piątek, 23 marca 2018

Część 28. „Niemy krzyk zbrukanej duszy”


Część 28. „Niemy krzyk zbrukanej duszy”


            Faktycznie, słońce już dawno schowało się za horyzontem, a natura wymalowała niebo fioletowo-granatową farbą i zaczęły pokazywać się pierwsze gwiazdy. A, że pogoda nie była zbyt upalna, to i wieczory były dosyć chłodne. 
            Otworzył jej drzwi auta i zajrzał do bagażnika, wyciągając stamtąd koc i bluzę. Usiadł na miejscu kierowcy, rzucając wszystko to do tyłu i spojrzał na Karen.
            - Trochę niefajnie to wyszło... - mruknął cicho. - Najgorsze jest to, że będziemy musieli się tłumaczyć przed twoim mężem. Pech, że akurat wraca.
            - Ty jak ty, ale ja... - odparła Karen. - W dodatku ten nieszczęsny telefon. Że też musiałam właśnie dzisiaj zostawić go w hotelu.
            Targały nią teraz mieszane uczucia i jakieś dziwne poczucie winy, że oszukuje Billa. Franzem natomiast nie przejmowała się wcale i obojętne jej było, jak zareaguje na fakt, iż nie wróciła na noc do hotelu, bo taki właśnie scenariusz roztaczał się jej przed oczyma.
            - Jasna cholera - mruknął Bill, zamyślając się i nagle wyskoczył z auta jak oparzony. Otworzył tylne drzwi i z powrotem zabrał stamtąd bluzę, którą przed kilkoma minutami sam tam wrzucił. Wziął też latarkę.
            - Wysiadaj! - krzyknął do Karen, która obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.
            - Dlaczego? - zapytała.
            - Wpadłem na genialny pomysł! - odkrzyknął i zamknął drzwi. - Pójdziemy plażą!
            - Co? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Przecież to kilkanaście kilometrów!
            - Dokładnie dwanaście! - wyszczerzył się, podając jej bluzę. - Góra za cztery godziny powinniśmy być w hotelu, co to dla ciebie? - Roześmiał się.
            - Znaczy, gdzieś tak na drugą w nocy - smutno stwierdziła Karen.
            - Lepiej późno niż później! - zażartował. - Wkładaj tę bluzę, bo zamarzniesz!
            Zdawać by się mogło, że wpadła teraz w swoją własną pułapkę. Nie uśmiechało jej się iść przez pół nocy na pieszo tylko dlatego, że prawdopodobnie czekał na nią Franz, ale czy miała inne wyjście? Przecież nie mogła nagle przyznać się do tego, że jednak ma tę cholerną komórkę przy sobie i miała nadzieję spędzić z nim noc w aucie.
            - A samochód? Przecież nie można go tu tak zostawić - próbowała jeszcze jakoś delikatnie go zatrzymać.
            - Nikt go nie ukradnie w tej głuszy. Zresztą jak? Przecież nie jest nawet na chodzie. Z rana przyślę tu mojego mechanika, albo sam z nim przyjadę - Roześmiał się Bill, ruszając w stronę wydm. - Idziemy, póki całkiem się nie ściemni.
            Niechętnie ruszyła za nim, zakładając po drodze jego bluzę.
            Ta noc mogła tak wiele w ich życiu zmienić... Gdyby tu pozostali, mieliby dużo czasu na rozmowę, która miała szansę się różnie potoczyć, ale Bill chyba właśnie tego najbardziej się bał. Może wolał jeszcze przez jakiś czas żyć złudzeniami, niż goryczą odtrącenia?

***

            Stał na tarasie, wypalając kolejnego papierosa. Przyjechał przed osiemnastą i minęły właśnie trzy godziny, a Karen wciąż nie było. Kiedy próbował się do niej dodzwonić, automatyczny głos w słuchawce oznajmiał mu, że ma wyłączony telefon, lub jest poza zasięgiem. Już powoli zaczynał tracić cierpliwość i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nie obawiał się, że mogło jej się coś stać, w jego głowie wciąż odbijało się echem jedno, jedyne słowo - zdrada.
            Postanowił zejść na dół, może recepcjonistka widziała, z kim wychodziła i o której. Billa raczej już nie podejrzewał, bo wiedział, że jest kompletnie unieszkodliwiony, jeśli zajęła się nim Aimee. Ale jeżeli nie z nim, to z kim mogła spędzać ten czas jego żona? A może po prostu poszła tylko na bardzo długi spacer?
            Położył kres swoim domysłom, zadając Nadii krótkie pytanie:
            - Nie wie pani przypadkiem, gdzie może być moja żona? - zapytał wprost, a kiedy dziewczyna na niego spojrzała, dodał: - Nie odbiera komórki, nie wiem, co się z nią dzieje.
            - Może pojechali do jakiegoś klubu, a tam jest głośno i nie słyszy - odparła z tajemniczym uśmiechem. Mężczyzna już nie tłumaczył, że telefon jest wyłączony, za to natychmiast wyłowił z jej odpowiedzi jedno słowo:
            - Pojechali...?
            - No tak, z Billem.
            - We troje? - Bardziej stwierdził niż zapytał, a Nadia uśmiechnęła się tylko.
            - Jacy troje? Mówię, że pojechała gdzieś z Billem.
            Czuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy i na przemian ponownie ją zalewa.
            - A Aimee? - wydusił z siebie, starając się nie okazywać zdenerwowania.
            - Pani Aimee wyjechała - odpowiedziała, z dziką satysfakcją obserwując reakcję Franza.
            - Kiedy? - zapytał gniewnie, już kompletnie się nie kontrolując.
            - Wczoraj, późnym wieczorem.
            Widziała, jak mężczyzna zaciska pięści i czerwienieje. Odruchowo zerknął na zegarek.
            - O której oni pojechali?
            - Nie wiem dokładnie, ale na pewno jeszcze nie było osiemnastej.
            Na jego twarzy drgał niemal każdy mięsień, a nozdrza poruszały się z wściekłości. Oparł się łokciami o ladę recepcji, oddychając ciężko,  a po chwili wbił jedną dłoń w kieszeń.
            - Ile pani tu zarabia? - rzucił niespodziewanie.
            Nadia spojrzała na niego podejrzliwie.
            - Wystarczająco - odparła sprytnie.
            - Ale pewnie przydałoby się więcej, hę? - zagadnął, a ona zastanowiła się, o co właściwie może mu chodzić.
            - To znaczy...?
            - To znaczy, że udzielanie informacji kosztuje i ja mam zamiar pani za to zapłacić - Uśmiechnął się chytrze, ściskając w dłoni zwitek banknotów po sto euro.
Kamera na szczęście nie obejmowała miejsca lady, w jakim się właśnie znajdowali.  Rozejrzała się bacznie i hardo odpowiedziała:
            - A pan wie, że jeśli to wezmę, to mogę stracić pracę?
            - Ale jeśli ty nikomu o tym nie powiesz, to ja tym bardziej – Bezpardonowo i jednostronnie przeszedł z nią na „ty”, a przymrużając oczy dodał: - Zależy mi.
            Franz przesunął leżącą już pod jego dłonią, dość znaczną kwotę gotówki. Nieśmiało sięgnęła po kuszącą, będącą w zasięgu jej ręki łapówkę i pospiesznie wsunęła ją do kieszeni służbowego mundurka. To była jedynie zachęta, bo wiedziała, że i bez niej, zupełnie za darmo i z ogromną przyjemnością, sprzedałaby oboje bez mrugnięcia okiem
            - Domyślam się, że za taką kasę chciałby pan wiedzieć nieco więcej.
            - Dobrze się, kotku, domyślasz - Uśmiechnął się z triumfem.
            - Ale ja wiem tylko tyle.
            - Więc dowiedz się więcej - rzucił, wyjmując z portfela wizytówkę. – Możesz dzwonić w każdej chwili. Jeśli wiadomość będzie istotna, dostaniesz jeszcze trzy razy tyle – dodał, wolno oddalając się w stronę windy.

***

            - Zimno? - zapytał troskliwie Bill, obejmując ją ramieniem.
            - Nie, ta bluza jest ciepła - Uśmiechnęła się lekko.
            Szli już ponad trzy godziny brzegiem morza, pogrążeni niemal w całkowitej ciemności. Drogę oświetlał im księżyc, czasem latarka, a chwilami światło oddalonej o kilkanaście kilometrów latarni morskiej.
            - Ten wiatr jest cholernie przenikliwy - mruknął Bill, czując, jak bardzo jest mu zimno.
            - Ja się trochę zagrzałam, więc może teraz tobie oddam tę bluzę? - zaproponowała nieśmiało Karen.
            - No coś ty? - żachnął się natychmiast. - Mi nie jest zimno, tak tylko mówię.
            Choć prawie szczękał zębami, to nigdy nie przyznałby się do tego, że przemarzł na kość. Nastała chwila, kiedy pożałował swojej decyzji i nie z powodu doskwierającego mu chłodu, a myśli, że spędziłby z nią całą noc... Nie wierzył wprawdzie, że mogłoby się wydarzyć w tym czasie coś innego niż rozmowa, ale ta właśnie rozmowa mogłaby zmienić tak wiele. Jednak myśl o jej wściekłym mężu uzależniła go w tamtej chwili od obawy o nią i trochę też o siebie. Teraz, złorzeczył sobie w myślach, wyzywając się od tchórzy.
            Karen objęła go w pasie, dotykając jego ręki.
            - Bill, jesteś przemarznięty - stwierdziła z wyrzutem, zatrzymując się i ściągając bluzę. Niemal natychmiast powstrzymał ją, chwytając za ręce.
            - Oszalałaś? - palnął bez namysłu. Szarpali się przez chwilę ze śmiechem i żadne z nich nie chciało ustąpić. - Karen, przestań! - huknął w końcu, łapiąc ją za nadgarstki i sprytnie okręcił tak, że stał z tyłu, mocno wtulony w jej plecy, trzymający jej skrzyżowane na brzuchu ręce. W tej chwili już nie było jej tylko ciepło, a przyjemne uczucie gorąca zalało całe ciało. Oparł lekko brodę o jej ramię i szepnął do ucha, drażniąc je ciepłym oddechem:
            - I co, kobieto? Spróbuj teraz zdjąć bluzę.
            - Jeśli tak miałbyś mnie rozgrzewać, to chętnie ją zdejmę - mruknęła cicho.
            - Rozgrzałbym cię jeszcze lepiej, gdybyś nie była mężatką - odparł pewnie, czekając na jej reakcję. Już miała ochotę odpalić, że to przecież żadna przeszkoda, ale jak wypadłaby wówczas w jego oczach? Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, a zanim o czymkolwiek zdążyła pomyśleć, poczuła, że unosi się w powietrzu.
            - A ja tak się rozgrzeję! - krzyknął, porywając ją na ręce i okręcając wokół własnej osi. Zaśmiała się głośno, obejmując go za szyję.
            - Przestań, Bill! Przecież nie będziesz mnie niósł!
            - Dlaczego nie? - Uśmiechnął się. - To dla mnie dobry sposób na rozgrzewkę, zresztą jesteś lekka jak pióro i gdybyś była moja, nosiłbym cię na rękach! - wypalił, a ona podchwyciła:
            - W takim razie żałuję, że nie jestem twoja! Mój mąż wcale nie nosi mnie na rękach!
            - Głupek z niego! - odpalił żartobliwym tonem, lekko dysząc.
            - Bill, postaw mnie, tylko niepotrzebnie się męczysz! - poprosiła Karen, choć czuła się jak w niebie.
            - Nie męczę się, tylko rozgrzewam! - Spojrzał na nią, choć ledwie widział jej twarz w ciemności. Czuł jej oddech na swoim policzku, a jej usta były tak blisko, wystarczyło jedynie trochę przekręcić głowę. Jaka byłaby jej reakcja, gdyby zaryzykował i zdobył się na jakiś choćby delikatny pocałunek...?
            - Czy z Aimee też tak się rozgrzewałeś? - zapytała niespodziewanie. Na te słowa roześmiał się głośno.
            - No nie, ale zadałaś mi pytanie!
            - Głupie? Dziwne? - dociekała. – Oj, Bill, powiedz... Pocałowałeś ją chociaż? - wypaliła nieoczekiwanie i aż sama się sobie dziwiła, że zdobyła się na te słowa. Wiedziała, że to miało miejsce, chociażby z opowieści Aimee, ale chciała się po prostu upewnić.
            - Ej! A co ty taka ciekawa jesteś? - Śmiał się, ponownie na nią spoglądając. Gdyby nie było tak ciemno, z powodzeniem mógłby dostrzec lekki rumieniec na jej twarzy.
            - Dobra, pytania nie było - skwitowała.
            - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci odpowiem: tak, pocałowałem ją, ale to było zanim coś sobie postanowiłem.
            - O, a co takiego sobie postanowiłeś?
            - A tego to już ci nie powiem, za dużo chciałabyś wiedzieć, przyjaciółko!
            - Naprawdę jestem twoją przyjaciółką? - zapytała.
            - No pewnie - odpowiedział, coraz bardziej zdyszanym głosem. - Bardzo cię lubię, ufam ci, pomagasz mi... To nie wystarczy? - Zdziwił się jej pytaniem.
            - Pewnie wystarczy - Uśmiechnęła się. - Ale postaw mnie wreszcie, bo już zadyszki dostałeś.
            - Może masz rację - Roześmiał się, ciężko oddychając. - Trochę się zmęczyłem, ale jak znowu będzie mi zimno, będę cię niósł! - Ujął jej dłoń, którą chwyciła chętnie i pewnie. - A co? Ty mnie nie uważasz za przyjaciela? - zapytał.
            - Sama nie wiem - Zaśmiała się.
            - No jak to: nie wiesz? - oburzył się.
            - Nie wiem, bo ktoś kiedyś powiedział mi, że coś takiego jak prawdziwa przyjaźń między kobietą a mężczyzną po prostu nie istnieje.
            - A jak ten ktoś uzasadnił swój osąd? - zainteresował się Bill.
            - Tak, zazwyczaj jedna albo druga strona, po prostu zbyt mocno się angażuje.
            Ten, kto to powiedział - przynajmniej w jego przypadku - miał całkowitą rację. Ale czy teraz, w tych okolicznościach mógł się do tego przyznać? Owszem, obiecał sobie, że będzie walczył, ale zanim podejmie jakiekolwiek kroki, musi mieć choć cień nadziei.
            Roześmiał się, zachodząc jej drogę i chwytając za przedramiona.
            - Ej, Karen, czy to znaczy, że ty się zaangażowałaś? - zażartował.
            - Ja?! - krzyknęła ze zdziwieniem, ale też lekkim zażenowaniem. Dziękowała losowi, że wokół panuje prawie zupełna ciemność, bo była niemal pewna tego, co w tej chwili zdradzała jej twarz. - No coś ty! - zaśmiała się i miała nadzieję, że jej głos nie zabrzmiał sztucznie.
            W jego odczuciu zabrzmiał jak najbardziej wiarygodnie, na tyle, że poczuł w okolicy serca ukłucie zawodu. Nie było sensu nawet w żartach dłużej drążyć tego tematu. Był dla niej tylko i wyłącznie przyjacielem.
            Ruszył przed siebie, wciąż trzymając pewnie jej dłoń.
            - To dobrze, bo ja też nie. Zresztą gdyby nawet coś się kroiło, umiałbym to zatrzymać - stwierdził przekonująco. - Nie rozbijam związków.
            Gdyby naprawdę to potrafił, jego serce nie bolałoby teraz, a on traktowałby to wszystko jak przednią zabawę, przyjemny spacer z przyjaciółką. Gdyby tylko potrafił...
            Mimowolnie zerknęła na niego ukradkiem, choć w tych ciemnościach widziała tylko zarys jego pięknego profilu. Może to był dobry moment, żeby mu o wszystkim powiedzieć? Po prostu zatrzymać się i wyznać, co czuje?
            Nie, taki moment nie nadejdzie nigdy... Wystarczyło tylko tych kilka jego słów, aby się w tym utwierdziła. W tle chwilowej ciszy, jaka nastała pomiędzy nimi, jak echo odbijały się w jej umyśle jego ostatnie słowa: „Nie rozbijam związków”.
            Nieopatrznie sami wybudowali między sobą wysoki mur niemal nie do przekroczenia.

***

            Zmęczeni i senni dotarli do hotelu kilka minut po drugiej w nocy. Kiedy tylko jej oczom ukazał się budynek, od razu skierowała wzrok na okna swojego apartamentu i już wiedziała, co widoczne w nich światło może oznaczać. Czekał na nią Franz.
            Ze zdenerwowania przygryzła dolną wargę, co natychmiast zauważył Bill, który zerkał na nią co jakiś czas.
            - Jeśli chcesz, wejdę z tobą i wszystko wytłumaczę - zaproponował.
            - Nie, Bill, nie chcę narażać cię na przykrości - Pokręciła głową.
            - Ale ty możesz mieć z tego powodu większy problem i myślę, że to wszystko moja wina, więc moja pomoc jest jak najbardziej uzasadniona - upierał się.
            - Ale to nie jest twoja wina - odparła, gdy weszli do pustego holu w hotelu. Tylko w recepcji siedziała pełniąca nocny dyżur Anette. - To po prostu przypadek, że akurat dzisiaj popsuł ci się samochód.
            Podeszli do windy, którą poprzez naciśnięcie odpowiedniego guzika przywołał Bill.
            - Nalegam - Popatrzył jej w oczy.
            - Nie zgadzam się - odparła pewnie, zerkając na wskaźnik piętra.
            - No cóż, nie mogę cię zmusić. Będzie jak zechcesz - westchnął ciężko.
            - Dobranoc, Bill - powiedziała cicho, stając w progu windy. - Pewnie zobaczymy się dopiero w poniedziałek.
            Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z drżącym z niepewności i strachu sercem pospiesznie odeszła korytarzem w stronę swojego apartamentu. Gdy stanęła przed drzwiami, westchnęła ciężko. Wiedziała, że tam, za tą drewnianą płaszczyzną czeka na nią Franz.
            Nie kochała go, a jednak wciąż był jej mężem i należała mu się jakaś lojalność z jej strony.
            Niepewnie popchnęła drzwi i weszła do środka. Siedział przed laptopem, paląc kolejnego papierosa i strząsając popiół do wypełnionej po brzegi petami popielniczki. Tuż obok stała prawie już pusta butelka whisky i napełniona tymże trunkiem szklanka.
            - Świetnie, że jesteś - Uśmiechnął się ironicznie, starając zachować spokój, lecz doskonale wiedziała, jak bardzo jest zdenerwowany.
            - Przepraszam, zepsuł nam się samochód - powiedziała pewnie.
            Parsknął nerwowym śmiechem i sięgnął po paczkę papierosów, wyciągając z niej kolejnego i odpalając, mimo, że przed chwilą zgasił poprzedniego.
            - Lepszego banału nie mogłaś wymyślić?
            - Jeśli nie wierzysz, zapytaj Billa - rzuciła w przelocie, kierując się do sypialni, gdy tuż za sobą usłyszała szybkie kroki i poczuła nagłe szarpnięcie za rękę.
            - I to ma być wiarygodne alibi?! Przecież nie przyzna się teraz, że cię zerżnął! - wrzasnął jej prosto w twarz.
            - Franz! - krzyknęła z oburzeniem, próbując się wyrwać z jego mocnego uścisku. - Puść! To boli! - Skrzywiła się.
            Sapał z wściekłości, ale ją puścił. Niemal natychmiast weszła do sypialni i drżącą ręką, pospiesznie wyjęła z torebki komórkę, rzucając ją do szuflady w szafce przy łóżku. W duchu prosiła los, aby nie wszedł za nią i na szczęście tak też się stało. Usłyszała tylko zza drzwi jego wściekły głos:
            - I jak było? Jest w tym lepszy ode mnie?!
            Wszystko w niej się zagotowało. Rzuciła torebkę na łóżko i pewnym krokiem wyszła z sypialni, stając na wprost niego:
            - Dobrze wiesz, że nic się nie wydarzyło - wycedziła przez zęby. - Zepsuł mu się samochód i wracaliśmy pół nocy pieszo plażą do hotelu, więc przestań mnie, do cholery, oskarżać! - Na koniec podniosła głos.
            - A ty przestań pieprzyć mi bzdury! - krzyknął. - A komórka od czego?! Ty wolałaś swoją wyłączyć niż wezwać pomoc!
            - Nieprawda! Zostawiłam ją gdzieś tutaj - rozejrzała się nieporadnie. - Zresztą podobnie jak Bill; zostawił w swoim mieszkaniu! Nie rozumiesz, że to po prostu był pech? Niefortunny zbieg okoliczności? Przypadek?
            Znów spojrzał na nią z niedowierzaniem, a po chwili chwycił ją za ramiona i potrząsnął:
            - Przestań wreszcie kłamać!
            - Nie kłamię! Zrozum to do jasnej cholery! - próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie.
            - Mam uwierzyć, ze wracaliście pół nocy na piechotę? - Zaśmiał się ironicznie, popychając ją w stronę łóżka w sypialni.
            - Tak! - krzyknęła. - I teraz tego żałuję - wycedziła przez zęby. - Żałuję, bo mogłam zostać z nim w jego samochodzie na noc! Żałuję, bo mogłam się z nim przespać, a wtedy nie oskarżałbyś mnie niewinnie! - wykrzyczała mu prosto w twarz, a wtedy przestraszyła się swoich słów. Franz pobladł i poczerwieniał na przemian, i zanim zdążyła zdobyć się na jakikolwiek gest, poczuła na swojej twarzy silne uderzenie jego dłoni. Piekący ból przeszył ją na wskroś, a przed oczy wkradła się złowroga ciemność. Kiedy po chwili ocknęła się, zobaczyła nad sobą na tle sufitu, kipiącą z wściekłości, czerwoną twarz swojego męża, a w ustach poczuła metaliczny posmak krwi.  
            Uniosła głowę, ale natychmiast znów opadła na łóżko, czując na swojej piersi silny ucisk, a do jej uszu dobiegł odgłos rozrywanego materiału. Kiedy zorientowała się, że to Franz w taki właśnie sposób zdejmuje z niej bluzkę, wbiła wprost w jego źrenice swoje przerażone spojrzenie, ale w odpowiedzi usłyszała tylko:
            - Od dziś będę traktował cię jak dziwkę, bo na nic innego nie zasługujesz - wysyczał wściekle, zbliżając do jej twarzy swoją. Poczuła odór papierosów i alkoholu.
            - Zostaw mnie! - Szarpnęła się desperacko, choć wiedziała, że nie ma żadnych szans. Jego silna ręka na dobre przygwoździła ją do łóżka. Jedyna myśl, jaka przyszła jej wówczas do głowy to krzyczeć, przeraźliwie, głośno, tak, żeby usłyszał Bill, jest przecież tak blisko! Równie szybko jak ta myśl, zrodziła się kolejna; to takie upokarzające...
            - Zamknij się - syknął Franz i niemal natychmiast przywarł do jej obolałych, krwawiących ust. Mimowolnie wydała z siebie tylko zduszony jęk bólu. Przygnieciona jego ciałem, ponownie próbując się jakoś od niego uwolnić, wbiła paznokcie w silne przedramiona męża, a jednocześnie oprawcy. Wówczas oderwał się od niej i szybkim ruchem chwycił w nadgarstkach jej ręce, przytrzymując obie jedną dłonią w mocnym uścisku. Zmęczona, zrozpaczona, próbująca jeszcze resztką sił uwolnić się jakimś cudem, skapitulowała. Zacisnęła powieki, spod których jak wartki strumień zaczęły wypływać łzy. Wiedziała, że nie da rady uciec od tego koszmaru, a opór może sprawić jej tylko dodatkowy ból. I wciąż miała nadzieję, że on w końcu się opamięta, że jego nieuzasadniony gniew minie, że może uwierzy w jej słowa i nie zrobi niczego wbrew jej woli, na siłę.
            Zrozumiała, jak bardzo się myli, gdy jego silna dłoń bez krzty delikatności niemal zerwała z niej spodnie.
            - Franz, proszę... - jęknęła, wpatrując się w niego błagalnym wzrokiem, ponownie próbując stawić jakikolwiek opór. W odwecie jeszcze mocniej ścisnął jej nadgarstki i zaśmiał się tylko szyderczo, triumfująco, pochylając nad nią swoją twarz. Znów do jej nozdrzy wkradł się odór alkoholu i odwróciła głowę. Zrobiło jej się niedobrze. Poczuła, jak po jej skórze błądzi zachłannie jego druga dłoń w dzikim szale chorego pożądania, jak dotyka niemal każdego miejsca na jej ciele. Odruchowo zacisnęła uda, między które natychmiast wcisnął brutalnie swoje kolano, rozchylając je na siłę. Ponownie z jej piersi wyrwał się żałosny jęk, nieme wołanie o pomoc, którego nikt nie mógł usłyszeć.
            Jej nieprzygotowane ciało natychmiast zareagowało bólem, bo stało się to, czego w tej chwili nie chciała, czego nigdy by się nie spodziewała, i czego tak bardzo się bała. Nie wierzyła, że kiedykolwiek właśnie ją może to wszystko spotkać.
            Czas zatrzymał się w miejscu, drwiąc i głośno licząc wylewane łzy. Każdy jego dotyk palił jak rozżarzone żelazo, każdy pocałunek bolał jak otwarta, krwawiąca rana, a wszystko to rozrywało jej duszę i na zawsze zburzyło to, co w tym związku było dla niej najważniejsze.
            Wobec utraty poczucia bezpieczeństwa wiedziała, że już nic nie będzie takie samo jak kiedyś. 


10 komentarzy:

  1. To takie przykre... ale zarazem prawdziwe - gdy ból przeplatany zazdrością miesza się z agresja i żądza zranienia drugiej osoby. Odarł Karen z poczucia bezpieczeństwa i zaufania raz na zawsze, niestety nic już nie będzie takie same...
    Tak bardzo czekam na kulminacyjny moment przeskoczenia tego wysokiego muru przez Bilka i Karen... to musiałoby być piękne do łez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrość plus alkohol, to zazwyczaj kończy się źle, a już z pewnością w sytuacjach, kiedy mężczyzna w zasadzie nie ma skrupułów. Chociaż człowiek nie zna do końca sam siebie, tak też Franz przyzna, że nie wie dlaczego to zrobił, przecież zawsze gardził "damskimi bokserami" - taki mały spojler.
      Czy mur w końcu zostanie doszczętnie zburzony, czy to będzie piękne, jeśli już nastąpi? To już sama ocenisz.
      Dziękuję i ściskam ;*

      Usuń
  2. Co... co tu się stało...? :O jestem... wręcz zdruzgotana... No nie wierze, ze ten sukinsyn posunął się do czegoś takiego... No po prostu jie wierze. To już naprawdę lepiej gdyby została na noc z Billem a nie wracała do tego kutasa... bo naprawdę inaczej to się nazwać go nie da. Wiedziałam, ze on jest draniem, ale... chyba nie, ze aż takim :/ jest mi jej tak potwornie szkoda i... mam nadzieje, ze dopadnie tego skurwysyna jakaś sprawiedliwość :|
    A ta głupia Nadia... dała mu się tak przekupić... ehhh... serio... tak jak ją lubiłam na początku tak teraz okropnie działa mi na nerwy. :(
    No ale nic. Teraz to chce już jak najszybciej kolejny rozdział bo... chce się dowiedzieć... co się wydarzy i... czy Bill się o tym wszystkim dowie? Chociaż pewnie się dowie bo... raczej będzie po niej widać skoro ja uderzył i to raczej niezbyt lekko :(
    Ehhh...
    No nic moja droga... czekam... i :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alkohol i zazdrość - to raczej piorunująca mieszanka, która nie wróży niczego dobrego. Nawet gdyby została z Billem, nie udałoby się uniknąć złych emocji, a jedynie odwlec je w czasie. Zastanawiasz się, czy Bill się dowie? No raczej nie ukryje tego, co Franz zrobił z jej twarzą. Ma rozciętą wargę, dostała mocno w twarz i z pewnością będzie po tym ślad.
      Dziękuję i ściskam mocno ;*

      Usuń
  3. Najpierw pogadam sobie z bohaterami... :D

    [wątek w samochodzie] Och, Bill... Co z Tobą? *wznosi oczy ku niebu*
    [wątek w recepcji] Serio Nadia? Serio? Za chwilę stracisz w moich oczach ostatnią resztkę godności :/ Już nie wierzę, że to zazdrość, że to zranienie... Dobry człowiek nawet w najgorszej sytuacji, wiedziałby, jak się zachowywać. Nadia jest po prostu fałszywa. I to chyba Bill popełnił błąd wyciągając do niej pomocną dłoń. Ale właśnie. On jest dobry. Mimo że nie idealny, to nadal dobry.
    I to w sumie tyle jeśli chodzi o pogawędki z bohaterami. Teraz się muszę zirytować xD
    Mam ochotę napisać coś durnego w stylu: A Bill siedzi i zawija w sreberka.... Bo ogłuchł nagle!? Jak w tej chwili nie stoczy się na dół i nie pomoże Karen to sama naślę na niego tego Franza! Co za ugh...
    W ogóle proszę. Jak szybko kochający mężulek pokazał swoją prawdziwą twarz. O ironio.
    Wiesz, zastanawiałam się, czy czytać dzisiaj ten rozdział. Bo mam kiepski nastrój i w sumie spodziewałam się, że będą się działy jakieś przyjemne rzeczy, a ja przez swoje samopoczucie nie przeżyję tego w należyty sposób... Tymczasem bardzo się zaskoczyłam i w sumie mam idealny humor pod właśnie taki rozdział.
    Ależ jestem sfrustrowana sytuacją w ich życiu. Czy w ogóle zdołają z tego jakoś wybrnąć?
    Poza tym nie mogę uwierzyć, jak bardzo są ślepi. Mimo tego że niemal otwarcie rzucają czasem do siebie takimi tekstami, jakby to już dawno nie była tylko przyjaźń… Przyzwoitość? Lojalność? Ceni się. Osobiście nie toleruję zdrady. Pewnie bym nie wybaczyła. Bo nie ma dla mnie argumentów, no po prostu nie ma. Tyle że… kto powiedział, że ktokolwiek w ich przypadku powinien prosić o wybaczenie?
    Jestem ciekawa, czy zakończyłaś to w takim momencie, bo faktycznie ktoś pomoże Karen… Czy może po prostu nastanie nowy dzień i nic już dla niej nie będzie takie samo. Dla nikogo z nich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba trochę ten rozdział zaskoczył, prawda? Bill… no cóż, zatrzymując się przy jego postaci nietrudno dostrzec, że jest nieco łatwowierny. Będąc samemu bardzo uczciwym i dobrym, trudno mu uwierzyć, że ktoś inny mógłby negować ich niewinność tej nocy w kwestii kontaktów damsko-męskich. Nawet nie spodziewał się, że mąż Karen mógłby sobie coś dopuścić do głowy, poza tym oni, wprawdzie piętro niżej, ale nie wszczęli głośnej burdy. Owszem, na początku podnieśli na siebie głos, ale w zwykłej kłótni nie da się tego uniknąć, jednak potem już była cisza, właśnie wtedy, kiedy Bill dotarł do swojego mieszkania. Karen nie krzyczała, nie chciała tego robić, miała jedynie przez chwilę taką myśl, ale było jej po prostu wstyd, i tak czuła się wystarczająco upokorzona i wolała, aby nikt nie dowiedział się o tym, co dzieje się w jej sypialni.
      Mąż Karen nie jest ani dobry, ani czuły, a kochający po swojemu. Już sam fakt, że zdradza ją z dziwkami, nie świadczy o jego czystym uczuciu. Poza tym… setki facetów mówi, że kocha a ćwiczy na kobiecie razy. Trudno pojąć ten świat.
      Nadia… tak, pokazała swoje prawdziwe oblicze. Zazdrość i odrzuceni wyzwala w ludziach dziwne instynkty, o jakie nawet sami siebie by nie podejrzewali…
      Dziękuję serdecznie i ślę buziaki ;*

      Usuń
  4. Osz kurwa.
    Jestem bardzo, bardzo zaskoczona. Wiedziałam, że Franz ma wiele za uszami, w końcu związany jest z mafią, ale to, co zrobił… ja pierdolę.
    Wiem, że to fikcja literacka, wiem, że to nie stało się naprawdę, ale jestem obrzydzona. Do tego dodałaś tę część 23 marca, w piątek, w który zdarłam sobie gardło na demonstracji, demonstracji, w której gwałt był też jednym z istotnych punktów. Może to przypadek, może nie, nie mnie oceniać, ale sprawia tylko, że jest to dla mnie jeszcze bardziej wyraźne, jeszcze bardziej… nie mogę.
    Spodziewałam się tego, że jakoś ją zrani. Może uderzy, może skrzywdzi w jakiś inny sposób, odbierając jej coś ważnego, niszcząc coś, co jej bliskie… ale nie to. Wbrew wszystkiemu, uważałam go za honorowego mężczyznę, może zdradzającego, ale nie takiego, który – nawet przypiłowany alkoholem – zdecyduje się zranić ją w taki sposób. Jestem zszokowana, pałam w tym momencie bardzo negatywnymi emocjami, ale z drugiej strony… nie mogę się doczekać. Jestem przekonana, że Ty, jako autorka, dzięki temu zabiegowi będziesz mogła pokazać nam te zakamarki psychiki Karen, do których jeszcze nie udało się nam dotrzeć.
    Boże, nawet nie potrafię sklecić porządnego komentarza. Wybacz, ale to wszystko dla mnie bardzo „świeże”, „namacalne” (choć nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja), może przez to, jak teraz „ruchliwy” to temat w naszym kraju.
    Czekam bardzo na kolejną część.
    Jestem zbulwersowana.
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, tutaj to jedynie literacka fikcja i to nie stało się, ale ile na świecie takiego zła? Ile kobiet cierpi fizycznie i psychicznie z tegoż właśnie powodu? Cieszy mnie fakt, że to co stworzyłam, wywarło emocje i nie byłaś obojętna, mimo, że to jedynie opowiadanie, a nie rzeczywistość.
      Data publikacji czysto przypadkowo zbiegła się z manifestacją. Teraz nie byłam, ale byłam w październiku półtora roku temu i nawet złapała mnie babka z Eski, musiałam więc produkować się w krótkim wywiadzie po co tu przyszłam.
      Dla naszej bohaterki wiele się zmieni od tej chwili. Jak dotąd żyła spokojnie, może bez miłości, ale miała poczucie bezpieczeństwa. A teraz? Jaką podejmie decyzję? Czy zostanie przy mężu, czy jednak zdecyduje odejść? I jak zachowa się sam winowajca? To już w kolejnej części.
      Dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie ;*

      Usuń
    2. Czekam na nią mocno. Spytam jeszcze z ciekawości, bo nie zauważyłam u Ciebie jakiejś szczególnej regularności – czy jest jakiś dzień, w który starasz się dodawać kolejne części?

      Usuń
    3. Nie ma tego wyznaczonego dnia, dodaję wówczas, kiedy mam nieco więcej czasu i zdołam sprawdzić część i poprawić ją ;*

      Usuń