sobota, 13 lutego 2016

Rozdział XV



Rozdział XV




"Ja ciebie mam, na zawsze mam…
Schowałem ciebie przed całym światem
i nikt cię nigdy tu nie znajdzie."

De Mono – „Wszystko jest na sprzedaż”




         Kiedy wysiadali z samolotu, Bill zachwycił się lazurowym niebem Prowansji. 
         - Nigdy nie widziałem takiego nieba u nas... - zwrócił się do partnerki. 
         - Prawda że piękne? Tu wszystko jest piękne, zobaczysz... - uśmiechnęła się promiennie i objęła go w pasie. 
         Jadąc taksówką z lotniska pokazywała mu zabytki i osobliwe miejsca, które mijali. On słuchał jej uważnie i rozglądał się ciekawie. Podczas swoich tras koncertowych, też był w wielu interesujących miejscach, ale nigdy nie było czasu, żeby coś swobodnie zwiedzić. Teraz odkrył w sobie chęć zobaczenia czegoś niezwykłego i ciekawego, ale może po prostu dlatego, że to ona miała mu wszystko pokazać? Dojechali w końcu na Pointe Rouge, gdzie był dom jej rodziców. Bill chciał zapłacić za taksówkę, ale mu nie pozwoliła. Spierali się o to przez dłuższą chwilę, w końcu dziewczyna przekonując go licznymi argumentami, dopięła swego. 
         - Merci bien! - uśmiechnęła się zalotnie, podając taksówkarzowi pieniądze. Byli na miejscu. Oczom chłopaka ukazał się niezbyt duży, stary dom z dość nowym żelaznym ogrodzeniem na podmurówce z piaskowca. Wokół domu rosło kilka starych, rozłożystych drzew i duże tuje, stanowiące swego rodzaju żywopłot przy ogrodzeniu oddzielającym posesję od sąsiadów. Jednak domy znajdujące się w najbliższym sąsiedztwie, zdecydowanie różniły się od tego. Niektóre z nich były stare i wyremontowane stylowo, a niektóre zupełnie nowoczesne, ale każdy z nich cechowało bogactwo właścicieli. Babette właśnie przeszukiwała torebkę, w celu odnalezienia w niej kluczy do furtki i samego domu, kiedy spojrzała, z jaką uwagą Bill rozgląda się po tych posesjach. 
         - Nasz w porównaniu z tymi to kiepski, co? - uśmiechnęła się. 
         - Nie, dlaczego? Jest bardzo ładny. 
         - Może i ładny, ale mały i domaga się solidnego remontu. To dom który wybudował chyba jeszcze pradziadek, a kiedyś Pointe Rouge, nie była jakąś szczególną dzielnicą. - wyjaśniła Babette. 
         - A teraz jest? - zapytał ciekawy. 
         - To nie wiesz?- zdziwiła się, po chwili dodając. - No tak, niby skąd masz wiedzieć? To najbogatsza dzielnica w Marsylii, niedaleko jest port i prawie każdy ma swój jacht, chyba oprócz mojego ojca. - zaśmiała się, otwierając furtkę. Bill jeszcze raz rozejrzał się wokół z zainteresowaniem, po czym chwycił rączki walizek i ruszył za Babette. Spostrzegł, że zza domu wyłoniła się kobieta w średnim wieku, która zmierzała z uśmiechem w ich kierunku. 
         - Bonjour Babette! 
         - Bonjour Valerie! 
Kobiety serdecznie się uściskały: 
         - Tu n'étais pas la dépuis longtemps!
Tu es venue pour combien de temps? *- zapytała Valerie. 
         - Pour cinqes jours.
Si mon pere téléphone tu lui dis que je suis venue toute seule *- odpowiedziała z tajemniczą miną Babette, na co kobieta figlarnie się uśmiechnęła i spojrzawszy na chłopaka skinęła głową. Potem jeszcze szepnęła jej coś do ucha. Chociaż Bill nic a nic z tego nie zrozumiał, jednak z uwagą przysłuchiwał się rozmowie, a po minach rozmówczyń wnioskował, że ta wymiana zdań po części dotyczy też i jego. Babette przedstawiła ich sobie, po czym otworzyła drzwi i weszli, już bez kuzynki do jej domu. 
         - Myślę, że najpierw się odświeżymy, co? - spojrzała na Billa i figlarnie puściła mu oczko. Postawił walizki i objął ją. 
         - Co tylko rozkażesz - odpowiedział tonem poddanego i delikatnie cmoknął ją w usta. 
         - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zechciałeś tu ze mną przyjechać... - objęła go za szyję i popatrzyła mu w oczy. 
         - Z tobą, choćby na koniec świata. - pochwycił ją teraz na ręce i okręcił wokół siebie. Roześmiała się głośno. 
         - Postaw mnie wariacie! 
         - Wariacie? - zrobił groźną minę żartując - Ja dopiero będę wariatem, bo przy tobie zwariuję ze szczęścia. 
         Uśmiechnęła się tylko przytulając do niego, ona też była teraz pijana tym uczuciem, swoim i jego, chciała żeby to wiedział. 
         - Ja też jestem szczęśliwa, nawet nie wiesz jak bardzo... - pogładziła go dłonią po policzku. Przyglądał jej się z uwielbieniem, czuł w tej chwili, że już chyba bardziej kochać nie można. I właśnie teraz mógłby przysiąc, że już nigdy, nikogo nie będzie w stanie pokochać tak, jak pokochał ją… Ktoś mógłby się zaśmiać i zadrwić z niego, co taki dzieciak może wiedzieć o prawdziwej miłości? Przecież to tylko jego pierwsze, młodzieńcze zakochanie, ale on wiedział, on czuł, że właśnie spotkał tę jedyną i miał ogromną nadzieję, że wbrew temu co mówił Tom, ona nigdy nie złamie mu serca… Przez chwilę zastanawiał się dlaczego właśnie teraz, kiedy tak stali w holu, w takiej zwykłej chwili uzmysłowił sobie ile dla niego znaczy to uczucie? Tego wiedzieć nie mógł, jedyne czego teraz był pewien, że zakochał się bez pamięci i prawdopodobnie na zawsze… 
         - Chodź, pokażę ci wszystko i rozpakujemy się potem. - odezwała się w końcu Babette. Pociągnęła go za rękę prowadząc do dużego pomieszczenia: 
         - To jest salon. 
         Bill rozejrzał się zaciekawiony. Na środku stały dwie kanapy złączone pod kątem prostym bokami, kilka puf, a pomiędzy nimi mały okolicznościowy stolik, na wprost tego wypoczynku był telewizor, a po prawej stronie piękny, duży fortepian, który najbardziej przykuł jego uwagę. Podszedł do instrumentu i przesunął po nim ręką. 
         - Zakurzony pewnie!- roześmiała się Babette. 
         - Faktycznie... - popatrzył na swoją dłoń i otrzepał o drugą. - Kto gra? - zapytał. 
         - Wszyscy po trochu. 
         - Ty też? - zdziwił się. 
         - Trochę, ale w domu nie mam nawet pianina, więc już dawno nie grałam. - wytłumaczyła. 
         - Zagrasz mi coś...? - spytał nieśmiało. 
         Babette skrzywiła się nieco. Nie grała za dobrze, poza tym dawno tego nie robiła, a on przecież znał się na muzyce. 
         - Proszę... - nalegał. 
         - No może później, ale na pewno nie teraz - zgodziła się dla spokoju, mając nadzieję, że zapomni. 
         Na dużej, starej komodzie stała niezliczona ilość zdjęć, spośród których zainteresowało go jedno, które wziął do ręki: 
         - Czy to ty? - zapytał. Z fotografii w drewnianej oprawce, spoglądała na niego już nie taka mała, roześmiana dziewczynka. 
         - Tak… Miałam 12 lat i oczywiście spędzałam tu wakacje. 
         - Już wtedy ładna byłaś. - stwierdził. 
         - Nie uważam się za ładną, z całego mojego wyglądu tak naprawdę podobają mi się tylko moje nogi.
         Bill, choć niejednokrotnie je widział teraz zerknął ponownie.
         - Masz za długą sukienkę, ale wiem, że są rewelacyjne! – zaśmiał się. - Ale dla mnie cała jesteś piękna… 
         Uwielbiała jego komplementy, dlatego też nigdy nie nakazywała mu milczeć.
         - Idziemy dalej. – pociągnęła go za sobą.
         Na wprost salonu była duża i nowocześnie urządzona kuchnia, obok spiżarnia i garderoba. Pomiędzy schodami, a wejściem do salonu, znajdowała się duża łazienka z wielką wanną, na której widok Billowi roześmiały się oczy. 
         - Marzę o kąpieli... - wyszeptał i obejmując ją, dodał - Oczywiście z tobą... 
         - Przez te dni będę spełniać wszystkie twoje marzenia... - odpowiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
         - A potem…?
         - Potem także będę się starała…
         Właśnie teraz pomyślał tylko o jednym i wiedział, że zapamięta tę jej deklarację. Jednak w tej chwili zażartował tylko;
         - Trzymam cię za słowo, chcę Porsche! - uśmiechnął się zawadiacko.
         - No nie! Bez przesady! Ja nie miałam na myśli materialnych marzeń! - Teraz obydwoje zaczęli się śmiać, a on znów kurczowo podchwycił to zdanie. Jego marzenie względem jej wcale nie było materialne…
         Poprowadziła go na górę, gdzie znajdował się jej, a teraz ich pokój, w sąsiedztwie sypialni rodziców, trzech gościnnych pokoi i małej łazienki z natryskiem. Głównym meblem pomieszczenia było duże, kute łóżko, na co chłopak zwrócił szczególną uwagę. Z uśmiechem niewiniątka usiadł na nim i podskoczył kilka razy: 
         - Miękkie i dobrze, że nie skrzypi. - stwierdził, puszczając jej oczko. 
         - No wiesz co…? - żartobliwie oburzyła się Babette. - Tobie tylko jedno w głowie… 
         Zerwał się natychmiast i pociągnął ją tak, że obydwoje upadli na miękki i nieskrzypiący, jak go określił przed chwilą, mebel. Przygniótł dziewczynę swoim ciałem i skwitował: 
         - A żebyś wiedziała, że jedno… Jestem niewyżyty, wyposzczony i będę cię męczył cały czas... – usiał drobnymi pocałunkami ścieżkę wzdłuż jej szyi.
         - Wyposzczony? - zdziwiła się, cicho śmiejąc. - Przecież nie upłynął nawet tydzień jak się kochaliśmy… - objęła go. 
         - Tydzień? Przecież to cała wieczność… - mruknął pomiędzy jednym, a drugim muśnięciem i podniósł głowę. Patrzył na nią wzrokiem pełnym ciepła, nadal lekko przyciskając ją swoim ciałem do materaca. - Bez ciebie godzina to wieczność... - dodał już poważnym tonem.  
         Teraz wtulił się w nią jak bezbronne dziecko, potrzebujące miłości i zrozumienia. Obejmując go, zatopiła palce we włosach cicho wzdychając, czule musnęła skroń chłopaka.
Rozpalał każdy jej zmysł tą nagłą bliskością, ale teraz dla odmiany rozbudził też ukrytą gdzieś w głębi serca, cząstkę matczynych uczuć. Chciała się nim opiekować, bo przecież był taki wątły i bezbronny, pragnęła go już nigdy nie skrzywdzić, a w zamian za jego miłość podarować mu swoją.... Przez chwilę zastanowiła się, czy przypadkiem właśnie teraz nie jest ten właściwy moment, aby wyznać mu szczerze swoje uczucia, jednak szybko porzuciła ten zamiar. Marzyła, aby dla nich obojga chwila kiedy mu to wyzna, była wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
         - Wypakuj się w garderobie, a ja naleję wody do wanny, dobrze? – zniszczyła krótką chwilę intymności bez żalu. Wiedziała, że przed nimi jest niezliczona ilość takich właśnie chwil, a ta pierwsza utkana misternie z marzeń, właśnie miała nadejść.
         Skinął głową, uśmiechając się lekko. Babette wyswobodziwszy się z jego uścisku, zbiegła po schodach na dół, aby zająć się przygotowaniem ich wspólnej kąpieli. Szybko przemyła wannę i poustawiała na obrzeżach kilka zapachowych świec, a na małe okienko zaciągnęła roletę, aby nie przedostawały się niepotrzebne im w tej chwili słoneczne promienie. Odkręciła kurek z ciepłą wodą, nalała płynu i zapaliła świece. Oparła dłonie o brzegi wanny, patrząc jak opadająca z góry woda tworzy białą pianę. Zamyśliła się. Za chwilę znów będą należeć do siebie każdym najmniejszym gestem, każdą myślą, ciałem, sercem i duszą… Za oceanem gdzieś na wielkiej konferencji jest Martin… Gdyby nie było jego w jej życiu, wszystko wydawałoby się o wiele prostsze… Ale on był, istniał, i choć teraz z daleka od niej, to zapewne mocno ufał w jej wierność i lojalność…
         - Już jestem… - wyrwał ją z zadumy głos Billa który właśnie wszedł do łazienki.  Odwróciła się do niego z uśmiechem i pełnym zmysłowości głosem zapytała;
         - Gotowy na wspólną kąpiel..?
         Obezwładniający dreszcz posiadł jego ciało, nie pozwalając mu na najmniejszy ruch, kiedy z wolna ruszyła w jego stronę, po drodze zsuwając ramiączka sukienki, która po chwili opadła na zimną posadzkę. Lekko i ulotnie, niczym powiew wiatru musnęła jego usta. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją pełniej, a ona odbierając czuły pocałunek, pozbywała go ubrań. Wzajemnie obnażyli znów przed sobą ciała, aby już niebawem ubrać je na powrót w pieszczotę dłoni i ust.
         Pochwycił ją na ręce i ostrożnie, tak jakby trzymał coś bardzo kruchego, położył w wannie, zanurzając się po chwili obok niej. Powolnym ruchem pociągnęła go na siebie, aby mogli stać się jednością ciał i dusz. Pomarańczowe świece dawały nikły blask, a ich aromatyczna woń rozchodziła się po całym pomieszczeniu. Biała piana pokryła rozedrgane namiętnością ciała zakochanych w sobie ludzi, a wprawiona w ruch woda, jak tryskający ze źródła strumień, rytmicznie wypływała na posadzkę. Upajali się ulotną chwilą szczęścia, cudownej miłości fizycznej, która daje ukojenie i rozkosz.
         Szeroko otwartymi oczami uparcie śledził mimikę jej twarzy, roznamiętnione spojrzenie i rozchylone wargi, które teraz poruszały się delikatnie, jak gdyby chciała coś powiedzieć. Zamarł w bezruchu, a jego serce zatrzepotało w piersi szalenie. Miał wrażenie, że właśnie bezdźwięcznie powiedziała to… Czyżby właśnie teraz spełniała jego marzenie..?
         Nie, z pewnością niczego nie mówiła, to tylko jego podświadomość płata mu takie figle. To ta chwila intymnej bliskości tak działa na jego wyobraźnię, właśnie dlatego, że tak bardzo tego pragnie…
         Drgnął w jej mocniej prowokując jej coraz głośniejszą reakcję. Przyjmowała go w sobie czując, jak cudownie wypełnia ją swoją wielkością i ciepłem. I chciała krzyczeć z przyjemności, jaką niosło za sobą każde jego drgnienie, pragnęła żebrać o wieczność, aby już zawsze oddawał jej siebie z taką pasją, jednak nie mogła… Znów jej usta tak bardzo zajmowały jego, zapamiętale plącząc języki. I nie było większej spójności dwojga ciał, ani bliższego połączenia. Należeli do siebie permanentnie i zupełnie. Kiedy na czuły pocałunek przyszedł kres, ponownie pragnął zapewnić ją o tym co czuje, choć teraz pod wpływem emocji stanowiło to dla niego ogromną trudność. Chłonął nieprzytomnym wzrokiem wyraz jej twarzy, kiedy popadała w coraz silniejsze i głębsze emocje.
         Wiedziała, że przez te dni niejednokrotnie będzie oddawała mu się na każdy możliwy sposób, a jeśli ich czas tutaj się skończy, zrobi to każdego kolejnego dnia we wspomnieniach… Choć jeszcze o tym nie wiedział, już całkowicie podarowała mu swoje serce w zamian odbierając jego.
         Zanurzyli się głębiej, woda falowała mocniej wyrzucając na posadzkę łazienki wraz ze swoimi kroplami białą pianę. Szybkie, namiętne oddechy i głuchy jęk przyjemności mieszały się z jej pluskiem. Szczelnie przylegał torsem do jej piersi, nie przestając zadawać jej rozkoszy. W jego ramionach stawała się miękką materią, z której mógł uformować wszystko to co najlepsze dla niego, dla nich… Prowadził ją na szczyt przyjemności, jaką tylko on potrafił jej ofiarować, bo tylko przy nim czuła takie szaleństwo, zupełnie jakby właśnie dla niej się narodził i był jej przeznaczony. On czuł idealnie to samo.
         Przeżyli to razem, plącząc języki i tym samym zamykając drogę krzykom, jakich z pewnością w inny sposób nie umieliby pohamować. Coraz mniej wody wylewało się z wanny, ruchy stawały się coraz wolniejsze, uspokajały się rozognione zmysły. Ogarnęła ich błogość i szczęście. Dwa spełnione nagie ciała, przykryte białym puchem piany wyciszały w sobie każdą wcześniejszą emocję, a w powietrzu unosił się aromat waniliowej miłości. 
         - Kocham cię... – szepnął Bill, którego głowa spoczywała na jej nagich piersiach. „Ja też cię kocham…” – bezgłośnie poruszyła ustami, choć teraz on nie mógł tego widzieć. Zrobiła to kolejny raz, choć wciąż nie umiała zdobyć się na odwagę, aby powiedzieć mu to na głos i wprost. Przecież czekała właśnie na taką chwilę jak ta, romantyczną i pełną ciepła. Milczała jednak. W zamian za niewypowiedziane słowa pogładziła go tylko po mokrych włosach, wtulając w nie twarz i przymykając oczy. 
         Dla odmiany on nie oczekiwał teraz niczego, cieszył się magią tej chwili, dotykiem jej dłoni, bliskością ciał. 
         Wstali dopiero wtedy, kiedy woda zupełnie ostygła i dokuczył im chłód. Babette rozejrzała się po zalanej posadzce. 
         - Będziesz to sprzątał. – zaśmiała się. Bez słowa pokręcił przecząco głową sięgając po ręcznik. 
         - Nie zgadzam się, sam tego nie zrobiłem. – odpyskował zakładając bokserki.
         - Dobra! Pół na pół. - Babette przyniosła wiaderko i mop, którym zaczęła zbierać porozlewaną wodę. Bill podszedł odbierając go jej.
         - Żartowałem, daj.
         Nie wypadało mu pozwolić jej sprzątać, chociaż nie szło mu to jakoś sprawnie. Tak po prawdzie robił to pierwszy raz w życiu, aż się zaśmiała, jednak nie zraziło go to. Ze skwaszoną miną kontynuował. 
         - Jak skończysz to się ubierz, pojedziemy kupić coś do jedzenia. - pocałowała go w policzek i zniknęła za drzwiami. 

*- Dawno cię tu nie było, na ile przyjechałaś?
-Na pięć dni. Jakby dzwonił mój tata, to powiedz, że przyjechałam sama.


~


         Słońce Prowansji przypiekało niemiłosiernie. Babette w krótkich spodenkach, bluzce na ramiączka i dużym, słomkowym kapeluszu, który przystosowany do tutejszych upałów od kilku lat wiernie jej tu służył, otwierała drzwi garażu, kiedy Bill wyszedł z domu. 
         - Macie tu samochód? - zapytał podchodząc do niej. 
         - Pewnie, a jak byśmy się poruszali? 
         Stanął na wprost wyjazdu, a jego oczom ukazał się wspaniały, czarny Renault.
         - No niezła fura... - zagwizdał. 
         - Ojciec lubi dobre samochody, a dla mnie to nie ma znaczenia, byleby jeździł. Otworzysz mi bramę? - spytała, rzucając mu klucze. - Niestety, jako nieliczni tutaj, nie mamy automatycznej. 
         Kiedy już usiadł na miejscu pasażera, spojrzała na niego z uśmiechem, zdejmując kapelusz i rzucając go na tył. 
         - No i po co męczyłeś się nad tą fryzurą? Po przejażdżce w kabriolecie nie będzie z niej ani śladu. 
         - Skąd mogłem wiedzieć, że masz tu kabriolet? - odparł z udawanym wyrzutem. 
         Zrobili zakupy w pobliskim markecie. Trochę jedzenia, napoje i szampana. Pakując zapasy do bagażnika, Babette zaproponowała: 
         - Masz ochotę na przejażdżkę po wybrzeżu? Pokażę ci moją ulubioną zatokę, gdzie zawsze chodzę się opalać. 
         - No jasne. - zgodził się ochoczo. 
         Wsiedli do auta zapinając pasy. Odpaliła silnik, włączyła muzykę i ruszyła z parkingu. Chciała wypełnić mu ten czas nie tylko swoją cielesnością, ale także pragnęła pokazać mu wiele cudownych miejsc. Dzień był słoneczny i piękny, dlatego chciała wykorzystać go jak najlepiej. Jechała dość szybko, lubiła czuć ten swoisty rodzaj adrenaliny. Wiatr rozwiewał im włosy, a słońce przyjemnie grzało.
         - Podziwiaj widoki! – krzyknęła starając przebić się przez głośną muzykę i odgłosy ulicy. – Nigdzie takich nie zobaczysz, Marsylia to port ludzi różnych narodowości! 
         Chłopak z zaciekawieniem przyglądał się okolicy, faktycznie widoki były fascynujące, szczególnie, kiedy jechali już wzdłuż wybrzeża. 
         - Zaparkujemy tutaj, bo bliżej dojechać nie można – oznajmiła mu, gdy byli już w pobliżu docelowego miejsca. Skręciła na parking. 
         Skaliste wybrzeże, kamienista plaża w zatokach i lazurowe niebo, odcinające się od szmaragdowego morza; taki widok ukazał się jego wrażliwym na piękno oczom. 
         - Cudnie... – zachwycił się i obejmując ją czule, zetknął ciepłe usta z jej skronią.  
         - Tam po północnej stronie, jest Fort świętego Jana, a naprzeciw niego, od strony południowej Fort świętego Mikołaja, za nim są pięknie ogrody Jardin du Pharo, pojedziemy tam może jutro, jeśli będziesz chciał... – opowiadała. 
         - A ta wysepka na środku? – pytał zaciekawiony.
         - To jest wyspa If, a na niej stoi zamek, który był kiedyś więzieniem. Jeżeli nam starczy czasu, możemy tam popłynąć, bo co godzinę z portu odpływa statek. 
         - Z przyjemnością. - ucieszył się chłopak. 
         - Czytałeś Dumasa? 
         - Nie, w ogóle mało czytam, brak czasu... – Odrobinę się zawstydził. 
         - Ale na pewno wiesz, kto to był hrabia Monte Christo? 
         - Wiem, kiedyś film oglądałem. 
         - No więc właśnie z więzienia na tej wyspie uciekał. – wyjaśniła dziewczyna. 
         - Tak..? – Bill spojrzał na nią nie kryjąc ciekawości. Słuchał jej uważnie i fascynowało go to, o czym opowiadała mu Babette. Poczuł ogromną wdzięczność, że go tu ze sobą zabrała, że zadała sobie tyle trudu, aby zorganizować to wszystko i na pewno nie chodziło jej jedynie o  zbliżenia, teraz już to wiedział. Gdyby chciała nacieszyć się jedynie jego fizycznością, mogli z powodzeniem pozostać w jej mieszkaniu w Berlinie. Analizując to w myślach czuł niesamowite szczęście, bo to oznaczało, że zależy jej na nim w ten wyjątkowy sposób.
         - Dziękuję... 
         - Za co? – zdziwiła się. 
         - Że mnie tu przywiozłaś i że mogę to wszystko z Tobą oglądać... 
         Wciąż byli objęci i spleceni czułym uściskiem. Teraz jeszcze mocniej wtuliła się w niego, szczęśliwa jak nigdy, podczas gdy jego usta zatopiły się w jej włosach. Było jej tak dobrze, ogarnęła jej serce cudowna błogość i pragnienie, aby ta chwila nigdy się nie skończyła.
         - Bill... 
         - Tak...? – mruknął cicho, czując jak serce znów zaczyna w nim wariować, rodząc nadzieję. Jeszcze przez chwilę niewiadomą było to, co właśnie ma zamiar mu powiedzieć, a to oczekiwanie potęgowało w nim drżącą niepewność. Ona tymczasem odwróciła się do niego przodem i wciąż będąc w jego ramionach, popatrzyła mu głęboko w oczy. I właśnie w tej chwili spostrzegła w nich błysk, jakby iskrę i… zawahała się, choć nie powinna. Doskonale wiedziała na jakie słowa czeka, a ona wciąż jeszcze niepewna była, czy to już jest ten odpowiedni moment. Trochę bolało ją to, że wciąż zwodzi go, budząc w nim nadzieję, jednak była też pewna, że kiedy już zdobędzie się na tą odwagę, uczyni go najszczęśliwszym.
         - Dobrze mi z tobą, wiesz...? – szepnęła tylko.
         Uśmiechnął się i jeszcze mocniej ją przytulił. „Zobaczysz… Rozkocham cię, a wtedy będziesz tylko moja...” , pomyślał teraz.
         Wiatr wiejący od morza targał im włosy, a oni zakochani w sobie, nieprzytomni ze szczęścia, wtopieni w lazur bezchmurnego nieba Marsylii jeszcze dłuższą chwilę nieruchomo upajali się swoją bliskością.


8 komentarzy:

  1. No to się zaczęło :D Teraz to już tylko coraz ciekawiej :>>
    Dzisiaj krótki komentarz, bo czekam na ciąg dalszy :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak coś zmieniłam po drodze, ale pewnie się nie zorientujesz ;)

      Usuń
    2. Ale tutaj czy gdzieś dalej? :P Bo tutaj to nie wiem, ale dalej to może jednak? :P

      Usuń
    3. Dalej będzie mała zmiana, jak dotąd są takie kosmetyczne.

      Usuń
    4. No to zobaczymy... może wyłapię xD

      Usuń
    5. A jeśli nie to mam na kompie gdzieś starą wersję to najwyżej spróbuję tak xDD Bo to fakt, że już to dawno czytałam ;>>

      Usuń
  2. Wiesz co powiem :) więc pisze tylko, że czekam na kolejny odcinek <3

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń