Rozdział
XXV
„I
dokładnie tak, tak smakuje ten lęk
i strach, że gdy skończy się dzień
tak spokojnie odpowiesz,
że to co mam, nie wystarczy Ci,
to co mam, nie mogłam dłużej kryć,
w to co mam, wierzyłam nieprzytomnie,
a to co mam, miało wszystko Ci zastąpić.”
i strach, że gdy skończy się dzień
tak spokojnie odpowiesz,
że to co mam, nie wystarczy Ci,
to co mam, nie mogłam dłużej kryć,
w to co mam, wierzyłam nieprzytomnie,
a to co mam, miało wszystko Ci zastąpić.”
Kasia Kowalska –„A to co
mam”
Obudziły ją pierwsze promienie słońca, które
zakradły się zza niedomkniętych żaluzji. Odwróciła się leniwie uchylając
powieki i spojrzała na pustą poduszkę obok, gdzie jeszcze powinien spać Martin,
ale jego nie było. Zastanowiła się, dokąd mógł pójść o tak wczesnej porze,
jednak nie zaprzątała sobie tym dłużej głowy, przecież w końcu wróci.
Wstała z łóżka i wyjrzała przez okno.
Dzień zapowiadał się pogodnie, była ciepła jesień, a kolorowe liście niczym
perski dywan wyścielały alejki w pobliskim parku. Szybko wzięła prysznic, aby
jak najwcześniej zejść na śniadanie i uniknąć kolejnego spotkania przy jednym
stole. Nie chciała przeżywać tego samego co wczoraj, wystarczył jej jeden
wieczór pełen takich wrażeń, wiedziała jednak, że jeśli Martin naprawdę zostanie
dłużej, będzie musiała jakoś opanować emocje, bo przed nią prawdopodobnie
jeszcze niejedna taka nieprzyjemna sytuacja. Przez chwilę zastanawiała się,
jakby tu się go pozbyć i odesłać do Berlina? Może Julia by coś mogła wymyślić? A
może wreszcie to skończyć i nie mieć więcej takich dylematów?
Kiedy wyszła z łazienki, Martina wciąż
nie było. Rozejrzała się po pokoju i dopiero
teraz zauważyła, że nie ma też torby, którą postawił tuż za drzwiami. Przez
chwilę pomyślała, że może uraziło go jej zachowanie wczorajszego wieczoru i
przeniósł się do swojego pokoju. To by było doskonałe wyjście z sytuacji… Jeśli
Bill się dowie, przynajmniej będzie wiedział, że nie śpią ze sobą. Wciąż był w
jej myślach, a teraz dodatkowo zadręczała się tym, jak spędził tę noc bez niej?
Czy gdzieś był? Jak się musiał czuć wiedząc, że ona jest w tym czasie z innym...?
Zdawała sobie sprawę, że znów będzie
ją czekała niezbyt przyjemna rozmowa, z pewnością będzie musiała mu wszystko
wytłumaczyć, ale potem… Teraz musi obudzić Martina, bo pewnie nie ma pojęcia,
że tuż po śniadaniu wyjeżdżają.
Ubrała się, zrobiła lekki makijaż i
wyszła, jednak tuż za drzwiami olśniło ją, że przecież nie wie, który pokój
wynajął Martin. Nie było więc innego wyjścia, jak zjechać windą do recepcji i
tam o to zapytać.
- Dzień dobry – przywitała
recepcjonistkę z uśmiechem. - Wczoraj zatrzymał się tutaj pan Bauer, czy
mogłabym się dowiedzieć jaki ma numer pokoju? – zapytała.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i
grzecznie odpowiedziała;
- Przykro mi, nie udzielamy takich
informacji, poza tym pan Bauer dziś z samego rana wyjechał.
- Wyjechał? O
której? Przecież teraz jest dopiero ósma. – Babette nie potrafiła ukryć
zdziwienia. Co takiego mogło się stać, że Martin bez pożegnania, tak po prostu
stąd zniknął? Fakt… była dla niego okropna, ale potem przeprosiła, starała się
być miła. Czy aż tak zabolało go to, że nie chciała się z nim kochać?
- O piątej trzydzieści oddał klucz –
usłyszała w odpowiedzi.
Takiego obrotu spraw się nie
spodziewała, choć nie mogła udawać przed samą sobą, że to nie jest jej na rękę.
Targały nią teraz bardzo sprzeczne uczucia; z jednej strony euforia i radość,
że znów będzie mogła się cieszyć chwilami bliskości z Billem, a z drugiej jakaś
bliżej nieokreślona obawa, niepewność… Dlaczego Martin wyjechał tak nagle i to
bez pożegnania?
Nie miała ochoty na śniadanie,
dlatego wypiła jedynie kawę i wróciła do swojego pokoju. Postanowiła, że
zadzwoni do Martina właśnie teraz, nie chciała dłużej z tym zwlekać, lepiej
będzie, jeśli dowie się od razu dlaczego uciekł, bo inaczej jego nagłego
wyjazdu nazwać nie mogła. Wybrała połączenie, jednak już po chwili usłyszała
komunikat w słuchawce. Wyłączył telefon…
Spakowała swoje rzeczy w międzyczasie
próbując kolejny raz, jednak z takim samym skutkiem. Zwariuje z niepewności,
jeśli w najbliższych godzinach nie dowie się co się stało. Zarzuciła na ramię
torebkę, chwyciła za rączkę podróżnego trolley’a i ruszyła w kierunku windy.
Chłopcy
z Davidem musieli wyjechać wcześniej, bo kiedy zeszła na parking, stał tam już tylko
autokar. Nikt nie ośmielił się do niej zapukać, czemu wcale się nie dziwiła.
Myśleli zapewne, że pojedzie z Martinem.
Całą
drogę zastanawiała się, co się tak naprawdę stało i dlaczego jego komórka wciąż
nie odpowiadała. Nie martwiła się jeszcze zrzucając to na karb złości, jaką
zapewne miał na nią Martin. Nigdy jednak nie potrafił zbyt długo się gniewać i
wiedziała, że potem z pewnością włączy aparat, albo sam do niej zatelefonuje.
Dzień upłynął bardzo pracowicie,
próby, stylista, charakteryzator i w dodatku wcale nie widziała się z Billem.
Czy był to jedynie zbieg okoliczności, czy znów jej unikał? Tak często… za
często zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak, ale do cholery… kochała tego
dzieciaka.
Natknęła się na niego tuż przed ich
występem, kiedy wesoło gawędził z jedną z tancerek i wcale nie wyglądał na
stęsknionego. Jednak, kiedy tylko zobaczył Babette, przeprosił dziewczynę, aby
do niej podejść.
- Powiedziałaś mu? – zapytał od razu,
bez zbędnego wstępu i innych pytań.
- Nie zdążyłam, wyjechał z samego
rana – odpowiedziała, choć nie do końca to było prawdą. Gdyby Martin został, to
przecież w ciągu tych dni wcale nie zamierzała mu o tym powiedzieć. Jednak Bill
właśnie tego oczekiwał przywołując w myślach obietnicę, jaką dała mu tuż przed
przyjazdem znienawidzonego rywala. Na wypowiedziane przez nią słowa przybrał
odrobinę ironiczny i drwiący uśmiech.
- Po takiej upojnej nocy od razu
wyjechał? – skwitował złośliwie.
Zagotowała się ze złości. Jak śmie ją
oceniać? Jak śmie insynuować coś takiego? Miała ochotę dać mu w twarz, ale
powstrzymała się. Zbyt wielu ludzi było w pobliżu, nie potrzebowała żadnego
skandalu, więc odpowiedziała tylko z wyrzutem, nie zastanawiając się długo:
- Możliwe, że właśnie ty taką miałeś…
- skinęła głową w stronę dziewczyny, z którą rozmawiał przed chwilą. – Uważam,
że jeśli nie masz do mnie zaufania, to nie ma sensu dalej tego ciągnąć.
Wiedziała, że niemal wszystko
postawiła na krawędzi znad której oboje będą mogli albo się cofnąć, albo po
prostu spaść w dół robiąc choćby jeden, niebezpieczny krok do przodu. Jednak
bardzo liczyła na jakąś skruchę Billa, na kilka ciepłych słów, przeprosin za
niesłuszne posądzenia, ale on jedynie wykrzywił twarz w grymasie zdziwienia i
pewnym siebie tonem, jakby od niechcenia, odparł: - Jasne, jestem tego samego
zdania. – po czym odwrócił się i odszedł.
Zamarła… Nie chciała wierzyć, że to
właśnie on wypowiedział takie słowa, może zaraz się obudzi i z ulgą stwierdzi,
że to był tylko zły sen? Przez chwilę stała w tym samym miejscu, zupełnie nie
mogąc pozbierać myśli. „Nie wierzę...”,
mówił jej umysł, „Nie… Ja po prostu w to
nie wierzę...”.
To dla niej faktycznie było
niepojęte, przecież jeszcze wczoraj wyznawał jej miłość, nie tak dawno
przepraszał ją za podobny wyskok zazdrości, a teraz co? Znowu to samo?
Wiedziała, że tak nie myśli, pewnie jeszcze dziś ją przeprosi i znowu wszystko
będzie dobrze. Wierzyła w to… Już pomału zaczęła się przyzwyczajać do jego
humorów i nie robiło to na niej wielkiego wrażenia. Była pewna, że prędzej czy
później zmięknie.
Zapowiedziała ich występ i zeszła ze
sceny, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Na dole dostrzegła Davida i
postanowiła pogadać z nim, bo ten nagły wyjazd Martina nie dawał jej spokoju, w
dodatku wciąż nie odpowiadała jego komórka. Podeszła do niego i odciągnęła na
stronę.
- Nie wiesz czemu Martin tak nagle
wyjechał? - spytała go. David spojrzał na nią zdziwiony.
- A wyjechał?
- No właśnie
wyjechał o wpół do szóstej, nic mi nie powiedział, nie zostawił żadnej informacji...
Myślałam, że ty coś wiesz.
David pokręcił przecząco głową.
- Nie, nic mi
nie mówił, od kolacji w ogóle go nie widziałem, przecież miał zostać do jutra.
- No właśnie i to mnie najbardziej
niepokoi... Kiedy się obudziłam nie było go, myślałam, że może wyszedł na
chwilę, ale potem zauważyłam, że nie ma jego torby.
- A nie pokłóciliście się
przypadkiem?
- Nie. Chociaż... – zawahała się. - Mógł mieć mi coś za złe -
spojrzała na niego i uśmiechnęła się tajemniczo, jednak David zdawał się nie
chwycić w lot tego, co miała na myśli.
- A może się czegoś domyślił? Przy
kolacji obydwoje z Billem wyglądaliście nieciekawie... - podsumował.
- Nie sądzę, był zajęty rozmową i nie
zauważyłam, żeby z jakąś uwagą spoglądał na Billa - Babette uśmiechnęła się
ciepło. - Spróbuję jeszcze później do niego zadzwonić, może po prostu padła mu
komórka w drodze.
- Idziemy pod scenę? – zaproponował
menager.
- Nie, nie dzisiaj… Idę na razie do
namiotu, spotkamy się po koncercie.
- Jedziesz z nami?
- Nie, tym razem pojadę autokarem.
- Co jest? Pokłóciłaś się z młodym? -
David zrobił zdziwioną minę.
- No… Coś w tym
stylu, no wiesz, poszło jak zawsze o Martina.
Cały koncert przesiedziała w
namiocie, na bankiet pojechała autokarem z przyjaciółmi z radia. Sprytnie
unikała spotkania z Billem, co bez problemu jej się udawało, bo on robił dokładnie
to samo. Na imprezie nawet nie rozglądała się poszukując go wzrokiem, tańczyła,
jadła, piła i próbowała dobrze się bawić, choć jej nastrój pozostawiał wiele do
życzenia. Pomyślała, że właściwie teraz przydałaby jej się jakaś bratnia dusza
i rozejrzała się za Tomem, ale on zajęty był pewną ładną blondynką, więc
uśmiechnęła się tylko i postanowiła mu nie przeszkadzać.
Kiedy po kolejnej próbie dodzwonienia
się do Martina wracała z pokoju na salę bankietową, wpadła wprost na Davida.
- Gdzie byłaś? Zatańczymy? –
zaproponował mężczyzna.
- Chętnie – uśmiechnęła się. –
Poszłam zadzwonić do Martina, komórka nie jest wyłączona, ale nie odbiera. On
chyba po prostu nie chce ze mną rozmawiać. Przynajmniej tak mi się wydaje…
- To może ja spróbuję później? Pewnie
nie powie mi wszystkiego, ale może czegokolwiek się dowiem – zaproponował
David.
- Byłabym ci wdzięczna, bo nie
ukrywam, że trochę się denerwuję tą głupią sytuacją...
Ruszyli na parkiet, kiedy właśnie
rozpoczął się kolejny utwór. Teraz już Babette dyskretnie zaczęła rozglądać się
za Billem, była ciekawa jak bawi się czując, że nie jest pod obstrzałem jej
wzroku, jednak nigdzie go nie mogła dostrzec. Była rozkojarzona i odrobinę
zaniepokojona tym faktem, gdzie mógł być w chwili, kiedy wszyscy świetnie się
bawili? Zauważyła Toma, więc wyostrzyła spojrzenie badając jego otoczenie, lecz
w pobliżu brata też nie dostrzegła Billa. A może po prostu celowo zaszył się w
pokoju, chcąc zrobić jej na złość? Znając go, to było możliwe…
- Wyjątkowo ślicznie dziś wyglądasz –
komplementując, wyrwał ją z zamyślenia David. Spojrzała na niego nieco
zdziwiona, „A temu co znowu?”,
pomyślała, ale przypomniała sobie, że przecież David od zawsze prawił jej
komplementy, tylko ona od zdarzenia ze zdjęciami, stała się nieco bardziej
przewrażliwiona. Uśmiechnęła się więc uprzejmie i podziękowała. Miała na sobie
kremowe biodrówki i krótką bluzkę w tym samym kolorze, co ładnie kontrastowało
z jej ciemną karnacją i czarnymi włosami.
- Naprawdę, jesteś dziś zachwycająca
– kontynuował jej partner w tańcu, jednak ona coraz bardziej gorączkowo
rozglądała się po sali nie zwracając uwagi na to, co mówi.
Postanowiła
jednak porozmawiać z Tomem nawet za cenę zakłócenia jego flirtu, a że zniknął z
jej pola widzenia, to po skończonym tańcu zaczęła go szukać. Spostrzegła go stojącego
w jakiejś grupce obok stolika, której większość stanowiły dziewczęta. Uśmiechnęła
się sama do siebie, myśląc: „A to
flirciarz…”. Podeszła więc i delikatnie stuknęła go palcami w plecy. Kiedy
się do niej odwrócił, odsłonił Billa, który siedział w głębi na kanapie. Był
tak zajęty rozmową z uroczą brunetką, że nawet jej nie zauważył, a przynajmniej
tak jej się wydawało. Dziewczyna coś mu opowiadała, a on w nią wpatrzony
obdarowywał promiennym uśmiechem. W tej właśnie chwili poczuła ukłucie
zazdrości i choć przypuszczała, że robi jej na złość, teraz poważnie się
zdenerwowała. Tom widząc jej zaskoczenie, chwycił ją za dłoń i odciągnął na
bok.
- Właściwie to już nic nie chcę... Już
wszystko wiem. Chciałam cię tylko zapytać gdzie on jest... – powiedziała
zmieszana, wskazując ruchem głowy na Billa, po czym odwróciła wzrok w drugą
stronę.
- Nie przejmuj się nim – Tom nie
zamierzał wcale go kryć. – On tak specjalnie. Wściekł się o Martina.
- Martin wyjechał, a on mi dzisiaj
powiedział, że to koniec. Więc nie byłabym taka pewna, że tylko robi mi na
złość…
- Co…?! – Oczy Toma powiększały się z
każdą sekundą. – Jak to powiedział, że koniec? Niemożliwe, on bardzo cię
kocha...
- Nie powiedział tego dosłownie, ale dosadnie
dał mi to do zrozumienia. Stwierdziłam, że jeśli nie ma do mnie zaufania, nie
ma sensu tego dalej ciągnąć, a wtedy z całym przekonaniem przyznał mi rację.
Więc sam widzisz co się dzieje... – powiedziała smutnym głosem. - Wiem, że robi
to celowo, ale sam rozumiesz... Zaczyna przesadzać i nie jest mi do śmiechu.
Tom popatrzył na nią wzrokiem pełnym
współczucia, nie wiedział jak ma skomentować zachowanie brata, nie spodziewał
się, że Bill mógł tak jej powiedzieć. Patrzył na nią zupełnie nie wiedząc co ma
robić… W takiej sytuacji było pewne, że nie odwróci się na pięcie wracając do
swoich towarzyszek. Ona potrzebowała jego wsparcia i być może towarzystwa,
skoro jego własny bliźniak już całkiem sfiksował… Objął ją i przytulił mocno.
- Chodźmy do baru – zaproponowała.
Oczywiście tak, jak oboje myśleli
Bill tylko udawał, że nie obchodzi go co robi jego kobieta. Adorując zadowoloną
z tego Dagmar, cały czas dyskretnie obserwował poczynania Babette. Widział, że
się trochę zdenerwowała i był z tego zadowolony. Pomyślał, że da jej tego
wieczoru nauczkę i może wreszcie dopnie tym swego, niech nie będzie tak do
końca pewna jego uczuć, niech trochę o niego powalczy... Na razie wszystko miał
pod kontrolą, wiedział, że jest niepewna i zazdrosna, a o to właśnie mu chodziło.
No i nie musiał się niepokoić, bo zaopiekował się nią jego brat, a nie jakiś
obcy facet.
Tylko czy na pewno mógł być zupełnie
spokojny...?
~
Kiedy przenieśli się na kanapę,
potężna dawka alkoholu krążyła już w jej żyłach. W towarzystwie Toma nie
nudziła się, jednak nie przestawała myśleć o Billu i kątem oka obserwowała go.
- Hej, hej, a dokąd to? – zaczepił
jakąś dziewczynę przechodzącą właśnie obok nich, uśmiechając się zalotnie.
Porozmawiali chwilę i chociaż blondynka miała wyraźną ochotę się do nich
dosiąść, delikatnie ją spławił.
- Niezły z ciebie podrywacz –
zauważyła ze śmiechem Babette, puszczając mu oczko.
- No wiesz – odpowiedział tonem
zdobywcy. – Staram się jak mogę... – a szeptem na ucho dokończył urwane w
połowie zdanie. – … a jak nie mogę, to też się staram.
Roześmiała się głośno. Musiała
przyznać, że miał w sobie coś niezwykłego, tryskał dowcipem i emanował swoistym
czarem. Może dlatego kobiety w różnym wieku lgnęły do niego tak bardzo.
- Żadnej nie przepuścisz?
- Nie, nie
żadnej, tylko tym ładniejszym – odpowiedział dumnie wciąż się śmiejąc, a po
chwili dodał z błyskiem w oku. – Tobie też bym nie przepuścił, ale ty już
jesteś zajęta.
- No wiesz, nie byłabym tego taka
pewna, czy już nie jestem wolna... – powiedziała smutnym głosem, zerkając na
Billa, który właśnie, w tańcu, tulił szczęśliwą Dagmar.
Tom wpatrujący się w Babette po chwili
powędrował wzrokiem tam, gdzie ona powiodła swoje spojrzenie. „Co on odpierdala?”, zadał sobie w
myślach pytanie zdenerwowany tym widokiem. Rozumiał, że brat chce zrobić
dziewczynie na złość, ale coraz bardziej z tym wszystkim przesadzał. Czy on nie
wyczuł tej cienkiej granicy przyzwoitości? Jeszcze dziś rano tak żarliwie
zapewniał go, że kocha ją nad życie, a tu odstawia takie przytulanki? To
wszystko wcale mu się nie podobało, tym bardziej, że Babette coraz mocniej
denerwowała się, coraz więcej piła i już była nieźle wstawiona. Z pewnością ten
cały cyrk nie wyjdzie nikomu na dobre…
Starał się odwrócić jej uwagę, ale to
było niezmiernie trudne, bo ciągle zerkała na wpatrzoną w siebie parę i zdawać
by się mogło, że Billa zupełnie jej osoba nie interesuje. Czuła się z tym coraz
gorzej… Dlaczego jej to robi? Czy tak wygląda ta jego miłość? To jest okrutne i
niesprawiedliwe, przecież ona jest mu wierna, przecież obiecała, że powie
Martinowi, przecież... przecież go kocha...
Wszystko coraz bardziej wirowało jej
w głowie, ich widok rozmywał się, a ból i żal zmieszany z alkoholem mącił jej w
umyśle. Czuła, że odchodzi od zmysłów… Oby tylko nie zrobiła jakiegoś głupstwa,
wódka była zdecydowanie złym doradcą w takich chwilach. Chociaż właściwie co ma
do stracenia...? Martin wyjechał, pewnie czegoś się dowiedział, lub coś
podejrzewa… Zaraz podejdzie do niego i da mu w gębę, wykrzyczy, że jest draniem
i podłym bydlakiem!
Załamana i
poniżona ukryła twarz w dłoniach, a łokcie wsparła o kolana. Nie... Nic nie
wykrzyczy, nie podejdzie nawet, jest zbyt dumna, żeby zrobić z siebie
pośmiewisko, zresztą nie potrafiłaby, to nie w jej stylu.
Tom widząc w jakim jest stanie był
coraz bardziej bezradny, ale wiedział, że Bill też jest już mocno wstawiony,
właściwie nie tańczył, tylko chwiał się na swoich chudych nogach. Bał się, że
za chwilę jego brat zrobi coś głupiego, czego potem będzie żałował i czego nie zdoła
odwrócić. I nie pomylił się wcale, bo właśnie Dagmar, wykorzystując alkoholową
niemoc chłopaka, zatopiła zachłannie w jego ustach swoje wargi.
Błyskawicznie i z przerażeniem
spojrzał na Babette w nadziei, że uda mu się jakoś ją zagadać, że może nie
zobaczy tego co w tej chwili odpieprza jego nienormalny brat! Jednak było za
późno, nie zdołał ustrzec ją przed bólem… Widziała wszystko, każdy ruch i każde
drgnięcie ich warg, na dodatek byli teraz tak blisko... Do zamglonych alkoholem
oczu napłynęły błyszczące w świetle lamp, łzy. Popatrzyła na Toma takim
wzrokiem, że z żalu coś ścisnęło go serce, zupełnie tak, jakby chciała
powiedzieć: „Widzisz? Oszukał mnie i
ciebie, czy tak zachowuje się ktoś kto kocha...?”
Momentalnie zerwała się z kanapy i
ruszyła przed siebie. Tom szybko wstał, chciał złapać ją za rękę wystraszony,
że może zrobić coś głupiego, lecz nie zdążył. Na szczęście ona podeszła tylko
do baru, zamawiając kolejnego drinka. Stwierdził, że stanowczo za dużo już dziś
wypiła, ale zanim ją powstrzyma, postanowił rozprawić się z bratem. Podszedł i
mocnym szarpnięciem odciągnął go od zdezorientowanej dziewczyny.
- Co ty odpierdalasz?! – ryknął na
niego.
- O co ci chodzi? – wybełkotał,
ledwie trzymający się na nogach Bill.
- Kurwa, zaraz mnie szlag trafi! –
krzyknął mu w twarz. – Musiałeś się tak zalać? Jutro obudzisz się z podwójnym
kacem, wiesz? Ona wszystko widziała.
Nie miał pewności, czy to co
powiedział w ogóle do niego dotarło, jednak jutro z pewnością i wielką
satysfakcją mu to powtórzy. Mocno chwycił go za ręce i poszukał wzrokiem
chłopaków z zespołu. Dostrzegł Georga i prowadząc Billa przed sobą, ruszył w
jego kierunku.
- Weź go kurwa przypilnuj, żeby więcej
nie chlał!
- A co ja, niańka? – żachnął się
Georg.
- Proszę cię, nie puszczaj go stąd, bo
już zdążył naodpierdalać głupot, a ja jeszcze muszę coś załatwić – powiedział
Tom, rozglądając się uważnie, ale Babette w zasięgu jego wzroku już nie było.
Pchnął Billa na kanapę i ruszył na poszukiwania.
Po dziewczynie nie pozostał nawet
ślad, obszedł obydwie sale, ale nie znalazł jej. Ona też już miała zdrowo w
czubie i nie chciał zostawić jej zupełnie samej, musiał mieć pewność, że trafi
do swojego pokoju. Był zły na Billa, gdyby nie jego idiotyczne fochy, zapewne
teraz bawiłby się wspaniale, a nie pilnował obojga. Gdzie ona mogła teraz być?
A może po prostu poszła do swojego pokoju? Musiał to sprawdzić… Nawet niech go
nie wpuszcza, ale niech odezwie się przez drzwi, że tam jest. Ruszył więc
szybko przed siebie kierując swe kroki do windy, a przez korytarz na górze
biegł. Bał się o nią… A co, jeśli teraz zrobi jakieś głupstwo…?
Kiedy wreszcie zatrzymał się u progu
jej pokoju zapukał, a gdy nikt mu nie odpowiedział nacisnął na klamkę. Było
zamknięte, więc zaczął się dobijać.
- Babette, proszę cię, jeśli tam
jesteś, otwórz! Porozmawiajmy! Słyszysz mnie? – Tam wewnątrz jednak panowała
uporczywa cisza, ale Tom nie dawał za wygraną, musiał wiedzieć, czy ona tam
jest, więc znów załomotał i ponownie ją zawołał. Drzwi jednak ani drgnęły,
natomiast zaraz otworzyły się sąsiednie, z których wyjrzał potężny osiłek.
- Ty koleś! – zwrócił się do Toma
bezpośrednio. – Będziesz się rano z dupą godził, teraz ludzie chcą spać!
Cholerne małolaty! – po czym zamknął je mocnym trzaśnięciem. Westchnął, przez
chwilę jeszcze stojąc popatrzył zrezygnowany na ten kawałek drewnopodobnej
płyty, która być może oddzielała go od niej, chociaż gdyby była tam wewnątrz to
czy nie otworzyłaby mu?
W końcu chłopak odszedł, znów wsiadł
do windy i zjechał na dół. Wrócił na salę bankietową, aby ponownie ją obejść.
Babette nigdzie nie było, za to ledwie żywy Bill dogorywał na kanapie w
towarzystwie Dagmar, Georga i jeszcze kilku osób.
Zaczął się o nią martwić, tym bardziej, że nie
miał pojęcia, gdzie powinien, lub też gdzie mógłby ją znaleźć. Była w dość
kiepskim stanie z powodu żalu, przykrości,
a także poprzez nadmiar alkoholu jaki wypiła. A jeśli pod wpływem emocji
zrobi jakieś głupstwo? Alkohol w takich sytuacjach jest złym doradcą… Jeśli
nałyka się jakichś prochów, albo jeszcze zrobi coś gorszego? Nie… To rozsądna kobieta, na pewno nie zrobi nic takiego z powodu
idiotycznego zachowania jego brata, który jutro obudzi się z moralnym kacem i
pewnie będzie wszystkiego żałował.
Jednak mimo stwierdzenia, że jego obawy są absurdalne i tak postanowił
ją odnaleźć. Wolał utwierdzić się w przekonaniu, że nic jej nie jest i móc spać
spokojnie, kiedy już nad ranem przyłoży głowę do poduszki.
Postanowił
przeszukać wszystkie toalety i otwarte pomieszczenia, a jeśli jej nie znajdzie,
to albo wejdzie do jej pokoju w towarzystwie kogoś z recepcji, albo wywali po
prostu te cholerne drzwi.
Niepokój znów zakiełkował w jego podświadomości, kiedy nie znalazł jej w żadnej toalecie. Zaglądał nawet do męskich, bo zważywszy na jej stan emocjonalny i fizyczny, mogła wejść wszędzie. Obszedł korytarz na parterze i wszystkie otwarte pomieszczenia. Nic i nikogo. Zupełna pustka, tylko jacyś pojedynczy goście snuli się po hotelowych korytarzach. Teraz już zaczął naprawdę mocno się bać. Do otwarcia pozostały mu tylko drzwi do sali bilardowej, jawiąc się przed nim jako ostatnia deska ratunku. Jeśli i tu jej nie będzie, skieruje swoje kroki od razu do recepcji. Chwycił za klamkę i je otworzył. Wewnątrz było zupełnie ciemno, tylko przez niezasłonięte okna wpadało światło ulicznych latarni. Przez chwilę stał nieruchomo przyzwyczajając oczy do mroku, a dopiero wtedy spostrzegł siedzącą na podłodze pod oknem ubraną na jasno postać.
Podszedł bliżej i odetchnął. Siedziała skulona, łokcie miała wsparte na ugiętych kolanach, a głowa zwisała pomiędzy rękami. Na karku miała splecione palce dłoni. Tuż przed nią stała opróżniona już szklaneczka, najprawdopodobniej po jakimś trunku.
Przyklęknął przy niej. Poczuł ogromną ulgę, że ją odnalazł. Tak po prostu siedziała tu, na tej podłodze, bezbronna i zagubiona… Wzbudziła w nim litość.
Niepokój znów zakiełkował w jego podświadomości, kiedy nie znalazł jej w żadnej toalecie. Zaglądał nawet do męskich, bo zważywszy na jej stan emocjonalny i fizyczny, mogła wejść wszędzie. Obszedł korytarz na parterze i wszystkie otwarte pomieszczenia. Nic i nikogo. Zupełna pustka, tylko jacyś pojedynczy goście snuli się po hotelowych korytarzach. Teraz już zaczął naprawdę mocno się bać. Do otwarcia pozostały mu tylko drzwi do sali bilardowej, jawiąc się przed nim jako ostatnia deska ratunku. Jeśli i tu jej nie będzie, skieruje swoje kroki od razu do recepcji. Chwycił za klamkę i je otworzył. Wewnątrz było zupełnie ciemno, tylko przez niezasłonięte okna wpadało światło ulicznych latarni. Przez chwilę stał nieruchomo przyzwyczajając oczy do mroku, a dopiero wtedy spostrzegł siedzącą na podłodze pod oknem ubraną na jasno postać.
Podszedł bliżej i odetchnął. Siedziała skulona, łokcie miała wsparte na ugiętych kolanach, a głowa zwisała pomiędzy rękami. Na karku miała splecione palce dłoni. Tuż przed nią stała opróżniona już szklaneczka, najprawdopodobniej po jakimś trunku.
Przyklęknął przy niej. Poczuł ogromną ulgę, że ją odnalazł. Tak po prostu siedziała tu, na tej podłodze, bezbronna i zagubiona… Wzbudziła w nim litość.
Dopiero
teraz delikatnie przesunął palcami po jej opadających włosach. Kiedy poczuła jego dotyk, podniosła głowę i spojrzała na
niego. Padająca teraz na jej twarz nikła smuga światła zza okna ukazała jej
stan. Płakała, to było pewne… Była koncertowo rozmazana, a cały jej staranny
makijaż spłynął wraz ze łzami.
- Dlaczego mi uciekłaś? Martwiłem się... – powiedział z czułością, ocierając łzy z jej policzków.
- Tom, to koniec... – odpowiedziała z trudem. Plątał jej się język, była już naprawdę porządnie wstawiona.
- O rany... Czym się tak urąbałaś? – jęknął, - Mój brat to idiota i zazdrośnik, ale nie martw się, on cię kocha, wszystko będzie dobrze – próbował ją pocieszyć. Załkała na te słowa, jakby wcale im niedowierzając i natychmiast wyrzuciła ramiona w stronę Toma, obejmując go za szyję i mocno się w niego wtulając. Cóż miał robić? Także ją objął odwzajemniając uścisk. Krótka bluzka jaką miała na sobie wzniosła się do góry i nieopatrznie dłonie chłopaka wylądowały na jej nagich plecach. Pod opuszkami palców poczuł gładkość skóry, a szyję drażnił mu jej ciepły oddech. Poczuł jakieś dziwne onieśmielenie i doskonale wiedział, że przyczyną tego uczucia była ona, kobieta jego brata, no właśnie… Kobieta jego głupiego brata. Piękna, zmysłowa, czarująca, a on nawet nie mógł popuścić wodzy fantazji, nie tylko z powodu jej stanu, w którym tylko powinien nieść pomoc, ale także z powodu tego muru, jaki ich dzielił.
- Dlaczego mi uciekłaś? Martwiłem się... – powiedział z czułością, ocierając łzy z jej policzków.
- Tom, to koniec... – odpowiedziała z trudem. Plątał jej się język, była już naprawdę porządnie wstawiona.
- O rany... Czym się tak urąbałaś? – jęknął, - Mój brat to idiota i zazdrośnik, ale nie martw się, on cię kocha, wszystko będzie dobrze – próbował ją pocieszyć. Załkała na te słowa, jakby wcale im niedowierzając i natychmiast wyrzuciła ramiona w stronę Toma, obejmując go za szyję i mocno się w niego wtulając. Cóż miał robić? Także ją objął odwzajemniając uścisk. Krótka bluzka jaką miała na sobie wzniosła się do góry i nieopatrznie dłonie chłopaka wylądowały na jej nagich plecach. Pod opuszkami palców poczuł gładkość skóry, a szyję drażnił mu jej ciepły oddech. Poczuł jakieś dziwne onieśmielenie i doskonale wiedział, że przyczyną tego uczucia była ona, kobieta jego brata, no właśnie… Kobieta jego głupiego brata. Piękna, zmysłowa, czarująca, a on nawet nie mógł popuścić wodzy fantazji, nie tylko z powodu jej stanu, w którym tylko powinien nieść pomoc, ale także z powodu tego muru, jaki ich dzielił.
To
jest kobieta Billa… Teraz powtórzył sobie to w myślach kilkakrotnie chcąc
zbudować w swojej głowie barierę, jaka będzie oddzielała budzące się w nim
żądze, tak naturalne w kontakcie z pięknym, kobiecym ciałem, od rozsądku i
lojalności, jaką jest winien swojemu bliźniakowi. Teraz już wiedział, że w
innych okolicznościach wykorzystałby tę i każdą sytuację, aby ją zdobyć. Ile
szczęścia miał jego brat, mając taką kobietę i jaki był głupi postępując w ten
sposób...
Mruknęła
cicho mocno w niego wtulona. Ta bliskość niewątpliwie była dla niego czymś
trudnym do zniesienia, ale przecież nie mógł zachować teraz jakiegoś sztucznego
dystansu, szczególnie, że bardzo jej potrzebowała, jak też i jego opieki.
Wiedział, że musi nad sobą panować i nie pozwolić zawładnąć swoim ciałem typowo
męskim pokusom. Nie mógł wykorzystać tej bliskości w jakikolwiek nieodpowiedni
sposób, choćby tylko przypadkiem.
- Chodźmy stąd, zaprowadzę cię do pokoju – zaproponował i pomógł jej się podnieść. Ledwie wstała, nie czuła nóg. Był pewien, że o własnych siłach nie dałaby rady nigdzie pójść.
- Tom ja… nie… ja nie mogę iść... – wybełkotała z trudem.
- Damy radę – uśmiechnął się, podtrzymując ją w pasie. Krótka bluzka znów umożliwiła mu bezpośredni kontakt z jej skórą, jednak teraz nie mógł o tym nawet myśleć. Zarzucił sobie jej rękę na barki przytrzymując ją swoją i tak ruszyli przez długi korytarz w stronę windy. Babette co chwila potykała się, plątały jej się nogi, a zmienny nastrój - oznaka alkoholowego upojenia - objawiał się niekontrolowanym wybuchem płaczu, lub na przemian śmiechu. Zatrzymywała się, nie chcąc iść dalej, albo wieszała mu się na szyi usilnie twierdząc, że nie może. Właśnie takiej chwili spojrzała mu prosto w oczy, jej spojrzenie było nieprzytomne, a jednocześnie zmysłowe i namiętne. Pod jego wpływem wstrzymał oddech, a wówczas szepnęła cicho, ale bardzo wyraźnie;
- Chodźmy stąd, zaprowadzę cię do pokoju – zaproponował i pomógł jej się podnieść. Ledwie wstała, nie czuła nóg. Był pewien, że o własnych siłach nie dałaby rady nigdzie pójść.
- Tom ja… nie… ja nie mogę iść... – wybełkotała z trudem.
- Damy radę – uśmiechnął się, podtrzymując ją w pasie. Krótka bluzka znów umożliwiła mu bezpośredni kontakt z jej skórą, jednak teraz nie mógł o tym nawet myśleć. Zarzucił sobie jej rękę na barki przytrzymując ją swoją i tak ruszyli przez długi korytarz w stronę windy. Babette co chwila potykała się, plątały jej się nogi, a zmienny nastrój - oznaka alkoholowego upojenia - objawiał się niekontrolowanym wybuchem płaczu, lub na przemian śmiechu. Zatrzymywała się, nie chcąc iść dalej, albo wieszała mu się na szyi usilnie twierdząc, że nie może. Właśnie takiej chwili spojrzała mu prosto w oczy, jej spojrzenie było nieprzytomne, a jednocześnie zmysłowe i namiętne. Pod jego wpływem wstrzymał oddech, a wówczas szepnęła cicho, ale bardzo wyraźnie;
-
Masz jego oczy...
Niczym
ziarenka piachu przez palce, tak poprzez jego ciało przesypał się dreszcz. A jeszcze chwilę temu myślał, że doskonale
potrafi panować nad każdą swoją emocją i rodzącym się w nim pożądaniem, jednak
wystarczyło kilka słów, które wypowiedziała w tak wyjątkowy sposób, że poczuł
się jak marionetka, którą ktoś może dowolnie sterować. Do tego jej gesty i ten
język przesuwający się ledwie koniuszkiem między rozchylonymi, kuszącymi
słodyczą wargami… Czy ona zdawała sobie z tego sprawę, jak na niego działa
każdy jej nieprzemyślany gest...? Z pewnością nie… Zakochana nieprzytomnie w
jego bracie, zapewne teraz myślała tylko o nim, a to bliźniacze podobieństwo
jeszcze silniej przywodziło jej na myśl Billa.
Gdyby nie była jego kobietą, z pewnością teraz nie potrafiłby się opamiętać i całowałby ją mocno, aż straciliby oddech…
Gdyby nie była jego kobietą, z pewnością teraz nie potrafiłby się opamiętać i całowałby ją mocno, aż straciliby oddech…
Tymczasem
ona, coraz bardziej pijana oparła się o przeciwległą ścianę i osunęła po
niej.
-
Chodźmy, już tylko kilka kroków do windy – mruknął, pochylając się nad nią.
Musiał ją podnieść, ale trudno było znaleźć najlepszą na to metodę, żeby nie
otrzeć się o jej piersi, nie sprawić, że bluzka za nadto uniesie się odkrywając
jej nagie ciało. Z jakim to ogromnym wyzwaniem przychodzi mu się teraz mierzyć,
przez głupotę Billa?
W
końcu jakoś pociągnął ją za ręce i wstała sama, kołysząc się i chwiejąc na
nogach. Przywołał guzikiem windę i dosłownie ją tam wepchnął wybierając
odpowiedni przycisk, aby zawiozła ich na piętro, gdzie znajdował się jej pokój.
Ponownie rozpłakała się przylegając plecami do lustra.
- Tom, ja go straciłam... - jęknęła cicho. Wszystko wirowało, miała wrażenie, że winda się kręci, przed oczami miała tylko jeden obraz; Billa, który całuje się z tą dziewczyną. Ze wszystkich obrazów tego wieczora, ten na swoje nieszczęście zapamiętała najdokładniej. Nienawidziła jej, nienawidziła jego, nienawidziła siebie za to, że tak mu pozwoliła sobą zawładnąć i zmanipulować, że pokochała go i wobec tego uczucia była taka bezsilna. Przymknęła oczy czując, jak łzy spływają jej po policzkach, bezgłośny szloch targał całym jej ciałem. Wiedział, że w tej chwili nie jest w stanie jej pomóc, nie potrafi ukoić jej bólu. Bardzo jej współczuł i jedyne co teraz mógł dla niej zrobić, to bezpiecznie odholować ją do pokoju. Rano rozprawi się z Billem, ale teraz nie mógł zrobić nic… On był jeszcze bardziej pijany niż ona i nawet, gdyby strzelił mu jakąś umoralniającą gadkę, to rano nic by z niej nie pamiętał.
- Ciii... - próbował ją jakoś uspokoić. - Będzie dobrze... - Pogładził ją po policzku.
- Tom, ja go straciłam... - jęknęła cicho. Wszystko wirowało, miała wrażenie, że winda się kręci, przed oczami miała tylko jeden obraz; Billa, który całuje się z tą dziewczyną. Ze wszystkich obrazów tego wieczora, ten na swoje nieszczęście zapamiętała najdokładniej. Nienawidziła jej, nienawidziła jego, nienawidziła siebie za to, że tak mu pozwoliła sobą zawładnąć i zmanipulować, że pokochała go i wobec tego uczucia była taka bezsilna. Przymknęła oczy czując, jak łzy spływają jej po policzkach, bezgłośny szloch targał całym jej ciałem. Wiedział, że w tej chwili nie jest w stanie jej pomóc, nie potrafi ukoić jej bólu. Bardzo jej współczuł i jedyne co teraz mógł dla niej zrobić, to bezpiecznie odholować ją do pokoju. Rano rozprawi się z Billem, ale teraz nie mógł zrobić nic… On był jeszcze bardziej pijany niż ona i nawet, gdyby strzelił mu jakąś umoralniającą gadkę, to rano nic by z niej nie pamiętał.
- Ciii... - próbował ją jakoś uspokoić. - Będzie dobrze... - Pogładził ją po policzku.
Winda
zatrzymała się i jeszcze trzeba było pokonać kilka metrów korytarza. Potykała
się po drodze i pomimo trzymającego ją mocno jego ramienia, szła chwiejnym
krokiem. Zatrzymała się i wyswobodziła z
objęć Toma, otarła wierzchem dłoni mokre od łez policzki.
-
Wiesz co, Tom? Mam go w dupie! Niech idzie… - tu przerwał jej wpół zdania nagły
atak pijackiej czkawki. - … idzie do tej dziwki! – dokończyła zaraz i zaśmiała
się jakby właśnie oszalała. Był środek nocy, a ona krzyczała, nie zważając na
późną porę.
-
Cicho, bo zaraz ktoś nas tu opieprzy – Tom próbował ją podtrzymać, wówczas
zachwiała się i tylko jego silne ramiona uratowały ją przed upadkiem. Chwycił
ją w pasie i przytrzymał mocno, podczas gdy ona zarzuciła mu ręce na szyję i
poważniejąc, popatrzyła mu w oczy.
- Gdybym nie kochała Billa… Tom... Jesteś taki dobry... - powiedziała cicho, dobitnie i powoli, jakby ważąc każde słowo. To alkohol spowalniał nie tylko każdą jej reakcję. Wciąż plątał jej się język.
- Gdybym nie kochała Billa… Tom... Jesteś taki dobry... - powiedziała cicho, dobitnie i powoli, jakby ważąc każde słowo. To alkohol spowalniał nie tylko każdą jej reakcję. Wciąż plątał jej się język.
Znów
poczuł to ogłupiające go bez reszty onieśmielenie. Nie miał pojęcia skąd się to
uczucie bierze, przecież zawsze był taki śmiały w kontaktach z dziewczynami,
kobietami, bo przecież już od początku ich muzycznej kariery zdarzały mu się
różne, przedziwne sytuacje, od flirtu po niezobowiązujący seks, a nawet
wyznania miłości do jego osoby. Był rozpieszczany przez płeć przeciwną, wręcz
wielbiony i takie słowa nigdy nie robiły na nim większego wrażenia, a wręcz
traktował je zawsze z ogromnym dystansem. Teraz, przy niej, było zupełnie
inaczej, ta kobieta, dziewczyna jego brata, działała na niego w dziwny sposób,
i czuł się tak, jak jeszcze nigdy przy żadnej kobiecie. Zaprzyjaźnił się z nią,
owszem, ale też podobała mu się jej fizyczność, darzył ją sympatią i chociaż
nie chciał niczym więcej, to jednak obawiał się, że wszystko wymyka mu się spod
kontroli. Dlatego teraz zupełnie nie miał pojęcia, co też mógłby jej
odpowiedzieć, więc wolał milczeć.
Już
miał skłonić ją do ponownego ruszenia przed siebie w kierunku jej pokoju, kiedy
ona zupełnie niespodziewanie cmoknęła go lekko i zwiewnie, lecz tym razem nie w policzek, jak to była zwykła czynić, tym razem
poczuł na swoich ustach czułe dotknięcie jej warg. Oszołomiony, zdziwiony nie
zrobił zupełnie nic pozwalając się im zetknąć, jednak z jej strony był to
zwykły, przyjacielski całus. Nie mógł, a nawet nie chciał teraz wyobrażać
sobie, że mógłby znaczyć coś więcej… Gdyby nie ten idiota, jego brat, z ogromną
przyjemnością wziąłby ją w ramiona i pokazał jak całuje. Chciałby tego, tak
bardzo by chciał, ale ona… Ona chciała tylko Billa i doskonale o tym wiedział.
I wiedział też, że w żaden sposób nie może jej tknąć, nie licząc oczywiście
niesienia pomocy takiej, jaką czynił teraz. Musiał powstrzymać wszystkie myśli,
jakie nieopatrznie choćby lekko skręcały na inną drogę, niż ta wiodąca ku
przyjaźni.
Na szczęście jakoś dowlekli się do
jej pokoju. Miał wrażenie, że z każdą chwilą coraz bardziej traci kontakt z
rzeczywistością, widać to, co piła tam na dole, samotnie w bilardowej sali
dopiero teraz zaczynało działać. Oparł ją o ścianę tuż przy drzwiach jej pokoju
i zapytał, łapiąc głęboki oddech;
- Gdzie masz kartę?
-
Nie wiem... - odpowiedziała rozkładając ręce. Zachwiała się, lecz Tom
przytrzymał ją i tym razem. Roześmiała się głośno, dodając; - Szukaj... -
Podniosła ręce do góry ukazując nagi brzuch. Znów to głupie, paraliżujące go
uczucie skrępowania i lekkiego zażenowania… Gdzie ma niby szukać tego
cholernego klucza? Przecież ona nie ma przy sobie żadnej torebki, w zasadzie
jedynym miejscem gdzie on może być, są kieszenie jej spodni… Spodni, które na
dodatek dość mocno opinają jej biodra, więc jak miałby wcisnąć dłoń w tę
kieszeń?
Zrobiło mu się gorąco, niemal duszno,
a panika paraliżowała jego ciało. Chyba jednak nie będzie miał wyboru i będzie
musiał jakoś wyciągnąć jej tę cholerną kartę, inaczej będzie się tak tu z nią
droczył Bóg raczy wiedzieć, jak długo.
Nie mógł sobie poradzić, więc odsunął
ją od ściany, i zachodząc od tyłu objął w pasie. Wsunął ciasno dłoń do jednej z
jej kieszeni, wyczuwając pod cienkim materiałem wąski pasek bielizny na
biodrze. Westchnął cicho, zanurzając twarz w jej pachnących włosach. Ta
bliskość sprawiała, że trudno mu było poskromić swoje pożądanie. Wiedział, że
jest pijana i nie kontroluje swojego zachowania, zdawał też sobie sprawę z
tego, że ona nie myśli o nim w ten sposób, a jeśli już, to widzi w nim jego
brata, a jednak nie potrafił powstrzymać narastającego w nim pragnienia. Poprzez
tą całą głupią sytuację, poprzez tę niechcianą bliskość zaczynało w nim płonąć
gorącym ogniem, paląc zdrowy rozsądek i lojalność. Zacisnął zęby starając
się poskromić niedorzeczne myśli, schować je gdzieś głęboko w zakamarkach
umysłu, a najlepiej gdyby mógł nie myśleć o niej w ten sposób…
Małe kropelki potu zrosiły jego
skronie, szybkim ruchem wyciągnął kartę z jej kieszeni i otworzył drzwi,
wprowadzając dziewczynę.
-
Położę cię do łóżka.
Próbował
wprowadzić ją do pokoju, ale ona nie miała zamiaru zrobić ani kroku, na wpół
żywa wciąż stała oparta o ścianę w korytarzu. Wziął ją na ręce i wniósł do
pokoju, po czym posadził na łóżku. Właściwie to był moment, kiedy powinien już
stąd wyjść, może jeszcze położy ją tylko na łóżku, przecież jest prawie
nieprzytomna, gotowa nie daj Boże z niego spaść i zrobić sobie krzywdę. Zdjął
więc jej buty. I to by było na tyle… Nie musi jej przecież rozbierać,
wystarczy, że ją położy, może jeszcze chwilę posiedzi nim zaśnie. Taki miał
właśnie zamiar, ale jej zachciało się teraz właśnie zdejmować ubranie. Patrzył
na nią odrobinę oszołomiony.
-
Nie, nie… Połóż się… - Chwycił ją za nadgarstki chcąc powstrzymać, lecz
wyszarpnęła mu je z dłoni mamrocząc pod nosem;
-
Nie bę.. będę spać w ciuchach…
Nieporadnie,
mecząc się przy tym niemiłosiernie, zaczęła rozpinać guziki u bluzki. Jej
nieskoordynowane ruchy rozśmieszyły Toma. W końcu bezradnie opadła na poduszkę,
patrząc na niego błagalnym wzrokiem:
- Pomóż... - jęknęła i zanim niezdecydowany podszedł, już rozpinała suwak u spodni. Nie ruszył się z miejsca stojąc jak sparaliżowany.
Jak ma ją rozebrać? Ma wszystko z niej ściągnąć? Ma ją dotykać? Nie zniesie tego... Ale przecież musi jej pomóc, sama nie poradzi sobie… Głośno przełknął ślinę i przysiadł na brzegu łóżka, rozpinając te przeklęte guziki. Jego oczom ukazały się dwie kształtne piersi w białym, koronkowym staniku. Czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, paraliżując go jednocześnie bolesnym uściskiem… Przygryzł wargę i zaczął powoli zsuwać z jej bioder spodnie. Znów zobaczył te nogi… Długie, niewiarygodnie zgrabne, idealne… Te, które zawsze go tak fascynowały. Przypomniał sobie ten dzień, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy na spotkaniu przed programem w jej biurze. Miała taką krótką, dżinsową spódnicę... Uśmiechnął się do wspomnień, wtedy nie przypuszczałby nawet, że będzie ją kiedyś rozbierał, choćby w takich niedogodnych okolicznościach...
To było ponad jego siły… Nieopatrznie przesunął opuszkami palców po gładkiej, wspaniale wydepilowanej skórze do samych kostek, a układając zdjęte już spodnie na stojącym nieopodal krześle, omiótł wzrokiem całokształt tej ciała zatrzymując spojrzenie na biodrach, na wysokości białego trójkąta kontrastującego z opalonym ciałem.
- Pomóż... - jęknęła i zanim niezdecydowany podszedł, już rozpinała suwak u spodni. Nie ruszył się z miejsca stojąc jak sparaliżowany.
Jak ma ją rozebrać? Ma wszystko z niej ściągnąć? Ma ją dotykać? Nie zniesie tego... Ale przecież musi jej pomóc, sama nie poradzi sobie… Głośno przełknął ślinę i przysiadł na brzegu łóżka, rozpinając te przeklęte guziki. Jego oczom ukazały się dwie kształtne piersi w białym, koronkowym staniku. Czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, paraliżując go jednocześnie bolesnym uściskiem… Przygryzł wargę i zaczął powoli zsuwać z jej bioder spodnie. Znów zobaczył te nogi… Długie, niewiarygodnie zgrabne, idealne… Te, które zawsze go tak fascynowały. Przypomniał sobie ten dzień, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy na spotkaniu przed programem w jej biurze. Miała taką krótką, dżinsową spódnicę... Uśmiechnął się do wspomnień, wtedy nie przypuszczałby nawet, że będzie ją kiedyś rozbierał, choćby w takich niedogodnych okolicznościach...
To było ponad jego siły… Nieopatrznie przesunął opuszkami palców po gładkiej, wspaniale wydepilowanej skórze do samych kostek, a układając zdjęte już spodnie na stojącym nieopodal krześle, omiótł wzrokiem całokształt tej ciała zatrzymując spojrzenie na biodrach, na wysokości białego trójkąta kontrastującego z opalonym ciałem.
Wiedział,
że nie powinien patrzeć, bo to jest zarezerwowane tylko dla jego brata, ale nie
powinien także tego robić z innego powodu… Widok jej ciała rozpalił w nim tę
małą iskrę pragnienia z której zaczynał powstawać płomień i lada chwila mógł w
nim spłonąć. Powinien odwrócić głowę, przykryć ją i pozostawić, natychmiast
opuszczając pokój, ale nie mógł się opamiętać. Patrzył na nią zachłannie, kiedy
tak leżała z przymkniętymi powiekami oddychając głęboko i miarowo. Czuł, że
dłużej nie zniesie tego widoku i jeszcze gotów zrobić coś naprawdę głupiego.
Sięgnął po leżący nieopodal koc i pochylił się nad nią chcąc ją nakryć, a wtedy
uchyliła powieki szepcząc imię jego brata.
-
Bill…
Jak
sparaliżowany jej cichym westchnieniem zatrzymał się w miejscu patrząc na nią z
tak bliska.
-
Jakie masz piękne oczy... – dodała po chwili i zarzuciła mu ręce na kark
przyciągając go jeszcze bliżej. Czuł jej gorący oddech na swoich ustach i
doskonale wiedział co teraz powinien zrobić, przynajmniej nakazywał mu to
rozsądek. Tak… musi, powinien wyplątać się z jej objęć i wyjść, ale wciąż tkwił
taki pochylony tuż nad nią, w jej ramionach, tak bliski skosztowania jej
warg…
Zadrżał
z pożądania, a ciało smagane dreszczem niczym batem, zupełnie odmówiło
posłuszeństwa, jakby coś w jego głowie krzyczało; „Zostań i posmakuj, taka okazja nie powtórzy się nigdy więcej!”. A
ona przymknęła na wpół uchylone powieki mamrocząc cicho;
- Kocham cię, Bill...
Wyznanie miłości do jego brata niemal natychmiast wyrwało go z tego ogłupiającego letargu w jaki na kilka minut zapadł, było niczym wiadro lodowatej wody w upalny dzień, natychmiast wyrywając go z jej objęć. Uniósł się, a jej ręce bezwładnie osunęły się po jego ramionach opadając na pościel. Podciągnął koc, okrywając nim jej ciało bardzo szczelnie.
- Kocham cię, Bill...
Wyznanie miłości do jego brata niemal natychmiast wyrwało go z tego ogłupiającego letargu w jaki na kilka minut zapadł, było niczym wiadro lodowatej wody w upalny dzień, natychmiast wyrywając go z jej objęć. Uniósł się, a jej ręce bezwładnie osunęły się po jego ramionach opadając na pościel. Podciągnął koc, okrywając nim jej ciało bardzo szczelnie.
Dotknął dłońmi swojej twarzy, był
rozpalony, dusił się atmosferą tego pokoju, czuł, że jeśli za chwilę stąd nie
ucieknie, nie wytrzyma dłużej tego napięcia. Więcej na nią nie spojrzy, a
przynajmniej nie teraz i musi natychmiast stąd wyjść!
Ruszył w kierunku drzwi zdecydowanym
krokiem i kładąc dłoń na klamce nie dotrzymał obietnicy danej samemu sobie,
odwrócił się i znowu na nią spojrzał. Spała już spokojnie, głębokim snem,
upojona nadmiarem alkoholu.
Ten dzień właściwie już się skończył
dla ich trojga, ale Tom wiedział, że choć na każdym z nich odciśnie się on
piętnem, jego skutki najdotkliwiej odczuje on sam…
~
W głowie miał mętlik i mieszane
uczucia. Zastanawiał się teraz, co by było, gdyby wykorzystał tę okazję i
posunął się do czegoś więcej… Czy byłaby choć odrobinę świadoma swoich czynów?
Czy poddając się pieszczocie jego warg myślałaby, że to jest Bill?
Wiedział jedno; gdyby zrobił cokolwiek
z nią dla niego zakazanego, straciłby do siebie szacunek.
Szybkim krokiem udał się do ich
wspólnego z Billem pokoju, ale jego jeszcze tu nie było. Powinien był pójść po
niego i go przyprowadzić, bo pewnie już się ululał na dobre i śpi na jakiejś
kanapie, jednak nie był w stanie. Rzucił się w ubraniu na swoje łóżko
bezwiednie przesuwając spojrzeniem po różnych punktach pomieszczenia. Teraz
jego marzeniem było tylko to, aby zasnąć. Nie chciał już myśleć o niej, o Billu
i o tej całej beznadziejnej sytuacji… Nie chciał, ale nie mógł ukoić swoich
emocji w żaden sposób, gdziekolwiek by nie spojrzał, przed oczami miał tylko
jeden obraz; wyraz jej twarzy i zamglone spojrzenie, jak patrzyła na niego,
kiedy okrywał ją kocem. Chciał przestać myśleć, chciał wymazać ten obraz z
pamięci… Wciąż miał ją przed oczami, a gdyby się w porę nie wycofał... Właśnie,
co by się stało, jakby stracił nad samym sobą kontrolę? Mógł przecież bezkarnie
ją pocałować, a jutro niczego by nie pamiętała, natomiast on zachowałby w pamięci
to doznanie… Była taka namiętna i należała do niego choć przez tę jedną, jedyną
chwilę, nawet bez świadomości, że w zasięgu jej warg nie było ust ukochanego, o
których pewnie wtedy marzyła…
Bill mówił, że jest jak wulkan, ma
takie piękne ciało i takie delikatne dłonie. Mógł mieć tę rozkosz tylko dla
siebie, przecież nikt by nie wiedział, a on przeżyłby z nią niezapomniane
chwile... Czemu z przestrachem się wycofał? Dlaczego to zrobił?
Ale moment… Przecież może tam wrócić,
może skraść jej pocałunek, dotyk dłoni, pieszczotę ciała…
Zerwał się gwałtownie z łóżka i
wybiegł na korytarz, a po chwili znów stał u jej drzwi. Nacisnął na klamkę.
Spała spokojnie, przykryta przez
niego tak niedawno. Popatrzył przez chwilę i wycofał się, zamykając za sobą
drzwi. „Co ja robię..?”, pomyślał ze
zgrozą. Ruszył znów przed siebie i zszedł na dół schodami. Czuł, że jeśli zaraz
czegoś ze sobą nie zrobi, gotów oszaleć.
Wyszedł na zewnątrz. Była zimna,
jesienna noc, a drobny deszcz rytmicznie stukał o rynny okien. Nie czuł chłodu,
wręcz przeciwnie, było mu gorąco, krew w żyłach szalała, skronie pulsowały.
Spojrzał w czarne, zachmurzone niebo. Małe krople deszczu rozpryskiwały się na
jego twarzy. Przymknął oczy, a z każdą chwilą chłód zaczął ogarniać jego
rozpalone zmysły. Tego mu było trzeba, po woli wyciszał się wewnętrznie i
wracał do siebie. Jednak wiedział, że bez względu na to, co się dalej wydarzy,
nigdy nie zapomni tej nocy, ani też nie pozbędzie się z pamięci obrazów z
ostatniej godziny…
Tak niedawno obiecał jej, że zawsze
będzie dla niej przyjacielem, a przypomniawszy sobie ten fakt poczuł ogromną
ulgę, że jednak nie wykorzystał jej niemocy. Jak to dobrze, że jakieś resztki
sumienia, które jeszcze posiadał, nie dopuściły do tego… Przecież ona nigdy nie
oddałaby mu z własnej woli swoich ust, a tym bardziej swojego ciała, była
pijana, widziała w nim tylko i wyłącznie Billa. Gdyby chociaż pocałował,
okrutnie by ją wykorzystał i zdradził nie tylko brata… Zdradziłby także siebie
i przede wszystkim ją. Jak spojrzałby im potem w oczy? Jak mógłby patrzeć bez
wyrzutu w swoje własne odbicie w lustrze...?
Na samą myśl owiał jego ciało zimny
dreszcz. Odetchnął z ulgą, przemyślał wszystko, ochłonął, gotów był już wracać,
co też uczynił.
Kiedy wszedł do pokoju, Bill w tak
zwanym opakowaniu, już głośno chrapał na swoim łóżku. Pewnie chłopaki, a może
nawet David, odholowali go na miejsce. Ani myślał go rozbierać, chociaż z nim
poszłoby mu o wiele łatwiej niż z jego kobietą, przynajmniej nie podnieciłby
się.
Nie chciało mu się brać prysznica,
pomyślał, że zrobi to rano. Umył tylko zęby, pospiesznie zrzucił przemoczone na
deszczu ubranie i wskoczył do łóżka. Długo kręcił się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.
Przed oczami ciągle miał jej twarz, jej ciało i tę białą bieliznę, jaką miała
na sobie. Próbował zająć swe szare komórki czymś innym, na próżno. Po chwili
znów wracał ten sam obraz. Zaciskał powieki starając się odgonić pewnie wizje,
jakie zaczęły się roić w jego głowie. Wyobrażenia i scenariusze stawały się
coraz bardziej natrętne, przywodzące na myśl to, co mógłby zrobić z tym pięknym
ciałem… Kręcił się w łóżku i wzdychał, w końcu nie wytrzymał napięcia. Nie dał
rady się powstrzymać, a nawet tego nie chciał.
Zrobił to, co zwykł robić kiedyś,
ostatnio nie musiał, jednak dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Sprawił sobie
chociaż taką ulgę, rozluźnił się emocjonalnie.
Tej nocy kochał się z nią do
upadłego… we śnie.
Kolejne opowiadanie o Billu, którego miałam nie czytać, a przeczytałam w ciągu nocy i kawałka dnia. Jak Ty to napisałaś? Znaczy normalnie nie zarywam nocy, żeby czytać ff.
OdpowiedzUsuńNo i czekam na nexta, ma się rozumieć ;D
Oj, jak miło, ze jeszcze trafiła się taka czytelniczka po latach... Napisałam to... zwyczajnie? Ot tak po prostu, jakiś czas temu, a teraz odrobinę ulepszone wrzucam.
UsuńDziękuję za komentarz :*
Tak bardzo uwielbiam tego Toma. Zachowuje się jak na starszego brata przystało :). A Bill to głupi gowniarz i go już nie lubię Hahaha xD
OdpowiedzUsuńTylko mi teraz nie mów, że muszę czekać tydzień na następny odcinek bo nie wytrzymam :P
Ja też lubię tego mojego Toma, zawsze taktowny chłopak, o wiele rozsądniejszy od brata, prawda? I tym razem chyba nie zorientowałaś sie w różnicy między pierwowzorem, a wersją poprawioną ;D
UsuńNo będzie gdzieś za tydzień :* Dziękuję za komentarz!
No przyznam, że chyba nie. Jak znajdę chwile to porównam xD
UsuńNo Tom jest super. :D i wydaje mi się, że on nawet w realnym świecie jest taki... opiekuńczy i rozsądny, wiec ta jego charakterystyka w opowiadaniu mi jak najbardziej pasuje do prawdziwego Toma :P
Dobra... Już wiem :P I znów miało chodzić o zdradę tak jak poprzednio no ale nie w takim wymiarze jak tamtym razem więc nie zakodowałam :P
UsuńZ każdym zdaniem miałam ochotę udusić Billa, jest taki młody, zakochany, czasami głupi i cholernie irytujący. Wierzę, że wydarzy się coś takiego, co sprawi, że się opamięta. Może ten cały nieszczęsny pocałunek z Dagmar i kac moralny na to wpłynie... Jednak najcięższą walkę z samym sobą stoczył w tym odcinku Tom. Czekam, czekam, niecierpliwie czekam na kolejną część tej pięknej historii.
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Nie chcę Cię martwić, ale nasz kochany egoista jeszcze nie raz Cię zirytuje. Taka już jego zaleta, albo wada, jak kto woli. Tom jeszcze nie raz będzie toczył różne boje...
UsuńDziękuję za komentarz :*
Och jestem jak zawsze. Och co za Tom. Gotowy by sir powstrzymać. Za to snic nikt mu mie broni. Cieszę się że Martin wyjechal. Dobrze że go już nie ma. Swoja drogą ciekawe czemu Bill taki się zrobił. Przecież zawsze mówi mu prawdę. Rozumiem że chciał zrobić jej na złość, ale dlaczego jej nie wierzy skoro ja kocha.
OdpowiedzUsuńDobra nie będę juz marudzić. Milo się czyta Twoje opowiadanie. Mam nadzieje że z czasem pojawi się jakieś inne Twoje opowiadanie równie genialne co te.
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.
Tom jest bardzo taktownym bratem, w sumie chyba w tej wersji jeszcze go ulepszyłam. Bill jest małym, zazdrosnym egoistą niestety i jeszcze nie raz pokaże na co go stać.
UsuńPo MI będzie kontynuacja, kiedyś, dawno temu kiedy wstawiałam to na forum, moje czytelniczki niemal na mnie wymusiły ten sequel, wiec będzie i tu.
Dziękuję za komentarz :*
Oby tak dalej. Świetne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńDalej z pewnością będzie ;) Dziękuję :*
UsuńUwielbiam postać Billa w tym opowiadaniu! I może jestem bezduszną mendą ale cieszę się że Martin się załamał i wyjechał. Uwielbiam jak się nad nim znęcasz.
OdpowiedzUsuńA Tom? No cóż, szkoda mi biedaka ale też lubię to że trzyma się zasady i nie tyka tego co nie należy do niego.
Cofnęłam się i dopiero dziś zobaczyłam Twój komentarz. Cieszę się, że jesteś, a jeśli czytasz dalej, to pewnie cieszysz się jeszcze bardziej z niepowodzenia Martna.
UsuńDziękuję :*
Ech, ta Babbett to zdzira. Sama nie chce rzucić Martina z egoistycznych pobudek, wymusza na Billu, by ten zgodził się na ten chory układ, poczym sama robi z siebie poszkodowaną, gdy chłopak protestuje i nie zgadza się na coś takiego, przy czym boli ją, gdy widuje go z innymi kobietami, a sama nie ma problemu z tym, że też ma faceta. Niezła wyliczanka z tego. No i oczywiście Tom też się musiał zacząć zakochiwac. Jak przystało na fanfik o TH. Czy ja znajdę jakiś fanfik, gdzie obaj bracia nie zakochują się w jednej kobiecie? Ech, matko.
OdpowiedzUsuńNo, ale tak poza tym, opko wciąga.