Część 34. „Gdy gasną płomienie nadziei”
Obudził
ją chłód owiewający jej nagie ciało. I choć z jednej strony miała przy sobie
ciepło ukochanego, tak z drugiej, wdzierający się z otwartego tarasu zimny
wiatr nie pozwolił na dalszy, spokojny sen. Wraz z otwarciem oczu, wróciły wspomnienia
wszystkich wydarzeń, jakie miały miejsce tak niedawno. Gdyby nie obecność
Billa, który teraz spokojnie oddychał u jej boku, zastanowiłaby się, czy to nie
był przypadkiem tylko sen. Patrząc na jego spokojną twarz, na poruszany
miarowym oddechem tors, poczuła szczęście. Jednak z każdą upływającą chwilą, do
jej umysłu zaczęły wkradać się też wątpliwości. Nie była wolna, a tylko wówczas
mogłaby w pełni cieszyć się wypełniającą niemal każdą komórkę jej ciała,
miłością. Nie wiedziała jak to wszystko poukłada, bała się reakcji Franza, a
teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Wiedziała, że nie może przed nim wyjawić
tajemnicy swojej miłości, bo to mogłoby narazić na niebezpieczeństwo Billa.
Ugodzona duma jej męża byłaby wówczas tylko przeszkodą w spełnieniu marzeń i z
pewnością zrobiłby wszystko, aby ich rozdzielić. Nie chciała od Franza niczego,
pragnęła tylko, aby pozwolił jej spokojnie odejść.
Wstała
ostrożnie, tak, żeby nie zbudzić ukochanego, który wciąż spokojnie spał. Okryła
jego nagie ciało, lecz zanim to zrobiła omiotła je spojrzeniem, delikatnie się
rumieniąc. W końcu tak niedawno było ono źródłem niewyobrażalnej rozkoszy i
cudownego spełnienia. Serce zakołatało jej niespokojnie w piersi, kiedy nagle
przypomniała sobie swoją obietnicę. Czy będzie możliwa do spełnienia? Czy Franz
w ogóle zgodzi się na rozwód? W końcu pewnie i tak go dostanie, ale droga do
szczęścia z pewnością nie będzie usłana różami.
Niespokojne
myśli zaczęły wdzierać się do jej umysłu, zupełnie tak samo, jak na niebie
zaczęły kłębić się szare chmury.
Zapatrzyła
się w horyzont i zamyśliła przez chwilę. Będzie musiała wszystko sobie
spokojnie poukładać, zaplanować jakąś strategię i prawdopodobnie trzeba będzie
wrócić z Franzem do Berlina tylko po to, aby niczego nie mógł się domyślić i,
aby jedynym pretekstem do jej odejścia miał stać się jego występek. Nie
zamierzała obarczać się jakąkolwiek winą. Gdyby dowiedział się o tym, że coś
połączyło ją z Billem, z pewnością zrobiłby wszystko, aby zniszczyć nie tylko
jej życie, ale także i jego.
Pospiesznie
ubrała się. Chciała być teraz zupełnie sama, potrzebowała tego. Bill w każdej
chwili mógł się obudzić, a to nie pomogłoby jej zebrać starganych obawami myśli
w sensowną całość. Trochę obawiała się zostawiać go samego, ale wiedziała, że
jej mąż nie zawita tu dopóki sama tego nie zechce i nie da mu na to
przyzwolenia, przecież wyjeżdżając sam jej to obiecał. Poza tym do końca
wynajmu pozostało kilka dni.
Chwyciła z wieszaka kurtkę z
kapturem, na wypadek deszczu, jaki zapowiadały ciężkie chmury i poszła na długi
spacer plażą.
***
Z
podświadomości wyłaniały się obrazy przeżytych tak niedawno uniesień. Nie
otwierając oczu sięgnął ręką na drugą stronę łóżka, mając nadzieję poczuć
ciepłe ciało ukochanej. Jakież było jego zdziwienie, kiedy do jego świadomości
dotarł chłód pustego miejsca obok. Natychmiast uniósł powieki, a w konsekwencji
potwierdzenia swojego przypuszczenia, że Karen nie ma, zerwał się na równe
nogi.
– Karen?!
– krzyknął, zbierając z podłogi swoje bokserki i pospiesznie naciągając na nagie
pośladki. Cisza, jaka mu odpowiedziała zaniepokoiła go, toteż szybko pozbierał
pozostałe części garderoby i w pośpiechu je na siebie nakładając, przemierzył
wszystkie pomieszczenia apartamentu. Karen nie było nigdzie. W lekkim
zdenerwowaniu rozejrzał się, czy gdzieś nie zostawiła mu jakiejś kartki i
sięgnął do kieszeni spodni po swój telefon. Wybrał jej numer, a po chwili
usłyszał komórkę dziewczyny, która na dobre rozdzwoniła się, leżąc na stoliku w
salonie. Zostawiła ją… Tylko gdzie mogła być, dokąd pójść?
Wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi. Nic z tego nie rozumiał. Miał nadzieję obudzić się
wtulony w ciepłe ciało ukochanej, a tymczasem obudził go chłód pustego łóżka.
Dlaczego zostawiła go samego? Chyba nie wystraszyła się danej mu obietnicy i
nie uciekła?
Z
tą myślą zjeżdżał windą na dół. Miał nadzieję, że może zastanie ją w
restauracji, może zgłodniała?
Recepcjonistka
Monique już z daleka, z wymalowanym na ustach szerokim uśmiechem powitała go
wesołym:
– Dzień
dobry!
– Witaj
– odpowiedział przyjaźnie i zapytał: – Nie widziałaś Karen Hoffmann?
Dziewczyna
potrząsnęła przecząco głową.
– Nie,
dzisiaj nie. Nie ma jej u siebie?
Bill
tylko uśmiechnął się:
– Gdyby
była, nie pytałbym. – Puścił recepcjonistce oczko, po czym wyszedł na zewnątrz,
gdzie jego ciało owiał chłód. Wyglądało na to, że po dość malowniczym wschodzie
słońca, pogoda znacznie się popsuła, a nad głową wisiały mu ciężkie,
zapowiadające deszcz, chmury.
– Szlag
by to trafił… – mruknął pod nosem i już miał zejść ze schodków
z zamiarem udania się w stronę plaży, kiedy spostrzegł parkujące auto Franza. –
Jasna cholera… – jęknął na ten widok i pospiesznie skierował
swoje kroki na taras restauracji, chowając się za jej drzwiami.
Widok
znienawidzonego rywala sprawił, że miał nogi jak z waty, a ciało objął
paraliżujący dreszcz. Przecież wystarczyło kilkanaście, o ile nie kilka minut,
a zastałby go w apartamencie Karen, w dodatku w łóżku! No właśnie, łóżko… Ta
myśl sprawiła, że drgnął z przestrachem. Przecież pozostawił je zupełnie
rozgrzebane, nawet nie zaścielał, choćby byle jak, a teraz do tego pokoju
poszedł ten palant Hoffmann. Niemożliwe, by jedna śpiąca w nim osoba
pozostawiła po sobie taki nieład. Nawet zagniecenia poduszek świadczyły o tym,
że były w nim dwie osoby, a nie jedna.
Oparł
rękę o framugę drzwi, a głowę położył na nadgarstku. Serce zabiło mu boleśnie w
piersi kiedy pomyślał o Karen. Przecież ona wróci niczego nieświadoma,
narażając się na niewątpliwe nieprzyjemności. Gdyby tylko mógł ją odnaleźć i
jakoś uprzedzić…
Kiedy
tylko intruz zniknął w hotelowym holu, Bill ruszył na poszukiwanie dziewczyny.
***
Właśnie
zaczął kropić deszcz, kiedy wolnym krokiem wracała do hotelu. Nie miała ze sobą
zegarka, nie miała komórki, ani niczego co mogłoby ją uświadomić o długości
upływającego czasu. Bill pewnie już się obudził i zastanawia się, gdzie jest.
Uśmiechnęła się na samą myśl o nim. Tak bardzo chciała znów z nim być, wtulić
się w jego ciało, zatonąć porywczym pocałunkiem w jego ustach… Te wyobrażenia
całkowicie zawładnęły jej myślami. Teraz dla odmiany, nie zaprzątała już ich
problemami, ale układała w głowie scenariusz bajki, jaką miała być ich wspólna
przyszłość. I pewnie snułaby swoje marzenia do drzwi apartamentu, kiedy będąc
już w pobliżu wejścia do hotelu zobaczyła na parkingu samochód Franza. Stanęła
jak wryta. Miała wrażenie, że jej oddech zatrzymał się, a serce załomotało w
piersi jakby miało właśnie z niej wyskoczyć. Skąd on się tutaj wziął? Przecież
obiecał, że nie wróci, póki ona sama nie będzie tego chciała! A ona, do jasnej
cholery, wcale tego nie chciała! Nie dała mu żadnego znaku, nie telefonowała do
niego, nie było przyzwolenia na przyjazd, więc co teraz jego auto robiło pod
hotelem?!
O
mój Boże, Bill! A jeśli Franz zastał go śpiącego w pokoju? Ta myśl sprawiła, że
niemal straciła władzę w nogach i zrobiło jej się słabo. Sparaliżowana strachem
pospiesznie ruszyła przed siebie. Drżały jej dłonie kiedy naciskała guzik, aby
przywołać windę. Jak ma się zachować, co powiedzieć? Mogła tylko spodziewać się
wszystkiego co najgorsze, jeśli tak właśnie się stało. Może nie powinna teraz
tam wracać, ale przecież musiała, choćby po to, aby mieć pewność, że Bill jest
cały i zdrowy!
Pod
drzwiami swojego apartamentu zatrzymała się nasłuchując, ale stamtąd dobiegała
tylko cisza, żadnego podejrzanego dźwięku. Jak mogła się spodziewać drzwi były
otwarte. Popchnęła je cicho, nabierając w płuca potężny haust powietrza.
Wszechobecny strach zupełnie ją obezwładnił, bo nie mając pojęcia co zastanie wewnątrz,
nie wiedziała jak ma się zachować. Czy Bill wciąż tu był? Czy w ogóle był tu
Franz? Jednak ta przeraźliwa cisza nie wskazywała na czyjąkolwiek obecność.
Wiedziała, że co by nie miało się stać i cokolwiek już się stało, musi zachować
spokój i zimną krew, jednak to było takie trudne. Drżenie ciała zupełnie ją obezwładniło,
czuła przenikliwe zimno ze stresu i miała wrażenie, że zaraz zacznie szczękać
zębami, ale powoli weszła do salonu.
– A,
jesteś… – odezwał się jak gdyby nigdy nic Franz, który
siedział na sofie paląc już nie pierwszego papierosa, o czym świadczyła
wypełniona petami popielniczka. Wiedziała, że coś musiało się stać, bo aż tyle
mógł wypalić tylko wówczas, kiedy był zdenerwowany, i nie zapytał nawet gdzie
była. Zebrała w sobie jednak wszystkie siły i zapytała, na pozór spokojnie, ale
ostrym tonem:
– Co ty
tu w ogóle robisz? – Ukradkiem zerknęła w drzwi sypialni. Łóżko było puste, ale
przecież nie mogła spodziewać się, że Bill wciąż tam będzie. Niepewna biegu
wydarzeń, wciąż jednak miała w pamięci uraz z powodu czynu męża sprzed kilku
dni, i to było dla niej bezpieczną zasłoną, bo z niczym teraz nie mogła się
zdradzić.
Franz
wstał dogaszając peta i spokojnie, ale stanowczo zwrócił się do niej:
– Pakuj
się i radzę ci się pospieszyć, bo za godzinę wyjeżdżamy.
Na
te słowa serce podeszło jej do gardła. Zupełnie nie widziała jak ma postąpić.
Czy możliwe było, że Franz wcale nie zastał tu Billa i przyjechał tylko po to,
aby ją stąd zabrać? Tylko skąd ten pośpiech i dlaczego właśnie teraz, dziś? To
wszystko wyglądało dziwnie, nawet bardzo dziwnie… Jego zdecydowane słowa
budziły uzasadnione podejrzenia. Ten pośpiech nie wróżył niczego dobrego.
Owszem, Franz mógł być wściekły przez to, że była tak nieugięta po jego chorym
wybryku, ale znając go, gdyby chodziło tylko o to, zapewne przyjechałby z
naręczem kwiatów i jakimś drogim prezentem. No i z pewnością nie tak szybko,
nie dziś. Wróciłby po nią pod koniec tygodnia, więc albo coś się stało w
Berlinie, albo coś wiedział, a przynajmniej się domyślał. Może ktoś mu o czymś
doniósł? Znając jego przebiegłość mógł mieć w hotelu kogoś, kto ich szpiegował
i kto wie, może nawet opłacił temu komuś pobyt jedynie w tym celu?
Więc
co teraz? Nie wiedziała jak ma się zachować, ale musiała za wszelką cenę
odeprzeć każdy zarzut, czy podejrzenie. Nie chciała żadnej awantury, czy też
konfrontacji.
– Chyba
oszalałeś! – rzuciła podniesionym głosem. – Mi się nigdzie nie spieszy, apartament
jest wykupiony do końca tygodnia. Poza tym ciebie miało tu nie być, póki ci na
to nie pozwolę.
– Pakuj
się – powtórzył sucho, bez słowa wyjaśnienia. Drgające żuchwy zdradzały, że
spokój malujący się na jego twarzy jest nienaturalny. Karen wiedziała, że coś
się stało, tylko wciąż nie miała pojęcia co.
– Chyba
żartujesz – rzuciła drwiąco, udając spokój. Nie zamierzała
mu ulec, choć wyjazd do Berlina wcale nie byłby złą opcją. Załatwiłaby
wszystkie sprawy i będąc w kontakcie z Billem, wróciłaby tu w odpowiedniej
chwili. Jednak teraz musiała wszystko dobrze rozegrać. Sięgając po leżącą na
stoliku paczkę papierosów, miała ochotę wyjść na taras, a wówczas Franz
najwyraźniej rozjuszony jej lekceważącym tonem, mocno chwycił ją za rękę i
syknął:
– Powiedziałem! – I
spojrzał jej w oczy tak wymownie, że ogarnął ją strach. Nie śmiała się więcej
odezwać, a łzy rozmyły jej obraz znienawidzonego męża. Wyrwawszy z uścisku
oprawcy nadgarstek, ruszyła w kierunku łazienki.
– Zawołam Billa, przecież nie można odjechać bez
słowa i nie podziękować mu za gościnę! – krzyknął za nią, a wtedy zatrzymała
się w pół kroku i odwracając, spojrzała na mężczyznę, który już trzymał w dłoni
słuchawkę hotelowego telefonu.
Bez
słowa zamknęła się w łazience, a strach wyzwolił z jej oczu kolejne łzy.
***
Ponad
godzinę błądził po okolicy, ale nigdzie nie znalazł Karen. Zrezygnowany i
odrobinę zmoknięty, wrócił do hotelu i podszedł do recepcji:
– Czy
widziałaś może Karen Hoffmann? Wychodziła, albo wracała do hotelu?
Monique
spojrzała na niego nieco zdziwiona, bo przecież tak niedawno pytał o to samo,
lecz teraz dziewczyna mogła odpowiedzieć mu twierdząco.
– Tak,
wracała niedawno, poza tym dzwonił jej mąż i prosił, żebyś przyszedł do ich
apartamentu, bo ma do ciebie jakąś sprawę.
Bill
spojrzał na nią nieco zszokowany, ale nie chciał okazać, że tak naprawdę wystraszył
się. Wciąż przed oczami miał to
rozgrzebane łóżko. Gdyby je chociaż zaścielał…
– Nie
powiedział nic więcej?
– Nie,
tylko tyle. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Dzięki – rzucił.
O
co mogło chodzić temu staremu palantowi, jaką do cholery, mógł mieć do niego
sprawę? Ta jedna myśl krążyła mu po głowie, jedna i cholernie uciążliwa,
pytanie, na które nie znalazł odpowiedzi. Wiedział, że ta zagadka już za chwilę
znajdzie swoje rozwiązanie, lecz stając przed drzwiami apartamentu Hoffmannów,
nie słyszał nic, oprócz bicia własnego serca.
Odetchnął
kilka razy i zapukał, a słysząc zza drzwi donośne: – Proszę! – wypowiedziane męskim głosem,
otworzył je, wchodząc. Już z daleka zobaczył uśmiechniętą twarz najbardziej
znienawidzonego człowieka, który wyciągał do niego swoją dłoń. Najchętniej by
na nią splunął, ale widział, że właśnie teraz dla dobra swojego i jej, musiał
zachować zimną krew. Podał więc swoją.
– Witam! – Niemal krzyknął Franz i zanim Bill
zdążył odpowiedzieć, pospiesznie dodał: – Za
godzinę wyjeżdżamy, więc stwierdziłem, że wypadałoby się pożegnać osobiście i
podziękować.
Hoffmann,
widząc nieukrywane zdziwienie na twarzy właściciela hotelu, szeroko się
uśmiechnął, ale młody mężczyzna wiedział, że uśmiech ten nie jest szczery.
Jednak nie zastanawiał się nad tym zbytnio, bo te słowa zupełnie wytrąciły go z
równowagi.
– Jak
to? Przecież macie jeszcze pięć dni - bąknął. Miał niewysłowioną ochotę
przywalić mu pięścią prosto w mordę, bez słowa wyjaśnienia, ale wiedział, że
nie jest w stanie się na to zdobyć.
– Wprawdzie to twój hotel Bill, ale apartament
wynajęty przeze mnie, więc siadaj – wyszczerzył się Franz wskazując krzesło.
Bill miał wrażenie, że celowo pominął jego uwagę i już nawet na niego nie
patrząc, podszedł do barku. – Napijesz się? – zapytał, ale nie czekając na
odpowiedź, napełnił koniakiem dwa kieliszki, po czym postawił je na stole. – Ja
wprawdzie nie będę pił, bo prowadzę, ale pewnie chętnie napije się z tobą moja
żona. Karen! – krzyknął.
Ostatnie
słowo sprawiło, że zadrżał, ale dziewczyna nie pojawiła się.
– Karen, no chodź do nas! – powtórzył Hoffmann.
Tym razem drzwi łazienki uchyliły się, a po chwili ku nim zmierzała wolnym
krokiem nieco zdezorientowana tą całą sytuacją kobieta.
Widać
jednak było, że starała się zachować pozory i zimną krew.
– Siadaj kochanie – zwrócił się do niej mąż
udawanie miłym tonem, wskazując krzesło obok gościa. Sam usiadł na wprost i
kładąc dłonie na stole splótł palce.
Siadając,
Karen mimowolnie spojrzała na mężczyznę, którego kochała. Nie spodziewała się,
że on zrobi to samo, a jednak zupełnie nieopatrznie ich spojrzenia spotkały
się, aby po chwili znów zbłądzić gdziekolwiek indziej. Ich serca zabiły
wspólnym rytmem, lecz tym razem nie był to rytm miłości. Oboje poczuli strach,
ponieważ właśnie w tej chwili cała ta sytuacja wydała im się dziwna i
podejrzana.
– Co ty
odwalasz? – rzuciła dziewczyna już dość mocno podenerwowana.
– Wyjeżdżamy, więc chciałem podziękować Billowi,
to takie dziwne?
W
głosie Hoffmanna wyczuła ironię. Doskonale wiedziała, że coś knuje tylko co i
dlaczego? Nie mógł zastać go w pokoju, bo wówczas z pewnością nie czekałby na
nią tu sam, nie przywołał Billa, i na pewno nie zachowywałby się tak spokojnie,
choć czuła, że jest to spokój pozorny, ale teraz miała wrażenie, że ta cała
akcja, nie była spowodowana jakimkolwiek podejrzeniem ją o zdradę. I dobrze, bo
wyglądało na to, że wszystko ułoży się po jej myśli.
Ale
jeśli nie to, w takim razie co sprawiło, że zachowywał się tak dziwnie?
– Wynajęcie apartamentu na te dwa miesiące
kosztowało cię trochę, więc nie ma za co dziękować – odezwał się Bill. Czuł się
dziwnie zażenowany tą całą sytuacją. Przed sobą miał człowieka, którego właśnie
z nim zdradziła kilka godzin temu jego własna żona, i choć do tej pory nie miał
z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, tak teraz nie czuł się komfortowo, tym
bardziej, że zamierzał mu tę kobietę odebrać. Właśnie… Czy Karen miała zamiar z
nim wyjechać? Nawet nie miał jak jej o to zapytać, wypadki potoczyły się tak
błyskawicznie, a teraz siedział tu, zupełnie nie wiedząc na czym stoi.
– Ależ
jest! – odpowiedział entuzjastycznie Hoffmann, który wstał i ze stojącej
nieopodal torby wyciągnął dwa elegancko opakowane pudełka. Jedno postawił przed
Billem, a drugie przed Karen. – A to podziękowanie dla was.
Zupełnie
zdezorientowana Karen ukradkiem zerknęła na właściciela hotelu.
– Dla
nas? Za co? – zapytała, nie ukrywając zdziwienia.
– Otwórz kochanie. – Chytrze uśmiechnął się
Franz, ale gdy żona nawet nie poruszyła się, rzucił nieco głośniej:
– Odpakuj to wreszcie!
Wiedzieli,
że ta jego wcześniejsza uprzejmość była wymuszona, bo teraz ton jego głosu
diametralnie się zmienił. Gdy dziewczyna mimo to nie zareagowała sam zdarł
kolorowy papier z pudełka i wyjął jego zawartość, rzucając na stół. Była to
bardzo seksowna bielizna. Karen zamarła.
– Ty
Bill też otwórz. – Teraz zwrócił się do gościa.
– Po co
ta szopka? – Chłopak nie wytrzymał tego dziwnego napięcia. Czuł, że ten bydlak
coś kombinuje, że to przedstawienie nie odbywa się tak bezinteresownie, a ma
jakiś podejrzany podtekst. Miał nawet chęć stąd wyjść, ale powstrzymywał się ze
względu na Karen, która przerażona miała w oczach łzy.
– Ależ
otwórz, to wprawdzie nic takiego, a tylko dobry koniak, gdyby zabrakło ci
odwagi. – Szyderczo roześmiał się Franz, po czym dodał. – A sądzę, że w takiej
sytuacji nie będziesz jej miał.
Karen
drgnęła.
– Odwagi do czego? – zapytał Bill i
przeczuwając, że zaczyna dziać się naprawdę coś złego, tylko przełknął ślinę,
której z nerwów zaczynało mu brakować. Hoffmann jednak nie odpowiedział, tylko
przeszywającym wzrokiem spojrzał na Karen, a po chwili na chłopaka.
– Do
tego, żeby ją zerżnąć, kiedy założy te seksowne majtki! – Franz uderzył pięścią
w stół i poczerwieniał. – Miałeś odwagę pieprzyć ją ukradkiem, to teraz zerżnij
ją przy mnie!
Zamarli
kiedy wykrzyczał te słowa.
Mmm, w tym rozdziale zdarzyło się coś, co lubię szalenie, a czego naprawdę rzadko mam okazję doświadczyć, mianowicie: siedziałam jak na szpilkach, lody mi się trochę roztopiły, bo czytałam BYLE SZYBCIEJ, byle tylko poznać dalszy rozwój sytuacji. Bo, och, Franz musiał przyjechać.
OdpowiedzUsuńMam kilka wątków do poruszenia i nie mogę się zdecydować na to, od którego zacząć, więc (jak to zawsze ja) po prostu będę pisać i mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie… a Ty zrozumiesz, o co mi chodzi.
Śledząc wydarzenia, które opisałaś, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, jakby Karen i Bill byli zranionymi, skomlącymi kotkami, a Franz szczerzącym na nich kły psem, który zagonił ich w kozi róg. Ich niesamowicie defensywne postawy, to, jak niemo zgodzili się od samego wręcz początku grać ofiary… Och, oczywiście, że mnie to niesamowicie irytowało, ale, na Boga – jednocześnie tak bardzo do nich pasowało, że nie wyobrażam sobie innego zachowania. Raz: niepewność ich dwójki, tego, jaką (wspólnie) postawę powinni przyjąć, dwa: pojawiające się wyrzuty sumienia, choć logika wskazywała inaczej… Franz był zdecydowanym liderem, panującym nad całą sytuacją, cholera, w końcu wszystko sobie doskonale wyreżyserował, a oni – wręcz jak marionetki – weszli w przypisane im role. I wręcz było słychać, w tej ciszy, panującym napięciu, ich przyspieszone bicia serc, gdy z każdą sekundą powoli zaczynali się orientować, że coś jest nie tak.
Zachowanie Franza? No cóż, masz tę paskudną (nie znoszę jej!) manierę przerywania w punkcie kulminacyjnym i pomimo tego, że wiem doskonale, po co stosujesz ten zabieg – cholera, jak kolejnym razem będę w Radomiu to Cię wytropię i, nie wiem, zakręcę wszystkie kaloryfery w Twoim domu, czy coś równie paskudnego. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale teraz… cóż, czekam na to, aby zobaczyć, jak daleko jest w stanie posunąć się Franz i czego tak naprawdę będzie chciał… wciąż nie do końca wiem, na czym mu zależy. Czy chce sprawić ból Karen? Upokorzyć Billa? A może obie rzeczy? Od dwóch ostatnich części coraz częściej zastanawiam się nad tytułem opowiadania, a dwa ostatnie zdania poprzedniego rozdziału dały mi sporo do myślenia. „Czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i miał wrażenie, że dla niego życie dopiero się zaczyna. Nie wiedział jednak, jak bardzo się mylił.” I już pomijając tę oczywistą groźbę, która się w tym chowa, zaczynam rozważać je wręcz dosłownie… czy Franz byłby w stanie zabić Billa? To, no cóż, na pewno złamałoby serce Karen… Wiem, że ocieranie się o taką dosłowność może być bliskie pojęciu kiczu, ale coraz częściej gnieździ się to w mojej głowie!
No i… zastanawiam się, czy to jest taka „twoja rzecz” – nie pozwolić szczęściu trwać. Przez wiele części HH zmagaliśmy się z dążeniem Karen i Billa do tego, by mogli wyznać sobie to, co gnieździło się w ich sercach, tylko po to, by zaraz pojawił się Franz. W MI Babette i Billa spotykało właściwie to samo – owszem, mieliśmy słodki weekend w jej mieszkaniu, ale zakończony felernym listem; wyjazd do Marsylii, gdzie śmiech przeplatał się z łzami dziecinnego testu jej i Madelaine; miłe chwile spędzane w trasie, ale opisywane tylko „przy okazji” innych, nie tak przyjemnych zdarzeń (zauroczenie się Toma, David dowiadujący się o ich związku, odwiedziny Martina); w końcu związek, ale przeplatany licznymi wyskokami Billa. I mam, kurczę, jedno pytanie: czy Ty tak nie lubisz pisać o szczęściu, czy to tylko moja paranoja i wszystko sobie układam pod tę jedną tezę? :D OCZEKUJĘ WYJAŚNIEŃ ;>
Cholera, o czymś jeszcze miałam napisać, ale zapomniałam. No nic, jak mi się przypomni – dam znać!
UsuńKarolino! Nie wiedziałam, że moja pisanina wzbudza w Tobie aż takie emocje! Normalnie, czuję się z siebie dumna :D:D:D Zapraszam do Radomia, daj znać jak będziesz :D
UsuńChyba nikt nie mógłby lepiej zinterpretować tego, co napisałaś w pierwszej części komentarza, dlatego też nie będę się do tego odnosić, żądasz bowiem wyjaśnień w innym temacie, no to do rzeczy! Najpierw powiem, że Twoje komentarze są niesamowite, fantastyczne, aż mi żal, że nie potrafię takich pisać!
Zarzucasz mi, że w każdym moim opowiadaniu odzieram moich bohaterów ze szczęścia – no i masz rację, istotnie robię to. Tylko nie wiem, czy potrafię wytłumaczyć dlaczego? Ale postaram się. Po pierwsze, myślę, że nie byłoby tak ciekawie, gdybym miała opisywać samą idyllę i sielankę. W moim wykonaniu byłoby to z pewnością przesycone słodyczą i miłością, przez co stałby się mdłe i nieciekawe i daję głowę, że po kilku częściach czytelnik po prostu by zwymiotował ;) Lubię przeplatać słodycz z goryczą, kraść im to szczęście, rzucać kłody pod nogi, ale zauważ, że finalnie wynagradzam im to tym przysłowiowym „żyli długo i szczęśliwie” i wtedy moja rola się kończy. Wówczas pozwalam im żyć gdzieś tam w wyobrażeniach. Po drugie, takie pomysły przychodzą mi do głowy, a że w życiu nie ma lekko, staram się odzwierciedlać to w moich opowiadaniach, choć czasem i tak są one nieco przerysowane. I to nie tak, że nie lubię pisać o szczęściu, bo lubię, ale lubię też opisywać te gorzkie, wręcz dramatyczne chwile, łzy, rozstania i ból. Mam nadzieję, że w jakiś sposób usprawiedliwiłam się ;)
Dziękuję za cudowny komentarz, ściskam mocno ;*
Zarzucam Ci… chyba nie chciałam, by to był zarzut i jeśli tak to odebrałaś to zabrakło jakiejś wesołej emotki w tej części mojego komentarza – bo absolutnie nic nie zarzucam, chyba bardziej… zauważam? Tak to lepiej brzmi, zauważam jakieś tendencje i o nie pytam, po prostu, z ciekawości. I jasne, rozumiem, że wieczna sielanka może być wręcz nudna, ale jej odrobina… nie zaszkodzi, przynajmniej ja lubię, jak jest jej ta kropla i trochę tęsknię do niej w Twoich opowiadaniach ;) Prywatnie też uważam, że szczęście, właśnie, najtrudniej jest opisywać by nie popaść w skrajności, o których piszesz – stąd też lubię, jak jest dłużej dostępne, sprawdzać, jak radzą sobie z nim autorzy. I nie odbieraj tego, proszę, jako przytyk – przecież to Twój pomysł i Twoja wizja. Ot, tylko to zauważam ;)
UsuńAaaaaaa. Wiem, co miałam! Taką myśl, mianowicie: Bill może nie da Franzowi w twarz, ale może pochwali się swoją wiedzą na jego temat? Hm, hm ;>
Ale ja absolutnie nie powiedziałam tego jakoś poważnie, chyb też czegoś zabrakło, że zabrzmiało tak na serio ;) Może w kolejnym powiadaniu, jakie kiedyś napiszę będzie więcej tego szczęścia, ale... chyb trochę więcej go było w RTR? Choć też długa droga była do niego, no ale w końcu było. Co do ostatniej myśli to kto wie, kto wie ;)
UsuńTwoje bajki trwają naprawdę krótko ;> To właściwie tylko chwile. A to bardzo ulotne.
OdpowiedzUsuńPojawienie się Franza mnie nie zaskoczyło, co nie zmienia faktu, że miałam nadzieję, że tego nie zrobi. Choć pewnie to sprawka Nadii. Sprzedajna... recepcjonistka :D Oby kupiła sobie za te brudne pieniądze mnóstwo fałszywej miłości i złudnego szczęścia. Bo tylko na to sobie zasługuje. Zdrady się nie wybacza. A ona zdradziła człowieka, który podobno był jej przyjacielem i którego podobno tak żarliwie kocha. No niestety, właśnie udowodniła czym jest dla niej miłość. Ale zostawię już ten temat, bo w sumie nie było w tym rozdziale nic o niej, nawet nie mam pewności, że to ona zadzwoniła po Franza... Ale jeśli nie, to i tak jej nie przeproszę! xd Już dawno ją skreśliłam.
No i co, przepraszam bardzo Franz sobie wymyślił? Zamknie ich w pokoju i każe im się pieprzyć? Pornosa na żywo mu się zachciało? Co chce tym udowodnić? Dobrze, że Karen nie oglądała, jak on się zabawiał z innymi. Czemu w ogóle miałaby mnie dziwić hipokryzja tego człowieka ech.
Boże, Bill, weź w końcu bądź facetem i przywal temu gnojkowi. Na to liczę, ale jak będzie... Wszystko w Twoich rękach ;> Przypuszczam, że będzie smutno ;c
Pozdrawiam ;*
Pisałam to opowiadanie 9 lat temu, wtedy wychodziły mi części na 6-7 stron Worda, teraz tylko poprawiam stylistycznie, nie dodaje więcej tekstu, bo nie chcę nic tu zepsuć, więc części są jakie są, niestety dość krótkie.
UsuńTak naprawdę dla Hoffmana ten tekst tylko rozpoczął dość nieprzyjemną w skutkach rozmowę, ale mogę powiedzieć tylko tyle, bo nadto uprzedziłabym bieg zdarzeń, a tego pewnie nikt nie chce ;) Wszystkiego w tej kwestii dowiesz się w kolejnej części.
Dziękuję za piękny komentarz, pozdrawiam cieplutko ;*
Dla równowagi moich komentarzy z przesadną ilością treści dodaję coś zupełnie innego!!! #NOC #SPAM #ATAK
OdpowiedzUsuń______________________$$$$$$$$
_______________$$$$$$$________$$$$$$$$$
_____________$$________________________$$$$
____________$$_____________________________$$
___________$__________________________________$$
___________$$___________________________________$$
__________$$__$$______________________$$__________$$
________$$__$$___$$$$_________$$$$____$$__________$$$$
______$$___$$__$$$$__$$_____$$$$__$$_$$_____________$$$
______$$___$$____$$$$_________$$$$___$$_______________$$
______$$___$$________________________$$_______________$$
______$$____$$_______________________$$_____________$$
________$$__$$____$$$$$$_____________$$___________$$$
________$$__$$__$$______$$___________$$_________$$
________$$__$$__$$______$$___________$$_______$$
__________$$$$____$$$$$$_____________$$$$____$$$$
__________$$$$_____________________$$__$$____$$$
___________$$_$$$$$$$$$$$$_____$$$$______$$$$_$$
_____________$$___$$______$$$$$_______________$$
_____________$$_____$$$$$$$____________________$$
_____________$$________________________________$$
____________$$_________________________________$$
____________$$_________________________________$$
____________$$___________________________________$
____________$$___________________________________$$
__________$$_________________________$$___________$
__________$$__________$$___________$$_____________$$
________$$__$$________$$_________$$_______________$$
______$$____$$__________$$_______$$_______________$$
______$$____$$____________$$___$$_________________$$
____$$______$$_____________$$_$$_______$$_________$$
____$$______$$________$$____$$$________$$_________$$
____$$______$$________$$____$$$_______$$__________$$
____$$______$$________$$_______________$$__________$$
____$$______$$________$$_______________$$____________$
_$$$$_______$$________$$_______________$$____________$$
$___$$______$$________$$$$___________$$$$____________$$
$___$$______$$________$$__$$_______$$__$$____________$$
_$$$$$______$$________$$____$$___$$_____$$___________$$
____$$______$$________$$______$$_______$$___________$$
____$$______$$________$$_____$$________$$___________$$
__$$________$$________$$$$$$$$___$$$$$$__$$_________$$
__$$________$$________$$______$$$______$$$$_________$$
$$________$$__________$$_________$$$$$$__$$__________$
$$______$$__________$$$$$$$$$$$$$$$______$$__________$
$$_$$_$$$__________$$_____________$$$$$$$__$$_________$
_$$$$$$$___________$$______________________$$________$$
_____$$__$$__$$__$$_$______________________$$__________$$
______$$$$__$___$__$$______________________$$____________$
_______$$___$___$__$________________________$$_$__$$__$$__$
_________$$$$$$$$$$__________________________$$_$_$$$$$$$$
To może... do trzech razy sztuka... nie wiem co się wydarzyło, ale zaraz po przeczytaniu chciałam dodać komentarz i się on nie dodał... dwa razy... wiec tak się wkurzylam..., ze musiało to poczekać xD
OdpowiedzUsuńPewnie teraz przez to nie napisze połowy rzeczy jakiej ciąganym napisać ale No trudno...
to zacznę od tego, ze... przecież... Nadia chyba nie zrobiła im żadnych zdjec wiec... skąd ten drań miał pewność? Niezascielone łóżko? E tam... moja zawsze wyglada jak pobojowisko rano mimo ze śpię w nim najczęściej sama xD No a jeśli chodziło jedynie o informacje od Nadii to przecież... to jedynie podejrzenia... w każdym razie... ta dziewczyna kompletnie straciła w moich oczach. Nawet jeśli on ja skrzywdził to... jeśli ten bydlak coś im zrobi to... będzie miała na sumieniu faceta, którego śmiała nazywać się swoim przyjacielem i niby była w nim zakochana :/ No... idiotka... mam nadzieje, ze jeśli Bill wyjdzie z tego cało to pierwsze co zrobi to wykopie ją z pracy i ze swojego życia... niech wyjedzie razem z Franzem bo są siebie warci :/
No... wiec tochyba tyle... przepraszam za obsuwę, ale tym razem to nie moja wina :(
Przesyłam buziaczki i czekam na kolejna część ;*
"Pewnie teraz przez to nie napisze połowy rzeczy jakiej ciąganym napisać" - hahaha, uwielbiam korektę słownika w komórce :D
UsuńJak do mnie napisałaś, myślałam, że komentarz jest w spamie, bo kiedyś była taka sytuacja, ale nie - więc nie wiem co się wydarzyło.
No Nadia na szczęście nie miała możliwości, aby zrobić im jakieś zdjęcia, ale w kolejnej części będzie wyjaśnione skąd Franz ma tę pewność. Tak naprawdę nie wiadomo, czy Bill dowie się, że Nadia na nich doniosła i podejrzewam, że nawet nie przyjdzie mu to do głowy. To musiałoby się w jakiś sposób wydać, żeby wiedział.
Dziękuję, pozdrawiam i ściskam ;*