czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział XXXIX



Rozdział XXXIX


„Nie martw się
kolejny wstanie świt.
Proszę nie martw się
ja zawsze będę tu, gdzie Ty…”


            W błyskawicznym tempie zbiegł ze schodów. Zdyszany wsiadł do samochodu, wydając kierowcy komendę;
            - Do domu! Szybko!
            Zostało niewiele ponad godzinę, miał naprawdę bardzo mało czasu. Dlatego też postanowił od razu zadzwonić do Billa.
            - No co tam? - Usłyszał w słuchawce jego głos.
            - Posłuchaj i się nie rozłączaj, to ważne, wracam właśnie od Babette... – Najpierw nastała chwila ciszy, która nie zwiastowała niczego dobrego, ale zaraz Bill niemal się wydarł;
            - No i co z tego? Mam to w dupie, rozumiesz? Nie chcę o niej słyszeć! - I właśnie tuż po tych słowach, chłopak usłyszał przerywany sygnał rozłączenia rozmowy. – Kurwa, to palant! – zaklął, aż szofer łypnął na niego z ukosa. Znów wybrał numer brata, jeśli nie odbierze, wszystko trafi jasny szlag! I tak jak pomyślał, tak też się stało, nie odbierał, ignorując wszystkie jego próby.
            - Cholerny idiota! - wściekał się Tom. - Pieprzony debil!
            Miał ogromną nadzieję, że nie zabrał swojej dupy w troki i nie wybył z mieszkania, bo wtedy to już byłby totalny koniec, lecz zanim znalazł się w apartamencie, upłynęły kolejne, drogocenne minuty.
            Zdyszany wpadł do salonu, gdzie Bill rozwalony na kanapie, beznamiętnie przeglądał jakieś pismo. Nawet nie zaszczyciwszy brata spojrzeniem, wycedził z przekąsem, zanim ten zdążył uspokoić oddech.
            - To u niej miałeś to ważne spotkanie? Hmmm... Ciekawe w jakiej sprawie? - pokręcił głową. Chciał udawać obojętność, ale nie bardzo potrafił ukryć swoje zdenerwowanie.
            - W twojej idioto, ona wyjeżdża, za godzinę ma samolot i jeśli się nie pospieszysz, już nigdy jej nie zobaczysz! - krzyknął chłopak, wyjmując z kieszeni nieco pogiętą kopertę.
            - A po co mam się spieszyć? - zapytał z pretensją w głosie Bill. - Przecież nic dla niej nie znaczę, nie kocha mnie i nigdy nie kochała! To nie ja ją zostawiłem, rozumiesz?! - krzyknął, podrywając się z kanapy i nawet nie patrząc co trzyma w dłoni bliźniak.
            - To nieprawda, ona cię kocha, powiedziała mi to godzinę temu, napisała do ciebie ten list! Nie wiem co się stało i dlaczego musiała od ciebie odejść, ale wiem, że stało się coś złego... Mi nic nie chciała powiedzieć, może w tym liście… - Dość chaotycznie próbował wszystko wytłumaczyć Tom, podsuwając mu pod nos wyciągniętą rękę z kopertą.
            - Tak? Ciekawe co takiego się mogło stać? Nie wierzę, rozumiesz? Nie wierzę! - krzyknął Bill, odtrącając rękę Toma.
            - Posłuchaj mnie do cholery! Specjalnie chciała się ze mną dzisiaj spotkać, żeby dać mi ten list dla ciebie, żeby się pożegnać!
            - Daj mi wreszcie spokój, ja już nie chcę o niej słyszeć! Rozumiesz?! - wrzasnął Bill, próbując odejść, ale Tom w ostatniej chwili przytrzymał go za rękę.
            - Posłuchaj mnie kurwa, bo będziesz żałował! Ja czułem, że ma nadzieję, że ją zatrzymasz!
            - Ja miałbym ją zatrzymać? A po co? - ironicznie roześmiał się Bill, jednak wcale nie było mu do śmiechu. Wewnątrz ściskał go ogromny żal, zazdrościł bratu po trosze, że mógł ją chociaż zobaczyć. Myślał o niej każdej nocy, czasem zdarzało się, że uronił kilka łez. Pomimo tego jak bardzo go zraniła, nie potrafił wyrzucić jej z serca.
            - Przestań! Żebyś mógł ją zobaczyć, nawet nie wiesz w jakim jest stanie, jest w totalnej rozsypce, bo bardzo cię kocha - kontynuował Tom, już nieco spokojniejszym głosem. – I wiesz co? Chciałbym, żeby mnie tak kochała... - dokończył już zupełnie cicho.
            - Wątpię, czy chciałbyś tak cierpieć… - wycedził Bill patrząc bratu prosto w oczy i pomyślał dokładnie o tym samym, co od niego po chwili usłyszał.
            - Nie możesz wiedzieć, czy nie ciepię bardziej…
Tom położył na stoliku białą kopertę z napisem „Bill”.
            - Zrobisz co będziesz chciał, ja zrobiłem wszystko co mogłem, ale jeśli ją kochasz, ratuj tą miłość, zanim będzie za późno...
            Odwrócił się i podszedł do okna wciskając dłonie w kieszenie.
            Zegar bezlitośnie tykał swoją melodię, a Bill wciąż stał nieruchomo ze wzrokiem wbitym w biały prostokąt leżący na stoliku. Chciał przeczytać zawartość tej koperty, ale strach był silniejszy. Tak bardzo się bał, że znów wróci cierpienie, że to wszystko jakaś jedna, wielka halucynacja. To przecież niemożliwe, gdyby go naprawdę kochała, nie powiedziałaby mu tylu przykrych, rozrywających na strzępy słów… Czuł, jak serce boleśnie łomocze w jego piersi, jednak zrobił kilka kroków, już wyciągał rękę, ale cofnął ją.
            Upływały kolejne minuty. Coś w nim krzyczało, żeby ją wreszcie rozerwał i przeczytał. Nie potrafił jednak po nią sięgnąć, jakaś wewnętrzna blokada nie pozwalała mu na ten ruch.
            W salonie słychać było tylko przyspieszone oddechy braci i tykanie zegara. Tom stał tyłem, wpatrzony w resztki zachodzącego słońca. Nagle, usłyszał dźwięk rozrywanej koperty i szelest kartki papieru, odetchnął z ulgą i odwrócił się w kierunku brata. Ten tylko spojrzał na niego z ogromną obawą i rozłożył list.

            "Kochany...
            Zapewne dziwi Cię ten list, a jeszcze bardziej ten nagłówek, szczególnie po tym co Ci ostatnio powiedziałam. Wiem, że to było okrutne z mojej strony i miałeś prawo mnie znienawidzić, ale proszę Cię tylko o jedno; przeczytaj ten list do końca, to dla mnie bardzo ważne.
            Wyjeżdżam, prawdopodobnie na zawsze. Być może właśnie kiedy to czytasz, mnie już nie ma w Berlinie. Nie mogę tu zostać widząc wszędzie Twoją twarz, słysząc Twój głos, a nie mogąc z Tobą być. Musiałam odejść, uwierz mi, miałam naprawdę bardzo poważny powód, jednak nie mogę wyjawić jaki.
            Pamiętam, jak powiedziałeś wówczas, że razem moglibyśmy pokonać trudności. Wszystkie inne na pewno tak, tej jednej - nie.
            Napisałam ten list, bo nie potrafiłabym wyjechać i nie zwrócić Ci prawdy. Chcę żebyś wiedział, że miałeś rację. To wszystko co Ci powiedziałam było kłamstwem. Kochałam Cię, kocham, zawsze będę kochać. Twoja miłość była najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła mnie w życiu spotkać, a Ty jesteś jedyną moją miłością i zawsze nią będziesz. I wątpię, czy kiedykolwiek to się zmieni, ja nie zapomnę o Tobie… NIGDY.
            Żegnaj Bill, bądź szczęśliwy i wybacz mi.
            Na zawsze Twoja Babette"

            Poczuł ogromny, bolesny skurcz w żołądku, aż się skulił i usiadł na kanapie. Mętlik, jaki miał w głowie, uniemożliwił mu trzeźwość myślenia. Nieważne było teraz, jaki miała powód, jeśli tylko uda mu się ją zatrzymać, z pewnością się dowie. W jednej chwili poczuł, że musi to zrobić, a jeśli nie zdąży, nie zobaczy jej nigdy więcej.
            Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na przyglądającego mu się niecierpliwie Toma.
            - Dokąd ona leci, z którego lotniska? - zapytał zdławionym głosem.
            Chłopak spojrzał na niego, zupełnie oszołomiony i jęknął;
            - Nie wiem.
            Bill natychmiast poderwał się z kanapy.
            - Jak to kurwa nie wiesz?! Nie wiesz dokąd leci i z którego lotniska? Byłeś tam i niczego się nie dowiedziałeś?
            - Nie chciała mi nic więcej powiedzieć! Jedyne co od niej wyciągnąłem to, to, że do Stanów!
            Tom był zrozpaczony, tak bardzo chciał, pomóc bratu, a tymczasem wszystko zawalił, powinien był ją przycisnąć, bo teraz liczyła się każda minuta. Co mają zrobić? Dzwonić na lotniska i pytać o najbliższy lot do pierwszego lepszego miasta w Ameryce? Przecież to potrwa długie minuty, tak teraz cenne. Na szczęście, niemal jednocześnie wpadli na ten sam pomysł.
            - David wie!
            Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wciąż mając do dyspozycji ochroniarza, bo Tom nakazał mu czekać, rzucili się biegiem do samochodu. Menager, co prawda nie chciał wyjawić im czegokolwiek, ale rozpacz i siła perswazji Billa była tak wielka, że w końcu uległ.
            - Nowy Jork, Nowy Jork... - powtarzał Bill pod nosem w drodze, co przerywał słowami popędzającymi kierowcę; - Szybciej kurwa! Szybciej!
            Wpadł na lotnisko jak szalony i ani Tom, ani ochroniarz nie mogli za nim nadążyć. Nagle zatrzymał się, uporczywie szukając wzrokiem odpowiedniego stanowiska.
            Znalazł.
            Napis; „Nowy Jork” właśnie zmieniał się na „Tokio”...
            Tak więc było już po odprawie. Pierwsza myśl, jaka zaświtała mu w głowie to, że nie zdążył, ale do planowanego odlotu było jeszcze pół godziny. Biegiem puścił się w stronę informacji. Zdyszany dopadł do okienka, wpychając się bez kolejki.
            - Ten samolot, do Nowego Jorku! - krzyczał nieskładnie, pokazując ręką na tablicę odlotów.
            - Tak? - zapytała spokojnie kobieta z obsługi, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Ta krowa udaje głupią, a tu każda sekunda się liczy!
            - Pasażerowie, gdzie są pasażerowie?!
            Cichy pomruk rozszedł się wśród ludzi czekających do informacji.
            - Pewnie wsiadają, albo już są w samolocie, przecież za niecałe pół godziny odlot - odparła kobieta, patrząc na niego jak na jakiegoś szaleńca.
            - Proszę zatrzymać ten samolot, słyszy pani?! Ja muszę tam wejść! - krzyknął i znów pobiegł w stronę stanowiska, gdzie odprawiono pasażerów do Nowego Jorku. Ludzkie spojrzenia podążyły w ślad za nim. Już chciał przebiec przez bramki, ale zatrzymała go ochrona.
            - A ty dokąd? - zapytał postawny strażnik.
            - Ja muszę, proszę! Niech mnie pan przepuści, to dla mnie sprawa życia, muszę kogoś zatrzymać! - krzyczał.
            - Proszę się cofnąć - powiedział zdecydowanym głosem mężczyzna.
            - Błagam pana... - jęknął Bill, chociaż już wiedział, że i tak nic nie wskóra. Nagle ostatnia nadzieja zaświtała w jego zrozpaczonym umyśle i znów puścił się pędem, potrącając mijanych ludzi.
 To jego ostatnia szansa... W błyskawicznym tempie pokonał schody. Taras widokowy! Nie upłynęło kilka minut, a biegł wzdłuż barierki. Żeby tylko mógł być bliżej, będzie krzyczał, a jeśli będzie trzeba nawet zeskoczy, byle tylko ją powstrzymać, zawrócić!
~

„Dobrze wiem…
Po prostu los tak chciał.
Po stronach dwóch Ty i ja…”

           
            Nie było go na lotnisku i sama nie wiedziała dlaczego do ostatniej chwili łudziła się, że przyjedzie, aby ją zatrzymać. Doskonale wiedziała, że zostałaby na jedno skinienie jego palca, ale Martin… on nie musiał o tym wiedzieć.
            Wysiadła z autobusu i zatrzymała się na chwilę, patrząc w górę. Słońce dopiero co zaszło, a czyste, zasnute odcieniem fioletu i purpury niebo mieniło się już setką gwiazd.
            - Piękną mamy pogodę na lot - zachwycił się Martin, lecz ona nie myślała o tej chwili. Ta połać wszechświata nad nimi znów przywołała wspomnienia. Ileż to razy razem patrzyli w te gwiazdy, najpierw w tę magiczną noc po gali, kiedy to wszystko się zaczęło, potem podziwiali je na bezchmurnym niebie Marsylii, a niejednokrotnie z jej tarasu. Ostatni raz widzi je z tego samego miejsca co on, jutro już spojrzy na nieboskłon z obcej ziemi...
            Zrobiła kilka kroków, stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących do samolotu i zawahała się. Poczuła jak coś ściska ją za serce. Wiedziała, że będzie trudno, ale nie myślała, że aż tak. Tyle pięknych wspomnień związanych z tym miastem, spędziła tu niemal całe swoje życie, przeżyła wielką miłość i wielką, osobistą tragedię. Jednak żal i ból jaki miała w sercu nie pozwalał tu zostać. Czy jeszcze kiedyś wróci tu na stałe? Czy jeszcze popatrzy w te najpiękniejsze oczy, w jakich chciałaby oglądać odbicie gwiazd, tych które teraz migotały nad jej głową? Westchnęła cicho, stąpając niepewnie po schodach wiodących ku zapomnieniu.
            Ale na przedostatnim stopniu znów zatrzymała się. Poczuła wewnątrz jakiś dziwny niepokój, zupełnie jakby słyszała głos w swojej głowie, który pytał, czy jest tego pewna? Tak naprawdę nigdy nie była…
            Zacisnęła powieki, spod których wypłynęły łzy. Odwróciła się w stronę budynku lotniska...
~

„Tylko jeden dzień,
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”

           
            Widział, jak mali ludzie wchodzą po stopniach schodów do samolotu. Do tego samolotu... Stojący obok niego, machali swoim bliskim, choć tak naprawdę z tej odległości nie byli w stanie ich rozpoznać.
            Oni może nie, on tak. Z każdej odległości by ją poznał, tak... to była ona. Jeśli nawet odwróci się, czy będzie w stanie dostrzec go wśród tego tłumu na tarasie? Czy w ogóle pomyśli, że on tu jest, że chce i musi ją zatrzymać, że przez własną głupotę nie zdążył?
            Oszalał z rozpaczy. Kilkakrotnie krzyknął jej imię, ale odległość była zbyt duża, aby mogła cokolwiek usłyszeć. W dodatku hałas silnika samolotu, skutecznie uniemożliwiał dopływ jakiegokolwiek innego dźwięku. W pewnym momencie wychylił się tak mocno, że przerażony Tom z ochroniarzem musieli chwytać go za ramiona i ręce.  
            Załamany i wściekły chłopak, odepchnął ich z furią.
            - Babette!!! - krzyknął jeszcze raz, rozpaczliwie i z całej siły...
                ~

„Uwierz mi że dalej wszytko trwa…
Przekonasz się gdy sięgniesz poza czas,
jak ja…”

             

            Po raz ostatni chciała spojrzeć na część tego miasta, którą było lotnisko. Zaczynało zmierzchać, a setki świateł migotały różnorodnością barw. Na tarasie widokowym było tyle ludzi... Wszyscy machali, odprowadzali swoich bliskich. Nie przyglądała im się, bo jej nikt nie żegnał. Ze wszystkimi znajomymi, jak i z oburzonymi jej decyzją rodzicami pożegnała się w domu. W sumie nie mogła im się dziwić. Mieli ją tylko jedną, a teraz czekała ich perspektywa spotykania się z córką mniej więcej raz na rok.
            Nie pożegnała się tylko z nim, chociaż właśnie z nim tak naprawdę wcale nie chciała się żegnać… Jedynym jej marzeniem było to, aby w porę ją zatrzymał… Może gdyby wcześniej spotkała się z Tomem...?
            Chociaż miał przecież nadto czasu, gdyby tylko chciał…
            Kolejne łzy popłynęły jej po policzkach. Nie zdołał ich osuszyć ciepły, letni wiatr niosący ze sobą zapach wspomnień. Ostatnie spojrzenie, ostatni krok… Nie było odwrotu. Chyba właśnie umarło jej serce, tak, jak umierała cała ona…
            Ciepły, męski głos za wszelką cenę chciał przywrócić ją do świata żywych.
            - No chodź kochanie, już czas...
            Na progu wejścia do samolotu cierpliwie czekał na nią Martin i uśmiechnięta stewardessa.
~

„Na granicy snów wciąż czekam na ten dzień,
By spotkać Cię…
Przywitać Cię…”

           
            Drzwi samolotu zamknęły się, a schody zaczęły odjeżdżać. Dopiero teraz dotarło do niego, że wszystko stracone.
            - Babette!!! - krzyknął po raz ostatni resztką sił, a po chwili dodał już niemal szeptem, zaciskając dłonie na barierce. - Nie zostawiaj mnie, błagam... Tak bardzo cię kocham...
            Patrzył, jak samolot rusza, a potem kołuje do odlotu. Miał wrażenie, że trwa to całą wieczność.
            Na tarasie został już tylko on, stojący za jego plecami smutny, przygnębiony Tom i ochroniarz, gdzieś na końcu, przy schodach, trzymając się w bezpiecznej odległości.
            Płakał. Z jego oczu wylewał się ogrom łez, a obraz jaki miał przed sobą co chwilę tonął w ich morzu, całkowicie się rozmywając.
            Dlaczego tak musiało się stać, gdzie popełnił błąd i czy to w ogóle była jego wina?
            Niezliczona ilość pytań rodząca się w umyśle, fundowała mu teraz bolesną wycieczkę w przeszłość. Wyrzucał sobie każdy swój zły postępek, mając je za głównych winowajców tego, co się stało. Nawet po rozstaniu miał jeszcze nadzieję na to, że będą razem, że los jednak nie jest taki okrutny i ponownie ich połączy. Że wyjaśni się wszystko… Żałował, że nie przełamał się i nie poszedł do niej, nie próbował dociec prawdziwej przyczyny rozstania, że tak łatwo dał się spławić. Wtedy zasłaniał się honorem, że to przecież ona go zostawiła, nie będzie się kajał i prosił, jeszcze do niego zatęskni. Podświadomie wciąż nie wierzył, że nigdy go nie kochała...
            A dziś Tom przyniósł ten list, w którym jego przypuszczenia okazały się prawdą, za późno...
~

„Tylko jeden dzień,
tylko tego chcę
Jeden dzień wystarczy mi,
by otrzeć z Twoich oczu łzy…”


            Nie zapięła pasów, o czym delikatnie przypomniał jej Martin. Była zupełnie rozkojarzona.
            Tak bardzo się bała przyszłości i nie myślała już tylko o sobie.
            Odwróciła głowę w stronę okna, w którym migotały jeszcze światła Berlina. Martin zajmujący miejsce tuż obok, pewnie wiedział, że płacze, ale nie chciała, żeby to widział.    
            Siedziała nieruchomo, nieprzytomnie patrząc w ciemną otchłań zmierzchu. Tylko wypływające co chwila z jej oczu łzy, świadczyły o tym, że jest to żywa osoba. Była tu tylko ciałem, a sercem i duszą zupełnie gdzie indziej. Zostawiła je tam, gdzie był jej cały świat i wielka miłość. Może kiedyś po nie wróci, może kiedyś... Póki co, oddalała się coraz bardziej...
            - Żegnaj Bill... – wyszeptała.
~
„Brakuje sił, ja wiem…
Bywają gorsze dni, ja wiem…
Lecz póki pamiętamy
dopóki miłość trwa
nie zostaniemy sami…”
Szymon Wydra & Carpe Diem – „Duch”


            Gdzieś daleko, na ciemnym horyzoncie, błyskały światła samolotu, który uniósł się wysoko, a tym samym odebrał mu coś najcenniejszego co miał, najpiękniejszego co mogło go w życiu spotkać, droższego od wszystkiego co posiadał, ważniejszego nawet od jego kariery i zespołu. Szkoda, że uświadomił sobie to wszystko dopiero, kiedy już to stracił…
            Teraz, nie potrafił poradzić sobie z ogromną rozpaczą, jaka rozdzierała jego serce. Wciąż kurczowo trzymając się barierki wył jak dzikie zwierzę. Wiedział, że może jej już nigdy nie zobaczyć.
            Tak bardzo pragnął cofnąć czas, być znów z nią, zasypiać przy niej, kraść jej sny i odgadywać marzenia, kochać ją każdego dnia, czuć jej bliskość i ciepło. Chciał witać ją, kiedy wraca do domu, czuć jej dotyk i zapach, odlatywać z rozkoszy w jej ramionach...
            Chociaż nie widział już samolotu, będąc pod czujnym okiem stojącego w oddali Toma, wciąż siedział samotnie na tarasie, rozszarpany szponami bólu, zastanawiając się co ona teraz czuje, czy myśli o nim, a może żałuje...?
            Myślała, chociaż była już dziesiątki kilometrów od niego, to wciąż pod zamkniętymi powiekami wizualizowała jego twarz. Widziała jak pięknie się do niej uśmiecha, jak patrzy na nią pełnym pożądania wzrokiem, jak śpiewa tylko dla niej. Wymalowała w swojej pamięci ten cudowny obraz, najdroższy obraz na świecie, wyryła go w swoim sercu, zapisała w przyszłości i była pewna, że z wielu względów nigdy o nim nie zapomni… Gdyby chociaż mógł to wiedzieć... Może wówczas ukoiło by to jego żal.
            Lecz on nie miał o tym pojęcia, tak, jak nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona zabrała ze sobą nie tylko gorycz rozstania i ogromny ból, nie tylko piękne wspomnienia, gorącą, nieustającą miłość i naręcze tęsknoty.
            Nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, że skradła cząstkę jego istnienia, którą przez długi czas będzie nosić pod sercem, a potem, przez całe życie, jak jego samego – w sercu...
            Bo dla niej w każdym znaczeniu tego słowa był i pozostanie nieśmiertelny...


16 komentarzy:

  1. Aż miałam chęć wpaść tam i potrząsnąć tym deklem, żeby się sprężał! Żeby nie zachowywał się jak ta obrażona piczka i jechał do niej, zatrzymał ją, powiedział, że kocha... Nie zdążył, złamał się w środku jak wątła konstrukcja lichego patyczka. Ogólnie cała ta sytuacja jest beznadziejna, dramatyczna, ale w sumie - gdyby nie ten dramat, nie byłoby historii, bo to on jest kwintesencją ich miłości.
    No, już chcę RTR <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby zdążył, wszystko nie potoczyłoby się w ten sposób, ich życie prawdopodobnie byłoby zupełnie inne. Zazwyczaj jest się skazanym na jakąś sytuację, która zupełnie zmienia bieg wydarzeń. No i gdyby zdążył, nie powstałoby to, w czym zakochałaś się.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  2. Siedzę na nocnej zmianie i ukradkiem ocieram łezki, dzięki! (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam tym w pracy, cieszę się, że wywarło to na Tobie jakieś emocje, to miłe dla autora.
      Ja dziękuję :*

      Usuń
  3. Poszlo szybciej niz myslalam! On tak wolno sie zbieral...
    No ale dotarl, lecz odrobinke zapozno.
    Daj mi tu kolejny rozdzial! ☺ bo nie wytrzymam!!!!
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby zdążył, nie byłoby zapewne kontynuacji, która moim zdaniem jest lepsza. Wytrzymasz, wytrzymasz kochana, dziękuję ;*

      Usuń
  4. Ten rozdział taki krótki ale tak bardzo przepełniony bólem. Płakałam razem z Billem i jeszcze chwila minie zanim przestanę. To takie smutne. Ona przynajmniej będzie miała jego namiastkę, a on? Został sam... tak bardzo mi go szkoda. Pomimo tego, że wiem jak to wszystko się skończy to... to jest takie straszne. Chce juz RTR. Pomimo tego, że mnie niejednokrotnie tutaj wkurzał to nie mogę już czytać o jego otwartych ranach jakie zostawiła po sobie ta miłość. Ale ta prawdziwa miłość jest przecież nieśmiertelna.
    Dziękuję Ci za te emocje...
    Kocham to opowiadanie całym sercem. Nawet tego momentami głupiego Billa.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie samą wypełniał smutek, jak pisałam to, pamiętam to dość dobrze, choć jeszcze większy w końcowej scenie. Ale jak już tu pisałam, gdyby zakończenie miało inny przebieg wydarzeń, nie powstałaby kontynuacja, więc jeszcze przed Tobą trochę czasu z tymi bohaterami.
      Dziękuję :*

      Usuń
  5. Oni będą razem, będą, prawda? Ja sobie nie wyobrażam takiej ilości bólu w kolejnym rozdziale, nie chcę, żeby ta historia ta się skończyła. Mam ochotę zamordować tę jego matkę -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj...Nie mogę zdradzić fabuły, ale pocieszę Cię, że będzie kontynuacja opowiadania, mam nadzieję, że wówczas także będziesz ze mną.
      Dziękuję :*

      Usuń
  6. Ale smutno.. Myślałam, że jednak ja powstrzyma :( mam nadzieję, że Bill wyjedzie i zacznie jej szukać. A czyżby Bebette nie była w ciąży? Ostatnie zdanie bardzo dało mi do myślenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, za komentarz. Wszystkie odpowiedzi na swoje pytania znajdziesz niebawem :*

      Usuń
  7. Wyjechała (jest w ciąży,prawda? Wiem, że mi nie powiesz, ale warto próbować! xdd) z świadomością, że zabierze dzieciakowi ojca. Nie podoba mi się! Chyba że w ciąży nie jest i okaże się, że to ja wszędzie widzę dzieci ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, nie powiem, ale ostatnie dwa zdania skonstruowałam tak, aby czytelnik miał chwilę zastanowienia. Wszystkie zagadki rozwiążą się w kolejnej części.
      Dziękuję :*

      Usuń
  8. To było przepiękne, choć jednocześnie tragiczne... Mimo, ze wiedziałam, że nie ma tu mowy o szczęśliwym zakończeniu, to jakaś cząstka mnie niemal do końca liczyła na to, że Bill zdoła zatrzymać Babette i kochankowie wyjaśnią sobie wszelkie sprawy, wyznają uczucia... i zaczną od nowa. Myślę, że Bill czuje się teraz znacznie gorzej ze świadomością, że zna część prawdy, że nie zatrzymał ukochanej, niż w chwili, gdy czuł się wykorzystany i oszukany.
    Dziękuję Ci za te emocje i cieszę się, że mogłam przeżywać wszytsko wraz z Twoimi bohaterami.
    Buzi!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każdy, kto kiedykolwiek czytał liczył na to, że może mu się uda i z pewnością, gdyby spotkała się wcześniej z Tomem, to by się udało, jednak dlatego umówiła się niemal w ostatniej chwili bo do końca nie chciała, aby ktokolwiek próbował ją zatrzymać, dopiero w trakcie rozmowy zaczęła tego pragnąć. Jak to kobieta. Ta rozłąka bardzo dotkliwie wpłynie na Billa, ale o tym dowiesz się już z drugiej części opowiadania.
      Dziękuję kochana ;*

      Usuń