Część 18.
„Robisz błąd, jeśli kryjesz w
sobie coś
to o czym nie wiem jest jak chłód twoich rąk.
Robisz błąd, jeśli nocy kradniesz mrok,
Słońcu promienie, mnie nadzieję...”
to o czym nie wiem jest jak chłód twoich rąk.
Robisz błąd, jeśli nocy kradniesz mrok,
Słońcu promienie, mnie nadzieję...”
Bajm – „Dzień za dniem”
Pierwsze
uczucie, jakie w niego uderzyło to była potworna wściekłość. Nie czuł nic
więcej, żadnego bólu, czy żalu do niej, tylko bezgraniczną wściekłość. Kiedy
wsiadł do samochodu i ruszył, zaczęły miotać nim także i inne uczucia, które
jakby wcześniej zdominowane palącą złością, skrzętnie się gdzieś głęboko w nim
skryły. Najpierw żal, ogromny żal o wszystko, o każdy jej błąd, o stracone
lata, o życie w niewiedzy. Potem smutek, że stracił tak wiele, że wszystkie te
lata, w których mógł cieszyć się widokiem własnego, dorastającego dziecka
uleciały bezpowrotnie, a na koniec odrobina radości i świadomość, że to
przecież jego córka, krew z jego krwi...
Jednak
to uczucie było jeszcze znikome, bo na pierwszy plan wysuwało się rozgoryczenie
i pretensja do kobiety, którą tak bardzo kochał, a na której tak potwornie się
zawiódł. Miał wrażenie, że nigdy nie czuł się podlej, chyba nawet wtedy kiedy
go zostawiła...
Potrzebował
teraz czyjegoś towarzystwa, nie mógł i nie chciał być w takiej chwili sam.
Musiał z kimś o tym porozmawiać, zwierzyć się, wyrzucić z siebie wszelkie
wątpliwości i ból. I dla niego na całym, otaczającym go świecie była tylko
jedna taka osoba, której mógł powierzyć największe tajemnice, sekrety serca, i
tą osobą był Tom. Teraz właśnie stał u bramy jego domu.
-
Proszę - Usłyszał w domofonie głos Marthy.
-
Ja do Toma, jest w domu? - zapytał.
-
Tak, oczywiście - odparła gosposia, otwierając furtkę. Kiedy dochodził do
drzwi, te otwarły się i zobaczył w nich brata.
-
O, świetnie, że jesteś, bo nie mam się z kim napić! - roześmiał się Tom, ale po
chwili jego dobry humor stracił na sile, widząc przygnębienie i wisielczy
nastrój Billa. – Rany… Wyglądasz jak z krzyża zdjęty. Coś się stało? - zapytał.
Czarnowłosy
tylko przytaknął ruchem głowy, nie chcąc produkować się już w drzwiach, choć
wszystko w jego wnętrzu wręcz wrzało i chętnie wykrzyczałby to natychmiast.
Zrzucił tylko kurtkę i wszedł szybko do salonu, niemal rozkazując;
-
Zrób mi drinka.
Usiadł
na kanapie, obejmując dłońmi głowę, którą rozsadzał teraz ból z nadmiaru
wrażeń. W kieszeni jego spodni rozdzwoniła się komórka. Wyjął ją i spoglądając
na wyświetlacz trzymał w dłoni uporczywie się w nią wpatrując, jednak nie
odbierając połączenia.
-
Nie odbierzesz? - zdziwił się Tom, który podając mu wypełnioną alkoholem
szklankę, ukradkiem zerknął na aparat. Jeśli nie miał zamiaru odebrać telefonu
od Babette, oznaczało to tylko jedno; to właśnie ona była przyczyną jego
fatalnego nastroju.
-
Nie chcę z nią rozmawiać, nie teraz... - odparł brat, wciąż wpatrzony tępym
wzrokiem w przedmiot, który właśnie zamilkł. Zamoczył usta w trunku, ale nic
nie mówił. Tom nie ponaglał, bo dobrze go znał, wiedział, że jeśli już tu
przyjechał i tak prędzej, czy później wszystko mu wyśpiewa. On zawsze
potrzebował chwili milczenia, aby pozbierać własne myśli. W końcu odezwał się
nieco zmienionym, zdławionym z emocji głosem;
-
Nawet nie wiesz co ona mi zrobiła...
-
No, dopóki mi nie powiesz, to na pewno się nie dowiem - Próbował luźno i
żartobliwie rozładować napięcie Tom, chociaż wyczuwał, że skoro tak mówi, to
stało się coś naprawdę poważnego.
-
Jestem ojcem - wypalił nagle Bill. Był blady, zdenerwowany i trzęsły mu się
ręce. Tom zupełnie nie zorientował się, o co tak naprawdę chodzi.
-
No jesteś, masz Maxa... - powiedział niepewnie, patrząc na brata podejrzliwie.
- Chyba, że... zrobiłeś jakiejś lasce dziecko? - zapytał ze zdziwieniem, bo nie
rozumiał jaki to ma związek z Babette. Nawet, jeśli właśnie jakimś cudem ona
dowiedziała się o spłodzonym przez niego kiedyś dziecku, to jakie mogła mieć w
ogóle prawo, aby robić mu z tego powodu wyrzuty? Jednak pierwsze słowa Billa
były całkowitym zaprzeczeniem takiej ewentualnej sytuacji. Co więc mogło się
stać?
Bill
bez słowa wstał z kanapy, stawiając drinka na stoliku. Przeszedł kilka kroków w
stronę okna, zatapiając smukłe palce w swojej czarnej czuprynie.
-
Ano zrobiłem dziecko... - odpowiedział na pozór obojętnym tonem.
-
Jak to? - wyjąkał Tom, z wyczekiwaniem wpatrując się w bliźniaka.
-
Zwyczajnie, tyle że szesnaście lat i dziewięć miesięcy temu... - odparł Bill,
wciąż stojąc przy oknie.
-
Tak dokładnie? - roześmiał się Tom, nadal nic z tego nie rozumiejąc, ale kiedy
brat milczał, poirytowany faktem, że wciąż niczego nie wyjawił, dodał; -
Powiesz wreszcie o co chodzi? Bo ja nic z tego nie rozumiem.
Bill
odwrócił się w jego stronę.
-
Amy jest moją córką, rozumiesz?! Córka Babette jest też i moim dzieckiem!
- wykrzyczał do niego wprost, już bez niedomówień
i kluczenia w labiryncie słów, dosadnie i w pełni zrozumiale. Tom zbladł.
Wyglądał teraz jak woskowa figura, siedział zupełnie oniemiały z szeroko
otwartymi oczami. Było pewne, że to co właśnie usłyszał, było dla niego
niemałym szokiem, bo po chwili wydusił z siebie tylko krótkie;
-
O kurwa...
-
W dodatku wcale nie dowiedziałem się tego od niej, tylko przez przypadek,
rozumiesz?! Przez ponad szesnaście lat ukrywała przede mną fakt, że jestem
ojcem, zabrała mi najpiękniejszy czas... - Bill mówił jak w transie,
gestykulując rękami, był wzburzony i zdruzgotany tym wszystkim. – Pozbawiła
mnie wszystkiego tego, czym jest ojcostwo… A na dodatek wychowywał ją ten
dupek, którego tak cholernie nienawidziłem…
Tom
siedział słuchając. Po tym, czego właśnie się dowiedział, nie potrafił wydusić
z siebie ani jednego słowa. Współczuł Billowi, bo nie wyobrażał sobie jak sam
by zareagował, gdyby jego spotkało coś podobnego. Wciąż był w szoku i nawet nie
chciał myśleć, co teraz może czuć Bill, choć on sam jeszcze nie miał dzieci.
-
Jak ona mogła mi to zrobić? Żeby chociaż powiedziała o tym od razu po
przyjeździe, sama...
-
Chryste… To jakiś kosmos… - Kręcił głową brat, ale w tym całym chaosie starał
się myśleć logicznie. - Może się bała twojej reakcji?
-
Bała się?! – Bill znów krzyknął. - A ukrywać to tyle czasu się nie bała? Tom,
one już są tutaj dobre kilka miesięcy, prawie pół roku, do jasnej cholery, czy
ona w ogóle nie zamierzała mi o tym powiedzieć?!
-
A ty w ogóle z nią o tym rozmawiałeś?
-
Zapytałem tylko, czy to prawda, potwierdziła... - Bill ściszył głos,
przykładając dłoń do czoła. Skronie pulsowały, jakby jego głowa miała za chwilę
rozpaść się na kawałki.
-
I to wszystko? - Tom zmarszczył brwi.
-
Chciała tłumaczyć, ale ja nie chciałem jej słuchać... - odpowiedział, biorąc do
ręki komórkę i wyłączając ją. - Teraz też nie chcę...
-
Nic z tego nie rozumiem… Jak ty się w ogóle o tym wszystkim dowiedziałeś? I od
kogo? - zapytał zdezorientowany bliźniak.
-
Ona ma dzisiaj urodziny... Znaczy moja córka ma urodziny, a ja nie mogę nawet
złożyć jej życzeń, bo nie wie o moim istnieniu... - powiedział już zupełnie
cicho, siadając na kanapie i ukrywając twarz w dłoniach.
Tom
nadal nie dowiedział się niczego konkretnego, ale nie ponaglał go, w dodatku
nie miał pojęcia co ma robić, jak go podtrzymać na duchu, w jaki sposób
pocieszyć? Przyznał teraz sam przed sobą, że to co zrobiła Babette było wielkim
świństwem i ogromną krzywdą, jaką wyrządziła nie tylko bratu, ale
prawdopodobnie także ich córce.
Po
chwili milczenia Bill kontynuował;
-
To wydało się zupełnie przypadkiem, Max kupił jej szesnaście róż, tyle ile
kończy lat... Nietrudno więc było to obliczyć. Ty kiedyś mówiłeś, że ma
piętnaście, pamiętasz?
-
Nie wiem, nie pamiętam, ale faktycznie coś kiedyś Babette mówiła, że ma
skończone piętnaście, no ale w takim razie kiedy przyjechały tutaj to nie miała
jeszcze szesnastu, skoro ma dziś urodziny - odparł Tom.
-
Ja w ogóle wtedy o tym nie pomyślałem, nie skojarzyłem, nawet do głowy mi takie
coś nie przyszło... - jęknął Bill. - ...ale dzisiaj, kiedy Max powiedział mi
dokładną datę jej urodzin, to uderzyło we mnie natychmiast. I policzyłem
wstecz...
-
I pojechałeś po potwierdzenie... - dodał bliźniak cicho.
Bill
tylko skinął głową, opierając łokcie o kolana, a czoło na kciukach, splatając
ze sobą resztę palców. Nastała cisza.
Obydwaj
w myśli analizowali to co się stało. Tom zastanawiał się teraz, jak mogłoby
ułożyć im się wówczas życie, gdyby mu powiedziała, nie wyjeżdżając. Może to
byłby koniec ich kariery? A jeśli nawet nie, to na pewno wielki skandal, no i
ogromna przeciwność w osobie ich matki. Dla Babette była to na pewno bardzo
trudna decyzja, okupiona wielkim cierpieniem, ale wtedy pewnie była przekonana,
że postępuje słusznie i robi to dla jego dobra. Z pewnością właśnie tak było,
wolała uwolnić go od siebie, niż być przyczyną jego porażki, z pewnością nie
chciała marnować mu życia, bo gdyby ich kariera wówczas załamała się, mógł
kiedyś winą za to obarczyć właśnie ją.
-
Dlaczego mi to zrobiła...? - zapytał Bill.
-
Nie oceniaj jej pod wpływem chwili, powinieneś najpierw jej wysłuchać -
stwierdził w końcu Tom, mając za sobą krótkie przemyślenia.
-
Dla mnie nic jej nie usprawiedliwia...
-
Nie mów tak, tylko się z nią spotkaj. Oboje potrzebujecie rozmowy i to jak
najszybciej. Myślę, że ona tego żałuje, ale czasu nie cofnie.
Bill
znów wstał z kanapy i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, opierając ręce na
biodrach. W pewnej chwili zatrzymał się i westchnął ciężko.
-
Nie wiem, czy potrafię z nią teraz rozmawiać, ale wiem jedno… Nie wybaczę jej
tego... Nigdy.
~
Siedziała na sofie otulona kocem
i obejmując kolana opierała na nich brodę. Makijaż wraz ze łzami spływał po jej
policzkach. Chociaż minęła już dobra godzina od jej przyjścia, wciąż nie mogła
się uspokoić.
-
Jestem taka głupia... Popełniłam w życiu tyle błędów, a jednak niczego mnie to
nie nauczyło... - zawodziła, zalewając się łzami.
-
Masz, napij się - powiedziała Julia, podtykając jej pod nos kieliszek koniaku.
- To ci dobrze zrobi.
Babette
przechyliła szkło pociągając potężny łyk, po czym wykrzywiła usta. Znowu
sięgnęła po telefon, próbując usilnie skontaktować się z Billem, jednak jego
komórka wciąż była wyłączona.
-
Daj mu trochę czasu...
-
On mi tego nie wybaczy... - jęknęła.
-
Wybaczy, zobaczysz, że wybaczy, chociaż pewnie będzie miał żal... To
nieuniknione. - stwierdziła Julia.
-
Nie wybaczy i będzie miał rację...
-
Musisz jak najszybciej powiedzieć wszystko Amy.
-
Nie, nie teraz...
-
Znowu zaczynasz? - zdenerwowała się Julia - Jeszcze mało problemów narobiła
twoja opieszałość?
-
Ale po co mam jej powiedzieć, mieszać w głowie, jeśli on nie będzie chciał nas
znać? - zapytała Babette, przez kolejną falę szlochu i zalewających jej oczy
łez.
-
Chyba sama w to nie wierzysz... - westchnęła z politowaniem Julia. - Jak może
nie chcieć znać własnego dziecka i to jedynego? Może nie chcieć znać ciebie,
ale na pewno nie Amy.
-
No właśnie... - wymamrotała Babette, kładąc na kolanach głowę. Tak bardzo
chciałaby teraz to wszystko odwrócić w jakiś cudowny sposób, naprawić swój
błąd, ale czy, gdyby cofnęła czas postąpiłaby inaczej? Może tylko w przypadku
jakiegoś cudownego przeczucia, czy jasnowidzenia, ale znając siebie, pewnie
znowu długo zwlekałaby z wyjawieniem prawdy. Szkoda, że człowiek nie ma w życiu
tej jednej, jedynej szansy cofnięcia głupiej decyzji… Teraz z pewnością by ją
wykorzystała.
Jej
nadwyrężone przez ostatnią godzinę nerwy, nie były w stanie spokojnie przyjąć
przeraźliwie zaskakującego dźwięku komórki. Aż podskoczyła na pierwsze takty
refrenu ulubionej piosenki, a gdy spojrzała na wyświetlacz serce zabiło jeszcze
mocniej. Rozedrgane dłonie nie były w stanie pospiesznie odebrać połączenia.
Kiedy jednak już jej się to udało, nawet nie zdążyła się odezwać, usłyszała
oschły, w niczym nie przypominający ciepłej tonacji, z jaką zwykł był zawsze do
niej mówić, głos Billa:
-
Gdzie jesteś?
-
U Julii - wydusiła.
-
Mogę tam przyjechać, czy spotkamy się gdzie indziej? - zapytał.
-
Możesz, jesteśmy same, chyba, że chcesz się spotkać w innym miejscu -
odpowiedziała łamiącym się głosem, a po chwili usłyszała krótkie i stanowcze;
-
Zaraz tam będę, podaj mi tylko adres.
Podyktowała
numer ulicy i domu, a on od razu się rozłączył. Ścisnęła telefon w dłoni. Teraz
bała się bardziej niż kiedykolwiek i wystraszonymi oczyma spojrzała na
przyjaciółkę. Ton jego głosu, ta oschłość i stanowczość, nie wróżyły niczego
dobrego, ale wiedziała, że cokolwiek miałoby się stać, musi przez to jakoś
przejść.
-
Jedzie tu...
-
No widzisz, jest nawet szybszy niż myślałam - uśmiechnęła się kobieta.
-
Boję się Julia... - jęknęła Babette. – Chyba jeszcze nigdy tak się nie bałam…
-
Idź i odśwież się, skoro zaraz tu będzie, i popraw makijaż, a ja wychodzę do
sąsiadki, porozmawiajcie sobie w spokoju, jak będzie po wszystkim, zadzwoń -
powiedziała Julia, obejmując przerażoną winowajczynię. - No i głowa do góry,
wszystko będzie dobrze... - Poklepała ją po plecach.
-
Obyś miała rację...
~
Upływające
minuty zdawały się wiecznością, a z każdym kolejnym uderzeniem wskazówki zegara
jej serce coraz bardziej drżało ze strachu i niepewności. Co chwilę zerkała na
ulicę, wypatrując czarnego samochodu. I chociaż minęło dopiero piętnaście minut
od jego telefonu, miała wrażenie, że upłynęła dobra godzina. Drobny śnieg
prószący za oknem przemienił się w duże płaty, wesoło wirujące pod wpływem
lekkiego wiatru.
Wreszcie
koła czarnego BMW zatrzymały się pod punktowcem w którym mieszkała Julia, a z
auta niespiesznie wysiadł młody mężczyzna w czarnej kurtce z białym
wykończeniem, kierując swe kroki w stronę klatki.
Poczuła
się tak, jakby jej wszystkie narządy w jednej chwili zapomniały jakie pełnią
funkcje i oszalały; serce po nagłym zatrzymaniu, zaczęło bić ze zdwojoną siłą,
tłocząc krew z nadzwyczajną prędkością, a skurczony żołądek pewnie miał ochotę
gdzieś uciec, bo podchodził coraz wyżej do gardła. Stała pod drzwiami
nasłuchując najmniejszego szmeru świadczącego o jego obecności, ale nie
słyszała nic, oprócz bicia swojego serca. Nie wiedziała też jakim cudem jeszcze
stoi, bo zamiast swoich nóg miała coś na kształt dwóch, drewnianych kołków,
całkowicie bez czucia.
Zdecydowane
pukanie wyrwało ją z letargu oczekiwania. Szybko otworzyła drzwi, za którymi
stał Bill. Jego wzrok zmroził jej ciało od stóp po czubek głowy i tym samym dał
jej do zrozumienia, że nie będzie to łatwa rozmowa. Zresztą nawet o tym nie
marzyła, wiedziała, że będzie ciężko do niego dotrzeć, był zraniony, czuł się
upokorzony tym, że tak długo to przed nim taiła, że zrobiła z Martina ojca dla
jego dziecka… Ona to wszystko wiedziała, ale kochała tak bardzo, przecież do
niego wracała, pragnęła chociaż móc spróbować i błagać go o szansę…
Bez
słowa wszedł do salonu. Na stoliku, obok kanapy stała butelka wypełniona do
połowy koniakiem i pusty kieliszek Babette. Mimowolnie zatrzymał na nim wzrok,
siadając.
-
Napijesz się? – zapytała niepewnie.
-
Odrobinę, już wypiłem u Toma drinka, a jestem samochodem – odparł.
Zawahała
się, ale przyniosła czysty kieliszek i napełniła go niewielką ilością trunku.
Pod wpływem drżenia jej dłoni, szkło zadźwięczało w błagalnej prośbie o
pozostawienie je całym. Po chwili chwycił naczynie i upił nieco jego
zawartości, a odstawiwszy z powrotem na stolik, zwrócił się do niej oschłym,
chłodnym tonem;
-
Nie wiem, jak mam z tobą teraz rozmawiać… To co mi zrobiłaś… - Nabrał głęboko w
płuca powietrza, zatrzymując na chwilę potok słów i patrząc na nią z żalem i
bólem, dokończył; - Ale chcę wiedzieć tylko jedno… Jak mogłaś żyć z tym przez
tyle lat? - Utkwił swoje przenikliwe spojrzenie w jej źrenicach, wyczekując
odpowiedzi. W tej chwili chciała zapaść się pod ziemię. Jak miała
usprawiedliwić przed nim samą siebie, kiedy tak bardzo czuła się winna?
-
Nie mogłam… - zaczęła cicho. – To było jak jakieś fatum, kara za wszystkie
grzechy… Kiedy patrzyłam w jej oczy, przez wszystkie ta lata widziałam tylko
jedną osobę; ciebie…
Teraz
przypomniały mu się jej słowa, kiedy odwoził ją do domu przed świętami; „Oczy
ma po ojcu…”. No tak… przecież tamten miał jakieś jasne, niebieskie, czy
zielone, nieważne… A Amy tamtego wieczoru tak pięknie na niego patrzyła tą
piękną czekoladą, kiedy opowiadał jej wówczas o kominku… Pamiętał też, że
właśnie wtedy zupełnie nieświadomy poczuł dziwny żal, że nie mógł ofiarować w
spadku brązu swoich oczu własnemu dziecku, jakie tak bardzo chciałby mieć
kiedyś z Babette…
Dlaczego
tamtego popołudnia spotkanie z nią całkowicie uśpiło jego czujność i zdolność
szybkiej analizy? Czemu nie przypomniał sobie, że jego obrzydły rywal przecież
nie miał brązowych oczu? Chociaż… jak mógł wtedy poskładać wszystkie zasłyszane
szczegóły i utworzyć z nich rzeczywisty obraz jej córki, kiedy nawet nie miał
pewności, że dziewczyna z którą spotyka się Max jest naprawdę córką Babette?
Gdyby wówczas pokazała mu jej zdjęcie, może jego zmysły wyostrzyłyby się
bardziej i łatwiej z tych wszystkich detali ułożyłby spójną całość, dającą mu
przecież tak wiele do myślenia…?
-
Nie mogłaś, a jednak żyłaś – powiedział stanowczo po chwili milczenia,
podnosząc się z kanapy. Zrobił dwa kroki w stronę okna.
Babette
była przerażona, że chce już wyjść nim zdołała cokolwiek mu powiedzieć, choć
trochę wytłumaczyć, co wtedy czuła i dlaczego tak postanowiła. Była teraz
gotowa błagać go, choćby klęczeć przed nim, byleby tylko nie wychodził, nie
wysłuchawszy jej. Także wstała i podeszła do niego, chwytając jego dłoń.
-
Bill, proszę, wysłuchaj mnie… Nie możesz wyjść, ja nie wypuszczę cię, jeśli
chociaż mnie nie wysłuchasz… Proszę… - Patrzyła na niego błagalnie, oczyma
pełnymi łez, które zaraz spłynęły po jej policzkach. Jego wzrok był pełen żalu,
wyrzutu i chłodu, nie było już w tym spojrzeniu ciepła, ani miłości, w której
morzu tak niedawno mogłaby utonąć. Milczał wpatrując się w nią. Jeszcze wczoraj
gotów byłby scałować każdą jej łzę, dziś był zupełnie na nie obojętny. Nie
potrafił poradzić sobie z bólem i faktem, jak bardzo kobieta, którą przez te
wszystkie lata tak kochał, zawiodła go.
-
Chciałam ci powiedzieć, uwierz mi… Wracałam tu także i z tą myślą, choć nie
będę ukrywać, że przede wszystkim do ciebie, nawet nie wierząc, że wciąż o mnie
pamiętasz… - Była szczera do bólu i teraz nawet mogłaby mu wyjawić, że przez te
wszystkie lata kochała go tak samo mocno, że jej miłość ani na chwilę nie
straciła na sile, choć to nie był czas na wyznania, ale tak naprawdę, czy w
wypowiedzianych przed chwilą słowach właśnie
tego wszystkiego nie zawarła? I choć serce zabiło mu w tej chwili mocniej, to
jednak jej wyznania nie złagodziły tego palącego bólu, jaki trawił go od
wewnątrz. – Miałam zamiar wszystko ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak, nie
wiedziałam kiedy… Czekałam na odpowiedni moment, ja się po prostu bałam… A
teraz boję się jeszcze bardziej…
Jego
rany były zbyt głębokie, aby w tej chwili, po kilku jej pełnych skruchy słowach
łatwo mogły się zabliźnić. Wciąż tak wielu rzeczy nie mógł pojąć, nie potrafił
sobie poradzić z własnymi myślami, kiedy każda z nich podsuwała kolejne
oskarżycielskie pytanie. Miotany żalem, wyrwał dłoń z uścisku jej rąk.
-
Ale jak w ogóle mogłaś wyjechać i nic mi nie powiedzieć?! Do jasnej cholery!
Przecież już wtedy byłaś w ciąży, nie dość, że mnie zostawiłaś, to jeszcze uciekłaś
z moim dzieckiem! – krzyknął.
-
Bill, proszę… Zrozum mnie… Dowiedziałam się już po naszym rozstaniu, jak miałam
ci powiedzieć?
-
A czy to ja cię zostawiłem?!
-
Nie, ale wiesz jak było… Twoja matka, presja otoczenia… Byłeś taki młody, jak miałam
to zrobić?
-
Normalnie! Mogłaś po prostu przyjść i powiedzieć, przecież do cholery miałem do
tego prawo! Dlaczego z góry wszystko przewidziałaś, że nie zaakceptuję tego, że
nie chcę być ojcem? Nie rozumiesz, że zadecydowałaś za mnie? - Z każdym słowem
był coraz bardziej rozżalony, chwilami mówił tak głośno, że niemal krzyczał.
Czuł, że z tego bólu, przestaje nad sobą panować. Ostatnio, w podobnie
impulsywny sposób zareagował na wieść o jej powrocie, chociaż tamte uczucia,
choć równie intensywne były zupełnie inne. Mimo niepewności i lęku, zawładnęła
nim wówczas także jakaś bliżej nieokreślona euforia, radość, a teraz odczuwał
jedynie głęboki zawód i gorycz, to wszystko skumulowało się w nim. W jego sercu
tkwił wielki cierń, miał do niej ogromny żal o stracone lata, o życie z daleka
od nich, i całkowity brak wpływu na wychowanie własnego dziecka, nie wiedział,
czy będzie umiał jej wybaczyć, lecz gdzieś w głębi duszy zaczęła właśnie tlić
się maleńka iskra szczęścia... Przecież miał taką wspaniałą i piękną córkę...
-
To nie tak, Bill! – Próbowała mu wszystko rozsądnie wyjaśnić Babette, pomagając
sobie w tym gestykulacją dłoni. – Ja po prostu byłam pewna, że tak będzie
lepiej, że jeśli nie będziesz wiedział, będzie ci łatwiej! Byłam dużo starsza,
powinnam była myśleć, to była moja wina, chciałam cię chronić, nie chciałam
zmarnować ci życia…
Zacisnął
mocno szczęki, aż z wściekłości zgrzytnął zębami, po czym chwycił ją za ramiona
i potrząsnął:
-
Jakie łatwiej?! Jakie łatwiej?! Czy ty w ogóle wiesz co mówisz? Pozbawiłaś mnie
szczęścia, kochałem cię jak nikogo na świecie, gdybym się dowiedział, że jesteś
w ciąży, nosiłbym cię na rękach, a zamiast tego ty zafundowałaś mi okrutne
rozstanie, w dodatku wyjechałaś z tym…. – Zacisnął zęby. - …z tym… palantem! –
dokończył, po czym odepchnął ją jakby z obrzydzeniem.
To
zabolało… I choć nie poczuła fizycznego bólu, to tym gestem zranił ją jak nigdy
przedtem. Ogarnęła go jakaś furia i teraz nie poznawała go, a może po prostu
nigdy z takiej strony nie dał jej się poznać? „Nie wybaczy mi… Nie wybaczy…”, kołatało jej w głowie nie dając
odrobiny nadziei i jeśli jeszcze wczoraj coś do niej czuł, dziś z pewnością to
uczucie spłonęło na stosie jej własnych kłamstw i niedomówień. Wystarczyło na
niego spojrzeć, aby w płonących z wściekłości oczach wyczytać obojętność i
pogardę, jaką w tej chwili musiał czuć. Ale czy nie miał prawa jej potępić? Nie
była nawet w stanie wyobrazić sobie, co teraz przeżywał, choć tak często sama
niemal odczuwała ten ból, kiedy tylko wyobraziła sobie chwilę, w której wyjawia
mu prawdę. Nie sądziła jednak, że nie stanie się to w sposób, w jaki chciała to
zrobić, że to nie ona o wszystkim mu powie, a dotrze to do niego za przyczyną
głupiego przypadku.
Cofnęła
się trzy kroki do tyłu, zapłakana i zbolała objęła rękami własne ramiona, jej
ciałem wstrząsały dreszcze. I kiedy tak patrzył na nią oskarżycielsko, wciąż
gniewny, w niej samej wybuchł bunt.
Tak,
zawiniła, ale dlaczego oceniał ją tak łatwo, nie wiedząc co wówczas czuła? Nie
miał o tym zielonego pojęcia, teraz tak łatwo przychodziło mu każde
wypowiedziane słowo, nie wyobrażając sobie nawet, że taka wieść mogłaby być
wówczas dla niego ogromnym ciężarem!
Dławiąc
się własnymi łzami, rozłożyła ręce i wykrzyczała to wszystko co wtedy czuła;
-
Ja też cię kochałam! Myślisz, że było mi łatwo?! Miałam przeciwko sobie
wszystkich, na czele z twoją matką, całą bandą twoich fanek! Nie byłeś zwykłym
chłopakiem, oboje byliśmy pod lupą, a ty wtedy wciąż niepełnoletni! Wiesz co by
się działo, gdyby wyszło na jaw, że jestem z tobą w ciąży?! Dojrzała kobieta
uwiodła nastolatka! Już widziałam te nagłówki w gazetach i nawet gdybyśmy
bardzo chcieli to ukryć, na pewno by się nie udało! Twoja kariera, to wszystko
ległoby w gruzach, a ty w końcu znienawidziłbyś mnie za to!
Milczał,
odwracając się do okna. Może i miała trochę racji, ale nie umiał teraz dopuścić
tego wszystkiego do głosu w swojej głowie, czuł tylko ból i ogromne
rozczarowanie. Roześmiał się ironicznie i w końcu odezwał;
-
Nic by się nie działo, zanim byś urodziła, miałbym skończone osiemnaście lat, a
potem by było podobnie jak z ujawnieniem naszego związku!
-
Nietrudno by było obliczyć, że kiedy spłodziłeś dziecko, jeszcze ich nie miałeś
i byłeś nawet niegotowy, by zostać ojcem! Przypomnij sobie swoje zachowanie w
tamtym czasie!
-
To nie jest argument!
-
Dla mnie jest! Gdybym została obarczając cię wtedy ojcostwem, szybko po naszej
wielkiej miłości zostałyby zgliszcza! – wykrzyczała na koniec.
Zamilkli
na chwilę, a każde z nich wróciło w swoich wspomnieniach do tamtych chwil. On
uporczywie wpatrywał się w przejeżdżające za oknem samochody, ona utkwiła swój
wzrok w kieliszku z niedopitym koniakiem. Miał w głowie mnóstwo wciąż
niezadanych pytań i zarzutów, które chciał jej wykrzyczeć, tylko co to mogło
teraz zmienić? Mimo to nie potrafił i nie chciał się powstrzymać przed
wyrzuceniem kolejnego.
-
Jak mogłaś pozwolić, żeby moje dziecko wychowywał ten… - Miał już zamiar
obdarować nieszczęsnego Martina niewyszukanym epitetem, ale dokończył tylko
cedząc przez zęby; - …obcy facet…?
-
Był dobrym ojcem, kochał Amy jak własną córkę… - odpowiedziała cicho,
odwracając się w stronę okna. Stali teraz w znacznej odległości, jak zupełnie
obcy sobie ludzie, wpatrując się w zaśnieżoną ulicę. Dopiero po chwili do Billa
dotarło znaczenie tych słów.
-
Co ty w ogóle mówisz? Więc on doskonale wiedział, że to moje dziecko?! –
odwrócił się nagle od okna, patrząc na nią z wściekłością. Sam nie miał
pojęcia, dlaczego przez te kilka godzin żył w przekonaniu, że Martin sądził, że
to jego córka, przecież to był absurd, chyba, że…
-
Miałam mu wmówić, że jest ojcem?! Przecież nie sypiałam z nim! – Mimo
niegasnącego żalu odetchnął na krótką chwilę, ale zaraz zaczął go nurtować
kolejny domysł.
-
To znaczy, wszyscy wiedzą, tak? Wszyscy, oprócz głupiego Billa? – wyrzucił z
siebie z pretensją i rozpaczą w głosie, po czym natychmiast zbliżył się do
niej, pokonując w dwóch krokach tę niewielką odległość. Jego wzrok wypalał
dziurę w jej sercu, a swoim cierpieniem sprawiał, że piekła jak posypana solą.
Zatajona prawda kładła się cieniem na ich najpiękniejsze wspomnienia, stawała
się przeszkodą w drodze do szczęścia, rosła jak mur, budowany w szybkim tempie
przez solidnych budowniczych. Czuła, że z każdym słowem, zamiast odzyskiwać,
traci go.
- A Amy? Czy ona cokolwiek wie? Czy uważa za ojca
tamtego? - To pytanie zakłuło boleśnie, jakby było jakimś ostatecznym. Bała
się, że jeśli powie prawdę, to będzie koniec. Nie chciała i nie mogła jednak
dłużej brnąć w kłamstwa. Pokręciła przecząco głową odpowiadając cicho i
cholernie bojąc się konsekwencji tego, co mu powie.
-
Nie wie... Wierzy, że to on.
Na
te słowa z jego gardła wydobył się przeciągły jęk rozpaczy. Zrobił kilka kroków
w tę i z powrotem, po czym zdruzgotany chwycił dłońmi za głowę, która pulsowała
mu boleśnie od tych niechcianych emocji.
-
Babette, co ty najlepszego narobiłaś?! Skreśliłaś mnie, wymazałaś z roli ojca!
Jak po tylu latach zamierzasz powiedzieć jej prawdę? Przecież ona nigdy ci tego
nie wybaczy, nigdy tego nie zaakceptuje, rozumiesz?!
Teraz
ze zdwojoną siłą zaczęła do niej docierać myśl o konsekwencjach jej czynu.
-
Wiem, popełniłam błąd, ale jak miałam jej to powiedzieć?! Czas tak szybko
uciekał, najpierw wydawała mi się za mała, potem się bałam, że straci kontakt z
Martinem... – Kiedy to wypowiedziała, znów przeszył ją paraliżującym
spojrzeniem i nie odważyła się już powiedzieć nic więcej. Całkiem opadła z sił
i pokorna usiadła cicho na sofie. Odwrócił się znów do okna, podnosząc rękę i
opierając na szybie przedramię. Po chwili oparł na niej też swoje gorące czoło.
-
Nie wymawiaj przy mnie jego imienia… - syknął, a zaraz dodał znów podniesionym
głosem. - Szesnaście straconych lat, bo kobieta którą kochałem nad życie, nie
potrafiła mi zaufać!
W
zasadzie nie musiał mówić niczego więcej, tymi słowami najzwyczajniej ją dobił,
sprawił, że całkowicie rozsypała się psychicznie. Pochyliła głowę, chowając
twarz w dłoniach, a jej długie włosy opadły na kolana. Zabrakło jej sił, choć z
całego serca chciała, żeby ją zrozumiał. Miała wrażenie, że wolno ucieka z niej
życie, że dusza wymyka się z niej, jak powietrze przez maleńką dziurkę,
zrobioną nieopatrznie w balonie.
Płakała.
Wiedział to, ale wciąż tkwił przy oknie, nie okazując odrobiny współczucia, bo jeśli
teraz ktokolwiek na nie zasługiwał, to właśnie on. Był świadomy, że powiedział
wiele przykrych słów, ale czy nie były one prawdą?
-
Dowiedziałam się o ciąży prawie miesiąc po naszym rozstaniu, najpierw świat zawalił
mi się na głowę... - rozpoczęła swój monolog, skrapiając go potężną dawką łez,
które już samoistnie spływały jej po twarzy. - ...potem płakałam ze szczęścia,
bo jeśli kiedykolwiek chciałam mieć dziecko, to właśnie z tobą... - Podniosła
na niego zapłakane oczy, ale on wciąż stał tyłem do niej, oparty o szybę. -
Nawet nie wiesz ile razy chciałam do ciebie biec z tą nowiną, ale za każdym
razem zmieniałam swoją decyzję, analizując skutki tego. Miałam wrażenie, że już
pozbierałeś się po naszym rozstaniu, miałam na nowo wejść w twoje życie z
problemami? Bill, przecież ty nie miałeś wtedy jeszcze osiemnastu lat...
Wszystko by runęło, twoja kariera, młodość... Twoja matka nigdy by mi tego nie
wybaczyła... Zresztą wszyscy by powiedzieli, że złapałam cię w te sidła... Do
tego dochodziło jeszcze prawo… - Wstała i podeszła do niego, delikatnie
dotykając jego ramienia. Nawet nie drgnął. - Na jak długo starczyłoby nam
miłości, wobec wszystkich problemów? Skąd wiesz, czy teraz nie mijałbyś mnie w
nienawiści, że zmarnowałam ci młodość i karierę? Właśnie dlatego postanowiłam
wyjechać...
-
Dla twojej wiadomości powiem ci tylko, że tak naprawdę nie pozbierałem się
nigdy po naszym rozstaniu, i nie możesz też wiedzieć, co by było gdybyś
została... To jest tylko gdybanie, twoje przypuszczenia. Może wciąż byśmy byli
razem, może to by jeszcze bardziej nas połączyło i umocniło nasze uczucie? –
odpowiedział już łagodnie - Mogłaś dać nam szansę, mnie ją ofiarować...
Widocznie nie kochałaś wystarczająco...
Odwrócił
się od okna. Miała wrażenie, że jego oczy zasnuł błękit smutku. Chyba tylko raz
widziała w nich taki ból i było to właśnie te ponad szesnaście lat temu.
-
Właśnie dlatego, że tak bardzo kochałam, zdecydowałam się na ten krok... -
odpowiedziała spokojnie, chwytając go za dłonie.
Kiedyś
z wielkim namaszczeniem zrobił to on w błagalnej prośbie, ostatnim akcie
desperacji. Teraz odwróciły się role.
-
Błagam cię, wybacz mi... – szepnęła.
Stał
bezradny oddychając z trudem, zgaszony i zbolały. Nie potrafił zdobyć się na
jakikolwiek gest, już nie miał siły krzyczeć, a nawet mówić. Wydusił z siebie
tylko ciche;
-
Powiedz jej jak najszybciej Babette...
-
Powiem, obiecuję, powiem...
Wysunął
swoje ręce z uścisku jej dłoni, kierując się wolnym krokiem w stronę drzwi.
-
Bill! – krzyknęła za nim, a on nie odwracając się przystanął. – Czy jesteś w
stanie mi to wybaczyć…?
Nie
wiedział co ma odpowiedzieć, bo tak naprawdę w tej chwili czuł, że nie zdoła.
Ból zbyt mocno zawładnął nim całym, potęgując żal i poczucie ogromnego zawodu.
Dziś nie miał jej na ten temat nic więcej do powiedzenia. Kiedy już nacisnął
klamkę, odwrócił się w jej stronę wypowiadając tylko cztery, ostatnie słowa;
-
Nie wiem, czy potrafię...
O kurczę. Ale się porobiło!;c
OdpowiedzUsuńO fuck.... czemu to takie pomieszane? Nie mogą być już szczęśliwa rodzinka?
OdpowiedzUsuńRozdział 19 "Amy, Martin nie był twoim biologicznym ojcem. Jest nim Bill Kaulitz. [...]Nie martw się wszystko się ułoży. Tylko nie bądź zła, zrobiłam to w dobrej wierze "
Czy mniej więcej tak będzie wyglądał następny rozdział?
Czekam na więcej.
Pozdrawiam Attentionth
O nie... napisałam komentarz i się okazało ze mnie wyrzuciło!!! To pisze jeszcze raz... :/
OdpowiedzUsuńCiężka sytuacja... z jednej strony rozumiem to dlaczego Babette postąpiła tak a nie inaczej (mogła mu powiedzieć wcześniej to fakt ale czy on by inaczej zareagował to nie wiem... teraz może i tak twierdzi ale... tego nie wiemy xD). Z drugiej strony rozumiem to ze Bill czuje się zawiedziony... ale nie oszukujmy się... teraz jest po 30 to na pewno właśnie teraz chciałby mieć dziecko i cieszył by się jak wariat z faktu ze będzie je mieć, ale czy te 16 lat wcześniej by zareagował tak samo? Niby twierdzi ze by ja nosił na rękach, ale ja jak sobie przypomnę tego wkurzajacego nastolatka to taka pewna nie jestem... dlatego serio nie ma co gdybać tylko albo jej wybaczy albo nie... A teraz przed nami sylwester ;> i co tam u Amy? :P (tak... mam jakieś przebłyski w pamięci xD)
A teraz to ja poproszę następny rozdział i to jak najszybciej!!! :D
Do następnego wiec :*
Cholercia, to się porobiło. Nie wiem jak Babette ogarnie sytuację z Amy i Billem, ale już jej współczuję. Z jednej strony ją rozumiem, bo przecież przed rozstaniem Bill zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak i miał stanowczo zbyt wysokie mniemanie o sobie. Z drugiej to jej wielka i jedyna miłość i chyba powinien wiedzieć o dziecku. Nie sądzę, że te 16 lat temu był gotowy na bycie ojcem, bo sam był dopiero dzieciakiem marzącym o międzynarodowej sławie. Powinien postawić się w jej sytuacji i zrozumieć, że robiła wszystko co, według niej, jest najlepsze dla ich córki.
OdpowiedzUsuńNo i zostaje sprawa Amy. Musi powiedzieć jej jak najszybciej i na pewno nie będzie to przyjemna rozmowa.
Rozdział jak zawsze wbija w fotel i ja poproszę nowy już, teraz, zaraz :D
Pozdrawiam, Ola :*
Czytając czułam jakbym stała tuż obok i widziałam wszystko oczyma wyobraźni. Chyba wszystkie chcemy żeby Bill wybaczył Babette .. przydałoby im się w końcu trochę szczęścia...
OdpowiedzUsuńJulia ma rację, mówiąc że opieszałość Babette wywoła więcej złego. Mam nadzieję, że nasza bohaterka wyciągnie wnioski i wyjawi prawdę Amy.
OdpowiedzUsuńBill nie wie, czy potrafi wybaczyć Babette, nawet nie dlatego, że wyrządziła mu wielką krzywdę, nie mówiąc ani słowa o ciąży, a wcześniej jeszcze wyjeżdżając do Stanów z jego rywalem, ale dlatego, że to wszystko jest zbyt świeże, nowe. Wiadomość o córce spadła na niego niczym lawina, niszcząc dotychczasowe życie. Nie miał możliwości, by się do tego przygotować, zresztą- na takie informacje nigdy nie jest się gotowym. Kiedy emocje opadną i Bill przemyśli sprawę, to pewnie w jakimś stopniu będzie w stanie zrozumieć, co kierowało Babette przy podejmowaniu decyzji, jej strach, chęć chronienia go, presję otoczenia... Droga do wybaczenia może być długa i kręta, w końcu straconych lat nic nie wróci... Czekam na kolejny rozdział!
Buziaki! :*
Dobrze ze porozmawiali choć wiem ze Billowi będzie trudno wybaczyć... powinien zarządzać zeby powiedziała Amy przy nim należy mu sie to za te wszystkie lata... czekam next :*
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńDziś w jednym komentarzu odpowiem na wszystko tak bardzo ogólnie, bo się pewne sprawy zagmatwały w moim życiu i po prostu nie mam sił, ani też nastroju każdej z osobna odpisać, a tak prawdę powiedziawszy zazwyczaj odpowiadam bardzo podobnie więc dziś odpowiem zbiorowo.
Na początku bardzo serdecznie dziękuję za komentarze, to bardzo miłe dla autora. Nawet jak się czasem wkurzacie, że nie wszystko idzie po Waszej myśli, to jednak wzbudzam jakieś emocje, a to najważniejsze. Chciałabym oczywiście, żeby każda z Was pozostawiła pod każdą częścią kilka słów, mam tu Was od jakiegoś czasu kilka takich wiernie komentujących – z całego serca, dzięki :* Szkoda tylko, że nie wszystkim tak się chce, no ale mówi się trudno, może na koniec większość się odezwie, ale jeszcze trochę Was pomęczę nim ten koniec nastąpi.
Podsumowując część, macie rację; Bill teraz taki hardy i taki pewny, kiedy jest dorosły, ale jak zareagowałaby na to ta młodociana, rozkapryszona gwiazdka, jaką wówczas był? Czy, aby na pewno promieniałby szczęściem? Szczerze wątpię i gdyby została z nim, to wszystko mogłoby posypać się szybciej niż myśli. Teraz tak myśli w ferworze uniesienia, z emocji na taką wiadomość, to wszystko buzuje w nim, jest świeże, nie było chwili na głębsze zastanowienie i przemyślenia, ale dajmy mu kilka dni, niech chłopak sobie to poukłada w głowie, a zacznie wszystko postrzegać zupełnie inaczej.
Jemu dajmy kilka, a ja Wam daję tylko jeden dzień, bo spotkamy się już jutro, a po emocjonalnych chwilach przyjdzie moment oddechu. Jeszcze raz Wam dziękuję, że jesteście, ściskam i całuję, wasza B. ;*