sobota, 3 lutego 2018

Część 22. „W lawinie niedomówień”



Część 22. „W lawinie niedomówień”


            - No co tak stoicie? Jeszcze się zamienicie w słup soli! - Donośnym głosem ryknął Tom.
            - Rozmawialiśmy o koncercie - równie głośno odparł Bill, natychmiast odrywając wzrok od Karen. - Gotowi?
            - Jasne - odparł Gustav. - I chce nam się pić!
            - No ten to tylko o jednym!
            - Miałem na myśli mineralną.
            - Dobra, dobra, mineralną to piłeś przed chwilą, kto cię nie zna, może to kupi - roześmiał się Tom.
            Żartując i śmiejąc się, wszyscy goście wysypali się na hol.
            - Za jednym zamachem nie zmieścimy się do windy - zakomunikował Bill. - Ale ja muszę jechać z pierwszą turą i otworzyć drzwi. Anette, zadzwoń do restauracji, niech już wszystko przywiozą! - zwrócił się po drodze do recepcjonistki.
            W międzyczasie goście przemieszali się i Karen została nieco z tyłu, wdając się w absorbującą rozmowę ze znajomymi dziewczętami. Przez to też nie weszła do windy razem z Billem, pozostając w grupie czekających na kolejny wjazd. W tej chwili nawet bardzo mu to odpowiadało, bo po tym, co zrobił tam na dole w klubie, czuł się trochę niezręcznie. Nie dość, że prawie obnażył się ze swoimi uczuciami, to jeszcze omal nie pokusił się o pocałunek. Nie wiedział, jak ostatecznie zareagowałaby na to, ale miał wrażenie, że też tego chciała. Jeszcze kilka godzin temu powiedział Tomowi, że ze wszystkim sobie poradzi, gdy tymczasem mało brakowało, a okazałby, jak bardzo wpadł w sidła miłości. Ona nie powinna niczego się domyślać i teraz trzeba będzie to jakoś odkręcić.
            - Zapraszam! - Wskazał ręką właśnie otworzone przez siebie drzwi, tym samym zachęcając gości do wejścia.
            Dzięki małemu przemeblowaniu, jakie zrobiła tu dziś po południu obsługa hotelu, kanapa znalazła się pod ścianą, a tuż obok stał stół przygotowany do zastawienia go dużą ilością półmisków pełnych zakąsek, co też niebawem się stało, ponieważ tuż za gośćmi do apartamentu Billa wkroczyli kelnerzy, przynosząc z restauracji same pyszności. Dwóch z nich pozostało, niemal natychmiast otwierając kilka butelek szampana i rozlewając pieniący się trunek do stojących na tacy kieliszków. Kiedy już wszyscy trzymali je w swoich dłoniach, odezwał się gospodarz:
            - Witam wszystkich gości! - Tu rozległy się pokrzykiwania i brawa, przez chwilę nie pozwalając mu na kontynuowanie przemowy. - Dziękuję całemu zespołowi za przybycie i za to, że mogłem zaśpiewać! - powiedział w końcu i omiótł wzrokiem wszystkich zebranych, zatrzymując go na chwilę na parze zielonych oczu. Niemal natychmiast w głowie zaświtała mu myśl: „Miałem się pilnować!”, po czym szybko odwrócił spojrzenie, które zatrzymał na osobie własnego brata. - Wasze zdrowie!
            - Zdrowie gospodarza! My również dziękujemy, że mogliśmy tu zagrać.
            - Głodni się częstują, a sytych zapraszam do zabawy - Bill skinął na DJ’a przy sprzęcie i momentalnie zabrzmiały pierwsze takty muzyki. Jak na gospodarza przystało, dziś musiał być dla wszystkich, choć tak naprawdę jego uwaga skupiała się tylko na jednej osobie, której - przynajmniej na początku - nie mógł poświęcić jej całej. Oby jak najprędzej impreza się rozkręciła i oby już nie musiał zajmować się wszystkimi gośćmi...
            Póki Karen zajęta była rozmową, nawet nie próbował się do niej zbliżyć, ale gdy tylko zauważył, że przez chwilę pozostała sama, w okamgnieniu wyłowił ją z tłumu.
            - Żebyś mi się nie zanudziła - powiedział wprost do jej ucha, zachodząc ją z tyłu. Od razu się odwróciła i spojrzała mu w oczy.
            - Przy tobie na pewno się nie zanudzę - Uśmiechnęła się. Jej spojrzenie przywodziło mu teraz na myśl same grzeszne wyobrażenia. Wystarczyło tylko lekko się nachylić, a już dotykałby jej ust swoimi... Znów te zakazane myśli, przez które tak niedawno omal nie stracił głowy.
            - Chodźmy - Chwycił ją za ramię, aby uciec od chwilowego sam na sam. Wiedział, że teraz coraz trudniej będzie mu się ustrzec przed wszystkimi dwuznacznymi gestami.
            - Jak się podobał koncert? - zapytał Tom, kiedy tylko zjawili się tuż obok niego.
            - Wspaniały! - ożywiła się Karen. - Aż żałuję, że nie chodziłam na nie w młodości, kiedy jeszcze śpiewał Bill - Spojrzała na niego.
            - Oj tam! Nic nie straciłaś, był wtedy chudy jak patyk, miał pryszcze i piał jak kogut, bo przechodził mutację!
            - A w łeb to przypadkiem nie chcesz? - Z poważną miną zagroził Bill.
            - Na starszego brata się porywasz?
            - Uwielbiam, jak oni tak głupio gadają - wtrącił Georg, zwracając się do towarzyszących im kobiet. - Naprawdę, brakuje mi nawet waszych kłótni!
            Wszyscy się zaśmiali.
            - Bez przesady, nie było ich aż tyle - Pokręcił głową były wokalista.
            - Ale gdy już były, to bardzo burzliwe.
            - Jak zwykle przesadzasz, idę coś wtranżolić - stwierdził Tom. - Spaliłem chyba zbyt dużo kalorii. A ty, kochanie, jesteś głodna? - zwrócił się do Anity.
            - Nie, ja dziękuję. - Uśmiechnęła się dziewczyna.
            - Popilnuj jej, dobra? - zwrócił się do Billa, który się roześmiał:
            - Przecież nikt tu ci jej nie ukradnie!
            - No nie wiem, Georg jest w pobliżu i reszta wygłodniałych szakali - odkrzyknął tylko Tom, udając się do stołu.
            - Twoja laska nie jest w moim typie! - rzucił za odchodzącym Georg, w międzyczasie puszczając Anicie oczko.
            - Jakich szakali ma na myśli? - zapytał Peter, podchodząc.
            - Mniej więcej takich jak ty - skwitował bliźniak, po czym przedstawił mężczyznę: - To mój adwokat i przyjaciel, a to dziewczyna Toma, Anita.
            - Miło mi, Peter - Ucałował dłoń pięknej brunetki. - Widzę, że mój kumpel już przypiął mi etykietkę - Roześmiał się.
            - A to moja... - Bill przez chwilę się zawahał: - ...moja znajoma, Karen. Jest tu na wakacjach.
            Mężczyzna, podobnie jak wcześniej, ucałował dłoń Karen, nieco dłużej zatrzymując na niej swoją uwagę.
            - Tylko znajoma? - Obrzucił ją powłóczystym spojrzeniem.
            - Tylko - potwierdził Bill zdecydowanym i nieco szorstkim tonem. To jedno słowo jeszcze długo gościło w umyśle dziewczyny, choć z całych sił starała się go usprawiedliwić. Przecież nie mógł powiedzieć niczego innego, bo nic ich nie łączyło. Zresztą wątpiła, czy czuje do niej cokolwiek innego oprócz przyjaźni. Jeżeli już, mogła to być najwyżej jakaś chwilowa namiętność, nic innego. Nie skłamał więc...
            Czarnowłosy drgnął. Wiedział, jaka opinia ciągnie się za Peterem. Już dawno mógł się ożenić, gdyby narzeczona nie przyłapała go na jawnej zdradzie. On potrafił rozkochiwać w sobie kobiety i Bill teraz właśnie widział, jak ten pręży się przed Karen, jak szykuje się niczym dziki kot do skoku na upatrzoną zdobycz. Był pewien, że gdyby cokolwiek łączyło go z dziewczyną - a Peter o tym wiedział - nigdy nie wszedłby mu w drogę. Jednak w tej sytuacji, czy mógł mu cokolwiek powiedzieć? Zresztą jakby to zabrzmiało...? „Peter, daj spokój, ona jest mężatką, ale ja się w niej zakochałem” - co za bzdura, większego banału jak żyje, nie słyszał. Miał tylko nadzieję, że Karen nie ulegnie czarowi przystojnego prawnika.
            Jak na złość, ktoś z obsługi zawołał go, aby uzgodnić, co trzeba donieść z restauracji. Przeprosił więc wszystkich, którym towarzyszył, i odszedł na stronę. Potem zatrzymali go znajomi, potem kolejni - i w ten oto sposób zupełnie stracił z oczu Karen i swojego przyjaciela na dłuższy czas.
            Taras, sypialnia, korytarz... A może zupełnie wyszli z pomieszczenia?
            Bał się, ale nie panikował. Przecież nic nie może się wydarzyć. Karen też miała swoje zasady, wiedział o tym.
            Znów ktoś go zagadał, zatrzymał, ale kiedy się odwrócił, czerwona sukienka mignęła mu w tłumie tańczących. Odetchnął z ulgą, kiedy zorientował się, że Karen daleka jest od przyjmowania zalotów Petera. Rozmawiała z nim uprzejmie, ale bez egzaltacji. Wzrokiem zdawała się uciekać w zupełnie inną stronę, podczas, gdy on patrzył na nią, jakby za chwilę miał ją pożreć.
            Na kanapie siedział Tom, smętnie sącząc drinka.
            - A ty co tu tak sam? - zapytał Bill, sadowiąc się tuż obok.
            - Anita poszła do łazienki - mruknął, a po chwili wskazał głową tańczącą Karen i zachichotał: - Kolega ci ją sprzątnie i po kłopocie. Tylko, że ty stracisz adwokata, bo jego z kolei sprzątnie jej stary.
            - Ona nie jest taka.
            - A skąd wiesz? - Bliźniak spojrzał na niego zdziwiony.
            - Zdążyłem ją trochę poznać.
            Tom tylko pokręcił głową, dziwiąc się temu zauroczeniu, które czarnowłosy szumnie nazywał zakochaniem. Wierzył, że kiedy tylko sezon się skończy, a ona wyjedzie - brat szybko zapomni o tym niefortunnym zadurzeniu. Póki co jednak nie spuszczał z niej wzroku i to, co jeszcze dziś mu obiecał, stawało się teraz niewykonalne.
            - Jest piękna... - powiedział cicho, a wtedy Tom popatrzył na niego jak na kogoś przybyłego z odległej planety, w dodatku mówiącego w obcym, niezrozumiałym języku, po czym dość głośno odchrząknął, a w końcu odparł, odpowiednio intonując ostatnie słowa:
            - No cóż... Jakiś niecały miesiąc temu zapewniałeś mnie, że jest „taka zwyczajna”, a ja dla odmiany powiedziałem, że niezła z niej laska. - Wyszczerzył zęby. Bill tylko się uśmiechnął. Wiedział, że brat ma rację, bo doskonale pamiętał ten dzień. Ale cóż mógł poradzić, skoro wtedy tak właśnie myślał, a teraz zupełnie zmienił zdanie?
            - Miałeś sobie dać radę, a to, co widziałem, wcale o tym nie świadczy - syknął cicho Tom wprost do jego ucha.
            - Oszalałem przez chwilę - jęknął Bill. - Ale dzięki, że pozwoliłeś mi się w porę ocknąć.
            - Ty się lepiej pilnuj.
            - Daruj sobie te morały, idę się przewietrzyć na taras.

***

            Tańczyła, starała się być miła, jednak wciąż wzrokiem szukała jego. Nie mogła poradzić sobie z własnymi myślami, a w głowie wciąż odtwarzała sytuację sprzed kilku godzin. Gdyby nie Tom... No właśnie, może to był dla nich jakiś ratunek? Jakby się czuła, ulegając mu i będąc przyłapaną? Chciała tego, marzyła o takiej bliskości, ale nie tam, nie w takiej chwili! Tylko czy jeszcze kiedyś nadarzy się taka okazja?
            Gdyby tylko potrafiła, sama zaaranżowałaby ponownie taką sytuację. Nie była jednak śmiałą kobietą, zupełnie nie umiała rozkochiwać w sobie facetów. Zresztą o czym w ogóle mowa? Ona nawet nie wiedziała, jak zwrócić na siebie uwagę, a co dopiero mówić o jakichś bliższych relacjach?
            Mijała dobra godzina, odkąd zupełnie straciła z Billem kontakt. On był gospodarzem, miał wszystko na swojej głowie, każdy chciał z nim porozmawiać, musiał dopilnować cateringu - rozumiała to, ale odkąd doczepił się do niej ten prawnik, nie umiała się od niego uwolnić. W końcu poradziła sobie, udając się do łazienki, a kiedy z niej wyszła, dyskretnie rozejrzała się, gdzie może być Bill. Nie zauważyła go nigdzie, za to doskonale widziała Petera, którego towarzystwa miała już dość. Wykorzystała sytuację, gdy był zajęty rozmową z jakimś gościem, i skrzętnie wymknęła się na taras. Nie wiedziała, że tam czeka ją miła niespodzianka.
            Podeszła wprost do balustrady, nawet się nie rozglądając, a wówczas usłyszała za sobą znajomy, ciepły głos:
            - Jakim cudem wyswobodziłaś się objęć Petera?
            Przyjemny dreszcz zawładnął całym jej ciałem. Odwróciła się i zobaczyła podnoszącego się z leżaka Billa. Palił papierosa.
            - Sama nie wiem... - odparła.
            - Uważaj... - powiedział, podchodząc do niej. - Nim się obejrzysz, rozkocha cię w sobie.
            - Nic z tych rzeczy... Moje serce jest już zajęte - odparła hardo.
            - Nie takie związki rozbijał - uporczywie drążył Bill.
            - Tu nie ma co rozbijać - palnęła Karen, spoglądając mu w oczy. Nie żałowała swoich słów bez względu na to, co właśnie teraz sobie pomyślał. Wiedziała, że odkrywa przed nim sekrety swojego serca, i miała tylko nadzieję, że trafnie zrozumie wszystkie niedopowiedzenia. Miała na myśli swoje uczucie do niego, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że nie powiąże jej słów tak, jak by chciała.
            „Nie powiedziałaby tak, gdyby go kochała...”, pomyślał teraz Bill, wpatrując się w nią bez cienia zażenowania. Jej słowa sprawiły, że poczuł się cudownie, ale nie wiedział, co ma w tej chwili odpowiedzieć. Postanowił więc przemilczeć.
            - Poczęstujesz mnie papierosem? - zapytała nagle.
            - Jasne - odparł, podchodząc do małego stolika w rogu tarasu, gdzie leżało pudełko. - Proszę.
            Wyjęła używkę, a on użyczył ognia i znów odłożył paczkę na miejsce. Utkwiła wzrok w czarnym horyzoncie, sparaliżowana całą tą sytuacją i rozpoczętą rozmową. Zawsze harda i wiedząca, co ma powiedzieć, stawała się nieśmiałą dziewczynką, gdy tylko zaczynało jej na kimś zależeć. Toteż teraz uporczywie milczała, czując na sobie jego wzrok.
            - Nie mogę się napatrzeć, tak ślicznie wyglądasz... - szepnął w końcu, tym samym przerywając milczenie. Jej odpowiedzią było teraz przyspieszone bicie serca. On jednak nie mógł tego wiedzieć. - Makijaż to seksualne oszustwo - dodał po chwili, zupełnie paraliżując ją tą uwagą.
            - Przecież większość kobiet się maluje... - bąknęła tylko.
            - I właśnie tak zdobywają facetów - Uśmiechnął się.
            - Nie chcesz powiedzieć, że właśnie cię zdobyłam - Roześmiała się, nie wierząc, że wypowiedziała te słowa.
            - Ciebie polubiłem bez makijażu – oznajmił z uśmiechem, ale po chwili dodał, kompletnie ją paraliżując: - Teraz tylko podniecasz... I pewnie nie tylko mnie - westchnął, sięgając wzrokiem w głąb apartamentu, gdzie rozglądający się wokół Peter usilnie próbował ją znaleźć.
            Podążyła spojrzeniem w tym samym kierunku.
            - Daj spokój... - mruknęła, odwracając się. - Mam ochotę zakopać się przed nim pod ziemię. Namolny gość.
            - Nie musisz się zakopywać, wystarczy, że będziesz ze mną.
            Patrzyła na jego profil, gdy tak uporczywie śledził wzrokiem poczynania Petera. Obrysowała spojrzeniem kontur czoła, nosa, a wreszcie ust, które lśniły teraz, odbijając światło przenikające z salonu. Wraz z tym obrazem powrócił żal, że nie dane jej było poznać ich smaku. Jaki był, gdy całował, jak pieścił, gdy kochał...? Powiedział, że go podnieca... Te słowa wciąż grały w niej jak piękna muzyka, bo dzięki nim zrozumiała, że choć nie ma szansy na miłość - wszak powiedział, że lubi - to jednak była nadzieja na inną bliskość fizyczną. Ale czy tylko tego chciała? Cóż, jeśli nie mogła mieć niczego innego, musi wystarczyć tylko takie marzenie... Lecz pozostawała jeszcze jedna, niewyjaśniona wątpliwość: dedykacja. Dlaczego śpiewaną przez siebie piosenkę zadedykował właśnie jej?
            - Tam, w klubie... - zaczęła nieśmiało. - Nie zdążyłam cię o coś zapytać.
            - Więc słucham. - Odwrócił się w jej stronę, całkowicie poświęcając swoją uwagę. To trochę ją przestraszyło, ale postanowiła się nie wycofywać.
            - Dlaczego ta dedykacja była właśnie dla mnie?
            Spodziewał się tego. Skoro już się przyznał, to czuł, że siłą rzeczy takie pytanie kiedyś padnie. Długo czekać nie musiał. Tak bardzo chciałby otworzyć przed nią swój umysł i serce, ale przecież, do jasnej cholery, nie może! I tak już zbyt wiele niedopowiedzeń prawie zdradziło jego uczucia, a przecież miał się pilnować! Obiecał to sobie, Tomowi... Nie wolno mu igrać z ogniem!
            - Ostatecznie chciałem cię przekonać, że spędzam z tobą czas z czystej sympatii, a nie z powodu głupiej prośby twojego męża. To była taka moja forma przeprosin za tą całą sytuację - odpowiedział pewnie.
            - Nie musiałeś... Przecież już wszystko mi wyjaśniłeś.
            Spuściła głowę, starając się ukryć, jak wielki zawód sprawił jej właśnie taką odpowiedzią. Ale czego mogła się spodziewać?
            - Chciałem, żeby to było bardziej wiarygodne - Uśmiechnął się.
            Gdyby mógł widzieć go w tej chwili Tom, bez trudu odgadłby, że najzwyczajniej kłamie. Jego brat znał go jak nikt inny, ale Karen nie miała o tym pojęcia, w dodatku teraz nawet na niego nie patrzyła, a jej uwagę całkowicie zaprzątnęło to, co zobaczyła przed głównym wejściem. Już nawet przestała analizować wypowiedziane przez niego słowa.
            - Cholera... - mruknęła pod nosem. - To niemożliwe.
            - Co się stało? - zainteresował się Bill, podczas gdy ona wlepiła wzrok w auto, które właśnie zatrzymało się przed głównym wejściem.
            - Nie jestem pewna, nie widzę rejestracji...
            - Mąż? - zapytał z niepokojem.
            - Gorzej... - jęknęła Karen, a gdy już się upewniła, dodała: - To Aimee.
            - Aimee? A któż to taki?
            - Moja przyjaciółka, ale kiedy przedwczoraj dzwoniła, nie wspominała, że przyjeżdża. Macie wolne pokoje? - zwróciła się z pytaniem do Billa, kiedy ten tylko odetchnął z ulgą. Nie uważał jakiejś tam kobietki za coś gorszego od Hoffmanna i absolutnie nie rozumiał tej obawy w głosie Karen, jaką słyszał.
            - Nie, nie ma żadnych wolnych pokoi, wszystko zarezerwowane. Ze względu na koncert i fakt, że chłopaki zajmują pokoje, niektórzy byli zmuszeni zarezerwować z kilkudniowym opóźnieniem - odparł.
            - W takim razie przyjechała do mnie. Muszę iść - Karen nerwowym ruchem zgasiła papierosa.
            - Pójdę z tobą - zaoferował się Bill.
            - Nie, nie - zaoponowała dziewczyna. - Ty masz gości, lepiej tu zostań, a ja zaprowadzę ją do pokoju.
            - Ale wróć!
            - Nie wiem, zobaczę, ale nie zaprzątaj sobie mną głowy - starała się go przekonać.
            - Możesz przecież przyjść z koleżanką.
            - Postaram się, jeśli nie będzie zmęczona - Pożegnała go przekonującym uśmiechem, ale w głowie miała tylko jedną, jedyną myśl: „Niedoczekanie”.

9 komentarzy:

  1. No ciekawe co to za jedna... ale chyba już jej nie lubie bo in zepsuła taka miła sytuacje. To znaczy... Bill wcześniej zdążył popsuć... bo jak już czułam dosłownie tą chemię między nimi to jebs... musiał tak palnąć... a mógł ja np zamiast tego pocałować czy coś Hahaha xD
    No to cóż... nie da się tego inaczej nazwać jak... zjebal xD Hahaha
    Ale już tez myślałam, ze to jej mąż, a to jakaś baba... :/ No nic... w takim razie chce ją poznać xD wiec do następnego! Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On nie może jej wyznać tego, co poczuł. Wie w jakiej jest sytuacji i stara się ze wszystkich sił powstrzymać emocje, odruchy, jednak nie zawsze się mu to udaje. Uczucie robi swoje.
      Już w kolejnym odcinku dowiesz się co to za panna odwiedziła Karen, ale nie wiem, czy Ci się ona spodoba;)
      Dziękuję, ściskam, pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. Odcinek wspaniały , uwielbiam takie pełne napięcia niedopowiedzenia, którymi wymieniali się Karen i Bill. Muszę przyznać, że mimo zawodu wywołanego tym jak Bill nie przyznał się do prawdziwego motywu swojej dedykacji, zachował się on rozsądnie ( mimo że rozsądek chyba powoli traci przy Karen ;) ).
    Czyżby Karen obawiała się, że przyjaciółka może namieszać w głowie Billowi i będzie dla niej konkurencją (może już kiedyś kogoś jej odebrała) ?
    Niestety zostają mi na razie same domysły ;)
    Pierwszy raz tutaj komentuje, ale przyznam się ze skruchą,że wierną fanką Twoich opowiadań jestem już od połowy MI( które uwielbiam tak, że często wracam do niego jak do dobrej książki - na zimowe wieczory działa jak gorąca czekolada przy kominku ; ) ).
    Jestem jednak osobą dość nieśmiałą jeśli chodzi o publiczne komentowanie, i przy tak cudnych opowiadaniach mogłyby moje komentarze wypaść dość banalnie, jednak jak napisałaś, że może to być ostatnio opowiadanie tutaj jakoś mnie to ośmieliło ( i zmartwiło oczywiście).
    Życzę dużo weny i z niecierpliwością na rozwój spraw w następnym rozdziale ;)
    Pozdrawiam,
    Carrie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill stara się być rozsądny, chociaż nie zawsze mu się to udaje, uczucie czasem bierze górę nad rozsądkiem, dlatego niekiedy także zachowuje się zbyt lekkomyślnie. Póki co jednak, na razie dobrze się trzyma. Koleżanka Karen jest jak jedna, wielka tajemnica, ale ją zdradzę w kolejnej części.
      Moja droga, mimo mojej ogromnej radości, że kolejna czytelniczka się ujawniła, muszę Cię zrugać. A cóż to za stwierdzenie: "przy tak cudnych opowiadaniach mogłyby moje komentarze wypaść dość banalnie"? Nie ma komentarza, który zabrzmi banalnie, mnie każdy komentarz cieszy, prosty, czy skomplikowany, chwalący, czy ganiący - dosłownie każdy, bo dzięki nim wiem, że ludzie czytają, że im się podoba, że chcą więcej, a ja mogę coś poprawić, udoskonalić, napisać lepiej, sugerując się ewentualnymi uwagami. Ty napisałaś cudowny, długi i wyczerpujący komentarz, który sprawił mi ogromną radość! Bardzo Ci dziękuję ;* Mam nadzieję, że już będziesz tu do końca.
      Dziękuję, ściskam i pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Uff nie było tak źle, spodziewałam się większej reprymendy. Teraz zostaje mi tylko obiecać poprawę ;)
      Zaintrygowałaś mnie jeszcze bardziej koleżanką Karen, dobrze, że czekania na następny rozdział zostało już mniej niż tydzień ;)
      Carrie

      Usuń
  3. Jeśli ostatnio dobrze wyczytałam z Twoich komentarzy to ta opowieść została napisana już jakiś czas temu... wiec na litość dlaczego tyle muszę czekać na kolejny odcinek!!!
    Jak zawsze idealnie, perfekcyjnie do bólu i doskonale do szpiku kości! I wciąż czuje się nienasycona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszystkie te opowiadania powstały kilka lat temu, teraz je poprawiam, bo jednak trochę się przez ten czas rozwinęłam i nie podoba mi się czasem składnia zdań, a pewne sytuacje wydały się banalne. Ale tydzień to nie tak długo, poprawiam każdą część, więc nie jest to gotowe do wstawienie od razu. Cieszę się, że czekasz i jesteś!
      Dziękuję, ściskam, pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie, każdy rozdział. Długi czas tu nie zaglądałam z braku czasu, ale wszystko nadrobiłam i jak zawsze uważam, że warto tu wracać.Jak zawsze zaskakujący i nieprzewidywalny koniec co uwielbiam i przez to z niecierpliwością czekam na kolejną część. Oby coś się wydarzyło między Karen a Billem ! ;)
    Pozdrawiam i zapewniam, że już teraz będę znowu systematycznie czytać ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wróciłaś i mam nadzieję, że pozostaniesz już do końca. W kolejnych częściach - dostarczę mam nadzieję - większych emocji jak dotychczas, bo akcja się rozwinie, nie koniecznie w kierunku, jakiego czytelnicy się spodziewają.
      Dziękuję, pozdrawiam i ściskam ;*

      Usuń