Część
9.
„Zatańcz ze mną jeszcze raz,
otul twarzą moją twarz.
Co z nami będzie? Za oknem świt...
Tak nam dobrze mogło być...”
„Zatańcz ze mną jeszcze raz,
otul twarzą moją twarz.
Co z nami będzie? Za oknem świt...
Tak nam dobrze mogło być...”
Edyta Bartosiewicz – „Ostatni”
Wystarczyło
tylko jedno spojrzenie, jedno jedyne po tylu latach. Ich oczy płonęły żywym
ogniem, którego żar już po chwili objął całe ich
ciała, spalała je miłość i namiętność, błyszczały blaskiem tłumionego od lat
uczucia i bezlitosnej, rozrywającej tęsknoty. To spojrzenie znów przywołało
najpiękniejsze wspomnienia, ten widok wyrwał z najdalszych zakamarków umysłu
skrywane tam przez tyle lat wszystkie dotychczasowe marzenia i pragnienia,
jakie teraz wartkim nurtem upojnych westchnień płynęły w tym samym kierunku,
spotykając się wpół drogi.
Tak
więc była tu… Ona, jego bogini, jego miłość… Wokół nie widział nic, wszystko
było zamglone i szare, poczuł się tak, jakby to co go otacza przestało nagle
istnieć, nie było zgiełku, ani tłumu, a na wprost stała jedna postać w jasnej
poświacie. I widział tylko ją, jedyną, jakby była jakąś zjawą, duchem
przeszłości… Niespełnioną, umarłą dawno
nadzieją i tęsknotą, która teraz niespodziewanie powstała z martwych. Pociemniało
mu w oczach, a nagła niemoc ogarnęła całe jego ciało, słabość odebrała zdolność
słyszenia i czuł, że za chwilę upadnie. Pętla nagłych emocji zaciśnięta mocno
na szyi nie pozwalała złapać tchu i miał wrażenie, że zaraz się udusi. Usłyszał
dochodzący jak zza światów, szczebiotliwy głos Patrizii;
-
Prawda, Bill?
Spojrzał
na nią nieprzytomnie, miał w oczach jakiś obłęd, pobladł nagle zamroczony tą
chwilą.
-
Nie słuchasz mnie... - powiedziała, a widząc jego dziwny stan i bladość twarzy,
dodała z przerażeniem: - O Boże... Co się stało? Źle się czujesz?
-
Usiądźmy, dobrze? - odpowiedział cicho chwytając ją za dłoń w obawie, że za
chwilę straci przytomność.
Odeszli w kierunku stolika, a wtedy odwrócił się w
tamtą stronę rozpaczliwie poszukując jej wzrokiem. Jednak Babette już w tym miejscu nie było. W tej właśnie
chwili pomyślał, że to jego utęskniony umysł wysyła mu takie przywidzenia i
zgubne sygnały, zupełnie jak we wszystkich nocnych koszmarach, kiedy to biegł
za nią chcąc choćby tylko dotknąć. Odgarnął dłonią włosy z czoła, na którym
błyszczały kropelki potu. Patrizia natychmiast wytarła je wyjętą z torebki
chusteczką.
-
Już lepiej? - zapytała troskliwie, podając mu wypełnioną szklankę. - Napij się
wody.
Tym
razem on wciąż będąc w letargu posłusznie spełnił jej polecenie.
-
Jeśli źle się czujesz, to może pojedziemy do domu? - zapytała, kiedy właśnie
pił. Na dźwięk tych słów, zakrztusił się przełykanym płynem. Siedzący tuż obok
Tom, poklepał go solidnie w plecy.
-
Jezu! Chłopie, co się z tobą dzieje?
Odkaszlnął
jeszcze kilka razy, po czym odparł:
-
Już w porządku.
-
Na pewno? - zapytała znów Patrizia, sięgając po dzbanek i dolewając mu wody.
-
Nie chce wody, zamów mi lepiej podwójne whiskey z lodem.
Kobieta
popatrzyła na niego z niemałym zdziwieniem, jakby tym samym chciała
zaprotestować, ale nie miała odwagi się odezwać.
-
Nie patrz tak, tylko zamów mi tego drinka, proszę. – dodał z naciskiem na
ostatnie słowo. – I nie panikuj, bo nic do cholery mi nie jest!
Doskonale
widząc, że już zaczynał się złościć, bez słowa, posłusznie rozejrzała się wokół,
jednak nigdzie w pobliżu nie było kelnera, więc chcąc nie chcąc kobieta musiała
oddalić się od stołu. Bill nadal siedział blady.
-
Co jest grane? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - roześmiał się Tom.
-
Bo zobaczyłem - odpowiedział, zwracając swoje spojrzenie w stronę brata.
-
Przecież ci mówiłem, że tu będzie, więc nie rozumiem, co cię tak zszokowało?
-
Nic, tylko... - zamilkł wpół słowa.
-
Tylko co? - zapytał niecierpliwie Tom, przysuwając do niego swoje krzesło.
Bill
oparł czoło na dłoniach i wlepił wzrok w obrus.
-
Jestem taki słaby, beznadziejny... Nie dam rady. Wiedziałem, że tak będzie... -
jęknął.
-
To przestań się tu męczyć, tylko ją znajdź i porozmawiaj, no idź dopóki nie ma
Patrizii - powiedział stanowczo Tom.
Bill
wyprostował się nagle i spojrzał na brata. I co miałby jej teraz powiedzieć,
tu, wśród tylu ludzi? O co zapytać po tylu latach? To wszystko było po prostu
beznadziejne i chociaż sam nie wierzył w swoje słowa, odparł zdecydowanym
tonem:
-
Nie będę jej szukał, nigdzie nie idę, muszę wziąć się w garść.
-
Jesteś dupkiem, jeszcze większym niż wtedy - odparł Tom, po czym wstał i
rzuciwszy bratu pogardliwe spojrzenie, poprosił do tańca uparcie o czymś
rozprawiającą z siedzącą obok koleżanką, Lucienne.
Bill
tylko westchnął odprowadzając ich na parkiet smutnym wzrokiem. Łatwo mu było
mówić… To nie jego zostawiła przed laty, to nie on umierał przez wszystkie
kolejne. Jednak miał świadomość, że to jedyna okazja, że długo może się nie
powtórzyć, ale wciąż nie wiedział, w jaki sposób ma to wszystko rozegrać.
Najlepiej dla niego by było, gdyby to ona zainicjowała tę rozmowę, lecz nie
miał pojęcia, że w tej samej chwili i ona walczy z podobnymi myślami.
-
Proszę - powiedziała Patrizia, stawiając przed nim obiecanego drinka, którego
przyniosła właśnie z baru. - Jak się czujesz? - zapytała troskliwie, siadając i
ujmując jego chłodną dłoń.
-
Dobrze, już wszystko w porządku - uśmiechnął się czule gładząc ją po policzku.
- Kochana jesteś.
Nie
chciał, aby czegokolwiek się domyśliła, choć doskonale wiedziała, że ona miała
tu być i z pewnością bardzo się tego obawiała. Jeszcze wczoraj pytała go, czy
już się z nią spotkał, więc miała świadomość, że to pierwsze po latach
spotkanie może mieć miejsce właśnie dziś.
Wiedział,
że musi z nią w końcu stanąć twarzą w twarz, zamienić choćby kilka słów. Czuł,
że to ponad jego siły, a jednak trzeba będzie zachować pozory. Nie powinna
dostrzec, bądź domyślić się, że jeszcze coś do niej czuje. Najpierw chciał dowiedzieć
się, czy wciąż jest dla niej ważny, czy fakt, że tu wróciła miał z nim coś
wspólnego, chociaż nie miał pojęcia jak uda mu się taką wiedzę posiąść. Ale za
nic na świecie, nie powinien pierwszy obnażyć się ze swoimi uczuciami.
Zmiął
i zacisnął mocno w dłoni serwetkę. Był sam na siebie wściekły. Przecież obiecał
Patrizii, że nie odejdzie, tymczasem jedno jej spojrzenie wszystko zamieniało w
wątpliwości. Przecież doskonale wiedział, że gdyby tylko chciała na powrót
oddałby w jej dłonie całe swoje życie.
Czy
więc nie za nadto się pospieszył z taką deklaracją? Może trzeba było z
obietnicami poczekać choćby do tego wieczoru?
Wciąż
nie ruszał się od stolika, całą jego uwagę pochłaniała tylko ona i był zupełnie
obojętny na to, co właśnie opowiadała mu Patrizia. Każdą swoją myślą uciekał w
marzenia pełne pragnień, byleby tylko być blisko niej, wszystko jedno jak, byle
znowu sycić oczy jej widokiem, karmić każdy zmysł, choćby nawet miało to boleć
najbardziej na świecie, choćby po raz kolejny miał zadawać sobie świadomie cierpienie,
to i tak jedynym czego w tej chwili chciał, to być blisko niej.
Gdzieś
u jego boku płynął potok niezrozumiałych słów z ust jego kobiety, a on myślał
jedynie o tym, jak ma ziścić swoje własne marzenia w których główną rolę grała
inna…
-
Zatańczymy? - rzucił Patrizii swoją perfidną propozycję. Nie kierowała nim
przecież ani chęć tańca, ani pragnienie bliskości swojej kobiety. Owszem, on
chciał być blisko, ale innej. Zrodziła się w nim teraz dla odmiany potrzeba
zemsty. Chciał napotkać jej spojrzenie, wypatrzeć ją gdzieś w tłumie, a potem
na jej oczach wtulić się w Patrizię, udając zakochanego i szczęśliwego. Jak
mawiają, zemsta jest przecież rozkoszą bogów, ale czy idąc właśnie tą drogą sam
nie zamknie sobie bram do niebios szczęścia…?
Z
każdą upływającą sekundą zmieniał tok myślenia. W jednej chwili pragnął
wzbudzić w niej zazdrość, chciał zadać jej ból, niechże myśli jak wiele
straciła! O ile w ogóle pozostała w niej jeszcze choć namiastka sentymentu do
jego osoby, ale znów zaraz miał przemożną ochotę rzucić wszystko i zapewnić ją,
że dawno wybaczył tę ucieczkę i pragnie należeć tylko do niej. Te myśli bolały,
zabijały, przynosiły na przemian radość i satysfakcję, uczucie szczęścia, lub
gorycz tęsknoty.
Tańcząc
jednak starał się trzymać fason, usilnie wypatrywał jej w tłumie, aczkolwiek
robił to niesamowicie dyskretnie, rozmawiając w międzyczasie ze swoją kobietą.
I sam się sobie dziwił, że jeszcze jest w stanie zrozumieć co ona do niego
mówi.
Niespodziewanie
i nagle ciało Patrizii bardziej do niego przylgnęło, a usta trącając płatek
jego ucha szeptały jakieś rozkosznie brzmiące wyznania, to znów pieszcząc
delikatnie jego policzek. I chociaż on sam jeszcze niczego nie spostrzegł,
mogło to oznaczać tylko jedno; Babette była blisko i Patrizia z pewnością ją
dostrzegła. Nawet, gdyby obie nie skonfrontowały się tamtego dnia, i tak z
pewnością by ją poznała, bo najważniejsza kobieta w jego życiu przez te
wszystkie lata nie zmieniła się prawie wcale.
Kolejny
raz tego wieczoru zawładnęło nim chwilowe odrętwienie, a ciało znów objął
gorący dreszcz. Jedyne czego teraz pragnął, to spotkać ją wzrokiem na dłużej,
zatrzymać spojrzenie na jej twarzy, jej ustach, ciele… Z niecierpliwością
rozejrzał się, zmieniając położenie w tańcu. Zdumiony zorientował się, że ta
której szukał, była tuż obok, niemal na wyciągnięcie ręki. Gdyby tylko chciał,
mógłby dotknąć jej czarnych włosów upiętych luźno na głowie, lub choćby opuszkami
palców musnąć pojedyncze kosmyki opadające na ramiona…
Na
samą myśl o tym zadrżał i niemal w tej samej chwili zobaczył jej twarz.
Popatrzyła
mu w oczy i delikatnie, jakby z lekką nieśmiałością uśmiechnęła się, tak
zwyczajnie, po prostu uniosła kąciki swoich karminowych ust, niemal takiego samego
koloru jak jej suknia. Miał wrażenie, że jego ciało niczym zbita tafla lustra
rozpada się na małe kawałki. Już nie słyszał ani jednego słowa wypływającego z
ust Patrizii.
Wszystko
to trwało zaledwie ułamek sekundy, gdy znów zniknęła z mu z oczu w tłumie
tańczących.
~
Od
chwili kiedy ich spojrzenia spotkały się, nie mogła się pozbierać. Żałowała, że
z przestrachem uciekła do stolika, chociaż tak bardzo chciała choć przez chwilę
z nim porozmawiać. Umierała z niepewności, czy on też tego chciał, ale to
spojrzenie... W ten sposób nie patrzy ktoś, kto zapomniał. Mówią, że oczy są
zwierciadłem duszy, podobno tylko one nie kłamią i można z nich wyczytać całą
prawdę o tym, co się kryje na dnie serca. A ona tak bardzo chciała odnaleźć w
nich choć namiastkę tęsknoty i może, odrobinę uczucia...? Kiedy znów zobaczyła
te oczy w tańcu, uwierzyła, że to może być prawda, lecz tak szybko zniknął jej
w tłumie. Tańczył z tamtą kobietą, z jego kobietą, wtulony w nią i pewnie
kochający, przecież nie powinna mieć żadnych złudzeń... Jednak instynktownie
czuła, że nie zapomniał o tym co ich kiedyś łączyło. Od Toma dowiedziała się,
że wówczas bardzo cierpiał, ale był bardzo powściągliwy w swoich wyznaniach.
Nie chciał o tym rozmawiać, stwierdził, że jeśli Bill będzie miał życzenie, to kiedyś
sam jej o tym wszystkim powie. Oby taka chwila nadeszła...
-
Nasza Babette znów nieobecna duchem - uśmiechnął się Oliver, podając jej
kolejną lampkę szampana, kiedy stała rozmawiając ze znajomymi w przerwie od
tańców.
-
Dziękuję - odpowiedziała, biorąc do ręki kieliszek. - Po prostu obserwuję
wszystkich, dawno nie byłam na takiej imprezie.
-
No tu nie, ale w Ameryce pewnie tak - odezwała się stojąca nieopodal, Laura.
-
Owszem, zdarzało się, ale tam zawsze wszystko było takie obce, nie mogłam się
przyzwyczaić, a tu wciąż te same co przed laty twarze.
-
Tylko nieco starsze - skwitowała Julia i wszyscy się roześmiali.
Niemal
w tej samej chwili, Babette poczuła szturchnięcie. Nie było ono silne, ale
wystarczyło, żeby prawie cała zawartość kieliszka jaki trzymała w dłoni,
znalazła się częściowo na jej sukni, a częściowo w dekolcie.
-
Ojej, bardzo panią przepraszam - odezwał się winowajca.
-
Świetnie, najwyżej będzie plama - strzepując dłonią pozostałości alkoholu,
Babette burknęła na nieszczęśnika, który właśnie przekopywał z marnym skutkiem
swoje kieszenie w poszukiwaniu kawałka materiału, zwanego chusteczką.
Ktoś
inny był szybszy, ktoś, kogo najmniej w tej przykrej sytuacji mogłaby się
spodziewać. Zza jej pleców wyłoniła się dłoń podająca jej śnieżnobiałą
chusteczkę z wyhaftowanym monogramem kompozycji dwóch dobrze znanych jej liter
i usłyszała ten głos. Znajomy, choć bardziej męski niż kiedyś.
-
Proszę.
Zamarła
w bezruchu. Drżącą ręką sięgnęła po oferowaną pomoc, podnosząc swój wzrok na nie-tajemniczego
już wybawcę. Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów dzieliło ją od tego spojrzenia,
od jego cudownych ust i czarnych, półdługich włosów. Wyglądał jeszcze lepiej
niż kiedyś, teraz był męski i przystojny. Przez chwilę wpatrywała się w niego
jak w cudowne zjawisko, trzymając w ręku zaoferowaną chusteczkę. Grupka
przyjaciół wśród których stała, zniknęła nagle gdzieś w tłumie i choć wokół
było dość tłoczno, wydawało jej się że są zupełnie sami. Miała wrażenie, że nie
jest w stanie wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. W końcu sama nie
wiedziała, jakim cudem wydobyło się z jej gardła standardowe:
-
Dziękuję.
Dłonie
jej się trzęsły, kiedy próbowała zetrzeć zacieki powstałe na sukni. On wciąż
stał obok, uporczywie jej się przyglądając.
-
Będzie plama - wydusiła w końcu.
-
Nieważne i tak ślicznie wyglądasz - powiedział cicho, nie spuszczając z niej
wzroku, a po chwili dodał: - Jak zawsze...
Czuła
przepływające przez jej ciało na przemian fale gorąca i zimna. Chciała
powiedzieć coś sensownego, mądrego, przecież to było to upragnione pierwsze
spotkanie, którego scenariusz układała w marzeniach niemal każdego wieczoru z
taką perfekcją. Miało być przecież takie idealne, ona miała go olśnić, a
tymczasem stała przed nim oblana szampanem, w dodatku wycierając się jego
chusteczką. To wszystko wydało jej się takie banalne i żenujące - pieprzona
ironia losu...
-
Zniszczyłam ci tylko chusteczkę - powiedziała, nadal usilnie trąc prawie już
suche miejsce.
-
Nie ma o czym mówić… - uśmiechnął się.
Był
spięty i trochę zły sam na siebie. Miał przecież nie okazać, że nadal jest dla
niego tą jedyną, kiedy już z pierwszych jego słów mogła wyczytać, że wciąż robi
na nim wielkie wrażenie.
Nie
wiedział jak dalej poprowadzić tę konwersację. Tyle czekał na tę chwilę, a
teraz czuł się jak nastolatek, który po raz pierwszy umówił się z dziewczyną i
nie wie co ma jej powiedzieć. Po chwili krępującej ciszy, jaka nastała między
nimi, udało mu się jednak pozbyć towarzyszącego na początku oszołomienia.
-
Przestałem już wierzyć, że kiedyś wrócisz... - odezwał się, nie odrywając od
niej spojrzenia. Tak, był zauroczony... Tom miał rację, była dojrzała, ale sam
nie wierzył w to, ze można się tak niewiele zmienić. Przybyło jej zaledwie
kilka zmarszczek, a jej doskonała niegdyś figura, nic nie straciła na swojej
świetności. Wiedział, że tego nie zrobi, a jednak miał ogromną ochotę ją
przytulić. Całe jego uczuciowe wnętrze domagało się tego, tak długo czekał na
tę chwilę, gdy tymczasem ona zdawała się być bardziej zajętą swoją suknią, niż
nim samym. Tak to widział, chociaż dostrzegał też jej zdenerwowanie, drżenie
dłoni i niepewność. Jednak trochę ją znał. Pomimo upływu tylu lat, doskonale
pamiętał jej reakcje, wiedział, kiedy była speszona, zażenowana... Teraz
zdawała się właśnie taką być.
Nie
mylił się. Była wręcz przerażona. Miała wrażenie, że jej emocje za chwilę
całkiem wcisną jej żołądek do gardła. Nie wiedziała, kompletnie nie wiedziała
co on czuje, wydawał się taki wyluzowany, spokojny, chociaż te jego słowa...
Czyżby tak dobrze grał? Przecież do cholery kiedyś to ona była świetną aktorką,
dlaczego zapodziała gdzieś zdolność tej gry? Dlaczego boi się po prostu
spojrzeć mu w oczy? Czy nie chciałaby wyczytać z nich całego archiwum jego
pamięci?
Tak
bardzo pragnęła się upewnić, że nigdy o niej nie zapomniał. Przestała w końcu
skupiać swoją uwagę na ledwo już widocznej plamie i podniosła na niego swój
wzrok.
-
Chyba tylko ja w to wierzyłam... - uśmiechnęła się ze smutkiem.
Nikt
nie wiedział, jak bardzo teraz pragnął wykrzyczeć, że przecież też wierzył!
Wierzył jak nikt inny i właściwie tylko na to czekał przez te wszystkie lata.
Przecież przez ten długi czas, właśnie to było jego największym marzeniem.
Mimowolnie zacisnął usta, uciekając spojrzeniem w kierunku gdzie zostawił
Patrizię. W jego głowie szalała burza myśli, tak wiele chciałby jej powiedzieć,
a jednocześnie wiedział, że nie powinien, że nie wolno mu obnażyć swoich uczuć.
Pomimo iskier miłości, w jego sercu wciąż było wiele żalu za to, co mu zrobiła.
Co więc powinien jej odpowiedzieć? Bezskutecznie szukał w swoim umyśle,
odpowiednich, niezobowiązujących słów, kiedy kątem oka spostrzegł rozglądającą
się Patrizię. Teraz mógł powiedzieć tylko jedno, co też zrobił.
-
Przepraszam, moja kobieta mnie szuka.
Nie
czekając na jej reakcję, odwrócił się i po prostu odszedł.
Babette
z żalem, powiodła za nim swoim spojrzeniem. Gdyby wiedziała, że jego serce
wciąż należy do niej, a to co przed chwilą zrobił właśnie wypala w nim wielką
ranę...
-
Kiedyś to ja byłam twoją kobietą... - szepnęła sama do siebie.
„A jednak... To przelotne spojrzenie, które
wydawało mi się jakimś znakiem, nie znaczyło zupełnie nic. Owszem, pamięta, ale
nic już nie czuje...”, pomyślała, stojąc pośród tłumu na samym środku sali,
trzymając w jednym ręku pusty kieliszek po wylanym szampanie, w drugim
ofiarowaną chusteczkę, na którą właśnie spojrzała. Miała ochotę wypłakać się
teraz jak mała dziewczynka, przecież tak naprawdę gdzieś wewnątrz nią była. Jej
naiwność, była niemal równa naiwności dziecka. „I co ja sobie wyobrażałam...?”, pomyślała, rozglądając się.
Poczuła się okropnie. Nie liczyła na to, że wpadną sobie w ramiona, ale na
pewno nie spodziewała się takiej obojętności. Miała nadzieję, że uda im się
porozmawiać chociaż przez chwilę, gdy tymczasem on pognał do tej pięknej
blondynki.
W
swoich rozmyślaniach doszła do stolika, aby przy nim usiąść. W pewnym sensie
poczuła ulgę, że nikogo przy nim nie było. Nie chciała teraz z nikim rozmawiać,
a była przekonana, że kiedy tylko pojawi się na horyzoncie Julia, nie odpuści.
Było jej przykro, że nie będzie mogła się niczym radosnym podzielić.
Znów
utkwiła wzrok w kawałku białej tkaniny. Jego chusteczka... Jeszcze kilkanaście
minut temu miał ją przy sobie... Ten zapach, jego i jego oszałamiających perfum…
Przymknęła oczy. Gdyby tylko dał jej do zrozumienia, że jeszcze coś dla niego
znaczy. Nie wierzyła, że wciąż kocha, choć marzyła o tym nocami. Wsparła głowę
na dłoniach, w których wciąż trzymała tę chusteczkę, pachnącą nim i
wspomnieniami. Do jej uszu docierały słowa miłosnych wyznań, które jakiś
tekściarz przerobił niegdyś na słowa piosenki. Teraz irytowały ją tylko, choć
skomponowana do nich melodia, była bardzo piękna.
Przebiegła
wzrokiem po tańczących wokół parach. Widziała tulących się do siebie
zakochanych, szacowne i wiekowe pary, zwykłych, rozbawionych tańcem przyjaciół.
Może gdzieś, wśród tego tłumu tańczy on z tą swoją kobietą? Czy kiedy ich
zobaczy, zniesie ten widok? Wiedziała jedno; przeszłości nie zmieni, ale może
mieć wpływ na przyszłość.
Był
tylko jeden mały problem; nie można przecież nikomu nakazać kochać...
~
-
Proszę cię, zrób to dla mnie! - Bill niemal rozkazującym tonem, powiedział
wprost do ucha Lucienne. Zdziwiona kobieta spojrzała na niego.
-
Ale jak ja mam to zrobić? Co mam jej powiedzieć?
-
No nie wiem, wymyśl coś, jesteś kobietą do cholery! - mówił, coraz bardziej
poirytowany.
-
A ile to może potrwać? - spytała.
Zacisnął
dłonie na szklance, wzniósł oczy ku górze i westchnął ciężko.
-
Potrzebuję trochę czasu, muszę z nią porozmawiać, rozumiesz? - syknął.
-
To się z nią umów. Cholera, Bill, nie chcę być w to zamieszana, Patrizia potem
do mnie będzie miała pretensje.
Lucienne
trochę się zdenerwowała. Zupełnie nie była przygotowana na to, że Bill będzie
od niej żądał takiej pomocy. Jak miała teraz zająć czymś Patrizię na tyle
długo, żeby on mógł swobodnie porozmawiać z Babette? To było przecież
niewykonalne, niemal od początku imprezy Patrizia nie odstępowała go na krok.
-
Co wy tam macie za tajemnice? - Zmarszczył brwi Tom, który od jakiegoś czasu
obserwował dziwne zachowanie brata i swojej żony.
-
Lucienne źle się czuje - wypalił niespodziewanie Bill.
Dziewczyna
zamarła, a Tom natychmiast zerwał się od stołu i przykucnął tuż obok niej.
-
Kochanie, co się dzieje?
-
Nic Tom, usiądź - próbowała go uspokoić. - Po prostu tu jest duszno i trochę mi
słabo.
-
To może wyjdziesz na chwilę? W hollu jest o wiele chłodniej - odezwała się
Patrizia. Nie spodziewali się nawet, że to właśnie ona podsunie ten pomysł.
-
Pójdę z tobą - znów wyrwał się Tom, który nagle poczuł kopnięcie w kostkę. Spojrzał
na Billa i już miał coś powiedzieć, kiedy ten mrugnął do niego porozumiewawczo.
-
Nie, nie, ja muszę najpierw do toalety, Patrizia, pójdziesz ze mną? - wykorzystała
sytuację Lucienne.
-
Oczywiście, że pójdę - zgodziła się bez chwili namysłu, niczego nie
podejrzewająca kobieta, a kiedy już obydwie się oddaliły, Tom zwrócił się do
brata.
-
Co tu jest grane?
-
Tępy jesteś, wiesz? Jakbyś nie był moim bliźniakiem, pomyślałbym, że jesteś z
innego ojca - odpowiedział mu Bill, wstając od stołu. - Jakby wróciły, to nie
wiesz gdzie jestem - dodał, odchodząc w pośpiechu.
-
I tak nie wiem gdzie, mogę się tylko domyślać z kim… - powiedział Tom sam do
siebie, uśmiechając się pod nosem.
~
Całe
towarzystwo jakie zlokalizowane było przy jej stoliku gdzieś przepadło. Już
dłuższą chwilę siedziała sama, sącząc przyniesionego przez kelnera drinka. Było
nawet kilku chętnych, którzy chcieli z nią zatańczyć, lecz odmawiała z uporem.
Spojrzała na zegarek, była pierwsza. „Nic
tu po mnie… Dopiję tylko drinka i wyjdę po angielsku” , pomyślała. Wydawało
jej się, że od konfrontacji na parkiecie minęła cała wieczność. Właściwie
chciała już być w domu i nie narażać się na śmieszność, ani żadne upokorzenia z
jego strony. Było pewnie… Nie szukał jej, bo gdyby szukał to z pewnością by
odnalazł, to przecież nie było wcale takie trudne. Nie ruszała się z miejsca,
siedziała w nadziei, że przyjdzie. Znów się pomyliła i nie liczyła już na cud.
Przesunęła
opuszką palca po gładkiej, wilgotnej powierzchni szklanki. Jeszcze chwila, tylko
dopije drinka...
-
Zatańczysz...?
Zadrżała.
Tembr jego głosu na nowo przywołał wspomnienia, ale teraz był jeszcze
piękniejszy, aksamitny i zdawał się być głosem anioła. Ciepły dotyk męskiej,
lecz delikatnej dłoni, jaki poczuła na nadgarstku, rozbudził wszystkie uśpione
zmysły, a złe myśli rozpierzchły się w jednej sekundzie. A jednak wrócił...
Podniosła
na niego wzrok, napotykając to spojrzenie. Przez chwilę wydawało jej się, że
było takie samo jak przed laty. Tak bardzo chciała w tych oczach znów zobaczyć
miłość i uwielbienie. Wstała wolno, nie przerywając ani na chwilę wzrokowego kontaktu.
Prowadził
ją za rękę. Gdyby tylko zechciał, poszłaby teraz za nim wszędzie, zupełnie tak
samo jak przed laty wstąpiłaby nawet na dno piekieł, gdyby ją tylko tam powiódł...
Wiedziała jednak, że idą tylko na parkiet. Tylko, czy aż...?
Znów
nie mogła uspokoić szaleństwa i euforii w swoim sercu. Czuła ciepło jego dłoni,
którą trzymał jej rękę w mocnym uścisku, bała się swojej reakcji, kiedy już
obejmie ją na parkiecie, na który droga zdawała się trwać wieczność.
Zatrzymał
się. Poczuła w talii jego dotyk, a po chwili rozkołysał ją delikatnie w tańcu,
wciąż patrząc jej w oczy. Tak bardzo chciała pokonać w sobie strach, coś
powiedzieć, choćby to, jak bardzo tęskniła za nim przez te wszystkie lata, bez
względu na to jaka będzie jego reakcja. Jeśli jego serce stanowi dla niej bryłę
lodu, zrobi wszystko, aby rozkruszyć tę zamarzniętą powłokę, rozgrzeje je dla
siebie swoją czułością i oddaniem, przypomni mu wszystkie najcudowniejsze
chwile, jakie ze sobą przeżyli. Jeżeli cierpiał, wynagrodzi mu ten ból. W końcu
to ona zwątpiła, zamiast walczyć o swoją miłość, przecież wiedziała jak bardzo
ją kocha.
Tysiące
słów cisnęło jej się teraz na usta, tylko od czego zacząć?
Tańczyli
niemal tak samo jak przed laty, bez słowa patrząc sobie w oczy. Już obydwoje
wiedzieli, że to co czują, dalekie jest od obojętności i braku jakichkolwiek
uczuć. Przecież tak dobrze znali swoje reakcje. Przecież tak naprawdę przez
wiele lat człowiek nie potrafi się zmienić.
Przytulił
ją bardziej. Teraz nie mogli już patrzeć sobie w oczy, ale za to doskonale
czuli swoją bliskość i ciepło ciał. Zawładnęła nią kojąca błogość, kiedy jego
obydwie dłonie powędrowały na jej plecy. Ona położyła mu swoje na ramionach.
Opadające na nie długie kosmyki czarnych włosów, połaskotały ją przyjemnie.
Jedynym
jej pragnieniem było teraz wpleść w nie swoje palce, ale nie śmiała. Czuła jego
gorący oddech we włosach i ze szczęścia chciało jej się płakać...
Niech
ta chwila się nigdy nie kończy, tak dawno już tego nie czuła. Mrowienie idące falą
wzdłuż jej ciała było dowodem na to, że nie zapomniała co oznacza słowo
pożądanie. Do tego, aby znów poczuć taką euforię, brakowało jej tylko
ukochanego mężczyzny. Przymknęła na moment oczy. Cały świat wirował, kiedy znów
je otworzyła.
Nie
chciała czekać ani chwili dłużej, bez względu na to jak on zareaguje.
-
Bill... - wyszeptała mu do ucha.
-
Tak? - odpowiedział pytaniem, najczulej jak potrafił.
-
Ja nie zapomniałam...
A
jednak zrobiła ten krok i nie żałowała tego. Była pewna, że będzie wiedział, co
chciała dać mu tym jednym zdaniem do zrozumienia. Wystarczyło tylko jedno jego
przychylne słowo, a była gotowa mu wyznać jak bardzo tęskniła, jak wielką
miłością wciąż go darzy.
Jeszcze
mocniej przytulił ją do siebie, a ciepło bijące od jego ciała sprawiło, że
poczuła się tak, jakby traciła kontakt z rzeczywistością. Znów zakręciło jej
się w głowie, kiedy jego usta dzieliły zaledwie milimetry od jej policzka.
-
Ja też nie zapomniałem... Każdej chwili dnia i nocy, to wszystko ciągle jest we
mnie... - odpowiedział ciepłym, zmysłowym głosem, delikatnie podrażniając
wilgotnymi wargami jej skroń.
Z
trudem powstrzymała zbierające się pod powiekami łzy szczęścia, tak bardzo
chciała je przymknąć, lecz bała się, że jeśli to zrobi, wypłyną. Miała wrażenie,
że to cudowny sen w którym właśnie spełnia się jej najskrytsze, najpiękniejsze
marzenie, pielęgnowane uporczywie tak długo. Przez te wszystkie lata był jej
ekstazą, najcudowniejszą fantazją, tylko myśl o nim pozwalała jej normalnie
egzystować. Teraz jak filmowe klatki, zaczęły jej się przesuwać przed oczami
obrazy wspomnień, cudownych, przeżytych z nim chwil.
I
wtedy właśnie nagle poczuła się tak, jakby traciła panowanie nad swoim ciałem. Fajerwerki
w głowie i błyskawice tuż nad nią zastąpiła ciemność, a po chwili już nawet nie
docierał do niej żaden dźwięk. Poczuła się tak, jakby odlatywała gdzieś w
przestworza...