Rozdział
XXXVIII
„We
wszystkich tych wspomnieniach
widzę Twój uśmiech.
Wszystkie te wspomnienia są mi drogie…
Najdroższy, przecież wiesz, że będę Cię kochać aż do końca czasu…
Wszystkie z moich wspomnień trzymają cię tuż obok.
W chwilach ciszy, wyobrażam sobie, że tu jesteś.
Wszystkie z moich wspomnień trzymają cię tuż obok,
Twe ciche szepty, ciche łzy”
widzę Twój uśmiech.
Wszystkie te wspomnienia są mi drogie…
Najdroższy, przecież wiesz, że będę Cię kochać aż do końca czasu…
Wszystkie z moich wspomnień trzymają cię tuż obok.
W chwilach ciszy, wyobrażam sobie, że tu jesteś.
Wszystkie z moich wspomnień trzymają cię tuż obok,
Twe ciche szepty, ciche łzy”
Within Temptation –
„Memories”
Czarno-białe dni bez wyrazu i bez
celu, wlekły się niemiłosiernie. Praca do późna, noce z kilkoma godzinami snu,
samotnie spędzone niedziele, zawroty głowy i niespodziewane napady płaczu.
Tak od miesiąca wyglądało życie
Babette Chardin.
Każdego ranka wstawała bojąc się
dnia. Skutecznie starała się omijać witryny z prasą, nie oglądała żadnych
muzycznych programów. Nie zawsze jednak jej się to udawało. Ich rozstanie,
pomimo iż przez obydwoje skrzętnie skrywane, nie przeszło bez echa, ale nie
spowodowało jednak aż tak wielkiego rozgłosu, jakby się tego spodziewała. Kiedy
już wszystko ucichło, uspokoiła się nieco, jednak wciąż cierpiała. Każdego dnia
miała nadzieję, że może zadzwoni, albo napisze smsa, jednak to nigdy nie
nastąpiło. Może i dobrze, że Bill był taki dumny, bo miała pewność, że
wystarczyła jedna wiadomość, a biegłaby do niego z mocno bijącym sercem.
Najgorsze były te dni, kiedy
przypadkiem napotkała ten przejmujący wzrok, wpatrujący się w nią z jakiegoś
plakatu, lub okładki pisma. To było jak przekleństwo, jak jakieś fatum wiszące
nad nią. Wtedy z reguły nic nie jadła, nie mogła się na niczym skupić, przed
oczami wciąż miała jego twarz. To wszystko przytłaczało ją coraz bardziej,
czuła, że popada w jakąś obsesję i nie potrafi sobie z tym wszystkim sama
poradzić.
Pewnego deszczowego dnia zrozumiała,
że dłużej tak być nie może, jeśli nie zrobi czegoś ze swoim życiem, oszaleje. Był
to zwyczajny czwartek, dzień jak każdy kolejny, zaczynający się rytuałem
prysznica, porannej kawy i pierwszej po przebudzeniu myśli... Myśli o nim.
Po środowym programie zwykle miała
mało pracy. Jakieś porządkowanie dokumentów i umówienie terminu spotkania z
kolejnym wykonawcą. Mogła więc się trochę bezkarnie poobijać. Przeglądała
właśnie jakieś kobiece czasopismo o modzie, kiedy ktoś zapukał do drzwi jej
gabinetu.
- Proszę – odezwała się, a kiedy
drzwi ustąpiły weszła Julia.
- Cześć – powitała ją przyjaciółka
bez większego entuzjazmu.
- Cześć – odpowiedziała Babette. - A
ty cóż masz taką dziwną minę? - dodała, widząc grymas na jej twarzy.
- Aj, bo mam raczej złe wieści... -
odparła kobieta.
- Mów, mi w zasadzie już jest
wszystko obojętne, możesz mnie nawet zwolnić - beznamiętnie odparła dziewczyna.
- Daj spokój, nikt zwalniał cię nie
będzie, ale…
- Julia, proszę cię… Mów co masz
powiedzieć. – Kobieta ciężko westchnęła.
- Góra domaga się programu z Tokio
Hotel...
Na dźwięk tych słów, Babette przeszył
dreszcz. Miałaby znowu zrobić z nimi program? Spotkać się, omówić szczegóły, a
potem na oczach tysięcy widzów zadawać im na żywo pytania? Po tym wszystkim co
się stało, to było istnym szaleństwem.
- Powiedz, że żartujesz… - Popatrzyła
szefowej prosto w oczy, na co ta tylko pokręciła głową. - Przecież doskonale
wiesz, że to niemożliwe! Nie zrobię tego programu, raczej mnie zwolnij! -
krzyknęła.
- Ja cię kochanie rozumiem -
tłumaczyła się Julia. - Ale zrozum też mnie, taka jest twoja praca, ostatni
program z nimi był prawie rok temu... Wydali w międzyczasie nową płytę, kolejna
trasa koncertowa za nimi...
Babette wstała od biurka podchodząc
do okna. „Boże... to już prawie rok...”,
pomyślała.
Dokładnie w tym miejscu stała, kiedy
zjawili się wtedy w jej biurze na spotkaniu przed programem. Pamiętała
wszystko, jakby to było wczoraj. Delikatny uścisk dłoni Billa przy powitaniu,
nieśmiałe spojrzenia i słodkie zakłopotanie, kiedy podawała mu swoją wizytówkę.
Już wtedy spodobał jej się, chociaż jeszcze nie myślała o nim w ten sposób.
Traktowała go raczej jak uroczego chłopca, któremu tylko chciała się podobać
dla swojej własnej satysfakcji.
Z żalem spojrzała na przyjaciółkę, a
łzy wspomnień zniekształciły jej obraz.
- Nie dam rady Julia... - powiedziała
cicho. - Przeciągnij to w czasie jak długo się da, do chwili kiedy mnie już
tutaj nie będzie...
Julia z niedowierzaniem spojrzała na
nią, wstając z krzesła.
- Co ty mówisz?
- Jeszcze dzisiaj, dostaniesz na
biurko moje wymówienie...
- Babette, proszę cię, daj spokój,
przecież to nie jest powód, żeby się zwalniać, w ostateczności mogę na ten
program znaleźć jakieś zastępstwo. Jak byłaś na koncertach prowadziła go Ivonne,
teraz też tak może być - Próbowała jakoś załagodzić sytuację szefowa. Babette
pokręciła głową.
- Wiem, ale teraz to już nie chodzi tylko
o ten program, ja po prostu zrozumiałam, że dłużej nie mogę tu pracować, nie
mogę zostać w Berlinie. Ja po prostu muszę stąd uciec, inaczej nigdy nie
zapomnę.
- Nie mów tak, to nie ma sensu,
przecież nie uciekniesz przed wspomnieniami - zaoponowała Julia.
- Masz rację, nie ucieknę, ale nie
będę do nich na każdym kroku zmuszana.
- Przecież w każdym zakątku Niemiec
jest o nich głośno, co za różnica czy będziesz mieszkać w Berlinie, czy w
Kolonii?
- Ale ja nie chcę wyjechać tylko z
Berlina, ja chcę wyjechać z kraju - odparła zdecydowanym tonem Babette.
Julia zamarła. Dopiero teraz
zrozumiała, do czego zmierza ta dziewczyna. Podeszła kilka kroków i wzięła ją
za ręce.
- Nie rób tego... Jeśli to zrobisz,
nigdy nie będziesz szczęśliwa.
Babette roześmiała się i odparła z
ironią.
- Uważasz, że tutaj będę? A tak w
ogóle, co to jest szczęście...? – Przemawiał przez nią ból i gorycz tego niechcianego
rozstania. Długo i bez skutku Julia próbowała ją przekonać, że popełnia błąd.
Babette była nieugięta.
Dalszą część dnia przesiedziała w
biurze, analizując skutki swojej nagłej decyzji i przygotowując się do ważnej
rozmowy w tej kwestii. Kiedy już rozważyła wszystkie „za” i „przeciw”, a więcej
argumentów przemawiało „za”, postanowiła sfinalizować swoje zamierzenia.
Po południu zapukała do drzwi
gabinetu szefa Julii.
- Proszę - odezwał się ciepły, męski
głos. Drżącą ręką nacisnęła klamkę i weszła.
- Mogę? - uśmiechnęła się, siadając
na krześle zanim otrzymała przyzwolenie.
- Jasne, coś się stało? - zapytał
zdziwiony jej wizytą Martin.
- Mam pytanie, ważne pytanie -
zaczęła nieśmiało. - Tylko wolałabym, żebyś nie zwlekał zbyt długo z odpowiedzią...
Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie,
odkładając wieczne pióro. Nigdy tak naprawdę nie wiedział, czego może się po
niej spodziewać.
- Pamiętasz, jak kiedyś mówiłeś mi,
że wystarczy tylko jedno moje słowo...?
Poruszył się niecierpliwie i wsparł
brodę na kciuku, po czym wlepił w nią przenikliwy wzrok.
- Pamiętam... - przytaknął.
- A pamiętasz, jak powiedziałeś mi,
że gdybym chciała z tobą lecieć do Stanów, niczego byś w zamian nie oczekiwał?
- To też pamiętam, chociaż o tej
drugiej części pytania wolałbym zapomnieć - uśmiechnął się.
Nie spuszczał z niej wzroku, a serce
przyspieszyło w radosnym tempie.
- No to teraz podstawowe pytanie -
ciągnęła Babette, łapiąc głęboki wdech. - Czy twoja propozycja jest nadal
aktualna...?
~
Pamięć i wspomnienia...
Już niedługo tylko to jej pozostanie…
Przesunęła ręką po kamiennym parapecie kominka, przymykając oczy. W chwilę
potem spojrzała pod nogi, w miejsce gdzie jeszcze wczoraj leżała biała,
zwierzęca skóra. Z niewoli powiek uciekła w pośpiechu jedna łza, a za nią
następne, spragnione wolności towarzyszki, rozpryskując się na podłodze, tuż
pod jej stopami. Miała wrażenie, że słyszy dźwięk tłuczonego szkła, kiedy
upadały. A może to pękały kolejne kawałki jej serca?
To tu po raz pierwszy się kochali,
ona oddawała mu siebie, a on spełniał swoje marzenie. To w tym miejscu z żądzy,
zrodziła się wielka namiętność, a z namiętności miłość. To przez tę miłość musi
teraz uciekać, chociaż doskonale wiedziała, że nie ucieknie przed
wspomnieniami. Gdziekolwiek się znajdzie, w najdalszym zakątku świata, wszędzie
będzie o nim myśleć i pamiętać.
I nie zapomni. Nigdy…
Zrobiła kilka kolejnych kroków,
dotykając opuszkami palców ekranu telewizora, na którym oglądali razem filmy
siedząc na kanapie. Ciepły podmuch wiatru delikatnie zakołysał firanką. Stanęła
w drzwiach tarasu, przypominając sobie każdą, związaną z tym miejscem chwilę. Właśnie
stąd zobaczyła go, kiedy czekał na nią po tamtej stronie ulicy długo i
cierpliwie, aby potem ją odtrącić i odejść. Tu stała, kiedy po szalonym,
miłosnym akcie na klatce schodowej, wsiadając do samochodu, machał jej na
pożegnanie. Wreszcie to tutaj zadała mu swoimi słowami śmiertelny cios prosto w
serce. Tym samym zabijając samą siebie.
Każdy zakątek mieszkania przypominał
o nim, jak więc mogła tu zostać? Pamiętała wszystko, każdy najmniejszy szczegół
i żałowała, że teraz pamięć nie zawodzi jej, tylko rani i pali żywym ogniem,
doprowadza do obłędu przesuwając przed oczami kolejne, filmowe klatki
wspomnień.
Nie, nie płakała. To tylko łzy
spływały bezwiednie po jej policzkach. Skąd ich aż tyle...?
Przez te dwa miesiące, zamiast starać
się o zapomnienie, wspominała wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Zupełnie
tak, jakby świadomie chciała zadać sobie ból i cierpienie. Tak bardzo, chociaż ten jeden, jedyny raz chciałaby go dotknąć…
Były chwile, kiedy tak bardzo pragnęła
cofnąć czas. Może postąpiłaby wówczas inaczej? Czasem zastanawiała się jakby to
było, gdyby mimo wszystko została z nim, nie mówiąc mu o niczym, stawiając
wszystko na jedną kartę? W takich momentach żałowała tego co zrobiła, a już
najbardziej tego w jaki sposób. Jednak to były tylko chwile, bo nadal wierzyła
w słuszność swojej decyzji.
Cały ten czas miała nadzieję, że on
odezwie się do niej, że będzie starał się jakoś skontaktować. Łudziła się do dnia,
w którym kurier przyniósł jej małą przesyłkę. Kiedy zobaczyła nadawcę,
otwierała ją drżącymi dłońmi i z rozdygotanym sercem. Czar nadziei prysł, gdy
zobaczyła jej zawartość.
To były klucze do jej mieszkania.
Właściwie przecież nie powinna mieć o
to żalu, ani pretensji. Przecież to ona odeszła, raniąc go przy tym boleśnie.
Czy będąc w takiej sytuacji, odtrącona i porzucona chciałaby się z nim spotkać
i rozdrapywać rany, tylko po to, żeby oddać głupie klucze? Może to on czekał na
jakiś znak od niej, przecież to ona odeszła zabierając mu radość życia, kłamiąc
w żywe oczy, że nie kocha i nigdy tak naprawdę nie kochała… Czy w obliczu
takich słów miał żebrać o cokolwiek?
Wiedziała, czuła, że on cierpi i dlatego
starała się nie widywać go. Przestała już nawet chodzić gdziekolwiek. Nie
szukała okazji. Nie kupowała gazet, nie przeglądała ich w pracy, nie oglądała
programów, gdzie mogła go zobaczyć, nie wchodziła na internetowe strony. A
jednak ciągle, gdzieś pojawiała się jego twarz. Niekiedy była to krótka
wzmianka w wiadomościach, czasem nieopatrznie zawieszony wzrok na witrynie z
prasą.
Wszędzie gdzie tylko go widziała, był
smutny i przygaszony, nie emanował już tą radością co przedtem. Ma tak po
prostu wyjechać i zostawić go ze świadomością, że był dla niej tylko zabawką i
nigdy go nie kochała? Może tak byłoby lepiej, on szybciej by o niej zapomniał, być
może nawet znienawidził, a ona nie rozdrapywałaby już jego ran. Ze swoimi
musiała się jakoś sama uporać, ale po co miałaby jeszcze dręczyć jego…? Ale…
nie może tak po prostu zniknąć i pozostawić go z tą straszną świadomością.
Dręczyła się tym każdego dnia, aż
zdecydowała, że zanim wyjedzie wyjawi mu co tak naprawdę czuje. Może po prostu
wciąż tliła się w niej nadzieja na szczęśliwy koniec ich skomplikowanej
historii...?
Bardzo chciała też pożegnać się z
Tomem. Nie widzieli się już tak długo, chciała z nim porozmawiać, być może
jakoś usprawiedliwić się. Pewnie on też miał do niej o to wszystko żal. Kiedy
do niego telefonowała, odczuwała jakiś dziwny niepokój, jednak gdy usłyszała w
słuchawce jego ciepły głos uspokoiła się. Zgodził się na spotkanie i nawet
zaproponowany przez nią termin mu pasował. Poprosiła go tylko, żeby nie mówił o
tym Billowi. Miała nawet wrażenie, że jest z tego zadowolony, bała się jednak,
że nieopatrznie ją zrozumiał. No cóż, właśnie przyszedł czas na wyjaśnienie...
Była już gotowa i spakowana do
wyjazdu.
Zostawiała za sobą zamknięty rozdział
swojego życia, być może ten najpiękniejszy... Nie chciała tu zostać, bo czuła,
że tutaj nie czeka ją już nic dobrego. Choć było coś, co mogło ją jeszcze
zatrzymać, ale to stanowiło w całym tym zgiełku maleńkie światełko, które być
może nigdy nie pojaśnieje, a prawdopodobnie całkowicie zniknie…
Część rzeczy wywiozła do rodziców,
sprzedała samochód. Co mogła, załatwiła, resztą miała się zająć Julia.
Teraz właściwie już tylko czekała na
Toma...
~
Otworzyła mu drzwi. Miała na sobie
zwiewną, jaskrawozieloną sukienkę na ramiączkach, cudownie kontrastującą z jej
śniadym ciałem. Długie czarne włosy okalały jej piękną twarz, opadając na
obnażone ramiona i skryte pod materiałem, wydatne piersi. Zachęcającym gestem
zaprosiła go, aby wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Był zdenerwowany i poruszony,
nie wiedział, dlaczego go tutaj wezwała.
Niepewność i nadzieja zagościła w
jego sercu. Usiadła obok i patrzyła mu w oczy, a po chwili wskazującym palcem,
obrysowała kontur jego warg. Chciał jej powiedzieć, co do niej czuje, wiedział,
że właśnie teraz nadszedł ten moment, kiedy mógł wreszcie skrywane uczucia
ubrać w słowa. I mówił, ale te wszystkie słowa były niesłyszalne… Szeptał jej
wyznania, ale każde wypowiedziane zdanie stanowiło jedynie ruch jego warg.
Ale ona wiedziała wszystko… Skinęła
głową, wolno przybliżając do niego swoją twarz. Przymknął oczy, czuł, jak cały
drży. Potarła policzkiem o czubek jego nosa, przesunęła delikatnie ustami po jego
przymkniętych powiekach, a potem w namiętnym upojeniu złączyli swoje ciepłe
oddechy. Była jego, wiedział to, czuł to każdą komórką swojego ciała. Na nowo
rozbudzał wszystkie uśpione w niej kobiece instynkty i pragnienia. Całował jej
ciepłe usta, delikatnie i z wielką czułością. Westchnął głośno, kiedy jej
zabawa językiem skupiła się na jego kolczyku. Pragnął, aby wszystkie pieszczoty
trwały jak najdłużej. W tym, co teraz robił był perfekcjonistą i wiedział, że gra
wstępna to oczekiwanie na rozkosz, a kiedy się bardzo tego chce, może być
przyjemniejsza niż samo spełnienie. Subtelnie przesuwał dłońmi po jej gładkim
ciele, aż do samej talii. Pragnął jej, jak jeszcze nigdy nie pragnął, kochał
tak mocno, że mocniej nie potrafił…
Wolno ściągnęła mu koszulkę i całując
po nagim torsie, sięgnęła do jego dłoni, prowadząc je w swoje wyczekujące
pieszczoty, zakątki ciała. Rozbierał ją spojrzeniem i dotykiem… Czuł się
cudownie, dosięgając marzeń, które dotąd były nieosiągalne. Teraz
spełniały się te najskrytsze, czy będą więc miały szansę spełnić się te
najśmielsze?
Pokój wypełniał zapach miłości i rozgrzanych
nią ciał. Wreszcie nadeszło to, czego pragnął najbardziej, do czego dążył, o
czym śnił. Zdobył ją, pozwoliła na to, by mógł w niej być. Oddawała mu się we
władanie, powierzając swoje wszystkie kobiece tajemnice, była namiętna i
słodka. Właśnie tak wyobrażał sobie to każdego wieczoru, każdej chwili podczas
nieprzespanych nocy. Takiej jej pragnął i taką ją kochał. Bezwolną, uległą i
taką tylko jego… Chciał być tego autorem teraz i jeszcze raz, następny i
kolejny, dopóki starczy mu sił. To było dla niego jak cud… Cud miłości,
spełnienia siebie i swoich marzeń. Rozbierała go z obaw, z niepewności,
rozbierała do samego szczęścia i miłości…
Gorąco pragnął uwolnienia od marzeń,
urzeczywistnienia spełnienia się w niej i jeszcze nigdy nie czuł takiej euforii,
miał wrażenie, że dusza oderwała się od jego ciała, szybując gdzieś w
przestworzach, a wspaniałe uczucie nirwany zawładnęło nim całym. Najpierw
wszystko spowiła ciemność, a potem nagle rozbłysło jasne światło, ciepłe i
przepełnione uczuciem. Ich brązowe spojrzenia spotkały się nagle, zamglone i
upojone rozkoszą... Teraz już wiedział, że tak naprawdę nigdy przedtem się nie
kochał, on zaspokajał tylko swoje żądze.
- Dziękuję za ciebie... Dziękuję
tobie... – szepnął.
- Tom! - usłyszał w oddali głos
Billa. „Co on tu u licha robi?”, pomyślał w panice...
- Tom! Do cholery, wstawaj, masz
przecież jakieś ważne spotkanie! - wrzeszczał Bill.
Chłopak otworzył wolno oczy, nie
wierząc w to co widzi i poczuł w sercu bolesne ukłucie rzeczywistości. Leżał na
kanapie w swoim apartamencie.
- Ja pierdolę... - jęknął ciężko.
Więc to wszystko było tylko snem? To niemożliwe, przecież to było takie... prawdziwe?
Wrażenie jakie po sobie pozostawiło
to marzenie senne, było niesamowite. Dawno nie przeżył we śnie czegoś
podobnego, to wszystko było takie realne. Nadal ciężko oddychał. Przymknął
powieki, jakby chcąc przywrócić ostatnie wizje. Na samą myśl o tym wszystkim
zawładnął nim dreszcz. Z niemocy chciało mu się płakać i krzyczeć, w dodatku
poczuł pewien dyskomfort w okolicach swojego krocza. Dotknął ręką rozpalonego
czoła i jęknął, spoglądając na zegarek. Za półtorej godziny ma się z nią
spotkać, wypadałoby się jeszcze doprowadzić do porządku.
Chłodny prysznic nieco ostudził jego
wciąż rozgrzane ciało, jednak myśli miał omotane tylko tym snem. W dodatku teraz
jeszcze doszło zastanawianie się nad przyczyną tego spotkania. Nie łudził się
nawet, że to może mieć coś wspólnego z nim samym, mimo, że znał doskonale cały
przebieg jej rozstania z Billem. Zresztą gdyby nawet, nie mógłby zrobić czegoś
wbrew bratu, choćby nawet bardzo tego chciał. Wszystkiego miał się dowiedzieć
już niebawem…
~
Otworzyła mu drzwi. Miała na sobie
dżinsy i ciemną koszulkę. Czarne włosy podkreślały bladość twarzy, która
zdradzała, że nie jest w najlepszej formie.
Zachęcającym gestem i z lekkim, jakby
wymuszonym uśmiechem zaprosiła go do salonu.
- Siadaj proszę - Wskazała kanapę.
Usiadł, przyglądając jej się niepewnie. Była jakaś wewnętrznie zgaszona, nie
widział już w niej tej radości co zawsze, a błyszczące niegdyś oczy, przygasił
smutek. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, w którym pozostały tylko niektóre meble
i telewizor. Czyżby zamierzała się wyprowadzić?
- Napijesz się czegoś? - zapytała.
- Nie, dziękuję – odparł cicho,
wpatrując się w nią z wyczekiwaniem. Wciąż nurtowało go, dlaczego to właśnie z
nim chciała się spotkać, ale nie pytał o nic, czekał aż wyjawi mu sama tę
przyczynę. Co zrobi jeśli powie mu, że to właśnie z jego powodu odeszła od
Billa? Wzdrygnął się. Co też za bzdury przychodziły mu do głowy? Natychmiast
złajał się za to.
- Pewnie zastanawiasz się, czemu
chciałam się z tobą zobaczyć? – zapytała cicho, jakby czytając w jego myślach i
usiadła obok. Przytaknął tylko i patrzył na nią bez słowa w oczekiwaniu i mimo
wszystko, z odrobiną nadziei. Oznaki cierpienia, jakie malowały się na jej
twarzy, nie przyćmiły zmysłowej, subtelnej urody, jaką była obdarzona. Pomyślał
teraz, że nawet za kilkanaście lat, gdy jej twarz pokryją zmarszczki, kiedy
odciśnie się na niej piętno upływającego czasu, dla niego i tak będzie zawsze
piękną kobietą.
- Są dwa powody... – zaczęła wolno
Babette. – Chciałabym cię prosić, żebyś przekazał Billowi ten list... - Wstała,
podchodząc do komody i wziąwszy do ręki białą kopertę z napisem „Bill” podała
ją chłopakowi.
- Wiesz co się stało, więc powiem
tylko, że okłamałam go, a nie chcę, żeby wciąż myślał, że to prawda... – Kiedy
to mówiła, załamał jej się głos, a oczy zaszkliły się. - Nie mogłabym wyjechać
z tą świadomością, a gdybym mu powiedziała osobiście, mógłby próbować mnie
zatrzymać... A ja już zdecydowałam, nie mogę się cofnąć...
- Wyjechać? – zapytał nagle ze
zdziwieniem Tom.
Odwróciła głowę nabierając powietrza
głębokim wdechem, próbując jednocześnie powstrzymać napływające do oczu łzy, po
czym znów usiadła koło chłopaka, składając na kolanach ręce jak do modlitwy.
- No właśnie... To jest drugi powód,
dla którego chciałam się z tobą zobaczyć... – spojrzała mu w oczy, aby po
chwili uciec spojrzeniem, gdzieś daleko. – Wyjeżdżam Tom, na bardzo długo, a
być może na zawsze... Za dwie godziny mam samolot. Chciałam się z tobą
pożegnać.
Słowa które usłyszał, sparaliżowały
jego całe ciało. Spowodowały, że krew w jego żyłach rozpoczęła szaleńczy bieg.
Właśnie w tej chwili zrozumiał po co go tutaj ściągnęła, a w jego głowie
zaczęła rodzić się niezliczona ilość pytań, których nigdy nie śmiałby zadać. Jak
to? Dlaczego właśnie teraz i czemu ucieka? Czy to możliwe, że już nigdy jej nie
zobaczy? Ten ból, który niemal każdego wieczoru przeszkadzał w zaśnięciu, teraz
rozdzierał go od wewnątrz, jednak wtedy, znieczulała go jeszcze jak cudowny
środek nadzieja, że ją zobaczy, że nadal będą mogli być chociaż przyjaciółmi, a
teraz, rzeczywistość żywym ogniem wypalała piętno w sercu. Chciał coś
powiedzieć, rozchylił już nawet usta, ale z jego gardła nie wydobywał się żaden
dźwięk, zupełnie tak jak w jego śnie, ale jakże w innych okolicznościach...
Zacisnął dłoń na oparciu kanapy.
Uporczywa chwila ciszy sprawiła, że Babette zwróciła nagle ku niemu swoje
smutne oczy. Ona też cierpiała, wiedział to, ale z całkiem innego powodu. Teraz
był pewien, że nie przestała kochać Billa, a to, co mu wówczas powiedziała było
zwyczajnym kłamstwem. Zastanowił się, co takiego strasznego musiało się wydarzyć,
że wyrzekła się tej miłości?
- Ale właściwie dlaczego? – zapytał
zdławionym głosem.
- Nie mogę tu zostać, muszę stąd
uciec, jeśli tu zostanę, nigdy nie przestanę go kochać. Choć wątpię, czy
gdziekolwiek indziej mi się to uda… – powiedziała wprost, nadal patrząc w jego
oczy. – To wszystko moja wina, nie powinnam była tego zaczynać... – wstała i
zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. – Gdybym do tego nie dopuściła, nie byłoby
tych wszystkich nieszczęść, skrzywdziłam jego, siebie i... – zawahała się na
chwilę i znów siadając obok chłopaka, dodała: - Ciebie...
Dostrzegła w jego oczach smutek. No
tak, przecież wiedziała co do niej czuł, a teraz swoim wyznaniem zadała także i
jemu dodatkowe cierpienie. Chociaż może już się wyzbył tego całego zauroczenia
nią, może to jednak nie było nawet zakochanie?
- Żałujesz tego? – zapytał ze
smutkiem w głosie. – Ja mimo wszystko, nie żałuję że cię poznałem. – Więc
jednak wciąż coś do niej czuł..?
- Nie, nie żałuję…
- Ciężko mi z tą myślą, że znikasz z
mojego… nie, z naszego życia… Ale pewnie już zdecydowałaś i nic cię od tego nie
odwiedzie - Patrzył jej prosto w oczy. Cierpiał, wiedziała to, cierpiał być
może tak samo jak ona, chociaż nie to samo było tego powodem.
Miała wrażenie, że cofnęła się w
czasie, nie widziała nic poza tymi brązowymi tęczówkami. To były te oczy, te
same w które uwielbiała się wpatrywać i które przywołały teraz wspomnienia z
najodleglejszego zakątka duszy. Chwila zapomnienia i tęsknoty, wilgoć jego warg
i słodki smak zatracenia… Wystarczyło tylko odrobinę się pochylić, a przypomni
sobie to najwspanialsze uczucie dotyku miękkiej faktury tych ust. Żadne z nich
nie cofnęło się przed tym; ona - chwytając tę namiastkę bliskości kogoś, kto
złudnie stał się przez chwilę odzwierciedleniem największej miłości, on -
spełniający swoje marzenie. We wspomnieniach, wciąż wracała chęć skradnięcia
jej pocałunku w hotelowym łóżku, pewnej jesiennej nocy. Teraz nie musiał nic
kraść, obdarowywała go nim z własnej woli. Zgubiła gdzieś swój rozsądek,
zapomniała się i spragniona, pozwoliła mu się pocałować. Jego usta były takie
ciepłe i takie namiętne…
I nagle jedna, trzeźwa myśl… Przecież
to nie Bill, to nie jego wargi, ani jego dłonie! Oprzytomniała. Przebłysk
świadomości poraził ją jak grom z nieba i nakazał jej przerwać to wszystko,
zanim będzie za późno. Okłamie jego, siebie, zdradzi Billa...
Bzdura! O jakiej zdradzie mowa?
Przecież od dwóch miesięcy nie są ze sobą, nie może być mowy o żadnej zdradzie.
A jednak... Właśnie tak się czuła.
Nie może tego mu zrobić, nie potrafi... Chociaż właściwie już to zrobiła, z
jego własnym bratem. Przecież pocałunek to zdrada… „Co ja robię?”, pomyślała w panice.
Delikatnie odepchnęła od siebie Toma.
- Przepraszam... - powiedziała,
łapiąc głęboki oddech. Odsunął się na niewielką odległość.
- Nie… To ja przepraszam. Poniosło
mnie.
Spuściła wzrok, a on ujął jej dłonie,
podnosząc do ust i delikatnie ucałował. Jego ręce drżały i wiedziała, jak
okropnie musiał się teraz czuć. Jednak zawsze był silny, potrafił robić dobrą
minę do złej gry i tak też stało się teraz. Szybko cofnął się i popatrzył na
nią przytomnie. Nie chciał już więcej okazywać swojej słabości względem niej.
Babette już nie odpowiedziała, bo nawet nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Poczuła
ogromne napięcie i suchość w gardle, potrzebowała teraz po prostu przytulenia,
takiego zwykłego, przyjacielskiego i objęła go ramionami. Mocno więc przygarnął
ją do siebie i przez chwilę po prostu trwali tak milcząc w uścisku. Marzenia i
pragnienia pospieszne powstrzymał upychając gdzieś w otchłani swojego jestestwa,
jak najgłębiej, w ciemnym zaułku. Wiedział, że one nigdy nie będą mogły ujrzeć
dziennego światła, a najlepiej będzie jeśli zabije je ciężką prawdą – ona
kochała, kocha i będzie kochać tylko jego brata.
I właśnie wtedy, choć nieobecny, znów
stanął między nimi Bill. Zrozumiał teraz, że jego marzenie nigdy nie miało
szans się spełnić, nawet jeśliby nie chciała stąd uciec. Ona zawsze będzie
kochała czarnowłosego, a i on sam nie potrafiłby pewnie zrobić czegoś takiego
Billowi, nawet przy jej przychylności, dlatego też wszystko to pozostanie
jedynie jego mrzonką.
Powinien właściwie być o to na niego
zły, ale pomimo zawodu jaki go spotkał, pomyślał teraz z troską o swoim bracie.
Przecież on wciąż ją kochał, a skoro ona nadal kocha Billa, może im się jeszcze
udać. Ten był cholernie pamiętliwy, zawzięty, nie miał pojęcia czy urażony,
zraniony jej kłamstwem, w ogóle zechce go wysłuchać i przeczytać ten list. A
jeśli już, to oby tylko potrafił ją zatrzymać...
- O której masz ten samolot? -
zapytał, przytomniejąc.
- O dziewiętnastej.
- A właściwie dokąd ty wyjeżdżasz?
- Do Stanów - odparła i zastanowiła
się, czy nie za dużo powiedziała. Nie chciała, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek ją
znalazł.
- A miasto? - zapytał znów Tom.
Pokręciła przecząco głową. Nie mogła mu powiedzieć, jeśli wyjedzie i nikt jej
nie zatrzyma, to nie chce, aby wiedzieli dokąd.
- Nie Tom, nie powiem nic więcej,
chcę zapomnieć, odciąć się od przeszłości, zrozum mnie... - powiedziała cicho.
Spojrzał na zegarek. Nie było za
wiele czasu, jeśli jeszcze chciał jakoś zadziałać. Bill powinien zdążyć, jeśli
w ogóle zechce go wysłuchać… Błyskawicznie podniósł się z kanapy, chowając do
kieszeni list.
- Jesteś pewna, że właśnie tego
chcesz? - zapytał cicho. Popatrzyła na niego z żalem, nic nie mówiąc. - Bill
nadal cię kocha, pomimo tego jak bardzo go zraniłaś. Nie wiem co się stało i
pewnie się nie dowiem, ale czy na pewno nie było innego sposobu? - zapytał.
- Pewnie był, tylko ja nie umiałam go
dostrzec... - odparła cicho. - Wiem, że bardzo go zraniłam i żałuję tego, ale
nie potrafię cofnąć czasu... Wszystko stracone...
W jej głosie wyczytał jakieś pobożne
życzenie. Powiedziała to takim tonem, jakby miała nadzieję, że ktoś jednak mimo
wszystko zdoła ją zatrzymać. Postanowił działać szybko, w przeciwnym razie
stracą ją obydwaj.
- Może jeszcze nie wszystko -
powiedział, patrząc jej w oczy, a po chwili przytulił ją mocno, mając nadzieję,
że nie ostatni raz. - Trzymaj się... - wyszeptał, całując ją w policzek. Zanim zdążyła
się odezwać, zniknął za drzwiami.
Po ja! Tego się nie spodziewałam. Że ona z Martinem ? Czy ona jest pewna co chce zrobić?
OdpowiedzUsuńNa te wszystkie moje pytania odpowiedzi znajdę w kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel
Tak, teraz jest tego pewna... Uważa, że tak będzie lepiej, jest tego wręcz pewna, ale jak będzie, czas pokaże.
UsuńBuziaki ;*
No po tym odcinku nie płakałam :P ale tak naprawdę to nie było za bardzo do czego. I dobrze bo juz mi wystarczy, ze niebo płacze.
OdpowiedzUsuńCzyli zostały jeszcze tylko 2 spotkania z ta historia? To smutne :(. Chociaż jak juz wiesz czekam na rtr, żeby Bill mógł się zrehabilitowac z tych wszystkich dziecięcych zagrań :P.
Kocham Toma... nawet jeśli zbyt wiele sobie w tym odcinku wyobrażał :P
Do następnego,
Buziaki :*
No fakt, tu nie było co płakać, ale szczerze to myślałam, że ta część wywrze na czytających to po raz pierwszy jakieś wrażenie, a tu cisza :( No, ale chyba już sie przyzwyczaiłam, że w komentarzach cisza, prócz oczywiście kilku osób.
UsuńJuż niebawem koniec.
Całuję i ściskam ;*
Wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... Babette zwalnia się z pracy i ma zamiar wyjechać z Martinem do Stanów. Może teraz to rozwiązanie wydaje jej się jedynym słusznym, ale przecież od przeszłości nie da się uciec. Wspomnienia, jak błyskawice będą niespodziewanie wdzierać się w jej nowe życie, o ile wyjedzie, by zacząć od nowa.
OdpowiedzUsuńTeraz od Toma wszystko zależy... Czy zdąży przekazać Billowi list, zanim Babette wejdzie na pokład samolotu? Czy czarnowłosy w ogóle będzie chciał przeczytać, co ona ma mu do powiedzenia?
Czekam w napięciu na ciąg dalszy!
Buziaki :*
Cieszę się, że chociaż tym Cię zaskoczyłam.
UsuńWiesz, ona jest pewna, że tak będzie lepiej dla niego, że ona szybciej pozbiera się z daleka. Czy ma rację? Czy to się w ogóle uda? Przekonasz się niebawem.
Całusy :*
PS. Oczywiście napisałam jako komentarz, a nie odpowiedź, ja gapa.
Tutaj rozegrał się dramat... Ja się zawsze zastanawiałam dlaczego odwlekała tą decyzję na dopiero trzy godziny przed wyjazdem, zamiast dać sobie i jemu więcej czasu? Tomek też biedny, zraniony, chciał jej, a ona wykorzystała jego słabość... Pełno tu skrajnych emocji, dramatu, człowiek się wzrusza, a serce cicho krwawi. Uwielbiam MI, ale już nie mogę doczekać się RTR <3
OdpowiedzUsuńBuzi, kicia :*
Bo kiedy się umawiała to naprawdę nie chciała, aby zdołał ją zatrzymać, potem zaczęła mieć nadzieję, ale było za późno.
UsuńDoczekasz się, czas szybko płynie.
Całuski ;*