Część 23. „Polowanie czas zacząć”
-
Jestem, jestem! - zawołała Karen, schodząc z ostatniego stopnia schodków
prowadzących na półpiętro. W tej samej chwili, próbująca się z nią skontaktować
Anette, odłożyła słuchawkę.
Na
dźwięk tych słów szczupła blondynka stojąca przy recepcji natychmiast odwróciła
głowę. Aimee była dość wysoka, w dodatku uwielbiała nosić szpilki, ale dzisiaj
ta znaczna różnica wzrostu nie była aż tak widoczna, bo sandałki Karen też
miały wyższy obcas.
-
Widziałam cię z tarasu - Uśmiechnęła się do przyjaciółki, ściskając ją mocno,
lecz ta, zamiast równie serdecznie się przywitać, obrzuciła ją badawczym
spojrzeniem i marszcząc brwi, zapytała:
-
Gdzieś się wybierasz? Albo skąd wróciłaś?
-
Lawina pytań na dobry wieczór?
-
Witaj, kochana. - Dopiero teraz Aimee ucałowała ją z radością. - Nie dziw mi
się, po prostu nie chodzisz tak ubrana w zwykły dzień, dlatego pytam. Hm... I
czuję alkohol.
-
A ty co mi robisz takie niespodzianki? Mogłam iść na nocne party i spałabyś w
recepcji, bo wolnych pokoi nie ma.
-
Ty i nocne party... - Dziewczyna z politowaniem pokręciła głową. - A kto by za
ciebie pobiegał o świcie?
-
Wyobraź sobie, że nie codziennie tu biegam, a przez ostatni tydzień wcale -
oznajmiła Karen i obejmując się, obydwie ruszyły wolnym krokiem.
-
Chora jesteś?
-
Byłam, kochana, byłam! Miałam najzwyklejszą anginę!
Zaśmiały
się głośno, przywołując dźwig.
-
Skąd wiedziałaś, gdzie jestem? Przecież nie mówiłam ci przez telefon?
-
Wyobraź sobie, że spotkałam twojego męża - odparła przyjaciółka, a przez myśl
Karen jak błyskawica przemknęło tylko krótkie: „Wiedziałam, że maczał w tym palce”.
-
I co ci mówił? - zapytała. Drzwi windy właśnie się rozsunęły i oczekujące
kobiety wreszcie mogły udać się na przedostatnie piętro.
-
Że jesteś tu sama, a on ma ważne sprawy w Berlinie, więc przyjechałam, żeby
dotrzymać ci towarzystwa - Uśmiechnęła się tajemniczo Aimee.
-
Nic więcej? - drążyła pani Hoffmann.
-
Nie, a co masz na myśli?
-
Ma jakieś kłopoty w firmie, ale nie chce mi powiedzieć jakie.
Właściwie
nie o taką wiedzę jej chodziło, ale nie mogła przecież zapytać wprost, czy
Franz powiedział jej o Billu.
-
Moja droga, skoro tobie niczego nie powiedział, to mnie tym bardziej. Nie
sądzisz?
Otwierająca
właśnie drzwi Karen nie odpowiedziała. W końcu znalazły się w apartamencie,
gdzie bardzo dobrze słyszalne były odgłosy wciąż trwającej imprezy u Billa.
-
Co tam, u góry, się dzieje? - Blondynka wymownie spojrzała na sufit.
-
Mała imprezka - Wyszczerzyła ząbki przyjaciółka.
-
A teraz gadaj, gdzie byłaś, bo w życiu nie uwierzę, że paradujesz w tej kiecce
na co dzień - zaatakowała ją Aimee i wskazała palcem do góry. - Tam? - Po czym
postawiła na podłodze swoją podręczną torbę. Karen nie zdążyła odpowiedzieć, bo
właśnie zapukał chłopak z obsługi, który przyniósł bagaże gościa, a po
otrzymaniu solidnego napiwku, w głębokim ukłonie wycofał się za drzwi.
-
Gadaj - powtórzyła dziewczyna, wpatrując się w zielone oczy przyjaciółki.
-
Byłam na koncercie i takim małym backstage'u. Tam. - Uśmiechnęła się tajemniczo
Karen, wskazując spojrzeniem sufit.
-
Zrobię sobie drinka, dobrze? - zapytała Aimee, kiedy jej oczom ukazał się porządnie
wyposażony barek, i nie czekając na pozwolenie, zajęła się sporządzaniem
mieszanki. - No proszę, twój mąż powiedział, że się tu nudzisz, a tymczasem
grzeczna dziewczynka porządnie imprezuje - zagadnęła.
-
Zrób mi to samo - poprosiła Karen.
-
Zaraz, zaraz... Tam? A kto tam mieszka...? I tak w ogóle, to świnia jesteś, a
nie przyjaciółka - Blondynka wbiła w nią swoje chabrowe oczy, które właściwie
były bladoniebieskie, ale dla pogłębienia intensywności barwy dziewczyna nosiła
kolorowe soczewki, choć żadnej wady wzroku nie miała. Tym samym, tak cudownym
szafirem wzbudzała zachwyt w laikach, którzy nie zauważali wokół źrenicy
charakterystycznej otoczki. Chociaż pewnie nie tylko z tego względu miała
ogromne powodzenie. Ta zgrabna blondynka - która nieco pomogła naturze właśnie
nią się stać - miała figurę bez zarzutu; zgrabne, długie nogi, ponętne, krągłe
pośladki, którym wciąż pomagała zachować ten kształt odpowiednimi ćwiczeniami,
a także dość spore, aczkolwiek nie za duże piersi, które zwykle kusząco
eksponowała w dość mocno wyciętych dekoltach i opiętych bluzkach. Niektórzy
uważali ją za plastikową lalę, jednak większości facetów na jej widok zupełnie
wiotczał mózg i - dla odmiany - sztywniała inna, położona dużo niżej część
ciała.
-
A czemu tak mnie szkalujesz? - Zrobiła smutną minę niewiniątka Karen,
odbierając od koleżanki gotowego drinka.
-
Przyznaj, nie powiedziałaś mi specjalnie, czy po prostu zapomniałaś? - Aimee
przymrużyła oczy, siadając na kanapie tuż obok.
-
Ale o czym? - zdziwiła się szatynka, choć niemal od początku miała pewne
podejrzenia co do pretensji przyjaciółki i powodu jej wizyty, którą z całą
pewnością nie była chęć odpoczynku. Toteż, upijając drinka, nie spuszczała z
niej oczu.
-
Nudno tu, nie ma nikogo godnego uwagi... - zaczęła Aimee, naśladując sposób
mówienia Karen. - A tymczasem okazuje się, że mieszkasz w hotelu Kaulitza i,
jak się za chwilę okaże, piętro wyżej ma swój apartament, a ty właśnie wyszłaś
od niego z imprezy, tak?
Pierwszą
reakcją na słowa przyjaciółki był paraliżujący dreszcz strachu. Odebrała je jak
atak, dziwną pretensję. Jak miała teraz się przyznać, że celowo zataiła ten
fakt? Nie powinna być zazdrosna, ani czuć się w jakiś sposób zagrożona,
przecież nic ją z nim nie łączyło i nawet nie było na to żadnych szans. A
jednak nie czuła niczego innego oprócz obawy, że jej piękna przyjaciółka
zdobędzie jego serce, co - niestety - było bardzo prawdopodobne. Dlatego w
ostatniej, telefonicznej rozmowie nie powiedziała jej, w czyim hotelu spędza
wakacje, i z ulgą wspominała fakt, że na wcześniejsze pytanie Aimee, w jakiej
miejscowości będzie wypoczywać, odpowiedziała po prostu, że w jakiejś dziurze
nad Bałtykiem. Jednak wtedy był to zupełny przypadek, gdyż nawet nie wiedziała,
że właścicielem tego hotelu jest właśnie Bill. Pewnie gdyby była tego świadoma,
od razu wyjawiłaby to przyjaciółce jako niewątpliwą atrakcję. Wtedy tak, ale
nie teraz...
-
O rany! Nawet o nim nie pomyślałam, on jest przecież właścicielem - roześmiała
się, dokładając wszelkich starań, aby jej śmiech zabrzmiał wiarygodnie i lekko.
-
A właściciel to nie facet? W dodatku bogaty i cholernie przystojny - wymruczała
Aimee, prężąc się kusząco. Karen już wiedziała, co to może oznaczać.
***
Niedziela
upłynęła jej tylko w towarzystwie Aimee i sama się dziwiła, jakim cudem udało
im się uniknąć choćby przypadkowego spotkania z Billem. Do południa - jak
słusznie przypuszczała - odsypiał zarwaną przez imprezę noc, ale po południu
przecież mogły się na niego gdziekolwiek natknąć. Jednak jakoś się udało odwlec
tę nieuniknioną konfrontację z bólem i zazdrością.
Zatelefonował
do niej wieczorem, kiedy jej blondwłosa przyjaciółka właśnie brała prysznic, a
że w pokoju dość głośno grała muzyka, wyszła na taras, aby spokojnie móc z nim
porozmawiać. No i żeby tego nie usłyszała Aimee.
-
Ukrywasz się przede mną? - zapytał, śmiejąc się.
-
Wręcz przeciwnie - odparła. - Ciągle gdzieś wychodzimy.
-
Teraz też?
-
Nie, teraz już nie - odrzekła pewnie. - Aimee bierze prysznic, a ja chcę się
wcześniej położyć.
Gdyby
była sama, wybiegłaby do niego jak na skrzydłach, ale w tej sytuacji…
-
Szkoda - mruknął zawiedziony. - Myślałem, że skoczymy gdzieś na drinka. Chętnie
bym poznał twoją przyjaciółkę. Miałem nadzieję, że wczoraj wrócisz razem z nią.
-
Była zmęczona, chociaż przez ten hałas na górze i tak nie mogłyśmy zasnąć.
Chyba złożę skargę na tego gościa piętro wyżej. - Zaśmiała się, starając odejść
od tematu, jakim stać się mogła Aimee.
-
Koniecznie! - podchwycił Bill. - Jeśli jeszcze raz tak będzie hałasował,
osobiście go wyrzucę!
-
Trzymam za słowo! - Obydwoje zachichotali. - A ty pewnie odsypiałeś całe
przedpołudnie.
-
Może nie całe, ale jego większą część - odparł, dodając: - Przypominam, że
jutro rano jedziemy do domu dziecka.
-
Wiem, pamiętam. Tylko o której? - zapytała Karen.
-
Umówiłem nas o dziesiątej. Cała ekipa ma już tam być, jutro zaczną, więc pewnie
zejdzie nam całe przedpołudnie - wytłumaczył Bill.
Drzwi
od łazienki trzasnęły i usłyszała nawoływanie przyjaciółki.
-
W porządku, więc o dziesiątej w recepcji - ucięła Karen. - Muszę kończyć,
cześć.
Usłyszała jeszcze
tylko jego krótkie „cześć” i pospiesznie się rozłączyła, wracając natychmiast
do salonu.
-
Franz dzwonił? - zapytała Aimee, osuszając ręcznikiem mokre włosy.
-
Nie - odparła krótko Karen, starając się natychmiast wyszukać w głowie jakiegoś
sensownego rozmówcę. - Silvia pytała, czy są tu jakieś wolne pokoje.
-
A tej co się przypomniało? - mruknęła podejrzliwie koleżanka.
-
Nie wiem, może też spotkała Franza? Teraz ja idę pod prysznic.
***
Obudził
ją krzyk mew i lekki wiatr, który wpadając przez otwarte drzwi na taras,
owiewał chłodem jej odkryte stopy. Pod wpływem zimnego dreszczu otuliła się
kołdrą, a odwracając w drugą stronę, przypomniała sobie, że nie śpi sama. Na
poduszce po jej prawej stronie leżały rozsypane złociste włosy Aimee.
Nagle
chwilowa radość z rozpoczynającego się dnia prysła, pozwalając tym samym
narodzić się niepożądanym wizjom. Poczuła na swojej skórze jeszcze silniejsze
mrowienie, tym razem będące objawem strachu. Niedługo wymknie się
niepostrzeżenie na spotkanie z Billem, pojadą do domu dziecka, co zajmie im
trochę czasu, ale co się stanie późniejszym popołudniem? Przecież w końcu musi
nastąpić to co nieuniknione. Jedyne pocieszenie znajdowała w nadziei, że jej
piękna przyjaciółka wcale nie musi mu się spodobać. Chociaż jak dotąd widziała
niewielu facetów, którzy potrafili oprzeć się jej urokowi. W dodatku obydwoje
byli wolni. A jeśli oni naprawdę coś do siebie poczują? Kolejny dreszcz
przetoczył się potężna falą przez jej ciało. Nawet jeżeli, to co? A może to nie
byłby taki głupi pomysł, jakby Aimee właśnie z nim się związała? Oczywiście, że
cierpienie z tej niespełnionej miłości nie miałoby końca, ale przynajmniej
mogłaby go czasem widywać. W przeciwnym razie już za miesiąc stąd wyjedzie i
być może nigdy go nie zobaczy, a w najlepszym przypadku za rok.
Jednym,
nagłym ruchem zrzuciła z siebie kołdrę i szybko wstała, tym samym odganiając od
siebie te wszystkie chore myśli. Sama nie wiedziała, po co się tak zadręcza
przypuszczeniami. Nawet jeśli coś będzie miało się wydarzyć, niczego nie
powstrzyma i niczemu nie zapobiegnie. Nie utrzyma Aimee z daleka od niego,
prędzej czy później i tak będą musieli w końcu się spotkać. Miała szczęście;
jak dotąd dziewczyna nie wypytywała o niego za bardzo i wystarczyło tylko
krótkie wyjaśnienie, że, owszem, zna go, ale to bardzo powierzchowna znajomość
i tylko koleżeńska. Przecież właśnie tak było, chociaż tylko w tym drugim
przypadku, ponieważ znała go bardzo dobrze.
Szybki,
orzeźwiający prysznic jakby zmył z niej wszystkie troski i od tej chwili
myślała już tylko o tym, że niebawem go zobaczy. Nie chcąc budzić koleżanki,
napisała jej kartkę, że musi wyjechać w ważnej sprawie i żeby jakoś wypełniła
sobie czas do obiadu, po czym udała się do restauracji na śniadanie. Napisała
sms do Billa, że właśnie tam na niego czeka. Dopijała sok, kiedy wszedł i już
od progu promiennie się do niej uśmiechnął. Na jego widok serce zabiło jej
mocniej.
-
Cześć - powitał ją radośnie.
-
No hej - Odwzajemniła uśmiech, natychmiast się podnosząc. - Możemy jechać -
Zdjęła z oparcia swoją torebkę i zarzuciła ją na ramię. W tej chwili
spostrzegła, że zmierzył ją swoim spojrzeniem.
-
Dobrze znów widzieć kumpelę, a nie bóstwo - puścił jej oczko. Choć zewnętrznie
starała się tego nie okazywać, nie gasząc uśmiechu, to gdzieś w głębi serca
poczuła smutek. Więc jednak olśniła go tylko na jedną krótką chwilę, a teraz...
Teraz znów jest dla niego tylko koleżanką.
-
Przecież do malowania ścian nie włożę wizytowej kiecki, a taki makijaż jak
przedwczoraj robię bardzo rzadko - odparła z figlarnym uśmiechem.
-
To zrozumiałe, ale w sobotę wyglądałaś pięknie, kusicielko - kontynuował Bill.
- Zawróciłaś w głowie Peterowi. Wczoraj dzwonił i pytał, czy mogę mu dać twój
numer telefonu.
-
Mam nadzieję, że tego nie zrobiłeś? - przestraszyła się. Uśmiechnął się tylko
tajemniczo, otwierając jej drzwi swojego auta, które już stało pod hotelem.
-
Oczywiście, że nie. Nie zrobiłbym tego z dwóch powodów, po pierwsze: jesteś
mężatką, a drugi zachowam dla siebie. - Zamknął drzwi i przeszedł z drugiej
strony. Wsiadł i spojrzał na nią z tym samym uśmiechem. Jaki mógł być ten drugi
powód?
-
Nawet nie będę się starała tego z ciebie wyciągnąć - westchnęła, patrząc na
drogę. Udawała opanowaną, ale serce waliło jej jak młot. Z wrażenia i nadziei,
która zapewne była bezpodstawna. Mimo to, fajnie było chociaż pomarzyć.
-
I bardzo dobrze, bo i tak nigdy ci go nie wyjawię.
-
Bez względu na okoliczności? - Nie wytrzymała.
-
W zasadzie bez względu, bo takich okoliczności nigdy nie będzie - skwitował,
śmiejąc się.
Nie
będzie, bo nigdy nie powie jej, że kocha. Teraz już to wiedział, był pewien
tego uczucia jak niczego innego. Po tych kilku dniach, jakie spędził tylko z
nią, wczorajszy był nie do zniesienia. Gdyby nie to, że miała gościa, nie
odpuściłby i musiałaby się z nim zobaczyć. Dzisiaj, kiedy spostrzegł ją w
restauracji, wszystkie zmysły błagały o odrobinę bliskości i z trudem
powstrzymał się, żeby jej nie przytulić na powitanie.
-
A co zrobiłaś z przyjaciółką? - zagadnął.
-
Zostawiłam w pokoju, spała jeszcze, gdy wychodziłam - pogodnie odparła Karen,
choć w jej głowie teraz gościła tylko jedna myśl: „Jaki, do diabła, mógł być ten drugi powód?”.
-
Trzeba było ją zabrać.
-
Widzę, że strasznie ci spieszno, żeby ją poznać! - roześmiała się, chociaż znów
dał o sobie znać pewien niepokój. - Spokojnie, zapewne po południu ją
zobaczysz.
Właściwie
chciała mieć już za sobą to, co było nieuniknione.
***
-
Myślę, że tak dobrze będzie - Karen przymrużyła oczy, usilnie wpatrując się w
ścianę, na której plastyk zrobił właśnie szkic jej projektu. - Tak, można to
tak zostawić. A tamten pokój? - zagadnęła stojącą w drzwiach panią dyrektor.
-
W tamtym mieszkają piętnastoletnie dziewczynki - odparła pani Potts.
-
Też jest przygotowany, tak?
-
Oczywiście, jedna z nich wyjechała na obóz, a druga tymczasowo będzie spać w
innym pokoju. Szkoda, że musimy robić to tak sukcesywnie, tyle cennego czasu
przeznaczonego na wypoczynek pani zmarnuje - westchnęła pani dyrektor.
-
Naprawdę proszę się tym nie przejmować. Robię to z przyjemnością. - Karen
uścisnęła dłoń kobiety, jakby tym gestem chciała ją zapewnić, że rzeczywiście
tak jest.
-
Gdyby tak te pokoje można było od razu pomalować, a tak to musimy przenosić
dzieciaki, bo nie wszystkie na raz wyjechały, rozumie pani - tłumaczyła pani
Potts, drepcząc do kolejnego pomieszczenia za Karen, która tylko pokiwała
głową.
-
Wszystko ureguluję przelewem, na fakturze będzie przecież numer konta -
usłyszały ciepły głos Billa, który właśnie w towarzystwie pana Lange wszedł do
pokoju. – No, jak idzie? - Z uśmiechem zwrócił się do Karen.
-
Dobrze, zejdzie nam jeszcze góra godzinka, został już tylko ten pokój. Jak
Severin naszkicuje projekt, możemy jechać, bo dalej panowie sobie poradzą,
prawda? - zwróciła się do młodego plastyka, który nanosił na ściany szkice,
następnie wykonywał trudniejsze malowidła, gładkie powierzchnie pozostawiając
już tylko malarzom.
-
Pewnie - Roześmiał się długowłosy blondyn.
-
Idę sprawdzić, co się tam dzieje - odezwał się pan Lange i wyszedł z
pomieszczenia.
-
Może ja zrobię kawy? Zapraszam do mojego gabinetu - zaproponowała pani Potts.
-
Chętnie - zgodził się ochoczo Bill.
Tymczasem
Karen zaaferowana wybieraniem projektu do pokoju, w którym właśnie byli,
rozłożyła je na stole, pochylając się nad nim wraz z Severinem. Zupełnie
pochłonięta tym zajęciem, oparła się łokciami o blat i w bardzo wygodnej dla
siebie pozycji wypięła pośladki w stronę Billa. Nie wiedziała, że on wciąż stoi
w drzwiach, myślała, że poszedł z dyrektorką, toteż w skupieniu konsultowała z
młodym plastykiem decyzję, który rysunek będzie tu najodpowiedniejszy.
Wstrzymał
oddech, bo jeszcze nigdy nie widział jej w tak kuszącej pozycji. W dodatku dość
krótka bluzka przy każdym ruchu jej ręki wędrowała nieco do góry, tym samym
ukazując kawałek jej nagiego ciała. Wprawdzie już widział ją bardziej
roznegliżowaną na plaży i taki niewielki, odkryty fragment nie powinien
wzbudzać aż takich emocji, ale ta pozycja, jej gesty i ciągłe poprawianie
opadających włosów, to wszystko było tak niewiarygodnie podniecające, a zarazem
tak bardzo zakazane... Sprawiało, że kolejny raz zamarzył o niej, tym razem
tworząc w swojej głowie niesamowite wizje, które jeszcze nigdy nie były aż tak
wyraziste.
Wbił
dłonie w kieszenie spodni, jakby tym gestem chciał powstrzymać swoje ciało od
niespodziewanych reakcji. Po raz pierwszy czuł, że nie umie nad sobą zapanować.
Musi stąd odejść, żeby powstrzymać to pragnienie, jeżeli tego nie zrobi, po
prostu podejdzie i obejmie ją swymi ramionami, przytuli, zamykając w ciasnym i
mocnym uścisku.
-
Kawa gotowa - oznajmiła za jego plecami pani Potts. Karen odwróciła się nagle i
widząc go wciąż stojącego w tym samym miejscu, zapytała:
-
Cały czas tu byłeś?
-
Czekałem - odparł z lekkim uśmiechem, czując, jak uwalnia się od swoich
pragnień, wracając znowu do rzeczywistości.
Spokojnie
wypili kawę w gabinecie pani dyrektor, po czym Karen jeszcze sprawdziła, jak
postępują prace, a stwierdziwszy, że wszystko idzie bardzo dobrze, oznajmiła,
że właściwie na dzisiaj koniec.
-
Pierwsza warstwa już położona, jutro można przygotować kolejne dwa pokoje do
zagruntowania.
-
Mam wyrzuty sumienia, że marnuje pani wakacje - smutnym głosem powiedziała
kobieta.
-
Już ani słowa na ten temat, dobrze? Bo się pogniewam - zagroziła żartobliwie
pani Hoffmann.
Dyrektorka
tylko pokiwała głową. Bill, w milczeniu, ale z czułością obserwował dziewczynę,
co niewątpliwie zauważyła pani Potts, wyciągając błędne wnioski. Spostrzegawczość
kobiety była zadziwiająca, bo tak nie mógł patrzeć tylko zwykły przyjaciel.
-
Piękna z was para... Widać, że się kochacie - Westchnęła po chwili. - Obydwoje
jesteście tacy dobrzy i śliczni, macie ogromne szczęście, że trafiliście na
siebie, dobry człowiek powinien trafiać na dobrego.
Spojrzeli
po sobie, jakby oczekując wzajemnie zdementowania słów kobiety, lecz żadne z
nich nie zaprzeczyło, tylko radosny uśmiech malował się na ich twarzach.
-
Będziemy jutro, o tej samej porze - powiedział jedynie Bill, wciąż się
uśmiechając. - Do widzenia.
-
Do zobaczenia - pożegnała się Karen.
-
Do widzenia, dziękuję - usłyszeli z ust kobiety.
Niedługą
drogę, jaką mieli do samochodu, przemierzyli w milczeniu, choć w głowach
obydwojga kłębiły się takie same myśli. Jakże piękne było to, co ona
powiedziała, szkoda, że takie nierealne...
-
Dlaczego nie zaprzeczyłeś? – Karen, spoglądając na niego, nie wytrzymała i
zadała mu to pytanie, kiedy już wsiadła do samochodu. Nie spuszczała z niego
oka, zapinając pasy. Widziała, jak lekko się uśmiechnął, jednak przez chwilę
nie odpowiadał. Znów jej serce dało o sobie znać, szalejąc w piersi. Czy to
możliwe, że ta kobieta coś zauważyła?
-
A ty? - sprytnie odpowiedział pytaniem, odpalając silnik auta, tym samym
paraliżując ją kompletnie. Teraz, dla odmiany, miała wrażenie, że jej serce
przestało bić.
-
Spytałam pierwsza - odpowiedziała jak dziecko w przedszkolu. Roześmiał się:
-
Lepszego argumentu nie masz? Bądź szczera.
Spojrzał
na nią ukradkiem. Miał wrażenie że troszkę się zaczerwieniła. Po chwili dodał:
-
Dobrze, odpowiem, jeśli chcesz - Znów spojrzał przed siebie, całą uwagę
skupiając na drodze. Tym razem ona łypnęła na niego niepostrzeżenie. Nie
odezwała się jednak, bo co miała mu powiedzieć? Że o niczym innym nie marzy?
-
Nie chciałem wyprowadzać jej z błędu, skoro tak stwierdziła, widocznie do
siebie pasujemy - odparł i uśmiechając się szeroko, znów zerknął na Karen. -
Teraz ty.
Wzdrygnęła
się. Miała nadzieję, że odpuści, ale on nie dawał za wygraną. Dlaczego tak bardzo
chciał to wiedzieć? A może powinna powiedzieć mu nieco więcej...? Może ryzyko
się opłaci?
-
Nie odezwałam się, bo te słowa sprawiły mi przyjemność, a zresztą za długo by
trzeba było jej tłumaczyć - odparła pewnie. Nie powiedziała niczego wprost, a
jednak... Coraz częściej wychwytywał podtekst jej słów i sam działał podobnie,
zastanawiając się tylko, czy ich uczucia mają to samo podłoże. Czy to w ogóle
było możliwe?
-
Nie chce mi się wracać do hotelu. Może pojedziemy gdzieś indziej na obiad? -
zaproponował.
-
Oj, nie! Dzisiaj lepiej nie! - zaprotestowała nagle z żalem Karen.
-
Dlaczego? - zdziwił się.
-
Aimee... Ona mnie zabije. Wyłączyłam komórkę, nawet nie wie, gdzie jestem, a
jak zobaczy mnie z tobą, to... - zawahała się, lecz po chwili dodała z
uśmiechem. - Sam rozumiesz.
-
No tak, zapomniałem, że masz gościa.
***
-
Super, świetnie... - mruknęła blondynka, kolejny raz kontaktując się z pocztą
głosową przyjaciółki. Zdążyła już obejść wszystkie sklepiki w miasteczku,
zjadła obiad, i od godziny siedziała na tarasie restauracji, wypalając
następnego papierosa. A Karen wciąż nie było.
Nie
miała pojęcia, dokąd z samego rana udała się przyjaciółka. Informacja, którą
pozostawiła, nic jej nie mówiła. Jaką ważną sprawę mogła tutaj załatwiać przez
połowę dnia?
Właśnie
przewracała kolejną kartkę w kolorowym czasopiśmie, kiedy na parkingu pod
hotelem zatrzymała się czarna terenówka. Od niechcenia rzuciła okiem i zamarła.
Właśnie wysiadł z niej Bill i... Jej przyjaciółka?
Gdzie
byli razem tyle czasu? Co takiego ważnego razem załatwiali? Nic jej nie
powiedziała, a przecież mogła.
Wściekłość
i uzasadniona pretensja narastała w niej z każdą chwilą. Kłamała, gdy mówiła,
że prawie go nie zna. Ludzie, którzy się nie znają, nie uśmiechają się tak do
siebie i w taki sposób nie patrzą sobie w oczy. Czyżby łączyło ich coś, o czym
nie widziała? Obserwowała każdy ich krok, byli tak zajęci rozmową, że nawet jej
nie zauważyli. Nie mogła dopuścić do tego, aby zniknęli w drzwiach hotelu,
pozostawiając ją na tarasie. Uniosła się z krzesła, na którym siedziała, i
machnęła ręką:
-
Karen! - zawołała.
Oczy
obydwojga natychmiast zwróciły się w jej kierunku, a kiedy podeszli, Aimee
zwróciła się do przyjaciółki z lekkim przekąsem:
-
Niewątpliwie musiały to być ważne sprawy, skoro wyłączyłaś komórkę. W dodatku w
takim towarzystwie... - Tu spojrzała na Billa i uśmiechnęła się promiennie.
-
Zapewniam cię, kochana, że łączą nas jedynie sprawy... Jakby to ująć... - Karen
zawahała się, po czym pospiesznie wypowiedziała pierwszą myśl, jaka właśnie
wpadła jej do głowy. - Zawodowe! Prawda, Bill? - Spojrzała na niego, pewna, że
potwierdzi jej słowa, co też zrobił:
-
Można tak powiedzieć - Jednak miał niewysłowioną chęć dodać: „niestety”, ale w
ostatniej chwili ugryzł się w język i dopowiedział to sobie jedynie w myślach.
-
To jest właśnie Aimee - Karen przedstawiła przyjaciółkę, dodając: - Mówiłam, że
będzie zła.
-
Aimee Neumeyer - Dziewczyna wyciągnęła rękę, którą natychmiast uścisnął,
również się przedstawiając:
-
Bill Kaulitz, przepraszam, to moja wina. Karen troszeczkę mi pomaga, ale myślę,
że ona najlepiej wszystko wyjaśni.
-
No proszę, a mówiłaś, że prawie się nie znacie - wypaliła złośliwie blondynka.
Tego dziewczyna się nie spodziewała, ale właściwie nie powinna się dziwić.
Faktycznie, oszukała ją, a właściwie nie powiedziała całej prawdy, ale jak
miała to wszystko wyjaśnić? Że nie mówi jej wszystkiego ze strachu? Że próbuje
jak najdłużej utrzymać ją z daleka od niego? Jak miała jej powiedzieć, że po
prostu go kocha i jeśli coś się między nimi wydarzy, to ona tego nie zniesie?
Teraz
zrobiło jej się głupio, bo pewne niedopowiedzenia obróciły się przeciwko niej,
czego dowodem było pełne wyrzutów spojrzenie Billa. Jednak nie wiedziała, że on
szybko wytłumaczył sobie to wszystko. Zapewne nie powiedziała jej o ich
przyjaźni z obawy, że blondynka może nieopatrznie to zrozumieć i napomknąć o
tym Franzowi. Czym prędzej pospieszył jej na ratunek:
-
Mówiła prawdę. Tylko trochę razem pracujemy, to wszystko - Uśmiechnął się.
-
Pracujecie? - zdziwiła się Aimee. - Przecież ona jest na wakacjach.
-
Bill sponsoruje tutejszy dom dziecka, a ja zrobiłam projekty ozdabiające
ściany. Teraz jest tam właśnie malowanie i stamtąd wracamy - wyjaśniła Karen.
-
Nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć?
-
Jakoś nie przyszło mi to do głowy - palnęła Karen.
-
Wszystko się wyjaśniło, więc pora na obiad - ogłosił Bill, przywołując kelnera.
-
Ja już jadłam - zwróciła się do niego Aimee, demonstracyjnie poprawiając
opadające ramiączko sukienki.
Chwilę,
jaka pozostała do podania obiadu, wypełnili miłą rozmową. Aimee opowiadała
Billowi o swojej pracy w reklamie. Oczywiście nie szczędziła sobie wymownych
gestów, powłóczystych spojrzeń, a także kuszącego oblizywania ust. Karen miała
wrażenie, że jest tutaj zupełnie zbędna. Widziała, jak bardzo jej przyjaciela
ta rozmowa pochłania, jak jego wzrok ześlizguje się na głęboko wycięty dekolt
blondynki, a ta zdawała się jeszcze mocniej roztaczać przed nim swój czar.
Wiedziała, że ona potrafi to, jak nikt inny. Nie brakowało jej pewności siebie
w zdobywaniu facetów, czego Karen o sobie powiedzieć nie mogła. Zawsze ją to
bawiło, lubiła obserwować, jak przyjaciółka uwodzi kolejną zdobycz, jak żaden
mężczyzna nie potrafi jej się oprzeć. Znów to widziała na własne oczy, tylko że
tym razem to wcale nie było zabawne, a wręcz przeciwnie - bardzo bolało. Nie wiedziała,
co w tej chwili myśli Bill, za to doskonale znała myśli Aimee: „Polowanie czas zacząć”.
Uratowałaś mi właśnie bardzo dłużącą sie podróż. Książka mi się skończyła, pisma przejrzane a widok za oknem wprawia w senny nastrój. A tu nagle wchodzę na stronę i taka niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału.
Dobrze mi się wydawało, że Karen obawia się że przyjaciółka "odbierze" jej Billa.
Jestem pewna, że on jednak w tej chwili myśli wyłącznie o Karen, a wzrok z Aimee ześlizguje mu się bardziej w kierunku tej pierwszej.
Sama Aimee jednak nadal jest dla mnie zagadką. Jej relacje z Karen wydają się dość specyficzne.
Czyżby Franz miał całą armię koleżanek do pilnowania swojej żony? To dość podejrzane, że po spotkaniu męża koleżanki od razu popędziła do Karen. Ciekawy wpływ ma ten mąż. Ciekawe co będzie kiedy sam Franz wróci do hotelu, skoro obecnie Karen nie podoba się marnowanie cennego czasu na przyjaciółkę.
Na razie zarówno Bill i Karen zachowują się przyzwoicie, chociaż biorąc pod uwagę zachłanny wzrok Billa i zdesperowane myśli Karen (szukające sposobu by nawet po wyjeździe móc zobaczyć Billa kosztem tego, że mialby byc z jej przyjaciółka) zastanawiam się ile jeszcze wytrzymają ... :)
Pozdrawiam,
Carrie
No proszę, i tak piękny komentarz pozostawia ktoś, kto bał się do tej pory cokolwiek skreślić, jestem pod wrażeniem i bardzo dziękuję na wstępie. Z przyjemnością takie słowa człowiek czyta.
UsuńCieszę się, że w jakikolwiek sposób umiliłam Ci podróż.
Tak, Karen obawia się, że Aimee skusi Billa. Jakim by nie był przyzwoitym człowiekiem, to jednak tylko facet, dodajmy bardzo wyposzczony. Może ulec pięknej i ponętnej blondynce. Jest beznadziejnie zakochany, więc kto wie, czy nie zechce zabić w sobie tej miłości choćby pięknym ciałem koleżanki? Ma świadomość, że to zakazane uczucie. Jak się stanie, dowiesz się w kolejnych częściach.
Pozdrawiam i ściskam mocno ;*
Ehhh... mam nadzieje, ze ta kobieta niczego nie zepsuje w relacji Billa j Karem. Było już przecież tak dobrze. I myśle, ze gdyby się nie pojawiła to to jak bardzo pragną nawzajem paść w swoje ramiona nastąpiłoby szybciej niż się nam wszystkim wydaje. A tak to ta cała przyjaciółka spowolniła odrobine ten proces. Mam nadzieje, se całkiem go ni zatrzyma. Bo tak naprawdę to tempo, w którym oni sobie coś wyznają za moment może okazać się zbyt wolne i ten miesiąc minie. Oby jednak ta baba nie namieszała zbyt bardzo, a oni zdobyli się w końcu na coś więcej.
OdpowiedzUsuńNo to kochana, czekam niecierpliwie na to co wydarzy się w następnym rozdziale i do zobaczenia. Buziaczki :*
Z pewnością będzie chciała zdobyć przystojnego właściciela hotelu, w końcu po to tu przyjechała. Już zaczęła kusić Billa, więc z pewnością nie ustanie w zamiarach, nie widzi żadnych przeszkód i nie ma pojęcia, co czuje do niego Karen, a co do niej czuje Bill. Oboje trzymają uczucia na wodzy, a teraz dodatkowo Bill może będzie chciał zapomnieć o tej zakazanej miłości?
UsuńDziękuję serdecznie, ściskam ;*
To jest urocze, że bawią się w takie podchody, a jednocześnie zżera mnie ciekawość,jak długo jeszcze wytrzymają ukrywając swoje uczucia. Coś czuję,że przez Aimee to trochę potrwa i namiesza w ich relacji 😔😔😔
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać te rozdziały, bo są tak dobrze napisane, że jak się zacznie to trzeba już dokońca !
Z niecierpliwością czekam na kolejną część, pozdrawiam i przesyłam buziaki 😇
Nie mogą się obnażyć z uczuciami, a przynajmniej uważają, że nie powinni, wręcz im nie wolno! To miłość zakazana, chociaż przecież nie ma rzeczy niemożliwych, ale jest jeszcze Franz, a teraz dodatkowo Aimee.
UsuńDziękuję, pozdrawiam serdecznie, całusy ;*