna
kochającego tatuśka!
-
Czego się drzesz? - zgromiła ją przyjaciółka i już ciszej dodała. - Lepiej się
uspokój i sobie to wszystko poukładaj, bo nerwy i złość to źli doradcy. Założę
się, że nawet nie dałaś matce niczego wytłumaczyć.
-
Wystarczyło mi to, co powiedziała.
-
Powinnaś z nią porozmawiać spokojnie, pozwolić wszystko wyjaśnić, a nie
uciekać. Ile ty masz lat? Jesteś prawie dorosła, a takie cyrki odstawiasz.
-
Łatwo ci mówić, bo to nie ciebie tak załatwili. Nie chcę z nimi rozmawiać - Amy
była uparta. - Nie wrócę do domu, a już na pewno nie teraz. Potrzebuję twojej
pomocy - popatrzyła na przyjaciółkę z nadzieją.
-
Mam cię przenocować, czy jak? - zapytała Agnes.
-
Głupia jesteś - podsumowała ją Amy. - Uważasz, że moja matka tu nie przyjedzie?
Agnes
tylko wzruszyła ramionami.
-
No to co mam zrobić?
- Jest w domu Klaus?
-
Jest, a co?
-
Musi wynająć dla mnie pokój w hotelu, na swoje nazwisko, mówiłaś, że ma w
jednym jakąś koleżankę. Ja jestem niepełnoletnia, a poza tym nawet jakbym sama
wynajęła, to szybko mnie znajdą. Idź i go poproś, dobra?
-
No i dokąd tak pociągniesz? - spytała Agnes. - A szkoła?
-
Jakoś sobie poradzę, no idź!
~
Od
ponad trzech godzin Babette i Bill krążyli ulicami Berlina w poszukiwaniu Amy, ale to
było jak szukanie igły w stogu siana. Mogła być przecież wszędzie. Wszystkich
przyjaciół i znajomych dziewczyny już odwiedzili, jednak albo nikt nic nie
wiedział, albo skutecznie ukrywali ten fakt. Potem przyszła kolej na dworce.
Razem chodzili od peronu do peronu w poszukiwaniu córki, napotykając podejrzanych
typów, czy zwykłych narkomanów. Objechali też nocne kluby i inne czynne lokale,
jednak nigdzie nikt nie widział dziewczyny ze zdjęcia, jakie pokazywali. W
międzyczasie Bill kilkakrotnie telefonował do Maxa, czy przypadkiem Amy nie
nawiązała z nim jakiegoś kontaktu. Chłopak też był podenerwowany, nie mogąc się
do niej dodzwonić i nie wiedząc co się z nią dzieje.
Zmęczeni
i zrozpaczeni wrócili w końcu w połowie nocy do mieszkania Babette.
-
Połóż się, prześpij, ja będę czuwał... - Próbował ją nakłonić do odpoczynku
Bill.
Pokręciła
tylko głową;
-
Nie... Ja i tak nie zasnę...
-
Musisz się przespać, musisz mieć jutro siły - przekonywał. - Właściwie
powinniśmy pojechać do mnie, przynajmniej wzięłabyś ciepłą kąpiel, a tu nawet
nie ma wanny... - jęknął zrezygnowanym tonem.
-
Wezmę ciepły prysznic - spojrzała na niego, delikatnie się uśmiechając. Była
wzruszona jego troską. - Zrobisz mi gorącej herbaty?
-
Oczywiście - kiwnął głową, a Babette skierowała swoje kroki do łazienki.
Czuł
się okropnie, miał wrażenie, że on też ponosi za to co się stało
odpowiedzialność. Jego winą było jego ojcostwo. Nie wiedział co tak naprawdę
powiedziała Amy, bo Babette niczego nie chciała mu wyjawić, jednak
instynktownie wyczuwał, że były to same najgorsze słowa. Teraz trawiła go
obawa, czy kiedyś Amy da mu szansę bycia ojcem? Przecież tak bardzo o tym
marzył, a tymczasem nie było na to cienia nadziei, w dodatku wyglądało na to,
że dziewczyna straciła też zaufanie do własnej matki.
Gorąca
herbata parowała już na stoliku w pokoju, a rozścielana kanapa kusiła swoją
miękkością, kiedy Babette wyszła z łazienki.
-
Brałaś coś na uspokojenie? - zapytał Bill, kiedy zobaczył ją w drzwiach pokoju.
-
Przed chwilą... - odpowiedziała, przysiadając obok. Przytulił ją mocno, a ona
odwzajemniła uścisk. Potrzebowała go teraz, jego ciepła i pomocy, jego troski,
i tych kilku pocieszających słów jakie właśnie wypowiadał;
-
Wszystko będzie dobrze... Zobaczysz, ona to przemyśli i wróci do ciebie...
Westchnęła
jeszcze bardziej się w niego wtulając.
-
Tak bardzo bym chciała, żeby wróciła do nas...
~
Jednoosobowy
pokój w tanim hoteliku na przedmieściu. To jej teraz w zupełności wystarczyło.
Rozejrzała się wokół, zajrzała do łazienki. Marzyła o ciepłym prysznicu i o
łóżku. Była zmęczona i wyczerpana, a dodatkowo ten stan pogłębiały przeżyte
tego wieczoru emocje.
-
Dziękuję Klaus - Z wdzięcznością uścisnęła ręce starszego brata koleżanki.
-
Nie ma sprawy, jak będziesz chciała się stąd wynieść to dzwoń - uśmiechnął się
chłopak. - Zaczekam na dole - zwrócił się do swojej siostry.
-
Dobrze, ja za chwilkę zejdę - odparła Agnes.
Kiedy
chłopak wyszedł, spojrzała na przyjaciółkę, która zatrzymała się właśnie na
wprost lustra.
-
Już teraz rozumiem... - powiedziała cicho, jakby sama do siebie.
-
Co rozumiesz? - zdziwiła się rudowłosa.
-
Wiesz… - powiedziała Amy przyglądając się swojemu odbiciu. - Bardzo kochałam
ojca, matka zawsze powtarzała mi, że mam jego oczy, a ja nigdy nie widziałam
żadnego podobieństwa, inny kształt i w dodatku ojciec miał niebieskie… Teraz
już wiem, co miała na myśli... Boże... Jak ona mogła mnie tak oszukać...?
Dziewczyna
znowu zaniosła się płaczem. Agnes podeszła, przytulając ją mocno.
-
Jestem pewna, że wszystko się ułoży, że na spokojnie matka ci wszystko wytłumaczy,
a ty w końcu zrozumiesz... Masz przecież jeszcze Maxa, zobaczysz, wszystko
będzie dobrze... - pocieszała ją, a po chwili zastanowienia dodała: - No
właśnie, a Max?
-
Co Max?
-
No czy on wie, co się stało?
-
Nie dzwoniłam do niego... - odpowiedziała Amy po chwili i ocierając łzy,
wyswobodziła się z objęć przyjaciółki.
-
Masz wyłączony telefon, może dzwonił, może się martwi?
Amy
wyjęła komórkę z kieszeni kurtki. Pewnie próbował się do niej dodzwonić,
przecież przed snem zawsze dzwonił... W sumie teraz było już naprawdę późno,
ale może jeszcze nie śpi, może naprawdę się martwi? Pewnie matka zadzwoniła do
tego Billa i o wszystkim mu opowiedziała. A może on powiedział Maxowi...?
Zastanawiała
się dłuższą chwilę, przysiadając na hotelowym łóżku.
-
To ja już pójdę, Klaus na mnie czeka, pewnie się denerwuje - powiedziała Agnes,
ale Amy nadal siedziała bez ruchu, jakby nie słysząc tego co mówi. Jej myśli
były teraz zupełnie gdzie indziej.
-
Amy, ja idę - powtórzyła stojąca już przy drzwiach dziewczyna.
-
Co? - zwróciła na nią swoje nieprzytomne oczy, wciąż siedząca na łóżku Amy.
-
No przecież mówię, że już idę, jakby coś to dzwoń.
-
A, tak... Jeszcze raz dzięki za wszystko...
Podeszła
do wychodzącej przyjaciółki, obejmując ją. Jednak wciąż była rozkojarzona,
zupełnie jakby na nowo wszystko rozpamiętywała. Agnes już o nic nie pytała,
stwierdziła po prostu, że kiedy Amy się wyśpi, rano zupełnie inaczej na
wszystko spojrzy.
Dziewczyna
przekręciła klucz w zamku hotelowego pokoju, wciąż usiłując ze strzępów
wspomnień poskładać wszystko w jedną całość. Z poszczególnych migawek jakie
miała w pamięci, pochodzących zaledwie sprzed kilkunastu, bądź kilkudziesięciu
godzin, nasuwały jej się pewne skojarzenia. Kiedy tylko Agnes wspomniała o
Maxie, niemal natychmiastowo połączyła go z osobą Billa, zastanawiając się, czy
chłopak już o wszystkim wie. Teraz jej umysł nieustannie nawiedzało pytanie; od
kiedy wie...? Gdy zaczęła analizować pobyt w górach, doszła do dość
zaskakującego wniosku. Jeszcze nigdy tak bardzo Max nie reklamował Billa jako
ojca, jak podczas dni spędzonych właśnie tam. Owszem, wspominał niekiedy, że
jest dla niego dobry jak prawdziwy, biologiczny tata, ale żeby aż tak? Czy to
był zwykły zbieg okoliczności? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby jego
osobę tak promować w jej oczach?
Im
więcej starała się sobie przypomnieć, tym bardziej upewniała się w swoich
domysłach. Oczywiście, że wiedział, musiał to wiedzieć! Może dowiedział się tuż
przed wyjazdem, co jednak nie zmieniało faktu, że zataił to przed nią.
Z
jednej strony rozumiała go, jeśli faktycznie wiedział o wszystkim, nie chciał
pewnie w to ingerować, uważając, że to nie on powinien jej to przekazać, ale
przecież ją kochał! Do cholery, co za męska solidarność! Pewnie obiecał temu
Billowi, że nic nie powie!
Wstrętna,
męska, szowinistyczna świnia! Pewnie będzie prosił o wybaczenie, a jakże... Nie
ma mowy, nie tak prędko!
Teraz
jej złość skupiała się na płci przeciwnej. Już nawet nie myślała o matce,
wyżywając się wyłącznie na facetach, dwóch facetach... Bo jakoś dziwnie często
wkradał się w jej myśli również Bill. Przede wszystkim miała mu za złe to, że
nie chciał jej poznać, zobaczyć, porozmawiać... Zastanawiała się teraz jak to
możliwe? Czy można być aż takim okropnym człowiekiem? Nie wyglądał na takiego,
kiedy go poznała, właściwie wydał jej się bardzo miły. No cóż, pozory... Pewnie
wtedy nie miał nawet pojęcia, że stoi przed nim biologiczna córka.
Westchnęła
ciężko. Te fakty jednak zupełnie do siebie nie pasowały, kłóciły się ze wszystkim o czym
pomyślała. Skoro dla Maxa był takim dobrym ojcem, dlaczego dla niej nie chciał
taki być? Ba... dla niej nie chciał być żadnym, ani dobrym, ani złym...
Rozumiała odległość, przecież nie mógł zbyt często jej widywać, ale żeby nie chcieć
zobaczyć jej choć raz? Wiedziała, że przecież jeszcze ze swoim zespołem byli w
Stanach, nawet Max mówił, że próbowali zdobyć tamtejszy rynek. Czemu więc nie
chciał nawiązać kontaktu, zobaczyć własnego dziecka?
Nie
potrafiła poradzić sobie z własnymi myślami, skupione wokół jednego,
towarzyszyły jej wszędzie; pod prysznicem, w toalecie, w końcu w łóżku... Kiedy
już się położyła poczuła ogromny głód i tylko on pozwolił jej na chwilę oderwać
się od dręczących rozmyślań. Właśnie przypomniała sobie, że od chwili gdy tuż
po przyjeździe zjadła miseczkę spaghetti, nie miała nic w ustach. „Mam nadzieję, że tu dają śniadanie...”,
pomyślała, chociaż przez moment odrywając się od przytłaczających problemów.
Jednak ta chwila była bardzo krótka, bo właśnie zaczęła się zastanawiać, co
teraz może robić jej matka. Nawet miała jakąś okrutną satysfakcję, że nie wie,
gdzie teraz podziewa się jej córka.
-
Niech ma nauczkę, za te wszystkie lata... – mruknęła pod nosem, ale zaraz
ogarnął ją jakiś dziwny żal i współczucie dla niej. „Pewnie się teraz martwi, stoi w oknie, albo płacze...”, pomyślała zaraz
i poczuła nieprzyjemne pieczenie pod powiekami. Wtuliła twarz w poduszkę
tłumiąc łzy.
Nie,
musi być twarda! Nie wolno teraz okazać swojej słabości, nawet przed samą sobą.
Zacisnęła
zęby i kolejny raz pomyślała o Billu. Ojciec... Hmm... Nawet niezły, jeszcze
młody, przystojny... W dodatku bardzo miły i dobry. Przecież nie tak dawno
pokazując jego zdjęcie Agnes, powiedziała, że gdyby nie dwie przeszkody jakimi
był Max i jej matka, może zakręciłaby się koło niego, nie bacząc na taką
różnicę wieku. Teraz na samą myśl o tym dostała dreszczy, przecież do cholery
pomyślała tak o własnym ojcu!
Nie,
jakkolwiek by o nim nie myślała, to nie zmieniało faktu, że jej po prostu nie
chciał! Ale zaraz, zaraz... Nie wzięła pod uwagę jeszcze jednej opcji... A może
on po prostu nawet nie miał pojęcia o jej istnieniu? Przecież, gdyby miał tę
świadomość, z pewnością wiedziałby jak wygląda i zupełnie inaczej zareagowałby,
kiedy po raz pierwszy się spotkali. A może jednak był tego świadom, ale nigdy
nie chciał jej widzieć?
Kolejny,
wielki mętlik w głowie, kolejna nieprzespana godzina, przekręcanie się w
hotelowym łóżku z boku na bok. Chciała po prostu znać całą prawdę, teraz, już!
Zacisnęła powieki, błagając o sen. Musi się wyspać przed tą rozmową, po prostu
musi!
To
była jedyna możliwość, aby się wszystkiego dowiedzieć...