Rozdział XXXVI
„Zabij mnie -
nim ona to zrobi
Zabij mnie - to nic nie boli
Jeśli chcesz mieć święty spokój
Zabij mnie - zamknę oczy”
Zabij mnie - to nic nie boli
Jeśli chcesz mieć święty spokój
Zabij mnie - zamknę oczy”
Varius Manx – „Dlaczego ja”
Do spotkania zostało jeszcze kilka
godzin. Próbowała zająć się czymś pożytecznym, posprzątała, ugotowała sobie
obiad na dwa dni, ale jej myśli zajmowała wciąż ta jedna. Czego ta kobieta może
od niej chcieć?
Może
widząc jak poważny stał się ich związek, po prostu tylko chce ją osobiście
poznać? Chce zobaczyć jaka jest, bo troszczy się o syna i bardzo go kocha? A
może nie pogodziła się z tym do tej pory i będzie próbowała ją zniechęcić? Tę
drugą, wielce prawdopodobną wersję, odganiała od siebie jak natrętną muchę. Doskonale
zdawała sobie jednak sprawę z tego, że tak też może się stać, choć bardzo tego
nie chciała.
Zbliżała
się nieuchronnie godzina spotkania. Z każdą chwilą coraz bardziej się
denerwowała i bała. Jadąc samochodem miała wrażenie, że pomimo grającej dość
głośno muzyki słyszy bicie swojego serca, a gdy wchodziła do hotelu łomotało
już tak, że omal nie wyskoczyło jej z piersi.
Pomimo,
że jeszcze pozostało pięć minut do osiemnastej, pani Kaulitz była już w
restauracji i na widok dziewczyny skinęła ręką, jednak na jej twarzy, nie
pojawił się nawet najmniejszy cień uśmiechu.
Kiedy
Babette podeszła do stolika, kobieta wstała i podała jej rękę.
-
Witam panią, Simone Kaulitz.
-
Babette Chardin - przedstawiła się. Oficjalny ton kobiety nie wróżył niczego
dobrego, przynajmniej tak jej się wydawało, była bardzo surowa i oschła, ale dziewczyna
wciąż łudziła się, że może to tylko pierwsze wrażenie i jakieś pozory?
-
Napije się pani czegoś? – zapytała matka Billa, kiedy już usiadły, gestem
przywołując kelnera.
-
Poproszę wodę z cytryną.
Kelner
skinął głową, oddalając się w pośpiechu. Kobieta miała przed sobą filiżankę z
niedopitą kawą, najwyraźniej musiała czekać od dłuższego czasu.
-
Ma pani romans z moim synem – zaczęła obraźliwymi dla niej słowami i nieprzyjemnym tonem. Właśnie w tym momencie
do Babette dotarło, że ta rozmowa z pewnością nie będzie miła. Dziewczyna
poczuła, jak napięcie ściska ją za gardło.
-
Skoro pani to tak nazwała... – podjęła temat. – Domyślam się, że właśnie w tej
sprawie się spotykamy.
-
Dobrze się pani domyśla, ale powinna pani domyślić się też czegoś innego.
Dreszcz
niepewności i strachu przebiegł przez całe ciało Babette. Bała się, że usłyszy
to najgorsze o czym myślała, ale czego tak naprawdę bardzo nie chciała
usłyszeć.
-
Mój syn to jeszcze dzieciak, ale pani jest starsza i powinna być pani
rozsądniejsza, ale jak widzę tak nie jest. Dawałam mu czas na zakończenie tego,
miałam nadzieję, że być może pani to zakończy, może znudzi się takim chłopcem, ale
niestety to trwa, więc muszę interweniować.
Jadąc
tutaj Babette obiecywała sobie, że bez względu na przebieg rozmowy będzie
starała się być miła, choćby ze względu na Billa i teraz, po usłyszeniu
pierwszej porcji nieprzyjemnych słów, przypomniała to sobie. Zaciskając pod stolikiem
dłoń w pięść, odparła, starając się zachować spokój;
-
Czemu pani uważa, że nie jestem rozsądna?
-
Bo nie przerywa pani tej śmiesznej farsy.
-
Farsą nazywa pani mój związek z Billem?
-
Związek?! – prychnęła kobieta. – Śmie pani nazywać to związkiem?
W
Babette krew zawrzała. Czuła, że za chwilę z obietnicy jaką sobie dała,
pozostanie tylko niemiłe wspomnienie. Nie chciała zaczynać wojny z matką Billa,
ale obawiała się, że jeszcze kilka takich słów i nie wytrzyma.
-
Tak, dla mnie to jest związek, najlepszy jaki kiedykolwiek miałam. My się
kochamy – powiedziała stanowczo, celowo intonując odpowiednie słowa.
-
Ach... Kochacie się... – podchwyciła rozmówczyni z ironią w głosie – Zaraz pani
powiem, jak to wszystko wygląda. Oczarowała go pani sztuką kochania, to właśnie
jest ta cała jego miłość – roześmiała się.
-
Sugeruje pani, że łączy nas tylko łóżko? – zapytała Babette ostrzejszym tonem.
-
Ja nic nie sugeruję proszę pani, ja tylko stwierdzam fakt. Przecież nie jest
pani piszczącą nastolatką, co więc może pani dać taki dzieciak? Nie wiem co
pani w nim tak zaimponowało? Pieniądze, sława? Muszę panią uprzedzić, że to ja
zarządzam majątkiem synów.
-
Proszę sobie wyobrazić, że pieniądze Billa mnie w ogóle nie interesują. Jestem
samodzielna i niezależna, jestem dziennikarką i w dodatku nieźle zarabiam.
Nigdy nie byłam i nie będę niczyją utrzymanką - odparła stanowczo, dając do
zrozumienia, że to stwierdzenie ją uraziło.
-
Ja doskonale wiem, co on w pani widzi - kontynuowała kobieta, nie zważając na
jej tłumaczenie - Wraca do pani, bo chce się w końcu gdzieś seksualnie wyżyć,
tu jest mu po prostu wygodnie i bezpiecznie.
Babette
nie wiedziała, czy nie potrafi się bronić, czy nie chce się narażać. Wszystko
to, co mówiła ta kobieta bolało jak ostrze wbijanego w jej serce noża, który
ktoś szybko wyciągał, aby zadać powtórny cios. Najchętniej po prostu wstałaby
od stolika i odeszła, jednak wiedziała, że nie może tego zrobić. Jakkolwiek ta
rozmowa się potoczy, musi doprowadzić ją do końca.
-
Myślę, że tu się pani myli, to akurat mógłby znaleźć wszędzie – spróbowała
odeprzeć atak.
-
Pewnie tak, ale może nie w takim wydaniu – stwierdziła pani Kaulitz z
sarkazmem, obrzucając Babette wymownym spojrzeniem.
-
Czy po to się pani chciała ze mną spotkać, żeby mnie obrażać? – Nie wytrzymała
w końcu Babette.
-
Nie spodziewałam się, ze odrobina prawdy będzie dla pani obraźliwa – roześmiała
się wymownie kobieta.
-
Dla mnie to nie jest żadna prawda, tylko pani insynuacje.
-
Niech sobie pani nazywa to jak chce, zresztą nieważne, trochę zboczyłam, bo nie
to miało być głównym tematem naszej rozmowy – powiedziała stanowczo i
pochylając się nad stolikiem, spojrzała dziewczynie w oczy. – Proszę zostawić
mojego syna w spokoju – wycedziła po chwili dobitnie.
Babette
zamarła. Idąc tutaj, tak bardzo obawiała się tematu tej rozmowy, ale nie
spodziewała się w najczarniejszym jej scenariuszu, że padnie takie żądanie.
Jednak nawet to zupełnie niespodziewane stało się rzeczywistością. Miała
wrażenie, że teraz dla odmiany krew zastyga jej w żyłach, straciła zdolność
racjonalnego myślenia, zupełnie nie wiedząc co ma odpowiedzieć i jak się
bronić. Gdyby to nie była jego matka, gdyby okoliczność była inna, tak samo jak
temat rozmowy, doskonale wiedziałaby, jak zmieszać kobietę z błotem, ale w tej
sytuacji czuła się absolutnie bezbronna.
-
Dlaczego pani żąda tego ode mnie? Proszę porozmawiać na ten temat z synem, ale
uprzedzam panią, on mnie kocha. – odparła w końcu.
-
Proszę sobie nie kpić, jaka znów miłość? On jest zaślepiony i omotany przez
panią, gdybym mu to zaproponowała znienawidziłby mnie. Liczę, że to pani
zmądrzeje, przecież ten związek nie ma przyszłości, czy nie zauważa pani wokoło
tych drwin? Jest pani dla niego za stara! Nawet jeśli teraz przez jakiś czas z
czystej wygody i dla dobrego seksu z panią będzie, to za kilka lat znajdzie
sobie młodszą i zostawi panią, niech pani nie liczy na nieskończoną miłość,
znam moich synów, oni nie są do tego zdolni, w dodatku w takiej sytuacji w
jakiej się znajdują – ironizowała matka Billa.
Babette
milczała, siedząc ze wzrokiem wbitym w szklankę. Słowa, które przed chwilą
usłyszała dobiły ją i pozbawiły wszelkich złudzeń, że zdoła choć w małym
procencie przekonać kobietę do tego związku i prosić, aby jednak dała im
szansę. Teraz, jak ciężką armatę kobieta wytoczyła argumenty, które ją samą od
zawsze nurtowały. Trafiła w najczulszy punkt.
-
Proszę na siebie spojrzeć, jest pani niewiele młodsza ode mnie – uśmiechnęła
się ironicznie, a po chwili dodała: – Jeśli naprawdę zależy pani na jego
szczęściu, niech mu pani da szansę, żeby znalazł sobie młodą dziewczynę i niech
pani nie będzie żałosna z tą swoją miłością do nastolatka.
-
Ja tego nie zrobię… - odparła po chwili Babette zdławionym głosem. - Nie odejdę
od niego, czy nie może pani zrozumieć, że ja naprawdę go kocham? Czy naprawdę
nie widzi pani jego szczęścia? Jeśli odejdę, skrzywdzę go. - Czuła jak łzy
bezradności napływają jej do oczu, chociaż tak bardzo nie chciała okazać swojej
słabości. Niemal w tej samej chwili, głos matki Billa przybrał błagalny ton.
-
Właśnie teraz go pani krzywdzi. Czy pani z kolei nie rozumie, że on się nie
nadaje na męża? Nawet jeśli wytrwa przy pani, a pani będzie przy nim tolerując
jego zdrady, zanim do tego dojrzeje, pani już będzie grubo po czterdziestce, a
on nie będzie nigdy z panią szczęśliwy!
Zastanowiła
się teraz, czy ta kobieta coś wie? A może już ją zdradzał, może była perfidnie
oszukiwana nic o tym nie wiedząc? Pominęła tę kwestię chyba jedynie w obawie,
że ona zrani ją jakimś faktem, którego znać nie chciała.
-
Skąd ta pewność? Dlaczego pani mu to robi? Przecież to właśnie pani go
unieszczęśliwia – Babette tym razem podniosła głos, a łzy, których nie zdołała
powstrzymać, już spływały po policzkach.
-
Ja jestem jego matką i chcę tylko jego dobra, to pani go omotała, przez panią
go wszyscy szykanują, niszczy pani jego i jego karierę! Czy pani nie widzi, że
cierpi na tym cały zespół? Te ciągłe spekulacje w prasie, przecież to przez
panią ciągle pokazują te zdjęcia, gdyby nie pani, nie byłoby z tego takiej sensacji!
-
Niech pani nie żartuje, dziennikarze zawsze będą węszyć, bez względu na to, czy
jest ze mną, czy nie!
-
Ale nie w taki sposób i pani doskonale zdaje sobie z tego sprawę – powiedziała
pani Kaulitz przez łzy, po czym wsparła głowę na dłoniach i rozpłakała się na
dobre. To co powiedziała zaraz potem, było niczym cios poniżej pasa.
-
Jeśli go pani naprawdę kocha, to niech to pani udowodni, proszę uwolnić go od
siebie, dać mu szczęście, jakiego przy pani nigdy nie zazna. Jeśli zostanie z
panią, ja się nigdy z tym nie pogodzę. Już teraz przez panią rzadko przyjeżdża
do domu, jeśli się sprzeciwię, może nie przyjedzie wcale, ale z czasem on to
zrozumie, bo matkę ma się tylko jedną. To będzie ciężarem dla pani sumienia. A
on jest bardzo ze mną związany, on tego nie zniesie… Czy właśnie tego pani
chce?
Zszokowana
tym wszystkim Babette, nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa, podczas,
gdy rozmówczyni niemal zanosiła się od płaczu, wstając.
-
Niech się pani wreszcie od niego odczepi, jeśli ma pani jeszcze trochę sumienia
– dodała i nerwowo grzebiąc w torebce wyjęła z niej portfel.
-
Przecież ja go kocham... – powiedziała już cicho Babette, bo zupełnie straciła
nadzieję, że zdoła przekonać do swoich racji matkę Billa.
Kobieta
wyjęła banknot i kładąc go na stoliku, znów nachyliła się do dziewczyny;
-
Niech go pani zostawi w spokoju, tak będzie najlepiej dla wszystkich, naprawdę
bardzo panią proszę. Pani powinna się związać z dojrzałym mężczyzną, a nie z
dzieciakiem.
Pani
Kaulitz wyprostowała się, ostentacyjnie ocierając chusteczką łzy. Już miała
odchodzić, ale jeszcze zatrzymała się na chwilę.
- Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie będziemy musiały
się już spotykać, a przynajmniej nie w takich okolicznościach, liczę mimo
wszystko na pani rozsądek i żegnam panią. – rzuciła na odchodne i wyszła zapłakana,
a kilka osób siedzących przy stolikach, obrzuciło ją zaciekawionym spojrzeniem.
Babette
nadal siedziała przy stoliku z wzrokiem beznamiętnie utkwionym w oparciu krzesła, na którym jeszcze przed chwilą
siedziała ta okropna kobieta. Niewiarygodne było, że to właśnie ona wydała na
świat największą miłość jej życia…
Jej
twarzy teraz nie wykrzywił nawet najmniejszy grymas, choć właśnie przed chwilą
pękło jej serce i znalazła się niemal na dnie rozpaczy. Szczęście i radość,
jakie miała w sercu jeszcze godzinę temu, dla niej przestały istnieć. Świat
spowiła szarość, a ciemna strona życia pochwyciła ją w swoje szpony. Wszystko
straciło sens.
Dlaczego
właśnie teraz, kiedy tak dobrze się układało, kiedy miłość rozścieliła przed
nimi na dobre dywan utkany z nadziei i wiary, musiało się to stać? W jej umyśle
ból mieszał się z wściekłością, a w uczucie nienawiści do tej kobiety, wplotło
się współczucie dla samej siebie.
Gdzieś
na dnie swej rozpaczy usłyszała cichy głos kelnera; - Czy coś sobie pani
jeszcze życzy? - Spojrzała na niego nieprzytomnie. - Nie... nie, dziękuję... -
wymamrotała.
Siedziała
jeszcze chwilę bez ruchu, zupełnie nie mając siły się podnieść, potem położyła
na stoliku pieniądze i wyszła z lokalu, kierując swe kroki w stronę samochodu.
Zupełnie nie pamiętała drogi, jaką pokonała do własnego auta. Przed jej oczami
jawiły się szczęśliwe obrazy minionych dni, które szybko bladły zmieniając na
kolejne, jak klatki przewijanego filmu, jakby wiedziała, że za chwilę straci
życie i nadszedł ten moment, aby się z nim rozliczyć.
Gdy siedziała już w aucie nie miała siły ruszyć, nie miała siły płakać, na nic już
nie miała siły. Oparła ręce na kierownicy, a na nich swoją głowę. Łzy
bezwiednie kapały jej na kolana.
-
Dlaczego...? - wyszeptała.
I
nagle ogarnęła ją nieopisana wściekłość. Nie, przecież to absurdalne! Ta
kobieta nie może żądać od niej takiego poświęcenia, to co z tego, że jest jego
matką? Przecież ona nie wie jak bardzo się kochają, ona nic nie wie! Jak śmie w
ogóle decydować za nią, za niego?
Przekręciła
kluczyk w stacyjce, a po chwili ruszyła z piskiem opon. W powietrze wzbił się
tuman kurzu i spalin.
~
Niebo
zasnuła purpurowa kotara zmierzchu. Babette stała na tarasie, trzymając w dłoni
niewielką, wypełnioną po brzegi koniakówkę. Wieczór był dość chłodny, ale ona
tego nie czuła. Wręcz przeciwnie. Kolejny, potężny łyk trunku rozgrzewał ją od
wewnątrz i koił ból. Wiedziała, że alkohol nie rozwiąże problemu, ale teraz
została sama ze swoim dylematem i piła, żeby nie zwariować. Tak bardzo chciała
wypić swoją samotność i wszystkie troski do samego dna…
Wystarczyło
tylko kilkanaście minut dzisiejszego popołudnia, żeby przestała cieszyć się
życiem, a to uczucie, które ciepłem zawsze otulało jej serce, zamieniło się w
ogromny kamień zawieszony u szyi, ciągnący ją na samo dno rozpaczy. Płakała i
śmiała się na przemian, w zamysłach odchodziła od niego, aby po chwili wrócić.
Kiedyś wątpiła, że może im się udać, a teraz, kiedy to wydawało się niemal
realne, na drodze ich szczęścia stanęła jego własna matka.
Co
ma teraz zrobić? Jak postąpić? Jeśli z nim zostanie, ta kobieta nie da jej
spokoju, zrobi wszystko, żeby ich rozdzielić, w dodatku Bill może ją kiedyś
znienawidzić i właśnie w niej dostrzegać przyczynę złych relacji z rodzicielką.
Jeśli
natomiast odejdzie, nigdy nie przestanie go kochać i cierpieć, jednocześnie
raniąc go, a może nawet zabijając w nim wszystko i pozostawiając piętno na
całe, dorosłe życie...
Żaden
wybór nie był dobry, a każda decyzja zła. Myśl o tym, że miałaby od niego
odejść doprowadzała ją do obłędu. Jak będzie żyła bez niego, wszędzie widząc
jego twarz i słysząc jego głos? Jak ma patrzeć na te usta nie mogąc ich
całować? Jak żyć ze świadomością, że te ręce kiedyś dotykały jej ciała, a już
nigdy nie poczuje ich ciepła? Nie był jakimś zwykłym chłopakiem, po rozstaniu z
którym małe będą szanse, że choćby przypadkiem się na niego natknie.
Domy
przed jej oczami rozmywały się jak we mgle, latarnie kołysały, a samochody
unosiły, jak na falach wzburzonej wody. Tracąc kontakt z rzeczywistością,
walczyła ze sobą i z własnymi myślami.
Próba
podjęcia jakiejkolwiek decyzji kończyła się kolejnym wybuchem płaczu.
Bała
się, że jeśli zadzwoni Bill, nie będzie w stanie z nim rozmawiać. Nie podzieli
się z nim przecież tym, co usłyszała od jego matki. Wiedziała, że jest z nią
bardzo związany. Jeżeli jego miłość nie jest na tyle silna, żeby się jej
przeciwstawić, wtedy go straci. Ale jeśli naprawdę bardzo ją kocha, może stać
się i tak, że to właśnie przez nią znienawidzi własną matkę i nie będzie chciał
jej znać.
Chociaż
nie była matką, zastanowiła się teraz jakby ona się czuła, gdyby nie chciało
jej znać własne dziecko, bez względu na powód. Jeśli wybierze ją, może tego
bardzo z czasem żałować…
Jeżeli
przez to wszystko on ją kiedyś zostawi, będzie to dla niej o wiele większym
ciosem. To mogło być całkiem prawdopodobne. Przecież tak naprawdę, wcale nie
była pewna, że na tyle mocno ją kocha, aby przejść przez tą próbę.
Analizując
teraz w myślach to jak postępował, doszła do wniosku, że tak naprawdę poza
łóżkiem i wspólnymi imprezami, nic ich nie łączy. Kiedy przyjeżdżał, więcej
czasu spędzali w sypialni niż na rozmowach, a wszystkie romantyczne kolacje,
kończyły się gorącym seksem. Czy tylko tego od niej oczekiwał? Może z jego
strony była to tylko fascynacja i namiętność? Może jego matka miała rację?
Po
co więc ma brnąć dalej w ten związek bez przyszłości, skoro między nimi nie
było żadnych, poważnych rozmów, ani tym bardziej planów o wspólnej przyszłości?
Ona nigdy nie odważyła się dotykać tego tematu, obawiając się jego nań reakcji.
On, może wcale tego nie chciał?
Przytłaczała
ją cała masa potwornych wątpliwości, których tak naprawdę nie potrafiła
rozwiać. Wyjście z tej trudnej sytuacji było tylko jedno i wszystkie argumenty
przemawiały właśnie za tym.
Wszystkie,
oprócz jednego…
Kochała
go nad życie.
~
Nie
zadzwonił jednak tego wieczoru. Ani tego, ani następnego. Nie zadzwonił,
chociaż obiecał. Kolejną koszmarną noc jaką los zgotował w jej życiu,
przesiedziała po ciemku na kanapie.
W
poniedziałek rano zamówiła sobie taksówkę, żeby dojechać do pracy. Nie była w
stanie wsiąść do samochodu po takiej dawce środków na uspokojenie. Przez te dwa
dni zmizerniała i zbladła. Nikomu nie powiedziała co ją dręczy, nawet Julii.
Przyjaciółka
najpierw o nic nie pytała, chociaż wiedziała, że stało się coś bardzo złego.
Liczyła na to, że w końcu Babette sama jej o tym opowie, kiedy poczuje taką
potrzebę. Ta jednak uporczywie milczała. Rozmawiała z nią o wszystkim, tylko
nie o swoich problemach.
-
Przecież widzę, że coś się stało. Nie chcesz mi nic powiedzieć? - zapytała w
końcu Julia przy obiedzie.
-
Chcę, ale nie wiem, czy potrafię.
-
Co tym razem ci zrobił? – wypaliła Julia z całą pewnością doszukując się w
smutku przyjaciółki winy Billa.
Babette
spojrzała na nią z wyrzutem.
-
Nic mi nie zrobił. Nie on. Dlaczego znów go oskarżasz?
Julia
westchnęła nie odpowiadając.
-
Nienawidzisz go, wiem. Ale to nie on, to jego matka - odparła spokojnie
Babette.
Zdawać
by się mogło, że wszelkie emocje z tym związane już ją opuściły. Julia spojrzała
na nią z niedowierzaniem.
-
Jego matka? Co ona takiego zrobiła?
-
Spotkała się ze mną i zażądała, żebym zostawiła jej syna w spokoju.
Julię
zatkało.
-
Co? Jak to?
Babette
opowiedziała cały przebieg nieszczęsnego spotkania z panią Kaulitz. O dziwo
pamiętała je bardzo dokładnie, potrafiła nawet dosłownie zacytować niektóre,
wypowiedziane przez kobietę zdania. Julia była zbulwersowana, ale słuchała w
milczeniu. Nawet nie wiedziała, jak ma to skomentować. Z jednej strony
rozumiała troskę matki Billa, ale z drugiej dziwiła się, że tak bezpardonowo
ingeruje w jego życie. Fakt, był jeszcze młody, ale skoro robił już karierę i
zarabiał na siebie, miał także prawo decydować o swoich uczuciach.
-
No i co teraz zamierzasz zrobić? - zapytała po chwili przyjaciółka.
-
Nie wiem czy będę umiała od niego odejść - odparła dziewczyna ze łzami w
oczach. - Ale czuję, że nie mam innego wyjścia, niby teraz jest dobrze, ale to
już i tak nie jest to, co kiedyś, obawiam się, że on sam prędzej, czy później
mnie zostawi. Nie mogę tak żyć w ciągłym stresie, czekając na telefon z
pogróżkami od jego matki, denerwując się, że on nie dzwoni, myśląc czy
przypadkiem mnie nie zdradza... Ja już jestem u kresu wytrzymałości...
Julia
ścisnęła jej dłoń.
-
Tak mi przykro kochanie...
-
Tak bardzo go kocham... - wyszeptała Babette przez łzy. Julia widziała jak
cierpi, lecz nie potrafiła jej pomóc.
-
Może jedź już dzisiaj do domu, jesteś w strasznym stanie - powiedziała tylko,
gładząc ją po głowie.
-
No i co ja tam będę sama robić? Jeszcze bardziej się zamartwiać? - uniosła
głowę patrząc przyjaciółce w oczy. - Zostanę w pracy, przynajmniej się czymś
zajmę, a mój wygląd niech cię nie przeraża, ja już nie będę lepiej wyglądać i
już nigdy nie będę szczęśliwa.