czwartek, 9 lutego 2017

Część 28.



Część 28.

„Wszystko wokół się zmienia, nawet Ty.
Nasze wspólne marzenia to 'my'.
Małe i duże problemy przeżyjemy, to nic dla nas.
Razem wszystko przetrwamy,
nawet złe dni...”
Farba – „Chcę tu zostać”



            Nieśmiało wyciągnął do niej ręce, nie zaprotestowała więc ją przytulił. Z początku poddała się temu biernie, lecz po chwili odwzajemniła ten gest mocnym wtuleniem się w jego męski tors. Był taki przyjazny i ciepły, jej tata...
            Wzruszyła się. Dlaczego na wiadomość o tym, że znowu ma ojca zareagowała taką furią? Teraz nie rozumiała sama siebie. Po rozmowie z nim czuła się o wiele lepiej i nawet wina matki wydawała się do przebaczenia, chociaż na pewno jeszcze nie dzisiaj. To, co jej się przytrafiło, powinno być tylko szczęściem. Nagle odzyskała ojca, choć w zupełnie nieoczekiwany sposób.
            - Mogę tu zostać...? - zapytała niepewnie.
            - Możesz, oczywiście że możesz... - odpowiedział Bill.
            Był nieco zdezorientowany, takiego obrotu sprawy zupełnie się nie spodziewał, jednak nie mógł się nie zgodzić. Tylko co na to Babette?
            - A mama? - zapytał po chwili.
            - Wiem, że w końcu jej wybaczę, ale jeszcze nie dzisiaj, nie teraz... - Popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem, jakby chciała prosić, żeby już nie poruszał tego tematu. - Możemy pojechać po moją torbę do hotelu?
            - Amy... - zaczął niepewnie. - Ja muszę mamie powiedzieć, że tu jesteś, nie mogę jej okłamywać, zresztą ona się o ciebie martwi... Oczywiście, że możemy pojechać do hotelu.
            Dziewczyna zmarszczyła brwi.
            - Dobrze, jak chcesz to powiedz, tylko jej tu nie przywoź przypadkiem - przykazała. - Zadzwonię do brata koleżanki, że już może się wymeldować...
            Bill przyjrzał się jej uważnie, unosząc do góry jedną brew. Czego, jak czego, ale sprytu jej nie brakowało. Nawet gdyby zaczęli jej szukać po hotelach, to i tak nic by z tego nie wyszło, bo mieszkała pod nazwiskiem kolegi.
            - Ciekawe po kim jesteś taka cwana? - powiedział w końcu.
            Amy zdawała się nie słyszeć wywodu Billa, bo już po chwili z błagalną miną, zadała mu kolejne pytanie:
            - A mógłbyś pojechać sam po tą torbę? – To powiedziawszy zatrzepotała zalotnie rzęsami i spojrzała na zegarek. – Zaraz powinien wrócić ze szkoły Max, a ja chciałam z nim pogadać.
            Bill uśmiechnął się tylko i zapytał:
            - Który to hotel i który pokój?
            Dziewczyna sięgnęła po plecak, wyjęła z niego klucz, który podała Billowi.
            - „Diamant”, pokój dwieście pięćdziesiąt sześć, a klucz zostaw w recepcji. I jeszcze jakbyś mógł, to plecak z książkami z domu byś mi przywiózł, to bym jutro do szkoły poszła.
            - Chyba nie mam wyjścia - Uśmiechnął się. – W takim razie się rozgość, lodówka jest do twojej dyspozycji - Puścił jej oczko i już go nie było.
            Teraz już całkowicie opuściły go emocje. Tuż za drzwiami odetchnął z ulgą. Nie spodziewał się takiego szybkiego przełamania lodów. Był pewien, że z czasem wszystko wreszcie się ułoży. Jednak wciąż martwiła go postawa Amy w stosunku do Babette. Wiedział, że po ich rozmowie dziewczyna zaczęła inaczej patrzeć na to wszystko, jednak wciąż była bardzo zawzięta.
            Zastanawiał się teraz jak ma o tym wszystkim powiedzieć Babette? Chciał jechać od razu do niej, ale wiedział, że lepiej będzie jak najpierw odbierze torbę córki.
            Załatwił więc to najszybciej jak mógł i po niespełna godzinie zjawił się w sekretariacie telewizyjnego działu reklamy.
            - Ojej… ale pani Babette właśnie wyszła - powiedziała sekretarka, ujrzawszy go w drzwiach.
            - Ale z firmy? - zapytał.
            - Nie, nie… Jest gdzieś na terenie, proszę usiąść, zaraz pewnie wróci - uśmiechnęła się kobieta.
            - To ja zaczekam na korytarzu - odparł Bill, chwytając za klamkę.
            W oczekiwaniu na Babette, pospacerował chwilę nie chcąc do niej dzwonić i wszystkiego tłumaczyć przez telefon. Zastanawiał się jak ma właściwie zacząć tę rozmowę, a że długo nie wracała, postanowił zajrzeć do biura Julii. Zapytał sekretarki, gdzie ono się mieści, a już po chwili asystentka anonsowała swojej szefowej jego przybycie.
            - Proszę bardzo, może pan wejść - uśmiechnęła się. Jednak jeszcze nie zdążył ruszyć się z miejsca, a drzwi do pokoju Julii otworzyły się z impetem;
            - Bill! Coś się stało? - zapytała z przestrachem Babette, wpadając mu w objęcia.
            - Nie... - wyjąkał, lecz po chwili dodał. - Właściwie tak... Chodźmy do twojego biura.
            Otworzyła szerzej oczy, a kiedy tylko wyszli na korytarz, ponagliła go;
            - No mów!
            Przystanął i wypalił wprost:
            - Amy jest u mnie.
            - Co?! - zapytała z niedowierzaniem Babette i czym prędzej ruszyła przed siebie. - Zaraz mi wszystko opowiesz! Muszę do niej jechać! Tylko wezmę torebkę i płaszcz!
            - Babette! Zaczekaj, musimy porozmawiać! - krzyknął, ledwie za nią nadążając.
            Przystanęła tuż przy drzwiach swojego biura, patrząc na niego ze zdziwieniem.
            - Ona mnie prosiła, żebym cię nie przywoził... - powiedział z bólem serca. - Jeszcze nie dziś, ma żal...
            Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Jej własna córka tak po prostu kolejny raz ją odtrąca?
            - Myślałam, że skoro jest u ciebie, to zrozumiała... - powiedziała cicho i chociaż starała się nie rozczulić, w jej oczach pojawiły się łzy. Miała teraz w głowie zupełny mętlik. Jak do cholery Amy znalazła się u Billa?
            - Znalazłeś ją gdzieś? - zapytała, kiedy już nieco ochłonęła.
            - Sama do mnie przyszła - odparł. - Wygarnęła mi wszystko, a ja... - zawahał się. Babette pobladła, bo właśnie wyobraziła sobie, jak to mogło wyglądać i czego niewinnie nasłuchał się Bill. Po wczorajszej awanturze, wiedziała do czego może być zdolna Amy.
            - Przepraszam Bill, to wszystko przeze mnie... - jęknęła.
            - To ja cię przepraszam - powiedział w końcu.
            - Za co? - zdziwiła się Babette i otwierając drzwi do biura, zwróciła się do swojej sekretarki: - Dwie kawy, dobrze?
            Dziewczyna tylko skinęła głową.
            - Za co ty mnie przepraszasz? - powtórzyła znowu, kiedy już weszli do jej gabinetu i zapadła się w miękkim fotelu. Tuż obok usiadł Bill. - Przecież to ty nasłuchałeś się tych podłości pod swoim adresem.
            - Nie było tak strasznie, z jej punktu widzenia miała prawo mi nawrzucać... - odparł. - Ale ja muszę cię przeprosić, bo przyznałem się, że nic o niej nie wiedziałem...
            Z wyczekiwaniem patrzył Babette w oczy. Ona tymczasem tylko jęknęła, przykładając dłonie do skroni:
            - No tak... Przecież ja wczoraj nawet nie zdążyłam jej o tym powiedzieć...
            - Musiałem, nie miałem wyjścia, bo ona zarzuciła mi, że jej nie chciałem... - tłumaczył się Bill.
            - Ale ja jej to powinnam powiedzieć, chciałam, ale nie dała mi dojść do słowa... Wszystko poszło nie tak... ledwie odnaleźliśmy siebie, przytłoczyły nas inne problemy, a wszystko przeze mnie... Straszne rzeczy mówiła, prawda? Krzywdziła cię?
            - Nie... - Uśmiechnął się. - Nie było tak źle, chyba dała się nieco przekonać, bo w końcu sama spytała, czy może u mnie zostać.
            - Dobrze, że jest bezpieczna, cała i zdrowa - odetchnęła Babette zerkając w stronę drzwi, w które właśnie zapukała sekretarka wnosząc kawę.
            - Dziękuję - Babette pomogła jej zestawić naczynia z tacy, a po chwili znów zwróciła się do Billa;
            - Gdzie ona właściwie była w nocy?
            - Zatrzymała się w hotelu, wyobraź sobie jaka jest sprytna, zameldowała się pod nazwiskiem jakiegoś kolegi. Nigdy byśmy jej nie znaleźli.
            - Zawsze potrafiła sobie radzić - Uśmiechnęła się Babette, już zupełnie rozluźniona i spojrzała Billowi w oczy. - Najważniejsze dla mnie jest to, że przekonała się do ciebie. Mnie, prędzej czy później i tak wybaczy...
            - Kochanie, teraz już będzie tylko lepiej, pokonamy wszystkie trudności, zobaczysz, znowu będziemy razem, teraz we trójkę... - powiedział ciepło Bill, biorąc w dłonie jej rękę. - Chodź do mnie... - Pociągnął ją lekko. Wstała i usiadła mu na kolanach, przytulając się. Zamknął jej kruche ciało w swoich męskich objęciach.
            - Kocham cię... - zapewnił ją po raz kolejny.
            - Ja ciebie też kocham… - odpowiedziała, składając na jego ustach gorący pocałunek.

~

            Właściwie cała złość na Maxa już dawno jej przeszła, jednak i tak chciała mu co nieco nagadać. Rozumiała teraz w zupełności jego solidarność z Billem jak i to, że nie była to jego powinność. Wyznanie jej całej prawdy było tylko i wyłącznie sprawą Babette.
Korzystając z gościnności Billa, zrobiła sobie kilka kanapek, które smakowicie skonsumowała, czekając na Maxa.
            Kiedy usłyszała jak otwierają się wejściowe drzwi, siedziała jak gdyby nigdy nic przy kuchennym barku, wolno sącząc colę.
            Miała trochę czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć i cała złość jaką pałała, straciła na swojej intensywności. Po rozmowie z Billem wszystko zobaczyła w zupełnie innych barwach. Właściwie już wcześniej go lubiła, tylko ta niespodziewana wiadomość i szok jakiego po jej usłyszeniu doznała, przyćmił na chwilę to uczucie, zastępując je nieuzasadnioną i nieprawdziwą nienawiścią. Teraz w zupełności solidaryzowała się z nim, bo był tak samo skrzywdzony jak i ona. Nie mogła mieć do niego pretensji, bo jej matka nie dała mu szansy by mógł być ojcem.
            Tymczasem Max rzucił plecak pod drzwiami i spokojnym krokiem skierował się w stronę kuchni. Na jego twarzy malowało się skupienie, zamyślenie i jakiś dziwny rodzaj strapienia. Amy ani drgnęła, siedziała cicho obserwując każdy ruch przybysza.
            Czego jak czego, ale zobaczyć ją w kuchni swojego domu, kiedy tak siedzi jak gdyby nigdy nic i popija colę, kompletnie się nie spodziewał, dlatego na jej widok niemal podskoczył do góry, jakby zobaczył jakąś zjawę.
            - Amy!? Co się z tobą działo? Martwiłem się! - wykrzyczał z przestrachem.
            - Może jeszcze mi powiesz, że nie znasz przyczyny mojego zniknięcia, co? - przymrużyła oczy, nie ukrywając żalu i pretensji, który dało się wyczuć w tonie jej głosu.
            - Bill powiedział mi co się stało, ale czemu jesteś zła na mnie? Odwiozłem cię wczoraj do domu, wszystko przecież było w porządku, nie rozumiem o co ci chodzi? - chłopak nie ukrywał zdziwienia. Wiedział co się wczoraj wydarzyło, ale nie miał pojęcia za co właśnie na niego Amy jest zła, bo o swojej rozmowie na temat Billa, jaką przeprowadził z Amy w trakcie sylwestra, już dawno zapomniał. Zupełnie nie pojmował, o co może chodzić dziewczynie. Przecież się nie pokłócili, w czasie drogi nie flirtował z żadną laską, więc co u diabła się stało?
            - Podły kłamca... - wycedziła Amy.
            Teraz już zupełnie zbaraniał. I to on niby ją okłamał?! Że niby kiedy i o czym?
            - Ja?! - krzyknął, pewny swojej niewinności jak tego, że właśnie zaczął padać śnieg.
            - A może ja, co?! - odwdzięczyła mu się takim samym krzykiem Amy, zeskakując ze stołka podeszła do niego, stając na wprost: - A kto reklamował Billa jako dobrego ojca? Może jeszcze mi wciśniesz, że to czysty przypadek, że nie wiedziałeś, że właśnie on jest moim biologicznym ojcem?
            Max pobladł. A więc o to jej chodziło... Zastanowił się, czy teraz przyszła tutaj do Billa, czy do niego?
            - I to był właśnie ten jeden powód, dla którego wszyscy omal nie popadali na zawał? - odparł jej atak. - Rozumiem twoją złość i żal, ale ty też powinnaś mnie zrozumieć. A tak w ogóle mogłaś najpierw porozmawiać z matką, a nie od razu znikać.
            - A uważasz, że nazbyt błahy? - Amy nie dawała za wygraną. - Uważasz, że to nic takiego? Jasne! Bo nagle dowiedziałam się, że mojej koleżance w Stanach zdechł kot, nic takiego drobnostka, prawda? W końcu przecież w każdej chwili można się dowiedzieć, że wszyscy bliscy oszukiwali cię całe życie, że nagle okazuje się, że zrobił cię zupełnie ktoś inny!
            Amy nie ukrywała rozgoryczenia podejściem Maxa. Może gdyby on ujął to jakoś inaczej, nie byłoby takiego wybuchu z jej strony, ale jego pośrednie stwierdzenie, że był to błahy powód do nagłego zniknięcia z domu, zupełnie ją rozjuszyło.
            - Nie powiedziałem tego - Chłopak starał się bronić.
            - A ty wiedziałeś i nie potrafiłeś mi powiedzieć... - syknęła.
            - Amy... - próbował chwycić ją za rękę, ale zrobiła unik. - Sam się dowiedziałem o tym niemal przed samym wyjazdem, zresztą to przecież nie ma nic do rzeczy, nawet gdybym wiedział wcześniej, to i tak bym ci o tym nie powiedział, zrozum, przecież to nie ja powinienem cię o tym poinformować, przecież czułabyś się jeszcze gorzej...
            Milczała stojąc w oknie tyłem do niego. Doskonale wiedziała, że ma rację, i wcale nie on jej to uświadomił, bo zrozumiała to dużo wcześniej. Max po chwili mówił dalej:
            - I wcale nie uważam, że to błahy powód, wręcz przeciwnie, tylko miałem nadzieję, że ucieszysz się, że masz takiego ojca. Opowiadałem ci o nim, bo chciałem jakoś zbliżyć was do siebie, chociażby przez to. Widzisz, ja mu wiele zawdzięczam, chociaż nawet nie jest moim ojczymem, ale skoro dla obcego chłopaka potrafił być taki dobry, to pomyśl jaki mógłby być dla swojej biologicznej córki... Rozmawiałaś z nim chociaż? - zapytał na koniec.
            - Rozmawiałam... Przecież po to tu przyszłam. - odparła już spokojniej Amy.
            - No i co? - Głos Maxa był pełen obawy, nie chciał, aby jego dziewczyna skrzywdziła Billa niesprawiedliwymi słowami.
            - Chyba dobrze... - odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem. - Wyjaśnił mi, że po prostu nie wiedział o moim istnieniu, że obydwoje padliśmy ofiarą jakiejś głupiej tajemnicy mojej matki...
            - Przepraszam, że tak wyszło... - Max popatrzył jej w oczy, odgarniając przydługą grzywkę, która zakrywała niemal pół twarzy dziewczyny.
            - Rozumiem Max... Wkurzyło mnie tylko twoje podejście, bo ciekawe jakbyś ty zareagował, gdybyś dowiedział się nagle o czymś takim...?
            - Na pewno bym nie zwiał z domu, tylko porozmawiałbym spokojnie... nie tak jak moja kochana, impulsywna dziewczynka...
            Wyciągnął do niej swoje męskie ramiona, a ona pozwoliła mu się objąć.
            - Nie potrafiłam inaczej, nie mogłam... Mam do niej taki żal, okłamywała nie tylko mnie, ale też Billa... - powiedziała cicho.
            - Chciała dobrze... - bronił Babette Max, prowadząc Amy do salonu. - Postaraj się ją zrozumieć, też przecież było jej trudno...
            - Nie wiem, może łatwiej bym to zniosła gdyby powiedziała mi pół roku temu. Max, dlaczego ona tak długo z tym zwlekała...? - spytała, siadając na kanapie.
            - Myślę kochanie, że najlepiej będzie jak z nią porozmawiasz... - odparł chłopak, ściskając jej dłoń.
            Amy westchnęła, wiedziała, że rozmowa z Babette jest nieunikniona. Jednak wciąż odczuwała rozgoryczenie, jakie zrodziło się w niej, kiedy poznała tajemnicę matki, a najbardziej bolał ją fakt, że tak długo ukrywała przed nią prawdę. Teraz, odwlekając tę chwilę szczerej rozmowy, jakby chciała się na niej odegrać za to wszystko.
            - Porozmawiam, ale jeszcze nie dzisiaj... - odparła krótko.

~

            - Zaczynamy od rozwiązania problemów, jak myślisz, czy to dobra wróżba? - zapytała Babette, podając Billowi plecak Amy.
            - Może właśnie dobra - uśmiechnął się. - Popatrz, tyle par zaczyna od romantycznej sielanki, a jak potem kończą?
            - Myśmy chyba kiedyś też tak zaczynali... - odpowiedziała z rozrzewnieniem.
            - Czy ja wiem...? - popatrzył jej w oczy, obejmując wolną ręką. - To chyba też nie była taka zupełna sielanka, my ciągle mieliśmy jakieś problemy...
            - Może limit wyczerpany? Chciałabym już ich więcej nie mieć... - westchnęła Babette.
            - Obiecuję, że to już ostatni... - Bill powiedział to tak, jakby to właśnie on był sprawcą tych wszystkich kłopotów.
            Fakt, niezbyt fortunnie rozpoczęło się to ich nowe, wspólne życie, ale obydwoje mieli nieodparte wrażenie, że to wszystko jeszcze bardziej ich połączyło, że kiedy Amy się pogodzi z Babette, może czekać ich już tylko szczęście. Ich miłość przetrwała tyle lat, znali siebie nawzajem, swoje upodobania, mieli córkę i rozumieli się jak nigdy dotąd, czy to nie były przesłanki do stworzenia idealnego związku...?
            - To ja obiecuję, że już będzie tylko dobrze - Babette pogładziła go po policzku i pocałowała czule. - Wracaj szybko...
            - Tylko zawiozę jej tę torbę i plecak - uśmiechnął się Bill, wychodząc.
            Zszedł na dół, wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku swojego domu. Miał tylko zawieźć Amy jej torbę odebraną z hotelu i plecak z książkami, i zaraz wrócić do Babette, ale kiedy zaczął analizować w myślach całą tę sytuację, poważnie zastanowił się nad słusznością swojej decyzji. Chciał odegrać rolę dobrego tatusia, a tymczasem wpadł w dość dziwną pułapkę. Przecież sam zgodził się, żeby Amy na razie została w jego domu, jak mógł wcześniej nie pomyśleć o tym, że tam przecież też wciąż mieszka Max?!
            Poukładał w myślach kolejność wydarzeń; on zawiezie teraz jej tę torbę, sam wróci do Babette i co...?
            Ma zostawić ich na noc samych?!
            Włosy zjeżyły mu się na głowie na samą myśl o tym. Nie... To naprawdę chore... Przecież oni już ze sobą spali, a Max osobiście go o tym poinformował, czemu więc robi teraz z tego taką aferę?
            - Jestem jakimś głupim, starym zgredem... - jęknął sam do siebie. Czy przypadkiem nie przesadza? Czy aby nie jest za bardzo przejęty rolą ojca? Roześmiał się, uspokajając nieco.
            Właściwie przez resztę drogi już o tym nie myślał. Wszedł do domu, gdzie powitała go podejrzana cisza. Na dole we wszystkich pomieszczeniach było ciemno, tylko nikła smuga światła kładła się na prowadzących na górę schodach.
            Pospiesznie więc skierował tam swoje kroki. Kiedy postawił stopę na ostatnim stopniu, stwierdził że to nikłe światło dochodzi z uchylonych drzwi do pokoju Maxa. Nie chciał podglądać, naprawdę nigdy tego nie robił i nie miał takiego zamiaru, ale teraz...? Powinien zapukać w drzwi, przygotować ich na swoją obecność za nimi, gdy tymczasem stał przez chwilę osnuty ciemnością korytarza, łapczywie kradnąc wzrokiem obraz widoczny przez rozświetloną szparę. Nie mógł się powstrzymać, a pod wpływem tego co zobaczył w jego umyśle znów narodziła się śmieszna obawa. Na łóżku Maxa, w jego objęciach, Amy najprawdopodobniej szukała zapomnienia o dręczących ją problemach. Młodzi kochankowie spoglądali sobie w oczy, obdarowując się po chwili długim i namiętnym pocałunkiem. Bill poczuł na swoim ciele dziwny dreszcz, takiego uczucia nie zaznał jeszcze nigdy. Wielokrotnie słyszał o zazdrosnych ojcach i zawsze go to śmieszyło, a teraz co sam do cholery czuł?
            Szybko jednak otrząsnął się z tych chorych myśli, z całą siłą pukając w niedomknięte drzwi. Już nie śmiał patrzeć tam, gdzie jeszcze przed chwilą bez zażenowania wędrował jego wzrok. Usłyszał tylko głośne, wypowiedziane przez Maxa:
            - Proszę!
            Wszedł więc z udawanym spokojem.
            - Twoja torba i plecak Amy.
            Dziewczyna zeskoczyła z łóżka.
            - No dzięki - Uśmiechnęła się do Billa, który teraz z niewątpliwie zafrasowaną miną posmarował się dłonią po brodzie.
            - Sytuacja jest trochę niezręczna... - zaczął. Zarówno Amy jak i Max spojrzeli na niego ze zdziwieniem. - No bo tak nie może być... Pozwoliłem ci tu zostać Amy, ale... ale mama się bardzo niepokoi...
            - Przecież wie gdzie jestem, a ja na razie i tak nie chcę z nią rozmawiać - odparła dziewczyna.
            - Tak, ale to nie o to chodzi... - wymamrotał Bill. - Bo to wszystko jest skomplikowane i... właściwie nie wiem, gdzie będziesz spać.
            - No jak to gdzie? Przecież mamy gościnny pokój - wtrącił się Max.
            - Mamy, ale za blisko... to znaczy... no on jest obok... - motał Bill. Chłopak i dziewczyna spojrzeli po sobie znacząco.
            - Mogę spać na dole, na kanapie - uśmiechnęła się Amy, bo już po woli zaczynała rozumieć o co tak naprawdę chodzi jej ojcu.
            - Nie, tam się niewygodnie śpi... - zaprotestował.
            - Bill, o co ci właściwie chodzi? - roześmiał się chłopak.
            Mężczyzna westchnął tylko, opierając ręce na biodrach.
            - Cholera... - jęknął. - Ja nie chcę zostawiać teraz Babette samej, a jak was mam tutaj zostawić?
Popatrzyli na niego jak na jakiegoś pozaziemskiego stwora i roześmiali się głośno.
            - Bill... - Pokręcił głową Max. - Jesteś niesamowity... Przecież my razem byliśmy przez trzy dni, zresztą przecież wiesz...
            - No wiem, ale tak jakoś głupio z pełną świadomością zostawiać was samych - odparł ze zrezygnowaną miną.
            - A nie mówiłem ci, że będzie dobrym ojcem? - Max zwrócił się do Amy ze śmiechem.
            - I jakim troskliwym - przytaknęła dziewczyna.
            Bill popatrzył na ich rozbawione miny i sam się roześmiał.
            - No dobra, pośmialiście się ze starego - powiedział żartobliwie. - To ja idę, ale nie szalejcie za bardzo, co...?
            Żegnany kolejną salwą śmiechu zszedł po schodach na dół z rozbawieniem kręcąc głową. Miał wrażenie, że po prostu się wygłupił. Musieli teraz się z niego solidnie nabijać, ale nadal nie czuł się z tą myślą komfortowo. Kiedy tylko wszedł do mieszkania Babette, nie mógł się powstrzymać od słownego wyrzucenia z siebie tej całej sytuacji. W odpowiedzi na jego obawy kobieta uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.
            - Przecież oni już spali ze sobą.
            - No ja wiem, ale inaczej jest kiedy nie masz tego pełnej świadomości, a ja świadomie zostawiłem ich samych... - jęknął w końcu Bill.
            Babette popatrzyła na niego z czułością. Nie spodziewała się, że aż tak przejmie się rolą ojca w dodatku w tak krótkim czasie.
            - Wiesz co... - powiedziała, przytulając się do niego. - Teraz jak nigdy dotąd żałuję swojej decyzji, bo wiem, że naprawdę byłbyś, jesteś i będziesz cudownym ojcem...

12 komentarzy:

  1. hahahahahahaha.... nie ma to jak konstruktywny komentarz. No ale... ten Bill na końcu... xD Rozwaliło mnie to xDD
    Taki troskliwy tatusiek xD
    No dobra... czyli kończymy już to... a co z tym nowym blogiem? Nadal nie możesz się doprosić o grafikę? Bo ja sie nie mogę już doczekać :((( Ehhh....
    Dobra... taka sielanka, że nie wiem co mam więcej komentować xD
    Także ten... czekam na następny no i na tą nowość!!! :D
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Bill teraz dopiero poczuł, jak to jest być ojcem dorastające córki ;)
      Doprosiłam się, mam grafikę i na FP, i na ATGOH, tak, że wystartuję niebawem. Trzymaj kciuki!
      Całuski ;*

      Usuń
    2. FP!!! Będzie Tommy ❤❤❤ :D trzymam kciuki bardzo mocno :*

      Usuń
    3. Jaki entuzjazm <3 Myślę, że większość będzie chciała teraz dla odmiany poczytać czegoś z Tomem ;)

      Usuń
  2. Kocham ten blog!
    Jak najszybciej chce kolejny rozdział! Bill i jego urojenia xd przecież wiedział że już ze sobą spali to... ech...
    A jak słodko się plątał. 😍
    Rozumiem że znów jest określona liczba odcinków tak jak w poprzedniej części.
    Szkoda mi ze to już prawie koniec 😕
    No ale cóż. Na obecną chwilę muszę wytrzymać kolejny tydzień ❤
    Pozdrawiam attention TH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, odezwał się w nim instynkt ojcowski, w końcu nagle odzyskał córkę i teraz biedak nie umie odnaleźć się w tej sytuacji, choć bardzo się z tego powodu cieszy.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  3. Hahaha Bill jest niesamowity hee :) wreszcie sie zaczyna na nowo układać ale znając ciebie zaraz sie coś poknoci ;) no cóż odcinek super Amy jest na dobrej drodze do wybaczenia mamie wiec nie pozostało mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki słodki z niego tatusiek ;) Ale dobrze odnalazł się w roli ojca. Amy z pewnością wybaczy, w końcu to jej matka.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Naprawdę gratuluję pomysłowości, jest super! Pozdrawiam i czekam na kolejne posty <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak jakoś udało mi się wymyślić całą historię, jak i kolejne na jakie także Cię zapraszam :)
      Dziękuję ;*

      Usuń
  5. Przesłodka końcówka ^^ Amy w końcu wybaczy matce i całą trójka będzie szczęśliwa, prawda? :D Myślałam, że dziewczyna zrobi Maxowi wielką awanturę i będzie na niego śmiertelnie obrażona, jednak trafny argument chłopaka, że Babette sama powinna o wszytskim powiedzieć córce, przemówił do Amy. Kurczę, w tym młodych chłopaku skrywa się trzeźwo myślący, dorosły człowiek :D Szkoda, że tacy są w mniejszości XD
    Czekam na kolejny odcinek!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie sielankowo, prawda? Chociaż może i "nie wreszcie" bo nie wszyscy lubią. Max taki dojrzały, chociaż może zbyt, jak na tak młodego chłopaka, bo wiem, że to jest rzadkość, ale niech już będzie taki mądry Max.
      Dziękuję i ściskam ;*

      Usuń