środa, 24 maja 2017

Część 10.


Część 10.
           
            Jeszcze bardziej otulał się kocem, czuł przyjemne ciepło i błogość, tylko jakoś tak dziwnie mało miejsca... Pokręcił się nieco wciąż nie otwierając oczu. Co miał do cholery za swoimi plecami? Jakąś deskę? Oparcie? Ale chwila... Przecież jego łóżko nie ma oparcia... Przewrócił się na wznak i wreszcie leniwie uchylił powieki, widząc nad sobą sufit z drewnianych belek. Natychmiast przypomniał sobie gdzie jest. Gwałtownie przekręcił głowę, poczuł nagły, tępy ból. Syknął tylko, przykładając do skroni dłonie. W jednej chwili powrócił do rzeczywistości, kwitując ten fakt stwierdzeniem:
            - Padłem... Cholera, co za plama...
            Już wiedział dlaczego śpi właśnie tutaj i wcale nie był z tego faktu zadowolony. Dokuczliwy ból głowy, który pobudził nagłym jej poderwaniem z poduszki, coraz bardziej dawał mu się we znaki, w dodatku znów zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia z powodu wczorajszej sytuacji pod prysznicem, a teraz jeszcze dochodził do tego wstyd z powodu jego nagłego zaśnięcia. A tak sobie obiecywał, że wynagrodzi jej to wszystko swoją delikatnością... No cóż, należało mieć tylko nadzieję, że dzisiejszej nocy będzie w stanie to spełnić.
            Usiadł, rozglądając się dookoła. Wszędzie panowała błoga cisza, tylko palący się w kominku ogień trzaskał wesoło. Czyżby Leilani jeszcze spała? No, ale kto w takim razie rozpalił w palenisku? Przecież nie mogło się tam palić całą noc? A jeśli ten cały Klaus tu był?
            Na samą myśl o tym typie otrząsnął się nieprzyjemnie, a ból głowy znowu dał o sobie znać gwałtowną pulsacją.
            - Nie ma rady, trzeba wziąć tabletkę - wymruczał sam do siebie. - Hmmm... Tylko skąd ją wziąć?
            Wczoraj Leilani coś o nich wspominała, kiedy z takim samym bólem obudził się w samochodzie, ale w końcu potem wcale jej nie zażył. Właśnie stwierdził, że dręczy go ból o takim samym nasileniu i charakterze jak poprzedniego wieczoru, więc może tym razem też samoistnie ucichnie? Chociaż wczoraj, wciąż chwilami nawracał, pod prysznicem i przy kolacji, ale wtedy był zmęczony, a teraz był wypoczęty i wyspany. Zastanowił się co też mogło być jego przyczyną, bo tak naprawdę prawie nigdy nie bolała go głowa, skąd więc tak nagle już drugi z rzędu dzień dręczył go ten nieznośny ból? A może to wina ciśnienia? W górach przecież jest ono wyższe.
            Pogrążony w tych rozmyślaniach dotarł do kuchni. Na sam widok tego, co czekało na niego na stole, uśmiechnął się. Podszedł bliżej i podniósł opartą o dzbanek z sokiem kartkę, na której wykaligrafowane literki, składały się w przyjemną całość: „Witaj śpiochu, musiałam na godzinkę wyjechać, więc gdybyś się akurat obudził, to jest Twoje śniadanko.”
            Z uśmiechem omiótł wzrokiem pyszności, jakie przygotowała dla niego dziewczyna, i niemal natychmiast poczuł ściskający głód. Niewiele myśląc zabrał się za jedzenie. W międzyczasie rozważył ewentualność telefonicznej rozmowy z Billem. Właściwie miał to zrobić wczoraj, ale przebieg wydarzeń tego wieczoru skutecznie odsunął ten zamiar na dalszy plan, a potem po prostu zasnął. Teraz wiedział, że musi wreszcie zadzwonić, bo brat pewnie już wyobraża sobie go martwego w samochodowym wraku, leżącym gdzieś w rowie, bądź też związanym i uwięzionym, w opuszczonym domu. Prychnął ze śmiechem na samo wyobrażenie miotającego się w panice Billa, ale za chwilę słowami: „Jestem podły”, skarcił się w myślach za to uczucie rozbawienia. Zastanawiał się, czy Bill próbował się do niego wczoraj dodzwonić, bo póki jeszcze nie spał nie słyszał dźwięku swojej komórki.
            Pospiesznie przełknął ostatnie kęsy i sięgnął po swoje leżące na fotelu spodnie, aby z kieszeni wyjąć telefon.
            Dziewięć nieodebranych połączeń, a wszystkie od Billa... Cholera, nie słyszał ani jednego. Ostatnie było sprzed dwóch godzin. Jednym słowem spał jak zabity.
            Natychmiast wybrał numer brata. Jeszcze nie zdążył otworzyć ust, a już usłyszał lawinę wyrzutów:
            - Jasna cholera Tom! Od wczoraj próbuję się do ciebie dodzwonić ty pieprzony dupku! Gdzie ty kurwa jesteś, co? I dlaczego nawet nie zadzwoniłeś, że jesteś na miejscu?! Wiesz co ja tu przeżywam?
            - Tak, jasne... - jęknął. - Bo ja mam dwanaście lat, pojechałem na obóz i zgubiłem się.
            - Jasne! Ty cholerny egoisto, przez ciebie nie spałem całą noc! - wykrzyczał zdenerwowany Bill, lecz z każdym wypowiedzianym słowem jego emocje coraz bardziej opadały. Niewątpliwie odczuwał ogromną ulgę, że Tom jest cały i zdrowy.
            - Matko... Przepraszam, no... - odparł Tom skruszonym tonem. - Zajechaliśmy wieczorem, byliśmy zmęczeni, no a potem prysznic i sam rozumiesz... Zapomniałem.
            - Oczywiście, dla ciebie ważniejsza jest jakaś dupa, niż własny brat!
            - No już się nie denerwuj, wszystko jest w porządku. Jestem cały i zdrowy - roześmiał się winowajca.
            - Więc może mi powiesz gdzie jesteś taki cały i zdrowy? - zapytał Bill.
            - W sumie nie wiem, w górach, w takim fajnym domku - Tom z uśmiechem rozejrzał się po pokoju.
            - Jak to nie wiesz? - W głosie jego bliźniaka można było wyczuć irytację.
            - Zasnąłem w samochodzie i obudziłem się już na miejscu. Ostatnią miejscowością jaką pamiętam to był Stuttgart, potem już jakiejś dużej nie było.
            - No to faktycznie dużo zapamiętałeś! Człowieku, stamtąd w góry jest jeszcze minimum ze sto kilometrów, jak nie więcej!
            - A co to za różnica, sto czy dwieście?
            - Za chwilę trafi mnie szlag! - Bill denerwował się coraz bardziej. - Sprawdzałeś lokalizację w telefonie?
- No jeszcze nie.
            - Rany boskie! To sprawdź, a jak nie wyświetli to masz się zapytać, rozumiesz? Zapytaj gdzie jesteś, a jak zadzwonię wieczorem to mi powiesz, cześć!
            W słuchawce rozbrzmiał sygnał przerwanego połączenia. Tom tylko wzruszył ramionami.
            - A co to za różnica, gdzie właściwie jestem? - bąknął sam do siebie, starając się odświeżyć lokalizację, jednak chyba nie było na tym zadupiu zbyt dobrego zasięgu, bo wciąż wyświetlał mu się Stuttgart, ostatnia aktualizacja. Rzucił telefon na kanapę. Wiedział, że chce czy nie chce, będzie musiał zapytać o to Leilani, chociaż było mu głupio. Był jednak pewien, że Bill nie da za wygraną póki się nie dowie i przez to gotów bombardować go telefonami przez cały dzień, a on nie chciał być na to narażony.
            Znów sięgnął po spodnie. W domku wprawdzie było dość ciepło, ale stwierdził, że nie może przecież paradować cały dzień w swoich luźnych bokserkach. Koszulkę zakładał podchodząc w międzyczasie do okna. Odruchowo spojrzał na wiszący zegar.
            - Trzecia...? - wymamrotał sam do siebie, unosząc z niedowierzaniem brwi.
No to nieźle sobie pospał, Leilani pewnie się nudziła, więc postanowiła gdzieś pojechać. Oparł się o parapet i ogarnął wzrokiem teren przed domem. Wszystko było zasypane śniegiem, a sceneria wokół wprost bajkowa. Tylko schody i droga dojazdowa były dokładnie uprzątnięte, pewnie ten cały stróż odgarnął z nich całą, śnieżną połać, która teraz stanowiła zaspy po obydwu ich stronach. Ślady kół prowadzące z garażu wzdłuż drogi wyjazdowej świadczyły o tym, że musiało padać, albo w nocy, albo zanim Leilani wyjechała. Popatrzył tak jeszcze dobrą chwilę, lecz kiedy spostrzegł osobnika z łopatą do odśnieżania w dłoni, przezornie wycofał się spod okna. Nie miał najmniejszej ochoty znowu spotkać jego wrogiego spojrzenia, tym bardziej, że był tu teraz zupełnie sam. Dziwne, że nie mieli tu w oknach żadnych żaluzji, ani rolet. Z daleka obserwował poczynania stróża i miał wrażenie, że ten kątem oka zerka w jego stronę. W dzień jednak, nie powinien go dostrzec z takiej odległości, ponieważ przy braku wewnętrznego oświetlenia, w szybach odbijało się to co na zewnątrz. Po chwili stwierdził, że jednak bezpieczniej będzie, kiedy zupełnie zniknie mu z oczu, ale z drugiej strony wolał widzieć co on robi. W tej chwili do głowy przyszło mu tylko jedno; poobserwuje go trochę z góry, z któregoś okna na piętrze.
            Pospiesznie pokonał kilkanaście schodków prowadzących wyżej, a kiedy już znalazł się przy oknie w jednym z pokoi stwierdził, że ten, którego miał zamiar obserwować, odgarnął trochę śniegu sprzed domu i najzwyczajniej sobie poszedł.
            Właściwie odetchnął z ulgą. Nie był jakimś chucherkiem, ale ten dziwny facet wzbudzał w nim jakąś nieuzasadnioną obawę i wolał trzymać się z daleka, nawet od jego wzroku.
            Schodząc na dół spostrzegł, że na niewielkiej półce, która znajdowała się nad drzwiami zamkniętego pokoju, leży jakiś klucz. Kiedy Leilani oprowadzała go po domu mówiła, że to był kiedyś jej pokój, a przedmiot, który umożliwiłby tam wejście, po prostu gdzieś zaginął. Czy możliwe było to, że dziwnym trafem odnalazł tę zgubę?
            Kiedy zszedł już ze schodów stwierdził, że faktycznie ten kawałek metalu z tej perspektywy wcale nie był widoczny. Sięgnął więc po niego ręką po to, żeby się przekonać czy naprawdę dokonał niezwykłego odkrycia, czy to tylko jakiś nic nie znaczący przypadek, a klucz wcale do tego zamka nie pasuje.
            Po chwili już wiedział wszystko, bo drzwi natychmiast ustąpiły, nie próbując nawet przez chwilę stawiać oporu, co mogłoby świadczyć o tym, że faktycznie nikt od dawna ich nie otwierał.
            Na pierwszy rzut oka pokoik wydawał się zwyczajnym, dziewczęcym królestwem. Różowe, landrynkowe mebelki, poduszki w kształcie serc, puchate misie siedzące na tapczanie, ściany ubrane w kolorowe plakaty. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie małą Leilani wśród tego wszystkiego. Musiała być słodką, grzeczną dziewczynką.
            Z niewielkiego posłania bogato usłanego maskotkami, znów powrócił wzrokiem na ścianę, zaczynając obserwację od samych drzwi.
            Ich plakat... Jaki stary, pożółkły... Jak dawno to było? Na samym początku ich kariery, miał wtedy zaledwie piętnaście lat... Kolejny; tego zupełnie nie pamiętał i chociaż ich mama kolekcjonowała wszystkie, to jednak tego nie miała na pewno. Następny już mniejszy... O! I ten po pierwszej gali Comet, a tamto zdjęcie po Otto...
            Ale zaraz, chwila... Przecież tu były tylko plakaty Tokio Hotel! Plakaty i zdjęcia, w większości tylko jego... Więc... była kiedyś ich fanką...? Jego wielbicielką...?
            Poczuł się dziwnie. Przecież nic mu nie powiedziała, chociaż... Wiedziała o nim dużo, już przy pierwszym spotkaniu dała mu to do zrozumienia, musiała się więc nim interesować. Wprawdzie nic nie mówiła, że była kiedyś, a może jest ich fanką, ale przecież nie pytał. A ten pokój? Dlaczego nie chciała mu go pokazać?
            Obrócił się wokół, już nawet nie przyglądając dokładnie reszcie zdjęć i plakatów, jednak z każdej strony patrzyły na niego jego własne, roześmiane i szczęśliwe oczy. Czy powinien jej mieć to za złe, że nic mu nie powiedziała? Może po prostu było jej głupio...? A może lubiła ich tylko jako małolata i tylko nie zdążyła pozrywać tego ze ścian?
            Z zamyślenia wyrwał go dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Szybko wycofał się, zamknął za sobą drzwi, a klucz położył na pierwotnym miejscu. Pospiesznie podszedł do kanapy i leżącym na stoliku pilotem, uruchomił telewizor. Po niedługiej chwili, usłyszał tuż za sobą odgłos jej kroków.
            - Witaj śpiochu... - wyszeptała, stając za kanapą i pochylając się nad nim. Jej długie, jasne włosy przyjemnie połaskotały go po twarzy. Uśmiechnął się promiennie, wyciągając rękę i przyciągając ją do siebie. Udawał wyluzowanego i nieświadomego, jednak jego serce wciąż biło szybciej. Gdzieś w jego wnętrzu zakiełkował jakiś dziwny, niezrozumiały niepokój.
            Fanka, wielbicielka, a może stalkerka...? Nie lubił tych słów, miał uzasadnioną świadomość, że to mogło oznaczać ogromne kłopoty.
            Nigdy o nic nie pytała, ani o Billa, ani o chłopaków z zespołu, a nawet o Katrin. Było więcej jak pewne, że doskonale wszystko wiedziała... A jeśli chciała go zdobyć, rozkochać w sobie, bo sama była w nim platonicznie zakochana? Może to wszystko było jakąś częścią jej planu...?
            Nie potrafił włożyć w pocałunek jakim go obdarowała nawet odrobiny czułości, całował mechanicznie, uciekając myślami w swoje wątpliwości i przypuszczenia.
            - Przywiozłam obiad - powiedziała radośnie, nie zauważając jego zmieszania. Okrążyła kanapę, kierując się do kuchni.
            - Ale ja dopiero co jadłem - krzyknął za nią.
            Wróciła już bez pakunków, odkręcając z szyi czarny, długi szalik.
            - To najwyżej zjemy później - uśmiechnęła się do niego i zdjęła kurtkę, wieszając ją na wieszaku.
            Na zewnątrz znów zaczął padać śnieg, przez co zupełnie pociemniało w pokoju. W dodatku zaczynała się robić szarówka, jak przystało na zimową, popołudniową porę. Leilani zapaliła świece i dołożyła szczap do kominka.
            - Coś się stało? - zwróciła się do Toma, widząc jego zamyślenie. Na dźwięk jej słów powrócił do rzeczywistości. Wciąż nie mógł pozbyć się z pamięci obrazu tych ścian w zamkniętym pokoju, chociaż przecież nie było to niczym szczególnym. Niejednokrotnie widział podobne w telewizyjnych reportażach, czy w internecie, i właściwie chodziło mu tylko o to, że nic mu nie powiedziała. Miał ogromną ochotę po prostu wyznać, że zna tajemnicę pokoiku za kuchnią, był ciekaw jej miny i reakcji, ale zawahał się. Teraz na pierwszy plan wysunęła się chęć wtargnięcia tam raz jeszcze, przecież tak naprawdę nic dokładnie nie obejrzał, spłoszony odgłosem nadjeżdżającego auta. Zaledwie zdążył omieść wzrokiem ściany, a dobrze widział tylko kilka wiszących z brzegu plakatów. Nie, to by było zdecydowanie głupie z jego strony.
            - Nie, nic... Wszystko w porządku. Tylko trochę boli mnie głowa, chyba klimat gór mi nie służy - uśmiechnął się, przyciągając ją do siebie, i sadzając na swoich kolanach. Ciepłe dłonie niemal natychmiast zawędrowały pod sweterek dziewczyny. Przymknęła oczy, podając się delikatnej pieszczocie jego palców. Wyglądała tak ślicznie z tym błogim uśmiechem, tak niewinnie, a zarazem podniecająco. Już nie czuł żadnej obawy, w dodatku pomyślał nawet, że chyba mógłby się w niej zakochać, gdy nagle, nieoczekiwanie do jego umysłu wtargnęła kolejna, niepokojąca myśl. Dlaczego nie chciała mu powiedzieć gdzie są? W jakim celu tak sprytnie zmieniała temat, kiedy ją o to zapytał? Teraz przypomniały mu się słowa Billa, właściwie nakaz, który surowo zabrzmiał w jego głowie; „Masz się zapytać, rozumiesz?”.
            - A właściwie to gdzie dzisiaj byłaś? - zapytał, kombinując w jaki sposób wydobyć z niej nazwę tej miejscowości. Nie chciał pytać o to wprost, czując, że coś zacznie podejrzewać i się wykręcać.
            - U znajomej mamy - odparła bez namysłu.
            - To rodzice wiedzą, że tutaj jesteś?
            - Oczywiście, że wiedzą, tylko nie wiedzą z kim - zaśmiała się. - Konkretnie to wiedzą, że z koleżanką z roku, dlatego nie mogłam pojechać tam z tobą.
            - A daleko to? - drążył Tom nieustępliwie.
            - Spory kawałek, we wsi - odparła szybko, dodając: - A może napijemy się czegoś?
            Zeskoczyła z jego kolan, podeszła do niewielkiego regaliku i otwierając barek, ukazała tym samym jego kuszącą zawartość. Jednak nie zdołała tym odwrócić uwagi Toma, który właśnie takiego jej zachowania się spodziewał.
            - Może być jakieś wino - rzucił zdawkowo, zadając kolejne pytanie: - Ale jak się nazywa ta wieś?
            - A co? Chcesz ją też odwiedzić? - Leilani roześmiała się, próbując obrócić wszystko w żart, jednak wyczuł w tym śmiechu jakąś nutkę nerwowości.
            - Nie, pewnie jest stara i brzydka - odparł Tom, starając się zachować swobodny ton. - A my, to właściwie gdzie jesteśmy? - wypalił po chwili. Miał wrażenie, że pobladła. Znów zaczęły nachodzić go dziwne myśli, nie wierzył, że w końcu wypowie tę nazwę, był niemal pewien, że znowu zastąpi odpowiedź jakimś wykrętem.
            - Czemu to dla ciebie takie ważne? Chyba najważniejsze, żeby nam było tu dobrze i miło - odpowiedziała, podchodząc do niego z wybraną butelką.
            - Jak ciebie nie było, dzwonił Bill. Wyszedłem na totalnego idiotę, jak powiedziałem mu, że właściwie nie wiem gdzie jestem - wypalił.
            - A, to zmienia postać rzeczy - uśmiechnęła się stawiając butelkę na stoliku, gdzie również leżała komórka Toma. Przelotnie rzuciła na nią okiem, jakby się nad czymś zastanawiając. - Możesz mu powiedzieć, że jesteśmy kilka kilometrów od Schönau, jeśli to dla niego takie ważne.
            Właściwie tylko to, było mu w tej chwili potrzebne do szczęścia. A jednak to powiedziała... Poczuł ogromną ulgę, która niemal natychmiast rozwiała wszystkie jego obawy. Powiedziała gdzie się znajdują, więc wcale nie ukrywała tego przed nim, pewnie tylko się trochę droczyła. Tym jednym słowem zupełnie go uspokoiła.
            Patrzył jak z uśmiechem nalewa wino do kieliszków, podając mu jeden z nich.
            - Za nasze zdrowie i za naszą… - zaczęła, lecz zawahała się na moment. Chyba wiedział jakie słowa ugrzęzły jej w gardle. On sam, też wolał, by ich jednak nie wypowiadała. - … za nasze szaleństwa. - poprawiła się, kończąc swój toast. Czy miała na myśli to samo co on? Czy możliwe było, że to czuła? Ale jak mogła kochać kogoś, kogo rzeczywiście w ogóle nie znała? Chociaż nie, jednak mimo wszystko nie był dla niej już tylko idolem z plakatu.
            Odpędził swoje dziwne rozważania, sięgając po kieliszek. Właściwie mógł sobie odpuścić swoje filozofie. Nie po to tu przyjechał, żeby się zadręczać, o czym właśnie sobie przypomniał, kiedy dziewczyna przysunęła się do niego. Przechylił szkło i wypił całą jego zawartość, po czym delikatnie objął ją ramieniem, zatapiając dłoń we włosach. Popatrzył jej w oczy, łagodnie masując kark. Rozchyliła usta.
            - Wynagrodzę ci dzisiaj wszystko... - powiedział cicho, przenosząc swój wzrok na jej błyszczące wargi, po których właśnie przesunął się jej wilgotny język.
            - Wystarczy tylko, żebyś nie zasnął... Przygotowałam coś specjalnego. - odparła zmysłowym szeptem.


***


            Obudziły go ostre promienie słoneczne wpadające przez okno, które drażniły jego oczy nawet przez zamknięte powieki. Tym razem doskonale wiedział gdzie jest i co robił kilka godzin temu. Czuł się błogo i wspaniale, jedynym jego pragnieniem w tej chwili, było wtulić się w gorące, nagie ciało swojej kochanki. Na samo wspomnienie minionej nocy, poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Te wszystkie gadżety, które przyniosła Leilani... Uśmiechnął się, wciąż nie otwierając oczu. Skąd ona to wszystko miała? Nawet prawdziwie kajdanki, nie jakieś tam z różowym puszkiem, które można kupić w każdym sex-shopie.             
            Odwrócił się w jej stronę, z zamiarem zrealizowania swoich pragnień, ale bolesna rzeczywistość kazała mu natychmiast otworzyć oczy. Miejsce, gdzie wczoraj zasnęła cudowna blondynka było puste. Przesunął dłonią po prześcieradle - zimne, musiała więc wstać dawno temu. Spojrzał w zamknięte drzwi i siadając na łóżku, omiótł wzrokiem podłogę. Wszystko czym wczoraj tak upojnie się zabawiali, zostało uprzątnięte.
            - Gdzie ona znowu jest...? - mruknął sam do siebie, poszukując wzrokiem swoich bokserek. Niewątpliwe było to, że Leilani była pedantką. Dolna część jego garderoby, leżała złożona na fotelu. Z niedowierzaniem pokręcił głową i sięgając po swoje okrycie zerknął przez okno. Świeże ślady kół na śniegu świadczyły o tym, że znowu gdzieś wyjechała.
            „Chyba cierpi na bezsenność...”, pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Wprawdzie jeszcze było zupełnie ciemno, kiedy zasypiali, ale kładąc się zerknął na zegarek i pamiętał, że było kilkanaście minut po piątej, a teraz zaledwie południe. Nie wiedział o której wyjechała, ale czyżby zdążyła się już wyspać?
            Leniwie powlókł się do kuchni, aby się czegoś napić, a tam znowu czekało na niego śniadanie. Uśmiechnął się pod nosem na ten widok, ale na razie nie czuł głodu. Wyjął tylko z lodówki butelkę mineralnej, której zawartość opróżnił do połowy.
            Znów powrócił myślami do wczorajszego wieczoru i nocy, gdy nagle, kierując swoje kroki do pokoju z kominkiem wspomnienie wróciło jak bumerang. Przez ten wczorajszy wieczór zupełnie zapomniał, że miał przecież dzwonić Bill. Obydwoje z Leilani przepadli w jej sypialni i zapewne nawet nie słyszał dzwonka, zostawiając tutaj komórkę.
            No tak, oczywiście leżała sobie spokojnie na stoliku, a Bill pewnie się zamartwiał, nie mogąc się dodzwonić... Wiedział, że najlepiej będzie, jeśli zaraz się z nim skontaktuje. Pospiesznie chwycił aparat i ze zdziwieniem stwierdził, że komórka jest rozładowana.
            - Co jest? - jęknął. - Przecież ładowałem ją przed samym wyjazdem. To było dziwne, zazwyczaj bateria trzymała kilka dni, tym bardziej, jeśli prawie z niej nie korzystał.
            Sięgnął do kieszeni swojej torby w poszukiwaniu ładowarki. To niemożliwe, mógłby przysiąc, że wkładał ją właśnie tutaj. A może jednak do drugiej kieszeni? Odsunął suwak, ale i tu jej nie było. Jak to się stało? Przecież doskonale pamiętał, że ją wziął. Na pewno, bo sprawdzał, kiedy upominał go Bill. A może wyjął z kosmetyczką, może się jakoś zaczepiła i leży gdzieś w szafce? Zajrzał tam ponownie, przejrzał leżące na półce ubrania, sięgnął do kieszeni bluzy i kurtki. Nigdzie jej nie było.
            Co do cholery się z nią stało? Niemożliwe, że wyjął ją jeszcze w Hamburgu i zapomniał ponownie włożyć! Chociaż...
            W zasadzie już nie był niczego pewien. A może faktycznie zostawił ją gdzieś w domu, może był tak pochłonięty myślami o wyjeździe, że wyjął ją i o tym zapomniał, pozostawiając w pamięci tylko pewnik, że umieścił ładowarkę w kieszeni torby?
            Jednak pomimo tych pocieszających myśli, znów w jego głowie zrodziła się niepewność i dziwny niepokój.

8 komentarzy:

  1. No nareszcie coś mu świta w tej pięknej główce 😅 zobaczymy na jak długo! a Leilani to niezła kombinatorka i dzięki jej intrygom to opowiadanie strasznie wciąga 🙈
    Każda część jest coraz bardziej zaskakująca, naprawdę super !
    Pozdrawiam i do następnego 😙😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak thriller, to thriller. W końcu musi być ta nuta dreszczyku i niewiadomej, więc zapraszam na dalsze części.
      Dziękuję i ściskam ;*

      Usuń
  2. Oj ale on naiwny na bank mu nie powiedziała gdzie naprawdę sa pewnie ona go rozładowała a ładowarkę schowała może gdyby nie mowil ze Bill sie pytl gdzie jest to pewnie telefon wciąż by działał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki typowy facet, który myśli jedynie o tym, jak zaspokoić swoje pożądanie. Jest bardzo lekkomyślny na dodatek.
      Pozadrawiam i dziękuję ;*

      Usuń
  3. Hahaha xD No to Tommy... jesteś w czarnej dupie xD gdyby chociaż zdążył powiedzieć Billowi gdzie jest... a tak... No... utknął z ta szalona laska gdzies na zadupiu xD
    Przepraszam ze dopiero teraz xD ale No... ostatnio sporo się u mnie dzieje. Także tego... No ale zdążyłam przed następnym rózdzialem wiec jest Ok xD
    Do następnego, buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utknął kochana na własne życzenie. Tak to jest, kiedy się myśli nie tą głową co trzeba.
      Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć, najważniejsze, że w ogóle chce Ci się komentować.
      Buziaki, ściskam ;*

      Usuń
  4. Więcej, więcej :D chcemy więcej i częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, cóż za roszczenia ;) Tydzień to minimalny oddech pomiędzy odcinkami, uważam, że i tak są często.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń