poniedziałek, 8 maja 2017

Część 8.




ęCze Część 8.

            Skrupulatnie pakował kolejne rzeczy do torby. Nie zabierał tego dużo, w końcu to miało być kilka dni, no właśnie - kilka, ale sam właściwie nie wiedział ile. Ich krótka, telefoniczna rozmowa polegała tylko na wskazaniu przez Leilani miejsca spotkania, o nic więcej nie zdołał zapytać, skutkiem czego tak naprawdę nie wiedział niczego ponad to.
            - Kiedy ty właściwie zamierzasz wrócić? - Usłyszał za sobą głos brata.
            - No, za kilka dni - odparł wymijająco, czując na swoich plecach przeszywające spojrzenie Billa.
            - Konkretniej nie możesz?
            - Nie mogę, bo nie wiem, to zależy jak się będę bawił - odparł Tom z szerokim uśmiechem, odwracając się w stronę stojącego w drzwiach.
            - A gdzie jedziecie? - znów rzucił Bill.
            - W góry, a gdzie mamy jechać?
            Kolejne pytanie nieco poirytowało Toma, bo wiedział, że i na nie, nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
            - Ale gdzie w te góry do cholery?
            - Nie wiem dokładnie, jej rodzice mają domek, nie pytałem w którym miejscu.
            - Tom! Jedziesz z laską której prawie nie znasz, sam, i w dodatku nawet nie wiesz gdzie? Czy ciebie już całkiem popieprzyło?
            Bill zdenerwował się na dobre beztroską brata.
            - Spokojnie, przecież jedna, słaba kobieta nie zrobi mi krzywdy, a już tym bardziej mnie nie porwie - roześmiał się bliźniak.
            - Wiesz co? Jesteś cholernie lekkomyślny, zobaczysz, że kiedyś to się źle skończy.
            - Brat, nie dramatyzuj...
            - Nie podoba mi się to wszystko, mam jakieś złe przeczucia - Czarnowłosy pokręcił głową.
            - Nic mi nie będzie, spoko - Tom przechodząc obok, potargał czarną czuprynę brata.
            - Przynajmniej nie zapomnij wziąć ładowarki do telefonu i włącz w nim jakiś GPS - jęknął Bill.
            - Już ją spakowałem! - usłyszał głos bliźniaka, dochodzący z łazienki.


                                                                           ***

            Dokładnie za dziesięć dziesiąta wysiadł z samochodu przy parkingu Hühnerposten.
            - Mam poczekać? - zapytał Mike.
            - Nie dzięki, jedź już, poradzę sobie - pożegnał się Tom, podając ochroniarzowi rękę.
            Przez chwilę stał bez ruchu, niepewnie rozglądając się wokół. W dzień powszedni o porannej porze nie było tu dość tłoczno, jednak i tak jakby w obawie przed przypadkiem napotkaną fanką, bardziej naciągnął kaptur. Minuty wlekły się niemiłosiernie, miał wrażenie, że ich dziesięć jednostek zamieniło się niespodziewanie w godzinę. W końcu jego oczom ukazał się znajomy, czerwony Bentley, który niemal z piskiem opon zatrzymał się tuż przy wjeździe na parking. W mgnieniu oka chwycił za stojącą tuż pod jego nogami torbę, gestem pokazał dziewczynie za kierownicą, że zamierza włożyć ją do bagażnika i tak też zrobił, kiedy go otworzyła. Po chwili już siedział obok niej, obrzucając ją badawczym wzrokiem.
            Czarna, sportowa kurtka, takiegoż samego koloru czapka z daszkiem, spod której wystawał jasny warkocz i ciemne okulary; wszystko to sprawiało, że wyglądała bardzo młodo. Gdyby nie widział jej w innych strojach, dałby jej nie więcej jak szesnaście lat. Z całego jej dzisiejszego image'u, tylko błyszczące zmysłowo usta wyglądały tak samo i identycznie kusiły.
            - Cześć - powiedziała cicho, przechylając się w jego stronę w poszukiwaniu fizycznej formy powitania.
            - Cześć - odpowiedział, delikatnie ją całując. Już chciał lepiej przypomnieć sobie jak smakują jej usta, kiedy pospiesznie odsunęła się od niego.
            - Daleka droga przed nami - uśmiechnęła się i naciskając gaz natychmiast ruszyła.
            Tak więc na dzień dobry, po raz kolejny został zbity z tropu. Dlaczego przy tej dziewczynie nie potrafił być stanowczy, czemu nie potrafił w końcu zrobić tego, czego chciał? To zawsze ona miała ostatnie słowo, robiła co chciała i kiedy chciała, a on był tylko jakąś marionetką w jej rękach.
            - O której będziemy na miejscu? - zapytał.
            - To zależy - odparła, zatrzymując się na skrzyżowaniu - Moglibyśmy być na miejscu około siedemnastej, ale jeśli mamy dojechać żywi, wolę się nie spieszyć - roześmiała się.
            - A gdzie to jest?
            - Jedziemy w południowo-zachodnim kierunku - rzuciła wymijająco.
            - A dokładniej?
            - Nazwa nic ci nie powie, to totalna dziura.
            - Ale może jest w pobliżu jakieś większe miasto? - Znów zapytał Tom, zerkając na nią ukradkiem. - Jadę z tobą w ciemno.
            - Chyba się mnie nie boisz? - Jej serdeczny śmiech sprawił, że on też zaczął się śmiać.
            - Oczywiście, że się boję!
            - Mnie? Takiej słabej dziewczyny? - odparła, wciąż się śmiejąc.
            - Niby taka słaba, a robisz ze mną wszystko co zechcesz - Tom patrzył na jej radosną twarz, a po chwili wyciągnął rękę i zapytał: - Mogę ci zdjąć te okulary?
            - Możesz - spojrzała na niego przez chwilę, gdy tymczasem on pozbawił ją zbędnej ochrony oczu. - Nie ma słońca, w sumie nie potrzebuję ich.
            Znów skupiła swoją uwagę na drodze, podczas gdy on przyglądał się jej twarzy. Dopiero teraz wydała mu się naprawdę piękna. Wcześniej tego nie dostrzegał, wprawdzie uważał, że jest ładna, ale bardziej skupiał się na innych jej walorach. A może po prostu jej naturalność i brak makijażu, odkryły to piękno?
            - Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytała w końcu.
            - Bo jesteś piękna - odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
            - Nie jestem - odparła przekornie.
            Nie zamierzał jej przekonywać, on wiedział swoje, a może po prostu tak chciał ją widzieć i to mu pasowało?
            Milczeli dłuższą chwilę i w tym czasie Leilani wyjechała na autostradę, gdzie mogła już z większą prędkością popędzić swoim autem.
            - Niezłe zapasy wieziesz w bagażniku - zagadnął Tom.
            - A, tak, trochę jedzenia, żebym nie musiała od razu jechać po zaopatrzenie. Z naszego domku jest spory kawałek do najbliższego sklepu, mówiłam, że to zadupie - Puściła mu oczko.
            - No tak, nie będziemy żyli tylko miłością - uśmiechnął się Tom. Na te słowa Leilani odwróciła głowę, przez chwilę na niego patrząc. Nie było to spojrzenie osoby zdziwionej, nie wyglądała też na zaskoczoną tym stwierdzeniem. Właściwie zobaczył w jej oczach jakąś dziwną pewność, jakby to co powiedział, było czymś… oczywistym?
            - Miałem na myśli tylko seks, miłość fizyczną oczywiście - Niemal natychmiast się poprawił, głupio się przy tym uśmiechając. Tym razem jednak udała, że nie słyszy, od razu zmieniając temat:
            - Kiedy wydajecie tę nową płytę?
            Tom ochoczo pospieszył z odpowiedzią, bo po tym niefortunnym stwierdzeniu, poczuł się niezręcznie. Tak więc już bez żadnych słownych wpadek, rozmowa zeszła na bezpieczne tory związane z zespołem, promocją płyty, jej studiami i innymi, bardziej przyziemnymi sprawami. Po około trzech godzinach, Tom zastąpił Leilani za kierownicą, aby nie tracąc czasu na zbędnych postojach dziewczyna mogła sobie odpocząć, i żeby jak najszybciej mogli być na miejscu. Kiedy zjechali już z autostrady i pozostała zaledwie godzina drogi, Leilani poprosiła go, żeby skręcił na pobliski parking.
            - Spokojnie, mogę jechać, szkoda czasu - uśmiechnął się, jednak dziewczyna była nieugięta w swoim postanowieniu.
            - Zjedź Tom, jesteś zmęczony, a poza tym ja chcę rozprostować kości i napić się wreszcie kawy - powiedziała stanowczo.
            Zrobił jak chciała, a po kilku minutach siedzieli w przydrożnym, ale dość przytulnym barze, sącząc brązowy napar. Tom spoglądał na nią znad swojej filiżanki. Piła w milczeniu, jakby delektując się smakiem nienajlepszej przecież kawy. Wiedział, że jej myśli uciekają gdzieś daleko, a oczy na próżno próbują za nimi podążyć. Wyglądała tak, jakby zmagała się z jakimś problemem w swojej głowie, jakby próbowała złapać, a potem poukładać swoje myśli w jedną całość, bo jej skupienie było nad wyraz widoczne.
            - Czuję się całkiem rześko, jak chcesz mogę dalej prowadzić – zagadnął. Spojrzała na niego wyostrzonym wzrokiem, wracając właśnie z dalekiej krainy swoich rozmyślań.
            - Sama poprowadzę, znam drogę na pamięć, a ty mógłbyś zabłądzić - odparła stanowczo.
            - Wystarczy, że włączymy GPS-a - zaczął, ale przerwała mu wpół zdania, lekko poirytowanym, stanowczym tonem:
            - Ja poprowadzę.
            Miał wrażenie, że jego słowa podenerwowały ją. Postawiła filiżankę na spodku na tyle głośno, że kilka osób siedzących w pobliżu, odwróciło głowy, a barman tylko wyciągnął szyję, aby sprawdzić czy na pewno nic się nie potłukło.
            Dlaczego tak usilnie upierała się, że poprowadzi auto do końca? Czemu nie chciała za nic wyjawić mu nazwy miejscowości do której jadą, ignorując jego pytania i pospiesznie zmieniając temat? Może faktycznie był to jakiś azyl jej rodziców, ludzi przecież wpływowych i bogatych, dlatego nie chciała zdradzać nazwy tego miejsca?
Ale jej upór o to, kto ma dalej poprowadzić samochód, teraz go nieco zastanowił.
            - Możesz mi przynieść torebkę? - wyciągnęła do niego rękę z kluczykami od auta. Obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem. Nie znał kobiety, która zostawiała torebkę w samochodzie.
            - Po co ci torebka? Ja zapłacę - zapewnił ją.
            - Nie chodzi mi o rachunek - odparła oschle. - Więc jak? Przyniesiesz mi ją, czy nie jesteś dobrze wychowanym mężczyzną i będę musiała iść sama? - wlepiła w niego swój stanowczy wzrok.
            Bez słowa wstał i wyszedł z baru, kierując swoje kroki w stronę auta. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że celowo wysłała go do samochodu. Czy naprawdę tak bardzo potrzebowała tej cholernej torebki? Jej zachowanie było chwilami naprawdę bardzo dziwne…
            Kiedy wrócił, nie miał zamiaru siadać, chociaż na stoliku wciąż stała wypita zaledwie do połowy jego kawa. Podszedł do baru i uregulował rachunek, a po chwili stanął obok niej.
            - Chodźmy, nie ma sensu tu siedzieć, szkoda czasu - rzucił od niechcenia.
            - Jeszcze nie wypiłam kawy, a czasu mamy nadto. Możesz usiąść? - wskazała mu jego miejsce, po czym dodała z naciskiem. - Ty zresztą też nie wypiłeś.
            Westchnął tylko, ale usiadł posłusznie. Wcale nie miał już ochoty pić tej lury, ale dla świętego spokoju podniósł filiżankę do ust. Zauważyła jego nieco zirytowaną minę, więc zmieniła ton.
            - Wypijemy spokojnie i za chwilę ruszamy, lubię się podelektować kawą.
            - Tylko, że tu akurat nie ma czym - mruknął, popijając kolejny łyk. Chciał tę konsumpcję mieć jak najszybciej za sobą i wreszcie znowu wyruszać w drogę.  
            Niecierpliwie poruszył się na swoim krześle, dopijając resztkę.
Leilani uśmiechnęła się i popatrzyła na niego z zadowoleniem, wodząc opuszką palca po obrzeżu filiżanki.
            - Jakoś dziwnie ci się spieszy... - powiedziała cicho, dobrze mu znanym tonem.
Niespodziewanie wróciła ta sama dziewczyna, która namiętnym wzrokiem patrzyła mu w oczy, która teraz prowokująco oblizała palec przesuwając nim delikatnie po rozchylonych wargach.
            Oparł obydwa łokcie o blat stolika, pochylając się nieco i patrząc jej w oczy.
            - Twój nastrój zmienia się z sekundy na sekundę - powiedział.
            - Bo każda sekunda jest inna...
            Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Tom miał wrażenie, że go hipnotyzuje, bo w pewnej chwili zakręciło mu się w głowie. „To niemożliwe...”, pomyślał natychmiast, odwracając wzrok w kierunku drzwi, które właśnie ktoś otworzył.
            Roześmiała się głośniej.
            - Czyżbyś się peszył?
            - Ja? - odparł z oburzeniem i prychnął, unosząc do góry prawy kącik ust, po czym znowu na nią spojrzał. Puściła mu oczko i pospiesznie wstała.
            - Jedziemy - rzuciła i ruszyła w stronę drzwi. Tom szybko ją wyprzedził, aby jej otworzyć.
            - Kluczyki - wyciągnęła do niego rękę, kiedy znaleźli się przy samochodzie.
            - Ja poprowadzę - upierał się Tom.
            - Wykluczone - zmieniła ton, na bardziej stanowczy. - Jesteś zmęczony.
            Nie chciał się dłużej droczyć, sięgnął do przepastnej kieszeni kurtki i wyciągnął z niej to o co prosiła, otwierając samochód. Wsiedli, niemal natychmiast ruszając.
            - Dobrze, że już jesteśmy niedaleko, marzę o prysznicu - powiedziała wesoło, włączając się do ruchu, a gdy już miała przed sobą prostą drogę, dodała spoglądając na Toma: - Z tobą.
            - Z miłą chęcią - roześmiał się, a na samą myśl o takim doznaniu w jego podbrzuszu narodził się przyjemny dreszcz, który przebiegł przez całe ciało. Jeszcze nie robił z nią tego pod prysznicem…
            Przymknął oczy, z lubością wyobrażając sobie to co miało się wydarzyć. W swojej wyobraźni widział te spływające po jej cudownym ciele krople wody, swoje dłonie oplatające jej talię, usta zbliżające się do ust… Błogość, ciepło rozchodzące się w jego wnętrzu.
            Z trudem znów uchylił powieki. Sam nie wiedział, czy to przez te marzenia, czy to zmęczenie było autorem jego nagłej senności, która zaczęła go ogarniać.
            - Cholera, chyba na chwilę urwał mi się film… - westchnął.
            - A nie mówiłam, że jesteś zmęczony?
            - Nie jestem, nie wiem czemu nagle stałem się taki senny.
            - Jesteś, jesteś - powiedziała z całym przekonaniem Leilani.
            Przyjemne ciepło w aucie i cicha, nastrojowa muzyka, wcale nie ułatwiały mu zmagania z uporczywie dręczącą go ochotą na sen. Nie czuł zmęczenia, prawie nigdy nie sypiał w samochodzie. Nawet wtedy, kiedy wracali po koncercie, spał w vanie tylko nocą i w dodatku były to krótkie drzemki. Skąd więc teraz u licha, wzięła się u niego taka senność? Może to stres związany z tym wyjazdem dopiero teraz odpuścił?
Sam nie wiedział, ale czuł jak jego powieki robią się coraz cięższe, a chwilami po prostu tracił nad tym kontrolę odpływając gdzieś daleko. Bardzo starał się nie zasnąć, jednak ta potężna siła wygrała walkę z jego wolą. Po niedługiej chwili oddychał głęboko pogrążony w mocnym śnie, z głową wtuloną między zagłówek, a drzwi samochodu.
            - Śpij słodko mój skarbie, a ja zwiozę cię do raju… - powiedziała czule Leilani.

***

            Kiedy się przebudził jego powieki nadal były ciężkie, jakby wciąż zmęczone. Poczuł dziwny ból w karku, który pewnie spowodowany był niezmienioną we śnie pozycją. Z wielkim trudem podniósł głowę, rozmasowując obolałą szyję i stwierdził, że już nie jadą autostradą, tylko jakąś zupełnie nieoświetloną, wąską drogą prowadzącą przez las. Po obu jej stronach widać było tylko zaspy i ośnieżoną gęstwinę zarośli, jakie porastały pobocza.
            - Widzę, że śpioch się obudził - usłyszał łagodny głos Leilani.
            - Ale mnie ścięło... Auuu... - jęknął, bo właśnie poczuł narastający i pulsujący ból głowy.
            - Wiedziałam, że w końcu się poddasz.
            Tom nie odpowiedział, tylko przyłożył sobie dłonie do skroni.
            - Co się dzieje? - zapytała dziewczyna z troską w głosie.
            - Łeb mnie nawala, jakby ktoś młotem napierdzielał.
            - Za chwilę dojedziemy, to dam ci tabletkę, już naprawdę niedaleko.
            - A gdzie właściwie jesteśmy?
            - Na drodze do mojej posesji, mówiłam, że to zadupie - odparła.
            Za niedługą chwilę przed ich oczami ukazała się potężna, metalowa brama.  
           Dziewczyna zatrzymała na chwilę samochód i otworzyła ją pilotem, który miała w samochodzie. Tom zastanowił się, że skoro posiadłość okala taki wysoki mur, a wjazd stanowi solidna brama z napisem „Obiekt strzeżony”, to jaki musi być ten domek, jak nazywała go Leilani.
            Wjechali, ale nie dane mu było jeszcze zobaczyć miejsca w którym spędzi najprawdopodobniej kilka wspaniałych dni. Nadal jechali taką samą, wąską drogą wśród lasu.
            - To ile hektarów ma ta wasza posesja? - zapytał zdziwiony.
            - Nie mam pojęcia - roześmiała się. - Ale nigdy jej całej nie obeszłam.
            - No to nieźle... - westchnął Tom.
            Włości rodziców Leilani musiały być naprawdę duże, skoro sam dojazd jak mniemał w linii prostej trwał już dziesięć minut, a nie wiadomo było w jakiej ich części leży dom, czy za nim nie rozciąga się ich podwójna wielkość. Nareszcie w oddali błysnęły jakieś światła.
            - No to jesteśmy.
            Odetchnął, bo teraz naprawdę poczuł się bardzo zmęczony. Kiedy zbliżyli się do domu, stwierdził, że jest on dość duży jak na zwykły letniak, ale wyobrażał sobie go nieco lepiej. Z zewnątrz była to po prostu dość duża chata w góralskim stylu.
W oddali spostrzegł jakby zarys ludzkiej sylwetki, co go niezmiernie zastanowiło. Kiedy podjechali bliżej stwierdził, że faktycznie do domu zbliża się dość potężny mężczyzna, który pcha przed sobą taczki wypełnione po brzegi świeżo narąbanym drwem.
            - Kto to? - zapytał zdziwiony. O ile dobrze pamiętał, Leilani zapewniała go wcześniej, że będą tu sami, co więc u licha robił tutaj ten osiłek?
            - A! To Klaus - roześmiała się, widząc jego zawiedzioną minę. - To taki trochę przygłupi stróż, ale ma krzepę. Mieszka tu cały rok, pilnuje domu, robi naprawy. Ma swój pokój, ale nie obawiaj się, nie będzie nam przeszkadzał, ma osobne wejście z tyłu.
            - Przygłupi? - Tom wyłowił jedno słowo z jej wypowiedzi.
            - No to jest niemowa i taki trochę niedorobiony, zresztą sam zobaczysz.
Leilani zatrzymała samochód przed domem, w tym samym czasie mężczyzna zbliżył się na tyle, aby Tom mógł mu się przyjrzeć.
            - Cześć Klaus - uśmiechnęła się dziewczyna wysiadając z auta.
            Na jej widok olbrzym obnażył w uśmiechu krzywe i żółte zęby. Z bliska był naprawdę ogromny i wyjątkowo brzydki, ale dość młody. Miał może trzydzieści lat, z pewnością niewiele więcej lat od niego. Tom, zanim wysiadł z auta wnikliwie mu się przyjrzał i stwierdził, że jego wygląd kogoś mu przypomina. Przez chwilę intensywnie się zastanawiał, z kim może mu się kojarzyć ten wyjątkowo odrażający typ, i aż skrzywił się dochodząc do wniosku, że właściwie kojarzy mu się z Frankensztajnem.
Leilani właśnie stała na wprost niego i tłumaczyła mu coś, kiedy Tom w końcu wysiadł. Niemal w tej samej chwili tamten zwrócił twarz w jego kierunku, obrzucając niemal paraliżującym wzrokiem.
            - Wyjąć wszystko z bagażnika? - zapytał Leilani.
            - Otwórz bagażnik, a Klaus wszystko nam zaniesie, prawda? - zwróciła się z uśmiechem do brzydala. Tamten tylko potulnie skinął głową, wpatrzony w nią jak w obrazek. Odprowadzał ją wzrokiem, kiedy wchodziła po schodach, wyjmując z torebki klucze. Tom podążył za dziewczyną, na wszelki wypadek omijając go z daleka, jednak nie zdołał uniknąć jego spojrzenia pełnego nienawiści. Aż się wzdrygnął, pospiesznie spoglądając przed siebie. O co temu typowi chodziło? Patrzył na niego tak, jakby za chwilę chciał go zabić. Czyżby był zazdrosny o swoją piękną pracodawczynię?
            - Nie dla psa kiełbasa - mruknął w jego kierunku ironicznie się uśmiechając, chociaż tamten nie mógł tego usłyszeć.
            Wchodząc za nią do domu, ponownie się obejrzał. Rosły mężczyzna nie spuszczał go z oka, wciąż nie zmieniając wściekłego, przerażającego wyrazu twarzy, zupełnie jakby chciał powiedzieć: „Już po tobie”.

5 komentarzy:

  1. Ten znikł to ma jednak łeb na karku... nie to co Tom... :/
    On w ogóle się nie kapnął pewnie ze ona mu coś dosypała do tej kawy... każdy głupi by się kapnął... co za frajer... nie mam na niego słów. Baw się dobrze Tommy Hahaha xD
    To ten... do następnego. I czekam na twc ;>>>
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Bill miało być... ta autokorekta :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zastanawiałbym się, kto znikł ;) Technika poszła do przodu od czasów kiedy to pisałam, telefony są lepsze, więc dodałam co nieco z tym GPSem ;)No z pewnością będzie bawił się dobrze... Do czasu :D
      Buziaki ;*

      Usuń
  3. Typowy lekkomyślny Tom :))
    Jak zwykle super, a wracając do tego co ostatnio napisałaś to fajnie, że to opowiadanie jest inne niż te wszystkie przesłodzone miłością. Niektórym pewnie się to nie podoba, ale według mnie jest mega fajne, inne i oryginalne ;)
    Pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Ty mnie nie przepraszaj, ja się bardzo cieszę, że komentujesz, zważywszy na ilość komentarzy. Zastanawiam się, czy jest aż tak złe, czy ludziom po prostu się nie chce.
      Już jedno moje przesłodzone miłością było, nawet dwa, zważywszy na części, dlatego teraz pora na inny gatunek.
      Dziękuję, buziaki ;*

      Usuń