Rozdział
XXXIX
„Nie
martw się
kolejny wstanie świt.
Proszę nie martw się
ja zawsze będę tu, gdzie Ty…”
kolejny wstanie świt.
Proszę nie martw się
ja zawsze będę tu, gdzie Ty…”
W błyskawicznym tempie zbiegł ze
schodów. Zdyszany wsiadł do samochodu, wydając kierowcy komendę;
- Do domu! Szybko!
Zostało niewiele ponad godzinę, miał
naprawdę bardzo mało czasu. Dlatego też postanowił od razu zadzwonić do Billa.
- No co tam? - Usłyszał w słuchawce jego
głos.
- Posłuchaj i się nie rozłączaj, to
ważne, wracam właśnie od Babette... – Najpierw nastała chwila ciszy, która nie
zwiastowała niczego dobrego, ale zaraz Bill niemal się wydarł;
- No i co z tego? Mam to w dupie,
rozumiesz? Nie chcę o niej słyszeć! - I właśnie tuż po tych słowach, chłopak
usłyszał przerywany sygnał rozłączenia rozmowy. – Kurwa, to palant! – zaklął,
aż szofer łypnął na niego z ukosa. Znów wybrał numer brata, jeśli nie odbierze,
wszystko trafi jasny szlag! I tak jak pomyślał, tak też się stało, nie
odbierał, ignorując wszystkie jego próby.
- Cholerny idiota! - wściekał się Tom.
- Pieprzony debil!
Miał ogromną nadzieję, że nie zabrał
swojej dupy w troki i nie wybył z mieszkania, bo wtedy to już byłby totalny
koniec, lecz zanim znalazł się w apartamencie, upłynęły kolejne, drogocenne
minuty.
Zdyszany wpadł do salonu, gdzie Bill
rozwalony na kanapie, beznamiętnie przeglądał jakieś pismo. Nawet nie
zaszczyciwszy brata spojrzeniem, wycedził z przekąsem, zanim ten zdążył
uspokoić oddech.
- To u niej miałeś to ważne
spotkanie? Hmmm... Ciekawe w jakiej sprawie? - pokręcił głową. Chciał udawać
obojętność, ale nie bardzo potrafił ukryć swoje zdenerwowanie.
- W twojej idioto, ona wyjeżdża, za
godzinę ma samolot i jeśli się nie pospieszysz, już nigdy jej nie zobaczysz! -
krzyknął chłopak, wyjmując z kieszeni nieco pogiętą kopertę.
- A po co mam się spieszyć? - zapytał
z pretensją w głosie Bill. - Przecież nic dla niej nie znaczę, nie kocha mnie i
nigdy nie kochała! To nie ja ją zostawiłem, rozumiesz?! - krzyknął, podrywając
się z kanapy i nawet nie patrząc co trzyma w dłoni bliźniak.
- To nieprawda, ona cię kocha, powiedziała
mi to godzinę temu, napisała do ciebie ten list! Nie wiem co się stało i
dlaczego musiała od ciebie odejść, ale wiem, że stało się coś złego... Mi nic
nie chciała powiedzieć, może w tym liście… - Dość chaotycznie próbował wszystko
wytłumaczyć Tom, podsuwając mu pod nos wyciągniętą rękę z kopertą.
- Tak? Ciekawe co takiego się mogło
stać? Nie wierzę, rozumiesz? Nie wierzę! - krzyknął Bill, odtrącając rękę Toma.
- Posłuchaj mnie do cholery!
Specjalnie chciała się ze mną dzisiaj spotkać, żeby dać mi ten list dla ciebie,
żeby się pożegnać!
- Daj mi wreszcie spokój, ja już nie
chcę o niej słyszeć! Rozumiesz?! - wrzasnął Bill, próbując odejść, ale Tom w
ostatniej chwili przytrzymał go za rękę.
- Posłuchaj mnie kurwa, bo będziesz
żałował! Ja czułem, że ma nadzieję, że ją zatrzymasz!
- Ja miałbym ją zatrzymać? A po co? -
ironicznie roześmiał się Bill, jednak wcale nie było mu do śmiechu. Wewnątrz
ściskał go ogromny żal, zazdrościł bratu po trosze, że mógł ją chociaż
zobaczyć. Myślał o niej każdej nocy, czasem zdarzało się, że uronił kilka łez.
Pomimo tego jak bardzo go zraniła, nie potrafił wyrzucić jej z serca.
- Przestań! Żebyś mógł ją zobaczyć,
nawet nie wiesz w jakim jest stanie, jest w totalnej rozsypce, bo bardzo cię
kocha - kontynuował Tom, już nieco spokojniejszym głosem. – I wiesz co? Chciałbym,
żeby mnie tak kochała... - dokończył już zupełnie cicho.
- Wątpię, czy chciałbyś tak cierpieć…
- wycedził Bill patrząc bratu prosto w oczy i pomyślał dokładnie o tym samym,
co od niego po chwili usłyszał.
- Nie możesz wiedzieć, czy nie ciepię
bardziej…
Tom położył na stoliku białą kopertę z napisem
„Bill”.
- Zrobisz co będziesz chciał, ja
zrobiłem wszystko co mogłem, ale jeśli ją kochasz, ratuj tą miłość, zanim
będzie za późno...
Odwrócił się i podszedł do okna wciskając
dłonie w kieszenie.
Zegar bezlitośnie tykał swoją
melodię, a Bill wciąż stał nieruchomo ze wzrokiem wbitym w biały prostokąt
leżący na stoliku. Chciał przeczytać zawartość tej koperty, ale strach był
silniejszy. Tak bardzo się bał, że znów wróci cierpienie, że to wszystko jakaś
jedna, wielka halucynacja. To przecież niemożliwe, gdyby go naprawdę kochała,
nie powiedziałaby mu tylu przykrych, rozrywających na strzępy słów… Czuł, jak
serce boleśnie łomocze w jego piersi, jednak zrobił kilka kroków, już wyciągał
rękę, ale cofnął ją.
Upływały kolejne minuty. Coś w nim
krzyczało, żeby ją wreszcie rozerwał i przeczytał. Nie potrafił jednak po nią
sięgnąć, jakaś wewnętrzna blokada nie pozwalała mu na ten ruch.
W salonie słychać było tylko
przyspieszone oddechy braci i tykanie zegara. Tom stał tyłem, wpatrzony w resztki
zachodzącego słońca. Nagle, usłyszał dźwięk rozrywanej koperty i szelest kartki
papieru, odetchnął z ulgą i odwrócił się w kierunku brata. Ten tylko spojrzał
na niego z ogromną obawą i rozłożył list.
"Kochany...
Zapewne dziwi Cię ten list, a jeszcze
bardziej ten nagłówek, szczególnie po tym co Ci ostatnio powiedziałam. Wiem, że
to było okrutne z mojej strony i miałeś prawo mnie znienawidzić, ale proszę Cię
tylko o jedno; przeczytaj ten list do końca, to dla mnie bardzo ważne.
Wyjeżdżam, prawdopodobnie na zawsze.
Być może właśnie kiedy to czytasz, mnie już nie ma w Berlinie. Nie mogę tu
zostać widząc wszędzie Twoją twarz, słysząc Twój głos, a nie mogąc z Tobą być.
Musiałam odejść, uwierz mi, miałam naprawdę bardzo poważny powód, jednak nie
mogę wyjawić jaki.
Pamiętam, jak powiedziałeś wówczas,
że razem moglibyśmy pokonać trudności. Wszystkie inne na pewno tak, tej jednej
- nie.
Napisałam ten list, bo nie
potrafiłabym wyjechać i nie zwrócić Ci prawdy. Chcę żebyś wiedział, że miałeś
rację. To wszystko co Ci powiedziałam było kłamstwem. Kochałam Cię, kocham,
zawsze będę kochać. Twoja miłość była najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła mnie w
życiu spotkać, a Ty jesteś jedyną moją miłością i zawsze nią będziesz. I
wątpię, czy kiedykolwiek to się zmieni, ja nie zapomnę o Tobie… NIGDY.
Żegnaj Bill, bądź szczęśliwy i wybacz
mi.
Na zawsze Twoja Babette"
Poczuł ogromny, bolesny skurcz w
żołądku, aż się skulił i usiadł na kanapie. Mętlik, jaki miał w głowie,
uniemożliwił mu trzeźwość myślenia. Nieważne było teraz, jaki miała powód,
jeśli tylko uda mu się ją zatrzymać, z pewnością się dowie. W jednej chwili
poczuł, że musi to zrobić, a jeśli nie zdąży, nie zobaczy jej nigdy więcej.
Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na
przyglądającego mu się niecierpliwie Toma.
- Dokąd ona leci, z którego lotniska?
- zapytał zdławionym głosem.
Chłopak spojrzał na niego, zupełnie
oszołomiony i jęknął;
- Nie wiem.
Bill natychmiast poderwał się z
kanapy.
- Jak to kurwa nie wiesz?! Nie wiesz
dokąd leci i z którego lotniska? Byłeś tam i niczego się nie dowiedziałeś?
- Nie chciała mi nic więcej
powiedzieć! Jedyne co od niej wyciągnąłem to, to, że do Stanów!
Tom był zrozpaczony, tak bardzo
chciał, pomóc bratu, a tymczasem wszystko zawalił, powinien był ją przycisnąć,
bo teraz liczyła się każda minuta. Co mają zrobić? Dzwonić na lotniska i pytać
o najbliższy lot do pierwszego lepszego miasta w Ameryce? Przecież to potrwa
długie minuty, tak teraz cenne. Na szczęście, niemal jednocześnie wpadli na ten
sam pomysł.
- David wie!
Dalej wszystko potoczyło się
błyskawicznie. Wciąż mając do dyspozycji ochroniarza, bo Tom nakazał mu czekać,
rzucili się biegiem do samochodu. Menager, co prawda nie chciał wyjawić im
czegokolwiek, ale rozpacz i siła perswazji Billa była tak wielka, że w końcu
uległ.
- Nowy Jork, Nowy Jork... - powtarzał
Bill pod nosem w drodze, co przerywał słowami popędzającymi kierowcę; -
Szybciej kurwa! Szybciej!
Wpadł na lotnisko jak szalony i ani
Tom, ani ochroniarz nie mogli za nim nadążyć. Nagle zatrzymał się, uporczywie
szukając wzrokiem odpowiedniego stanowiska.
Znalazł.
Napis; „Nowy Jork” właśnie zmieniał
się na „Tokio”...
Tak więc było już po odprawie. Pierwsza
myśl, jaka zaświtała mu w głowie to, że nie zdążył, ale do planowanego odlotu
było jeszcze pół godziny. Biegiem puścił się w stronę informacji. Zdyszany
dopadł do okienka, wpychając się bez kolejki.
- Ten samolot, do Nowego Jorku! -
krzyczał nieskładnie, pokazując ręką na tablicę odlotów.
- Tak? - zapytała spokojnie kobieta z
obsługi, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Ta krowa udaje głupią, a tu każda
sekunda się liczy!
- Pasażerowie, gdzie są pasażerowie?!
Cichy pomruk rozszedł się wśród ludzi
czekających do informacji.
- Pewnie wsiadają, albo już są w
samolocie, przecież za niecałe pół godziny odlot - odparła kobieta, patrząc na
niego jak na jakiegoś szaleńca.
- Proszę zatrzymać ten samolot,
słyszy pani?! Ja muszę tam wejść! - krzyknął i znów pobiegł w stronę
stanowiska, gdzie odprawiono pasażerów do Nowego Jorku. Ludzkie spojrzenia
podążyły w ślad za nim. Już chciał przebiec przez bramki, ale zatrzymała go
ochrona.
- A ty dokąd? - zapytał postawny
strażnik.
- Ja muszę, proszę! Niech mnie pan
przepuści, to dla mnie sprawa życia, muszę kogoś zatrzymać! - krzyczał.
- Proszę się cofnąć - powiedział
zdecydowanym głosem mężczyzna.
- Błagam pana... - jęknął Bill,
chociaż już wiedział, że i tak nic nie wskóra. Nagle ostatnia nadzieja
zaświtała w jego zrozpaczonym umyśle i znów puścił się pędem, potrącając
mijanych ludzi.
To jego ostatnia szansa... W błyskawicznym
tempie pokonał schody. Taras widokowy! Nie upłynęło kilka minut, a biegł wzdłuż
barierki. Żeby tylko mógł być bliżej, będzie krzyczał, a jeśli będzie trzeba
nawet zeskoczy, byle tylko ją powstrzymać, zawrócić!
~
„Dobrze wiem…
Po prostu los tak chciał.
Po stronach dwóch Ty i ja…”
Po prostu los tak chciał.
Po stronach dwóch Ty i ja…”
Nie było go na lotnisku i sama nie
wiedziała dlaczego do ostatniej chwili łudziła się, że przyjedzie, aby ją
zatrzymać. Doskonale wiedziała, że zostałaby na jedno skinienie jego palca, ale
Martin… on nie musiał o tym wiedzieć.
Wysiadła z autobusu i zatrzymała się
na chwilę, patrząc w górę. Słońce dopiero co zaszło, a czyste, zasnute
odcieniem fioletu i purpury niebo mieniło się już setką gwiazd.
- Piękną mamy pogodę na lot -
zachwycił się Martin, lecz ona nie myślała o tej chwili. Ta połać wszechświata
nad nimi znów przywołała wspomnienia. Ileż to razy razem patrzyli w te gwiazdy,
najpierw w tę magiczną noc po gali, kiedy to wszystko się zaczęło, potem
podziwiali je na bezchmurnym niebie Marsylii, a niejednokrotnie z jej tarasu.
Ostatni raz widzi je z tego samego miejsca co on, jutro już spojrzy na nieboskłon
z obcej ziemi...
Zrobiła kilka kroków, stawiając stopę
na pierwszym stopniu schodów prowadzących do samolotu i zawahała się. Poczuła
jak coś ściska ją za serce. Wiedziała, że będzie trudno, ale nie myślała, że aż
tak. Tyle pięknych wspomnień związanych z tym miastem, spędziła tu niemal całe
swoje życie, przeżyła wielką miłość i wielką, osobistą tragedię. Jednak żal i
ból jaki miała w sercu nie pozwalał tu zostać. Czy jeszcze kiedyś wróci tu na
stałe? Czy jeszcze popatrzy w te najpiękniejsze oczy, w jakich chciałaby
oglądać odbicie gwiazd, tych które teraz migotały nad jej głową? Westchnęła
cicho, stąpając niepewnie po schodach wiodących ku zapomnieniu.
Ale na przedostatnim stopniu znów
zatrzymała się. Poczuła wewnątrz jakiś dziwny niepokój, zupełnie jakby słyszała
głos w swojej głowie, który pytał, czy jest tego pewna? Tak naprawdę nigdy nie
była…
Zacisnęła powieki, spod których
wypłynęły łzy. Odwróciła się w stronę budynku lotniska...
~
„Tylko jeden dzień,
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”
Widział, jak mali ludzie wchodzą po
stopniach schodów do samolotu. Do tego samolotu... Stojący obok niego, machali
swoim bliskim, choć tak naprawdę z tej odległości nie byli w stanie ich
rozpoznać.
Oni może nie, on tak. Z każdej
odległości by ją poznał, tak... to była ona. Jeśli nawet odwróci się, czy
będzie w stanie dostrzec go wśród tego tłumu na tarasie? Czy w ogóle pomyśli,
że on tu jest, że chce i musi ją zatrzymać, że przez własną głupotę nie zdążył?
Oszalał z rozpaczy. Kilkakrotnie
krzyknął jej imię, ale odległość była zbyt duża, aby mogła cokolwiek usłyszeć.
W dodatku hałas silnika samolotu, skutecznie uniemożliwiał dopływ
jakiegokolwiek innego dźwięku. W pewnym momencie wychylił się tak mocno, że
przerażony Tom z ochroniarzem musieli chwytać go za ramiona i ręce.
Załamany i wściekły chłopak,
odepchnął ich z furią.
- Babette!!! - krzyknął jeszcze raz,
rozpaczliwie i z całej siły...
~
„Uwierz mi że
dalej wszytko trwa…
Przekonasz się gdy sięgniesz poza czas,
jak ja…”
Po raz ostatni chciała spojrzeć na
część tego miasta, którą było lotnisko. Zaczynało zmierzchać, a setki świateł
migotały różnorodnością barw. Na tarasie widokowym było tyle ludzi... Wszyscy
machali, odprowadzali swoich bliskich. Nie przyglądała im się, bo jej nikt nie
żegnał. Ze wszystkimi znajomymi, jak i z oburzonymi jej decyzją rodzicami
pożegnała się w domu. W sumie nie mogła im się dziwić. Mieli ją tylko jedną, a
teraz czekała ich perspektywa spotykania się z córką mniej więcej raz na rok.
Nie pożegnała się tylko z nim,
chociaż właśnie z nim tak naprawdę wcale nie chciała się żegnać… Jedynym jej
marzeniem było to, aby w porę ją zatrzymał… Może gdyby wcześniej spotkała się z
Tomem...?
Chociaż miał przecież nadto czasu,
gdyby tylko chciał…
Kolejne łzy popłynęły jej po
policzkach. Nie zdołał ich osuszyć ciepły, letni wiatr niosący ze sobą zapach
wspomnień. Ostatnie spojrzenie, ostatni krok… Nie było odwrotu. Chyba właśnie
umarło jej serce, tak, jak umierała cała ona…
Ciepły, męski głos za wszelką cenę
chciał przywrócić ją do świata żywych.
- No chodź kochanie, już czas...
Na progu wejścia do samolotu
cierpliwie czekał na nią Martin i uśmiechnięta stewardessa.
~
„Na granicy
snów wciąż czekam na ten dzień,
By spotkać Cię…
Przywitać Cię…”
By spotkać Cię…
Przywitać Cię…”
Drzwi samolotu zamknęły się, a schody
zaczęły odjeżdżać. Dopiero teraz dotarło do niego, że wszystko stracone.
- Babette!!! - krzyknął po raz
ostatni resztką sił, a po chwili dodał już niemal szeptem, zaciskając dłonie na
barierce. - Nie zostawiaj mnie, błagam... Tak bardzo cię kocham...
Patrzył, jak samolot rusza, a potem
kołuje do odlotu. Miał wrażenie, że trwa to całą wieczność.
Na tarasie został już tylko on,
stojący za jego plecami smutny, przygnębiony Tom i ochroniarz, gdzieś na końcu,
przy schodach, trzymając się w bezpiecznej odległości.
Płakał. Z jego oczu wylewał się ogrom
łez, a obraz jaki miał przed sobą co chwilę tonął w ich morzu, całkowicie się
rozmywając.
Dlaczego tak musiało się stać, gdzie
popełnił błąd i czy to w ogóle była jego wina?
Niezliczona ilość pytań rodząca się w
umyśle, fundowała mu teraz bolesną wycieczkę w przeszłość. Wyrzucał sobie każdy
swój zły postępek, mając je za głównych winowajców tego, co się stało. Nawet po
rozstaniu miał jeszcze nadzieję na to, że będą razem, że los jednak nie jest
taki okrutny i ponownie ich połączy. Że wyjaśni się wszystko… Żałował, że nie
przełamał się i nie poszedł do niej, nie próbował dociec prawdziwej przyczyny
rozstania, że tak łatwo dał się spławić. Wtedy zasłaniał się honorem, że to
przecież ona go zostawiła, nie będzie się kajał i prosił, jeszcze do niego
zatęskni. Podświadomie wciąż nie wierzył, że nigdy go nie kochała...
A dziś Tom przyniósł ten list, w
którym jego przypuszczenia okazały się prawdą, za późno...
~
„Tylko jeden dzień,
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”
Nie zapięła pasów, o czym delikatnie
przypomniał jej Martin. Była zupełnie rozkojarzona.
Tak bardzo się bała przyszłości i nie
myślała już tylko o sobie.
Odwróciła głowę w stronę okna, w
którym migotały jeszcze światła Berlina. Martin zajmujący miejsce tuż obok, pewnie
wiedział, że płacze, ale nie chciała, żeby to widział.
Siedziała
nieruchomo, nieprzytomnie patrząc w ciemną otchłań zmierzchu. Tylko wypływające
co chwila z jej oczu łzy, świadczyły o tym, że jest to żywa osoba. Była tu
tylko ciałem, a sercem i duszą zupełnie gdzie indziej. Zostawiła je tam, gdzie
był jej cały świat i wielka miłość. Może kiedyś po nie wróci, może kiedyś...
Póki co, oddalała się coraz bardziej...
-
Żegnaj Bill... – wyszeptała.
~
„Brakuje sił, ja
wiem…
Bywają gorsze dni, ja wiem…
Lecz póki pamiętamy
dopóki miłość trwa
nie zostaniemy sami…”
Bywają gorsze dni, ja wiem…
Lecz póki pamiętamy
dopóki miłość trwa
nie zostaniemy sami…”
Szymon
Wydra & Carpe Diem – „Duch”
Gdzieś daleko, na ciemnym horyzoncie,
błyskały światła samolotu, który uniósł się wysoko, a tym samym odebrał mu coś
najcenniejszego co miał, najpiękniejszego co mogło go w życiu spotkać,
droższego od wszystkiego co posiadał, ważniejszego nawet od jego kariery i
zespołu. Szkoda, że uświadomił sobie to wszystko dopiero, kiedy już to stracił…
Teraz, nie potrafił poradzić sobie z
ogromną rozpaczą, jaka rozdzierała jego serce. Wciąż kurczowo trzymając się barierki
wył jak dzikie zwierzę. Wiedział, że może jej już nigdy nie zobaczyć.
Tak bardzo pragnął cofnąć czas, być
znów z nią, zasypiać przy niej, kraść jej sny i odgadywać marzenia, kochać ją
każdego dnia, czuć jej bliskość i ciepło. Chciał witać ją, kiedy wraca do domu,
czuć jej dotyk i zapach, odlatywać z rozkoszy w jej ramionach...
Chociaż nie widział już samolotu, będąc
pod czujnym okiem stojącego w oddali Toma, wciąż siedział samotnie na tarasie, rozszarpany
szponami bólu, zastanawiając się co ona teraz czuje, czy myśli o nim, a może
żałuje...?
Myślała, chociaż była już dziesiątki
kilometrów od niego, to wciąż pod zamkniętymi powiekami wizualizowała jego
twarz. Widziała jak pięknie się do niej uśmiecha, jak patrzy na nią pełnym
pożądania wzrokiem, jak śpiewa tylko dla niej. Wymalowała w swojej pamięci ten
cudowny obraz, najdroższy obraz na świecie, wyryła go w swoim sercu, zapisała w
przyszłości i była pewna, że z wielu względów nigdy o nim nie zapomni… Gdyby
chociaż mógł to wiedzieć... Może wówczas ukoiło by to jego żal.
Lecz on nie miał o tym pojęcia,
tak, jak nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona zabrała ze sobą nie tylko
gorycz rozstania i ogromny ból, nie tylko piękne wspomnienia, gorącą,
nieustającą miłość i naręcze tęsknoty.
Nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć,
że skradła cząstkę jego istnienia, którą przez długi czas będzie nosić pod
sercem, a potem, przez całe życie, jak jego samego – w sercu...
Bo dla niej w każdym znaczeniu tego
słowa był i pozostanie nieśmiertelny...
Aż miałam chęć wpaść tam i potrząsnąć tym deklem, żeby się sprężał! Żeby nie zachowywał się jak ta obrażona piczka i jechał do niej, zatrzymał ją, powiedział, że kocha... Nie zdążył, złamał się w środku jak wątła konstrukcja lichego patyczka. Ogólnie cała ta sytuacja jest beznadziejna, dramatyczna, ale w sumie - gdyby nie ten dramat, nie byłoby historii, bo to on jest kwintesencją ich miłości.
OdpowiedzUsuńNo, już chcę RTR <3
Gdyby zdążył, wszystko nie potoczyłoby się w ten sposób, ich życie prawdopodobnie byłoby zupełnie inne. Zazwyczaj jest się skazanym na jakąś sytuację, która zupełnie zmienia bieg wydarzeń. No i gdyby zdążył, nie powstałoby to, w czym zakochałaś się.
UsuńDziękuję ;*
Siedzę na nocnej zmianie i ukradkiem ocieram łezki, dzięki! (:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie przeszkodziłam tym w pracy, cieszę się, że wywarło to na Tobie jakieś emocje, to miłe dla autora.
UsuńJa dziękuję :*
Poszlo szybciej niz myslalam! On tak wolno sie zbieral...
OdpowiedzUsuńNo ale dotarl, lecz odrobinke zapozno.
Daj mi tu kolejny rozdzial! ☺ bo nie wytrzymam!!!!
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.
Gdyby zdążył, nie byłoby zapewne kontynuacji, która moim zdaniem jest lepsza. Wytrzymasz, wytrzymasz kochana, dziękuję ;*
UsuńTen rozdział taki krótki ale tak bardzo przepełniony bólem. Płakałam razem z Billem i jeszcze chwila minie zanim przestanę. To takie smutne. Ona przynajmniej będzie miała jego namiastkę, a on? Został sam... tak bardzo mi go szkoda. Pomimo tego, że wiem jak to wszystko się skończy to... to jest takie straszne. Chce juz RTR. Pomimo tego, że mnie niejednokrotnie tutaj wkurzał to nie mogę już czytać o jego otwartych ranach jakie zostawiła po sobie ta miłość. Ale ta prawdziwa miłość jest przecież nieśmiertelna.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te emocje...
Kocham to opowiadanie całym sercem. Nawet tego momentami głupiego Billa.
Buziaki :*
Mnie samą wypełniał smutek, jak pisałam to, pamiętam to dość dobrze, choć jeszcze większy w końcowej scenie. Ale jak już tu pisałam, gdyby zakończenie miało inny przebieg wydarzeń, nie powstałaby kontynuacja, więc jeszcze przed Tobą trochę czasu z tymi bohaterami.
UsuńDziękuję :*
Oni będą razem, będą, prawda? Ja sobie nie wyobrażam takiej ilości bólu w kolejnym rozdziale, nie chcę, żeby ta historia ta się skończyła. Mam ochotę zamordować tę jego matkę -,-
OdpowiedzUsuńOj...Nie mogę zdradzić fabuły, ale pocieszę Cię, że będzie kontynuacja opowiadania, mam nadzieję, że wówczas także będziesz ze mną.
UsuńDziękuję :*
Ale smutno.. Myślałam, że jednak ja powstrzyma :( mam nadzieję, że Bill wyjedzie i zacznie jej szukać. A czyżby Bebette nie była w ciąży? Ostatnie zdanie bardzo dało mi do myślenia :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, za komentarz. Wszystkie odpowiedzi na swoje pytania znajdziesz niebawem :*
UsuńWyjechała (jest w ciąży,prawda? Wiem, że mi nie powiesz, ale warto próbować! xdd) z świadomością, że zabierze dzieciakowi ojca. Nie podoba mi się! Chyba że w ciąży nie jest i okaże się, że to ja wszędzie widzę dzieci ;D
OdpowiedzUsuńMasz rację, nie powiem, ale ostatnie dwa zdania skonstruowałam tak, aby czytelnik miał chwilę zastanowienia. Wszystkie zagadki rozwiążą się w kolejnej części.
UsuńDziękuję :*
To było przepiękne, choć jednocześnie tragiczne... Mimo, ze wiedziałam, że nie ma tu mowy o szczęśliwym zakończeniu, to jakaś cząstka mnie niemal do końca liczyła na to, że Bill zdoła zatrzymać Babette i kochankowie wyjaśnią sobie wszelkie sprawy, wyznają uczucia... i zaczną od nowa. Myślę, że Bill czuje się teraz znacznie gorzej ze świadomością, że zna część prawdy, że nie zatrzymał ukochanej, niż w chwili, gdy czuł się wykorzystany i oszukany.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te emocje i cieszę się, że mogłam przeżywać wszytsko wraz z Twoimi bohaterami.
Buzi!:*
Chyba każdy, kto kiedykolwiek czytał liczył na to, że może mu się uda i z pewnością, gdyby spotkała się wcześniej z Tomem, to by się udało, jednak dlatego umówiła się niemal w ostatniej chwili bo do końca nie chciała, aby ktokolwiek próbował ją zatrzymać, dopiero w trakcie rozmowy zaczęła tego pragnąć. Jak to kobieta. Ta rozłąka bardzo dotkliwie wpłynie na Billa, ale o tym dowiesz się już z drugiej części opowiadania.
UsuńDziękuję kochana ;*