sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział XXIII



Rozdział XXIII



„Bez Ciebie noc straciła smak,
nie ma sensu cały świat.
Marzenia nie spełniają się,
kiedy nie ma Cię”
Ira – „Bez Ciebie znikam”



              Obudziło ich ciche, lecz natarczywe pukanie do drzwi. Niemal równocześnie oderwali głowy od poduszki i spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
            - Któż to może być? – Babette zerknęła na zegarek, dochodziło południe. Wstała narzucając na siebie pospiesznie koszulkę, spojrzała na Billa wzrokiem pełnym obawy. Zanim tamten zdołał wykonać jakikolwiek ruch, zza drzwi odezwał się znajomy głos:
            - To ja, Tom, otwórzcie – dziewczyna odetchnęła z ulgą i szybko otworzyła drzwi, wpuszczając chłopaka do pokoju.
            - Cześć – rzucił w wejściu wchodząc i rozsiadł się w fotelu, obrzucając leżącego jeszcze w łóżku Billa znaczącym spojrzeniem.
            - Czego? – odezwał się chłopak, którego zirytował lustrujący wzrok brata. Tom, nic nie mówiąc, uśmiechał się tylko.
            - Ale ci zazdroszczę, ja musiałem spać sam... – odezwał się z udawanym smutkiem, wlepiając wzrok w skąpo ubraną Babette, która przechodząc obok pociągnęła go żartobliwie za dredy.
            - Trzeba było przyjść do nas – uśmiechnęła się puszczając mu oczko.
            - Jeszcze czego! I tak bym go nie wpuścił – odezwał się Bill, wciąż zły na brata za wczorajsze. – Po coś przylazł?
            - Jest sprawa – powiedział poważnym tonem Tom, wyciągając z obszernej kieszeni złożoną gazetę i rzucił ją Billowi. – Masz, poczytaj sobie.
            Chłopak zaczął przewracać kolejne strony pisma, aż trafił na pokaźny nagłówek; „Pierwszy jubileuszowy koncert radia 'Unser Zeit'”, spory artykuł i jego zdjęcie, ze wzrokiem wlepionym gdzieś przed siebie, czym Bill wcale nie był zdziwiony.
            - No i co w tym takiego nadzwyczajnego?
            - Artykuł przeczytaj – odparł Tom.
            Teraz zaciekawiona Babette usiadła obok niego, też zatapiając się w lekturze. Kiedy doszli do pewnego fragmentu, Bill zaczął czytać na głos:
            - „...oczywiście jak zawsze, największą popularnością cieszył się zespół Tokio Hotel, rzesza nastoletnich fanek czekała wszędzie, gdzie tylko dało się spotkać chłopaków. Jednak oni, jak można było zauważyć, wcale nie byli zainteresowani dziewczętami zgromadzonymi pod sceną, czy pod hotelem. Uwagę obydwu bliźniaków, przykuwała stojąca pod sceną w towarzystwie ich menagera piękna prezenterka...” – Bill uniósł spojrzenie na brata i od razu wypalił w jednym temacie, bo tak naprawdę cała reszta niewiele go interesowała. - Ty też się na nią gapiłeś?
            Tom, nieco zmieszany zaśmiał się nerwowo.
            - Patrzyłem wszędzie, ogólnie i na nią, i na publikę. – odpowiedział chłopak wymijająco.
            -„... która potem, zaproszona do ich samochodu, udała się razem z zespołem do hotelu na bankiet...” – kontynuował czytanie Bill. – „... Znaczną część przyjęcia adorował ją Tom, z którym potem zniknęła. Może źle się poczuła i szarmancki bliźniak odprowadził ją do pokoju? Pewnie zaopiekował się nią należycie, bo dość długo go nie było, a kiedy już wrócił, zniknął Bill, który być może godnie zastąpił brata...”. Pierdolone pismaki… - dodał już od siebie.
            Przebiegł jeszcze oczami, po kolejnych linijkach tekstu, ale widocznie już nic ciekawego tam nie było więc zamilkł. Wszyscy spojrzeli po sobie z niewyraźnymi minami.
            - Będziemy musieli bardziej uważać – powiedział cicho.
            - Pieprzony brukowiec – zdenerwowała się dziewczyna. – Właśnie, że będziemy się zachowywać normalnie, to znaczy jak przyjaciele – dodała po chwili, a bracia spojrzeli na nią ze zdziwieniem. - No co się tak patrzycie? Jeszcze bardziej zaczną spekulować, jak nagle w ogóle przestaniemy się do siebie odzywać i przebywać w swoim towarzystwie.
            - No tak, ale żebyś ty z tego powodu nie miała jakichś problemów – odezwał się Tom.
            - Już ty się cwaniaczku o mnie nie martw – uśmiechnęła się. – Ja sobie poradzę. Widzisz co by było gdybyśmy się przyznali do naszego związku? – zwróciła się tym razem do Billa.
            - Pogadaliby i by im przeszło, to normalne, że zawsze szukają sensacji. – odpowiedział chłopak.
            - Tylko zanim by im przeszło, nieźle zatruliby nam życie. No dobrze, ja idę pod prysznic, a wy może zamówilibyście coś do jedzenia? – zwróciła się Babette do chłopaków i zniknęła za drzwiami łazienki.
            Rozkoszując się ciepłym strumieniem wody, myślała o tym, co będzie jeśli tę gazetę przeczyta Martin? Ta myśl odrobinę ją zaniepokoiła, ale zaraz przyszła ta bardziej uspokajająca, przecież Martin takich brukowców nie czyta, a jeśli nawet, to tam nic konkretnego nie było, ot głupie wymysły marnego pismaka. Zawsze może powiedzieć, że świetnie się bawiła, że siedzieli i rozmawiali na tarasie, albo choćby poszli na spacer, przecież jeśli chodzi o Toma, to była prawda.
            Zupełnie nie było się czym przejmować, przecież nie da wiary, że łączy ją cokolwiek z którymś z chłopaków, choćby ze względu na ich młody wiek. A jeśli nawet zacznie coś podejrzewać, to co? Pal to licho! Niebawem, kiedy już z nim skończy i tak wszyscy się dowiedzą.
            Wyszła spod prysznica okręcając się dużym, białym, hotelowym ręcznikiem. Z mokrych włosów skapywały na posadzkę pojedyncze krople wody. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się. Znów była szczęśliwą kobietą, na jak długo tym razem...? Wiedziała, że przed nią jeszcze wiele wyzwań, ale dla niego było warto się ich podjąć…
            Wyszła z łazienki, rozczesując mokre włosy.
            - Co tam zajadacie dobrego? - zwróciła się do chłopaków zerkając na przyniesione śniadanie.
            - Proszę - zwrócił się do niej Bill, wręczając smakowitego tosta.
            - Ależ byłam głodna - odparła Babette i gryząc kawałek chrupiącej kanapki, przysiadła na łóżku. Tom, choć bardzo się starał tego nie robić, bezustannie kierował swój wzrok na jej wyciągnięte wprost przed nim nogi. Badał przy tym co chwila czujność brata, który na szczęście był zajęty rozmową z ukochaną, więc nie widział gdzie wędrują teraz oczy Toma. Kobieta, którą pokochał jego brat, robiła na nim ogromne wrażenie i zdawał sobie sprawę, że będzie musiał dobrze to przed obojgiem ukryć. Teraz mógł oglądać ją okrytą tylko białym ręcznikiem, z mokrymi włosami zmysłowo opadającymi na nagie ramiona i czuł się trochę nieswojo. Wiedział, że taki widok do tej pory zarezerwowany był tylko dla Billa, a on teraz kradł zachłannie spojrzeniem to, co miał przed oczami, nie mogąc się powstrzymać.
            W konsekwencji tych wydarzeń, jedna rzecz trochę go w nim samym drażniła i nie mógł tego pojąć… Do tej pory nie było takiej sytuacji, że będąc blisko jakiejś kobiety coś wprawiało go w stan zażenowania, podczas gdy teraz patrząc na nią właśnie to czuł. Nie miał pojęcia co było tego powodem, czy jej podniecający negliż, czy też ona sama...?

~

            Irytujący dzwonek budzika wyrwał go z głębokiego snu. Nienawidził tego dźwięku tym bardziej, że późno zasypiał i nigdy nie wstawał wyspany. Szybki prysznic i poranna kawa; to był codzienny rytuał tuż po wstaniu z łóżka każdego poranka. Ten był kolejnym, kiedy miał świadomość, że znów spędzi dzień bez niej. A może przyjdzie mu tak spędzić już wszystkie...? Odpędził czym prędzej dołujące myśli. Jednak właściwie był pewien, że to co się z nią ostatnio dzieje, to na pewno nie choroba ciała, jak mu usilnie starała się wmówić.   
            Instynktownie wyczuwał, że powód frasunku jaki ostatnimi dniami ją trapił, był ściśle związany z jej uczuciami. Kiedy do niej mówił, miał nieodparte wrażenie, że w ogóle go nie słucha, a myślami błądzi gdzieś daleko. Była nieobecna nawet wtedy, kiedy się kochali, chociaż nawet już nie pamiętał kiedy to było… Czuł, że ją traci, chciał zrobić coś, co mogłoby temu zapobiec, jednak nie miał pojęcia jak i co? Bał się popełnić jakiś niewybaczalny błąd, czy choćby o cokolwiek spytać. Obawiał się, że jego pytanie, wywoła lawinę szczerych odpowiedzi z jej strony i niekoniecznie będących dobrymi wiadomościami dla niego, takich, jakie chciałby usłyszeć. Nie był nawet w stanie wyobrazić sobie, co wówczas zrobiłby, jeśli dowiedziałby się, że ona odchodzi. Kochał ją tak bardzo, że gotów był na wszelkie poświęcenia, znosił jej fochy i dąsy, ciągłe żale o nic, czasem miał wrażenie, że ma do niego pretensje po prostu o to, że jest. Chwilami ledwie wyczuwał jej niechęć, a niekiedy ostentacyjnie ją demonstrowała. Lecz mimo tego był pokorny i oddany, gotów na wszelkie poświęcenia. Z tej swojej wielkiej miłości, wybaczyłby jej nawet zdradę, byleby tylko z nim była.
            Podejrzewał i milczał, milczał bo kochał, kochał i cierpiał... Nie było chwili, kiedy by o niej nie myślał, nawet w pracy czasem nie mógł się na niczym skupić, bo jego myśli zaprzątała mu ta jedna, szczególnie wtedy, kiedy byli daleko od siebie.
            Siedział na zebraniu zarządu, nieobecny duchem, malując po ledwie zapisanej kartce w służbowym notatniku jakieś dziwne kształty, zerkając od czasu do czasu na mówiącego o nowych sposobach zarządzania mediami prezesa. Wyjątkowo dzisiaj, nie mógł w ogóle się skupić na jego słowach, znów miał w głowie tylko ją. Nerwowo spojrzał na zegarek, dochodziła dwunasta. Nie dzwonił do niej jeszcze dzisiaj, chociaż tęsknił tak bardzo, ale wiedział, że po koncercie, który zapewne nie skończył się wcześnie, był bankiet, więc pewnie jeszcze odsypia nocne harce.
            - No dobrze, kończymy na dziś moi drodzy - odezwał się prezes. Teraz mógł odetchnąć z ulgą.
            - Idziesz do siebie? - zapytał Franz, którego biuro znajdowało się na tym samym piętrze, co biuro Martina.
            - Tak, jasne - odpowiedział pytany.
            - Wiesz, jakoś nie przemawiają do mnie te nowe metody - odezwał się kolega.
            - A ja, przyznam ci się szczerze, nie słuchałem go za bardzo, jakoś nie mam dziś nastroju do zebrań, idziesz może zapalić?- zapytał Martin.
            - Chętnie, ale skończyły mi się fajki, chodź ze mną, to kupię w bufecie - zaproponował Franz.
            - Daj spokój, przecież ja mam.
            - O nie mój drogi, ty palisz za mocne, a ja tylko swoje lighty - roześmiał się kumpel. - Moja żona mówi, że jakby miała palić takie słabe, to nie paliłaby w ogóle.
            - Ja tam też muszę poczuć kopa - Martin przyznał żonie kolegi całkowitą rację i roześmiał się.
            W bufecie było zaledwie kilka osób. Kiedy Franz kupował swoje ulubione papierosy, Martinowi rzucił się w oczy tytuł pewnej, niezbyt ambitnej gazety, gdzie tuż pod nim zwiastun „Dziś w numerze”, oznajmiał: „Udany koncert radia 'Unser Zeit'”. Nigdy wcześniej nie pokusiłby się o zakup takiego marnego pisma, do którego, jak i do kilku innych tego pokroju, czuł po prostu awersję, ale teraz był tam artykuł o wydarzeniu, w którym udział brała ona. Poczuł nieodpartą chęć zakupu tej gazety, co też uczynił.
            - Po co ci to gówno? - zdziwił się Franz, kiedy Martin poprosił o ów dziennik.
            - Jest coś o koncercie, który zapowiadała moja Babette.
- A, rozumiem - uśmiechnął się kolega. - Piękna z niej kobieta, pół biura za nią patrzy, już nie mówiąc o produkcji.
            - Dziękuję – uśmiechnął się Martin. Był dumny, ale w tej chwili tak bardzo niepewny, jak jeszcze nigdy dotąd.
            - Ale jeśli chodzi o tę gazetę, to pewnie znowu powymyślali jakieś niestworzone historie, połowę zarobionej kasy wydają na przegrane procesy o zniesławienie - opowiadał Franz. - Nie dowiesz się pewnie z niej niczego konkretnego, tylko może kilku pikantnych i całkiem nieprawdziwych plotek.
            - To nic, przejrzę z ciekawości, czasem i brukowiec trzeba przeczytać - zaśmiał się Martin, choć był pełen obaw. Nie chciał czytać o niej żadnych plotek, nawet takich wyssanych z palca.
            Papierosa wypalił w zaskakującym tempie i szybko wrócił do swojego biura, gdzie pospiesznie przerzucił kilka szpalt, trafiając na odpowiednią stronę. Pierwszą jego reakcją na to co przeczytał, był śmiech. „Ależ oni mają wybujałą wyobraźnię, moja Babette z tymi małolatami", myślał rozbawiony. Odetchnął z ulgą, teraz dopiero przyznał sam przed sobą, jak bardzo bał się przeczytać ów artykuł. Nie wierzył w ani jedno słowo, przecież ci dwaj młodzieżowi idole byli jeszcze prawie dziećmi, więc jak tacy idiotyczni pismacy mogą w ogóle ją z nimi kojarzyć? Znów śmiał się kręcąc głową. Owszem, pewnie im się podoba, zdziwiłby się gdyby nie, jest przecież bardzo atrakcyjną kobietą, a to na co mogą liczyć, to jedynie miła rozmowa z jej strony. Może po prostu bawiła się w ich towarzystwie, a ci od razu szukają sensacji.
            Przebiegł jeszcze raz wzrokiem po artykule, lecz tym razem zatrzymał się na chwilę na pewnym zdaniu, które ponownie przeczytał głośno:
-„...stojąca pod sceną w towarzystwie ich menagera...", a może to David? - zapytał sam siebie i poczuł falę panicznego strachu, jaki spłynął po nim niczym wylany wrzątek. Może dlatego pismacy zauważyli tylko tych młokosów, może bawili się wszyscy, a potem David tak zmanipulował sytuacją, że to właśnie on wymknął się z nią do pokoju?
Snuł domysły, wyolbrzymiał, spekulował… „Cholera! Że też ja wcześniej o nim nie pomyślałem...". Wszystko w nim teraz wrzało, a każda myśl pchała niemal na skraj szaleństwa. Jego, wydawałoby się, przyjaciel... Jak on mógłby mu to zrobić?
Choć nigdy tego nie robił, zapalił w biurze papierosa. Drżały mu dłonie, a emocje wzięły górę. Wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach. Nagle poderwał się od biurka i zgasił na wpół wypalonego papierosa. Zwinął gazetę w rulon i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.  Bez pukania wparował po chwili do pokoju Julii, rzucając jej na biurko nieszczęsny dziennik
            - Widziałaś to?  
            Zaskoczona i zdziwiona jego zachowaniem kobieta, spojrzała nań zdezorientowana, po chwili przenosząc spojrzenie na leżące przed nią pismo. Widziała w jakim jest stanie i mogła się domyślać, że chodzi o Babette. Przez chwilę spanikowała. Co było w tej cholernej gazecie? Czyżby jej przyjaciółka zupełnie postradała rozum, dając się przyłapać dziennikarzom? Starała się jednak zachować zimną krew.
            - Wiesz, że nie czytam tego badziewia - odpowiedziała spokojnie i odsunęła pismo od siebie.
            - To teraz przeczytasz - Martin rozłożył jej przed nosem gazetę, na odpowiedniej stronie. Nie miała pojęcia co tam może być, więc najpierw przebiegła wzrokiem po zdjęciach. „Uff... nic takiego”, odetchnęła w myślach z ulgą, jednak kiedy doszła do tego fragmentu, poczuła jak nerwy paraliżują jej ciało. Miała wrażenie, że Martin z wyrazu jej twarzy wyczyta winę Babette.
            - I ty wierzysz w to, co wypisuje taki brukowiec? - zapytała go z odrobiną ironii w głosie, jednak bardzo się bała, że coś zdradzi posiadaną przez nią wiedzę na ten temat. 
            Martin patrzył jej prosto w oczy z taką determinacją, jakby usilnie chciał z nich coś wyczytać.
            - To David, tak? - spytał w końcu. Julia spojrzała na niego z niedowierzaniem, takiego podejrzenia z jego strony nigdy by się nie spodziewała. Poczuła teraz wielką ulgę i wybuchła nagle spontanicznym, niepohamowanym śmiechem, aby w przerwie między kolejnymi jego wybuchami, rzucić Martinowi krótkie:
            - Jesteś chyba stuknięty!
            Mężczyzna patrzył na nią zdezorientowany, takiej reakcji nie spodziewał się. Myślał raczej, że Julia wyda się jakimś nieopatrznym gestem, lub słowem, że o wszystkim wie. Tymczasem wyglądało na to, że jego podejrzenia rozbawiły ją do łez. A może to był tylko jej sprytny kamuflaż?
            - Babette i David, to dopiero wymyśliłeś – chichotała nie mogąc się powstrzymać, gdy tymczasem Martin nieco się zmieszał, a jego wzburzenie ustąpiło. Poczuł się trochę nieswojo, że podwładna tak wyśmiała jego podejrzenia. I chociaż chodziło tu o zupełnie prywatną sprawę, jednak było to dla niego trochę denerwujące. Mimo to nadal bacznie jej się przyglądał.
            - Jesteście przyjaciółkami i pewnie mówi ci o rzeczach, o których ja nie wiem, to zrozumiałe. Nie dziw się moim podejrzeniom, ja po prostu bardzo ją kocham. - powiedział Martin, tym razem już nieco spokojniej. Julia spoważniała. Patrząc tak na niego i słuchając tego o czym mówi, zrobiło jej się go żal. - Ty pewnie znasz powód i jak się domyślam nie powiesz mi o nim, ale ostatnio wydała mi się taka zamknięta w sobie i taka zimna, dlatego myślę, że ona kogoś ma...
            Julia poczuła się podle. Wprawdzie podejrzenia Martina względem Davida naprawdę były śmieszne, ale ona znała prawdziwego winowajcę jego problemów, wszystko wiedziała, a musiała udawać, że nic nie ma do ukrycia.
            - Wydaje ci się, ma trochę kłopotów ze zdrowiem, sprawy kobiece, sam rozumiesz... Stąd to jej rozdrażnienie.
            - Tak mówi, ale nie wiem, czy to nie jest tylko pretekst, żeby ze mną nie sypiać - Martin cały czas przeszywał Julię swoim wnikliwym spojrzeniem. Chyba teraz nade wszystko chciał poznać każdą prawdę, nawet tę dla niego najgorszą, choć zupełnie nie wiedział, jak w jej obliczu postąpi. Miał jednak nadzieję, że się upewni co do swoich niezasadnych podejrzeń, albo że wyczyta coś w jej oczach, czego tak naprawdę nie chciał wyczytać.
            - Nie wydaje mi się, a przynajmniej ja nic na ten temat nie wiem. – podsumowała  jego domysły Julia. Wiedziała, że usilnie stara się z niej coś wyciągnąć, ale trzymała się dzielnie, nie dając niczego po sobie poznać.
            - Wiesz, czy nie wiesz, ale ja i tak mam świadomość, że nic byś mi nie powiedziała... - rzucił w końcu zrezygnowany.
            - Ale co mam ci powiedzieć skoro nic nie wiem? Zresztą ty masz ciągle jakieś urojenia - skwitowała w końcu, po czym dodała; - Dałbyś popracować szefie, a nie pierdołami głowę zawracasz.
            Martin popatrzył na nią zrezygnowanym wzrokiem. Wiedział, że niczego z niej nie wyciągnie.
            - To na razie – pożegnał się, otwierając drzwi.
            - Na razie - odpowiedziała Julia, a kiedy zamknął je za sobą, odetchnęła z ulgą.

~


            - Co? Taka zniewaga? Żebym ja z kobietą tak wmoczył? - irytował się Tom, kiedy przegrywał z Babette w popularną grę, zwaną „Piłkarzyki”. Bawiła ją jego żartobliwa złość, a jej szczery i dźwięczny śmiech rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu. Bill z chłopakami pstrykali sobie dostojnie w bilard, zerkając co chwilę na tą rozbawioną parę. Wyglądali teraz jak dwoje małych dzieci. Babette cieszyła się, bo wygrywała, skakała więc klaszcząc w dłonie, a przegrywający Tom złorzeczył, nie szczędząc biednej maszynie przeróżnych epitetów.
            Wszyscy mieli za sobą już sześć koncertów i dwa tygodnie, które upłynęły nie tylko na zabawie, ale także na próbach i ciężkiej pracy.
            Między Babette, a Tomem zrodziła się w tym czasie wyjątkowa więź. Można by powiedzieć, że stali się prawdziwymi przyjaciółmi, dużo rozmawiali, żartowali, śmiali się. Zdarzały się takie chwile, kiedy Bill czuł się trochę zaniepokojony troskliwym zachowaniem Toma. Rozumiał wszystko, ale bez przesady… Według niego niepokojące było to, że nawet nie interesowały go piękne tancerki. Na bankietach trochę co prawda się koło nich kręcił, ale dużo też tańczył z Babette, zagadywał ją i żartował. W każdym bądź razie każdej nocy sypiał sam, a to było do niego niepodobne i to też dawało Billowi do myślenia.
            Teraz znów ją zabawiał swoimi dowcipami, dąsał się kiedy przegrywał, a Babette musiała go wtedy pocieszać, przytulając. Niby były to tylko żarty, jednak według Billa to wszystko zaczynało wykraczać poza pewne granice. Czujnym okiem obserwował jego zachowanie i trochę się martwił. Nic jednak bratu nie mówił obawiając się, że zostanie wyśmiany i wyzwany od panikarzy.
            - Znowu przegrałem - Tom wygiął żartobliwie usta w podkówkę i wyciągnął do niej ręce. Oczywiście z uśmiechem przytuliła go, a Bill nie omieszkał rzucić czujnego spojrzenia.
            - Czy ty przypadkiem nie przegrywasz specjalnie? - Nie wytrzymał w końcu i odwracając się do nich przodem, wsparł kij bilardowy na podłodze.
            - To nie baw się tak tym kijkiem, tylko pograj z nią w „Piłkarzyki”, wtedy i ty będziesz przytulony - odpowiedział rezolutnie Tom.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja nie muszę szukać pretekstu, żeby się przytulić - uśmiechnął się ironicznie Bill.
            - Proszę, proszę… Jaki to mój brat wyszczekany… - rzucił Tom - Dobra, ja nie gram, bo ten zazdrośnik żywcem spali mnie wzrokiem.
            - No i dobrze, to idź i poszukaj sobie tancerek do zabawy - Bill starał mu się dogryźć, chcąc jakoś zmobilizować go, do znalezienia sobie jakiegoś obiektu zainteresowań.
            - Bill, proszę cię, przestań, chyba nie jesteś o niego zazdrosny? – zapytała cicho Babette, kiedy Tom wyszedł z sali. Chłopak spojrzał na nią wymownie.
            - Jestem zazdrosny o każdego palanta, który się do ciebie zbliża, a ostatnio o niego też.
            - Daj spokój, przecież to twój brat, a poza tym my się tylko przyjaźnimy.
            - A nie słyszałaś, że bracia też sobie czasem odbijają dziewczyny?
            - No tak, tylko że one też muszą tego chcieć – uśmiechnęła się puszczając mu oczko, a po chwili dodała: – Ale on taki nie jest, nie zrobiłby ci tego, nawet gdyby nadarzyła się okazja.
            - A ty skąd to wiesz? Może już się nadarzyła? – zapytał, tonem oskarżyciela.
            Babette odsunęła się od niego, jak oparzona.
            - Czy ja mam kontrolować każde wypowiedziane słowo? – zapytała urażona. – No powiedz! Czy za każdym razem jak będę chciała coś powiedzieć, muszę to najpierw przeanalizować? - patrzyła na niego wyczekująco.
            Bill milczał, przymierzając się jak gdyby nigdy nic,do kolejnego uderzenia bilardowej kuli. Jednak zatrzymał ruch i odłożył kij. Znów niepotrzebnymi domysłami i stwierdzeniami wszystko psuł, zrobił się drażliwy, dociekliwy i podejrzliwy. Bo zaborczy był już od dawna.
            - Nie denerwuj się, ja tylko tak kontrolnie spytałem - uśmiechnął się, próbując obrócić wszystko w żart.
            - Akurat… Już ja znam te twoje kontrolne pytania - odpowiedziała splatając przedramiona na piersiach. - Pogoniłeś Toma i z kim ja sobie teraz zagram?
            - Ze mną kochanie, ze mną… - uśmiechnął się i ją przytulił, po czym zwrócił się do chłopaków. - Grajcie sami.
            Znów wszystko wróciło do normy, a chwilowe nieporozumienie zostało zażegnane.
            Bill był ogromnie wyczulony na każde jej słowo, a jakieś niefortunnie i nieprzemyślanie wypowiedziane zdanie od razu wywoływało jego oskarżycielski komentarz. Miała wrażenie, że czasem po prostu czepia się celowo. Chwilami to było nie do zniesienia, ale starała się tłumaczyć sobie jego zachowanie miłością i zazdrością. Tylko czemu nie była aż tak tolerancyjna dla wszystkich swoich poprzednich partnerów? Teraz to było raczej logiczne… nigdy aż tak nikogo nie kochała.
            Po chwili wrócił znudzony Tom.
- Nikogo nie ma nigdzie, wszyscy się gdzieś porozłazili... Eee... - marudził rozsiadając się na krześle. - O której próba?
            - Niedługo, jak David przyjdzie - rzucił Bill, nie odrywając się od gry. - Ha, ha! Wygrałem! - krzyknął nagle, podnosząc ręce do góry. - Teraz to już jestem pewny, że specjalnie przegrywałeś - zwrócił się do brata.
            - Jasne, że specjalnie, chciałem zrobić dziewczynie przyjemność, w przeciwieństwie do ciebie, ja potrafię też dawać, a nie tylko brać - stwierdził z ironią w głosie Tom.
            - Słyszysz kotku co ten debil mówi? - Bill zrobił minę skrzywdzonego dziecka. - Powiedz mu, że to nieprawda.
            - Oczywiście kochanie, że to nieprawda - Babette objęła go czule, przybliżając swoją twarz do jego. - Ty mi bardzo dużo dajesz ... - dodała tonem, który wywoływał dreszcz łącząc dwa oddechy w jedno westchnienie.
 Tom odwrócił głowę udając zainteresowanie tym co się działo na ekranie telewizora, jaki znajdował się w pomieszczeniu. Nie lubił patrzeć na takie sceny w ich wykonaniu, chociaż cieszył się szczęściem brata. Jednak czułość i intymność miedzy nim, a Babette budziła w nim jakąś bliżej nie określoną niechęć, dlatego wolał oszczędzić sobie tego widoku.
            - A ty jeszcze będziesz chciała sobie wygrać, zobaczysz – wymamrotał po chwili żartując. - Wtedy przyjdziesz do mnie, bo on za nic nie da ci wygrać, przekonasz się.
            Wszyscy mieli niezły ubaw z tych jego wywodów, kiedy tak siedział rozwalony na krześle i wygrażał wskazującym palcem.
            - Próba! - usłyszeli w drzwiach głos menagera.
            Babette odsunęła się szybko od obejmującego ją Billa nieco zmieszana badając, czy przypadkiem David nic nie zauważył. Nie wiedziała tego, bo wszystko stało się w mgnieniu oka i wszyscy szybko zebrali się do wyjścia. Poszła z nimi. Bywała tu na ich próbach częstym gościem, pierwszy raz zaprosił ją David, a potem chodziła już z chłopakami. Była raczej pewna, że menager niczego nie podejrzewał. Bill zachowywał się przyzwoicie, jak przystało na kumpla, którego grał przed Davidem. Właściwie to prędzej mógłby posądzić o coś Toma, który robił śmieszne miny, puszczał jej oczka, a niekiedy zaskakiwał wyszukanym komplementem. Jednak on znał tego niepoprawnego flirciarza i wiedział, że lubi pożartować z kobietami w ten sposób, szczególnie takimi jak Babette.
            Teraz menager ze znajomą, siedzieli wsłuchani w próbne wersje przygotowywanych na jutrzejszy koncert utworów.
            - Martin przyjedzie na któryś koncert? - zapytał ją David.
            - Mówił, że tak, ale nie wiem kiedy. Wczoraj do mnie telefonował, ale powiedział, że na razie prawdopodobnie nie, bo nie może się wyrwać.
            - A wiesz, jakie chodzą słuchy? Pewnie Martin ci mówił.
            - Nie, nic mi nie mówił, jakie? - Babette z zainteresowaniem spojrzała na rozmówcę.
            - Że mogą mu zaproponować stanowisko dyrektora programów rozrywkowych w ABC - odparł David.
            - W Stanach? - zapytała retorycznie Babette.
            - No przecież nie u nas - roześmiał się David.
            Zaskoczyło ją to, co powiedział kolega, zupełnie nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Jednak wcale się tym nie przejęła, a wręcz przeciwnie… Jeśli Martin poleciałby do Stanów, problem mógłby rozwiązać się sam. Nie zamierzała z nim wybierać się za ocean. Może zastanowiłaby się nad tym, gdyby nie miała Billa, ale w tej sytuacji… Od razu by z nim zerwała, argumentując swoją decyzję stwierdzeniem, że związek na odległość nie ma żadnej przyszłości. Nie musiałaby mu nawet mówić o Billu. Jeśli oczywiście Martin byłby zdecydowany lecieć tam bez niej, bo jeśli przez brak jej zgody by z tego zrezygnował, wówczas musiałaby być z nim szczera. Rezygnacja i pozostanie w kraju niczego by nie zmieniło. Była zdecydowana od niego odejść dla tego najcudowniejszego chłopca, który teraz śpiewał za szklaną szybą.
            - Skąd to wiesz? - zapytała Davida.
            - Oj, mam swoje źródła.
            - Ale on mi nic nie mówił.
            - Bo to na razie tylko plotki, przeciek ze Stanów, bo nie było żadnej oficjalnej propozycji - odparł David i zerwał się nagle z krzesła. - Dobra chłopaki! Powtórzcie jeszcze ostatni numer i na dzisiaj może wystarczy.
            „Dlaczego mi nic nie powiedział?", zastanawiała się dziewczyna. Wszak była to tylko plotka, ale gdyby miała się urealnić, powinna ją znać. Tymczasem Martin nie powiedział kompletnie nic, ciekawe jak to sobie wyobrażał? Co zamierzał, gdyby to miało stać się prawdą? Czy poprosiłby ją, żeby z nim pojechała? Ta wiadomość zaskoczyła ją, nie mogła uporać się ze swoimi myślami. Przykre dla niej było to, że nawet o tym nie wspomniał, nie podzielił się z nią tą dobrą nowiną, mimo, że póki co była to tylko plotka. A może dla niego wcale nie była ona taka dobra, może gryzł się nią, bo nie wiedział jak ona na to zareaguje i czy będzie chciała z nim wyjechać? Może bał się, że będzie musiał dokonać wyboru między karierą, a kobietą którą kochał?
            - Coś się stało? - usłyszała cichy głos Billa, który wyrwał ją z myślowych rozważań.
            - Nie, nic… Zamyśliłam się po prostu... – uśmiechnęła się unosząc na niego spojrzenie.
            - Na pewno? - nie dawał za wygraną.
            - Na pewno.
            Próba się skończyła, ale Bill stał z mikrofonem w ręku wpatrując się w nią uporczywie. Był niemal pewien, że David powiedział jej o czymś, co teraz tak bardzo zaprząta jej myśli. Tylko czym jest to „coś”, że nie chce mu tego wyjawić? Z pewnością miały miejsce jakieś niespodziewane, bądź niemiłe zdarzenia, widział po wyrazie jej twarzy, że jest poruszona. Wpatrywał się w nią pytająco.
            - Naprawdę wszystko jest w porządku - starała się go przekonać, choć wiedziała, że nie ustąpi i pomyślała nawet, czy nie powiedzieć mu teraz o tym, lecz przeszkodził im David.
            - Nie macie może drobnych? Chciałem sobie kupić colę w automacie, a mam same papierkowe - zapytał, mierząc ich badawczo wzrokiem.
            - Ja chyba mam - Bill sięgnął do kieszeni po portfel. Trzymany w ręku mikrofon, jednak utrudniał mu zdawałoby się prosty manewr wyciągnięcia z niego kilku euro. Niefortunny chwyt sprawił, ze portfel wypadł mu z ręki, a to co w nim nosił, rozsypało się po podłodze. Babette zamarła. Właśnie u ich stóp, leżało kilka zdjęć, na których widniała ona we własnej osobie sama, bądź w objęciach Billa, z doskonale widoczną w tle scenerią Marsylii.
            Cisza, jaka teraz nastąpiła była nie do zniesienia, po chwili przerwało ją tylko dobitne przekleństwo rzucone przez Toma. Pierwszy odzyskał przytomność umysłu Bill, nachylając się i zbierając w pośpiechu zdjęcia. Babette i David stali bez ruchu, z wzrokiem wbitym w podłoże. Nikt nie wiedział jak ma się teraz zachować. Bill podał menagerowi kilka euro i z miną zbitego psa, patrząc raz na Babette, a raz na niego wyjąkał:
            - Przepraszam...
            - Podejrzewałem to – powiedział David, wzdychając ciężko i kręcąc głową - Ale nie dopuszczałem jednak takiej opcji, no cóż... Wasza sprawa - spojrzał wymownie na Babette. Miała teraz wrażenie, że tym spojrzeniem obarczył ją całą winą za ten romans. Była przecież dużo starsza i gdyby chciała, mogła do tego nie dopuścić.
            W końcu wyszedł po tę nieszczęsną colę, która była sprawczynią tej nieprzyjemnej sytuacji, a zszokowana dziewczyna opadła bez sił na krzesło. Nie wiedziała jak on się zachowa, jednak miała nadzieję, że powiadomienie o tym Martina, pozostawi jej. Wszyscy stali nieruchomo, patrząc na to na nią, to na niego. Poczuła się okropnie... Bill zobaczywszy jej zmieszanie, warknął do chłopaków:
            - No co się gapicie? Zbierać te graty! - przykucnął obok niej, ściskając jej dłonie - Przepraszam... - powiedział ponownie.
            - Przecież to nie twoja wina... - odpowiedziała cicho rozgrzeszając go, chociaż zaświtała jej w głowie pewna myśl; „Czy on nie zrobił tego celowo?”.  Jednak nie zarzuciła mu niczego, wiedziała, że i tak by się nie przyznał, a nie chciała wszczynać kolejnej kłótni. Na dzisiaj miała dość wrażeń, a jeszcze chciała porozmawiać z Davidem, bo nie znosiła niedomówień.
            Wrócili do pokoju w nienajlepszych nastrojach. Tom wyciągnął papierosa i odpalił go, solidnie zaciągając się.
            - Poczęstujesz mnie? - zapytała Babette.
            - A od kiedy ty palisz? - zapytał zdziwiony, wyciągając w jej kierunku rękę z paczką używki.
            - Od zawsze, kiedy jestem zdenerwowana - odpowiedziała.
            - A tobie mało wrażeń? Musiałeś te zdjęcia nosić w portfelu? Mówiłem, że kiedyś się wpieprzysz! - zwrócił się tym razem do Billa.
            - Po prostu chciałem mieć je zawsze przy sobie. Trudno, stało się - odpowiedział chłopak spokojnie. Babette wydawało się teraz, że bardziej przejmuje się tym wszystkim Tom i jeszcze bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Bill zrobił to celowo. Może miał nadzieję, że taki krok wszystko przyspieszy?
            - Jasne… Najlepiej tak powiedzieć i mieć wyjebane, ale teraz to ona będzie miała przesrane, a nie ty!
            - Tom, daj spokój, nie dramatyzuj - odezwała się łagodnie Babette. - Zaraz pójdę do Davida i z nim pogadam, mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
            - Boisz się, żeby mu nie powiedział? - ironizował Bill. Dziewczyna wbiła w niego przeszywające spojrzenie.
            - Nie bądź cyniczny Bill, jeśli już ma się dowiedzieć, to wolę mu powiedzieć to sama.
            Przygasiła papierosa i wyszła z pokoju.
            Korytarz ciągnął się w nieskończoność, kiedy zmierzała w stronę pokoju Davida.
            Miała wrażenie, że jej nogi są z waty i nie ma na nie żadnego wpływu swojej woli, tylko niosą ją same. Stojąc przed drzwiami jego pokoju, dłuższą chwilę zastanawiała się co ma mu w ogóle powiedzieć, jak zacząć? W końcu zdecydowała się zapukać.
            - Proszę - usłyszała męski głos i nacisnęła klamkę, wchodząc do pokoju.
            - Wiedziałem, że przyjdziesz - David uśmiechnął się na jej widok, ale nie tak serdecznie jak zwykle. Wyczuła w jego głosie nutę pretensji. Spojrzenie też było wymowne. Doskonale wiedziała, co teraz o niej myśli… Denerwowała się.
            - Napijesz się czegoś? - zapytał, wskazując ręką na kilka stojących butelek z różnym alkoholem.
            - Zrób mi drinka, jakiegokolwiek - ledwie wydusiła, siadając w fotelu. Miała wrażenie, że w jej gardle skłębiły się teraz wszystkie odczuwane przez nią emocje i obawiała się, że nie będzie umiała wydobyć z siebie ani jednego słowa.
            - Nie zamierzam się tłumaczyć, chociaż może powinnam... - zaczęła nieśmiało.
            - Daj spokój - przerwał jej David - Nie musisz się tłumaczyć, tylko do mnie to jakoś wciąż nie dociera... - podał jej szklankę z alkoholem i usiadł na wprost, kontynuując. - Ty i on... Niewiarygodne - kręcił z niedowierzaniem głową.
            - Może to głupio zabrzmi, może mnie wyśmiejesz, ale ja po prostu zakochałam się w nim... - powiedziała wprost, patrząc mu prosto w oczy.
            - Co? Zakochałaś się? - spojrzał na nią zdziwiony. - Kobieto! Przecież to dzieciak! – roześmiał się. - Nie, nie wierzę! Cholera, myślałem, że to tylko nic nieznaczący, niewinny romans z twojej strony. A Martin?
            Wiedziała, że to pytanie w końcu padnie, zastanawiała się tylko kiedy.
            - Martin nic nie wie... Na razie... - spuściła głowę, wodząc palcem po obrzeżu szklanki. David był w szoku, którego wcale nie ukrywał. Już na pierwszym koncercie, zauważył maślane oczy Billa, wpatrujące się w nią, czuł, że coś niedobrego się święci, jednak myślał, że to tylko mrzonki młodego chłopaka, który nie potrafi ukryć własnej fascynacji. Ale teraz? Teraz okazało się, że to nie tylko młodzieńcza fascynacja, to prawdziwy, namiętny romans, który ciągnie się już jakiś czas, a może jeszcze coś poważniejszego? Zawsze zazdrościł Martinowi, ale teraz szczerze mu współczuł.
            - I jak ty sobie dalej to wszystko wyobrażasz?
            - Nie wiem... Po prostu nie wiem, boję się każdego dnia, nie jestem niczego pewna, boję się powiedzieć Martinowi... Ale zrobię to i odejdę od niego. - odparła dziewczyna ze łzami w oczach.
            - Chcesz od niego odejść? - zapytał zdziwiony David. - Dla Billa? - patrzył na nią teraz z niedowierzaniem, a po chwili znów wybuchnął śmiechem. – Ty chyba zwariowałaś, chcesz zostawić poważnego i uczciwego faceta, dla tego szczeniaka?
            - Tak chyba byłoby najuczciwiej, nieprawdaż?
            - Dla Martina owszem, to chore, że zdradzasz go z tym gnojkiem… A to, że chcesz z nim być, jest totalnie popieprzone. Czy ty się nad tym zastanowiłaś? Jaką masz z nim przyszłość? Myślisz, że taki dzieciak zakochał się w tobie na zawsze? Zauroczył go seks z doświadczoną kobietą, jesteś naiwna, nie spodziewałem się, że aż tak… - wylał na nią przykre słowa, które bardzo bolały. Milczała upijając łyk alkoholu. David nie był delikatny, ale w jego słowach mogła być zawarta cała prawda. Może faktycznie była naiwna wierząc, że ta miłość się nie skończy? Mężczyzna kontynuował, zasypując ją sensownymi argumentami. - A opinia publiczna? Jeśli się ujawnicie zniszczą was, przecież on jest niepełnoletni! Poza tym ja nie zgadzam się na to, dla dobra zespołu! Przecież do jasnej cholery stracą połowę fanek!
            - Wiem, ja to wszystko wiem - odpowiadała cicho. – Nie zamierzaliśmy się ujawniać, nikt na tym nie ucierpi.
            - Chyba żartujesz! - roześmiał się. - Może przez miesiąc byście to ukryli, góra miesiąc! Więcej czasu wam nie daję.
            Babette milczała. Miał całkowitą rację, a ona to wszystko wiedziała. Znów ktoś uzmysłowił jej gorzką prawdę i tym razem nie był to jej rozsądek. Tylko czemu oszukiwała sama siebie, że może być inaczej?
            - Ludzie was zniszczą, a prasa nie zostawi na tobie suchej nitki, po miesiącu nie zostanie już nic z tej waszej miłości i to on odpuści, nie ty. - mówił David. - Ja nie będę się wtrącał, to twoja sprawa, zrobisz jak zechcesz, ale nie uda wam się.
            Czuła się zdruzgotana jego słowami, nie miała żadnych argumentów na obronę swoich racji. Zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko może się sprawdzić w niedalekiej przyszłości.
            - Nie wiem jeszcze co zrobię, nie wiem jak to się ułoży, ale mam do ciebie jedną prośbę... - odezwała się w końcu. - Czy mógłbyś nie mówić nic Martinowi?
            - Wątpiłaś w to? - zapytał spokojnie David. - Nie mam zamiaru się wtrącać w wasze życie, może to wszystko przemyślisz i będziecie jeszcze szczęśliwą parą?
            Kąciki jej ust nieśmiało uniosły się w górę, czego nie można było nazwać uśmiechem, a zaledwie grymasem. To co powiedział teraz David nie wydawało jej się realne. Szczęście z Martinem? Jakież to było dla niej w tej chwili abstrakcyjne pojęcie…
            - Wątpię... - odpowiedziała krótko.
            Nastała niezręczna chwila milczenia. Babette już dostatecznie zmiażdżona słowami Davida miała zamiar wyjść, kiedy on jeszcze zapytał cicho:
            - Dlaczego właśnie on?
            Spojrzała na niego zdziwiona takim poufałym pytaniem, w dodatku w tonie jego głosu wyczuła jakby żal, pretensję. Patrzył jej prosto w oczy z dziwnym wyrazem twarzy. Poczuła się nieswojo.
            - Co on takiego ci daje? - zapytał znów David. Była zdenerwowana, nie chciała ciągnąć już dłużej tej niezbyt przyjemnej rozmowy, właściwie powiedziała co zamierzała, wysłuchała bolesnych słów i to na dziś wystarczyło, tym bardziej, że konwersacja schodziła na boczny, niebezpieczny tor.
            Wstała, kierując swoje kroki w stronę drzwi, a kładąc dłoń na klamce odwróciła się i odparła:
            - Siebie... Daje mi siebie...

8 komentarzy:

  1. No i teoche racji David ma. No ale cóż... showbiznes. Nie ma lekko. Teraz to ja też jestem ciekawa czy Bill tego nie zrobił celowo. A nawet jeśli nie to jestem pewna że nie bardzo żałuje. Tom jest w tym opowiadaniu taki kochany. Ale kto by ogarnął Billa jak nie on? ;>
    Jeszcze raz dziękuję za dedykacje. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... trochę ma, ale wiesz, że nie do końca. Młode to, porywcze, ale zakochane. Mówię o Billu. W sumie nikt do końca nie wie, czy Bill nie zrobił tego celowo, nawet ja ;D
      Tak, Tom jest taki jakby dojrzalszy, ale jednocześnie pocieszny. W każdym razie sprawdza się w roli przyjaciela.
      A ja jeszcze raz wszystkiego dobrego! ;*

      Usuń
  2. Bill jakby umyślnie wywalił ten portfel, a nawet jeśli nie - wątpię, żeby nie był zadowolony z takiego, a nie innego rozwoju wydarzeń. W końcu postawił kropkę nad "i" i Babette chcąc, nie chcąc, musi wybrać. Albo przynajmniej zastanawia się nad tym coraz poważniej, ale jakie to będzie miało skutki... Kto to wie. :P
    Tom jest niemożliwy tak btw, jak kręcił myślałam, że padnę, ale Ty to wiesz!
    Buziaki. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, wszyscy się zastanawiają, czy umyślnie... Nie wiem!
      Wiadomo, że nie da się ciągnąć zbyt długo na dwa fronty, Bill i tak długo to znosi, więc naciska coraz bardziej.
      Całuski ;*

      Usuń
  3. Świetny odcinek. Do pewnego momentu czytałam z uśmiechem na ustach, a później wiadomo- wraz z komplikacjami mina mi zrzedła ;d Tom zaczyna się fascynować Babette i nic dziwnego, że Bill jest zazdrosny. Mam wrażenie, że w przyszłości dojdzie do poróżnienia braci właśnie z tego powodu.
    Artykuł w gazecie, domysły Martina, wypadek z portfelem i gorzka rozmowa z Davidem... Czy to wszystko przyśpieszy decyzję naszej Babette? Cieszę się, że Twoje odcinki są długie, dzięki temu na piękną chwilę można zatopić się w świecie, który kreujesz :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się dawkować różne emocje, nie tylko te pozytywne, mam nadzieję, że dzięki temu nie jest nudno. Tom, eh ten nasz Tom... On jeszcze będzie miał dylematy, jednak niczego nie zdradzę, bo jeszcze tego nie czytałaś.
      Całuję ciepło;*

      Usuń
  4. No genialnie... nie wiem czy Bill zrobił to sprcjalnie czy nie, ale wydaje mi się że powoi nadszedł czas na poznanie prawdy :D Nie tylko przez Davida ale i przez Martina. Trzymaj tak dolej :p
    pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet ja nie wiem, czy on zrobił to specjalnie ;) Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, więc niech to pozostanie jego słodką tajemnicą. W końcu musi się wszystko rozwiązać, w jedną, lub w drugą stronę. Bill nie odpuści.
      Buziaki ;*

      Usuń