Część 21.
„Pocałuj mnie
teraz proszę,
i rozpal wszystko to, co w sobie noszę.
Pocałuj mnie teraz tak gorąco,
nie przejmuj się, nie obawiaj się,
i rozpal wszystko to, co w sobie noszę.
Pocałuj mnie teraz tak gorąco,
nie przejmuj się, nie obawiaj się,
że spalisz
mnie…”
De Mono – „Ostatni pocałunek”
Z
okna na najwyższym piętrze kamienicy, nieśmiało wkradał się w czarną otchłań
nocy nikły blask tańczących w kominku płomieni. Kiedy wysiadł z taksówki,
jeszcze przez chwilę stał na chodniku patrząc w górę. Jednak nie była to chwila
zwątpienia, a raczej zadumy z powodu powracających wciąż wspomnień związanych z
tym miejscem, bo właśnie teraz wszystko wróciło jak żywe; jego pierwsza, pełna
nieśmiałości i zażenowania wizyta tutaj, ich pierwszy raz i wszystkie pozostałe
przeżyte z nią, upojne chwile...
Wystarczyło
pokonać tylko kilkadziesiąt stopni schodów, aby znów wrócić do tych
najpiękniejszych wspomnień i nie marnować już ani chwili z kolejnych godzin
życia.
Gdyby wchodził po jednym schodku, trwało by to
zdecydowanie za długo, przemierzył je więc w nieco szybszym tempie pokonując po
dwa i już po chwili stanął u jej drzwi. Zastukał zdecydowanie, nasłuchując
ewentualnych odgłosów mogących dochodzić z mieszkania, jednak stamtąd nie
docierał do jego uszu żaden dźwięk, jakby nikogo wewnątrz nie było. Jednak
przecież widział światło w tym oknie, więc musiała tam być…
Cicha
muzyka sącząca się z głośników nie mogła zagłuszyć dość intensywnego odgłosu
pukania do drzwi, który Babette dość wyraźnie słyszała, jednak w pierwszej
chwili pomyślała, że to jakaś pomyłka, bo nie wierzyła, że tej nocy może mieć jakiegoś
gościa. Była prawie pierwsza godzina Nowego Roku, kto miałby o tej porze ją
odwiedzić, jeśli wszyscy gdzieś się bawili? Pewnie jakiś lokator na rauszu
pomylił piętro.
„A może śpi?”, pomyślał Bill i nie
poddając się tak łatwo, po chwili znów zapukał, jeszcze mocniej i głośniej.
Z
całą pewnością ktoś się pomylił, a może…? Spojrzała w stronę przedpokoju, a
serce niespodziewanie przyspieszyło. To, o czym właśnie pomyślała, było tak
niedorzeczne, że wręcz śmieszne. To się nie powtórzy, nie tym razem, choć
nadzieja zaczynała w niej pulsować tym samym rytmem co przyspieszone tętno.
Wstała kierując swoje kroki w stronę drzwi, a z każdym, serce łomotało w niej
jeszcze bardziej. W wizjerze dostrzegła tylko ciemność, no tak… Na korytarzu
spaliła się żarówka i znów usłyszała pukanie. Jeśli nie otworzy, nie przekona
się, więc trzeba to sprawdzić. Albo doszczętnie pogrzebie wszelką nadzieję,
albo…
Tym
razem do jego uszu dobiegł szmer i odgłos otwieranego zamka. Odetchnął z ulgą
nim drzwi się otworzyły, musiała przecież być w domu, z pewnością nie był to
nikt inny.
Kiedy
tylko uchyliła je na tyle, żeby zobaczyć kto za nimi stoi zamarła. Nie wierzyła
w to, co widzą jej oczy, może to jedynie jakieś wizje, jej omamy, po prostu
tylko o tym marzy, a jej marzenie jest tak wielkie, że aż realne? Czy to
możliwe? Czy to naprawdę on? Przełknęła ślinę, zupełnie nie wiedząc co
powiedzieć i zrobić… A jeżeli oszalała? Jednak jeśli tu jest, jeśli wyszedł z
tego wielkiego, drogiego balu i przyjechał do niej, czy to oznacza, że jej
wybaczył…?
Przez
chwilę patrzył na nią w milczeniu. Była taka bezbronna, smutna i przytłoczona
wydarzeniami ostatnich dni. Stała teraz tu przed nim cicha i zgaszona. Spuściła
niepewnie wzrok, a długie, czarne rzęsy przykrywały piękne, załzawione oczy.
Nie czuł już żalu, bólu, ani goryczy. Wystarczyło tylko, że na nią spojrzał, a
jedynym uczuciem jakie teraz rozpalało jego zmysły była wciąż wielka miłość,
ogromna, nieujarzmiona, niezniszczalna... Taka, której płomienia nie potrafił
ugasić czas, ani żadne inne pokusy.
Popatrzyła
na niego wciąż stojąc nieruchomo, zdziwiona i oszołomiona jego widokiem,
zupełnie tak samo jak przed laty, ale teraz, z każdą minutą zaczynało rosnąć w
niej szczęście. A jednak marzenia się spełniają… Otworzyła szeroko drzwi, nie
mówiąc nawet jednego słowa, ale on w tej chwili nie potrzebował żadnych słów.
Wystarczyło mu tylko to najcudowniejsze spojrzenie, za którym tęsknił całe
wieki, aby wiedzieć co czuje. Jej skąpane we łzach oczy zabłyszczały radością.
Cofnęła się nieco, aby pozwolić mu wejść, jednak on wciąż bez słowa tkwił za
drzwiami, bezustannie się w nią wpatrując. W końcu ruszył przed siebie.
Po
ponad szesnastu latach znów przekroczył próg tego domu, zamykając za sobą drzwi
przeszłości.
-
Przyjechałem, bo... Właściwie, to chciałem osobiście złożyć ci noworoczne
życzenia... - zaczął nieskładnie i sam siebie za to zganił w myślach, bo
przecież nie to było powodem jego tutaj wizyty.
Jej
uśmiech, choć bardzo radosny, jednak zabarwiony był nutą goryczy. Nie wiedział,
czy wyrazem szczęścia czy smutku była łza, która wymknęła się spod powieki i którą
teraz Babette ukradkiem otarła wierzchem dłoni.
-
Wejdź...
Swoje
zaproszenie poparła gestem, a kiedy ruszył w stronę dawnego salonu z kominkiem
- teraz jej pokoju - dodała:
-
Przepraszam za to rozścielane łóżko, ale nie spodziewałam się nikogo...
Cholera,
wszystko działo się jak zwykle… Skoro marzyła, mogła też pomyśleć o jakiejś oprawie
tych swoich marzeń, przecież w jej przypadku nigdy nie było wiadome, kiedy one
się spełnią. Znowu proza życia zakradła się z całą swoją bezczelnością i z
buciorami w jej rzeczywistość. Nie dość, że przed jego oczami jawił się teraz
obraz kanapy z rozgrzebaną pościelą, to jeszcze ona nieumalowana, na dodatek w
rewelacyjnej, wieczorowej kreacji - malinowym dresie. Idealny strój, jak na
taką okazję.
-
Nie szkodzi – odparł, bo dla niego były to nieistotne szczegóły. Liczyła się
tylko jej obecność i to miejsce, którego widok właśnie zapętlił obręcz
wzruszenia na jego szyi.
Stanął
w drzwiach, z rozrzewnieniem zatrzymując wzrok na kominku, w którym teraz
pomarańczowo-żółte płomyki wesoło przeskakiwały ze szczap, na grubsze kawałki
drewna. Postawił butelkę z trunkiem na stoliku i podszedł do miejsca, z którym
związane były jego najpiękniejsze wspomnienia.
Ten
kominek… Znów miał go przed oczyma i sam się teraz zdziwił, że zachował go w
pamięci niemal ze wszystkimi szczegółami. Wzdychając cicho, przesunął dłonią po
jego bocznych rzeźbieniach, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Wiele się zmieniło,
inne meble, inny wystrój… Ale te same ściany, choć odświeżone, wciąż pamiętały
ich pierwsze uniesienia. Jedynie tylko widok za oknem się nie zmienił… Ta sama
ulica i dom po jej drugiej stronie, gdzie pewnej letniej nocy siedział na
schodkach u jego wejścia, czekając na nią.
Uśmiechnął
się do tych wspomnień. Miał wtedy zaledwie siedemnaście lat, a już kochał tak
mocno. Czy innym ludziom w ogóle się coś takiego zdarza…?
-
Trochę tu zmieniłaś… - powiedział, nie potrafiąc ukryć wzruszenia i znów omiatając
wzrokiem pomieszczenie, delikatnie się uśmiechnął.
Babette
wciąż stała w wejściu do pokoju, jakby nadal nie docierał do jej umysłu ten
namacalny wzrokiem dowód, że jej marzenie właśnie się spełniło. Przecież on tu
był, stał tak blisko, mogła bezkarnie mu się przyglądać i sycić każdy zmysł tym
widokiem.
-
Jak wróciłam, zrobiłam mały remont, kupiłam nowe meble… Teraz to jest mój
pokój, a tamten jest Amy… - odpowiedziała cicho.
-
A właśnie, kiedy oni wracają z tych gór? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
-
Pojutrze, gdyby nie szkoła pewnie pobyliby tam dłużej – odpowiedziała, starając
się ukryć zdenerwowanie. – Może zrobić ci coś do picia, a może jesteś głodny? –
zapytała usilnie starając się ukryć zakłopotanie, bo choć szczęście i radość
wypełniały teraz każdą komórkę jej ciała, to odczuwała jakąś nieznaną jej
dotąd, dziwną tremę. Przez chwilę zastanawiała się nad tym skąd właściwie do
niej przyjechał, czy urwał się z tego ekskluzywnego balu, czy wcale tam nie
poszedł? Jednak czy to w ogóle było istotne...? Najważniejsze, że tu był, a
jeśli był to przecież na pewno wybaczył… Zapyta go o to z pewnością, może za
godzinę, a może za chwilę, jeśli tylko rozmowa dosięgnie odpowiednich sfer.
-
Nie, dziękuję… Chociaż, napiłbym się kawy – poprosił, zupełnie zapominając, że
mieli przecież wypić szampana.
-
Zaraz zaparzę – odparła z radością, ochoczo kierując się do kuchni. Czuła, jak
wstępuje w nią nowe życie. Uśmiechała się sama do siebie, wsypując do ekspresu
porcję ziaren na dwie kawy. „Czy to
naprawdę nie jest sen?”, pytała samą siebie w myślach. Drżały jej dłonie,
kiedy podnosiła z blatu szafki tacę z filiżankami, ale kiedy zadźwięczały, odstawiła
ją z powrotem.
-
Uspokój się, tylko spokojnie… – Próbowała cichutko dodać sobie otuchy i
uspokoić chociaż nerwy w dłoniach, którymi teraz pomasowała sobie rozpalone
skronie. Wracając do pokoju usłyszała, że wyłączył telewizor, a cicha muzyka
popłynęła tym razem z odtwarzacza.
-
Proszę – powiedziała zestawiając naczynia na stolik. Usiedli na wprost, w
milczeniu wsypując do filiżanek cukier. Onieśmieleni spoglądali na siebie,
ostrożnie i uważnie, starając się, aby druga osoba tego nie spostrzegła. Sami
przed swoimi sumieniami przyznawali, że ich postępowanie jest głupie i
dziecinne, ale póki co, żadne z nich nie potrafiło pokonać tej wciąż dzielącej
ich bariery niepewności. W końcu po dłuższej chwili milczenia, odezwał się
Bill;
-
Nie powiedziałaś jej jeszcze, prawda...? - Bardziej stwierdził, niż zapytał.
Dreszcz
obawy zawładnął jej ciałem, ale przecież nie skłamie mu, że uświadomiła o tym
córkę i wszystko sobie wyjaśniły, nie wiedziała przecież jak zareaguje na to
Amy, a gdyby teraz powiedziała mu, że tę rozmowę mają już za sobą, z pewnością
zechciałby znać jej przebieg, a poza tym poprzysięgła sobie, że jeśli jej
wybaczy, nigdy więcej nawet w najmniejszej drobnostce go nie oszuka i niczego
nie zatai. Patrzył na nią ze spokojem, nie ponaglając ani słowem, ani gestem i
choć bardzo się bała, powiedziała mu prawdę.
-
Nie, jeszcze... Nie chciałam przed Sylwestrem... - Podniosła oczy i napotykając
jego spojrzenie szukała w nim zrozumienia. - Ale powiem, jak tylko wróci -
dodała szybko, jakby obawiając się jego reakcji. Chciała zabić w sobie tę
niepewność i strach, choć przecież nie zrobiła niczego złego, nie chciała po
prostu tak poważniej rozmowy przeprowadzać tuż przed wyjazdem córki, skoro tyle
lat to wszystko czekało, te dwa, trzy dni już nie miało najmniejszego
znaczenia. Miała nadzieję, że on to zrozumie, jednak mimo tej rozgrzewającej
jej serce iskry i jego tu obecności, wciąż obawiała się, że nigdy nie odzyska
go w taki sposób, w jaki teraz pragnęła. Już nie ważne dla niej były poniesione
w tej walce ofiary. Liczył się tylko on, jej wieczna miłość, człowiek którego
zraniła i oszukała. Pragnęła jego wybaczenia i tego, aby z nią został, aby to o
czym marzyła i śniła przez wszystkie noce, wreszcie stało się jawą.
-
Rozumiem... – odpowiedział po dłuższej chwili dodając; - Opowiedz mi o niej,
jaka jest?
Babette
odetchnęła z ulgą, a jej spojrzenie rozbłysło radością.
-
Jest cudowna, bo nasza...
Popatrzył
na nią uśmiechając się. To było oczywiste, nie mogło być na świecie
wspanialszego dziecka niż ich wspólne.
-
Może to głupio zabrzmi, bo każda matka przecież uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze,
ale ona jest naprawdę śliczna i...
-
Bo podobna do ciebie... - przerwał jej wpół słowa. Znad filiżanki kawy, którą
właśnie przyłożył do ust, widziała tylko spojrzenie najpiękniejszych na świecie
oczu, a ono wyrażało tak wiele. Kolejny raz przeszył jej ciało znajomy dreszcz,
jedno z najcudowniejszych uczuć pragnienia bliskości ukochanej osoby. Dla tej
choćby chwili, warto było cierpieć tyle lat, dla tego zwróconego ku niej,
cudownego i pełnego uwielbienia wzroku.
-
Możliwe, ale oczy na pewno ma twoje, wiedziałam to już w chwili kiedy po raz
pierwszy na nią spojrzałam i dzięki nim właśnie jest piękna… - odparła z
nostalgią w głosie.
-
Oczy może i tak, ale jest tak bardzo podobna do ciebie, że kiedy zobaczyłem ją
po raz pierwszy na próbie Maxa, od razu wiedziałem, że to nie może być żaden
zbieg okoliczności, czułem, że to twoja córka. Miałem wrażenie, że cofnąłem się
w czasie, albo zwariowałem...
Pokiwała
głową uśmiechając się, lecz jego słowa samoistnie nasunęły jej na myśl jedno
pytanie:
-
Skoro wiedziałeś, że to moja córka, to czemu chciałeś zobaczyć jej zdjęcie?
-
Nie miałem pewności, to było jedynie moje przypuszczenie, gdybym zobaczył ją na
zdjęciu, dopiero wówczas bym ją miał w stu procentach - odparł, aby dodać po
chwili: - Ale potem utwierdził mnie w tym Max, mówiąc, że zna naszą historię...
-
Max? - Babette spojrzała na niego zdziwiona, bo dopiero po chwili dotarło do
niej znaczenie jego słów. - A to papla jedna, wszystko mu opowiedziała...
-
Nie dziw się, kochają się, póki co nie mają przed sobą tajemnic - uśmiechnął
się Bill z nutką żalu i ironii, jakby chciał znów w podtekstach wypomnieć jej
to, że najważniejszą rzecz zataiła przed nim na wiele lat. Nie zwróciła jednak
na to uwagi, bo jej myśli były teraz pochłonięte czymś zupełnie innym.
-
Jesteś z nim w dobrych stosunkach, skoro mówi ci takie rzeczy - zauważyła,
badawczo przyglądając się Billowi.
-
Owszem, jesteśmy. Właściwie jest bardziej moim przyjacielem, niż pasierbem -
wyjaśnił jej.
Utkwiła
w nim swoje zdziwione spojrzenie, a słowa które wypowiedział zupełnie ją
rozkojarzyły. „Kim jest dla niego?
Pasierbem...?” , zadała sobie w myślach pytanie.
-
Słucham? - zapytała z niedowierzaniem, nie przestając się w niego wpatrywać. -
Jak to pasierbem?
-
Dokładnie tak, wychowywałem go od wczesnego dzieciństwa - odparł, lecz po
chwili dodał: - To ty nie wiesz? Amy ci nie powiedziała?
Babette
poczuła się teraz głupio, bo Amy o niczym takim nie mówiła, ale… Zaraz, zaraz,
przecież kiedyś, w rozmowie wspomniała jej, że Bill jest opiekunem Maxa, ale
ona wówczas w ogóle nie pomyślała, że w takim sensie.
-
Mówiła, że jesteś jego opiekunem, ale myślałam, że chodzi o zespół... Tylko, że
ja dalej czegoś nie rozumiem... To znaczy, że Max jest...
-
Tak, jest synem Patrizii - przerwał jej Bill. - Właśnie o tym chciałem ci
kiedyś powiedzieć, ale nie dałaś mi dojść do słowa.
-
O cholera... - jęknęła. No tak, doskonale pamiętała tę rozmowę w biurze, kiedy
mówił, że wszystko poukłada a ona myślała, że chce zostawić własne dziecko. I
sama nie wiedziała, dlaczego wówczas sądziła, że jest jeszcze dość małe.
Tymczasem był to dorosły chłopak, nie jego biologiczny syn, w dodatku partner
jej córki i syn największej rywalki. I to oznaczało, że jedynym jego
biologicznym dzieckiem jest właśnie Amy… Westchnęła ciężko.
-
Nie ma co... Lepiej nie mogło się to wszystko poplątać...
-
No niestety, nie mieliśmy na to wpływu. Oni pierwsi odnaleźli siebie, niż my...
- odparł cicho, zmieniając wyraz twarzy i znów nasycając spojrzenie nutą
uwielbienia. W obliczu tych wieści, wszystko o czym myślała tego wieczoru,
wydało jej się teraz mało istotne. Cieszyła ją jego obecność, ale myśli miała
zaprzątnięte tą całą, niecodzienną sytuacją.
-
A Patrizia? Czy ona wie, z kim spotyka się jej syn? - zapytała.
-
Tak, wie. Powiedziałem jej wszystko, zresztą Maxowi też - spokojnie odparł
Bill.
-
Co? Powiedziałeś o wszystkim Maxowi!? - Niemal krzyknęła Babette, nerwowo
unosząc się, jakby chciała wstać, lecz po chwili znowu usiadła.
-
Spokojnie, nie denerwuj się - uśmiechnął się ciepło, ujmując jej dłoń. - Max
jej nic nie powie, on wie, że to twoja rola.
Jednak
to zapewnienie nie uspokoiło jej.
-
Ale po co mu powiedziałeś? Bill... On może niechcący się wygadać... - jęknęła.
Widział,
jak bardzo się zdenerwowała. Chyba niepotrzebnie jej o tym napomknął, będzie
się niepokoić, że ta wiadomość nie wypłynie od niej i jeszcze gorzej namiesza
się w ich życiu, ale Maxa był pewien, chłopak był całkowicie lojalny i będzie
milczał w tym temacie jak zaklęty.
Mocniej
ścisnął jej rękę, jakby tym gestem chciał ją jakoś uspokoić. Siedział na fotelu,
na wprost niej, ta bliskość pozwalała na swobodę dotyku dłoni, lecz on i tak
czuł, że jest zbyt daleko, dlatego też wraz z fotelem przysunął się jeszcze
bliżej.
-
On nic nie powie, zaufaj mi, znam go. Gdyby było inaczej, nigdy bym mu o tym
nie powiedział - przekonywał, zaglądając jej w oczy. Jego aksamitny głos i
ciepłe spojrzenie było dla niej jak cudowne lekarstwo, niepokój ustąpił, a jego
miejsce po woli zajmowała ufność. Westchnęła cicho, przywołując na twarzy
delikatny uśmiech.
-
Mam nadzieję, że się nie mylisz... - odparła cicho, wciąż czując na dłoniach
jego subtelny dotyk. Milczeli przez chwilę, poddając się temu doznaniu.
-
Boję się jej reakcji - powiedziała cicho Babette, podnosząc na niego pełen
obawy wzrok.
-
Ja też się boję... Ale będzie dobrze, musimy w to wierzyć - Czule pogładził ją
po ręku, dodając: - Pokażesz mi jakieś jej zdjęcia z dzieciństwa?
-
Oczywiście - odparła z radością, jednak niechętnie wysuwając dłoń z jego
uścisku. Podeszła do komody w zamiarze wyjęcia z niej albumów. Odprowadził ją
wzrokiem, czując jak jego wnętrze drży ze szczęścia. Spełniało się jego wielkie
marzenie, był tu z nią i mimo niefortunnego początku, mógł zaliczyć to
powitanie Nowego Roku do najpiękniejszych ze wszystkich dotychczasowych. Było
jednocześnie jakby początkiem nowego życia, ich wspólnego, nowego życia… Wiedział,
że prędko stąd nie wyjdzie i na samą myśl o tym co najprawdopodobniej się
wydarzy tej nocy, przyjemna słodycz podniecenia zawładnęła nim całym.
Kiedy
wracał spojrzeniem na kanapę, gdzie już z albumami usiadła Babette, zauważył
swoje stare zdjęcie oparte o nocną lampkę. Mimowolnie się uśmiechnął. Teraz był
jeszcze pewniejszy jej uczuć, w końcu nie stawia się zdjęcia kogoś, kto jest
jedynie przeszłością przy swoim łóżku. Zaczynał w pełni odczuwać co to znaczy
szczęście, chociaż już kiedyś zaznał tego uczucia, on tylko nie pamiętał jak
ono smakuje. Miał teraz okazję przypomnieć sobie wszystko w najmniejszych
detalach...
-
Usiądź obok, bo nie będę ci mogła objaśniać zdjęć, które będziesz oglądał -
Babette poklepała dłonią granatową satynę, na której siedziała.
-
Chociaż... - zastanowiła się, kiedy już usiadł obok niej. - Może złożę tę
kanapę, będzie nam wygodniej oglądać - uśmiechnęła się.
-
Nie, nie ma potrzeby, tak też jest wygodnie - powstrzymał ją, niemal w tej
samej chwili napotykając jej wzrok. Wiedzieli, instynktownie czuli, że ich
myśli wzlatują w tym samym kierunku. Przecież tak bardzo tego pragnęli, a
jednocześnie tak bardzo się tego bali i właśnie teraz ogarnęło ich niewinne
zażenowanie. W tym samym momencie opuścili wzrok na trzymany w jej dłoniach
album.
Babette
czuła, jak jej serce szaleje. Teraz było jeszcze bardziej rozedrgane z powodu
jego bliskości. Przez spodnie swojego dresu, czuła ciepło bijące od jego uda i
pospiesznie, jakby w obawie przed nieopatrznym gestem zaczęła pokazywać mu
pierwsze zdjęcia.
-
Tu Amy zaraz po urodzeniu - Wskazała palcem na fotografię.
-
Jaka była śliczna, zupełnie nie wygląda jak noworodek - powiedział, nieznacznie
pochylając się nad albumem. Kątem oka spostrzegła, jak z ramienia ześlizgują mu
się włosy. Miał na sobie stalową marynarkę z połyskliwego materiału i choć
usilnie starała się to odgadnąć, nie wiedziała z jakiej tkaniny może być
uszyta. Jedyną rzeczą jakiej była pewna, to ta, że musiała kosztować majątek i,
że wyglądał w tym stroju wspaniale. Choć wcześniej myślała, że wolałaby spędzić
Sylwestra tylko z nim, w jakimś ustronnym, zacisznym miejscu, to jednak jego
wygląd przyprawił ją o smutek, że nie mogła stanąć u jego boku na jakimś
wspaniałym balu.
W
jej zmysły wdarł się zapach eleganckich, męskich perfum. We wszystkim był tak
perfekcyjny i tak dopracowany, w niczym nie przypominał już tego chłopca,
którego pokochała, ale teraz kochała całym serem cudownego, idealnego mężczyznę
jakim był.
-
A tu ile Amy miała lat? - zapytał Bill.
-
Tu? - upewniła się Babette - Dwa latka, to było w ogrodzie przed domem, który
wynajmowaliśmy. A tu z Julią. To była jej pierwsza wizyta u mnie - dodała
przewracając stronę, a wtedy ich oczom ukazały się inne zdjęcia, które
przypomniały ze zdwojoną siłą o trudnej przeszłości. Ta przeszłość bolała
szczególnie jego. Na widok Martina tulącego w ramionach jego małą córeczkę,
poczuł ukłucie w sercu. Ta jedna chwila namalowała smutek na jego dotąd
radosnej twarzy. Dlaczego nie dane było mu przeżyć takiego szczęścia, radosnego
czasu dorastania jego dziecka? Czemu kobieta, którą kochał odebrała mu te
cudowne chwile? Rozumiał ją, wytłumaczył przecież przed samym sobą, a jednak to
wszystko wciąż tak bardzo bolało.
Zauważyła
jak bardzo to właśnie zdjęcie go poruszyło. Pomyślała teraz, że właściwie
powinna była wyjąć z albumu fotografie z Martinem, tylko kiedy miała to zrobić?
Przecież nie mogła przewidzieć, że będzie mu je pokazywać właśnie dzisiaj.
-
Często Julia do ciebie przyjeżdżała? - zapytał, chcąc jak najszybciej wymazać z
myśli to, co zobaczył, a Babette natychmiast przewróciła kartkę.
-
Nie, raz do roku, czasem co drugi rok... - odpowiedziała zdawkowo, bo właśnie
próbowała sobie przypomnieć, czy na kolejnej stronie znów nie natrafią na
zdjęcie z Martinem. Wprawdzie z reguły to właśnie on zawsze robił im zdjęcia,
ale czasem też zostawał na nich uwieczniany.
-
Ślicznie tu wyszłaś... - usłyszała cichy zachwyt Billa, nad jedną ze swoich
fotek. - Właśnie taką cię zapamiętałem, z rozpuszczonymi włosami, lekko
rozwianymi przez ciepły wiatr...
Powiedział
to w taki sposób, że na całym ciele poczuła przyjemny dreszcz. Będąc jeszcze za
oceanem, nie było dnia, żeby nie marzyła o takiej chwili, kiedy tęskniła
wpatrując się w jego uwiecznioną na fotografii twarz. Poczuła tę samą tęsknotę,
zupełnie tak jakby dotykała jego zdjęcia, lecz tym razem miała go przed sobą.
On tu był, z krwi i kości, wystarczyło tylko wyciągnąć rękę... Z uwielbieniem
patrzyła na jego profil, na lśniące włosy opadające z ramion, kiedy pochylał
się nad albumem. Jej wielka miłość i jedyne pragnienie... Znów wracała w inne
odczucia, pozwalając się prowadzić swoim zmysłom.
-
A tutaj Amy bardzo płakała, bo przewróciła się na rowerze - zmieniła temat,
pokazując kolejną fotografię z niespełna sześcioletnią dziewczynką. Bała się
samej siebie, miała wrażenie, że za chwilę nie zapanuje nad sobą. Pożar jaki
czuła w swoim wnętrzu, rozprzestrzeniał się niebezpiecznie szybko i mógł go
ugasić tylko jego dotyk...
Niestety
przyszła kolejna przykra chwila. Przewrócona kartka znów ukazała ich oczom
wesołą dziewczynkę, niesioną na ramionach przez szczęśliwego ojca. To co, że w
rzeczywistości nim nie był, skoro otrzymał w darze od losu wszystko to, co się
ojcu należy? To on, ten człowiek ze zdjęcia podstępnie mu to wszystko odebrał.
On wtedy wiedział, że jeśli nie zaakceptuje tego dziecka ona po prostu
odejdzie, był tego w pełni świadomy i w ten właśnie sposób zatrzymał ją przy
sobie na wiele lat.
Najpierw
wezbrała w nim wściekłość i żal, całą winą za to co się stało obarczył teraz
Martina, bo Babette już dawno była rozgrzeszona. Zdenerwowanie jednak bardzo
mocno dawało mu się we znaki, a bezradność i niemoc wkradła się we wszystkie
jego myśli. Może gdyby był to zupełnie inny mężczyzna, nie podchodziłby do tego
aż tak emocjonalnie. Ale ten... Zacisnął zęby.
Zauważyła,
jak bardzo jest dla niego bolesny ten widok. Rozumiała to, a przynajmniej
starała się zrozumieć, bo nie była przecież mężczyzną, ale z jego twarzy mogła
wyczytać jak z otwartej księgi wszystkie uczucia. Teraz w pełni do niej
dotarło, jak bardzo go skrzywdziła i ogromny żal wypełnił jej serce. Nie mogła
cofnąć czasu, ani zmienić przeszłości, ale mogła mieć wpływ na każdy kolejny
dzień i wynagrodzić mu to cierpienie. I zrobi to, jeśli tylko jej na to
pozwoli, będzie starać się z całych sił…
-
Dosyć! - Jednym, zdecydowanym ruchem zamknęła album. - Wiem jak to bardzo boli.
Nie
śmiała podnieść na niego wzroku, kurczowo trzymając w rękach tę nieszczęsną
kolekcję zdjęć. W milczeniu wyciągnął z jej uścisku album i odłożył na stolik,
ponownie zamykając jej dłonie w klatce upragnionego dotyku swoich rąk.
Wolno
uniosła powieki i spojrzała mu prosto w oczy.
-
Wybacz mi... Tak bardzo cię skrzywdziłam - szepnęła, załamującym się głosem. Znów
poczuła dławiący uścisk w gardle i piekące łzy, które właśnie napłynęły do
oczu.
Zamarła,
kiedy zsunął się z kanapy, klękając pomiędzy jej kolanami. Jego bliskość
sprawiła, że po jej ciele rozpłynęło się błogie ciepło, przeradzające się w
dreszcz, kiedy mocniej uścisnął jej ręce, wciąż się w nią wpatrując. Po chwili
dotyk swoich dłoni przeniósł na jej twarz, ocierając spływającą łzę. Muśnięciem
kciuków zaznaczył zarys jej pełnych ust.
Pod
wpływem upragnionego ciepła zadrżała, przymykając powieki.
-
Nie płacz, już dość łez... - powiedział łagodnie. - Wybaczyłem... Ja wciąż cię
kocham Babette, a teraz bardziej niż kiedykolwiek... - dodał po chwili.
Jego
zmysłowy głos zabrzmiał jak piękna muzyka. Gwałtownie otworzyła oczy, tonąc w
jego spojrzeniu.
Zdecydowanym,
ale delikatnym ruchem wsunął smukłe palce pomiędzy jej długie włosy,
przesuwając po nich tak, jakby chciał w yczesać
z nich wszystkie pragnienia, a pełne pożądania spojrzenie zbłądziło na gorące
usta, wyczekujące z tęsknotą choćby najdelikatniejszej pieszczoty upragnionych
warg. Zbliżali je do siebie, nie mogąc już pozwolić im na dłuższą tęsknotę, a
kiedy delikatnie się zetknęły odczuwając swoją miękkość, Babette wyszeptała
cicho:
-
Kocham cię... Na zawsze...
I
zatracili poczucie rzeczywistości w tym powrocie do wspomnień, pozwalając swoim
wargom znów się w sobie zakochać, a językom posmakować swojej słodyczy, coraz
bardziej się w sobie zagłębiając. Wtulili się w swoje ciała z nienasyconym
pragnieniem bliskości. Ziemia zatrzymała się nagle i na powrót zaczęła wirować
w szalonym tempie. Tak naprawdę to właśnie ten pocałunek był pierwszy i
prawdziwy, pełen miłości i pasji, nie był jak tamten nieśmiały, skradziony
pewnego zimowego wieczoru na ulicy.
Drżeli
oddychając głośno, dotykali swoich twarzy, na nowo poznając gładkość skóry, a
wszystko to w otoczce urzekającej nieśmiałości. I nic już się nie liczyło, nie
było zmartwień ani trosk, a ich usta stawały się z każdą minutą coraz śmielsze...
To taki piękny prezent na święta... wybaczenie :) A na sylwestra będzie jeszcze piękniejszy... bardziej sylwestrowy :D. Tak się cieszę, że doszli do porozumienia, a zarazem jest mi trochę smutno bo to znaczy, ze do końca już bliżej niż dalej. :( Ale ich szczęście jest tego warte. :)
OdpowiedzUsuńChyba każdemu na te święta życzę takiej miłości jak ta :)
Za to Tobie życzę no... zdrowia bo się zawsze przydaje, ale tez weny, żebyś podzieliła się z nami nie tylko tymi opowiadaniami jakie już masz, ale tez czymś nowym bo mało kto pisze tak piękne. :) Wszystkiego dobrego na święta dla Ciebie i dla Twoich bliskich. I wycałuj psiaka ode mnie :P.
Buziaki, wesołych świąt! :*
Tak, kolejna część jeszcze w czasie Sylwestra, więc udało mi się niemal idealnie wstrzelić w czas. I niestety, akcja toczy się już z górki nieuchronnie, ale nic nie trwa wiecznie, szkoda, że nie umiem pisać czegoś a'la Moda na Sukces ;)
UsuńDziękuję za życzenia, może coś jeszcze stworzę, chociaż to, co zaczęłam strasznie opornie idzie.
Wesołych Świąt ;* Wszyscy wycałowani i wzajemnie!;*
Cudowny odcinek :) idealny na święta :) wiedziałam, że jej wybaczy wiedziałam. Teraz wszystko między nimi musi być dobrze. Czekam na kolejny rozdział. Życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia, miłości, spełniania marzeń i dużo dużo weny ;*
OdpowiedzUsuńP.S znowu gdzies się zagubiłam ale powracam
Buziaki Caroline
Jeśli kocha się tak bardzo, człowiek jest w stanie wybaczyć wszystko, oczywiście zależy od charakteru.
UsuńDziękuję serdecznie, Tobie również Wesołych Świąt, buziak ;*
Jej. Piękny odcinek. Bill wybaczajacy Babette , na to czekałam. Odcinek jak zwykle świetny! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, rodzinnych, spokojnych ☺
Pozdrawiam serdecznie attentionth
Tak właśnie myślałam, że ta część zadowoli Cię chociaż odrobinę, bo od początku czekałaś na ich pojednanie.
UsuńBardzo dziękuję, wzajemnie, Wesołych Świąt ;*
Aaaaa wreszcie sie doczekałam :D bardzo dobrze ze Bill jej wybaczył :) wesołych świąt :)
OdpowiedzUsuńChyba większość czekała właśnie na to wybaczenie, Wesołych Świąt i pozdrawiam serdecznie ;*
UsuńNadrobiłam w końcu! Było warto :) Taki przyjemny odcinek akurat na święta, super :D Jak to dobrze, że Bill i Babette się porozumieli, że on wybaczył i zrozumiał sytuację drugiej strony. Cieszę się również dlatego, że podjął w końcu męska decyzję, dojrzał do tego, by zostawić Patrizię, której swoistym zawieszeniem sprawiał wiecej bólu niż radości, bo choć towarzyszył jej ciałem, to jego myśli krążyły wokół tej jednej jedynej. Trochę szkoda, że podjął tę decyzję w Sylwestra, ale jak mówią- lepiej późno niż wcale.
OdpowiedzUsuńBtw. Max praktycznie wypaplał Amy prawdę :P Już sobie wyobrażam, co będzie się działo, kiedy dziewczyna usłyszy prawdę z ust matki... Jej świat legnie w gruzach.
Kochana! Trochę późno, ale życzę Ci Wesołych Świąt! :*
Buziaki :*
Już się obawiałam, że przestało Ci się podobać i zniknęłaś na dobre ;(
UsuńUdało mi się trafić fabułą w dobry czas, pojednanie na Nowy Rok, a przecież to już w sobotę, oni wciąż będą w tym czasie w kolejnej części, nieco bardziej frywolnej, ale i pora odpowiednia i czas dla nich najwyższy, bo przecież większość właśnie na to czeka.
Dla Billa właśnie ta Sylwestrowa noc była takim przełomowym momentem, kiedy bijąc się sam z własnymi myślami, bliski załamania podjął tę decyzję, trochę wariacko, szaleńczo, ale on bywał tu przecież czasem taki skrajny. I mamy już z górki, choć jeszcze kilka części przed nami.
Ja Tobie również życzę spóźnione Wesołych Świąt i ściskam serdecznie ;*
Fajny rozdział- wszystko rozgrywało się powoli budując napięcie.Powiem Ci ze Twój Bill wydaje się bardziej męski niż jego protoplasta którego możemy oglądać teraz:p.Prosze nie zlinczujcie mnie ale nie wydaje Wam się czytelnicy i Tobie Beatrice że Bill sprzed 6 lat był bardziej męski niż ten obecny? Bill z opowiadania to stuprocentową mężczyzna, jak dla mnie czasami zbyt narwany, czasami nieczuły i egoistyczny a innym razem bardzo emocjonalny ale nadal w tym wszystkim męski:D Lece do kolejnego rozdzialu:)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że mój Bill jest bardzo męski i nie umywa się nawet do jego pierwowzoru, no i w moimi opowiadaniu jest nieco starszy, wiec miejmy nadzieję, że może za te parę lat także będzie bardziej męski (ach ta nadzieja ;))
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz, a co do tych nadprogramowych to nie przejmuj się, ja sobie pokasuję, jeśli się wkradną. ;)
Nie wiem czemu tyle razy wbiło mój komentarz- ostatnim razem też tak było i kasowalam nadprogramowe to zostały właśnie te pytajniczki heh
OdpowiedzUsuńAch... obawiam się ze pierwowzór nigdy mu nie dorówna :p
OdpowiedzUsuń