Część
29.
„Ja przed
tobą
otwieram wszystkie części nieba,
odkrywam słońce...
Możesz więcej się nie bać, ja na wszystko przyrzekam
będę zawsze przy tobie...”
odkrywam słońce...
Możesz więcej się nie bać, ja na wszystko przyrzekam
będę zawsze przy tobie...”
De Mono – „Kamień i aksamit”
Już
dawno nie był tak zabiegany jak przez ostatnie trzy dni. Do wyjazdu na koncerty
pozostało mu tylko dwie doby. Amy wciąż u niego pomieszkiwała, ani słowem nie
wspominając o chęci przeprowadzenia rozmowy z Babette. Miał wrażenie, że
dziewczyna celowo odwleka ten moment, chociaż już wcale nie jest na matkę zła,
i domyślał się nawet jaka jest tego przyczyna. Fakt spędzania z Maxem niemal
całych dni, skutecznie ją odciągał od tego spotkania, bo wiedziała, że
pojednanie będzie oznaczało powrót do domu.
Każda
minuta była teraz dla niego drogocenna, a swój czas musiał rozdzielić
sprawiedliwie między pracę, na brak której teraz, przed samym wyjazdem nie mógł
narzekać, a spędzanie niemal wszystkich wolnych chwil z Babette i Amy.
Najgorsze było dla niego to, że one były wciąż osobno. Wiedział, że musi w
końcu jakoś nakłonić dziewczynę na rozmowę z matką.
-
Amy, myślę, że czas najwyższy pojechać do domu - powiedział stanowczo, kiedy po
południu zastał ją samą w salonie.
Nie
odpowiedziała, jakby zastanawiając się nad tym po raz kolejny. Bill usiadł obok
niej na kanapie.
-
Zrozum mnie, ja za dwa dni wyjeżdżam, nie wyjadę spokojnie, zostawiając was tu
w takim stanie... - powiedział błagalnym tonem, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Dziewczyna
westchnęła tylko, zwracając ku niemu swoje spojrzenie. Sama doskonale
wiedziała, że to najwyższy czas pojednać się z matką. Właściwie już nie
potrzebowała od niej żadnych wyjaśnień, o większości faktów opowiedział jej
Bill. Rozumiała wszystko oprócz jednego; dlaczego Babette tak długo zwlekała z
powiedzeniem jej prawdy? Przecież powinna przewidzieć, że czym dłużej, tym
trudniej będzie Amy to wszystko zrozumieć.
-
Daj mi pół godziny, spakuję tylko swoje rzeczy... - odpowiedziała po chwili.
-
Dziękuję, wiedziałem, że zrozumiesz - Uśmiechem pochwalił jej szybką decyzję.
W
dwadzieścia minut Amy była gotowa. Bez większych ceregieli wrzuciła wszystkie
rzeczy do torby i plecaka. Nie miała tego dużo, książki i trochę ciuchów, które
miała ze sobą, kiedy tu przyjechała po ucieczce.
-
Ale mamy i tak chyba jeszcze nie będzie w domu - powiedziała Amy, kiedy już
wsiedli do samochodu.
-
Jest jeszcze w pracy, ale chcę, żebyśmy zrobili jej niespodziankę, okay? - Bill
spojrzał na córkę oczekując aprobaty swoich słów. Uśmiechnęła się tylko i
pokiwała głową.
-
Cieszę się, że nareszcie już zupełnie wszystko się ułoży - powiedział
zadowolony. - Aż mi szkoda teraz wyjeżdżać, moglibyśmy tyle czasu spędzić ze
sobą... - dodał z żalem.
-
Nadrobimy jak wrócisz - powiedziała wesoło Amy.
- Dwa miesiące tułaczki - jęknął Bill. - Ale będę
przyjeżdżał między koncertami.
-
W niedzielę rano wyjeżdżasz, więc jutro chyba spędzisz dzień z mamą...? -
zasugerowała dziewczyna.
-
No właśnie, chciałbym zaprosić was na kolację, co ty na to? - zapytał Bill.
Amy
skrzywiła się nieco. Mieli z Maxem już inne plany na jutrzejszy wieczór, ale
nie chciała urazić Billa.
-
Może lepiej sami spędźcie ten wieczór... - Próbowała się jakoś delikatnie
wykręcić.
-
A co? Nie masz ochoty na kolację ze swoim staruszkiem? - roześmiał się.
-
Nie, nie! To nie o to chodzi, ale już umówiliśmy się ze znajomymi w klubie -
odparła z przepraszającą miną Amy. - Jak przyjedziesz kiedyś między koncertami,
to wyskoczymy na wspólną kolację, dobrze?
-
No dobrze, więc tym razem umówię się tylko z mamą - Uśmiechnął się Bill.
-
Wierzę, że spędzicie wspaniały wieczór – Córka przechyliła się i cmoknęła go
lekko w policzek.
W
ciągu tych dni, które Bill dzielił między wieczory i noce spędzone z Babette, a
popołudnia na szczerych rozmowach z Amy, ojciec i córka bardzo się do siebie
zbliżyli. Może jeszcze nie zrodziła się między nimi taka miłość, jaką darzyli
by siebie w normalnych okolicznościach, kiedy mogliby być razem od urodzenia
Amy, jednak niewątpliwie takie uczucie się między nimi rodziło i to, że
zapłonie na dobre w ich sercach, było tylko kwestią czasu. Rozmawiało im się
wspaniale, rozumieli się i powierzali sobie problemy, tajemnice, wątpliwości.
Wszystko było na dobrej drodze, że między odzyskanym ojcem, a dawno utraconą
córką, ułoży się tak jak powinno.
Bill
odprowadził Amy pod drzwi, wnosząc jej plecak i torbę, po czym ponownie zszedł
na dół i pojechał po Babette.
Kiedy
dziewczyna weszła, rozejrzała się po mieszkaniu, wspominając ostatnie
wydarzenia jakie miały tu miejsce. Z perspektywy czasu stwierdziła, że trochę
przesadziła ze swoim zachowaniem. To, o czym poinformowała ją Babette było dla
niej niewątpliwie wielkim przeżyciem, ale czy to usprawiedliwiało jej wybuch? W
dodatku nawet nie dała matce dojść do słowa, widząc tylko swój czubek nosa.
Nawet przez chwilę nie pomyślała, że Babette przecież przez tyle lat cierpiała,
trzymając to w tajemnicy. Może niekoniecznie zgadzała się ze słusznością tej
decyzji, ale wtedy matka była przekonana, że postępuje najlepiej.
Na
kominku stała fotografia Billa w nowej ramce, a tuż obok jej zdjęcie, wizerunki
dwóch, najbliższych Babette osób. Teraz przypomniała sobie, jak
bezceremonialnie rozbiła poprzednią oprawkę ze zdjęciem taty i zrobiło jej się
przykro, na szczęście sama podobizna nie uległa zniszczeniu.
Zanim
Babette z Billem przyjechali, dziewczyna wypakowała się i wrzuciła do kosza
brudne rzeczy. Usiadła przy kuchennym oknie, z niecierpliwością oczekując
przybycia swoich rodziców, bo właśnie tak teraz o nich pomyślała.
Wciąż
miała w pamięci i kochała Martina jak ojca, szanowała go i mile wspominała
dzieciństwo, ale teraz niepostrzeżenie wkradał się do jej serca również Bill,
nie tylko dlatego, że dzięki niemu mogła przyjść na świat. Był jej biologicznym
ojcem i jak dotąd poznała go z jak najlepszej strony; był miły, ciepły, dobry i
czuły, a w dodatku jeszcze dość młody i przystojny. Czuła, że wkrótce na dobre
rozgości się w jej sercu jako najukochańszy tata.
Uśmiechnęła
się do tych myśli, kiedy zauważyła, że czarne BMW właśnie zaparkowało pod
domem.
~
-
Cholera... Chyba nie zgasiłam rano światła... - stwierdziła Babette, kiedy
spojrzała odruchowo w okna swojego mieszkania.
Bill
tylko uśmiechnął się pod nosem. Szkoda, że nie poprosił Amy, żeby wyczekiwała
na nich w ciemnościach, bo wtedy byłaby taka prawdziwa niespodzianka, a teraz
przypuszczał, że Babette może się domyślić, że jednak ktoś jest w domu, a tym
kimś może być tylko Amy. Chwycił ją za rękę i delikatnie skłonił do pójścia za
sobą.
-
To niemożliwe, żebym nie zgasiła światła w kuchni, pamiętam, że je gasiłam - Kobieta
nie dawała za wygraną.
-
Nieważne, a co tam w pracy? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę od tych myśli.
-
Zagadujesz mnie, kto tam jest? Amy? - zapytała, strzelając w przysłowiową
dziesiątkę.
-
Nie... ja nic nie wiem - skłamał dość nieudolnie, bo jego roześmiane oczy
mówiły wszystko. Nigdy nie był dobrym kłamcą, nie umiał nawet teraz okłamać w
dobrej wierze, żeby zrobić swojej ukochanej miłą niespodziankę.
-
Przywiozłeś ją, prawda? - dopytywała się Babette, pokonując ostatnie stopnie do
jej mieszkania.
-
Oj Babette... - jęknął w końcu. - Tobie to nawet niespodzianki nie można
zrobić, bo wszystko wywęszysz.
Roześmiała
się, zarzucając mu już pod samymi drzwiami ręce na szyję.
-
Jesteś kochany, kocham cię bardzo, bardzo... - obsypała jego twarz kilkoma
spontanicznymi całusami.
Pomimo
radości jaką odczuwała, nie mogła opanować strachu i drżenia dłoni. Amy
przyjechała, jest pewnie nawet gotowa porozmawiać, ale czy będzie w stanie
wybaczyć jej, że tak długo ukrywała prawdę?
Słyszała
bicie swojego serca, kiedy naciskała klamkę. Po krótkiej chwili jej oczom
ukazała się, stojąca w przedpokoju córka.
Popatrzyły
sobie w oczy, ale żadna nie odzywała się. Obydwie nie wiedziały jak zacząć tę
rozmowę, jakimi słowami ją zainicjować.
-
No co? Będziecie tak stały? - przerwał niezręczną ciszę Bill.
-
Cieszę się, że wróciłaś córciu... - zaczęła dławiącym łzami głosem, Babette. -
Przepraszam...
Podeszła
do dziewczyny z obawą i delikatnie ją objęła. Amy nadal nie mogła wydusić z
siebie słowa, a po tych kilku dniach kiedy się nie widziały, było jej jeszcze
trudniej. Nadal czuła się oszukana przez najbliższą na świecie osobę, choć
właściwie już dawno wszystko zrozumiała. W końcu przełamała się, odwzajemniając
uścisk, co odbywało się wciąż bez słów.
Bill
patrzył na tę scenę ze wzruszeniem. Teraz naprawdę był z siebie dumny, a to
uczucie zrodziła świadomość, że to wszystko dzieje się dzięki niemu.
Babette
i Amy weszły do pokoju siadając na kanapie. Bill nadal stał w przedpokoju nie
wiedząc, czy może ma pozwolić im porozmawiać w cztery oczy, czy też
uczestniczyć w tej rozmowie.
-
Przepraszam, wybacz mi Amy... - zaczęła nieśmiało Babette. - Wiem, to był mój
błąd, już dawno powinnam ci o tym powiedzieć, ale myślałam, że kiedy będziesz
starsza, łatwiej będzie ci zrozumieć...
-
Wiem, że chciałaś dobrze... - odezwała się w końcu Amy. - Ale to, że mnie
okłamywałaś, tak bardzo boli...
-
Nie przypuszczałam, że to wszystko się tak ułoży... Kiedy byłaś mała, myślałam,
że nigdy się nie dowiesz... - Babette spojrzała na Billa, który wciąż stał w
drzwiach, a po chwili wzrok Amy tam także zawędrował.
-
Tato... wejdź, siadaj... - wskazała ręką na miejsce obok siebie.
Pomimo
tak wspaniałego zaproszenia, nie potrafił ruszyć się z miejsca, a wzruszenie
dławiło go, nie pozwalając wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie spodziewał
się, że kiedykolwiek usłyszy to słowo, właściwie nawet nie miał na to nadziei.
Wiedział, że Amy zaakceptowała go w tej roli, ale nawet nie marzył o takim
szczęściu. Jednak to powiedziała...
Nie
miał pojęcia jak mu się udało przebyć drogę do kanapy, to wszystko jakaś
niewidzialna moc wykasowała z jego pamięci. Przed oczami jawił mu się tylko
obraz Babette ze łzami w oczach i uśmiechniętej córki. Ona rozumiała, że
właśnie w tej chwili obdarowała swojego ojca nieopisanym szczęściem.
-
Dziękuję Amy... - powiedział. Nadal wzruszony mocno przytulił dziewczynę, w
podzięce za to w jaki sposób zwróciła się do niego.
-
Ale będę mówiła ci po imieniu, dobrze? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała
Amy.
-
Jasne - roześmiał się Bill, który wciąż miał w oczach łzy wzruszenia, w dodatku
odczuwał ogromną radość z faktu, że i on również mógł uczestniczyć w tej
rozmowie, a co najważniejsze, że Amy sama go zaprosiła. Może bez jego udziału
nie potrafiłyby sobie na spokojnie wszystkiego wyjaśnić...? To on posiadał
zdolność uspokajania obydwu, kiedy już podnosiły głos. Był jak mediator w
ważnych negocjacjach, łagodził, koił, pomagał... Miał też wiele do powiedzenia,
bo przecież również on tworzył tę historię. Starał się być neutralny i nie
stawał po niczyjej stronie, bo tak naprawdę strona była tylko jedna i mogli
wreszcie stworzyć prawdziwą, kochającą się rodzinę. W tragiczną historię Billa
i Babette zostały również wplecione losy ich córki, jednak najprawdopodobniej
los zdecydował się dopisać jej szczęśliwe zakończenie. Z każdą niemal minutą
Amy coraz bardziej rozumiała racje matki, wciąż jednak nie mogąc zrozumieć
dlaczego tak łatwo się wówczas poddała. Jak mogła zrezygnować z takiej miłości,
w rezultacie czego cierpiała przez tyle lat?
Po
niedługim czasie tłumaczenia przerodziły się w szczerą, spokojną rozmowę, do
której zaczęły się wkradać wspomnienia.
Po
raz drugi słuchała jak bajki ich historii, tym razem opowiadanej przez obydwie
strony. Chwilami zapominała o całym świecie śledząc ich zawiłe losy, czasem
zaśmiewała się, kiedy myliły im się fakty, o co nie bacząc na nią, uporczywie i
żartobliwie się spierali. Wszystko to było dla niej piękne, pełne romantyzmu i
miłości, najpiękniejszej jaka mogła przytrafić się jej rodzicom...
~
Wszystko
zamawiał z myślą o niej, tylko to co lubiła. Doskonale pamiętał, jak bardzo
zawsze smakowały jej potrawy kuchni francuskiej i nie dziwił się temu, przecież
w połowie była francuską. Dom lśnił czystością, pieczołowicie wysprzątany przez
gosposię, która miała jeszcze jedno zadanie na dzisiejszy wieczór. Punktualnie
o dziewiętnastej podgrzać potrawy, zapalić wszystkie świece i wyjść. To była
godzina o której Bill miał pojechać po Babette.
Ich
pierwsza kolacja w jego domu, jej pierwsza tu wizyta...
Już
od samego rana promieniał szczęściem, wszystko się wreszcie poukładało i mogli
być razem. Nareszcie przyszedł czas na to zwykłe, banalne szczęście, na które
tak długo czekał. Może to dziwne, ale całe życie wierzył, że to kiedyś nastąpi,
ufał swojemu przeznaczeniu, był pewien, że w końcu będą razem.
Znów
razem, na zawsze...
Padający
od kilku dni śnieg, utworzył już dość grubą powłokę, bo jego towarzysz mróz nie
pozwalał mu topnieć. Babette wysiadła z samochodu na podjeździe do garażu.
Zdziwiła się, że dom jest aż tak duży, co prawda Amy mówiła, że większy od ich
domu w Stanach, ale nie myślała, że aż taki.
Bill
uśmiechnął się zachęcająco, otwierając jej drzwi. Tuż za progiem czekał na
gościa ogromny hol, w którego błyszczącej posadzce odbijały się roztańczone
ogniki świec, a gdzieś w oddali słychać było cichą muzykę. Stanęła nieruchomo
pochłaniając wzrokiem ten widok, bo to co zobaczyła przywołało z jej pamięci
tylko jedno jedyne wspomnienie.
Marsylia...
cudowne dni przepełnione miłością, świetlna droga do jego serca, pierwsze
wyznanie miłości... Było warto cierpieć tyle lat choćby dlatego, aby móc na
nowo przeżywać takie chwile...
Rozczuliła
się, a w jej oczach zabłyszczały łzy, w których teraz odbijały się małe
światełka.
-
Pamiętasz...? - usłyszała tuż obok czuły głos Billa. Odwróciła się w jego
stronę i delikatnie pogładziła jego policzek.
-
Nawet nie wiesz ile razy to wspominałam, ile przepłakałam nocy przypominając
sobie ten wieczór... I choć te wspomnienia tak bardzo bolały, to wciąż
katowałam się nimi...
Westchnął
głęboko i przytulił ją mocno.
-
To było moje nigdy niewysychające źródło życia... Gdyby nie te wspomnienia, już
by mnie nie było na tym świecie... Nawet nie wiesz, ile razy myślałem o tym,
żeby ze sobą skończyć i tylko to trzymało mnie przy życiu, nadzieja, że jeszcze
będziemy razem i jesteśmy...
Popatrzyli
sobie w oczy. W spojrzeniu Babette było przerażenie.
-
Myślałeś o samobójstwie...? - zapytała ze zgrozą.
-
Owszem, myślałem... Na szczęście tylko myślałem... - odparł poważnie. - Nie
chciałem bez ciebie żyć...
-
Boże... Co za ironia losu, ja miałam cząstkę ciebie, miałam Amy, ale gdybym się
dowiedziała, że ciebie nie ma... - Urwała wpół zdania, bo przeraziły ją jego i
jej własne słowa. Milczeli przez chwilę.
-
Chodźmy, bo kolacja wystygnie - powiedział cicho, muskając ustami jej czoło.
Objął
ją ramieniem i poprowadził przez świetlny korytarz. Kiedy stanęła w progu
salonu oniemiała; on też tonął w blasku świec, a ich znajomy,
waniliowo-pomarańczowy aromat unosił się wszędzie. W kominku wesoło trzaskał
ogień, a na środku stał suto zastawiony różnymi potrawami stół.
-
Proszę - Odsunął jej krzesło i gestem zachęcił, aby usiadła. Sam przemienił się
teraz w kelnera, zdejmując pokrywy z czekających pod nimi, gorących potraw.
-
Mmmm... - mruknęła wdychając wspaniałe zapachy. - Carpaccio... pamiętałeś, że
lubię...
Oczywiście,
że pamiętał, o wszystkim pamiętał... Uśmiechnął się tylko z dumą, wskazując na
butelkę zanurzoną do połowy w lodzie.
-
Pani sobie życzy szampana, czy może któreś z win?
-
Szampan, oczywiście, że szampan... - powiedziała cicho, spoglądając wprost w jego
oczy. Sprawnie otworzył butelkę i rozlał pieniący się trunek do odpowiednich
kieliszków.
Patrzyła
jak tańczą w nich bąbelki, tak spontanicznie i wesoło, zupełnie tak samo jak
teraz w niej tańczyło szczęście. Ten cały wystrój, ta płynąca cicho z głośników
muzyka, to wszystko przygotował specjalnie dla niej. Chciał, żeby ten nastrój
przywołał wspomnienia i wiedział, że mu się to udało. Świadczyło o tym choćby
jej lekkie skrępowanie, delikatny rumieniec na twarzy i jakaś dziwna
nieśmiałość. Czuła, jakby cofnęła się w czasie, chociaż wówczas miała o wiele
więcej odwagi niż teraz. Dzisiaj, choć o tyle lat starsza i bogatsza o
dziesiątki doświadczeń, ważyła w myśli każdy gest i słowo.
-
Wszystko takie pyszne... - powiedziała, sięgając po serwetkę. – Gosposia, czy
restauracja?
-
Restauracja oczywiście - Roześmiał się. - Gosposia jest tradycjonalistką i
potrafi przygotowywać tylko niemieckie potrawy. Jej praca nad tym wszystkim
polegała na zastawieniu stołu, oczywiście pod moim bacznym okiem i podgrzaniu
tego. Gdybym potrafił, sam bym coś ugotował, ale aż tak dobrym kucharzem nie
jestem.
Ponownie
sięgnął po szampana, napełniając opróżnione szkło. Wstał i obszedł stół,
zatrzymując się tuż obok Babette.
-
Za nasze szczęście i za naszą miłość - wzniósł toast.
-
Za nas... - dopowiedziała, podnosząc się.
Dźwięk
dwóch stukniętych o siebie szkieł rozniósł się echem po salonie. Wypili całą
zawartość do dna, żeby nie zapeszyć, żeby wreszcie stało się to o czym zawsze
marzyli. Za spełnienie tych marzeń i za resztę życia...
Bill
wyjął jej z dłoni już pusty kieliszek, stawiając razem ze swoim na stole. Objął
ją mocno i patrząc w oczy wyznał:
-
Nawet nie wiesz jaki teraz jestem szczęśliwy... - szepnął wprost do jej ucha,
wtulając twarz we włosy.
Chciała
płakać z powodu ogromnej siły tego samego uczucia, o którym właśnie jej
powiedział. Od wczoraj też czuła jego pełnię, zawładnęło całą nią, było obecne
niemal w każdej komórce jej ciała.
Położyła
mu głowę na ramieniu.
-
Tak bardzo cię kocham... - wyznała i jeszcze mocniej wtuliła się w jego ciało.
To właśnie w jego ramionach było jej miejsce na ziemi, wiedziała to już
pierwszej, spędzonej z nim nocy. Bezskutecznie się przed tym broniła, wmawiała
sobie, że przecież może żyć, bez dotyku jego czułych dłoni, bez jego zapachu,
pocałunków... Nie mogła; przez te wszystkie lata życie bez niego było tylko
wegetacją. Dopiero teraz w pełni pojęła, jak wiele straciła.
-
Zatańczymy? - zapytał, kiedy z głośników popłynęły dźwięki spokojnej ballady.
Bez słowa skinęła głową, poddając się magii chwili. Obydwoje już nie mówili
nic. Płynęli poprzez muzykę, nasyceni miłością, napojeni szczęściem. Znów mieli
siebie, swoją bliskość, oddychali tym samym powietrzem, wtuleni w swoje ciała,
rozkołysani rytmem gorącego uczucia.
Bill
wsunął dłonie w jej włosy, pozbywając podtrzymującej upięcie spinki. Ich
zwinięty pukiel, który jeszcze przed chwilą tworzył kok, opadł niedbale na
plecy. Roztrzepał go dłońmi, wolno przesuwając po całej długości palcami,
rozrzucając włosy na ramionach swojej miłości. Zawsze miał do nich słabość, tęsknił za
ich miękkością i zapachem, chciał się w nie wtulać każdej nocy. Teraz znów były
tylko dla niego.
Przystanął
na chwilę, patrząc jej w oczy. Przesunął dłońmi po jej ramionach, wzdłuż szyi i
zatrzymał na policzkach. Delikatnie musnął jej usta i szeptem zdradził swoje
odczucia:
-
Pragnę cię...
Nie
odpowiedziała. Gdyby on też mógł to poczuć wiedziałby, że odpowiedzią jest
rozkoszny dreszcz, przeszywający właśnie jej ciało. Przymknęła oczy, a świat
zawirował. Poczuła niebiańską słodycz jego ust i rozchyliła swoje, wpuszczając
jego język w ich wnętrze. Wciąż była w nich ta najpiękniejsza miłość, szalona,
niosąca ze sobą wielką namiętność...
Kto
wie, czy będąc ze sobą przez te wszystkie lata, umieliby jeszcze kochać się w
taki sposób? Może ich miłość zamieniłaby się w zwykłą rutynę, a schemat
codzienności pogrążyłby to wielkie uczucie w najzwyklejszych rozterkach i
kłopotach? Pewne było to, że najzwyczajniej w świecie uniknęli tego banalnego
spowszednienia, przyzwyczajenia i zwykłości. Teraz na nowo mogli się cieszyć
namiętnością i pożądaniem, bo pragnęli siebie tak samo, jakby przyszło im się
kochać te siedemnaście lat temu...
Kres
ich pierwszemu dziś pocałunkowi, niespodziewanie położył Bill.
-
Zaczekaj tu chwileczkę, ja zaraz wrócę... - powiedział z całym przekonaniem,
kładąc jej ręce na ramionach i zaglądając w oczy. Tylko skinęła głową
nienasycona pieszczotą, a on natychmiast zniknął za ścianą oddzielającą salon
od holu. Jego odosobnienie nie trwało dłużej jak kilkanaście minut, a kiedy
wrócił zauważyła jego tajemniczą minę i ręce schowane za plecami.
-
Co tam masz? - zapytała z uśmiechem.
-
Zamknij oczy - usłyszała w odpowiedzi. Pełna ufności spełniła jego polecenie, a
po chwili poczuła miękki kawałek tkaniny, oplatający wokół jej głowę na
wysokości oczu. Już uniosła ręce w geście raczej impulsu i odruchu, niż obrony,
a wtedy Bill delikatnie udaremnił próbę odsłonięcia oczu, zwracając się do niej
słowami:
-
Zaufaj mi...
Jego
słowa zabrzmiały jak najpiękniejsza muzyka, a przed oczy wróciły obrazy sprzed
ponad siedemnastu lat. Pozwoliła bezwolnie poprowadzić się swemu szczęściu i
swej miłości, wiedziała, że wkrótce może ją czekać tylko coś pięknego, jakaś
nieodgadniona, tajemnicza, a co najważniejsze, przygotowana przez niego
niespodzianka.
Prowadził
ją za rękę do miejsca, które tak pieczołowicie przygotował, a kiedy otworzył
drzwi, już wiedziała, gdzie się znajdują i co może ją za chwilę czekać. Cichy
szum wody napełniającej ogromną wannę mógł świadczyć tylko o tym, że są w
łazience. Cudowny zapach wrzuconych do niej musujących kul i wlanych olejków,
wypełniał całe pomieszczenie zamieniając je w komnatę zmysłowych doznań.
Jednym
ruchem wyzwolił jej oczy z krainy ciemności i zobaczyła ten obraz, mogący być
tylko zwiastunem fizycznej przyjemności. Tak samo jak inne pomieszczenia,
łazienkę napełniało subtelne światło świec. Wszystko to pewnie przygotował w
chwili, kiedy przerywając pocałunek opuścił ją na moment. Teraz wybaczyła mu tę
niedokończoną pieszczotę, licząc na o wiele więcej jeszcze wspanialszych
doznań.
Nawet
nie zdążyła sobie ich wyobrazić, kiedy poczuła jego dłoń odgarniającą z jej
karku kaskadę włosów i usta cudownie muskające jej szyję. Podniecenie, zupełnie
jak ten zmysłowy zapach w powietrzu, rozpłynęło się teraz przyjemnie po jej
ciele. Przymknęła oczy, a jego ręce zajęły się odpinaniem guzików u jej bluzki,
a potem zdejmowaniem spódnicy. Po chwili obydwie rzeczy niedbale opadły na
posadzkę łazienki. Została w samej bieliźnie, pończochach i szpilkach. Jednym krokiem, podtrzymywana przez niego za
rękę wyszła poza obręb swojej dolnej części garderoby.
Obrzucił
ją pożądliwym wzrokiem, kiedy wyciągnęła ręce, aby zająć się teraz jego
koszulą. Zanim ją rozpięła, sam pozbył się swoich spodni, po czym przyciągnął
ją jednym ruchem do siebie, po raz drugi tego wieczoru zatapiając swoje wargi w
jej ustach.
Tą
właśnie pieszczotą, ruszyli na spotkanie swojej ekstazy, cudownego uczucia
bliskości i fizycznej miłości. W pośpiechu, przerywając tylko na krótkie chwile
swój opętańczy taniec języków, pozbywali się resztek okryć, aby móc jak
najszybciej zanurzyć się w ciepłej i cudownie aromatycznej wodzie pokrytej
pianą, co już po chwili się stało. Wydobywające się z prawie napełnionej po
brzegi wanny bąbelki, wspaniale pobudzały ich ciała i tak już dostatecznie
rozochocone pragnieniem swojej bliskości.
Przyciągnęła
go do siebie skłaniając do zmiany pozycji. Teraz to ona dominowała nad nim,
pokrywając delikatnymi pocałunkami każdy niezanurzony milimetr jego skóry,
podczas gdy męskie dłonie oddawały się przyjemności dotyku jej ciała,
znajdującego się pod wodą. Niecierpliwie pragnął, aby objęła go swoim ciepłym,
kobiecym wnętrzem, już był gotów w niej być, poczuć ją znów na sobie,
zatracającą się w tańcu bioder, owładniętą magią miłości i pożądania. Z jego
oczu wyczytała niemą, błagalną prośbę o największą rozkosz, dlatego po chwili nasunęła
się nań, poruszając wolnym, zmysłowym tempem.
Jej włosy, już niemal całkowicie nasiąknięte wodą podczas pierwszych w niej
pieszczot, muskały go teraz opadając na twarz i wynurzoną część torsu.
Wpatrywali
się w swoje oczy z miłością, wciąż szepcząc sobie wyznania, i pojękując
zmysłowo, doprowadzali się wzajemnie do szaleństwa.
-
Obiecaj mi... - wyszeptał z takim trudem, jakby zabrakło mu powietrza. -
Obiecaj, że już zawsze tak będzie...
Obejmował
ją swoimi ramionami z ogromną czułością, wyczekując upragnionej odpowiedzi.
-
Obiecuję... Przysięgam... Na wszystko…
Odgarnęła
mu włosy z twarzy, które zupełnie mokre przylgnęły teraz do jego policzków i
zachłannie zniewoliła jego usta dotykiem swoich warg, oddychając przy tym pożądliwie,
ciężko. Cicha muzyka wydobywająca się z małego telewizora umieszczonego w rogu
ogromnej wanny potęgowała doznania.
Zamknięci
w świecie swoich marzeń, które w ciągu kilku ostatnich dni spełniały się jedno
po drugim, oddawali się sobie z miłością. Zatracając w przyjemności, dotykając umysłem
niemal rozkosznego obłędu, zapomnieli o wszystkim, świat za ścianą tego domu
nie istniał, bo sami dla siebie byli światem, w swoich ramionach przeżywali
apogeum szczęścia, a wspólna przyszłość jawiła im się w najpiękniejszych
barwach.
Mieli
siebie, swoją miłość i dopiero teraz naprawdę poczuli, że żyją, dopiero teraz
od wielu lat poczuli, że chcą żyć.
Biała
piana niczym puchowa kołdra przykrywała pulsujące rozkoszą ciała. Leżeli pod
nią wtuleni w siebie, rozpamiętując przyjemność jaką przed chwilą się obdarowali.
-
Zastanawiam się czasem, jakbym żyła, gdybyś nie chciał mnie już znać... -
odezwała się po dłuższej chwili Babette.
-
Co ci przychodzi do głowy...? - Pobłażliwie uśmiechnął się Bill, całując ją w
czoło.
-
Sama nie wiem, mam czasem dziwne myśli...
-
Faktycznie dziwne - Roześmiał się, a po chwili dodał: - Kiedy zamieszkacie ze
mną?
Nieco
zdziwiło ją to nagłe pytanie. Co prawda już poruszali ten temat, ale z powodu
problemów z Amy, nie wracali do tego więcej.
-
A naprawdę tego chcesz? - upewniła się Babette.
-
Oczywiście! Co za pytanie? - żachnął się Bill.
-
Nie myślałam o tym jeszcze tak na poważnie, w dodatku muszę porozmawiać z Amy -
uśmiechnęła się. - Jeśli już, to na pewno nie teraz, ty wyjedziesz, a ja nie
chcę być tutaj sama.
-
No dobrze, ale potem się wprowadzacie! - Wymierzył w nią swój wskazujący palec.
-
Myślę, że Amy nie będzie miała nic przeciwko temu, ale nie postawię jej przed
faktem dokonanym, najpierw zapytam.
Kolejnym
czułym pocałunkiem, przerwali te rozważania, a kiedy skończyli Bill wstał
nagle, jakby właśnie przed chwilą przypomniał sobie o czymś ważnym.
- Coś się stało? - zdziwiła się jego odruchem.
-
Kochanie! Na śmierć zapomniałem! Mam jeszcze dla ciebie coś co lubisz! -
krzyknął, narzucając na swoje mokre ciało szlafrok i zniknął za drzwiami zanim
zdążyła się odezwać. Po chwili wrócił z tacą, na której dwa fikuśne talerzyki
kusiły swoją zawartością.
-
Charlotte... - westchnęła z podziwem i wycierając mokre dłonie, chwyciła
talerzyk z deserem. - Pamiętałeś... - popatrzyła na niego z wdzięcznością.
-
Zawsze kiedy go jadłem, myślałem tylko tobie... - odparł i siadając znów w
wannie, musnął delikatnie językiem odrobinę truskawkowego kremu, jaka pozostała
na jej ustach z pierwszej porcji smakołyku, którą się właśnie delektowała.
Niemal
jednocześnie uśmiechnęli się do siebie smakując chwilę szczęścia, słodycz
deseru i swojej miłości...
~
W
środku zimowej nocy leżał wpatrzony w sufit, na którym światło małej, nocnej
lampki przebijając się przez wzorzysty materiał abażuru, malowało misterne
wzory. W ramionach mocno trzymał najdroższą osobę, której dłoń delikatnie
gładziła go po przedramieniu. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to tylko piękny
sen z którego brutalnie obudzi go rzeczywistość. Ale właśnie tu i tej nocy
działa się rzeczywistość, znów byli razem, wtuleni w swoje nagie ciała, mieli
siebie i swoje szczęście już na zawsze.
Dostali
od losu najwspanialszy dar wzajemności, bo pewność miłości ukochanej osoby jest
tym uczuciem, które dodaje skrzydeł, wtedy ta druga połówka wie, że jest w
stanie osiągnąć niemal wszystko. W dodatku, jeśli to uczucie przetrwało tak
długo... A prawdziwą miłość poznaje się nie po sile, ale po
czasie jej trwania.
-
Ta pościel... Wystrój tej sypialni... - zaczęła niepewnie Babette.
Bill
tylko westchnął:
-
Chyba wiem co chcesz teraz powiedzieć...
-
Ona to wszystko urządzała, wybierała kolory... - ciągnęła, nie zważając na jego
słowa.
-
Przecież możemy to wszystko wymienić - powiedział, całując ją w czoło.
-
Mam wyrzuty sumienia, czuję się jak złodziej... - usiadła, opierając łokcie na
kolanach. – Ja po prostu jej to wszystko ukradłam... Ukradłam jej życie z tobą.
-
Proszę cię, daj spokój - Bill podniósł się i objął ją. - Ona była tu tylko ciałem,
a ty... jesteś od zawsze w moim sercu...
-
Ale gdybym nie wróciła... - urwała wpół zdania, bo położył jej palce na ustach,
nie pozwalając dokończyć.
-
Koniec, rozumiesz? – Chwytając za podbródek, odwrócił jej twarz w swoją stronę
i spojrzał w oczy. – Gdybyś nie wróciła, moje życie byłoby nadal tylko
wegetacją. Tylko ciebie kochałem przez te wszystkie lata, z myślą o tobie
budowałem ten dom i ciągle żyłem nadzieją, że wrócisz... Ona o tym wiedziała... Wiedziała, że może kiedyś nadejść ten dzień...
-
Ale miała nadzieję, że nie nadejdzie... - odpowiedziała smutnym głosem. -
Wszystko tutaj mi o niej przypomina...
Bill
znowu westchnął. Faktycznie, dom urządzała Patrizia według swojego gustu. On do
niczego się nie mieszał, chciał mieć święty spokój i było mu obojętne jaki
kolor będzie miał dywan, czy zasłony w salonie. Tylko na kominek się uparł, co
ją niezmiernie dziwiło, no i chciał mieć swój gabinet. Reszta się nie liczyła. Dla
niego to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia, jednak Babette mogła się
tu czuć nieswojo i rozumiał to. W jego głowie właśnie zrodziła się pewna
myśl...
-
Proszę cię, już nic o niej nie mów - Ujął twarz ukochanej w obydwie dłonie. -
Zostało nam tylko kilka godzin... Nie marnujmy czasu...
-
Przepraszam... - wyszeptała i opadając znów na poduszkę, dodała po chwili
przyciągając go do siebie: - Kocham cię...
No po prostu uwielbiam. Szkoda że się już kończy. Historia jest cudowna.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że pojawi się niebawem.
Pozdrawiam Attention TH
Wszystko się kiedyś kończy moja droga, ale spokojnie, będę kolejne historie, może już nie tak romantyczne, ale inni wolą ;)
UsuńPozdrawiam ;*
Ja to ich podziwiam. xD w ich wieku seks w wannie. Przecież to jest takie niewygodne... mi by się nie chciało, a mam 23 lata Hahaha xD.
OdpowiedzUsuńNo, a tak poza tym... jest sielanka. Babette i Amy pogodzone, wszyscy szczęśliwi... czego chcieć więcej? Hmmm... ja to z pewnością opowiadania z Tomem!!! ^^ ❤
Dziękuje kochana, za wspaniała przygodę, i ze mogłam znów odkryć tę historię na nowo! No i do zobaczenia pod następnym rozdziałem :*
Zależy jaka wanna, w takiej dużej, z hydromasażem jest naprawdę wygodnie, bo w takiej w boku to męka xD, a oni to wiesz... drugą młodość przeżywają ;)
UsuńDo przeczytania kochana ;*
Nie nie nie to nie może sie skończyć 😭😭😭 to jest zbyt piękne na koniec 😭😭😭 bardzo sie cieszę ze ułożyło sie miedzy dziewczynami i Amy zaakceptowała Billa jako swojego ojca 😌 Ale dalej nie dochodzi do mnie ze to juz prawie koniec 😭😭😭😩
OdpowiedzUsuńWszystko ma swój kres, a tym bardziej opowiadania, ale spokojnie, będą kolejne. Jeśli masz ochotę, serdecznie zapraszam na zupełnie inną historię, jaka niebawem ;*
Usuń