piątek, 23 grudnia 2016

Część 21.



Część 21.

ęłęóPocałuj mnie teraz proszę,
i rozpal wszystko to, co w sobie noszę.
Pocałuj mnie teraz tak gorąco,
nie przejmuj się, nie obawiaj się,
że spalisz mnie…”
De Mono – „Ostatni pocałunek”



            Z okna na najwyższym piętrze kamienicy, nieśmiało wkradał się w czarną otchłań nocy nikły blask tańczących w kominku płomieni. Kiedy wysiadł z taksówki, jeszcze przez chwilę stał na chodniku patrząc w górę. Jednak nie była to chwila zwątpienia, a raczej zadumy z powodu powracających wciąż wspomnień związanych z tym miejscem, bo właśnie teraz wszystko wróciło jak żywe; jego pierwsza, pełna nieśmiałości i zażenowania wizyta tutaj, ich pierwszy raz i wszystkie pozostałe przeżyte z nią, upojne chwile...
            Wystarczyło pokonać tylko kilkadziesiąt stopni schodów, aby znów wrócić do tych najpiękniejszych wspomnień i nie marnować już ani chwili z kolejnych godzin życia.
Gdyby wchodził po jednym schodku, trwało by to zdecydowanie za długo, przemierzył je więc w nieco szybszym tempie pokonując po dwa i już po chwili stanął u jej drzwi. Zastukał zdecydowanie, nasłuchując ewentualnych odgłosów mogących dochodzić z mieszkania, jednak stamtąd nie docierał do jego uszu żaden dźwięk, jakby nikogo wewnątrz nie było. Jednak przecież widział światło w tym oknie, więc musiała tam być…
            Cicha muzyka sącząca się z głośników nie mogła zagłuszyć dość intensywnego odgłosu pukania do drzwi, który Babette dość wyraźnie słyszała, jednak w pierwszej chwili pomyślała, że to jakaś pomyłka, bo nie wierzyła, że tej nocy może mieć jakiegoś gościa. Była prawie pierwsza godzina Nowego Roku, kto miałby o tej porze ją odwiedzić, jeśli wszyscy gdzieś się bawili? Pewnie jakiś lokator na rauszu pomylił piętro.
            „A może śpi?”, pomyślał Bill i nie poddając się tak łatwo, po chwili znów zapukał, jeszcze mocniej i głośniej.
            Z całą pewnością ktoś się pomylił, a może…? Spojrzała w stronę przedpokoju, a serce niespodziewanie przyspieszyło. To, o czym właśnie pomyślała, było tak niedorzeczne, że wręcz śmieszne. To się nie powtórzy, nie tym razem, choć nadzieja zaczynała w niej pulsować tym samym rytmem co przyspieszone tętno. Wstała kierując swoje kroki w stronę drzwi, a z każdym, serce łomotało w niej jeszcze bardziej. W wizjerze dostrzegła tylko ciemność, no tak… Na korytarzu spaliła się żarówka i znów usłyszała pukanie. Jeśli nie otworzy, nie przekona się, więc trzeba to sprawdzić. Albo doszczętnie pogrzebie wszelką nadzieję, albo…
            Tym razem do jego uszu dobiegł szmer i odgłos otwieranego zamka. Odetchnął z ulgą nim drzwi się otworzyły, musiała przecież być w domu, z pewnością nie był to nikt inny.
            Kiedy tylko uchyliła je na tyle, żeby zobaczyć kto za nimi stoi zamarła. Nie wierzyła w to, co widzą jej oczy, może to jedynie jakieś wizje, jej omamy, po prostu tylko o tym marzy, a jej marzenie jest tak wielkie, że aż realne? Czy to możliwe? Czy to naprawdę on? Przełknęła ślinę, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć i zrobić… A jeżeli oszalała? Jednak jeśli tu jest, jeśli wyszedł z tego wielkiego, drogiego balu i przyjechał do niej, czy to oznacza, że jej wybaczył…?
            Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Była taka bezbronna, smutna i przytłoczona wydarzeniami ostatnich dni. Stała teraz tu przed nim cicha i zgaszona. Spuściła niepewnie wzrok, a długie, czarne rzęsy przykrywały piękne, załzawione oczy. Nie czuł już żalu, bólu, ani goryczy. Wystarczyło tylko, że na nią spojrzał, a jedynym uczuciem jakie teraz rozpalało jego zmysły była wciąż wielka miłość, ogromna, nieujarzmiona, niezniszczalna... Taka, której płomienia nie potrafił ugasić czas, ani żadne inne pokusy.
            Popatrzyła na niego wciąż stojąc nieruchomo, zdziwiona i oszołomiona jego widokiem, zupełnie tak samo jak przed laty, ale teraz, z każdą minutą zaczynało rosnąć w niej szczęście. A jednak marzenia się spełniają… Otworzyła szeroko drzwi, nie mówiąc nawet jednego słowa, ale on w tej chwili nie potrzebował żadnych słów. Wystarczyło mu tylko to najcudowniejsze spojrzenie, za którym tęsknił całe wieki, aby wiedzieć co czuje. Jej skąpane we łzach oczy zabłyszczały radością. Cofnęła się nieco, aby pozwolić mu wejść, jednak on wciąż bez słowa tkwił za drzwiami, bezustannie się w nią wpatrując. W końcu ruszył przed siebie.
            Po ponad szesnastu latach znów przekroczył próg tego domu, zamykając za sobą drzwi przeszłości.
            - Przyjechałem, bo... Właściwie, to chciałem osobiście złożyć ci noworoczne życzenia... - zaczął nieskładnie i sam siebie za to zganił w myślach, bo przecież nie to było powodem jego tutaj wizyty.
            Jej uśmiech, choć bardzo radosny, jednak zabarwiony był nutą goryczy. Nie wiedział, czy wyrazem szczęścia czy smutku była łza, która wymknęła się spod powieki i którą teraz Babette ukradkiem otarła wierzchem dłoni.
            - Wejdź...
            Swoje zaproszenie poparła gestem, a kiedy ruszył w stronę dawnego salonu z kominkiem - teraz jej pokoju - dodała:
            - Przepraszam za to rozścielane łóżko, ale nie spodziewałam się nikogo...
            Cholera, wszystko działo się jak zwykle… Skoro marzyła, mogła też pomyśleć o jakiejś oprawie tych swoich marzeń, przecież w jej przypadku nigdy nie było wiadome, kiedy one się spełnią. Znowu proza życia zakradła się z całą swoją bezczelnością i z buciorami w jej rzeczywistość. Nie dość, że przed jego oczami jawił się teraz obraz kanapy z rozgrzebaną pościelą, to jeszcze ona nieumalowana, na dodatek w rewelacyjnej, wieczorowej kreacji - malinowym dresie. Idealny strój, jak na taką okazję.
            - Nie szkodzi – odparł, bo dla niego były to nieistotne szczegóły. Liczyła się tylko jej obecność i to miejsce, którego widok właśnie zapętlił obręcz wzruszenia na jego szyi.
            Stanął w drzwiach, z rozrzewnieniem zatrzymując wzrok na kominku, w którym teraz pomarańczowo-żółte płomyki wesoło przeskakiwały ze szczap, na grubsze kawałki drewna. Postawił butelkę z trunkiem na stoliku i podszedł do miejsca, z którym związane były jego najpiękniejsze wspomnienia.
            Ten kominek… Znów miał go przed oczyma i sam się teraz zdziwił, że zachował go w pamięci niemal ze wszystkimi szczegółami. Wzdychając cicho, przesunął dłonią po jego bocznych rzeźbieniach, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Wiele się zmieniło, inne meble, inny wystrój… Ale te same ściany, choć odświeżone, wciąż pamiętały ich pierwsze uniesienia. Jedynie tylko widok za oknem się nie zmienił… Ta sama ulica i dom po jej drugiej stronie, gdzie pewnej letniej nocy siedział na schodkach u jego wejścia, czekając na nią.
            Uśmiechnął się do tych wspomnień. Miał wtedy zaledwie siedemnaście lat, a już kochał tak mocno. Czy innym ludziom w ogóle się coś takiego zdarza…?
            - Trochę tu zmieniłaś… - powiedział, nie potrafiąc ukryć wzruszenia i znów omiatając wzrokiem pomieszczenie, delikatnie się uśmiechnął.
            Babette wciąż stała w wejściu do pokoju, jakby nadal nie docierał do jej umysłu ten namacalny wzrokiem dowód, że jej marzenie właśnie się spełniło. Przecież on tu był, stał tak blisko, mogła bezkarnie mu się przyglądać i sycić każdy zmysł tym widokiem.
            - Jak wróciłam, zrobiłam mały remont, kupiłam nowe meble… Teraz to jest mój pokój, a tamten jest Amy… - odpowiedziała cicho.
            - A właśnie, kiedy oni wracają z tych gór? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
            - Pojutrze, gdyby nie szkoła pewnie pobyliby tam dłużej – odpowiedziała, starając się ukryć zdenerwowanie. – Może zrobić ci coś do picia, a może jesteś głodny? – zapytała usilnie starając się ukryć zakłopotanie, bo choć szczęście i radość wypełniały teraz każdą komórkę jej ciała, to odczuwała jakąś nieznaną jej dotąd, dziwną tremę. Przez chwilę zastanawiała się nad tym skąd właściwie do niej przyjechał, czy urwał się z tego ekskluzywnego balu, czy wcale tam nie poszedł? Jednak czy to w ogóle było istotne...? Najważniejsze, że tu był, a jeśli był to przecież na pewno wybaczył… Zapyta go o to z pewnością, może za godzinę, a może za chwilę, jeśli tylko rozmowa dosięgnie odpowiednich sfer.
            - Nie, dziękuję… Chociaż, napiłbym się kawy – poprosił, zupełnie zapominając, że mieli przecież wypić szampana.
            - Zaraz zaparzę – odparła z radością, ochoczo kierując się do kuchni. Czuła, jak wstępuje w nią nowe życie. Uśmiechała się sama do siebie, wsypując do ekspresu porcję ziaren na dwie kawy. „Czy to naprawdę nie jest sen?”, pytała samą siebie w myślach. Drżały jej dłonie, kiedy podnosiła z blatu szafki tacę z filiżankami, ale kiedy zadźwięczały, odstawiła ją z powrotem.
            - Uspokój się, tylko spokojnie… – Próbowała cichutko dodać sobie otuchy i uspokoić chociaż nerwy w dłoniach, którymi teraz pomasowała sobie rozpalone skronie. Wracając do pokoju usłyszała, że wyłączył telewizor, a cicha muzyka popłynęła tym razem z odtwarzacza.
            - Proszę – powiedziała zestawiając naczynia na stolik. Usiedli na wprost, w milczeniu wsypując do filiżanek cukier. Onieśmieleni spoglądali na siebie, ostrożnie i uważnie, starając się, aby druga osoba tego nie spostrzegła. Sami przed swoimi sumieniami przyznawali, że ich postępowanie jest głupie i dziecinne, ale póki co, żadne z nich nie potrafiło pokonać tej wciąż dzielącej ich bariery niepewności. W końcu po dłuższej chwili milczenia, odezwał się Bill;
            - Nie powiedziałaś jej jeszcze, prawda...? - Bardziej stwierdził, niż zapytał.
            Dreszcz obawy zawładnął jej ciałem, ale przecież nie skłamie mu, że uświadomiła o tym córkę i wszystko sobie wyjaśniły, nie wiedziała przecież jak zareaguje na to Amy, a gdyby teraz powiedziała mu, że tę rozmowę mają już za sobą, z pewnością zechciałby znać jej przebieg, a poza tym poprzysięgła sobie, że jeśli jej wybaczy, nigdy więcej nawet w najmniejszej drobnostce go nie oszuka i niczego nie zatai. Patrzył na nią ze spokojem, nie ponaglając ani słowem, ani gestem i choć bardzo się bała, powiedziała mu prawdę.
            - Nie, jeszcze... Nie chciałam przed Sylwestrem... - Podniosła oczy i napotykając jego spojrzenie szukała w nim zrozumienia. - Ale powiem, jak tylko wróci - dodała szybko, jakby obawiając się jego reakcji. Chciała zabić w sobie tę niepewność i strach, choć przecież nie zrobiła niczego złego, nie chciała po prostu tak poważniej rozmowy przeprowadzać tuż przed wyjazdem córki, skoro tyle lat to wszystko czekało, te dwa, trzy dni już nie miało najmniejszego znaczenia. Miała nadzieję, że on to zrozumie, jednak mimo tej rozgrzewającej jej serce iskry i jego tu obecności, wciąż obawiała się, że nigdy nie odzyska go w taki sposób, w jaki teraz pragnęła. Już nie ważne dla niej były poniesione w tej walce ofiary. Liczył się tylko on, jej wieczna miłość, człowiek którego zraniła i oszukała. Pragnęła jego wybaczenia i tego, aby z nią został, aby to o czym marzyła i śniła przez wszystkie noce, wreszcie stało się jawą.
            - Rozumiem... – odpowiedział po dłuższej chwili dodając; - Opowiedz mi o niej, jaka jest?
            Babette odetchnęła z ulgą, a jej spojrzenie rozbłysło radością.
            - Jest cudowna, bo nasza...
            Popatrzył na nią uśmiechając się. To było oczywiste, nie mogło być na świecie wspanialszego dziecka niż ich wspólne.
            - Może to głupio zabrzmi, bo każda matka przecież uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze, ale ona jest naprawdę śliczna i...
            - Bo podobna do ciebie... - przerwał jej wpół słowa. Znad filiżanki kawy, którą właśnie przyłożył do ust, widziała tylko spojrzenie najpiękniejszych na świecie oczu, a ono wyrażało tak wiele. Kolejny raz przeszył jej ciało znajomy dreszcz, jedno z najcudowniejszych uczuć pragnienia bliskości ukochanej osoby. Dla tej choćby chwili, warto było cierpieć tyle lat, dla tego zwróconego ku niej, cudownego i pełnego uwielbienia wzroku.
            - Możliwe, ale oczy na pewno ma twoje, wiedziałam to już w chwili kiedy po raz pierwszy na nią spojrzałam i dzięki nim właśnie jest piękna… - odparła z nostalgią w głosie.
            - Oczy może i tak, ale jest tak bardzo podobna do ciebie, że kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy na próbie Maxa, od razu wiedziałem, że to nie może być żaden zbieg okoliczności, czułem, że to twoja córka. Miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie, albo zwariowałem...
            Pokiwała głową uśmiechając się, lecz jego słowa samoistnie nasunęły jej na myśl jedno pytanie:
            - Skoro wiedziałeś, że to moja córka, to czemu chciałeś zobaczyć jej zdjęcie?
            - Nie miałem pewności, to było jedynie moje przypuszczenie, gdybym zobaczył ją na zdjęciu, dopiero wówczas bym ją miał w stu procentach - odparł, aby dodać po chwili: - Ale potem utwierdził mnie w tym Max, mówiąc, że zna naszą historię...
            - Max? - Babette spojrzała na niego zdziwiona, bo dopiero po chwili dotarło do niej znaczenie jego słów. - A to papla jedna, wszystko mu opowiedziała...
            - Nie dziw się, kochają się, póki co nie mają przed sobą tajemnic - uśmiechnął się Bill z nutką żalu i ironii, jakby chciał znów w podtekstach wypomnieć jej to, że najważniejszą rzecz zataiła przed nim na wiele lat. Nie zwróciła jednak na to uwagi, bo jej myśli były teraz pochłonięte czymś zupełnie innym.
            - Jesteś z nim w dobrych stosunkach, skoro mówi ci takie rzeczy - zauważyła, badawczo przyglądając się Billowi.
            - Owszem, jesteśmy. Właściwie jest bardziej moim przyjacielem, niż pasierbem - wyjaśnił jej.
            Utkwiła w nim swoje zdziwione spojrzenie, a słowa które wypowiedział zupełnie ją rozkojarzyły. „Kim jest dla niego? Pasierbem...?” , zadała sobie w myślach pytanie.
            - Słucham? - zapytała z niedowierzaniem, nie przestając się w niego wpatrywać. - Jak to pasierbem?
            - Dokładnie tak, wychowywałem go od wczesnego dzieciństwa - odparł, lecz po chwili dodał: - To ty nie wiesz? Amy ci nie powiedziała?
            Babette poczuła się teraz głupio, bo Amy o niczym takim nie mówiła, ale… Zaraz, zaraz, przecież kiedyś, w rozmowie wspomniała jej, że Bill jest opiekunem Maxa, ale ona wówczas w ogóle nie pomyślała, że w takim sensie.
            - Mówiła, że jesteś jego opiekunem, ale myślałam, że chodzi o zespół... Tylko, że ja dalej czegoś nie rozumiem... To znaczy, że Max jest...
            - Tak, jest synem Patrizii - przerwał jej Bill. - Właśnie o tym chciałem ci kiedyś powiedzieć, ale nie dałaś mi dojść do słowa.
            - O cholera... - jęknęła. No tak, doskonale pamiętała tę rozmowę w biurze, kiedy mówił, że wszystko poukłada a ona myślała, że chce zostawić własne dziecko. I sama nie wiedziała, dlaczego wówczas sądziła, że jest jeszcze dość małe. Tymczasem był to dorosły chłopak, nie jego biologiczny syn, w dodatku partner jej córki i syn największej rywalki. I to oznaczało, że jedynym jego biologicznym dzieckiem jest właśnie Amy… Westchnęła ciężko.
            - Nie ma co... Lepiej nie mogło się to wszystko poplątać...
            - No niestety, nie mieliśmy na to wpływu. Oni pierwsi odnaleźli siebie, niż my... - odparł cicho, zmieniając wyraz twarzy i znów nasycając spojrzenie nutą uwielbienia. W obliczu tych wieści, wszystko o czym myślała tego wieczoru, wydało jej się teraz mało istotne. Cieszyła ją jego obecność, ale myśli miała zaprzątnięte tą całą, niecodzienną sytuacją.
            - A Patrizia? Czy ona wie, z kim spotyka się jej syn? - zapytała.
            - Tak, wie. Powiedziałem jej wszystko, zresztą Maxowi też - spokojnie odparł Bill.
            - Co? Powiedziałeś o wszystkim Maxowi!? - Niemal krzyknęła Babette, nerwowo unosząc się, jakby chciała wstać, lecz po chwili znowu usiadła.
            - Spokojnie, nie denerwuj się - uśmiechnął się ciepło, ujmując jej dłoń. - Max jej nic nie powie, on wie, że to twoja rola.
            Jednak to zapewnienie nie uspokoiło jej.
            - Ale po co mu powiedziałeś? Bill... On może niechcący się wygadać... - jęknęła.
            Widział, jak bardzo się zdenerwowała. Chyba niepotrzebnie jej o tym napomknął, będzie się niepokoić, że ta wiadomość nie wypłynie od niej i jeszcze gorzej namiesza się w ich życiu, ale Maxa był pewien, chłopak był całkowicie lojalny i będzie milczał w tym temacie jak zaklęty.
            Mocniej ścisnął jej rękę, jakby tym gestem chciał ją jakoś uspokoić. Siedział na fotelu, na wprost niej, ta bliskość pozwalała na swobodę dotyku dłoni, lecz on i tak czuł, że jest zbyt daleko, dlatego też wraz z fotelem przysunął się jeszcze bliżej.
            - On nic nie powie, zaufaj mi, znam go. Gdyby było inaczej, nigdy bym mu o tym nie powiedział - przekonywał, zaglądając jej w oczy. Jego aksamitny głos i ciepłe spojrzenie było dla niej jak cudowne lekarstwo, niepokój ustąpił, a jego miejsce po woli zajmowała ufność. Westchnęła cicho, przywołując na twarzy delikatny uśmiech.
            - Mam nadzieję, że się nie mylisz... - odparła cicho, wciąż czując na dłoniach jego subtelny dotyk. Milczeli przez chwilę, poddając się temu doznaniu.
            - Boję się jej reakcji - powiedziała cicho Babette, podnosząc na niego pełen obawy wzrok.
            - Ja też się boję... Ale będzie dobrze, musimy w to wierzyć - Czule pogładził ją po ręku, dodając: - Pokażesz mi jakieś jej zdjęcia z dzieciństwa?
            - Oczywiście - odparła z radością, jednak niechętnie wysuwając dłoń z jego uścisku. Podeszła do komody w zamiarze wyjęcia z niej albumów. Odprowadził ją wzrokiem, czując jak jego wnętrze drży ze szczęścia. Spełniało się jego wielkie marzenie, był tu z nią i mimo niefortunnego początku, mógł zaliczyć to powitanie Nowego Roku do najpiękniejszych ze wszystkich dotychczasowych. Było jednocześnie jakby początkiem nowego życia, ich wspólnego, nowego życia… Wiedział, że prędko stąd nie wyjdzie i na samą myśl o tym co najprawdopodobniej się wydarzy tej nocy, przyjemna słodycz podniecenia zawładnęła nim całym.
            Kiedy wracał spojrzeniem na kanapę, gdzie już z albumami usiadła Babette, zauważył swoje stare zdjęcie oparte o nocną lampkę. Mimowolnie się uśmiechnął. Teraz był jeszcze pewniejszy jej uczuć, w końcu nie stawia się zdjęcia kogoś, kto jest jedynie przeszłością przy swoim łóżku. Zaczynał w pełni odczuwać co to znaczy szczęście, chociaż już kiedyś zaznał tego uczucia, on tylko nie pamiętał jak ono smakuje. Miał teraz okazję przypomnieć sobie wszystko w najmniejszych detalach...
            - Usiądź obok, bo nie będę ci mogła objaśniać zdjęć, które będziesz oglądał - Babette poklepała dłonią granatową satynę, na której siedziała.
            - Chociaż... - zastanowiła się, kiedy już usiadł obok niej. - Może złożę tę kanapę, będzie nam wygodniej oglądać - uśmiechnęła się.
            - Nie, nie ma potrzeby, tak też jest wygodnie - powstrzymał ją, niemal w tej samej chwili napotykając jej wzrok. Wiedzieli, instynktownie czuli, że ich myśli wzlatują w tym samym kierunku. Przecież tak bardzo tego pragnęli, a jednocześnie tak bardzo się tego bali i właśnie teraz ogarnęło ich niewinne zażenowanie. W tym samym momencie opuścili wzrok na trzymany w jej dłoniach album.
            Babette czuła, jak jej serce szaleje. Teraz było jeszcze bardziej rozedrgane z powodu jego bliskości. Przez spodnie swojego dresu, czuła ciepło bijące od jego uda i pospiesznie, jakby w obawie przed nieopatrznym gestem zaczęła pokazywać mu pierwsze zdjęcia.
            - Tu Amy zaraz po urodzeniu - Wskazała palcem na fotografię.
            - Jaka była śliczna, zupełnie nie wygląda jak noworodek - powiedział, nieznacznie pochylając się nad albumem. Kątem oka spostrzegła, jak z ramienia ześlizgują mu się włosy. Miał na sobie stalową marynarkę z połyskliwego materiału i choć usilnie starała się to odgadnąć, nie wiedziała z jakiej tkaniny może być uszyta. Jedyną rzeczą jakiej była pewna, to ta, że musiała kosztować majątek i, że wyglądał w tym stroju wspaniale. Choć wcześniej myślała, że wolałaby spędzić Sylwestra tylko z nim, w jakimś ustronnym, zacisznym miejscu, to jednak jego wygląd przyprawił ją o smutek, że nie mogła stanąć u jego boku na jakimś wspaniałym balu.
            W jej zmysły wdarł się zapach eleganckich, męskich perfum. We wszystkim był tak perfekcyjny i tak dopracowany, w niczym nie przypominał już tego chłopca, którego pokochała, ale teraz kochała całym serem cudownego, idealnego mężczyznę jakim był.
            - A tu ile Amy miała lat? - zapytał Bill.
            - Tu? - upewniła się Babette - Dwa latka, to było w ogrodzie przed domem, który wynajmowaliśmy. A tu z Julią. To była jej pierwsza wizyta u mnie - dodała przewracając stronę, a wtedy ich oczom ukazały się inne zdjęcia, które przypomniały ze zdwojoną siłą o trudnej przeszłości. Ta przeszłość bolała szczególnie jego. Na widok Martina tulącego w ramionach jego małą córeczkę, poczuł ukłucie w sercu. Ta jedna chwila namalowała smutek na jego dotąd radosnej twarzy. Dlaczego nie dane było mu przeżyć takiego szczęścia, radosnego czasu dorastania jego dziecka? Czemu kobieta, którą kochał odebrała mu te cudowne chwile? Rozumiał ją, wytłumaczył przecież przed samym sobą, a jednak to wszystko wciąż tak bardzo bolało.
            Zauważyła jak bardzo to właśnie zdjęcie go poruszyło. Pomyślała teraz, że właściwie powinna była wyjąć z albumu fotografie z Martinem, tylko kiedy miała to zrobić? Przecież nie mogła przewidzieć, że będzie mu je pokazywać właśnie dzisiaj.
            - Często Julia do ciebie przyjeżdżała? - zapytał, chcąc jak najszybciej wymazać z myśli to, co zobaczył, a Babette natychmiast przewróciła kartkę.
            - Nie, raz do roku, czasem co drugi rok... - odpowiedziała zdawkowo, bo właśnie próbowała sobie przypomnieć, czy na kolejnej stronie znów nie natrafią na zdjęcie z Martinem. Wprawdzie z reguły to właśnie on zawsze robił im zdjęcia, ale czasem też zostawał na nich uwieczniany.
            - Ślicznie tu wyszłaś... - usłyszała cichy zachwyt Billa, nad jedną ze swoich fotek. - Właśnie taką cię zapamiętałem, z rozpuszczonymi włosami, lekko rozwianymi przez ciepły wiatr...
            Powiedział to w taki sposób, że na całym ciele poczuła przyjemny dreszcz. Będąc jeszcze za oceanem, nie było dnia, żeby nie marzyła o takiej chwili, kiedy tęskniła wpatrując się w jego uwiecznioną na fotografii twarz. Poczuła tę samą tęsknotę, zupełnie tak jakby dotykała jego zdjęcia, lecz tym razem miała go przed sobą. On tu był, z krwi i kości, wystarczyło tylko wyciągnąć rękę... Z uwielbieniem patrzyła na jego profil, na lśniące włosy opadające z ramion, kiedy pochylał się nad albumem. Jej wielka miłość i jedyne pragnienie... Znów wracała w inne odczucia, pozwalając się prowadzić swoim zmysłom.
            - A tutaj Amy bardzo płakała, bo przewróciła się na rowerze - zmieniła temat, pokazując kolejną fotografię z niespełna sześcioletnią dziewczynką. Bała się samej siebie, miała wrażenie, że za chwilę nie zapanuje nad sobą. Pożar jaki czuła w swoim wnętrzu, rozprzestrzeniał się niebezpiecznie szybko i mógł go ugasić tylko jego dotyk...
            Niestety przyszła kolejna przykra chwila. Przewrócona kartka znów ukazała ich oczom wesołą dziewczynkę, niesioną na ramionach przez szczęśliwego ojca. To co, że w rzeczywistości nim nie był, skoro otrzymał w darze od losu wszystko to, co się ojcu należy? To on, ten człowiek ze zdjęcia podstępnie mu to wszystko odebrał. On wtedy wiedział, że jeśli nie zaakceptuje tego dziecka ona po prostu odejdzie, był tego w pełni świadomy i w ten właśnie sposób zatrzymał ją przy sobie na wiele lat.
            Najpierw wezbrała w nim wściekłość i żal, całą winą za to co się stało obarczył teraz Martina, bo Babette już dawno była rozgrzeszona. Zdenerwowanie jednak bardzo mocno dawało mu się we znaki, a bezradność i niemoc wkradła się we wszystkie jego myśli. Może gdyby był to zupełnie inny mężczyzna, nie podchodziłby do tego aż tak emocjonalnie. Ale ten... Zacisnął zęby.
            Zauważyła, jak bardzo jest dla niego bolesny ten widok. Rozumiała to, a przynajmniej starała się zrozumieć, bo nie była przecież mężczyzną, ale z jego twarzy mogła wyczytać jak z otwartej księgi wszystkie uczucia. Teraz w pełni do niej dotarło, jak bardzo go skrzywdziła i ogromny żal wypełnił jej serce. Nie mogła cofnąć czasu, ani zmienić przeszłości, ale mogła mieć wpływ na każdy kolejny dzień i wynagrodzić mu to cierpienie. I zrobi to, jeśli tylko jej na to pozwoli, będzie starać się z całych sił…
            - Dosyć! - Jednym, zdecydowanym ruchem zamknęła album. - Wiem jak to bardzo boli.
            Nie śmiała podnieść na niego wzroku, kurczowo trzymając w rękach tę nieszczęsną kolekcję zdjęć. W milczeniu wyciągnął z jej uścisku album i odłożył na stolik, ponownie zamykając jej dłonie w klatce upragnionego dotyku swoich rąk.
            Wolno uniosła powieki i spojrzała mu prosto w oczy.
            - Wybacz mi... Tak bardzo cię skrzywdziłam - szepnęła, załamującym się głosem. Znów poczuła dławiący uścisk w gardle i piekące łzy, które właśnie napłynęły do oczu.
            Zamarła, kiedy zsunął się z kanapy, klękając pomiędzy jej kolanami. Jego bliskość sprawiła, że po jej ciele rozpłynęło się błogie ciepło, przeradzające się w dreszcz, kiedy mocniej uścisnął jej ręce, wciąż się w nią wpatrując. Po chwili dotyk swoich dłoni przeniósł na jej twarz, ocierając spływającą łzę. Muśnięciem kciuków zaznaczył zarys jej pełnych ust.
            Pod wpływem upragnionego ciepła zadrżała, przymykając powieki.
            - Nie płacz, już dość łez... - powiedział łagodnie. - Wybaczyłem... Ja wciąż cię kocham Babette, a teraz bardziej niż kiedykolwiek... - dodał po chwili.
            Jego zmysłowy głos zabrzmiał jak piękna muzyka. Gwałtownie otworzyła oczy, tonąc w jego spojrzeniu.
            Zdecydowanym, ale delikatnym ruchem wsunął smukłe palce pomiędzy jej długie włosy, przesuwając po nich tak, jakby chciał węłęóyczesać z nich wszystkie pragnienia, a pełne pożądania spojrzenie zbłądziło na gorące usta, wyczekujące z tęsknotą choćby najdelikatniejszej pieszczoty upragnionych warg. Zbliżali je do siebie, nie mogąc już pozwolić im na dłuższą tęsknotę, a kiedy delikatnie się zetknęły odczuwając swoją miękkość, Babette wyszeptała cicho:
            - Kocham cię... Na zawsze...
            I zatracili poczucie rzeczywistości w tym powrocie do wspomnień, pozwalając swoim wargom znów się w sobie zakochać, a językom posmakować swojej słodyczy, coraz bardziej się w sobie zagłębiając. Wtulili się w swoje ciała z nienasyconym pragnieniem bliskości. Ziemia zatrzymała się nagle i na powrót zaczęła wirować w szalonym tempie. Tak naprawdę to właśnie ten pocałunek był pierwszy i prawdziwy, pełen miłości i pasji, nie był jak tamten nieśmiały, skradziony pewnego zimowego wieczoru na ulicy.
            Drżeli oddychając głośno, dotykali swoich twarzy, na nowo poznając gładkość skóry, a wszystko to w otoczce urzekającej nieśmiałości. I nic już się nie liczyło, nie było zmartwień ani trosk, a ich usta stawały się z każdą minutą coraz śmielsze...


    
          

14 komentarzy:

  1. To taki piękny prezent na święta... wybaczenie :) A na sylwestra będzie jeszcze piękniejszy... bardziej sylwestrowy :D. Tak się cieszę, że doszli do porozumienia, a zarazem jest mi trochę smutno bo to znaczy, ze do końca już bliżej niż dalej. :( Ale ich szczęście jest tego warte. :)
    Chyba każdemu na te święta życzę takiej miłości jak ta :)
    Za to Tobie życzę no... zdrowia bo się zawsze przydaje, ale tez weny, żebyś podzieliła się z nami nie tylko tymi opowiadaniami jakie już masz, ale tez czymś nowym bo mało kto pisze tak piękne. :) Wszystkiego dobrego na święta dla Ciebie i dla Twoich bliskich. I wycałuj psiaka ode mnie :P.
    Buziaki, wesołych świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kolejna część jeszcze w czasie Sylwestra, więc udało mi się niemal idealnie wstrzelić w czas. I niestety, akcja toczy się już z górki nieuchronnie, ale nic nie trwa wiecznie, szkoda, że nie umiem pisać czegoś a'la Moda na Sukces ;)
      Dziękuję za życzenia, może coś jeszcze stworzę, chociaż to, co zaczęłam strasznie opornie idzie.
      Wesołych Świąt ;* Wszyscy wycałowani i wzajemnie!;*

      Usuń
  2. Cudowny odcinek :) idealny na święta :) wiedziałam, że jej wybaczy wiedziałam. Teraz wszystko między nimi musi być dobrze. Czekam na kolejny rozdział. Życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia, miłości, spełniania marzeń i dużo dużo weny ;*
    P.S znowu gdzies się zagubiłam ale powracam
    Buziaki Caroline

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kocha się tak bardzo, człowiek jest w stanie wybaczyć wszystko, oczywiście zależy od charakteru.
      Dziękuję serdecznie, Tobie również Wesołych Świąt, buziak ;*

      Usuń
  3. Jej. Piękny odcinek. Bill wybaczajacy Babette , na to czekałam. Odcinek jak zwykle świetny! Czekam na więcej!
    Wesołych Świąt, rodzinnych, spokojnych ☺
    Pozdrawiam serdecznie attentionth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że ta część zadowoli Cię chociaż odrobinę, bo od początku czekałaś na ich pojednanie.
      Bardzo dziękuję, wzajemnie, Wesołych Świąt ;*

      Usuń
  4. Aaaaa wreszcie sie doczekałam :D bardzo dobrze ze Bill jej wybaczył :) wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość czekała właśnie na to wybaczenie, Wesołych Świąt i pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
  5. Nadrobiłam w końcu! Było warto :) Taki przyjemny odcinek akurat na święta, super :D Jak to dobrze, że Bill i Babette się porozumieli, że on wybaczył i zrozumiał sytuację drugiej strony. Cieszę się również dlatego, że podjął w końcu męska decyzję, dojrzał do tego, by zostawić Patrizię, której swoistym zawieszeniem sprawiał wiecej bólu niż radości, bo choć towarzyszył jej ciałem, to jego myśli krążyły wokół tej jednej jedynej. Trochę szkoda, że podjął tę decyzję w Sylwestra, ale jak mówią- lepiej późno niż wcale.
    Btw. Max praktycznie wypaplał Amy prawdę :P Już sobie wyobrażam, co będzie się działo, kiedy dziewczyna usłyszy prawdę z ust matki... Jej świat legnie w gruzach.
    Kochana! Trochę późno, ale życzę Ci Wesołych Świąt! :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się obawiałam, że przestało Ci się podobać i zniknęłaś na dobre ;(
      Udało mi się trafić fabułą w dobry czas, pojednanie na Nowy Rok, a przecież to już w sobotę, oni wciąż będą w tym czasie w kolejnej części, nieco bardziej frywolnej, ale i pora odpowiednia i czas dla nich najwyższy, bo przecież większość właśnie na to czeka.
      Dla Billa właśnie ta Sylwestrowa noc była takim przełomowym momentem, kiedy bijąc się sam z własnymi myślami, bliski załamania podjął tę decyzję, trochę wariacko, szaleńczo, ale on bywał tu przecież czasem taki skrajny. I mamy już z górki, choć jeszcze kilka części przed nami.
      Ja Tobie również życzę spóźnione Wesołych Świąt i ściskam serdecznie ;*

      Usuń
  6. Fajny rozdział- wszystko rozgrywało się powoli budując napięcie.Powiem Ci ze Twój Bill wydaje się bardziej męski niż jego protoplasta którego możemy oglądać teraz:p.Prosze nie zlinczujcie mnie ale nie wydaje Wam się czytelnicy i Tobie Beatrice że Bill sprzed 6 lat był bardziej męski niż ten obecny? Bill z opowiadania to stuprocentową mężczyzna, jak dla mnie czasami zbyt narwany, czasami nieczuły i egoistyczny a innym razem bardzo emocjonalny ale nadal w tym wszystkim męski:D Lece do kolejnego rozdzialu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że mój Bill jest bardzo męski i nie umywa się nawet do jego pierwowzoru, no i w moimi opowiadaniu jest nieco starszy, wiec miejmy nadzieję, że może za te parę lat także będzie bardziej męski (ach ta nadzieja ;))
      Dziękuję serdecznie za komentarz, a co do tych nadprogramowych to nie przejmuj się, ja sobie pokasuję, jeśli się wkradną. ;)

      Usuń
  7. Nie wiem czemu tyle razy wbiło mój komentarz- ostatnim razem też tak było i kasowalam nadprogramowe to zostały właśnie te pytajniczki heh

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach... obawiam się ze pierwowzór nigdy mu nie dorówna :p

    OdpowiedzUsuń