piątek, 9 grudnia 2016

Część 19.



Część 19.


„Powiedz ile jeszcze spadnie gwiazd,
zanim odgadniemy noc…
Ile serc uniesie stary świat,
zanim się obróci w proch.
Powiedz jakich trzeba użyć słów,
by powstrzymać ludzkie łzy.
Ile jeszcze trzeba odkryć prawd,
by prawdziwie zacząć żyć…”
Varius Manx – „Zamigotał świat”



           


            - Nareszcie... - westchnął Max, zamykając drzwi za ostatnim gościem. Świtało. Amy była trochę zmęczona, ale postanowiła zrobić jako taki porządek. Razem z chłopakiem szybko zanieśli brudne naczynia do kuchni, wstawiając je do zmywarki. Uporządkowali nieco pokój Babette w którym odbywała się impreza i Amy rozścieliła sobie łóżko.
            - Może być - powiedziała, ogarniając wzrokiem pomieszczenie. - Odkurzę jak się wyśpię, mam nadzieję, że wstanę zanim mama wróci z pracy - Uśmiechnęła się do chłopaka.
            Zapadła krępująca cisza, która wdzierała się w ich myśli jednakowej treści. Chcieli tego samego, jednak każde z nich ubogie w doświadczenia, nie potrafiło ubrać swoich pragnień w odpowiednie słowa, zachowując się tak nieporadnie.
            - Pomóc ci w czymś jeszcze? - Nieśmiało przerwał milczenie Max.
            - Nie, dziękuję, może zostać tak jak jest - odparła Amy, natychmiast gryząc się w język. I co najlepszego zrobiła? Wiedziała, że za chwilę odejdzie, a przecież marzyła tylko o tym, aby go zatrzymać. Nie chciała jednak powiedzieć tego wprost. Jak w takim razie skłonić go do pozostania...?
            - Chyba już pójdę... - powiedział chłopak spuszczając głowę i odwracając się w stronę przedpokoju. Amy z przestrachu zabiło mocniej serce, ale ruszyła za nim. Wyczuwała, że wcale nie chce już iść do domu, że woli z nią zostać, jednak on chyba też nie potrafił powiedzieć o tym wprost.
            Już sięgał po kurtkę, gdy nagle zawahał się i odwracając w jej stronę powiedział nieśmiało;
            - Zanim wyjdę, chcę cię o coś spytać... – Zawahał się. - ...bo jeśli tego nie zrobię, nie będę wiedział co byś mogła mi odpowiedzieć i wtedy bym pozostał w nieświadomości, żałując, że nie zapytałem...
            Spojrzała na niego ze zdumieniem, unosząc brew. Roześmiał się, widząc jej minę.
            - Wiem, zamotałem to wszystko, ale teraz do rzeczy. - Spoważniał. - Tylko nie odpowiadaj wbrew sobie, ja zrozumiem...
            Rytm jej serca jeszcze nie zdążył się uspokoić, kiedy znów stał się szybszy. Gdzieś podświadomie czuła, czego może dotyczyć to pytanie i na samą o nim myśl, zadrżała lekko. Nie odezwała się, pokiwała tylko przecząco głową, z niecierpliwością wyczekując jego słów;
            - Pamiętasz jak kiedyś rozmawialiśmy o nas...? - Przytaknęła, bo już była pewna o co za chwilę zapyta. - Chcę wiedzieć, czy dzisiaj... czy teraz, jesteś już gotowa...? - Subtelnie dotknął jej twarzy, wpatrując się w piękne oczy.
            Delikatnie przesunęła dłonie na jego kark i bez namysłu odpowiedziała cicho;
            - Tak... jestem...
            Westchnął głęboko, jakby chciał wypuścić z siebie całe nagromadzone napięcie.
            - Kocham cię... - wyszeptał.
            - Ja ciebie też... - odpowiedziała, poddając się dotykowi ust, najpierw delikatnemu muśnięciu, które z każdą chwilą przeradzało się w coraz bardziej spontaniczne szaleństwo warg. Dłonie szukały sposobu, aby pokonać wszelkie bariery zapięć, dzielących ich od całkowitej nagości ciał.
            - Weźmiemy prysznic...?  - spytała nieśmiało, pozostająca już w samej bieliźnie Amy.
            - Weźmiemy, co tylko chcesz... - wyszeptał jej do ucha szczęśliwy chłopak.
            Już po chwili tylko niedbale leżące na podłodze ubrania, świadczyły o ich wcześniejszej obecności w przedpokoju, a dwoje zakochanych w sobie ludzi poznawało swoje ciała centymetr po centymetrze, w ciasnej kabinie prysznica. Młodzi i niezbyt doświadczeni kochankowie jeszcze czuli niewielkie zażenowanie na widok nagości ciała partnera, ale wraz z pierwszym nieśmiałym dotykiem wszystko mijało jak po zażyciu cudownego lekarstwa. Spragnione pieszczoty dłonie, podążały śladem spływającej po ich ciałach wody, a tuż za nimi precyzyjnie, tą samą ścieżką usta. Lustro na przeciwległej ścianie, wstydliwie pokryło się parą, nie chcąc krępować nowicjuszy.
            Obydwoje, choć już mieli za sobą ten pierwszy raz z innymi partnerami, nie byli zbyt doświadczeni w tej kwestii. Jednak przecież istniało coś takiego jak instynkt, który w tej właśnie chwili spisywał się po mistrzowsku i był wspaniałym doradcą. W dodatku byli pewni, że darzą tę drugą osobę swoją pierwszą, wielką miłością, dlatego seks nie była dla nich rodzajem przygody, ani poznania czegoś nowego. To było oddanie się drugiej osobie każdą cząstką swojego ciała, okazanie zaufania i dowodu wielkiej miłości.
            Max delikatnie przesuwał swoimi dłońmi po młodym i pięknym ciele Amy, która z lubością oddawała pieszczoty swoimi smukłymi palcami. Każdy, najmniejszy dotyk budził w nich dreszcz, jeszcze głębszego pożądania. Dziewczyna odwróciła się do niego tyłem, opierając czołem o ścianę. Natychmiast poczuła jego usta na swoich plecach, które wolno scałowywały z nich krople wody, przemieszczając się coraz niżej i niżej... Dłonie były już tak blisko miejsca, którym teraz najbardziej pragnęła go poczuć. Drgnęła na samą myśl o tym i niemal w tej samej chwili właśnie w tym miejscu doznała pieszczoty jego palców. Gorące i głośne oddechy mieszały się z szumem wody. Przylgnęła do niego mocniej swoimi napiętymi pośladkami, czując że jest już gotów, aby nasycić ją rozkoszą.
            Przechyliła głowę do tyłu chwytając ustami jego wargi i wyszeptała:
            - Chodźmy do łóżka...
            Jej ciche słowa były jak bodziec. Natychmiast chwycił dziewczynę na ręce i zaniósł do pokoju, kładąc w pościeli. Zmysłowa wilgoć ich ciał, pobudzała do dalszych pieszczot. Teraz Amy przejęła inicjatywę, schodząc ustami wzdłuż torsu podnieconego do granic możliwości chłopaka. Niewielkie zawstydzenie, jakie jeszcze nie tak dawno dawało o sobie znać delikatnym rumieńcem, rozmyło się gdzieś pod wpływem jego rozmarzonego spojrzenia. Uniosła teraz na chwilę głowę i zdawać by się mogło, że bez zażenowania wzięła subtelnie w dłonie wielkość jego podniecenia. Nie spuszczając z niego wzroku, zaczęła zwinnie, ale bardzo wolno przesuwać po nim palcami. Chłopak wyprężył się i na chwilę przymknął oczy.
            Nie znali jeszcze swoich ciał, nie wiedzieli co może kochanej osobie sprawić nieziemską przyjemność. Amy bardzo się starała, lecz rola kochanki nie była jeszcze jej życiową rolą. Max delikatnie zacisnął swoją rękę na jej dłoni, poprowadził tym samym jej ruchy, pokazując w jaki sposób może mu sprawić jeszcze większą przyjemność. Pojętna uczennica szybko chwyciła, czego chłopak od niej oczekuje. Znów opadł na łóżko, poddając się jej dotykowi. Chwycił prześcieradło, zaciskając na nim palce, jakby w obawie, że za chwilę odfrunie gdzieś z rozkoszy. Po chwili jednak jej przerwał, podniósł się na łokciach i skłonił, aby położyła się obok niego. Nie chciał tego przeżyć po raz pierwszy z ukochaną dziewczyną w ten sposób, chciał teraz pieścić jej ciało, doprowadzić do utraty zmysłów i być w niej, poczuć cudowne ciepło jej wnętrza. Oddychali coraz głośniej, za oknem już wstał piękny zimowy poranek, ale oni zajęci sobą wcale tego nie zauważyli.
Mokre usta chłopaka obsypywały ją teraz gradem pocałunków. Jęknęła głośno, kiedy dotarł językiem w jej najwrażliwsze miejsce. Tego uczucia jeszcze nigdy nie dane jej było poznać. Miała wrażenie, że łóżko na którym leży wiruje i unosi się do góry. Tylko z opowieści wiedziała, jak cudownie jest poczuć tam mokry i gorący język ukochanej osoby, jak powolnymi ruchami wsuwa się wewnątrz, jaką błogość dają usta obejmujące ją swoją miękkością. W ferworze przyjemności pociągnęła go za włosy, czuła, że to, czego oczekuje jest niewiarygodnie blisko. Bała się, że może trochę zaboleć, przecież pierwszy raz tak właśnie było, ale pragnienie jego bliskości, tego, żeby już mogła poczuć go w sobie, było silniejsze niż strach.
            Pochylił się nad nią, układając subtelnie na pościeli, a wtedy zostawił ją na krótką chwilę. Czar wcale nie prysł, kiedy wrócił z zabezpieczeniem, jedynie lekki róż okrył policzki dziewczyny, kiedy patrzyła jak nakłada prezerwatywę, a potem zaraz pocałował ją, długo i namiętnie. Powolnym ruchem, delikatnie, wsunął się w jej ciepłe wnętrze. Obydwoje westchnęli przeciągle z rosnącego wciąż podniecenia i odczuwalnej z każdą sekundą coraz większej rozkoszy. Max był czuły i delikatny, obserwował reakcję Amy, nie chcąc sprawić jej bólu, bo właśnie tego się obawiał. Jednak w niej narastała tylko przyjemność, a obdarowana wcześniej czułą pieszczotą wiedziała, że największa ekstaza szybko nadejdzie. Mocniej objęła chłopaka, który przylgnął do niej całym ciałem, subtelnie muskając wargami skórę jej szyi. Oddychała coraz głośniej i szybciej, zadrżała, i napinając wszystkie mięśnie, zacisnęła uda na jego biodrach. Świat wokół zawirował w szalonym tempie, niepohamowana euforia wraz z ogromną rozkoszą objęła ją swymi ramionami. Nie spodziewała się, że to uczucie może być takie piękne... Teraz miała nieodparte wrażenie, że nigdy wcześniej tego nie zaznała, że to co przeżyła ze swoim poprzednim chłopakiem, było zaledwie namiastką takiej rozkoszy.
            Jak opadające z wysokości lekkie pióro, wracała z krainy ekstazy, lecz nie zamknęła za sobą drzwi, żeby teraz mógł tam wejść również Max.
            Chłopak czuł, że i on już za chwilę poszybuje w erotycznym uniesieniu. Jeszcze mocniej przytulił do siebie Amy, kolejny raz całując, lecz po chwili oderwał się od niej, oddychając ciężko, w końcu wydając z siebie głośny jęk. Jego ruchy stały się coraz wolniejsze, a oddech uspokajał i wracał do normy.
            Po chwili obydwoje leżeli spokojnie, wciąż połączeni ciałem.
            - Kocham cię... – powiedział blondyn, przytulając do siebie dziewczynę, gładząc jej ramiona i plecy.
            - Ja też cię kocham... - odpowiedziała, szczęśliwa jak nigdy dotąd. - To było cudowne...
            Uśmiechnął się delikatnie, mrużąc oczy. Wspaniały komplement dla rozpoczynającego praktykę kochanka.
            - To ty byłaś cudowna... - obdarzył swoją dziewczynę miłym słowem, całując.
            Promienie porannego słońca kładły smugi światła na ich nagich ciałach, a dzień już rozbudził się na dobre. Wtuleni w siebie młodzi i szczęśliwi kochankowie zasnęli spełnieni i nasyceni miłością.

~


            Uczucie wściekłości już zupełnie go opuściło. Teraz wyrzucał sobie, że zostawił ją tam samą i załamaną. Serce ścisnął mu jakiś bliżej nieokreślony żal, ale po chwili usprawiedliwił sam siebie, że przecież powiedział jej tylko prawdę, swoją rację, i niezależnie od wszystkiego miał do tego prawo. Po chwili jego rozżalenie znowu wróciło. Miotał się w swoich troskach, jak zwierzę zamknięte w klatce.
            Najgorsze w tym wszystkim było to, że Amy nic o nim nie wiedziała, że dla niej prawdziwym ojcem był Martin. Ta myśl napełniała go na nowo furią. Co z tego, że był dla niej dobry? Przecież do cholery nikt nie mógł wiedzieć, jaki byłby on sam? Oczywiście, że byłby najwspanialszym tatą na świecie, skoro potrafił jak prawdziwy ojciec wychowywać Maxa! Dlaczego jej tego nie powiedział?!
            Leżąc, przypominał sobie niemal każdy szczegół wczorajszego wieczoru, a jednocześnie wyrzucał w myślach, że o tyle rzeczy nie spytał i tylu nie dopowiedział.
            - Już się obudziłeś? - zdziwiła się Patrizia, która właśnie weszła do sypialni. Dziwny wydał jej się fakt, że w wolny dzień o dziewiątej już nie śpi, i to z własnej, nieprzymuszonej woli.
            - Nie mogę spać... - odpowiedział i wzdychając głośno, położył rękę na czole. Wiedziała, że ma jakieś problemy, że coś go trapi. Kiedy wczoraj wieczorem wrócił, był taki wzburzony, że wolała się do niego nie odzywać i o nic nie pytać.
            - Maxa jeszcze nie ma, musiał nieźle zabaletować - roześmiała się, chcąc w jakiś sposób sprowokować go do rozmowy, bo o tym, że opowie jej o swoich problemach, nawet nie marzyła.
            „No tak... Max jest pewnie jeszcze u Amy...”, pomyślał. „A może oni... A jeśli ją skrzywdzi...?”. Teraz ze zdwojoną siłą obudził się w nim ojcowski instynkt i wszelkie, związane z nim obawy. Miał przecież prawie dorosłą córkę…
            Natychmiast poderwał się na łóżku. Oparł łokcie na kolanach, wplatając palce we włosy. Patrizia spojrzała na niego ze zdziwieniem, przerywając przeszukiwanie szuflady w swojej szafce.
            - Coś się stało? - zapytała niepewnie.
            - Muszę ci coś powiedzieć... - zaczął, sięgając po leżące na fotelu spodnie, z których wyciągnął paczkę papierosów. Kobieta drgnęła lekko w obawie co może usłyszeć. Czy już nadeszło to najgorsze?
            Sięgnął po mały talerzyk, który miał zastąpić mu popielniczkę i odpalił jednego. Nigdy nie palił w sypialni, więc naprawdę musiało stać się coś poważnego, strasznego, że zrobił to w tym miejscu. Czekała nieruchomo, sparaliżowana strachem, gdy tymczasem on zaciągnął się, powoli wypuszczając dym.
            - Wczoraj dowiedziałem się, że mam dziecko... - powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
            W pierwszej chwili zamarła, ale zaraz odetchnęła z ulgą, bo spodziewała się tej najgorszej wiadomości. Jednak jej spokój nie trwał zbyt długo, bo fakt, że miał dziecko, oznaczał tylko jedno; zdradzał ją. Bezsilna przysiadła na skraju łóżka.
            Te wszystkie lata, kiedy jak jakieś fatum nad ich związkiem wisiała wizja powrotu Babette wspominała jednak bardzo dobrze. Może nie zaznała od niego nigdy wielkiego uczucia, ale raczej była pewna, że nie skacze na boki. Teraz, do przykrych wydarzeń ostatnich dni doszło jeszcze to, a to chyba zabolało ją po stokroć mocniej, bo oznaczało, że tak naprawdę zawsze była dla niego nikim.
            - A ja myślałam, że mnie nie zdradzałeś... - odpowiedziała z wielkim żalem, spuszczając wzrok.
            - Bo cię nie zdradzałem... - odparł.
            - Więc w takim razie jakim cudem to się stało? Może ktoś chce cię wrobić? - zapytała niepewnie, wierząc w jego słowa.
            - Nie, nikt nie chce mnie wrobić. To się stało ponad szesnaście lat temu... Wczoraj dowiedziałem się, że mam szesnastoletnią córkę.
            Podniosła na niego swoje oczy, zupełnie nie wiedząc co ma powiedzieć, bo właśnie zaczęło do niej docierać znaczenie tych słów. Wiedziała, że Babette ma córkę mniej więcej w tym wieku. Pomyślała teraz intensywniej; „No tak... Wszystko by się zgadzało...”
            - To córka Babette, prawda? - wyprzedziła jego wyjaśnienia. Przeszył ją piorunującym spojrzeniem i zapytał z wyrzutem, podnosząc głos:
            - Ty też wiedziałaś?!
            Miała teraz świetną okazję, aby się na nim odegrać za swoje cierpienia, jeszcze bardziej go rozjuszyć, bo jak wywnioskowała z jego pytania, wiedziało o tym zapewne wiele osób, a on pewnie dowiedział się na końcu, jednak bała się. Przestraszyła się, że jego gniew może obrócić się przeciwko niej, właściwie przede wszystkim przeciwko niej, bo tamtej pewnie i tak by wszystko wybaczył. Pokręciła więc tylko przecząco głową.
            - Kto ci o tym powiedział? - Nieustępliwie pytał Bill, nie wierząc, że po prostu się domyśliła.
            - Nikt mi nie powiedział! Masz mnie za jakąś głupią? - podniosła głos. - Myślisz, że ja nie umiem liczyć?
            Wstała i już chciała wyjść z sypialni, kiedy zatrzymał ją słowami:
            - Zaczekaj, to jeszcze nie wszystko.
            Przystanęła w drzwiach, opierając dłoń na futrynie. Czy właśnie teraz powie, że odchodzi? Że z Babette musi stworzyć szczęśliwą rodzinę i nadrobić stracony czas? W sumie mogła się tego spodziewać, ale właściwie było jej już wszystko jedno. Miała dość tej niepewności i ciągłego strachu. W tej chwili nawet odechciało jej się o niego walczyć. Bo jakimi niby argumentami mogła teraz zatrzymać go przy sobie? Obmyślony przez nią wcześniej plan, wydał się beznadziejny i głupi.
            - Ona jest dziewczyną Maxa, to właśnie u niej jest teraz twój syn...
            Te słowa sprawiły, że nogi ugięły się pod nią. Stała jak rażona piorunem, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Widziała ją kiedyś, pierwszy raz tu w domu, a potem spotkała ją zupełnie przypadkiem z Maxem, kiedy była w centrum, ale nigdy nie pomyślała, że ta dziewczyna może być jej córką. Jej i… jego. Owszem, była bardzo ładna i nawet miała wrażenie, że skądś ją zna, ale wówczas nie mogła za nic skojarzyć skąd.
            Nie... Czy to jakiś koszmar? Dlaczego właśnie jej wciąż się coś takiego przytrafia? Czy wśród tylu dziewcząt jej syn musiał akurat zakochać się w tej dziewczynie?! Nie, nie zniesie tego, porozmawia z nim jak tylko wróci...
            - Pati... - usłyszała głos Billa. Odwróciła się i spojrzała na niego, wyrwana z zamyślenia. - Jeśli mogę cię prosić, nie ingeruj w to... My jesteśmy dorośli, mamy swoje sprawy, ale dzieciaki nie są temu winne, że tak im się życie poplątało... - dokończył.
            Nie odpowiedziała. Obróciła się na pięcie i zeszła na dół.

~

            Nie spała prawie całą noc, a kiedy nad ranem ze zmęczenia i płaczu zmorzył ją sen, zadzwonił budzik. Usiadła na łóżku, czuła się fatalnie, kręciło jej się w głowie.
            - Lepiej zostań i się wyśpij, w biurze nie masz nic pilnego do roboty, ja wpiszę ci na dzisiaj urlop - powiedziała Julia, kiedy zobaczyła w jakim jest stanie.
            - Nie wiem, czy znowu zasnę - odpowiedziała Babette, półprzytomna.
            - Jak nie będziesz mogła zasnąć, to przyjedź, ale przynajmniej spróbuj.
            Posłuchała przyjaciółki. Faktycznie czuła się fatalnie. Wczoraj, po jego wyjściu jeszcze trochę wypiła, w dodatku emocje i jego ostre słowa, długo nie pozwoliły jej się uspokoić. Julia pocieszała ją jak mogła, radziła, aby dała mu czas na oswojenie się z tą wiadomością. Tłumaczyła, żeby postawiła się na jego miejscu, to przecież musiał być dla niego szok pod każdym względem. Dowiedzieć się o czymś takim po tylu latach... Nie chciała już jej dołować i przypominać, jak kiedyś radziła, żeby mu o tym powiedziała. Była wtedy taka nieugięta, w swojej decyzji widziała tylko same dobre strony, oczywiście zawsze w trosce tylko o niego. A teraz? Okazało się, że według niego nie miała racji, nie zrozumiał jej intencji, teraz widział tylko swoją krzywdę i nic poza tym. Wczoraj był taki rozgoryczony i rozżalony...
            Przytuliła się do poduszki. Po policzkach znowu popłynęły jej łzy, które wchłonęła pościel. Chyba nawet po rozstaniu nie wylała ich tyle, co tej nocy.
            Gdyby tylko zechciał jej wybaczyć...
            Ale przecież kocha, przynajmniej to właśnie dał jej do zrozumienia swoim zachowaniem, świątecznym prezentem. Czy ktoś, kto kocha, nie wybacza największych przewinień jak zdrada, czy kłamstwo? Ona przecież nie zdradziła go, a czy skłamała? Zatajenie prawdy można było podciągnąć pod kłamstwo, ale chciała dla niego jak najlepiej, nie chciała być ciężarem, przeszkodą, niszczyć jego rozwijającej się kariery, marnować młodości. Wiedziała, że nawet największa miłość, pod naporem piętrzących się trudności w końcu wygaśnie. Może właśnie to ich rozstanie tylko ją utrzymało i umocniło, bo żyła w nim przez wiele lat, będąc cudownym wspomnieniem i tęsknotą?
            Tak... Wiele lat umknęło z ich życia, mogących być cudownymi wspomnieniami, albo koszmarem, który jak najprędzej chce się wymazać z pamięci. Żadne z nich nie wiedziało, jakby potoczyło się ich życie, gdyby się nie rozstali. Czy ktoś w ogóle mógł to przewidzieć?
            A jednak zasnęła ze zmęczenia, z płaczu i żalu. Około czternastej obudził ją telefon. Zerwała się niemal na równe nogi w nadziei, że dzwoni Bill. Może wszystko przemyślał i chce się z nią spotkać?
            Jednak tym razem to jeszcze nie był on, dzwoniła Amy.
            - Cześć mamo, gdzie jesteś, bo chyba nie w pracy?
            - A skąd wiesz? - zapytała.
            - Bo najpierw tam próbowałam się dodzwonić - szczebiotała dziewczyna i od razu można było wywnioskować, że wprost tryska radością.
            - No jak tam po imprezie? Z tonu twojego głosu wnioskuję, że wszystko się udało - Babette próbowała zatuszować fakt, że ona niestety nie ma tak pogodnego nastroju jak córka i w pierwszych słowach nawet jej się udało, bo Amy zachłyśnięta swoim szczęściem, nie wyczuła fatalnego samopoczucia mamy.
            - Oj tak, było wspaniale, jak wrócisz to ci opowiem, a jest o czym.
            Babette zawsze niemal bezbłędnie wyczuwała, co jest powodem szczęścia, lub smutku córki. Tym razem, pochłonięta osobistym problemem i rozpaczą, jaką odczuwała, zupełnie nie skojarzyła co mogło się wydarzyć, o czym tak usilnie chce opowiedzieć jej córka.
            - No ale nie powiedziałaś mi gdzie jesteś? - Ponownie zapytała dziewczyna.
No i co teraz? Co ma odpowiedzieć na to pytanie? Dlaczego tutaj jest i co robi? Znowu nie miejsce i nie czas, a tym bardziej nie przez telefon. Zresztą jak miałaby niby jej teraz powiedzieć, że przyczyną jej podłego nastroju jest jej prawdziwy ojciec, któremu właśnie powiedziała o jej istnieniu? To jakiś absurd.
            - Jestem u cioci Julii, wzięłam na dzisiaj urlop, bo wczoraj wieczorem źle się poczułam.
            - Co się stało? - zapytała córka z troską w głosie.
            - W zasadzie nic takiego, osłabienie i zawroty głowy. Znowu moja anemia dała o sobie znać - skłamała.
            - Nie wzięłaś lekarstw, czy co? Oj mamo, powinnaś bardziej dbać o siebie - zganiła ją Amy.
            - Już jest dobrze, niedługo wrócę do domu, muszę Ci przecież pomóc - starała się zmienić temat Babette.
            - Nie musisz się spieszyć, ja już wszystko posprzątałam i właśnie się pakuję.
- Pakujesz się już? - zdziwiła się Babette. - To tym bardziej zaraz będę!
            - Spokojnie, poradzę sobie, w końcu jedziemy tylko na cztery dni.
            - Dobrze, dobrze, ja wiem swoje, muszę zobaczyć co tam spakowałaś. Zaraz dzwonię po taksówkę. Pa.
            - No w porządku - roześmiała się Amy. - To na razie.
            Przez to wszystko zupełnie zapomniałaby, że Amy właśnie dzisiaj jedzie w te góry. Przecież musi jeszcze udzielić jej kilku cennych wskazówek, zobaczyć, czy się porządnie spakowała i czy wzięła wystarczającą ilość ciepłych rzeczy.
            W pośpiechu zrobiła sobie delikatny makijaż i zadzwoniła do Julii, że już się wynosi, a zapasowy klucz, który przyjaciółka jej zostawiła, odda jutro w pracy. W przeciągu godziny była już w domu.
            - Ojej, jak wysprzątane - Rozejrzała się z podziwem po mieszkaniu. - Nie wierzę, że moja córka bałaganiara tak posprzątała po imprezie.
            - Taaa... bo twoja córka wcale nie sprząta - odezwała się oburzona Amy ze swojego pokoju, gdzie właśnie układała na łóżku ubrania, które miała zabrać.
            - No pokaż, co ty tam szykujesz - Babette zaczęła przeglądać wybraną przez dziewczynę garderobę. - No same cienkie bluzeczki? - jęknęła.
            - Przecież ja nie jadę tam łazić po górach, większość czasu będziemy spędzać w pensjonacie.
            Babette spojrzała na nią podejrzliwie.
            - W pensjonacie mówisz...?
            Amy roześmiała się, ale matka była dziwnie zafrasowana. Czyżby aż tak się martwiła, że właśnie tam może między młodymi do czegoś dojść? Nie podejrzewała pewnie, że to już się stało poprzedniej nocy. Dziewczyna zastanowiła się, czy może teraz szczerze o tym matce powiedzieć, jednak miała wrażenie, że Babette jest jakaś  rozkojarzona. Nie zapytała ją o tyle rzeczy związanych z wczorajszą imprezą, a to było do niej niepodobne. Pomyślała najpierw, że być może jest to spowodowane jej złym samopoczuciem, lecz kiedy zaczęła jej opowiadać o wydarzeniach poprzedniego dnia, utwierdziła się w przekonaniu, że raczej nie z tego powodu matka nie potrafi skupić swojej uwagi na jej słowach.
            - Mamo, coś się stało? - zapytała w końcu, przywołując ją z dalekiej krainy rozmyślań.
            - Nie, dlaczego? - Uśmiechnęła się, nieco zażenowana i zawstydzona faktem, że gdyby miała powtórzyć to, o czym właśnie opowiedziała jej Amy, to przecież niczego  już nie pamięta.
            - Bo mam wrażenie, że mnie wcale nie słuchasz.
            - Trochę boli mnie głowa, nic wielkiego kochanie, ale cieszę się, że impreza się udała.
            - To połóż się i odpocznij, ja nie będę ci już paplać, pogadamy po moim przyjeździe. Może i ty będziesz miała co opowiadać? - Tajemniczo uśmiechnęła się dziewczyna.
            - Ja? - zmieszała się Babette. Choć doskonale wiedziała, co córka ma na myśli, w tej chwili nawet nie marzyła o żadnych przyjemnych chwilach, które tak niedawno były upojnymi wizjami rodzącymi się w jej wyobraźni. Teraz w jej głowie kołatała jedna myśl o tajemnicy, jaką powinna... Nie, nie powinna, przecież mu obiecała, więc musi w końcu wyjawić ją córce.
            - No ty, a któżby inny? Może mężczyzna od naszyjnika porwie cię na szampańskiego sylwestra? - roześmiała się Amy, próbując jakoś rozweselić matkę, która wciąż wydawała jej się dziwnie rozkojarzona, a jednocześnie spięta.
            - Przestań żartować w ten sposób - odparła poważnym tonem Babette, dokładając do torby Amy dwa sweterki. - On idzie na bal i w przeciwieństwie do mnie, ma z kim iść - dodała smutnym głosem, wychodząc z pokoju.
            - Ojej... Przepraszam… - rzuciła za nią Amy. Wiedziała, że coś jest nie tak. Smutek w oczach matki i te chwile zamyślenia, kiedy to zdawała się być zupełnie gdzieś poza rzeczywistością zdradzały, że ma jakiś poważny problem. Jednak nie chciała z niej niczego wyciągać na siłę. Gdyby kobieta miała życzenie podzielić się z nią swoim zmartwieniem, na pewno powiedziałaby jej o wszystkim, ale widocznie to nie były problemy jakie matka chciała jej powierzyć.  Może nie dotyczyły jej, a może by po prostu ich nie zrozumiała, w każdym razie Amy miała nadzieję, że nie jest to nic poważnego. A może po prostu to wszystko dotyczyło tego faceta? Może czuła się tak bardzo zawiedziona z powodu sylwestrowej nocy, którą prawdopodobnie spędzi sama? Może naprawdę liczyła na to, że Bill zmieni plany i powitają nowy rok we dwoje?
            Zrobiło jej się przykro, że będzie musiała zostawić mamę samą, ale wyjazd był już opłacony, miejsca w pensjonacie zarezerwowane, no i jedzie z Maxem… Zresztą rodzicielka z pewnością nie zgodziłaby się, aby została z nią, marnując tym samym jedną z wyjątkowych nocy w roku, tym bardziej, że to miał być ich pierwszy, wspólny Sylwester.
            Niemal w tej samej chwili parząc sobie kawę w kuchni, Babette zastanawiała się, czy właśnie teraz powinna powiedzieć o wszystkim Amy. Jeśli nadal będzie zwlekać, dziewczyna pojedzie w góry niczego nieświadoma. Ale z drugiej strony chyba właśnie teraz był na tę rozmowę najgorszy czas... Ma zepsuć córce cały wyjazd i sylwestrową zabawę? Przecież nie ma pojęcia, jak dziewczyna mogłaby to przyjąć, może być lepiej, albo gorzej, lecz nie łudziła się, że wszystko odbędzie się bezboleśnie i spokojnie, że Amy tak po prostu bez nerwów i wyrzutów pogodzi się z rzeczywistością. Byłaby głupia, jeśli liczyłaby w tej chwili na całkowite opanowanie i zrozumienie z jej strony. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Była przygotowana na najgorsze, ale teraz wiedziała, że nie zrobi tego dziś… Nie… Zdecydowanie to była najgorsza ze wszystkich chwil na poinformowanie Amy o tym, że jej biologicznym ojcem jest Bill, ale przyrzekła sobie, że o wszystkim powie jej zaraz po powrocie dziewczyny z sylwestrowego wypadu.

~

            Bill stał w oknie, niecierpliwie wyczekując powrotu Maxa. Osobiście chciał mu powiedzieć o łączących go z Amy więzach krwi, nie miał zamiaru narazić chłopaka na to, aby w przykry sposób dowiedział się o tym od Patrizii. Najlepiej by było, gdyby wrócił teraz, z pewnością by ją w tym ubiegł korzystając z okazji, że pojechała do centrum dokupić torebkę do sylwestrowej kreacji, ale jego wciąż nie było. Zaczynał się coraz bardziej denerwować, nie tylko z tego powodu. Jego wyobraźnia podsuwała mu jakieś czarne scenariusze. Tak szybko oswoił się z myślą, że jest biologicznym ojcem, że najzwyczajniej w świecie zaczynał martwić się o córkę.
            Amy już jest przecież kobietą, a Max młodym, osiemnastoletnim mężczyzną. „Żeby tylko jej nie skrzywdził...”, zakołatało mu w głowie wraz z mocniejszym uderzeniem serca.
            Ponownie zerknął w okno i odetchnął z ulgą, bo Max właśnie otwierał furtkę. Jak zawsze w chwilach szczególnego napięcia, odpalił papierosa, czekając aż chłopak spokojnie wejdzie do domu i się rozbierze.
            - Cześć Bill – Uśmiechnął się, wchodząc do kuchni – Jest mama?
            - Cześć. Nie, nie ma, mama pojechała do centrum – odpowiedział pytany.
            Max otworzył lodówkę wyjmując z niej piwo, lecz nim otworzył zawahał się i spojrzawszy na Billa, zapytał;
            - Napijesz się?
            - A wiesz, że chętnie…? – odparł mężczyzna, odbierając od chłopaka puszkę. – Chodź do salonu, pogadamy – Poklepał go po ramieniu i starając się przybrać wesoły, rozluźniony ton głosu, wyszedł z kuchni. Max podążył za nim, a już po chwili zadowolony rozsiadł się na kanapie, delektując złocistym napojem.
            - No jak tam na imprezie? Widzę, że nie popiłeś za bardzo, no chyba, że już wytrzeźwiałeś – roześmiał się Bill, starając się zachować swobodę i dobry nastrój.
            - Nie wypiłem za dużo, nie chciałem. Sam rozumiesz… - uśmiechnął się tajemniczo Max.
            Rozumiał, oczywiście, że wszystko bardzo dobrze rozumiał, aż nadto… Tylko, że teraz ta sytuacja zaczynała go przerastać, jakieś dziwne, nieznane mu dotychczas uczucie zaczęło dominować nad wszystkimi innymi. Jego dziecko, jego córkę łączyło coś z tym oto chłopcem, którego kochał i traktował jak syna, chociaż nie było między nimi przecież żadnego pokrewieństwa. Wiedział, że cokolwiek wydarzyło się między tą dwójką nie było niczym złym, ani niedozwolonym, jednak  wciąż odczuwał swoisty niepokój.
            - Domyślam się, że coś było – spojrzał na Maxa podejrzliwie, puszczając chłopakowi oczko.
            - No w sumie… Można to tak nazwać – powiedział oględnie chłopak, upijając łyk piwa. Billa wpatrywał się w niego z miną, jakby taka odpowiedź wcale mu nie wystarczyła, więc Max spojrzał na niego odrobinę zdziwiony. - Chcesz wiedzieć coś więcej?
            - O nie! – żachnął się czarnowłosy. - Nie oczekuję żadnych relacji, nie rozumiem czemu ci to przyszło do głowy?
            Chłopak wzruszył tylko ramionami.
            - A nie wiem, jakoś tak… - odpowiedział, nie kończąc myśli i ponownie przechylił puszkę z trunkiem, wlewając w swoje usta kilka łyków.
            - Chcę tylko, żebyś wiedział, że pokochałeś moją córkę – wypalił Bill bez namysłu i w tej właśnie chwili chłopak zakrztusił się przełykaną porcją napoju, a to co jeszcze pozostało w jego ustach, z wielkim impetem zostało z nich wyplute. W akcie natychmiastowej pomocy Bill mocno poklepał go po plecach. Ten jeszcze kilkakrotnie odkaszlnął porządnie, po czym załzawionymi z wysiłku oczami spojrzał na opiekuna.
            - Co ty powiedziałeś?! – wychrypiał zmienionym poprzez zakrztuszenie głosem, zszokowany chłopak.
            - Amy jest moją córką, a ja jestem jej biologicznym ojcem. Wiem, że trudno ci to pojąć, więc wyobraź sobie mnie w tej sytuacji, bo ja też dopiero wczoraj się o tym dowiedziałem, i to dzięki tobie – wyrecytował jednym tchem Bill.
            - Jak to dzięki mnie?! – krzyknął chłopak. – Przecież ja nic o tym nie wiem!
            - To był przypadek… Gdyby nie przynieśli przy mnie tych szesnastu róż dla Amy, przypuszczam, że sam nadal żyłbym w nieświadomości.
            Max nie potrafił ukryć zdziwienia i zaskoczenia;
            - Ale co mają do tego wszystkiego te cholerne róże?
            - Kiedy powiedziałeś mi, że kupiłeś jej tyle róż ile ona kończy lat i, że jest ich szesnaście, poczułem, jakby ktoś czymś ciężkim przyłożył mi w głowę. Po prostu przez cały czas byłem pewny, że ona ma piętnaście lat i dlatego nie podejrzewałem niczego. Ale kiedy zacząłem wczoraj odliczać wstecz od daty jej urodzin, szybko obliczyłem, że to się stało wtedy, kiedy byłem z jej matką... – odparł Bill.
            - Jesteś tego pewien? - Nieco spokojniej zapytał Max.
            - Tak, jestem pewien, bo Babette to potwierdziła.
            - Jak to? - znów zdziwił się chłopak. - Rozmawiałeś z nią?
            - Wczoraj... - Ze stoickim spokojem odparł Bill, odpalając kolejnego papierosa.
            Max zamilkł, był głęboko poruszony tym co usłyszał, kompletnie nie mógł pozbierać myśli, a pierwszym pytaniem po dłuższym czasie, jakie przyszło mu do głowy było;
            - A czy Amy wie, że ma innego, biologicznego ojca? Bo tego, że to ty to nie wie na pewno.
            Bill pokręcił przecząco głową.
            - Niestety nie wie, Babette przez tyle lat trzymała to w tajemnicy…
            - Co?! Ale jak to nie wie?! – Max krzyknął, podrywając się z kanapy.
            - Rozumiem twoje nerwy, ja też wczoraj przeżyłem szok.
            Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Czy ta kobieta całkiem oszalała? Jak można ukrywać przez tyle lat takie rzeczy? Był jeszcze bardzo młody i może nie rozumiał wszystkiego do końca, ani tym bardziej pobudek, jakie nią kierowały, jednak jego postrzeganie świata nie pozwalało mu tak po prostu spokojnie zaakceptować tego, o czym się dowiedział. Nie kryjąc wzburzenia, powiedział wprost co o tym wszystkim myśli;
            - Wiesz co, sorry… Może i kochasz tą matkę Amy, ale dla mnie ona jest po prostu nienormalna, żeby coś takiego zataić. A gdyby coś się stało i Amy dowiedziała się o tym przypadkiem, z powodu jakiegoś wypadku, badań genetycznych, czy czegoś tam… Widziałem takie sytuacje na filmach, chociaż życie to nie jest film, no ale takie rzeczy się zdarzają, gdyby tak stało się w ich przypadku, przecież to byłby dla Amy szok! Jestem w stanie zrozumieć, że nie chciała jej powiedzieć, że to właśnie ty, ale że ona nic, a nic nie wie? - Nerwowo gestykulował rękami, chodząc od okna do kanapy i zerkając na Billa, który dzisiaj już nieco inaczej odbierał to wszystko, ale nie dziwił się wzburzeniu chłopaka, który teraz już patrzył na niego z wyczekiwaniem, w nadziei, że powie coś jeszcze, bo dla niego ta cała sytuacja była bardzo niezrozumiała i chora. W końcu usiadł znowu na kanapie i wpatrzony w jeden punkt, powiedział cicho; - Nie wyobrażam sobie co to będzie, jak się Amy dowie... 
            Nastała chwila milczenia, a po dłuższym czasie odezwał się Bill;
            - Ja niestety też sobie tego nie wyobrażam... Za długo zwlekała z wyjawieniem jej prawdy, ale Babette obiecała, że jej powie...
            - O rany... - jęknął chłopak - Tylko dlaczego dopiero teraz?! I dlaczego tobie tego wcześniej nie powiedziała?! Cholera! Nie rozumiem!
            - Ja też nie rozumiałem, byłem rozgoryczony i wściekły, powiedziałem jej wiele gorzkich słów, ale od wczoraj przemyślałem wiele… Wiesz, ona ma swoje racje. Kiedy zaszła w ciążę, ja nie miałem nawet osiemnastu lat. Zaczynałem dopiero robić karierę, gdyby opinia publiczna się dowiedziała rozpętałoby się piekło. Postanowiła, jak to ona się wyraziła: nie marnować mi życia. Dlatego wyjechała nic mi nie mówiąc. A kiedy wróciła, po prostu się bała po tylu latach to wyznać...
            - No, wcale się nie dziwię, że się bała. Tylko czemu ukrywała to przed Amy? Pewnie masz do niej żal...
            - Mam i trudno mi od wczoraj się pozbierać. Nie potrafię myśleć o niczym innym. Moja córka miała wczoraj urodziny, a ja nawet nie mogłem złożyć jej życzeń, bo ona nic nie wie o moim istnieniu... To znaczy istnieniu, w sensie bycia jej ojcem. – Bill przemilczał kwestię ojcostwa Martina, nic na ten temat nie mówiąc.
            - Cholera... Nie wiem co mam powiedzieć, czy gratulować ci, czy współczuć..? - Max zwrócił się twarzą do Billa, który delikatnie się uśmiechnął.
            - Pogratuluj mi Max, mam przecież piękną córkę... - powiedział cicho. Chłopak roześmiał się.
            - Masz cudowną córkę Bill i bardzo ją kocham - To mówiąc uścisnął mu dłoń. - Rany... Nadal nie mogę w to uwierzyć... To się porobiło...
            - Ano porobiło się synu, wierzę, że jej nie skrzywdzisz. Musisz okazać jej teraz dużo zrozumienia, bo zanim sobie to wszystko poukłada, zanim się z tym pogodzi, będzie potrzebowała twojego wsparcia.
            - Wiem... postaram się - odparł chłopak, zamyślając się. Nie wyobrażał sobie jak ona na to zareaguje. Jeśli matka powie jej to dzisiaj, przed wyjazdem, na pewno będą to trudne chwile. Z jednej strony wolałby, aby jeszcze te kilka dni się powstrzymała.
            - Acha... - Bill przypomniał sobie, co chciał mu jeszcze powiedzieć. - Patrizia też o tym wie, ale mam nadzieję, że nie będzie ingerować w twoje sprawy.
            - Może być różnie... - westchnął chłopak. - Ale spokojnie, ja wiem co czuję - dodał.
            Miał ochotę zapytać jeszcze o wiele rzeczy, ale nie chciał go już męczyć. Widział jakie to było dla niego trudne i jak bardzo to przeżywał. Jednak widział też w jego oczach ogromną radość i dumę z posiadania tak wspaniałej córki.
            I właściwie on też był z tego powodu szczęśliwy...


10 komentarzy:

  1. A Babette znów zaczyna... :v No ale dobra... jakby mi ktoś z taka rewelacja wyjechał przed samym wyjazdem to już bym chyba nie chciała wracac xD. Ale Bill ochłonął... teraz pora na konfrontacje. Uwielbiam w ogóle rozmowy Billa z Maxem. Te dialogi zawsze maja w sobie coś takiego, ze mimowolnie się uśmiecham :P.
    Za to myśli Patrizii i to jej nakręcanie się... typowa histeryczka :P.
    A... No i Mateusz pozdrawia i przekazuje, ze bardzo podobała mu się scena Amy i Maxa. :>
    Czekamy niecierpliwie na więcej takich scen (może w wykonaniu kogoś innego tym razem :P) i na następny rozdział!!!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to fakt, czas jest najmniej odpowiedni i ona dobrze wie, że zepsułaby dziewczynie Sylwestra, te dwa dni już tu niczego nie zmienią.
      Patrizia... Ona już nie jest w stanie tu nic namieszać, każdy wie czego chce, a ona powinna zdobyć się na coś rozsądnego, dzięki czemu wyjdzie z twarzą z tej całej nieciekawej dla niej sytuacji. Scena młodych miała być wywalona i zastąpiona czymś innym, ale nie za bardzo mam teraz głowę do pisania, więc pozostała jak było pierwotnie.
      Pozdrowienia dla Ciebie, Mateusza i zapraszam na kolejną część, już ciekawszą od tej przejściowej, bo od następnej wszystko nabierze tempa w tak oczekiwanym przez wszystkich kierunku.
      Całuski ;*

      Usuń
  2. No po prostu kocha. To tak w skrócie.
    Kolejny poproszę i to jak najszybciej 😊
    Pozdrawiam attentionth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jak zawsze mogę powiedzieć tylko, że jak zawsze, w piątek.
      Buziaki ;*

      Usuń
  3. Czytasz mi w myślach, bo ostatnim razem chciałam zasugerować, byś dała nam możliwość zagłębienia się nieco w związek Amy, ale nie dość, że nie śmiałam, to jeszcze przeszłaś moje najśmielsze oczekiwania! :D Od pewnego czasu bardzo im kibicuję i mam nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja sprzed lat, gdzie matka ingeruje w związek syna, niszcząc świadomie jego szczęście. W przeciwnym razie nic wielkiego by się nie stało, gdyby "Pati" potknęła się na schodach i połamała żebra spadając ;) Cieszę się, że nareszcie kończy się to oczekiwanie na rozwój wydarzeń i coś się rusza do przodu. Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej Ty kochana przewidujesz co tam dalej dla Was wymyśliłam, choć prawdę powiedziawszy ta scena miała zniknąć z pierwowzoru, ale zostawiłam ją jednak po dłuższym namyśle. Tak szczerze Patrizia nie miałaby aż takiego wpływu na Max, chłopak jest rozsądny i wie czego chce, więc kobieta nie jest w stanie tu nic namieszać.
      Obiecuję, że tak, koniec już tych niedomówień i ktoś weźmie sprawy w swoje ręce, w dość spektakularny sposób.
      Zapraszam i ściskam ;*

      Usuń
  4. Patrząc przez pryzmat Babette jako matki i Billa jako ojca scena Maxa i Amy była dla mnie trudna do wyobrażenia. Cały czas myślę o nich jak o dzieciach.. 16 lat w sumie to nie jest wiele ale Max już jest 18latkiem! Mam nadzieję że Patrizia nie skomplikuje i tak już pokręconej sytuacji. Mimo tego że kocha Billa wolalabym żeby chciała jego szczęścia a nie na siłę trzymała go przy sobie jednocześnie unieszczesliwiajac. Ale w sumie ja też chyba takiego Billa bym trzymała i nie puszczają ����

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz... Takimi dziećmi to oni nie są już, teraz młodzież szybko dorasta, 16-letnie dziewczyny to już młode kobiety, choć nie zawsze mają poukładane w głowie, załóżmy, że nasza Amy ma. Jak już mówiłam gdzieś w odpowiedzi, Patrizia knuła, a i owszem, ale teraz zrozumiała, że nie ma już żadnej mocy, żadnej siły aby tu cokolwiek skomplikować. Powinna sama zwrócić mu wolność, ale czy się na to zdobędzie...?
      Zaprasza na kolejny i ściskam ;*

      Usuń
  5. Ciekawe jął będzie wyglądał teraz wypad Amy z Maxem biorąc pod uwagę ze Max wie... Dobrze ze Babette poczekała z ta informacja jeszcze chwile... ale zeby to zrobiła po nowym rokiem bo im dłużej znowu będzie odwlekać to to trudniej będzie jej to powiedzieć... czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max nie może się wygadać, jest rozsądnym chłopakiem. Poinformowanie jej o tym nie należy do niego i on zachowa się jak należy. Kiedy i w jakich okolicznościach jej to powie? Przekonamy się, ale nim to nastąpi jeszcze musimy przeżyć z naszymi bohaterami Sylwestra.
      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń