Część
22.
„Cicho,
ciepło
i ciemno,
poza tym deszcz.
Jak pigułkę nasenną,
weź mnie proszę weź.
Niech w dal odpłyną wszystkie dzienne sprawy,
niech da od siebie nam odpocząć świat.
W czułości twoich dłoni chcę się schronić
i tę noc prześnić tak..."
poza tym deszcz.
Jak pigułkę nasenną,
weź mnie proszę weź.
Niech w dal odpłyną wszystkie dzienne sprawy,
niech da od siebie nam odpocząć świat.
W czułości twoich dłoni chcę się schronić
i tę noc prześnić tak..."
Natalia Kukulska – „Cicho, ciepło”
Poczuła
się tak, jakby ktoś podarował jej wspaniałą wycieczkę wehikułem czasu. W ciągu
kilku minut cofnęła się w przeszłość. Ten sam smak miłości w jego ustach, ta
sama delikatność. Obydwoje wiedzieli, że nie skończy się na jednym pocałunku.
Skoro
prawie siedemnaście lat temu mieli w sobie tyle odwagi, aby bez miłości rzucić
się z pasją w swoje ramiona, cóż więc teraz mogło stać się w tym przeszkodą?
Bez
żalu oderwał się od jej warg, bo wiedział, że nim wzejdzie słońce, będzie ich
smakował jeszcze wiele razy. Teraz pragnął jej całej, a nie tylko tego co
właśnie otrzymał. Na samą myśl o tym co miało się wydarzyć za chwilę,
podniecenie szalało w nim jak nieujarzmiony wicher, a gorąca fala miłości jak
lawa zalewała jego serce. Ponownie spojrzał jej w oczy błyszczące namiętnością.
Usta, których jeszcze nie zdołała zamknąć po gorącym pocałunku, zdawały się
wołać o kolejne pieszczoty.
Dźwięki
cichej muzyki w tle zakłócił odgłos rozsuwanego suwaka u jej bluzy. Westchnęła
cicho. Jeszcze nawet nie dotknął jej nagiego ciała, a na samo o tym
wyobrażenie, podniecenie rozpłynęło się po jej spragnionym ciele tysiącem
maleńkich nakłuć rozkoszy, od podbrzusza coraz węższą ścieżką w kierunku
piersi.
I
wreszcie nadeszła ta chwila, gdy jego ciepłe dłonie zsunęły z ramion,
okrywający je dotąd materiał, a usta powędrowały ich śladem. Podążając za
wzbierającym na sile pożądaniem, oddychała coraz głębiej, zupełnie bezwolnie
poddając się tym pieszczotom. Miękki i ciepły dotyk upragnionych warg na jej
piersiach sprawiał, że chciała więcej, pragnęła bardziej. Nie wierzyła, że to
dzieje się naprawdę, chwilami miała wrażenie, że to tylko cudowny sen i chciała
krzyczeć, że nie chce się obudzić.
Odpinając
kilka guzików u czarnej koszuli, znalazła drogę do jego gładkiej skóry. Drgnął,
kiedy poczuł jej subtelny dotyk i niemal natychmiast ta część ubrania wraz z
marynarką opadły na podłogę.
Wszystkie
jego zmysły domagały się nagrody za stracone lata, kiedy były zamknięte
więzieniu jego ciała, gdy nie pozwalał im nawet na małą przepustkę w krainę
cudownych doznań. Ale przecież takiej krainy wtedy dla nich nie było, nie
istniał ten raj na ziemi w postaci jej zniewalającego ciała i choćby tego łóżka
z granatową pościelą, mającego wkrótce się stać swoistym eldorado dla jego
zmysłów, a jej istnienie źródłem bogactwa odczuć tej krainy.
Wolno
i zmysłowo, wzajemnie pozbywali się okryć, a odziani już tylko w swoją nagość
nasycali tym widokiem spojrzenia, jednocześnie zapadając się w miękką pościel.
-
Niemal każdej nocy marzyłem o tej chwili... - wyszeptał jej do ucha, po
kolejnym, namiętnym pocałunku poprzedzonym dawką pieszczot. Popchnęła go
delikatnie na plecy, zsuwając rękę wzdłuż jego ciała, zaczęła leciutko gładzić
cel wędrówki dłoni. Jego miękka i delikatna w tym miejscu skóra, przyprawiła ją
o jeszcze silniejsze dreszcze pożądania.
To
co w tej chwili poczuł sprawiło, że właśnie przestąpił przedsionek największej
rozkoszy, która dopiero miała nadejść. Dlatego nie chciał się zatrzymać,
pragnął iść dalej, czuć więcej, a ona bez trudu wyczytała to z jego oczu,
dodając pieszczotę swoich gorących ust. Kolejny raz zatopił swoje palce w jej
włosach, mocno wtulił głowę w poduszkę przymykając oczy. Rozchylił wargi, z
których wydobywały się ciche pomruki, będące wyrazem błogiej przyjemności. Czuł
jak niemal każdy jego mięsień napręża się na skutek rozkosznych doznań. Żadna
nie pieściła go cudowniej, żadna nie była od niej lepsza.
Teraz,
kiedy czuł na sobie jej gorące usta, wilgotny język, którego zwinne ruchy
sprawiały, że niemal tracił zmysły, tylko utwierdził się w swoim przekonaniu.
Była jedyną, dzięki której czuł to wszystko tak dogłębnie i wcale nie dlatego,
że była w tej sztuce miłości najlepsza. Ona była najlepsza dla niego, bo tak
bezgranicznie kochał…
Uniósł
się na łokciach, chcąc obserwować jej poczynania, lecz doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że ten widok błyskawicznie pogłębi każde doznanie i gotów będzie
przeżyć to natychmiast, choć nie był już przecież jakimś młokosem, a dojrzałym
mężczyzną, potrafiącym doskonale panować w takich sytuacjach nad swoim ciałem.
Jednak dziś nie przyszło mu się kochać z jakąś tam zwykłą kobietą, pieściła go
właśnie czule i zmysłowo jego jedyna miłość, o której marzył i śnił przez lata.
Jak zapanować nad samym sobą, kiedy właśnie spełniał się jego najpiękniejszy sen?
Będzie
musiał jej przerwać, będzie musiał, bo czuł, że już dłużej nie wytrzyma. Jego
podniecenie sięgało zenitu, było tak cudownie, ale nie chciał po tylu latach
wypełnionych marzeniami i tęsknotą, w ten sposób przeżyć tego pierwszego razu,
jak nazwał go w myślach. Z pewnością nie teraz, może potem, ale w tej chwili
zapragnął spełnić każde swoje wyobrażenie, zrealizować wszystko o czym marzył,
myśląc o takiej chwili, idealizując ją, dlatego choć sam w swojej przyjemności
wznosił się już niemal na szczyt, w jednej chwili zatrzymał ją. To powinien być
szczególny akt, przepełniony ogromem miłości, jaką na nowo w sobie rozbudzali i
powinni go przeżyć razem, będąc jednością ciał, dusz i serc. Ujął jej twarz w
dłonie i pocałował czule, pieszczotliwie, a potem otarł swój policzek o jej i
przymykając oczy otulił ją swoim zmysłowym szeptem.
-
Bądź już na zawsze moja, tylko ciebie kocham… Tylko ciebie pragnę… - I choć w
tej chwili nie potrzebowała słów na potwierdzenie jego uczucia, bo przecież
miała je w każdym geście, w drżeniu ciała, reakcji na jej dotyk, to chłonęła je
stęskniona przez wszystkie te długie lata i wiedziała, że muzyki jego głosu
mogłaby słuchać przez całą wieczność. Splótł swoje palce z delikatnością jej
dłoni i całym sobą przylgnął do jej nagiej, miękkiej skóry. W blasku tańczących w kominku
płomieni, jej twarz wydała mu się szczególnie piękna. Mógłby tak wpatrywać się
w nią godzinami, gdyby nie narastające wciąż podniecenie, domagające się jak
zgłodniałe zwierzę spełnienia. Przecież czekał… oboje czekali na tę chwilę
niemal wieczność, więc zaginą w jej czeluściach odbierając należną sobie
przyjemność i nieziemskie spełnienie po tylu straconych latach, bo doskonale
wiedzieli, że coś tak niesamowitego mogli przeżywać jedynie w swoich ramionach,
w każdych innych taka fizyczna miłość byłaby jedynie namiastką przyjemności i
zwykłym zaspokojeniem.
Nie
odrywał od niej spojrzenia, pieszcząc lekko każdym otarciem swojej skóry o jej,
wolno, miękko, narkotycznie rozpalał w niej wszystkie zmysły, a ona czuła, że
nawet bez zwieńczenia tego aktu spełnieniem, gotowa była stąpać po białych
chmurach, jedynie pod naporem jego rozognionego, pożądliwego spojrzenia i dotyku.
Ale pragnęła, chciała więcej… Więcej pocałunków, więcej pieszczot i więcej
jego… Jednak jego już potrzebowała w całości i wiedziała, była pewna, że od
dziś będzie należał tylko do niej.
Mocniej
zacisnęła palce na jego dłoniach unosząc lekko głowę.
-
Doprowadź mnie do szaleństwa, Bill… - wyszeptała z trudem. – Kocham cię…
Jej
spojrzenie, płonące pożądaniem osiadło na jego miękkich i wilgotnych wargach i niemal
w tej samej chwili z łatwością znów pozbawiła go tlenu. Ale on przecież wcale
nie potrzebował nim oddychać, kiedy to ona stanowiła jego oddech, nią oddychał
i tylko jej potrzebował od dziś do życia. Już nie wiedzieli czemu mają dać
pierwszeństwo, czy słodkim i namiętnym szeptom, słowom płynącym z głębi
stęsknionych serc, czy pieszczocie warg, jakiej oddawali się co chwilę
przerywając, aby zapewnić się o bezgranicznej miłości. Tyle mogło się stać
między jednym pocałunkiem a drugim… On obiecywał jej wieczność przy sobie, a
ona tak bliska płaczu z niewysłowionego szczęścia, z trudem powstrzymała łzy.
Każdym
słowem, dotykiem, gestem, oprowadzała go do utraty zmysłów. Tak bardzo pragnął
już wypełnić ją sobą, lecz świadomie przedłużał tę chwilę, ciesząc się jej
bliskością, otarciem nagich ciał, ogniem pocałunków. Przecież tak długo na to
czekał, tyle razy będąc z kobietą wyobrażał sobie, marzył, że kocha się właśnie
z nią. Lecz czymże były te marne wyobrażenia, w zderzeniu z najcudowniejszą
rzeczywistością?
Zsunął
swoje gorące usta na jej szyję, biegnąc czułym muśnięciem wzdłuż pulsującej
tętnicy. Na przemian odczuwała przejmujące zimno, a już po chwili gorąco niemal
paliło jej skórę i bynajmniej nie było tak z powodu niskiej temperatury w
pokoju, bo ciepło bijące od kominka, utrzymywało ją w odpowiedniej wysokości.
To wilgoć i ogień jego warg, które teraz bez opamiętania składały setki
delikatnych muśnięć na jej skórze sprawiały, że znalazła się w tym
kalejdoskopie doznań. Z każdą jego pieszczotą sięgała po coraz więcej
szczęścia, choć właściwie już go dotykała. Jeszcze kilka chwil i zacznie brać
go w dłonie, a potem czerpać garściami. Być może upojne chwile, które właśnie
przeżywała, pozwolą jej się zachłysnąć, albo nawet nim upić…?
Tymczasem
on scałował z jej skóry każdy, najmniejszy smutek, każdą niedawną troskę,
wszystko to zabrał, zniszczył pocałunkami i słodką obietnicą raju. Tak trudno
jej było pomieścić w sobie ten wybuch przyjemności, ten ogrom jakim została
obdarowana w kilka chwil, tak nagle, kiedy przez te wszystkie lata nie miała
nawet najmniejszej jego części.
Kiedy
poczuła dotyk jego ust pomiędzy swoimi udami, gwałtownie uniosła się,
powstrzymując go przed dalszymi poczynaniami.
-
Nie… Nie teraz, teraz bądź we mnie… Tyle lat na to czekałam, nie chcę tego
pierwszego razu przeżyć w ten sposób… - wyszeptała cicho. Uśmiechnął się
delikatnie.
Chyba
oboje chcieli dziś siebie w sposób, który mimo swojej prostoty był wyrazem
najczystszej miłości. Pragnęli spełnić się w tym akcie, patrząc sobie w oczy,
jak za pierwszym razem, mającym miejsce kilkanaście lat temu, nieopodal, tam,
na podłodze pod kominkiem…
Już
nie musiała marzyć i śnić, teraz to wszystko co do tej pory było tylko złudną
imaginacją stawało się rzeczywistością. Znów zapadła się w miękkiej pościeli,
widząc nad sobą jego twarz. Miękko opadł na jej ciało i przez chwilę trwał
nieruchomo, wciąż pochłaniając ją brązem swojego spojrzenia. Czuli bicie swoich
serc, które przepełnione miłością, wreszcie mogły obdarować najwspanialszym
uczuciem tę ukochaną osobę.
Jak
mogli bez siebie żyć tyle lat? Teraz wydawało im się, że przez wieczność byli strąceni
na dno cierpienia niczym w przepaść, że jakaś nadprzyrodzona zła siła skazała
ich na to zawieszenie, długie i bolesne oczekiwanie na powrót do przeszłości,
na upragnione spełnienie w miłości, nie tylko tej duchowej. Przez te wszystkie
lata utrwalali w sobie pamięć o prawdziwej rozkoszy, nie potrafiąc jej zaznać z
nikim innym, zwykłym seksem bez uczucia próbując zagłuszyć w sobie ból istnienia
i samotności, bez kochającego serca. Nie wiedzieli wówczas jak cudowną
niespodziankę szykuje im los, jaki wspaniały prezent zgotuje im wraz z
nadejściem nowego roku. Teraz rozpierała ich euforia, bo wreszcie mieli znów
siebie, mogli z radością dziecka rozpakować ten prezent, obdarowując wzajemnie
pieszczotami nasyconymi miłością.
Cudowny
był to podarunek i nawet nie śnili o piękniejszym.
Ocierał
delikatnie swoją męskością w miejscu, gdzie teraz najbardziej pragnęła go
poczuć. Tak bardzo należący do niej, tak silnie zaangażowany w tworzenie ich
wspólnej rozkoszy ponownie otulił jej usta swoimi, tak samo gorąco,
pieszczotliwie jak przed sekundą okrył jej ciało swoim… Głuchy jęk umknął z jej
warg wprost w jego, a wszystko we wnętrzu pulsowało szaleńczo i miała wrażenie,
że nie zdąży w nią wejść, a ona już poszybuje do nieba rozkoszy, gdzie na
swoich skrzydłach uniesie ją ekstaza. Brakowało przecież tak niewiele…
Wnikał
w nią z największą delikatnością, zaledwie odrobinę, tylko tyle, aby mogła go
poczuć. To wystarczyło. Wstrzymała oddech, a sufit zawirował, kiedy lekko się
cofnął.
Ona
była wyjątkowa, jedyna, najdroższa… Ta chwila; dla niego tak ważna jak pierwszy
raz, jakby pozbawiał ją czegoś najcenniejszego. Chciał, żeby to zapamiętała do
końca swoich dni, do końca ich wspólnych dni, bo przecież wierzył, że już nic
ich nie rozdzieli. Kiedy znów miał ją tak blisko wiedział, że już nigdy nie
pozwoli oddalić się jej choćby na metr i będzie musiała być w zasięgu jego
spojrzenia, jego dłoni, bo bez niej jego świat rozpadnie się na tysiąc
kawałków, a on tak zwyczajnie przestanie istnieć…
Kolejny
ruch, a z każdym następnym był coraz głębiej w jej wnętrzu. Ciche echo niosło
coraz głośniejsze westchnienia obydwojga, brzmienie wciąż narastającej euforii,
tak pięknej jak najwspanialsza muzyka.
-
Kocham cię skarbie… Moja piękna, moja cudowna… - szeptał, a ona w zamian za
najpiękniejsze wyznania obsypywała jego twarz niezliczoną ilością pocałunków.
I
byli dla siebie powietrzem, ogniem i wodą, najpiękniejszą tęczą i rosą na
porannej trawie. Ona dla niego całym światem, on dla niej spełnieniem marzeń. Połączeni
ciałami, przytłoczeni lawiną miłości, mogliby tak trwać wiecznie, bo właśnie tu
i teraz niebo im spadło na głowę, otulając puszystym szczęściem. Drżeli w
uniesieniu, kiedy rozkosz obejmowała ich swoimi ciepłymi ramionami, kiedy
szaleństwo zmysłów głęboko przeżywanej miłości, zabierało ich w najpiękniejszą
podróż do swojego raju.
Wracali
wolno, spełnieni i upojeni wzajemnym szczęściem.
Na
lśniącym granacie tkaniny, w świetle wygasającego ognia, leżało dwoje
zakochanych, złączonych namiętnym pocałunkiem i uściskiem dłoni, dotykiem
wilgotnych ciał, uspokojonych w objęciach swojej niewygasłej miłości. Zegar
odmierzał kolejne, szczęśliwe minuty ich nowego życia. Czuli niewysłowioną
błogość. Na ich ciałach otulonych blaskiem płomieni, błyszczały maleńkie kropelki
potu.
Wrócili
do rzeczywistości z cudownej krainy uniesień, gdzie zaprowadziła ich wielka
miłość. Spojrzeli na siebie i niemal jednocześnie wypowiedzieli magiczne:
-
Kocham cię... - I w tej właśnie chwili, opromienieni szczęściem uśmiechnęli się
do siebie, patrząc sobie w oczy.
W
tle cichej muzyki, deszcz miarowo stukał o barierki tarasu, a dopalające się
szczapy w kominku wydawały z siebie ostatnie tchnienia, pożerane próbującymi
utrzymać się jeszcze przy życiu płomieniami. Za oknem istniał zwyczajny świat i
dobiegająca końca sylwestrowa noc, ktoś płakał, ktoś się śmiał, ludzie
umierali, a dzieci się rodziły. Po prostu życie toczyło się dalej. Ale dla
nich, wtulonych w siebie tu w tym pokoju, istniał tylko jeden świat, ich świat…
I nie liczyło się nic więcej, bo znów odnaleźli siebie.
Wreszcie
mógł ją mocno przytulić, poczuć zapach jej włosów, jej ciała. I wszystko stało
się dokładnie takie, jak w jego marzeniach. Przyznał teraz sam przed sobą, że
jest cholernym szczęściarzem…
-
Znów jesteś moja… - powiedział cicho, całując ją we włosy i jeszcze mocniej
tuląc w ramionach. – Teraz już nic nas nie rozdzieli…
Uśmiechnęła
się radośnie, przemierzając zaborczo opuszkami palców skórę na jego barkach,
ramionach i karku. Była bardzo szczęśliwa, ale pomimo przeżytych właśnie chwil
uniesienia, nadal wydawało jej się to wszystko tylko snem.
-
Uszczypnij mnie… - poprosiła.
-
Słucham? – zdziwił się tą nagłą, dość dziwną zachcianką.
-
No uszczypnij mnie, uderz, no nie wiem… Chcę się przekonać, że to się dzieje
naprawdę…
-
A całus może być? - roześmiał się, składając na jej czole delikatny pocałunek.
- Ja sam w to nie wierzę kochanie… Nawet jeżeli to jest sen, to się nigdy z
niego nie obudzimy, prawda? - spojrzał jej w oczy, a ona tylko przytaknęła. To
było oczywiste, że nie chciała się obudzić. Chociaż czekała ją jeszcze ciężka
próba, to dziś wolała o tym nie myśleć, tylko cieszyć się tą chwilą bliskości z
ukochanym.
-
A tak w ogóle, to w końcu nawet nie złożyłem ci tych życzeń – powiedział po
chwili z rozbawieniem, a zerkając na stolik dodał: - I nawet nie wypiliśmy
szampana.
-
Nic straconego – odparła Babette wesoło, unosząc się na rękach. – Zaraz
przyniosę kieliszki.
Siadając
na brzegu kanapy, podniosła z podłogi jego koszulę i już zakładając ją na
siebie, spytała:
-
Mogę?
-
Oczywiście, tylko po co? Wolę kiedy jesteś bez ubrania… - Uśmiechnął się czarująco,
a w jej wnętrzu znowu wszystko zapłonęło.
Bez
słowa, jakby delikatnie zawstydzona i już odziana, wyszła z pokoju, a on
bezwładnie opadł na poduszkę, podążając za nią swoim spojrzeniem. Kiedy już zniknęła
za drzwiami, przymknął oczy i wyciągnął ręce nad głową. Czuł w sobie ogrom
szczęścia i przyjemne rozluźnienie po miłosnym uniesieniu. Pogładził dłońmi
śliską pościel i uśmiechnął się sam do siebie. Już dawno nie czuł się tak
wspaniale. Przez tyle lat karmił się tylko wspomnieniami przeżytych z nią
najpiękniejszych chwil, już nawet nie pamiętając prawdziwego smaku słodyczy, tymczasem
dziś, niemal przed chwilą tak lekko i łatwo przywróciła mu pamięć. Teraz, kiedy
nie było jej przy nim zaledwie kilka minut, już tęsknił.
Po
tylu latach rozłąki, znów kochał się z nią w tym mieszkaniu, nieopodal tego
kominka… Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mu to wywróżył, uznałby go za
największego szaleńca na świecie i nigdy w to nie uwierzył. Gdzieś w duchu
wciąż miał przeświadczenie, że kiedyś ją spotka, ale z biegiem lat ta wiara
coraz bardziej rozmywała się i tak naprawdę zaczynał wątpić, nie przypuszczał, że
jeszcze się w życiu odnajdą. Bardziej prawdopodobne było to, że już nigdy jej
nie zobaczy.
Kominek
powoli dogasał. Wstał więc, żeby podtrzymać ten ogień, który dodawał
pomieszczeniu romantyzmu. Przykucnął i dokładał właśnie drewna, kiedy w
drzwiach, z dwoma kieliszkami na tacy stanęła Babette.
Jego
sylwetka na tle rozpalającego się ognia wydała jej się niemal idealna. Wyglądał
tak pięknie w swojej zmysłowej nagości, nadal był szczupły, a pod gładką skórą
odznaczały się lekko wyrzeźbione mięśnie. Zadrżała w pragnieniu dotyku tego
wspaniałego ciała, a stojące na tacy kieliszki zadźwięczały. Usłyszał to, wstał
i pochodząc do niej z uśmiechem, odebrał z rąk szkło i postawił na stoliku obok
szampana. To niemożliwe, że znów jest z nią, że przed chwilą się kochali, a
teraz stoi tuż obok zupełnie nagi, otwierając butelkę. Wszystko było tak
nieprawdopodobne, tak nierealne, a jednocześnie takie cudowne… Serce biło jej
coraz szybciej, czuła uścisk w żołądku. Pragnęła tylko jego; dotyku ciepłych
dłoni, pieszczoty ust…
Wystrzał
korka wyrwał ją z zamyślenia, a on podał jej kieliszek wypełniony pieniącym się
trunkiem. Drugą ręką przyciągnął ją do siebie.
-
Życzę ci zdrowia, bo tego nie potrafię ci ofiarować, wszystko inne czego tylko
zapragniesz, będziesz miała… Oddaję ci moje serce, tylko właściwie… - przerwał
i uśmiechnął się, patrząc w jej oczy.
-
Co…? – zapytała cicho i niepewnie, a w jej głowie coś krzyczało, że nie pragnie
niczego, prócz jego samego.
-
Zastanawiam się, bo mówię bez sensu. Przecież moje serce należy do ciebie od
siedemnastu lat…
Kochała
go tak bardzo, tak szalenie, tak mocno… Ta miłość swoją siłą rodziła w niej
słodki ból. Nie potrafiła ukryć łez wzruszenia, które samoistnie napłynęły jej
pod powieki i nie znajdując już tam miejsca dla siebie, potoczyły się po
policzkach.
-
Kochanie, czemu płaczesz…? - zapytał z troską.
-
Ze szczęścia… - wyszeptała przez łzy. - Ja tobie też życzę zdrowia, spełnienia
marzeń, miłości i szczęścia, czego tylko zapragniesz...
Szczery,
radosny uśmiech zagościł na jego twarzy, pochylił się lekko i scałował te spływające,
słone krople.
-
To wypijmy za to szczęście, żeby już nigdy nas nie opuściło, za naszą wieczną
miłość i... - zawahał się, patrząc na nią. - ... i żeby Amy zrozumiała. - dodał
po chwili.
Babette
tylko skinęła głową. Gdyby to życzenie się spełniło, mogłaby śmiało powiedzieć,
że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Odstawili kieliszki na stolik.
Koszula
Billa, którą wciąż miała na sobie, pod wpływem nagłego ruchu rozchyliła się,
ukazując jej nagie ciało w całej okazałości. Kiedy się zorientowała,
pospiesznie znów naciągnęła ją na siebie, co nie umknęło jego uwadze. Podczas
gdy on, bez najmniejszego skrępowania poruszał się po pokoju zupełnie nago, ona
robiła wrażenie jakby się najzwyczajniej wstydziła.
Położył
się na kanapie, przywołując ją do siebie gestem.
-
Ale zdejmij to - powiedział stanowczo, bo wciąż miała ją na sobie. - Babette,
czy ty się mnie wstydzisz? - zapytał w końcu. Miała wrażenie, że jej policzki
płoną z zażenowania i dziękowała opatrzności, że teraz on nie może tego
dostrzec. Siedząc tyłem do niego, zdjęła ją i położyła na fotelu.
-
Właściwie sama nie wiem... - odparła cicho, dodając po chwili. - Bill, ja nie
mam już dwudziestu ośmiu lat...
-
A więc to o to chodzi! - roześmiał się głośno, siadając za jej plecami i
obejmując ją ramionami. - Nawet nie wiesz, jak ja cię bardzo kocham... -
wyszeptał jej wprost do ucha. - Chodź, połóż się obok mnie... Coś ci opowiem.
Spojrzała
na niego ze zdziwieniem spełniając prośbę, a gdy już leżeli wtuleni, zaczął:
-
Kiedy miałem kilkanaście lat, nie pamiętam czy jedenaście, czy dwanaście,
oglądałem pewien film. Wszystko się działo dawno temu, chyba w Szkocji . Główny bohater Connor, podczas
jednej z bitew został śmiertelnie ranny, mimo to nie zginął, a mieszkańcy jego
rodzinnej wioski skazali go na wygnanie.
Babette
uśmiechnęła się.
-
Opowiadasz mi właśnie „Nieśmiertelnego”...
-
Oglądałaś to?
-
No jasne, przecież to stary, kultowy film. On mógł zginąć tylko wówczas, jeśli
inny nieśmiertelny ściął mu głowę, ale nie rozumiem co to ma wspólnego z twoją
koszulą i do czego zmierzasz? – zaśmiała się.
-
Zmierzam do tego, że on z tej wioski odszedł ze swoją ukochaną Heather i kiedy
ona się starzała, on nadal wyglądał tak samo. Nie zostawił jej jednak, nie
odszedł, był z nią do końca jej dni, bo po prostu ją bardzo kochał. Pamiętam,
jak wtedy Tom powiedział, że gdyby on był takim przystojniakiem, to dawno by
zostawił taką starą babę. Odpowiedziałem mu wówczas, że jeśli ja się kiedyś
zakocham to właśnie tak, do końca swoich dni... Śmiał się wtedy ze mnie... -
westchnął, jeszcze mocniej przytulił ją do siebie, gładząc plecy, w końcu
zsuwając dłoń na brzuch. – Dlatego nie obchodzi mnie ta troszkę rozciągnięta
skóra na twoim brzuszku po ciąży, ani te kilka zmarszczek wokół oczu, kocham
cię taką jaka jesteś, kocham twoją duszę, twoje uczuciowe wnętrze, charakter i
te małe oznaki upływu czasu nie mają znaczenia, a nawet wręcz przeciwnie, też
je kocham bo są częścią ciebie. Dla mnie jesteś wciąż piękna, najpiękniejsza na
świecie i moja... Teraz już tylko moja, na zawsze…
Wpatrywał
się w nią z miłością, gładząc po policzku. Te słowa sprawiły, że przez tę
kolejną dawkę wzruszenia nie potrafiła nic z siebie wydusić, a serce znów
zabiło mocniej. Nie sądziła, że jeszcze zazna takiego szczęścia. To ją wciąż
kochał swoją wielką miłością, to dla niej krzesał teraz iskry w swoich oczach,
to o niej wciąż myślał przez te kilkanaście lat. Jak w obliczu tego jej serce
mogło być spokojne?
-
Kocham cię... - wyznała po raz kolejny i wsuwając mu palce we włosy, delikatnie
muskała ustami jego policzki. Z wyrazem błogości na twarzy poddał się jej
pieszczotom, jednocześnie błądząc dłońmi po jej plecach i pośladkach. Czuła, że
podniecenie które zapłonęło w niej przy pierwszym pocałunku, a przygasło
nieznacznie po miłosnym uniesieniu, znowu rozgorzało na dobre. Zaczynała topić
się jak wosk pod wpływem jego dotyku i cudownych, miękkich ust, które z niecierpliwością
chwytały jej wargi, a płomienie tego ognia, który tylko on potrafił w niej
rozniecić pochłaniały ją teraz na nowo.
Był
zachłanny, spragniony, całował z ogromną pasją. Jego język jak złodziej wkradał
się w jej wnętrze, aby tuż po zakosztowaniu słodyczy uciec w popłochu, a po
chwili zdobyć się na to samo. Oddawała mu pełne zmysłowości pocałunki i
pragnęła go coraz bardziej. Przesunął dłoń wzdłuż jej pleców, był coraz niżej.
Uniosła delikatnie jedną nogę, a on ułożył ją na swoim biodrze. Teraz mógł
wniknąć w jej wnętrze, ale nie zrobił tego. Dotykał jej kobiecości samymi
opuszkami palców, pieścił, masował. Wilgoć jaką czuł, jeszcze bardziej go
podniecała. Chciała znów go w sobie mieć, poczuć te najpierw delikatne ruchy,
przeradzające się w końcu w istne szaleństwo, ale on jakby świadomie przedłużał
pieszczotę palców. Wiedziała do czego dążył i pozwoliła mu na to, jeszcze
mocniej wtulając się w jego tors i z jeszcze większą pasją oddając się
namiętnym pocałunkom.
W
wygłodniałej i spragnionej jego pieszczot Babette, nie trudno było obudzić
prawdziwą kobietę i naprawdę nie potrzeba było wiele, żeby mogła ponownie
odpłynąć, wystarczyło zaledwie kilka ruchów, aby jej zdławiony jęk wniknął w
jego całujące ją wciąż usta, a drganie jej ciała wprowadziło go niemal w
rezonans. Chciał nacieszyć się każdą chwilą prowadząc
ją na szczyt, sam pragnąc odkryć ten szczyt razem z nią, zdobyć jeszcze
niejeden, a każdy coraz wyższy, każdy coraz bardziej wyrafinowanym sposobem.
Znów
to przeżyła w jego ramionach. Doskonale pamiętał, jak uwielbiał na nią patrzeć
w takich chwilach i teraz z radością stwierdził, że jej reakcje mimo upływu lat
nie zmieniły się. Właśnie teraz, kiedy jej ciało pulsowało jeszcze w
ekstatycznym tańcu, delikatnie przewrócił ją na brzuch. Znów jego zmysły
oszalały, kiedy się w niej zatapiał, a z każdym kolejnym ruchem pragnął jej
jeszcze bardziej. Dopadając chwilowo wolnymi od zajęcia
ustami do jej karku, pieścił, składając na nim natychmiast setki ciepłych muśnięć,
które, będąc w gasnącej ekstazie odczuwała teraz ze zdwojoną siłą. Uderzały w jej
podświadomość niczym krople deszczu o suche, spragnione podłoże. W jego głowie
szalała burza pragnienia, które rozdzierało go na strzępy krzycząc, aby wziął
ją już, teraz…
Nawet
wtedy, kiedy była daleko, kochał ją każdą komórką swojego ciała, każdego dnia
jego myśli ulatywały w jej stronę tysiące kilometrów, a w każde zrodzone w
głowie marzenie, była wkomponowana jej twarz. Z myślą o niej zasypiał i budził
się. W całym swoim życiu nigdy nie spotkał kogoś, kto by tak kochał, tak
pragnął i tak tęsknił. A może się mylił? Może widział tylko swoją miłość, tak
bardzo ślepy na wszystkie inne wokół? Tego nie mógł wiedzieć, ale był pewien
jednego; już nie umiałby bez niej żyć.
Teraz
znów był w niej, wsłuchując w każde jej zmysłowe westchnienie, w każdy oddech.
Dawał jej na nowo siebie całego, bo nigdy tak bezgranicznie nie należał do
innej, wtedy oddawał jedynie ciało, serce wciąż było w posiadaniu tej jedynej.
Miał świadomość też jej miłości, a także świadomość tego, że nikt nigdy nie
działał na nią tak jak on, że był jedynym, który mógł dać jej taką rozkosz i ta
pewność obezwładniała jego zmysły, unosiła na wyżyny dumy i szczęścia,
doprawiała skrzydła dzięki którym mógł latać.
Jednak
mimo tej wiedzy, że wystarczyła tylko jego obecność, jego bliskość, on chciał
ofiarować jej jak najwięcej pieszczoty, niezapomnianych odczuć tych przeżytych
wspólnie chwil, dlatego teraz wilgocią swoich warg scałowywał kładące się na
jej ramionach smugi światła. Jej gorące wnętrze zamykało go w swoim cudownym
więzieniu, aby po chwili wypuścić na niechcianą przecież wolność, a kiedy
spragniony wracał, znów zamykało swoje bramy rozkoszy.
Z
czułością splatali dłonie, z miłością wybierali się w kolejną podróż do krainy
najpiękniejszych przeżyć. W jedności swoich ciał wzlatywali do najodleglejszych
zakątków świata nadludzkiej przyjemności, aby tam oszaleć w błogiej ekstazie.
Oni
mieli tam wstęp nieograniczony, bo tylko ten kto prawdziwie kocha, może tam
wejść bez żadnej przepustki, dlatego, że miłość fizyczna tylko w połączeniu z
duchową, może ofiarować tak cudowne doznania. Oni w pełni tego doświadczyli,
dlatego teraz bez opamiętania brali od losu ten cudowny podarunek w postaci swoich
gorących ciał.
Tak
trudno było objąć umysłem ten nadmiar przyjemności, jaki wylewał się z ich
wnętrz, a którym mogliby obdzielić wszystkich w promieniu kilku kilometrów,
kiedy w chwilę po jej kolejnym spełnieniu, gdy echa ekstazy wciąż rozbijały swoje
drobiny w jej ciele, on spełniał się w niej…
Znów
wrócili do rzeczywistości, ale nie był to bolesny powrót, bo każda mająca
nastąpić chwila, czekająca ich przyszłość jawiła się w pięknych, ciepłych
barwach. Pozostawała jeszcze tylko kwestia Amy, która czasem brutalnie wkradała
się w ich myśli. Póki co cieszyli się swoją bliskością, choć mieli świadomość,
że przecież, choć na krótko, to jednak znów będzie trzeba się rozstać.
Jeszcze
przez chwilę leżeli bez ruchu, oddychając coraz spokojniej.
-
Czuję się jak w niebie... - westchnęła Babette, wciąż leżąc na brzuchu z
przymkniętymi oczami. Bill delikatnie zsunął się z niej kładąc tuż obok, z
uwielbieniem wpatrując w jej szczęśliwą twarz, kiedy dodała: - Dwa orgazmy, dwa
w jednym… Kiedy to było...?
-
To znaczy? - Zmarszczył brew.
-
No nie pamiętam dokładnie, jakieś ponad szesnaście lat temu…? Chyba coś koło tego
- Zaśmiała się, widząc jego minę. Teraz jakby odetchnął z ulgą, nawet
uśmiechnął się z nostalgią, ale po chwili frasunek na jego twarzy powrócił:
-
A z nim...? - zapytał niepewnie. - Jak było, kiedy się z nim kochałaś? - I w
tym samym momencie pożałował swoich słów, bo nagle uświadomił sobie, że zapytał
o to z czystego egoizmu. Chciał się upewnić, czy Babette czuła cokolwiek do
tamtego - rywala, który odebrał mu jego ukochaną na tyle lat. Gdyby mu
powiedziała, że nic nie czuła, że wciąż miała jego przed oczyma, że dla niej
największą rozkoszą były wspomnienia o tym co przeżyła kiedyś z nim, odzyskałby
w jakiś sposób ten stracony czas, lecz jednocześnie obawiał się, że to pytanie,
demaskujące jego egoizm i niedojrzałość, urazi Babette. Wtulił się więc w jej
włosy, chcąc skryć w nich poczucie wstydu malujące się na jego twarzy.
Przewróciła
się na bok, lecz nic nie odpowiadała, bacznie mu się przyglądając. W końcu,
gładząc jego policzek odezwała się.
-
Ja się z nim nie kochałam...
Popatrzył
na nią ze zdziwieniem. Wiedział, że to przecież było niemożliwe i już chciał
coś powiedzieć, kiedy usłyszał:
-
A ty? Jak tobie było kiedy kochałeś się z Patrizią? - zapytała nim zdążył
cokolwiek powiedzieć, tym samym rozładowując napięcie.
Westchnął
tylko i zbliżywszy twarz do jej ucha wyszeptał;
-
To był tylko zwykły seks, to nie była miłość, a wdzięczność i przywiązanie...
Ty jesteś moją miłością.
-
To masz też odpowiedź na swoje pytanie - szepnęła z uśmiechem. Chciała jeszcze
coś powiedzieć, ale zamknął jej usta delikatnym pocałunkiem. To co usłyszał, w
zupełności wystarczyło mu. Był szczęśliwy i spełniony, jak nigdy wcześniej.
-
Kocham cię – odpowiedział rozłączając ich usta i patrząc w jej promieniejące bezgranicznym
szczęściem oczy.
-
Ja też cię kocham i jestem szczęśliwa, bardzo szczęśliwa... Nareszcie… -
powiedziała szeptem, wtulając się w niego.
Gdzieś
w oddali słychać było jeszcze spóźnione wystrzały petard, z głośników sączyła
się cicho nastrojowa muzyka, a ogień w kominku trzaskał wesoło. Leżeli przez
dłuższą chwilę w milczeniu, wtuleni w siebie, spełnieni i nieziemsko
szczęśliwi.
Tyle
dni i nocy do niej szedł, niezliczone minuty i sekundy, tak wiele czasu
upłynęło w tęsknocie i łzach. Długa to była droga pełna cierni, ale wiedział,
że właśnie teraz był u jej kresu. Trzymał ją w ramionach jak cenny skarb, dla
niego najcenniejszy na świecie i wiedział, był pewien, że już nigdy nie wypuści
go z dłoni.
Zmęczenie
i emocje tej nocy sprawiły, że właśnie wtulona w niego oddychała miarowo,
zapadając w głęboki sen podczas, gdy on jeszcze długo leżał, pogrążony w swoich
myślach. Wciąż jak żywe powracały wspomnienia sprzed kilku godzin, kilkunastu
minut, na nowo wzbudzając w jego wnętrzu euforię. Jego oczy wpatrzone były w
jej spokojną twarz na której malował się delikatny uśmiech. Jakże kochał ten
widok, którego tak bardzo brakowało mu przez te wszystkie lata. Delikatnie
pocałował ją w czoło, poruszyła się lekko, ale nie zbudziła.
Za
oknem jaśniało, kiedy i jego powieki powoli zaczęły się zamykać. Nie chciał
jednak się przed tym już bronić, zasypiał w świadomości, że jeszcze dzisiaj
znów będzie mógł na nią patrzeć, całować, kochać...
Zrodziła
się w nim wiara, że przecież ma na to całą wieczność...