Rozdział
XXXV
„I
widzisz sam, gdy Ciebie mam,
to siebie tak mi jakoś brak…
Przeklinam nas i kocham nas,
nie umiem odejść, nie wiem jak…
Więc zabij ją i zabij mnie,
to będzie łatwe, nie bój się.
Przeklinam się i kocham cię,
z miłości leczy... tylko śmierć.”
to siebie tak mi jakoś brak…
Przeklinam nas i kocham nas,
nie umiem odejść, nie wiem jak…
Więc zabij ją i zabij mnie,
to będzie łatwe, nie bój się.
Przeklinam się i kocham cię,
z miłości leczy... tylko śmierć.”
Ada Szulc – „Big love”
Było dobrze po czternastej, kiedy Tom
zwlókł się z łóżka. Chociaż tej nocy spał zupełnie sam, wczorajszą imprezkę po
koncercie mógł zaliczyć do udanych. Trochę się pobawił, trochę sobie wypił, ale
wszystko było z umiarem i pod kontrolą, w przeciwieństwie do soboty, kiedy
zdrowo wszyscy przeholowali i nawet nie pamiętał jak znalazł się w hotelowym
łóżku. Mógł się tylko domyślać jak było ostro, skoro ochroniarze siłą
odciągnęli go od pewnej panny i zanieśli do samochodu. Tak oczywiście wczoraj
opowiadał im David, ale znając jego, mógł złośliwie wszystko przekoloryzować,
więc nie przejmował się tym zbytnio. Zresztą kto by się przejmował takimi
pierdołami. Był wolny jak ptak i mógł robić co chciał, a w dodatku pomimo tego
co czuł w sercu, nadal chciał zachować swój image. Po woli wracała mu ta stara,
poczciwa pewność siebie.
Wstał, przeciągając się leniwie i
wyjrzał przez okno. Rześkie, wiosenne powietrze pobudziło jego zmysły i wzmogło
apetyt. Wraz ze śniadaniem, zamówił sobie dzisiejszą prasę, a po kilku chwilach
już ją przeglądał, zajadając się chrupiącym rogalikiem.
- O kurwa... – zaklął, przełykając
głośno kolejny kęs, kiedy jego wzrok padł na zdjęcia z sobotniego wieczoru. Był
nieco zdziwiony, kiedy zobaczył, co wówczas wyprawiał jego brat. Sam nie
pamiętał swoich własnych wyczynów, więc nie mógł wiedzieć, jak zachowywał się
Bill. Teraz przyszło mu do głowy, że z tej niewinnej zabawy, na jaką
zapowiadała się ich sobotnia wizyta w klubie, może wyniknąć niezła afera.
Złożył gazetę i wyszedł, kierując swe
kroki w stronę pokoju Billa, gdzie waląc uporczywie w drzwi, domagał się
szybkiego ich otwarcia.
-
Czego tam? – Usłyszał po kilku minutach zaspany głos chłopaka, dochodzący z
głębi, co mogło świadczyć o tym, że jeszcze nie wstał.
- Weź no otwórz! – krzyknął Tom – Coś
się stało!
Po chwili drzwi się otworzyły i
ujrzał w nich ledwie przytomnego brata.
- Będzie afera jak nic – powiedział
wchodząc i podając mu gazetę otwartą na właściwiej stronie. – Zobacz.
- Znowu coś? – spytał Bill znudzonym
głosem, nie podejrzewając niczego strasznego.
Przejął z jego rąk gazetę od razu
wlepiając wzrok w nieszczęsne zdjęcia, zbladł i zaklął soczyście. – O kurwa… No,
to będzie afera – westchnął ciężko. – Znowu narozrabiałem... Tym razem będzie
podwójna afera...
Chwycił pospiesznie telefon
wybierając numer do Babette. Tom patrzył na niego z wyczekiwaniem. Po kilku
sygnałach, zgłosiła się poczta głosowa. Spróbował jeszcze kilka razy, bez
skutku.
- Już wie... – zrezygnowany chłopak
rzucił telefon na łóżko, przygryzając nerwowo wargę.
- Spróbujesz później, w końcu musi
odebrać – Chciał pocieszyć go Tom.
- Wątpię... Nie znasz jej... – Bill wstał
i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Znów wziął telefon i przytłoczyła go kolejna
nieudana próba kontaktu. Był coraz bardziej zdenerwowany, a jego myśli coraz
czarniejsze. – Jestem debilem! – krzyknął w końcu – Nie mam mózgu! Powiedz mi
dlaczego ja tak wszystko pieprzę? – zwrócił się w końcu do Toma.
- Nic nie pieprzysz, to życie jest
popieprzone... – odparł zrezygnowany brat.
- Wiem, że teraz już przesadziłem i
wcale się nie zdziwię, jeśli zostawi mnie w cholerę...
~
Przez kolejne dni unikała Martina.
Zastanawiała się, co powie Julii, kiedy wróci. Czuła się taka upokorzona i nic
nie warta. Ciągle zadawała sobie jedno pytanie; dlaczego jej to zrobił?
Dlaczego ją oszukał i zachował się tak, jakby nic dla niego nie znaczyła? A
może właśnie przestała coś znaczyć i nie miał odwagi jej tego powiedzieć
wprost?
Dzwonił kilka razy dziennie. Nie
odbierała. Cokolwiek miał zamiar jej powiedzieć, chciała, aby powiedział jej to
wprost, a nie w kilku słowach przez telefon. Miała jednak nadzieję, to był
tylko kolejny głupi wyskok, bo przecież nadal kochała go całym sercem.
Podświadomie czuła, że jeśli
przyjedzie, znów wszystko mu wybaczy. Tylko ile jeszcze jest w stanie znieść
takich jego wybryków? Był taki młody… Już nie wierzyła, że będzie z nią na
zawsze, to było wręcz nieprawdopodobne. Tylko jak znieść rozstanie, gdy głupie
serce tak bardzo kocha?
Mijał właśnie kolejny wieczór
spędzany samotnie w domu i kolejny raz rozdzwonił się telefon. Była niemal
pewna, że to znowu on i nawet nie chciało jej się podnosić z kanapy. Jednak
ruszyła się w końcu, zerkając na wyświetlacz komórki.
- Tom... –
powiedziała cicho. Domyśliła się, w jakiej sprawie dzwoni i zawahała się. W
dodatku równie dobrze Bill mógł ponowić próbę z jego telefonu. Postanowiła
jednak zaryzykować. „Najwyżej się
rozłączę”, pomyślała.
- Cześć, to ja... – powiedział chłopak
niepewnie, gdy odebrała.
- Cześć - odparła sucho, bez
większego entuzjazmu.
- Co słychać? - zapytał zdawkowo.
- Nie wygłupiaj się Tom, powiedz od
razu po co dzwonisz.
- Dlaczego nie odbierasz telefonów od
Billa?
- Bo nie mam zamiaru z nim rozmawiać,
a już tym bardziej nie chcę wysłuchiwać jego tłumaczeń, jeśli w ogóle chce
jeszcze cokolwiek tłumaczyć - odparła.
- Posłuchaj, on nic nie pamięta,
wszyscy się wtedy zalaliśmy i ochrona nas odholowała do hotelu, porozmawiaj z
nim chociaż...
- Tom do cholery, robisz za adwokata?
I to właśnie ty? - zapytała wzburzona, przerywając mu. - Nie chcę z nim
rozmawiać i nie będę! - krzyknęła do słuchawki.
- Babette, ja nie mam zamiaru go
bronić, ale pozwól mi chociaż wszystko wytłumaczyć, a potem zrobisz co będziesz
uważała - Starał się ją przekonać chłopak.
- Chcesz się tłumaczyć za niego?
- Tak, chcę, bo to moja wina, on
chciał zostać w hotelu, to ja go namówiłem. Nie chciałem, żeby sam siedział i
tak miał wyrzuty sumienia, że nie pojechał na to przyjęcie – szybko wyrzucił z
siebie Tom, jakby obawiając się, że nie pozwoli mu dokończyć.
- Proszę cię, daj spokój, on nie jest
małym dzieckiem.
- Ale to naprawdę przeze mnie, nie
chciał iść, to ja go wyciągnąłem, a potem za dużo wypił, stracił kontrolę,
zresztą sama wiesz...
- Wiesz co, jeśli ja za każdym razem
mam drżeć ze strachu, że on za dużo wypije, że mnie zdradzi to wybacz, ale
dziękuję za taki związek – powiedziała dobitnie.
- Ale wtedy naprawdę nic się nie
wydarzyło...
- Tom! – przerwała mu zdecydowanie. –
Chcesz ze mną porozmawiać o czymś innym?
- Wybacz mu, proszę – chłopak był
nieustępliwy.
- Nie chcesz? To do widzenia! – pożegnała go
szybko, rozłączając się. Ta rozmowa, choć krótka, wyprowadziła ją z równowagi.
Dyszała ciężko, a serce biło jej w przyspieszonym tempie.
Mijały kolejne dni. Po rozmowie z
Tomem, Bill już nie próbował zadzwonić. Niekiedy niecierpliwie wyczekiwała, aż
zabrzmi upragniony dźwięk melodyjki w jej telefonie. Jeśli już brzmiał, to nie
był zwiastunem nadchodzącej rozmowy od Billa. Zastanawiała się nawet, czy
przypadkiem nie pokusiłaby się, aby odebrać. W jej kiepskim, psychicznym
stanie, wszystko było teraz możliwe.
Nic ją nie cieszyło. Tolerowała tylko
towarzystwo Julii, a w końcu i Martina, który swoją cierpliwością i taktem na
nowo wkupiał się w jej łaski, chociaż ona nieustannie traktowała go tylko jak
przyjaciela. Wiedział o tym, jednak wciąż miał nadzieję. Był bowiem świadomy
tego, że jej związek z tym szczeniakiem przechodzi poważny kryzys, który nawet,
być może, zwiastuje jego koniec.
Pewnego dnia, kiedy wydała mu się
bardziej dostępna i milsza, pokusił się nawet, aby złożyć jej pewną propozycję.
Wracali właśnie z porannej kawy. Julia po drodze odłączyła się idąc do swojego
pokoju, a on jak przystało na prawdziwego dżentelmena, postanowił ją
odprowadzić pod same drzwi biura.
- Niedługo będę podpisywał kontrakt,
nie dalej jak w czerwcu lecę do Stanów - zaczął niepewnie.
- Tak? - uśmiechnęła się lekko i
zamyśliła. - To świetnie... Czasem sama mam ochotę uciec stąd gdzieś daleko,
gdzie nikt mnie nigdy nie znajdzie... - dodała po chwili.
To stwierdzenie ośmieliło go i dodało
pewności siebie.
- Wiesz... Gdybyś tylko chciała,
mogłabyś ze mną lecieć do Stanów...
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Przestań, nie wiesz nawet co
mówisz. Wziąłbyś sobie na głowę załamaną kobietę - roześmiała się w końcu,
obracając wszystko w żart
- Niczego bym od ciebie nie
oczekiwał... - przekonywał Martin.
- Ja wiem Martin, że ty jesteś
aniołem i w dodatku fruwasz teraz w obłokach, ale moje problemy sprawiłyby, że
niechybnie spadłbyś na ziemię z połamanymi skrzydłami. Daj spokój, proszę cię…
- zaczęła się nieco irytować. Psuł jej nastrój, który i tak nie był najlepszy,
wyraźnie obstawiał, że jej związek z Billem posypie się prędzej, niż myśli. Spoufalał
się i to zaczynało jej przeszkadzać.
- Wiesz, niektórzy ludzie myślą, że
znowu jesteśmy parą - powiedział na koniec i to rozjuszyło ją na dobre.
- Gówno mnie obchodzą ludzie! Póki
co, nie jesteśmy żadną parą, na pewno nią nie będziemy i przestań wreszcie
pieprzyć te cholerne bzdury! - eksplodowała potężną dawką gniewu, pozbawiając
go wszelkich złudzeń, co przypieczętowała solidnym trzaśnięciem drzwiami, przed
samym jego nosem.
~
Nie chciał więcej dzwonić, nawet nie
próbował. Wiedział, że i tak każda próba skończy się fiaskiem. Miała rację,
głupi był, chcąc tłumaczyć wszystko przez telefon. Jedno było pewne; jak
najszybciej musi do niej pojechać, dopóki jeszcze nie jest za późno, a tego nie
był do końca pewien. Wierzył jednak, że nie przestała go kochać i ten wybryk,
nie może przekreślić wszystkiego co ich łączyło. Wyżebrał więc u Davida kosztem
próby wolne popołudnie i jak najszybciej kazał się wieźć do Berlina.
Im był bliżej niej, tym szybciej biło
mu serce. Bał się jej reakcji, bał się tej rozmowy, ale był zdecydowany na
wszystko. Szybkim krokiem podszedł do recepcjonistki, której na jego widok
ugięły się nogi.
- Ja do Babette Chardin – rzucił
tylko oschle i natychmiast skierował swoje kroki do windy. Dziewczyna nie była
w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Skinęła głową i powiodła za nim
nieprzytomnym wzrokiem.
Kiedy wypadł z windy już niemal
biegł, zupełnie tak, jakby każda minuta stanowiła jego być albo nie być. W
korytarzu prowadzącym do jej pokoju minął Martina. Mężczyźni obrzucili siebie pełnymi
nienawiści spojrzeniami. Gdyby wzrok mógł palić, po obydwu zostałyby już tylko
zgliszcza.
Po chwili stanął w drzwiach do jej
gabinetu, otworzywszy je uprzednio z impetem. Babette z Julią, właśnie
przeglądały jakieś rozłożone na biurku dokumenty. Zaskoczone nagłym
wtargnięciem kogoś z zewnątrz, jednocześnie uniosły głowy znad papierów. Kobieta
zbladła.
- Muszę z tobą porozmawiać -
wydyszał. Nie było sensu pytać, czy może to zrobić i tak nic już nie było go w
stanie przed tym powstrzymać, i choćby nawet nie chciała go słuchać, powie
wszystko co ma do powiedzenia wbrew jej woli.
Mimo to i tak wpatrywał się w nią z
wyczekiwaniem, oddychając ciężko. Był taki cudny w tym swoim zniecierpliwieniu.
Ubrany w czerń, z rozwichrzonymi przez wiatr włosami opadającymi na twarz.
Wyglądał po prostu pięknie.
Nie odzywała się przez chwilę,
pochłaniając go wzrokiem. Zszokowana, zdezorientowana… Pomimo, iż siedziała, to
czuła, że nogi ma jak z waty. Czyż można było mu się oprzeć? Tak bardzo za nim
tęskniła, tak marzyła o tej chwili. Chciałaby teraz do niego podbiec i rzucić
mu się w objęcia, ale nie pozwoliła jej na to duma, której małą cząstkę wciąż jeszcze
posiadała.
- Nie widzisz, że pracuję? -
odpowiedziała mu pytaniem, na pozór obojętnym tonem.
- Proszę cię, przyjechałem specjalnie
do ciebie - Podszedł do biurka i pochylił opierając się o nie dłońmi, spojrzał
jej w oczy. - Mam tylko dwie godziny... – dodał cicho, pokornie.
- A czy my mamy jeszcze o czym rozmawiać?
– zapytała, siląc się na łagodność.
Jej głos był
jednak na pozór spokojny, bo we wnętrzu wszystko wrzało z nerwów i niepewności.
Julia wycofała się dyskretnie w
kierunku drzwi i otworzyła je, zwracając się do Babette;
- Przyjdę później.
Obszedł biurko wokoło i zatrzymał się
tuż przy niej, po czym przykucnął obok. Nic nie mówił, tylko patrzył na nią
błagalnym wzrokiem, chwycił jej dłoń i uklęknął obok krzesła na którym
siedziała.
- Wiem, że spieprzyłem wszystko i nie
mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale żałuję tego i przepraszam... Wiem,
wiem, możesz zapytać; który to już raz? Ale nie odtrącaj mnie, błagam... Wybacz
mi, kocham cię tak bardzo... - odezwał się w końcu.
Wiedziała już dawno, że mu wybaczy.
Jeszcze dziś była nawet zdecydowana zrobić to przez telefon, gdyby tylko
zadzwonił, ale teraz nie było takiej potrzeby. On tu był, przyjechał specjalnie
do niej i tylko po to, żeby błagać o kolejne wybaczenie. Nie chciała jednak
zbyt szybko okazać swojej słabości, musiała trochę odwlec tę chwilę, żeby nie
przyszło mu to zbyt łatwo. Wyswobodziła więc swoją rękę z jego uścisku,
wstając.
- Nie poszedłeś ze mną na przyjęcie,
teraz już wiem, że nie chciałeś... – mówiła spokojnie. – Zrozumiałabym, gdybyś
był ze mną szczery, ale okłamałeś mnie, że nie możesz, wymyśliłeś pretekst.
Gdyby to było tylko to, ale ty poszedłeś do klubu i w dodatku dałeś się na tym
przyłapać... A ja, broniłam cię, usprawiedliwiałam przed Julią, która nie
wierzyła w to wszystko, w dodatku na przyjęciu wszystkim tłumaczyłam dlaczego
cię nie ma. „Niestety nie mógł przyjechać, ma sesję zdjęciową”, mówiłam
wszystkim... - Nie odzywał się, wstał i patrzył na nią. Miała przecież rację,
cóż mógł mieć na swoje usprawiedliwienie? Wiedział, że kolejny raz zachował się
jak zwykły gówniarz. Wydawało się, że mówi to w taki sposób, jakby już na
niczym jej nie zależało. Jakby opowiadała o wczorajszym obiedzie, albo o
porannym śniadaniu, bez żadnych emocji i uniesienia. Nie było tak. Tłumiła w
sobie umiejętnie cały żal i ból jaki do niego czuła, nie pozwalając wydostać mu
się na zewnątrz. Wiedziała jednak, że długo tak nie zdoła. Nagle zamilkła i
odwracając się w jego stronę spojrzała mu w oczy; - Ufałam ci, wierzyłam w
każde twoje słowo... – kontynuowała, a ton jej głosu już świadczył o tym, że
emocje zaczynają brać górę. W końcu wygrały, podniosła głos, a z oczu popłynęły
łzy bezradności. – Wiesz jak się czułam, kiedy zobaczyłam w gazetach te
zdjęcia?!
Tak, mógł sobie to wyobrazić.
Zastanowił się teraz, jak on zachowałby się w takiej sytuacji. Poczuła się
oszukana przez najbliższą osobę, jaką był on… Musiała znieść kolejne szyderstwa
i pełne pogardy spojrzenia. To musiał być dla niej koszmar. Podszedł, chcąc ją
objąć, ale nie pozwoliła mu na to. Płakała, odwracając się do okna.
- Mógłbym skłamać, że w ostatniej
chwili odwołali tę sesję, ale nie zrobię tego. Nie chciałem iść na to
przyjęcie, nie lubię Julii, zresztą ona też mnie nie lubi, ale to nie istotne.
Nie chciałem iść w to towarzystwo, ale później żałowałem, że nie zrobiłem tego
dla ciebie. Jestem takim egoistą… Wyrzucałem to sobie cały wieczór i Tom mnie
wyciągnął do tego klubu, bo wcale nie miałem ochoty tam iść. A potem za dużo
wypiłem i nie wiem co się działo, ja nic nie pamiętam... Potem zobaczyłem
zdjęcia w gazecie...
- Właśnie... Zawsze się tak dzieje
kiedy pijesz, to cię przerasta, stoczysz się, alkohol cię zniszczy –
powiedziała przez łzy. – A jeśli ty mnie zdradziłeś? – dodała po chwili.
- Nie zdradziłem cię, tego jestem
pewien. Ta laska kleiła się do mnie, ale nie byliśmy tam sami, ochrona nas
zabrała do hotelu – odparł stanowczo. – Nie upiję się nigdy więcej, obiecuję,
tylko błagam, daj mi ostatnią szansę... Już cię nigdy nie zawiodę... Kocham
cię.
Nie dramatyzował, nie szalał. Po
prostu był szczery, ale bardzo się bał. Pozwoliła mu się w końcu objąć, ale wciąż
nie mogła powstrzymać płaczu.
- Bill... Ja nie
zniosę czegoś takiego po raz kolejny... Jeśli jeszcze raz mnie zawiedziesz, to
będzie koniec. Po prostu nie starczy mi sił na kolejne przebaczenie, jeżeli
znowu się coś stanie... To wszystko jest ponad moje siły... - Przytulił ją
mocno.
- Ciii... Już cię nigdy nie
skrzywdzę, już będzie dobrze... Już nic złego nie może się stać, zbyt wiele dla
mnie znaczysz. Ostatni raz mi wybaczasz mój głupi wyskok, już nigdy nie
będziesz musiała tego robić.
Był pewien swojej miłości, a teraz
uzmysłowił sobie, że mógł ją stracić. Bezmyślnie zadał jej kolejne cierpienie i
poprzysiągł sobie, że już nigdy jej nie skrzywdzi. Był wdzięczny losowi, że
znów mu przebaczyła, nie wiedział jednak, że w ostatnim zdaniu zawarł poniekąd
przepowiednię swojej przyszłości.
~
Świat zapachniał majem. Wszystko
wokół było takie nowe i świeże, zieleń w pobliskim parku taka soczysta. Słońce
grzało coraz mocniej, na trawnikach pojawiły się żółte mlecze, a ptaki śpiewały
radośniej niż zwykle. Nic w tym dziwnego, że ktoś nazwał ten czas miesiącem
zakochanych. Jeszcze wczoraj spacerowała tu z Billem, dzisiaj już musiała
relaksować się sama.
Ostatnie tygodnie były dla niej
spokojne i szczęśliwe. Pomiędzy kolejnymi koncertami, spędzali ze sobą
wszystkie wolne chwile, wypełnione namiętną miłością i bliskością. Wszyscy
oswoili się już z faktem, że są parą, ucichły plotki, skończyły się drwiny i
docinki i chociaż zdarzało jej się czasem otrzymywać anonim z pogróżkami od
kolejnej, zdesperowanej fanki, to nie przejmując się tym zbytnio rwała go na
strzępy, wyrzucając do kosza. Takie drobne incydenty już nie zakłócały jej
spokoju i pozytywnego myślenia. Nawet zdołała odpędzić od siebie wrażenie, że
Bill nie kocha jej już tak jak kiedyś. Chciała wierzyć, że tak nie jest. Czuła
się silna swoją miłością. Wszystko sprawiało jej ogromną radość, potrafiła
cieszyć się życiem jak nigdy dotąd. Ostatnie dni dały jej tyle szczęścia, może
dlatego nie spodziewała się, że jeszcze tego popołudnia świat zawali jej się na
głowę.
Była sobota, po kolejnej upojnej nocy
Bill z samego rana znów wyjechał. Spacerowała po parku rozluźniona i
uśmiechnięta, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Mając nadzieję na
rozmowę z ukochanym, szybko sięgnęła do torebki. Jednak to nie był Bill, na
wyświetlaczu odczytała, że ktoś dzwoni z zastrzeżonego numeru. Pomyślała, że
pewnie znów jakiś telemarketer, albo sprzedawca kolejnego cudu. Bez dłuższego
namysłu, nacisnęła funkcję odbierz.
- Słucham – odezwała się.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią
Babette? – odezwał się dość młody, damski głos.
- Tak, to ja Babette Chardin –
potwierdziła z niepewnością.
- Mówi Simone Kaulitz, chciałabym się
z panią spotkać i porozmawiać, najlepiej dzisiaj, jeśli pani dysponuje czasem,
będę po południu w Berlinie – powiedziała zdecydowanie matka Billa.
Babette z wrażenia spoczęła na
pierwszej, napotkanej ławce. Ogarnął ją jakiś bliżej nieokreślony strach, a
serce tłukło jej się w piersi tak, jakby miało za chwilę z niej wyskoczyć. Ten
telefon zdziwił ją niepomiernie. Zdawała sobie sprawę, że matka Billa nie chce
spotkać się z nią w celach towarzyskich, tudzież uściskać ją jako przyszłą
synową i to spotkanie niekoniecznie musi być miłe, jednak szybko odpędziła najczarniejsze
myśli. Oczywiście nie śmiałaby i nie chciała odmówić, w dodatku miała wrażenie,
że ton głosu kobiety mówił; „tylko nie próbuj się przypadkiem wykręcić”, był
stanowczy i roszczeniowy. Odpowiedziała więc po chwili grzecznie;
- Oczywiście, gdzie i o której pani
proponuje.
- Proszę być w kawiarni hotelu
Alexander o osiemnastej.
Te słowa zabrzmiały niemal jak
rozkaz. Babette w pierwszej chwili przejęła się tym wszystkim, lecz po dłuższym
rozważaniu doszła do wniosku, że być może właśnie taki jest styl bycia pani
Kaulitz? Zastanowiła się tylko w jakim celu ona chce się spotkać, jednak nie
dopuszczała sobie do głowy złych intencji kobiety. Może po prostu przy
ostatniej wizycie w domu, Bill przedstawił matce wszystko na tyle poważnie, że
postanowiła ją poznać?
Uśmiechnęła się z niedowierzaniem do
swoich myśli. Bardzo tego chciała, jednak na razie wydawało jej się to wielce
nieprawdopodobne. Wciąż nie mogła pozbyć się uporczywego uczucia obawy.
Odechciało jej się spacerować, więc
zawróciła w stronę domu, zaglądając po drodze do kilku sklepów. Niechcianymi
towarzyszkami jednak wciąż były myśli o tym, co niewątpliwie ją czekało tego
popołudnia. O czym to chciała z nią rozmawiać tak pilnie matka Billa?
Wchodząc po schodach klatki schodowej
do swojego mieszkania, znów rozdzwoniła się komórka w jej torebce. „A jeśli to znowu ona?”, pomyślała z
obawą, jednak na szczęście tym razem dzwonił Bill.
- No cześć skarbie, zaczekaj
chwileczkę, właśnie otwieram drzwi - powitała go, wyciągając z torebki klucze.
- Dobrze, oczywiście - odpowiedział.
Weszła do mieszkania i rzucając w przedpokoju torebkę i reklamówki, podążyła do
salonu, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- No już, możemy spokojnie pogadać -
powiedziała na pozór wesołym głosem. Bardzo starała się ukryć napięcie, jakie
opanowało ją całą.
- Już jesteśmy w hotelu, właśnie się
rozpakowaliśmy i zaraz idziemy na próbę, a co u ciebie? - zapytał z troską w
głosie.
- W zasadzie dobrze, właśnie wróciłam
z naszego parku i strasznie tęsknię - odparła.
- Mówisz jakoś dziwnie, coś się
stało?
Bill znał ją, znał niemal wszystkie
barwy i tonacje jej głosu, zawsze prawie bezbłędnie mógł wyczuć, że coś jest
nie tak. Babette nie miała zamiaru mu niczego mówić i nie chciała też, żeby
czegokolwiek się domyślił. Nie wiedziała czego dotyczyć ma ta rozmowa, dlatego
postanowiła, że powie mu dopiero po fakcie, oczywiście pod warunkiem, że to o
czym będą rozmawiały, nie będzie czymś nieprzyjemnym.
- Nie kotku, wszystko w porządku, po
prostu zmęczyłam się idąc po schodach - odpowiedziała, próbując zapanować nad samą
sobą. - W dodatku zrobiłam po drodze trochę zakupów i taszczyłam siatki, zakręciło
mi się trochę w głowie - dodała, tym razem mówiąc prawdę. Od kilku dni czuła
się nieco osłabiona, co tłumaczyła przesileniem wiosennym.
- No i po co się nadwyrężasz? Za dwa
dni wracam, a poza tym masz iść w poniedziałek do lekarza. Nie podobają mi się
te twoje zawroty głowy - powiedział poważnie Bill. Roześmiała się.
- Zachowujesz się jak wieloletni mąż.
- Nie żartuj, po prostu martwię się o
ciebie.
- Nic mi nie jest, zawsze źle się
czuję na wiosnę, pobiorę trochę witamin i coś na wzmocnienie, zaraz mi wszystko
przejdzie - powiedziała, żeby go uspokoić.
- Ja jednak bym wolał, żebyś poszła
do lekarza, powinnaś zrobić badania, jak wrócę to z tobą pójdę - upierał się. -
A teraz kończę, bo mnie na próbę wołają, zadzwonię wieczorkiem po koncercie, pa
kochanie!
- Dobrze, całuję cię, pa - zakończyła
rozmowę. - Zadzwoni wieczorem... Jak ja wiele bym dała, żeby już był ten
wieczór… - westchnęła sama do siebie. Chciała mieć już tę rozmowę za sobą,
obojętne jak się ona potoczy…
Aww czekałam na taki moment :) cieszę sie, ze juz między nimi dobrze. Ciekawe o co chodzi z tym lekarzem. Mam nadzieję, ze nie długo się dowiem. Aaaa czekam na ich spotkanie i rozmowę :) czekam na kolejny rozdział :):Caroline
OdpowiedzUsuńCaroline, nie wszystko rozwikła się już w następnej części, na rozwiązanie pewnych kwestii, będzie niestety trzeba poczekać do końca sezonu.
UsuńDziękuję za komentarz :*
No witaminy to na to chyba nie pomogą XDD grrr... Simone... ten zły omen tego opowiadania xD.
OdpowiedzUsuńDobra... Bill mnie dzisiaj nie wkurzył. .. chyba po raz pierwszy od długiego czasu :P
I nie wiem czy dobrze myślę ale już zostały pewnie tak z 2-3 odcinki do końca? Od następnego odcinka musze się zaopatrzyć w zapas husteczek higienicznych :<
Jednak przeczytałam dzisiaj bo nie mogłam się powstrzymać xD Dziękuję za ten odcinek i za wszystkie inne. Pomimo tego, że Bill jest tu często taki głupi to kocham to opowiadanie <3
Buziaki :*
tak btw to... *chusteczek, aż dziwne, że mi słownik w telefonie tego nie poprawił, a Martina na Marcina przerobił :P
UsuńKarola, Ty zdecydowanie za dużo gadasz, mam nadzieję, że przy RTR nie pamiętasz już tak dobrze wszystkiego, jak tu.
UsuńHahaha, ale dzięki, że jesteś :*
Nie... raczej nie pamiętam... xD
UsuńI bardzo dobrze! A do końca zostało nam 5 odcinków.
UsuńCos czuje ze będzie ciekawie. Może ona jest w ciąży? Ciekawe czy to prawda... A może faktycznie będzie w ciąży a potem przez przypadek poroni?
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa co tam napisałaś w kolejnych rozdziałach 😉
Pozdrawiam Attention Tokio hotel.
Ja teraz nawet już nie wiem, jak mam odpowiadać, ale zapewniam, że wszystko się do końca wyjaśni.
UsuńDziękuję :*
W końcu przeczytałam. :*
OdpowiedzUsuńTa rozmowa z Simone chyba nie wróży niczego dobrego... W głowie już tworzy mi się czarny scenariusz. :P I jeszcze to złe samopoczucie Babette... Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Tom... Tom w Twoim opowiadaniu jest taki...dobry. Ma współczujące serce, nie myśli o sobie, nie jest egoistą, jak jego bliźniak... I chociaż znajduje się w trudnym położeniu, to i tak zawsze wspiera, pociesza Billa i zawsze stara się pomóc. Taki brat to skarb. :D
Tradycyjnie - czekam na następny rozdział. :D
Buzi! :*
Ja też lubię tego mojego Toma, stateczny i wyrozumiały, dobry. Jeszcze trochę go dostaniesz w tym moim wydaniu, będzie nam jeszcze towarzyszył. Czarny scenariusz? Hmm, ciekawe jaki ;>
UsuńDziękuję :*
Czarny scenariusz wygląda mniej więcej tak: Simone spotka się z Babette i ich rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Da jej do zrozumienia, że nie jest "dobrą partią" dla jej syna, ale różnica wieku nie będzie kluczowym argumentem, w tej rozmowie wypłynie coś jeszcze, co zmusi Babette do zostawienia Billa... A biedaczek nie będzie wiedział, co się stało, nie dowie się o rozmowie ukochanej z matką. Taka czarna wizja nasunęła mi się po przeczytaniu odcinka :< Powiedz, że nie mam racji...
UsuńOdpowiem Ci na prywatnej ;)
UsuńNo, to się wszystko pokomplikowało... I jeszcze matka bliźniaków, która definitywnie nie powinna wtrącać się w sprawy między nimi; biedna Babette.
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam dalej pisać kochanie, bo czytałam to bagatela miesiąc temu przy sprawdzaniu i nie pamiętam dokładnie co było akurat w tym rozdziale. Ale standardowo, uwielbiam tą historię i to, jak rozwiązały się sprawy. Mogłabym powiedzieć więcej, ale nikomu spoilerować nie będę. ;D Buziaki :*
I żebym to ja wiedziała jak mam Ci odpowiedzieć, nie wiem. Więc może powiem po prostu; dziękuję, że jesteś :*
Usuń