Część
28.
„Wszystko wokół
się zmienia, nawet Ty.
Nasze wspólne marzenia to 'my'.
Małe i duże problemy przeżyjemy, to nic dla nas.
Razem wszystko przetrwamy,
nawet złe dni...”
Nasze wspólne marzenia to 'my'.
Małe i duże problemy przeżyjemy, to nic dla nas.
Razem wszystko przetrwamy,
nawet złe dni...”
Farba – „Chcę tu zostać”
Nieśmiało
wyciągnął do niej ręce, nie zaprotestowała więc ją przytulił. Z początku
poddała się temu biernie, lecz po chwili odwzajemniła ten gest mocnym wtuleniem
się w jego męski tors. Był taki przyjazny i ciepły, jej tata...
Wzruszyła
się. Dlaczego na wiadomość o tym, że znowu ma ojca zareagowała taką furią?
Teraz nie rozumiała sama siebie. Po rozmowie z nim czuła się o wiele lepiej i
nawet wina matki wydawała się do przebaczenia, chociaż na pewno jeszcze nie
dzisiaj. To, co jej się przytrafiło, powinno być tylko szczęściem. Nagle
odzyskała ojca, choć w zupełnie nieoczekiwany sposób.
-
Mogę tu zostać...? - zapytała niepewnie.
-
Możesz, oczywiście że możesz... - odpowiedział Bill.
Był
nieco zdezorientowany, takiego obrotu sprawy zupełnie się nie spodziewał,
jednak nie mógł się nie zgodzić. Tylko co na to Babette?
-
A mama? - zapytał po chwili.
-
Wiem, że w końcu jej wybaczę, ale jeszcze nie dzisiaj, nie teraz... - Popatrzyła
na niego błagalnym wzrokiem, jakby chciała prosić, żeby już nie poruszał tego
tematu. - Możemy pojechać po moją torbę do hotelu?
-
Amy... - zaczął niepewnie. - Ja muszę mamie powiedzieć, że tu jesteś, nie mogę
jej okłamywać, zresztą ona się o ciebie martwi... Oczywiście, że możemy
pojechać do hotelu.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
-
Dobrze, jak chcesz to powiedz, tylko jej tu nie przywoź przypadkiem -
przykazała. - Zadzwonię do brata koleżanki, że już może się wymeldować...
Bill
przyjrzał się jej uważnie, unosząc do góry jedną brew. Czego, jak czego, ale
sprytu jej nie brakowało. Nawet gdyby zaczęli jej szukać po hotelach, to i tak
nic by z tego nie wyszło, bo mieszkała pod nazwiskiem kolegi.
-
Ciekawe po kim jesteś taka cwana? - powiedział w końcu.
Amy
zdawała się nie słyszeć wywodu Billa, bo już po chwili z błagalną miną, zadała
mu kolejne pytanie:
-
A mógłbyś pojechać sam po tą torbę? – To powiedziawszy zatrzepotała zalotnie
rzęsami i spojrzała na zegarek. – Zaraz powinien wrócić ze szkoły Max, a ja
chciałam z nim pogadać.
Bill
uśmiechnął się tylko i zapytał:
-
Który to hotel i który pokój?
Dziewczyna
sięgnęła po plecak, wyjęła z niego klucz, który podała Billowi.
-
„Diamant”, pokój dwieście pięćdziesiąt sześć, a klucz zostaw w recepcji. I
jeszcze jakbyś mógł, to plecak z książkami z domu byś mi przywiózł, to bym
jutro do szkoły poszła.
- Chyba nie mam wyjścia - Uśmiechnął
się. – W takim razie się rozgość, lodówka jest do twojej dyspozycji - Puścił
jej oczko i już go nie było.
Teraz
już całkowicie opuściły go emocje. Tuż za drzwiami odetchnął z ulgą. Nie
spodziewał się takiego szybkiego przełamania lodów. Był pewien, że z czasem
wszystko wreszcie się ułoży. Jednak wciąż martwiła go postawa Amy w stosunku do
Babette. Wiedział, że po ich rozmowie dziewczyna zaczęła inaczej patrzeć na to
wszystko, jednak wciąż była bardzo zawzięta.
Zastanawiał
się teraz jak ma o tym wszystkim powiedzieć Babette? Chciał jechać od razu do
niej, ale wiedział, że lepiej będzie jak najpierw odbierze torbę córki.
Załatwił
więc to najszybciej jak mógł i po niespełna godzinie zjawił się w sekretariacie
telewizyjnego działu reklamy.
-
Ojej… ale pani Babette właśnie wyszła - powiedziała sekretarka, ujrzawszy go w
drzwiach.
-
Ale z firmy? - zapytał.
-
Nie, nie… Jest gdzieś na terenie, proszę usiąść, zaraz pewnie wróci -
uśmiechnęła się kobieta.
-
To ja zaczekam na korytarzu - odparł Bill, chwytając za klamkę.
W
oczekiwaniu na Babette, pospacerował chwilę nie chcąc do niej dzwonić i
wszystkiego tłumaczyć przez telefon. Zastanawiał się jak ma właściwie zacząć tę
rozmowę, a że długo nie wracała, postanowił zajrzeć do biura Julii. Zapytał
sekretarki, gdzie ono się mieści, a już po chwili asystentka anonsowała swojej
szefowej jego przybycie.
-
Proszę bardzo, może pan wejść - uśmiechnęła się. Jednak jeszcze nie zdążył
ruszyć się z miejsca, a drzwi do pokoju Julii otworzyły się z impetem;
-
Bill! Coś się stało? - zapytała z przestrachem Babette, wpadając mu w objęcia.
-
Nie... - wyjąkał, lecz po chwili dodał. - Właściwie tak... Chodźmy do twojego
biura.
Otworzyła
szerzej oczy, a kiedy tylko wyszli na korytarz, ponagliła go;
-
No mów!
Przystanął
i wypalił wprost:
-
Amy jest u mnie.
-
Co?! - zapytała z niedowierzaniem Babette i czym prędzej ruszyła przed siebie.
- Zaraz mi wszystko opowiesz! Muszę do niej jechać! Tylko wezmę torebkę i
płaszcz!
-
Babette! Zaczekaj, musimy porozmawiać! - krzyknął, ledwie za nią nadążając.
Przystanęła
tuż przy drzwiach swojego biura, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-
Ona mnie prosiła, żebym cię nie przywoził... - powiedział z bólem serca. -
Jeszcze nie dziś, ma żal...
Nie
mogła uwierzyć w to co słyszy. Jej własna córka tak po prostu kolejny raz ją
odtrąca?
-
Myślałam, że skoro jest u ciebie, to zrozumiała... - powiedziała cicho i
chociaż starała się nie rozczulić, w jej oczach pojawiły się łzy. Miała teraz w
głowie zupełny mętlik. Jak do cholery Amy znalazła się u Billa?
-
Znalazłeś ją gdzieś? - zapytała, kiedy już nieco ochłonęła.
-
Sama do mnie przyszła - odparł. - Wygarnęła mi wszystko, a ja... - zawahał się.
Babette pobladła, bo właśnie wyobraziła sobie, jak to mogło wyglądać i czego
niewinnie nasłuchał się Bill. Po wczorajszej awanturze, wiedziała do czego może
być zdolna Amy.
-
Przepraszam Bill, to wszystko przeze mnie... - jęknęła.
-
To ja cię przepraszam - powiedział w końcu.
-
Za co? - zdziwiła się Babette i otwierając drzwi do biura, zwróciła się do
swojej sekretarki: - Dwie kawy, dobrze?
Dziewczyna
tylko skinęła głową.
-
Za co ty mnie przepraszasz? - powtórzyła znowu, kiedy już weszli do jej
gabinetu i zapadła się w miękkim fotelu. Tuż obok usiadł Bill. - Przecież to ty
nasłuchałeś się tych podłości pod swoim adresem.
-
Nie było tak strasznie, z jej punktu widzenia miała prawo mi nawrzucać... -
odparł. - Ale ja muszę cię przeprosić, bo przyznałem się, że nic o niej nie
wiedziałem...
Z
wyczekiwaniem patrzył Babette w oczy. Ona tymczasem tylko jęknęła, przykładając
dłonie do skroni:
-
No tak... Przecież ja wczoraj nawet nie zdążyłam jej o tym powiedzieć...
-
Musiałem, nie miałem wyjścia, bo ona zarzuciła mi, że jej nie chciałem... -
tłumaczył się Bill.
-
Ale ja jej to powinnam powiedzieć, chciałam, ale nie dała mi dojść do słowa...
Wszystko poszło nie tak... ledwie odnaleźliśmy siebie, przytłoczyły nas inne
problemy, a wszystko przeze mnie... Straszne rzeczy mówiła, prawda? Krzywdziła
cię?
-
Nie... - Uśmiechnął się. - Nie było tak źle, chyba dała się nieco
przekonać, bo w końcu sama spytała, czy może u mnie zostać.
-
Dobrze, że jest bezpieczna, cała i zdrowa - odetchnęła Babette zerkając w
stronę drzwi, w które właśnie zapukała sekretarka wnosząc kawę.
-
Dziękuję - Babette pomogła jej zestawić naczynia z tacy, a po chwili znów
zwróciła się do Billa;
-
Gdzie ona właściwie była w nocy?
-
Zatrzymała się w hotelu, wyobraź sobie jaka jest sprytna, zameldowała się pod
nazwiskiem jakiegoś kolegi. Nigdy byśmy jej nie znaleźli.
-
Zawsze potrafiła sobie radzić - Uśmiechnęła się Babette, już zupełnie
rozluźniona i spojrzała Billowi w oczy. - Najważniejsze dla mnie jest to, że
przekonała się do ciebie. Mnie, prędzej czy później i tak wybaczy...
-
Kochanie, teraz już będzie tylko lepiej, pokonamy wszystkie trudności,
zobaczysz, znowu będziemy razem, teraz we trójkę... - powiedział ciepło Bill,
biorąc w dłonie jej rękę. - Chodź do mnie... - Pociągnął ją lekko. Wstała i
usiadła mu na kolanach, przytulając się. Zamknął jej kruche ciało w swoich
męskich objęciach.
-
Kocham cię... - zapewnił ją po raz kolejny.
-
Ja ciebie też kocham… - odpowiedziała, składając na jego ustach gorący
pocałunek.
~
Właściwie
cała złość na Maxa już dawno jej przeszła, jednak i tak chciała mu co nieco
nagadać. Rozumiała teraz w zupełności jego solidarność z Billem jak i to, że
nie była to jego powinność. Wyznanie jej całej prawdy było tylko i wyłącznie
sprawą Babette.
Korzystając
z gościnności Billa, zrobiła sobie kilka kanapek, które smakowicie
skonsumowała, czekając na Maxa.
Kiedy
usłyszała jak otwierają się wejściowe drzwi, siedziała jak gdyby nigdy nic przy
kuchennym barku, wolno sącząc colę.
Miała
trochę czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć i cała złość jaką pałała,
straciła na swojej intensywności. Po rozmowie z Billem wszystko zobaczyła w
zupełnie innych barwach. Właściwie już wcześniej go lubiła, tylko ta
niespodziewana wiadomość i szok jakiego po jej usłyszeniu doznała, przyćmił na
chwilę to uczucie, zastępując je nieuzasadnioną i nieprawdziwą nienawiścią.
Teraz w zupełności solidaryzowała się z nim, bo był tak samo skrzywdzony jak i
ona. Nie mogła mieć do niego pretensji, bo jej matka nie dała mu szansy by mógł
być ojcem.
Tymczasem
Max rzucił plecak pod drzwiami i spokojnym krokiem skierował się w stronę
kuchni. Na jego twarzy malowało się skupienie, zamyślenie i jakiś dziwny rodzaj
strapienia. Amy ani drgnęła, siedziała cicho obserwując każdy ruch przybysza.
Czego
jak czego, ale zobaczyć ją w kuchni swojego domu, kiedy tak siedzi jak gdyby
nigdy nic i popija colę, kompletnie się nie spodziewał, dlatego na jej widok
niemal podskoczył do góry, jakby zobaczył jakąś zjawę.
-
Amy!? Co się z tobą działo? Martwiłem się! - wykrzyczał z przestrachem.
-
Może jeszcze mi powiesz, że nie znasz przyczyny mojego zniknięcia, co? -
przymrużyła oczy, nie ukrywając żalu i pretensji, który dało się wyczuć w tonie
jej głosu.
-
Bill powiedział mi co się stało, ale czemu jesteś zła na mnie? Odwiozłem cię
wczoraj do domu, wszystko przecież było w porządku, nie rozumiem o co ci
chodzi? - chłopak nie ukrywał zdziwienia. Wiedział co się wczoraj wydarzyło,
ale nie miał pojęcia za co właśnie na niego Amy jest zła, bo o swojej rozmowie
na temat Billa, jaką przeprowadził z Amy w trakcie sylwestra, już dawno
zapomniał. Zupełnie nie pojmował, o co może chodzić dziewczynie. Przecież się
nie pokłócili, w czasie drogi nie flirtował z żadną laską, więc co u diabła się
stało?
-
Podły kłamca... - wycedziła Amy.
Teraz
już zupełnie zbaraniał. I to on niby ją okłamał?! Że niby kiedy i o czym?
-
Ja?! - krzyknął, pewny swojej niewinności jak tego, że właśnie zaczął padać
śnieg.
-
A może ja, co?! - odwdzięczyła mu się takim samym krzykiem Amy, zeskakując ze
stołka podeszła do niego, stając na wprost: - A kto reklamował Billa jako
dobrego ojca? Może jeszcze mi wciśniesz, że to czysty przypadek, że nie
wiedziałeś, że właśnie on jest moim biologicznym ojcem?
Max
pobladł. A więc o to jej chodziło... Zastanowił się, czy teraz przyszła tutaj
do Billa, czy do niego?
-
I to był właśnie ten jeden powód, dla którego wszyscy omal nie popadali na
zawał? - odparł jej atak. - Rozumiem twoją złość i żal, ale ty też powinnaś
mnie zrozumieć. A tak w ogóle mogłaś najpierw porozmawiać z matką, a nie od
razu znikać.
-
A uważasz, że nazbyt błahy? - Amy nie dawała za wygraną. - Uważasz, że to nic
takiego? Jasne! Bo nagle dowiedziałam się, że mojej koleżance w Stanach zdechł
kot, nic takiego drobnostka, prawda? W końcu przecież w każdej chwili można się
dowiedzieć, że wszyscy bliscy oszukiwali cię całe życie, że nagle okazuje się,
że zrobił cię zupełnie ktoś inny!
Amy
nie ukrywała rozgoryczenia podejściem Maxa. Może gdyby on ujął to jakoś
inaczej, nie byłoby takiego wybuchu z jej strony, ale jego pośrednie
stwierdzenie, że był to błahy powód do nagłego zniknięcia z domu, zupełnie ją
rozjuszyło.
-
Nie powiedziałem tego - Chłopak starał się bronić.
-
A ty wiedziałeś i nie potrafiłeś mi powiedzieć... - syknęła.
-
Amy... - próbował chwycić ją za rękę, ale zrobiła unik. - Sam się dowiedziałem
o tym niemal przed samym wyjazdem, zresztą to przecież nie ma nic do rzeczy,
nawet gdybym wiedział wcześniej, to i tak bym ci o tym nie powiedział, zrozum,
przecież to nie ja powinienem cię o tym poinformować, przecież czułabyś się jeszcze
gorzej...
Milczała
stojąc w oknie tyłem do niego. Doskonale wiedziała, że ma rację, i wcale nie on
jej to uświadomił, bo zrozumiała to dużo wcześniej. Max po chwili mówił dalej:
-
I wcale nie uważam, że to błahy powód, wręcz przeciwnie, tylko miałem nadzieję,
że ucieszysz się, że masz takiego ojca. Opowiadałem ci o nim, bo chciałem jakoś
zbliżyć was do siebie, chociażby przez to. Widzisz, ja mu wiele zawdzięczam,
chociaż nawet nie jest moim ojczymem, ale skoro dla obcego chłopaka potrafił
być taki dobry, to pomyśl jaki mógłby być dla swojej biologicznej córki...
Rozmawiałaś z nim chociaż? - zapytał na koniec.
-
Rozmawiałam... Przecież po to tu przyszłam. - odparła już spokojniej Amy.
-
No i co? - Głos Maxa był pełen obawy, nie chciał, aby jego dziewczyna
skrzywdziła Billa niesprawiedliwymi słowami.
-
Chyba dobrze... - odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem. - Wyjaśnił mi, że
po prostu nie wiedział o moim istnieniu, że obydwoje padliśmy ofiarą jakiejś
głupiej tajemnicy mojej matki...
-
Przepraszam, że tak wyszło... - Max popatrzył jej w oczy, odgarniając przydługą
grzywkę, która zakrywała niemal pół twarzy dziewczyny.
-
Rozumiem Max... Wkurzyło mnie tylko twoje podejście, bo ciekawe jakbyś ty
zareagował, gdybyś dowiedział się nagle o czymś takim...?
-
Na pewno bym nie zwiał z domu, tylko porozmawiałbym spokojnie... nie tak jak
moja kochana, impulsywna dziewczynka...
Wyciągnął
do niej swoje męskie ramiona, a ona pozwoliła mu się objąć.
-
Nie potrafiłam inaczej, nie mogłam... Mam do niej taki żal, okłamywała nie
tylko mnie, ale też Billa... - powiedziała cicho.
-
Chciała dobrze... - bronił Babette Max, prowadząc Amy do salonu. - Postaraj się
ją zrozumieć, też przecież było jej trudno...
-
Nie wiem, może łatwiej bym to zniosła gdyby powiedziała mi pół roku temu. Max,
dlaczego ona tak długo z tym zwlekała...? - spytała, siadając na kanapie.
-
Myślę kochanie, że najlepiej będzie jak z nią porozmawiasz... - odparł chłopak,
ściskając jej dłoń.
Amy
westchnęła, wiedziała, że rozmowa z Babette jest nieunikniona. Jednak wciąż
odczuwała rozgoryczenie, jakie zrodziło się w niej, kiedy poznała tajemnicę
matki, a najbardziej bolał ją fakt, że tak długo ukrywała przed nią prawdę.
Teraz, odwlekając tę chwilę szczerej rozmowy, jakby chciała się na niej odegrać
za to wszystko.
-
Porozmawiam, ale jeszcze nie dzisiaj... - odparła krótko.
~
-
Zaczynamy od rozwiązania problemów, jak myślisz, czy to dobra wróżba? -
zapytała Babette, podając Billowi plecak Amy.
-
Może właśnie dobra - uśmiechnął się. - Popatrz, tyle par zaczyna od
romantycznej sielanki, a jak potem kończą?
-
Myśmy chyba kiedyś też tak zaczynali... - odpowiedziała z rozrzewnieniem.
-
Czy ja wiem...? - popatrzył jej w oczy, obejmując wolną ręką. - To chyba też
nie była taka zupełna sielanka, my ciągle mieliśmy jakieś problemy...
-
Może limit wyczerpany? Chciałabym już ich więcej nie mieć... - westchnęła
Babette.
-
Obiecuję, że to już ostatni... - Bill powiedział to tak, jakby to właśnie on
był sprawcą tych wszystkich kłopotów.
Fakt,
niezbyt fortunnie rozpoczęło się to ich nowe, wspólne życie, ale obydwoje mieli
nieodparte wrażenie, że to wszystko jeszcze bardziej ich połączyło, że kiedy
Amy się pogodzi z Babette, może czekać ich już tylko szczęście. Ich miłość
przetrwała tyle lat, znali siebie nawzajem, swoje upodobania, mieli córkę i
rozumieli się jak nigdy dotąd, czy to nie były przesłanki do stworzenia
idealnego związku...?
-
To ja obiecuję, że już będzie tylko dobrze - Babette pogładziła go po policzku
i pocałowała czule. - Wracaj szybko...
-
Tylko zawiozę jej tę torbę i plecak - uśmiechnął się Bill, wychodząc.
Zszedł
na dół, wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku swojego domu. Miał tylko
zawieźć Amy jej torbę odebraną z hotelu i plecak z książkami, i zaraz wrócić do
Babette, ale kiedy zaczął analizować w myślach całą tę sytuację, poważnie
zastanowił się nad słusznością swojej decyzji. Chciał odegrać rolę dobrego
tatusia, a tymczasem wpadł w dość dziwną pułapkę. Przecież sam zgodził się,
żeby Amy na razie została w jego domu, jak mógł wcześniej nie pomyśleć o tym,
że tam przecież też wciąż mieszka Max?!
Poukładał
w myślach kolejność wydarzeń; on zawiezie teraz jej tę torbę, sam wróci do
Babette i co...?
Ma
zostawić ich na noc samych?!
Włosy
zjeżyły mu się na głowie na samą myśl o tym. Nie... To naprawdę chore...
Przecież oni już ze sobą spali, a Max osobiście go o tym poinformował, czemu
więc robi teraz z tego taką aferę?
-
Jestem jakimś głupim, starym zgredem... - jęknął sam do siebie. Czy przypadkiem
nie przesadza? Czy aby nie jest za bardzo przejęty rolą ojca? Roześmiał się,
uspokajając nieco.
Właściwie
przez resztę drogi już o tym nie myślał. Wszedł do domu, gdzie powitała go
podejrzana cisza. Na dole we wszystkich pomieszczeniach było ciemno, tylko
nikła smuga światła kładła się na prowadzących na górę schodach.
Pospiesznie
więc skierował tam swoje kroki. Kiedy postawił stopę na ostatnim stopniu,
stwierdził że to nikłe światło dochodzi z uchylonych drzwi do pokoju Maxa. Nie
chciał podglądać, naprawdę nigdy tego nie robił i nie miał takiego zamiaru, ale
teraz...? Powinien zapukać w drzwi, przygotować ich na swoją obecność za nimi,
gdy tymczasem stał przez chwilę osnuty ciemnością korytarza, łapczywie kradnąc
wzrokiem obraz widoczny przez rozświetloną szparę. Nie mógł się powstrzymać, a
pod wpływem tego co zobaczył w jego umyśle znów narodziła się śmieszna obawa.
Na łóżku Maxa, w jego objęciach, Amy najprawdopodobniej szukała zapomnienia o
dręczących ją problemach. Młodzi kochankowie spoglądali sobie w oczy,
obdarowując się po chwili długim i namiętnym pocałunkiem. Bill poczuł na swoim
ciele dziwny dreszcz, takiego uczucia nie zaznał jeszcze nigdy. Wielokrotnie
słyszał o zazdrosnych ojcach i zawsze go to śmieszyło, a teraz co sam do
cholery czuł?
Szybko
jednak otrząsnął się z tych chorych myśli, z całą siłą pukając w niedomknięte
drzwi. Już nie śmiał patrzeć tam, gdzie jeszcze przed chwilą bez zażenowania
wędrował jego wzrok. Usłyszał tylko głośne, wypowiedziane przez Maxa:
-
Proszę!
Wszedł
więc z udawanym spokojem.
-
Twoja torba i plecak Amy.
Dziewczyna
zeskoczyła z łóżka.
-
No dzięki - Uśmiechnęła się do Billa, który teraz z niewątpliwie zafrasowaną
miną posmarował się dłonią po brodzie.
-
Sytuacja jest trochę niezręczna... - zaczął. Zarówno Amy jak i Max spojrzeli na
niego ze zdziwieniem. - No bo tak nie może być... Pozwoliłem ci tu zostać Amy,
ale... ale mama się bardzo niepokoi...
-
Przecież wie gdzie jestem, a ja na razie i tak nie chcę z nią rozmawiać -
odparła dziewczyna.
-
Tak, ale to nie o to chodzi... - wymamrotał Bill. - Bo to wszystko jest
skomplikowane i... właściwie nie wiem, gdzie będziesz spać.
-
No jak to gdzie? Przecież mamy gościnny pokój - wtrącił się Max.
-
Mamy, ale za blisko... to znaczy... no on jest obok... - motał Bill. Chłopak i
dziewczyna spojrzeli po sobie znacząco.
-
Mogę spać na dole, na kanapie - uśmiechnęła się Amy, bo już po woli zaczynała
rozumieć o co tak naprawdę chodzi jej ojcu.
-
Nie, tam się niewygodnie śpi... - zaprotestował.
-
Bill, o co ci właściwie chodzi? - roześmiał się chłopak.
Mężczyzna
westchnął tylko, opierając ręce na biodrach.
-
Cholera... - jęknął. - Ja nie chcę zostawiać teraz Babette samej, a jak was mam
tutaj zostawić?
Popatrzyli na niego jak na jakiegoś pozaziemskiego
stwora i roześmiali się głośno.
-
Bill... - Pokręcił głową Max. - Jesteś niesamowity... Przecież my razem byliśmy
przez trzy dni, zresztą przecież wiesz...
-
No wiem, ale tak jakoś głupio z pełną świadomością zostawiać was samych - odparł
ze zrezygnowaną miną.
-
A nie mówiłem ci, że będzie dobrym ojcem? - Max zwrócił się do Amy ze śmiechem.
-
I jakim troskliwym - przytaknęła dziewczyna.
Bill
popatrzył na ich rozbawione miny i sam się roześmiał.
-
No dobra, pośmialiście się ze starego - powiedział żartobliwie. - To ja idę,
ale nie szalejcie za bardzo, co...?
Żegnany
kolejną salwą śmiechu zszedł po schodach na dół z rozbawieniem kręcąc głową.
Miał wrażenie, że po prostu się wygłupił. Musieli teraz się z niego solidnie
nabijać, ale nadal nie czuł się z tą myślą komfortowo. Kiedy tylko wszedł do
mieszkania Babette, nie mógł się powstrzymać od słownego wyrzucenia z siebie
tej całej sytuacji. W odpowiedzi na jego obawy kobieta uśmiechnęła się tylko
pobłażliwie.
-
Przecież oni już spali ze sobą.
-
No ja wiem, ale inaczej jest kiedy nie masz tego pełnej świadomości, a ja
świadomie zostawiłem ich samych... - jęknął w końcu Bill.
Babette
popatrzyła na niego z czułością. Nie spodziewała się, że aż tak przejmie się
rolą ojca w dodatku w tak krótkim czasie.
-
Wiesz co... - powiedziała, przytulając się do niego. - Teraz jak nigdy dotąd
żałuję swojej decyzji, bo wiem, że naprawdę byłbyś, jesteś i będziesz cudownym
ojcem...
hahahahahahaha.... nie ma to jak konstruktywny komentarz. No ale... ten Bill na końcu... xD Rozwaliło mnie to xDD
OdpowiedzUsuńTaki troskliwy tatusiek xD
No dobra... czyli kończymy już to... a co z tym nowym blogiem? Nadal nie możesz się doprosić o grafikę? Bo ja sie nie mogę już doczekać :((( Ehhh....
Dobra... taka sielanka, że nie wiem co mam więcej komentować xD
Także ten... czekam na następny no i na tą nowość!!! :D
Buziaki :***
Tak, Bill teraz dopiero poczuł, jak to jest być ojcem dorastające córki ;)
UsuńDoprosiłam się, mam grafikę i na FP, i na ATGOH, tak, że wystartuję niebawem. Trzymaj kciuki!
Całuski ;*
FP!!! Będzie Tommy ❤❤❤ :D trzymam kciuki bardzo mocno :*
UsuńJaki entuzjazm <3 Myślę, że większość będzie chciała teraz dla odmiany poczytać czegoś z Tomem ;)
UsuńKocham ten blog!
OdpowiedzUsuńJak najszybciej chce kolejny rozdział! Bill i jego urojenia xd przecież wiedział że już ze sobą spali to... ech...
A jak słodko się plątał. 😍
Rozumiem że znów jest określona liczba odcinków tak jak w poprzedniej części.
Szkoda mi ze to już prawie koniec 😕
No ale cóż. Na obecną chwilę muszę wytrzymać kolejny tydzień ❤
Pozdrawiam attention TH.
Wiesz, odezwał się w nim instynkt ojcowski, w końcu nagle odzyskał córkę i teraz biedak nie umie odnaleźć się w tej sytuacji, choć bardzo się z tego powodu cieszy.
UsuńDziękuję ;*
Hahaha Bill jest niesamowity hee :) wreszcie sie zaczyna na nowo układać ale znając ciebie zaraz sie coś poknoci ;) no cóż odcinek super Amy jest na dobrej drodze do wybaczenia mamie wiec nie pozostało mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuńTaki słodki z niego tatusiek ;) Ale dobrze odnalazł się w roli ojca. Amy z pewnością wybaczy, w końcu to jej matka.
UsuńPozdrawiam ;*
Naprawdę gratuluję pomysłowości, jest super! Pozdrawiam i czekam na kolejne posty <3
OdpowiedzUsuńNo tak jakoś udało mi się wymyślić całą historię, jak i kolejne na jakie także Cię zapraszam :)
UsuńDziękuję ;*
Przesłodka końcówka ^^ Amy w końcu wybaczy matce i całą trójka będzie szczęśliwa, prawda? :D Myślałam, że dziewczyna zrobi Maxowi wielką awanturę i będzie na niego śmiertelnie obrażona, jednak trafny argument chłopaka, że Babette sama powinna o wszytskim powiedzieć córce, przemówił do Amy. Kurczę, w tym młodych chłopaku skrywa się trzeźwo myślący, dorosły człowiek :D Szkoda, że tacy są w mniejszości XD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny odcinek!
Buziaki :*
Wreszcie sielankowo, prawda? Chociaż może i "nie wreszcie" bo nie wszyscy lubią. Max taki dojrzały, chociaż może zbyt, jak na tak młodego chłopaka, bo wiem, że to jest rzadkość, ale niech już będzie taki mądry Max.
UsuńDziękuję i ściskam ;*