piątek, 17 lutego 2017

Część 29.




Część 29.


„Ja przed tobą otwieram wszystkie części nieba,
odkrywam słońce...
Możesz więcej się nie bać, ja na wszystko przyrzekam
będę zawsze przy tobie...”
De Mono – „Kamień i aksamit”





            Już dawno nie był tak zabiegany jak przez ostatnie trzy dni. Do wyjazdu na koncerty pozostało mu tylko dwie doby. Amy wciąż u niego pomieszkiwała, ani słowem nie wspominając o chęci przeprowadzenia rozmowy z Babette. Miał wrażenie, że dziewczyna celowo odwleka ten moment, chociaż już wcale nie jest na matkę zła, i domyślał się nawet jaka jest tego przyczyna. Fakt spędzania z Maxem niemal całych dni, skutecznie ją odciągał od tego spotkania, bo wiedziała, że pojednanie będzie oznaczało powrót do domu.
            Każda minuta była teraz dla niego drogocenna, a swój czas musiał rozdzielić sprawiedliwie między pracę, na brak której teraz, przed samym wyjazdem nie mógł narzekać, a spędzanie niemal wszystkich wolnych chwil z Babette i Amy. Najgorsze było dla niego to, że one były wciąż osobno. Wiedział, że musi w końcu jakoś nakłonić dziewczynę na rozmowę z matką.
            - Amy, myślę, że czas najwyższy pojechać do domu - powiedział stanowczo, kiedy po południu zastał ją samą w salonie.
            Nie odpowiedziała, jakby zastanawiając się nad tym po raz kolejny. Bill usiadł obok niej na kanapie.
            - Zrozum mnie, ja za dwa dni wyjeżdżam, nie wyjadę spokojnie, zostawiając was tu w takim stanie... - powiedział błagalnym tonem, nie doczekawszy się odpowiedzi.
            Dziewczyna westchnęła tylko, zwracając ku niemu swoje spojrzenie. Sama doskonale wiedziała, że to najwyższy czas pojednać się z matką. Właściwie już nie potrzebowała od niej żadnych wyjaśnień, o większości faktów opowiedział jej Bill. Rozumiała wszystko oprócz jednego; dlaczego Babette tak długo zwlekała z powiedzeniem jej prawdy? Przecież powinna przewidzieć, że czym dłużej, tym trudniej będzie Amy to wszystko zrozumieć.
            - Daj mi pół godziny, spakuję tylko swoje rzeczy... - odpowiedziała po chwili.
            - Dziękuję, wiedziałem, że zrozumiesz - Uśmiechem pochwalił jej szybką decyzję.
            W dwadzieścia minut Amy była gotowa. Bez większych ceregieli wrzuciła wszystkie rzeczy do torby i plecaka. Nie miała tego dużo, książki i trochę ciuchów, które miała ze sobą, kiedy tu przyjechała po ucieczce.
            - Ale mamy i tak chyba jeszcze nie będzie w domu - powiedziała Amy, kiedy już wsiedli do samochodu.
            - Jest jeszcze w pracy, ale chcę, żebyśmy zrobili jej niespodziankę, okay? - Bill spojrzał na córkę oczekując aprobaty swoich słów. Uśmiechnęła się tylko i pokiwała głową.
            - Cieszę się, że nareszcie już zupełnie wszystko się ułoży - powiedział zadowolony. - Aż mi szkoda teraz wyjeżdżać, moglibyśmy tyle czasu spędzić ze sobą... - dodał z żalem.
            - Nadrobimy jak wrócisz - powiedziała wesoło Amy.
- Dwa miesiące tułaczki - jęknął Bill. - Ale będę przyjeżdżał między koncertami.
            - W niedzielę rano wyjeżdżasz, więc jutro chyba spędzisz dzień z mamą...? - zasugerowała dziewczyna.
            - No właśnie, chciałbym zaprosić was na kolację, co ty na to? - zapytał Bill.
Amy skrzywiła się nieco. Mieli z Maxem już inne plany na jutrzejszy wieczór, ale nie chciała urazić Billa.
            - Może lepiej sami spędźcie ten wieczór... - Próbowała się jakoś delikatnie wykręcić.
            - A co? Nie masz ochoty na kolację ze swoim staruszkiem? - roześmiał się.
            - Nie, nie! To nie o to chodzi, ale już umówiliśmy się ze znajomymi w klubie - odparła z przepraszającą miną Amy. - Jak przyjedziesz kiedyś między koncertami, to wyskoczymy na wspólną kolację, dobrze?
            - No dobrze, więc tym razem umówię się tylko z mamą - Uśmiechnął się Bill.
            - Wierzę, że spędzicie wspaniały wieczór – Córka przechyliła się i cmoknęła go lekko w policzek.
            W ciągu tych dni, które Bill dzielił między wieczory i noce spędzone z Babette, a popołudnia na szczerych rozmowach z Amy, ojciec i córka bardzo się do siebie zbliżyli. Może jeszcze nie zrodziła się między nimi taka miłość, jaką darzyli by siebie w normalnych okolicznościach, kiedy mogliby być razem od urodzenia Amy, jednak niewątpliwie takie uczucie się między nimi rodziło i to, że zapłonie na dobre w ich sercach, było tylko kwestią czasu. Rozmawiało im się wspaniale, rozumieli się i powierzali sobie problemy, tajemnice, wątpliwości. Wszystko było na dobrej drodze, że między odzyskanym ojcem, a dawno utraconą córką, ułoży się tak jak powinno.
Bill odprowadził Amy pod drzwi, wnosząc jej plecak i torbę, po czym ponownie zszedł na dół i pojechał po Babette.
            Kiedy dziewczyna weszła, rozejrzała się po mieszkaniu, wspominając ostatnie wydarzenia jakie miały tu miejsce. Z perspektywy czasu stwierdziła, że trochę przesadziła ze swoim zachowaniem. To, o czym poinformowała ją Babette było dla niej niewątpliwie wielkim przeżyciem, ale czy to usprawiedliwiało jej wybuch? W dodatku nawet nie dała matce dojść do słowa, widząc tylko swój czubek nosa. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że Babette przecież przez tyle lat cierpiała, trzymając to w tajemnicy. Może niekoniecznie zgadzała się ze słusznością tej decyzji, ale wtedy matka była przekonana, że postępuje najlepiej.
            Na kominku stała fotografia Billa w nowej ramce, a tuż obok jej zdjęcie, wizerunki dwóch, najbliższych Babette osób. Teraz przypomniała sobie, jak bezceremonialnie rozbiła poprzednią oprawkę ze zdjęciem taty i zrobiło jej się przykro, na szczęście sama podobizna nie uległa zniszczeniu.
            Zanim Babette z Billem przyjechali, dziewczyna wypakowała się i wrzuciła do kosza brudne rzeczy. Usiadła przy kuchennym oknie, z niecierpliwością oczekując przybycia swoich rodziców, bo właśnie tak teraz o nich pomyślała.
            Wciąż miała w pamięci i kochała Martina jak ojca, szanowała go i mile wspominała dzieciństwo, ale teraz niepostrzeżenie wkradał się do jej serca również Bill, nie tylko dlatego, że dzięki niemu mogła przyjść na świat. Był jej biologicznym ojcem i jak dotąd poznała go z jak najlepszej strony; był miły, ciepły, dobry i czuły, a w dodatku jeszcze dość młody i przystojny. Czuła, że wkrótce na dobre rozgości się w jej sercu jako najukochańszy tata.
            Uśmiechnęła się do tych myśli, kiedy zauważyła, że czarne BMW właśnie zaparkowało pod domem.

~

            - Cholera... Chyba nie zgasiłam rano światła... - stwierdziła Babette, kiedy spojrzała odruchowo w okna swojego mieszkania.
            Bill tylko uśmiechnął się pod nosem. Szkoda, że nie poprosił Amy, żeby wyczekiwała na nich w ciemnościach, bo wtedy byłaby taka prawdziwa niespodzianka, a teraz przypuszczał, że Babette może się domyślić, że jednak ktoś jest w domu, a tym kimś może być tylko Amy. Chwycił ją za rękę i delikatnie skłonił do pójścia za sobą.
            - To niemożliwe, żebym nie zgasiła światła w kuchni, pamiętam, że je gasiłam - Kobieta nie dawała za wygraną.
            - Nieważne, a co tam w pracy? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę od tych myśli.
            - Zagadujesz mnie, kto tam jest? Amy? - zapytała, strzelając w przysłowiową dziesiątkę.
            - Nie... ja nic nie wiem - skłamał dość nieudolnie, bo jego roześmiane oczy mówiły wszystko. Nigdy nie był dobrym kłamcą, nie umiał nawet teraz okłamać w dobrej wierze, żeby zrobić swojej ukochanej miłą niespodziankę.
            - Przywiozłeś ją, prawda? - dopytywała się Babette, pokonując ostatnie stopnie do jej mieszkania.
            - Oj Babette... - jęknął w końcu. - Tobie to nawet niespodzianki nie można zrobić, bo wszystko wywęszysz.
            Roześmiała się, zarzucając mu już pod samymi drzwiami ręce na szyję.
            - Jesteś kochany, kocham cię bardzo, bardzo... - obsypała jego twarz kilkoma spontanicznymi całusami.
            Pomimo radości jaką odczuwała, nie mogła opanować strachu i drżenia dłoni. Amy przyjechała, jest pewnie nawet gotowa porozmawiać, ale czy będzie w stanie wybaczyć jej, że tak długo ukrywała prawdę?
            Słyszała bicie swojego serca, kiedy naciskała klamkę. Po krótkiej chwili jej oczom ukazała się, stojąca w przedpokoju córka.
            Popatrzyły sobie w oczy, ale żadna nie odzywała się. Obydwie nie wiedziały jak zacząć tę rozmowę, jakimi słowami ją zainicjować.
            - No co? Będziecie tak stały? - przerwał niezręczną ciszę Bill.
            - Cieszę się, że wróciłaś córciu... - zaczęła dławiącym łzami głosem, Babette. - Przepraszam...
            Podeszła do dziewczyny z obawą i delikatnie ją objęła. Amy nadal nie mogła wydusić z siebie słowa, a po tych kilku dniach kiedy się nie widziały, było jej jeszcze trudniej. Nadal czuła się oszukana przez najbliższą na świecie osobę, choć właściwie już dawno wszystko zrozumiała. W końcu przełamała się, odwzajemniając uścisk, co odbywało się wciąż bez słów.
            Bill patrzył na tę scenę ze wzruszeniem. Teraz naprawdę był z siebie dumny, a to uczucie zrodziła świadomość, że to wszystko dzieje się dzięki niemu.
            Babette i Amy weszły do pokoju siadając na kanapie. Bill nadal stał w przedpokoju nie wiedząc, czy może ma pozwolić im porozmawiać w cztery oczy, czy też uczestniczyć w tej rozmowie.
            - Przepraszam, wybacz mi Amy... - zaczęła nieśmiało Babette. - Wiem, to był mój błąd, już dawno powinnam ci o tym powiedzieć, ale myślałam, że kiedy będziesz starsza, łatwiej będzie ci zrozumieć...
            - Wiem, że chciałaś dobrze... - odezwała się w końcu Amy. - Ale to, że mnie okłamywałaś, tak bardzo boli...
            - Nie przypuszczałam, że to wszystko się tak ułoży... Kiedy byłaś mała, myślałam, że nigdy się nie dowiesz... - Babette spojrzała na Billa, który wciąż stał w drzwiach, a po chwili wzrok Amy tam także zawędrował.
            - Tato... wejdź, siadaj... - wskazała ręką na miejsce obok siebie.
            Pomimo tak wspaniałego zaproszenia, nie potrafił ruszyć się z miejsca, a wzruszenie dławiło go, nie pozwalając wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy to słowo, właściwie nawet nie miał na to nadziei. Wiedział, że Amy zaakceptowała go w tej roli, ale nawet nie marzył o takim szczęściu. Jednak to powiedziała...
            Nie miał pojęcia jak mu się udało przebyć drogę do kanapy, to wszystko jakaś niewidzialna moc wykasowała z jego pamięci. Przed oczami jawił mu się tylko obraz Babette ze łzami w oczach i uśmiechniętej córki. Ona rozumiała, że właśnie w tej chwili obdarowała swojego ojca nieopisanym szczęściem.
            - Dziękuję Amy... - powiedział. Nadal wzruszony mocno przytulił dziewczynę, w podzięce za to w jaki sposób zwróciła się do niego.
            - Ale będę mówiła ci po imieniu, dobrze? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała Amy.
            - Jasne - roześmiał się Bill, który wciąż miał w oczach łzy wzruszenia, w dodatku odczuwał ogromną radość z faktu, że i on również mógł uczestniczyć w tej rozmowie, a co najważniejsze, że Amy sama go zaprosiła. Może bez jego udziału nie potrafiłyby sobie na spokojnie wszystkiego wyjaśnić...? To on posiadał zdolność uspokajania obydwu, kiedy już podnosiły głos. Był jak mediator w ważnych negocjacjach, łagodził, koił, pomagał... Miał też wiele do powiedzenia, bo przecież również on tworzył tę historię. Starał się być neutralny i nie stawał po niczyjej stronie, bo tak naprawdę strona była tylko jedna i mogli wreszcie stworzyć prawdziwą, kochającą się rodzinę. W tragiczną historię Billa i Babette zostały również wplecione losy ich córki, jednak najprawdopodobniej los zdecydował się dopisać jej szczęśliwe zakończenie. Z każdą niemal minutą Amy coraz bardziej rozumiała racje matki, wciąż jednak nie mogąc zrozumieć dlaczego tak łatwo się wówczas poddała. Jak mogła zrezygnować z takiej miłości, w rezultacie czego cierpiała przez tyle lat?
            Po niedługim czasie tłumaczenia przerodziły się w szczerą, spokojną rozmowę, do której zaczęły się wkradać wspomnienia.
            Po raz drugi słuchała jak bajki ich historii, tym razem opowiadanej przez obydwie strony. Chwilami zapominała o całym świecie śledząc ich zawiłe losy, czasem zaśmiewała się, kiedy myliły im się fakty, o co nie bacząc na nią, uporczywie i żartobliwie się spierali. Wszystko to było dla niej piękne, pełne romantyzmu i miłości, najpiękniejszej jaka mogła przytrafić się jej rodzicom...

~

            Wszystko zamawiał z myślą o niej, tylko to co lubiła. Doskonale pamiętał, jak bardzo zawsze smakowały jej potrawy kuchni francuskiej i nie dziwił się temu, przecież w połowie była francuską. Dom lśnił czystością, pieczołowicie wysprzątany przez gosposię, która miała jeszcze jedno zadanie na dzisiejszy wieczór. Punktualnie o dziewiętnastej podgrzać potrawy, zapalić wszystkie świece i wyjść. To była godzina o której Bill miał pojechać po Babette.
            Ich pierwsza kolacja w jego domu, jej pierwsza tu wizyta...
            Już od samego rana promieniał szczęściem, wszystko się wreszcie poukładało i mogli być razem. Nareszcie przyszedł czas na to zwykłe, banalne szczęście, na które tak długo czekał. Może to dziwne, ale całe życie wierzył, że to kiedyś nastąpi, ufał swojemu przeznaczeniu, był pewien, że w końcu będą razem.
            Znów razem, na zawsze...
            Padający od kilku dni śnieg, utworzył już dość grubą powłokę, bo jego towarzysz mróz nie pozwalał mu topnieć. Babette wysiadła z samochodu na podjeździe do garażu. Zdziwiła się, że dom jest aż tak duży, co prawda Amy mówiła, że większy od ich domu w Stanach, ale nie myślała, że aż taki.
            Bill uśmiechnął się zachęcająco, otwierając jej drzwi. Tuż za progiem czekał na gościa ogromny hol, w którego błyszczącej posadzce odbijały się roztańczone ogniki świec, a gdzieś w oddali słychać było cichą muzykę. Stanęła nieruchomo pochłaniając wzrokiem ten widok, bo to co zobaczyła przywołało z jej pamięci tylko jedno jedyne wspomnienie.
            Marsylia... cudowne dni przepełnione miłością, świetlna droga do jego serca, pierwsze wyznanie miłości... Było warto cierpieć tyle lat choćby dlatego, aby móc na nowo przeżywać takie chwile...
            Rozczuliła się, a w jej oczach zabłyszczały łzy, w których teraz odbijały się małe światełka.
            - Pamiętasz...? - usłyszała tuż obok czuły głos Billa. Odwróciła się w jego stronę i delikatnie pogładziła jego policzek.
            - Nawet nie wiesz ile razy to wspominałam, ile przepłakałam nocy przypominając sobie ten wieczór... I choć te wspomnienia tak bardzo bolały, to wciąż katowałam się nimi...
            Westchnął głęboko i przytulił ją mocno.
            - To było moje nigdy niewysychające źródło życia... Gdyby nie te wspomnienia, już by mnie nie było na tym świecie... Nawet nie wiesz, ile razy myślałem o tym, żeby ze sobą skończyć i tylko to trzymało mnie przy życiu, nadzieja, że jeszcze będziemy razem i jesteśmy...
            Popatrzyli sobie w oczy. W spojrzeniu Babette było przerażenie.
            - Myślałeś o samobójstwie...? - zapytała ze zgrozą.
            - Owszem, myślałem... Na szczęście tylko myślałem... - odparł poważnie. - Nie chciałem bez ciebie żyć...
            - Boże... Co za ironia losu, ja miałam cząstkę ciebie, miałam Amy, ale gdybym się dowiedziała, że ciebie nie ma... - Urwała wpół zdania, bo przeraziły ją jego i jej własne słowa. Milczeli przez chwilę.
            - Chodźmy, bo kolacja wystygnie - powiedział cicho, muskając ustami jej czoło.
            Objął ją ramieniem i poprowadził przez świetlny korytarz. Kiedy stanęła w progu salonu oniemiała; on też tonął w blasku świec, a ich znajomy, waniliowo-pomarańczowy aromat unosił się wszędzie. W kominku wesoło trzaskał ogień, a na środku stał suto zastawiony różnymi potrawami stół.
            - Proszę - Odsunął jej krzesło i gestem zachęcił, aby usiadła. Sam przemienił się teraz w kelnera, zdejmując pokrywy z czekających pod nimi, gorących potraw.
            - Mmmm... - mruknęła wdychając wspaniałe zapachy. - Carpaccio... pamiętałeś, że lubię...
            Oczywiście, że pamiętał, o wszystkim pamiętał... Uśmiechnął się tylko z dumą, wskazując na butelkę zanurzoną do połowy w lodzie.
            - Pani sobie życzy szampana, czy może któreś z win?
            - Szampan, oczywiście, że szampan... - powiedziała cicho, spoglądając wprost w jego oczy. Sprawnie otworzył butelkę i rozlał pieniący się trunek do odpowiednich kieliszków.
            Patrzyła jak tańczą w nich bąbelki, tak spontanicznie i wesoło, zupełnie tak samo jak teraz w niej tańczyło szczęście. Ten cały wystrój, ta płynąca cicho z głośników muzyka, to wszystko przygotował specjalnie dla niej. Chciał, żeby ten nastrój przywołał wspomnienia i wiedział, że mu się to udało. Świadczyło o tym choćby jej lekkie skrępowanie, delikatny rumieniec na twarzy i jakaś dziwna nieśmiałość. Czuła, jakby cofnęła się w czasie, chociaż wówczas miała o wiele więcej odwagi niż teraz. Dzisiaj, choć o tyle lat starsza i bogatsza o dziesiątki doświadczeń, ważyła w myśli każdy gest i słowo.
            - Wszystko takie pyszne... - powiedziała, sięgając po serwetkę. – Gosposia, czy restauracja?
            - Restauracja oczywiście - Roześmiał się. - Gosposia jest tradycjonalistką i potrafi przygotowywać tylko niemieckie potrawy. Jej praca nad tym wszystkim polegała na zastawieniu stołu, oczywiście pod moim bacznym okiem i podgrzaniu tego. Gdybym potrafił, sam bym coś ugotował, ale aż tak dobrym kucharzem nie jestem.
            Ponownie sięgnął po szampana, napełniając opróżnione szkło. Wstał i obszedł stół, zatrzymując się tuż obok Babette.
            - Za nasze szczęście i za naszą miłość - wzniósł toast.
            - Za nas... - dopowiedziała, podnosząc się.
            Dźwięk dwóch stukniętych o siebie szkieł rozniósł się echem po salonie. Wypili całą zawartość do dna, żeby nie zapeszyć, żeby wreszcie stało się to o czym zawsze marzyli. Za spełnienie tych marzeń i za resztę życia...
            Bill wyjął jej z dłoni już pusty kieliszek, stawiając razem ze swoim na stole. Objął ją mocno i patrząc w oczy wyznał:
            - Nawet nie wiesz jaki teraz jestem szczęśliwy... - szepnął wprost do jej ucha, wtulając twarz we włosy.
            Chciała płakać z powodu ogromnej siły tego samego uczucia, o którym właśnie jej powiedział. Od wczoraj też czuła jego pełnię, zawładnęło całą nią, było obecne niemal w każdej komórce jej ciała.
            Położyła mu głowę na ramieniu.
            - Tak bardzo cię kocham... - wyznała i jeszcze mocniej wtuliła się w jego ciało. To właśnie w jego ramionach było jej miejsce na ziemi, wiedziała to już pierwszej, spędzonej z nim nocy. Bezskutecznie się przed tym broniła, wmawiała sobie, że przecież może żyć, bez dotyku jego czułych dłoni, bez jego zapachu, pocałunków... Nie mogła; przez te wszystkie lata życie bez niego było tylko wegetacją. Dopiero teraz w pełni pojęła, jak wiele straciła.
            - Zatańczymy? - zapytał, kiedy z głośników popłynęły dźwięki spokojnej ballady. Bez słowa skinęła głową, poddając się magii chwili. Obydwoje już nie mówili nic. Płynęli poprzez muzykę, nasyceni miłością, napojeni szczęściem. Znów mieli siebie, swoją bliskość, oddychali tym samym powietrzem, wtuleni w swoje ciała, rozkołysani rytmem gorącego uczucia.
            Bill wsunął dłonie w jej włosy, pozbywając podtrzymującej upięcie spinki. Ich zwinięty pukiel, który jeszcze przed chwilą tworzył kok, opadł niedbale na plecy. Roztrzepał go dłońmi, wolno przesuwając po całej długości palcami, rozrzucając włosy na ramionach swojej miłości. Zawsze miał do nich słabość, tęsknił za ich miękkością i zapachem, chciał się w nie wtulać każdej nocy. Teraz znów były tylko dla niego.
            Przystanął na chwilę, patrząc jej w oczy. Przesunął dłońmi po jej ramionach, wzdłuż szyi i zatrzymał na policzkach. Delikatnie musnął jej usta i szeptem zdradził swoje odczucia:
            - Pragnę cię...
            Nie odpowiedziała. Gdyby on też mógł to poczuć wiedziałby, że odpowiedzią jest rozkoszny dreszcz, przeszywający właśnie jej ciało. Przymknęła oczy, a świat zawirował. Poczuła niebiańską słodycz jego ust i rozchyliła swoje, wpuszczając jego język w ich wnętrze. Wciąż była w nich ta najpiękniejsza miłość, szalona, niosąca ze sobą wielką namiętność...
            Kto wie, czy będąc ze sobą przez te wszystkie lata, umieliby jeszcze kochać się w taki sposób? Może ich miłość zamieniłaby się w zwykłą rutynę, a schemat codzienności pogrążyłby to wielkie uczucie w najzwyklejszych rozterkach i kłopotach? Pewne było to, że najzwyczajniej w świecie uniknęli tego banalnego spowszednienia, przyzwyczajenia i zwykłości. Teraz na nowo mogli się cieszyć namiętnością i pożądaniem, bo pragnęli siebie tak samo, jakby przyszło im się kochać te siedemnaście lat temu...
            Kres ich pierwszemu dziś pocałunkowi, niespodziewanie położył Bill.
            - Zaczekaj tu chwileczkę, ja zaraz wrócę... - powiedział z całym przekonaniem, kładąc jej ręce na ramionach i zaglądając w oczy. Tylko skinęła głową nienasycona pieszczotą, a on natychmiast zniknął za ścianą oddzielającą salon od holu. Jego odosobnienie nie trwało dłużej jak kilkanaście minut, a kiedy wrócił zauważyła jego tajemniczą minę i ręce schowane za plecami.
            - Co tam masz? - zapytała z uśmiechem.
            - Zamknij oczy - usłyszała w odpowiedzi. Pełna ufności spełniła jego polecenie, a po chwili poczuła miękki kawałek tkaniny, oplatający wokół jej głowę na wysokości oczu. Już uniosła ręce w geście raczej impulsu i odruchu, niż obrony, a wtedy Bill delikatnie udaremnił próbę odsłonięcia oczu, zwracając się do niej słowami:
            - Zaufaj mi...
            Jego słowa zabrzmiały jak najpiękniejsza muzyka, a przed oczy wróciły obrazy sprzed ponad siedemnastu lat. Pozwoliła bezwolnie poprowadzić się swemu szczęściu i swej miłości, wiedziała, że wkrótce może ją czekać tylko coś pięknego, jakaś nieodgadniona, tajemnicza, a co najważniejsze, przygotowana przez niego niespodzianka.
            Prowadził ją za rękę do miejsca, które tak pieczołowicie przygotował, a kiedy otworzył drzwi, już wiedziała, gdzie się znajdują i co może ją za chwilę czekać. Cichy szum wody napełniającej ogromną wannę mógł świadczyć tylko o tym, że są w łazience. Cudowny zapach wrzuconych do niej musujących kul i wlanych olejków, wypełniał całe pomieszczenie zamieniając je w komnatę zmysłowych doznań.
            Jednym ruchem wyzwolił jej oczy z krainy ciemności i zobaczyła ten obraz, mogący być tylko zwiastunem fizycznej przyjemności. Tak samo jak inne pomieszczenia, łazienkę napełniało subtelne światło świec. Wszystko to pewnie przygotował w chwili, kiedy przerywając pocałunek opuścił ją na moment. Teraz wybaczyła mu tę niedokończoną pieszczotę, licząc na o wiele więcej jeszcze wspanialszych doznań.
            Nawet nie zdążyła sobie ich wyobrazić, kiedy poczuła jego dłoń odgarniającą z jej karku kaskadę włosów i usta cudownie muskające jej szyję. Podniecenie, zupełnie jak ten zmysłowy zapach w powietrzu, rozpłynęło się teraz przyjemnie po jej ciele. Przymknęła oczy, a jego ręce zajęły się odpinaniem guzików u jej bluzki, a potem zdejmowaniem spódnicy. Po chwili obydwie rzeczy niedbale opadły na posadzkę łazienki. Została w samej bieliźnie, pończochach i szpilkach. Jednym krokiem, podtrzymywana przez niego za rękę wyszła poza obręb swojej dolnej części garderoby.
            Obrzucił ją pożądliwym wzrokiem, kiedy wyciągnęła ręce, aby zająć się teraz jego koszulą. Zanim ją rozpięła, sam pozbył się swoich spodni, po czym przyciągnął ją jednym ruchem do siebie, po raz drugi tego wieczoru zatapiając swoje wargi w jej ustach.
            Tą właśnie pieszczotą, ruszyli na spotkanie swojej ekstazy, cudownego uczucia bliskości i fizycznej miłości. W pośpiechu, przerywając tylko na krótkie chwile swój opętańczy taniec języków, pozbywali się resztek okryć, aby móc jak najszybciej zanurzyć się w ciepłej i cudownie aromatycznej wodzie pokrytej pianą, co już po chwili się stało. Wydobywające się z prawie napełnionej po brzegi wanny bąbelki, wspaniale pobudzały ich ciała i tak już dostatecznie rozochocone pragnieniem swojej bliskości.
             Przyciągnęła go do siebie skłaniając do zmiany pozycji. Teraz to ona dominowała nad nim, pokrywając delikatnymi pocałunkami każdy niezanurzony milimetr jego skóry, podczas gdy męskie dłonie oddawały się przyjemności dotyku jej ciała, znajdującego się pod wodą. Niecierpliwie pragnął, aby objęła go swoim ciepłym, kobiecym wnętrzem, już był gotów w niej być, poczuć ją znów na sobie, zatracającą się w tańcu bioder, owładniętą magią miłości i pożądania. Z jego oczu wyczytała niemą, błagalną prośbę o największą rozkosz, dlatego po chwili nasunęła się nań, poruszając wolnym, zmysłowym tempem. Jej włosy, już niemal całkowicie nasiąknięte wodą podczas pierwszych w niej pieszczot, muskały go teraz opadając na twarz i wynurzoną część torsu.
            Wpatrywali się w swoje oczy z miłością, wciąż szepcząc sobie wyznania, i pojękując zmysłowo, doprowadzali się wzajemnie do szaleństwa.
            - Obiecaj mi... - wyszeptał z takim trudem, jakby zabrakło mu powietrza. - Obiecaj, że już zawsze tak będzie...
            Obejmował ją swoimi ramionami z ogromną czułością, wyczekując upragnionej odpowiedzi.
            - Obiecuję... Przysięgam... Na wszystko…
            Odgarnęła mu włosy z twarzy, które zupełnie mokre przylgnęły teraz do jego policzków i zachłannie zniewoliła jego usta dotykiem swoich warg, oddychając przy tym pożądliwie, ciężko. Cicha muzyka wydobywająca się z małego telewizora umieszczonego w rogu ogromnej wanny potęgowała doznania.
            Zamknięci w świecie swoich marzeń, które w ciągu kilku ostatnich dni spełniały się jedno po drugim, oddawali się sobie z miłością. Zatracając w przyjemności, dotykając umysłem niemal rozkosznego obłędu, zapomnieli o wszystkim, świat za ścianą tego domu nie istniał, bo sami dla siebie byli światem, w swoich ramionach przeżywali apogeum szczęścia, a wspólna przyszłość jawiła im się w najpiękniejszych barwach.
            Mieli siebie, swoją miłość i dopiero teraz naprawdę poczuli, że żyją, dopiero teraz od wielu lat poczuli, że chcą żyć.
            Biała piana niczym puchowa kołdra przykrywała pulsujące rozkoszą ciała. Leżeli pod nią wtuleni w siebie, rozpamiętując przyjemność jaką przed chwilą się obdarowali.
            - Zastanawiam się czasem, jakbym żyła, gdybyś nie chciał mnie już znać... - odezwała się po dłuższej chwili Babette.
            - Co ci przychodzi do głowy...? - Pobłażliwie uśmiechnął się Bill, całując ją w czoło.
            - Sama nie wiem, mam czasem dziwne myśli...
            - Faktycznie dziwne - Roześmiał się, a po chwili dodał: - Kiedy zamieszkacie ze mną?
            Nieco zdziwiło ją to nagłe pytanie. Co prawda już poruszali ten temat, ale z powodu problemów z Amy, nie wracali do tego więcej.
            - A naprawdę tego chcesz? - upewniła się Babette.
            - Oczywiście! Co za pytanie? - żachnął się Bill.
            - Nie myślałam o tym jeszcze tak na poważnie, w dodatku muszę porozmawiać z Amy - uśmiechnęła się. - Jeśli już, to na pewno nie teraz, ty wyjedziesz, a ja nie chcę być tutaj sama.
            - No dobrze, ale potem się wprowadzacie! - Wymierzył w nią swój wskazujący palec.
            - Myślę, że Amy nie będzie miała nic przeciwko temu, ale nie postawię jej przed faktem dokonanym, najpierw zapytam.
            Kolejnym czułym pocałunkiem, przerwali te rozważania, a kiedy skończyli Bill wstał nagle, jakby właśnie przed chwilą przypomniał sobie o czymś ważnym.
- Coś się stało? - zdziwiła się jego odruchem.
            - Kochanie! Na śmierć zapomniałem! Mam jeszcze dla ciebie coś co lubisz! - krzyknął, narzucając na swoje mokre ciało szlafrok i zniknął za drzwiami zanim zdążyła się odezwać. Po chwili wrócił z tacą, na której dwa fikuśne talerzyki kusiły swoją zawartością.
            - Charlotte... - westchnęła z podziwem i wycierając mokre dłonie, chwyciła talerzyk z deserem. - Pamiętałeś... - popatrzyła na niego z wdzięcznością.
            - Zawsze kiedy go jadłem, myślałem tylko tobie... - odparł i siadając znów w wannie, musnął delikatnie językiem odrobinę truskawkowego kremu, jaka pozostała na jej ustach z pierwszej porcji smakołyku, którą się właśnie delektowała.
            Niemal jednocześnie uśmiechnęli się do siebie smakując chwilę szczęścia, słodycz deseru i swojej miłości...

~

            W środku zimowej nocy leżał wpatrzony w sufit, na którym światło małej, nocnej lampki przebijając się przez wzorzysty materiał abażuru, malowało misterne wzory. W ramionach mocno trzymał najdroższą osobę, której dłoń delikatnie gładziła go po przedramieniu. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to tylko piękny sen z którego brutalnie obudzi go rzeczywistość. Ale właśnie tu i tej nocy działa się rzeczywistość, znów byli razem, wtuleni w swoje nagie ciała, mieli siebie i swoje szczęście już na zawsze.
            Dostali od losu najwspanialszy dar wzajemności, bo pewność miłości ukochanej osoby jest tym uczuciem, które dodaje skrzydeł, wtedy ta druga połówka wie, że jest w stanie osiągnąć niemal wszystko. W dodatku, jeśli to uczucie przetrwało tak długo... A prawdziwą miłość poznaje się nie po sile, ale po czasie jej trwania.
            - Ta pościel... Wystrój tej sypialni... - zaczęła niepewnie Babette.
            Bill tylko westchnął:
            - Chyba wiem co chcesz teraz powiedzieć...
            - Ona to wszystko urządzała, wybierała kolory... - ciągnęła, nie zważając na jego słowa.
            - Przecież możemy to wszystko wymienić - powiedział, całując ją w czoło.
            - Mam wyrzuty sumienia, czuję się jak złodziej... - usiadła, opierając łokcie na kolanach. – Ja po prostu jej to wszystko ukradłam... Ukradłam jej życie z tobą.
            - Proszę cię, daj spokój - Bill podniósł się i objął ją. - Ona była tu tylko ciałem, a ty... jesteś od zawsze w moim sercu...
            - Ale gdybym nie wróciła... - urwała wpół zdania, bo położył jej palce na ustach, nie pozwalając dokończyć.
            - Koniec, rozumiesz? – Chwytając za podbródek, odwrócił jej twarz w swoją stronę i spojrzał w oczy. – Gdybyś nie wróciła, moje życie byłoby nadal tylko wegetacją. Tylko ciebie kochałem przez te wszystkie lata, z myślą o tobie budowałem ten dom i ciągle żyłem nadzieją, że wrócisz... Ona o tym wiedziała... Wiedziała, że może kiedyś nadejść ten dzień...
            - Ale miała nadzieję, że nie nadejdzie... - odpowiedziała smutnym głosem. - Wszystko tutaj mi o niej przypomina...
            Bill znowu westchnął. Faktycznie, dom urządzała Patrizia według swojego gustu. On do niczego się nie mieszał, chciał mieć święty spokój i było mu obojętne jaki kolor będzie miał dywan, czy zasłony w salonie. Tylko na kominek się uparł, co ją niezmiernie dziwiło, no i chciał mieć swój gabinet. Reszta się nie liczyła. Dla niego to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia, jednak Babette mogła się tu czuć nieswojo i rozumiał to. W jego głowie właśnie zrodziła się pewna myśl...
            - Proszę cię, już nic o niej nie mów - Ujął twarz ukochanej w obydwie dłonie. - Zostało nam tylko kilka godzin... Nie marnujmy czasu...
            - Przepraszam... - wyszeptała i opadając znów na poduszkę, dodała po chwili przyciągając go do siebie: - Kocham cię...


6 komentarzy:

  1. No po prostu uwielbiam. Szkoda że się już kończy. Historia jest cudowna.
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że pojawi się niebawem.
    Pozdrawiam Attention TH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się kiedyś kończy moja droga, ale spokojnie, będę kolejne historie, może już nie tak romantyczne, ale inni wolą ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ja to ich podziwiam. xD w ich wieku seks w wannie. Przecież to jest takie niewygodne... mi by się nie chciało, a mam 23 lata Hahaha xD.
    No, a tak poza tym... jest sielanka. Babette i Amy pogodzone, wszyscy szczęśliwi... czego chcieć więcej? Hmmm... ja to z pewnością opowiadania z Tomem!!! ^^ ❤
    Dziękuje kochana, za wspaniała przygodę, i ze mogłam znów odkryć tę historię na nowo! No i do zobaczenia pod następnym rozdziałem :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy jaka wanna, w takiej dużej, z hydromasażem jest naprawdę wygodnie, bo w takiej w boku to męka xD, a oni to wiesz... drugą młodość przeżywają ;)
      Do przeczytania kochana ;*

      Usuń
  3. Nie nie nie to nie może sie skończyć 😭😭😭 to jest zbyt piękne na koniec 😭😭😭 bardzo sie cieszę ze ułożyło sie miedzy dziewczynami i Amy zaakceptowała Billa jako swojego ojca 😌 Ale dalej nie dochodzi do mnie ze to juz prawie koniec 😭😭😭😩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko ma swój kres, a tym bardziej opowiadania, ale spokojnie, będą kolejne. Jeśli masz ochotę, serdecznie zapraszam na zupełnie inną historię, jaka niebawem ;*

      Usuń