Rozdział VI
„Myśli
zachłanne wyrwane z Twych ust…
Głucha namiętność rozdarta na pół…
W rozgrzanych dłoniach i w czułych słów takt,
Ja tobą niesiona, ofiara i kat…”
Głucha namiętność rozdarta na pół…
W rozgrzanych dłoniach i w czułych słów takt,
Ja tobą niesiona, ofiara i kat…”
Edyta
Górniak – „ Teraz – Tu”
Gdyby
zachowała odrobinę zdrowego rozsądku, powinna pożegnać go, grzecznie dać mu do
zrozumienia, że nie jest tu mile widziany o tej porze. Jednak teraz nie było w
niej ani grama rozwagi, zastąpiło ją szaleństwo zmysłów i pożar ciała.
Oczywiście była zaskoczona jego tu obecnością, jego determinacja zaimponowała
jej – przecież musiał wyłowić z rozmowy przy stole, że Martin ma w nocy wylot,
że tylko odwiezie ją do domu i kiedy ona przy wyjściu tak usilnie poszukiwała
go wzrokiem nie mogąc odnaleźć, on doskonale wiedział, że wychodzi, przecież
nie przybyłby tu zaledwie w pół godziny po jej zniknięciu.
Otworzyła drzwi szeroko i chwyciwszy go za koszulkę, niemal wciągnęła do mieszkania.
- Teraz, to raczej powiemy sobie dzień dobry... – odpowiedziała równie cicho i zamknąwszy drzwi ponownie oparła się o nie plecami.
Otworzyła drzwi szeroko i chwyciwszy go za koszulkę, niemal wciągnęła do mieszkania.
- Teraz, to raczej powiemy sobie dzień dobry... – odpowiedziała równie cicho i zamknąwszy drzwi ponownie oparła się o nie plecami.
Czuła,
jak pod wpływem jego palącego spojrzenia roztapia się, a jej nogi robią się
wiotkie. Wyciągnęła dłoń, którą położyła na jego karku przyciągając do siebie
bliżej. Patrzył na nią zachłannie, pożądliwie wiedząc, że nie odepchnie go.
Ułożył lekko miękkość wnętrza swoich obu dłoni na jej policzkach, gładząc
kciukami kąciki ust, tych ust których już posmakował, a których znów tak bardzo
pragnął... Nawet nie zaprotestowała, pożądanie rozszalało się w jej wnętrzu na
dobre, pochłaniając jak dzikie tsunami każdy fragment jej ciała, jaki jeszcze z
rozsądku odrobinę się buntował. Pożerała przez chwilę spojrzeniem jego
pełne, rozchylone wargi tak bardzo gotowe, aby znów w nich zatonąć. Tak… Chce
rozkoszować się ich smakiem, tu i teraz, a potem...? Potem chce go całego,
tylko dla siebie, na przekór światu.
Jak szalona, pchana dziką żądzą i namiętnością wpiła się w jego usta zaborczo, całując zapamiętale. Języki splątały się ze sobą, a jej dłonie poczęły dotykać chciwie młodego ciała pod koszulką. Spragnieni i głodni swoich ust i siebie, oddychali płytko, głośno tak, jakby za chwilę ktoś miał im odciąć dopływ tlenu.
Jak szalona, pchana dziką żądzą i namiętnością wpiła się w jego usta zaborczo, całując zapamiętale. Języki splątały się ze sobą, a jej dłonie poczęły dotykać chciwie młodego ciała pod koszulką. Spragnieni i głodni swoich ust i siebie, oddychali płytko, głośno tak, jakby za chwilę ktoś miał im odciąć dopływ tlenu.
- Pragnę cię... - wyszeptał czule przerywając
kolejny pocałunek. - Pragnę, jak jeszcze nigdy nikogo...
Zadrżała słysząc te słowa wypowiadane przez
niego z taką pewnością i determinacją. Pragnął jej nie od dziś, teraz już była
tego pewna. Lecz to właśnie dziś spełni swoje i zarazem jej marzenia.
Ani na moment nie pozwalając sobie zaburzyć jednostajnej linii spojrzeń powstrzymał na chwilę dzikość swojego pożądania i delikatnie zsunął szlafrok z jej wilgotnych, nagich ramion. Pochylił się pragnąc zasmakować więcej i wtedy poczuła na szyi jego gorące usta. Przymknęła oczy delektując się tą pieszczotą, pławiąc we własnym pragnieniu tego, czego właśnie doznawała. Stawał się coraz śmielszy wędrując dotykiem zachłannych, młodych dłoni na jej piersi. Błyskawicznie ściągnęła z niego koszulkę i ponownie zawładnęła jego ustami, oddając mu tym samym swoje. Odpięła mu pasek zsuwając ze szczupłych bioder spodnie.
- Chodź... – szepnęła, chwytając go za dłoń poprowadziła za sobą do salonu.
Ani na moment nie pozwalając sobie zaburzyć jednostajnej linii spojrzeń powstrzymał na chwilę dzikość swojego pożądania i delikatnie zsunął szlafrok z jej wilgotnych, nagich ramion. Pochylił się pragnąc zasmakować więcej i wtedy poczuła na szyi jego gorące usta. Przymknęła oczy delektując się tą pieszczotą, pławiąc we własnym pragnieniu tego, czego właśnie doznawała. Stawał się coraz śmielszy wędrując dotykiem zachłannych, młodych dłoni na jej piersi. Błyskawicznie ściągnęła z niego koszulkę i ponownie zawładnęła jego ustami, oddając mu tym samym swoje. Odpięła mu pasek zsuwając ze szczupłych bioder spodnie.
- Chodź... – szepnęła, chwytając go za dłoń poprowadziła za sobą do salonu.
Jego
spojrzenie automatycznie zatrzymało się na białym futrze rozłożonym przed
kominkiem i wtedy przypomniał sobie swoje własne, wówczas niedorzeczne i zdawać
by się mogło, że niemożliwe do spełnienia marzenie. I choć ona kierowała się
bardziej w stronę kanapy, pochwycił ją w ramiona powstrzymując. Nie
protestowała, a wówczas całkowicie przejmując inicjatywę delikatnie ułożył ją
na tej bieli pod kominkiem.
Zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej ciała i nim poczynił jakikolwiek, kolejny gest po prostu patrzył… Patrzył bez słów z ogromną niewiarą, jakby to był tylko piękny sen. Wyciągnęła dłoń dotykając opuszkami palców jego ust. Wydawała się być teraz zanurzona w głębi swoich myśli i pragnień, a on po prostu żałował, że nie potrafi ich odczytać, że zbyt mało w nim empatii by przed oczami zawirowała mu każda zgłoska składająca się na najmniejszą z nich. Miał nadzieję, że przychylną jemu... Jeszcze chwilę patrzył w jej oczy, na poruszające się bezgłośnie usta, na kontur jej ramion i szyi, kiedy znów coś w nim krzyknęło, że przecież tak desperacko jej pragnie... Oddychał nią, była tak blisko.
Uniósł się pozwalając dłoniom rozwiązać pasek u jej szlafroka. Czuł jak bardzo mu one drżą, kiedy sam przed sobą odkrywał jej cielesne tajemnice. I oto miał przed oczami jej obnażone, piękne ciało. Głośno przełknął ślinę na ten widok, a potem patrzył przez chwilę na jej piękno w świetle niewielkiej lampki palącej się w salonie. Uśmiechnęła się lekko i przyciągnęła go do siebie:
- Jestem cała twoja... - te słowa wzmogły w nim narastające z każdą chwilą pożądanie. Już nie patrzył, nie karmił zmysłów jedynie widokiem. Jego usta przylgnęły do jej piersi i zaczął zachłannie je całować, podczas gdy ona pozbyła go ostatniej części garderoby.
Zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej ciała i nim poczynił jakikolwiek, kolejny gest po prostu patrzył… Patrzył bez słów z ogromną niewiarą, jakby to był tylko piękny sen. Wyciągnęła dłoń dotykając opuszkami palców jego ust. Wydawała się być teraz zanurzona w głębi swoich myśli i pragnień, a on po prostu żałował, że nie potrafi ich odczytać, że zbyt mało w nim empatii by przed oczami zawirowała mu każda zgłoska składająca się na najmniejszą z nich. Miał nadzieję, że przychylną jemu... Jeszcze chwilę patrzył w jej oczy, na poruszające się bezgłośnie usta, na kontur jej ramion i szyi, kiedy znów coś w nim krzyknęło, że przecież tak desperacko jej pragnie... Oddychał nią, była tak blisko.
Uniósł się pozwalając dłoniom rozwiązać pasek u jej szlafroka. Czuł jak bardzo mu one drżą, kiedy sam przed sobą odkrywał jej cielesne tajemnice. I oto miał przed oczami jej obnażone, piękne ciało. Głośno przełknął ślinę na ten widok, a potem patrzył przez chwilę na jej piękno w świetle niewielkiej lampki palącej się w salonie. Uśmiechnęła się lekko i przyciągnęła go do siebie:
- Jestem cała twoja... - te słowa wzmogły w nim narastające z każdą chwilą pożądanie. Już nie patrzył, nie karmił zmysłów jedynie widokiem. Jego usta przylgnęły do jej piersi i zaczął zachłannie je całować, podczas gdy ona pozbyła go ostatniej części garderoby.
Smakował
jej skóry pierwszy raz w życiu i wiedział, że ten smak zapamięta na długo.
Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie działała na niego tak intensywnie jak ta oto
piękna kobieta, która właśnie oddawała mu skrawek, po skrawku swoje ciało, tak
idealne dla niego. Zachłannie czerpał pełnymi garściami ten dar, wyznaczając
czułą ścieżkę fizycznej miłości. Wsłuchiwał się w jej ciche jęki i westchnienia,
sam nie potrafiąc i nawet nie chcąc być całkowicie bezgłośnym. Wtórował jej,
dając upust swoim emocjom. Niemal doszczętnie oszalała będąc zaledwie w połowie
drogi do rozkoszy, kiedy miękkie usta chłopaka odnalazły swój cel między jej
rozchylonymi udami. Niekontrolowanie szarpnęła go za włosy i szeroko otwierając
oczy jęknęła głośno, po czym znów je przymknęła, odbierając należną jej
przyjemność. Wciąż jeszcze nie dotarła do szczytu ekstazy, a już tak mocno i
głęboko przeżywała każdą pieszczotę. Dreszcz pokrywał jej skórę jak poranna
rosa soczystą trawę, a on nie szczędził jej czułego dotyku ani gorących
pocałunków tam, gdzie jej najgorętsza, cielesna tajemnica zapragnęła już stać
się odkrytą.
Chwyciła dłońmi jego przedramiona, starając się skłonić, aby wrócił ustami do jej ust. Popatrzył jej w oczy delikatnie zdziwiony. Nie znał jej, nie wiedział czego może oczekiwać od niego, zupełnie nie znał jej pragnień. Jednak chciał, tak usilnie chciał poznać każde z nich, gdy tymczasem ona zachłannie pocałowała go i wyszeptała nieprzytomnie wprost w jego miękko rozchylone wargi;
- Chcę cię w sobie… Kochaj mnie - wtedy zadrżał mocniej z podniecenia, a może odrobinę ze strachu? Przecież tak mocno jej pragnie, ale czy podoła…?
Odnalazł dłońmi jej dłonie splatając ze sobą ich palce i ponownie zagarniając dla siebie te usta, które przecież należały do innego. To nic… Teraz to on jest w ich posiadaniu, to on za moment posiądzie tą, która jeszcze kilka godzin temu była tylko jego marzeniem. I na tę chwilę musiał wyrzucić z głowy jej znienawidzonego partnera.
Delikatnie wniknął w nią, czując błogość i słodki dreszcz, jaki zawładnął z nieopisaną siłą jego ciałem. Wargi oderwały się od siebie, wydając cichy odgłos świadczący o ich obopólnym szaleństwie. Łącząc swoje spojrzenia zatapiali się w sobie, tonąc w grzechu zdrady, ale czy w tej chwili o jakiej oboje wcześniej jedynie śnili, warto było choć na moment zaprzątać tym myśli? Dla nich ważne było to, co tu i teraz, nie było nic ponad to, a żadne konsekwencje ich czynu niestraszne. A jutro mogłoby nie nadejść wcale…
Z każdym pchnięciem czuł, że balansuje na krawędzi, że jeszcze tylko kilka ruchów i zacznie bezwolnie spadać w otchłań rozkoszy. I choć tak bardzo starał się zadbać w tym wszystkim również i o nią, to ona sama wcale nie pomagała mu w tym. Jej umiejętna manipulacja kobiecym wnętrzem, biodrami sprawiała, że jego cel oddalał się coraz bardziej, a on sam szybko przybliżał do własnego spełnienia. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie każde marzenie może się ziścić, że życie to nie piękny, romantyczny film, a z niego raczej kiepski i niedoświadczony kochanek.
Z głuchym jękiem wysunął się z jej wnętrza, a jego ciałem wstrząsnęło kilka spazmów.
Babette na moment wstrzymała oddech i już wiedziała co się stało. Lekko się uśmiechnęła sama do siebie, bo głowa Billa spoczywała właśnie na jej brzuchu, na którym mogła poczuć jego przyśpieszony, gorący oddech. Pogładziła go delikatnie po włosach i policzku, wówczas zawstydzony chłopak usiadł tyłem do niej.
- Przepraszam… - mruknął zdławionym z zażenowania głosem. Uniosła się i teraz objęła go, przytulając do pleców.
- Skarbie, przecież nic się nie stało... – powiedziała łagodnie, przechylając głowę i całując go delikatnie w policzek. Wciąż nie poruszał się, zupełnie nie wiedział co ma teraz zrobić. I było mu po prostu wstyd. Całe jego wyobrażenie o tym akcie posypało się jak nieprawidłowo zbudowany mur, albo domek z kart.
- Nie musiałeś uciekać, zabezpieczam się – powiedziała cicho - A teraz idź do łazienki.
„Proza życia...”, pomyślała, śmiejąc się w duchu sama do siebie, kiedy zniknął za drzwiami do przedpokoju. Teraz wydał jej się taki bezbronny w tej swojej cudownej nieporadności.
Gdy dotarł do łazienki, włożył rękę pod kran i patrzył jak woda spłukuje przezroczystobiałą substancję z jego dłoni. Był wściekły na siebie, że nie potrafił się powstrzymać i przedłużyć aktu, choć tak niewiele brakowało.
„Falstart, cholera, dlaczego akurat teraz, dlaczego z nią?” - myślał wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – „Za mocno chciałem, napaliłem się jak głupi szczeniak... Szczeniak? Przecież ja jestem szczeniakiem”. Wciąż patrząc na siebie drwiąco się uśmiechnął. Makijaż kompletnie mu się rozmazał, więc postanowił go zmyć. I co teraz? Co dalej? A jeśli każe zebrać mu rzeczy i po prostu się wynieść?
Jego ubrania wciąż ozdabiały podłogę w przedpokoju, jednak nie zamierzał ich po drodze pozbierać i całkowicie się poddać.
Babette leżała na brzuchu, przymknęła oczy i wsłuchiwała się w sączącą się cicho melodię. Jego bezradność rozbroiła ją zupełnie, myślała o nim z jeszcze większą sympatią. Niespełniona ale szczęśliwa, myślami była przy tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie przestała go pragnąć i czekała na niego znów chcąc poczuć go blisko. Usłyszała, że wraca, ale nadal leżała z przymkniętymi oczami. Poczuła jego gorące usta na swoich łydkach, raz na jednej, raz na drugiej, przesuwały się w górę zostawiając wilgotne ślady. Żadnego innego dotyku, tylko wargi i dłonie, namiętnie pieszczące jej ciało… Westchnienie było aprobatą i zarazem pochwałą jego delikatnych pieszczot, które znów obezwładniały ją, jak kilkanaście minut temu.
Układał ścieżkę z drobnych pocałunków wiodąc ustami poprzez udo, znacząc każdy fragment skóry na pośladkach miękkimi opuszkami palców, które mimo swej delikatności zachłannie zakradły się między uda kobiety. W jednej chwili jej podniecający jęk przeciął cichą muzykę, jaka dobiegała z głośników. Poczuła jak wkrada się w nią nagle i pieści jej wnętrze szczupłymi palcami. Mimowolnie zacisnęła dłonie na białym futrze, na którym spoczywały ich ciała.
Znów ogarnęło go pragnienie tak silne, jak niemoc. Czuł swoje własne, delikatne drżenie obsypując jej plecy i kark niezliczoną ilością czułych muśnięć. Rozpalał ją do granic możliwości, a płomień jaki rozniecali w sobie wzajemnie, mogło ugasić jedynie spełnienie.
- Wejdź we mnie... - wydyszała ciężko. Natychmiast spełnił jej prośbę. Instynktownie czuł, że teraz już nie spali się jak pierwszym razem, kiedy tak cholernie mocno jej pragnął. I nie znaczyło to, że teraz pragnie jej mniej. Znów dosięgnął jej dłoni i zacisnął w objęciach swoich, wypełnił ją sobą na nowo, pieszcząc wargami płatek jej ucha. Słyszała jego przyspieszony oddech, sama ledwie kontrolując każdy swój odruch. Płonąc z podniecenia odbierała każde drgnienie jego ciała, odczuwając i jednocześnie okazując wszystko bardzo intensywnie. Jeszcze nie krzyczała, ale czuła, że tak niewiele dzieli ją od tego.
To czyste szaleństwo i ta przyjemność która mąciła jej umysł… Pragnęła tego raju już, teraz... Przekroczyła jego bramę nie mogąc długo powrócić do rzeczywistości. I nie chciała wracać wcale, chociaż wiedząc, że ponownie znajdzie się w jego ramionach, była w stanie porzucić ten stan dogłębnej nirwany jaki nią teraz zawładnął.
Wciąż czuła go w sobie, zalewała ją niezmącona, błoga przyjemność ostatniej fazy spełnienia. Całował czule jej prawy policzek, a wreszcie dosięgnął ust, aby lekko pieścić je wargami.
Oddechy uspokajały się. Leżał na niej jeszcze chwilę, bez ruchu, wtulony w jej długie włosy, rozmarzony i szczęśliwy. Delikatnie odsunęła go kładąc się na wznak i patrząc mu w oczy. Idealnie przyległ do niej swoim torsem, a ona szczelnie oplotła go ramionami, aby kreślić na plecach zawiłe wzory. To ich tworzyło tej nocy. Znów nie było między rozpalonymi przyjemnością ciałami nawet milimetra rozłąki, a nawet jeśli by była, to tę minimalną odległość wypełniałoby wzajemne przyciąganie. Pozwoliła znów mu się całować i przymknęła na chwilę oczy. Przyjemność malowała pod powiekami najpiękniejsze obrazy.
Dlaczego nigdy nie czuła tak wielkiej namiętności będąc z Martinem? Dlaczego to właśnie ten chłopak, choć wciąż tak bardzo nieporadny doskonale wiedział, jak wydobyć z niej taki ogrom namiętności i taki żar? Czegoś takiego nie zaznała nigdy wcześniej…
Uchyliła powieki, kiedy rozłączyli swoje usta. Popatrzyła mu w oczy, a jego tajemnicze, pożądliwe spojrzenie sprawiło, że całe jej wnętrze zadrżało na nowo. Dziwne, nieopisane wzruszenie chwyciło ją za gardło.
Chwyciła dłońmi jego przedramiona, starając się skłonić, aby wrócił ustami do jej ust. Popatrzył jej w oczy delikatnie zdziwiony. Nie znał jej, nie wiedział czego może oczekiwać od niego, zupełnie nie znał jej pragnień. Jednak chciał, tak usilnie chciał poznać każde z nich, gdy tymczasem ona zachłannie pocałowała go i wyszeptała nieprzytomnie wprost w jego miękko rozchylone wargi;
- Chcę cię w sobie… Kochaj mnie - wtedy zadrżał mocniej z podniecenia, a może odrobinę ze strachu? Przecież tak mocno jej pragnie, ale czy podoła…?
Odnalazł dłońmi jej dłonie splatając ze sobą ich palce i ponownie zagarniając dla siebie te usta, które przecież należały do innego. To nic… Teraz to on jest w ich posiadaniu, to on za moment posiądzie tą, która jeszcze kilka godzin temu była tylko jego marzeniem. I na tę chwilę musiał wyrzucić z głowy jej znienawidzonego partnera.
Delikatnie wniknął w nią, czując błogość i słodki dreszcz, jaki zawładnął z nieopisaną siłą jego ciałem. Wargi oderwały się od siebie, wydając cichy odgłos świadczący o ich obopólnym szaleństwie. Łącząc swoje spojrzenia zatapiali się w sobie, tonąc w grzechu zdrady, ale czy w tej chwili o jakiej oboje wcześniej jedynie śnili, warto było choć na moment zaprzątać tym myśli? Dla nich ważne było to, co tu i teraz, nie było nic ponad to, a żadne konsekwencje ich czynu niestraszne. A jutro mogłoby nie nadejść wcale…
Z każdym pchnięciem czuł, że balansuje na krawędzi, że jeszcze tylko kilka ruchów i zacznie bezwolnie spadać w otchłań rozkoszy. I choć tak bardzo starał się zadbać w tym wszystkim również i o nią, to ona sama wcale nie pomagała mu w tym. Jej umiejętna manipulacja kobiecym wnętrzem, biodrami sprawiała, że jego cel oddalał się coraz bardziej, a on sam szybko przybliżał do własnego spełnienia. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie każde marzenie może się ziścić, że życie to nie piękny, romantyczny film, a z niego raczej kiepski i niedoświadczony kochanek.
Z głuchym jękiem wysunął się z jej wnętrza, a jego ciałem wstrząsnęło kilka spazmów.
Babette na moment wstrzymała oddech i już wiedziała co się stało. Lekko się uśmiechnęła sama do siebie, bo głowa Billa spoczywała właśnie na jej brzuchu, na którym mogła poczuć jego przyśpieszony, gorący oddech. Pogładziła go delikatnie po włosach i policzku, wówczas zawstydzony chłopak usiadł tyłem do niej.
- Przepraszam… - mruknął zdławionym z zażenowania głosem. Uniosła się i teraz objęła go, przytulając do pleców.
- Skarbie, przecież nic się nie stało... – powiedziała łagodnie, przechylając głowę i całując go delikatnie w policzek. Wciąż nie poruszał się, zupełnie nie wiedział co ma teraz zrobić. I było mu po prostu wstyd. Całe jego wyobrażenie o tym akcie posypało się jak nieprawidłowo zbudowany mur, albo domek z kart.
- Nie musiałeś uciekać, zabezpieczam się – powiedziała cicho - A teraz idź do łazienki.
„Proza życia...”, pomyślała, śmiejąc się w duchu sama do siebie, kiedy zniknął za drzwiami do przedpokoju. Teraz wydał jej się taki bezbronny w tej swojej cudownej nieporadności.
Gdy dotarł do łazienki, włożył rękę pod kran i patrzył jak woda spłukuje przezroczystobiałą substancję z jego dłoni. Był wściekły na siebie, że nie potrafił się powstrzymać i przedłużyć aktu, choć tak niewiele brakowało.
„Falstart, cholera, dlaczego akurat teraz, dlaczego z nią?” - myślał wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – „Za mocno chciałem, napaliłem się jak głupi szczeniak... Szczeniak? Przecież ja jestem szczeniakiem”. Wciąż patrząc na siebie drwiąco się uśmiechnął. Makijaż kompletnie mu się rozmazał, więc postanowił go zmyć. I co teraz? Co dalej? A jeśli każe zebrać mu rzeczy i po prostu się wynieść?
Jego ubrania wciąż ozdabiały podłogę w przedpokoju, jednak nie zamierzał ich po drodze pozbierać i całkowicie się poddać.
Babette leżała na brzuchu, przymknęła oczy i wsłuchiwała się w sączącą się cicho melodię. Jego bezradność rozbroiła ją zupełnie, myślała o nim z jeszcze większą sympatią. Niespełniona ale szczęśliwa, myślami była przy tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie przestała go pragnąć i czekała na niego znów chcąc poczuć go blisko. Usłyszała, że wraca, ale nadal leżała z przymkniętymi oczami. Poczuła jego gorące usta na swoich łydkach, raz na jednej, raz na drugiej, przesuwały się w górę zostawiając wilgotne ślady. Żadnego innego dotyku, tylko wargi i dłonie, namiętnie pieszczące jej ciało… Westchnienie było aprobatą i zarazem pochwałą jego delikatnych pieszczot, które znów obezwładniały ją, jak kilkanaście minut temu.
Układał ścieżkę z drobnych pocałunków wiodąc ustami poprzez udo, znacząc każdy fragment skóry na pośladkach miękkimi opuszkami palców, które mimo swej delikatności zachłannie zakradły się między uda kobiety. W jednej chwili jej podniecający jęk przeciął cichą muzykę, jaka dobiegała z głośników. Poczuła jak wkrada się w nią nagle i pieści jej wnętrze szczupłymi palcami. Mimowolnie zacisnęła dłonie na białym futrze, na którym spoczywały ich ciała.
Znów ogarnęło go pragnienie tak silne, jak niemoc. Czuł swoje własne, delikatne drżenie obsypując jej plecy i kark niezliczoną ilością czułych muśnięć. Rozpalał ją do granic możliwości, a płomień jaki rozniecali w sobie wzajemnie, mogło ugasić jedynie spełnienie.
- Wejdź we mnie... - wydyszała ciężko. Natychmiast spełnił jej prośbę. Instynktownie czuł, że teraz już nie spali się jak pierwszym razem, kiedy tak cholernie mocno jej pragnął. I nie znaczyło to, że teraz pragnie jej mniej. Znów dosięgnął jej dłoni i zacisnął w objęciach swoich, wypełnił ją sobą na nowo, pieszcząc wargami płatek jej ucha. Słyszała jego przyspieszony oddech, sama ledwie kontrolując każdy swój odruch. Płonąc z podniecenia odbierała każde drgnienie jego ciała, odczuwając i jednocześnie okazując wszystko bardzo intensywnie. Jeszcze nie krzyczała, ale czuła, że tak niewiele dzieli ją od tego.
To czyste szaleństwo i ta przyjemność która mąciła jej umysł… Pragnęła tego raju już, teraz... Przekroczyła jego bramę nie mogąc długo powrócić do rzeczywistości. I nie chciała wracać wcale, chociaż wiedząc, że ponownie znajdzie się w jego ramionach, była w stanie porzucić ten stan dogłębnej nirwany jaki nią teraz zawładnął.
Wciąż czuła go w sobie, zalewała ją niezmącona, błoga przyjemność ostatniej fazy spełnienia. Całował czule jej prawy policzek, a wreszcie dosięgnął ust, aby lekko pieścić je wargami.
Oddechy uspokajały się. Leżał na niej jeszcze chwilę, bez ruchu, wtulony w jej długie włosy, rozmarzony i szczęśliwy. Delikatnie odsunęła go kładąc się na wznak i patrząc mu w oczy. Idealnie przyległ do niej swoim torsem, a ona szczelnie oplotła go ramionami, aby kreślić na plecach zawiłe wzory. To ich tworzyło tej nocy. Znów nie było między rozpalonymi przyjemnością ciałami nawet milimetra rozłąki, a nawet jeśli by była, to tę minimalną odległość wypełniałoby wzajemne przyciąganie. Pozwoliła znów mu się całować i przymknęła na chwilę oczy. Przyjemność malowała pod powiekami najpiękniejsze obrazy.
Dlaczego nigdy nie czuła tak wielkiej namiętności będąc z Martinem? Dlaczego to właśnie ten chłopak, choć wciąż tak bardzo nieporadny doskonale wiedział, jak wydobyć z niej taki ogrom namiętności i taki żar? Czegoś takiego nie zaznała nigdy wcześniej…
Uchyliła powieki, kiedy rozłączyli swoje usta. Popatrzyła mu w oczy, a jego tajemnicze, pożądliwe spojrzenie sprawiło, że całe jej wnętrze zadrżało na nowo. Dziwne, nieopisane wzruszenie chwyciło ją za gardło.
-
To było cudowne… - szepnęła cicho, czując jak pod powiekami wzbierają łzy. Nie
potrafiła kontrolować żadnej ze swoich emocji pozwalając im płynąć. Sama nie
rozumiała tego, co się z nią w tej chwili dzieje.
On także nie do końca rozumiał swoich odczuć, ale teraz chociaż był jeszcze chłopcem, rozpierała go męska duma. Był pewien, że było jej z nim cholernie dobrze, mimo tego niefortunnego początku. Ponadto zaczynał zdawać sobie sprawę, że rodzi się w nim jakieś uczucie do tej kobiety. I chociaż nie mógł przecież nazywać go miłością, to wiedział, że mocno się nią zauroczył. Chciał jej właśnie o tym powiedzieć, ale zamknęła mu usta kolejnym, namiętnym pocałunkiem. Oderwał się od niej po chwili, wiedział, że właśnie teraz jest dobry moment na takie wyznanie.
- Ja… - zaczął cicho, przerywając, by zaraz powtórzyć; - Ja chyba…
- Ciiii... – zakryła mu usta dłonią. – Nic nie mów, proszę... – tym samym nakazując milczenie znów go pocałowała. Nie chciała, żeby w przypływie podniecenia padły niepotrzebne słowa, których być może obydwoje będą żałowali. Dla niej liczyło się tylko tu i teraz, tylko ta chwila. To wszystko nie miało żadnej przyszłości, dlatego tak bardzo wrastała sercem w teraźniejszość, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nikt nie odbierze jej przeżytych z nim pięknych chwil. One zostaną w jej wspomnieniach na zawsze.
Popchnęła go lekko, a kiedy plecy chłopaka zetknęły się z miękkim futrem, ułożyła głowę na jego barku, mocno wtulając w jego bok. Dłuższą chwilę leżeli w całkowitym milczeniu wsłuchując się w mowę swoich ciał i własne oddechy, a kiedy zapragnęła go na nowo zawładnęła młodym ciałem bez reszty, pieszcząc ustami jego tors, ssąc i delikatnie przygryzając jego sutki.
To zawsze jawiło się w jego snach jak granica niemożliwa do przekroczenia, a teraz leżał tu, pod nią i drżał w oczekiwaniu na najmniejszą pieszczotę i kolejną, największą rozkosz, jakiej można doznać przy współudziale drugiego człowieka, wymarzonej i wyśnionej kobiety, którą choć na te kilka godzin mógł określić mianem „jego”.
Wszystko działo się tak po woli, a zarazem zbyt szybko... Za szybko, aby móc uchwycić to pamięcią, która i tak potem zarejestruje jedynie strzępki, na dodatek bardzo zamglone rozkoszą. Jej dotyk, pocałunki były dla niego jednymi z najlepszych doznań, jakie kiedykolwiek mógł przeżyć.
Niemal paraliżujący dreszcz przeszył młodego mężczyznę, kiedy poczuł, jak objęła gorącymi ustami tę część jego jestestwa, która przed chwilą dała jej tyle rozkoszy. Obdarowywała go pieszczotą swojego języka i wilgotnych warg najlepiej jak potrafiła, podczas gdy on zaciskał dłonie na jej długich włosach. Tak bardzo pragnął dosięgnąć jej cudownego ciała, jednak każda jego część była zbyt daleko. Nie mógł przecież zaburzyć tego, co sprawiało że rodziło się w nim czyste szaleństwo spełnienia. Jednak czy właśnie w ten sposób pragnął poczuć to na nowo...? Z pewnością nie, dlatego uniósł się odrobinę i schrypłym głosem wymamrotał:
- Nie tak… Chcę znów być w Tobie…
Usiadł obejmując ją mocno ramionami, kiedy jej pośladki zetknęły się z jego udami. Uniosła się na chwilę, aby nasunąć się na niego z cichym westchnieniem, zakleszczyła na jego biodrach swoje uda. Poruszała się na nim delikatnie, z jej rozchylonych ust wydobywał się szybki oddech. Pieścił ustami jej piersi, a dłońmi pośladki. Był pełen młodzieńczej energii i to ją w nim urzekało. W każdą pieszczotę wkładał ogromne staranie, całego siebie. Teraz z nim, było jej cudownie po raz drugi, przeżyła to oddychając ciężko, ale nie wydając z siebie żadnego dźwięku. W podzięce obsypywała jego twarz namiętnymi pocałunkami. Wiedziała, że czekał na nią, że teraz już potrafił się powstrzymać i robi to dla niej. Tak wiele jeszcze chciała go nauczyć… Wreszcie, jak wielka fala przyszło jego spełnienie, o wiele głębsze i silniejsze niż za pierwszym razem, kiedy uciekł w popłochu. Czuł się tak, jakby tracił wszystkie zmysły, jakby oderwał się od ziemi i szybował w przestworzach wprost do raju. Dla niego to właśnie był raj… Raj zaklęty w tej pięknej kobiecie, która teraz, przez te kilka godzin była niemal jego własnością. Przytuliła się do niego i poruszała jeszcze chwilę tak, aby mógł jak najdłużej przeżywać swoją ekstazę. Była szczęśliwa, że mogła dać mu całą siebie, szczęśliwa, że tak bardzo jej pragnął. To wszystko było jak piękny sen, z którego bała i wcale nie chciała się obudzić.
Teraz położyli się wtuleni w siebie. Niczym poranna rosa na wiosennej trawie, drobne krople potu błyszczały na nagich ciałach kochanków. Oświetlały je pierwsze promienie wschodzącego słońca, które zakradły się nieśmiało przez otwarte drzwi na taras. Znów zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, ale jakże już inny od poprzednich…
On także nie do końca rozumiał swoich odczuć, ale teraz chociaż był jeszcze chłopcem, rozpierała go męska duma. Był pewien, że było jej z nim cholernie dobrze, mimo tego niefortunnego początku. Ponadto zaczynał zdawać sobie sprawę, że rodzi się w nim jakieś uczucie do tej kobiety. I chociaż nie mógł przecież nazywać go miłością, to wiedział, że mocno się nią zauroczył. Chciał jej właśnie o tym powiedzieć, ale zamknęła mu usta kolejnym, namiętnym pocałunkiem. Oderwał się od niej po chwili, wiedział, że właśnie teraz jest dobry moment na takie wyznanie.
- Ja… - zaczął cicho, przerywając, by zaraz powtórzyć; - Ja chyba…
- Ciiii... – zakryła mu usta dłonią. – Nic nie mów, proszę... – tym samym nakazując milczenie znów go pocałowała. Nie chciała, żeby w przypływie podniecenia padły niepotrzebne słowa, których być może obydwoje będą żałowali. Dla niej liczyło się tylko tu i teraz, tylko ta chwila. To wszystko nie miało żadnej przyszłości, dlatego tak bardzo wrastała sercem w teraźniejszość, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nikt nie odbierze jej przeżytych z nim pięknych chwil. One zostaną w jej wspomnieniach na zawsze.
Popchnęła go lekko, a kiedy plecy chłopaka zetknęły się z miękkim futrem, ułożyła głowę na jego barku, mocno wtulając w jego bok. Dłuższą chwilę leżeli w całkowitym milczeniu wsłuchując się w mowę swoich ciał i własne oddechy, a kiedy zapragnęła go na nowo zawładnęła młodym ciałem bez reszty, pieszcząc ustami jego tors, ssąc i delikatnie przygryzając jego sutki.
To zawsze jawiło się w jego snach jak granica niemożliwa do przekroczenia, a teraz leżał tu, pod nią i drżał w oczekiwaniu na najmniejszą pieszczotę i kolejną, największą rozkosz, jakiej można doznać przy współudziale drugiego człowieka, wymarzonej i wyśnionej kobiety, którą choć na te kilka godzin mógł określić mianem „jego”.
Wszystko działo się tak po woli, a zarazem zbyt szybko... Za szybko, aby móc uchwycić to pamięcią, która i tak potem zarejestruje jedynie strzępki, na dodatek bardzo zamglone rozkoszą. Jej dotyk, pocałunki były dla niego jednymi z najlepszych doznań, jakie kiedykolwiek mógł przeżyć.
Niemal paraliżujący dreszcz przeszył młodego mężczyznę, kiedy poczuł, jak objęła gorącymi ustami tę część jego jestestwa, która przed chwilą dała jej tyle rozkoszy. Obdarowywała go pieszczotą swojego języka i wilgotnych warg najlepiej jak potrafiła, podczas gdy on zaciskał dłonie na jej długich włosach. Tak bardzo pragnął dosięgnąć jej cudownego ciała, jednak każda jego część była zbyt daleko. Nie mógł przecież zaburzyć tego, co sprawiało że rodziło się w nim czyste szaleństwo spełnienia. Jednak czy właśnie w ten sposób pragnął poczuć to na nowo...? Z pewnością nie, dlatego uniósł się odrobinę i schrypłym głosem wymamrotał:
- Nie tak… Chcę znów być w Tobie…
Usiadł obejmując ją mocno ramionami, kiedy jej pośladki zetknęły się z jego udami. Uniosła się na chwilę, aby nasunąć się na niego z cichym westchnieniem, zakleszczyła na jego biodrach swoje uda. Poruszała się na nim delikatnie, z jej rozchylonych ust wydobywał się szybki oddech. Pieścił ustami jej piersi, a dłońmi pośladki. Był pełen młodzieńczej energii i to ją w nim urzekało. W każdą pieszczotę wkładał ogromne staranie, całego siebie. Teraz z nim, było jej cudownie po raz drugi, przeżyła to oddychając ciężko, ale nie wydając z siebie żadnego dźwięku. W podzięce obsypywała jego twarz namiętnymi pocałunkami. Wiedziała, że czekał na nią, że teraz już potrafił się powstrzymać i robi to dla niej. Tak wiele jeszcze chciała go nauczyć… Wreszcie, jak wielka fala przyszło jego spełnienie, o wiele głębsze i silniejsze niż za pierwszym razem, kiedy uciekł w popłochu. Czuł się tak, jakby tracił wszystkie zmysły, jakby oderwał się od ziemi i szybował w przestworzach wprost do raju. Dla niego to właśnie był raj… Raj zaklęty w tej pięknej kobiecie, która teraz, przez te kilka godzin była niemal jego własnością. Przytuliła się do niego i poruszała jeszcze chwilę tak, aby mógł jak najdłużej przeżywać swoją ekstazę. Była szczęśliwa, że mogła dać mu całą siebie, szczęśliwa, że tak bardzo jej pragnął. To wszystko było jak piękny sen, z którego bała i wcale nie chciała się obudzić.
Teraz położyli się wtuleni w siebie. Niczym poranna rosa na wiosennej trawie, drobne krople potu błyszczały na nagich ciałach kochanków. Oświetlały je pierwsze promienie wschodzącego słońca, które zakradły się nieśmiało przez otwarte drzwi na taras. Znów zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, ale jakże już inny od poprzednich…
~
Obudził go zapach świeżej kawy.
Otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest, ale
zaraz jak migawki wróciły wspomnienia sprzed kilku godzin. „Jak dobrze, że to nie był sen..." pomyślał z ulgą. „A jednak marzenia się spełniają...",
uśmiechnął się do siebie. Leżał na podłodze, na miękkiej, owczej skórze
przykryty męskim, granatowym szlafrokiem frotte. Miał ochotę wstać, żeby już
móc ją znów zobaczyć, ale trochę zabrakło mu odwagi. Jednak w świetle dnia
wszystko mogło mieć zupełnie inne barwy i kształty niż w nocy, kiedy alkohol
szumiał im w głowach. Przymknął jeszcze na chwilę oczy i wdychał aromatyczny
zapach.
- Kawa, śpiochu... - usłyszał nad sobą ciepły głos dziewczyny. Otworzył oczy. Stała w tym samym białym szlafroku, który niedawno z niej zdejmował, uśmiechnięta i chyba tak samo jak on szczęśliwa. Jej włosy były spięte w luźnego koka, ale kilka kosmyków wciąż było wilgotnych i jak się mógł domyślić, była już pewnie po prysznicu. Wstał i z lekką niechęcią założył na siebie to, czym był przykryty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto ten szlafrok wcześniej nosił, jednak innego wyjścia nie miał. Nie będzie przecież paradował z gołym tyłkiem. Gdy stanęli twarzą w twarz znów wróciło lekkie zmieszanie, choć przecież tak niedawno przeżył z nią upojne, intymne chwile. Ale blask dnia sprawiał, że silniej władał nim rozsądek wsparty trzeźwością umysłu, niż nocne chwile słabości i namiętności podsycane lekkim, alkoholowym upojeniem. Jednak wciąż tu był, z nią i niczego nie żałował, wręcz przeciwnie. Był dumny, szczęśliwy i pełen obaw, że kiedy wypije zaparzoną przez nią kawę, będzie musiał ubrać się i wracać do hotelu. W zasadzie przecież powinien… Jego wyciszona komórka wciąż spoczywała na dnie kieszeni spodni, które teraz nie wiadomo gdzie mogły być. Już wyobrażał sobie ile będzie miał nieodebranych połączeń od Davida, od Toma. Szybko jednak pogubił te myśli i zachęcony jej gestem, kiedy zarzuciła mu na szyję przedramiona objął ją i lekko pocałował.
- Dzień dobry - powiedział cicho, patrząc na nią z uwielbieniem i podziwem.
- Mam nadzieję, że wyspałeś się choć trochę.
- Było odrobinę… Twardo, ale nie narzekam - uśmiechnął się na krótką chwilę, po czym spoważniał, nie przestając się wpatrywać w brąz jej oczu. – Nie wiedziałem… Ja… Ja nie spodziewałem się, że można tak…
- Uprawiać seks? – przerwała mu. Potrząsnął lekko głową, dopowiadając przerwaną myśl:
- Nie wiedziałem, że można to przeżyć w taki sposób…
Nie był pewien, czy do końca zrozumiała co ma na myśli, jednak w tej chwili wiedział, że wszelkie jego poprzednie zbliżenia były niczym w porównaniu z tym, czego doznał z nią.
- Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz - odpowiedziała cichym zmysłowym tonem, który mógł poczytać za obietnicę. Pociągnęła go za rękę i poprowadziła do kuchni. Usiedli przy małym stoliku przy oknie na wprost siebie. Delektowali się brązowym naparem patrząc w swoje oczy tegoż samego koloru, które promieniały teraz spełnieniem i szczęściem. Babette przyłapała się na tym, że od momentu rozstania praktycznie wcale nie myślała o Martinie. Może raz przemknął gdzieś w jej myślach z cichym upomnieniem grzechu jaki popełniała, a o jakim pojęcia nie mógł mieć. Teraz odrobinę silniej zakradł się do jej umysłu. Odwróciła głowę przerywając wzrokowy kontakt, nie chcąc zdradzić powodu nagłego, lekkiego zasmucenia. Bezwiednie zawiesiła spojrzenie na budynku po drugiej stronie ulicy. „Zdradziłam go…”, zarzuciła sobie w duchu.
Bill przez chwilę zachłannie pochłaniał ją spojrzeniem, korzystając z chwili, że na niego nie patrzy. O czym mogła myśleć? Na jej twarzy ktoś nagle wymalował grubym pędzlem smutek i na pewno to nie on był autorem tego portretu. Czyżby dręczyły ją wyrzuty sumienia?
- Kochasz go? - spytał nagle, bez cienia skrępowania.
- A co to za pytanie? - zdziwiła ją bezpośredniość chłopaka i to pytanie… Było bardzo nie na miejscu. Dlatego też ton jej głosu nie był przyjemny. Już nie była tą samą Babette sprzed kilku chwil. Jej uczucia były tylko jej tajemnicą i nie lubiła, gdy ktoś się wdzierał na ten teren bez pozwolenia.
- Przepraszam... - zmieszał się chłopak doskonale rozumiejąc, że popełnił gafę. - Uznajmy, że tego pytania nie było.
Znów wydała mu się niedostępna, jakby dopiero ją poznał.
- Bo nie było i nigdy więcej go nie zadawaj. - stanowczym i poważnym tonem odpowiedziała dziewczyna. Poczuł się nieswojo, nie spodziewał się tego po tak upojnej nocy. Może jego pytanie było zbyt śmiałe, ale nie rozumiał jej nagłej zmiany nastroju, szczególnie po tym co się między nimi wydarzyło. Nie rościł sobie przecież żadnych praw, niczego nie obiecywał sobie, a wręcz zdawał sprawę z tego, że będzie to tylko jedna noc, być może kilka. Jednak jej oschłość, wręcz wrogość zabolała go. Wydawało mu się, że ma prawo wiedzieć co kierowało nią, kiedy zdobyła się na to z nim szaleństwo. Nie wierzył, że ktoś kto kocha dopuszcza się zdrady, bo jeśli tak to po prostu jest cynicznym, wyrachowanym draniem. Nie wierzył, że może to być jej prawdziwe oblicze. To oczywiste, że nie spodziewał się od niej wyznania miłości, aż takim naiwniakiem nie był. Ale tak bardzo chciał usłyszeć, że nie kocha Martina, że jest z nim może z rozsądku? A może dla kariery? Tym razem jego marzenie nie spełniło się.
Przełknął gorycz chwili popijając ją resztką już ledwie ciepłej kawy, wciąż wpatrując się w nią znad filiżanki. Nie wiedział, czy ma jeszcze zostać, czy może jednak lepiej będzie, jeśli już sobie pójdzie. W całej swej młodzieńczej dumie poczuł się trochę urażony, postanowił więc, że wróci do hotelu.
- Chyba już pójdę - wydusił stłumionym głosem, odstawiając filiżankę i wstając. Spojrzała na niego swymi ciemnymi oczami w których malowało się zdziwienie:
- Kawa, śpiochu... - usłyszał nad sobą ciepły głos dziewczyny. Otworzył oczy. Stała w tym samym białym szlafroku, który niedawno z niej zdejmował, uśmiechnięta i chyba tak samo jak on szczęśliwa. Jej włosy były spięte w luźnego koka, ale kilka kosmyków wciąż było wilgotnych i jak się mógł domyślić, była już pewnie po prysznicu. Wstał i z lekką niechęcią założył na siebie to, czym był przykryty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto ten szlafrok wcześniej nosił, jednak innego wyjścia nie miał. Nie będzie przecież paradował z gołym tyłkiem. Gdy stanęli twarzą w twarz znów wróciło lekkie zmieszanie, choć przecież tak niedawno przeżył z nią upojne, intymne chwile. Ale blask dnia sprawiał, że silniej władał nim rozsądek wsparty trzeźwością umysłu, niż nocne chwile słabości i namiętności podsycane lekkim, alkoholowym upojeniem. Jednak wciąż tu był, z nią i niczego nie żałował, wręcz przeciwnie. Był dumny, szczęśliwy i pełen obaw, że kiedy wypije zaparzoną przez nią kawę, będzie musiał ubrać się i wracać do hotelu. W zasadzie przecież powinien… Jego wyciszona komórka wciąż spoczywała na dnie kieszeni spodni, które teraz nie wiadomo gdzie mogły być. Już wyobrażał sobie ile będzie miał nieodebranych połączeń od Davida, od Toma. Szybko jednak pogubił te myśli i zachęcony jej gestem, kiedy zarzuciła mu na szyję przedramiona objął ją i lekko pocałował.
- Dzień dobry - powiedział cicho, patrząc na nią z uwielbieniem i podziwem.
- Mam nadzieję, że wyspałeś się choć trochę.
- Było odrobinę… Twardo, ale nie narzekam - uśmiechnął się na krótką chwilę, po czym spoważniał, nie przestając się wpatrywać w brąz jej oczu. – Nie wiedziałem… Ja… Ja nie spodziewałem się, że można tak…
- Uprawiać seks? – przerwała mu. Potrząsnął lekko głową, dopowiadając przerwaną myśl:
- Nie wiedziałem, że można to przeżyć w taki sposób…
Nie był pewien, czy do końca zrozumiała co ma na myśli, jednak w tej chwili wiedział, że wszelkie jego poprzednie zbliżenia były niczym w porównaniu z tym, czego doznał z nią.
- Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz - odpowiedziała cichym zmysłowym tonem, który mógł poczytać za obietnicę. Pociągnęła go za rękę i poprowadziła do kuchni. Usiedli przy małym stoliku przy oknie na wprost siebie. Delektowali się brązowym naparem patrząc w swoje oczy tegoż samego koloru, które promieniały teraz spełnieniem i szczęściem. Babette przyłapała się na tym, że od momentu rozstania praktycznie wcale nie myślała o Martinie. Może raz przemknął gdzieś w jej myślach z cichym upomnieniem grzechu jaki popełniała, a o jakim pojęcia nie mógł mieć. Teraz odrobinę silniej zakradł się do jej umysłu. Odwróciła głowę przerywając wzrokowy kontakt, nie chcąc zdradzić powodu nagłego, lekkiego zasmucenia. Bezwiednie zawiesiła spojrzenie na budynku po drugiej stronie ulicy. „Zdradziłam go…”, zarzuciła sobie w duchu.
Bill przez chwilę zachłannie pochłaniał ją spojrzeniem, korzystając z chwili, że na niego nie patrzy. O czym mogła myśleć? Na jej twarzy ktoś nagle wymalował grubym pędzlem smutek i na pewno to nie on był autorem tego portretu. Czyżby dręczyły ją wyrzuty sumienia?
- Kochasz go? - spytał nagle, bez cienia skrępowania.
- A co to za pytanie? - zdziwiła ją bezpośredniość chłopaka i to pytanie… Było bardzo nie na miejscu. Dlatego też ton jej głosu nie był przyjemny. Już nie była tą samą Babette sprzed kilku chwil. Jej uczucia były tylko jej tajemnicą i nie lubiła, gdy ktoś się wdzierał na ten teren bez pozwolenia.
- Przepraszam... - zmieszał się chłopak doskonale rozumiejąc, że popełnił gafę. - Uznajmy, że tego pytania nie było.
Znów wydała mu się niedostępna, jakby dopiero ją poznał.
- Bo nie było i nigdy więcej go nie zadawaj. - stanowczym i poważnym tonem odpowiedziała dziewczyna. Poczuł się nieswojo, nie spodziewał się tego po tak upojnej nocy. Może jego pytanie było zbyt śmiałe, ale nie rozumiał jej nagłej zmiany nastroju, szczególnie po tym co się między nimi wydarzyło. Nie rościł sobie przecież żadnych praw, niczego nie obiecywał sobie, a wręcz zdawał sprawę z tego, że będzie to tylko jedna noc, być może kilka. Jednak jej oschłość, wręcz wrogość zabolała go. Wydawało mu się, że ma prawo wiedzieć co kierowało nią, kiedy zdobyła się na to z nim szaleństwo. Nie wierzył, że ktoś kto kocha dopuszcza się zdrady, bo jeśli tak to po prostu jest cynicznym, wyrachowanym draniem. Nie wierzył, że może to być jej prawdziwe oblicze. To oczywiste, że nie spodziewał się od niej wyznania miłości, aż takim naiwniakiem nie był. Ale tak bardzo chciał usłyszeć, że nie kocha Martina, że jest z nim może z rozsądku? A może dla kariery? Tym razem jego marzenie nie spełniło się.
Przełknął gorycz chwili popijając ją resztką już ledwie ciepłej kawy, wciąż wpatrując się w nią znad filiżanki. Nie wiedział, czy ma jeszcze zostać, czy może jednak lepiej będzie, jeśli już sobie pójdzie. W całej swej młodzieńczej dumie poczuł się trochę urażony, postanowił więc, że wróci do hotelu.
- Chyba już pójdę - wydusił stłumionym głosem, odstawiając filiżankę i wstając. Spojrzała na niego swymi ciemnymi oczami w których malowało się zdziwienie:
-
Musisz? - znów jej głos nabrał znajomego tonu, tego który słyszał nad ranem i
który brzmiał o wiele lepiej, niż ten niedawny.
- Właściwie nie... Myślałem jednak, że tego chcesz - odpowiedział cicho, lecz zdecydowanie. Wstała i podeszła bliżej. Dotknęła delikatnie jego twarzy, patrząc mu z czułością w oczy.
- Jak lepiej mnie poznasz, będziesz wiedział czego tak naprawdę chcę. – szepnęła kładąc spojrzenie na jego usta. Wciąż dotykała subtelnie jego policzków, jak niewidoma badała opuszkami palców każdy fragment jego twarzy, pragnąc zapamiętać to odczucie na długo.
Kilkakrotnie powtórzył jej słowa w pamięci – przecież one były świadectwem, że nie chce go jedynie na tę chwilę, że chce go w swoim życiu zatrzymać na dłużej, pozwolić mu się lepiej poznać, a może wręcz czytać jej w myślach? Kim miałby być? Jaką rolę spełniać…? Te pytania już pozostawił sobie na później, znów nie umiejąc się powstrzymać delikatnie chwycił jej dłonie. Z wolna, nigdzie się nie spiesząc – wszak jej życzeniem było, aby jeszcze tu został – począł pieścić ustami każdy opuszek palca, subtelnie, namiętnie układając na każdym z osobna wilgotne wargi. Ukradkiem starał się złowić każdą jej najdrobniejszą reakcję na tak wysublimowaną pieszczotę. I każda z nich coraz bardziej zaczynała mu się podobać...
- Właściwie nie... Myślałem jednak, że tego chcesz - odpowiedział cicho, lecz zdecydowanie. Wstała i podeszła bliżej. Dotknęła delikatnie jego twarzy, patrząc mu z czułością w oczy.
- Jak lepiej mnie poznasz, będziesz wiedział czego tak naprawdę chcę. – szepnęła kładąc spojrzenie na jego usta. Wciąż dotykała subtelnie jego policzków, jak niewidoma badała opuszkami palców każdy fragment jego twarzy, pragnąc zapamiętać to odczucie na długo.
Kilkakrotnie powtórzył jej słowa w pamięci – przecież one były świadectwem, że nie chce go jedynie na tę chwilę, że chce go w swoim życiu zatrzymać na dłużej, pozwolić mu się lepiej poznać, a może wręcz czytać jej w myślach? Kim miałby być? Jaką rolę spełniać…? Te pytania już pozostawił sobie na później, znów nie umiejąc się powstrzymać delikatnie chwycił jej dłonie. Z wolna, nigdzie się nie spiesząc – wszak jej życzeniem było, aby jeszcze tu został – począł pieścić ustami każdy opuszek palca, subtelnie, namiętnie układając na każdym z osobna wilgotne wargi. Ukradkiem starał się złowić każdą jej najdrobniejszą reakcję na tak wysublimowaną pieszczotę. I każda z nich coraz bardziej zaczynała mu się podobać...
Odbierając swoją
przyjemność, delektując się nią zamarła w bezruchu, a czas jakby zatrzymał się
w miejscu. Może właśnie teraz tego pragnęła dla nich obojga...? Celebrując
każdą pieszczotę swoich warg, pokrywał drobnymi pocałunkami wnętrze delikatnej
dłoni. Gdyby nie fakt, że jego usta były teraz tak bardzo zajęte, wyszeptałby
jej każdą czułą myśl.
Skąd ten delikatny, bezbronny chłopiec mógł wiedzieć w jaki sposób dotrzeć do najdalszych zakamarków jej duszy, wciąż jeszcze przez nikogo nie odkrytych? Zrobiło jej się żal, że tak na niego naskoczyła, jednak nie chciała dawać mu żadnej nadziei na uczucie, czy jakiś związek. Wprawdzie nawet nie wiedziała, czy czegoś takiego by od niej oczekiwał, jednak asekuracja była w tym temacie wskazana. Nie było szans na to, żeby między nimi mogło zrodzić się coś głębszego, poważniejszego. Owszem, pozwoliła sobie na to szaleństwo, może pozwoli mu nawet zostać jej kochankiem, wszak był taki pociągający… Ale nie może nigdy pozwolić na nic ponadto.
Delikatnie pocałowała go w szyję, raz, potem drugi, aby po chwili obsypać go gradem namiętnych pocałunków. Objął wciąż delikatnymi, lecz już męskimi dłońmi jej pośladki, po czym uniósł ją w górę sadzając na kuchennej szafce.
Szlafrok wciąż był jedynym okryciem ich nagości, dlatego tak łatwo było im ulec kolejnej pokusie. Przecież już zdążyła zatęsknić za dotykiem jego młodych dłoni na jej ciele, kiedy te zapamiętale zakradły się pod cienki materiał. Jej skóra była tak miękka... Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nigdy dotąd nie dotykał równie cudownej, delikatnej i gładkiej. Pozwalając mu biec po niej rozedrganymi palcami, tym samym doprowadzała go do szaleństwa. Sama także nie szczędząc mu swojego dotyku pieściła każdy fragment skóry młodego kochanka. Okrycia dawno opadły na kuchenną posadzkę, a oni tym razem już w świetle dnia mogli podziwiać swoją nagość. Wpatrywali się w siebie między kolejnymi pocałunkami, aż zapragnęła znów poczuć go w sobie, na co on od dawna był gotów. Zakradł się między uda doświadczonej kochanki znacząc jej istnienie pulsującą przyjemnością, jaka szybko zamroczyła zdolność racjonalnego myślenia. Oddawali się sobie na nowo, czując wciąż wzmagający się głód tego drugiego ciała. Przecież to nie przestępstwo, to tylko ochota, pragnienie fizycznej bliskości... oboje przecież tego pragnęli. Przyjmowała go w sobie z cichym jękiem przyjemności i falą dreszczy, która obmywała jej ciało niczym fala na wzburzonym morzu. Delikatnie i powoli objęła jego biodra udami, tym samym czując go idealnie, głęboko w sobie kiedy wnikał w nią do końca. To nic, że brakowało im tchu przez bicie serca, które nie miało już siły przyspieszyć... To nic, że świat w tej chwili nie istniał, znowu... Chyba nikt jeszcze nie działał na nią w ten sposób, nie podniecał tak mocno i nie doprowadzał do takiego szaleństwa. Nie przerwali nawet kiedy gdzieś w przedpokoju rozdzwoniła się komórka dziewczyny, nie wytrąciło ich to z równowagi. Teraz, po raz pierwszy osiągnęli harmonię spełnienia, pozwalając sobie przeciąć ciszę głośnym jękiem, aby znów umilknąć i wtulić się w swoje spełnione ciała. Trwali tak przez dłuższą chwilę, obdarowując się po raz kolejny gorącym pocałunkiem.
- Zostań ze mną do jutra rana… - wyszeptała, stykając swoje czoło z jego i z bardzo bliska patrząc mu w oczy. Była niedziela i tego dnia oboje nie mieli żadnych zobowiązań, mogli o te kilkanaście godzin przedłużyć te spędzone ze sobą chwile szczęścia. – Możesz? – dodała, kiedy nie odpowiadał.
- Jeśli tylko tego chcesz, zostanę… Ale teraz pozwolisz, że pójdę pod prysznic. – uśmiechnął się.
Na kilkanaście minut pożegnał ją czułym muśnięciem warg i zniknął za drzwiami łazienki. Wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcił wodę i stanął pod natryskiem. Oparł dłonie o ścianę pokrytą kafelkami i zupełnie poddał przyjemności, jaką na tę chwilę sprawiła mu opadająca z góry woda. Potrzebował chwili dla siebie, aby pozbierać myśli po tak intensywnych doznaniach, jakich jeszcze nigdy w życiu nie smakował. Jeszcze nie przeżył takiego maratonu uniesień, a zgadzając się zostać tu z nią do jutra zanosiło się, że to na pewno jeszcze nie koniec. Czuł rozpierające szczęście, przemieszane z dumą. Wchłaniał zapach spełnionych marzeń i na tę chwilę nic więcej nie było mu trzeba. Jednak w jego uczuciowym wnętrzu było jeszcze coś… coś, co zaczęło się tak rozrastać, rozpierać, coś dziwnego, co chwytało go za gardło i czasem zapierało w piersiach dech. To coś sprawiało, że szybciej biło mu serce… Trochę się tego bał, ale wiedział, że musi stawić temu czoło, jednak znając siebie wiedział, że będzie chciał więcej i więcej… Nigdy nie zadowalał się odrobiną, w żadnej sferze swojego młodego życia, zawsze pragnął czerpać pełnymi garściami. Jednak dziś chciał żyć chwilą, brać z jej dłoni to, czym chciała go obdarować i obiecał sobie, że nie będzie za bardzo wybiegał myślami w przyszłość.
Skąd ten delikatny, bezbronny chłopiec mógł wiedzieć w jaki sposób dotrzeć do najdalszych zakamarków jej duszy, wciąż jeszcze przez nikogo nie odkrytych? Zrobiło jej się żal, że tak na niego naskoczyła, jednak nie chciała dawać mu żadnej nadziei na uczucie, czy jakiś związek. Wprawdzie nawet nie wiedziała, czy czegoś takiego by od niej oczekiwał, jednak asekuracja była w tym temacie wskazana. Nie było szans na to, żeby między nimi mogło zrodzić się coś głębszego, poważniejszego. Owszem, pozwoliła sobie na to szaleństwo, może pozwoli mu nawet zostać jej kochankiem, wszak był taki pociągający… Ale nie może nigdy pozwolić na nic ponadto.
Delikatnie pocałowała go w szyję, raz, potem drugi, aby po chwili obsypać go gradem namiętnych pocałunków. Objął wciąż delikatnymi, lecz już męskimi dłońmi jej pośladki, po czym uniósł ją w górę sadzając na kuchennej szafce.
Szlafrok wciąż był jedynym okryciem ich nagości, dlatego tak łatwo było im ulec kolejnej pokusie. Przecież już zdążyła zatęsknić za dotykiem jego młodych dłoni na jej ciele, kiedy te zapamiętale zakradły się pod cienki materiał. Jej skóra była tak miękka... Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nigdy dotąd nie dotykał równie cudownej, delikatnej i gładkiej. Pozwalając mu biec po niej rozedrganymi palcami, tym samym doprowadzała go do szaleństwa. Sama także nie szczędząc mu swojego dotyku pieściła każdy fragment skóry młodego kochanka. Okrycia dawno opadły na kuchenną posadzkę, a oni tym razem już w świetle dnia mogli podziwiać swoją nagość. Wpatrywali się w siebie między kolejnymi pocałunkami, aż zapragnęła znów poczuć go w sobie, na co on od dawna był gotów. Zakradł się między uda doświadczonej kochanki znacząc jej istnienie pulsującą przyjemnością, jaka szybko zamroczyła zdolność racjonalnego myślenia. Oddawali się sobie na nowo, czując wciąż wzmagający się głód tego drugiego ciała. Przecież to nie przestępstwo, to tylko ochota, pragnienie fizycznej bliskości... oboje przecież tego pragnęli. Przyjmowała go w sobie z cichym jękiem przyjemności i falą dreszczy, która obmywała jej ciało niczym fala na wzburzonym morzu. Delikatnie i powoli objęła jego biodra udami, tym samym czując go idealnie, głęboko w sobie kiedy wnikał w nią do końca. To nic, że brakowało im tchu przez bicie serca, które nie miało już siły przyspieszyć... To nic, że świat w tej chwili nie istniał, znowu... Chyba nikt jeszcze nie działał na nią w ten sposób, nie podniecał tak mocno i nie doprowadzał do takiego szaleństwa. Nie przerwali nawet kiedy gdzieś w przedpokoju rozdzwoniła się komórka dziewczyny, nie wytrąciło ich to z równowagi. Teraz, po raz pierwszy osiągnęli harmonię spełnienia, pozwalając sobie przeciąć ciszę głośnym jękiem, aby znów umilknąć i wtulić się w swoje spełnione ciała. Trwali tak przez dłuższą chwilę, obdarowując się po raz kolejny gorącym pocałunkiem.
- Zostań ze mną do jutra rana… - wyszeptała, stykając swoje czoło z jego i z bardzo bliska patrząc mu w oczy. Była niedziela i tego dnia oboje nie mieli żadnych zobowiązań, mogli o te kilkanaście godzin przedłużyć te spędzone ze sobą chwile szczęścia. – Możesz? – dodała, kiedy nie odpowiadał.
- Jeśli tylko tego chcesz, zostanę… Ale teraz pozwolisz, że pójdę pod prysznic. – uśmiechnął się.
Na kilkanaście minut pożegnał ją czułym muśnięciem warg i zniknął za drzwiami łazienki. Wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcił wodę i stanął pod natryskiem. Oparł dłonie o ścianę pokrytą kafelkami i zupełnie poddał przyjemności, jaką na tę chwilę sprawiła mu opadająca z góry woda. Potrzebował chwili dla siebie, aby pozbierać myśli po tak intensywnych doznaniach, jakich jeszcze nigdy w życiu nie smakował. Jeszcze nie przeżył takiego maratonu uniesień, a zgadzając się zostać tu z nią do jutra zanosiło się, że to na pewno jeszcze nie koniec. Czuł rozpierające szczęście, przemieszane z dumą. Wchłaniał zapach spełnionych marzeń i na tę chwilę nic więcej nie było mu trzeba. Jednak w jego uczuciowym wnętrzu było jeszcze coś… coś, co zaczęło się tak rozrastać, rozpierać, coś dziwnego, co chwytało go za gardło i czasem zapierało w piersiach dech. To coś sprawiało, że szybciej biło mu serce… Trochę się tego bał, ale wiedział, że musi stawić temu czoło, jednak znając siebie wiedział, że będzie chciał więcej i więcej… Nigdy nie zadowalał się odrobiną, w żadnej sferze swojego młodego życia, zawsze pragnął czerpać pełnymi garściami. Jednak dziś chciał żyć chwilą, brać z jej dłoni to, czym chciała go obdarować i obiecał sobie, że nie będzie za bardzo wybiegał myślami w przyszłość.