sobota, 31 marca 2018

Część 29. „Blask jego oczu drogowskazem w czarnej otchłani bólu”


Część 29. „Blask jego oczu drogowskazem w czarnej otchłani bólu”


            Świtało, kiedy wciąż leżąc bez ruchu zupełnie skostniała z zimna. W końcu wstała i zarzuciła na swoje obolałe, nagie ciało szlafrok, udając się do łazienki. Z obawą zerknęła do lustra, skąd patrzyło na nią odbicie upokorzonej kobiety. Jęknęła boleśnie, gdy w lewym kąciku ust na zaróżowionym tle, zobaczyła złowrogo zakrzepłą krew z rozciętej wargi. Jednak niczym był ten fizyczny ból, w porównaniu z bólem psychicznym, bólem duszy.
            Odkręciła kurek w prysznicu puszczając letnią wodę, zrzuciła szlafrok i stanęła pod tryskającym z góry strumieniem. Gdyby tylko mogła zmyć z siebie to wszystko, co stało się kilka godzin temu, gdyby mogła już nie czuć dotyku jego rąk, wypłukać ze wszystkich myśli głowę, nie pamiętać niczego co tu się stało, albo chociaż umieć zapomnieć…
            Objęła się rękoma i osunęła po ściance kabiny, siadając w brodziku. Rozpłakała się rzewnie, a wypływające z oczu łzy łączyły się ze spływającą po jej twarzy wodą, tworząc wodospad smutku.
            Jak będzie teraz żyć? Jak spojrzy na niego, taka zbrukana i brudna wewnętrznie? W dodatku, że nie okaleczył jej obcy człowiek, a do tej pory najbliższy. Miała żal, pretensje do losu i całego świata, choć z każdą upływającą chwilą już tylko do samej siebie. A gdyby wykazała się rozsądkiem i pozwoliła wezwać pomoc nie ukrywając faktu, że ma z sobą telefon, może nigdy by do tego nie doszło? Więc jeśli to wszystko było tylko i wyłącznie jej winą? Przecież to ona go sprowokowała tym powrotem w środku nocy. Tak, to stało się przez nią i jej lekkomyślność! Ale zaraz, chwila… Przecież do diabła nie zrobiła niczego złego, nawet nie pocałowała Billa, czemu więc czuje się tak bardzo winna? Dlaczego Franz jej to zrobił, dlaczego…?
            Znów ogromny żal i wstyd pochwycił ją w swoje szpony. Na nowo poczuła się tak bardzo pusta w środku, jakby ktoś wydarł jej duszę i zostawił samo, brudne ciało. Upłynęło wiele minut na oskarżaniu samej siebie, ale w końcu jedna, jedyna myśl; myśl o pewnym człowieku sprawiła, że każdą kolejną pokierowała innym torem. Skupiła się wreszcie na tym, by przestać się obwiniać i analizować wydarzenia minione. Musi żyć dalej i pomóc sobie zapomnieć.
            Upłynęło wiele minut, zanim z trudem się podniosła i mocno, ostrą myjką wyszorowała swoje ciało. Może to jakoś pomoże poczuć się znów czystą? Wyszła spod prysznica, znów zarzucając szlafrok, tym razem na mokre ciało. Ponownie przyjrzała się swojej twarzy, oczom podpuchniętym od płaczu, i tworzącemu się właśnie siniakowi. Zastygłą krew zdążyła zmiękczyć i zmyć płynąca z prysznica woda, ale wiedziała, że pęknięta warga i siniak, nie znikną tak szybko. Gdyby od razu przyłożyła lód, może nie wyglądałoby to teraz tak paskudnie, ale wtedy, leżąc niemal bez życia, wcale o tym nie myślała. Opuszkami palców dotknęła delikatnie zranione miejsce, cicho sycząc z bólu. Wyciągnęła z zamrażarki lód, owinęła w ściereczkę i przyłożyła do twarzy stojąc dłuższą chwilę nieruchomo, zawieszona gdzieś w próżni myśli.
            Nie wróciła już do sypialni, nie chciała nawet tam wchodzić, nie chciała patrzeć na śpiącego Franza, swojego dręczyciela i kata, który wykonał kilka godzin temu wyrok na jej duszy. Wyjęła z szafy spodnie od dresu, koszulkę i bluzę, ubierając się szybko. Jeszcze tylko adidasy i mogła zatrzasnąć za sobą drzwi.
            Niepostrzeżenie i cicho, jak skradający się kot, przemknęła do windy, a w końcu niezauważona, z kapturem na głowie, tuż obok recepcji. Nie zastanawiała się, jak wróci i kiedy, teraz ważne było tylko to, żeby uciec stąd jak najdalej.

***

            Obudził się prawie w południe z potwornym bólem głowy, a kiedy tylko otworzył oczy próbował przypomnieć sobie to, co zaszło nocą. Zerwał się poszukując wzrokiem Karen. Zamiast niej zobaczył tylko leżącą na podłodze rozerwaną bluzkę, a tuż obok spodnie dziewczyny. Przymknął oczy i opierając głowę na dłoni jęknął bezradnie. Do czego doprowadziła go głupia zazdrość i alkohol? Czy to możliwe, że wziął ją siłą?
            Niewiele pamiętał, wszystko co zdołał sobie przypomnieć, były to jakieś pourywane klatki filmu, który został nagrany dzisiejszej nocy i którego niechlubnym reżyserem stał się on sam.
            Wstał z łóżka i wyszedł z sypialni.
            - Karen?! - zawołał, bo miał nadzieję, że nigdzie nie wyszła. W odpowiedzi jednak usłyszał tylko ciszę. Nerwowo sięgnął po papierosa i zgarnął telefon z szafki, wybierając numer do żony. Znów usłyszał automatyczny, znienawidzony głos, że abonent jest poza zasięgiem, lub ma wyłączony telefon. Zaklął tylko pod nosem, wyrzucając sobie swoją naiwność. Nawet gdyby go miała ze sobą, przecież teraz pewnie i tak by nie odebrała.
            Wyszedł na taras i zaciągnął się papierosem, starając się wytężyć swoją pamięć, poskładać wszystko do kupy, gdy nagle jakiś impuls, błysk sprawił, że właśnie przypomniał sobie coś.
            Uderzył ją... Tak, zrobił to, choć zawsze gardził takimi facetami i sam by się po sobie tego nie spodziewał. Teraz zastanawiał się, jak to się mogło stać, co skłoniło go do tego, że podniósł na nią rękę, choć doskonale wiedział, że była to zwykła bezsilność i wściekłość. Wszystkiemu była winna ta pieprzona zazdrość. I już nie wiedział który z tych występków jest gorszy: wymierzony policzek, czy fakt, że ją posiadł wbrew jej woli, czyli kolokwialnie nazywając rzeczy po imieniu, najpierw jej przyłożył, a potem zgwałcił. Obydwa te czyny były warte jedynie potępienia.
            Przeszył go zimny dreszcz strachu. Jak spojrzy jej w oczy, gdy wróci? Jeśli w ogóle wróci...
            Zgasił papierosa i wszedł do pokoju chwytając za słuchawkę hotelowego telefonu.
            - Proszę dostarczyć dwadzieścia róż... Tak, w pięknym bukiecie... Albo nie, trzydzieści.

***

            Nie wzięła zegarka, telefonu, niczego, co mogłoby jej przypomnieć o upływającym czasie. Jednak słońce było już dość wysoko, a jego promienie przygrzewały mocno. Mogła się spodziewać, że jest koło południa. Właściwie nie miała ochoty się stąd nigdzie ruszać, to dość ustronne miejsce na wydmach służyło jej teraz jako azyl i ostoja spokoju. Siedząc tu, wśród zarośli na ciepłym piasku, czuła się bezpieczna. Uspokoiła się, wyciszyła, oswoiła wszystkie myśli. Jedynie głód doskwierał jej niemiłosiernie, ale nie miała ochoty opuszczać tego miejsca, a były ku temu przynajmniej dwa, dość istotne powody. Po pierwsze, nie chciała widzieć Franza, po drugie, bała się, że spotka przypadkiem Billa. Jej wygląd, ten siniak, i stan psychiczny, to wszystko zapewne wywołałoby lawinę pytań, a tego by nie zniosła. Wiedziała jednak, że jutro nie uniknie niczego, przecież mieli jechać do domu dziecka. Co mu powie? Jak wytłumaczy swój wygląd? Nie na miejscu byłaby chyba bajeczka, jak to niechcący uderzyła się o klamkę, zresztą Bill nie był naiwny i nigdy by w to nie uwierzył, a ona też nie była idiotką, żeby mu wciskać taki prymitywny banał. Nie pozostawało nic innego, jak po prostu powiedzieć prawdę. Oczywiście nawet nie zamierzała wspominać o gwałcie, ten fakt starała się skrzętnie upchnąć w najodleglejszych zakamarkach swojego umysłu. Wystarczy w zupełności, kiedy nadmieni mu jedynie o zadanym jej razie. Tylko jak przeżyć po raz kolejny takie upokorzenie? Poza tym podświadomie czuła, że kiedy tylko się dowie, podobnie jak i ona, sam będzie się o to wszystko obwiniał, że gdyby jej tam nie wywiózł, nie doszłoby do tego incydentu.
            Westchnęła ciężko, czując porządny głód. Od wczorajszego popołudnia niczego nie jadła, a rano wzięła ze sobą zaledwie małą buteleczkę wody i paczkę papierosów, w jakiej pozostały jedynie trzy sztuki. Na tym niezacienionym miejscu, zaczęły jej się dawać we znaki promienie słoneczne, które operowały dość mocno, zapowiadając powrót upalnego lata. Nie było innej rady, jak znaleźć sobie mniej nasłoneczniony azyl. Marzyła o apartamencie w hotelu i wygodnej sofie, o drzemce po koszmarnej, nieprzespanej nocy, jednak tam wciąż był Franz. W dodatku, jak niepostrzeżenie dostać się do hotelu, przecież w każdym miejscu na swojej drodze mogła spotkać Billa? Poczuła jak dopada ją uczucie bezsilności.
            Gdyby była tu sama, gdyby nie poznała tego fascynującego mężczyzny, jeszcze rankiem spakowałaby się i wyjechała, wyprowadzając natychmiast od męża kata, choćby miała nawet wynająć sublokatorski pokój, ale w tej sytuacji chciała tu jeszcze zostać do ostatniego, zaplanowanego dnia pobytu. Dla niego…
            Opadła na piasek, przymykając oczy. Poleżała jeszcze dłuższą chwilę, w końcu zdecydowała się zaryzykować. Zeszła z wydm i ruszyła wzdłuż nich, kierując się w stronę wyjścia. Na szczęście o tej porze większość ludzi już wylegiwała się na plaży, toteż w drodze spotkała zaledwie kilka osób, nieznajomych i przeważnie starszych, takich, którzy woleli spacer, niż słoneczne kąpiele. Jednak będąc już zupełnie blisko hotelu, szła ostrożnie, trzymając się w pobliżu drzew rosnących wzdłuż ogrodzenia. Na szczęście w jej polu widzenia, nie było nikogo, kogo w tej właśnie chwili spotkać nie chciała. Z bijącym mocno sercem przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w holu, przy windzie, wsiąść do niej i być już w swoim apartamencie, co oznaczało spotkanie oko w oko z Franzem, ale już wolała to, niż niespodziewanie natknąć się na Billa. Szybkie kroki po schodach, zaledwie kilka, i znalazła się w holu, gdzie niemal tuż za progiem stanęła jak wryta. Przy samej recepcji stał on, rozmawiał z jakimś mężczyzną. Przez chwilę nogi odmówiły jej posłuszeństwa, jednak szybko wróciła jej trzeźwość myślenia, i wykorzystując fakt, ze stał tyłem do drzwi, szybko skręciła w stronę restauracji. Zerknęła tylko przez ramię zza szklanej płaszczyzny, wtedy zorientowała się, że pochłonięty rozmową nie zauważył jej. Zajęła więc stolik w najbardziej ustronnym miejscu, zamawiając obiad. Nie było innej rady i tak musiała tutaj przeczekać, aż on odejdzie, i miała nadzieję, że uda jej się dzisiaj uniknąć z nim spotkania. Tak też się stało. Przez okno restauracji zobaczyła, jak wkrótce odjeżdża z tym gościem. Zapewne załatwiał z nim sprawę związaną ze ściągnięciem jego auta z tej głuszy.
            Odetchnęła z ulgą. Oczyma wyobraźni widziała jego minę, gdyby zobaczył jej twarz. Już kelner w restauracji obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem, jakby za chwilę miał zapytać: „Co się stało?”, więc on na pewno by to zrobił. Wiedziała, że do jutra nie pozbędzie się tego okropnego siniaka, a warga nie będzie wyglądała dużo lepiej. Może jednak uda jej się jakoś zatuszować to pudrem w kremie, pomadką, czy jakimkolwiek innym kosmetykiem.
            Spokojnie dotarła do swojego apartamentu, westchnęła ciężko i otworzyła drzwi, wchodząc. Gdy tylko przekroczyła próg, na spotkanie niemal wybiegł jej Franz. Wiedziała, że tak będzie, choć miała nadzieję, że po tym co zrobił, zniknie jej po prostu z oczu. Jednak teraz stał na wprost z tym swoim skruszonym, przepraszającym wyrazem twarzy. Spojrzała na niego przelotnie i zrobiło jej się niedobrze, obrzuciła go tylko obojętnym wzrokiem i wyminęła wchodząc do salonu. Od razu rzucił jej się w oczy ogromny bukiet róż, stojący na stoliku, na widok którego uśmiechnęła się tylko wzgardliwie.
            - Karen... Przepraszam... - usłyszała za sobą jękliwy, korzący głos Franza. Nie odezwała się, wiedziała, że gdy tylko zacznie, jego przeprosinom nie będzie końca. Pominąwszy to milczeniem, weszła do sypialni, gdzie panował idealny porządek, a po tym co rozegrało się tu w nocy nie było ani śladu. „Cyniczny dupek... Zatarł wszelkie ślady”, pomyślała z niesmakiem. Odwróciła się na pięcie i chciała stamtąd wyjść, lecz w drzwiach stał Franz, który skutecznie je zatarasował.
            - Kochanie, wybacz mi, ja naprawdę nie wiedziałem co robię, ja nie chciałem... - znów usłyszała ten sam ton, którym ją powitał. Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale odsunęła się. Wtedy zrobił coś, co wydało jej się głupie i śmieszne - zanim zdążyła wykonać jakikolwiek kolejny ruch, szybko uklęknął przed nią, i obejmując ją w pasie, przylgnął głową do jej brzucha. Jakby instynktownie uniosła ręce do góry i spojrzała w dół.
            - Franz, przestań - syknęła tylko, próbując zrobić krok, ale zbyt mocno zakleszczył na niej swoje ręce, aby mogła się poruszyć. To natychmiast przywołało z pamięci wydarzenia sprzed kilku godzin, powrócił strach i na samą myśl, że to mogłoby się powtórzyć, ogarnęła ją panika. Nieświadoma swojej siły, szarpnęła się, krzycząc przez łzy:
            - Zostaw mnie! Nie dotykaj!
            Widząc jej reakcję, natychmiast ją puścił.
            - Karen, ja naprawdę nie chciałem, wybacz mi! - krzyknął, gdy wybiegała z sypialni, a po chwili usłyszał trzaśnięcie łazienkowych drzwi. Poszedł za nią i stanął pod nimi bezradnie.
            - Skarbie, wiem, że teraz nie możesz na mnie patrzeć, ale... - załamał mu się głos - Tak bardzo cię kocham, jestem taki zazdrosny... Wybacz mi, bo na swoje usprawiedliwienie mam tylko tę ogromną miłość do ciebie, kocham cię tak bardzo, że na samą myśl o dotyku innego faceta, wariuję... - jęknął, przykładając dłoń do czoła. Nie spodziewał się, że wyjdzie i rzuci mu się w ramiona, ale cierpliwie czekał na jakiś sygnał, choćby jedynie parę słów, że potrzebuje na to czasu. Jednak ona uparcie milczała po tej drugiej stronie drzwi, a do jego uszu nie dochodził żaden, najmniejszy odgłos.
            - Wiem, że teraz jestem dla ciebie potworem - odezwał się w końcu po kilku minutach milczenia. - Ale proszę cię, wybacz mi, przemyśl to... Wiem, że postąpiłem jak ostatni łajdak, ale czasu nie cofnę, choć tak bardzo bym chciał. Mogę tylko ci przysiąc, że to się nigdy więcej nie powtórzy... - Kontynuował swój monolog, nie słysząc żadnego nań odzewu. Do jego uszu nie docierało kompletnie nic, jakby za tymi drzwiami nie było nikogo.
            Karen siedziała na wannie z ukrytą w dłoniach twarzą. Chciała, żeby wreszcie zamilkł, żeby przestał, wiedziała, że kiedy tylko powie choć jedno słowo, jego prośbom i błaganiom nie będzie końca, toteż siedziała bez słowa, błagając los, aby to wszystko wreszcie się skończyło.
            Chwila ciszy, jaka zapanowała za drzwiami była dla niej zbawieniem, choć zdawała sobie sprawę, że będzie to naprawdę tylko chwila i nie myliła się, jednak nie spodziewała się tego, co po chwili usłyszała.
            - Karen… Ja, wyjeżdżam. Będziesz miała czas, dam ci spokój. Jeśli będziesz chciała, żebym przyjechał po prostu daj mi znać. Nie przyjadę wcześniej, jeśli nie będziesz gotowa… Jeśli nie zadzwonisz, wrócę po ciebie ostatniego dnia pobytu.
            Uniosła głowę i znów spojrzała w drzwi, za którymi ponownie zapanowało milczenie. To było teraz jej największe pragnienie. Czy to możliwe, że wyjedzie i nie będzie musiała na niego patrzeć? To było do Franza niepodobne, ale najprawdopodobniej sam zrozumiał, jak wielką krzywdę jej wyrządził, nie chciał być niecierpliwy i nachalny, chciał dać jej czas na wybaczenie.
            Cóż za szlachetność z jego strony?” pomyślała, uśmiechając się ironicznie. Nie wiedziała co przyniosą kolejne dni; dzisiaj, na tę chwilę, po prostu nie chciała go więcej widzieć.

***

            Stało się tak, jak chciała. Wyjechał, bez zbędnych słów, bez kolejnych przeprosin. Nie opuściła łazienki dopóki się nie spakował, a gdy wychodził, zatrzymał się na chwilę pod jej drzwiami i powiedział jedno, jedyne słowo:
            - Wybacz.
            Wiedziała, że kiedyś być może mu wybaczy, ale była też pewna, że już nie będzie umiała żyć jak dawniej, z nim i u jego boku. Nawet, gdyby jej serce nie wyrywało się tak bardzo do innego, chyba nie byłaby w stanie nawet z czasem o tym zapomnieć. Wiedziała też, że już zawsze w jej głowie będzie gościła myśl, że gdyby była, gdyby mogła być z Billem, on nigdy nie wyrządziłby jej takiej krzywdy.
            Spokój tego wieczoru zakłócało jej już tylko dręczące wspomnienie poprzedniej nocy, natrętna myśl o siniaku na twarzy i co zrobić, żeby jakoś go jutro zatuszować. Jednak i tak nie mogła zasnąć, głównie z powodu wciąż powracających obrazów sprzed kilkunastu godzin. W końcu jakimś cudem, po uspokajającej tabletce sen przyszedł nad ranem, a ponieważ zapomniała wieczorem nastawić budzenie, oczywiście nie była w stanie sama obudzić się na czas.
            Bill, który czekał na nią w restauracji już od godziny, gdzie umówili się na śniadanie, zaczął się niecierpliwić, chociaż jego stan psychiczny można by teraz nazwać bardziej zamartwianiem, niż zniecierpliwieniem. Od kilkunastu minut obracał w ręku swoją komórkę, wciąż opierając się chęci zatelefonowania do niej. Doskonale wiedział, że jej mąż wczoraj zniknął, ponieważ wracając do hotelu po odholowaniu swojego auta do mechanika, widział jak stąd wyjeżdża, toteż nie wchodziło w grę to, że właśnie Franz ją zatrzymał. Co w takim razie było powodem jej nieobecności?
            Nie chciał dłużej czekać i jednak wybrał połączenie. Po chwili w słuchawce odezwał się zaspany głos Karen:
            - Tak...?
            - Przepraszam, jeśli cię obudziłem, ale...
            - Bill! - prawie krzyknęła, przerywając mu i wyskoczyła z łóżka jak oparzona. - Przepraszam! Nie nastawiłam budzenia! Daj mi kilkanaście minut!
            - Dobrze, nic nie szkodzi - zaśmiał się, słysząc jej zakłopotanie. - Nie musisz się spieszyć, czekam w restauracji.
            - Matko! - jęknęła, gdy spojrzała na zegarek. - Jestem spóźniona godzinę, a ty mi mówisz, że nie muszę się spieszyć?! - W odpowiedzi usłyszała tylko jego dźwięczny śmiech. - Dobrze, nie przedłużam, postaram się być jak najszybciej - odpowiedziała i rozłączyła się, rzucając telefon na łóżko.
            Wyjęła z szafy krótkie dżinsy i pierwszą z brzegu koszulkę. Nie było czasu na namyślanie się w co ma się ubrać, tym bardziej zabrakło go na zastanowienie, w czym mogłaby mu się podobać. Teraz najważniejsze było zejść do niego jak najszybciej, ale wcześniej jakoś zatuszować ten siniak. Nawet nie zerkała w lustro, jakby w obawie, czy przypadkiem nie wygląda jeszcze gorzej.  
            Szybko przeczesała włosy i stwierdziła, że pora się tym zająć, toteż ruszyła w stronę łazienki.
            - Nie... - jęknęła, kiedy zobaczyła swoją twarz. Miała wrażenie, że jest jeszcze większy, a na dodatek nabrał intensywniejszych fioletowo-żółtych barw. Natychmiast sięgnęła po fluid i położyła na to miejsce odpowiednią warstwę, rozsmarowując dokładnie, jednak kiedy stwierdziła, że nie przynosi to pożądanych efektów, natychmiast starła. Sięgnęła po plaster i próbowała zakleić to miejsce, a gdy spostrzegła efekt swojej pomysłowości roześmiała się tylko. Znów powtórzyła poprzednią czynność i westchnęła ciężko przyglądając się swoim charakteryzatorskim umiejętnościom. Rzadko używała fluidu, a tutaj użyła go tylko raz, w dniu koncertu. Teraz była zmuszona użyć go po raz drugi i niekoniecznie do upiększenia siebie. Jej starania nie przyniosły jednak pożądanego efektu, choć w jakimś stopniu udało jej się zatuszować to miejsce. Nie było już jednak czasu na eksperymenty, ponieważ w restauracji od ponad godziny czekał na nią Bill. Jak mogła być tak bezmyślna i nie nastawić budzika?
            Ostatnie spojrzenie w lustro i długa droga, która zdawała się nie mieć końca. I serce, które łomotało się w piersi z przestrachem.
            Nie wchodziła do restauracji, tylko bokiem stanęła w jej drzwiach i machnęła na niego z uśmiechem. Natychmiast podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do niej.
            - A śniadanko? - zapytał radośnie.
            - Nie, nie ma czasu poza tym nie jestem głodna. - odparła, szybko odwracając głowę i udając, że czegoś szuka w torebce.
            - Na pewno? - Wpatrywał się w jej profil, który częściowo zakrywały opadające włosy.
            - Tak, jedźmy lepiej. - Ruszyła przed siebie nawet na niego nie patrząc, podążył więc za nią, zastanawiając się, czemu tak dziwnie się zachowuje i nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem.
            - Przecież nie musimy się tak spieszyć i tak wiedzą co mają robić - mówił, próbując dotrzymać jej kroku.
            Do samochodu nie mieli daleko, Bill już rano wyprowadził go z garażu i postawił na parkingu tuż obok.
            - Już dawno powinniśmy tam być - powiedziała, a kiedy otwierał jej drzwi podejrzanym gestem odwróciła głowę w drugą stronę. Jednak jeszcze nie dało mu to do myślenia. Zamknął za nią drzwi i przeszedł od strony kierowcy, i tu znów zauważył coś dziwnego. Karen siedziała lekko podparta i zakrywając nieco dłonią lewy policzek, znów patrzyła tylko i wyłącznie przed siebie.
            Nie wytrzymał i zanim odpalił silnik, zwrócił się do niej z prośbą:
            - Karen, czy możesz na mnie spojrzeć?
            Westchnęła ciężko, jednak nie zmieniła pozycji. Wiedziała jednak, że dłużej nie uda jej się ukrywać owocu czynu jej własnego męża. Zachciało jej się płakać, było jej przykro i głupio.
            - Karen - powtórzył Bill nieco głośniej. Odwróciła głowę i spojrzała na niego ze łzami w oczach. Widziała jak w ciągu kilku sekund zmienia się jego wyraz twarzy, uśmiech nagle zgasł, a w jego miejsce pojawił się wyraz niemego zdziwienia, oburzenia przeplecionego troską, żalem, a nawet bólem.
            - Co się stało? - zapytał cicho, lecz jego głos był pełen ciepła. Przez jego myśl przeszło najgorsze, ale nie dopuszczał tego do swojej świadomości, łudząc się, że to tylko jakiś nieszczęśliwy wypadek.
            - Nic takiego, to moja wina - odpowiedziała, siląc się na wymuszony uśmiech.
            - Jak to nic? Karen - wydusił z siebie nieco głośniej, nie zmieniając barwy głosu. Nie chciał jej spłoszyć swoją natarczywością, ale wiedział, że musi się wszystkiego dowiedzieć. - Proszę, przecież wiesz, że nie odpuszczę. Tylko nie wymyślaj dziwnych historyjek, bo wiesz, że w nic banalnego nie uwierzę.
            - Ale naprawdę nic takiego się nie stało, pokłóciliśmy się tamtej nocy, po prostu się uderzyłam - odparła zdławionym głosem.
            - O co się uderzyłaś? - Przechylił się, aby zobaczyć z bliska pozostałość po owym uderzeniu, dość słabo w nagłym pośpiechu zatuszowaną przez Karen. Wyciągnął rękę i opuszkami palców delikatnie dotknął tego miejsca, przyglądając się mu w głębokim skupieniu. Kątem oka dostrzegła jego troskliwy wzrok, a na ten widok wstrzymała na chwilę oddech. Zamarła. Wyglądał tak pięknie z tym przepełnionym bólem i troską, wyrazem twarzy, tak czule dotykał zranionego miejsca. Miała niewysłowioną ochotę odwrócić się i wpić w jego kusząco rozchylone usta, w te jędrne wargi okraszone teraz lekkim, naturalnym różem. I właśnie w chwili, gdy o tym pomyślała, on przygryzł tę dolną, po czym nagle z nieukrywaną złością, odsuwając się od niej, wypowiedział:
            - To niemożliwe! On cię uderzył!
            - Nie Bill, to nie tak jak myślisz - Banalne usprawiedliwienie wypłynęło z jej ust. Nie wiedziała co ma teraz powiedzieć, jak wytłumaczyć to. Była pewna, że co by nie powiedziała, on i tak w to nie uwierzy.
            - Karen, proszę cię. Nie wciskaj mi idiotycznych historyjek, bo nie jestem naiwny, przecież to widać, że masz ślad po uderzeniu - mówił wzburzony, patrząc na nią dalszej odległości. - Kiedy ten skurwiel to zrobił? - Nie wytrzymał, żeby nie pokusić się o epitet przy określeniu jej męża. Teraz pospiesznie zaczął analizować chwile, gdy wrócił do swojego mieszkania. Dlaczego niczego nie słyszał? Czyżby wszystko rozegrało się tak błyskawicznie, nim tam dotarł? Pamiętał, że na końcu korytarza było otwarte okno, które poszedł zamknąć, ale przecież nie trwało to nie wiadomo jak długo.
            Karen czuła, że zaraz się rozpłacze, żal dławił ją niemiłosiernie, nie była w stanie odpowiedzieć na jego pytanie. I jeszcze ten jego wzrok pełen bólu, jakby on sam to wszystko odczuwał.
            Otworzyła drzwi i pospiesznie wysiadła z auta, ruszając przed siebie. Jednak po kilku krokach zatrzymała się, zorientowawszy, że idzie w kierunku hotelu. Wystarczył tylko zwrot do tyłu i wpadła w jego ramiona.
            - Nie uciekniesz przed tym - wyszeptał, przytulając ją. Nie wytrzymała i rozpłakała się jak małe dziecko. Wtulił ją w siebie mocno, przesuwając ustami po jej włosach. Przymknął oczy, przytulając policzek do czubka jej głowy.
            - Ciii... - Próbował ją uspokajać, choć sam był zdenerwowany. Już wiedział, że to musiało się stać tuż po powrocie do hotelu, w innym wypadku przecież cokolwiek by usłyszał, a wówczas z pewnością podążyłby jej na pomoc. Żałował teraz, że nie został z nią w samochodzie w tej głuszy, może wówczas wszystko potoczyłoby się inaczej, zupełnie inaczej... Zaczęła wzbierać w nim wściekłość, jeszcze większa od tej, jaką poczuł w aucie tuż po swoim odkryciu. Cóż to był za potwór z tego Franza?! Nie umiał sobie poradzić z własnymi myślami, nie mógł tego znieść, że podczas, gdy on spokojnie zasypiał w swoim łóżku, piętro niżej rozegrał się prawdziwy dramat kobiety, którą przecież pokochał.
            - Zabiję go... Niech no się tylko tu pojawi - syknął nagle, aż wtulona w niego, cicho płacząca pod wpływem wracających wspomnień Karen, odsunęła się lekko.
            - Nie Bill, nie mieszaj się do tego - powiedziała cicho.
            Machnął tylko rękami ze zrezygnowaniem, jednak złość zaczynała w nim kipieć coraz bardziej. Wbił dłonie w kieszenie i odszedł kilka kroków, po drodze z wściekłością kopiąc niczemu niewinny kamień, po czym stanął jak wryty i znów wrócił do niej.
            - Nie rozumiem - wycedził przez zęby, czując jak pulsują mu skronie, jak krew w żyłach płynie tempem wartkiego, górskiego potoku. - Dlaczego on to zrobił?!
            - Był zazdrosny - odparła cicho. - Myślał, że ja z tobą... No wiesz - odwróciła głowę na bok.
            - Mogłem się tego spodziewać, zresztą właściwie byłem pewien! Mówiłem, że cię odprowadzę - Spojrzał na nią jakby z wyrzutem.
            - Uważasz, że to by coś dało? - żachnęła się.
            - Może coś jednak by dało, może nie doszło by do tego - Znów wyciągnął dłoń, próbując uśpić w sobie gniew choć na chwilę. Nie chciał przecież takich gestów wykonywać ze złością. Delikatnie i z namaszczeniem dotknął jej policzka. Poczuła przyjemny dreszcz, który rozpłynął się falą po jej ciele. Po krótkiej jednak chwili, znów do jego umysłu wróciła wściekłość. Nie umiał sobie sam z tym poradzić, nie rozumiał, jak można być takim bydlakiem? Gdyby ona była z nim... Otrząsnął się szybko z myśli, które zakrawały na mrzonki.
            - Nie jedziemy do żadnego domu dziecka, doskonale dadzą tam sobie radę bez nas - powiedział cicho i sięgnął do swojej kieszeni po telefon.

10 komentarzy:

  1. Franz…
    Nie znajduję do końca słów, by opisać jego zachowanie. Z jednej strony – sam jest przerażony tym, co zrobił i tego żałuje (no spróbowałby nie), z drugiej… czytając, jak zamawiał bukiet róż, parsknęłam śmiechem pomieszanym ze złością. To takie typowe. Bukiet, który powinien naprawić sytuację.
    Nie wiem, czy istnieje odpowiednie zachowanie w takim momencie. Nie wiem, co powinien zrobić – wiem, czego nie powinien był zrobić, ale to już przeszłość. On pewnie też, dlatego miota się jak szalony, by w końcu wyjechać, dać jej przestrzeń… i, chyba patrząc na to, że jednak nie wyjechała, a wróciła do apartamentu – to najlepsze rozwiązanie. Z jego perspektywy: dała mu dużą nadzieję.
    Ale poraziło mnie to, że… nie czuł do siebie żadnego obrzydzenia. Ty-kurwa-powe.
    Za to Karen… hm, spodziewałam się ucieczki. Na pewno nie tego, że wróci do miejsca, gdzie był ten idiota. I choć motywujesz to uczuciem, którym wciąż darzy Billa… sama nie wiem. Mogę tylko gdybać, ale mam wrażenie, że dla mnie nie byłoby to wtedy ważne. Niemniej jednak, nie jestem Twoją bohaterką, ba, już dawno na stronach tej historii mogłam się przekonać, że sama niejednokrotnie postąpiłabym inaczej. Cóż, może to rzecz, której sama jeszcze nie rozumie, ale silna tak bardzo, by pokonać nawet siłę upokorzenia i wstydu.
    Niesamowite, jak bardzo kobieta potrafi być zaszczuta. Właśnie: upokorzona i zawstydzona, podczas gdy to nie ona powinna się wstydzić, nie ona powinna płakać, nie ona powinna maskować ślady poprzedniej nocy. Karen ma w sobie coś z masochistki, w tym, jak wraca do swojego oprawcy, jak broni go przed opinią społeczną, jak tai to, co zrobił. I oczywiście, wstydzi się – i to, w jej opinii, jedyny sposób by uchować tajemnicę. Ale są rzeczy, o których powinno się mówić głośno, nawet krzyczeć.
    Oczywiście, rozsądek najwygodniejszy jest z kanapy, gdzie siedzę właśnie z kubkiem imbiru i psem. Trochę trudniej zdzierać sobie gardło na demonstracjach, ale nawet wtedy stoję w tłumie, który zgadza się ze mną we wszystkim, co robię i czynię, a wciąż jestem w tym dość niezależna i sprawa do tej pory nigdy mnie nie dotknęła. Najtrudniej mówić, gdy pamięć podsuwa pod powieki obrazy, o których najchętniej chciałoby się zapomnieć – tylko, czy to moralne, chcieć zapomnieć? Nie mnie to oceniać, nie czuję się, bym miała ku temu jakiekolwiek prawo. Mam jednak nadzieję, że Twoja bohaterka nie zapomni – a wraz z czasem znajdzie też w sobie siłę, by podzielić się tym, co się stało, z Billem. W Twojej opowieści to mężczyzna, który – mam wrażenie – potrafi to udźwignąć.
    Zresztą – czy możliwe jest, po przeżyciu czegoś takiego, zbudowanie poważnej relacji międzyludzkiej, bez podzielenia się swoimi lękami? Czy to, co się jej przytrafiło, wpłynie jakoś na fizyczność przeżywaną z Billem? Bardzo lubię, Beatrice, Twoje opowiadania: bo pod przykrywką romansidła z Billem w roli głównej, opowiadają o innych, często trudnych emocjach i przeżyciach. W przypadku Heartbreak Hotel to chyba najbardziej wyraźne, ale nie trzeba szukać daleko: My Immortal i Babette, która w nieskończoność przeciąga swoją decyzję o rozstaniu z Martinem, tym samym sprawiając, że zazdrość Billa urasta do niebotycznych rozmiarów… sama sobie „zapracowała” na tę niedojrzałość, nie dając mu wcale dobrego przykładu. Ale cóż, nie jestem tu by dyskutować teraz o zakończonej historii (chociaż jeszcze raz z tego miejsca za nią dziękuję; po dziesięciu latach to ona, jako pierwsza, otworzyła mi drogę do aktualnego świata fanfiction o Tokio Hotel i uświadomiła, że rzeczy poszły ku lepszemu:) ). Czekam na więcej, bo bardzo lubię Twoje więcej. Właśnie w tej formie, gdzie pod prostymi słowami przemycasz trudne przeżycia i emocje.
    Trzymaj się ciepło (przyda się – u mnie dziś spadł śnieg)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie serdecznie dziękuję, za tak długi i wspaniały komentarz :*
      Chyba wszystkich najbardziej irytuje Franz, ale to dobrze, przynajmniej wiem, że nie jest jakimś tam niezauważonym bohaterem, mimo, że niepozytywnym. Bukiet róż… w sumie miał ochotę na jakąś biżuterię, ale z różami było szybciej, w końcu nie miał pojęcia o której wróci Karen. No i on uważa, że owszem, postąpił źle, ale raczej nie wyolbrzymia tego, nie uważa za jakąś okrutną zbrodnię - wziął co swoje, a że bez jej zgody… zdarza się.
      Sytuacja Karen – pisząc o tym co się wydarzyło, najpierw poczytałam trochę na ten temat (jak i wcześniej na temat domu dziecka). Odczucia kobiet są bardzo różne i bardzo skrajne, myślę, że to zależy od charakteru, osobowości, wrażliwości. Ciężko pisać o czymś, czego nie doświadczyło się na własnej skórze i być w tym w miarę wiarygodnym, mimo, że jest to tylko fanfick. I tak, kobiety przeżywają to bardzo różnie, w zależności od tego o czym wspomniałam wcześniej, jak i osoby, która była sprawcą. O wiele gorzej jest, kiedy jest to osoba zupełnie obca, inaczej – jeśli dopuszcza się tego własny mąż z jakim często przecież dzielą cztery ściany. I tak samo w sytuacji Karen – ona nadal dzieli z nim cztery ściany, i zdecydowanie łatwiej jej było to znieść, ponieważ jest świadoma, że są to tymczasowe cztery ściany, wynajęte. Potem postanawia i tak wszystko w swoim życiu zmienić, potem… kiedy już jej czas z Billem dobiegnie końca.
      Jak wiele na świecie kobiet, tak wiele odczuć i indywidualnego podejścia do osobistej tragedii. Niektóre żyją z tym dalej, starając się zapomnieć, inne nie potrafią, popadają w depresję, popełniają samobójstwo, ale najczęściej większość milczy, nie wyjawiając swojej okropnej tajemnicy.
      W kolejnej części będzie mowa, skąd Karen także czerpie siłę do tego, aby upchnąć to, o czym nie powiedziała Billowi, gdzieś w zakamarkach swojej pamięci.
      Oj, nawet nie wiesz jak mocno połaskotałaś moje dość niewielkie ego, słowami, że lubisz moje opowiadania, i dostrzegłaś w nich też inne wartości, niż tylko wielką miłość. Tak po prawdzie, to ona miała być głównym motywem większości (pomijając FP, bo tam chciałam ukazać co tak naprawdę rządzi facetami ;)), ale przy okazji poruszyłam też inne, znaczące problemy. No i sprawa pierwszorzędna: mam jakieś zasługi w powrocie Twoim do ff, czytania i… jak zdążyłam zauważyć, do pisania. I bardzo się cieszę! Tak mało dobrze piszących autorek, a skoro ktoś pisze takie komentarze, nie może pisać słabo opowiadania, tego jestem więcej, niż pewna, ale… sprawdzę, niebawem, kiedy tylko schwytam odrobinę czasu, bo już dość dużo tam treści.
      Jeszcze raz dziękuję i oczywiście czekam na jeszcze, mam nadzieję, że do ostatniej części ;*
      Ściskam Cię serdecznie :*

      Usuń
    2. Chyba tak naprawdę wcale nie chodziło mi o bukiet róż – bo czy to róże, czy biżuteria, prawdę mówiąc, co to za różnica? Miałam na myśli „typowy prezent na przeprosiny”, tak naprawdę obojętnie czym by nie był… czy jakakolwiek rzecz może coś tu zmienić? Nie sądzę.
      Ciężko być tu obiektywnym, gdy zdarzenia i zachowanie postaci tak Cię (mnie) bulwersuje. I pewnie, wiem, że na świecie są tacy ludzie – ale to nie polepsza wcale tej sytuacji. Z perspektywy Franza może nawet nie być w tym nic strasznego: „przecież uprawiali seks niejednokrotnie”, może nawet bardziej przeraża go to, że ją uderzył? Nie jestem jednak w stanie zrozumieć jak ona, Karen, była w stanie z nim wytrzymać. Z człowiekiem o takiej, a nie innej wrażliwości, tyle czasu…
      Jak pisałam wcześniej, nie mnie oceniać decyzje Karen – myślę, że nikt nie powinien tego robić. Nie mogę się doczekać kolejnej części, w której (jak obiecujesz) odkryjesz przed nami trochę z jej psychiki. Mam też nadzieję, że znajdzie w sobie – a może niekoniecznie właśnie w sobie, a za pomocą Billa? – siłę do tego, by zacząć walczyć o siebie.
      I… choć brzmi to teraz totalnie niepoprawnie, zupełnie nie jak życzenie czytelniczki fanfiction, chyba tego bym dla niej chciała. By Bill pomógł jej znaleźć w sobie tę siłę, by razem spędzili kilka wspaniałych chwil, pomogli sobie nawzajem – i by ruszyła dalej. Bo nie wiem, czy pozostanie w miejscu tak dla niej znaczącym, działało dobrze na jej psychikę.
      Co nie znaczy, że nie przyjmę z otwartymi ramionami zakończenia, które Ty już masz zaplanowane :)
      I cieszę się, że moim komentarzem sprawiłam Ci przyjemność – lubię to robić, gdy coś staje się dla mnie ważne. Twoje opowiadanie, jak już chyba wspominałam, znalazłam w maju ubiegłego roku, zupełnie nie pamiętam jak. Byłam wtedy w Moskwie i pamiętam, że odkryłam je na lotnisku, czekając na spóźniony samolot; przeczytałam wtedy „My Immortal”, a później nadeszła rzeczywistość, koniec podróży i (przyznaję) zapomniałam adresu bloga. Kolejny nostalgiczny czas nadszedł jakoś w lipcu czy sierpniu, gdy podróżowałam po innej części globu i ciągiem skojarzeń wróciłam po to, by odkryć, że historia wcale nie została zakończona, a Ty wciąż piszesz – wtedy przyszedł czas na „Return to remember” i, chyba, część „Fatal passion”. Niestety, do trzech razy sztuka i dopiero gdy w lutym tego roku znów wsiadłam w samolot, przypomniałam sobie o tym blogu, by odkryć tu kolejne opowiadanie. Żałuję, że nie byłam obecna „na bieżąco” przy powstawaniu poprzednich – chętnie dzieliłabym się wtedy swoimi emocjami – jednak, jak widzisz, wszystko musiało znaleźć swój czas. A i dla mnie minął prawie rok, gdy od czytania przeszłam do niego bardziej „czynnej” części. Jeśli rzeczywiście masz zamiar się w nie zagłębić, w tej chwili czuję się zobligowana napisać, że to raczej lekka historia i, muszę przyznać, nie najlepiej napisana (nieskromnie przyznam, że mój styl jest dużo lepszy w innych opowieściach). Niemniej jednak, nie należę do osób, które stosują zasadę „lajk za lajk” czy „komentarz za komentarz” – więc nie musisz się bać, na pewno stąd nie ucieknę ;) Zwłaszcza, że jak piszesz – komentarze są dla Ciebie tak ważne. To jedyne, co mogę Ci dać, więc nie zamierzam przestawać :-) (w Rosji wciąż używa się emotikonek z noskami, wiedziałaś? Pozwoliłam sobie wtrącić, skoro już wspominałam tu o Moskwie…)
      Życzę dużo czasu i czekam na trzydziesty rozdział,
      Karolina

      Usuń
    3. Tak! Dokładnie tak! On bardziej się zatrwożył tym, że ją uderzył. Ich położenie jest dość specyficzne, Franz bardzo dobrze się do tej pory maskował, ale i nie było takich sytuacji. Ufał jej, bo była lojalna (nie, jak te jego panny na jedną noc). To typ faceta, który swojej kobiecie zdmuchnie pyłek z krzesła, nim na nim usiądzie, a za plecami zrobi najgorsze świństwa. Tak samo okaże swoje draństwo, jeśli jego kobieta (czytaj: jego własność) choć odrobinę mu się sprzeciwi. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię. Poza tym oni nie mają zbyt długiego stażu małżeńskiego i dziewczyna dopiero teraz przekonuje się, co z niego za człowiek.
      Nie spodziewałam się, że moje wypociny były czytanie gdzieś w przestworzach! I ja żałuję, że wcześniej nie zostawiłaś śladu, bo tak uwielbiam Twoje przemyślenia!
      Ależ kochana, nie będę czytała Twojego opowiadania tylko dlatego, aby Cię tutaj zatrzymać. Będę je czytała bo chcę, bo jestem go ciekawe (zdradzę, że już zaczęłam, ale mam ciężki tydzień, więc i z czasem krucho). Także nie wyznaję zasady, o jakiej mówisz, czytam to, co mi się spodoba, zawsze wcześniej zerkając na fragment. Jeśli ktoś pisze dobrze, zagłębiam się w historię, choć może się i zdarzyć, że fabuła nie jest w stanie zatrzymać mnie na dłużej, ale u Ciebie to raczej się nie stanie. Już mi się podoba! Buziak ;*

      Usuń
  2. Dziś nie powiem zbyt wiele. Miałam czas przeczytać ten rozdział już w dzień publikacji, ale ja nie wiem czemu ciągle przeżywam sytuację Karen i stwierdziłam, że muszę chwilę przeczekać. Tak, więc jestem dzisiaj i w sumie dalej mam przed oczami, to co zrobił Franz. O rany, jak bardzo nie wierzę w jego skruchę. W ani jeden pieprzony wyrzut sumienia. W ani jedno przepraszam. Nie wierzę ani trochę w tego człowieka.
    Ja już nawet poczułam złość na Karen, że pozwoliła zrobić z siebie ofiarę. Ale wiem, że ona po prostu taka jest. Zbyt niepewna, tak naprawdę trochę samotna i nie ma już matki, u której mogłaby się schronić. Mimo wszystko w jakiś sposób ją rozumiem. Tylko teraz ma Billa, jako przyjaciela. Musi tylko w to uwierzyć. Że on jest. Przestać go chronić. Bo Bill sobie da radę. I tu w sumie już nie chodzi tylko o to, że Franz ją skrzywdził (choć głównie o to), ale także o samo to, że ona go nie kocha i nie może być z nim szczęśliwa, choćby nie wiem jak się starała i jak bardzo sobie to wmawiała. Dlatego mam tylko jedną myśl po tym wszystkim: Karen walcz o siebie.
    Jednak wyszło więcej niż się spodziewałam :D Pozdrawiam i jeszcze Wesołych Świąt ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak już jest, że ogarnia nas jakaś niemoc, aby złożyć wszystkie myśli w jedną całość i ułożyć je w zdania. Bywa, że jest to związane z naszym samopoczuciem, a bywa, że dziwne emocje nie pozwalają się skupić. Mam nadzieję, że nie było jakoś marnie i nieciekawie, a to spowodowało to opóźnienie. Niemniej jednak cieszę się, ze jesteś i zdołałaś zostawić po sobie, wcale nie taki krótki komentarz – byłabym szczęśliwa, gdyby więcej osób zechciało tyle napisać, to byłby naprawdę jakiś osobisty sukces, opinia czytelników jest bardzo ważna i obie to wiemy. W końcu każdy pisze z przyjemnością i chęci, ale nie tylko dla siebie i na pewno nie do szuflady.
      Karen jest od jakiegoś czasu zdana na siebie, nie ma nikogo bliskiego, kto wsparłby ją w ciężkich chwilach Franz na pewno nie jest taką osobą, choć do tej pory wydawało jej się, że może mu ufać i jest bezpieczna. Ona jest słaba, a jednocześnie w jakimś sensie silna – potrafi żyć z piętnem tego, co się stało, ba! Potrafi upchnąć to głęboko w zakamarkach umysłu. Czy powinna? Rzecz sporna, ale jej tak po prostu jest łatwej, szczególnie w obliczu uczucia, jakie żywi do Billa. I dlatego nie uciekła stąd, chcąc wykorzystać dany jej czas, w którym – choć sama w to nie wierzy – wiele jeszcze może się zdarzyć.
      Dziękuję serdecznie za, jak zawsze piękny, komentarz, pozdrawiam i ściskam ;*

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, że nie było! Moje opóźnienie w ogóle nie miało związku z jakością tego odcinka, bardziej z moją szurniętą psychiką :D Bez obaw, odcinek jak zawsze jest dobrze napisany i co najważniejsze, wciąż wzbudzający emocje ;)
      To prawda, w tej swojej wściekłości na to, co ją spotkało, zapomniałam zwrócić uwagę, jak Karen się z tego podniosła. Nie powiem, że przyszło jej to łatwo, ale jednak udało jej się tego dokonać.
      Jeśli chodzi o uciekanie... To raczej nie chodzi o to, by uciekała z tego miejsca, ale od tego człowieka, który niestety okazał się chyba nie być do końca tym, za kogo go uważała.
      I czy Franz naprawdę zostawi ją w spokoju do końca pobytu? Dosyć podejrzane to z jego strony, jeśli za jeden wieczór z Billem potrafił się schlać i wyrządzić taką krzywdę. Trudno uwierzyć, że tak po prostu zostawi ją teraz pod jego nosem samą... Może i Karen jest niedoświadczona i młoda, ale tak naprawdę żadne z nich chyba niewiele wie o związkach i relacjach w nich panujących. Teraz doszłam do momentu, w którym uważam, że nie tylko Karen popełniła błąd wychodząc za Franza, ale i on go popełnił, żeniąc się z nią. Choć w żadnym wypadku mi go nie żal ^^ Szkoda tylko, że już w jakimś stopniu zdążył zniszczyć życie dziewczynie, która tak naprawdę nie miała jeszcze okazji pożyć...

      Usuń
    3. Franz bardzo dobrze ukrywał swoje prawdziwe oblicze. Najpierw przed jej matką, a teraz prze nią Jak sama widzisz, zazwyczaj go nie ma – „interesy” trzymają go z daleka, więc takie to z nich małżeństwo. No i co ważne, jest z tych mężczyzn, którzy chcąc mieć czystą i porządną żonę, sami oddają się uciechom cielesnym z innymi, taki też jest nasz pan mąż. Zabawiając się z dziwkami, uważa, że ona powinna być mu posłuszna i wierna. Taki charakter, to najgorsze ścierwo tego świata. Karen wychodząc za niego nie miała pojęcia o właśnie takim jego obliczu. Czy zniszczył jej życie? W pewnym sensie na pewno, a czy uda jej się uwolnić spod tego jarzma, to się okaże
      Buziak ;*

      Usuń
  3. Od razu z miejsca przepraszam, ze tak późno! :* ale tak jakoś wyszło... przeczytałam już dawno ale coś mnie oderwało i nie skomentowałam, wiec wracam teraz.
    Mam nadzieje, ze Karen nie wybaczy Franzowi. Ja się dziwie, ze ona w ogóle wróciła do tego pokoju. A on to... nie skomentuje. Chyba najlepsza decyzja w jego życiu to to, ze wyjechał. Chociaż coś dobrego zrobił. No i właśnie tak jak ktoś tutaj już wspomniał... Karen się wstydzi... a tak naprawdę to powinien wstydzić się tylko i wyłącznie ten drań... :/ Jestem tylko ciekawa co z tym wszystkim zrobi Bill i czy... ona powie mu o tym, ze Franz nie tylko ja uderzył a skrzywdził ja jeszcze bardziej. W sumie... myśle ze powinien się dowiedzieć. Jeżeli ma coś pomiędzy nimi się jeszcze wydarzyć.
    Strasznie skomplikowana ta ich droga do szczescia. Oby ono jednak w końcu nadeszło, bo oboje na to zasłużyli. :)
    No to chyba tym razem tyle ode mnie. Czekam na następny rozdział, który pewnie pojawi się niebawem, taka mam nadzieje :P
    Buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać kochana ;* Zawsze się cieszę, kiedy jesteś, nawet z małym poślizgiem!
      Mogę Ci obiecać, że mu nie wybaczy. Trudno wybaczyć coś takiego, szczególnie, kiedy jej serce wypełnia miłość do innego. Do pokoju wróciła, bo wiedziała, że niebawem jej mąż stąd wyjedzie, a bardzo chce pobyć jeszcze z Billem.
      Ona czuje się upokorzona, jak większość kobiet w takiej sytuacji, choć jak wiele charakterów, tak wiele reakcji na taką osobistą tragedię. Czy powie Billowi, to się okaże, ale nie będę uprzedzać wydarzeń. Ona też ma dość skomplikowaną psychikę.
      Dziękuję i ślę buziaki ;*

      Usuń